Na północnym brzegu jeziora rośnie bambusowy wiecznie zielony gaj. Jest to ciche i pełne niespodzianek miejsce pomiędzy wyrastającymi pionowo grubymi bambusowymi łodygami czasem trafisz na kamienne lampy shintoistyczne, porośnięte mchem. Wyjątkowo piękne jest tu w godzinach świtu kiedy pomiędzy bambusami przemyka mgiełka w której kłęby spomiędzy liście wbijają się pierwsze promienie słońca,, jak i również po zmroku kiedy mgła miesza się z księżycem.
Aleksander siedział od kilku godzin wśród bambusów, na jego długim skórzanym płaszczu osadzały się krople wody niesione mgłą. W stojącej opodal latarni płonął drobny magiczny płomyk który Aleksander tam umieścił gdy przybył tu w środku nocy. Medytował pozwalając myślom płynąć swobodnie, przeglądał swoje wspomnienia. W ciągu tych kilku godzin zbliżał się do stanu wewnętrznego spokoju pozwalającego mu na pełne wykorzystanie magii, gdyż to w jaki sposób chciał ją wykorzystać wymaga skupienia i spokoju. Powoli zaczął się ruszać otworzył oczy i wstał z pozycji medytacyjnej, sięgnął po leżący obok niego kij absolwenta Durmstrangu zakończony rzeźbioną orlą głową. Była to jego ulubiona broń, którą w ostatnich miesiącach zaniedbał, jednak czując w ręku znajomy ciężar poczuł swobodną pewność siebie. Wstał i stanął pomiędzy bambusowymi pniami kiedy to pierwsze promienie słońca nasycały mgłę swoim światłem, powoli rozpoczął kata z swym kijem, najpierw powoli ospale stopniowo przyśpieszająć do momentu gdy trudno było za kijem w jego dłoniach nadążyć. Na ciele Aleksandra zaczął pojawiać się pot. W jednej chwili przystanął tuż przed uderzeniem w pień końcem laski. Uspokoił przyśpieszony oddech. Powrócił do pozycji wyjściowej, nasączył kij magią raz jeszcze wyprowadzając ciosy tym razem z podstawy kija w ślad za jego ruchami wypływało Diffendo które swym czerwonym cienkim strumieniem cięło okoliczne pnie, jednak one pozostawały na swym miejscu jakby nietknięte. Gdy tylko postawił kij po zakończeniu kata, wyprostował rękę wyprowadzając cios rozłożoną dłonią w stojący przed nim nietknięty Diffendo pień nie dotknął go zatrzymując dłoń milimetry przed jego powierzchnią, jednakże pień rozpadł się w wyniku wyzwolonego tym sposobem expulso które Aleksander użył niewerbalnie i bezróżdżkowo w tym ciosie. Z okolicznych pni zaczęły spadać liście poruszone falą zaklęcia a otaczające miejsce w którym stał pnie powoli rozsuwały się pocięte na równe bierwiona w oddali słychać był dźwięki przebudzonego ptactwa. Aleksander przysiadł po raz kolejny rozpoczynając medytację.
Robertowi naprawdę należały się wakacje, idealnie się złożyło, że Hogwart takie organizował. Japonia bardzo mu się podobała, może tutaj ktoś gra w baseball, jako młodziak lubił jeździć na mecze baseballowe, a jak wiadomo, Japonia jest jednym z państw, które ten sport założyła. Jednak nie o sporcie tu mowa, chciał się rozerwać, posiedzieć, z kimś porozmawiać. Jego celem był gaj bambusowy, do którego się wybrał, od razu po wypakowaniu się w swoim domku. Ręka powędrowała do kieszeni, gdzie miał jakiś odtwarzać mp4, włączył go i włożył słuchawki do uszu, z odtwarzacza dobiegała piosenka zespołu Lynyrd Skynyrd - Still Unbroken, jedna z jego ulubionych. Usiadł gdzieś, gdzie nie było bardzo brudno i przyglądał się wszystkiemu, co go otaczało.
