Zmrużył oczy i milczał z rękoma założonymi za plecami. Nie wzbierała w nim wściekłość, nie uniósł się, nawet pomimo faktu, że jawnie go obrażała. To on czuł jednak znaczącą przewagę. Nadal miał asa w rękawie, z którym nie mogła konkurować. Mogła pyskować, mogła walczyć i udawać, że kontroluje sytuację, dopóki on nie wypowie kilku magicznych słów. MUSIAŁA się z nim liczyć. Bądź co bądź - trochę denerwowała go jej arogancja. Miała do niej prawo, tak samo jak do ostrych wypowiedzi, a nawet nienawiści, ale teraz, kiedy wreszcie doszło do konfrontacji... wszystkie emocje się z niego ulatniały. Nie czuł skruchy, nie czuł żalu. Wyostrzał w myślach kolejne jej słowa, jakby nabierały zupełnie innego znaczenia. Z każdym jej kolejnym zdaniem, coraz bardziej wątpił, czy chce jej pomóc. Nie bał się jej lykantropii. Nie bał się JEJ. Spokojnie wyciągnął różdżkę i obrócił ją między palcami. - Myślę, że to nie jest odpowiednie miejsce i odpowiednia chwila na pyskowanie Cornelio. - Jego głos nie drżał, bił od niego chłód i opanowanie, tylko coś w jego oczach... coś nieodgadnionego, co kazało myśleć, że kryje się za tym coś więcej, wewnętrzna wojna, w której zaczyna wygrywać ta gorsza część charakteru. Ta, która kazała mu trzymać ją, gdy szarpała się, błagając o to, żeby przestał. - Jeśli gardzisz wyciągniętą przeze mnie ręką... nie chodzi mi o godzenie się Somerhalder. - Zimny uśmiech, niczym kostka lodu za kołnierzem - taki, który wywołuje ciarki u swojego adresata. Zbliżył się nieco i przykucnął naprzeciwko gryfonki. - Nie chciałbym, żebyś cierpiała Somerhalder, a cierpisz prawda? Nie wypieraj się, ja to wiem. - Uśmiech nie znikał z jego twarzy. - Wiem, bo sam bym cierpiał, gdyby ktoś dowiedział się o mojej chorobie... o tym, że jestem WILKOŁAKIEM. - Powiedział to głośno, bardzo głośno. Jeśli Nightmare przebywała już w pobliżu, to z całą pewnością musiała go usłyszeć. - Więc nie zaprzeczaj, że nie potrzebujesz pomocy. Nie będę się przed Tobą płaszczył i błagał o wybaczenie. Musisz mi wybaczyć dzisiejszą oschłość. Ja naprawdę chcę dla Ciebie dobrze. - Ton jego głosu niekoniecznie to potwierdzał, chociaż w istocie tak było. Nadal nie mógł się zdecydować, którą drogą pójść? Obie nie miały odwrotu.
Dziewczyna po raz pierwszy chyba się nie zgubiła, dotarła na czas na wyznaczone, przez krukona miejsce i aktualnie obserwowała jak wygląda to spotkanie, nie chciała się ujawniać, niech na razie poinformuje ją co i jak i wtedy dopiero Nikola wejdzie, żeby uspokoić Cornelię, tak? Albo lepiej, żeby weszła teraz? No i co ona ma do cholery jasnej zrobić?! Wah jak ja nienawidzę takich sytuacji! Nikola wpatrywała się w nich spokojnym wzrokiem jednak widząc tak agresywną i tak wrogą postawę gryffonka w stosunku do Aarona postanowiła wejść wcześniej. Nie dziwiła się jej, ponieważ puchonka byłaby w takim samym stanie co ona, tylko, że ona rzuciłaby się na chłopaka z pięściami przy pierwszej lepszej okazji. Nie miała zamiaru podchodzić, bynajmniej nie na razie. Stała za drzewem i słuchała jak ich rozmowa się potoczy. Nie sądziła, że Cornelia od tak się zgodzi, zwłaszcza, że nawet nie chciała na niego spoglądać. Po pewnym czasie wszystko zaczynało się zmieniać. Wyczuwała tą zmianę, jaka zaszła w krukonie. To nie był dobry znak, znowu zaczynał się zachowywać jak nic nie warty dupek. Nikola zacisnęła w ręce różdżkę na wszelki wypadek, jakby trzeba byłoby go uspokajać. Przeginał, naprawdę zaczął przeginać. Już chciała wyjść i rzucić się na niego z pazurami kiedy to powiedział. Wpatrywała się otępiale przed siebie analizując to co właśnie przed chwilą usłyszała. Dziewczyna przegryzła wargę i zacisnęła pięści na swoje własne myśli, opuściła głowę pozwalając, by włosy zasłoniły jej oczy. Jej zdolności na co dzień się przydają, jednak teraz bardzo jej pomogła. Ludzie nie wyczuwali jej obecności, zwłaszcza jak nie skupiali na niej swojej uwagi, potrafiła zniknąć komuś z oczy, zanim on zdąży się zorientować, to samo było z podchodzeniem do kogoś, ktoś do kogo podchodziła nie wiedział, że dziewczyna stoi już obok niego! W życiu codziennym było to przekleństwem. Tak więc Aaron mógł poczuć na plecach różdżkę oraz wzrastającą za nim złowieszczą, wręcz morderczą aurę. Dziewczyna spogląda na niego jak na robaka, którego można zdeptać w każdej chwili, który nie zasługuje nawet na pełzanie po tym świecie. - Uspokój się chłopczyku… inaczej nie pożyjesz długo – warknęła pod nosem. Czyżby to na pewno była Nikola? Ta wypowiedź nie bardzo do niej pasowała… Dziewczyna skierowała swoje spojrzenie na Cornelię i posłała jej delikatny uśmiech – Wszystko w porządku Corin? – spytała niepewnie. Nie zachowywała się tak jakby słyszała jego wcześniejsze słowa. Gdy upewniła się, że z Gryffonką jest wszystko dobrze wróciła z morderczymi intencjami do krukona. - Nie przyszedłeś tutaj chyba tylko dlatego, żeby się z nią droczyć, bądź straszyć… przejdź do sedna sprawy, zanim się bardziej zdenerwuje. Ta sytuacji była dla niej zabójcza, zwłaszcza jego zachowanie, wracał do punktu wyjścia, a miał rozwiązać to jak najszybciej. Nie ma to jak wykopywać sobie samemu grób.
