Świetne miejsce, zarówno na kameralne spotkanie przy ognisku z kilkoma znajomymi, jak i na zorganizowanie licznie uczęszczanej imprezy plenerowej. Zarządca parku jest wyjątkowo miłym człowiekiem i ochoczo przystaje na wszelkie propozycje ożywienia parku i przyciągnięcia do niego jak największej ilości młodych, energicznych ludzi, dlatego warto do niego zagadać!
szycie strojów:
Szycie strojów
Tradycyjne świętowanie oznacza też tradycyjne stroje! Skrzaty starają się uwijać jak najszybciej ze wszystkimi swoimi obowiązkami, a magiczne maszyny aż parują od prędkości, z jaką przerabiają materiał. Każdy uczestnik Beltane może zgłosić się po tradycyjny strój dla siebie, ale to nie wszystko! Czarodzieje zachęcani są do samodzielnych prób szycia! Materiały, wzory i sprzęt jest dostępny dla każdego, kto chciałby stworzyć sobie swój własny strój.
Rzut k6 jeżeli zgłaszasz się po strój:
Parzysta Jest dokładnie taki, jakim go zamówiłeś! Krój, wymiary i materiał się zgadzają, możesz go zabrać ze sobą, by czekał na Beltane! 1 Całkowicie pomylili twoje rozmiary! Czy to sukienka czy koszula i spodnie, wszystko z ciebie spada, jakby było zrobione na trzech takich jak ty! Przygotuj się lepiej na poprawki na miejscu i dużo szpilek! 3 Wymiary są dobre, to prawda... Tylko rodzaj się nie zgadza. Jeżeli chciałeś sukienkę, dostałeś koszulę i spodnie. Jeżeli chciałeś koszulę i spodnie, dostałeś sukienkę. Możesz je przyjąć, a możesz spróbować zawalczyć o swoje!
Rzut k6 czy ci się udało:
Parzysta - udaje ci się wyperswadować, że to skrzaty pomyliły zamówienie. Ustaw się, zaraz zaczną szycie na tobie właściwego kroju! Nieparzysta - jak się chciało co się chciało, to trzeba było dobrze zamówić. Nie umiałeś zamówić? Lepiej siadaj do szycia!
5 Tak, figurujesz w zamówieniu i to wykonanym ale... Ktoś musiał podwędzić ci twój strój. Z zapisków wychodzi, że zabrał go chwilę przed tobą.
Rzut k6 na to, co się stanie:
Parzysta - niestety, ktokolwiek przywłaszczył sobie twój strój, już dawno zniknął. Możesz albo poprosić skrzaty, żeby uszyli teraz jeszcze jeden strój, albo samemu do tego przysiąść. Nieparzysta - gagatek wciąż tutaj jest! I widzisz, jak próbuje komuś opchnąć za galeony twój strój! Działaj szybko!
Rzut k6 jeżeli szyjesz strój:
1 Musisz się nieźle nachodzić za właściwym materiałem, nigdzie nie widzisz takiego, jaki sobie wymarzyłeś!
Rzut k6, czy udało ci się znaleźć:
Parzysta - w końcu trafiasz na właściwe wzorki u innego czarodzieja, który chętnie dzieli się materiałem. Nieparzysta - choć bardzo się starasz, nigdzie nie możesz wypatrzeć tego wzoru! Musisz zadowolić się czymś innym.
2 Wśród zwojów materiału znajdujesz (na)strojny wianek, zostawiony przy komplecie różnych wzorów i tkanin, świetnie do siebie pasujących, a właściciela nigdzie nie widać. Znalezione nie kradzione, prawda? Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 3 Zebrałeś wszystkie potrzebne wzorce pod wycinanie elementów i masz pozbierane materiały. W trakcie szycia parę rzeczy ci nie gra, ale nie kwestionujesz idąc za ideą "trust the process". Cóż, ten proces doprowadził cię do tego, że jeżeli chciałeś koszulę, skończyłeś z sukienką i na odwrót. Może ktoś będzie chciał się z tobą wymienić? 4 Gdy wybierasz materiały, zauważasz różne notatki pozostawione przez kogoś, kto zdecydowanie musiał interesować się modą. Kilka rolek tkaniny jest opisana jako "ładne", "zupełnie nienastrojowe", "oddające ducha wiosny", a jedno z nich "do tego będzie pasować ta biżuteria". Jak widać nie dość, że znawca mody to jeszcze musi mu się przelewać, bo z dobroci serca zostawił kolczyki z króliczkiem! Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 5 Twoja maszyna zdaje się wyjątkowo oburzona tym, jak długo musi pracować! W pewnym momencie zupełnie się buntuje i przestaje pracować, blokując twój strój pod igłą.
Rzuć k6 na odzyskanie materiału:
Parzysta - udaje ci się przekonać niepocieszony sprzęt, żeby jeszcze raz ruszył igłą i oddał ci twoją pracę! Dobrze, że byłeś już w połowie szycia, teraz ręczne dokończenie tego nie będzie aż tak trudne. Nieparzysta - siłujesz się z maszyną o materiał, aż w końcu ten cały się rwie! No nieźle... Teraz nie masz ani swojej pracy ani maszyny i musisz zaczynać z igłą i nitką w rękach od zera!
6 Musiałeś wyjątkowo wkupić się w przyjaźń skrzatów, bo mimo masy roboty znajdują czas, żeby co jakiś czas podejść do ciebie i ci coś podpowiedzieć. Cała praca przychodzi ci bardzo przyjemnie i sprawnie.
Joshua chyba naprawdę by spanikował jakby Filip odwalił mu taką scenę. Nie wiedziałby ani co powiedzieć ani jak się zachować! A tak swoją drogą, skoro Stone był kilka razy w związku z mężczyzną i się z tym nie krył, to dlaczego bał się, że związek z Williamsem wyjdzie na jaw? W końcu jego „funfle” musieli o tym wiedzieć, a Hogwart to Hogwart. W każdej szkole liczyły się plotki, lecz czy warto było się nimi przejmować? - Skarbów, Stone, skarbów! – zaśmiał się, zerkając na chłopaka. Przydałoby się tu jakieś ognisko. Wtedy na pewno byłoby im cieplej! Joshua jednak był zbyt pochłonięty szukaniem skręta, aby pomyśleć jeszcze o zadbaniu o ich wygodę. Och, nie zemdlał ze strachu! Przecież był odważny. Może ból, może stracił za dużo krwi? Hę?! To poważna sytuacja! Nie wolno tak prędko oceniać! Och, został pocałowany, bo sam w sobie był uroczy, a jego czupryna zajmowała więcej niż głowa! Mógłby za nią też ciągać, skoro tak woli. Tu nie było nic słodkiego, raczej zaczepnego. - Uważaj, bo zacznę być zazdrosny, jak opowiesz o swoim bujnym życiu byłych. – rzekł. Ukłuło go gdzieś w okolicach serca i zdziwiło go to uczucie. Może dlatego tak naprawdę nie lubił Laili? Bo był zazdrosny? Skoro ona mogła się zakochać w Filipie, to dlaczego Joshua miał w sobie tą dziwną blokadę, której nie potrafił znieść? - Randki są zbyt intymne, tworzą zobowiązania, a one są raczej zbędne. – odpowiedział szczerze, chociaż nie wiedział, dlaczego go nie okłamał. Może powinien powiedzieć, że chodził na miliony randek? W końcu jego kontakty intymne na pewno nie były dziewicze. Jednak romantyzm nie grał z Joshua pierwszych skrzypiec, więc chyba biedny Filip nie miał na co liczyć! Wspólne palenie skręta w tym parku było najbardziej romantyczną rzeczą, na jaką było go stać. W końcu zimno otulało ich ciała, przytuleni trzęśli się wspólnie. Czy to nie było urocze? Po prostu rzygamy tęczą! Joshua parsknął śmiechem. Wiedział, że byli pijany, w końcu nie był w stanie stać prosto, więc musiał się opierać o drzewo, żeby nie upaść na ziemię. - Zmieszałeś zioło i alkohol? Geniusz z Ciebie! – parsknął jeszcze głośniej śmiechem. Dziwił się, że Filip w ogóle nie padł trupem albo nie skończył rzygając pod siebie. Aż chciał się spytać, czy cokolwiek pamiętał (i czy trzeba to powtórzyć huehue), ale zatrzymał język za zębami. Na moment! Kręcił głową z niedowierzaniem. Myślał, że w tym związku to on tylko grzeszy, a Filip okazuje się całkiem niegrzecznym chłopcem! - Wiem, gdzie trzymać takie skarby – odpowiedział, wciąż nie wierząc w to co usłyszał. Wciągnął powietrze do płuc, a następnie wolno wypuścił. Wtedy dopiero zapalił skręta, rozkoszując się jego nietuzinkowym smakiem. Podał go Filipowi. Trzymał jeszcze powietrze w płucach, do czasu aż spojrzał na chłopaka, czy odpowiednio pali skręta. - Pal, pal, może będziesz łatwiejszy
No pewnie, jego psiapsiółki i psiapsiale wiedzieli, że Filip gustuje i w dziewczynach, i chłopakach i nie mieli mu tego za złe. No weźcie, nawet River był bi. I jego brat. W ogóle to prawie wszyscy byli tam otwarci! Tylko Percival i Cameron byli takimi zagorzałymi heterykiem, choć co do tego ostatniego nie mam zbytnio pewności, zwłaszcza, że próbuje mi odbić Elliotta, ale to inna sprawa. Ale żaden z kumpli Filipa chyba nigdy nie był tak na poważnie z facetem. Powiedzieć "płeć nie ma dla mnie znaczenie" to jedno, ale przespać się z drugim chłopakiem to co innego. Powiało troszkę hipokryzją, ale co tam. -Och, przecież jestem tutaj- wyszczerzył zęby w uśmiechu i dał mu kuksańca w ramię. -Wystarczy powiedzieć- palnął głupio, z czego jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawę. Ale, jak teraz Joshua zażąda by na golasa przebiegł przez park to co? Filip nie będzie mógł odmówić! To by godziło w jego męską dumę, hłe hłe. -Słusznie. W sumie mógłbym ci opowiedzieć o takim jednym, który... ach- westchnął głęboko, chcąc się z nim trochę podroczyć. Tylko nie wiedział, że Jezus może się o to faktycznie wkurzyć. Przecież przeszłości nie da się zmienić! Nic się na nią nie poradzi. A zresztą, liczyło się tu i teraz, a tu i teraz był z Joshuą i tym się należy cieszyć, o. -A więc uważasz, że randki są bardziej intymne niż seks?- zapytał, unosząc do góry brew, po czym zmarszczył się nieznacznie. Nie rozumiał ludzi takich, jak Joshua, którzy bzykali się z kim popadnie, ale gdy przychodziło co do czego, nie potrafili nic zrobić. -Wydaje mi się, że jeśli zrobisz komuś dziecko, będzie to większe zobowiązanie niż rachunek w knajpie- wzruszył ramionami, siadając na ławce bokiem, kolana podciągając pod siebie. -No bo wiesz, Percival chciał się napić. Nie wypadało odmówić. No i te skręty od Cezara...- wywrócił oczyma, przyglądając się, jak chłopak zapala papierosa, a potem sam go od niego wziął. Nie umiał tworzyć z dymu żadnych wzorków, ani nic, kiepski w tym był. Ale palić umiał, nie był dzieckiem, co nie? Heeeeloł. -Wiedziałem- parsknął, zaciągając się. -Chodzi tylko o jedno- i z uśmiechem objął kark chłopaka, przyciągając go do siebie i całując krótko. -Ale to musiałyby być super hiper papierosy, bo nie jestem łatwy- wyszczerzył zęby w uśmiechu i oddał mu skręta. Jak romantycznie! Będą palić na zmianę.
