Dziewczyna czekała tu już od dłuższej chwili. To stąd wysyłała wszystkie listy do dziewczyny, którą zaprosiła na spotkanie tutaj. Miała ogromną nadzieję, że się pojawi. Musiała z nią porozmawiać. Sprawa była naprawdę poważna. Poniekąd dlatego wybrała to miejsce. Spodziewała się, że nikt tutaj nie przeszkodzi im w rozmowie. Dzień był jeszcze bardzo jasny i ciepły dlatego też Corin stała w centrum polanki ubrana w zwiewną, białą sukienkę. Nie wiem, co chciała osiągnąć akurat takim doborem stroju. Może chciała podświadomie dodać sobie jakiejś niewinności? To dobra taktyka, skoro ma z Bonnie rozmawiać na taki, a nie inny temat. I miała nadzieję, że różdżka, którą przewracała teraz w palcach nie będzie musiała zostać użyta.
Idąc na spotkanie z Corin, nasza Puchonka zastanawiała się o czym Gryfonka chce porozmawiać. Nie znały się jeszcze dosyć dobrze, choć Cornelia wywarła dobre pierwsze wrażenie na Bonnie. Wydawała się być naprawde miłą osobą. Ale oczym chce porozmawiać? Co wymaga tak nagłego spotkania? Cóż, czas iść i się dowiedzieć! Na miejscu Bonnie ujżała lekko zestresowaną dziewczynę, trzymajacą różdżkę swoimi(zapewne)spoconymi dłońmi. "Na co jej różdżka" pomyślała. Uśmiechneła się, choć ta różdżka wywołała u niej mieszane uczucia. - Cześć, Corin. To o czym chciałaś porozmawiać? - zapytała.
Jej dłonie na szczęście nie były spocone. Corin miała to do siebie, że nie było po niej widać tego jak bardzo się stresuje nie licząc wyrazu twarzy i lekko trzęsącego się ciała. Teraz jedynie minę miała niepewną, co i tak wystarczająco wskazywało na to, że coś jest nie tak. Słysząc kroki różdżkę umieściła w bucie, a dokładniej wysokim zielonym trampku, który był już mocno strapiony życiem. Odwróciła się do dziewczyny uśmiechając się delikatnie. Naprawdę długo zastanawiała się, czy aby na pewno chce przeprowadzić tą rozmowę. I jak ją poprowadzić tak, żeby nie wyszło z niej nic nie pożądanego. - Hey. Słuchaj chciałabym, żebyś przypomniała sobie wizję na temat tego krukona, który był z nami na wróżbiarstwie i opowiedziała mi ją raz jeszcze – Od razu przeszła do rzeczy i nie wydawało się, żeby to był tylko żart, po którym Cornelia chce zacząć się śmiać i zaprosić ją na takoyaki.
Bonnie nagle zaczeła kumać o co chodzi, choć nie do końca, ale podejrzewała o co chodzi. Podejrzewała to już wcześniej. Corin nie miała się o co bać. Puchonka nie zdradziłaby jej sekretu, jesli o ten sekret chodziło. - Emm, ok - zgodziła się i podrapała po głowie. - Wiec tak... widziałam jak Dave, ten Krukon, idzie gdzieś korytarzami, w nocy. Później pojawił się na błoniach, rozmawiał z jakąś dziewczyną. Kłócili się. Ona mówiła mu coś o pełni i że jest w niebezpieczwństwie, że powinien uciekać. Tutaj wizja się przerwała, a chwilę potem zobaczyłam wilka umazanego krwią, to...to chyba tak było. Tak mi się wydaje. A... dlaczego o to pytasz? - zapytała, chcąc wyciągnać z dziewczyny jak najwięcej.
Cornelia kiwnęła głową w taki sposób, jakby chciała tylko coś potwierdzić. Podczas opowieści wpatrywała się w dziewczynę tak uporczywie, że to mogło aż peszyć. Kiedy skończyła mówić nagle odwróciła głowę w bok, a w jej dłoni znalazło się źdźbło trawy, po które chwilę później kucnęła. Zawsze miała coś w rękach czym się bawiła szczególnie, kiedy sytuacja nie była dla niej pewna. - Rozumiem. Chciałabym Cię o coś prosić – Powiedziała ponownie wbijając w Bonnie spojrzenie swoich błękitnych oczu. Kątem oka rozejrzała się, czy aby na pewno są same. Zdecydowanie nie miała ochoty na to by użerać się z kimś kto śledziłby je teraz z jakiegokolwiek bzdurnego powodu. - Chciałabym, żebyś o tym zapomniała....
