Świetne miejsce na piknik, to wie każdy w okolicy. Pamiętaj tylko, żeby nie zostawiać swojego jedzenia samego, bo krążące po parku gołębie nie zostawią dla Ciebie ani okruszka! Picie alkoholu również nie jest wskazane ze względu na często pojawiające się patrole!
Noc Duchów:
This is Halloween!
Noc Duchów to jedno z najbardziej hucznie obchodzonych świąt w Hogsmeade. Wioska, znana z urokliwych uliczek, przytulnych sklepów i zapachu słodkości unoszącego się z Miodowego Królestwa, zamienia się w miejsce pełne tajemnic i mrocznych zakątków. Mieszkańcy przystrajają swoje domy i sklepy zaklętymi dyniami o pulsującym, pomarańczowym blasku, które unoszą się nad dachami, tworząc magiczną poświatę. Na brukowanych uliczkach widać lewitujące świece, których płomienie tańczą w rytm cichej, niepokojącej melodii. Latające nietoperze, duchy i zjawy pojawiają się znikąd, by nagle rozpłynąć się w powietrzu, gdy tylko ktoś się do nich zbliży. Na obrzeżach miasta przygotowano dla wszystkich masę atrakcji z nadzieją, że do obchodów Halloween dołączą wszyscy - od najmłodszych i uczniów Hogwartu, po mieszkańców innych magicznych wiosek.
Wykrawanie dyń
W tym roku możecie spróbować swoich sił w wykrawaniu wielkich, magicznych dyń, które przez ostatnie miesiące były starannie hodowane specjalnie na tę okazję. Każda z nich jest wyjątkowa i ma własny charakter, dlatego różdżki w dłoń i przekonajcie się sami, jak sobie poradzicie w tej z pozoru dziecinnie łatwej atrakcji. Władze Hogsmeade proszą jednak, by nie wyrzucać wycinków i miąższu, które posłużą jeszcze magicznym stworzeniom w rezerwacie Shercliffe’ów!
1 – to z pozoru łatwe zadanie okazuje się być znacznie trudniejsze, niż z początku mogłeś myśleć. Twoja dynia zdecydowanie nie chce współpracować, co więcej, jej największym marzeniem chyba jest zostanie sową, bowiem unosi się nad stołem kila cali, by oddalać się jeszcze bardziej za każdym razem, kiedy kierujesz w jej stronę różdżkę! Jeśli chcesz cokolwiek zdziałać, najpierw musisz ją sobie złapać.
2 – gadające przedmioty nie powinny nikogo dziwić, w końcu w Hogwarcie każdy pierwszoroczniak ma na głowę zakładaną gadającą tiarę, ale gadatliwe dynie? A ta twoja naprawdę ma wiele do powiedzenia i to już w momencie, kiedy kończysz wykrawać usta. Co więcej, uważa się za prawdziwego proroka, przepowiadając twoją przyszłość, choć są to same głupoty.
3 – nie jest łatwo, twoja dynia jest naprawdę uparta i co chwila zmienia wygląd wszystkiego co na niej próbujesz wykroić. To z uśmiechu, opuszcza kąciki ust w dół, to nos i oczy zmieniają kształt. Wygląda na to, że ma swoją własną wizję i na pewno jest ona inna niż twoja!
4 – trafiasz na dynię, która nieszczególnie zamierza się pozwolić kroić. Kiedy tylko robisz pierwsze ruchy różdżką – dynia wybucha obrzucając miąższem całego ciebie i nawet kilka osób w pobliżu. Rzuć kostką jeszcze raz.
5 – ta dynia płonie i to wcale nie jest płomień w środku. Roślinę pokrywają prawdziwe płomienie, tańczące po pomarańczowej skórce. Musisz uważać, by się nie poparzyć, a kiedy skończysz efekt na pewno będzie spektakularny!
6 – twoja dynia posiada umiejętność, którą nawet nie każdy czarodziej posiada – teleportacje. Z pewnością nie łatwo jest wykrawać dynię, która coraz zmienia swoje położenie. Przekonujesz się jednak, że kiedy ją dotykasz, ta działa jak świstoklik i przenosisz się kilka kroków dalej razem z nią. To chyba jedyna możliwość, by udało ci się ją wykroić do końca!
Mumifikacja
Popularna rozrywka, która wiedzie prym podczas Nocy Duchów. Cieszy się popularnością nie tylko wśród młodych, ale i dorosłych, którzy dają się ponieść halloweenowej magii! Do zadania należy podchodzić w parach, a jest ono bardzo proste - należy jak najszybciej owinąć swojego partnera bandażem i zrobić z niego prawdziwą mumię.
Rzuć k6 na perypetie, które wam towarzyszą podczas tej misji:
1 - Albo źle rzuciłeś zaklęcie albo los chce wam coś usilnie podpowiedzieć, bo zamiast bandażować swojego towarzysza od stóp do głów to bandaż owija się wokół waszych nadgarstków i łączy was prawie że na wieki wieków. Nie działa żadne diffindo ani inne zaklęcia czy noże, jesteście ze sobą złączeni przez najbliższe 3 posty.
2 - Coś wam mozolnie to wszystko idzie. Wymachujesz różdżką, ale owijanie wychodzi kiepsko. Podchodzisz więc do swojego partnera, żeby nanieść eleganckie poprawki dłonią. Stopa zaplątuje ci się w bandaż, upadasz jak długi na ziemię. Dorzuć k6: przy parzystej wykładasz się sam, przy nieparzystej ciągniesz za sobą swojego towarzysza.
3 - Bardzo pieczołowicie podchodzisz do zadania. Wywijasz tym bandażem na prawo i lewo, a w efekcie owijasz klatę tak ciasno, że przez chwilę twojemu ziomkowi brakuje powietrza. Z tego chwilowego niedotlenienia coś mu się przestawia w głowie i musi ci wyznać jakiś soczysty sekret. Fajnie by było jakbyś mu się odwdzięczył tym samym, bo prawie go udusiłeś!!
4 - Trafiacie na wyjątkowo zaczarowany egzemplarz bandaża, który podczas owijania zdaje się przekazywać energię osoby owijającej osobie owijanej. Ale heca - na 2 kolejne posty zamieniacie się osobowościami!
5 - Los wam nie sprzyja, bo ledwo kończycie skrupulatnie zawijać mumię, jakiś dowcipniś przebiega obok z okrzykiem "psikus albo psikus!" i obrzuca was łajnobombą. Okrutnie śmierdzicie łajnem przez 3 posty, ale podobno razem raźniej...
6 - Bandaż niezbyt chce z wami współpracować. Uparcie spada z potencjalnej mumii i cokolwiek nie robicie i jak się nie trudzicie - jesteście zmuszeni zrezygnować z tej wybitnej rozrywki. I już macie odchodzić, kiedy owija jednego was za kostkę i podnosi do góry. Lewitujesz jak po Levicorpusie, a twój partner musi coś poradzić, żeby cię ściągnąć. Oby osoba lewitująca miała dobrze przylegający kostium, inaczej wszyscy w okolicy będą podziwiać jego wdzięki.
