W okolicach Hogsmeade, tam gdzie już nie słychać gwaru rozmów z głównych ulic, a gdzieniegdzie tylko stoją piękne domy z mnóstwem wolnego miejsca wokół siebie, gdzieś za grupą drzew, na uboczu, znajduje się spory staw. Niejedna osoba zapewne nazywa go jeziorem, ale to jest sztuczny zbiornik, a w jego lewej części znajduje się niewielka wysepka. Można do niej podpłynąć, ewentualnie przejść, jednak jeżeli ktoś bierze ze sobą jakieś rzeczy, należy trzymać je wysoko w górze, gdyż woda przeciętnej osobie w najgłębszym miejscu stawu sięga do połowy szyi. Niewiele osób też wie o jego istnieniu, bo uczniowie niechętnie zapuszczają się w tą pustą, 'wiejską' okolicę, zaś mieszkańcy... jakoś rzadko tam zaglądają i tyle.
Ostatnio zmieniony przez Zoe F. Champion dnia Pią Cze 07 2013, 00:52, w całości zmieniany 1 raz
Nie był tego taki pewien, czy nie potrzebowała przypadkiem pocieszenia. Wyglądała, jakby bardzo go potrzebowała. Patrząc w oczy dziewczyny, widział coś... Smutnego. Bardzo smutnego. To nie był ten rodzaj smutku, który jego dopadł akurat dzisiaj. To było coś innego. To był długotrwały żal, który musiał towarzyszyć Andrei od dłuższego czasu. Nie wiedział, z czego to wynika, ale naprawdę chciał Jej jakoś pomóc. Skoro już los chciał, że się spotkali i siedzieli tu razem, to niechże się Dick na coś przyda ( ͡° ͜ʖ ͡°) i pomoże tej nieszczęśliwej Ślizgonce! Skupienie się na Jej smutku jakoś pomogło mu w odsunięciu od siebie faktu, że jest zbyt wielką pizdą, żeby tak po prostu zagadać do Karris... No, ale może w końcu się przełamie. Argumenty, jakie wystosowała Andrea były całkiem przekonujące i jeśli Hobbs się nie spręży, ktoś inny może spróbować zakręcić się wokół panny W., a tego by chyba nie przeżył. Tak bardzo chciał... Żeby była szczęśliwa! Ona też miała czasem coś smutnego w oczach, to go tak bardzo intrygowało... Chciał wiedzieć, co sprawia, że pomimo swojej niezależności bywa taka smutna. Westchnął pod nosem, odsuwając od siebie Karris i wszystko, co z Nią związane. Na dzisiaj miał dosyć. Nie miał siły myśleć nad tym, jak sprawić, by zwróciła na niego uwagę. To było za dużo, do cholery. Wracając jednak do rzeczywistości... Widząc, co wyczynia Andrea, parsknął śmiechem. Była naprawdę wstawiona! On zresztą też był już nieco zachwiany, ale nie tak, by nie móc podnieść się z miejsca i podnieść dziewczynę na nogi. Popatrzył na Nią z politowaniem, kręcąc głową. Urocze to było, jak zachowywała się po pijaku. Ludzie w ogóle byli wtedy zabawni, pod warunkiem, że nie włączał im się agresor. - Wyglądasz jak siedem nieszczęść. - powiedział z nutką troski w głosie, wyciągając znów różdżkę. Usunął z jej ubrań większość błota, po czym schował różdżkę. - Chodź, usiądziesz sobie. Chyba nie powinnaś wstawać, co? Ostatnie pytanie Andrei puścił mimo uszu. Może kiedyś powie Karris. Teraz nie będzie zaprzątać sobie tym głowy. Skupił się raczej na dziewczynie, która ledwo trzymała się na nogach. Zaprowadził ją z powrotem na kamień i wbrew zdrowemu rozsądkowi sięgnął po jeszcze jedno piwo. Jak się sponiewierać, to się sponiewierać, już trudno...
Z każdą kolejną minutą do jej głowy wpadały kolejne świetne pomysły, tymczasem jednak patrzyła zaciekawiona na to co robi jej towarzysz. Nawet po pijaku wyczyścił jej ubranie, to się nazywa pedantyzm! Albo dobre serce lub pół na pół. Potem grzecznie usiadła obok spierając głowę o pień drzewa i zadzierając wzrok do góry. Jesień nieubłaganie nadchodziła a wraz z nią jesienna depresja. Taka kolej rzeczy. - Nic mi nie jest - uśmiechnęła się rozbawiona, bo najwidoczniej podobało jej się to, że się wywaliła, uwaliła błotem. W końcu mogła. Kto jej zabronił? Była dużą dziewczynką z zachwianiem emocjonalnym, ale kto by się tym teraz interesował. - Nie odpowiedziałeś na pytanie - zaczęła ciągnąć go za język, bo obrała sobie za cel teraz rozwiązywanie czyichś problemów. To wychodziło jej wręcz idealnie, jednak rozwiązywanie SWOICH problemów zazwyczaj kończyło się niczym. - Hobbs, zrobimy eksperyment - wypaliła nagle z entuzjazmem klaszcząc w dłonie. - Uznajmy, że jestem twoją Karris. Wyobraź sobie, że teraz ona tutaj siedzi, rozmawiacie sobie, jest przyjemnie. Spróbuj mi powiedzieć to co jej, no dawaj, tak będzie ci łatwiej - wiadomo, trochę żartowali, trochę faktycznie próbowali rozmawiać normalnie. Tymczasem ona mówiła serio, rzucając mu nieznoszące sprzeciwu spojrzenie.
Nie był pewien, czy to była kwestia pedantyzmu. To chyba prędzej wynikało z tego, że Hobbs po prostu lubił pomagać, a ona ewidentnie w tym błocie potrzebowała pomocy. Jeśli nie, to proszę bardzo, znowu mogła się w nim wytaplać! Wtedy już nie próbowałby Jej stamtąd wyciągać, no! Ale teraz spróbował i niech się cieszy, bo zaschnięte błoto ciężko schodzi. Chociaż, niektóre kobiety twierdzą, że z błota można zrobić sobie maseczkę, czy coś... No nie wiem, Hobbs kompletnie się na tym nie znał, więc niech nikt nie wymaga od niego cudów i domyślania się, że ona do tego błota to tak pielęgnacyjnie wlazła. - Dobrze, dobrze. Nic Ci nie jest i wcale nie wyglądałaś, jakbyś uprawiała zapasy w błocie. Zarechotał wesoło, przygładzając ciemne włosy. Towarzystwo dziewczyny było zdecydowanie przyjemne i nie miał już za złe losowi, że go w to wpakował. Siedział na kamieniu obok Niej, pił piwo i uśmiechał się, czując, że robi mu się lepiej... Do czasu. Kiedy Ślizgonka zaproponowała mu, żeby udawali, że ONA jest Karris, jego twarz przybrała minę typu "chyba Cię pojebało!"... Tyle tylko, że Hobbs był zbyt dobrze wychowany, żeby powiedzieć to na głos. - Myślę, że... Nie... Nie chcę. Nie sądzę, żebym jej teraz coś powiedział. Zresztą, ja nawet nie jestem trzeźwy i pewnie bym ją pocałował z głupoty, albo coś! - fuknął, splatając ramiona na piersi. Zlustrował Ją wzrokiem z góry na dół i ni chu chu nie mógł Jej sobie wyobrazić w roli Karris, nawet gdyby chciał, bo Karris była tylko jedna! I zachowanie miała inne... No nie potrafił. Chociaż ten pocałunek niebezpiecznie i niemoralnie gdzieś mu dźwięczał w głowie.