Hipokryzja aż tu tańczy kankana! Nie przejmował się zdaniem bliskich, lecz obcych mu ludzi tak? Można uważać, że taka bliskość jak seks jest potwierdzeniem danej orientacji, lecz po co robić tu takie wielkie halo? Filip nadal miał mentalność żelaznej dziewicy i to mogło poważnie przestraszyć Joshuę. Byli swoimi przeciwieństwami. Czyste szaleństwo! - I co spełnisz każde moje życzenie, księżniczko? – spytał, chociaż tak naprawdę w ustach Australijczyka brzmiało to naprawdę niebezpiecznie! Kto wie co się kryło w jego głowie? Mógł go tak naprawdę poprosić o wszystko. Włącznie z lataniem z gołym tyłkiem po parku. Jednak w tej kwestii mógł czuć się bezpiecznie. W końcu części intymne chłopaka tylko on powinien widzieć. Chyba że znów będą mieć numerek w miejscu publicznym! Olał uwagę o jakimś innym, nie mogąc pozwolić sobie, aby to dziwne uczucie otuliło jego ciało! - Na randkach mówisz te wszystkie dyrdymały, dajesz znać, że jesteś zainteresowany cholernym związkiem i druga strona ma prawo żądać wierności i wyznawania swoich filozofii pod tytułem, a na starość będziemy pić tylko zieloną herbatę i chodzić za rączkę. Seks to umowa, która jest rozwiązywana, gdy nadejdzie przyjemność. – to co mówił Joshua było bardzo przykre. Dlaczego aż tak nie wierzył w miłość? Zaśmiał się głośno. - Och, tak Filip, robiłeś test ciążowy? – spytał wyraźnie zmartwiony. Przecież w świecie czarodziejów trudno było o ciążę, gdy z kobietą było wszystko w porządku. Wtedy brała te szalone eliksiry raz na miesiąc bądź każdego poranka i było bez krzyku! Joshua ani razu nie wpadł. A może o tym nie wiedział? - Przynajmniej w końcu byłeś wyluzowany! – dał mu mocną jaskółkę w bok. Nie wiedział, jak powinien odpowiednio odprężyć Filipa. Miał mu powiedzieć, że świat się zaraz skończy i musi zrobić coś konkretnego? Jakie byłoby jego ostatnie życzenie? Zioło było mocne, cholernie mocne. Joshua już czuł jego odprężające działanie. Jego mięśnie momentalnie się rozluźniły. Już miał na twarzy szeroki uśmiech. Ponownie zaciągnął, ale nie wypuszczał tym razem powietrza. Przyległ ustami do warg chłopaka, całując go po studencku. Może przez takiego shota jeszcze bardziej się spali, kto wie?
-A co, jesteś moim księciem?- odparł, jakże inteligentnie, wpatrując się w niego bez przerwy. Patrzcie, patrzcie, Joshua go chyba zahipnotyzował! Miał jednak szczerą nadzieję, że Jezus nie każe mu wyskakiwać z ubrań i biegać wokół parku, bo było cholernie zimno. To po pierwsze. A po drugie to chyba serio był taką mentalną dziewicą, bo wstydził się pokazywać nago komukolwiek. Rety, to było takie krępujące! Jeśli seks można by było uprawiać w ubraniach to Filip mógłby się kochać bez przerwy. -Ale to wszystko na pierwszej randce? Chyba trochę przesadzasz. To, że się z kimś spotykasz nie oznacza, że będziecie razem do końca życia, ani nic. Jak kogoś pocałujesz to nie składasz mu ślubnej przysięgi, ani nic. Przynajmniej ja tego od ciebie nie oczekuję. Żeby nie było- pokiwał z powagą głową, gdy już Jezus się wygadał. -Zresztą, z facetami jest łatwiej. Bo oni niczego od ciebie nie wymagają. Chodzi tylko o to, by się dobrze zabawić, co nie?- wzruszył lekko ramionami. Serio uważał, że związek z drugim chłopakiem jest prostszy i przyjemniejszy, przynajmniej na krótką metę. Bo, co jak za kilka lat Filipa olśni i będzie chciał być ojcem? Cóż, Joshua mu dzieci nie da, to pewne. Ani żaden inny facet. Ale teraz, gdy w ogóle o tym nie myślał, liczyła się zwykła przyjemność, imprezy, alkohol i to, że miał się do kogoś poprzytulać, jak nikt inny nie chciał. -To dziecko miałoby przekichane- parsknął śmiechem, próbując wyobrazić sobie, co by im wyszło. Na pewno syn! Tworzyliby ultra gejowską rodzinkę, a ich potomek byłby najprzystojniejszy, najmądrzejszy i najszybszy na boisku. To wszystko oczywiście po tym lepszym tatusiu, czyli Filipie, żeby nie było wątpliwości. Za to po Jezusie mógłby odziedziczyć wrodzy talent do bycia wrednym i zimnym, jak lód, a rzucanie ciętych ripost i świńskich kawałów przychodziłoby mu z łatwością. Objął chłopaka mocniej, wbijając delikatnie paznokcie w jego kark, by potem zacząć go głaskać powoli. Wczesał palce jednej dłoni w jego włosy i pociągnął za nie lekko, odsuwając się nieznacznie, by zaczerpnąć powietrza. Potem przygryzł dolną wargę chłopaka i pociągnął ją zaczepnie.
-Najprawdziwszym, powinieneś spełniać moje życzenia! – prychnął jak zadufany w sobie książę. Rzeczywiście chyba się już zakochał! Biedny Joshua, co on miał powiedzieć? Że jak na razie nie czuje nic oprócz podniecenia? Czasami wydawało mi się, że jest uczuciowym kamieniem. Nie ruszało go zbyt wiele. Płakał tylko jak był mały i prosił mamę o mleko. Naprawdę brakowało w nim jakichkolwiek uczuć. Joshua nie miałby problemu zdradzić Stone, a potem kłamać mu w żywe oczy, że jest wierny jak pies. Szkoda, że podczas cieczki owe zwierzątko zamienia się w seksualną bestie. - Co mi zaproponujesz? – spytał, siadając sobie wygodniej. Teraz wszystko nabierało ostrości. Słyszał każdy szelest liści i było mu po prostu wspaniale. Wiatr, który wcześniej oziębiał jego organizm, teraz zaczął sprawiać mu przyjemność. Uśmiechał się jak głupi. Przestał nawet słuchać Filipa. Bo co miał mu powiedzieć, że nie zrozumie, bo należy do tego zacnego grona, który po pierwszym seksie wyobraża sobie ich wspólne dziecko? Czuł, jak bardzo wkręcił się Filip, a jego wcale nic nie ruszało. I to go zaczynało boleć! Ale nie teraz, teraz był odprężony przez zioło i nieco… zamulony. Słyszał jak przez echo słowa Filipa. „Chodzi tylko o dobrą zabawę” – nie wierzył w to! Czy naprawdę Filip tak powiedział? Aż uśmiechnął się do niego. - Tak, tylko o dobrą zabawę, tylko o to – rzekł dość nieświadomie, sprowadzając tym samym pewnie Stone na ziemię. Teraz był pod wpływem, nie liczyło się już nic. Nie kontrolował się, może to i lepiej? Był szczery do szpiku kości. Wstał z ławki, czując jak nogi dziwnie stają na ziemi. Ostrożnie oderwał jedną, potem drugą, rozumiejąc, że jest coś nie tak! Chyba nie miał kości. Wtedy Filip mówił o ich dziecko. Na Merlina, jakim dziecku? Joshua nie wyobrażał sobie być w ciąży, a nie chwileczkę, to nie było możliwe! Z resztą, to za odpowiedzialnego dla niego plany. Dobrze, że żaden z nich nie mógł zostać mamusią, bo takie gadanie na pewno speszyłoby Joshuę. Zaraz został pociągnięty przez Filipa, chwilę potem go przytulił. Zaczął go całować jak opętany, nie mogąc się powstrzymać. Co z tego, że nie miał kości w nogach! Gdy oderwali się od siebie na chwilkę, zaczerpnął powietrza. Nono, Filip, gryzący wargę? Ktoś tu staje się menskim mężczyznom! Joshua się zaśmiał. - Mam dziś urodziny, jaki masz dla mnie prezent? – spytał. Oczywiście to było kłamstwo! Chciał, aby Stone sam z siebie sprawił tylko jemu przyjemność, aby przejął kontrolę. W końcu był dużym chłopcem. Joshua czekał, a na jego twarzy krył się figlarny uśmieszek. Och, w tym parku było dużo drzew!