Yay! W końcu znalazłam czas żeby odwiedzić bambusowy gaj. Ostatnio tak dużo się dzieje wokół mnie, że nie mam szans na odpoczynek. To Naoki się przyczepi i nie może odczepić, czasami przypomina mi kleszcza, albo pijawkę! To Cornelia rzuca się na mnie i tarza mną po ziemi jak jakąś szmatką, tak na marginesie, to moje plecy już wysiadają. Albo Aaron robi coś złego i ja muszę go przywołać do porządku, a tak w ogóle to pierwszy raz udało mi się przywalić facetowi tak mocno! Ach i jest jeszcze Allistair, uwielbiam spędzać z nim czas, no ale… ja też zasługuje na trochę wolności… Tak więc nasza kochana puchonka z wielką ilością myśli, które przeplatały się między sobą w dosyć szybkim tempie, spacerkiem kierowała się w stronę bambusowego gaju. Słyszała o nim wiele ciekawych opowieści, jak pięknie jest tutaj o świcie i jak cudownie wygląda księżyc, który pojawia się pomiędzy bambusami. Jakoś nie widziało jej się wstawać wcześnie, dlatego postanowiła obejrzeć to drugie. Pojawiła się tutaj wcześniej niż jej się wydawało, o dziwo wcale się nie zgubiła, co było u niej bardzo częste. Kiedy doszła na miejsce rozejrzała się za jakimś przytulnym miejscu, w którym będzie mogła się zrelaksować czytając książkę i czekając, aż księżyc pojawi się na niebie. W końcu dostrzegła pewnego chłopaka. Nie była pewna czy go zna, jednak nieświadomie postanowiła podejść. Spojrzała na niego zmieszana i splotła ręce zakłopotana. - A… He… hey – wyjąkała jakimś cudem, a na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
Noc w bambusowym gaju była dla niego wymarzonym miejscem, wreszcie mógł się dostatecznie wyciszyć, tego mu było trzeba. Chociaż miał taką świadomość, że ktoś na pewno tu przyjdzie i będzie zawracał mu głowę, gdy ten będzie chciał posiedzieć w spokoju. No i nie mylił się, spostrzegł swoimi oczyma jakąś dziewczynę, wyglądała na starszą, więc pewnie była studentką jak on, albo była na ostatnim roku Hogwartu. Szybko wyciągnął słuchawki ze swoich uszu, piosenkę przerwał w połowie, a bardzo tego nie lubił. Przywitała się z nim, on zmierzył ją wzrokiem, skinął głową i powiedział. - Cześć, też przyszłaś się wyciszyć? - może miała taki sam cel jak on, więc zapytał o to, bo przecież mógł się przenieść w inne miejsce, żeby jej nie przeszkadać.
Prawdę mówiąc, gdyby Nikola usłyszała jego słowa, o tym, że wygląda na studentkę, to by nie przestała się cieszyć do końca życia. Pierwsza osoba zgadła ile ma lat i nie odmładzała ją tak bardzo! To był spory wyczyn! Nieźle się namęczyła, żeby cokolwiek powiedzieć, jednak jej myśli nie były takie sympatyczne jak jej wyraz twarzy. Nie mogłaś się chociaż raz normalnie przywitać? Dlaczego zawsze musisz się jąkać, dodatkowo to jego spojrzenie! Aaaa zaczynam się bać… Dobrze, że była dobrą aktorką i potrafiła przybierać maski uczuć, inaczej pewnie panikowałaby tutaj jak jakiś oszołom i nie wiedziałaby co ma ze sobą zrobić w takiej sytuacji. Jezu… ona na serio była dziwna, ale to nie jest aktualnie ważne. - Nie… nie do końca – wydukała i odwróciła wzrok wlepiając je w niebo. Na szczęście nie było zachmurzone, jednak w powietrzu unosiła się delikatne mgła. Uśmiechnęła się sama do siebie. Naprawdę jest tutaj przepięknie, tylko trzeba znaleźć miejsce, w którym będzie widać dokładnie księżyc! - Słyszałam… – zaczęła niepewnie i spojrzała na chłopaka zakłopotana – od mieszkańców, że o tej porze jest tutaj bardzo pięknie – wyszeptała. Jej wzrok wrócił na chłopaka, a szmaragdowe tęczówki wbiły się w jego twarz analizując cal po calu.
Oj był, Robert znał się na ludziach i dlatego tak szybko odgadnął jej wiek, ale nie powiedział, bo po co. Chyba była bardzo strachliwą osobą, bo przecież zwyczajnie nikt nie powinien się tak przy nim jąkać i dukać, przecież nie był żadnym metalowcem z obmalowanym ryjem, albo coś w tym stylu. Hmm, jeśli Nikola według siebie samej była dziwna, to Robert tym bardziej, był strasznym odludkiem, ale gdy ktoś chciał z nim porozmawiać, zawsze mógł odnaleźć jakiś temat, niezależnie od tego, ile już czasu zna daną osobę. - Aha, rozumiem. - w tym samym momencie wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni swojej kurtki, po czym wziął jednego i odpalił go zapalniczką. Wyciągnął ją w jej stronę, na znak, żeby również sobie wzięła, zaciągnął się swoim papierosem, słuchając jej. - Czyli albo Ty umiesz Japoński, aby się z nimi porozumieć, albo mieszkańcy tej malutkiej wioski umieją Angielski, niebywałe! Skoro umieją, to może czas uciąć sobie z nimi jakąś pogawędkę. - sarkazm mu wyszedł, czuł to głęboko w swojej duszy, zaśmiał się do siebie i pokiwał głową w tym samym czasie. Wtedy ich wzroki się spotkały, patrzył na nią również swoimi niebieskimi oczyma.