Ślizgonka nie miała pojęcia co miał do zapasów w błocie. Gdyby była toples, najlepiej z drugą kobietą, to wtedy jego imię zaczęłoby mieć prawdziwy sens. Tymczasem faktycznie mogła wyglądać mało zachęcająco, a już na pewno nie jak kobieta toples, tylko co najwyżej jak dziecko, które wpieprzyło się przypadkiem w błotko. Gdy ujrzała jego minę, wzniosła oczy ku niebu. - Tak, pojebało mnie. Przyzwyczajaj się, bo ona może tak samo zareagować - to, że czasami Andrea czytała w myślach zawdzięczała długotrwałej obserwacji osoby, z którą rozmawiała. A przede wszystkim umiała odczytywać te miny, które bardzo często sama robiła. Bum, cała zagadka wyjaśniona. Wiedziała też, że będzie stawiać opór, co było akurat normalne. - Jezu, Hobbs, gdzie ty masz jaja. Całkowałeś się kiedykolwiek? - spytała uszczypliwie a potem zasłoniła mu dłonią oczy. Gdyby się nie całował to znając życie by mu w tym pomogła, taka była dobra. - Dobra, mów teraz.
I dlatego nigdy nie wybaczy rodzicom tego, że dali mu tak na imię. Chwała Bogu (i dziadkom), że jego drugie imię brzmiało całkiem normalnie i to nim przeważnie się posługiwał. Isaiah brzmi całkiem przyjaźni, a Dick... Dwuznacznie. Cholera. Rodzice to mieli poczucie humoru, nie ma co! Koń by się uśmiał... A zapasy w błocie, hm. Raczej wolałby w kisielu, gdyby miał wybierać. Mniej brudne! A przecież Hobbs jest pedantem, prawda? Więc to oczywiste, że wolałby kisiel, do tego jest przezroczysty, mniej zasłania... Tak, tak, nawet taki grzeczny Puchon miewa nieczyste myśli. To ludzkie i normalne, nie ma co się nad tym rozwodzić. Dziwne by było, gdyby Hobbs nie stawiał oporu! Pomysł był bezapelacyjnie poroniony i nie miał zamiaru go realizować. Czuł się jak kretyn na samą myśl odgrywania tych ról. Po prostu... No nie, no nie chciał! - Sugerujesz mi, że miałbym odgrywać z nią jakieś role? Nie sądzę! - burknął, marszcząc mocno czoło. Co za pomysły... Na zarzut, że się nie całował oburzył się nie na żarty. Popatrzył na Nią z irytacją i splótł ramiona na piersi. - Oczywiście, że się całowałem! Za kogo Ty mnie masz, co!? - mruknął, krzywiąc się niemiłosiernie. Przysłaniała mu widok, a to było niebezpieczne! Chociaż, niebezpieczne było już to, że był nietrzeźwy, a oni weszli na grząski grunt. - Nie będę niczego mówił! I w ogóle, skąd pomysł, że się nie całowałem?!
To jak Hobbs się irytował tak bardzo spodobało się Andrei, że postanowiła dalej go wkurwiać. Nie zdjęła dłoni, ale za to drugą powstrzymywała się od śmiechu, który zbliżał się bardzo szybko. Odebrałby to źle, a ona nikogo nie chciała stresować! - Bo ci zaraz żyłka pęknie - zabrała rękę, spoglądając na niego cholernie rozbawiona sytuacją. Gdy trochę odetchnęła, by móc dalej rozmawiać, przyglądnęła mu się ponownie. - Czasami w łóżku odgrywa się role dla urozmaicenia pożycia. Może Karris lubi się bawić w teatrzyk łóżkowy... - too far. Mimo wszystko byli w takim stanie, że które z nich przejmowałoby się tym, co mówili? Na pewno nie ona. Najważniejsze dla Ślizgonki było w tym momencie to, że przestała się dołować a za to świetnie bawić. - Bo jesteś grzeczny do bólu, Isaiah - spoważniała, wypowiadając jego imię. Był bardzo ułożony i grzeczny, dlatego wątpiła w to, że skradł pocałunek któreś królewny a potem nie miał wyrzutów sumienia z tego powodu. Ale mogła się mylić, przecież dalej patrzyła na niego trochę przez pryzmat plotek i tego jak widziała go nim zaczęli razem pić tego wieczoru. - No dobra, przepraszam, ale można spróbować. Zamknij oczy i mów, tak jakbyś miał ją przed sobą. Weź się otwórz, bo ja jej to powiem i wtedy nie będzie odwrotu - nalegała dalej. Tak łatwo nie odpuszczała.
Ludzie są tacy okrutni! Tak często zachowywali się właśnie w ten sposób... Im bardziej Hobbs się wściekał, tym bardziej go denerwowali, jakby ich to bawiło. Cóż, zapewne tak właśnie było. Mieli niezłą frajdę z tego, że spokojna buzia Puchona krzywiła się w poirytowanym grymasie, gdy robili coś, co go wkurzało... Na przykład zarzucali mu, że on to w ogóle się nawet nie całował. Owszem, był grzeczny, dobrze wychowany i ułożony, ale takie osoby też kochają, też są w związkach, też przeżywają swoje pierwsze razy. Uch. Się chłopina zirytowała! Ale kiedy już zobaczył Jej roześmianą twarz, trochę ta złość z niego zeszła. W końcu przestała wyglądać, jakby miała się zaraz popłakać, więc... Niech będzie. Zresztą, jego reakcja też była przesadna, też by się z siebie śmiał. - Myślę, że odgrywanie teatrzyku z Nią to trochę co innego, niż z Tobą. - mruknął, czując, że koniuszki jego uszów robią się lekko czerwone. To znak, że poczuł się nieco zażenowany jej słowami, ale ćśś. Miał nadzieję, że w ogóle tego nie zauważyła. Znowu by się z niego nabijała, zarzucając mu kolejne głupoty, typu, że nigdy nie miał dziewczyny. No miał, no. Tyle tylko, że nie widział sensu, by rozpowiadać o tym na prawo i lewo. To była sprawa między nim a tamtą dziewczyną... To znaczy, to już było dawno zakończone, ale przecież tamto wszystko się wydarzyło. - Grzeczni też mają swoje potrzeby, Andreo. To, że nie rozpowiadam wszystkim dookoła o swoim pożyciu seksualnym nie znaczy, że ono nie istnieje. Powiedział całkiem szczerze, wzruszając lekko ramionami. Na trzeźwo raczej unikałby tego tematu, ale teraz... Jakoś tak... Cóż. - Nie chcę, Andreo. Ja... To, co mam do powiedzenia Karris powinna usłyszeć tylko ona. Nie mogę zrobić sobie generalnej próby, to byłoby głupie. I nie martw się, powiem jej. Uwierz mi, mam jaja i jestem w stanie to zrobić!