- Pyskować, to można komuś starszemu, do kogo powinno się mieć szacunek. Przykro mi, ale nie należysz do tej kategorii, więc jedyne co można powiedzieć to fakt, że wyrażał własne zdanie. I będę to robić, skoro ostatnio mi odebrano możliwość decydowania o sobie gnoju – Miła to ona nie będzie ani teraz ani nigdy więcej, gdy będzie musiała oglądać jego paskudną gębę. Gdy obok niej przykucnął automatycznie wstała i oddaliła się na kilka kroków. W taki sposób jakby hańbą było dla niej przebywanie tak blisko niego. - Gdybym cierpiała, to już dawno bym zdążyła się powiesić. Nie traktuj tego jak chorobę i po prostu zamknij ryj – Skomentowała przewracając oczami. Przeczesała palcami włosy. Czego ten bałwan jeszcze od niej chce. Bawi go znęcanie się nad nią? Czy naprawdę dziewczyna musi zrobić to, co planowała od jakiegoś czasu? Czy naprawdę będzie musiała poprosić Prince o rzucenie zaklęcie „obliviate” i sprawić, żeby zapomniał o wszystkim co kiedykolwiek z nią przeżył? - Kurwa nie wiem co sobie ubzdurałeś, ale podobało mi się tak, jak było. Nie potrzebuje żadnej pieprzonej pomocy szczególnie od kogoś takiego jak ty! Gdybym potrzebowała poprosiłabym Nikolę... - Warknęła i w tym momencie no proszę. Usłyszała jak to rzeczona osoba w specyficzny dla siebie sposób zbliża się do nich. Co ona tu robiła? Niemożliwe, że jej powiedział. Wciągnął ją w to wszystko? Cholera, nie daruje tego temu pieprzonemu... UGHM! Chociaż dziewczyna zareagowała zdecydowanie inaczej niż by się po niej spodziewała. - Cześć Viki. Jest okej... Dlaczego tu jesteś? - Spytała wpatrując się w nią z ciekawością. I tylko w nią. On nie zasłużył nawet na wzrok pełen pogardy i żądzy śmierci.
