Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Kwiatowa Knajpa pod namiotem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 5 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość


Drake Bennett
Drake Bennett

Student Hufflepuff
Rok Nauki : III
Wiek : 30
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 301
  Liczba postów : 240
http://czarodzieje.org/t4899-drake-bennett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4902-drastyczna-poczta
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyCzw Maj 23 2013, 11:14;

First topic message reminder :


Kwiatowa knajpa pod namiotem


Wyjątkowe miejsce, będące prawdziwą oazą zarówno w letnie upały, jak i przyjemnym ogrodem zimowym w mroźne dni - jest to zasługa zaczarowanego namiotu, który chroni wnętrze lokalu przed zmianami temperatur i niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Szeroki wybór serwowanych dań i trunków pozwoli każdemu znaleźć coś dla swojego podniebienia, a dodatkowo w każdy czwartek o godzinie 18 Kwiatowa Knajpa gości zespoły, grające muzykę na żywo!

Dostępny asortyment:
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Victoria Brandon
Victoria Brandon

Dorosły czarodziej
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168
C. szczególne : Piegi na całej twarzy
Galeony : 4959
  Liczba postów : 2714
https://www.czarodzieje.org/t18197-victoria-brandon#517279
https://www.czarodzieje.org/t18201-poczta-brandonowny#517591
https://www.czarodzieje.org/t18199-victoria-brandon#517482
https://www.czarodzieje.org/t18306-victoria-brandon-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Moderator




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyPon Maj 25 2020, 22:40;

Alise miała w jednym rację - Victoria wszystko analizowała, rozkładała na części pierwsze i sprawdzała, co dokładnie kryje się we wnętrzu tego, na co właśnie spoglądała. Musiała nieustannie robić jakieś sekcje, musiała analizować i patrzeć na to, co miała przed sobą, jakie elementy układanki składały się w całość, problemem było zaś to, że raczej średnio wychodziło jej po prostu dostrzeganie całości obrazu. Od kiedy zaś Krukonka zapytała ją, co dokładnie sprawia, że lubi przebywać z Fillinem, próbowała to określić, ale nie umiała. Zdaje się, że pierwszy raz w życiu nie umiała wskazać na właściwy puzzel, po prostu starając się patrzeć na obraz, jaki miał z tego powstać, ale była w to okropnie kiepska. Można zatem było spokojnie powiedzieć, że oboje nie mieli zbyt wielkiego doświadczenia w randkowaniu, czy związkach, tylko każdy z innego powodu i aż trudno było powiedzieć, co z tego wyjdzie. W końcu, jak wszyscy zauważali, Brandon nie należała do osób, które mają jakieś luźne zasady i pozwalają sobie na wszystko, co możliwe, wręcz przeciwnie, bywało z nią trudno, bo oczekiwała nie wiadomo czego, a zaczynała z tym problemem już od siebie samej. Obiecała sobie jednak, że spróbuje się rozluźnić, że postara się po prostu być sobą, taką jak zawsze, a nie spinać się, analizować i po prostu szukać nie wiadomo czego, nie wiadomo jakiego drugiego dna. Dlatego też po prostu usiadła, a kiedy Fillin udzielił jej odpowiedzi, uśmiechnęła się do niego nieco zaczepnie, po czym zamrugała i zgodnie z jego prośbą - zamknęła oczy. Nie miała pojęcia, co wykombinował, ale była gotowa pozwolić na to, by szaleństwo nieco ją poniosło. Przynajmniej tym razem, bo nie wiedziała zupełnie, dokąd mogłaby popłynąć na tej właśnie łódce.
- Widzę, że wkraczam w dorosłość - powiedziała żartobliwie, a później spod przymkniętych powiek spojrzała na szklanki, by w końcu lekko rozchylić wargi i zacząć oglądać wzory, jakie wyczarował chłopak, śmiejąc się cicho do zabawnych słoni i oglądając pszczoły, które najwyraźniej urządzały sobie tutaj jakieś polowanie. Może nie była przekonana do samego alkoholu, bo nie była jakąś wielką fanką wina, ale cały ten sposób podania, ta zabawa, dość mocno jej się spodobała. Przy okazji, cóż, przy okazji podobało jej się to, że chłopak tak spokojnie rzucał zaklęcia i bawił się nimi, jakby nie były dla niego żadną przeszkodą. - Mogę zacząć od mioteł? W końcu wkrótce czeka mnie finał - rzuciła po chwili, ostrożnie sięgając po szklankę i zupełnie nie wiedząc, co w niej może być. Dodała również, że chętnie by coś zjadła, tylko nie wie zupełnie, co będzie pasowało do tego niesamowitego zawrotu głowy. Uniosła już szklankę, kiedy dostrzegła list, a jej oczy zabłyszczały.
- O, nie wiem, list od tajemniczego wielbiciela? - rzuciła zaczepnie, nachylając się lekko do Fillina. Jej oczy śmiały się i czuła się naprawdę, cóż, swobodnie. Może pomysł z alkoholem nie był taki wspaniały, ale fakt, że chłopak potraktował to w sumie jako zabawę, już tak. Nie musiała w końcu wypić tego wszystkiego na raz, prawda? A może Alise miała rację i po prostu powinna pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa?
Powrót do góry Go down


Fillin Ó Cealláchain
Fillin Ó Cealláchain

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Galeony : 551
  Liczba postów : 1581
https://www.czarodzieje.org/t16446-fillin-o-ceallachain#452046
https://www.czarodzieje.org/t17983-fillin#510202
https://www.czarodzieje.org/t16445-fillin-o-ceallachain#452029
https://www.czarodzieje.org/t18350-fillin-o-ceallachain-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyWto Maj 26 2020, 02:20;

Cóż byliśmy pod tymi względami kompletnymi odwrotnościami. Bo oto ja kiedy tylko spędzam zbyt dużo czasu na dumanie i zastanawianie się w ekspresowym tempie zaczynam z czegoś rezygnować, stwierdzając że jednak zmieniam zdanie i nie mogę żyć w taki sposób. Dlatego zazwyczaj z impetem wkraczam w życie innych ludzi, by niespodziewanie wypaść z niego bez pytania albo chociaż oznajmienia, ze niestety to nie dla mnie. Jednak w Twoim wypadku przystanąłem, kiedy nie tak dawno zauważyłem, że łapanie chwil nie zawsze mi służy tak dobrze jak zwykle i nie miałem często ochoty na interakcje z innymi ludźmi tak bardzo jak z tymi starymi znajomymi.
- Twoja wielka chwila - mówię z uśmiechem, kiedy widzę jak podglądasz co Ci przygotowałem. - Oceniasz w skali od jednego do pięciu. Trzy i poniżej oddajesz mi, a ja piję jeśli lubię, albo wylewam do... któreś z tych kwiatków - mówię patrząc na wyjątkowo wonną roślinę obok nas. - Pamiętaj, że masz po prostu wybrać ulubiony smak, nie pić wszystko. Nie planuję cię upić i zaciągnąć do mieszkania na plecach - dodaję jeszcze, żebyś chociaż nie pomyślała, że taki to miałem plan kiedy nakupowałem Ci te wszystkie alkohole. -  Chyba że będziesz miała ochotę. Nie planuję nie znaczy, że uważam to za zły pomysł - dodaję żartobliwym tonem, mimo wszystko zostawiając Ci furtkę na takie rozluźnienie jakie tylko będzie Ci pasować. Jeśli kiedykolwiek szukałaś kogoś z kim można na spokojnie się odseparować od niepotrzebnych emocji to jesteś z dobrą osobą. Jeśli nie - to może dobrze Ci to zrobi. Zerkam na kartę dań.
- Na pewno nie smocze naleśniki, bo byś mnie spaliła pocałunkiem. Mule i alkohol zły pomysł - mówię i pochylam się do Ciebie by pokazać Ci syrenią pokusę. - Złocisty Feniks ma w sobie felixa. Po ostatnich randkach może powinniśmy to wybrać, żeby być przekonanym, że nie stanie nam na drodze jakieś piwo, dziki kot, akromantula, Boyd czy irlandzki temperament - mówię aż podnosząc głowę kiedy wymieniam wszystko, unosząc do góry brwi kiedy orientuję się jak sporo nam rzeczy wcześniej przeszkodziło. - Łał, naprawdę sporo tego było co? Stek? Plumki? Albo weź jakąś sałatkę, żebyś nie mogła zwalić na eliksir jeśli randka nam dobrze pójdzie... - mówię w końcu rozgadując się o tym jedzeniu jak szalony. Kiwam jedną głową prędko kiedy wybierasz miotełki i patrzę jaką masz minę po spróbowaniu.
- Co to? Jak myślisz? Dobre? - pytam równocześnie wstając z miejsca, by poszukać tego listu, który już po chwili Ci wręczałem.
- Tak zapraszam Cię na randkę i piszę listy miłosnej też na niej. Ja to jednak jestem - żartuję i wręczam Ci list z uśmiechem. - Przejdź do drugiego akapitu, pomiń Fillinkowanie - mówię jeszcze nieszczególnie wstydząc się tego jak czule i jak bardzo moja babka martwi się o mnie; tylko chcąc po prostu przejść do meritum sprawy. Biorę w międzyczasie Twój miotełkowy drink, by sam wziąć łyka i sprawdzić który alkohol to był. List który miałaś w ręku szczegółowo opisywał co moja babka dowiedziała się o duchu Brandona, który mieszkał u nas ponoć w latach 70. Żył on pokolenie po tym najbardziej znanym Charlesie i najwyraźniej był jego bękartem. Chciał wrócić w szeregi czarodziei, którym sam był, ale przez swojego ojca nie mógł tego zrobić. Najwyraźniej został tu tylko po to by tułać się po świecie wciąż prześladując potomków tym, którzy wyrządzili mu krzywdę, a obecnie był prawdopodobnie gdzieś w Kornwalii szukając potomków jednego z tamtejszych rodów.
- Nie jestem pewny czy warto go szukać szczerze. Ogarnięte zemstą są najgorsze. A jak nie daj boże uzna, że jesteś też winna... Chociaż pewnie by Cię znalazł gdyby chciał, nie trudno was znaleźć. Więc może jednak! - mówię zmieniając zdanie już w trakcie tego zdania, sam przekonując do tego siebie. Uśmiecham się wesoło z dumą, że w końcu po takim czasie wywiązałem się z tej obietnicy.
- Nagroda! - mówię kładąc ręce na stole i uśmiechając się nonszalancko znad kolorowych drinków. Zakręcony lok aż opada mi na czoło przy tym gwałtowniejszym manewrze.

Wzorki na szklankach:
Powrót do góry Go down


Victoria Brandon
Victoria Brandon

Dorosły czarodziej
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168
C. szczególne : Piegi na całej twarzy
Galeony : 4959
  Liczba postów : 2714
https://www.czarodzieje.org/t18197-victoria-brandon#517279
https://www.czarodzieje.org/t18201-poczta-brandonowny#517591
https://www.czarodzieje.org/t18199-victoria-brandon#517482
https://www.czarodzieje.org/t18306-victoria-brandon-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Moderator




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyCzw Maj 28 2020, 22:29;

- Będziesz alkoholizował kwiatki? - rzuciła i aż parsknęła z ubawienia, bo ta wizja była co najmniej zabawna. Wolała nie reagować na jego zaczepki dotyczące mieszkania, mimo wszystko wydawało jej się, że na to jest zdecydwoanie za wczas, ale nie zamierzała go za to zabijać. Mimo wszystko, cóż, na razie szło im całkiem dobrze, a nawet ta zabawa w zgadywanki wydawała jej się całkiem miła. Dodatkowo, skoro był barmanem, musiał się na tym znać, więc w sumie nie czuła jakiś większych oporów przed tym, żeby się napić. Miała zresztą siedemnaście lat, więc nie była aż takim dzieckiem i mogła o niektórzych rzeczach decydować już całkowicie sama, prawda? Może nie zamierzała zaraz stawać się miłośniczką alkoholu, ale mieć swój ulubiony? Czemu nie.
- Hm... Waham się pomiędzy trzy i pół a cztery, naprawdę całkiem dobre, ma ciekawy, owocowy smak, chociaż czuć w nim alkol - powiedziala, nieco rozbawiona, bawiąc sie nieco w jakiegos konesera, co było wyraźnie widać po minie, jaką przybrała, kiedy tylko wypiła trochę napoju ze szklanki ze wzorem mioteł. Im dłużej przebywała w towarzystwie Fillina, im mniej myślała o tym, że to jakieś oficjalne wyjście, a przede wszystkim - im dłużej nic im nie przeszkadzało, tym bardziej stawała się po prostu swobodną, rozgadaną dziewczyną, którą była na samym początku. Nie była aż tak sztywna, ale wszystkie poboczne rewelacje, jakie ich spotkały, na pewno dobrze na nią nie wpływały, a efekty tego wszystkiego były marne. Domyślała się nawet, że chłopak może ostatecznie zrezygnować i nie miałaby mu tego za złe, ale tak naprawdę to sama nie chciała odpuszczać. Wiedziała, że przecież nie muszą być miłością swojego życia, że przecież mogą dobrze ze sobą spędzić czas i to też będzie się liczyło, a miała wrażenie, że naprawdę Fillin mimo wszystko był, cóż, dobrym chłopakiem. Chociaż może trochę pogubionym przez wszystkie rewelacje, jakie ostatnio jej wygadał pod wpływem piwa. Dość, nie chciała do tego wraacać.
- Co w takim razie kryje się pod miotłami? - zapytała jeszcze, a potem aż sapnęła, kiedy zaproponował jej sto dań i zaczęła się poważnie zastanawiać nad tym, co chciałaby zjeść. Przekrzywiła nieznacznie głowę, kiedy chłopak zaczął mówić o naleśnikach i zaśmiała się po chwili, by się do niego pochylić. - Szkoda, bo bardzo je lubię, są dostatecznie ostre - stwierdziła, a jej jasne oczy zabłyszczały pełne rozbawienia. Trochę się z nim droczyła, a trochę zdradzała prawdę, bo faktycznie za nimi przepadała, ale ostatecznie mogła wybrać coś innego, bo podawali tutaj całkiem sporo dań, za jakimi przepadała. To jej odpowiadało, a skoro miała próbować różnych alkoholi, to podejrzewała, że nie powinna tego robić na pusty żołądek. Wsparła na moment głowę na ręce, zastanawiając się, jak daleko może posunąć się w tym swoich, powiedzmy, żarcikach. - Ale ostrzegam cię, to, że jestem raczej szczupła nie znaczy, że nie lubię jeść - dodała, a kąciki jej ust zadrgały. Ciekawa była, jak zareaguje na takie proste stwierdzenie, całkiem prostą zaczepkę, która w końcu nie musiała oznaczać nic wielkiego, ale jednocześnie, cóż tu dużo mówić, była prawdą. Uznajmy to za elementy odkrywania przed sobą nawzajem tego, jacy byli, bo ostatecznie po to chyba były też randki, prawda? Nie myliła się?
- To byłoby akurat niezwykłe. Mniej niż twoje zdolności transmutacyjne, ale nadal ciekawe - stwierdziła, a później odebrała od niego list i zakładając znowu włosy za ucho, przeszła do wskazanego akapitu, by zacząć czytać. Im dalej w las, tym bardziej rumieniła się z ekscytacji i rozchylała wargi, bo chyba nie spodziewała się takiego obrotu spraw! Zresztą, kto by się ich spodziewał? Jej ród co prawda był wielki, trwał od pokoleń i nic nie wskazywało na to, by miał wygasnąć, czy skarleć, ale nigdy nie słyszała nic o duchach, a tutaj proszę, jednak były, na dokładkę takie, które szukały jakiejś zemsty!
- Myślisz, że gdybym poszła go szukać, to przyczepiłby się do mnie na dobre? - spytała, może nieco rozbawiona, a później wywróciła oczami, kiedy rzucił o nagrodzie, ale w gruncie rzeczy wcale jej to nie przeszkadzało. Bez większych problemów nachyliła się i pocałowała go lekko, ponad szklankami z alkoholem, by później zamachać nad nimi dłonią i złapać za tę, która miała na sobie wzorki pszczół. - Ta wygląda na jakiś wściekły alkohol, który zwali mnie zaraz z nóg.
Powrót do góry Go down


Fillin Ó Cealláchain
Fillin Ó Cealláchain

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Galeony : 551
  Liczba postów : 1581
https://www.czarodzieje.org/t16446-fillin-o-ceallachain#452046
https://www.czarodzieje.org/t17983-fillin#510202
https://www.czarodzieje.org/t16445-fillin-o-ceallachain#452029
https://www.czarodzieje.org/t18350-fillin-o-ceallachain-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyWto Cze 02 2020, 00:33;

- One też mają swoje pragnienia - mówię z przekonaniem patrząc na kwiatki i krzywiąc się ponownie na ich zbyt ostrą woń. W mojej opinii zdecydowanie nie było za wcześnie na żarty o mieszkaniu - ale ponownie, jesteśmy w dwóch różnych strefach czasowych jeśli chodzi o stwierdzanie co jest powolne, a co zbyt szybkie jeśli chodzi o rzeczy związkowe.
Z rozbawieniem patrzę jak zamyślasz się nad smakiem alkoholu, próbując ocenić to jak Ci się podoba. Zerkam do Twojej szklanki upewniając się co to jest, bo po Twoim opisie aż przez chwilę zastanawiam się czy to nie jest coś lepszego niż to co można było zamówić.
- Łał, całkiem sporo dałaś. Ja bym ocenił na jakieś trzy maks... No cóż, nazwa Cię nie zachwyci - stwierdzam wyciągając różdżkę i rozganiając miotełki, które odleciały na krańce szklanki, by w końcu zniknąć całkowicie. W kieliszku można było zobaczyć napój, wyglądający jak sok z czerwonych owoców, lub po prostu wino. - To Jagodowy Jabol - mówię rozbawiony tą nazwą. Oczywiście też się cieszę, że w końcu jest między nami przyjemnie. Ostatnio nawet na lekcjach towarzyszy nam jakiś niepotrzebny stres i miło było w końcu posiedzieć, pomyśleć o czymś kompletnie innym; rozkoszować się po prostu swoim towarzyskim oraz tym droższym i tańszym alkoholem. Nie sądziłem też, że jesteś super sztywna. Pamiętam w końcu nasze pierwsze spotkanie. Zakładam raczej, że można nazwać Cię porządniejszą i dlatego tak cała seria niefortunnych zdarzeń tak wpłynęła na naszą relację, która w założeniu miała być prosta i przyjemna. Szczególnie teraz, kiedy pochylasz się nade mną by powiedzieć mi coś o naleśnikach w sposób inny niż wcześniej pochylam się przez stół, by skraść Ci na szybko delikatny pocałunek.
- No dobrze, ja mogę się przyzwyczaić do ostrych rzeczy. Dostosuję się - mówię i uśmiecham się wesoło na to jak dwuznacznie mogło to zabrzmieć. Kiwam głową kiedy twierdzisz, że dużo jesz. - Świetnie. Nauczyłem się robić chleb ostatnio i robię Boydowi czasem kanapki do pracy z parówkami - chwalę się swoimi kulinariami, po czym marszczę brwi z zastanawianiem kiedy słyszę jak to brzmi. - Ja pracuję w barze, więc mam co jeść, a oni nie bardzo ma gdzie w swojej pracy... Dobra przestaję się tłumaczyć, bo i tak brzmię jak jego żona. W każdym razie no, jeśli lubisz chleb i parówki to dobrze trafiłaś - mówię kończąc już odrobinę zgrabniej niż poszedł mi środek wypowiedzi. Macham brwiami kiedy podaję Ci list, uśmiechając się na komplement o znajomości transmutacji. Tak naprawdę wydaje mi się, że nie jestem w to aż tak dobry jak większości się wydaje ostatnio. Głównie dlatego, że mam obok siebie wzór Nessy, osoby która osiągnęła w tej dziedzinie wszystko co ja chciałem. W tym animagię. Cieszę się, że jesteś podekscytowana moim znaleziskiem i chętna do oddawania pocałunków, nawet jeśli tylko tych znienacka, albo w ramach nagrody. Wzruszam bezradnie ramionami na pytanie o ducha.
- Mogłoby tak wyjść... nie wiem... Naprawdę dużo zależy od tego ducha. Pamiętaj jednak, że on ma wieczność i dwadzieścia lat śledzenia i dokuczania to dla niego nic. Albo spędzeniu kilku lat na sądzenie się o to by ktoś Cię przed nim ochraniał, też nie jest przyjemne... - przypominam Ci na wszelki wypadek. Osobiście nigdy nie wybierałem się na poszukiwania duchów, miałem ich wystarczająco w rodzinnym domu w Dublinie. Zerkam na kieliszek, który wzięłaś z zastanawianiem.
- Mi do Ciebie pasuje - stwierdzam po chwili myśląc, że takie szlachetne, eleganckie wino powinno jakoś do Ciebie przemówić bardziej niż ordynarny jabol; ale równie dobrze mogło być dla Ciebie za ciężkie.
Powrót do góry Go down


Victoria Brandon
Victoria Brandon

Dorosły czarodziej
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168
C. szczególne : Piegi na całej twarzy
Galeony : 4959
  Liczba postów : 2714
https://www.czarodzieje.org/t18197-victoria-brandon#517279
https://www.czarodzieje.org/t18201-poczta-brandonowny#517591
https://www.czarodzieje.org/t18199-victoria-brandon#517482
https://www.czarodzieje.org/t18306-victoria-brandon-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Moderator




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyWto Cze 02 2020, 23:36;