-Chyba odwrotnie- prychnął. -To książę powinien spełniać zachcianki księżniczki, tak jak w bajkach. Co z tego, że życie to nie bajka? A Joshua prawdopodobnie wcale nie jest jego księciem? Rety, to takie dziwne. Oni obaj chyba nie traktowali tego związku poważanie, raczej jako coś chwilowego i przelotnego. Zabawnie będzie, jak na ironię, nie zerwą nigdy. To by dopiero było coś. Ale z drugiej strony to wcale nie jest takie niemożliwe, jak się wszystkim mogło wydawać. Niby byli różni, jak słońce i deszczówka, ale w pewnych kwestiach się ze sobą zgadzali. Na przykład obaj zakładali, że skoro ich związek nie potrwa długo to trzeba się dobrze zabawić. No i żaden nie wymagał od drugiego jakiś wielkich deklaracji. -Tobie? Hłe hłe, co tylko byś chciał- uśmiechnął się łobuzersko. Tak trochę, jak stary zboczeniec, który chce zagonić małe dziewczynki w krzaki. Niedobry Fifi, niedobry! Na Merlina, o czym ja w ogóle myślę? Przecież Filip nie jest zboczony, ani trochę! Daleko mu było do takiego Jezusa, na przykład. -Co ty odpierdalasz?- zmarszczył brwi, przyglądając się chłopakowi. Joshua chciał tańczyć? Zapowiadało się ciekawie! Filip chętnie by popatrzył, jak Jezus wygina śmiało ciało. Śmiało, zwłaszcza, ze był już lekko zjarany i stanie nie wychodziło mu zbyt dobrze. Nie mówiąc już o niczym innym! -Masz zamiar tańczyć?- zapytał i roześmiał się głośno, spuszczając nogi luźno na ziemię. Kompletnie zatracił się w tym pocałunku, który zresztą sam zainicjował. Był z siebie niemalże dumny! Bo Jezusowi chyba się podobało, jak sądził Filip po sposobie w jaki go obejmował i całował. Przytrzymał go za ramię, gdy chłopak się od niego odsunął, by nie upadł przypadkiem, a następnie położył ręce na jego biodrach i pewnie przyciągnął do siebie, tak, że teraz Australijczyk stał między nogami Filipa. Hłe hłe, nieważne, jak dziwnie to brzmi. -Ja jestem prezentem- wyszczerzył zęby w głupkowatym uśmiechu, który ani trochę nie był uwodzicielski. Dajcie spokój! Filip i uwodzicielskie cokolwiek? Nie w tym życiu! Ale w książkach, które czytywała jego matka, a które czasem jej podbierał kobiety zazwyczaj rzucały takimi tekstami i dodawały "rozpakuj mnie". Serio, nie chcecie wiedzieć, co czyta pani Filipowa. Objął go mocniej, jedną ręką unosząc do góry materiał swetra i cienkiej czerwonej koszulki. Co Joshua miał z tym czerwonym? Filip będzie musiał go kiedyś o to zapytać, ale nie dziś. Pocałował go krótko w okolicach pępka, a potem jeszcze raz i znów, łaskocząc przy tym jego skórę oddechem. Gdy już oderwał się od jego brzucha, wstał i wciąż obejmując chłopaka jednym ramieniem pocałował go w szyję, usta i oba policzki, podczas gdy jego wolna ręka wsunęła się pod tą czerwoną koszulkę i wylądowała na piersi drugiego chłopaka. Otarł się o niego, raczej w jednoznaczny sposób, wsuwając kolano między nogi chłopaka i znów siadając na ławce, ciągnąc przy tym Joshuę na siebie.
Hipokryzja, hipokryzja! Och, ratunku, pięknego słowo sierpnia, które wkrada się i w smutny dla co poniektórych wrzesień. Joshua nie chciał słyszeć żadnego sprzeciwu. Przecież miało być tak jak on powiedział. Skoro miał urodziny, to chyba Filip byłby wykazać jakąkolwiek inicjatywę? Życie nie jest bajką i niestety nigdy nie będzie. Nawet o tym śpiewała Doda, a skoro taka bystra kobieta na to wpadła, to my też powinniśmy. Nie było tu ani zamku ani wielkich tytułów. Chyba, że nadanych przez Obserwatora, ale to też był pic na wodę. Żyli w paskudnej rzeczywistości, w której panowały brutalne zasady. Takie które psuły szczęście w jednym ułamku sekundy jak pryśnięcie bańki mydlanej. Joshua należał do ludzi z trudnym charakterem. Nie potrafił istnieć w przesłodzonym świecie, w którym wszyscy się przytulają i mówią komplementy. Williams w ogóle chyba nigdy nie pogratulował komuś stroju czy talentu. Bo i po co? Skoro to kupił, to wie, ze to jest zajebiste i tyle w temacie. Filip powoli zaczynał go drażnić. Nie potrafił tego wytłumaczyć. Zauważył, że zachowuje się jak zakochany gówniarz. Ponadto Williams był mistrzem w odpychaniu od siebie osób, dla których stawał się kimś wyjątkowym. Jednak nie ma tak łatwo. Wszystko nabierało dziwnych kształtów, zwłaszcza na zjaraniu. Odsunął się od Filipa. Gdy zioło działało na jego organizm, nie liczyły się tak naprawdę słowa innych. One odbijały się gdzieś tam echem w głowie. Naprawdę przeszkadzały mu te nogi. Czuł jakby mięśnie rozchylały się na boki, a on chodził za pomocą dziwnej, nadprzyrodzonej siły. Co Ty odpierdalasz? Nie wiedział. Chodził, chociaż nie potrafił chodzić. Czuł się jak małe dziecko dopiero poznające tajniki poruszania się. Ledwo przeszedł dwa kroki, a już uważał to za niesamowity wyczyn. Nie miał zamiaru tańczyć. Nie wiedział, jak powinien powiedzieć to wszystko Filipowi. I nie mowa tu tylko o nogach. W ogóle czy Williams zawsze powinien obrywać w dolne kończyny?! Ja jestem prezentem Całą altanę wypełnił głuchy śmiech. A chłopak nie potrafił się opanować. Stał oddalony od Filipa i patrząc mu prosto w oczy, śmiał się do rozpuku. Mogło to ugodzić w chłopaka. Ich związek był w zasadzie dziwny. Pozostaje jedno pytanie – czy zostali przyjaciółmi do łóżka, czy też obiecywali sobie wierność aż do śmierci? Joshua nie pamiętał. - Nie widzę żadnej cholernej kokardy, Stone – odpowiedział w końcu, przyglądając mu się bliżej. W co oni grali? W Boże Narodzenie? Joshua wymagał od niego większego czynu niż „zaopiekuj się mną”. Nie był ani niańką ani jakimś jego seksualnym opiekunem. Odepchnął Filipa gwałtownie znowu na ławkę. Nie pozwolił się ani całować ani dotykać. Miał urodziny, to było jego święto. Dlaczego więc Stone uznał, że na nie chciałby otrzymać seks? Czy był aż tak ograniczony? - Przestań zachowywać się jak pierdolona ciota! – wrzasnął, a głos odbijał się od drewnianych ścian altany. Jabłko Adama zaczęło drgać pod wpływem złości. – Jestem prezentem, mam Cię rozpakować, zaopiekować się Tobą i utulić do snu? Nie jesteś małym dzieckiem, Stone! – warknął, patrząc mu prosto w oczy, a następnie jednym kopniakiem przewalił ławkę, która stała tuż obok niego. Oczywiście na niej nie siedział Filip! - Twoim zdaniem jestem tak naprawdę ograniczony, że jedyne czego od Ciebie oczekuje to seks? Jesteś skończonym hipokrytą, najpierw każesz mi siebie zabierać na jebane randki, a teraz podkładasz się na talerzu jak jakaś totalna ciota. Co mam Cię wyruchać, wyjść, żebyś potem mógł jęczeć jakie masz okropne życie? Przeze mnie, Lailę? – jeszcze raz krzyknął, lecz tym razem już nie patrzył na Filipa. Miał dosyć, nosz kurde miał dosyć.
No dobra, tego się nie spodziewał. Liczył raczej na jakiś cichy jęk (albo i głośny), czy coś w tym stylu. Jak widać, jego technika całowania pozostawiała wiele do życzenia, bo Jezusowi się nie podobało. Wielki smutek. Filip wpatrywał się w niego naprawdę zdziwiony. Zszokowany. Zły. Wściekły. Był tak bardzo, bardzo zły. I chyba trochę zawiedziony. Oho, patrzcie! Zawiódł się na Jezusie! -Kto tu zachowuje się, jak ciota?- warknął, wstając z ławki. Nie ma mowy, by teraz spojrzał na Joshuę. Chyba by się porzygał. -KTO przeleciał mnie tam, w lesie, co? I kto potem w pociągu się na mnie rzucił? Kto zaproponował mi ten głupi układ, co? Wiem, że ci nie zależy i bardzo dobrze! Przecież chodzi tylko o dobrą zabawę. To co cię obchodzi, czy będę zachowywał się, jak jakiś zniewieściały pedzio, czy nie? Nie potrzebujesz mnie tylko do jednego? Nagle zachciało ci się poważnej dyskusji, czy jak?! Błagam cię. Zachowujesz się teraz, jak kompletny hipokryta. Mówisz to wszystko- że nie chcesz seksu i tak dalej, a jednocześnie to ty zawsze byłeś tym, który zaciągał wszystkich do łóżka! Pomyśl trochę, na Merlina. W ogóle cię nie rozumiem, Joshua. Ani trochę. Jeśli chcesz poważnego związku to trzeba było nie wtykać mi języka do gardła już przy pierwszym spotkaniu! Dobra, może trochę przesadził z tym pierwszym spotkaniem, bo niby z Jezusem znali się już wcześniej, ale jednak... Nigdy nie byli sam na sam i nigdy nie zwierzali się sobie nawzajem. Daleko im było do przyjaciół. Ba, nawet do zwykłych kolegów. I to wszystko zmieniło się tak szybko, w przeciągu kilku minut. -Czego ty ode mnie chcesz, co? Najpierw gadasz, że randki nie są dla ciebie, a gdy ja chcę się... no nie wiem, jakoś DOSTOSOWAĆ do twoich oczekiwań to ty nagle zmieniasz zdanie. Gdy na serio staram się w tobie nie zakochać, bo wiem, że tego nie chcesz to ty...- uniósł ręce do góry, a potem opuścił je gwałtownie i kopnął w drewnianą kolumnę. -Nawet nie wspominaj o Laili. Ona nie ma tu nic do rzeczy, z nią to było coś zupełnie innego- teraz już wręcz warczał. I złapał się na tym, że jego serce nie wali już tak szybko, jak wcześniej, gdy wystarczyło jedynie wspomnieć imię Puchonki, by doprowadzić go do zawału. -Chciałem po prostu pocałować mojego chłopaka- powiedział dobitnie, ostatnie dwa słowa wyraźnie akcentując. -Ale dla ciebie to oznacza jedno! Przepraszam jeśli cię uraziłem- dodał, nieco sarkastycznie, krzywiąc się lekko. -Następnym razem dwa razy zapytam, czy mogę zanim w ogóle cię dotknę. Dopiero teraz na niego spojrzał, wcale nie niepewnie i z ukosa, tylko prosto w twarz. Jak miał przemówić temu chłopakowi do rozumu? Jak miał się dowiedzieć, co myśli, skoro tak mało rozmawiali? -Rety, Joshua, nie siedzę w twojej głowie- powiedział wreszcie, już nieco spokojniej. Chyba nie miał już siły wrzeszczeć i się kłócić. Nie z Jezusem. -Nie wiem, o czym myślisz i czego chcesz, dopóki mi o tym nie powiesz. Hłe hłe, zabawnie będzie, jeśli teraz Joshua każe mu zwyczajnie spadać. Cóż... Filip chyba by się posłuchał. I nie wiadomo, czy by w ogóle wrócił, bo dwa razy do tej samej rzeki się nie pcha, a Filip nie miał zamiaru znowu się sparzyć. A w tym wypadku bardziej utopić. Raz nie wyszło mu z Lailą i drugi raz z Jezusem to byłoby przegięcie, zwłaszcza w tak krótkim czasie. Chyba wstąpi do zakonu.