Zmrużył oczy, gdy poczuł obecność Nikoli, delikatna woń jej perfum, którą przyniósł wiatr, zmieszała się z resztą zapachów, które unosiły się w tym miejscu. On sam i dwa żywioły. Ukryta Victorique w ciele Nikoli i płomienna Corin, która dawała się ponieść emocjom. Dwa żywioły, które chciały go zniszczyć, zmusić, zmiażdżyć, skrzywdzić, ale nie wiedziały, jak się do tego zabrać. Nie podobał mu się brzydki ton Cornelii. Nie próbowała nawet słuchać, od samego początku próbowała go poniżyć i zaatakować, zamiast podejść do sprawy z chłodem i wyrafinowanym opanowaniem. Pogardę mogła zachować w tonie głosu, w postawie i gestach, zamiast obnażać ją w tak wulgarny sposób. Taki dezabil ujmował dojrzałości i wymyślności jej zachowań. Ona miała swój plan, swój as w rękawie, ale powinna pamiętać, że ma do czynienia z człowiekiem, który doskonale wie, co robi. Doskonale wie, jak łatwo można go jego wiedzy pozbawić, jak prosto może zostać omamiony i który bez problemu jest w stanie powielić swoje wspomnienia, ukryć w małym flakoniku, gdzieś, gdzie tylko on je znajdzie, a znajdzie na pewno. Opatrzone specjalną etykietą - "WYPIJ MNIE" - z pomocą różdżki, przeleje je ponownie do głowy i... a gdyby tak powielił je więcej razy? Gdyby udało mu się stworzyć więcej kopii? Mógłby je gdzieś przypadkiem zostawić... Mógłby. Tak wiele możliwości, ale... Czas się zatrzymał. To chwila, kiedy należało podjąć decyzję. Przypomniał mu się sen o wszechświecie. O tym, jak nagle stał się gwiazdą, połączył z nią swoją całą sieć neuronową i czuł każdą zmianę, jaka nią targała. Zamknął oczy. Ból, gdy trafiała w nią asteroida, przerażenie, gdy zbliżała się do kresu swych dni, wybuch... wybuch... zapadła się i pozostała tylko pustka. Na miliardy kilometrów - pustka. Lata świetlne pustki, bo pustkę uczyniła gwiazda, której zabrakło. On również mógł użyć Obliviate. Mógł zaatakować. Szybki obrót przez ramię, krótki cios w wyciągniętą rękę Nikoli, który spowodowałby, że jej różdżka nagle wycelowałaby gdzieś w powietrze. Potem błyskawiczny obrót z wymachem i zanim by się obejrzała - Corin leżałaby już odrętwiała. Wtedy mógłby wrócić do Nikoli. Dwie karty wyciągnięte z wewnętrznej kieszeni kurtki - posłane w jej oczy, paniczny, naturalny gest - odruch obronny, a wtedy kolejne zaklęcie, posłane prosto w jej klatkę piersiową. Mógł, ale tego nie zrobił. Otworzył oczy. Różdżki nie miał w dłoniach. Odwrócił się przez ramię, spoglądając kątem oka na Nikolę. Jakieś słowa cisnęły się mu na usta, ale zachował je dla siebie. Różdżka wysunęła się z rękawa i nagle pojawiła się w jego dłoni. Abdico Visus! Niewerbalnie. Teraz nawet... niezauważalnie. Zniknął. Wykorzystał chwilę konsternacji. To był jego prestiż... Teleportował się do swojego domku, zostawiając dziewczyny same. Do czego prowadził? Czy to wszystko był pewien element, gra? Sztuczka? Jeśli tak, to finał będzie należał do niego.
To wszystko było takie skomplikowane, że dziewczyna nie miała zielonego pojęcia co się dzieje. Wpatrywała się w Aarona z obrzydzeniem. Czy on naprawdę myślał, że będzie spoglądać na tą grę? Może nie koniecznie chciała powstrzymać tylko jego. Cornelia też powoli przesadzała. Jeżeli to miało dojść do skutku to dziewczyna musiała zareagować. Aaron zniknął, a dziewczyna wpatrywała się ślepo w miejscu, w którym przed chwilą stał. Czy on naprawdę tylko się bawił? Tylko grał chcąc zyskać na czasie? Zyskać jej sympatię, żeby później wykorzystać to w przyszłości? Dlaczego tak zrobił? Corin też nie była bez winy, dziewczyna zwróciła niezadowolone spojrzenie na gryffonka. Gdyby choć raz mogła po prostu zamknąć się i posłuchać co ktoś ma do powiedzenia. Nikola zacisnęła dłoń na różdżce i opuściła głowę. - Viki? – spytała. Miała nadzieję, że była jej przyjaciółką, pierwszy raz oddała się komuś do tego stopnia, że byłą gotowa rzucić się z pięściami na daną osobę, a ona tak po prostu wzięła ją za kogoś innego? Nikola uniosła wzrok i spojrzała na Cornelię – Wybacz… ale myślisz się… nie jestem żadną Viki… chociaż jak widzę… wolałabyś ją teraz przy sobie… niż mnie – wyszeptała i odwróciła się do niej tyłem, zaciskając pięści – oraz gratuluje upartości i zachowania, w sytuacji, kiedy chciał chłopak zapłacić za swoje grzechy. On tu przyszedł się płaszczyć, a ty po prostu go stąd przegoniłaś. Chciał zrekompensować się. Wiesz czasami powinnaś wysłuchać co inni mają do powiedzenia, przyda Ci się to kiedyś. Nie jestem pewna, czy naprawdę chciał to zrobić, czy może grał, chcąc sprawić, by przedstawienie stało się bardziej interesujące. Dziewczyna teleportowała się zanim Cornelia zdążyła ją zatrzymać. Nie ważne co Aaron będzie chciał zrobić, musiała z nim pogadać i to szybko.