Polowanie Bez Głów
Za uprzejmą prośbą organizatorów Hogsmeadzkiego halloween, Klub Bezgłowych wyraził zgodę, by w tym roku w Polowaniu Bez Głów, a raczej jego marnej imitacji – w końcu na prawdziwe Polowanie żywi nie mają wstępu, a też nie wszystkie duchy! – mogli wziąć udział czarodzieje. Każdy chętny może poczuć się jak członek tego szanowanego kluby i spróbować swoich sił w potyczce z duchami. Zanim jednak prawdziwe polowanie się rozpocznie, jesteście świadkami niesamowitych pokazów akrobacji, wykonanych przez delegację Klubu Bezgłowych, w których to duchy żonglują i wymieniają się swoimi głowami – osoby o słabych nerwach proszeni są o nie branie w tym udziału. Zaraz po akrobacjach i poczęstunku, który każdego żywego przyprawi o mdłości, możecie spróbować własnych sił w Polowaniu. Zasady są wybitnie proste, musicie odnaleźć w lesie głowę, ukrywającego się ducha. Niedozwolone jest jednak używanie revelio!
1 – znajdujesz się niebezpiecznie blisko starego, masywnego drzewa, które oplatają diableskie sidła. Jeśli chcesz załapać jakąś głowę w pobliżu, musisz przypomnieć sobie lekcje zielarstwa (potrzebujesz w tym celu min. 5pkt z zielarstwa w kuferku), by sidła nie zrobiły ci krzywdy.
2 – wbiegasz na niewielką polanę w samym sercu lasu, którą przysłania gęsta mgła. Dostrzegasz w niej jednak kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt głów, które ledwie wyróżniają się w tej mgle, a jednak świecą eterycznym blaskiem. Szybko się jednak orientujesz, że tylko jedna głowa tutaj jest prawdziwa, a reszta jest iluzją magicznej mgły. Dorzuć kostkę k100, przy wyniku większym niż 65 udaje ci się znaleźć odpowiednią głowę nim Polowanie dobiegnie końca.
3 – podczas swoich poszukiwań słyszysz ciche szepty pochodzące za omszałej skały, być może słyszałeś kiedyś plotki o Czarnej Skale. Głosy wypełniają twoją głowę, namawiając do odwrotu, choć jesteś pewien, że gdzieś blisko znajdziesz głowę. Dorzuć kostkę k100, przy wyniku większym niż 70 udaje ci się pokonać wpływ podszeptów; jeśli posiadasz cechę eventową silna psycha lub posiadasz genetykę oklumencji nie musisz dorzucać kostki, udaje ci się zignorować głosy.
4 – znajdujesz się na brzegu bagnistego oczka wodnego, mgła gęstnieje, a wśród niej dostrzegasz niewielkie światełko, zupełnie jakby wskazywały ci drogę. Jeśli posiadasz min. 10pkt z ONMS lub OPCM orientujesz się, że to zwodniki, a głowa ducha nagle pojawia się przed twoją twarzą, wcześniej najwyraźniej przysłaniała ją mgła. W przeciwnym wypadku ktoś, również biorący udział w Polowaniu, musi ci pomóc, zanim na zawsze ugrzęźniesz w bagnie, zwabiony w nie przez zwodniki.
5 – zajmujesz się poszukiwaniami głowy, kiedy znikąd otacza cię trójka czerwonych kapturków! Ewidentnie działają w zmowie z duchem, którego głowy blisko się znajdujesz, uniemożliwiając ci przejście dalej. Musisz stoczyć krótką walkę, całe szczęście można odpędzić je prostymi czarami, ale pamiętaj, że ich jest więcej! Dorzuć kostkę k100, przy wyniku mniejszym niż 30, zdołały cię boleśnie potłuc swoimi pałkami.
6 – wchodzisz w gęstwinę, do której światło księżyca praktycznie nie dochodzi, w oddali wyją wilki, a wiatr złowrogo porusza gałęziami nad twoją głową. Próbujesz oświetlać sobie drogę, ale coraz potykasz się o wystające korzenie i zahaczasz o powykręcane gałęzie. Skupiasz się więc na drodze, a kiedy w końcu unosisz wzrok orientujesz się, że stoi przed tobą twój największy strach! Jeśli kiedyś na fabule (należy podlinkować) spotkałeś już bogina lub posiadasz min. 15pkt z OPCM, szybko się orientujesz z czym masz do czynienia!
Turniej pajęczych skoków
Burmistrz Hogsmeade nie oszczędzał na tegorocznych obchodach Nocy Duchów, znalazł czarodziejów wybitnie uzdolnionych w transmutacji, by pomogli mu zorganizować bezpieczne skoki przez płotki na akromantulach! Z początku próbował zorganizować prawdziwe olbrzymie pająki, ale byłoby to wybitnie trudne do zorganizowania i uzyskania zgody Ministerstwa Magii, dlatego akromantule, które widzicie w zagrodzie są w rzeczywistości przetransmutowanymi innymi stworzeniami, wyglądają jednak co do szczegółu jak prawdziwe akromantule!
By wziąć udział w wyścigu należy zapłacić 10 galeonów na rzecz pomocy zimą dzikim stworzeniom.
1. Rzucacie kostką k100 na prędkość z jaką pokonujecie trasę, jej wynik odpowiada części punktów, które zdobywacie.
2. Następnie rzucanie kostką literką, którą traktujecie jako k10 (A – 1, B – 2, C – 3 itd.) na ilość płotków, które udaje się przeskoczyć, za każdy płotek otrzymujecie dodatkowe 10pkt.
3. Na koniec rzucacie k6 na przeszkodę specjalną w trakcie wyścigu:
1 – to wysoka pajęcza bramka okazuje się być dla ciebie przeszkodą, która może zaważyć na wyniku! Próbujesz przecisnąć się przez pajęczyny rozpięte nad torem, tak, by ich oczywiście nie zerwać, nie idzie ci jednak wcale najlepiej, zaplątujesz się w sieć i tracisz czas na próbach zdjęcia z siebie lepkich nici – odejmij od sumy punktów 20.
2 – a co to? To zygzak kamiennych ścian, czyli ciasno rozmieszczone płotki z wielkimi kamieniami po bokach, które wymuszają zwinne ruchy, twoja akromantula musi balansować na pojedynczych odnóżach, by pokonać tę przeszkodę i prześlizgnąć się przez ciasne przejście – jeśli posiadasz cechę eventową połamany gumochłon, odejmij od sumy punktów 10.
3 – przed tobą wiszące płotki splecione z pajęczyn, wymagają sprytu i precyzji, żeby ich nie dotknąć, nikt przecież nie ma doświadczenia w skokach przez pajęcze płotki, ale możesz doskonale znać się na budowie tych wielkich pająków, co ułatwi nieco sterowanie – jeśli posiadasz co najmniej 15pkt z ONMS, możesz dodać 15 do sumy punktów.
4 – jeden z płotków okazuje się widoczny jedynie pod odpowiednim kątem i naprawdę łatwo go przeoczyć, dostrzegasz go jednak z łatwością jeśli posiadasz cechę eventową świetne zewnętrzne oko, możesz wtedy dodać do sumy punktów 20.