Andrea była głucha na jego słowa i po prostu robiła swoje, czyli dalej mu dogadywała i dogryzała, jednak z każdą kolejną chwilą coraz mniej, niż na początku. W końcu poczuła się trochę źle z tym, że Puchon - oaza spokoju - się zdenerwował, ale przecież takie było życie! Ona, ciotka dobra rada, przygotowywała go na przyszłość a on tego faktu nie doceniał. Westchnęła rozgoryczona, opierając się plecami o drzewo i jednocześnie prostując nogi w kolanach, na koniec zapalając kolejnego papierosa. - Niech ci będzie - burknęła pod nosem między jednym zaciągnięciem się a drugim, zastanawiając się czy faktycznie Hobbs wyzna swojej wyśnionej miłości uczucie, jakim ją darzy. Ślizgonka w to wątpiła, ale cóż mogła zrobić? Wiedziała, że gdyby tylko zaczęła maczać w tym paluchy, to Hobbs by ją pogryzł a potem i tak przepraszał, że ją uraził. Taki właśnie miał dziwny charakter, nie potrafiący trzymać na swoim. To znaczy: jest obrażony to jest, i już, na ch... drążyć temat. Rozglądnęła się wokół, wytężając maksymalnie wzrok, po czym przetarła dłonią twarz. - Nie wierzę ci i tak - słowa Andrei jak setki igieł przeszyły panującą ciszę. - W to, że umiesz się całować - dodała, wzruszając ramionami. Prowokowała? Może. Nawet jeśli, to co z tego? W końcu byli duzi i wolni, chyba mogli robić co im się podoba, zwłaszcza na odludziu, gdzie było ciemno i nikt poza nimi się tu nie zagłębiał.
Niech Ją szlag! Naprawdę wystawiła na próbę anielską cierpliwość Hobbsa! A jednocześnie odkryła, co było jego czułym punktem - podważanie faktu, że potrafi być odważnym mężczyzną. Nie znosił tego. To po prostu nie mieściło się w jego małym rozumku, żeby osobę, która nie jest ordynarna uważana była za mniej odważną niż taka, która na głos wyraża swoje zdanie, nieraz w sposób wyjątkowo chamski i niekulturalny. Po prostu tego nie rozumiał! I dlatego tak się wkurzył na Andreę. I jeszcze ten zarzut, że się nie całował! Co to za pomysł w ogóle!? Aż policzki poróżowiały mu leciutko ze złości. - I będzie, zobaczysz. - burknął, łapiąc Ją za nadgarstek. Przyciągnął do siebie jej dłoń, zaciągnął się jej papierosem i puścił ją, wydmuchując dym w bok. Nigdy nie dmuchał dymem w czyjąś twarz. Był zadowolony, że odpuściła. Przypuszczał, że raczej jej się to znudziło, a nie, że poczuła się z tym źle, czy coś w tym guście, ale to już trudno. Wolał to, niż żeby dalej wierciła mu dziurę w brzuchu, że ma powiedzieć Karris. Powie, niech się o to nie martwi. Prędzej, czy później to zrobi. Przecież nie da się żyć w ciągłej niepewności. Chłopakiem kierował chyba jakiś impuls, bo kiedy powiedziała, że mu nie wierzy, on złapał w dłonie Jej policzki i przyciągnął Jej twarz do swojej, wpijając się w jej usta niemalże drapieżnie! Ale ta gwałtowność trwała zaledwie ułamki sekund. Kiedy zniknęła, pocałunek stał się delikatny, spokojny... Wargi Hobbsa zamykały się na Jej dolnej wardze, ssąc ją lekko, język wślizgiwał się do wnętrza Jej ust... Zamroczyło go. Bardzo. Nie powinien jej całować, nie powinien trzymać dłoni na jej policzku, drugiej wplatać w Jej włosy...
Najwidoczniej Andrea sprowokowała go do tego stopnia, że urażone męskie ego musiało się przebić i pokazać, że ONO ma rację. Dlatego kiedy złapał ją za rękę, odbierając jej papierosa, wyraźnie zaskoczona, ale i też zaciekawiona, zerknęła nań. Chciała coś powiedzieć, coś głupiego jak jej aktualny wyraz twarzy, jednak chłopak zadziałał szybciej, niż przewidziała. Bezwiednie opuściła rękę z papierosem, nieomal wypalając sobie dziurę w płaszczu. Przez chwilę zbita z pantałyku mimowolnie odwzajemniała pocałunek, szybko się reflektując w sytuacji. Czy przed chwilą nie opowiadał jej o swojej wielkiej platonicznej miłości do wybranki, która o tym nie wiedziała? I mówili, że to kobiety są zmienne jak chorągiewka na wietrze. Odsunęła się powoli, wpatrując się wielkie błękitne ślepia w twarz chłopaka i dopiero gorący popiół, który wpadł jej na dłoń spowodował, że zeszła na ziemię. - Co to miało być? - nie miała pretensji, ale chciała sprostować sytuację w jakiej się znaleźli. Nie mogła też powiedzieć, że ten nagły temperament Puchona jej nie odpowiadał. W zasadzie zmienił jej postrzeganie Hobbsa, ale co z tego, skoro nie miała w planach nikomu o tym mówić? Dopaliła resztkę papierosa wyrzucając go za siebie, a drugą chłodną dłonią rozmasowała zaczerwienione miejsce na ręce.
O tak, sprowokowała jego pijane ego, które musiało się dzisiaj wykazać. Już czuł moralniaka w kościach. Już czuł, że będzie żałować tego wszystkiego, jak tylko wytrzeźwieje całkowicie, pewnie jeszcze tej nocy. Boże kochany, nie będzie mógł sobie wybaczyć tego, że dał się ponieść i sprowokować. Pocałował ją, a najgorsze jest to, że kiedy zaczął, nie mógł się oderwać. Tyle tylko, że to była kwestia czystej cielesności, a nie uczucia. To było nieznośne! Nie chciał potraktować Jej przedmiotowo, ale potrzeba bliskości, jaką ma każdy człowiek była na tyle silna, że zamiast się ogarnąć i zapanować nad ego, nad potrzebą bliskości, nad tym wszystkim, to rzucił się na Nią jak na jakieś wygłodniałe zwierzę. Już teraz czuł wstyd, kiedy się od Niej odsunął. Policzki pokryły mu się rumieńcem, na twarzy malowało się permanentne zażenowanie. W momencie wytrzeźwiał. Odsunął się od Niej znacznie, kręcąc głową. - Nie powinienem w ogóle Cię dotykać. Przepraszam, ja... To... Chyba nie mogłem znieść tego, że mi nie wierzyłaś, poza tym... Alkohol... Przepraszam. To żenujące. To w ogóle nie powinno się wydarzyć. Nie chcę, żebyś myślała, że jestem hipokrytą. To... Po prostu chyba wynikało z tego, że chciałem się całować. Wzruszył bezradnie ramionami, zaciskając palce na kolanach. Czuł się jak kretyn, ale wolał postawić sprawę jasno. Miał ochotę się całować, nic więcej, nic mniej.