Julie poszukiwała miejsca, w którym mogłaby odpocząć od ludzi. Pewnie ponownie się na kogoś natknie, jak zawsze zresztą. Przecież nie da się ukryć przed innymi. Potrzebowała chwili dla siebie. Mimo wszystkich ostatnich niesamowitych zdarzeń, nie żałowała. Wręcz była z siebie dumna. Dokonała pewnego postępu, którego ludzie... jeśli by oczywiście ją znali wcześniej, to wiedzieliby, iż zmieniła się. To było tylko parę dni... Musiała wszystko poukładać sobie w główce, a do tego najlepsze było miejsce, w którym się jeszcze było. Małe jezioro dopiero teraz rzuciło się jej w oczy. Wcześniej nie miała okazji przejść się w tym miejscu. Po długim spacerze, postanowiła odpocząć pod jednym z drzew rosnących nad brzegiem. Oparła się i chłodziła się w cieniu. Tegoroczne lato było naprawdę boskie... Panna Blishwick uwielbiała taką pogodę, podobną do włoskiej. Jednak przebywanie w porze największego skwaru na słońcu, każdego mogło wykończyć, zwłaszcza przy wodzie, która przyciągała promienie słoneczne. Teraz naprawdę miała ochotę na kąpiel... Nie tak jak ostatnio przypadkowo się to zdarzyło.
Zawsze marzył o podróży do Japonii. To pewnie przez ten nadmiar animowanych, azjatyckich filmów puszczanych w telewizji. Głównie chodziło mu o tradycyjną, japońską kuchnię, ale czemu by nie poznać i kultury? Młody dość szybko pojmował, wystarczyło mu to tylko w jakiś przystępny sposób opowiedzieć. Co więc robi w takim miejscu, jak to? Ano dobre pytanie, Noah zapewne sam tego nie wiedział, ale ze swoją młodzieńczą werwą parł do przodu i zaszedł aż tutaj. Typowa, letnia pogoda ożywiała jego i tak już nadpobudliwego ducha. Szkoda tylko, że miłość do bluz z kapturem sprawiła, że na taki upał ubrał jedną z nich. Zgadza się, z długim rękawem. Może trzeba było zapakować do walizki coś więcej... Swoimi bystrymi oczętami zauważył jakieś urodziwe dziewczę, odpoczywające w cieniu drzewa. Zastanowił się chwilę, próbując przywołać we wspomnieniach jej postać. Ciężka sprawa, gdyby chociaż widział twarz, to może coś by z tego było. Trzeba zagadać do miłej pani. Poprawił włosy, sprawdził czy na twarzy nie ma jakiegoś śladu po czekoladowym batoniku i ruszył na podboje. Jak starsi mogą, to czego on nie? Cichutko zakradł się do dziewczyny, a przynajmniej próbował. Po chwili wyskoczył zza jej pleców, a dokładnie zza drzewa, o które się opierała. - Cześć! - zawołał żywo przyglądając się jej twarzy. No, to teraz już ją kojarzył! To była ta... No tamta... Taka jedna ze szkoły.
Panna Blishwick wpatrywała się w błyszczącą wodę. Iskierki światła to migały, to gasły... Wpatrywała się w pejzaż i żałowała, że nie ma szkicownika. Jednak nie mogła się wyłączać podczas rysowania, wówczas zajmowała się tylko swoją pasją. Teraz myślała, analizowała... Może za dużo, jednak Julie tego potrzebowała po swoich szaleństwach. Przez zamyślenie, nie usłyszała ucznia skradającego się do niej. Kiedy nagle wyłonił się tuż obok niej, podskoczyła i krzyczała na cały regulator. Opadła trochę poniżej drzewa, prawie nie spadła do wody. Po chwili już tylko gapiła się wielkimi oczami i otwartymi ustami na młodzika naprzeciwko niej. - Cześć - powiedziała szybko ze sztucznym uśmiechem. - Nie... Nie powinieneś tak straszyć ludzi... Powróciła na swoje miejsce, stamtąd przyjrzała się chłopakowi. Miał nastoletnią twarz, mógł być trochę młodszy od dziewczyny. Uśmiech miał uroczy jak u dziecka... Schowała twarz w dłoniach, a jej serce ciągle łomotało. To wcale nie było śmieszne! Pierwszy raz ktoś tak ją wystraszył i nie potrafiła się po tym uspokoić. Następnie zmarszczyła brwi, ponownie przyjrzała się chłopakowi i zapytała: - Jesteś uczniem z Hogwartu, tak? Kojarzyła skądś tą buzię i dziecinny uśmiech, przy którym miękło serce.
Biedny chłopiec nie był przygotowany na taki nagły atak "radości". Nawet nie spodziewał się, że dziewczyna aż tak zareaguje na jego widok. Co się stało z jego chłopięcym urokiem? A może... Zauważyła kogoś za jego plecami, i to właśnie na niego krzyczała? Wracając jednak do samej sytuacji - zaskoczony młodzieniec, w konsekwencji poczynań panienki, sam zaczął krzyczeć. Musiało to wyglądać niezwykle idiotycznie, ale cóż zrobić, przestraszył się chłopak. Poza tym, nie mógł być gorszy, też musiał pokazać że jak chce, to potrafi być głośny! - Ja? - wypowiadając te słowa odwrócił się, próbując znaleźć potencjalnego straszaka. To chyba jednak o nim mówiła. - O, jednak ja, wybacz. - uśmiechnął się głupkowato, ukazując przy tym swoje białe ząbki. Nie miał zamiaru dziewczyny przestraszyć, ale w przyszłości narzuci poprawki, że do pań trzeba ostrożniej. - Hej, hej, nie płacz! Ja nie chciałem, naprawdę! - zaczął szybko, kiedy tylko schowała twarz w dłoniach. Zawsze kiedy widział takie zachowanie, to było związane właśnie z płaczem. Już miał powiedzieć coś w stylu "Nie bądź baba", ale jednak źle ocenił jej nastrój. Poza tym... pewnie by go za to zabiła, ale z reguły najpierw działał, a potem myślał. Taki już był. - Tak, jestem Noah. A ty? - zapytał spoglądając na nią z uśmiechem. Już powoli zaczął się rozgadywać, jeszcze chwila, i nie przestanie. Był w swoim żywiole.