5 – przed tobą płotek obrotowy! Na pierwszy rzut oka wygląda jak całkiem zwykły, pajęczy płotek, ale okazuje się zamocowany na specjalnych magicznych uchwytach, które zaczynają się obracać gdy tylko ktoś się zbliża do przeszkody. Należy go przeskoczyć tak, by nie dotknąć stale obracających się pajęczyn, jeśli posiadasz co najmniej 20pkt z GM radzisz sobie znakomicie i możesz dodać 10 do wyniku.
6 – to nie jakiś płotek cię pokonał, co twoja akromantula. Nic dziwnego w końcu wcale nią nie jest, a wierzchowiec okazuje się nie mieć pojęcia jak poruszać się na ośmiu nogach, choć organizatorzy poręczali za wszystkie stworzenia. Potykacie się jednak co chwila i z tego względu musisz odjąć od wyniku 40!
Wszystkie zebrane punkty sumujecie i to one zadecydują o zwycięzcy! Ten otrzyma na swoje konto nagrodę wysokości 100 galeonów!
Kod:
<lg>Szybkość:</lg> (k100) <lg>Ilość płotków:</lg> (literka) <lg>Specjalna przeszkoda:</lg> (k6) <lg>SUMA PUNKTÓW:</lg> (zsumuj zebrane punkty włącznie z modyfikatorami zawartymi w specjalnej przeszkodzie)
Stragany
JEDZENIE:
CZEKOLADOWE NIMBUSY Idealne dla fanów gier miotlarskich lub fanów słodkości. To nic innego jak czekoladki w kształcie miniaturowych miotełek. Posiadają pozłacany jadalnym brokatem grawer z nazwą wybranego modelu Nimbusa.
MERLINIE CYNAMONKI Nikt do tej pory nie wie, skąd taka nazwa, a obecni uczniowie Hogwartu spekulują, że owe drożdżowe bułeczki powinno się ochrzcić imieniem nauczyciela Miotlarstwa. Tak czy owak - są przepyszne! Wypiekane na bieżąco, pachnące cynamonem i polane lukrem. Śpieszcie się, bo znikają jak świeże… cynamonki.
DYNIOWE BUŁECZKI Są nie tylko o smaku dyni, ale posiadają też jej kształt! Jeśli skusisz się na ten rarytas, to na kolejne trzy posty Twoje tęczówki zmienią kolor na pomarańczowy, a także wzrośnie Twoja pewność siebie i poczujesz, że niczego się nie boisz.
DYNIOWO-POMARAŃCZOWA MARMOLADA Pachnie wspaniale, a jeszcze lepiej smakuje. Możesz kupić kilka słoiczków i zostawić je jako zapasy na zimę, ale… możesz też zjeść marmoladę od razu! Na stoisku obok sprzedają pyszny chleb, tak tylko wspominamy…
PIECZONE JADALNE KASZTANY Hej, to Twój kasztan? Jeśli nie, to koniecznie musisz nadrobić ten błąd i spróbować tego specjału. Pieczone kasztany to smak jesieni zamknięty w małej skorupce. Te jednak są wyjątkowe.
Rzuć kością k6, by poznać efekt:
parzysta - to chyba jakieś objawienie! Ten drobny przysmak natchnął Cię do zrobienia figurek z tradycyjnych kasztanów. Być może nawet je ożywisz? Jeśli opiszesz proces tworzenia jesiennych figurek w swoim poście - otrzymasz 1 pkt z Działalności Artystycznej. Upomnij się o to w odpowiednim temacie.
nieparzysta - hmm, czyżby ktoś uprzednio zanurzył kasztany w Bełkoczącym Napoju? Najwyraźniej, bo przez cały post mówisz bez ładu i składu.
TOFFI PANI WEASLEY Słodkie batoniki, pakowane w fikuśny pomarańczowy papier. Wyjątkowo tego dnia do każdego zamówienia dołączany jest liścik z… miłymi słowami!
Rzuć kością litery, żeby dowiedzieć się, co Ci się trafiło:
A - Twoje włosy jeszcze nigdy nie były tak lśniące! B - Dobrze zaplanuj jutrzejszy dzień, bo będzie sprzyjało Ci szczęście! C - Uśmiechaj się dzisiaj jeszcze częściej! D - Masz w sobie wiele uroku! E - Uda Ci się sprostać wszelkim problemom! F - Jesteś wyjątkową osobą, pamiętaj o tym! G - Masz bardzo ładny uśmiech! H - Twoja osobowość jest wyjątkowa! I - Dziś jest dobry dzień na herbatkę z przyjacielem! J - Zasługujesz na to dodatkowe ciastko!
PIECZONE JABŁKA Oblane karmelem lub nie, za każdym razem przyrządzane na świeżo. Idealnie jesienna przekąska na mały głód!
KREM Z DYNI Z CZOSNKOWĄ GRZANKĄ Rozgrzewająca, kremowa zupa, której głównym składnikiem jest królowa wieczoru, czyli dynia. Podawana z grzanką posmarowaną czosnkowym masełkiem. Gdy skusisz się na jedną porcję, to czeka Cię mała niespodzianka.
Rzuć kością k6, by poznać efekt:
1, 6 - potrawa była tak pyszna, że wprowadziła Cię w prawdziwie radosny nastrój. Do końca wątku jesteś rozweselony/a, masz ochotę tańczyć, śpiewać i zarażasz innych pozytywną energią. 2, 4 - pani nalewająca zupę była tak miła, że w gratisie podarowała Ci garść Rymujących Dropsów. Jeśli zdecydujesz się je zjeść - przez jeden post będziesz mówić wierszem! 3, 5 - czy wiedziałeś/aś, że czosnek to afrodyzjak? Cóż, teraz masz okazję się przekonać, bo przez następne dwa posty odczuwasz większą chęć flirtowania.
CUKROWE CZASZKI Przeraźliwie słodkie cukierki uformowane w iście upiorne kształty. Po spróbowaniu do końca wątku masz ogromną ochotę dogryzać innym, a także kogoś przestraszyć.
NAPOJE:
Nalewka aroniowa Pierwszy łyk nalewki z aronii ujawnia bogaty, głęboki smak, który łączy słodycz z subtelną kwasowością, zachwyca bogactwem smaków i aromatów. UWAGA! Jedynie dla pełnoletnich czarodziejów (+17). Jeśli jesteś niepełnoletni/a i zdecydujesz się na zakup - rzuć kością k6:
skutki dla niepełnoletnich:
parzysta - porcja nie była zbyt duża i szczęśliwie nic Ci nie dolega. Uważaj jednak następnym razem, choć przecież takiego nie będzie!
nieparzysta - głowie szaleje zawrotny mętlik, chwiejnie stoisz, a żołądek podchodzi do gardła. Ktoś z opiekunów dostrzega Twoje nietypowe zachowanie. Wygląda na to, że dzisiaj trzeba zakończyć zabawę…
Wino grzane Dostępne w wersji z alkoholem jak i bez. Gorące, aromatyczne, dosładzane domowym sokiem dyniowym i bogate w korzenne przyprawy, takie jak laska cynamonu, goździki i anyżowe gwiazdki. Jeśli Ci się poszczęści, to dostaniesz nawet plasterek pomarańczy! Po wypiciu do końca wątku jest ci koszmarnie gorąco.