Była strachliwa, ale tylko i wyłącznie do obcych. Była jak dzikie zwierze, które ktoś próbuje oswoić, nie jest pewne zamiarów osoby, która przed nią stoi dlatego się nie otwiera, na każdy gwałtowniejszy ruch, albo atakuje, albo ucieka. Dopiero kiedy ktoś ją ‘oswoi’ otwiera się i pokazuje swoje prawdziwe ja. Gdy skwitował jej wypowiedź zwykłam: „Aha” miała ochotę się załamać. To ona się tak poświęca i wypowiada się w taki niezwykły, bynajmniej dla niej, sposób, a on mówi po prostu aha? No dobra to już jest nie ważne. Najgorsze jest, że po chwili wyciągnął paczkę papierosów i zapalił jednego. Nie przepadała za dymem papierosów, prawdę mówiąc sprawiał, że robiło się jej niedobrze, kiedy go tylko poczuła, no ale mu tego nie zakaże. Szczerze mówiąc, kiedy wyciągnął w jej stronę paczkę fajek jej wyraz twarzy, który dotychczas był zakłopotany i niepewny zmienił się diametralnie. Można było teraz dostrzec na jej twarzy obojętność i poniekąd obrzydzenie. - Nie dzięki… – jej ton również się zmienił, był agresywny i oschły, jakby chciała zabić chłopaka samymi słowami. Atmosfera na ten moment naprawdę stała się ciężka, dziewczyna wyglądała jakby mogła się na niego rzucić i zrobić mu wielką krzywdę w każdej chwili. Na całe szczęście, ta dziwna ‘przemiana’ nie trwała długo i zanim chłopak zdążył się zorientować jej wyraz twarzy znowu wrócił do tej… można by powiedzieć głupkowatej formy. - No dzięki! – powiedziała trochę podłamana tym, że chłopak od razu postawił, że dziewczyna nie może być nad wyraz zdolna i nie może znać tego jakże trudnego języka. Westchnęła i zaśmiała się pod nosem. Spojrzała na niego nie przestając się uśmiechać. - Co nieco rozumiem z japońskiego, a resztę wydedukowałam. Mówili Kirei, tsuki i wiele innych trudnych słów pokazując w tą stronę! A że słowo Kirei oznacza ładny, a tsuki księżyc, to przyszłam. – powiedziała uśmiechając się szeroko do chłopaka, jednak po chwili na jej twarzy pojawiło się zastanowienie – Chyba że mówili kire, co by oznaczało, że tutaj jest jakiś księżycowy zabójca, albo zabójca, którego oni kochają, ale to jakoś mi nie pasuje. – wydukała i zaśmiała się pod nosem zakłopotana. Nie sądziła, że tak szybko uda się jej rozgadać.
W sumie, Robert chyba też tak miał, nie ufał nikomu, no poza swoimi rodzicami, oni zawsze mu pomagali. Ale przecież ona w ogóle się nie wysłowiła, Robert nie widział sensu rozwijania swojej wypowiedzi, gdy ona powiedziała "Nie do końca". Zauważył, że papierosów nie lubi, więc szybko schował paczkę do swojej kieszeni a dym, który wypuszczał po każdym zaciągnięciu się, wysyłał albo w bok, zważając na to, żeby ona go nie wdychała. Spuścił nieco głowę, nie musiał tak postąpić, przecież większość czarodziejów nie pali, mógł to od razu wyczuć, tak niestety wyszło. Jednak potem znów zmienił się jej wyraz twarzy, nie spodziewał się takiej reakcji i sam się uśmiechnął, gdy ona również to zrobiła. - Nie ma problemu. - uśmiechnął się, bo przecież pewnie znała Japoński, ale dowiedział się o tym dopiero potem. - Szkoda, że ja nie miałem szczęścia nauczyć się tego języka, niemniej jednak Tobie gratuluję. - zaciągnął się papierosem, wypuścił szybko dym z ust, po czym odpowiedział - To nie o mnie. - podrapał się po swojej głowie, znów się na nią gapiąc.