Na krzyk chłopaka zareagowała przedłużeniem fali swojego krzyku. Po czym zaśmiała się cicho. Na twarzy Puchonki pojawił się nieodgadniony uśmiech. Bawił ją ten młodzik. Widywała tego radosnego chłopaka na korytarzach. Był dość głośny i zabawny - to zapamiętała bardzo dobrze. - Tylko ty tutaj jesteś - odpowiedziała przechylając głowę. Następnie powiedziała: - Spokojnie nie płaczę... Aż tak mnie nie wystraszyłeś. Skierowała swoje intensywnie zielone oczy na wyraźnie chłopięcą twarz. Przyglądała mu się badawczo. Taki miała nawyk, że była wzrokowcem, więc bacznie wszystko obserwowała. Zwłaszcza ludzi. Ich gesty, mimika... Było to naprawdę ciekawe. Dziewczyna przez różne triki oceniała ludzi, często podświadomie. Zwłaszcza mimowolnie wyczuwała nastawienie ludzi, jeśli się na tym skupiała. Rzadko to robiła, gdyż podczas rozmowy miała w zwyczaju analizować to, co widziała, a nie swoje uczucia względem drugiej osoby. Uroczy uśmiech, jakim obdarzył ją chłopak, był zaraźliwy. Julie niezbyt często się uśmiechała. Gdyby ktoś z bliskich znajomych ją teraz widział... Taak. Zmieniła się i lubiła taką siebie. - Jestem Julie. Z Hufflepuffu - przedstawiła się i podała mu rękę na uściśnięcie. - Jeszcze się nie poznaliśmy.
Stała tam przez chwilę tak naprawdę nie wiedząc co się stało, ale mało interesowało ją to, co zrobił Aaron. Bardziej przestraszyło ją to, że pomyliła Nikolę z Viktorique. Może tylko jej się wydawało? Może nie było żadnej drugiej dziewczyny. Nieźle się wpakowała... Ale i tak czuła się zawiedziona i było jej przykro nie z tego powodu, chociaż też. Najbardziej te uczucia buzowały dlatego, że jej przyjaciółka trzymała stronę kogoś takiego... Najwyraźniej zdążył ją omamić i owinąć wokół palca. I nawet nie pozwoliła zatrzymać się, by wytłumaczyć. Czy naprawdę Niki nie rozumiała jak wielką krukon zrobił jej krzywdę? Czy naprawdę myślała, że jest możliwe jakiekolwiek naprawienie tego, co on zrobił? Jeśli tak, to była idiotką. A nawet więcej, jednak nie znam bardziej odpowiedniego słowa. Szkoda, że o takich rzeczach człowiek dowiaduje się w najmniej odpowiednim momencie. Musiała pomyśleć. Aportowała się... [z/t]
/ Co do posta pod spodem - Juniorku będę warczeć następnym razem i robić sceny xD Teraz ci się upiekło XD/
Ostatnio zmieniony przez Cornelia Somerhalder dnia Sro 24 Lip 2013 - 23:37, w całości zmieniany 3 razy
(Przepraszam panią Cornelię, nie zauważyłem. Nie miej proszę o to żalów do juniora.)
Jednak nie płacze, wspaniale. Nie wybaczyłby sobie, gdyby przez niego miała płakać jakaś dziewczyna. Co z niego byłby wtedy za facet? Klapnął sobie po turecku - z tego wszystkiego zapomniał, że w pełnym słońcu. Spoglądał na nią i starał się przypomnieć sobie jej osobę. Zdaje się jednak, że nie nie wyróżniała się aż tak spośród tłumu, albo zwyczajnie był zajęty sobą i tego nie zauważył. Tak, to drugie jest bardziej prawdopodobne. Po jakimś czasie zamyślenia sam zauważył, że dziewczyna także się mu przygląda. Zrobiło mu się trochę dziwnie, bo nie wiedział dlaczego tak na niego patrzy. Nie ruszając głową poruszył gałkami ocznymi to w prawo, to w lewo, będąc lekko zdezorientowanym. - Jestem brudny na twarzy, tak? To przez batonik czekoladowy, jadłem niedawno. - wytarł usta rękawem, jak to dzieciaki mają w zwyczaju. Oj no, wypierze się, a na randce przecież nie jest. Dziewczyna chyba się o coś takiego nie obrazi. - A ja jestem z Gryffindoru! Cieszę się, że cie nie wystraszyłem na śmierć. To by była heca! Znaczy, nie to żebym chciał, czy coś... No, rozumiesz, prawda? - zakłopotał się trochę, bo sam nie wiedział, czy powinien wtrącić taką uwagę. Niektórzy mogli to źle odebrać, może nie zgani go za takie słowa.