Chwila, chwila, chwila... Że co?! Prośba Gryfonki więcej niż zdziwiła Bonnie. Zapomnieć, ale po co? W wizji nie było nic o Corin, a mimo to ona wyraźnie bała się czegoś. Przez chwilę przemkneło jej nawet przez myśl, że dziewczyna zaraz wyciagnie różdżkę i rzuci na nią jakieś potężne zaklęcie zapomnienia. Toteż dyskretnie sprawdziła czy jej różdżka jest tam, gdzie powinna. - Dlaczego? Przecież nie widziałam nic o tobie. Czego się boisz, Corin?
- Bon naprawdę nie mam siły się tłumaczyć i nie chcę ci pomagać w tej prostej czynności, bo Cię lubię, a z zaklęć mam okropny – Najwyraźniej nie tylko puchonce przez myśl przemknęło zaklęcie zapomnienia. Cornelia nawet trochę je ćwiczyła, ale wydawało jej się zbyt potężne więc nawet jeśli by jakimś cudem wyszło, to skutki uboczne mogłyby być naprawdę paskudne, a może i nieodwracalne. - Nie chcę, żebyś tego powtarzała komukolwiek. I nie chce żebyś sama o tym pamiętała. Nie musisz wiedzieć dlaczego. Po prostu tak będzie lepiej – Gryffonka uśmiechnęła się do niej niepewnie. Miała naprawdę ogromną nadzieję, że to poskutkuje i dadzą sobie z tym spokój. Ale... Gdyby jednak nie. To but jest bardzo blisko. Obliviate... Tak to chyba szło. Matko no, przecież to nie wyjdzie.
- Skoro tak, to dobrze. Nie ma problemu. Mogę zapomnieć - przyznała. Jeśli Corin tak bardzo na tym zależy to Puchonka nie będzie się sprzeczać. Choć nadal nie widziała sensu tej prośby. Nikt by się niedomyślił, że Cornelia jest wilkołakiem, mimo wszystko Bonnie rozumiała jej strach i obawy. Ona sama zareagowała na własne podejrzenia i domysły jak na wyrok śmierci, albo zamkniecie w jednym pokoju z psychopatą. - Nie masz się o co martwić Corin.
- Dziękuję. I nie martwię się... Nie mam czym. To przecież nie ma nic wspólnego ze mną – Odpowiedziała odwracając się w stronę góry Fudżi i wpatrując w nią z ciekawością wypisaną na twarzy. Westchnęła i spojrzała nadziewczynę. - Jak myślisz? Co jest na samym szczycie? - Zmieniła temat tak szybko, jak zaczęła poprzedni. To było trochę jak strategia wojny błyskawicznej. Choć w tym przypadku powinno się to raczej nazwać obroną błyskawiczną. Tak, czy inaczej humorek tej porąbanej Corin z tamtego dnia znowu wrócił, chociaż była spokojniejsza niż wtedy. I raczej przyszłości już nie będzie wróżyć. Przeszłości też lepiej nie.
"Ona to umie odwrócić uwagę" pomyślała Bonnie. I dobrze. - Hmm, zastanówmy się - uśmiechnęła się i zaczęła mierzwić włosy. - Może wielka góra lodów śmietankowych? To pewnie dlatego jest tam tak zimno. Tak to napewno to - tu wybuchnęła śmiechem. Nie bedzie przecież dalej męczyć Corin pytaniami o sens zapomnienia wizji, a jak odwracać uwagę to na całego. - A tak na serio to pewnie krater wulkanu skuty lodem, czy cuś.
