Lokal dobry na każdą porę roku, nie tylko zimę! Przyjdź i zajmij miejsce przy ogromnym kominku, w którym wesoło skaczą magiczne płomienie i który zimą wytwarza przyjemne ciepło, a latem, o dziwo, działa niczym najlepsza klimatyzacja i chłodzi wnętrze. W pubie obowiązuje zakaz palenia, nie kupisz tu również wyrobów tytoniowych.
Dostępny asortyment:
■ Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ■ Ognista Whisky ■ ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ■ Wino skrzatów ■ Wino z czarnego bzu ■ Sherry ■ Piwo kremowe ■ Miętowy Memortek ■ Absynt ■ Rum porzeczkowy ■ Malinowy Znikacz ■ Rdestowy Miód ■ Łzy Morgany le Fay ■ Papa Vodka
Trochę ją zaskoczył, co odbiło się na jej twarzy, jednak lada moment uśmiechnęła się szeroko, siadając obok niego. W zasadzie powinna się spodziewać, że kto jak kto, ale Casper ją rozpozna. Ostatecznie poznał ją na dość osobliwy sposób, ale teraz, mimo wszystko, mógł chociaż chwilę poudawać, że nie wie, że to ona, by było zabawniej. Jak to się mówi – bywa. Wypiła dwa głębokie łyki trunku, przyglądając mu się przy tym dość uważnie. Potem odstawiła kieliszek, patrząc na niego z nutą rozbawienia. -No wow, Villiers, łudziłam się, że mnie nie poznasz – odpowiedziała, opierając się przy tym ręką o stół. Na swój sposób zabawny był fakt, że ostatnim razem, kiedy się widzieli, spali ze sobą, a teraz rozmawiali jak starzy znajomi, których żadna bliskość fizyczna nigdy nie łączyła. Szybko wskazała palcem alkohol, który przyniosła. –Nie będę wykorzystywać kogoś do tego, by kupował mi alkohol. Jak będę chciała, to sobie zamówię, o to się nie bój. – Ponownie się do niego uśmiechnęła, rzeczywiście robiąc to, co robiła zawsze – oddalając od siebie jakieś wyjątkowe traktowanie tylko dlatego, że była słabszej płci. Dopiero wtedy wyprostowała się i oparła, by przyjrzeć mu się dokładnie. Nawet jeżeli wyglądał tak, jak parę miesięcy temu, dostrzegła na jego twarzy pewien cień ciężarów, które nosił na swoich barkach. Nie powiedziała jednak nic na ten temat, stwierdzając, że dopóki sam nie powie, ona naciskać nie będzie. To nie było w jej stylu. -Sporo się zmieniło przez ten czas, hm? – zapytała swobodnie, wciąż nie spuszczając z niego swojego wzroku.
Słusznie zauważyła, że on znał ją bardzo dobrze, można rzec że nawet na wskroś. Każdy milimetr jej ciała. Bo jakże by inaczej? Villiers przymknął na chwilę powieki ignorując fakt, że ona tutaj się buntowała i twierdziła, że sama coś sobie zamówi. I tak po chwili stała przed nią pełna szklaneczka ognistej, a na środku stolika butelka z alkoholem. Wszak nie będą się bawić w ciągłe domawianie. Lepiej to zrobić raz, a porządnie. Casper przyglądał się jej z fascynacją. Pojawiła się tak nagle, taka nowa, taka jakby szczersza, bardziej żywa niż wtedy. Nie umknęło mu nic. Był wzrokowcem. Chłonął jej obraz całym sobą, jakby analizując jak bardzo różni się od starej Corty. Tylko głos pozostawał niezmienny, był przewodnikiem w poznawaniu starej, a jednocześnie nowej Caraballo. On musiał to wszystko przeanalizować, wszak kto inny, jak nie on. - Zatem miło Cię widzieć w tym syfie ponownie. Co się stało, że wróciłaś kotku? Czyżbyś się za mną stęskniła? - Spytał upijając spory łyk alkoholu ze swojej szklaneczki, która była pokryta zimnem... Nie reagował na to. Lubił gdy alkohol był lodowaty i powoli przeszywał naczynie, w którym się znajdował. To zjawisko go inspirowało... Do picia większych ilości. Tak, to była swoista wskazówka, że ta ciecz dotrze wszędzie bez względu na to czy Villiers będzie chciał wskazać drogę czy nie. Prędzej nie, niż tak. - I wiesz, pij na mój koszt póki Ci pozwalam. Feministyczne poglądy to sobie wrzuć do kieszeni i zostaw dla jakiegoś jebanego frajera, który Ci w to uwierzy. Wiesz, w łóżku nie byłaś zbyt feministyczna. Chyba, że i to się zmieniło. - Aż się prosilo powiedzieć "udowodnij mi", lecz na razie nie reagował jedynie delektując się chwilą. Tyle mu wystarczyło. Aż tyle.
Pub Zimowy, idealne miejsce na spędzenie paru godzin w tak okropnie mroźny dzień jak ten dzisiejszy. Najwyraźniej szalejącej na zewnątrz zamieci śnieżnej również wpadło w oko owe miejsce. Nieposkromiony śnieg napadał w wiosce tak mocno, że ciężko było się po niej poruszać, zaś z czasem było tylko coraz gorzej. W pewnym momencie starszy mężczyzna, który chciał wyjść z baru przez dłuższy czas mocował się z drzwiami nie mogąc ich otworzyć. W pubie narosło lekkie zamieszanie, a już zaraz nawet właściciel zaczął walczyć z przysypanymi śniegiem drzwiami. W końcu, po serii różnych zaklęć westchnął zmęczony i zwrócił się do swoich klientów. - Wygląda na to, że jesteśmy tu na razie uwięzieni. Mam nadzieję, że zaraz ktoś z zewnątrz zauważy, że nie możemy stąd wyjść i coś na to poradzi. Póki co, wszystkim uwięzionym mogę zaproponować dwadzieścia pięć procent rabatu na wszystkie produkty - rzekł mężczyzna realnie zmartwiony faktem, że nie dość, iż uwięził tu część klientów, to jeszcze uniemożliwił dostęp z zewnątrz tym kolejnym. Pechowy dzień!