Och, no to już była przesada! Joshua nie był tak ograniczony! Mogła o tym na pewno powiedzieć Mads. Przecież lubiła z nim spędzać czas, a mimo wszystko między nimi nie wystąpiło nigdy bliższe spotkanie. Nie musiał ze wszystkimi sypiać, aby jego życie nabrało kolorów. Może tak naprawdę chciał zadbać o psychikę Filipa i nie zostawiać go bez wianka po wielkiej zdradzie? Nie, rzeczywiście, to nie byłoby w jego stylu. Niestety zachowanie ala ciota mamy zaprezentowane u Filipa. Wpierw się drze jak małe dziecko, a potem ścisza głos, kuli uszy i stara się zrozumieć wybuch Williamsa. Nie da mu się nic wykrzyczeć! To przykre, że patrząc na swojego chłopaka, by się porzygał. Jasne, pieprzyli się w lesie jak dzikie zwierzęta niezbyt trzeźwi, ale co to zmieniało? Gdyby Filip nie chciał, to by do tego nie doszło. W zasadzie to aż dziw bierze, że znali się naprawdę kilka miesięcy, a Stone tyle o nim wiedział. Zwłaszcza że Williams rzadko kiedy mówił o sobie prawdę. Jaką miał pewność, że cokolwiek Joshua mu powiedział podczas „szczerej rozmowy” nie było kłamstwem? Kiedy tylko Filip skończył swój monolog, oberwał soczystym hakiem prosto w brzuch. Kto miał prawo wyliczać mu partnerów? Nie tknął nikogo ze swojej drużyny, bo chodziło o Puchar, nie było czas na dramaty. Więc co nadal chodziło mu o Mads albo Marcelinę? Tak! Je na pewno przeleciał, wszystkie przeleciał! - Ależ mnie znasz, Stone. – prychnął, bo to jedyne, co chciał mu powiedzieć. Nie miał zamiaru prostować jego błędnych informacji. Skąd mógł tak naprawdę wiedzieć o nim tak wiele? Ile razy miał jeszcze powiedzieć: nienawidzę związków, jestem w nim po to, bo sobie ubzdurałeś! Nawet nie obiecywał mu nic. Skąd nagle się pojawił ten poważny związek? Czy Joshua wyglądał w ogóle jakby kiedykolwiek miał chodzić z żonką za rękę, pchając wózek z trójką dzieci? Toż to czysty absurd. - Mam o niej nie wspominać, a cały czas wzdychasz i jęczysz jaki jesteś biedny, bo ona Cię zdradziła z przyjacielem, a ja ruchałem pod drzewem. Niesamowicie biedny jest ten Twój żywot. Masz wszystkie kończyny i resztkę mózgu, więc musisz się nad sobą użalać? Ile Ty w życiu straciłeś? Jedną dupeczkę? Gdyby była martwa, to bym zrozumiał, a może to z Tobą coś jest nie tak, skoro puściła się z innym? – warknął, patrząc jak Filip jest zwinięty w kłębek i zanosi się kaszlem. W końcu przywalił mu w brzuch, ech! Podszedł do niego gwałtownie, a widząc to jakim jest sierotą, miał ochotę go przytulić i powiedzieć tylko „weź się kurwa w garść”. Joshua złapał go ostro za podbródek, patrząc w oczy. Co do cholery miał mu powiedzieć? Hej, usiądźmy na altance i porozmawiajmy o naszych zmartwieniach? Tu nie było czasu na ochłonięcie. Doszliśmy znów do tego samego fragmentu, w którym Filip robi z siebie ciotę. - Od tej chwili przestajesz się nad sobą użalać, nie pamiętasz jak cię uderzyłem i zaczynasz żyć pełnią życia bez żadnych ograniczeń – szepnął, wykorzystując swoje hipnotyczne umiejętności. Ech, oczywiście chciał mu pomóc, nie robił tego dla swojej własnej wygody! Puścił jego podbródek tak że upadł na drewnianą podłogę altany, wybudzając się tym samym z hipnozy. Joshua usiadł na ławce, a następnie znów spojrzał na Filipa. - A teraz co mi powiesz? – spytał, gotowy przywalić mu jeszcze raz, odwrócić się na pięcie i po prostu wyjść. Co jak co, ale Filip nie miał prawa ciągle narzekać jaki jest biedny. Laila nie zginęła tragicznie, a życie płata różne scenariusze. Nie stracił kogoś bliskiego, bo zabrała mu to śmierć. A Joshua tak.
Ale Filip nie znał go tak dobrze, jak Mads. On nawet nie wiedział, że ta dwójka może się przyjaźnić. Bo z Mads też nie był jakoś szczególnie blisko. Była z Kanady i była fajną laską, więc Fifi z miejsca ją polubił i nawet jej książki nosił i kwiatki dawał, ale wyszło, jak wyszło. To i nawet lepiej. Bo wyobrażacie sobie Filipa z Madison? Może by w końcu zmężniał! W ogóle, to Filip i Teddra tworzyliby uroczą parkę. Ale jej to się Stone autentycznie momentami bał! Jak wtedy, gdy ugryzł ją ten wilkołak. To było STRASZNE! Hłe hłe, bo Filip był dobrym obserwatorem! Zdarzało mu się, że bezbłędnie oceniał drugą osobę, choć zamienił z nią tylko kilka słów na szkolnym korytarzu. Nasz Stone wiedział bowiem, co to mowa ciała! No i naczytał się duży kryminalistycznych powieści, a tak zawsze trzeba znaleźć mordercę! On lubił takie rzeczy. Zagadki, tajemnice- to był jego konik, tak samo jak quiditch. Ale pisarzem to on nie zostanie. Jego książka zamykałaby się pewnie w jednym rozdziale i opowiadałaby o szczęśliwej miłości chłopca do dziewczynki, gdzie wszystko kończy się ślubem i gromadką dzieci. Nie umiał pisać żadnych dramatów. Za to dramaty bardzo lubiły Filipa. Aż się zachłysnął, gdy Jezus tak nagle przywalił mu prosto w brzuch. Dobrze, że nie jadł dziś, jak świnia, bo zapewne zwymiotowałby naprawdę. I to prosto na buty Australijczyka. Niezbyt ładny widok. Chwycił się za bolący brzuch i oparł się o kolumnę, wciąż oddychając ciężko i zginając się w pół. -A ty? Kogo TY straciłeś, by prawić mi morały, co? Poza tym, powiedz mi, powiedz mi kiedy PRZY TOBIE o niej gadałem? Kiedy ci się zwierzałem, czy coś? Nie licząc tego jednego razu po pijaku, bo wtedy byłem naprawdę wcięty i nie wiedziałem, co gadam. Od tamtej pory ani razu ci się na nią nie pożaliłem. Chyba nawet nie wymówiłem na głos jej imię, więc o co ci chodzi? Myślisz, że serio wesoło mi, jak ktoś o niej wspomina? Myślisz, że lubię o niej myśleć i że sprawia mi przyjemność to, że dupczyła się z innym za moimi plecami? Otóż nie- wypali na jednym wdechu, choć nie było to takie łatwe, zwłaszcza, że brzuch wciąż go bolał. Dodatkowo Jezus rozzłościł go jeszcze bardziej wzmianką, że to z nim musi być coś nie tak, bo Filip już sam się tym wcześniej zadręczał. No bo jeśli zrobiłby to z Lailą wcześniej to na pewno by go nie zostawiła. Jeśli nie byłby tak cholernie poprawny. Tak przynajmniej mu się wydawało, bo prawda była chyba nieco inna. Nie wiem, jak działa ta cała hipnoza, ale chyba serio działa, bo Filip momentalnie zapomniał o tym, że Jezus mu przywalił. Brzuch wciąż go bolał, ale nie miał pojęcia dlaczego- pewnie zjadł coś ciężko strawnego albo nieświeżego na śniadanie i tyle. No i o czym to oni rozmawiali? Filip nie miał pojęcia. Ostatnim co pamiętał było to, że Jezus ma urodziny. -Wszystkiego najlepszego?- zagadnął niepewnie, mając nadzieję, że chłopak nie będzie zły, że o nich zapomniał! -Chyba powinienem ci coś kupić albo zabrać cię na jakieś dobre coś- wzruszył lekko ramionami, wstając... Ejej, czemu on wstawał? Ach, Filip i te jego krzywe nogi! Musiał się potknąć. Ale gafa! I to tak przy Jezusie. Otrzepał tyłek i stanął nad Jezusem, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. -Zabiorę cię na jakieś dobre ciastko! A potem możemy to oblać! Albo na odwrót. Jak wolisz! Zrobimy wszystko, na co będziesz miał ochotę- wyszczerzył zęby w uśmiechu tak szerokim, że aż rozbolała go szczęka.