Dyniowy sok Jest słodki i przypomina świeżo upieczone dyniowe ciasto. W powietrzu unosi się lekka nutka przypraw, takich jak cynamon i gałka muszkatołowa, które często są dodawane, by wzbogacić smak. Po wypiciu do końca wątku masz wściekle pomarańczowe włosy.
Herbata rozgrzewająca Tak aromatyczna, że aż zachwyca! Ale nie martw się, filiżanka jest zaczarowana, więc nie poparzy Twoich rąk. W tym pysznym napoju znajdziesz nie tylko słodką gruszkę i korzenny cynamon ale też… odrobinę karmazynowego liścia, który nadaje mu głębi i intensywności. Dzięki temu napój doskonale rozgrzewa w chłodne jesienne wieczory. Przez kolejne dwa posty wszystkim prawisz komplementy.
Kakao Honeycott Kakao Honeycott to przyjemnie kremowy napój o intensywnym, czekoladowym kolorze, który kusi swoim wyglądem. Serwowane w pięknie zdobionych filiżankach, napój może być posypany bitą śmietaną lub posypką czekoladową, co sprawia, że prezentuje się niezwykle apetycznie.
Rzuć kością k6, by poznać jego efekt:
1, 2 - jakieś dziwne te słodycze! A może po prostu przesadziłeś z ilością cukru? Przez dwa kolejne posty jesteś niezwykle pobudzony! 3, 4 - Smak był tak niezwykle kremowy, że… aż na chwilę zatrzymałeś się w czasie. Czujesz, jak otula Cię przyjemne ciepło, a wszystkie troski wydają się odległe i nieistotne. Dodatkowo przez jeden post Twoje usta delikatnie błyszczą, a na skórze pozostaje subtelny, słodki zapach wanilii. 5, 6 - Dostajesz nagłe olśnienie kulinarne i odkrywasz sekret tego pysznego kakao. W magiczny sposób zapamiętujesz każdy detal! Od teraz Twoje zimowe wieczory zyskają zupełnie nowy wymiar… a Twoje podniebienie będzie Ci wdzięczne. Zyskujesz 1pkt z Magicznego Gotowania.
PAMIĄTKI:
Tiara spacerowicza (25g) Chroń się przed chłodem i wyglądaj stylowo! Ta superciepła tiara z podszyciem z futra fomisia polarnego zadba o to, byś nie czuł nawet najmniejszego chłodnego podmuchu. Prosty, ale elegancki krój sprawia z dodatkiem ekstrawagancji w postaci spiralnego czubka sprawia, że doskonale pasuje do każdej stylizacji. To absolutny must-have na sezon jesień/zima! Dostępna w każdym kolorze.
Energetyzujące skarpety (20g) Te skarpetki są jak kawałek słońca w zimowy dzień! Wykonane z wysokiej jakości, miękkiej wełny kuliga, nie tylko otulą Twoje stopy ciepłem, ale także... dodadzą Ci energii! Dzięki wyjątkowym wzorom, takim jak fioletowe jednorożce oraz szmaragdowe smoki w chmurach, każda para skarpet stanie się magicznym akcentem Twojej garderoby. Idealne na długie wieczory przy kominku!
Maskotka dynia (15g) To urocza, zaczarowana pluszowa dynia o wyjątkowym wyglądzie. Ma intensywny pomarańczowy kolor, choć wedle uznania czarodzieja potrafi imitować różne kolory światła, mogąc posłużyć za nietypową lampkę.
ŚWIECA Z NUTĄ AMORTENCJI (35g) Klimatyczna świeca sojowa, która pachnie… No właśnie, to jej wyjątkowość! Niewielka ilość amortencji, każdy czuje coś zupełnie innego. Producent nie zaleca jednak palenia jej zbyt długo ze względu na pozostałe właściwości dodanego eliksiru.
MAGICZNY MOŹDZIERZ (65g) Duży i kamienny, ale za to sam rozdrabnia przyprawy bądź nasiona. Doskonale sprawdzi się podczas przygotowywania eliksirów, gdzie precyzyjne zmielenie składników ma kluczowe znaczenie, jak również w kuchni, gdzie każda przyprawa potrzebuje odpowiedniej tekstury. +1 pkt Magiczne Gotowanie/+ 1 pkt Eliksiry (dziedzinę należy wybrać przy zgłoszeniu w upomnieniach)
WIGGENOWE KORALE (100g) Z pozoru wyglądają jak zrobione z owoców zwykłej jarzębiny, ale wprawne czarodziejskie oko szybko wyłapie różnice. Choć to kora tego drzewa chroni przed atakami magicznych stworzeń, a nie owoce, to jednak te korale posiadają taką właściwość. A to za sprawą zanurzenia ich w eliksirze wiggenowym podczas wytwarzania. +1 pkt OPCM
Niewidzialna broszka (180g) Prawda jest taka, że ten przedmiot wcale nie znika, ale za to pozwala na to swojemu właścicielowi. Po naciśnięciu broszki, noszący przemienia się w półprzezroczystego ducha - może przenikać przez obiekty i unikać kontaktu fizycznego, pozostając jednak podatnym na wpływ magii.
Płaszcz nietoperza (150g) Nazwa wydaje się myląca, bowiem na pierwszy rzut oka przedmiot wygląda jak zwykły, czarny szalik. Wystarczy jednak pociągnąć za odpowiedni koniec, by rozwinął się i przybrał formę peleryny-płaszcza. Sam wygląd nie jest najważniejszy – ten zaczarowany materiał wpływa nie tylko na styl swojego właściciela! Nosząc go, można bez problemu widzieć w ciemności, a przy okazji wykonywane przez właściciela ruchy zostają magicznie wyciszone. Nikt nie usłyszy twoich kroków, jeśli z magicznie ulepszonym wzrokiem zakradniesz się gdzieś w środku nocy!
Dodatkowe informacje
● Fabularnie event rozgrywa się 31.10 w Hogsmeade i okolicach w godzinach popołudniowych/wieczornych, mechanicznie do końca listopada możecie rozpoczynać wątki.
● Niepełnoletni czarodzieje również śmiało mogą brać udział, natomiast uczniowie będący w klasie niższej niż czwarta, potrzebują listownej zgody Opiekuna Domu.
● Za wzięcie udziału w wybranych trzech atrakcjach, każda na minimum dwa posty (nie licząc straganów) otrzymacie specjalną odznakę, należy się jednak po nią zgłosić w upomnieniach!