Villiers uparty jak zawsze, przemknęło jej przez myśl. Nawet jeżeli mogła się o to kłócić, to mimo wszystko byłoby jeszcze bardziej wbrew niej, bo wydawało się po prostu nieco dziecinne. Sięgnęła po własną szklankę i dopiła do końca jej zawartość, posyłając mu uśmiech, kiedy już ją odłożyła. Ognista rozgrzała do końca jej wnętrze, które jeszcze chwilę temu zdawało się powoli zamarzać – w końcu taki mróz naprawdę uprzykrzał życie. Teraz, w środku z miłym towarzystwem, zupełnie zapomniała o pogodzie, która panowała poza ścianami tego miejsca. Nie narzekała. -Stwierdziłam, że lepiej tkwić w tym gównie, niż gównie mojego domu. Wbrew wszystkiemu nie jest tu tak źle, wiesz – mruknęła z nieco tajemniczym uśmiechem, palcem jeżdżąc po obrzeżach szklanki. W zasadzie zdawało się, że po tej długiej przerwie od ludzi, przybrała do nich jeszcze większy dystans, ale przełamała też tematy-fatum, które dawniej pozostawały przed nią nietknięte. No bo w końcu kiedy ostatnim razem Caraballo napomknęła o swojej rodzinie czy domu? Jej życie było pewną tajemnicą, a nieodkrywanie jej z czasem zaczęło sprawiać jej przyjemność, a nie drażliwy ciężar, jakby mogło się innym wydawać. -Nie bierz mnie za feministkę tylko dlatego, że lubię dbać sama o siebie. Mam w nosie takie poglądy, tak jakbym chciała jeszcze, by coś z góry narzucało mi zachowania. Daj spokój – odpowiedziała mu z rozbawionym uśmiechem, sięgając po szklankę ognistej, którą sam postawił. Skoro nalegał, mogła mu dać chociaż tę przyjemność. I właśnie wtedy, nieco zbyt mocno skupiona na swoim towarzyszu, zdała sobie sprawę, że w pubie wybuchło jakieś zamieszanie. Uniosła brwi zdziwiona i odwróciła się, by spojrzeć na mężczyznę, który coś tam do nich krzyczał. Ostatnie słowa o tym, że dostali rabat, dotarły do jej uszu, na co zareagowała szerokim uśmiechem, odwracając się z powrotem do Villiersa. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że tu utknęli. Jeszcze nie. -Więc trafił ci się rabat – mruknęła rozbawiona, wypijając kolejne dwa zdrowe łyki alkoholu.
Ktoś tu chyba miał nieczyste myśli zamykając tą dwójkę razem w jednym pomieszczeniu z grupką innych ludzi, którzy właściwie nie byli ważni, gdy Casper był zajęty swoją współtowarzyszką. I przez to zdanie nie widzę nic zboczonego, ani dwuznacznego. Po prostu fascynowało go to, jak człowiek może się zmienić na przełomie tych kilku miesięcy. Nawet on mógł. Nawet nie ruszał nerwowo powieką, kiedy słyszał, że Tanner został kapitanem Znikaczy, a on nadal nie należał do drużyny. Nie. Nie obchodzilo go to wcale i tak był najlepszy bez względu na to, co się działo. Wszyscy o tym wiedzieli, nawet zmieniona Corta musiała to wiedzieć, bo gdyby komuś zabrało tej świadomości śmiało można by powiedzieć, że ten świat już nie miał w sobie za grosz porządku. A potem nagle gdy on tak zamówił alkohol to okazało się, że ma na niego zniżkę, bo pogoda nie była wcale wspaniała, żeby pójść na sanki. No kurczę, wielka szkoda, bo już sobie wyobraził jak idą z Carabello pokonać świat i pozjeżdżać z górki wcześniej wypijając morze alkoholu. Tak, tak. Wspaniałości same! - No kurwa żart. - Rzucił i to wcale nie niezadowolony z faktu, że są tu zamknięci, a raczej z tego faktu, że ostatnio czarodzieje zachowywali się jak mugole. Aby odkopać się, nawet głupią bombardę można by rzucić i obserwować jak wszystko grzecznie wybucha, a potem można by się teleportować chociażby. Co za głupota, żeby teraz tak traktować magicznych ludzi. Pokręcił głową, a zaraz potem uspokoił się stwierdzając, że plemię idiotów ostatnio robi co chce. - Pij, pij. Kretynów zabijemy później, to może dzięki temu nie osądzą nas jakoś surowo! - Zaśmiał się rzeczywiście wierząc, że to jedyna słuszna kara na takich ludzi.
Grunt to nie brać za bardzo do siebie podobnych przypadków! Zanim zdążą zdrowo wypić i się nagadać, zapewne ktoś ogarnie sytuację, a może sam Casper z Cortą, gdy już będą chcieli wychodzić, jakoś to załatwią. Dziewczyna machnęła ręką na tę sytuację, póki co nie dodając zbędnych komentarzy, kiedy wciąż zajęta była Casprem, gdzie i tutaj nie należało doszukiwać się niczego dwuznacznego. Chyba po takim czasie nie obstawiała, że jego towarzystwo ponownie tak ją zainteresuje, a może po prostu zapomniała o tym, jaki Villiers był, zakopując wspomnienia gdzieś głęboko w swojej pamięci. No nic. Mieli sporo czasu na odświeżenie swojej znajomości. -Szkoda nerwów na idiotów – mruknęła, słysząc jak teraz zewsząd toczą się podobne komentarze. Zrozumiała o co chodziło właśnie dzięki nim, a w głębi przyznawała im rację. W końcu są czarodziejami, prawda? Tak jakby głupi „magic snow” mógł zrobić im większą szkodę. Prychnęła pod nosem i ponownie napiła się ognistej, zapraszana do tej czynności przez chłopaka. –Wiesz, jak już będziemy chcieli wyjść, to pokażemy im, jak to jest być prawdziwym czarodziejem. Tępaki niech sobie panikują, albo powyzywają, nie robiąc poza tym nic, by wykazać swoją wyższość. Wiesz, mugolskie myślenie – rzuciła na koniec już z cichą rezygnacją.
Fakt faktem, że czarodzieje na siłę stawali się mugolami i to całkowicie Casprowi się nie podobało. Jak można było zapominać o tym, jaką władzę się miało w kieszeni? W tym jednym patyku? To przecież na swój sposób niesamowite. Nie żeby Kacper o tym myślał. Nie myślał. Po prostu nauczył się wykorzystywać to, że ma trochę władzy w kieszeni i nie zawsze trzeba brudzić rączki. Zatem dlatego tak go zirytowało, a jednocześnie rozśmieszyło to co się stało. Co bowiem by się nie stało, gdyby czarodzieje wiedzieli, że są czarodziejami, ale najwidoczniej nikt im nie zdradził tego sekretu gdy skończyli jedenaście lat. - A co jeśli oni są udawanymi czarodziejami,a tylko my dwoje prawdziwymi? - Zapytał ją niby konspiracyjnie, choć właściwie to alkohol już wiele zdziałał w jego krwi. Może stąd te głupie myśli, których jeszcze nie potrafił okrzesać. Ale to wszystko z czasem. - Właściwie to jak tam? Słyszałem, że wyjechałaś, bo porodziłaś syna dla Huana Bedau? - Spytał chowając całą odrazę w imię i nazwisko chłopaka. Faktycznie nie wierzył w to, lecz to była jedna z tych wersji, które podawali mu ludzie, gdy ta zniknęła. W sumie nie słuchał ich zbyt uważnie, bo wychodził z założenia, że? Wychodził z założenia, że Corta była dobra w łóżku, ale co dobre to się szybko kończy, więc nie warto się przywiązywać zbytnio! Och Kacper taki zapobiegliwy, wow. Uśmiechnął się szeroko do Corty czekają na odpowiedź.