Na komentarz o kwiatkach parsknęła ubawiona, a jej jasne oczy aż zabłyszczały. Doskonale rozumiała podstekt, jakim się obecnie przerzucają, ale naprawdę, w odnieseniu do kwiatków brzmiało to tak absurdalnie, że nie dało się tego w żaden sposób poważnie potraktować, a przynajmniej dokładnie tak uważała Victoria, która aż lekko pokręciła głową. Potem zaś zaśmiała się jeszcze głośniej i wzięła znowu do ręki szkło, by jeszcze raz napić się, jak się dowiedziała, jagodowego jabola, co bawiło ją tak mocno, że nie mogła przestać śmiać się pod nosem.
- Patrz, jaka jestem wykwintna - rzuciła na to i zdawało się, że aż cała promieniała jakimś wewnętrznym blaskiem. Kiedy nie było dookoła nich sporów, kiedy nie mierzyli się z problemami wywołanymi jakimś dziwnym piwem, gdy pewne kwestie zostały wyjaśnione, inne zaś zepchnięte na bok, wszystko stało się dość przejrzyste. I być może Alise miała w jednym rację - powinna się po prostu cieszyć tym, co było, zobaczyć jak to jest, ale faktycznie - nikt nie kazał jej z miejsca za Fillina wychodzić, nikt nie bił w dzwony, nikt nie pisał do jej rodziców i nie szykowano dla niej odpowiedniej sukni. Mogła po prostu cieszyć się tym, co mieli, jak dzieciaki, którymi jeszcze byli. Co prawda oboje byli już dorośli czarodziejską miarą, ona wkrótce miała rozpocząć studia, więc na pewno nie była aż tak młoda, jak wtedy, kiedy spotykała się ze Sky'em, ale nikt nie oczekiwał od niej, że będzie perfekcyjna, a to, co ich łączyło - będzie wieczne. Uśmiechnęła się więc na sugestię, jaką dało się wyczuć w słowach Fillina i do niego mrugnęła, a potem lekko zmarszczyła brwi z namysłem.
- Poczekaj, zaintrygowałeś mnie. Jak robi się kanapki z parówkami?  - spytała, starając się jednocześnie to sobie wyobrazić, a później jej mina nieco złagodniała, kiedy patrzyła na chłopaka, jednocześnie słuchając tego, co miał do powiedzenia. - Długo się znacie? Wiesz... z boku wyglądacie na bardzo zgranych - rzuciła jeszcze, kiedy byli przy tym temacie, nie wstydząc się w gruncie rzeczy żadnych pocałunków. Były całkiem miłe, tak samo jak całe to spotkanie, kiedy w końcu mogli porozmawiać, a nie zdawać się na ostrą wymianę zdań albo konieczność rzucania w siebie jakiś niemądrych uwag. Próbowali na nowo, a o to w tym wszystkim chyba chodziło, przynajmniej Krukonka miała takie wrażenie. Chciała móc go poznać, przekonać się, czy będą umieli się zgrać, ale nie oczekiwała też gwiazdki z nieba, czy czegoś podobnego, fajerwerki też chyba nie były dla niej, a przynajmniej nie w tej właśnie chwili. Cieszyła się jednak, że spędzają razem czas, tym bardziej że szło im to całkiem nieźle, trzeba przyznać. I jej to odpowiadało.
Wysłuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia na temat ducha, jednocześnie znowu pijąc jagodowego jabola. Nigdy by nie wpadła na to, że coś takiego jej posmakuje, ale miał dla niej odpowiedni, hm, bukiet?, i nie był tak mocny, że miałaby się od niego skręcić. Odstawiła go ostatecznie na prawo i przesunęła palcem po brzegu szkła.
- Trudno byłoby z nim na pewno żyć. O ile w ogóle by się dało. To wszystko brzmi fantastycznie, gdy o tym myślę, ale nie wydaje mi się, żeby życie wśród nich na codzień było takie... niesamowite i pociągające? - zapytała zatem, kiedy już pocałowała Fillina z przyjemnością i zabrała się do kolejnej szklanki, którą uważnie sobie obejrzała, przyglądając się pszczołom. Zerknęła jeszcze na chłopaka, a jej oczy błysnęły. - Podoba mi się to. Cały ten pomysł, ale też to, co umiesz wyczarować - stwierdziła i lekko musnęła jedną z pszczół, która zaraz odleciała, a potem upiła pierwszy łyk. Zmarszczyła lekko brwi, skrzywiła się i w końcu pokiwała głową na boki.
- Wino. Głębokie, dość ciężkie... dla mnie za ciężkie. Jakieś trzy - powiedziała w końcu. - Zaraz okaże się, że wybiorę wszystkie najtańsze sikacze!
Powrót do góry Go down


Fillin Ó Cealláchain
Fillin Ó Cealláchain

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Galeony : 551
  Liczba postów : 1581
https://www.czarodzieje.org/t16446-fillin-o-ceallachain#452046
https://www.czarodzieje.org/t17983-fillin#510202
https://www.czarodzieje.org/t16445-fillin-o-ceallachain#452029
https://www.czarodzieje.org/t18350-fillin-o-ceallachain-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyPią Cze 05 2020, 04:10;

Po okropnych wpadkach które miały miejsce wcześniej w naszej znajomości mam wrażenie, że teraz ponownie wracamy do punktu wyjścia. Co w tym wypadku po raz pierwszy nie jest złe; bo przecież nasze pierwsze spotkanie wręcz zwiastowało dobre układy i gdybyśmy przerwali wszystko wcześniej moglibyśmy spokojnie wygłosić naszą opinię na temat złych wróżb dziwnych latarni. W każdym razie siedzę teraz bardzo zadowolony, że nasz wieczór tak pięknie się obecnie układa, mój pomysł nie okazuje się być tragiczny, a Ty śmiejesz się beztrosko i wydajesz się być naprawdę szczęśliwa. Ja również szczerzę się jak głupi w tej przyjemnej atmosferze.
- Nawet jakbyś piła najgorszego jabola to byś była - mówię szczerą prawdę, bo przecież zawsze byłaś tak elegancka jak mało która dziewczyna. Może też dlatego siedzę teraz z Tobą na randce, a nie jak miałem w zwyczaju sprawdzam Twoją przystępność na byle jakiej imprezie. Chociaż to już robiłem na spotkaniu w domu Sky'a, ale przecież wiadomo że to też nie było to co zwykłem robić. W końcu tego dnia też przyszedłem dla Ciebie.
Śmieję się na Twoje pytanie i kręcę głową, jakbyś nie chciała wcale znać odpowiedzi (bo nie chcesz, to nic szczególnego).
- Po prostu zamiast kroić chleb robię hot dogi, czy coś w tym stylu... - mówię i aż z zażenowania na ten temat kładę rękę na oczach, jakbym chciał się osłonić od niskiego poziomu mojej wypowiedzi. Nie powinnaś pytać mnie o Boyda. To mój ulubiony temat obok transmutacji i qudditcha, więc mógłbym godzinami rozgadywać się na ten temat. I teraz uśmiecham się z nostalgią przypominając sobie moje pierwsze spotkanie z moim bratem z innej matki.
- No, ja byłem w trzeciej klasie, a on w drugiej. Trenowałem na boisku i jebnął mnie mocno tłuczkiem... To się zaczęliśmy nawalać i jakoś tak wyszło... - opowiadam piękną historię początków naszej przyjaźni, kiedy to zorientowaliśmy się jak śpiewnie klniemy na siebie naszym irlandzkim akcentem i jak spoko jest szturchać się na lekcjach których nie lubimy (czyli prawie każdych). Dopiero wtedy wracam myślami do naszego przyjemnego spotkania. Ja też nie planowałem zwoływać wesela i gości, więc przynajmniej w tej kwestii, w końcu, byliśmy na jakiejś podobnej stopie.
Kiedy zauważasz, że życie wśród duchów brzmi niesamowicie, ale wcale może takie nie być wzruszam ramionami jak ktoś przyzwyczajony do niektórych spraw. Dla Ciebie wydaje się to dziwne. Ja nie potrafiłbym żyć teraz całkiem sam. Nawet w moim nowym mieszkaniu z Boydem pałęta się to mój przyjaciel, to ghul, życie wśród duchów było dla mnie podobnie inwazyjne.
- Mieszkasz w zamku z masą ludzi. To nie jest podobne? - pytam najpierw sam zastanawiając się nad tą kwestią. - Spotykasz po prostu kogoś na każdym kroku tylko w tym wypadku znają Cię bardzo dobrze i są bardziej zainteresowani co robisz, bo sami wiesz... nie mają aż tyle do robienia... I tak nie jest ich aż tak dużo jak żył dziadek. Wtedy wiesz... tyle dusz liczyło na przełom w jego badaniach, że nie dało się przejść bez uczucia chłodu. Teraz to po prostu współlokatorzy, jedni bardziej drudzy mniej ciekawscy - odpowiadam na pytanie tak jak mogę, chociaż sam nie jestem do końca przekonany moich prawd. Pewnie przemawia przeze mnie osoba, która po prostu nie zaznała aż tyle spokoju co mogła. Uśmiecham się kiedy chwalisz moją magię. - Ty też na pewno to potrafisz, po prostu się tym nie chwalisz na prawo i lewo. A Ty co będziesz chciała robić jak kiedyś w końcu szkołę? - pytam i równocześnie umniejszam swoją wartość, by sprawić Ci komplement. Jednak wcale nie myślę, że kłamię. Nigdy nie uważałem się za kogoś niesamowicie zdolnego w tej dziedzinie. Jak mógłbym, przyjaźniąc się z Nessą?
- O nie... niedobrze. Nie chcę takiego ciężkiego wina, też nie przepadam! - mówię teatralnie wzdychając nad swoją porażką, że ci się spodoba oraz tego, że muszę to teraz pić. Podsuwam Ci szklankę w kwiatuszki. - A to?
Powrót do góry Go down


Victoria Brandon
Victoria Brandon

Dorosły czarodziej
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168
C. szczególne : Piegi na całej twarzy
Galeony : 4959
  Liczba postów : 2714
https://www.czarodzieje.org/t18197-victoria-brandon#517279
https://www.czarodzieje.org/t18201-poczta-brandonowny#517591
https://www.czarodzieje.org/t18199-victoria-brandon#517482
https://www.czarodzieje.org/t18306-victoria-brandon-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Moderator




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptySob Cze 06 2020, 22:49;

Zaśmiała się lekko na jego uwagę i może nieco się zarumieniła, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. To prawda, że była dziewczyną niesamowicie elegancką, tak w sposobie bycie, jak i w swoich strojach, zawsze o siebie dbała i starała się wyglądać bardziej jak dama niż nastolatka, co może robiło z niej nieco starą-maleńką, ale nie do końca umiała sobie z tym poradzić, a nawet nie chciała. Bo po prostu lubiła wyglądać dobrze i dobrze się tak czuła, nie widziała zatem podstaw do tego, by się z tego jakoś wykręcać. Miło jej jednak było, gdy słyszała podobne słowa, bo mimo wszystko to było coś, co sprawiało jej przyjemność i nie było sensu tego ukrywać. Cieszyła się również, że powoli zaczynali się dogadywać, a złe doświadczenia były spychane na bok, skoro tak, to po prostu mogła prowadzić z nim całkowicie normalną i niezobowiązującą rozmowę, pozwalając sobie na ten powrót do flirtu, jaki przerabiali w czasie ferii.
- Muszę się kiedyś wprosić na te twoje kanapki z parówką. W życiu nie jadłam prawdziwego hot doga - stwierdziła i zaśmiała się, bo to brzmiało całkowicie absurdalnie, a następnie nieznacznie uniosła lekko brwi, kiedy ten wspomniał o tym, jak dokładnie poznał Boyda i pokręciła lekko głową, jakby chciała powiedzieć sławne: mężczyźni. Im lepiej ich poznawała, tym bardziej widziała, że obaj są strasznie narwani, ale jednocześnie byli mocno za sobą i pewnie to właśnie jej się podobało, w końcu taka lojalność względem przyjaciela była całkiem miła, nie da się ukryć. Nie wnikała jednak za bardzo, przynajmniej w tej chwili, jak to wszystko dokładnie wyglądało. Jeszcze, bo doskonale wiedziała, że jednak ten temat, tak samo jak inne, będzie się między nimi przelewał.
- Nie były... Nie są jakoś niesamowicie natarczywe? - zapytała jeszcze, bo jego porównanie coś już jej powiedziało, aczkolwiek nie była do końca przekonana, czy może się z nim zgodzić. W końcu człowiek to nie duch i na pewno nieco inaczej się je odbiera, o tym była przekonana, chociażby na podstawie własnych, szkolnych doświadczeń, a te znowu nie były jakoś niesamowicie wielkie.
- Zamierzam zostać konstruktorem mioteł i stworzyć coś o wiele lepszego od obecnego Nimbusa - powiedziała niesamowicie pewnie i uśmiechnęła się lekko do Fillina. Jej oczy zdawały się błyszczeć, jakby chciała w ten sposób pokazać, jak ta sprawa mocno ją fascynuje, jak jej się podoba, była przekonana, że nic już jej z tej drogi nie zawróci. Im dłużej o tym myślała, tym była bardziej pewna, że to jest właściwy wybór. - W końcu jestem Brandonem, dziwne by było, gdybym nie latała na smokach albo nie szyła dywanów - dodała jeszcze, trochę rozbawiona, ale jednocześnie mówiła to całkiem szczerze, tak czuła i właściwie nie miało dla niej znaczenia nazwisko. Znaczy, trochę miało, ale ostatecznie to nie ze względu na nie, ale na samą siebie, dokonywała takiego, a nie innego wyboru. - A ty? - zapytała, bo była ciekawa, czy Fillin już coś dla siebie wybrał, akurat wtedy, kiedy podał jej kolejną szklankę i upiła trochę napoju.
- Mmm, wysokie cztery i pół - powiedziała, biorąc kolejny łyk. Nie była pewna, czym dokładnie jest ten alkohol, ale zdecydowanie jej odpowiadał, miał przyjemny smak i równie atrakcyjnie musował. Domyślała się zatem, że jest to jedno z win, zapewne białych, ale nie była w stanie powiedzieć, które dokładnie. Do tej pory faktycznie nie miała zbyt wielkiego doświadczenia z napojami wysokoprocentowymi i teraz nie była pewna, czy coś rozpoznaje, czy nie. Musiała jednak przyznać, że to akurat było naprawdę dobre, postawiła je zatem zaraz obok jagodowego jabola, mrugnęła do Fillina, jakby chciała mu powiedzieć, że za nic nie odda mu tej konkretnej szklanki. Jednocześnie zamyśliła się nad tym, co teraz dokładnie wybrać, bo jeszcze zostało jej trochę tych napitków, po czym sięgnęła po szklankę w słonie.
- Wybierałeś je losowo? - spytała, nieco rozbawiona, starając się trącić jednego ze słoni w trąbę, obserwując, jak ten się porusza, chyba nie do końca zadowolony z takiego akurat traktowania. Zaraz jednak upiła łyk ze szklanki i zamrugała. - To jest dopiero dobre. Myślę, że spokojnie wyląduje obok kwiatuszków - stwierdziła, z pewnym rozbawieniem spoglądając na wybrane przez siebie szklanki. - Zdecydowanie muszę coś zjeść, zanim się upiję i narobię ci wstydu - dodała, nagle niesamowicie rozbawiona tym faktem. Ona? Upić się? Cudowna, wspaniała i idealna Brandon? To właściwie nie mieściło się w głowie, ale wszystko wskazywało na to, że skoro nie spinała się już jak wariatka, wszystko wychodziło jej jakoś tak naturalnie, a jednocześnie, cóż, stosownie do jej wieku.
Powrót do góry Go down


Fillin Ó Cealláchain
Fillin Ó Cealláchain

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Galeony : 551
  Liczba postów : 1581
https://www.czarodzieje.org/t16446-fillin-o-ceallachain#452046
https://www.czarodzieje.org/t17983-fillin#510202
https://www.czarodzieje.org/t16445-fillin-o-ceallachain#452029
https://www.czarodzieje.org/t18350-fillin-o-ceallachain-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyPon Cze 08 2020, 02:52;

Oczywiście mi z kolei bardzo pasowało, że jesteś taka elegancka. Pasowało mi może trochę do wizji, której miałem w głowie na Twój temat. Uważałem to za bardzo atrakcyjne, bo zazwyczaj dziewczyny z którymi się spotykałem były raczej luźniejsze (pod bardzo wieloma względami). No może oprócz Nessy, ale przecież naszą relację nie można nazwać spotykaniem się.
- A no jasne, zapraszam, ale pamiętaj że parówki tylko na śniadanie - mówię i uśmiecham się uprzejmie. Oczywko mam na myśli, że musisz po prostu rano wstać!! Chociaż raczej wolałbym wersję, w której wstajesz ode mnie rano. Ale no, ten... nie można mieć wszystkiego (na razie).
Porzucam temat Boyda na tą chwilę, bo przecież na pewno wspomnę o nim dziś jeszcze co najmniej kilka razy!
- Niektóre są, niektóre nie są. Trudno ich uniknąć niż ludzi, ale wiesz... da się przeżyć. Przynajmniej moja babcia ma zawsze towarzystwo, to jest ważne - mówię jeszcze ze wzruszeniem ramion i machając ręką na leżący od niej gdzieś list.
Kiedy z taką łatwością oznajmiasz kim chcesz być aż podnoszę do góry brwi. Wszyscy wydają się być bardziej przekonani niż ja w swoich przyszłych zawodach, nawet Ty chociaż jesteś ode mnie młodsza prawie dwa lata.
- Dobrze, że tak doskonale wiesz co chcesz robić - mówię i kiwam głową w zastanowieniu nad Twoją znaną rodziną, przekazująca Ci w spadku zainteresowania, nazwisko i przyszłość. To musi być przyjemne poniekąd. - Cóż ja w rodzinę nie pójdę. Nie interesuje mnie patrol czarodziejskiej policji czy tym bardziej mugolska architektura wnętrz - mówię żartobliwym tonem. - Po wakacjach spróbuję dostać się do drużyny. A jak moja kariera minie to nie wiem, zostanę na zawsze podstarzałym barmanem wspominającym moją super karierę sprzed trzydziestu lat - sprzedaję swój świetny plan, przy okazji przypominając sobie o jeszcze jednej ciekawostce. - Mam kurs na robienie mioteł - dodaję z uśmiechem, tak naprawdę również mógłbym pójść w ten zawód i myślałem o tym jakiś czas, ale póki co jestem bardziej skupiony na próbach animagii i lataniu na miotle, nie na faktycznej próbie skonstruowania czegokolwiek.
- Kłębolot - mówię na drinka, którego właśnie wybrałaś jako jednego z lepszych. - Można z niego wróżyć. Z jego bąbelków - dodaję ciekawostkę i wyciągam na chwilę dłoń, by zabrać Ci na sekundę alkohol. Odganiam różdżką kwiaty i zerkam do napoju z miną znawcy.
- Cóż... widzę niesamowicie przystojnego chłopaka z ciemnymi włosami, pięknymi lokami, z którym świetnie będziesz się bawić i stracisz dla niego głowę - oznajmiam udając mądrą minę, po czy podnoszę wzrok szczerząc się zadowolony z siebie.
- Wziąłem wszystko z kraty - mówię jeszcze bo zakładam, że o to chodzi w pytaniu. - Serio? Ajerkoniak? Ja nie lubię - mówię i prędko wołam kelnera, żebyś zamówiła sobie to co w końcu wybrałaś, a ja biorąc sobie plumpki.
- Ty mi wstydu, proszę cię. Wybierz co mi oddajesz, to ja ci prędzej narobię - mówię pół żartem, bo przecież tak siedzę sobie o suchym pysku, a ty nie wypijesz wszystkiego sama biedna!
Powrót do góry Go down


Victoria Brandon
Victoria Brandon

Dorosły czarodziej
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168
C. szczególne : Piegi na całej twarzy
Galeony : 4959
  Liczba postów : 2714
https://www.czarodzieje.org/t18197-victoria-brandon#517279
https://www.czarodzieje.org/t18201-poczta-brandonowny#517591
https://www.czarodzieje.org/t18199-victoria-brandon#517482
https://www.czarodzieje.org/t18306-victoria-brandon-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Moderator




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyPią Cze 12 2020, 00:21;

Była wychowana w taki, a nie inny sposób i chyba nawet do końca nie wiedziała, jak mogłaby zachowywać się inaczej, nie czuła tego tak w pełni i nie wiedziała, jakby na siebie spojrzała, gdyby teraz na ten przykład poszła do mugolskiego sklepu i tam wybrała jakieś ubrania. Pewnie nie czułaby się do końca sobą, bo większość ubrań dla nastolatek nie była tym, co do niej pasowało, do tego, jak się czuła. Inni jednak mieli rację mówiąc, że nie powinna zawsze zachowywać się, jakby znajdowała się nieco powyżej tego wszystkiego, jakby była zdecydowanie starsza, czy coś podobnego. Na uwagę Fillina uniosła lekko brew, a potem uśmiechnęła się do niego kącikiem ust.
- Poczekaj, aż nauczę się telportacji - powiedziała na to, odbijając mu niejako piłeczkę, chcąc się przekonać, jak na to zareaguje. Zdecydowanie nie czuła potrzeby i chęci, by u niego nocować, jakkolwiek by to miało brzmieć. Po prostu nie była gotowa na podobne rzeczy i jeśli tylko Ślizgon był w stanie to przetrzymać, to kto wie, co jeszcze będzie mogło wydarzyć się w przyszłości? Na uwagę o babci skinęła lekko głową, bo spodobało jej się to podejście Fillina, chociaż nie sądziła, żeby musiała mówić to na głos, przynajmniej teraz, potem zaś zakręcił na palcu kosmyk włosów, kiedy zaczęli mówić o swojej przyszłości, zastanawiając się nad czymś.
- Do niedawna się wahałam, ale... im więcej latam, im więcej ćwiczę zaklęcia... Większość Brandonów jest z czegoś znana, szkoda byłoby przejść bez echa, jako jedna z tych, którzy po prostu żyli - powiedziała w końcu, częściowo zdradzając mu swoje myśli i jednocześnie pokazując wyraźnie, że myśli o samej sobie niesamowicie poważnie i niesamowicie dumnie, nie zamierzała się z tego na pewno wycofywać i chciała zdobywać góry, szczyty, była diabelsko wręcz pewna siebie i nastawiona na własny sukces, co niekoniecznie musiało podobać się innym. Chciała już zapytać go o tę mugolską architekturę wnętrz, ale w tej chwili powiedział coś, co zdecydowanie mocniej przykuło jej uwagę. - Której? Poza tym zawsze możesz zostać później trenerem, to by ci nie odpowiadało? Och, masz zrobiony kurs? Był... bardzo trudny? - wyrzuciła z siebie, entuzjastycznie i z wielkim zaciekawieniem, a jej oczy zabłyszczały bardzo mocno, zdradzając jasno jej podekscytowanie tym zagadnieniem. Chciała oczywiście, żeby Fillin znalazł to, co mu pasowało, ale mieli na to jeszcze czas, byli w końcu młodzi, nie dało się temu zaprzeczyć. Uniosła lekko brwi, gdy wspomniał, że trunek, jaki wybrała, to kłębolot, a potem zaśmiała się ciepło, gdy zaczął jej wróżyć i skinęła na niego palcem, pochylając się, by lekko go pocałować.
- Może... - mruknęła, a potem uśmiechając się, odsunęła od niego, by wzruszyć wdzięcznie ramionami, gdy wspomniał, że nie lubi ajerkoniaku, po czym przesunęła opuszkami palców po brzegach szklanek. - Dobrze... co mi jeszcze zostało? Kurczaki, lunaballe i serduszka? Te ostatnie zostaną w takim razie na koniec, ale teraz ty wybierz, które mam wypić w pierwszej kolejności!
Kiedy tylko otrzymała odpowiedź, spróbowała kolejnego alkoholu i działo się tak aż do chwili, w której skończyły jej się szklanki. Podobała jej się ta zabawa, to spotkanie, które nieco się przeciągnęło, ale w gruncie rzeczy było naprawdę przyjemną zabawą, czymś, co jej w pełni odpowiadało i ani trochę z tego powodu nie narzekała. Czuła się szczęśliwa i miała wrażenie, że podobnie było z Fillinem.