Po pierwszej fali szoku wywołanego słowami chłopaka, kiedy zaczął się usprawiedliwiać, przyglądała mu się w milczeniu. A potem zaczęła się śmiać, dość serdecznie jak na nią, łapiąc się za brzuch. Nie wiedziała czy rozbawiło ją to głupkowate tłumaczenie, czy ogół sytuacji, czy może to alkohol zaczął powoli z niej wychodzić. - Teraz już wiesz czemu tak bardzo lubię chłopców - miała na myśli oczywiście jego kwestię o tym, że po prostu chciał się całować i tyle. Ona w swoim przypadku to wiązała bardziej z rozrywką i wypełnieniem sobie czasu, niż z poczuciem bliskości, ale nie miała w planach mu tego tłumaczyć ponownie. Wsunęła zmarznięte dłonie do kieszeni płaszcza, po czym rozejrzała się nerwowo wokół siebie. Niezręczna cisza, która zapadła, była tym razem tak nieznośna, że nie wiedziała czy wypada jej coś powiedzieć. W końcu przypomniała sobie, że prawdopodobnie Hobbs będzie ją teraz przepraszać do końca życia i dzień dłużej. - Ale Isaiah, obiecaj mi, że nie będziesz teraz mnie przepraszać na każdym kroku - i choć wydawałoby się, że żartuje, tak tym razem mówiła poważnie. Polubiła go, ale wolała zawczasu pozbyć się małego wrzodka, którym mógłby się stać. - Stało się, trudno - uśmiechnęła się łagodnie, dopiero teraz zastanawiając się, czy go nie urazi.
Miał ochotę już stąd iść i zapaść się pod ziemię. Już dawno nie był tak zażenowany swoim zachowaniem. Jak w ogóle mógł to zrobić? Przetarł twarz dłońmi, wplatając palce w swoje ciemne, idealnie ułożone włosy. Pasma opadły na czoło, kiedy cofnął dłoń, ale zupełnie to zignorował. Wlepił wzrok w czubki wypastowanych butów, milcząc. Co miał powiedzieć? Jak wybrnąć z tej sytuacji? Już na pewno nigdy nie wpadnie na kretyński pomysł, żeby się uchlać, wtedy tracił kontrolę nad sobą. Chociaż... To chyba zdarzyło mu się pierwszy raz. Ze stresu pobladł, a jego twarz znowu była spięta od tego nieprzyjemnego uczucia. - Nie, chyba nie wiem. - mruknął, lekko wzruszając ramionami. Potrzebował kilku głębszych oddechów, żeby wziąć się w garść i chociaż trochę odsunąć od siebie ponure myśli, które zaprzątały mu głowę. Wolał teraz nie gdybać, bo jego wnioski mogłyby być iście katastroficzne. - Ale... Ja... - zająknął się, odwracając od Niej wzrok. Milczał przez chwilę, jakby trawił w sobie słowa, które chciał powiedzieć. Zagryzł lekko dolną wargę i znów przetarł twarz dłońmi. - Dobrze. Masz rację. To był tylko niewinny całus. Nic więcej. Nic mniej. - powiedział powoli, na koniec wzdychając. Oparł się plecami o pień drzewa, zamykając oczy. Nie było sensu drążyć tematu. Nie będzie męczyć Jej tym, że źle czuje się z tym, co się stało. Przecież o tym wiedziała. - Chcesz już wracać?
Chłopak urzekł ją swoim irracjonalnym zachowaniem do tego stopnia, że nie mogła przestać się uśmiechać. Przypatrywała mu się dalej, po czym wstała z ziemi, wyciągając w jego stronę rękę. - Wracajmy - zarządziła i kiedy się zebrali, ruszyli w stronę zamku. W ciszy i ciemności, od czasu do czasu potykając się o wystające przy drodze korzenie. Droga upłynęła im stosunkowo szybko jak na ich aktualny stan, a gdy znaleźli się niedaleko wejścia do zamku Angielka zatrzymała Puchona stanowczym ruchem, po czym w ułamku sekundy wspięła się na palce, składając na jego ustach przelotny pocałunek na dobranoc. - I pamiętaj, nie przepraszaj - pożegnała się i oddaliła do dormitorium, zostawiając ponownie tego wieczoru osłupiałego chłopaka.
Zima - okres, w którym wszystko co piękne staje się ponure, zimne. Tegoroczny ziąb nie ominął nawet tak magicznego miejsca jakim jest Hogsmeade. Aczkolwiek płatki śniegu zalegające na ziemi oraz domach dodawały uroku temu miejscu. Staw, na teren którego wchodził właśnie Krukon, był pokryty warstwą lodu. Była to chyba główna atrakcja tego miejsca o tej porze roku. Każdy z nas za dzieciaka wyobrażał sobie jak to jest śmigać na łyżwach po zamarzniętym jeziorze, nieprawdaż? Matthias zdjął jedną z rękawiczek, które miał założone na swoje dłonie. Jego ręka powędrowała ku lodowatej powierzchni akwenu wodnego. Miał nadzieję, że uda mu się sprawdzić, bądź wyczuć czy warstwa lodu jest wystarczająco gruba. W jego głowie zrodził się plan, aby przejść się po stawie. W pewnym sensie poudawać, że on także potrafi się dobrze bawić. Chłopak przymknął oczy i wczuł się w spadające płatki śniegu. Można wręcz rzec, że była to rzecz, która potrafi uspokoić nawet najgroźniejszego potwora na tym świecie. Płatek śniegu. Zaskakujące jak malutkie rzeczy potrafią mieć duży impakt na nasze życie. Chłopak położył się na białym puchu przykrywającym ziemię na terenie obrzeży Hogsmeade. Starał się jak najbardziej "wtopić" w otoczenie. Gdyby nie jego jaskrawe ubranie prawdopodobnie byłby niewykrywalny. Myśli chłopaka tym razem powędrowały ku przeszłości, do domu rodzinnego. Wszystkie wspomnienia wróciły, a z nimi powrócił ponury humor. Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się jakoś wyśmienicie, więc czy trzeba było go sobie jeszcze bardziej psuć? Chłopak nabrał w dłoń odrobinę śniegu, a gdy ulepił kulkę o doskonałym kształcie, wyrzucił ją gdzieś przed siebie.
Lubiła zimę. Wszędzie było biało, z nieba spadał miękki puch, który okrywał okoliczną przestrzeń. Nadawał miasteczku charakteru, może nawet uroku, gdyż Hogsmeade w śnieżnych barwach było do twarzy. Pomyśleć, że właśnie tutaj Ślizgonka miała do załatwienia pewną sprawę. Oprócz wypicia kremowego piwa, musiała spotkać pewną osobę. Jednakże, czy wiedziała z kim się umówiła? Oczywiście, lecz za nim się to miało zdarzyć, chciała trochę pospacerować. Do godziny ,,x" pozostało trochę czasu, a chwila na wietrze jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Z resztą ubrana była jak zimorodek. Bawełniana biała czapka, tego samego koloru rękawiczki. Krótka kurtka w kolorze khaki, jeansy i kozaki ze skóry. W takim odzieniu, z kręconymi włosami, opadającymi niczym cykady na ramiona, szła sobie blisko zamarzniętej tafli jeziora. Od czasu do czasu robiła piruet, nawet cicho podśpiewywała. Jej uwagę zwrócił chłopak, który leżąc na ziemi, wyróżniał się tylko odzieniem. Jaskrawe barwy ukuły ją w oko, aż podeszła, chcąc się mu przyjrzeć. Wtem jak torpeda, a może ptak oberwała śnieżką. Uderzyła ona prosto w jej rękaw, co w Armstrong nie wywołało uśmiechu. Bez przyczyny, wyraźnego powodu było to dla niej skandaliczne. Wręcz wyczekiwała jakiś tłumaczeń, choćby słowa, a została obdarowana ciszą. Spochmurniała, lecz nie na tyle by wyciągnąć różdżkę. - Ej! Za co to było?! Zrobiłam Ci coś? - rzuciła pospiesznie w kierunku nieznajomego chłopaka - Rzucaj kulkami w jezioro, cokolwiek, ale bitwy na śnieżki nie urządzałam! - krzyknęła do niego, niby pogodnie, choć głównie chodziło o zwrócenie jego uwagi. Oczekiwała jakiś wyjaśnień.