-Czyli że… - Uniosła palec wskazujący, którym zakręciła w powietrzu, kiedy starała się zebrać myśli w jakąś konkretną całość. Zaśmiała się dźwięcznie, jak zawsze, gdy wlewała w siebie alkohol, a jej twarz zdawała się naprawdę promienieć, czego przenigdy nie było widać na co dzień, gdy każda jej reakcja mogła być fałszywie udawana. Spojrzała na niego z błyskiem w oczach, wciąż szeroko się uśmiechając. –Myślisz, że podstawili całe Hogsmeade tylko po to, żeby dwoje prawdziwych czarodziejów tutaj weszło, a żeby potem ich tutaj zamknęli z zgrają jakichś tępaków, którzy nie wiedzą, jak używać różdżki? A jaki byłby cel osób, które to zrobiły? – Pokręciła gwałtownie głową, raz jeszcze wybuchając szczerym śmiechem. Jego pytanie jednak nieco wybiło ją z rytmu rozbawienia, co mogło wyglądać dość zabawnie, gdy praktycznie w sekundę spoważniała, unosząc przy tym ze zdziwienia brwi. Huan Bedau? Kim, do cholery, był Huan Bedau? Od razu przypuściła, że to jakiś rudy typ z szparką między zębami, którego jedynie stać na podryw w stylu: „Hej, pożyczysz mi atrament?”. Jeżeli w Hogwarcie krążyły takie plotki, to zaczynała się bać, jak mogło wpłynąć to na jej reputację. No ale, jak widać, zmieniła się, jej zdaniem jak najbardziej pozytywnie, więc może nie będzie tak źle. -Huan Bedau? Ach, tak, tak, tak. Wiesz, jestem wiatropylna. Jak ktoś o mnie myśli, to może mnie zapłodnić. Nawet nie muszę tej osoby widzieć, a potem bum! Stało się. Trzeba jechać rodzić. Rozumiesz, wyższa magia – rzuciła swobodnie, machając na to ręką. Ponownie się uśmiechnęła, może nawet zadziornie, po czym sięgnęła do kieliszka, którego do końca w siebie wlała. Ciekawa była, co jeszcze o niej mówiono, ale nie pytała już o to.
Wiele o niej słyszał, jak to na faceta przystało nawet sam zbudował kilka plotek. Nie pisał do niej, pewnie gdyby tu była jeszcze nie raz wylądowałaby z nim w łóżku, ale skoro wyjechała to nic nie trzymało go przy tym, by do niej pisać, by ją wspominać. Pojedyncze plotki mogły coś tam znaczyć w jego życiu, ale też jakoś do tego nie przykładał wagi. Był czas, że po prostu zajął się rodziną. Nadal mało osób wiedziało, że zmarła mu matka, a siostra stała się dziwką. To nic nadzwyczajnego, przecież takie obrazki widzi się codziennie, a niektórzy z tego nawet robią widokówki, które przesyłają z najlepszymi pozdrowieniami w klimacie "Zgiń kurwo jak najszybciej - kochani przyjaciele". Zatem miał kilka swoich spraw, jak np. rozwód. To też się przewinęło. A teraz po prostu brnął w to uśmiechając się do Corty pijąc alkohol i robiąc małe podsumowanie swojego życia w głowie. A po chwili wyrzucił to do kosza, o pewnych rzeczach nie należało zbyt długo myśleć, bo człowiek zdawał sobie sprawę z ich beznadziejności i upadał w dno... Które po prostu zalewało się alkoholem. - Wyobraź sobie, że jesteśmy jedynymi czarodziejami na świecie, a oni zamknęli nas tu, żebyśmy podtrzymali gatunek. Wchodzisz w to? - Spytał patrząc na nią wyzywającym wzrokiem. Zależało mu na tym? Tak. Zaprawdę liczył, że z nim pójdzie gdziekolwiek... Wszak żeby odmówić Casprowi trzeba mieć powód, a jeśli nie trzymały jej zobowiązania, to może rzeczywiście trzeba było zająć się trzymaniem gatunku? - Huan Huan Huan... Corta Bedau. Nie brzmi seksownie. - Zauważył błyskotliwie zastanawiając się czy Corta Grey byłoby lepszą ksywką. Być może... Może samo Grey siałoby postrach i zbudowało jej reputację.
Wszędzie życie toczyło się dalej. Corta przecież nie oczekiwała, że gdy zniknie, ludzie będą do niej pisać w zmartwieniu, gdzie to się podziała. Nawet gdyby pisali, najpewniej zupełnie by to zignorowała, zupełnie nie poruszona czy to tym, że ktoś o niej pamiętał, czy tym, że ktoś się martwił. Sama odłożyła wszystkich na bok, przez te miesiące mając inne sprawy na głowie. Swoją drogą, ciekawe jak bardzo zmieniłby się stosunek Caspra, gdyby już dowiedział się o tym wszystkim, co przeszła przez ten czas. A czy sam może nie zmienił w tym czasie bardzo swojego życia? Każdy miał swoje tajemnice, które pozostawiał dla siebie. Grzeszki i inne sekreciki, które wolał trzymać pod kluczem w obawie, że gdy wyjdą na światło dzienne, ludzie się odwrócą. Corta kryła więcej niż inni, a jednak, co ironiczne, wcale nie przez obawę, że nie miałaby przyjaciół. W końcu sama brała ludzi na dystans i obecnie trudno było jej powiedzieć, czy kogokolwiek mogłaby nazywać swoim przyjacielem. A jednak ta sprawa, pierwszy raz w życiu, stała się dla niej trochę niewygodna. Sam fakt, że myśli o jej nieobecności wciąż do niej przychodziły, oznaczały, że nie było to dla niej samej zupełnie obojętne. Choć było to trochę niepokojące, nie chciała niczego po sobie poznać. Nie przy nim. Casper był kimś, kto potrafił owijać sobie ludzi wokół palca. I zdawała sobie sprawę, że mógł być potencjalnym zagrożeniem, które wyciągnęłoby z niej coś, o czym nigdy nie chciała mówić. Na tę myśl uśmiechnęła się sama do siebie, choć również sama odpłynęła od niego nieco za bardzo myślami. Chcąc to zatuszować, roześmiała się dźwięcznie. -Podtrzymywanie gatunku to rodzenie dzieci, a nie seks z zabezpieczeniem, proszę szanownego Villiersa – rzekła z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Przesunęła w jego kierunku pustą szklankę na znak, żeby nalał więcej – w końcu samemu nie wypadało sobie polewać, prawda? –Corta Caraballo jest chyba wystarczająco seksowną opcją, wiesz.
Kacper wcale nie miał tak nieczystych myśli jak zakładaliby wszyscy jego fani, którzy ostatnio trochę szaleli. W tym wszystkim chodziło o coś zupełnie innego. On interesował się wybranymi jednostkami, nie każdym kobiecym ciałem biegającym po Hogwarcie. Tu zaprawdę chodziło o coś więcej... Oto czy go zainteresuje dziewczę czy nie. A co było w tych wszystkich dziewczynach, z którymi do tej pory romansował? Wiele... Po prostu każda miała niedostępną osobowość, która kiedyś była bardzo otwarta na jego pieszczoty. Casper już rozumiał instytucję "dziewczyna". Po prostu ta była już przygotowana na seks i nie trzeba jej było namawiać jak taką Cortę, która chyba za punkt honoru obrała sobie "nie i koniec". Ale wybacz kochanie, dzisiaj jest "tak i początek". Czy to wystarczy by Cię przekonać? - Możemy to zrobić bez zabezpieczenia. Może nawet uda się nam ogarnąć jakieś bliźniaki. - Niedługo Villiers będzie jak ojciec bliźniaczek Saunders, który zapłodnił połowę matek dzieciaków z Hogwartu. Jakie to smutne, że w milionowym wątku Saunderski ogarną, że wszyscy, z którymi spały są ich rodzeństwem, co za ileś tam lat czeka również dzieci Kacpra. - Poza tym ja tu nie wiem. Za oknem szarość, zimno, a Ty tu takie odmowy sadzisz jakbyś co najmniej nigdy tego nie robiła i strzegła dziewictwa... - Dodał z przekąsem, choć po chwili wybuchł śmiechem i upił kilka łyków ze szklaneczki. A gdy zarówno jego szklaneczka, jak i Corty, stały się puste to wypełnił je ponownie przyglądając się dziewczynie z niemałą uwagą. - Więc tak - seks nie. Nie powiesz mi czemu Cię nie było, więc pozwolę Ci samej wybrać zajęcie... Choć właściwie nie widzę nic przeciwko, żebyśmy stąd sobie poszli gdzieś, żebym mógł Cię zakopać w śniegu. - Tak, tego mu na pewno nie odmówi!