Stało się; francuski szyk i elegancja zostały zastąpione przez zielone awokado, które podkreślało odcień spojrzenia Clementine. Wodziła nim po groszkowych kulkach na sylwetce Kate, dochodząc do wniosku, że przyjaciółka była całkiem urokliwym strączkowym warzywem, choć nie ukrywała zaintrygowania względem obcisłości stroju na linii łydek. Czego nie robi się dla sztuki i duchów, c'nie? - No powiem ci, że jest nieźle, przynajmniej nie zmarzniemy - szukała pozytywów, bo ten, który ciekawił ją najbardziej znajdował się dopiero przed nimi, a rzucał się w oczy. Był całkiem duży i fioletowy, tak jak i kolega - hot dog. Czy były spóźnione? Możliwe. Zawrotna szybkość ich kroku przypominała raczej ślimaki, aniżeli dwie łanie gnające na długich nogach po wertepach Hogsmeade, gdyż poruszanie się w puszystej bańce wdzięcznej smaczliwki zdawało się być trudne, ale nie na tyle, by nie rozpromienić się na widok dwójki ślizgonów. Objęła więc Baxtera, czując jak ich trzy ciała - bo przecież Milburn również została w to wciągnięta - zaczynają przypominać upchane w misie, porzucone na rzecz tłustych burgerów, dary ogrodu. Chłopak siłę miał, a Finch nie pchał się, tak jak i nie pchały się nigdzie fast foody. One były wybierane w pełni świadomie. - Jeszcze powiedz, że na wasze specjalne zamówienie, to zacznę się martwić, że moje zdolności krawieckie nie są dostatecznie zadowalające w stosunku do madame Malkin... - chwyciła się teatralnie za swoją pestkę na brzuchu, po czym wybuchła śmiechem. - Uznaję to jednak za kunszt w wyborze niespodzianki i muszę wyznać, milordzi, już chyba nigdy nie będę bardziej dorodnym awokado niż teraz - zadziwiające, jak obecność Rojsa wpływała na jej samopoczucie; nawet żart powoli zaczynał się wyostrzać, choć przecież do tej pory uchodziła raczej za nieśmiałą gryfonkę, która pozostawała w tyle za swoją paczką. Przeniosła spojrzenie na Henryka. - Cześć! Ja totalnie wchodzę w degustację jabłek, zwłaszcza jeśli są od dziadka Luciana - przyznała otwarcie, nie umiejąc oderwać wzroku od kostiumu Fincha. Zwęziła nieco usta w dzióbek, po czym zauważyła ten jeden-drobny szczegół. - Właściwie... Po co ci ten patyk w bułce? Bardzo ciekawe rozwiązanie, żeby nie było! - uniosła dłonie w geście obronnym, bo przecież nie miała nic złego na myśli. Design i dobór drewnianej podpory był natomiast niezwykle intrygujący i nie mógł umknąć komukolwiek niezauważony. W zamyśleniu spojrzała w niebo, po czym złapała się pod boki, niczym babcia Maria, która szuka rozwiązania na upartość swojej wnuczki. - Akromantule zostawmy na koniec... Wolałabym uniknąć szansy na powrót w kilku kawałkach, szczególnie że dopiero skończyłam dziewiętnaście lat - rezolutnie rzuciła komentarz, bo co jeśli stwór był głodny albo co gorsza... Prawdziwy? Nie zamierzała ginąć w swoje urodziny.
Czuła ogromną ekscytację na myśl o wyprowadzce z zamku i zamieszkaniu z przyjaciółką. Naprawdę nie mogła się doczekać tego wszystkiego. Nic więc dziwnego, że zarzucała Lyssę kolejnymi ofertami wynajmu mieszkania, które to prześcigały się w oferowanych udogodnieniach. Imogen miała pewną wizję mieszkania, którą chciała osiągnąć. Miała wrażenie, że Ślizgonce mniej zależało na tym wszystkim. Byle tylko mieszkanie było ciepłe, lodówka w miarę pełna i łazienka ze sprawną toaletą. W końcu udało im się obejrzeć takie, które w znacznej mierze spełniało wymagania Imogen. Było świeżo odmalowane, prezentowało się nienagannie. Gryfonka czuła, że mogłaby być tam szczęśliwa. - Wiesz, całkiem niezłe - przyznała w końcu, choć było to dla niej sporym niedopowiedzeniem. Oczami wyobraźni widziała już tam siebie, zasiadającą przy kuchennym blacie i jedzącą jajecznicę na śniadanie. - Myślę, że to da się załatwić. Facet wyglądał na skorego do negocjacji. I ten balkon... - rozmarzyła się, jednak jej rozmarzenie zostało rozwiane wraz z dostającymi się do jej nosa oparami nikotynowymi. Skrzywiła się mocno i zaczęła wachlować, byle tylko odsunąć dym od swojego nosa. - A te śmierdziele będziesz palić na balkonie - obwieściła, w ten sposób dając też dziewczynie znać, czy miała ochotę zapalić. - Nigdy nie przepadałam za grzańcem. Ale za to piwo... - Każdy kto znał Imogen, wiedział, że za dobre piwo mogła zrobić wiele. Nawet stać na mrozie nie wiadomo ile godzin, tylko po to, aby Lyssa mogła napić się swojego grzańca. Dotarły do parku, a Imogen zaczęła rozglądać się z zainteresowaniem po wszystkich oferowanych tutaj rozrywkach. Gwizdnęła krótko, wyrażając w ten sposób swój podziw co do tego, co się tutaj działo. Wcisnęła głębiej dłonie do kieszeni swojego płaszcza, bardziej schowała nos w szaliku. - Ej, zdążymy! - rzuciła tylko, kiedy to Ślizgonka postanowiła pociągnąć ją w stronę różnych stoisk. Za chwilę znalazły się przy odpowiednim straganie, gdzie oferowano różnego rodzaju napoje. Skylight szybko zapoznała się z ofertą. - Uuu, skoro tak stawia pani sprawę, to ja chcę kakao - oznajmiła, szczerząc przy tym zęby. Chwilę później otrzymały swoje zamówienia, a blondynka z zadowoleniem pociągnęła duży łyk pysznego kakao, przez co nad jej górną wargą powstał biały wąs z bitej śmietany. Dziewczyna oblizała się z zadowoleniem wymalowanym na piegowatym licu. -Uuuu, pyszne! W ogóle, tam wykrawają dynie! A widziałaś te pamiątki? - zaczęła nawijać, zdecydowanie szybciej, niż normalnie. Może za dużo cukru w tym jednym łyku?
- Atlas! – odpowiedziała entuzjastycznie – Jak wspaniale, że jesteś! Mieszkali razem, więc wiedziała, że przyjaciel jest z kimś umówiony, ale najwyraźniej jego towarzystwo jeszcze się nie pojawiło. Mieli więc chwilę na rozmowę – choć trudno było prowadzić ją do końca swobodnie, skoro jej dynia odwalała takie numery. Nie zdążyła jeszcze odpowiedzieć na pytanie mężczyzny, gdy nagle jej dynia (a wraz z nią ona) teleportowała się kilka kroków dalej, z drugiej strony Atlasa. - Jak widzisz, mam małe problemy – zaśmiała się, bo choć początkowo nie skrywała irytacji, to nie należała do osób, które szczególnie długo się złoszczą – Ale na całe szczęście, już kończę. Faktycznie, dynia była już wydrążona, miała całkiem zgrabną buzię i tak naprawdę na Louise czekały tylko drobne poprawki. Gdy jednak zaczęła je wykonywać, doszło do kolejnej teleportacji – tym razem znalazła się kilka kroków za Rosą. - Hej Atlas, tu jestem, za tobą! – krzyknęła, dając mu do zrozumienia, w którą stronę ma patrzeć. Po chwili podeszła do niego z gotową dynią, która najwyraźniej wraz z zakończeniem pracy zatraciła swoje umiejętności – Jak ci się podoba ten festyn?