Cisza, którą raczył się napawać chłopak została gwałtownie przerwana przez kobiecy głos, który dobiegał z nad przeciwka. Najwidoczniej śnieżka trafiła tajemniczą nieznajomą, co mogło się jej nie spodobać. Halo, halo! Przecież chłopak nie zrobił tego specjalnie, nie ma chyba powodu żeby się obrażać, prawda? Młody Krukon podniósł swoje plecy ze śniegu i zmierzył dziewczynę wzrokiem od stóp do głów. Głównie poszukiwał jakiegoś znaku, który uświadomi go czy nieznajoma jest wrogo nastawiona. Na szczęście nic takiego nie wypatrzył. - Przecież to nie było specjalnie. Po prostu weszłaś akurat w tor lotu mojej śnieżki. - Powiedział nieco z przekąsem, a także być może lekko prowokująco. Kobiety są wspaniałe, szczególnie kiedy się złoszczą. - Szkoda, że nie zrobimy sobie bitwy. To mogłoby umilić ten smutny dzień. - Dodał po chwili pogodnie się uśmiechając. Być może dobrze się stało, że chłopak zyskał kogoś z kim można by porozmawiać. Całe życie praktycznie był indywidualistą, warto "liznąć" czegoś nowego. Chłopak wyjął różdżkę i obrócił ją między palcami parę razy. Był to pewnego rodzaju odruch na stres związany z poznawaniem nowych osób. Orn nie był typem ekstrawertyka. Młodziak skierował swój wzrok ku najbliższemu drzewu i odchrząknął. - Jak Ci na imię? - Spytał nie utrzymując kontaktu wzrokowego z dziewczyną. Miał cichą nadzieję, że nie zostanie uznany za buca, który uważa że roślinki są ciekawsze od kobiet. To źle brzmi. Prawie jak dendrofilia. Chłopak ugniótł ze śniegu kolejną śnieżkę i zaczął ją podrzucać. Super zabawa, łuhu.
Czekała, bo nie pozostało jej nic poza tym. Z resztą obrażenie się i pójście sobie stąd, wykraczało poza jej typowe działania. Nie była taka, chyba, że ktoś ją do tego zmusił. Oczekiwała jego odpowiedzi z uśmiechem i choć pierwsza jej się nie spodobała, nie pozwoliła po sobie tego poznać. Przecież mógł nie wiedzieć, że tędy przychodziła. Przypadek? Cóż, nie lubiła tego stwierdzenia, lecz na razie musiała się z nim pogodzić. - Zatem po to masz swoje śliczne oczka, by się rozejrzeć, czy kogoś nie trafisz. No, ale stało się. Czy powinnam Tobie odpłacić za to? Jak sądzisz? - przechyliła główkę, zaintrygowana własnym pomysłem. Palce przytknęła do ust i w zamyśleniu popatrzyła w niebo. Może później coś wykombinuje, lecz póki co chyba mogła się zatracić w rozmowie. Chłopak wydawał się miły, może nawet przyjazny, lecz czemu nikt mu nie towarzyszył. Czekał na kogoś? Wróciła wzrokiem do niego. - Smutny? Dla mnie jest wesoły, nawet bardzo. Jeśli chcesz to możemy spróbować, chociaż sama nie wiem... - dodała niepewnie, jakby samo podjęcie tej decyzji było co najmniej trudne. W rzeczywistości nie wiedziała, czy chcę w tym uczestniczyć. Miała jeszcze coś do zrobienia, a niezbyt jej zależało na poświęceniu całego czasu obcemu czarodziejowi. Co prawda, o samym pochodzeniu chłopaka dowiedziała się dopiero w momencie, którym wziął do ręki różdżkę. W niemym szoku, cofnęła się o krok. Chciała czegoś spróbować. - Co to? Patyk? Różdżka? - pokazała palcem na trzymany przez niego przedmiot. Jednocześnie wyglądała na wystraszoną, ojej jak uwielbiała grać! - Maddie, a ty? - przyjrzała mu się uważnie, dopiero zwracając uwagę na takie detale jak buzia, oczy, usta, postura - Oj, no spójrz na mnie jak ze mną rozmawiasz. Wytłumacz mi to wszystko! - No i pierwsza drama za nią. Wypadało teraz czekać, co się wydarzy dalej. Oby tylko coś ciekawego...
Hmm, rozejrzeć się? To byłoby naprawdę ciężkie zważając na to, że chłopak w tamtym momencie leżał na białym puchu. Poza tym był święcie przekonany, że jest on jedyną osobą, która w zimę wybiera się nad staw. Cóż, nie wszystko jest kwestią przypadku, istnieje też coś takiego jak przeznaczenie, jednakże które z tych dwóch rzeczy maczało w tym momencie swe palce? Mężczyzna przeniósł swój wzrok tym razem na dziewczynę. - Jesteś osobą, która lubi się mścić? - Spytał mrużąc lekko oczy. Mmm, dziewczyna na pierwszy rzut oka nie wyglądała jakby miała ochotę mu przyłożyć za ten niefortunny rzut. Matt przeciągnął się powolnie, wypuszczając z dłoni śnieżkę, którą poprzednio ulepił. Reakcja dziewczyny na widok różdżki wydała mu się w pewnym sensie słodka, lecz porównanie do patyka lekko wytrąciło go z równowagi. Well, nie postanowił dać po sobie tego poznać. - Nie bój się, nie jestem taki straszny! - Dodał, po chwili chowając różdżkę za swoje ucho. Wyglądał teraz jak prawdziwy uczeń! No może poza tym, że "patyk" nie jest ołówkiem. Chłopak wstał z miejsca i zmniejszył odległość pomiędzy nimi. Gdyby teraz dziewczyna zaczęła uciekać, to prawdopodobnie nie wytrzymałby ze śmiechu. - Jestem Matthias, pszczółko. - Powiedział uśmiechając się szeroko! W głębi duszy Krukon miał nadzieję, że pierwsze wrażenie jakie sprawił nie wystraszy dziewczyny aż tak bardzo. - Jakiego wytłumaczenia potrzebujesz, Maddie? - Spytał, zwracając uwagę na kolor jej oczu. Piękne brązowe oczęta, możnaby się zakochać, prawda? Chłopak skojarzył sobie z tym kolorem bursztyn. Ciemno-bursztynowe oczka. Młodziak uniósł głowę do góry nieco speszony poprzednimi rozmyśleniami. Bitwa na śnieżki mogła przynieść mnóstwo frajdy. Jest to dobry sposób na oderwanie się od rzeczywistości, a także obudzenia w sobie wewnętrznego dziecka. Chłopak nie zamierzał nikogo do niczego zmuszać. Jeżeli dziewczyna nie wyrazi stuprocentowych chęci, nie zaatakuje jej ponownie. - Co sprawia, że jesteś cała w skowronkach? - Spytał po dłuższym namyśle, powracając wzrokiem do jej twarzyczki. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Diabełek Matt, jak pięknie to brzmi!