Casper i Corta – kolejna rzecz, która ich łączy. W końcu nasza niebieskowłosa Ślizgonka również wybierała sobie wyjątkowe, interesujące jednostki, które do siebie dopuszczała w ten sposób. Nieważne jak wydały się one urzekające, jeżeli im się udało, mogli sami sobie przybić piątkę. W końcu dla wybrednej pani Caraballo było to duże wyróżnienie. I wcale nie chodziło o to, że była cnotką, która robiła to tylko z kimś wyjątkowym. Bardziej chodziło o cielesność, charakter, różne bodźce. A jednak, po tej długiej przerwie, gdy ostatnią osobą, z którą spała w Hogwarcie przed wyjazdem był właśnie on, nie weszła w jego gierkę, nawet jeżeli wciąż uważała go za cholernie atrakcyjnego. Kwestia kobiecego humorku, czy czegoś bardziej poważnego? Czy dziewczyna miała dzisiaj chęć z nim pograć, czy może rzeczywiście coś się w niej zmieniło? Zadziorny uśmiech wciąż błąkał się po jej twarzy, co stawiało wrażenie, że wszystko było w porządku. Po staremu. Nie lubiła obdzierać się z własnych myśli nawet przed sobą. Brak samoakceptacji? Coś innego? -To prawie jakbyś pytał mnie, czy chcę przyjąć Twe zacne nazwisko – odpowiedziała z śmiechem, zdecydowanie biorąc to wszystko na dystans, choć jej głos w swym rozbawieniu brzmiał trochę poważnie. –Istnieje możliwość, że nie jestem Cortą Caraballo i rzeczywiście jestem dziewicą. Wtedy to, że strzegę dostępu do siebie miałoby sens, co? Dodając do tego fakt, że nie chcę o sobie rozmawiać… - mruknęła tajemniczo, choć na jej twarzy wciąż malował się uśmiech. -Większym wyzwaniem byłoby zakopanie w śniegu Ciebie. Wiesz, nie wątpię, że Tobie ze mną by się udało. Realizm i te sprawy – powiedziała do niego, przechylając kolejną szklaneczkę do swojego gardła. I dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w jej głowie od jakiegoś czasu zaczęło się kręcić. I to, że głowy wcale nie miała najsłabszej, nie miało teraz większego znaczenia, kiedy faktem było, że po prostu się upijała. A każdy ma jakieś granice, które, przekroczone, powodują zmianę osobowości. Ignorując falę gorąca płynącą z alkoholu, oparła się o stół, patrząc na niego. –Czyli co, wychodzimy?
Casper i Corta mieli o wiele więcej wspólnego niż by się mogło im wydawać. Żadne z nich nie było np. stworzone do miłości. Czy słyszeliście, aby Corta podarowała komuś swe serce? Albo coś w tym guście? Czy słyszeliście, aby Casper po wejściu w pseudo związek rzucił się do tego, by zostać dobrym ojcem i mężem na zawsze, a przy tym nie oglądał się za żadną inną panną? Nie. Nie słyszeliście. Bo oni oboje wiedzą, że ludzie są na tyle różni, by po prostu mieć to gdzieś. Od tak... Oni oboje dorośli do prawd, aby zobaczyć to, że tylko cielesność jest istotna, dalsze zbliżenia to przykre złudzenia. Villiers zamrugał kilkakrotnie. Mógłby ją tu przelecieć, nawet na stoliku stojącym między nimi. Nie opierałaby się, nie odmówiłaby mu, bo sama by tego chciała. Ale czemu sobie odpuścił? Może dlatego, że przypomniał sobie o CoCo? Nie. Nie oto chodziło, ona bardzo dokładnie opiekowała się jego kolegami, za to nie wiedziała, ze Casper dostał w mordę od swojego ojca za to, że nie wiedział gdzie jest Mini i nie potrafił wskazać adresu, nie wiedziała również, że C widuje się z dzieckiem... I że Casper wie, że ona jest w ciąży i to był jeden z powodów dla których jej unikał. Corta też nie wiedziała, że Casper miał jakby dziewczynę, że pobił dla niej najlepszego kumpla, a teraz chciał przelecieć niebieskowłosą, bo poczuł taką wewnętrzną potrzebę... Bo tak. Bo właśnie jemu Casprowi Villiersowi przestało zależeć na czymkolwiek, a skoro Corcie też nie zależy to może warto złączyć ze sobą dwa minusy, aby na tym stoliczku pokazały jak się należy cieszyć życiem? - Moje nazwisko jest tak zacne, że podarować je mogę tylko wyjątkowym jednostkom, więc zanim zgłosisz swoją kandydaturę do adopcji, albo do łóżka... Cóż. Do łóżka bym Cię przyjął, jako córkę już nie. To trochę pojebane posuwać córkę. - Zauważył słusznie uśmiechając się do niej szeroko. - Wiesz Corta, mógłby tu się z Tobą ciskać o tym, kto, kogo i kiedy i dlaczego w śniegu... Ale są cieplejsze miejsca. - Zasugerował podsuwając jej szklaneczkę by jeszcze wypiła. Jak on.