Nawet jeżeli to były trzy słowa to dla niej super ekstra osiągnięcie, zresztą później też zaczęła mówić, troszkę bardziej się rozgadała. No ale nie ważne. Nic chłopakowi nie poradzę, że dziewczyna nie dość, że była dziwna to chora, o czym sama nie wiedziała. Nie mogła nic poradzić, na te nagłe i niekontrolowane zmiany osobowości. Powinniśmy się cieszyć, że napotkaliśmy akurat Nikolę, a nie na przykład Victorique, która nie byłaby taką przyjazną towarzyszką do rozmów. Ale kontynuując. Posłała mu szeroki uśmiech i wydukała. - To jest bardzo skomplikowany język, wystarczy powiedzieć źle jedną literkę i mogą Cię źle zrozumieć, dodatkowo jedno słowo posiada wiele różnych znaczeń, na przykład „Tsuki” może oznaczać kochać, albo księżyc, albo bardzo ciekawe słowo, którego nigdy nie umiem spamiętać, ani wymówić, może oznaczać Piekło, albo Polska. – wyszeptała i ponownie spojrzała na niebo. Gdzie ten księżyc no?! - Cieszę się, już się bałam, że umrę młodo – wydukała i posłała mu szeroki uśmiech, po czym zarumieniła się. Dopiero teraz pomyślała, że musi się dziwnie zachowywać. - A właśnie – zaczęła speszona i podrapała się po policzku zakłopotana – Na… nazywam się Nikola. Ummm yoroshiku onegai shimasu? –zadała pytanie chyba bardziej do siebie niż do niego – Jeżeli dobrze pamiętam to tak to szło.
I bardzo dobrze, że się rozgadała, już myślał, że umrze tutaj z nudów. Rozdwojenie jaźni? O kurde, strasznie poważnie się zrobiło. Jeśli jej druga osobowość nie lubi rozmów, no to pewnie byłoby trochę nudno, ale z drugiej strony ciekawie. - Hiragana, katakana i te sprawy, wiem o co chodzi. Niby kiedyś o tym czytałem, ale nigdy nie zabierałem się za to poważnie. - gdy ona spojrzała w niebo, on również tam spojrzał, po czym wzruszył nieco ramionami. Uśmiechnął się do niej, wreszcie się przedstawiła, czyli on też musiał to zrobić. - Robert Henderson, miło mi. - nie wiedział po co była jej ta japońska wstawka, trochę się zmieszał, ale potem znów się zaśmiał. Zaciągnął się ostatni raz, po czym zgasił papierosa, a właściwie sam filtr i wyrzucił go gdzieś, gdzie nikt nie będzie go widział.
Dziewczyna była zagadkowa, trzeba przyznać. Ja jako autorka, cieszę się, że posiada tylko i wyłącznie dwie osobowości, bo niańczenie dla przykładu pięcioletniego dziecka, bądź przedstawianie się jako transwestyta Andrzej, nie byłoby fajnym przeżyciem. Ale Victorique też nie jest prostą dziewczyną. Jest dosyć agresywna i trudno jej nawiązać kontakt bez jakiejkolwiek bójki, trudno do niej dotrzeć. Szczerze mówiąc czasami się zastanawiam, do kogo trudniej dotrzeć, do Nikoli czy do Victorique. - Na myśl o wyjeździe do Japonii jakoś do tego siadłam i co nieco w głowie mi zostało – wydukała zakłopotana. Rozciągnęła się. Miała ochotę zwiedzić to miejsce, a nie tylko stać i czekać na księżyc. On tak sobie się nie pojawi, to ona musiała odnaleźć miejsce, w którym będzie on najbardziej widoczny! - Robert… – powtórzyła dla zapamiętania. Skoro już gadali o tym języku, to chciała w ten sposób się powitać. Kiedy skończył palić widocznie odetchnęła z ulgą. Prawdę mówiąc modliła się w myślach, żeby nie zapalał drugiego, ona naprawdę tego nienawidziła. - Co ty na to żeby przejść się po tym gaju? – spytała robiąc krok do przodu, spojrzał na niego kątem oka czekając na odpowiedź. Miała nadzieję, że będzie pozytywna, ona tak bardzo chciała zobaczyć piękno księżyca z tego gaju, noo!
To, że była zagadkowa, było widać na samym początku. No w sumie, dwie osobowości kobiece, jeszcze do tego dojrzałe w zupełności wystarczą. Na serio, Robert pewnie nie chciałby spotkać pięcioletniego dziecka w ciele jakiejś uroczej kobiety, to byłoby co najmniej dziwne. - Pięknie, Japonia jest bardzo ciekawym krajem, zostałbym tu na dłużej, ale pewnie bym sobie nie poradził, bo jednak język jest tutaj bardzo wymagany. - wstał i otrzepał swoje spodnie, w tym momencie był parenaście centymetrów przed nią, to była niebezpiecznie bliska odległość, więc zrobił krok w tył i podrapał się po głowie. Zauważył to, gdy westchnęła, po czym powiedział. - Do tego czasu, gdy się pożegnamy, nie zapalę ani jednego papierosa, okej? - więc będzie to dość długi czas, bo była bardzo ciekawą osobą. Wysunęła propozycję spaceru, ten popatrzył na nią spode łba, jednak po chwili zbliżył się do niej i powiedział. - Czemu nie? - zrobił krok, więc stali teraz w jednej linii, nawet dość blisko siebie.
