GRANIE w karty, to zupełnie inna sprawa, niż bawienie się ich nieskończonymi możliwościami. To wszystko wymagało niemałego refleksu i olbrzymiego doświadczenia. Nie każdy oczywiście to doceniał. Widział znudzenie w jej oczach, ale nie przejmował się. Często się z tym spotykał. Wielu ludzi bagatelizowało jego umiejętności, uznając je za bezużyteczne. No i co z tego? To była część niego, część jego egzysencji! Tak wyrażał siebie. Wybierał ludziom karty, bawił się nimi, by ukoić nerwy, by umilić sobie czas, czy podkreślić swoją pewność siebie w różnych sytuacjach. Za ich pomocą umiał pokazać więcej. Tak samo, jak grą na skrzypcach. Wiedział - po prostu wiedział, że to jest SZTUKA. Prawdziwa sztuka. Dużo łatwiej jednak zauważyć artyzm tam, gdzie jest oczywisty, jak choćby u malarza, czy muzyka. Iluzjonista zawsze pozostanie w cieniu takich ludzi, a Aaron tylko z tym się obnosił. Mało kto wiedział, jaki instrument spoczywa pod jego łóżkiem w futerale i że W OGÓLE na czymś gra. Może... bał się do tego przyznawać? - Eeeee... - Pokręcił głową. - Po pierwsze, nalegam, abyś ją przyjęła. - Powiedział, podając jej tym razem Damę Trefl. To była jej karta. Niech będzie na szczęście. Włoży ją do portfela, zamiast zdjęcia Lawyersa, bo takowymi się nie dzielił albo wyrzuci, jeśli uzna, że jest jej kompletnie niepotrzebna. A może kiedyś znajdzie na dnie kufra i przypomni sobie o krukonie? Dalsza część historii tego kawałka plastiku go nie interesowała. - Po drugie - trochę kłamiesz. - Puścił do niej oko. - Ale nie zamierzam naciskać. Z resztą - nie interesuje mnie to aż tak bardzo. - Upił kolejny łyk swojego drinka i zastanowił się nad kolejnym ruchem. W końcu pstryknął palcami. Siedział do dziewczyny bokiem. Nie odwrócił się w jej stronę. Rzucił słowa w eter, jakby wypowiadał je bardziej do siebie, niż do niej. - Więc... może czas zrobić coś, żeby przełamać tą nudę, co? - Jeszcze nie miał pomysłów, ale nie był pospolitym człowiekiem. Władał nim chaos - wiadomo, jak bardzo zmienny był jego jedyny bóg i sojusznik jednocześnie, więc... mogło być całkiem różnie.
Fakt. Może bagatelizowała sprawę i nie dostrzegała jej piękna. Jak każdy. Nie każdy był w stanie dostrzegać wszystko, bo nie wszystko mogło go zainteresować. Zapewne to co zachwycało Lailę, mogło Aarona po prostu zanudzić, albo w ogóle wydać się głupie i nieodpowiednie dla nich - wielkich czarodziei, którzy powinni parać się sprawami wyższymi. Ale kogo to obchodzi? Każdy miał pełne prawo do zajmowania się tym, co rzeczywiście mogło zrobić na nim jakieś wrażenie. I to było magiczne. Z tym, że potem głupie opinie potrafiły przygasić zapał. Lai tego nie lubiła, a właśnie teraz te niepochlebne spojrzenia pewnie nieciekawie komentowały sztuczki Lawyers'a. Hm. Pewnie jeszcze tydzień temu szybciej by doszła do tych wniosków, ale tyle się wydarzyło. I bardzo dobrze się składało. Ona nie chciała o tym mówić, on nie chciał o tym słuchać. Jakby na to nie patrzeć coś się kończyło w jej życiu i jakoś tym razem jej to nie przeszkadzało. Ostatnio wolała obserwować niżeli dochodzić do tego co i dlaczego się stało. Męczyła ją rzeczywistość. Wszędzie jaskrawe ogłoszenia o niczym. Ludzie mieli rację. W Hogwarcie uczniowie parzyli się jak króliki i nie zwracali uwagi na konsekwencje. Niedługo wprowadzą nowe ławki w szkole i obok będzie nosidełko dla dziecka... A potem się okaże, że matka będzie na studiach, a jej dziecko w pierwszej klasie. Ta wizja ją przerażała. A żeby ją odgonić zaczęła energicznie machać głową, jakby coś jej przeszkadzało. No cóż. Może niewiele w tym wszystkim było bajki... W sumie na tym dzisiaj polega świat. Spalamy się zasmuceni samotnością, a potem idziemy po bliskość, którą odbieramy w seksie z kimś przypadkowym i nieodpowiednim. Laila poleca? No niekoniecznie. Ona po prostu zapłaciła za to, że zaczęła próbować życia w niestosownym dla niej czasie. - Gdybym kłamała, urósłby mi nos, albo wypadła ręka, ale w sumie nigdy nie dbałam o efekty specjalne, więc może wiesz. Stawianie na prostotę daje więcej. - Wzruszyła ramionami nieco zażenowana wszystkim co się działo wokół. Jakiś Japończyk rozdawał kwiatki... Zabawne. Pewnie na tym polegała polityka tego miejsca. Sprzedawali co się dało. Uniosła głowę ku górze, a potem kontynuowała: - Chcesz ją przełamać? - Uśmiechnęła się może cwaniacko. - Zatem co Ci przychodzi do głowy? - Laila sama by coś zaproponowała, ale nie znała dobrze chłopaka i chciała zobaczyć jakie ma możliwości.