Właśnie tak z nimi było. Z daleka od sfery duchowej, zadowalali się tym, co cielesne. A ktoś im zabroni? Nie. Ludzie stworzeni byli do tego, aby brać. Aby kosztować tego, czego mogli, póki wciąż byli żywi. Odmawianie sobie takich przyjemności było po prostu głupie, kiedy przynosiło to szczęście, nawet jeżeli czasem jedynie chwilowe. Czy związek mógł być szczęściem? Tego Corta nie wiedziała, ale szczerze wątpiła. Zupełne otwarcie się przed kimś było czymś, czego zawsze unikała, dlatego wątpiła, by taka wzajemna umowa życia bez tajemnic ją satysfakcjonowała. Choć kto wie? Teoretycznie w życiu trzeba było spróbować wszystkiego, jednak w tym jednym punkcie Corta wciąż nie była pewna, czy chciałaby go realizować. To jak żyła naprawdę jej nie przeszkadzało. Corta mimowolnie zakręciła kosmyk włosa na palec, kiedy wsłuchiwała się w ton Caspra, gdy ten mówił. Przyglądając mu się uważnym spojrzeniem co jakiś czas uśmiechała się lekko, gdy jego słowa brzmiały zabawnie. W końcu roześmiała się i sięgnęła po szklaneczkę, którą jej podsunął. -Cieplejsze i trochę cichsze od tego, w którym aktualnie się znajdujemy, mam rozumieć. – Uniosła szklankę i wypiła jej zawartość do dna, czując jak gorąco alkoholu rozlewa się po jej gardle. Ale nie tylko. Teraz całe jej ciało było rozgrzane i przypuszczała, że nawet gdyby wyszli na dwór w samych koszulkach, jej by to jakoś szczególnie nie przeszkadzało. Odłożyła nagle szklankę i wstała, nie chcąc dłużej przeciągać ich wyjścia. Samo siedzenie nie miało w końcu tutaj sensu, prawda? A jeżeli miałoby się okazać, że byli zbyt pijani, by iść gdziekolwiek indziej niż do własnych łóżek, to także nie byłoby dla niej okropną opcją. Byleby mogli coś robić, a nie siedzieć tutaj, w jednym miejscu. Gdzieś iść, coś robić. Zarzuciła na siebie płaszcz zgrabnym ruchem i kiwnęła chłopakowi, by i ten w końcu podniósł się z własnego miejsca. Swoją drogą, lada moment mieli pokazać jak tu się otwiera drzwi różdżką. Głupi czarodzieje. Uśmiechnęła się do własnych myśli i nim ten poszedł w jej ślady, poszła już ku drzwiom. W zasadzie całkiem miłe było to, że na dzień dobry w Hogwarcie spotkała tak zacną osobę jak Caspra. Cóż, może życie miało jednak swoje dobre aspekty. A co zabawne, nie spodziewała się, by kontakt z ludźmi mógł być dla niej właśnie owym. Życie zaskakuje. A przed nimi jeszcze cała noc. [zt]
Alexis cieszyła się, że dzisiejsza zmiana dobiega końca. Mówiąc wprost miała jej po dziurki w nosie. Ktoś by zapytał, po co więc brała tę robotę, skoro tak na nią narzekała. A żeby była jasność to Sky narzekała na nią zawsze i wszędzie, kiedy tylko mogła, oczywiście jak szef nie słyszał, bo zwolniona też być nie chciała. Powód zaś, dla którego Wiosenka zawsze w wolnych chwili znajdowała sobie pracę w barze, był prosty. Potrzebowała pieniędzy na dalszą naukę i inne przyjemności. Tak, dobrze słyszeliście, Lexi wcale nie była taka świta jakby się mogło wydawać i czasem lubiła sobie wlać do gara. Nie miała tak dobrze jak większość dzieciaków, które sponsorowane były przez ich rodziców. Alexis nie miała kochanych rodziców, więc musiała samemu dbać o własny tyłek i nikt jej tego nie ułatwiał. W czasie wakacji pracowała w Londynie, dobra robota, niezłe pieniądze i darmowe lokum do spania. Gorzej z klientelą. Zaś jeśli chodzi o „Pub Zimowy”, no cóż, faktem było, że pokazywało się tu sporo młodych ludzi i to zdecydowanie cieszyło dziewczynę, bo mogła popatrzeć sobie na jakieś przystojne męskie kąski przychodzące na miodowe piwo. Dzisiejszy dzień nie był jednak dobry dla Alexis, a pogoda wprawiała ją w ponury i marudny nastrój, co też często odbijało się na klientach i pracownikach. Dlatego też Sky niezmiernie cieszyła się na koniec dna pracy, wystarczyło jeszcze wszystko szybko ogarnąć i można było spadać do zamku. Zamierzała wziąć się za sprzątanie, zaraz po tym, jak wleje do swojego gardła trochę trunku. Dlatego też skoczyła na zaplecze, skąd wyciągnęła potrzebne jej przedmioty i zasiadała przy stole. Po chwili jednak podniosła się i podeszła do drzwi, w których przekręciła tabliczkę z napisem "OTWARTE" na "ZAMKNIĘTE" i zasunęła rolety w oknach. Po tej czynności ponownie zasiadała na krześle, na drugim kładąc nogi. Pociągnęła z swojej własne prywatnej butelki z ognistą whisky. Potem odchyliła się na krześle i przymknęła oczy postanowiła zrelaksować się w ciszy. Oczywiście pomijając fakt piejących z głośnika i strasznie irytujących piosenek. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że gdyby jej pracodawca to zobaczył już dawno wyleciałaby z roboty. Ale whatever, yolo i te sprawy.
Przez ulicę szedł wysoki mężczyzna, szczerzący się od ucha do ucha. Uśmiech ten raczej nie nawoływał do odwzajemnienia tego gestu, bardziej powodował ciarki i omijanie szerokim łukiem tego osobnika. W obawie, że może zrobić coś nieprzewidywalnego... Poniekąd tak było, sam nawet nie wiedział czemu. Po prostu miał dobry humor(co było niemożliwe, a jednak!) Pogwizdywał cicho i szedł niemalże tanecznym krokiem w kierunku dokładnie sobie nie znanym. Naszła go po prostu myśl, że przejdzie się na spacer... W końcu ostatnio zrobił się z niego jeszcze gorszy odludek niż normalnie. Zaczął się o siebie niemalże martwić. Pracy nie wliczał, bo co tam kilka godzin obsługiwania stolików i całej reszty. Nagle przystanął gdy minął wejście do Pubu Zimowego. Czemu ta nazwa brzmiała mu znajomo? Zapewne bywał tutaj bardzo często, jak nie szukając bójki to po prostu chcąc się dobrze napić. Cały Anthony, zero postępu. I przystanął nie tylko dlatego, że nazwa brzmiała mu znajomo. Osoba, którą zobaczył w oknie to ktoś komu mógłby poświęcić chwilę uwagi. Poprzeszkadza jej trochę, podenerwuje a może zasłuży na całusa? Za piękna twarz Tony, właśnie za to. Zawrócił i stanął przed drzwiami, nie widział wcześniej aby zamykała drzwi ani nie słyszał charakterystycznego trzasku zamka. Kultura do podstawa, ale nie jeżeli chodzi o niego. Przecież to prostak i cham. Chwycił za klamkę i uchylił drzwi, najpierw wsuwając głowę do środka i szeroko uśmiechając się do dziewczyny. -Hej piękna! Słyszałem, że tęskniłaś...-Powiedział i wszedł do pomieszczenia, jak do swojego własnego domu. Oparł się o framugę i skrzyżował dłonie na wysokości klatki piersiowej. Niech szok minie a wtedy mogą zacząć przemiłą pogawędkę. Od kiedy ona tutaj pracuje? Pewnie gdyby wiedział, przyszedłby i siedział, po prostu się gapiąc jak jakiś psychol. Przy okazji odstraszyłby paru typków i tyle. Kto mu w końcu zabroni? Uśmiechnął się do siebie a potem zamknął za sobą drzwi, przeszedł te kilka kroków i usiadł na krześle, wcześniej obracając je oparciem do przodu. Oparł brodę na oparciu i tak utkwił w niej wzrok. Potrzebna mu była odrobina rozrywki, tyle.