Williams, właśnie kogo straciłeś? A raczej kogo zamordowałeś? Nikogo. To jedno zdanie sprawiło, że Filip przebił na wylot serce z kawałka lodu. Nie liczyły się ani dobre ciastka ani genialna kawa. Mówili wszyscy o trudnych początkach. Przekonywali, że nigdy nie powinien się poddawać i przede wszystkim obwiniać za śmierć siostry. To był wypadek. Wypadek, przez który się totalnie zmienił. Joshua znów go nie słuchał. Niezbyt przejmował się Filipem po hipnozie. Zabolały go poprzednie słowa, których nie potrafił zrozumieć. Co jeszcze powinien mu przekazać? - Wszyscy gadają, Stone. – odpowiedział krótko, a teraz Filip tak naprawdę nie zrozumie sensu tych słów. Ile trzeba wypluć jadu z siebie, aby zabić człowieka? Pół kieliszka metanolu może spowodować śmierć. Człowiek był właśnie takim alkoholem, który na odległość wydawał się nieszkodliwy. Idealnie potrafi wtapiać się w środowisko. Tak jak i metanol. Nie rozróżni się go ani po smaku ani po zapachu od czystego spirytusu. Tylko mają inne efekty uboczne. Jak ludzie. Ich toksyczność wchłania się w duszę, pozbawiając jakiegokolwiek człowieczeństwa. Zabierają za sobą dusze, serce, rozrywając je na kawałki. A potem zostaje tylko pusta plama. Traci się emocje, traci się uczucia, które niegdyś stanowiły sens egzystencji. Jak alkohol ludzie uzależniają. Wkręcają się do mózgu, robiąc z niego totalną wodę. Czasami przekładamy dobro tej drugiej osoby nad swoje. Przestajemy potrafić żyć bez niej. Codziennie rano patrzymy, czy budzimy się przy niej. Czy mnie nie zostawiła? Czy wciąż żyję? W jaki sposób powinniśmy badać toksyczność człowieka? „Toksyczność – cecha związków chemicznych polegająca na powodowaniu zaburzeń funkcji lub śmierci komórek żywych, organów lub organizmów” Joshua mruknął cicho pod nosem. Czuł się martwy od środka. - Chcę pobyć sam, może później - krótki komunikat, milimetr jadu. Nie tak chciał spędzić swoje „urodziny”. Może tak naprawdę tylko świat Alicji w Krainie Czarów zaakceptował Jezusa takim jakbym był? Mógłby codziennie obchodzić swoje nieurodziny i marzyć, bo nikt by mu tego nie zabronił. Przecież tylko wariaci byli czegoś warci.
Do tej pory nie mogła uwierzyć, że wygrali ten mecz z Hogwartem. Oni, czcigodna Kanada, mistrzami świata w rozgrywkach juniorów! I nawet Sunny dostała swoje pięć minut na boisku, choć musiała zaryzykować i walnąć tłuczkiem w Julię, mimo że w głębi czuła, iż nie powinna. Ale River do niej podał i… No musiała odbić, bo inaczej by ją zabił na miejscu! Najgorzej było się jednak odnaleźć w Hogwarcie, gdy Znikacze nadal cierpieli po swojej przegranej. A kibicujący im uczniowie potrafili dać w kość. Wszystko jednak było lepsze od Riverside i Grimes naprawdę cieszyła się z tego, że mogła się stamtąd wyrwać już na stałe. Sprawę utrudniali jednak Lunarni i wykonywane dla nich misje. Poświęcała im tyle czasu, że nabawiła się nerwicy. I co z tego, że pewnie miała ją już od dawien dawna – nabawiła się przez Farida, ot co! Spacerowała w kółko po altanie, czekając na przyjście Julii. Tak dawno się nie widziały, choć Sunny nadal była ociupinkę zdenerwowana za te narkotyki. Przed meczem rozniosłaby wszystko na miejscu, ale jednak puchar poprawił jej humor na tyle, że była w miarę opanowana.
Po meczu miała mieszane uczucia, z jednej strony przegrali ale z drugiej cieszyła się, bo przecież Sunny wygrała. Nigdy nie przejmowała się tą cała grą i wyniki, a nawet to, że dziewczyna trafiła w nią tłuczkiem na pewno nie wpłynęłoby na ich relacje. Fakt ostatnio zaczęła to wszystko brać bardziej na serio i może wiązała jakąś przyszłość z quidditchem, bo w końcu poszło jej całkiem nieźle. Na dodatek Villiers zaproponował jej miejsce w drużynie, ale związek był od tego ważniejszy i nigdy się to nie zmieni. Co prawda po meczu emocje ją trochę poniosły, zaraz po finale dowiedziała się, że jej matka nie żyje. Ostatnio działo się zdecydowanie zbyt wiele, a przecież to jeszcze nie był koniec, została ta cała akcja z Lunarnymi i właściwie wcale nie widziało jej się aby wykonywać jakiekolwiek zadania. Jednak musiała je wykonać, i tak miała już na tyle dużo czasu żeby móc wszystko zaplanować razem z Sapphire, bo przecież to jej miała w tym pomóc. Jul przypadło zajęcie się Felixem, nie znała kolesia i szczerze mówiąc nigdy go nie widziała na oczy ale cóż. Gdy dostała list od Kanadyjki ucieszyła się, ze w końcu się spotkają. Szczerze mówiąc odkąd była w Hogwarcie nie słyszała o takim miejscu jak altana, tak bardzo zainteresowana otoczeniem wow. Na początku nie wiedziała gdzie się ona znajduje jednak po jakimś czasie ją znalazła. Swoją drogą całkiem fajne miejsce, na pewno kiedyś jeszcze tu przyjdzie, choćby i na kontemplacje, którymi była zajęta przez całą drogę. Kiedy się nie spotykały przydarzyło się tyle rzeczy, sama nie wiedziała od czego zacząć. Zauważyła Sunny i od razu przyśpieszyła kroku, po chwili kiedy już stała przed nią powiedziała tylko - Hej, tęskniłam - na początku chciała ją przytulić, ale nie wiedziała czy Kanadyjka nadal jest na nią zdenerwowana, więc tylko spojrzała jej w oczy.
Gdy tylko zobaczyła Julię, całe napięcie zeszło z niej niczym powietrze z balonika. Uśmiechnęła się i przytuliła ją, bo najwyraźniej Ślizgonka nadal obawiała się wielkiego gniewu godnego Farida i trzymała dystans. - Ja też - mruknęła i pocałowała ją. Nie mogła się doczekać tego spotkania, bo przez jej humorki dość długo się nie widziały. A przecież Julia była w Mungu i był mecz i Lunarni... Tyle rzeczy się wokół działo, że nawet nie wiedziała, co ze sobą począć. Przynajmniej została w Hogwarcie i dobrze to na nią działało. W Riverside nie mogła się odnaleźć, a tutaj miała tyle zajęć, że nawet na gubienie się w myślach nie było zbyt wiele czasu. I wszystko zaskakująco zmieniało swój bieg. Przecież nienawidziła się z Watson, a teraz nagle żartowały ze sobą na temat nieszczęsnego pubu w Londynie, z którego je wykopano. Tyle chciała opowiedzieć Julii, choć nie wiedziała, jak zareaguje na picie z Charlie. Wścieknie się czy machnie ręką? Przecież schlały się tak, że aż kiwały się na boki i podpierały o siebie, żeby nie wpaść w błoto. - Co mi chciałaś powiedzieć? - Zapytała, nadal nie wypuszczając jej z objęć.
Uff, najwyraźniej Sunny już się na nią nie gniewała. To bardzo dobrze, bo pewnie gdyby do listy doszłoby jeszcze to, że nie najlepiej im się układa to Jul pewnie miałaby załamanie nerwowe. Wtuliła się w nią i przez kilka minut nic nie mówiła, w zasadzie była bliska płaczu. - Wiesz... Moja matka nie żyje, dowiedziałam się o tym zaraz po meczu. Mówiłam ci, że nie miałam z nią zbyt dobrych kontaktów, jednak teraz gdy ona nie żyje trochę żałuje tego, że nie pojechałam do niej kiedy jeszcze leżała w szpitalu. Może i nie chciałaby mnie zobaczyć, ale zawsze była jakaś szansa... mogłoby być inaczej. Cóż teraz już się tego nie dowiem, zostało mi tylko pojechać na pogrzeb. Starała się powstrzymać łzy, jednak się to nie udało. Sądziła iż śmierć matki nie sprawi, że będzie w takim stanie, na początku była zła, nie obchodziło ją co się z nią dzieje, a teraz było już za późno, na wszystko. Odsunęła się nieco od dziewczyny i odwróciła głowę, czyżby chciała ukryć to, że płacze? Kanadyjka, na pewno już to zauważyła, w każdym razie Jul nie miała w zwyczaju okazywania takich emocji przy innych. Zawsze, gdy nie była w nastroju siedziała sama. Gdy po kilku sekundach się opanowała znów spojrzała na dziewczynę i oparła głowę na jej ramieniu. Było jeszcze tyle rzeczy do opowiedzenia w tym jedno najważniejsze i za razem najtrudniejsze. A to wszystko przez tą całą rozmowę z Rekinem o związkach i mówieniu uczuciach po prostu uznała, że w końcu powie to Sunny. - Ja... - już chciała coś powiedzieć jednak zawahała się i w ostatniej chwili zrezygnowała. - Szkoda, że nie mogłaś się ze mną wybrać do szpitala. Miałam pewne problemy z dotarciem na miejsce, ale Sharker mi pomógł... Tak, zmiana tematu najlepszą opcją, żyła na tym świecie już prawie dziewiętnaście lat, a w dalszym ciągu miała problem z wypowiedzeniem można by pomyśleć najprostszego słowa, po prostu nie potrafiła się przemóc. Zawsze liczyła na to, że druga osoba już to wie, no i Jul starała się okazywać to uczucie w czynach. Ach te problemy emocjonalne.