- Spokojnie, teraz jesteś już czysty - powiedziała, gdy chłopak dziecinnie wytarł twarz rękawem, pozostawiając na nim smugę z czekolady. Nie zwróci mu przecież uwagi, że jak chciał to miała chusteczki i ich powinien użyć. Na szczęście nie jej zmartwieniem była czekoladowa plama. Osobiście miała dość ciężko zmywalnych brudów na ubraniach i przygód z nimi związanymi. Umrzeć też nie chciała. Jeszcze ze strachu przed takim śmiesznym Gryfonem. Dobrze, że miała wystarczająco klasy i nie śmieć się, co chwilę. Ta pogoda ducha była zaraźliwa. Julie nie była skrępowana. Nawet nie odczuwała nieśmiałości, która ją zwykle prześladuje. Rozsądek wraz z jej wadami poszedł na spacer z dala od niej. Mówiła swobodnie, siedziała rozluźniona, a nie spięta jak zwykle. Uważała, że tak ten nastolatek oddziaływuje. Sam był bardzo spontaniczny, gadał jak najęty i chyba wolniej myślał niż mówił. Było z czego się pośmiać. Ale tylko w duchu. - Prawdziwa heca... Jakbyś mnie tak wystraszył na śmierć, to później jako duch bym cię prześladowała... - powiedziała bardzo poważnie. - A to nic przyjemnego - dodała i uśmiechnęła się na rozluźnienie atmosfery. Chłopak jeszcze naprawdę weźmie to sobie do serca.
Zerknął na swój rękawy, umazany teraz plamą z czekolady. Jak on musiał jeść, że zostawił jej aż tyle? Na pewno nie jak cywilizowany człowiek. I pomyśleć, że w takim stanie maszerował przez centrum. Przynajmniej ludzie zwracali na niego uwagę, a o to mu przecież zawsze chodziło. Podwinął rękawy swej wyblakłej, czerwonej bluzy. - Proszę, już nie widać. - wyszczerzył się, w duchu gratulując sobie wspaniałego pomysłu. Przy okazji zrobiło mu się jakoś chłodniej, kto by przypuszczał... Jednakże, ciągle siedział w pełnym słońcu, które zaczęło mu już trochę przeszkadzać. Mniejsza o wysoką temperaturę, ale jak mu przygrzeje w główkę, to może być nieciekawie. Mógłby się stać jeszcze bardziej nadpobudliwy, niż jest aktualnie. Ewentualnie by zasnął. - Mogę się bardziej przysunąć? Cień nie obejmuje takiego grubasa jak ja. - wolał zapytać, aby nie odebrała tego w jakiś dwuznaczny sposób. O dziwo tym razem pomyślał zanim powiedział, widać chłopak robi postępy. Gdy tylko mu pozwoli, skryje swą kudłatą łepetynkę za naturalną zasłoną. - Gdybyśmy nie byli czarodziejami, to pewnie bym ci w to nie uwierzył! Ale tyle dziwactw już widziałem, że chyba nic by mnie nie zaskoczyło. - mówił i mówił, a uśmiech nie znikał z jego twarzy, jakby wiecznie coś go bawiło. Chyba mało kto miał takie podejście do życia. Julie wspominała coś o straszeniu go, z czego oczywiście nic sobie nie zrobił. Przecież bycie straszonym przez tak urodziwą dziewczynę, było samą przyjemnością.
Promienie słońca czasami oślepiały dziewczynę. Chłopak stał dokładnie przed nim, przy czym wokół niego tworzyła się dziwna obwódka. Dać skrzydła, aureolę i będzie jak anioł. Chociaż on bardziej by pasował na słodkiego puttę z fresku Michała Anioła. - Gratuluję pomysłowości - pochwaliła. - Tak, siadaj - wskazała miejsce obok siebie. Miała dość mrużenia oczu. Nie wstydziła się też siedzieć blisko innej osoby. Oj, tak młody chłopak był wyjątkowy, że Julie nie odczuwała przy nim skrępowania. - Spokojnie nie jesteś taki gruby. Jeden batonik ci nie zaszkodzi - powiedziała, jakby rozmawiała z osobą bardzo przejmującą się swoją tuszą. Jednak Noah nie zapowiadał się na chorego na anoreksję lub bulimię. Przeciwnie apetyt musiał mu dopisywać. - Wierz mi, świat czarodziejów zawsze potrafi zaskoczyć - odpowiedziała na wypowiedź chłopca. Julie uważała, że piętnaście lat jej życia, nauki przez ostatnie kilka, nie przyniosły wiedzy, jakiej oczekuję. Wiele rzeczy nie można przeczytać w książkach. Do tego wszystko się zmienia, szybciej niż są pisane i wydawane nowe lektury.