Alexis nie spodziewała się nikogo o tej godzinie. Wszak było już późno, skoro zamykała bar. Rolety w oknach były zasłonięte, a do baru można było tylko zerknąć przez drzwi. Trzeba przyznać, że była lekko zdziwiona, gdy drzwi otworzył się. Chociaż zwróciła na to uwagę dopiero w chwili gdy usłyszała dźwięk charakterystycznego dzwoneczka wiszącego nad drzwiami. Uniosła wtedy swój wzrok na drzwi zauważając w nich znajomą twarz. Alexis przyglądała się chłopakowi, przez chwilę zastanawiając się, czy widzi jego, czy po prostu upila się już na tyle, że ma jakieś przewidzenia. Ale halucynacje były prawdopodobne bardziej po narkotykach, a nie, po alkoholu. No ale. Widząc go uśmiechnęła się tylko i pokręciła głową. Gdy zasiadł, ona wstał i podeszła do drzwi by zamknąć je na klucz i zsunąć rolety. Doszła do wniosku, że może to się przerodzić w niezłą imprezę jeśli ich nie zamknie. Lepiej więc nie posiedzą sami, a ludzie z zewnatrz nie muszą o tym wiedzieć. -Zapomnij. - powiedziała jak zwykle na przekór. Wracając na swoje miejsce. Po drodze czochrając mu włosy lub ściągając czapkę po złości, w zależności jak też się miala dziś jego głowa. Potem podeszła do baru i wzięła szklankę, którą postawiła przed Anttkiem i do której nalała mu złotego trunku. -Znaj łaskę pana. - powiedziała po tym, jak już zapełnia przyniesioną dla niego szklankę. Całus mu się marzył? Niech sobie najpierw na niego zasłuży!
Uwielbiał robić niespodzianki. Kto mu w końcu zabroni? Poza tym, wiedział, że musi jakoś nadrobić ten stracony czas. Swój. Nie Alexis, w końcu był cholernym egoistą i stawiał swoją osobę na pierwszym miejscu. Uznał, że powinna mu jakoś wynagrodzić to, iż ostatnio tak bez żadnego słowa zwiała... Zostawiając go, poszerzając pustkę, która stała się nieodłączną częścią chłopaka. Był spostrzegawczy, prawda? Nie zdążyła zauważyć? Wiele osób by chciało mieć takie omamy, jednak żyjemy w świecie realistów i trzeba sprowadzić marzycieli na ziemię. Miała okazję podziwiać jego osobę i powinna mu być wdzięczna, ot co. A jedyne co w tym momencie widział, to jej lekkie zdezorientowanie. Oczywiście, pozwolił sobie na słaby uśmieszek, zarezerwowany jedynie dla niego. Udało mu się ją zaskoczyć, super. Nawet nie obejrzał się za dziewczyną, która zamknęła drzwi, przypieczętowując tę czynność charakterystycznym trzaskiem. Kto wie, co przyniesie im ten wieczór. Z pewnością nie oczekiwał żadnych gapiów. Wyjął papierosa, który znajdował się za jego uchem, pod czapką. Odpalił go tradycyjnie zapalniczką, którą rzucił na stół. W końcu będzie potrzeba jeszcze nie jeden raz. -Przecież ja wiem, że skrycie mnie kochasz...-Puścił jej oczko i zawartość kieliszka, który mu podarowała szybko zniknął. Oh, drażniący gardło płyn i dym... Idealne połączenia. Dlatego się zaciągnął, łapczywie pochłaniając więcej dymu niż zwykle. Wolno wypuścił obłok przez nos. -Obiecałem Ci kolację.-Powiedział i spojrzał na nią. Oczywiście, nawiązywał do jej spektakularnej ucieczki. Na bank niczego nie obiecywał, w końcu to nie jego działka. Ale coś w tym było. Nie zapomni jej tego. I tak, całus mu się należał! A może odda jej coś jeszcze lepszego? Naprawdę był w dobrym humorze.
Zaskoczył ją, to fakt. Nie mówiła znajomym gdzie dorabia z tego prostego względu, że Ci przychodziliby ją odwiedzać. A niektórzy z jej znajomych byli kompletnymi idiotami. Może nie Anthony, choć czasem sprawiał wrażenie, jakby mial ku temu duże zadatki. Mówiła o tych u których już dawno stwierdziła "idiotyzumus totalus" jako chorobę w pełni rozwiniętą i niewyleczalną. Nie chciała ich więc tu widywać, starczało jej, że wśród jej klientów pojawiało się od groma idiotów(boże, jak to zabrzmiało. "wśród jej klientów" jakby była wiesz kim, no ale nie ważne). Dlatego też wolała rozgraniczyć debili za szkoły na debili z miasta i nie robić z nich mieszanki wybuchowej, bo kto wie ile czegoś takiego mogłaby wytrzymać Lexi. W tej chwili i dniu dzisiejszym w pubie pojawił się Anthony i jego towarzystwo mogła jeszcze znieść. Ba, może jej ono nawet przyniesie coś w rodzaju radości czy szczęścia. Ale w życiu się przecież się do tego nie przyzna. To jedno było pewno. -Przecież ja wiem, że skrycie mnie kochasz...- padło z ust chłopaka, a ona wywróciła oczami, postanawiając w ogóle tego nie komentować. Jasnym dla nich obojga było, że o to którego którego i jak bardzo kocha mogliby się kłocić do rana albo i dłużej. Zazwyczaj jedna osoba upierała się przy tym,że druga ją kochała na co, jak łatwo można się domyślić, druga zaprzeczała. I tak w kółko macieju. Sky postanowiła sobie to dzisiaj darować. Ponownie napełniła szklaneczkę swoją i Atka. -Przecież Ty gotować nie umiesz. - powiedziała z lekkim prychnięciem. Pewnie nawet jakby już coś ugotował ona sama bałaby się to spróbować. Może i nie miałby na celu otrucia jej, ale z pewnością to byłby skutek. I proszę już nie wypominać tej ucieczki, było minęło nie pierwsza i nie ostatnia kobieta uciekła mu z jedzenie i łóżka.
Był idiotą. Powiedzmy sobie szczerze, z pewnością nie był normalny. Ale tego mogła jeszcze nie wiedzieć... Choć tak właściwie, wiedziała o nim sporo... Jak na kogoś, kto nie przebywa z nim dużo czasu. W końcu nie byli jakimiś dobrymi przyjaciółmi, a nawet jeżeli nimi byli(bo trudno określić tę relację) nie przeszkadza im brak systematycznego kontaktu. W sumie, jeżeli komuś przyjdzie ochota na podręczenie drugiego, przychodzi... A jeżeli miałaby problem z klientami-idiotami(tak, kliencie naprawdę dziwnie brzmią) on by przyszedł i zrobił tutaj porządek. Nie będzie sobie pozwalał, aby inni naprzykrzali się jego Alexis, prawda? Oczywiście, moja nie w tym dosłownym sensie. Ale czy nie może sobie tak mówić? W końcu jego słowa często są wyrzucone od tak. Nie znaczą nic szczególnego. Uwielbiał to mówić i widzieć charakterystyczny odruch dziewczyny, odpowiedz na jego słowa. Które również nic nie znaczyły. Ubóstwiał się z nią w ten sposób droczyć. Zapewne nigdy nie przyznałby się, co tak naprawdę czuje do niej... Pewnie sam nie wiedział, ale nie była jakąś tam zwykłą laską, którą pukał co jakiś czas, kiedy nudzi się im obojgu. Teraz to on wywrócił oczyma.-Czasem jesteś taka głupiutka.-Mruknął i przyjął swoją kieliszek. Stuknął go z jej i posłał jej swój firmowy uśmieszek. Odstawił puste naczynie, przy okazji wydając jakiś dziwny odgłos. Lekkie syczenie? Najbardziej zbliżone, by powiedział-Myślisz, że postarałabym się tak bardzo? -Pokręcił głową, jakby było to bardzo głupie pytanie i nie miało żadnego sensu. A nawet, zaśmiał się cicho. Nie był romantykiem, nigdy się specjalnie nie starał. Jakieś podchody to nie jego bajka. Hola, hola. Próbowała mu dopiec? Jeszcze żadna nie uciekła mu z łóżka, to prędzej on je wyganiał. Ale nie będzie jej mylił, w końcu wiedziała lepiej co się u niego dzieje, prawda?