Nie zdążył dobrze skupić się na jej odpowiedzi, czy w ogóle obecności, a ta znikła, przemieszczając się kilka metrów na drugą stronę. Uniósł zaskoczony brwi. - To znaczy, że nie tylko moja jest taka ...specjalna? - zaśmiał się lekko, a kiedy rozkroił do końca dyniowy otwór paszczowy, na co dynia zaczęła jak najęta trajkotać: - Specjalna?! Specjalne to ja Ci zaraz wywróżę rzeczy w przyszłości..! - zarzekała się, wywracając oczami w otworkach na oczy. Odwrócił się do Lou, ale tej znów nie było na swoim miejscu i zaczął się już rzeczywiście śmiać, kiedy pojawiła się za nim. - A dziś w nocy... będzie ciemno! - zawołała dynia. - Dopiero przyszedłem, wiesz? - odpowiedział, biorąc od niej jej dynię i odkładając na jedną z lewitujących półek, by zaraz obok odstawić swoją, która wciąż opowiadała mu o swoich wróżbach związanych z zupełnie niczym- Szczerze, to nie jestem pewien, czy to w ogóle był słuszny pomysł. Nawet nie mam pewności czy moja dzisiejsza randka mnie nie wystawi. - puścił jej oko ze śmiechem - A ty? Zdążyłaś już coś zobaczyć? Jesteś z kimś umówiona? - rozejrzał się, unosząc brwi, jakby spodziewał się zobaczyć kompana Louise biegnącego gdzieś z oddali z bukietem kwiatów. Nawet nie miał pojęcia jak dalekim od dżentelmena był romantyczny wybór jego przyjaciółki.
Nykos Lush
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 187
C. szczególne : jest małomówny, nosi dużo biżuterii, w tym kłódkę z grawerunkiem A zapiętą na szyi, zapach: balsam jodłowy, czarna cykuta, mech, kadzidło, gorzka mirra
Słyszał o tym, jak ekscytujące bywają przyjęcia Halloweenowe na wyspie Wight w Fabryce Łakoci, ale nie śmiał nawet zakładać, że psychicznie zniesie śpiewające skrzaty, alpaki wycinanie w dynie i łapanie candy apples zębami prosto z cukrowego drzewa w towarzystwie dziesięciu tysięcy ekstrawertycznych Honeycottów i kolejnych dziesięciu tysięcy ich znajomych, których Nykos miał wrażenie, ze ta rodzina spawnowała jak drożdże w cieście. Gdyby nie Adela, na to w miasteczku też by nie poszedł. Nie był fanem imprez masowych, było na nich za dużo ludzi, szczególnie tych nieznośnie pijanych i zachowujących się chaotycznie, było za głośno, nie słyszał, co do niego mówiła, a on przecież wychodził po to, żeby jej posłuchać i z nią poprzebywać. Ale chciała, a to, czego che Adela, i on chciał, nawet jeśli przypominało mu się to dopiero na jej widok. Przymocowana magicznie maska była jak jakaś niewypowiedziana tarcza na jego twarzy, za którą chyba tylko dla spokoju ducha i podświadomości czuł, że się może trochę przed ludźmi schować. Uśmiechnął się, słysząc, jak ją zachwyciło to, jak miasteczko zostało przystrojone na tę imprezę i uniósł ich splecione razem dłonie do ust, by ucałować jej palce: - Podoba Ci się? - przyglądał się jej z uwagą. Mało było rzeczy, które sprawiały mu taka bezwstydną radość, jak oglądanie wypieków na jej policzkach i skrzących się zadowoleniem oczu. No, może poza oglądaniem wypieków na jej policzkach w innych okolicznościach. Rozejrzał się po stanowiskach i zamyślił: - Widzę wycinanie dyń, zgraję duchów i... akromantule. - wzdrygnął się, choć domyślał się, że Honeycott już wiedziała, gdzie idą najpierw.
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Obchody Nocy Duchów nie były w jego harmonogramie, aż do dnia wczorajszego, kiedy Gwen nie dała mu wcale wiele wyboru, a też kim był, żeby jej odmawiać. Poprzekładał rodzinne spotkania, zrzucone mu przez ojca na ramiona – rzecz jasna ku jawnemu niezadowoleniu Joahoela, z którego Camael niewiele sobie robił. Miał dosyć jasno ustawione priorytety i na pewno nie tak, jakby życzyła sobie tego jego rodzina. Był jednak obecnie w dosyć osobliwej pozycji odkąd Jahoel przejął stołek dziadka, a to dawało mu jednocześnie więcej i mniej wolności. Teraz jednak nic z tych rzeczy się nie liczyło, kiedy szedł w stronę rezydencji Honeycottów, ubrany zupełnie klasycznie, niekoniecznie halloweenowo, choć może ciemne barwy idealnie wpasowywały się w klimat tego wieczoru. Od śmierci matki rzadko nosił kolory i nie sądził, że w najbliższym czasie miało się to zmienić. Na rękach trzymał rzecz jasna dwulatkę, która w najlepsze oblepiała mu płaszcz jedzonym właśnie lizakiem – tym również się nie przejmował. Nie teleportował ich, uznając, że spacer dobrze im zrobi. Był już nieco spóźniony, ale bunt dwulatki na przemian chciał iść na swoich krótkich nóżkach i być noszonym, więc spacer zajmował im zdecydowanie więcej czasu niż zakładał. Drzwi otworzyła mu Juniper, na widok której Lailah już wyrywała się z jego rąk w stronę cioci, tym razem lizaka przyklejając do jej ubrań. — Tante-grand-maman*! Appl, APPL!! — powiedziała dziewczynka, mieszając jak zwykle francuski z angielskim, utrudniając wszystkim wokół zrozumienie co miała na myśli. Tutaj jednak sprawa była dosyć jasna. Camael uśmiechnął się odrobinę przepraszająco, gdy lizak na dobre przykleił się do koszulki Juniper. — Macie sok jabłkowy? — zapytał, gdy kobieta już przejmowała jego córkę, której właśnie o to chodziło w tych swoich dwóch słowach — Na pewno nie będzie wam przeszkadzało jeśli tu zostanie? Nie jestem pewien co tam będzie, a raczej wolałbym uniknąć wkroczenia w wielki dom strachów z dwulatką… — upewnił się jeszcze. Znał szczere chęci i dobroć matek Gwen, ale zawsze było mu głupio, gdy tak je wykorzystywał. Dlatego zawsze pytał czy im to nie przeszkadzało i choć za każdym razem był za to besztany, że głupi, to i tak wciąż zadawał podobne pytania, gdy tylko Lailah u nich zostawała. Wszedł do środka, witając się z innymi i szeroko uśmiechając na widok swojej dzisiejszej towarzyszki. — Idziemy? — zapytał, nie wiedząc czy była już gotowa, czy jednak jeszcze dostanie jakiejś nalewki (w tym domu nigdy nie był pewien czego się spodziewać), której rzecz jasna nie odmówi. A kiedy dostał już odpowiedź twierdzącą – teleportował ich do Hogsmeade, w sam środek halloweenowego jarmarku.