- To o lodach śmietankowych było zdecydowanie lepsze – Zaśmiała się cicho po czym wytknęła lekko język w jej stronę. Po tym zrobiła bardzo skupiony i niezwykle mądry, oczywiście sztucznie, wyraz twarzy. Jakby zgłębiała największe tajemnice wszechświata. - A może stoi tam jakaś świątynia, w której mieszka wielki czarodziej planujący niedługo zniszczyć świat i tylko my dwie jesteśmy w stanie mu przeszkodzić! - Mina superbohatera, poza superbohatera... CORIN SUPERBOHATER! Brakowało teraz tylko peleryny i zarąbistej maski! - Boże, mój mózg cofa się do przedszkola – Skomentowała na głos swoje zachowanie i swoje myśli, po czym padła wdzięcznie na trawę – Niedługo zacznę raczkować!
Bonnie powoli traciła panowanie nad sobą. Kiedy Corin zaczęła udawać superbohatera i bełkotać o końcu świata myślała, że wybuchnie ze śmiechu. Eksploduje! Zostanie po niej tylko czerwona plama. Wkońcu padła na trawę. - O Boże! W takim razie przydałoby się zabrać cię do jakiejś japońskiej pielęgniarki, albo coś. Wiesz, nie umiem zmieniać pieluch i marzy mi się zmieniać je tobie.
Cornelia naprawdę potrafiła mieć niesamowite głupawki. A może po prostu taka była? Mówiła chore rzeczy, które jej zdaniem były szalenie zabawne. Czasem dla osób postronnych również, czasem wręcz przeciwnie. Na szczęście z Bonnie nawet dobrze się dogadywała. Więc cieszyła się, że nie skończyło się tylko na niemiłej rozmowie na te i owe tematy. - Spokojnie! Będę super mądrym bobasem i będę sobie sama zmieniać pieluchy – Powiedziała jak najbardziej poważnie... Nie no żartowałam. Śmiała się co drugie słowo. Dopiero kiedy jej do głowy przyszła pewna myśl stała się już naprawdę spokojna i zmieniła, znowu, szybko temat. - Fajnie byłoby tu kiedyś zrobić piknik na większą ilość osób. Co o tym sądzisz?
Bonnie naprawde świetnie się bawiła oglądając wygłupy Corin. Jej samej zdarzało się tak zachowywać, ale po tym co wydarzyło się w Wielkiej Sali, straciła chęć do wygłupów. Przynajmniej aż do teraz. Kiedy Gryfonka wkońcu spoważniała i zaproponowała "piknik na większą ilość osób", Bonnie wstała. - Nawet fajny pomysł. Tylko trzebaby było znaleść tą wiekszą grupę ludzi, wystarczająco odważbych by spędzić dzień u podnóża góry Fuji - stwierdziła. - Nie fajnie bybyło gdyby zalała nas lawa - uśmiechneła się.
Cornelia nie miała pojęcia co się zdarzyło w Wielkiej Sali. Jeśli chodzi o sytuację z balu, to Corin była tam tylko na początku, ale nie widząc swojego partnera, a jednocześnie dostrzegając, że każdy jej znajomy jest zajęty po prostu poszła. Dochodziły do niej jedynie pogłoski, ale nikt jej nie opowiedział o co dokładnie chodziło i kto wszystko zaczął. - Najwyżej zginiemy mężnie – Powiedziała po czym wytknęła w jej stronę lekko język podkreślając żartobliwość. - Myślę, że mogłabyś zebrać kilka swoich znajomych. Ja zaprosiłabym Nikolę, już ją poznałaś. Może Cece, bo to strasznie popieprzony człowiek. Może też znajomych z domku? - Zaproponowała spoglądając na Bonbon z ciekawością. Tak naprawdę Cornelia miała naprawdę bardzo mało osób, które mogłaby zaprosić na mini imprezę na pikniku. Smutne, ale prawdziwe. Tak to jest, jak ma się więcej wrogów niż przyjaciół.
Pomysł mini imprezy był według Bonnie nawet fajny, choć miała wątpliwości czy ktokolwiek chciałby przyjść. Ale wkońcu są na wakacjach, takie mini imprezy są wskazane, przecież nie będą siedzieć w domkach i grać w szachy, to robią w szkole przez prawie cały rok. - Dobra, może będzie fajnie. Warto spróbować - przyznała. - To ja zaproszę ludzi z mojego domku. Tylko kiedy i o której by to zorganizować? Żeby wszyscy mieli czas przyjść.