Gdy przybliżył się do niej, na trochę niebezpieczną odległość zarumieniła się jednak nic nie zrobiła, ani nic nie powiedziała. Po chwili chłopak się odsunął, dlatego się rozluźniła. Mimo wszystko była bardzo nieśmiała dziewczyną. Niektóre rzeczy, które były normalne dla innych ludzi, były dla niej kłopotliwe i trochę zawstydzające. Nagle chłopak wspomniał o papierosach, ona spojrzała na niego widocznie zmieszana. - Znaczy… ja… nie… o to… tylko – wyjąkała niewiadomo dokładnie co po czym zrezygnowała z tej jakże niesamowitej wypowiedzi i wydukała – dziękuje… – spojrzała na niego spode łba… bo u niej to nie było takie trudne. No cóż ona miała jakieś 158 wzrostu, a on wyglądał na 190! Dlatego nie potrafię sobie wyobrazić, że chłopak spogląda na nią spode łba, bądź z dołu, bo to chyba było niemożliwe, a jeżeli mu się to udało to musiał być niesamowity w takich typu sprawach! Znowu się zbliżył, a na jej policzkach ponownie pojawił się rumieniec. Nic nie powiedziała tylko ruszyła przed siebie. Z jej twarzyczki nie schodził uśmiech, a ona szła w tej ciszy. - Umm… – zaczęła w końcu nie wiedząc co dokładnie chciała powiedzieć – może… eee – wymyślała na bieżąco o co dokładniej może go spytać, bądź o czym mogą porozmawiać. – powiesz mi coś o sobie? – spytała widocznie niepewna. Nie wiedziała, czy w ten sposób mogła rozpocząć tą rozmowę, dlatego też nie wiedziała jak chłopak zareaguje.
Czyli trafił w sedno, zaczęła się trochę jąkać, od razu wiedział, że nie lubi zapachu papierosów, ani papierosów ogólnie rzecz biorąc. - Nie ma problemu, mogłaś w sumie od razu powiedzieć, że tego nie lubisz, pewnie bym od razu wywalił, a tak to siedziałaś cicho jak myszka. - a no tak, nie mógł patrzeć na nią spode łba, chyba musiałby kucnąć, pomyłka autora. Wtedy, gdy się do niej zbliżył, na jego policzkach też pojawił się rumieniec. Szedł takim samym tempem jak ona, czekając aż wreszcie ktoś rozpocznie rozmowę, już chciał coś powiedzieć, gdy ona zaczęła coś mówić, wtedy już przestał i zaczął jej słuchać. Liczba osób, która wiedziała o nim coś więcej niż tylko imię, nazwisko i rok studiów była bardzo mała, sam nie chciał mówić wiele o sobie, bo przecież nikomu nie ufał, choć sam był bardzo ciekawski. - O mnie? Yyyy... - wpierw poklepał się po nogach rękami, potem splótł je na klatce piersiowej, po czym wreszcie westchnął i powiedział - Lubię grać na gitarze i śpiewać. - chyba jak na razie tyle jej wystarczy.
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, jednak nic nie odpowiedziała na jego słowa. Taka już była, nie chciała zwracać komuś uwagi, no bo przecież to wolny kraj. Może robić co chce, a niekoniecznie wysłucha jej prośbę, może wręcz przeciwnie będzie chciał ją drażnić tym, co ją denerwuje. Właśnie dlatego nauczyła się nie prosić nieznajomych o takie rzeczy. Nie wie jak zareaguje, nie wie jaki tak naprawdę, to wolała to znosić na początku, a później dopiero kiedy była pewna już danej osoby prosiła o takie rzeczy. Szli tak i szli, a ona w końcu się odważyła i powiedziała. Widocznie przerwała mu, prawdę mówiąc, mógł powiedzieć coś wcześniej, wtedy nie musiałby mówić nic o sobie! Kiedy usłyszała słowo śpiewać zatrzymała się i spojrzała na niego swoimi szmaragdowymi oczkami. Można w nich było znaleźć tańczące iskierki, które podskakiwały wesoło. Jej wyraz twarzy mówił: „Chce posłuchać!” jednak z ust nie wydobyły się żadne słowa. Po chwili odchrząknęła i odwróciła zarumieniona twarz. Widocznie ocknęła się z transu. Ruszyła dalej i wydukała. - Też lubię śpiewać – dodała po chwili zarumieniona. Nie wiedziała jak może bardziej rozwinąć tą rozmowę, no!
On jednak lubił, gdy ktoś zwracał mu uwagę, to była forma, że nikt się go nie lęka i ma do czynienia z godnym siebie przeciwnikiem. Już chyba będzie wiedzieć jak postępować z Robertem. Jednak forma bliższego poznania osoby, a potem przejścia do wytykania błędów też jest niezła. Zatrzymała się, gdy usłyszała, że Robert lubi śpiewać, grać na gitarze również! Chociaż w sumie, gdyby go poprosiła o zaśpiewanie czegoś, pewnie by się zgodził, dlaczego by nie? Wystarczy machnięcie różdżką i zaraz przyzwie swoją gitarę. - To co, może mi coś zaśpiewasz? - piękna zagrywka, dobrze by było gdyby ona też coś zaśpiewała, nadal szli przed siebie, rozglądając się po wszystkich stronach, nadal nie było dobrze widać księżyca.