//zt x2 luf
Powrót do góry Go down


Lucas Sinclair
Lucas Sinclair

Nauczyciel
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183cm
Galeony : 1749
  Liczba postów : 1940
https://www.czarodzieje.org/t18564-lucas-sinclair#529285
https://www.czarodzieje.org/t18598-landryna-lukiego#531203
https://www.czarodzieje.org/t18566-lucas-sinclair#529292
https://www.czarodzieje.org/t18716-lucas-sinclair-dziennik#53577
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyNie Sty 10 2021, 22:43;

Nie wiedział ile czasu minęło, odkąd byli z Alise ostatnio na randce. W sumie nigdy w ten sposób nie określali swoich spotkań, a tak naprawdę każde z nich było swoistą randką. Ostatnimi czasy wiele się u niego zmieniło. Po pierwsze: ukierunkował swoją przyszłość na uzdrawianie w tym starał się szkolić, aby być coraz lepszym. Po drugie: został prefektem i był z tego mega dumny, zważywszy na fakt, że czuł się w szkole potrzebny, a przecież zawsze na tym mu najbardziej zależało, żyjąc wśród ludzi. Po trzecie: poznał kuzyna i babcię, o których istnieniu do niedawna w ogóle nie wiedział (co prawda młody był naprawdę trudnym przypadkiem, pod względem wychowawczym, ale też przez jego genetykę, ale najważniejsze, że poszerzyła się gromadka bliskich mu osób). Po czwarte: intensywnie pracowali z Maxem nad ich autorskim eliksirem, który to co prawda miał być wykorzystywany w celach rozrywkowych, ale to nie zmieniało faktu, że był z siebie bardzo dumny. Po piąte - najważniejsze - odnalazł miłość swojego życia, której nie miał zamiaru wypuszczać z rąk.
Mimo tych wszystkich przebojów, które mieli po drodze, włączając w to udawany związek, ich relacja była jedną z najbardziej intensywnych, jakie kiedykolwiek miał z jakąkolwiek dziewczyną. Alise była kimś kto zmienił jego podejście do bardzo ważnych kwestii. Zmienił się też pod względem nastawienia do pomocy innym osobom i przez to mniej patrzy na swoje potrzeby, bardziej skupiając się na wsparciu ludzi wokoło. Uważał, że są to ogromnie ważne zmiany i dla niego osobiście było to dużym krokiem ku dorosłości. Tak samo zresztą jak to, że w końcu przestał uciekać i bać się poważnej relacji, a zaczął wierzyć i ufać w dziewczynę, która była dla niego wyjątkowa. Bo kto jak nie ona, miała być w tej chwili u jego boku? Wierzył w to, że są sobie pisani, chociaż dawniej twierdził, że coś takiego to brednie. Jednak po tej całej historii ich znajomości, naprawdę zaczął nabierać wiary, że to wszystko tak właśnie miało wyglądać, ale docenił ten okres, kiedy powoli wchodził w tę znajomość na sto procent. Wszedł i nie miał ochoty jej opuszczać.
Teleportował się z Hogsmeade pod bramę zamku, żeby zgarnąć dziewczynę w wybrane przez niego miejsce. Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech z momentem kiedy ją zobaczył. Nie mógł się nadziwić jak automatycznie to u niego działało, wystarczył jej widok, a on cieszył się jak szczeniak. Wręczył jej pluszaka, którego jak tylko zobaczył na sklepowej witrynie, nie mógł się oprzeć, żeby go nie kupić z myślą o Alise. Wierzył, że jej się spodoba. Nie minęło kilka sekund nieprzyjemnej podróży w kanale teleportacyjnym, a pojawili się przed knajpką, na którą pewnego razu natrafił całkiem przypadkiem. Zerknął na Argent, ciekawy jej reakcji.
- Chodź do środka, bo zmarzniemy - oznajmił po chwili, chwytając ją ponownie za rękę, aby pociągnąć w stronę wejścia. W środku, mimo iż byli pod namiotem, nie odczuwało się minusowej temperatury, która panowała poza nim, dzięki rzuconym na niego specjalnym zaklęciom. - Gdzie siadamy? - spytał, dając jej możliwość wybrania stolika, który najbardziej jej się podobał. A wybór był, bo przy każdym znajdowała się niezliczona ilość kwiatów, w pięknie zdobionych doniczkach na ozdobnych kwietnikach.
W końcu usiedli i kelner podszedł do nich z kartą. Lucas zaraz po tym jak usadowił się na krześle, przeniósł wzrok na Alinę, aby wyczytać z jej twarzy reakcję na to miejsce. Nie chciał pytać wprost, bo wiedział, że będzie się specjalnie zachwycać, a wolał zwyczajnie obserwować.
- Na co masz ochotę? Mnie kuszą te plumpki w sosie miodowym... Jak myślisz? - odezwał się, sunąc wzrokiem po liście dań w eleganckim menu. Mieli naprawdę spory wybór jak na tak małą knajpkę. Spodziewał się, że będą tu same napoje, ewentualnie jakieś szybkie, proste potrawy, a tu okazuje się być naprawę obiecująco pod względem kulinarnym. Choć na pewno nie będzie tak pysznie jak u nich w domu - Charlie bije na głowę wszystkich kucharzy w okolicy.
Powrót do góry Go down


Alise L. Argent
Alise L. Argent

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Dodatkowo : Prefektka
Galeony : 1281
  Liczba postów : 985
https://www.czarodzieje.org/t16073-alise-lauren-argent#440125
https://www.czarodzieje.org/t16093-shea#440127
https://www.czarodzieje.org/t16089-alise-l-argent#440019
https://www.czarodzieje.org/t18311-alise-argent-dziennik#521059
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyCzw Sty 14 2021, 02:53;

Westchnięcie przerwało ciszę panującą w opustoszałym dormitorium, nie przechodząc jednak w donośne echo, niknąc gdzieś w cieniu kotar. Spojrzenie niebieskich oczu krytycznie badało znajdujące się w lustrze odbicie, któremu blasku nadawały jedynie widniejące na polikach ślady rumieńców. Zawsze ekscytowała się czasem, który mogła spędzać z Lucasem. Niezależnie od tego, czy były to długie godziny, czy przelotne spotkanie pomiędzy zajęciami, trudno było powstrzymać jej uśmiech. Brunet skutecznie sprawiał, że wszelkie troski i zmartwienia odchodziły na bok. Na typowej randce nie byli jednak długo, zwłaszcza przez pokrzyżowanie im wigilijnych planów przez własne rodziny, co Alise wcale się nie podobało na początku — uwielbiała święta. Leniwie zgarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho, czując wcześniej irytujące łaskotanie na szyi. Od września zdążyły urosnąć. Zerknęła na zegarek, podrywając się z miejsca i zgarniając rzucony na łóżko płaszcz, wciągnęła go na ramiona, zapinając dwa rzędy guzików i wsuwając na głowę beret, rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu niewielkiego plecaka, który wolała nosić zamiast torebki, dzięki czemu dłonie miała zawsze wolne. Nie mogła się doczekać i pomimo upływu czasu, łaskotanie w brzuchu na myśl o Prefekcie Slytherinu o głębokich, granatowych tęczówkach. Tonęła w nich za każdym razem, zdając sobie to jedno, trudne pytanie, na co jedyną odpowiedzią było przygryzienie wargi. Zupełnie jak głupia piętnastolatka, zbiegała po kamiennych schodach prowadzących do sali wejściowej zamku, myślami będąc już w zupełnie innym miejscu.
Mroźne powietrze uderzyło w jej twarz brutalnie, przypominając kubeł zimnej wody, dając jednocześnie wymówkę zarumienionym licom. Poprawiła rękawy, naciągając je mocniej na dłonie, gdy tylko wyszła za bramę. Nigdy się nie spóźniał, nawet jeśli to ona wychodziła wcześniej. Tym razem też tak było, przez co krótki śmiech rozbrzmiał w powietrzu w akompaniamencie przyśpieszonych kroków. Zanim zrobił cokolwiek, objęła go i ucałowała z początku przelotnie, a ostatecznie ulegając i przeciągając to przywitanie nieco dłużej, trudno było powstrzymać jej uśmiech. Zlustrowała go wzrokiem, odnajdując spojrzenie bruneta.
- Widzę, że nie tylko ja nie mogłam się doczekać. - rzuciła zaczepnie, chcąc wplątać palce w jego dłoń, co przerwał jej nagłym podarunkiem. Pokręciła głową z niedowierzaniem, wydając z siebie westchnięcie zachwytu i przytulając maskotkę do piersi. - Nie możesz mnie tak rozpieszczać!
Uniosła brew i chociaż miało to pomóc w zachowaniu powagi, chyba było bezcelowe. Gdy widziała smoka, traciła głowę. Podobnie było z Lucasem, więc jak miała przetrwać takie połączenie? Złapała go za rękę, stając obok i dając się porwać, przytuliła twarz do pluszowego zwierzęcia. Pachniał znajomymi perfumami. Podróże w ten sposób, chociaż magiczne i tak popularne, nigdy nie były przyjemne.
Mocniej ścisnęła jego palce po otworzeniu oczu, gdy poczuła grunt pod stopami. Nie doceniał jej troszkę, bo była tym typem człowieka, któremu miejsce było bez różnicy, tak długo, jak mogli spędzić razem czas.
- Potem i tak Cię wyciągnę na krótki spacer. - oznajmiła jeszcze z delikatnym wzruszeniem ramion, dając mu się prowadzić do środka knajpki. Panująca w niej atmosfera i przyjemny aromat sprawiał, że z zaciekawieniem rozglądała się po izbie, będącej w rzeczywistości namiotem. Nie było tu chłodno, a ilość znajdujących się dookoła kwiatów sprawiał, że odniosła wrażenie przeniesienia się do wiosny. - Może tam?
Wskazała ruchem głowy stolik bardziej w rogu, odcięty od reszty wyższym wazonem i dający odrobinę prywatności. Jego cichy romantyzm i to, jak bardzo potrafił być słodki oraz uroczy bez świadomości tego, było kolejną rzeczą, którą w nim uwielbiała. Kumulował sobie wszystkie te typowo męskie cechy, ale miał też wrażliwość. Nie powiedziałaby mu w tego wprost, bo który facet chciałby słuchać takich rzeczy na swój temat, ale dokładnie je widziała. Przerzuciła płaszcz przez oparcie, zanim usiadła, wygładzając dłońmi materiał białego golfa z miękkiego materiału, który wpuszczony był w czarną spódniczkę z wyższym stanem, sięgającą przed kolana. Do tego miała zakolanówki i czarne botki na delikatnym obcasie. Podziękowała kelnerowi za kartę, otwierając zaraz i przesuwając wzrokiem po menu, uśmiechnęła się pod nosem.
- Plumpki brzmią dobrze, miód Cię rozgrzeje i da aromat. A ja.. Albo smocze naleśniki, albo malinowy zawrót głowy. Jak myślisz? - odłożyła trzymany przedmiot, raz jeszcze rozglądając się dookoła, nie mogąc powstrzymać się od wysunięcia nieco głowy i zatopienia nosa w jednym z bukietów. Pluszowy smok zajął trzecie krzesło przy stoliku. Jej uwaga wróciła szybko do Ślizgona, a dłoń ukradkiem przemknęła po blacie stołu, zahaczając o jego własną. Palcami na wierzchu narysowała mu serduszko, starając się niezbyt mocno dociskać pomalowanego na czerwono paznokcia. - Stęskniłam się za Tobą.
Mruknęła cicho, nie powstrzymując się przed posłaniem mu krótkiego i łagodnego spojrzenia, chcąc jednak zaraz skupić się na dalszej rozmowie.
- Ostatnio miałeś dużo pracy. Wszystko dobrze?
Nie chciała zasypywać go milionem pytań, na wszystko mieli przecież czas. Ruchem głowy zgarnęła jasne kosmyki na plecy, czując jak materiał golfa, podobnie jak wcześniej włosy, załaskotał jej szyję.
Powrót do góry Go down


Lucas Sinclair
Lucas Sinclair

Nauczyciel
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183cm
Galeony : 1749
  Liczba postów : 1940
https://www.czarodzieje.org/t18564-lucas-sinclair#529285
https://www.czarodzieje.org/t18598-landryna-lukiego#531203
https://www.czarodzieje.org/t18566-lucas-sinclair#529292
https://www.czarodzieje.org/t18716-lucas-sinclair-dziennik#53577
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyCzw Sty 14 2021, 12:46;

Nie wiedział jak to działało, ale od momentu, kiedy Krukonka pojawiła się w jego życiu, zaczął żyć jakby pełniej. Wcześniej liczyły się dla niego tylko dobre wyniki, szacunek ze strony kumpli i pilnowanie siostry, aby przypadkiem ktoś jej nie skrzywdził. Wszystko prócz tego ostatniego było takie powierzchowne. Nie było w tym ukrytych szczerych intencji choćby zdobywania wiedzy dla samego siebie czy stawania się lepszym człowiekiem, po to aby zwyczajnie nim być, a nie  ślepo podążać za stadem. W tym czasie, kiedy stopniowo poznawał Alise, zaczął dostrzegać inne aspekty życia i tego co warto było w nim urzeczywistnić, aby kiedyś w przyszłości móc stanąć przed swoim odbiciem w lustrze i powiedzieć, że zrobiło się naprawdę wszystko, aby wykorzystać ten czas jak najlepiej. Dlatego właśnie Alina była inna niż wszystkie inne dziewczyny. Dlatego, że potrafiła nieświadomie budując z nim relacje, poniekąd go naprawić. Czuł się przy niej nowy, lepszy, szczęśliwyszy. Wakacje spędzone bez niej, tylko utwierdziły go w przekonaniu, że był głupi, nie wierząc, że to się im uda. Bo człowiek w strachu przed czymś, ucieka w popłochu wcześniej, niżeli rozezna się w sytuacji...
Widok jego ukochanej blondynki, kiedy pojawiła się przed bramą zamku, jak zwykle sprawił, że poczuł się jak taki mały szczeniaczek, którego pan właśnie wrócił do domu. Rozciągnął usta w promiennym uśmiechu, po czułym powitaniu, jaki zaserwowała mu Argent. Niemal od razu, zatonął w lazurowych tęczówkach dziewczyny, słysząc, że zarzuca mu nadmierne rozpieszczanie. Zaśmiał się na te słowa i wzruszył ramionami, jednocześnie ściskając mocniej jej dłoń, której palce przed sekundą splotły się z jego własnymi.  
- A kto mi zabroni? - spytał po chwili, troche bezczelnie, jednak posłał jej niewinne spojrzenie, a potem już ostrzegł, żeby się do trzymała, bo ruszają. Oczywiście, jego żołądek jak zwykle zareagował na teleportację dość mocno, ale ostatecznie jak tylko wylądowali na zaśnieżonej ulicy przed Kwiatową Knajpką, wszystko po chwili wróciło do normy.
- Gdyby nie to, że dziś jest dość chłodno, nawet zgodziłbym się na taki dłuższy, ale nie chcę, żebyś mi przemarzła. Chyba nie znalazłbym czasu, żeby warzyć Ci pieprzowe - odparł z rozbawieniem, kiedy wchodzili do pomieszczenia, pełnego kwiatów. Natychmiast przeniósł wzrok na wskazany przez nią stolik i za chwilę już się przy nim znaleźli, aby zasiąść na wygodnych siedziskach i otworzyć kartę z serwowanymi daniami. - Hmm, myślę, że to malinowe cudo zapowiada się ciekawie. - przyznał po kilku sekundach zastanowienia, a następnie jeśli się zdecydowała, przywołał kelnera, aby złożyć u niego zamówienie. - A co do picia? - spytał, zerkając na Krukonkę, gdy pracownik przypomniał mu, że jeszcze nie wybrali napoju. Kiedy odszedł Lucas przeniósł wzrok na Alise, która właśnie delektowała się aromatem kolorowych kwiatów, znajdujących się w wielkim wazonie przy ich stoliku. Uśmiechnął się na ten widok, dokładnie w tym samym momencie kiedy dziewczyna dotknęła jego dłoni.
- Ja też. I to nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiedział standardowo, posyłając jej ciepłe spojrzenie, po czym nachylił się, by krótko złączyć ich usta i uśmiechnąć się szeroko, kiedy po chwili się odsunął. Zawsze było tak samo. Niby widywali się na co dzień, w szkole, jednak tego czasu sam na sam było naprawdę nie wiele. Życie studenta wymagało od nich naprawdę wiele, zwłaszcza jeśli dodatkowo pracowali i mieli do tego jeszcze mase innych obowiązków. Dlatego najlepiej było jednak znaleźć konkretny dzień, aby wyrwać się z tego rollercoastera codzienności i pobyć trochę we dwójkę. I wtedy dopiero człowiek uświadamiał sobie, jak bardzo mu tego brakowało. - Tak, sporo, ale jest okej. Trochę martwię się tylko o Eskila... Nie wiem jak mu pomóc, bo przez geny matki ma dość specyficzne problemy ze sobą. - opowiedział wyraźnie zmartwiony sytuacją kuzyna, o którym wspominał kilka razy mimochodem Alinie, jednak nie zagłębiał się w szczegóły. Tylko, że problemy Clearwatera zajmowały mu głowę ostatnio dość często, przez co nie mógł skupić się należycie na swoich obowiązkach między innymi obowiązkach prefekta. Jednakże wiedział, że może porozmawiać z dziewczyną na każdy nurtujący go temat, dlatego jeśli już zapytała, postanowił go poruszyć.
- A jak w klinice? Macie chyba sporo pacjentów, co? -zagadnął jeszcze po chwili, opierając się łokciami o blat stolika i nachylając się ku niej odrobinę, aby móc wreszcie napatrzeć się swojej dziewczynie, bo w końcu na co dzień nie ma okazji nacieszyć się jej widokiem na dłużej. Musi nadrobić.
Powrót do góry Go down


Alise L. Argent
Alise L. Argent

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Dodatkowo : Prefektka
Galeony : 1281
  Liczba postów : 985
https://www.czarodzieje.org/t16073-alise-lauren-argent#440125
https://www.czarodzieje.org/t16093-shea#440127
https://www.czarodzieje.org/t16089-alise-l-argent#440019
https://www.czarodzieje.org/t18311-alise-argent-dziennik#521059
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptySob Sty 23 2021, 00:16;