Myślę, że Alexis radziła sobie z nimi dostatecznie dobrze rzucając im taką dawkę ironii, że wychodzili z baru czując się kompletnymi idiotami, którymi de facto przecież byli. Więc nasza ślizgonka nie musiała się przecież nawet zbytnio wysilać. Zaś co do droczenia się a propo tego całeo kochania, Alexis też to lubiła, chociaż jak wiadomo z cechującym ślizgonów chłodem spojrzałabym miażdżącym spojrzeniem na każdego, kto wyciągnął by taki wniosek i przedstawił głośno, prawdopodobnie nie zostawiła by na nim suchej nitki. Wyjątkiem pewnie był Roberts, gdyby on wysunął to stwierdzenie spojrzałaby na niego i uśmiechnęła się delikatnie, gestem tym potwierdzając że ma rację. Alexis podniosła się po wypiciu kieliszka i ruszyła na zaplecze z którego przyniosła swoje fajki i pudełko z połową pizzy, która została jej z kolacji, którą jadła w barze. Na szczęście, pizza była jednym z tych dań, które i na zimno były dobre. Ponownie rozsiadła się na dwóch krzesłach uprzednio rzucając pudełko z pizzą na stół. Zaś zaraz po ponownym zajęciu swojego miejsca odpaliła papierosa. Nawet nie skomentowała jego tekstu o tym że jest głupiutka. -Ostatnio gadałeś, że mnie kiedyś zaskoczysz. Ale raczej nie robiłam sobie nadziei - przyznała, zaciągając się papierosem. Wskazała głową na stolik na którym leżało jedzenie wzrokiem pokazując mu, że ma się sam obsłużyć i jeść, skoro jest taki głodny. Papieros został jej w ustach, podczas gdy ona odkręcała butelkę i nalewała im złoty napój do szklanek. - A potem bierz się do roboty. Dodała, odstawiając butelkę na stół i wypuszczając dym z ust. Może i Anthony nie był zwykłym facetem, z którym uprawiała seks co jakiś czas, ale ostatnio czuła się strasznie zdesperowana, a on sam pewnie nie zdając sobie z tego sprawy przyszedł jej na ratunek.
Przecież nigdy by tego nie zrobił. Mógł wiele mówić, jednak z słów do czynów raczej by nie przeszedł. Wychodził z założenia, że każdy powinien dbać o swój interes sam. Bo jak ktoś mu pomoże, to skąd ten drugi się nauczy jak sobie radzić? Nie będzie nikogo prowadzić za rączkę. Nie jest jakąś pieprzoną niańką, prawda? Tak szczerze, kto tego nie lubił? Pół żart, pół serio. Czasem można powiedzieć prawdę, nie zważając na to czy ktoś to dostrzeże czy nie. To był jeden z uroków. Poza tym, denerwowanie drugiej osoby jest takie zabawne! Na moment skupiasz się na drugiej osoby a jak widzisz, że twoje słowa działają... Brniesz w to dalej. Ale w końcu trzeba zachować twarz, prawda? Dlatego żadne o tym nie mówiło i nie przyznawała się do tego, bo wiedziało co to oznacza. Pewien dyskomfort. Wciąż będąc na krześle, przysunął się do niej, co wyglądało komicznie. Jak mały chłopiec, któremu się nie chciało ruszyć i użyć nieco siły aby przenieść się w inne miejsce. Bo lepsze jest szuranie, czy też skakanie na krześle. Uśmiechnął się do niej, opierając podbródek na dłoniach. Pizza nie była istotna, bo nie był głodny. Nigdy nie mieszaj żarcia z piciem! Taka jego zasada, którą kiedyś sobie stworzył. -Nadzieja matką głupich, Lexi. Pamiętasz?-Uniósł lekko brwi, wciąż dokładnie jej się przyglądając. Zapomniał jak wyglądała, jaki ma zapach, próbuje sobie przypomnieć jej dotyk czy smak ust. Zero. Nic. Złapał jeden z kosmyków jej włosów, a że siedział obok nie było to trudne. -Daj mi się pobawić najpierw. Stwórzmy jakieś pozory...-Powiedział, podnosząc wzrok na dziewczynę. Będzie fajnie. Oczywiście, to nie miało większego znaczenia. Zwykły kaprys chłopaka, który już zapomniał jak to jest. Być. A wiedział, że mogą sobie na to pozwolić. Ich relacja była prosta. Nieograniczona żadnymi obietnicami. Nie zabierał się za desperatki, więc niech szybko zmieni nastawienie. Takie to najtrudniej zadowolić, bo same nie do końca wiedziały czego chcą. Ni to najpierw chce, bo w końcu jest zdesperowana, że gotowa jest zrobić wszystko. Jednak gdy przychodzi co do czego, wycofuje się bo jednak nie jest to o czym tak zawzięcie myślały.
Zacznijmy od tego, że Alexis by się nie dała za rączkę prawdzić przecież. A nawet, gdyby ktoś próowal ją ciągnąć za rękę, to pewnie by mu ją pogryzła tak, że zostałby ślady, żeby tylko ją puścił i dał jej żyć i radzić sobie po swojemu. Była już do tego przecież przyzwyczajona, od dziecka musiała się troszczyć sama o siebie nie nie potrzebowała teraz, żeby ktoś jej robił za jakiegoś super bodygarda czy coś. -Nadzieja matką głupich, Lexi. Pamiętasz?- och oczywistym było, że bardzo o tym dobrze wiedziała i nawet ciągle o tym pamiętała i nie zapominała. I Anthony mógłby czasem jej dokładniej posłuchać, bo nie powiedziała, że miała nadzieję, tylko że jej sobie nie robiła. Więc jak bardzo by go nie kochała tą swoją dziwną miłością którą do niego darzyła, to w to, że chłopak ją kiedyś zaskoczy kwiatami, albo obiadem przy świecach nie wierzyła. Po pierwsze nie miał kompletnie powodu by to robić. A po drugie, ona sama by tego nie chciała. Bo, niby po co jej jakiejś lamerskie kwiaty i świecie? Nie była jedną z tych lasek, które trzeba było zaciągać do łóżka takimi duperlami. Ona dobrze wiedziała, kiedy chce skończyć z kimś w łóżku, a kiedy nie i konsekwentnie to realizowała. -Daj mi się pobawić najpierw. Stwórzmy jakieś pozory...-padło z ust chłopaka, na co Alexis uniosła lekko brwi. -Pobawić? Pozory? - spytała choć w sumie na odpowiedzi jej aż tak bardzo nie zależało, a ten już po chwili trzymał kosmyk jej włosów. Spojrzała na szkalnę i zanurzyła w niej usta, nie wypijając jednak trunku do końca. Opuściła obie nogi z krzesła, na którym je opiera, tylko po to, by jedną z nich, wyzutą położyć Robertsowi na udzie i powolny, nieśpiesznym ruchem sunąc nią ku górze.