Corin była pewna jednego – załatwi się alkohol i dobre żarcie, to nie będzie najmniejszego problemu z załatwieniem uczestników. Większości z jej znajomych wystarczyło powiedzieć o dobrej ognistej, a już lecieli jak na skrzydłach. No, tym razem miała nadzieję, że tak samo zareagują na sake za którym osobiście bardzo przepadała. - Nie mam pojęcia. Będziemy tutaj naprawdę długo z tego, co mi wiadomo, więc może w przyszłym tygodniu? Bo z tego co wiem sporo osób wybiera się na wycieczkę i nie wiadomo ile ona potrwa... A właśnie, ty też wyruszasz razem z całą resztą osób? - Spytała uśmiechając się. Gryfonka miała zamiar zaszczycić wszystkich swoją obecnością i miała ogromną nadzieję, że zdąży dojść.
- Nie, nie idę na tą wycieczkę. Po tym co wydarzyło się na koniec ostatniego roku wolę spędzić wakacje w spokoju. A nie pogruchotana przez lawinę kamieni, albo przeżuta przez jakąś japońską mantykorę - odpowiedziała pół żartem ół serio, a po chwili dodała. - To dobra, widzimy się za jakiś tydzień. Ja już będę szła, jestem trochę zmęczona i chciałabym odpocząć. To pa - pożegnała się i ruszyła w kierunku domków.
Nie miała pojęcia co się stało w zeszłym roku i pewnie dla tego pakowała się w to jak głupia. Oh, gdyby Corin wiedziała, że będą tam kanibale, to chyba nigdy w życiu by się na to nie porwała. No, ale mniejsza z tym. Nie uprzedzajmy faktów. - Do zobaczenia – Pożegnała się z dziewczyną tylko dwoma słowami samemu wpatrując się w niebo i mając nadzieję, że nie posiedzi tu jeszcze długo samotnie. Nie chciała wracać do domu. Mimo że zbliżał się wieczór pogoda była śliczna, ciepła i piękna. Przymknęła oczy napawając się powiewem letniego wietrzyku szepczącego coś do ucha.
Nikola szła przed siebie nieprzytomnym wzrokiem wpatrując się w zachmurzone niebo. Czuła się nieswojo. Wydarzenia, które miały miejsce na balu końcowym wstrząsnęły nią tak bardzo, że czuła się nieswojo sama ze sobą. Każda część jej ciała odmawiała jej posłuszeństwa i można by rzec pragnęła żyć własnym życiem. Oprócz tego cała była obolała. Przez czas który spędziła w domu mogła odpocząć, jednak tylko fizycznie. Sam fakt, że wyjechała z Anglii graniczy z cudem! Przez cały czas kłóciła się z dziadkiem i nie wiedziała co ze sobą zrobić, aż w końcu jej pozwolił. Pierwszy raz pozwolił jej wyfrunąć z klatki. Jednak to uczucie nie było takie jak się spodziewała. Miała nadzieję, że ogarnie ją fala szczęścia i tym podobnym, jednak była otępiona, nieprzytomna, jakby nie była sobą, a raczej jakby ktoś inny siedział obok niej i truł ciągle do ucha nie dając myślą spokojnie rozprzestrzenić się po głowie. Tak więc puchonka przechadzała się wolnym krokiem w nieznaną sobie stronę. W końcu dostrzegła znajomą sylwetkę. Żeby dokładnie określić kto stoi niedaleko jej musiała przymrużyć oczy, dopiero po tym zauważyła, że to Cornelia. Podejść czy nie podejść? Nie mam zielonego pojęcia, nie czuję się za dobrze, ale… chciałabym z nią porozmawiać, tak bardzo. Jak pomyślała tak zrobiła. - Kopę lat – wyszeptała nawet nie spoglądając na dziewczynę. Czuła się tak melancholijnie, nawet nie miała siły grać, że wszystko jest porządku, jednak wzięła się za siebie. Głęboki wdech pomógł jej się uspokoić i spojrzała na gryffonkę z szerokim uśmiechem. - Co tam u ciebie Corin?