W Lucasie łatwo było zauważyć zmianę, chociaż Alise w żaden sposób nie przypisywała tego sobie oraz ich prawdziwemu już związkowi. Każdy z czasem dojrzewał, zmieniały się priorytety w życiu i z nieodpowiedzialnego nastolatka zmieniał się w młodego dorosłego, który musiał — chcąc czynie- zacząć myśleć nad swoim życiem i przyszłością. Poza szkołą było trudniej, na ramionach bowiem pojawiała się olbrzymia odpowiedzialność za siebie i dobrobyt, ale również za ludzi sobie najbliższych. Była pewna, że brunet wyciąga z niej to, co było najlepsze, to o czego istnieniu nie miała pojęcia, chociaż wciąż pozostawało wiele aspektów związku, których musiała się lepiej nauczyć. W kontaktach na płaszczyźnie romantycznej oraz fizycznej wciąż pozostawał bardziej doświadczony od niej, a przynajmniej tak to odbierała.
Niesamowite było dla niej, jak natura stworzyła człowieka. Jak wzajemnie na siebie działali. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, szybciej bijącego serca na widok rozpromienionej twarzy chłopaka, którego widywała przecież praktycznie codziennie, ale wciąż było jej mało. Bo jak miała bez niego funkcjonować, gdy stał się tak ważną częścią jej życia? Stabilizował je, pozwalał odpocząć od pracy czy nauki. Objęła go więc mocno, jakby nie widziała go kilka tygodni i równie intensywnie ucałowała, nie mogąc powstrzymać chęci trzymania go blisko siebie. Bliżej, niż zapewne przyzwoitość nakazywała.
- Masz rację, nikt. Tylko potem nie marudź, jak rozpieścisz mnie do tego stopnia, że będę prawdziwie nieznośna. - jej słowa, chociaż miały zabrzmieć niczym groźba z najgorszych scenariuszy, wypowiadane były raczej z radością i rozbawieniem, konkurującymi ze sobą o pierwsze skrzypce. Cmoknęła jego usta raz jeszcze, wolną dłonią gładząc polik, palce zaciskając na jego palcach. Smok chwilkę tkwił trzymany ramieniem, bo przecież istniały priorytety. - Nie kłam. Zawsze przekładasz innych ponad siebie i obowiązki. Zrobiłbyś ten eliksir, ale znacznie bardziej pomogłoby mi wtedy spędzenie z Tobą dnia w piżamie i z gorącą owsianką, niż ten specyfik. A może to dobra myśl, żeby na trochę Cię porwać?
Przekręciła głowę na bok w zastanowieniu, puszczając mu oczko. Nagle perspektywa kataru nie była już taka straszna.
Aromat panujący w namiocie był niesamowity. Wiosenny i rześki, w pewien sposób przypominający jej Rumuńskie łąki w rezerwacie, gdzie spędziła lato. Wbrew pozorom znacznie lepiej czuła się poza miastem, w otoczeniu wiejskim lub wręcz dzikim, chociaż jej rodzina była dość popularna w śmietance towarzyskiej magicznego Londynu, głównie za sprawą pracy ojca i bankietów charytatywnych matki, w których udział brały często należące do rodziny pegazy czy konie.
- To niech będzie malinowe cudo, a do picia poproszę herbatę z cynamonem lub lemoniadę, wszystko jedno. - uśmiechnęła się o kelnera, unosząc dłoń i zgarniając kosmyk włosów za ucho. Tym samym spod materiału białego golfu uwolniła się podarowana przez Lucasa bransoletka, z którą właściwie się nie rozstawała. Była głupio sentymentalna do takich drobiazgów, chociaż nie mówiła o tym głośno, na pewno wiedział. Nie wspominając, że białe kamyczki objęte smoczymi pazurami były niezwykle piękne i w tym jej, dość nietypowym stylu.
- Ah tak? Będziesz musiał mi chyba to zobrazować. - niewinny uśmiech przemknął przez drobną buzię jasnowłosej Angielki, której błękitne oczy skupione były na twarzy Ślizgona, ignorując piękno kwiatów i ewentualnych gości kawiarni. Poprawiła się na krześle, dosuwając je nieco bliżej i ułatwiając mu zadanie. Bo kto wzgardzi buziakiem w takiej scenerii? Przymknęła oczy, czerpiąc radość z chwili krótkiej pieszczoty, zanim chłód wstąpił na jej usta, zostawiając jedynie uczucie tęsknoty i niedosytu. - Może nawet bardziej.
Dodała pod nosem, prostując się i z drobnym rumieńcem zerkając na kelnera, który akurat podszedł z ich napojami do stolika. Przyjrzała się chwile białej filiżance z motywem kwiatowym, w której znajdowała się aromatyczna i rozgrzewająca herbata, pełna cynamonu oraz przypraw korzennych z dodatkiem śliwki. Trzeba przyznać, że napoje te w okresie zimowym zawsze najmocniej zachwycały ją smakami. Zwykle sięgała po malinowe wariacje, ale skoro owoc ten był głównym składnikiem posiłku, nie chciała przesadzać. Niechętnie puściła dłoń bruneta, łapiąc naczynie w dłoń i robiąc małego łyka, zamruczała z zadowoleniem na otrzymane wariacje smakowe. Od razu przeszedł ją przyjemny dreszcz, zrobiło się jej cieplej i chyba doskonale pasowało to do ekscytacji panującej w jej wnętrzu na dzisiejsze spotkanie. Mogli w spokoju porozmawiać, co Lise uważała za podstawę związku — tego zdrowego ii normalnego. Bardzo zależało jej na tym, aby przede wszystkim pozostawali szczerymi i uczciwymi wobec siebie oraz własnych potrzeb przyjaciółmi.
- Twój kuzyn, tak. Wspominałeś. Wciąż nie radzi sobie najlepiej ze swoimi umiejętności? To skomplikowana sytuacja, wile to nie są łatwe stworzenia. Jednak skoro jesteście rodziną, na pewno sobie poradzi. - brzmiała dość pewnie, gdy podniosła na niego spojrzenie, odstawiając jednocześnie filiżankę. Miał to do siebie, że przejmował się innymi, niż sobą. Nie zmieniłaby w nim tej cechy, jednak często sprawiała, że strasznie się martwiła. Wiedziała przecież, że nie wszystkim i nie zawsze będzie w stanie udzielić pomocy czy dobrej rady, bo były w życiu sytuacje oraz chwile, z którymi trzeba było radzić sobie samemu. Nie zamierzała mu jednak tego mówić. Zamiast tego uśmiechnęła się łagodnie, wiedząc, że co by się z nim nie działo i jakich problemów by nie miał, poradzą sobie i tak.
- Musi nauczyć się metodą prób i błędów chyba. Oczywiście ludzie są paskudni i mogą go przez to czasem okropnie traktować, jednak nie mamy na to wpływu. Wie, że jesteś.. To najważniejsze. I to w sumie najwięcej, ile możemy od siebie dać drugiemu człowiekowi. Więc błagam, nie zadręczaj się tym skarbie.
Kiwnęła głową na wzmiankę o klinice. Uwielbiała swoją pracę i podobnie jak on, miała zapędy do pracoholizmu, co podsycała ogólna miłość do zwierząt i niemożność patrzenia na ich krzywdę oraz cierpienie.
- Tak. Niestety hodowle bez uprawnień stają się coraz popularniejsze, co daje dużo ciąż i zabawy genetycznej, co nie zawsze dobrze działa — na potomstwo i na matkę. Właściciele nie wiedzą, jak z pewnymi odmianami sobie radzić. A poza tym mieliśmy ostatnio kontrolę kilku zwierząt z Zoo, więc jest mnóstwo papierkowej roboty.
Nie mogła się powstrzymać przed złapaniem jego dłoni, gdy się przysunął i zatopił w niej spojrzenie ciemnych tęczówek. Zanim jednak je odwzajemniła, przesunęła wzrokiem po jego twarzy z troską, szukając oznak zmęczenia czy braku snu. Cieszyła się, że nie mieszkał już w zamku i dzięki temu obowiązki prefekta nie były tak przytłaczające, nawet jeśli oznaczało to brak wieczornych spacerów. Sama czekała na powrót Maxa lub Victorii, żeby wreszcie pomyśleć o mieszkaniu. Nie chciała siedzieć w dormitorium, a rodzice.. Cóż, każdy wiedział, że przychodził moment wyfrunięcia z gniazda.
- Powinniśmy wyskoczyć gdzieś na weekend, gdy będziesz wolniejszy. Mogę wziąć dwa dni wolnego lub zamienić się dyżurami. - rzuciła dość swobodnie, chyba zaskoczona wypowiedzeniem myśli na głos. Trudno było powstrzymać jej nieco zawstydzony uśmiech oraz rumieniec, gdy w głowie pojawiły się wspomnienia z Meksyku, który przecież wszystko zmienił.
Powrót do góry Go down


Lucas Sinclair
Lucas Sinclair

Nauczyciel
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183cm
Galeony : 1749
  Liczba postów : 1940
https://www.czarodzieje.org/t18564-lucas-sinclair#529285
https://www.czarodzieje.org/t18598-landryna-lukiego#531203
https://www.czarodzieje.org/t18566-lucas-sinclair#529292
https://www.czarodzieje.org/t18716-lucas-sinclair-dziennik#53577
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyCzw Sty 28 2021, 19:34;

Możliwość spędzenia kilku godzin sam na sam z Krukonką, wydawała się naprawdę czymś ekscytującym. Doceniał to tak bardzo, bo bardzo rzadko ostatnio mieli okazję iść tak po prostu na randkę. Niestety, ale czas ich gonił niemiłosiernie i wiecznie było coś co zajmowała im głowę, na szczęście tego dnia mogli się skupić tylko i wyłącznie na sobie. Miał nadzieję, że miło spędzą popołudnie i nadrobią trochę tego co stracili przez pracę i obowiązki. Naprawdę mu tego brakowało - możliwości rozmowy z nią, przytulenia, pocałowania jej, aby okazać jak bardzo jest dla niego ważna. Miał ochotę wykrzyczeć to całemu światu, ale wiedział, że ona tego nie potrzebuje. Wystarczyły jej jego zapewnienia.
Ile by dał, żeby mógł mieć ją na co dzień przy sobie. Jej widok sprawiał, że czuł się prawdziwie szczęśliwszy, więc wystarczył tylko jeden uśmiech, aby poprawić mu humor. A sama perspektywa tego, że za chwilę znajdą się w wiosce i nikt nie będzie im przeszkadzał i będzie miał ją tylko dla siebie przez te kilka godzin, pozwalała mu lżej oddychać. Przytulił ją do siebie, próbując tym gestem okazać jak bardzo mu tego brakowało przez ostatnie tygodnie, po czym uśmiechnął się na jej słowa.
- Nie wyobrażam sobie tego - odparł jej z uśmiechem, przyglądając się jej twarzy z wyraźnym zainteresowaniem. Kiedy oznajmiła, że bardziej cieszyłaby się z jego obecności podczas choroby, niżeli z eliksiru na przeziębienie, wyszczerzył zęby w szerszym uśmiechu, który wskazywał na to, że ta perspektywa bardzo mus się podoba - To może lepiej nie choruj. Zróbmy sobie po prostu kiedyś taki day off razem, co? U nas w domu, u Rowle'a? Co Ty na to? - zaproponował z błyskiem w oku i już oczami wyobraźni widział ten cudowny dzień, który należałby tylko do nich. Czasami powinno się zrobić takie wolne od świata, od wszystkiego.
Ta knajpka go fascynowała i postanowił podzielić się pierwszymi wrażeniami właśnie z Alise, zabierając ją tam, aby i ona mogła ocenić zarówno wnętrze jak i jedzenie, które tam serwowano. Wydawało mu się, że naprawdę lokal wydawał się przytulny i dość ciekawy, a kiedy weszli do środka wcale nie zmieniał zdania na ten temat. Stwierdził, że właśnie taki klimat wpasuje się w gusta Argent, bo już podświadomie wiedział co lubi a czego nie.
- To będą jeszcze dwie te herbaty z cynamonem - powiedział ostatecznie za Aliną, aby dopełnić całe zamówienie i aby kelner mógł się oddalić od ich stolika. Przenosząc wzrok z powrotem na dziewczynę, dostrzegł znajomą biżuterie na jej nadgarstku i uśmiechnął się pod nosem, zadowolony, że nosi prezent, który dostała od niego pod choinkę. Kiedy oznajmiła, żeby jej pokazał jak bardzo się stęsknił nie mógł się powstrzymać, aby nie obdarzyć ja krótkim buziakiem. - Ale z Ciebie niedowiarek - mruknął z rozbawieniem, dokładnie w tej chwili, kiedy się od niej odsuwał, a kiedy pracownik lokalu wrócił do nich, przynosząc dwie filiżanki.
Tak bardzo był zaabsorbowany obecnością Alise, że nie przyjrzał się dokładnie wystrojowi knajpki, która naprawdę robiła wielkie wrażenie. Niby nie było w nim nic nadzwyczajnego oprócz wszechobecnych żywych kwiatów, ale to właśnie one robiły robotę. Można było wczuć się w ten klimat i naprawdę psychicznie odpocząć od tych eleganckich, dostojnych wnętrz niektórych restauracji.
- Bardzo zależy mu na tym, aby zacząć to wszystko kontrolować, ale... jest dość honorowy. Nie chce pomocy od nikogo. Twierdzi, ze poradzi sobie sam. - wyznał jej, wspominając o Eskilu, którego problemy teraz stały się jego problemami i chcąc nie chcąc zaprzątały mu teraz głowę bardzo często. Wiedział, że Alise miała podobnie. Też chciała wesprzeć najbliższe jej osoby najlepiej jak się da, więc z pewnością go rozumiała. Ale czasami nie da się zrobić niczego na siłę. - Wiem, że ja za niego się tego nie naucze. Ale gdyby pozwolił sobie pomóc... Chciałem, żeby porozmawiał z profesor Whitehorn, ale jest zbyt dumny i nie chce. Wie, że ma we mnie wsparcie, ale obawiam się, że to nie wystarczy - mówił dalej, zwyczajnie zaniepokojony tym co dzieje się z jego kuzynem. Kiedy usłyszał od niej słowa pocieszenia, aby się tym nie zadręczał, bo tym mu tym bardziej nie pomoże, uśmiechnął się gorzko, po czym skinął głową. Miała rację, nic nie wskóra takim zamartwianiem się.
- Słyszałem o tym. To przerażające, że tak się to rozprzestrzenia i ludzie chcą na tym zarabiać. Powinni to jakoś kontrolować z Ministerstwa... Papierologia jest najgorsza. Czasami człowiek myśli, że już ma wszystko z głowy, a tu jeszcze jakieś dokumenty, faktury czy inne rzeczy znajdą się do uzupełnienia pod koniec dnia - on też lubił swoją pracę, ale miał większe ambicje i planował powoli wspinać się po szczebelkach, aby dopiąć swego i w przyszłym roku spróbować dostać się na staż do kliniki świętego Munga. To było naprawdę jego marzenie, nawet jeśli zdał sobie z niego sprawę dopiero niedawno. Ale chciał leczyć ludzi - miejmy nadzieję, że się w tym sprawdzi.
Przyjemne ciepło jej dłoni ukoiło jego wcześniejszy niepokój związany ze sprawą Eskila oraz lekki stres jaki poczuł kiedy pomyślał o tym, że chce startować na asystenta uzdrowiciela. W połączeniu z tym jej łagodnym spojrzeniem wszystko stało się jakby łatwiejsze i bardziej przystępne. Miał wrażenie, że niepotrzebnie przejmuje się tymi sprawami, skoro ma ją obok siebie, wszystko powinno się ułożyć. Była jego największa motywacją. Rozpromienił się jeszcze bardziej, kiedy usłyszał jej pomysł.
- Jestem jak najbardziej za. Też mógłbym postarać się nawet o kilka dni wolnego, a tak bardzo chciałbym spędzać z Tobą więcej czasu... Mam wrażenie, że widujemy się zbyt rzadko. To dobrze by nam zrobiło. Taki wypad - przyznał z wyraźnym entuzjazmem, popierając jej pomysł. Naprawdę uważał, że to od czasu do czasu to zbyt mało, jeśli chodziło o nich. Powinni naprawdę wykorzystywać czas wolny do maksimum możliwości, bo byli młodzi i nie powinni tak bardzo pochłaniać się pracy, a korzystać z życia. Bo jak nie teraz, to kiedy?
Powrót do góry Go down


Alise L. Argent
Alise L. Argent

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Dodatkowo : Prefektka
Galeony : 1281
  Liczba postów : 985
https://www.czarodzieje.org/t16073-alise-lauren-argent#440125
https://www.czarodzieje.org/t16093-shea#440127
https://www.czarodzieje.org/t16089-alise-l-argent#440019
https://www.czarodzieje.org/t18311-alise-argent-dziennik#521059
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyWto Lut 02 2021, 02:15;

Miała wrażenie, że miniony rok sprawił, że obydwoje dorośli. Zaczynali dostrzegać, że nauka w Hogwarcie i towarzysząca temu beztroska powoli dobiegają końca, zbliżają się zobowiązania odpowiedzialność. Może dlatego starali się skupić na swojej karierze i wykształceniu, aby mieć jak najlepszy start w dorosłość? Alise można było nazwać naiwną, ale z całego serca wierzyła w ich relację i wiedziała, że nawet brak codziennych spotkań nie oddali ich od siebie na tyle, aby się tym martwić. Nie była dziewczyną do krótkotrwałych związków i przygód, gdy się angażowała — robiła to całą sobą, całym sercem. Dlatego podobnie jak Lucas, chciała teraz skupić się tylko na chwili obecnej, cieszyć ich randką i nie dowierzać we własną radość, niemalże dziecinną.
Czasem nachodziła ją myśl, że mogliby mieszkać razem. Mogłaby wtedy mieć na co dzień, jeść wspólne śniadania czy pomagać sobie z nauką z przedmiotów, gdzie jedno było lepsze od drugiego. Z drugiej strony natomiast wiedziała, że na wszystko był odpowiedni czas i rozsądek przyćmiewał senne jawy, natomiast wcale nie zagłuszał tęsknoty. Przecież była wylewnym człowiekiem, jeśli mogła sobie na to pozwolić i potrzebowała bliskości. Zapach jego perfum sprawił, że przymknęła oczy, bo aż zakręciło się jej w głowie i nie mogła powstrzymać cisnącego się na wargi uśmiechu. Pomyśleć, że wcale nie wyglądał w dniu ich poznania na chłopaka mogącego się tak zaangażować.
- Masz o mnie zbyt wysokie mniemanie. - zauważyła wciąż z rozbawieniem, nie mogąc powstrzymać uniesienia brwi. Mogła być nieznośna, na szczęście takiej twarzy Alise jeszcze brunet nie poznał. Musiał wiedzieć, że nie kłamała z chorobą i eliksirem, bo przecież nigdy tego nie robiła. Zwłaszcza wobec Lucasa. - Mhmmm nie wiem, czy Twoja przyjaciółka i Charles będą zachwyceni, gdy im wpadnę do domu na tyle godzin i to w piżamie. Taki dzień byłby jednak miły, naprawdę. Pozbawiony pośpiechu, a przecież zawsze gdzieś pędzimy.
Wzruszyła ramionami z uśmiechem, przychylnie spoglądając na wysuniętą przez niego propozycję, nawet jeśli narzucanie się jego współlokatorom wydawało się jej dość problematyczne, bo przecież obydwoje mieli dość silne charaktery.
Znał ją. Potrafił wywołać jej uśmiech z łatwością, wprawić ją w zachwyt i sprawić, że serce biło jej szybciej, niż powinno. Nigdy nie wywołał u niej złych emocji poza tym jednym razem z Meksyku, czego wtedy nie rozumiała, a teraz była mu zwyczajnie wdzięczna. I może pełna podziwu, bo kto nie skorzystałby z okazji? Jak łatwo było dostrzec, że wtedy była już dla niego ważna. Sama ta myśl wystarczyła, aby przygryzła na kilka sekund wargę, powstrzymując ekscytacje.
Włożyła mnóstwo siły, aby wyglądać na niewinną w świetle jego oskarżeń o brak wiary, a w rzeczywistości chyba o chciwość względem jego atencji i dotyku, której ciągle było jej mało. Byli w wieku, gdzie strefa fizyczna coraz częściej wchodziła w pole tej uczuciowej, tworząc wyjątkowy rodzaj intymności. - Nie wiem, o czym mówisz.
Wzruszyła jeszcze ramionami, dla podkreślenia swojego stanowiska i puściła mu krótkie oczko, raz jeszcze powstrzymując zerknięcie w stronę jego ust. Bo przecież byli w miejscu publicznym, pewnych rzeczy nie wypadało robić w nadmiarze, zwłaszcza afiszować się swoim granatowookim chłopakiem. Czasem wciąż ciężko było jej w to wszystko uwierzyć. Zapach kwiatów sprowadzał jej umysł do rzeczywistości, podobnie jak fikuśne kolory ich płatków czy śmiesznie po wywijane liście. Ilość roślin w namiocie była niesamowita, a panująca tu atmosfera nastrajała łagodnością i optymizmem. Przyglądała mu się uważnie, gdy mówił. Kuzyn sprawiał, że ta żyłka zmartwienia tańczyła na jego szyi, wibrując wręcz pod skórą i rzucając się w oczy. Marszczył też w charakterystyczny sposób brwi, co wywołało u niej westchnięcie.
- Ciekawe po kim ma upartość i honor, hmm? - zauważyła z nutą rozbawienia, lustrując go wzrokiem przy okazji sięgania po filiżankę i upijania gorącej herbaty, której mocny aromat wybijał się na tle innych zapachów mieszających się w kawiarence. - Musi być mu ciężko, ale zdaje się wiedzieć, że nikt za niego tego nie opanuje. Zastanawiałeś się, jak możesz mu dobrze pomóc, skoro on sam do końca zdaje się nie rozumieć siebie? Nie zrozum mnie źle Lucas, po prostu pewne rzeczy trzeba zrobić samemu, by się przekonać. Zwłaszcza o własnej sile. Wiesz coś o tym, prawda?
Brzmiała dość łagodnie i spokojnie, nigdy nie narzucała mu swojego zdania, sugerując jedynie lub dając jakieś spostrzeżenia, które starała się wyciągać z opowiadanych przez niego historii. Nie chciałaby mu nigdy zaszkodzić lub zmuszać do przyjęcia innego zdania niż miał. Doskonale rozumiała piętnującą się w nim potrzebę rozwiązania wszystkich problemów kuzynka, tylko jak miał to zrobić, nie będąc w jego skórze? Był to przecież przypadek szczególny, naznaczony magią.
- No tak, ona też jest pół-wilą. Wiesz, to nie jest głupi pomysł, nawet dla samych wskazówek, które mogłaby mu dać. Ona wie, że on również jest taki, jak ona? Może ją nakierować na niego, bez działania bezpośredniego? Poza tym w szkole może być więcej osób z tym darem. Nie czułby się tak samotny.
Zastanawiała się głośno, przyglądając się błyszczącemu napojowi, który odbijał światło. Trudno było znaleźć rozwiązanie tego problemu, nie mając wcześniej styczności z osobami noszącymi to piętno. Oczywiście były książki, opowieści innych — to jednak nie to samo, co tkwić w miejscu osoby obdarzonej magiczną krwią. Dlaczego wydawało się to Alise tak samotne?
Zmienili temat na pracę, gdzie wspomniała mu kilka nowinek z kliniki. Na swój sposób też ją to niepokoiło, bo na krzywdę zwierząt była niezwykle wrażliwa, chyba nawet mocniej, jak ludzi.
- Nie da się pilnować wszystkich, a przy mocie takie zwierzaki są zbyt małe, aby uniemożliwić im dalszy rozród w przyszłości. Bo po takich porodach zwykle nie wracają. - wyjaśniła z westchnięciem, nie chcąc nawet zastanawiać się nad przyszłością ładniejszych osobników. Zgarnęła jasny kosmyk włosów za ucho, poruszając tym samym kołyszącą się na nadgarstku bransoletką.
On chciał leczyć ludzi, a ona wciąż rozważała pomiędzy pracą smokologa w rezerwacie i karierą magicznego weterynarza, którą mogłaby rozwijać w Londynie. Teoretycznie jedno nie wykluczało drugiego, ale w praktyce skupienie się na dwóch tych karierach jednocześnie było niemożliwe. Obydwie były w pełni absorbujące. Tak samo on musiał wybrać jedną drogę uzdrowiciela, jeden oddział i skupić się na nim. Podziwiała w nim tę chęć pomocy innym i chyba nigdy nieprzestanie się nad tym zachwycać. Wierzyła w niego i wiedziała, że bez problemu zostanie jednym z najsławniejszych medyków współczesnego świata czarodziejów, jeśli tylko będzie chciał.
Zacisnęła palce na jego dłoni mocniej, przyglądając mu się badawczo i z odrobiną zaniepokojenia, chcąc dostrzec emocje malujące się na jego buzi. A było ich dziś wiele. Może to, a może wyraz jego oczu sprawił, że wyszła z egoistyczną propozycją, odwlekając te nieszczęsną odpowiedzialność dorosłych na bok. Należała im się chwila wytchnienia, nawet jeśli byli tylko studentami, obydwoje ciężko pracowali i mieli mnóstwo zobowiązań, chociaż ilość podjętego przez Lucasa zaangażowania była znacznie większa. Prefekt, zawodnik, uczeń, pracownik. Gdzie w tym wszystkim czas dla siebie i troska? Westchnęła, zaciskając usta przez chwilę, aby zaraz obdarzyć go uśmiechem i kiwnięciem głowy.
- Mhmmm to nie ma o czym mówić poza miejscem, które wybierzemy! Masz jakiś pomysł? - zapytała z błyskiem w oczach, myślami wędrując na mapę świata. Nie była wymagająca, na dobrą sprawę mógł być to nawet domek letniskowy jej rodziny na angielskiej wsi, tak długo, jak mogliby bezkarnie milczeć razem lub popijać herbatę. - Rzadko, to prawda Lucas. Tylko to taki kluczowy moment... Tak dużo zależy od naszych działań teraz w przyszłości. Przecież nikt Ci nie da kitlu za przystojną buzię.
Zauważyła z rozbawieniem, wolną dłonią sięgając po filiżankę i robiąc kilka łyków herbaty. Nieważne, że ją by na buzię i ten zawadiacki uśmiech złapał, nie musiał wiedzieć. - Zastanawiałeś się, co będzie, gdy skończymy szkołę? Gdzie się znajdziemy?
Zapytała z ciekawością, przesuwając palcem po wierzchu jego dłoni, hacząc je chłodem smoczego akcentu pięknej, świątecznej bransoletki. Nie lubiła gdybać o przyszłości i snuć na jej temat dużych scenariuszy, ale czasem pytania same cisnęły się jej na usta. Kryło się za tym więcej, jednak zwyczajnie nie umiała wypowiedzieć tego wprost.
Powrót do góry Go down