Przez moment ją zamurowało na wieść o śmierci matki Julii, ale po chwili opanowała się i przytuliła dziewczynę mocniej. Nie mówiła, że jej przykro, bo takie słowa i tak miały marne znaczenie. Jeszcze by zdenerwowała Ślizgonkę i znów doszłoby do jakiejś spiny. W takich momentach lepiej milczeć i pozwolić drugiej osobie na to, by się wygadała lub pocierpiała w milczeniu, ale w towarzystwie kogoś, kto mógł być ewentualnym wsparciem. Gdy Julia się od niej odsunęła, zdziwiła się nieco, ale nie protestowała. Jej wybór. Dziwnie jej jednak było patrzeć, jak Finka płacze. Czemu tyle się działo, a Sunny nad tym zupełnie nie panowała? To dla niej jeszcze bardziej niezrozumiałe, bo dotąd wydawało jej się, że ma coś do powiedzenia w swoim życiu, podczas gdy tragedia przychodziła za tragedią. Przymknęła na chwilę oczy, nie będąc w stanie tak po prostu patrzeć na płaczącą Julię, a wolała jej nie dołować jeszcze bardziej. Kiedy jednak poczuła jej głowę na swoim ramieniu, pogłaskała ją po włosach. Widać wcale nie musiała oberwać za odrobinę czułości w takim momencie. - A co ci tam powiedzieli? – Zapytała. Już nie chciała poruszać kwestii, dlaczego poszła tam z Rasheedem, to i tak nieistotne. Ważne, że była w szpitalu.
Bożesh. Czemu jeszcze nigdy nie trafiła do tego miejsca? Przecież często przechadzała się gdzieś niedaleko, w okolicach tego miejsca. Jednak dzisiaj jej ciekawość i zapewne znużenie systematycznością miejsc, czynności jakie wykonuje w ciągu dnia spowodowały, że poszła dalej. Wyjrzała zza kilka krzaków i proszę, bah! Znalazła miejsce, które było jej potrzebne. Spokojnie i piękne. Czasem potrzeba czegoś nowego, prawda? Przystanęła nad paleniskiem i pogrzebała patykiem w środku. Nie bawiła się ogniem, bo zapewne gdyby panienka Shay się do tego zabrała, szybko by coś podpaliła... Niekoniecznie rozpaliłaby ognisko. Ruszyła dalej, pod altanę i usiadła na samym końcu, na krawędzi, tak, że jej nogi luźno wisiały, prawie dotykając tafli wody. Oparła się ramieniem o belkę, która była zwykłą barierką, coby żaden z uczniów nie wylądował w stawie. Zastanawiała się czy głębokość wynosi ponad metr a może było tutaj znacznie głębiej? Lepiej aby się o tym fakcie nie przekonywała. Poprawiła spadający z jej ramienia sweter i pociągnęła nosem, co było jedynie znakiem iż nie jest aż tak ciepło jak jej się wydawało wcześniej. Zamachała nogami, niemalże jak mała dziewczynka, który nie ma pojęcia co zrobić.
Ostatnimi czasy żył z dnia na dzień, nie działo się nic ciekawego, ludzie przychodzili i odchodzili, a on żył dalej. Od dawna nie widział się z nikim znajomym, nawet z bratem nie miał ostatnio zbyt dobrych kontaktów. Ten był zajęty swoimi sprawami i uganianiem się na pewną Gryfonką, o której tak naprawdę nie wiedział zbyt wiele. Jasne, mieli o tym porozmawiać kiedy to chcieli wybrać się na zajęcia teatralne jednak i to się nie udało. Właściwie to od początku było to skazane na niepowiedzenie, w końcu Ruthvenowie i aktorzenie? Niee, to nie dla nich. Ryan po prostu potrafił tańczyć, czasem grywał na gitarze i co dziwne choć zawsze mówił, że nie potrafi śpiewać robił to całkiem nieźle. Niewiele osób wiedziało o jego zdolnościach artystycznych. Wyglądało to tak jakby chciał ukryć przed światem to, że ma jeszcze jakąś inna stronę poza tą, że był znany z tego iż często wdawał się w bójki i łamał wszystkie zasady jakie tylko się dało. Dlatego też ciągle był uczniem, ten fakt nieco go denerwował, ponieważ ci mieli jednak jakieś ograniczenia których tak bardzo nie lubił. Nie wiedząc czemu postanowił się wybrać poza tereny Hogwartu, biorąc ze sobą swoją gitarę. Może siedzenie w zamknięciu zaczęło źle na niego wpływać i chciał się z tego wyrwać? Musiał w końcu zrobić coś ze swoim życiem, podjąć kilka decyzji i przestać żyć przeszłością. Jako miejsce na przemyślenia życiowe wybrał sobie pewną miejscówkę, w której bywał już wcześniej i jak dotąd nie spotkał tu nikogo. Aż do teraz. Zbliżając się do miejsca zauważył osóbkę, która to siedziała na samym końcu altany. Na początku nie wiedział któż to może być, jednak kiedy podszedł bliżej uświadomił sobie, że jest to Angven. Przez chwilę rozmyślał nad tym czy nie będzie jej przeszkadzał jeśli też tu posiedzi, tak czy inaczej przykucnął obok niej i dotknął jej ramienia - Hej, nie sądziłem, że kogoś tu spotkam. Co cię tu sprowadza? - uśmiechnął się, a kiedy spojrzał na wodę od razu nabrał ochoty na to aby popływać, co prawda było trochę zimno, ale czy to mu przeszkadzało? Możliwe, że potem zdecyduje się na robienie za morsa, ale póki co pogada sobie z koleżanką.
Zawsze gdy tak siedziała, znajdując już swoje miejsce, musiała wracać do tych kilku minionych miesięcy, które stały się przełomowymi i chyba najintensywniejszymi miesiącami w jej życiu. Dlaczego? Bo nie daje spokoju rodzinie, która swoją drogą chyba ma zamiar ją wykopać. Też by siebie wykopała, nikt nie lubi jak wierci mu się dziurę w brzuchu o sprawę, która rozdrapuje te największe rany. Które mimo upływu lat, wciąż była świeża, jakby to było zaledwie wczoraj. Cicho westchnęła... Przestać rozmyślać o przeszłości? Byłoby fajnie. Ale to zawsze do nas wraca, zawsze jest istotne dla nas... Czy tego chcemy czy nie. Ona chciała poznać tę przeszłość, aby sama zdecydować czy ma zamiar do tego wracać, to rozdrapywać... Zabrano jej tę możliwość a ona, jak na uparte dziecko przystało, robiła wszystko na przekór wszystkiemu i wszystkim. Chciała odzyskać to, czego nawet nie miała pojęcia, że ma. Tyle. Lekko drgnęła, w momencie kiedy ktoś dotknął jej ramienia. Cóż, niezbyt często spotyka się z tym, aby ktokolwiek zakłócał jej spokój... Choć nie nazwałby tego spokojem, bardziej jakąś powaloną grą, która uwielbia kopać ją w tyłek za każdym razem. A ona uwielbia do niej wracać, bo uwielbia się tym torturować, w kółko i w kółko. Nie spodziewała się nikogo, albo chociaż nikogo, kto raczyłby zwrócić na nią swoją uwagę... Wyprostowała się i spojrzała na osobę, której najmniej się spodziewała.-Ryan!-Uśmiechnęła się lekko, a jej ton był zbyt... Tak, zbyt zaskoczony i mówiący zbyt wiele. -I vice versa.-Wzruszyła lekko ramionami.-Nic konkretnego... Znudziłam się zamkiem i... Jakoś trafiłam na to miejsce.-Powiedziała i rozejrzała się po altanie. Była naprawdę świetna.-Często tu przychodzisz?-Spytała spokojnie i uniosła lekko brwi, utkwiwszy w nim swoje spojrzenie. Ile to już go nie widziała? To był spory kawał czas temu kiedy ostatnio go widziała... Najwyraźniej dane im jest nadrobić ten czas. Zerknęła na gitarę, którą miał ze sobą... Na jej twarzy pojawił się znikomy, lekki uśmieszek. Jakby to jej coś przypomniało... Kiedy ostatnio trzymała w swoich rękach instrument? Jakikolwiek? Odwróciła wzrok. Zamachała jeszcze raz nogami aż podeszwa jej buta dotknęła wody, powodując niewielkie okręgi na powierzchni.
Jeśli chodziło o sprawy rodzinne z Ryanem było podobnie. On i jego brat mimo iż już dawno powinni być studentami w dalszym ciągu bawili się w uczniów, oczywiście rodzice w ogóle nie byli z tego zadowoleni. Przecież szanowanej rodzinie czarodziejskiej nie przystoi takie zachowanie, jakie to przedstawiali ich synowie. Chociaż ostatnimi czasy oboje nieco się uspokoili, dawno nie złamali żadnej zasady i nie zrobili nic szalonego. Trochę szkoda, ale w końcu kiedyś trzeba było dorosnąć i przestać być buntownikiem, choć w pewnym stopniu nadal nim był. Przecież nie mógł się zamienić w ciepłą kluchę o nie. Jednak nie było to już to samo co wcześniej, pewne wydarzenie sprawiły, że jego życie nieco się zmieniło i on sam zmienił nastawienie do świata na te bardziej pokojowe. Ostatnimi czasy większość czasu spędzał grając na gitarze, co jeszcze jakiś czas temu było niecodziennym widokiem. Po prostu nie przepadał za tym, wolał przechadzać się po mieście szukając zwady. Jednak kiedy to ważna dla niego osoba opuściła szkołę przez jakiś czas nie miał co ze sobą zrobić, więc po prostu znów zaczął grać dla zabicia czasu i może po to, aby chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Pomagało mu to, więc robił to coraz częściej, aż w końcu brzdąkanie zajmowało mu większość czasu. Widząc zaskoczenie koleżanki również się uśmiechnął, odłożył gitarę na bok i usiadł obok. - Więc jesteśmy tu z tego samego powodu. Nie mogłem już tam wytrzymać, a zawsze kiedy tu przychodzę od razu poprawia mi się nastrój. Pewnie to przez tą wodę. Schylił się do tafli wody, dotykając ręką jej powierzchni, woda zdecydowanie nie była jeszcze zbyt ciepła. Na jego twarzy można było ujrzeć grymas niezadowolenia, niestety będzie musiał poczekać jeszcze kilka tygodni z tym całym pływaniem. Jasne, mógł po prostu wybrać się na basen, ale zawsze wolał takie zbiorniki jak to przy którym właśnie byli. Oparłszy się plecami o barierkę, tak aby być zwróconym w kierunku Ang spojrzał na nią i odpowiedział - Taa, znalazłem to miejsce jakiś czas temu i przychodzę tu co jakiś czas żeby pograć na gitarze lub po prostu pokontemplować, a gdy jest cieplej przychodzę tu aby popływać. Od kiedy to się nie widzieli? Sam tego nie pamiętał, ale dobrze że w końcu udało im się spotkać. Ten fakt jeszcze bardziej poprawił mu humor. - Tak długo cie nie widziałem... opowiadaj co tam się u ciebie ostatnio działo - widząc to jak spogląda na jego gitarę dodał - Grasz?