Oczywiście. Już dawno wiedział, że gdyby coś takiego zrobił, dostałby po twarzy. A nawet gorzej. Dlatego też się nie wychylał, bo nie ma po co. Nigdy nie przywiązywał się do ludzi, a przynajmniej się nie starał... A takie ingerowanie w życie innych wiązało się właśnie z zaangażowaniem. Był zbyt leniwy i zbyt zapatrzony w siebie aby to zrobić. Oczywiście, że ją zrozumiał. Dodał to od tak, dla przypomnienia, bo ostatnio sam się złapał na tym, że posiadał nadzieję. Na zrozumienie... Teraz wiedział, że nawet tego nie można od nikogo oczekiwać. Ba! To nawet nie było oczekiwanie, tylko niewypowiedziana prośba. Tak samo żałosna, jak ów sytuacja o której myśli... Tak, wciąż nie mogła wyjść z jego głowy i irytował się coraz bardziej kiedy do tego wracał. A czemu tak było? Bo to było nic, a i tak nie można się było na to zdobyć. Pieprzona księżniczka, która myśli, że to ona jest jedyną poszkodowaną na tym świecie. Pewnie jeszcze rozpowiada wszystkim swoim przyjaciołom, którzy nagle się pojawili, co takiego narobił. Z czego to nie była nawet jego cholerna wina! Za dużo myślisz, Anthony. Naprawdę, za dużo. Już to przerabiali, to że nie miał powodów i nigdy by tego nie zrobił, bo to do niego niepodobne. Tylko raz kupił kobiecie kwiaty i był to pogrzeb jego matki. Uroczo, prawda? Dlatego nie ma potrzeby dalej tego kontynuować. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy jej noga wylądowała na jego udzie. A on po prostu przysunął jej krzesło jeszcze bliżej, coby ułatwić jej zadanie, w postaci bawienia się nim. Nie odpowiedział, bo nie musiał. Zapewne doskonale wiedziała, o co chodziło, tylko jeszcze tego nie uświadomiła. Był zmęczony... A gdzie indziej mógł znaleźć ukojenie jak nie w Alexis? Osoba, która choć nie była przy nim, wciąż gdzieś się tam kryła. Czemu z tego nie skorzystać i na moment zapomnieć?
/przepraszam, że tak długo nie było odpisu! nie bij xD
Och, Lexi wiedziała, że Roberts prędzej czy później znajdzie damę swojego serca, która zawładnie jego życiem i światem i dla której nawet kupi kwiaty. Wątpiła tylko w to, czy nastąpi to w tym jego wcieleniu. Bardzo prawdopodobnym mógł być fakt, że się myliła. Trzeba jednak podchodzić do życia z większym optymizmem. Albo chociaż z jego odrobiną. Bo nawet tak świetny ślizgon jak ona posiadała w sobie trochę pokładów optymizmu. Kiedy Anthony przysunął krzesło z nią bliżej z jej warg wydobył się krótki i gardłowy śmiech. W liczbie pojedynczej, bo trwał ułamek sekundy prawie i spowodowany był tym, że Alexis nie spodziewała się tego posunięcia ze strony Anthonego. Zaśmiała się więc wtedy, gdy skończyła uśmiech ten pozostał na jej wargach. Ją i Robertsa łączyła szczególna więź. Próbowali być przyjaciółmi i przez chwilę może im to nawet wychodziło. Ale brak umiejętności w relacjach międzyludzkich i niechęć do przywiązania uniemożliwiłam im kontynuowanie znajomość w ten sposób. Znaleźli jednak inny. Bo jak się okazało, ich ciała zgrywały się idealnie. -Tęskniłeś Roberts, co? - spytała pochylając się w jego stronę. Dzieliły ich milimetry, a ona siedziała już na tyle blisko, że jej dłonie mogły spokojnie wodzić po bokach jego ciała. Cholerne oparcie krzesła przeszkadzało jednak w tym, by dotknąć jego torsu. Nie było jednak problem, by złapała za brzegi jego koszulki i zaczęła ciągnąć ją w górę, by pozbawić go tego niepotrzebnego ubioru.
Nigdy... Nikt... Nie będzie miał w posiadaniu jego życia. Nawet jeżeli od tego zależałoby wszystko. Nie będzie wracał do tego tematu, bo jego też przerabiali. Tak samo i on mówił o jej przypadku. W końcu nie będzie zimną, niedostępną suką do końca swojego życia. Jemu już dawno została wyznaczona samotność, co lubi. Od czasu do czasu zabawi się, poszaleje ale był bombą, nigdy nie wiesz kiedy wybuchnie, pochłaniając przy okazji niewinne istnienia. Uwielbiał tę nieprzewidywalność. A optymizm już dawno został przysłonięty przez realizm. Super. Uwielbiał śmiech, szczególnie kobiet. A ten był naturalny, wywołany chwilą i zapewne nie był planowany. Uśmiechnął się do siebie i położył dłoń na jej policzku, jakby chciał aby znowu to zrobiła. Znowu i znowu. To co ich łączyło zawsze go dziwiło... Uwielbiał ją, ale pewnie zabiłby przy najbliższej okazji... Bo nie wytrzymaliby długo razem. A Alexis nie powstrzymywałaby się przed ukróceniem jego żywota, gdyby szło jej to na rękę... Przynajmniej takie wrażenie dawała. Ale on wiedział, że ona go skrycie kochała, a jak! Zaśmiał się i pokręcił głową.-Jak cholera!-Mruknął i spojrzał na nią. Doskonale wiedziała, że nigdy nie pozna jego myśli w stu procentach. Dlatego też nie wiadomo czy naprawdę tęsknił, czy nie, czy nawet było to coś po środku. Czy cokolwiek czuł? Pozwolił jej zdjąć z niego koszulkę, przy okazji pozbawiając go wszelkiej ochrony przed nią. Kto by tam chciał się bronić, co? Zaśmiał się, nigdy nie owijała w bawełnę i bardzo dobrze. Jego klatka unosiła się nierówno. Nie wiedział, czy byłby wstanie dłużej wytrzymać i bezceremonialnie zszedł z krzesła i je odrzucił. Chwycił ją w pasie i uniósł, sadzając na stoliku, z którego wcześniej zrzucił rzeczy, które tam były. Potem się posprząta. Oparł ręce na stoliku, po obu stronach dziewczyny i nachylił się nad nią.-Podziwiać mnie możesz równie dobrze z bliska.-Mruknął tuż nad jej wargami. Uśmiechnął się szeroko, prawie jak chłopczyk, którym gdzieś wewnątrz jeszcze jest.