Wystarczyło zadać jedno pytanie, by ta zerknęła na rozmówcę spojrzeniem typu: ,,Pytasz poważnie?". Czarodziejka lubiąca dokuczać mugolom, nieraz była pchana do zemsty. Sztuczki manipulacji, również nie były jej obce. Także, cóż mogła odpowiedzieć chłopakowi, aby ten za bardzo się do niej nie zraził. Dajcie jej pomyśleć, tak minutkę, dwie, dobra ma. - Widzisz, mówią, że zemsta jest słodka. Nie uważasz, iż do mnie pasuje? - posłała mu kuszące spojrzenie, podchodząc parę kroków bliżej. Dążyła tak naprawdę do tego, by wraz z upływem czasu znaleźć się bliżej jego osoby. A w końcu, gdy będzie na wyciągnięcie dłoni - przykucnie, żeby mu się przypatrzyć. Jedna sprawa, całkowicie zdyskwalifikowała jej nowatorski pomysł. Granie osoby niemagicznej, zmusiło ją do cofnięcia się, nawet do drżenia członków. Z przestrachem lustrowała maga, nawet krok po kroku oddalała się od jego osoby. - Na pewno? Nie zamienisz mnie w żabę, widzisz... - obniżyła wzrok, jakby przypominając sobie coś smutnego - Już kiedyś widziałam kogoś takiego jak ty... Trzymał różdżkę, celował nią w bezbronnego człowieka. Zrobił mu krzywdę, gdy ten nie miał drogi ucieczki. Jesteście straszni - dodała na koniec wywodu, by z drobnymi kropelkami łez spojrzeć w jego oczy. Tym samym dłonią wycelowała w ,,narzędzie zbrodni". - Schowasz ją? - zapytała, pokazując, że bez tego nie zbliży się do niego. Może nawet jak spłoszona owieczka ucieknie stąd, by więcej nie zobaczyć jego twarzy? Śmiesznie będzie spotkać się w szkole, gdzie tak naprawdę jej bajeczka wyjdzie na jaw, ale póki co chciała się pobawić. Później mu powie, co zrobiła, może nawet będą się razem z tego śmiać i płakać z całego teatru. - Kim jesteście, skąd się wzięliście, jak dużo was jest... I nie nazywaj mnie pszczółką, chyba nie przypominam Ci owada, nie? - przetarła rękawem swoje oczy, zostając tylko z lekkimi rumieńcami na polikach. Ale ona musiała słodko wyglądać! Póki co, nie mogła myśleć o rzucaniu się śnieżkami. Grała tą spłoszoną, prawie niczego nieświadomą mugolkę. Z niepewnym wyrazem twarzy, zerknęła na niego, gdy mówił kolejne pytanie. Co sprawiało? Długi pocałunek, może jakaś wygrana? Nie...., tu chodziło o jej ducha, który tak naprawdę pragnął tylko jednego. - Rywalizacja, oczywiście. Nie muszę wygrywać, ważne by sama droga do końcowego wyniku była obiecująca - odpowiedziała z pewnym siebie błyskiem w oku. Nic, dosłownie nic nie działało tak na jej umysł, jak sparing z inną osobą. Kochała to robić, nawet jeśli stawka może okazać się ryzykowna.
Chłopak wysłuchał wszystkiego co dziewczyna miała do powiedzenia. Nie spodziewał się, jednakże że ta biedna istotka może tak bardzo bać się małego patyka. Czyżby ona naprawdę była mugolką? Chwila refleksji wdała się w chłopaka, kiedy usłyszał jak niektórzy czarodzieje załatwiają swoje sprawy. To było wstrętne, że niektórzy nadużywali czarów do sprawiania cierpienia. Dlaczego o tym wspominam? Matt znał osobę, która właśnie w taki sposób załatwiała swoje porachunki. Sprawiało to cholerny ból tym bardziej z tego powodu, że tą osobą był jego ojciec. Młody krukon ocknął się po pewnym czasie. Jego wzrok skierował się ponownie ku nowo zapoznanej osóbce, jednakże było w nim coś innego... Sposób w jaki obserwował każdy jej ruch, możnaby pomyśleć że przez moment stał się kimś innym. - Skąd wiesz, że nie jestem takim człowiekiem? - Spytał, po chwili ponownie sięgając po swoją różdżkę. Obrócił ją parę razy między palcami i schował do kieszeni. - Wiesz jak to jest, kiedy ktoś patrzy na Ciebie niewinnymi oczętami i błaga o ratunek, a Ty nie możesz zrobić nic, aby tej osobie pomóc? - Zadał kolejne, bardziej retoryczne, pytanie. Nie chciał znać odpowiedzi, bardziej pragnął przekazać "nieznajomej" odrobinę siebie. Ten moment był w pewnym sensie zwierzeniem. Chłopak zamknął oczy przypominając sobie wszystkie felerne wydarzenia, które miały miejsce w jego krótkim życiu. Z transu wybudził go śnieg, który powoli opadał na czubek jego głowy zmieniając kolor jego grzywki. Przypomniał sobie gdzie się znajduje i dlaczego tutaj przyszedł. Chciał oderwać się od nudnej rzeczywistości, pobyć przez moment sam. Było to miejsce praktycznie nieodwiedzane przez ludzi, co dodawało mu odrobinę uroku. - Pszczółko. - Powiedział kąśliwie chłopak. Nigdy chyba nie należał do osób o miłym charakterku. - Dlaczego mam Ci zdradzać wszystkie sekrety? Skąd wiesz, że nie będę Cię musiał później zabić? - Spytał z uśmiechem, który miał sprawiać wrażenie nieco tajemniczego. Dlaczego on nie może się pobawić w aktora? Fakt, że słabego... ale aktora! Młodzieniec zmrużył oczy próbując sobie nadać złowrogiego wyglądu. Ignorancja pytania o pszczółkę również miała swój cel. Chłopak pragnął nieco wyprowadzić swoją towarzyszkę z równowagi. Chciał zobaczyć co tak naprawdę potrafi ona zdziałać pod wpływem emocji. Może dowie się o niej czegoś więcej? - Pięknie mówisz, Maddie. A wiesz, że to rywalizacja tworzy najwspanialsze więzi pomiędzy ludźmi? Dzięki niej możemy siebie lepiej poznać. - Dodał ponownie skanując ją wzrokiem. Trzeba przyznać, że kobiety potrafią zaintrygować. Szczególnie te wyjątkowe.