Pewnie będzie wiedziała, ale wolała zostać przy swojej metodzie i to nie było wytykanie błędów, tylko informowanie, co jej przeszkadza. Nie koniecznie ta osoba musi się zgodzić zaprzestać coś robić przy niej, ona to zaakceptuje mimo iż przebywanie przy tej osobie nie będzie już takie przyjemne. No ale cóż, są różni ludzie. Gdy zapytał ją o zaśpiewania zaśmiała się pod nosem i uśmiechnęła smutna, nie zatrzymywała się. - Lubię śpiewać – powtórzyła i w końcu zatrzymała się. Zamknęła oczy na chwili wyłączając się. Czuła jak wiaterek muska jej skórę co było bardzo przyjemne – ale nie bardzo mogę – dodała po dłuższej przerwie. Spojrzała na niego z szerokim uśmiechem – mam astmę. – wydukała niepewnie i zaśmiała się pod nosem. Ostatnio miała dużo ataków, co było niepokojące, musiała zrobić sobie przerwę od takich rzeczy. Jednak to nie znaczy, że zaprzestanie śpiewać. Choćby miała się udusić to nigdy nie przestanie śpiewać, tak samo jak nie przestanie pasjonować się aktorstwem co to, to nie. – Wiesz, ostatnio coraz częściej zdarzają mi się ataki, więc wolałabym na razie nie wysilać się w takich sprawach – zaśmiała się pod nosem i ponownie ruszyła przed siebie. Wlepiła swoje spojrzenie w niebo, jednak nie dostrzegła księżyca. Zły księżyc.- Ale jak poczuję się lepiej to obiecuję, że coś ci zaśpiewam. – powiedziała zarumieniona. Nie chciała na razie na niego spoglądać. Chociaż chłopak podsunął jej pomysł – Za to ty coś możesz zaprezentować – powiedziała zadowolona. No cóż on chyba nie może się wymigać chorobą, ne?
Bardzo podobała mu się ta metoda, i po prostu lubił takich ludzi, którzy to wykorzystują. Szkoda, że nie chciała nic mu zaśpiewać, no ale zaraz potem poznał przyczynę. No, śpiewanie z astmą nie jest bardzo korzystne i rozumiał ją w tej kwestii, skrzywił się nieco, bo przecież nie ona wybrała, żeby ta choroba właśnie ją dotknęła. - Przykro mi z tego powodu, wiem co czujesz. - tak w sumie, to nie wiedział, bo nigdy nie miał astmy, ale zawsze tak mówił, gdy było mu przykro. Choć w sumie mógł się postawić w jej sytuacji i zobaczyć, jak to jest. - Trzymam Cię za słowo, Nikola. - chociaż pewnie nie spotkają się kolejny raz, ale lepiej nie zapeszać. Hmmm, jak pomyślał, tak zrobił, nakazała mu zaśpiewać, więc wyciągnął różdżkę i powiedział. - Accio gitara! - niedługo potem pojawiła się gitara, przy jego ręce, założył ją na ramię, wziął kostkę i zaczął coś pogrywać, dopiero po krótkiej chwili zdecydował się na tę piosenkę, pomyślał, że na pewno jej się spodoba.
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. - Nie przejmuj się – powiedziała widocznie nie bardzo tym przejęta – i tak w większości przypadkach się tym nie przejmuje. Jak wiem, że nie zapomniałam leków to jadę na całość, gorzej jak zapomnę ich wziąć ze sobą – wydukała w zamyśleniu. Posłała mu szeroki uśmiech. No cóż, przez tą cholerną astmę nigdy nie mogła robić tego co ją pasjonowało, a było wiele takich rzeczy. Zawsze chciała spróbować walczyć, nauczyć się jakiś sztuk walk, chciała również tańczyć, może to dziwne, ale chciała tańczyć dancehall, jednak to też było niemożliwe. Jedyne co mogła spróbować i w miarę wykonywać to był teatr i śpiew, lecz pomimo tego i tak nie mogła wkładać całą siebie w to, ponieważ kończyło się to dławieniem się, co nie było przyjemne. Wspinaczka – również ją interesowała, ale przez to, że był to duży wysiłek, nigdy nie mogła tego spróbować. Chłopak przywołał swoją gitarę, a ona spoglądała na niego w ciszy. Kiedy zaczął, na jej policzkach pojawiły się rumieńce, a ona wpatrywała się w niego zachwycona. Przez moment mogła wyglądać, jak jakaś napalona fanka, mimo, że jej mimika się nie zmieniała. Jest dobry i bez żadnych przeszkód, bez żadnych oporów po prostu zaczął śpiewać, to niesamowite… ma też silny i mocny głos… wow. Robert skończył, a ona wpatrywała się w niego jak wmurowana, miała lekko uchylone usta, więc musiała wyglądać trochę śmiesznie. W końcu się opamiętała, a rumieniec na jej policzkach zmienił barwę, na bardziej pomidorową. - Niesamowite! To było niesamowite! – powiedziała, a raczej prawie wykrzyczała wpatrując się w chłopaka zachwycona. Naprawdę jej się podobało, nie mogła tak oszukiwać. Zresztą, czy te śliczne oczka mogą kłamać? Wątpię.