Lucas Sinclair
Lucas Sinclair

Nauczyciel
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183cm
Galeony : 1749
  Liczba postów : 1940
https://www.czarodzieje.org/t18564-lucas-sinclair#529285
https://www.czarodzieje.org/t18598-landryna-lukiego#531203
https://www.czarodzieje.org/t18566-lucas-sinclair#529292
https://www.czarodzieje.org/t18716-lucas-sinclair-dziennik#53577
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyNie Lut 07 2021, 14:07;

Okres, w którym aktualnie znajdowali się w swoim życiu, wydawał się być bardzo wymagający dla dwójki studentów. Nie tylko przez masę zajęć i obowiązków, ale także przez ich emocje, które od jakiegoś czasu próbowały znaleźć swoje miejsce w ich głowach, jednak to nie było takie proste. Nie dalej jak pół roku temu, żadne z nich nie chciało się wiązać, nie chciało poważnej relacji, bo twierdzili, że nie byli na to gotowi. Oboje świadomie czy podświadomie bali się tego co przyniesie poważny związek i jak może się on skończyć, kiedy dana osoba okaże są tą nieodpowiednią. To wszystko były naprawdę zajmujące rozterki, które rzeczywiście pozwoliły im stopniowo dorastać. Ich umysł dojrzewał wraz z kolejnymi dniami, podczas których uświadamiali sobie, że warto jednak ufać ludziom. Bez tego na wstępie, nie byłoby cudownych przyjaźni i człowiek nie dałby sobie szansy na jakiekolwiek szczęście. A przecież życie polega na pozyskiwaniu szczęścia.  
Lucasowi za to nigdy nie przyszło do głowy, aby mogli zamieszkać z Alise razem. Może to kwestia czasu, jednak to, że o tym nie myślał do tej pory, nie oznaczało, że tego podświadomie nie chciał. Chciałby ją widywać na co dzień, więc raczej wspólne mieszkanie byłoby odpowiednią okazją. Jednak nie było mu dane jeszcze wpaść na taki pomysł, przez nawał obowiązków i pracy, a sama Krukonka obiecała wynająć coś z Brewerem, dlatego właśnie nawet nie brał takiej opcji pod uwagę. Na razie. Co prawda tęsknota za nią była naprawę męcząca i można było zwariować wieczorami bez jej kojącej bliskości, która tak pozytywnie wpływała na niego, po całym stresującym dniu, aczkolwiek pocieszał się kolejnym ich spotkaniem i odliczał do niego dni i godziny.
- Nie przeszkadzalibyśmy im. Dom jest na tyle duży, że z pewnością nie mieliby nic przeciwko. A my byśmy trochę odpoczęli i rzeczywiście trochę zwolnili w tym całym pośpiechu - oznajmił, będąc pewnym, że Charlie i Gabrielle nie będą robić problemów. W głowie narodził mu się nagle plan takiego specjalnego dnia, który można byłoby zorganizować, aby przyjemnie spędzić wolny czas w przytulnym domu na Alei Amortencji. Musiał tylko poprosić przyjaciela o pomoc, ostrzec Gab, że jeśli im wparuje niepostrzeżenie do pokoju, to jej urwie głowę i z pewnością zrobić generalne porządki w swoim pokoju. Tak, to był dobry plan. Już oczami wyobraźni widział ten cudownie spędzony dzień.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że dziewczyna była na niego przez jakiś czas zła za to jak ostatecznie skończyła się ich wycieczka do Meksyku. Nie wiedział, że wtedy naprawdę liczyła na to, że inaczej zakończy się tamten dzień. To znaczy, pamiętał, że była zdecydowana aby móc z nim spędzić tą noc, ale nie spodziewał się, że pragnęła, aby właśnie wtedy i z nim miał odbyć się ten pierwszy raz. Może i postąpił egoistycznie, zważając jedynie na swoje domniemane wyrzuty sumienia, które mogłyby pojawić się gdyby kochali się tamtej nocy, a nie wziął pod uwagę tego czego ona tak naprawdę wtedy pragnęła. Nie pomyślał o tym i może to był błąd? Postąpił według własnego uznania, sugerując się tym co według niego było dla dziewczyny dobre, ale nie wsłuchał się w jej rzeczywiste pragnienia. Chyba powinien nauczyć się słuchać nie tylko swojej intuicji i rozumy, ale także rozważać uważnie jej zdanie. Owszem, już wtedy zależało mu na niej, jednak nie był do końca pewny swoich uczuć, a nie chciał jej skrzywdzić, dlatego zrobił tak a nie inaczej. Z perspektywy czasu, nie mógł zdecydować się czy postąpił dobrze czy źle.
Dal Sinclaira na początku ich znajomości dotyk i bliskość z Alise były czymś co pokazało mu, że fizyczność może zupełnie inaczej wyglądać. Przez dłuższy okres czasu byli jedynie przyjaciółmi, jednak w wyniku przypadku, związanego z magią mieli okazję dzielić swój pierwszy pocałunek, który naprawdę wydawał się wyjątkowy. Przez to właśnie Lucas uznał, że warto zgodzić się na późniejszą propozycję dziewczyny - choć była trochę niecodzienna - i z czasem każda okazja do bliskości z nią stawała się wyjątkowym aktem. Wydawało mu się wtedy, że było to inne przez to, że nie wiązali ze swoją znajomością żadnych nadziei. Ich emocji nie więził strach przed tym do czego może ich to zaprowadzić i zwyczajnie mogli rozwijać więź, która ich łączyła, zupełnie naturalnie. I całkowicie naturalnie mógł ją trzymać za rękę, całować, przytulać. Nawet jeśli z początku było to tylko udawanie. Bo później zatarła się ta granica pomiędzy tym co było układem a tym co było na prawdę. Był pełen podziwu do tego jak to się ostatecznie rozwiązało i po rozmowie z Eskilem na temat jego związku z Alise uświadomił sobie, że naprawdę mieli szczęście, że tak doskonale porozumieli się w tej kwestii, że boje chcą tego samego. Nie każdy miał takie szczęście, aby dojść do tego, czego chcą obie strony.
I właśnie po chwili przeszli na temat jego kuzyna i problemu, który wynikał z jego wilowatości. Zawsze wierzył w intuicje i rady Alise, niezależnie od tego o czym rozmawiali. Dlatego postanowił przedstawić jej pokrótce sprawę Eskila.
- Upartość pewnie po rodzicielce, a honor... nie mam pojęcia. - odparł na jej słowa, lekko uśmiechając się w jej kierunku, widząc jak unosi filiżankę do ust. - Wiem co masz na myśli. I chyba masz rację... Tylko nie chcę zostawiać go z tym samego. Nie lubię siedzieć bezczynnie. - westchnął, przyznając także w myślach rację dziewczynie, choć nie wiedział jak stłumi w sobie tą chęć pomocy Eskilowi, która aż wyrywała się z niego. - Właśnie dlatego chciałem porozmawiać najpierw z Perpetuą o nim, ale nie pozwolił mi. Nie chce jej porad. Powiedział, że ona go nie zrozumie, bo panuje nad tym. Myślę, że on po prostu wstydzi się tego, że ma się przed kimś otworzyć. Wychowywał się tylko z babcią, poza tym nikogo nie miał. Na szczęście teraz ma mnie i Sophie.
Był tak przejęty tą całą sprawą, że zupełnie zapomniał o swojej stygnącej herbacie, która znajdowała się przed nim. Zaabsorbowany rozmową, zerkał na Alise, czasem wbijając wzrok w pusty stolik przed nimi, jakby tam miał znaleźć rozwiązanie swoich rozterek. Nie był na miejscu kuzyna, nie wiedział jak ten czuje się z tym wszystkim, ale tak zawzięcie chciał mu pomóc, że aż cierpiał z bezsilności. Jednak pocieszał się tym, że Krukonka go rozumie i wie, że chciałby zrobić wszystko, aby jakoś zaradzić problemom Eskila.
- Nie wiem jak to wygląda w rzeczywistości, ale z tego co opisujesz, to naprawdę musi być niezmiernie trudne. Ponosić poniekąd odpowiedzialność za życie tych młodych... - nie znał się zbytnio na tym jak praktycznie wyglądała taka opieka nad takimi stworzeniami i nie miał pojęcia co można by było dla nich zrobić, jednak wiedział, że sam podobnie jak Alise dołożyłby wszelkich starań, aby im pomóc.
Każdy miał jakieś dylematy. On też przez większość nauki w Hogwarcie nie miał pojęcia czym chce zająć się w przyszłości. Też rozważał wiele dróg, jednak stanęło na tym, że czerpie przyjemność z pomagania ludziom. Był pewien, że Alina jest za to stworzona do zajmowania się magicznymi zwierzętami i niezależnie od tego, którą z tych dwóch opcji wybierze, na pewno będzie się w niej spełniać. Obydwie jednocześnie to na pewno byłoby wyzwanie, ale kto powiedział, że nie może spróbować najpierw jednego zawodu, a później drugiego? Przecież ma przed sobą całe życie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby mogła sprawdzić się na przykład najpierw jako smokolog a później podjąć pracę weterynarza, lub odwrotnie.
Rzeczywiście, tego dnia wiele emocji przewijało się na jego twarzy, ale będąc z Alise nie musiał ich przed nią ukrywać. Posłał jej łagodny uśmiech, kiedy poczuł mocniejszy uścisk jej palców na swojej dłoni, po czym przeszli do uzgadniania szczegółów weekendowego wypadku, który narodził się im spontanicznie. Cieszyło go niezmiernie, że byli w stanie oboje spróbować zorganizować swój czas na tyle, aby wybrać się gdzieś razem.
- Hmm, a co powiesz na... Wenecje? Albo Szwecja, podobno w Sztokholm też jest pięknym miastem. - zaproponował luźno, pierwsze co przyszło mu do głowy. Dla niego naprawdę wszystko jedno gdzie się wybiorą - jeśli tylko będą tam razem i będą mieć czas tylko dla siebie - będzie cudownie. Zaśmiał się cicho na jej kolejne słowa, bo rzeczywiście miała rację. - A może dadzą? Mógłbym spróbować - zażartował, sięgając również wreszcie po swoją filiżankę z przestudzonym napojem i upijając z niej łyka.
Uniósł nieznacznie brwi, kiedy usłyszał jej pytanie i w tym samym momencie poczuł dotyk jej palców na wierzchu swojej dłoni. Podniósł na nią wzrok, odkładając spokojnie filiżankę na spodek i przykrywając drugą dłonią jej własną, aby przez chwilę napawać się rozkosznym ciepłem jej ciała. Uśmiechnął się z lekkim rozmarzeniem, po czym westchnął.
- Nie chcę Cię przestraszyć, ale ja nie wyobrażam sobie w tej chwili przyszłości bez Ciebie. - zaczął spokojnie, spoglądając jej w oczy, a w jego własnych, granatowych tęczówkach można było odnaleźć ciepło i oddanie, jakim darzył Alise. To było tak naturalne, że w tej chwili już nawet nie zastanawiał się nad tym jak bardzo banalnie brzmią jego słowa. Ważne, że były szczere. - Widzę się za kilka lat w magicznej klinice jako młodszy uzdrowiciel, który stara się zdobywać jeszcze większe doświadczenie, aby pomagać ludziom. Ty za to, będziesz poświęcać się pracy ze smokami i gdziekolwiek byś nie była, mam nadzieję, że będę i ja u Twojego boku. - wyznał zupełnie otwarcie to jakie on ma wyobrażenie na temat jego wymarzonej przyszłości. Posyłając jej ciepły uśmiech, zbliżył się ku jej twarzy, by móc najpierw musnąć jej wargi swoimi, a następnie gładząc kciukiem wierzch jej dłoni, pogłębić subtelny pocałunek i móc zatonąć w jej ustach, które smakowały malinami. Czego mógł chcieć więcej? Jeśli tylko miał ją przy sobie, był najszczęśliwszym facetem pod słońcem. Jeśli jego przyszłość malowała się u jej boku, była to najlepsza wizja tego co go czeka na przestrzeni kolejnych lat.
Powrót do góry Go down


Alise L. Argent
Alise L. Argent

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Dodatkowo : Prefektka
Galeony : 1281
  Liczba postów : 985
https://www.czarodzieje.org/t16073-alise-lauren-argent#440125
https://www.czarodzieje.org/t16093-shea#440127
https://www.czarodzieje.org/t16089-alise-l-argent#440019
https://www.czarodzieje.org/t18311-alise-argent-dziennik#521059
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyPon Lut 15 2021, 02:40;

Coraz częściej uderzała ją myśl o kruchości i ulotności życia. Po co więc się ograniczać i żyć tak, aby w przyszłości, gdy nadejdzie koniec, żałować? Że się nie spróbowało, nie dało z siebie wszystkiego, nie podjęło się ryzyka, które mogło wydać owoc dominujący życie szczęściem i pozytywną energią na wielu płaszczyznach? Odkąd podjęła się przełamania tej jednej bariery, nabrała jakieś dziwnej odwagi i jeszcze większej pewności siebie. Zupełnie jakby ten właśnie rodzaj relacji — opierający się nie tylko na pocałunkach i złączonych dłoniach, ale również przyjaźni, zrozumieniu i zaufaniu był tym wszystkim, czego Alise brakowało. Jakby Lucas podarował jej ten ostatni fragment, maleńką cząstkę samej siebie. Nauczyła się dzięki temu większej wytrwałości, nie bała się zmęczenia czy upadku, bo wiedziała, że ktoś poda jej dłoń. Była jeszcze Victoria, Max, a nawet Jessica i Boyd, z którymi miała mniejszy kontakt, ale wciąż uważała ich za swoich przyjaciół. Była lojalnym stworzeniem, nie wymagała atencji i szanowała przestrzeń oraz życie innych ludzi. Sama miała własne. Na dobrą sprawę Krukonka była prawdziwą szczęściarą, bo miała w dłoniach wszystko to, co było jej potrzebne.
Wciąż jednak była trochę nastolatką, pełną fantazji i jakichś marzeń na jawie, które niekiedy właśnie wędrowały w stronę wspólnego mieszkania ze Ślizgonem, czy wyjazdu do Rumunii. Nie miała na to zbyt wiele czasu, jednak i takie chwile -zwłaszcza przed spaniem, po ciężkim dniu na zajęciach lub w klinice, wieczorem atakowały ją rozmaite scenariusze przyszłości. Raz lepsze, raz gorsze, zwykle jednak pełne tych samych, znajomych twarzy. Bezpieczne.
- Nie jestem pewna Sinclair, czy pamiętasz, jak odpoczywać. - zauważyła z nutą rozbawienia i błyskiem w oczach, posyłając mu pociągłe spojrzenie, uwieńczone krótkim uniesieniem brwi. Zaraz jednak zrobiła kolejny łyk ciepłej herbaty z filiżanki, powstrzymując dalsze, niewinne prowokacje w jego stronę, bo sam pomysł bardzo się jej podobał, nawet jeśli Rowle i Puchonka byli towarzystwem odrobinę krępującym, tak różniącym się od niej samej. Lucas natomiast był człowiekiem uniwersalnym, co wskazywał jego dobór towarzystwa oraz bycie dobrym zarówno w nauce, jak i w sporcie i zaklęciach praktycznych. - Taki dzień brzmi jednak doskonale.
Nie mógł wiedzieć, co jej wtedy chodziło po głowie. Niesiona chwilą, wcale nie była rozsądna i w istocie był cień szansy, że gdyby sprawy przebiegły inaczej, mogłaby swej porywczości i uległości względem bruneta żałować. Na szczęście on był rozsądny w momentach, gdy ona traciła głowę. Potrafiła to docenić, chociaż nigdy nie powiedziała mu tego wprost, zwyczajnie do tematu tamtej nocy nie wracając. Przeszłość pozostawała dokonana, nie było sensu nad nią gdybać i znacznie zdrowsze było snucie przemyśleń odnośnie do tego, co wydarzyć się mogło. A przed nimi było naprawdę wiele, prawie wszystko. Była pewna, że wszystko się ułoży i przez umiejętność rozmowy, a także potrzebę uszczęśliwienia drugiej osoby, stawianą ponad egoizm, poradzą sobie ze wszystkim. Westchnęła, wyrwana z zamyślenia, puszczając uszko trzymanej cały ten czas filiżanki i odstawiając ją na talerzyk.
- Mhmmm. Z pewnością, nie masz. - przytaknęła jedynie z westchnięciem niedowierzania, powstrzymując parsknięcie śmiechem. Nie było to czymś złym ani upartość, ani pozostawanie honorowym, nawet jeśli to drugie mogło wbrew pozorom wpędzić w kłopoty znacznie większe, niż to pierwsze. - On wie, że jesteś. Nie siedzisz bezczynnie, sama Twoja obecność jest dla niego oparciem. Może i Pani Profesor teraz nad tym panuje, ale on zdaje sobie sprawę, że każdy z jego krwią był w tej samej sytuacji, w której tkwi obecnie? Każdy kiedyś zaczynał. Opanowanie wszystkich syndromów płynących z posiadania w sobie krwi magicznego stworzenia wymaga lat praktyki, medytacji. Kontroli nad emocjami, bo to przecież one głównie wywołują komplikacje. Honor niewiele mu w tym pomoże. Wstydzi się? Nie jestem pewna, czy ma czego. Zdaje sobie sprawę ze swoich problemów, być może nawet unika relacji zobowiązujących przez płynące z tego konsekwencji, ale przecież ludzie są zwierzętami stadnymi, a w połowie jest tym, czym ja i Ty. Żeby nie zamknął się w samotni na tyle, że nie będzie w stanie z niej wyjść.
Zakończyła swój przydługi monolog przepraszającym spojrzeniem w stronę bruneta, poprawiając się jednocześnie na krześle i zakładając nogę na nogę, zwilżyła usta. Możliwe, że trochę się zagalopowała z tą swoją bezpośredniością, jednak naprawdę chciała pomóc mu i jednakowo jego kuzynowi, wierząc, że może jej elaboraty podsuną jakiś pomysł. Proszenie o pomoc nie była czymś złym, ale ludzie coraz częściej o tym zapominali. Dlaczego? Czy to nie znaczyło, że druga osoba jest ważna i obdarzamy ją zaufaniem? Przytaknęła krótko na jego słowa o hodowlach, zostawiając ten temat w spokoju. Szkoda było marnować ich popołudnia na sprawę, z którą niewiele mogła zrobić — oczywiście poza szukaniem domów dla porzuconych maluchów w trakcie lub po godzinach pracy.
Jego dłoń była ciepła, przyjemna. Dawała poczucie stabilności i blondynka wiedziała, że zawsze może na nim polegać. Oczywiście każdy popełniał błędy, każdy się kłócił i miewał gorsze momenty, co z pewnością było przed nimi, ale na tle budowanej przez nich relacji wydawało się to jedynie drobną przeszkodą.
- Wenecja brzmi cudownie, ale... Tak sobie pomyślałam, moi rodzice mają domek na wyspach Szkockich. Są naprawdę malownicze, a nie korzystają z niego często — mielibyśmy też bliżej do zamku. No i zbliżają się Walentynki więc.. Więc może udałoby mi się pożyczyć klucze? - zaproponowała z uśmiechem, bojąc się, że wyjdzie na jakąś nowobogacką. Tak naprawdę było jej absolutnie obojętne, gdzie pojadą i jedynie chciała skorzystać z możliwości, aby Lucas znów nie przesadził, jak z Meksykiem. Druga sprawa — ona chciała zrobić coś dla niego. Na jego słowa parsknęła śmiechem. - No tak, ja bym Ci dała. Masz mnie.
Puściła mu oczko, splątując ze sobą ich palce i zapominając o reszcie herbaty w filiżance, westchnęła zadowolona z życia i wszystkiego dookoła. Nie powstrzymało jej to od zadania kłębiącego się w głowie pytanie, na które teoretycznie odpowiedź znała, a praktycznie — chciała mieć pewność. Wiele było przecież par, które skupiały się na związkach i zabawie jedynie na studiach, aby w dorosłe życie uderzyć bez zobowiązań oraz z doświadczeniami, które nie kusiłyby ich do podejmowania działań niosących wówczas mnóstwo konsekwencji. Na jego słowa nie mogła powstrzymać uśmiechu podkreślonego różem malujących się na policzkach z dołeczkami.
- Masz szczęście. - skwitowała krótko, uciekając zarazo od jego granatowych oczu i zawieszając spojrzenie błękitnych tęczówek na filiżance, poczuła, jak robi się jej wewnątrz jakoś cieplej. Zdecydowanie nazbyt ją rozpieszczał. - Nie jestem pewna, czy kariera Medyka w Rumunii jest tak dobra, jak tutaj w Londynie. Co by się nie działo, powinieneś skupić się na Mungu. Nie rób takiej miny, bo to nie znaczy, że się rozstaniemy. Żyjemy w czasach, gdzie podróżowanie między państwami zajmuje raptem kilka sekund. Na szczęście. Jestem pewna, że poza Londynem lub Nowym Yorkiem, marnowałby się Twój potencjał. Tu masz największy dostęp do badań oraz nowych typów leków czy terapii.
Dodała ze spokojem, wolną dłonią znów łapiąc naczynie i robiąc kilka łyków, przymknęła na chwilę oczy. Nie była egoistką, nigdy nie zmusiłaby go do zrezygnowania z własnych marzeń czy ambicji. Gdy odstawiła filiżankę, poczuła zaraz dotyk miękkich, słodkawych warg Lucasa na swoich, co wywołało ciche mruknięcie zadowolenia, które jednocześnie wybiło ją z tych przemyśleń. Znów chciała zostać głupiutką nastolatką, która ekscytuje się zwykłym buziakiem od chłopaka, który był dla niej ważny. Mruknięcie wcale go nie zniechęciło, wręcz przeciwnie. Pocałunek z subtelnego, niewinnego gestu, przerodził się w znacznie głębszy i pełen pasji akt, na szczęście zamaskowany piętrzącymi się w wazonach kwiatami. Poczuła ciepło rozchodzące się po ciele, przyjemne mrowienie w brzuchu, przyśpieszone bicie serca i ten dreszcz podekscytowania, zostawiający na skórze gęsią skórkę. Niechętnie, odsunęła się po kilku dłuższych sekundach, przygryzając jeszcze na koniec jego dolną wargę, bo do uszu dobiegł ją głos jednego z pracowników kawiarni, który podawał kelnerowi ich zamówienie. Spojrzała mu zalotnie w oczy.
- Może deser po kolacji? - zapytała tylko cicho, niekoniecznie mając na myśli porcję karmelowych lodów czy malinowego sernika.
Powrót do góry Go down