Teatrzyk nie miał końca. Od zwykłego pomysłu, przechodziła do coraz większej pasji. Niewinna mugolka o słodkim obliczu stała się w pewnym sensie jej drugą maską, którą stale reprezentowała. Matt, chyba nie miał jej za złe. Z resztą, najwidoczniej mu się to podobało. Mimo, że był nieświadomy ślepo wierzyła, iż gdzieś tam w środku rodzi się w nim kropla dobrego humoru. Wystarczyło ją trochę podrasować, a zamieni się potok, z resztą jeszcze zobaczycie. Tylko znacznie później! - Ślepo wierzę, że taki nie jesteś. Mogę się mylić, no trudno. Życie jest chyba po to, by ryzykować, prawda? - zapytała niepewnie, jakby sprawdzając do czego się może posunąć. Co prawda, sama różdżka wywoływała w niej ,,dreszcze", ale wyglądała jakby szczerze próbowała. Nawet uwaga uwaga, postawiła krok do przodu, jakby przełamując barierę, która się utworzyła między nimi. Tym samym, wysłuchała jego zwierzenia, które może i nie ukłuło ją w serce, ale sprawiło, że jakoś podeszła do niego inaczej. Głupio było zapytać: ,,Naprawdę?". Dlatego smętnie pokiwała główką, dając znać, że rozumie. - Przykro mi... Chyba tacy ludzie jak ja zwykle nie borykają się z takimi problemami. Chociaż tak jak mówiłam, widziałam coś podobnego. Potem rozmowa ucichła. W międzyczasie, zdążyła zrobić jeszcze trzy kroki i przykucnąć, by w milczeniu mu się poprzyglądać. Był wobec niej szczery, a ona trochę z nim igrała. Chyba będzie mieć sporo do tłumaczenia, ale też wszystkiego nie wyjawi. Czarodziejka nie była kluską oraz na sztuczne uczucia nie miała ochoty. Za grosz w niej współczucia... Ale co poradzić, cała Madds. - Droczysz się ze mną? Ciekawe zagranie... -mruknęła w odpowiedzi na jego próbę zaczepki - Zwyczajnie się nie dam, ot co. Myślisz, że bez tego patyka jestem od Ciebie słabsza? - posłała mu przebiegły uśmieszek, jakby insynuując, że nawet mugol może się z nim mierzyć. Ile z tego było prawdy? Miała nadzieję, że będzie jej dane ujrzeć jego reakcje, za nim rzuci zaklęcie. Sama w obawie ulokowała ręce przy tyle spodni. W razie czego mogła szybko i zgrabnie sięgnąć po swoją pomoc. Nie była bezbronna. - Dlatego ją tak lubię. Naprawdę chcesz ze mną rywalizować, wiesz na śnieżki? - uśmiechnęła się nieśmiało, po czym wyciągnęła w jego stronę dłoń. To od niego zależało, czy ją przyjmie...
Chłopak zobrazował sobie dziewczynę ponownie, przeleciał po niej wzrokiem od stóp do głów. Wiele osób prawdopodobnie zastanowi się w tym momencie dlaczego tak zareagował. Być może Krukon nie należał do najmądrzejszych osób, lecz nie wolno mu odbierać inteligencji. Warto też zaznaczyć, że ten oto młodzieniec był doskonałym obserwatorem i w głębi duszy czuł, że dziewczyna nie jest do końca tym za kogo się podaje. Sęk w tym, że podobała mu się ta jej mała gierka, dlatego nie miał ochoty teraz tego wszystkiego zepsuć. Nie znał jeszcze dobrze swojej towarzyszki, nie wiedział jak mogłaby zareagować. Wnioskując po zachowaniu przeciętnego człowieka, zapewne poszła by w zaparte i twierdziła, że nie odgrywa się tu żadna "sztuka". - Mądre słowa. Weź tylko pod uwagę fakt, że ryzyko często jest mało opłacalne, bardzo raniące. - Pociągnął dalej rozmowę, pomimo faktu że wypowiedział zdanie, które przeczyło jemu własnemu rozumowaniu. Tak, przeprowadzał pewnego rodzaju test na Maddie Armstrong. Było to doskonałe wyjście z zaistniałej sytuacji, poznanie poglądów swojego adwersarza mogło przyczynić się do zwiększenia wiedzy o nim samym. Wręcz idealny sposób na poznanie drugiego człowieka, nieprawdaż? Chłopak przeciągnął się leniwie spoglądając w górę, chmury jeszcze nie zaprzestały wysypywać swoich białych łez. Pogoda zdecydowanie tworzyła miłą atmosferę, a także przepełnioną nostalgią. - W takim razie uważasz się za osobę owianą nudą codzienności? Nie twierdzisz, że jesteś wyjątkowa? - Pociągnął dalej swoją "tajemniczą" mowę tym razem celując nieco bardziej w egzystencjalizm dziewczyny. Być może był to pewnego rodzaju wjazd na ambicję, ale też nie do końca można się z tym zgodzić. Nasze mniemanie o sobie jest bardzo ważne w określaniu pewności siebie. Jakkolwiek by to nie brzmiało chłopak miał jeszcze jeden cel. Pragnął zaintrygować nieco dziewczynę własną osobą, a może też zmusić do większego wysiłku intelektualnego? Młody Krukon ponownie specjalnie zignorował jej pytanie pragnąc zrobić wrażenie nieco zadufanego w sobie człowieka. Jest też w tym nieco głębszy sens, albowiem musiał przecież udowodnić jej, że jest on osobą o specyficznym charakterze. Fakt, być może droczenie nie należało do najprzyjemniejszych "zajęć", lecz dawało wiele frajdy osobie wykonującej tą czynność. Wiesz coś o tym, prawda? - Może być zabawnie. - Powiedział ściskając jej dłoń na znak zgody. Walka bez jakichkolwiek zasad mogła być bardzo intrygująca! Oczywiście trzeba pamiętać o czymś takim jak rozsądek, no ale cóż. Chłopak uśmiechnął się i nieco oddalił od dziewczyny. Nie wolno aż tak ułatwiać gry swojemu przeciwnikowi! Wpierw młodziak postanowił usypać pewnego rodzaju mur obronny zanim wszystko na dobre się rozkręci, oczywiście póki co nie zamierzał posługiwać się zaklęciami... no chyba, że zostanie do tego zmuszony, prawda?