W ogóle nie była przejęta tym, że jest chora na astmę, niebywałe, wielu ludzi, którzy mieli jakąś chorobę na pewno by się o niej tak nie wypowiadało, w tym czasie uśmiechnął się. - No tak, na Twoim miejscu pewnie też bym tak zrobił. - westchnął, po czym znów na nią spojrzał. Choroba nie pozwalała na pełną radość z życia, przykładem właśnie jest to, że miała tyle marzeń, a prawie żadne się nie spełniło, przez to, co jej siedzi w organizmie, nie fair. Robert śpiewał, grał, co jakiś czas spoglądając na słuchaczkę, która patrzyła się na niego, jakby stanął czas. Gdy skończył, wysłuchał tylko pozytywnych komentarzy na temat "występu", gdyby można było to tak nazwać. - Wiem. - zaśmiał się po tych słowach, po czym dodał - Ta piosenka jest chyba moją ulubioną, dlatego ją wybrałem. Wiedziałem, że Ci się spodoba. - założył gitarę na swoje plecy, dalej idąc przed siebie wraz z nią.
Wolała nie przejmować się problemami, bynajmniej nie przy innych. Chciała pokazywać, że jest silna mimo, że tak nie było. Czasami czuła się bardzo osaczona i nie potrafiła sobie z tym poradzić, jednak kiedy się uśmiechała i udawała, że wszystko jest w porządku, ludzie z niej schodzili. Co dawało jej swobodę. Astma to była tortura, z którą nie mogła sobie poradzić. Każda noc mogła być piekłem, którego nie mogła przeżyć, ale musiała. Za to za dnia uśmiechała się i śmiała z astmy, jakby nie sprawiała jej najmniejszych problemów. Już na tym wyjeździe miała dwa poważniejsze ataki astmy, o jednym nawet nie miała zielonego pojęcia, gdyż przydarzył się Victorique nie jej. Chłopak ruszył, a ona wpatrywała się w jego plecy nadal zachwycona, po czym zauważyła, że chłopak jej ucieka. Podbiegła do niego i wpatrywała się w niego kątem oka. Nie jestem w połowie tak dobra jak on, niesamowite… Pomyślała nie odrywając od niego spojrzenia. Jednak jeżeli chłopak na nią spojrzał to zarumieniła się bardziej, o ile to było możliwe i odwracała wzrok. Po pewnym czasie spojrzała na niebo i zatrzymała się wpatrując zachwycona. - Jak pięknie… – wydukała nie mogąc oderwać spojrzenia z księżyca, który w tym miejscu ukazał swój majestat.
Tak właśnie było, na wierzchu nie ma żadnego problemu, jednak dopiero potem on się ukazuje. Ona tak naprawdę bała się tej choroby, jak każdy inny, który ją miał, co by było, gdyby jeszcze chorowała na coś innego, Robert już nawet tego nie mógł sobie wyobrazić. Gdy ona próbowała do niego dobiec, nieco zwolnił bo chyba przedtem bardzo przyspieszył. Na pewno nie był bardzo dobry, grał tylko i wyłącznie dla siebie, tylko, gdy go ktoś poprosił, jak dzisiaj, to grał. Nigdy nie wystąpił w żadnym klubie ani nic z tych rzeczy. Rumieniła się przy każdym spojrzeniu, który przysyłał do niej Robert. Wreszcie jednak zahaczyła wzrokiem o niebo, Robert zrobił to samo, zbliżając się do niej. - Na pewno piękniejszy niż w Londynie. - stanowczo powiedział, po czym zaśmiał się. Nie wiedział dlaczego, ale czuł taką jakby bliskość pomiędzy nimi, tak jakby... czuł się za nią odpowiedzialny.