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Wiktor długo głowił się nad odpowiednim wykrawaniem dyń, a szczególnie taka która nieszczególnie zamierza się pozwolić kroić. Co za sabotaż... Z początku miał straszną ochotę zrobić wszystko po swojemu ale ledwo robił pierwsze ruchy różdżką dynia wybucha obrzucając miąższem Wiktora tak to samo rudzielca spotkało co ślizgonke masz ci los no cóż w końcu to kilka osób w pobliżu i dobra zabawa. @Fern A. Young Puchon nie pomylił się. Trafił akurat na taką dynie która na prawdę płonie i nie w środku, co poprawiło mu nastrój. Jednak zszedł z tonu, bo nie chciał zwracać na siebie aż takiej uwagi z dynią, roślinę pokrywają prawdziwe płomienie, tańczące po pomarańczowej skórce. -Jak widać wykrawanie dyń chyba nie jest łatwe.spojrzał na ślizgonkę. W końcu Krawczyk musiał uważać, by się nie poparzyć, ale kiedy skończył efekt był spektakularny! Jak mi wyszło? Co powiesz na dalszą zabawę i atrakcje w moim towarzystwie?– Uśmiechnął się zawadiacko po czym puścił do ślizgonki jedynie oczko. Wszyscy wiedzą, że rudzielec lubi kłopoty i nie tylko, co udowodnił już nie raz…
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Grono jej przyjaciółek podzieliło się podczas obchodów Nocy Duchów, które były organizowane jak co roku w Hogsmeade. Imogen wybierała się z Lyssą, z którą Kate nie miała zbyt wiele do czynienia, szczególnie po jej rocznej nieobecności. Adela miała zamiar podbijać stragany ze swoim nowym chłopakiem, Nykosem, w czym na pewno nie chciała stanowić piątego koła u wozu. Została więc z Clementine we dwie, w dodatku z nieznoszącą sprzeciwu propozycją wystosowaną przez parę Ślizgonów, którzy wysłali im iście zabawne kostiumy. Wizja uderzenia na tę quasi-podwójną randkę w stroju groszka napawała ją względnym optymizmem, aczkolwiek liczyła, że nie spotka na swojej drodze nikogo istotnego, przed kim wolałaby zaprezentować się nieco inaczej niż w obciskającym ją, zielonym worku, zwężonym przy kolanach na tyle silnie, że niezwykle ciężko było jej dotrzymywać kroku radosnemu awokado. - Jest to plus - przytaknęła koleżance, wdzięczna jej za szukanie pozytywów w ich obecnym położeniu. Nie wiedziała jeszcze, jak czuła się w roli wing-woman Bardot, ale pewnym było, że absolutnie nie miała nic złego do powiedzenia na temat jej nowo rozkwitłej relacji z Baxterem. Nie mogła jej winić, Royce potrafił być naprawdę czarujący, a z tego, co napisała jej na wizie, rozsiał wokół niej nieco swojego uroku. Gdy tylko zobaczyła go w przebraniu bakłażana, wybuchnęła gromkim śmiechem. - NO SIEMA - przywitała się radośnie, nim nie została wciągnięta w zbiorowy przytulas razem z Clementine, która chyba nie czuła się jeszcze na siłach, by samej wpaść Ślizgonowi w ramiona. - Cześć - przywitała się też z Henrym, a następnie wsparła jego ideę złapania szamki. - Ja też chcę jeść, umieram z głodu! - przyznała, bo licząc na znalezienie dobrych frykasów na straganach, nie zjadła zbyt dużo na kolacji w wielkiej sali. - To chodźmy na jabłka, a potem może... No może te mumie? Zawsze chciałam być zmumifikowanym groszkiem - dodała, wywracając oczami. Jej samej ściganie na akromantulach nie malowało się w ciepłych barwach. - To Henry - Wzięła chłopaka pod ramię, celowo zostawiając pozostałą dwójkę w tyle. - Co tam mówiłeś o tych jabłkach? Serio wasze, w sensie jakiś biznes rodzinny? - zapytała, kątem oka obserwując jak się miały sprawy przyjaciółki i Baxtera.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Na szczęście Fern pilnowała się, kiedy Wiktor próbował swoich sił z kolejną dynią i uniknęła miąższu, który ponownie rozleciał się na wszystkie strony tym razem przez puchona. Zdecydowanie ślizgonka miała już dość tej zabawy. Nie było w tym nic fajnego, kiedy pomarańczowy owoc niemal eksplodował w twarz. Na szczęście istniała magia i dzięki temu nie musiałaby siedzieć jak ostatni mugol i wybierać resztek dyni ze swoich pokręconych włosów. Pokiwała mu głową, zgadzając się z nim, że nie jest to łatwe zadanie. Na pewno nie dzisiaj w dniu psikusów i dziwnej, a raczej złowieszczej magii. Przez chwile zastanawiała się, czy ma zgodzić się na jego propozycje. Po pierwsze Fern nie była towarzyska, ale z drugiej strony skoro nie było Aiyany, ani nikogo znajomego, postanowiła, że z chęcią wpakuje się w jakieś kłopoty z Wiktorem. Uśmiechnęła się więc do chłopaka. Jasne. Co powiesz na to, abyśmy napili się czegoś, a potem poszli na polowanie bez głów? Fern była ciekawa czy Krawczyk oprócz drygu do pakowania się w tarapaty ma też mocny żołądek. Bo polowanie bez głów z pewnością zapowiadało się makabrycznie, ale najpierw Young postanowiła wypić ciepłe kakao Honeycottów. Poprosiła o czekoladową posypkę, a kiedy zakosztowała łyka tego napojów bogów, poczuła, jak wszystkie zmartwienia odchodzą. Przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele, a usta Fern zaczęły błyszczeć, nie widziała tego za to czuła, że pachnie wanilią. Pychota, musisz spróbować kakao Honeycottów. Przekazała wiadomość chłopakowi, a kiedy już wybrał sobie napój skierowała się razem z puchonem na polowanie bez głów. Było to widowisko, które koniecznie chciała zobaczyć. Za nim jednak prawdziwie polowanie miało się rozpocząć, w którym mieli wziąć udział. Zostali świadkami makabrycznego przedstawienia — żonglowania głowami. Fern klaskała zachwycona, ale nie skorzystała z poczęstunku duchów, po którym chciało się zwrócić to smaczne kakao, którego niesamowity kremowy smak jeszcze odczuwała w ustach. A potem ona i Wiktor ruszyli do lasu na poszukiwanie głów należących do duchów.