Przez moment przeleciał jej pomysł, aby zakończyć tą sieczkę i zacząć zachowywać się normalnie. Niestety dla niepozornej Maddie skończenie tej gierki, okazało się niebywale trudne. Nie wiedziała, co ma powiedzieć, by zostać odebrana inaczej, a o swojej różdżce nagle zapomniała. A może po prostu nie chciała jej używać? Sam ocenisz. - Czy to oznacza, że nie powinnam się z Tobą integrować? Pozwól, że sama ocenię... - badała go powoli, choć koncepcja Matta się nagle zmieniła. Jego zachowanie, niby otwarte, a teraz owiane cielistą mgłą. Próbowała przez nią spojrzeć, dostrzec, to co starał się dla niej zaserwować. Dla inteligentnej, młodej damy nie było to trudne, choć sam proces przez jaki przeszła - był niezwykle monotonny i nudny. Przechyliwszy na bok głowę, spojrzała w kierunku jego oczu, później włosów i na bialutki puch, który dziwnym trafem pozwolił jej myśleć. Niczym biała strona, ułatwił jej zapisywanie pewnych spostrzeżeń. Przecież całkiem niedawno doszła do wniosku, że chłopak wykorzystuje specjalną technikę do pozyskania o niej danych. Wchodząc z nim w pewną gierkę, chciała zagrać tak jak on. Wzajemnie ciągnąc się za sznurki, trochę jak w tańcu. Ale powiedz, czy lubisz to robić? Jesteś na tyle pewny, by móc poruszać kończynami w rytm dyktowanej Ci nuty? - Ciężko stwierdzić, czy faktycznie jestem ,,wyjątkowa". Prościej powiedzieć, że każdy taki jest, ponieważ mamy unikalny charakter oraz wygląd. Przyznaj sam, za kogo siebie uważasz? Czy nie różnisz się od pospólstwa, które Cię otacza? - uniosła jedną brew, przywdziewając dość wredny uśmieszek. Odbijając pałeczkę, nie musiała do końca odpowiadać na to pytanie. Jednocześnie, skłoniła Krukona do myślenia nad odpowiedzią. Jeśli uraczy ją jakąś sensowną bajeczką to może ją łyknie, może nie. Podobno połykanie nie jest tak trudną umiejętnością, ale chyba coś o tym wiesz, czyż nie? Po zignorowaniu pytania, jedynie udało jej się ,,pyfnąć" na niego. Ni to negatywna reakcja, ni pozytywna. Zwyczajnie wyraziła, że jej to średnio pasuje, lecz nie miała oto wielkiego bólu dupy. Rozmowa toczyła się dalej, zupełnie jak koło ich życia. - Nie mogę się doczekać - przejechała palcami (opierzonymi w rękawiczki) po jego dłoni, a następnie wstała i zaczęła się odsuwać. Gdy przeszedł do budowania swojej fortecy, zaczęła swoją, do czasu tak zwanego ,,strzału ostrzegawczego". Jej śnieżka wylądowała, gdzieś obok chłopaka. Sama wzruszeniem ramion pokazywała, iż to nie była jej robota. Akurat! Gdy oboje byli gotowi, wyjrzała kątem oka w jego stronę. Ciekawe tylko, co im przyniesie ta nieszczęsna bitwa.... Oby jakieś dobre kakao... Myślała, lepiąc swoją amunicję. Kostka: 5 Zasady proste -> parzyste kostki śnieżka trafia (można jednak użyć zaklęcia), nieparzyste nie trafia.
Chłopak patrzył na dziewczynę z góry (wcale nie dlatego, że jest od niej wyższy), ukazał niektóre cechy kojarzone z arogancją, jednakże to nie było to dokładnie to... Podmuch wiatru wywiewający nieco do góry jego kurtkę nadawał tej scenie charakter filmowy. Już widzę te nagłówki gazet: "Bezbronna kobieta pokonana w walce na ścieżki przez wspaniałomyślnego chłopaka, który w ramach swojej miłosierności postanowił ją oszczędzić". Tak... właśnie tak będzie. No chyba, że chcesz pogadać sobie w inny sposób, hmm? Mała forteca chłopaka była już gotowa, był tak przejęty jej budowaniem, że nie zauważył kiedy dziewczyna postanowiła go zaatakować. Matt spróbował unieść jedną ze swoich brwi, lecz mu to całkowicie nie wyszło. Chyba z czymś mi się to kojarzy... a Tobie? Całe szczęście jego "rywalka" spudłowała swój pierwszy rzut. Pozwoliło mu to się w pewien sposób zrewanżować. Młodziak momentalnie sięgnął dłońmi po śnieg, a następnie ulepił z niego nieco nieregularną kulkę. Co więcej, chłopak nie zamierzał stosować się do zasad fair-play, mógł przecież wykorzystać przewagę... jak Maddie to nazwała? Ah, patyka. - Nie przybyłem tu poszukiwać przyjaciół. - Powiedział oschle cały czas wpatrując się prosto w jej oczy. Jedna z jego dłoni trzymała rękojeść różdżki, a druga podrzucała śnieżkę. Jedną rzecz chłopak musiał przyznać... Ta zabawa naprawdę mogła przerodzić się w coś wspaniałego. W tym momencie relaks był wszystkim czego potrzebował, jego receptory mózgowe od dawna już przegrzane, wymagały odpoczynku. Wydaje mi się, że każdy z nas czasami odczuwa coś takiego - przemęczenie szkołą, problemy z relacjami międzyludzkimi, krucho z kasą - trzeba jakoś narodzić się na nowo, prawda? - Pytasz kim jestem, a sama boisz się własnej odpowiedzi na me pytania? - Zagadał, ponownie wykazując się totalną ignorancją. Podejrzewał, że dziewczyna pragnie go zirytować. Mogliby się nawet założyć kto jest bardziej irytujący, co o tym sądzisz? - Deus ex machina. - dodał po chwili, a na jego twarzy pojawił się arogancki uśmiech. Chciał podtrzymać tą nutkę tajemniczości. Pomimo przerwy w szkole warto wysilić swoje szare komórki i spróbować znaleźć przekaz, który pragnął przekazać jej Islandczyk. Przejdźmy do rzeczy. Chłopak prawie natychmiastowo po tej milutkiej rozmowie wyrzucił śnieżkę w stronę nowej znajomej. Zauważył, że tor lotu zwiastował nieudaną próbę. No cóż, od czegoś jest ta magia? Ps. to nie są błahostki! Natychmiastowo wyszeptał sentencję: "Expulso". Zrobił to niestety tak nieudolnie, że zamiast zaklęcia wypowiedział coś zupełnie innego. Mniej więcej zabrzmiało to tak: "Ekselpulso". Matt przygryzł wargę chcąc w ten sposób skarcić się za swoją własną głupotę. Wiedział, że teraz nadszedł czas obrony. Czy uda mu się uniknąć kontrataku?
Nowy rok w Hogwarcie postanowiłem przypieczętować z dawna złożoną obietnicą. Gdy tylko nadarzyła się odpowiednia okazja, a grafik nie był napięty miliardem zajęć, postanowiłem przydybać @Harriette Wykeham na korytarzu, by przypomnieć jej o nadchodzącej lekcji latania dywanem. Nie chciałem pozostać gołosłowny, w dodatku naprawdę nie mogłem się doczekać, aż będę mógł popisać się podzielić się posiadanymi przeze mnie wiedzą i umiejętnościami z Gryfonką. Zdążyłem co nieco poznać Hogsmeade przez niemalże rok mieszkania w nim i okazjonalne wypady w okolice wioski, wobec czego doskonale wiedziałem, które z miejsc będzie odpowiednie do nauki latania. Staw wydawał się być najlepszym wyborem z dostępnych, w miarę blisko położonych miejsc z dala od ludzkiego wzroku i słuchu. Skryte za drzewami dawało nam względną prywatność, dodatkowo samo jezioro nie było głębokie, więc o ile nie zamierzaliśmy do niego skakać na główkę, wszystko powinno być w porządku. Przekazałem jej najlepiej jak umiałem, jak do owego jeziora dojść, chociaż ona pewnie wiedziała to znacznie lepiej niż ja sam z racji mieszkania w Hogsmeade znacznie dłużej. Zjawiłem się tam wcześniej i lewitowałem już na dywanie przy brzegu, patrząc na wysepkę tkwiącą w samym środku wodnej tafli. W palcach obracałem różdżkę, pod nosem nuciłem bliżej nieokreśloną melodię i czekałem.