Lucas Sinclair
Lucas Sinclair

Nauczyciel
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183cm
Galeony : 1749
  Liczba postów : 1940
https://www.czarodzieje.org/t18564-lucas-sinclair#529285
https://www.czarodzieje.org/t18598-landryna-lukiego#531203
https://www.czarodzieje.org/t18566-lucas-sinclair#529292
https://www.czarodzieje.org/t18716-lucas-sinclair-dziennik#53577
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyPią Lut 19 2021, 21:19;

Dziwne, że nawet nigdy nie wybiegał tak w przyszłość, wyobrażając sobie jakby to było mieć dziewczynę obok siebie na co dzień. Zwarzywszy na fakt, że teraz widywali się naprawdę sporadycznie, było to dla niego poniekąd abstrakcją, bo czasami trudno im było wygospodarować w weekend choćby godzinkę, żeby się spotkać, a jakby to było gdyby mieszkali pod jednym dachem? Móc widzieć ją każdego ranka, czy wieczorami zakradać się do jej pokoju, móc bezkarnie olać studiowanie książek dla beztroskich chwil spędzonych na całowaniu jej... Och, to byłoby cudowne. Zdecydowanie Alise mogła być jedynym powodem, który odciągał by go skutecznie od przesadnej nauki. W końcu istniały dużo przyjemniejsze sposoby na spędzenie wieczoru niżeli pisanie esejów z transmutacji...
I to właśnie było pytanie za sto punktów: czy on jeszcze pamiętał jak to jest zwyczajnie odciąć się od obowiązków i poświęcić czas tylko sobie. Oczywiście nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, ale liczył na to, że Krukonka zadba o to, aby jego choleryczna potrzeba nauki odeszła wsianą dal, kiedy ona będzie go skutecznie rozpraszać, podczas tego odpoczynku. Odwzajemnił uśmiech pełen rozbawienia, po jej słowach, jedynie robiąc minę w stylu "oj, przesadzasz", po czym obserwował ją, kiedy piła gorący napar. Jednak miał wrażenie, że dziewczyna go zbytnio idealizowała. To nie tak, że błyszczał w wielu dziedzinach - bardziej starał się zwyczajnie poznać co dla niego jest odpowiednie. A to, że był ambitny i robił to bardziej sumiennie niż inni... cóż, taki już po prostu był. I nie było w tym doprawdy nic uniwersalnego. Poza tym, że czasami chciał się tak po ludzku wpasować w niektóre gusta, tak jak na przykład niesiony tym co zaobserwował na początku u Alise - że wyjątkowo dbała o bliskie sobie osoby - chciał stać się taki jak ona i z perspektywy czasu wyszło mu to na dobre.
Ale mimo wszystko człowiek czasami potrzebował być egoistą i automatycznie myśląc o drugiej osobie, wpychał też własne potrzeby, poniekąd usprawiedliwiając się i przykrywając dobrem innych. Niekiedy świadomie, a niekiedy mniej. Ale ważne było to, że Lucas uzmysłowił sobie, że od tamtej pory jedynym jego celem było dobro dziewczyny i tym się od tego momentu kierował. Chciał być kimś, komu mogła ufać i wiedziałaby, że zrobi wszystko aby tylko była szczęśliwa. Dlatego dobrze, że zrozumiała intencje, które kierowały nim tamtej nocy w pensjonacie.
-Masz rację... - zaczął w kwestii Eskila, po usłyszeniu jej słów, które jak najbardziej były mądre i rozsądne, zgadzał się z nimi, tylko... - Ale on tego nie rozumie. Jest młody, niecierpliwy. Jeszcze ten buntowniczy wiek, gdzie tak naprawdę nie wie czego chce, ale i tak jest na "nie". Wiele rzeczy go irytuje, ale nie potrafi dostosować się do rad, które mu daje, bo chce to zrobić po swojemu. I ja go też za to nie winie, ale tak jak mówisz - nie chce, żeby zamknął się w tej swojej samotni, gdzie nie będzie dopuszczał nikogo
Młodszy kuzyn to był naprawdę trudny temat i Lucas zdawał sobie sprawę, że jeśli na niego zejdą, to rozmowa stanie się niespokojna. Dziewczyna też była typem osoby, która chciała pomóc najlepiej jak się da, dlatego tak cenne były dla niego jej słowa. Jednocześnie znała też dość dobrze jego i wyłapywała zwinnie ich wspólne cechy, które też mogły być przeszkodą w rozwiązaniu problemu Eskila. Jej uwagi były naprawdę pomocne i gdyby nie one, to pewnie ciągle zamartwiałby się o Clearwatera, jednak postanowił zmienić temat i rozmowa przeszła na temat pracy Alise, co zdawało mu się ciekawszą, a przede wszystkim mniej stresującą dla niego kwestią.
A już całkiem przyjemne było planowanie wspólnego wyjazdu... Usłyszawszy o domku na wyspach, uniósł nieznacznie brew w geście lekkiego zdziwienia, gdyż dziewczyna nie wspominała nigdy wcześniej, że jej rodzina taki domek posiada.
- Myślę, że to świetny pomysł. Jeśli tylko Twoi rodzice zgodzą się, żebyśmy tam spędzili kilka dni - jestem jak najbardziej za - oznajmił z uśmiechem, naprawdę ucieszony perspektywą pobycia z Alise dłużej niż kilka godzin. Wszystko mu było jedno gdzie, wystarczyło, że będą mieli  siebie nawzajem tylko dla siebie i spędzą ten czas z dala od codzienności, odpoczywając od obowiązków. Naprawdę był podekscytowany tymi planami i widać to było wyraźnie na jego twarzy.
Ale rzeczywiście spojrzał na nią nieco zrezygnowany, kiedy wspomniała o tym, że miałaby pracować setki kilometrów od niego, ale też jej późniejsze wyjaśnienie było przekonywujące, dlatego nieco się rozluźnił. W końcu rzeczywiście przemieszczanie się pomiędzy krajami nie były takim wyczynem, ale jednak sama świadomość tego, że będzie tak daleko była dla niego zmartwieniem.
- A skąd wiesz, może moim marzeniem jest właśnie zdobycie doświadczenia w jednej z rumuńskich klinik? - wypalił po chwili, nie dając za wygraną, chociaż widać było, że nie mówi do końca poważnie. Tak naprawdę chwytał się już naprawdę wszystkiego, bo zależało mu na tym, aby być blisko niej. Nie po to angażował się całym sobą, żeby teraz odpuścić i zwyczajnie pogodzić się z tym, że jego dziewczyna będzie pracowała za granicą, a on będzie zajmować się sobą, tu na miejscu. Można to było jakoś pogodzić, na pewno.
On za to ciągle i nieprzerwanie był tym beztroskim nastolatkiem, którego cieszyło takie całowanie z zaskoczenia. Nie mógł przyzwyczaić się do myśli, że miał ją tak blisko, dlatego postanowił korzystać z tego jak najwięcej. Czując, że Alise oddaje mu pocałunki coraz bardziej ochoczo, nie był w stanie powstrzymać się od śmielszego gestu, rozchylania jej warg językiem, by zatracić się w pieszczocie do reszty. Uniósł dłoń ku jej szyi, by po chwili wpleść palce w jej złociste kosmyki, które były już nieco dłuższe niż pamiętał je ostatnio i delektując się smakiem jej warg na swoich własnych, zdawał się poddawać w rytm ich języków, które przez moment zsynchronizowały się w tańcu. Rozkoszny gorąc zaatakował jego ciało i poczuł przyjemne drżenie w środku, zupełnie zapominając przez moment gdzie się znajdują. Za to jęknął cicho z niezadowolenia, kiedy się odsunęła, po czym rozchylił powieki, spoglądając na nią i słuchając jej słów.
- Jeśli będzie tak słodki jak to - poproszę potrójną porcję. Wiesz jak szaleję słodkości - oznajmił z zawadiackim uśmieszkiem, przyciągając ją jeszcze na moment do siebie, by jeszcze choćby na krótką chwilą poczuć jej usta na swoich, po czym usłyszał głośne kroki i obstawiając kelnera, ponownie z kwaśną miną odsunął się od Alise i wyprostował na krześle. Nawet widok przepięknie udekorowanego talerza nie wynagrodził mu tego, że musieli przerwać to co zaczęli. Mimo wszystko podziękowali pracownikowi, po czym Ślizgon podniósł wzrok na Argent. - Oby podczas deseru nikt nam nie przeszkadzał - mruknął, posyłając jej sugestywne spojrzenie, po tym jak kelner się oddalił. Uśmiechnął się znacząco, po czym skinął na jej talerz. - Wygląda wspaniale. Smacznego.
Powrót do góry Go down


Alise L. Argent
Alise L. Argent

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Dodatkowo : Prefektka
Galeony : 1281
  Liczba postów : 985
https://www.czarodzieje.org/t16073-alise-lauren-argent#440125
https://www.czarodzieje.org/t16093-shea#440127
https://www.czarodzieje.org/t16089-alise-l-argent#440019
https://www.czarodzieje.org/t18311-alise-argent-dziennik#521059
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyWto Mar 02 2021, 02:01;

Szanowała jego ambicję i potrzebę rozwoju, chociaż wybrane przez niego tempo i ilość jednocześnie przyjmowanego materiału ją martwiły. Zdarzało mu się zapominać o sobie, własnym odpoczynku i relaksie. Dlatego właśnie, chociaż nie miała w zwyczaju przeszkadzać, chętnie odwróciłaby jego uwagę od opasłych ksiąg, skomplikowanych rycin. I chociaż istniała obawa, że by mieli siebie dość, byłaby gotowa zaryzykować w przyszłości. Był to jednak wielki krok, do którego musieli dojrzeć i wspólnie dojść. On miał swoich znajomych, a ona obiecała przecież Maxowi, który przez cały ciąg wydarzeń i wątpliwie sprawiedliwie przeznaczenie, nie był w najlepszym stanie, że zamieszkają razem. Jego też musiała chronić. Wizje te, scenariusze, wciąż były jednak kuszącą perspektywą na przyszłość, która malowała się w jasnych barwach.
Ona idealizowała jego, on idealizował ją. Doskonale wiedziała, że daleko jej do tej dziewczyny, którą miał w głowie. Nie była taka wielkoduszna, objawiał się u niej egoizm częściej, niż przypuszczał, tylko zwyczajnie tego nie zauważał. Umiała dbać o swoje w nienarzucający się sposób dla niego, ale widoczny dla innych dziewczyn, które mogłyby być błękitnookim zainteresowane. Obydwoje musieli przekonać się, że mają przy zaletach również wiele wad, które równoważyły ich charaktery, jednak do tego potrzebowali odpowiednich warunków.
Uśmiechnęła się pod nosem, kończąc herbatę. Słuchała go, ruchem głowy zgarniając złote pukle na plecy, odwracając uwagę od jego twarzy tylko na chwilę, aby spojrzeć na kołyszącą się na nadgarstku bransoletkę.
- Daj mu czas. Jest młody, to ma swoje prawa. Nie popełnisz za niego błędów i nie ochronisz go przede wszystkim Lucas. Niech robi po swojemu, tylko tak się przekona, co dla niego dobre. Ty przecież będziesz cały czas obok, prawda? - wzruszyła ramionami z pewnością siebie, jakby oznajmiała mu najbardziej oczywistą rzecz na świecie w ostatniej części swojej wypowiedzi. Znała go na tyle, że dałaby sobie odciąć rękę za to. Był niezwykle lojalny. Jak to mówili, ślizgoni zabiją dla Ciebie, a krukoni znajdą rozwiązanie sytuacji, gdzie nikt nie musiał ginąć. Znów uśmiechnęła się pod nosem, zaczepiając palcami jego dłoń.
- Nie muszą nawet wiedzieć. Wiesz.. Mój tato, on.. On jest nadopiekuńczy, a ja naprawdę chcę spędzić z Tobą czas. Mama nie miałaby nic przeciwko. - odparła z zaczepnym, niesfornym wyrazem twarzy świadczącym, że wcale nie była taką grzeczną, za jaką ją miał. Oczywiście nie lubiła kłamać i nie zamierzała tego robić, wystarczyło jedynie ominąć prawdę lub skorzystać z kluczyka, gdy rodzice wyjadą znów w interesach lub służbowo. Jej ojciec był aurorem na arenie międzynarodowej, ciągle go nie było. A o domku nie wspomniała, bo nie była typem chwalipięty i uznała, że to nieważne. - To co, mogę załatwiać kluczyk?
Zapytała jeszcze dla pewności, przybierając tę konkretną minę, której nie potrafił odmówić. Miała taką nadzieję. Rozmowy o pracy i karierze przez rozbieżności nie były dla nich łatwe, ale Alise uznawała je za potrzebne. Nie mogli zapominać o własnej przestrzeni i marzeniach, tłamsić ich związkiem. Wszystko musiało zachowywać harmonię i równowagę. Widząc jego minę, westchnęła cicho. Zbyt się tym martwił, rozmyślał.
- Bo jesteś ambitny. Tak, jak ja mogłabym wybrać tutejszy rezerwat, ale obydwoje wiemy, że dla jest jedyną opcją, jest ta najlepsza. Zresztą, to tylko kilka godzin. Wieczory byłby przecież wspólne, prawda? - jak zwykle, Ali była optymistką i trudno było się jej dziwić, gdy współczesny świat dawał im tak wiele możliwości. Nie pozwoliłaby mu zrezygnować z tego pięknego marzenia o pomocy innym, które nosił. Na pewno nie dla niej.
Pocałunki zawsze był ekscytujące. Tak, jakby robili to pierwszy raz. Czerpała radość z każdego przejawu bliskości, jako człowiek empatyczny i mający olbrzymią potrzebę przebywania blisko ludzi. Niewinne buziaki zostały przez niego przerwane na rzecz pocałunku bardziej intensywnego, zachęcającego do dalszego przekraczania granic przyzwoitości w strefie publicznej. Zapomniała, że byli w kawiarni, zajęta jego ustami. Ich smakiem, kształtem, zapachem jego perfum mieszającym się z tutejszymi kwiatami. Zadrżała pod dotykiem jego dłoni na wrażliwej skórze szyi, czując napływające na policzki rumieńce. Aż kręciło się jej w głowie od ilości bodźców, prowokujących ją tylko do sięgania po więcej. Dotarły dopiero do niej zbliżające się kroki kelnera, drżenie naczyń na tacy. Raz jeszcze musnęła jego usta, zanim odsunęła się i zwilżyła swoje, posyłając mu pociągłe spojrzenie. Oddychała odrobinę szybciej, chociaż próbowała zakryć to zetknięciem jasnych kosmyków włosów, którymi wcześniej się bawił, za ucho.
- Pomyślę nad Twoim zamówieniem. Jak mogłabym zapomnieć o Twojej największej słabości. Pamiętasz te olbrzymią ilość słodyczy, którą wtedy zjedliśmy po korepetycjach, gdy okazałeś się całkiem przyzwoitym i miłym ślizgonem? - zapytała z rozbawieniem, wracając wspomnieniami do tamtych dni sprzed roku. Ogarniająca ją nostalgia wydobyła spomiędzy warg westchnięcie, rozczulone.
Również podziękowała kelnerowi, zaraz zerkając na zamówione przez nich potrawy. Ich zapach oraz estetyka były naprawdę wspaniałe, aż żal było zaburzać to widelcem.
- A gdzie idziemy na deser?- zapytała tylko, bez udawanej niewinności, odszukując wzrokiem na stole sztućców. - Smacznego słońce.
Dodała jeszcze, zabierając się za kolację.
Powrót do góry Go down


Lucas Sinclair
Lucas Sinclair

Nauczyciel
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183cm
Galeony : 1749
  Liczba postów : 1940
https://www.czarodzieje.org/t18564-lucas-sinclair#529285
https://www.czarodzieje.org/t18598-landryna-lukiego#531203
https://www.czarodzieje.org/t18566-lucas-sinclair#529292
https://www.czarodzieje.org/t18716-lucas-sinclair-dziennik#53577
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptySro Mar 03 2021, 20:14;