Przynajmniej miał brata. To już spory postęp. A jeżeli w domu czujesz się bardziej samotny niż nawet wtedy kiedy naprawdę jesteś sam, to masz przesrane. Może gdyby posiadała rodzeństwo, byłoby chociaż zabawniej? Nie wiedziała bo nawet kuzynek ani kuzynów nie miała. Więc chyba nigdy się nie dowie, jakie jest to uczucie. Wspólne robienie rozróby? Czy w ogóle można zrezygnować z bycia sobą? W końcu chyba zawsze był buntownikiem i rozrabiaką, to był on, więc czemu miałby to zmienić? Aby innym żyło się lepiej czy jemu? To jest dosyć istotne. Doskonale to rozumiała. Kiedyś podchodziła do instrumentu, bo ten zapełniał jej pustkę. Robił wszystko, aby czuła się lepiej. Dlatego też nigdy z tego nie zrezygnowała, mogła dać upust temu co siedziało i nie chciało wyjść z jej głowy. Później wszystko się wywróciło do góry nogami i przestała wierzyć w to, że mogłoby być jak kiedyś... I w to, że jest dobrze. Może dlatego jeszcze nie tknęła się tego wszystkiego? Bo gdyby to zrobiła, czy nie popsułoby się jak cała reszta? Miała zacząć myśleć o czymś innym a tu proszę. Nic z tego nie wyszło. -A może to Hogwart nas wykopał, bo mu się znudziliśmy? A my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.-Uśmiechnęła się lekko. Taka opcja też jest możliwa, w końcu zamek posiada wiele twarzy. Boże, czy właśnie zastanawia się nad tym, czy zamek posiada własną osobowość? Ugh. -Wodę?-Zmarszczyła lekko brwi i przechyliła się do przodu, aby zobaczyć czy jest w niej coś innego... Wyjątkowego. Spojrzała na niego przez ramię.-Co Ty w niej widzisz?-Uniosła lekko brwi wraz z jednym kącikiem ust. Uśmiechnęła się szerzej, widząc grymas na jego twarzy. Szybko się domyśliła, co chciał zrobić Ryan. I był to całkiem dobry pomysł... A zimna woda nie powinna mu w niczym przeszkodzić. Pamięta, że kiedyś, jak była młodsza wiele razy wskakiwała do zimnego jeziora, nawet jeżeli groziło jej to przeziębieniem. Po prostu uwielbiała jak małe igły wbijały jej się w ciało. Baseny były przereklamowane i śmierdziały. Osobiście zawsze źle reagowała na chlor. -Przykro mi, że zakłóciłam ten spokój przychodząc tutaj.-Powiedziała, choć w sumie nie było jej tak przykro. Uśmiechnęła się do siebie, najwidoczniej humorek już powoli jej wracał. To dobrze. Dosyć z jakimiś bezsensownymi smutami. W końcu Ang to wulkan energii. -Oczywiście, moje towarzystwo jest jak zaszczyt. Doceń to.-Wzruszyła lekko ramionami, jakby była to najnormalniejsza rzecz. Oczywiście, fakty tak nie wyglądały a ona jedynie żartowała. Zaśmiała się.-Wiesz, gdybym miała opowiedzieć co się działo... Musielibyśmy spędzić tutaj całą noc. Bez przerwy.-Powiedziała i zaczesała włosy do tyłu.-Szkoła coraz bardziej mnie męczy... Ale co ja tam mogę wiedzieć, prawda? -Zerknęła na niego. W końcu powtarzał klasę, już chyba jakiś czas... Więc o tym, jak bardzo szkoła jest do kitu nie powinna mówić. Ponownie spojrzała na gitarę.-Tak. Kiedyś nawet bez przerwy.-Uśmiechnęła się do siebie.-Jednak nie pamiętam, abyś skrywał przede mną jakiś talent..-A może była tak zajęta sobą, że nie zauważyła? Jak mogła być taką ignorantką?
Gorzej, jeśli niezbyt często widuje się rodzeństwo, nawet jeśli chodzi się do tej samej szkoły. Ryan od dawna nie wiedział Logana, w zasadzie ostatnimi czasy nawet nie wymieniali ze sobą listów. Oczywiście nie było powodu dla którego mieliby tego nie robić, jednak coś ich poróżniło. Oboje nic z tym nie robili, jednak kiedyś musi nadejść pora aby w końcu się spotkać i porozmawiać o ostatnich wydarzeniach, a na pewno oboje mieliby dużo do gadania. Sam nie wiedział dlaczego nie odezwał się do brata nawet kiedy to ostatnio miał trochę problemów. Może uznał, że i tak nic nie można było już z tym zrobić i chciał sobie z tym poradzić sam. Mimo wszystko w głębi serca wciąż był ta samą osobą, nadal był skłonny do zachowań sprzecznych z zasadami, tyle że bez brata to już nie było to samo, więc siłą rzeczy uspokoił się. W każdym razie nawet jeśli te więzi były osłabione wciąż coś go tu trzymało. Czy była to chęć ukończenia szkoły? Można w to wątpić patrząc na jego dotychczasowe 'osiągnięcia', ale w końcu ile można siedzieć w jednym miejscu. Chciał się wyrwać z Anglii i wyjechać jak najdalej stąd. Po szkole na pewno nie miał zamiaru wracać do rodzinnego domu o nie. Zupełnie nie miał ochoty na wrócenie do dawnych zwyczajów, udział w tych wszystkich przyjęciach organizowanych przez rodzinę, zachowywanie się jak to przystało na ich ród. Od zawsze mu to nie pasowało. - Wiesz, patrząc na to, że wciąż jestem uczniem tej szkoły nie dziwię się, że ta w końcu mnie wykopała. Co dziwne póki co nie w pełnym tego słowa znaczeniu. Wzruszył ramionami jakby samemu się dziwiąc, że jeszcze pozwalano mu na dalszą naukę w Hogwarcie. Kilka jego dawnych wybryków zakrawałoby o pretekst do wyrzucenia z tej zacnej szkoły, ale no cóż wciąż tu był. - Co widzę w wodzie? Przywołuje pewne wspomnienia z dzieciństwa, kiedy dość sporo pływałem i odnosiłem w tym jakieś sukcesy, czasem fajnie jest sobie to przypomnieć patrząc na to co robie teraz. Wiadomo, jeśli chodzi o naukę i inne sprawy raczej za sukces nie można tego uznać, można by pomyśleć, że zdarza mi się żyć wspomnieniami. Złe podejście, ale cóż... Nie potrafił się z tym teraz uporać, ciągle wspominał dawne wydarzenia kiedy to było choć trochę lepiej. Wiedział, że kiedyś musi się ogarnąć i sprawić aby teraźniejszość była lepsza jednak póki co nie bardzo mu to wychodziło. Może właśnie taka zimna kąpiel w jeziorze w pewnym sensie pomogłaby mu się obudzić z tego snu w którym żył. - Spoko, w sumie chciałem z kimś porozmawiać i oczywiście doceniam, że jesteś tu ze mną - zaśmiał się spoglądając na gitarę, a potem na wodę. Właściwie to przyszedł tu aby pograć, ale perspektywa popływania wciąż go kusiła. Na koniec znów popatrzył na koleżankę i powiedział - Jeśli chodzi o mnie to spokojnie mogę tu przesiedzieć choćby i całą noc. Może być trochę zimno, ale w końcu od czego są zaklęcia. Dziwny był fakt tego, że w ogóle o nich wspomniał, z zasady raczej rzadko z nich korzystał, mimo tego że był czystokrwisty bardziej interesowała go mugolska kultura i często zdarzało mu się zapominać o ewentualności użycia różdżki. - Taa, mnie szkoła męczy odkąd musiałem powtarzać klasę, sam nie wiem dlaczego ostatnio wybrałem się na lekcję. Właściwie po chwili uznał, że powodem obecności na zajęciach była pewna osoba, która też tam była, ale mniejsza. - No widzisz, a jednak mam jeszcze jakieś ukryte talenty - uśmiechnął się do niej i przesunął gitarę w jej stronę - Zagraj jeśli chcesz.