Cieszył się, że dziewczyna nie miała nic przeciwko. Czasem zdarzało mu się trafić na bardzo nieprzyjemne osoby, lubiące nabijać się z biednego dzieciaka, czy w skrajnych przypadkach go dręczyć. A co on biedny komuś zawinił? Nie licząc jednego ślizgona, któremu dolał do napoju pewnego specyfiku. Przez kilka godzin siedział w toalecie, a po wszystkim chciał tylko dopaść gryfona. Noah widocznie był zbyt nieuważny, bo ofiara wiedziała kogo szukać. Dobrze, że obronił go wtedy prefekt gryfonów. - Jak to mówią - najpierw masa, potem rzeźba! Dużo się ruszam, mam to po tacie. Zawsze aktywnie spędzaliśmy czas. - nieświadomie zaczął opowiadać o swojej rodzinie. Dopóki rozmowa nie schodziła na temat czystości krwi, można było się pochwalić. Oby tylko nie znudził tym swojej rozmówczyni. - Kiedyś nawet brałem udział w zawodach pływackich! Byłem jak taki mały olimpijczyk, mówię ci. - nawijał jak najęty, wyraźnie ekscytując się każdym słowem. No po prostu musiał się komuś pochwalić, a że akurat miał okazję, to z niej skorzystał. - No, w sumie to masz rację. Jeszcze tyle przede mną, nie wiem jak ja to wszystko pojmę. - idąc dopiero na trzeci rok, w zasadzie wiele nie wiedział. Przecież z każdą promocją do wyższej klasy, materiał stawał się coraz trudniejszy i obszerniejszy. Jednak skoro mama dała sobie radę, to on nie będzie gorszy!
Pływanie! Julie na to hasło przypomniała sobie ostatnią kąpiel. Dawni nie korzystała z uroków ciepłego lata, a jakoś nigdy nie była na basenie... Jako dziecko często bawiła się w wodzie, a teraz... jakby zapomniała o swoim jedynym, ulubionym sporcie. - Ja to nie jestem aktywna sportowo. Jednak jeśli chodzi o pływanie, to uwielbiam je - zaczęła. A poruszenie tematu jej zainteresowania było jak podniesienie tamy tysiąca słów. - Chociaż dawno nie miałam okazji pływać. Wolę jakoś bierny tryb życia. Jednak nie objadam się słodkościami - dodała ze śmiechem. - Gratuluję, ja nie pływam profesjonalnie... A szkoda. Rozmarzyła się trochę... Taką rywalizację lubi. Bez popychania się, wyzwisk. Tylko ona i tor do przepłynięcia. - Dasz radę. Jesteś Gryfonem powiedziała z powagą i nutką dumy.
Chłopcu na słowa dziewczyny aż oczy się zaświeciły. Po prostu nie mógł ukryć swojej radości i podniecenia, że ktoś mógłby dzielić z nim pasje. Z wrażenia aż powstał, z emocji wyciągając ręce na boki i machając nimi szybko to w górę, to w dół. - No to na co czekamy? Chodźmy na jakiś basen czy coś! - rzucił pełen entuzjazmu i chęci. Od dawna nie pływał w czyimś towarzystwie, taka odmiana byłaby niezwykle miła. Oczywiście, jak często mu się zdarzało, mógł źle zrozumieć słowa Julie. Przecież wcale nie mówiła, że chce iść popływać, ale Noah musiał wyciągnąć swoje - niekoniecznie trafne - wnioski. - Przecież ja też się nie objadam słodkościami, nie myśl sobie! - musiał zaprzeczyć, w końcu rękawy podwinął i śladów po czekoladzie nie było, prawda? - Tak, masz rację. W końcu Gryfoni są najlepsi! - wypiął dumnie swoją klatę, potwierdzając tym samym słowa zarówno dziewczyny, jak i jego.
Panna Blishwick, aż odsunęła się na bok zaskoczona entuzjazmem Gryfona. Któryś raz podczas tej rozmowy wybuchnęła śmiechem. Ta pogoda ducha była cudowna! W tym czasie miała okazję zastanowić się, gdzie mogliby popływać. Górskie jeziorko nie zachęcało. Chociaż woda była przejrzysta, to nie wiadomo było, co czyha pomiędzy skałami w głębi. Julie bała się takich miejsc. Trzeba by wybrać się na kąpielisko. - To nie jest zły pomysł - powiedziała, gdy już uspokoiła oddech. - -zaproponowała. - Takie towarzystwo to sama przyjemność - rzekła przekonująco. Jasne, że chłopak nie jadł dużo słodyczy. W Japonii na pewno. Tutejsze smakołyki był... dość dziwaczne, zwłaszcza ich smaki. Jednakże nie ma nic lepszego od europejskich wyrobów. Potrafiły naprawdę uzależnić. - Dobra... - potwierdziła jego słowa, a można było wyczuć w tym głosie wątpliwości. - Ej, ale Puchoni też są! - pogroziła mu palcem, aby potwierdził.