Aaron miał co prawda wiele różnych przygód z kobietami, ale rzadko kończyły się na czymś więcej niż pocałunku, a w większości przypadków nawet i do tego nie dochodziło. Jakoś nie był typem człowieka, który za wszelką cenę musi pieprzyć się z każdą napotkaną osobą przeciwnej płci. Krzywił się często, kiedy widział, jak jakaś osoba jest z kolejną dziewczyną/chłopakiem na przeciągu ostatnich tygodni. Z resztą. Wszystko teraz zdawało się go męczyć. Powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że otaczają go ludzie nieciekawi, że świat pozbawiony jest różnorodności i kolorów, które wcześniej sobie wyobrażał. Rozsiadł się z nonszalanckim uśmiechem na twarzy. - Dajmy im show. Prawdziwe show. - Puścił do niej oko. Nachylił się do niej tak, że teraz mógł szeptać prosto do jej ucha. - Abdico Visus. - Cichy głos, który mogły przechwycić tylko jej uszy. Odchylił się ponownie. - Co Ty na to? Chyba, że się nie odważysz? - Oblizał wargi, wypił drinka na raz. - Widzimy się przed knajpą za pięć minut. - Ciekawiło go, jak zareaguje, jak się zachowa. Miała teraz tak wiele możliwości... Nie czekał na odpowiedź. Wszedł nagle na bar, skupiając tym samym na sobie uwagę. Gwizdnął i teraz był już pewien, że patrzą na niego wszyscy zgromadzeni. - Moi drodzy państwo! Panie i Panowie! Czas na prawdziwą sztukę, na prawdziwą magię! Przybyła jak widzicie moja asystentka! Nie mniej uzdolniona, o ile nie wybitna jednostka, bez której nie udałaby się żadna z moich najlepszych sztuczek... - Wskazał na Lailę, która zebrała gromkie brawa od tłumu zaciekawionych Japończyków. - Teraz razem sprawimy, że dziewczyna zniknie na waszych oczach. - Posłał zgromadzonym uśmiech pełen pogardliwej pewności siebie. Oczywiście nie mógł przewidzieć reakcji Howett, ale zakładał, że zdoła go zaskoczyć. Oby pozytywnie. Zszedł z baru i złapał dziewczynę za rękę, ściągając ją z krzesła i zachęcając ją gestem do wyjścia na środek. - Na trzy. - szepnął, kiedy na chwilę znalazła się w zasięgu jego ściszonego głosu. - Teraz proszę państwa o brawa, za odwagę. - Sam zaczął klaskać, żeby zachęcić resztę. Pokazał ukradkiem dziewczynie trzy wyciągnięte palce. Zgiął jeden. - Już jestem gotowy... teraz wystarczy, że się skupię... Lailo - czy jesteś gotowa? - Spojrzał w jej oczy. Nie liczyła się już ta gra, zdziwione miny japończyków. Od początku chodziło o coś innego. Chodziło o nią, o sprawdzenie jej. Zgiął drugi palec. Co się stanie, kiedy zegnie ostatni? Wygiął się nagle do tyłu, wystawiając jedną rękę przed siebie, jakby wyrzucał z niej coś. Zgiął ostatni z palców, dając puchonce sygnał.