Właśnie, zauważył jakie Alise miała podejście do relacji z Maxem i jak bardzo był jej bliski, a także po jego rozmowie z samym Brewerem, był pewien, że są dla siebie naprawdę jak rodzina, więc nie miał sumienia stawiać dziewczyny w takiej sytuacji, aby wybierała między przyjacielem a chłopakiem. Po prostu nie potrafił. Ale też poniekąd podświadomie bał się tego, że takie codzienne sytuacje, mógłby wydać się Alinie dziecinny i niedojrzały. To mogłoby w jego mniemaniu wszystko zepsuć. Wiedział, że muszą poznać siebie nawzajem dogłębnie, aby stworzyć trwałą relacje, ale nie mógł nic na to poradzić, że zwyczajnie miał obawy co do tego jak to będzie kiedy przed dziewczyną "otworzy się cały".
I właśnie chyba w tym tkwił ich dotychczasowy problem, że na tę chwilę zbyt dobrze myśleli jeden o drugiemu i nie mieli okazji poznać tych złych stron. Niektórzy powiadają, że ludzie aby się tak naprawdę poznać, muszą zjeść ze sobą beczkę soli. Tak chyba powinno być. Powinni zobaczyć siebie w różnych sytuacjach, a nie tylko podczas zorganizowanych randek czy w naturalnym środowisku, jakim jest szkoła. Pewnie na początku nie będzie to zbyt komfortowe - sama świadomość tego, że druga osoba widzi cię w jakiejś stresowej sytuacji czy w stanie wzburzenia, w niekontrolowanych warunkach. To wszystko owszem, zburzyłoby ich obraz ideału, który na ten moment zdawało się, że mieli przed sobą, ale też dałoby im możliwość zaakcentowania lub nie słabości tej drugiej osoby.
Nie chciał już rozmawiać o Eskilu, bo choć kuzyn był dla niego niezmiernie ważny odkąd go poznał, to w tej chwili męczył się psychicznie, rozważając jak mógłby mu pomóc, a przecież byli na randce. Dlatego chwilę później zeszli na temat ich wypadu, który całkiem spontanicznie zaczęli sobie planować, aby odpocząć od codziennych obowiązków i pobyć na dłużej tylko we dwójkę. Słysząc o panu Argent, nieco mina mu zrzedła. Sam był podobno nadopiekuńczy jak cholera, więc wyobrażał sobie jak mógłby zareagować czarodziej, słysząc o tym, że jego córka pożycza klucze do domku, oddalonego setki kilometrów, by spędzić sam na sam kilka dni z chłopakiem. Ale samo to, że Alise chciała to zrobić, sprawiała, że był w stanie nawet narazić się na gniew jej ojca, gdyby ten jakimś cudem się o tym pomyśle dowiedział.
- Będzie mi bardzo miło, jeśli uda Ci się go zdobyć i zaprosisz mnie tam. Spędzimy cudowny urlop tylko we dwoje - oznajmił, odwzajemniając jej uśmiech i sięgając po jej dłoń, której nadgarstek zdobiła bransoletka ze smoczym motywem, po czym uniósł ją do ust, by szarmancko musnąć jej wierzch wargami.
Dawniej trochę unikał tematu swojej ścieżki życiowej, bo zwyczajnie był rozdarty pomiędzy wieloma dziedzinami i nie wiedział na czym chce się skupić najbardziej. A teraz, kiedy już był pewien magicznej medycyny, pojawił się kolejny problem, którym było miejsce odbycia stażu. W sumie, jemu było wszystko jedno, byleby tylko mógł być z Alise i ją widywać w miarę możliwości często. Ale w praktyce wiedział jak to wygląda - tak jak teraz. Czyli oboje będą mieli swoje obowiązki i trzeba będzie się od nich odrywać, żeby się spotkać. Nie chciał tak. Im bliżej siebie by byli, tym łatwiej byłoby znaleźć czas, taka prawda. Teleportacja miedzykrajowa była bardzo skomplikowana, a załatwianie tak często świstoklika chyba wiązało się z jakimiś formalnościami. Zdecydowanie wolałby, gdyby mieszkali i pracowali w jednym kraju, tym bardziej, że w tej chwili mieli wybór. To nie byłoby żadne rezygnowanie z marzeń. Po prostu robiłby to co najbardziej chciał robić, tylko w innym miejscu.
- Wieczory to za mało - szepnął, jakby do siebie, kiedy na moment odwrócił wzrok, próbując przemyśleć jej słowa. Po chwili jednak wrócił do jej jasnych tęczówek, aby skupić na nich swoje spojrzenie - Oboje jesteśmy zbyt ambitni. Chyba musimy trochę przystopować. Jesteśmy młodzi. Kiedy będziemy korzystać z życia jak nie teraz? Chciałbym widywać Cię częściej. Chciałbym czuć, że jesteś, a mi ciągle jest mało... - jego oczy w tej chwili wyrażały jego szczere intencje i to jak bardzo chciałby, by wiele w tej kwestii się zmieniło. Sam był w stanie zmienić siebie i swoje niezbyt mądre przyzwyczajenia, byleby tylko zaspokoić to niepokojąco rzadkie widywanie się. Każdy człowiek ma swoje priorytety - w tej chwili przeszedł czas, aby je poprzestawiać u siebie.
Może z daleka ich czułości mogłyby komuś wydawać się nie na miejscu, jeśliby wziąć po uwagę fakt gdzie się w tej chwili znajdowali, ale jakoś go to nie obchodziło. Dane mu było spędzić to popołudnie z ukochaną mu osobą i nie zamierzał się w niczym ograniczać, bo i tak zdecydowanie za mało mieli okazji ku temu, aby oddać się chociaż zwykłym słodkim pocałunkom. Od ostatniego razu zdążył zapomnieć już odrobinę jak niesamowicie miękkie są usta Krukonki, między którymi w tej chwili czmychnął jego język. Ciągle zadziwiało go to ciepło bijące od jej ciała, które wprawiało jego własne w subtelne drżenie, podsycając do kolejnych i kolejnych pieszczot.
- Na Morgane, to było tak dawno temu! - ożywił się na jej wspomnienie pamiętnych korepetycji, podczas których tak naprawdę mieli pierwszą okazję porozmawiać i bliżej się poznać. - Serio? Miałaś mnie przedtem za nieprzyzwoitego i niemiłego? - spytał zaczepnie, posyłając jej pełen udawanego urazu wyraz twarzy.
Również zabrał się za swoje danie, biorąc do rąk sztućce i dziękując za życzenia smacznego, zabrał się za to co zostało mu pięknie podane na talerzu. Był głodny, ale też nieco zawiedziony tym, że jedzenie przyszło właśnie w tym momencie, przerywając im bardzo ważne zajęcie. Tym samym spodobał mu się komentarz, którym po chwili obdarzyła go Alise.
- Hmm, do Hogs? Felek nauczył mnie robić świetne kakao, musisz spróbować. A chyba jeszcze nie pokazywałem Ci domu Charliego i swojego pokoju - zauważył, po tym jak powoli przeżuł pierwszy gryz swojej potrawy, która smakowała naprawdę wyśmienicie. Posłał dziewczynie lekki uśmiech, po czym skinął na jej talerz. - I jak?

+
Powrót do góry Go down


Alise L. Argent
Alise L. Argent

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Dodatkowo : Prefektka
Galeony : 1281
  Liczba postów : 985
https://www.czarodzieje.org/t16073-alise-lauren-argent#440125
https://www.czarodzieje.org/t16093-shea#440127
https://www.czarodzieje.org/t16089-alise-l-argent#440019
https://www.czarodzieje.org/t18311-alise-argent-dziennik#521059
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyCzw Mar 04 2021, 00:51;

W końcu się przekonają o sobie. Całości, jaką tworzy każde z nich. Wady i zalety zleją się w jeden obraz i to będzie indywidualna decyzja, czy będą chcieli dalej w to brnąć. Ani Lucas, ani Alise nie byli idealni. Pamiętała o tym, dopóki nie obdarzał jej tym swoim zawadiackim spojrzeniem, nie zaskoczył kolejną randką niespodzianką lub skradzionym całusem w korytarzu, gdy nikt nie zwracał na nich uwagi. Podobało się jej to, że dążyli do wszystkiego małymi kroczkami, cierpliwie biorąc więcej z drugiej osoby. Krukonkę przerażała trochę wszechobecna pogoń za fizycznością i natychmiastowym dorośnięciem, pozbyciem się resztek tej bajki i otoczki, którą tworzyły studia. Chciała mieć tę bańkę jeszcze trochę, wierząc, że mają przecież mnóstwo czasu. Bo umówmy się, nie wyobrażała sobie teraz, jakby mieli się rozstać i zerwać kontakt. Pokręciła głową do własnych myśli, zaraz posyłając mu przelotny uśmiech.
Nie przypuszczała nawet, że wspomnienie o jej ojcu mogło wzbudzić w nim lęk i niepewność, bo pomimo bycia ukochaną, jedyną i wyczekaną córeczką tatusia wierzyła, że polubi się z brunetem. Mógł być z początku zaborczy, ale mama pewnie szybko by go utemperowała.
- Uznaj to za załatwione. Zostanę mistrzem złodziejstwa, jeśli będzie trzeba. Tylko pamiętaj, masz zakaz nauki podczas tego wyjazdu! - zarządziła energicznie, kiwając w powietrzu palcem z rozbawieniem. Nie miała problemu wyobrażenia sobie tego kujona wyjmującego z plecaka książkę, gdy tylko skończyliby jeść podwieczorek po spacerze. W jej głowie wydawało się to urocze, jednak wciąż oburzające. Lustrowała go wzrokiem, gdy ujął jej dłoń i ucałował jej wierzch. Pasowało to do niego.
Nie mógł od tego uciekać, młodsi nie będą. Podjęcie odpowiedniej pracy, wybór kariery i poświęcenie dla sukcesu było częścią dorosłego życia, dość ważną. A on miał talent, doskonale dogadywał się z ludźmi. Jeśli dane będzie jej z nim być, to przecież nie mogła pozwolić, aby to się zmarnowało przez zapyziałą Rumunię, która nadawała się głównie dla smoków. Nie ma rzeczy, których nie da się przeskoczyć. Świstokliki nie mogły być aż tak skomplikowane do zdobycia, istniały też te mugolskie ptaki metalowe, które latały po całym świecie i nie trwało to aż tak długo. Była optymistką, starała się znaleźć rozwiązanie na wszystko. Jego mina sprawiała jednak, że blondynka westchnęła, dochodząc do wewnętrznego wniosku, że będzie musiała znaleźć złoty środek — nawet wcześniej, niż faktyczne ukończenie nauki, aby go uspokoić.
- Hmm? - mruknęła w odpowiedzi, przysuwając się nieco. Oczywiście, że trochę słyszała, trochę sobie dopowiedziała, przez co na policzkach wykwitł soczysty rumieniec. Odwzajemnia jego spojrzenie, prostując się i słuchając tego, co Lucas miał do powiedzenia. Jedną z dłoni wsunęła na swoją nogę, pod stół i stukała w udo paznokciami. - To prawda, ostatnio nie mieliśmy dla siebie dużo czasu. Niby młodość przemija, ale kiedy, jak nie teraz, będziesz pracował na to, jakie drzwi Ci się otworzą do przyszłości? Kłamstwem byłoby jednak to, że nie chciałabym spędzać z Tobą więcej czasu. Może zacznę łamać regulamin? Chociaż gniew naszego opiekuna i Darrena nie jest chyba tego wart.
Zakończyła z rozbawieniem, wyobrażając sobie minę tej dwójki na umykające z klepsydry szafiry. Uświadomiła jednak sobie, że musiała skupić się bardziej na tym, co tworzyła z nim, niż na nadgodzinach w klinice czy studiowaniu smokologii z opasłych podręczników. Krótkie były ich momenty ostatnio.
Kwiaty tworzyły zasłonę, mamiły oczy gości i dzięki temu nie przykuwali aż tak wielkiej uwagi swoim wylewnym zachowaniem, na które Ali przyzwalała z zadowoleniem i narastającą chciwością. Całował cudowanie, tak, jak powinien, aczkolwiek myśl o tym, ile on ust całował przed nią, żeby dojść do takiej wprawy ,obudziła w niej jakąś zaborczość, przez co wpiła się w jego wargi z większą namiętnością, chociaż na chwilę przejmując inicjatywę, unosząc się wręcz nad siedzisko krzesła. Leniwie uniosła powieki, gdy łapiąc oddech, odsunęli się od siebie.
- Szybko czas leci, prawda? - przyznała z nostalgią w głosie, na jego kolejne słowa kręcąc głową i unosząc brwi. Brutalnie, szczerze - komentując. - Wciąż uważam, że jesteś trochę nieprzyzwoity, aczkolwiek milutki. Przynajmniej dla mnie.
Puściła mu oczko, przygryzając dolną wargę w minie, która miała rozkruszyć jego ewentualnie oburzone ego. Podziękowała kelnerowi, biorąc się za jedzenie. Aromat mieszał się z kwiatami, dodatkowo podsycając apetyt. Nadal było żal jej to ruszyć, ale szkoda, żeby się marnowało.
- Najpierw spacer, a potem pójdziemy na to Twoje magiczne kakao. Oh, do pokoju od razu? - zaśmiała się, wywracając oczyma i wkładając kolejnego kęsa do ust, posłała mu jeszcze pociągłe spojrzenie.
Zjedli szybciej, niż myślała. Czyżby nie mógł doczekać się deseru? Po opłaceniu rachunków zebrali się, wsuwając na siebie kurtki i zabierając pluszowego smoka Alise, poszli na ten obiecany spacer. Nie było przecież aż tak zimno.


|ZT x2
Powrót do góry Go down


Percival d'Este
Percival d'Este

Student Gryffindor
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Galeony : 107
  Liczba postów : 958
https://www.czarodzieje.org/t20115-budowa
https://www.czarodzieje.org/t20140-jackson
https://www.czarodzieje.org/t20137-percival-d-este
https://www.czarodzieje.org/t20139-percival-d-este-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyPon Mar 08 2021, 17:45;

Wysyłając list do Olivki, Gryfon miał obmyślony idealnie cały plan. Szkopuł, grzebiący wszystko w pizdu był taki, że cała jego idea była związana z jej urodzinami, plan zaś został ukartowany ponad tydzień temu. Co zaś się stało? Najzwyczajniej w merlinowskim kurwidołku zapomniał, będąc poświęcony… no, sobie. Ostatnie dni były jednymi z najlepszych, a zaczęło się właśnie po powrocie do Hogwartu, gdzie kipiąc jeszcze jakimiś zmagazynowanymi przez dwa tygodnie grania na kompie zalążkami motywacji, spotkał się z Felkiem i wspólnie pouczyli się zaklęć. A raczej – Felek uczył Percivala jak jebany mistrz, dzięki niemu d’Este zobaczył światełko w tunelu, jakąkolwiek nadzieje dla siebie w tym świecie. I właśnie w ten „wspaniały” sposób zapomniał o urodzinach Olivii.
Z którą jakoś w tym roku chciał więcej pogadać, do tej pory na korytarzu bazykalnie ograniczali się do przywitania i każdy uciekał do swoich spraw. A przecież byli takimi ziomalami kiedyś! Może i obecnie nie mieli wspólnej ekipy, ale nie znaczyło to przecież, żeby urywać kompletnie kontakt, a tak właśnie się stało, a przecież nie musiało tak być. Może Percy w myślach koloryzował ich przeszłą relację, Olivia zawsze jakoś bardziej trzymała się z Zacharym, acz wciąż ich zażyłość wtedy, a teraz to jak niebo i ziemia.
- Do Voldechuja jebanego, kurwa mać! – Taką wiązankę wykrzyczał w środku nocy w dormitorium, kiedy zasypiając, nagle przypomniał sobie o zaległych urodzinach Callachan. Nie mógł już usnąć tej nocy, natomiast następnego ranka olał wszystkie zajęcia i obowiązki jakie miał na ten dzień i wystrzelił sprintem z listem w ręce do sowiarni, żeby zamówić prezent dla dziewczyny. Nie było to nic specjalnego, aczkolwiek wciąż, hehe, gest się liczył. Hehe, ponieważ cóż to był za gest, jeśli złoży jej życzenia całe pięć dni po fakcie? No właśnie, chujowy. Acz już lepiej tak, niż w ogóle, dlatego też gdy paczka w końcu przyszła i mógł ją otworzyć i zapakować w urodzinowy papier, napisał list do Olivki, wcześniej też rozplanowując w głowie cały plan.
Tak właśnie skończył w Hogsmeade, ubrany wyjątkowo normalnie. Rozglądał się nad głowami innych ludzi, wyszukując w grupach czarodziei swoją towarzyszkę dzisiejszego wieczoru, bowiem ściemniało się już powoli i zaraz miało być absolutnie ciemno w całej wiosce i stanie tak po ciemku na środku Hogsmeade pewnie nie uśmiechało się ani Percy’emu, ani Olivii.
Gdy wreszcie wypatrzył ją w tłumie, pomachał do niej, próbując złapać jej atencję. Gdy w końcu udało mu się przecisnąć przez innych uczniaków, skupionych na jakiś nowych kolekcjach w Miodowym Królestwie, Percival wyciągnął zza siebie prezent i przytulił na przywitanie Gryfonkę.
- Stooooooo lat! Oj tak, wiem, wiem, to było kilka dni temu, ale zajebałem się w akcji totalnie, ale dzisiaj chciałem ci to jakoś wynagrodzić. Prezent drobny, acz myślę, że może przypadnie ci do gustu. Ale nie stójmy tak tutaj bo zaraz nas stratują, chodź! – Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę knajpy, którą już wcześniej wypatrzył. Dzisiaj wyjątkowo chciał, by było całkiem przyjemnie i cicho, więc specjalnie odrzucił wszelkie bary, w których zwykle sobie chillował i popijał piwko z ziomkami i wybrał taki, w którym nigdy nie był, ale pomyślał, że może Olivce się spodoba. Tak też po przejściu kilku uliczek, stanęli przed szyldem kwiatowej knajpki, do której w końcu weszli, a w środku zaś uderzyła ich gama najprzeróżniejszych kwiecistych zapachów, które bezlitośnie atakowały ich nozdrza.
- Tam mamy zarezerwowany stolik. Tak, nawet o tym pomyślałem, o dziwo! – Zaśmiał się, po czym usiedli przy stoliku i zamówili co tam chcieli, oczywiście Percival zarzekł się, że on zapłaci za jej zamówienie i nie przyjmował odmowy z jej strony.
- A więc, co tam u ciebie Oliviio? Dawno tak nie spędzaliśmy czasu, przynajmniej nie sami. - Zaczął jakoś rozmowę, wiedząc, że z biegiem rozmowy, rozkręci się ona i nie będzie potrzeby uderzać najprostszym „co tam”.

Powrót do góry Go down


Olivia Callahan
Olivia Callahan

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Galeony : 624
  Liczba postów : 1117
https://www.czarodzieje.org/t18233-olivia-callahan
https://www.czarodzieje.org/t18263-pegaz
https://www.czarodzieje.org/t18234-olivia-callahan
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyPon Mar 08 2021, 19:57;

List otrzymany od Percivala wywołał zaskoczenie, malujące się delikatnie na twarzy Gryfonki przybrało postać pojedynczej, poziomej zmarszczki na czole. Oczywiście znała chłopaka, wraz z kilkoma innymi osobami spędzali ze sobą dwa tygodnie wakacji, jednak zażyłość łącząca ich poza murami szkoły nigdy ich nie przenikała; chociaż należeli do tego samego domu, obracali się w zupełnie innym towarzystwie, ich światy nie przenikały się w sposób, w którym mogliby pozwolić sobie na głębszą relację, najczęściej ograniczając się do zwykłego, często przelotnego "cześć" czy niezobowiązującej rozmowy podczas posiłku w Wielkiej Sali. Taki stan rzeczy nie wydawał się do końca naturalny, lecz żadne z nich nie wykonało chociażby pół kroku, aby coś zmienić - do chwili obecnej. 
Zaraz po kolacji przebrała się ze szkolnych szat w proste jeansowe spodnie oraz bluzkę, dodatkowo narzucając na siebie puchową kurtkę, gdyż wieczory wciąż bywały mroźne, nawet jeśli podczas dnia świeciło słońce. Włosy pozostawiła w naturalnym nieładzie, chcąc by nieco odpoczęły po zajęciach z eliksirów, podczas których musiała mieć jej związane w kok, nie lubiła tego, jednak był to jeden ze środków bezpieczeństwa, którego przestrzegała od czasu małego wypadku, kiedy to przez przypadek podpaliła kilka brązowych kosmyków, zbyt mocno pochylając się nad kociołkiem. 
W Hogsmeade pojawiła się o umownej porze, kiedy w wiosce zaczynały zapalać się już pierwsze latarnie oświetlające ulice oraz brukowany chodnik,którym szła dziewczyna. Nie sądziła, że w zwykły dzień o tak zdawałoby się później porze może tu być tak wiele osób, przez co znalezienie Percivala wydawało się wręcz niemożliwe. Rozglądając się jakby niespokojnie, błądziła niebieskimi ślepiami po twarzach obcych ludzi, próbując odnaleźć tą znajomą, by ostatecznie dostrzec nawołującą ją dłoń. Twarz Gryfonki od razu rozpromienił uśmiech.
Przywitała się z chłopakiem, w naturalnym odruchu dając mu całusa w policzek. Jego widok mimowolnie obudził wspomnienia każdych wakacji, jakie spędzili razem i choć Oliv nie była z nim tak blisko jak chociażby z Zakiem, to nie potrafiła odmówić sobie ciepłego gestu wobec niego. Sama była nieco zaskoczona własną reakcją, ale w ostatnim czasie łamanie pewnych konwenansów, oprócz punktów regulaminu przychodziło jej znacznie łatwiej. 
W podobne zdziwienie co list wprawiły ją słowa, jakimi przywitał ją Perc, automatycznie zaczęła go trochę uciszać, kiedy kilka osób po usłyszeniu charakterystycznego "sto lat" zwróciło na nich swoje spojrzenia. To wywołało u Oli skrępowanie, nie przywykła do celebrowania święta jakim były jej narodziny, choć te należały do tych wyjątkowych z racji tego, że w świecie magii w końcu uzyskała pełnoletniość. Niemniej poza Boydem, który jako jedyny złożył dziewczynie życzenia nikt o tym nie pamiętał. Teraz z tego grona mogła wykreślić d'Este. 
- Naprawdę nie musiałeś - stwierdziła, przyjmując prezent i raz jeszcze, w podziękowaniu złożyła na policzku chłopaka całusa. Niszcząc papier prezentowy wyciągnęła z niego pluszowego Bzyczka, wyraźnie urzeczona jego widokiem. 
- Jest przesłodki i sądzę, że zasługuje na imię, jakieś sugestię? - zapytała, kiedy ruszyli, pokonując wraz ze swoim towarzyszem kilka kolejnych alejek, aż w końcu znaleźli się przed znajomym dziewczynie szyldem, który wywoływał mieszane uczucia. 
- Rzeczywiście się przygotowałeś, ale pluszak by wystarczył - stwierdziła, a wchodząc przez drzwi od razu straciła nieco na pewności siebie. Ostatni raz była tu podczas nieudanej randki z Russellem Ale przecież teraz to nie randka pouczył ją cichy głosik w myślach, z którym nie mogła się nie zgodzić. Prosty argument wystarczył, by brunetka na nowo odzyskała humor, obdarzając Gryfona uroczym uśmiechem. 
- Nikt nigdy czegoś podobnego dla mnie nie zrobił - oznajmiła, nie wiedząc czy mu się żali, czy jednak jest to pewna forma podziękowania. Mógł to interpretować dwojako, jednak uśmiech Oliv wskazywać mógł, że jest mu zwyczajnie wdzięczna. 
- W zasadzie działo się dużo, połowę pewnie słyszałeś, bo jako plotki krążą po szkole, a kolejna połowa jest po prostu nudna - odpowiedziała, nie wiedząc tak naprawdę od czego zacząć i ile Perc wiedział z relacji innych. - Zacznijmy od tego, co obiło ci się p uszy?  
Powrót do góry Go down