Nie spodziewała się, że w jednym dniu spotka w takim miejscu dwie znajome osoby. Owszem, Bonnie przyszła tutaj na jej polecenie, ale to nic nie zmienia. Fajnie spędzać czas z kimś, kto cię lubi mimo wszystkiego i Cornelia doceniała takie sprawy. I doceniała też przyjaciół. I to bardzo. Po wizycie dziewczyny planowała posiedzieć tu jeszcze trochę i zacząć się zbierać. Jednak pogoda była tak śliczna mimo lekkiego powiewu wiatru, a niebo takie błękitne pomiędzy białymi kłębuszkami, że nic dziwnego, że wysiadywała trawnik i żałowała, że nie wzięła ze sobą kocyka. Ale następnym razem na pewno go będzie miała, jak mini impreza dla zamkniętego grona dojdzie do skutku i zrobią „mega superaśny piknik waaa” - tak by go określiła Corin! Słysząc kroki... Nie, właściwie to ich nie słyszała. I nic dziwnego, skoro jej zdaniem Nikola zawsze stąpała na ziemię jak piórko. Powinna być szpiegiem albo saperem, a nie uczyć się w Hogwarcie na jakiegoś magicznego urzędnika czy inną pierdołę. Chyba, że będzie rozbrajać magiczne bomby i śledzić... Kurcze, śmierciożerców już nie ma, to i automatycznie brakuje osób do śledzenia. Coś na pewno się wymyśli. - Nikuś! - Krzyknęła widząc śliczną puchonkę, a raczej słysząc. Odwróciła się do niej z uśmiechem na twarzy. Corin w przeciwieństwie do niej naprawdę miała dobry humor, ale mam wrażenie, że nie zagości zbyt długo. - Właściwie, to tak naprawdę nic ciekawego. Siedzę sobie to w pokoju i czytam, to na dworze i oglądam niebo. Czasem ktoś o mnie zahaczy, tak jak ty dzisiaj – Odpowiedziała klepiąc miejsce obok siebie i mając nadzieję, że Nikolka z niego skorzysta.
Entuzjazm Cornelii sprawił, że Nikola poczuła się jeszcze gorzej. Po raz pierwszy w życiu poczuła taką ogarniającą ja wściekłość. Mogła, a nawet chciała zrobić jej krzywdę. Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się do dziewczyny. Nikola… uspokój się, przecież to mogą być tylko plotki, nie koniecznie Prince musiał Cię zdradzić, a ona… ale jego zachowanie… jej opis jego Dziewczyna przegryzła wargę i wlepiła swoje szmaragdowe oczy w ziemię. Co teraz? Może powinna zacząć luźną rozmowę i nie dać po sobie nic znać. - Co tam u ciebie i… twojego chłopaka – tak bardzo chciała ugryźć się w język, jednak słowa same wyszły. Nie mogła powstrzymać swojej ciekawości i tego co jej odpowie panna Somerhalder.
Zdecydowanie stęskniła się za dziewczyną. Miała ochotę się na nią rzucić (tak jak jakiś czas temu przed wróżbiarstwem) i powalić ją na ziemię po czym wyprzytulać tak bardzo, aż wyciągnie z Nikoli na wierzch to zachowanie, które to sprawiało, że Corin czuła się bardziej jak jej przyjaciółka niż koleżanka. A gryfonka naprawdę potrzebowała teraz takich osób. Nawet, jeśli to mieli być puchoni. W końcu do hufflepuffu miała taki a nie inny stosunek od zawsze – szufladkowała ich dość szybko. Nikoci na szczęście udało się wydostać z szufladki i wpaść do tej niżej pt.”Ich lubię, bo są zajebiście dziwni”. - Drugi raz pytasz co u mnie, denerwujesz się czymś? - Nie sposób było tego nie zauważyć. Owszem, Cornelia była mało domyślna. Ale nie byłą głupia i widziała takie rzeczy szczególnie, jeśli jej na kimś zależy. Pytała też o chłopaka Corin westchnęła. I objęła nogi rękami. Tak bardzo potrzebowała się komuś wygadać. Schowała twarz za kolankami. - Słuchaj... Jakby ci to powiedzieć... Troszkę ci naściemniałam. Zaczęłam wtedy ten temat i było mi tak jakoś głupio, że ty kogoś masz, a ja nie. I zaczęłam mówić o... Właściwie to, co Ci powiedziałam jest o moim najlepszym przyjacielu – Przerwała. Podejrzewam, że Nikola w tym momencie śmiało odetchnie z ulgą. W końcu to tylko najlepszy przyjaciel! Westchnęła spoglądając na zielonooką z miną mówiącą „Nie bij!”. Ale wydawało się, że jeszcze nie skończyła mówić.