Słowa Julie były tak miłe, że aż się zawstydził. Z reguły każdy komplement działał na niego budująco, to był swojego rodzaju ruch, po którym ludzie mogli w łatwy sposób przekonać do siebie dzieciaka. Pewnie takie zachowanie nieraz wpakuje go w jakieś kłopoty, ale wszystko wskazuje na to, że nie tym razem. - Jesteś bardzo miła. I oczywiście, Puchoni także są najlepsi! - ale oczywiście Gryfoni bardziej, czego już nie mógł powiedzieć na głos. Musiał pozostać wierny swojemu domowi, co oznaczało ciągłą rywalizację z innymi. Oczywiście tylko podczas roku szkolnego. - No to na co czekamy? Chodźmy, musimy jeszcze zdążyć na to całe święto Batata, czy jak to się tam zwało. - rzucił z energią i ruszył w kierunku centrum, ale po chwili zatrzymał się, jakby zamarł ze strachu. Stał tak przez kilka sekund, budując napięcie i tworząc dość dziwaczną atmosferę. Po krótkiej chwili, obrócił głowę w stronę Julie, a jego twarz wyglądała zupełnie poważnie - jakby naraz uszło z niego życie. Nie trwało to jednak długo, bo zaraz usta wygięły mu się w głupim, dziecinnym uśmieszku. - Emm... Wiesz, gdzie jest basen? - sam nie wiedział gdzie iść, w końcu dopiero niedawno przybył tu od rodziców.
- Święto Tanabata - poprawiła go. - Będziesz miał okazję do życzenia i puszczenia lampionów na wodzie. Musi to wyglądać niesamowicie - dodała. Taka okazja zdarza się tylko raz. Musi dobrze zapamiętać różne sceny z obchodów święta i przelać je później na papier. Stworzy naprawdę dobry szkicownik z wycieczki do Japonii. - Basenu w okolicy nie ma - rzekła. - Za to jest kąpielisko przy jednym z jezior. Wyjaśniła wszystko chłopakowi. Powiedziała też jak można tam dojść. Nigdy tam nie była, lecz widziała ludzi, którzy taplali się przy niewielkiej trawiastej plaży. Zawsze wolała posiedzieć gdzieś i zająć się sobą... Lecz wówczas nie przypomniała sobie, jak kiedyś lubiła pływać. - Najpierw - zaczęła niepewna jak to powiedzieć. - Muszę się wyszykować. Jak pewnie zdołałeś zauważyć jestem dziewczyną - podkreśliła ostatnie słowo. Następnie przewróciła oczami i zaśmiała się do siebie. Wstała i zebrała swoje rzeczy nim pójdzie do domku.
- Tak, właśnie o to święto mi chodziło. - potwierdził, chociaż w głowie ciągle miał wymyśloną przez siebie nazwę. Znalazł by jeszcze z kilkanaście różnych wersji, dlatego lepiej było to święto nazwać po prostu... świętem! Nigdy nie brał udziału w czymś takim, w Anglii występowały inne atrakcje. Japonia słynęła z różnych dziwactw, ale też dało się tu znaleźć naprawdę spektakularne widowiska. - Nie ma basenu? Szkoda, lubię zapach chloru. Motywuje mnie do działania, prawie tak jak kawa. - strzelił dziwacznym porównaniem, jakby zapach chloru i kawy miały ze sobą coś wspólnego. Zdziwił go też fakt, że w okolicy nie ma żadnego kompleksu. Przecież nawet on miał w ogródku basen, co prawda taki niewielki i do kolan, ale był. - Dziewczyną? No kto by pomyślał! Zobaczymy się na miejscu, tylko mi nie ucieknij! - krzyknął do niej uśmiechając się szeroko, a po chwili już biegł w kierunku domku. Musiał zabrać ze sobą przynajmniej ręcznik, ewentualnie jeszcze jakieś gacie na zmianę. Żeby tylko się ze wszystkim wyrobili!
Zapach chloru? Julie jakoś nie przypomniała sobie, czy kiedykolwiek czuła typowy zapach basenu. Zawsze pływała w naturalnym środowisku, ze względu na to, iż baseny były wymysłem mugoli. Po pierwsze ciotka zabiłaby ją za korzystanie z takiego obiektu, a po drugie na wakacje zawsze była u matki, gdzie bardzo blisko było ładne, zadbane jezioro, z którego korzystali regionalni mieszkańcy. Pomachała chłopakowi. Oczywiście, że będzie. Dlaczego miałaby nie przyjść? Chwilę obserwowała jak nastolatek pędzi na złamanie karku, a ona sama powoli ruszyła do swojego domku. Przy okazji zrobiła listę jakie rzeczy powinna ze sobą wziąć. Pytanie, czy wzięła ze sobą strój kąpielowy?