Laila nie była aktorką. Nie umiała przeistaczać się w różne role. Nie była zamkniętą księgą. Była sobą. Każda emocja rozrysowywała się na jej twarzy i łatwo było ja zidentyfikować. Nawet bez dotyku. Może dlatego jej serce było takie podatne na różne rozterki i za bardzo przeżywała wszystko na płaszczyźnie "co by było gdyby"... Nie umiałaby tak mamić ludzi jak Aaron, wszakże nie lubiła takich sytuacji, lecz to co im serwował chyba nie było złym rodzajem kłamstwa. Zostawiał dla nich miłe wspomnienia o sobie, i o tym co prezentował. To nie było złe. Sama gdyby była mugolką chętnie popatrzyłaby na to co się dzieje, aby przyjemnie spędzić czas i połknąć spojrzeniem całe przedstawienie... Aleale... W roli obserwatorki pewnie by się odnalazła. Gorzej z tym, że miałaby występować. Jak teraz. Wszystkie spojrzenia skupione na niej. Czuła się jak lalka. I miała nieodparte wrażenie, że nie powinna tu być. Że powinna odnaleźć spokojne miejsce, w którym zostałaby do końca dnia. Albo i roku. Właściwie chciała być wszędzie, ale nie tu. Rzucił jej wyzwanie, gdyby je odrzuciła mogłaby ujść za głupią Puchoneczkę. A taką nie była, więc podniosła się po cichu od stolika i uśmiechnęła się kolejno do każdego. Nie miała na sobie wyszukanego ubrania, który powinien przyciągać wzrok... Stała tu w krótkich spodenkach i luźnej bluzce. Nic ponadto. Nic, co mogłoby zadecydować o tym, że przyszła tu właśnie po to, by być asystentką. Może to wzbudziło zainteresowanie. Kazał jej zniknąć, a ona nie miała ze sobą peleryny niewidki, ani niczego takiego, co rzeczywiście pozwoliłoby jej omamić tych ludzi tutaj. Zatem stanęła na palcach, aby po chwili przykucnąć i wyciągnąć delikatnie różdżkę. Wszakże liczyła, że to co jej powiedział było zaklęciem. Co prawda nigdy o nim nie słyszała, bo chyba uczą się go dopiero studenci, lecz miała szczerą nadzieję, ze się jej uda i na drugi raz Aaron podaruje jej takich przeżyć. Po cichu wypowiedziała formułkę zaklęcia i rzeczywiście zniknęła. Na ile czasu? Ile miała czasu? Pewnie niewiele. Wszak była uczennicą siódmej klasy dopiero i w sumie pomimo PO z Zaklęć, miała nieodparte wrażenie, ze tym zaklęciem musi zaskarbić dla siebie więcej uwagi, bo przecież wyższy poziom magii. Ściskając różdżkę przeszła kilka kroków do baru i uniosła szklankę z wodą, która zamówił Japończyk gdzieś mniej więcej w jej wieku i oblała Aarona. Ot dla zabawy, bo niewidzialna osoba ma swoje prawa. Umc.
Uśmiechnął się w duchu. Czyli jednak umiała się bawić. Rozległy się ochy i achy, a chwilę potem gromkie brawa i znów parę osób zachciało postawić mu drinka, ale stanowczo odmówił, odwracając się w stronę drzwi i licząc, że spotka ją na zewnątrz. Nie zdążył nawet wykonać pół obrotu, jak jego twarz zmoczyła woda ze szklanki, stojącej jeszcze chwilę temu na barze. Zmrużył oczy. Zauważył, że szklanka wisi sobie po prostu w powietrzu. Wiedział, gdzie są jej ręce. Uśmiechnął się jeszcze raz i sięgnął szybkim ruchem prawej ręki w jej stronę, chcąc złapać w okolicy nadgarstka, ale... wytrącił szklankę z jej dłoni. Szkło rozbiło się o posadzkę i znów był ślepy. - W porządku... Nic się nie stało, zaraz to posprzątam... - rzucił w stronę ludzi i zniesmaczonego barmana. Prawdę mówiąc nie chciało mu się tego zbierać KONWENCJONALNĄ metodą. Wszyscy patrzyli na niego zdziwieni, a szczególnie na jego mokrą twarz i ubrania. Zwłaszcza Japończyk, do którego należała woda. Aaron westchnął i zebrał parę największych odłamków, kładąc je na barze. - Niemniej... eeee... miłego dnia i do zobaczenia może. Dziękujemy za brawa. Ja i moja asystentka Laila. - Uśmiechnął się szarmancko i zgiął w pół. Teraz wreszcie mógł opuścić lokal. Przekroczył jego próg i postanowił tutaj czekać na towarzyszkę. Ciekawy był, czy widzialność powróci jej sama z siebie jeszcze w środku knajpki, czy dopiero po wyjściu? A może coś źle wymówiła i zostanie jej tak na zawsze albo przynajmniej na dłużej? Prawdę mówiąc - nie znał przeciwzaklęcia, chociaż sam używał niewidzialności. Zwykle efekt mijał sam z siebie po paru minutach.