Każdy tak miał. Na wierzchu twardy jak głaz, niewzruszony, a wewnątrz złamany. Każdy się czegoś bał i nie dało się tego niestety uniknąć. Tak już było i koniec kropka. Nawet jeżeli grał tylko dla siebie nie oznacza, że nie może być bardzo dobry w tym co robi. Może mieć talent i po prostu robić to co się kocha bardzo dobrze, a wystarczy włożyć w to swoje serce. Co do jej choroby, to nieźle by się chłopak zdziwił. Nie dość, że dzieciństwo sprawiło, że dziewczyna ma teraz chorobę psychiczną, to jeszcze musiała użerać się z astmą. To była po prostu niesprawiedliwe, ale cóż na to poradzić? Gdyby miała wybierać, czy to miała być ona, czy jakieś inne dziecko, to na pewno przyjęłaby swój los z otwartymi rękoma i z szerokim uśmiechem. Bo dlaczego ktoś ma dyktować co jest dobre, a co złe? Każdy ma własne poczucie sprawiedliwości, ale nie każde to poczucie jest prawidłowe. Dla niej sprawiedliwością było to, że to właśnie ona dostała te choroby, ponieważ o jednej, o której wiedziała, potrafiła sobie w miarę poradzić, a co gdyby dostała ją osoba, która by sobie z nią nie dawała rady? Nie chciałaby jej po prostu oddać. Ale zmieniłam temat, nie o tym miałam mówić. Dziewczyna mimo swej niewiedzy i niewiary w siebie była silna i tą siłę potrafiła pokazywać w swoich słowach i myślach, nieświadomie. Wpatrywała się w księżyc, a na jego głowa przytaknęła głową. Nie zauważyła nawet, że chłopak się do niej zbliżył. Wpatrywała się zauroczona w piękno księżyca. - Jest… niesamowity… – wyszeptała nie mogąc w to uwierzyć. Nie wiedziała dlaczego, przecież to ten sam księżyc, który widziała przez okno swojego pokoju w Londynie, jednak wydawał się być inny. Pełen tajemniczości i tego dziwnego majestatu. Nikola zamknęła oczy jakby chciała, żeby jego promienie zrobiły coś niesamowitego, jednak nic się nie stało, no cóż, to było chyba niemożliwe.
Dokładnie tak było, nawet Robert miał tak samo, jednak on w sumie nie miał na razie czego się bać, no chyba, że zaraz wyskoczy tutaj jakiś ninja zabójca i zacznie ich atakować, tego mógłby się bać. Nikomu nie życzyłby takiego rozwoju wydarzeń, aby borykać się z dwoma chorobami naraz. Jeśli chodzi o jego grę na gitarze, tak, oddawał temu większość swojego czasu, choć powinien poświęcać to na naukę, to zawsze w wolnym czasie wychodził za mury Hogwartu, aby pograć. Zawsze wtedy ktoś go zaczepiał, mówiono, że dziwak zabawiający się mugolskimi wynalazkami, jemu to w ogóle nie przeszkadzało. Razem z nią przyglądał się księżycowi, który był w pełni, promienie, które wysyłał dawały wiele światła na otaczający ich gaj. - Tak, piękny. - westchnął, po czym usiadł na bruku, nadal wpatrując się w księżyc - Usiądź ze mną. Nie jest Ci zimno? - był środek lata, jednak noce musiały być chłodne, żeby następnego dnia znów słońce maksymalnie przygrzewało, stąd było to pytanie.
Jak już pewnie chłopak zauważył wyłączała się często, teraz również to się zdarzyło, ale jakimś niesamowitym sposobem włączyła się przed jego słowami. Posłusznie usiadła prawie nie odrywając wzroku z pełni księżyca. Kochała go. Zawsze wpatrywała się w pełnie i rano chodziła po Hogwarcie, bądź po mieszkaniu jak zombie, z podkrążonymi oczami i mega zmęczona. Ale jej to nie przeszkadzało. Sam fakt, że taki piękny księżyc nie pozwalał jej spać sprawiał, że dziewczyna czuła się niezwykle. Czemu? Czasami wydawało jej się, że księżyc po prostu przyciąga ją do siebie, tylko i wyłącznie ją. Kiedy już powoli przysypiała, w wyobraźni słyszała pieśń, którą nucił wiatr i melodię, przy której tańczyły promienie księżyca. Od razu wybudzało ją to, by znowu mogła wpatrywać się w jego tarcze. - Może troszeczkę – odpowiedziała na jego pytanie z delikatnym uśmiechem w końcu spoglądając na niego. Przetarła powieki i po chwili znowu wlepiła swoje szmaragdowe oczka w niebo. Już nie spoglądała tylko na księżyc, podziwiała piękno całego nieba. - ale nie szkodzi – dodała po dłuższej chwili – nawet nie odczuwam chłodu, aż tak bardzo. – powiedziała i rozsiadła się odrzucając głowę do tyłu. Było tutaj tak przyjemnie! - Wybacz, zamiast wpatrywać się cały czas w niebo, wypadałoby o czymś porozmawiać, ne? – spytała spoglądając kątem oka na krukona.