Dziewczyna wzdrygnęła i spojrzała na Corin kątem oka. Nie pilnowała się i po prostu pozwoliła na chwilę słabości… Chwilę? Ona była słaba, zawsze tak było. Dziewczyna zamknęła oczy i zacisnęła wargi. Chciało się jej płakać na myśl o tym, że Prince ją wykorzystał i bawił się nią jak jakąś zabawką. Przecież to było niemożliwe żeby ktoś pokochał ją, skoro własny ojciec tego nie potrafił zrobić. Nikola wyłączyła się, jednak słowa, że jest jej najlepszym przyjacielem dotarły do niej głośno i wyraźnie, zabrzmiały w jej głowie jak dzwon kościelny, którego nie da się zagłuszyć niczym innym. Nikola spojrzała na nią zdziwiona nie mogła w to uwierzyć. Więc jednak plotki były kłamstwem! A ona niepotrzebnie się zamartwiała. - Naprawdę? – spytała dość nietypowo, ponieważ w jej głosie można było dostrzec nutkę nadziei – Naprawdę nic Cię nie łączy z Prince’m? – spytała i dopiero kiedy spytała zorientowała się co jej nie pasowało w tym pytaniu. Cornelia, nie powiedziała jej, jak jej ‘chłopak’ się nazywa, nie wspomniała o tym słowa, więc skąd Nikola to wie? Ale… ale skoro są tylko przyjaciółmi, to oznacza, że to nie będzie nic dziwnego. Jednak… nadal przed oczami widziała jak Prince się zachowywał kiedy wspomniała o Corin jak chciał jej coś powiedzieć, ale tego nie zrobił. Nadal siedziało to w jej głowie i zadręczało ją.
Cornelia chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zobaczyła reakcję dziewczyny i postanowiła się uciszyć. Obserwowała ją dokładnie. Nie rozumiała dlaczego coś tak bardzo rusza dziewczynę, że było to aż widać. Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się dostrzec u niej takiego zachowania i nie wiedziała jak to interpretować. Cieszyła się, że Corin nie ma chłopaka? Tak pomyślała w pierwszej chwili kiedy Nikola wypowiedziała słowo „Naprawdę?”. Przygryzła dolną wargę, ale doszła do pytania kolejna część więc dziewczyna od razu wiedziała, że to jednak nie o to chodzi.
Naprawdę nic Cię nie łączy z Prince?
To pytanie uderzyło ją jak piorun prosto zesłany z nieba. Dolna warga zatrzęsła się delikatnie, więc bardziej schowała się za nogami i obserwowała z jakimś ogromnym zaciekawieniem trawę. Naprawdę nic już jej z nim nie łączy? Cornelia chyba go kochała, ale on nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Nie chciał się z nią przyjaźnić nawet. I nadal nie rozumiała dlaczego. Nie widzieli się od miesiąca.. - Już nic – Wyszeptała chyba bardziej do siebie niż do przyjaciółki. Chyba mogła ją tak nazwać, chociaż w myślach. Spojrzała na Nikolkę będąc ciekawą jednego drobiazgu. - Czytałaś plotkę obserwatora prawda? Stąd wiesz, że to on. Że o nim mówiłam. – Corin jak to Corin. Zawsze znajdzie taką odpowiedź, która jest bliska prawdy, a jednocześnie bardzo, bardzo odległa i niewiele jej wyjaśnia. Potrafiła dostrzec bardzo dalekie rozwiązania, a te bliskie umykały jej sprzed nosa.