Chyba nie spodziewał się, że będą ze sobą cały czas, prawda? W końcu brat też ma tam jakieś swoje sprawy... Dobra, nie powinna się wypowiadać na ten temat bo naprawdę nie wiedziała jak to jest posiadać rodzeństwo i jakie relacje są między nimi... Jednak z tego co zaobserwowała, rodzeństwo to przecież różne osoby. Mają własne problemy, własne sprawy i nie ze wszystkim chcą się dzielić. A może to duma każe im siedzieć cicho i czekać na to co będzie dalej? Kto to wie. Chyba najlepiej Ryan i jego brat, prawda? Tak właściwie, jeżeli już chce stąd zwiać... Może to zrobić. W końcu szkoła nie będzie trzymała go tutaj siłą. W każdej chwili może odejść, bez zamiaru powrotu. Tylko co zrobi później? W tej sytuacji i tak ma pod górkę a co dopiero jak nie skończy szkoły? Mhm. To jest jednak jego sprawa. -Ty jesteś w innej sytuacji-Powiedziała z delikatnym uśmiechem.-A ja jestem przecież grzeczną uczennicą, nikomu nie zawracającą głowy.-Wzruszyła ramionami. Cóż, nie do końca była z niej taka grzeczna uczennica, ale przy nim była niemalże jak anioł, prawda? Ostatnio zastanawiała się nad rzuceniem szkoły i robienie to, co od zawsze ją kręciło. Czyli smar, szmaty i najdrobniejsze metalowe części... Życie byłoby o wiele prostsze gdyby zrobiła to co zawsze chodziło jej po głowie. Słuchała go uważnie. O, kolejna ciekawostka na temat Ryan'a. Nie wiedziała, że kiedyś miewał sporo pływać. Uśmiechnęła się lekko.-Czemu przestałeś? I nie zamierzasz do tego wrócić? Skoro cały czas to sobie wspominasz, nie lepiej wspomnienia przerodzić w czyny?-Uniosła lekko brwi i przyjrzała się mu. Zgadzała się, że nie życie wspomnieniami nie jest dobre... Jednak jesteśmy tylko ludźmi i nieważne jak bardzo to wypieramy, zawsze wracamy do wspomnień. Nie da się ich od tak wymazać, zawsze coś będzie nas w tym kierunku ciągnąć. Trzeba jednak pamiętać aby spiąć tyłek i nie pozwolić abyśmy CAŁY czas tym żyli. To niezdrowe... I do tego opuszczamy to, co dzieje się tu i teraz. -Masz niewiarygodne szczęście, wiesz? Nie każdy ma okazję przebywać w tak dobrym towarzystwie.-Puściła mu oczko i zaśmiała się. Zawsze przecież mógł sobie popływać, co mu szkodzi? Niech się nią nie przejmuje. Znalazłaby sobie zajęcie... -Mamy ognisko niedaleko, wiesz? Zaklęcia nie są potrzebne.-Powiedziała spokojnie i pokiwała głową, jak przykładna uczennica, która doskonale wie o czym mówi. Zmarszczyła lekko brwi i chwilę nad czymś się zastanawiała. -Ryan, czemu tak właściwie jeszcze tu siedzisz i gnijesz? Wiem, że mógłbyś już dawno stąd zwiać gdybyś chciał.-Powiedziała i przeniosła na niego swoje spojrzenie. Jeszcze nie za bardzo ogarniała jego sytuacji. Może dlatego, że dawno się nie widzieli i nie miała bladego pojęcia co się z nim działo. A może chodzi o fakt, że nigdy jej o tym nie mówił. A chciała wiedzieć, co uświadomiła sobie dokładnie przed chwilą. Oczywiście, jeżeli wolał zostawić to dla siebie to proszę bardzo. Zaśmiała się.-Zapewne masz jeszcze kilka, tylko jeszcze o nich nie wiesz.-Powiedziała i puściła mu oczko. Zmarszczyła delikatnie brwi w momencie kiedy zaproponował jej gitarę. Nie powie, że paluszki jej nie świerzbiły. Jednak była to jego gitara... Ale sam w końcu zaproponował... Wolno przechwyciła sprzęt i usadowiła go sobie na kolanach. Kształt gitary był podobny do jej własnej, jednak tamta zawsze idealnie wpasowywała się do jej ciała... Wprost stworzona dla niej. Uśmiechnęła się do siebie i przesunęła palcami po strunach, wydobywając z nich cichy dźwięk.-Dawno nie grałam... Nie wiem jak to wyjdzie.-Spojrzała na niego.
Każdy człowiek o zdrowych zmysłach doskonale wie, że temperatura spadająca poniżej dziesięciu stopni i porywisty wiatr jest idealną pogodą na popołudniowo-wieczorne picie w terenie. Drugim faktem powszechnie znanym jest przydatność zaklęcia Aexteriorem w takich okolicznościach, dlatego też Kanadyjczyka niezbyt przerażała wizja spędzenia kilku najbliższych godzin poza murami kamienicy, w której mieszkał czy poza jakimkolwiek innym przyjemnym miejscem, w którym nic nie jest skazane na łaskę lub niełaskę warunków atmosferycznych. Po odebraniu ostatniego listu od Avy, Cesaire ruszył w stronę idealnego miejsca na plenerowanie, które znajdowało się całkiem niedaleko jego mieszkania. W oczekiwaniu na dziewczynę, przy użyciu Incendio rozpalił ognisko w jednym z wyznaczonych do tego punktów i ustawił krzesełka blisko, a następnie zabezpieczył całe miejsce przed wiatrem i chłodem wspomnianym wcześniej zaklęciem i umocnił jego działanie Defigo, by ostatecznie oprzeć się o barierkę nieopodal altany i paląc papierosa, czekać na przybycie Venus i jej cudownych gratulacji.
Ava czerpała niesamowitą przyjemność z pisania listów z Cezarem. Ciągle się śmiała, a jej współlokatorzy pewnie zaczęli się zastanawiać, czy nie cierpi na jakąś schizofrenię. Gdy nie namówiła Ślizgona na spotkanie, spakowała się do podręcznej torby, która oczywiście była powiększona odpowiednim zaklęciem. Nie mogła zapomnieć o Ognistej Whisky. Zapowiadała mu doprawdy ogniste spotkanie i musiała to dotrzymać. Wiedziała, że tym razem trudno będzie jej się wywinąć od picia alkoholu, ale może on nie był aż tak zły jak myślała? Zdjęła wszystkie ubrania, pozostając tylko w samych majtkach. Na to oczywiście założyła prześcieradło. Gdzieś w okolicach talii związała je grubym sznurem oraz jego końce splotła w kokardę na karku. Musiała wyglądać jak prawdziwa bogini! Z włosów zrobiła warkocz, obwiązując nim głowę. Do ciasnego splotu dodała kilka gałązek jarzębiny, którą spotkała po drodze jak szła. Prezent dla Cezara znajdował się jako jedyny w torbie, gnieciony przez ciężką butelkę Ognistej Whisky. Trzasnęła drzwiami od mieszkania, czując, że wygląda doprawdy idiotycznie, mając na sobie jedynie prześcieradło oraz zimowe obuwie. Nie miała na szczęście daleko, więc nie zdążyła zamarznąć. Widząc Cezara palącego na altanie, chciała podbiec i zabrać mu papierosa. Od razu poczuła ten znajomy ścisk żołądka i juz pragnęła wyciągnąć paczkę, ale to popsułoby cały efekt. Wyjęła ognistą, którą postawiła na ławce, ogarniając dopiero teraz, że zapomniała wziąć szklaneczek do tak kulturalnego miejsca. A potem rzuciła torbą w Cezara. - Przebierz się, wyglądasz jak plebs - rzuciła w jego stronę tak na powitanie. Od razu podeszła do ogniska, wyciągając łapki w stronę płomieni. W torbie znajdowało się kolejne prześcieradło godne samego Juliusza Cezara, jego wieniec laurowy oraz kamizelka ochronna do Quidditcha z napisem "Weatherly, kapitan".
Trzeba przyznać, że listy, które wymieniała ta dwójka, były doprawdy wyjątkowo udane. Nie tylko pod względem treści, ale również zwrotów do adresata i podpisów, które niesamowicie do siebie pasowały i były bardziej wymyślne niż „droga Avo” czy suche „pozdrawiam, Cezar”. Nie z każdym można wymieniać takie listy, nie z każdym w ogóle chce się wymieniać listy. Weatherly nie miał pojęcia jaką też niespodziankę szykuje Erskine i z pewnością nie spodziewał się, że przyjdzie odziana w prześcieradło i roślinki, niczym bogini ze starożytnego Rzymu. W pierwszym momencie, gdy ujrzał idącą przez altanę postać w dość oryginalnym stroju, po prostu prześlizgnął się po niej spojrzeniem bez śladu większego zainteresowania, by dopiero po kilku sekundach wrócić do niej i zauważyć, że to właśnie jego towarzyszka. W koronie z warkocza i dodatkach z jarzębiny wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle, jednak wiadomo, że Cesaire nie traci nigdy, a przynajmniej prawie nigdy, rezonu, dlatego też zaciągnął się jeszcze kilkakrotnie papierosem, by ostatecznie zgasić go i przywitać swoim charakterystycznym uśmiechem dziewczynę, gdy ta doszła do ich ogniska i rzuciła w jego kierunku torbę. Złapał ją automatycznie, oczywiście, że złapał, skoro był ścigającym. Co to byłaby za afera, gdyby nowy kapitan-ścigający okazał się mieć dziurawe ręce! - Wybacz, bogini, nie poinformowałaś mnie, że mam być w stroju wyjściowym. – halo on nigdy nie wygląda jak plebs! Zajrzał jednak z ciekawością do torby, by zaśmiać się po odkryciu jej zawartości. – Ma chérie, Venus zazwyczaj występuje au naturel. – skomentował jeszcze, nawiązując do wszystkich klasycznych dzieł przedstawiających boginię miłości jako piękną nagą kobietę na tle morskiej muszli i wzburzonych fal, z których podobno została zrodzona. Przecież właśnie w takim wydaniu powinna paradować Ava, skoro chciała być boginią, po której została nazwana! W czasie swoich dywagacji, zdjął grzecznie swoje podobno plebejskie ubranka i zastąpił je cudownym prześcieradłem, które owinął dookoła siebie i spiął na ramieniu w typowo rzymski sposób, po czym założył na głowę wieniec laurowy i kamizelkę dumnie obwieszczającą, kto jest kapitanem. Wszystko było pięknie, tylko obuwie studentów kompletnie nie pasowało, dlatego też krótkim machnięciem różdżki Kanadyjczyk zmienił ich buty na rzymianki. - Therme Vestem! – wskazał różdżką wpierw na garderobę Avy, a następnie na swoją, rzucając na nie zaklęcia, które miały nie przepuszczać zimna. Zaraz jednak jego spojrzenie padło na ognisko i już do głowy wpadł mu pomysł na następne ulepszenie. – Iris ignis! – i w kilka chwil płomienie zaczęły się mienić wszystkimi możliwymi barwami. Kanadyjczyk podszedł jeszcze do krzesełka, na którym leżały jego wzgardzone spodnie, wygrzebał z ich kieszeni niewielką fiolkę z eliksirem otwartych zmysłów i wlał ją do ogniska. - Chodź, chodź, będziesz mi przepowiadać przyszłość. – zarządził, chwytając lekko Erskine za ramiona i prowadząc ją do ulepszonego ogniska, by usiadła na krzesełku blisko i mogła poczuć cudowne opary, które zaczynały się unosić znad ogniska.