Percival d'Este
Percival d'Este

Student Gryffindor
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Galeony : 107
  Liczba postów : 958
https://www.czarodzieje.org/t20115-budowa
https://www.czarodzieje.org/t20140-jackson
https://www.czarodzieje.org/t20137-percival-d-este
https://www.czarodzieje.org/t20139-percival-d-este-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyWto Mar 09 2021, 00:52;

Jej dość otwarte przywitanie skwitował szerokim uśmiechem i jeszcze mocniejszym uściskiem, choć nie była to jakaś niezrównana siła, którą nigdy się nie wyróżniał wśród innych. Dawno nie widział się z nią tak personalnie, żeby faktycznie wymienić parę zdań i skupić się tylko na sobie, aniżeli minąć się w dormitorium czy w klasie, tym bardziej, że byli na tym samym roku. W podświadomości ten fakt już od jakiegoś czasu pojawiał się na horyzoncie, czasem dając Percy’emu o tym znać, co ten zwykł zbywać własnymi problemami, acz gdy też zjawiła się perspektywa jej urodzin, postarał się, żeby móc coś wymyślić i zadziałać. Można więc jego działania uznać za strategiczne czekanie na odpowiedni moment, to z pewnością.
- Nie musiałem się spóźniać z życzeniami, ale zjebałem, sorrki za to. – Jeszcze raz przeprosił, czując w sobie konflikt – nie chciał już przepraszać, wiedząc doskonale, że takie zachowanie wzbudza odwrotną reakcję, z drugiej zaś strony bez przerwy czuł, że jest jej tego winien. Imię dla maskotki było nie lada wyzwaniem dla niego, bowiem w takich chwilach zawsze wszystkie kreatywne pomysły wyparowywały z jego głowy.
- Pod względem nazywania pluszaków jestem niesamowicie nudnym chłopem, najchętniej nazwałbym go po prostu Bzyczek. Maskotka Bzyczka o imieniu Bzyczek. – Odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Według sprzedawcy, maskotka ta miała wydzielać jakiś miły zapach dla właściciela, coś jak amortencja i też działać kojąco w obliczu drobnego bólu czy tam zmartwień. Nie żeby uważał, że u Olivii ich pełno, jak bardziej w sklepie celował w to, co sam by chciał dostać, jeśli miałby już mieć do wyboru kilka maskotek.
Percival nie miał prawa zobaczyć mieszankę uczuć wymalowanych na jej buzi, bowiem spoglądał przed siebie, nie chcąc zaprowadzić ją złą drogą czy w jakieś inne miejsce. Zawsze słynął z pamięci ejdetycznej, więc pójście tą samą ścieżką co wcześniej nie powinno sprawiać mu kłopotów, jednak zupełnie inaczej postrzegało się ulicę w pełnym świetle słońca, a teraz, gdy zaraz miała zapaść całkowita ciemność pomiędzy lampami i świecami rozpalonymi w oknach domostw tutejszych mieszkańców.
Wzruszył ramionami, uważając gest za odpowiedni i nieprzesadzony. Nie chował przecież w bucie bukietu kwiatów, w środku nie miała stać orkiestra czekająca na ich przybycie, sam stolik nie był usypany różami.
- E tam, chciałabyś siedzieć przez całe spotkanie na ławce na tym mrozie? Tak to mamy jakąkolwiek miejscówę do posiedzenia. – Odpowiedział przez ramię, dalej ciągnąć ją przez wejście i do stolika, przy którym faktycznie były kwiaty, ale to już kwestia wystroju knajpy, aniżeli jego zamiarów co do tego wieczoru. On chciał tylko pogadać, może naruszyć trochę tą nudną i niepasującą mu sytuację, jaka między nimi panowała, czyli totalna bierność. W głębi siebie czuł, że mogliby być dalej zajebistymi ziomkami, więc czemu z tego by rezygnować, skoro nie było dosłownie ani jednego powodu?
Jej kolejne słowa nieco go zdziwiły, popatrzył na nią z lekkim uśmieszkiem.
- Nikt nie zaprosił cię na pogaduszki przy kawie, piwie, herbacie, czy czymkolwiek? Co wy w takim razie robicie? – Zapytał żartobliwie wcale nie oczekując odpowiedzi i gdy przyszła kelnerka, sam zamówił jakąś fancy herbatę, uznając, że pracownica tego lokum będzie lepiej się znać i dał jej wolną rękę co do wyboru. Czyli najpewniej dostanie tą najdroższą, ale wcale mu to nie przeszkadzało, może i stary ostatnimi czasy dawał mu ochłapy, a nie kieszonkowe, acz udało mu się cokolwiek przechomikować na takie właśnie okazje, by móc zapłacić za siebie i towarzyszkę.
Zastanowił się chwilę i miał już odpowiadać, kiedy przyszła pani z zamówieniami, więc chwile jeszcze odczekał i włożył torebkę herbaty do czajnika z wrzątkiem, by ta się zaparzyła i dopiero zaczął mówić:
- Dużo się nie obiło, jeśli mam być szczery. Jakiś czas po szkole latały ploty, że Callahan romansuje z Solbergiem i szczerze mówiąc najbardziej w tej sytuacji mnie zainteresowało, który Callahan, ale nic ponad to. Niedawno z obserwatora wyczytałem, że Boydowi ujebało rękę, co mnie absolutnie przeraziło i chciałem z nim pogadać, ale nie było okazji. Tak to jakoś nasze drogi się rozeszły i nie miałem nawet okazji za dużo, hm, myśleć o tobie, o was. Jakkolwiek okrutnie to nie brzmi – Zaśmiał się trochę nerwowo, nie chcąc, by Olivia poczuła się urażona tym, acz nie chciał jej też wciskać kitu, że był ze wszystkim na bieżąco i myślał o niej dzień w dzień. Gdyby tak było, ta rozmowa zostałaby przeprowadzona dużo wcześniej, może nawet w urodziny, ale poprzednie.
- Kurwa, zapaliłbym, ale raczej nie można tutaj palić, tak mi się wydaje patrząc na cały vibe tego miejsca. W ogóle jeszcze wczoraj nie wiedziałem o istnieniu takiego lokalu, całkiem przyjemniacki, choć nie byłbym w stanie wytrzymywać tu każdego dnia, nos by mi eksplodowało od tych wszystkich zapachów. – Popatrzył na nią, przyglądając jej się bardziej z bliska niż wcześniej, mając też na to lepsze warunki niż na środku ulicy, gdzie wokoło były tłumy ludzi. Wyglądała… pięknie, nie mógł jej tego absolutnie odmówić, acz po samym spojrzeniu nie potrafił stwierdzić w jakim była dziś humorze, Percival był również świadomy faktu, że to jak się zachowywała z nim, wcale nie musiało mieć odzwierciedlenia w tym jak faktycznie się czuła. Nie chciał jednak naciskać tego punktu, ponieważ hej, dopiero co się ponownie spotkali, po co potencjalnie niszczyć wieczór, jakby się okazało, że Olivia nie bardzo chciałaby o tym gadać? Kinda zniszczyłoby to atmosferę luzackiego spotkania z okazji urodzin, a Percy’emu bardzo zależało, żeby właśnie takim spotkankiem była ta chwila.
Powrót do góry Go down


Olivia Callahan
Olivia Callahan

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Galeony : 624
  Liczba postów : 1117
https://www.czarodzieje.org/t18233-olivia-callahan
https://www.czarodzieje.org/t18263-pegaz
https://www.czarodzieje.org/t18234-olivia-callahan
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptyWto Mar 09 2021, 16:35;

Otwartość, od zawsze była cechą charakterystyczną Olivii, choć teraz ograniczała ją głównie do osób, które w przeszłości przewinęły się w jej życiu, do nowych podchodząc z pewną dozą ostrożności. Uczona doświadczeniami poprzednich miesięcy świadomie unikać zaczęła niebezpieczeństwa związanego z zaufaniem nieodpowiedniej osobie. I choć na pierwszy rzut oka ciężko było dostrzec tą zmianę, wszakże wciąż zachowywała naturalną śmiałość w kontaktach z innymi, to nie angażowała się już tak bardzo w nowe znajomości. 
Percival stanowił wyjątek - był dla brunetki kimś nowym, a jednocześnie starym i dobrze znanym, nawet jeśli wiedza ta ograniczała się do tego, jaki był poza murami szkoły. 
Nie sądziła jednak, że zmiana środowiska mogłaby również wpłynąć na charakter d'Este'a, który zachowywał się wobec niej tak, jak zawsze. Miłą odmianą było spoglądać w znajome tęczówki oczu, które nie oceniały, nie wyrażały współczucia czy rozczarowania. Spotkanie z Gryfonem budziło w dziewczynie wiele emocji, z którym powoli zaczynała zdawać sobie sprawy, jakby na nowo kroczyła znaną ścieżką, zatartą przez czas. W momencie, kiedy pierwsze zaskoczenie minęło, zaczęła przepełniać ją radość, niby nic nadzwyczajnego, malując się na twarzy Callahan kącikami ust uniesionymi ku górze oraz iskierkami w niebieskich tęczówkach. 
Słysząc kolejny raz przeprosiny ze strony Percivala, skinęła jedynie głową, kończąc w ten sposób błędne koło w które wpadliby, gdyby powiedziała, że nic się nie stało. Wolała skupić się na innym temacie rozmowy, niż błądzić wciąż wokół przeprosin, które uznała za niepotrzebne. 
- W zasadzie dobry pomysł, niby oczywisty a jednak jakby trochę przekorny - zgodziła się, ostatecznie nadając maskotce imię Bzyczek. Sądząc, że jest to zwykły pluszak przez myśl nie przeszło jej, by zapytać czy ma jakieś właściwości poza swoim urokiem i przyjemną miękkością, jaką się odznaczał kiedy trzymało się go w dłoniach. Zapewne kiedy odkryje jego właściwości, będzie jeszcze bardziej zadowolona. 
- Równie dobrze mogliśmy zaczepić o jakiś pub, słyszałam kiedyś o takim, który nazywa się "U nieudacznika" i zawsze zastanawiałam się, kim jest ten cały nieudacznik - odparła, szeroko się przy tym uśmiechając. To że była dziewczyną nie szło w parze z tym, że gustowała jedynie w tego typu knajpach, gdzie roiło się od pięknie nakrytych stołów i mnóstwa kwiatów, choć ich widok był naprawdę ujmujący. 
Niepokój, jaki zawładnął umysłem dziewczyny, szybko ustąpił, kiedy zdała sobie sprawę, że Percival nie jest Russellem, że łącząca ich relacja nie wybiega poza zwykłą, kumpelską znajomość. Odetchnęła z ulgą, jednocześnie nie dając po sobie poznać dziwnego zdenerwowania. 
- No wiesz, każdy jest zajęty swoimi sprawami tak naprawdę, a ostatnio wiele się dzieje - próbowała tłumaczyć przed nim zachowanie bliskich, chociaż kiedy wypowiedziała owe słowa, nawet dla niej zabrzmiały jak marna wymówka. Zwłaszcza, że sama starała się zawsze pamiętać o innych, nawet jeśli podobnie, jak Gryfon składała życzenia z opóźnieniem. Nie wiedząc co mogłaby jeszcze dodać ucieszyła się widząc podchodzącą do nich kelnerkę. Zamówienie które powoli pojawiało się na ich stoliku pozwoliło na zmianę tematu z czego Oliv bardzo się ucieszyła. Nie czuła się zbyt komfortowo z pytaniem "dlaczego inni zapomnieli", było jej nawet odrobinę przykro, ale już w dniu urodzin postanowiła, że nie będzie się tym przejmować. 
- Też się właśnie nad tym zastanawiam, który to Callahan był - zaśmiała się, chociaż doskonale wiedziała, że chodziło o nią, niemniej czasem wydawało jej się, że Ślizgon w pewnym momencie zaczął spędzać więcej czasu z Boydem niż z nią. - Temat tego wypadku wciąż jest dla niego ciężki, mocno to przeżył, w zasadzie przeżyliśmy. - przyznała, w sposób równie informacyjny z jakim Perc podzielił się z nią posiadaną wiedzą. 
- I jeśli mam być szczera, to nie zniosłabym współczucia u ciebie - oznajmiła, bo to było coś, co znosiła najgorzej. Nie tylko w spojrzeniu, ale również słowach "wszystko będzie dobrze", "jakoś się ułoży", wtedy nie myślała w taki sposób, a mówienie o tym wcale w niczym nie pomagało. Na szczęście ten etap miała już za sobą, dlatego uśmiechnęła się, dając tym samym niewerbalny znak, że temat uważa za zakończony. 
- A wracając do tematu co tam u mnie - zaraz na początku roku zostałam prefektem, ale w rzeczywistości średnio wychodzi mi pełnienie tej funkcji, dlatego myślę, żeby z tego zrezygnować. Pomyślałbyś, że ktoś uważa mnie za godną tej plakietki? - zapytała, konspiracyjnie ściszając głos, bo prawdopodobnie Percival był jedną z nielicznych osób, które wiedziały do robienia jakich głupot jest zdolna Gryfonka. 
- A teraz opowiedz, co słychać u ciebie, hm? - odbiła piłeczkę, biorąc filiżankę z herbatą - wcześniej napełnioną przez bruneta - w dłonie. Oczywiście fakt, że obdarzył ją nieco zbyt badawczym spojrzeniem nie umknął uwadze Gryfonki, niemniej na razie postanowiła tego w żaden sposób nie komentować, nawet jeśli jej ciekawska natura o to prosiła.
Powrót do góry Go down


Percival d'Este
Percival d'Este

Student Gryffindor
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Galeony : 107
  Liczba postów : 958
https://www.czarodzieje.org/t20115-budowa
https://www.czarodzieje.org/t20140-jackson
https://www.czarodzieje.org/t20137-percival-d-este
https://www.czarodzieje.org/t20139-percival-d-este-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 EmptySro Mar 10 2021, 13:39;

  Percival rzadko kiedy skrywał jakieś tajemnice przed ludźmi, z którymi trzymał. Biło od niego otwartością i ekstrawertycznym podejściem do życia. To, czym go spowalniało od pełnia szczęście, był on sam. Samodzielnie nakładał na siebie limity w swojej głowie, wszelkie negatywne myśli pochodzą od niego samego.
  W stosunku do obcych ludzi nie podchodził przesadnie nadgorliwie, ale nie był też szczególnie wycofany. Raczej emanował taką pełnią neutralności, dając sobie i tej drugiej osobie pole do manewrowania – i to od nich zależało w jaką stronę pójdzie ta relacja. Nie przejmował się niepotrzebnie podejrzeniami o nie wiadomo jakie zamiary obcych mu ludzi, jeśli miało coś wyjść, to wyjdzie i każdemu starał się dawać taką samą szansę. Przynajmniej tak sobie powiedział pewnego dnia i miał nadzieje, że w pełni spełnia te zamierzenie.
  Olivia była taką osobą, z którą zawsze mu było po drodze, dogadywali się bez problemu, acz nie było między nimi nigdy niczego bardziej interpersonalnego. Raczej byli po prostu ziomeczkami z grupki, którzy się zajebiście dogadywali, ale żeby tak pogadać w cztery oczy to im się nie zdarzyło. Do dzisiaj, kiedy to też Percy poczuł, że chętnie by się z nią spotkał i jakoś to poleciało dalej, mając przy tym okazje jej urodzin. Jej uśmiech zawsze był dla niego jak zaraźliwy, wystarczy że lekko uniosła kąciki ust, to i on zaczynał się uśmiechać.
  Odetchnął z ulgą, nie musząc już więcej wracać do tego tematu, który by nie pasował do tego spotkania, a mocno by dzierżył mu na sercu. No zajebał się w akcji, spóźnił, ale ważne, że mogli teraz nadrobić te miesiące, lata dystansu, który wynikł z nie wiadomo czego.
  - Ja zawsze mam dobre pomysły, przecież wiesz – zażartował, szczerząc się do niej. Nie mówił o właściwościach pluszaka bo był to opis producenta, który często mijał się z prawdą i po prostu mógł to być zwykły scam, dlatego jeśli będzie jakoś działał to przynajmniej pozytywnie zaskoczy Olivię, a tak to by miała jakieś nadzieje co do jego działania, które mogłyby być niespełnione.
  - Nie musimy ograniczać się tylko do dzisiejszego spotkanka, możemy się jeszcze zbić i pójść do tego pubu, jeśli masz ochotę. Pub wygląda całkiem guczi, nie ma w nim niczego nieudacznego, wbrew pozorom. – Odpowiedział, wcześniej wzruszywszy ramionami. Nie klasyfikował jej po tak prostych kategoriach, wybierając lokal po prostu obok niego przechodził i pomyślał, że całkiem spoko miejsce, tym bardziej, że poza nim nie można było jeszcze ujrzeć tylu kwiatów i roślin – było jeszcze za wcześnie, dopiero za miesiąc zaczynało cokolwiek kiełkować i po prostu stwierdził, że w niej lepiej będzie odczuwało im się te „wiosnę”. Nie miał w tym żadnych podtekstów okołorandkowych, które najczęściej się pewnie pojawiały w związku z tym miejscem. W głowie Percy’ego akurat nic takiego się nie pojawiło, nawet nie pomyślał o takiej możliwości. Ogólnie nie patrzył na Olivię w takim kontekście. Oczywiście, była piękna, była zabawna i fajnie im się dogadywało, ale do tej pory nie byli ze sobą tak blisko, żeby kiedykolwiek wcześniej i teraz poczuł ten „bonding” i chemię, która się tworzy między takimi osobami.
  - To była próba przekonania mnie czy ciebie? – Zaśmiał się, wcześniej nawiązawszy kontakt wzrokowy. Nie drążył dalej, nie chciał napierać tematu, który mógł być delikatny, a on zwyczajnie nie znał jej znajomych, nie mógłby w żadnym stopniu jej pomóc ani doradzić. Każdy miał trochę na głowie, acz ciężko o to, żeby dosłownie każdy nagle był zajebany różnymi obowiązkami – nie było egzaminów na horyzoncie.
  Skwitował śmiechem jej odpowiedź, chociaż po chwili znów spoważniał, wracając myślami do wypadku z Boydem. Co powinien zrobić? Powiedzieć, że współczuje? Olivia pewnie słyszała to dziesiątki razy dziennie, czym by się różniło to od niego? Na szczęście gryfonka następnie dopowiedziała zdanie, które sprawiło, że odetchnął z ulgą.
  - Dobrze. – Uciął temat, nie pociągając go dalej. Przeżyła to już i nie było potrzeby wyciągania tych wspomnień i emocji na wierzch.
  Wysłuchał z zaciekawieniem, mimo wszystko wiedząc, że Olivka była prefektem – aż w takiej jaskini nie mieszkał, żeby nie dowiedzieć się kim była prefekt jego domu.
  - Godną? Nikt nie jest wystarczająco godny takiemu zaszczytowi i nie ma co się zastanawiać nad tym bo to prawda obiektywna i tyle. W razie czego mogę przejąć od ciebie plakietkę, ja się ideeealnie nadaję na bycie prefektem. Nie no bez żartów to w sumie nawet chciałbym spróbować swoich sił w ogarnianiu dup innych Gryfonów. – Zaśmiał się. Faktycznie, gdy pierwszy raz dowiedział się o tym, że to właśnie Olivia została prefektem, nie mógł nie prychnąć ze śmiechu, doskonale znając do jakich „wybryków” jest zdolna młodsza Callahan.
  Zapytany o niego, nie wykazał żadnych zewnętrznych reakcji, które wybuchły wewnątrz niego, trochę łamiąc jego pewność siebie. Nienawidził mówić o sobie, jednak była to rzecz bardzo personalna – mało kto wiedział o jego podejściu do własnej osoby i przez tyle lat wypracował idealną maskę, która kamuflowała jego prawdziwe uczucia. Wzruszył tylko ramionami, upijając łyk herbaty.
  - U mnie? Nic ciekawego, nawet nie robiłem niczego konkretnego, co by mogło cię zaciekawić. Aktualnie korzystam z jakiś swoich nagłych pokładów motywacji do nauki, no i uczę się, jakoś więcej niż kiedykolwiek. Więc w porównaniu z tobą, wychodzę na nudziarza, trzeba będzie złamać kilka zasad, żeby zachować równowagę. – Odpowiedział, uśmiechając się lekko, faktycznie czując również pewien niedosyt co do tego „poczucia adrenaliny” w swoim życiu, dawno tego u niego nie było. Raczej do Zakazanego Lasu iść nie będzie, nie po tym co się tam ostatnio stało.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 QzgSDG8








Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Kwiatowa Knajpa pod namiotem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 7Strona 5 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 5 JHTDsR7 :: 
hogsmeade
 :: 
Okolice Hogsmeade
-