Miał wrażenie, że potrzebuje tego kieliszka teraz bardziej niż Solberg, ale nie planował dać po sobie tego pokazać. Trochę jeszcze nogi jak z waty po tym jeżdżeniu na akromantuli, ale powoli, powoli przemieścili się w stronę straganów. - Bogactwo jak na odpuście. - zauważył, oglądając wszystko od drewnianych łyżek po torebki z imitacji smoczej skóry. Wszystko oczywiście obowiązkowo w tematyczne wzorki, ale to nie problem, wzorków można się pozbyć... Kiedy stanęli przy wodopoju, czy też... wódopoju, hehe, zamówił im po jednej kolejce i spojrzał wymownie na Solberga, chcąc mu tym uważnym spojrzeniem jakby przekazać, żeby się dwa razy zastanowił, czy warto go ratować, jak zacznie go przekręcać. - Za spotkanie. - jedyny uznawany przez Swansea toast, uniósł szota i golnął, by chwilę poczekać, jakby sam spodziewał się wybuchu bomby nuklearnej w żołądku. Zrobiło się ciepło, przyjemnie, uśmiechnął się nawet - E, wchodzi jak woda! - kiwnął na obsługującego stoisko człowieka, bo po jednym szociku to oni przecież tu nie będą się kręcić. Zaopatrzyli się w niepozorne kubeczki jak na kakao, tylko wypełnione nalewką i ruszyli między stragany. - Kupie Ci taką... - pokazał świecącą pluszową dynię, ale zaraz jego uwagę przyciągnęły wiggenowe korale, a potem obok nich elementy biżuteryjne, bo to już zboczenie zawodowe i jak Max moczący się na widok dobrego kociołka, Swansea już się gubił między broszkami, siorbiąc naleweczkę i wybierając zakupy.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zakupy: Niewidzialna broszka (180g) i płaszcz nietoperza (150g) = 330g
Wyglądało na to, że ostatecznie obydwoje skończą na alkoholizacji. Smutne może to było, ale jak prawdziwe w ich wypadku. Max i tak długo by trzeźwy tego wieczoru nie pociągnął, znajdując jakąś wymówkę, by zniknąć gdzieś na kilka chwil z butelką przy mordzie. -Pytanie, czy jest coś wartego uwagi. - Zauważył bez większej nadziei, w tym momencie myśląc tylko o tej aroniówce. Zdecydowanie wolałby coś innego, ale musiał cieszyć się tym, co było pod ręką. -Za spotkanie. - Zgodził się z lekkim uśmiechem, choć faktycznie poczekał te kilka ciężkich sekund by zobaczyć, czy Lockie mu tu na pewno nie padnie, a gdy okazało się, że stoi, Max od razu wychylił zawartość swojego kieliszka, przymykając na chwilę oczy. -Chyba, jak Ci Stachu do niej nasika. - Odpowiedział, bo wcale aż tak zadowolony z trunku nie był, ale kopał i to się liczyło. Zdecydowanie bez wahania wychylił więc kolejny kielon, po czym poczuł się względnie gotów na kontemplację zasobów stoisk. -Wolę tulić się do Ciebie. - Puścił kumplowi oczko. Maskotek miał wystarczająco i musiał przyznać, że głównie korzystał z tych uspokajających lub zamieniających się w koc. Dynia nie brzmiała, jakby miała podobne moce, więc ją sobie odpuścił. Zaraz też flaki mu wykręciło, gdy zobaczył wiggenowe korale. -Zaraz wrócę. - Ledwo z siebie wydusił, próbując zachować spokój, po czym wrócił się do budki z alkoholem i wziął nie kielon a flaszkę. Wciskając sprzedawcy kilka galeonów więcej za tę wyjątkową usługę, spostrzegł obok @Kate Milburn w postaci groszku z jakimś typem u boku. Uśmiechnął się do niej półgębkiem i zaraz wyciągnął z sakiewki więcej monet, by jednak wziąć dwie butelki aroniówki, do której zaraz się przyssał. Poczuł ogarniające go ciepło, gdy dość sporo alkoholu ubyło ze szkła i dopiero, gdy znajoma lekkość zagościła w jego głowie, wrócił do patrzenia na pamiątki, omijając miejsce, gdzie dostrzegł charakterystyczne czerwone paciorki. -Widzę gust mamy podobny. - Zauważył w stronę kumpla, wywalając gdzieś w trawę pustą już jedną butelkę po aroniówce i wskazując na broszkę i płaszcz, który również niósł ze sobą. -To jaki plan dalej? Zwijando? - Zapytał, bo miał coraz mniejszą ochotę kręcić się po tym terenie.
Był podekscytowany na Noc Duchów z wielu powodów: po pierwsze, w październiku wyrobił tyle nadgodzin, że szefowa sama kazała mu tego dnia zmiatać z biura i celebrować do białego rana, po drugie miał doskonały pomysł na przebranie, a po trzecie i najważniejsze - wraz z Halloween nadeszła pierwsza oficjalna okoliczność podczas której mogli razem z Noreen zaprezentować się jako p a r a. I chociaż robił wszystko, by traktować ten fakt z niewymuszoną nonszalancją, to w środku cieszył się jak gówniarz przeżywający pierwsze zauroczenie i miał nadzieję, że spotka w parku absolutnie wszystkich znajomych i każdemu z osobna będzie mógł ją przedstawić. Co go napadło, żeby wystroić się na tę okazję jak młodszy brat, samozwańczy mecenas, w dodatku nadszarpnięty zębem jakiegoś zombiaka - nie miał pojęcia, ale pomysł ten przyszedł mu do głowy z chwilą gdy cykał Tomkowi fotkę na ministerialnym korytarzu i na której ten wypadł tak fatalnie, że naprawdę wyglądał jakby goniło go stado inferiusów. No i kostium ten był wyjątkowo łatwy do skompletowania, wystarczyło podebrać wdzianko z szafy ojca i maznąć czerwoną farbą tu i ówdzie. Resztę roboty robiło wrodzone podobieństwo. - Masz szczęście, że nie jestem prawdziwym prawnikiem, bo musiałbym cię pozwać za to że skradłaś moje serce tym strojem... i wszystkim innym - oświadczył Norce takim tonem jakby był bliski omdlenia z zachwytu na jej widok, a ile w tym było żartobliwej teatralności a ile prawdziwego oszołomienia jej urodą i wdziękiem, wiedział tylko on sam. Zanim rzucili się w wir atrakcji, przyciągnął Norkę bliżej jeszcze na chwilę, by skraść jej pocałunek, a potem z uśmiechem złapał ją za rękę i ruszyli na podbój halloweenowego festiwalu. - Fantastycznie to wygląda, chyba się postarali w tym roku! A może tylko mi się wydaje, szczerze ci powiem, że nie pamiętam kiedy ostatnio spędzałem Noc Duchów w kraju - przyznał, rozglądając się z zaciekawieniem po otaczających ich dekoracjach i straganach. Zewsząd kusiły tradycyjne przekąski, gorące napoje, ale też gotowe do wykrawania dynie, które zwróciły jego uwagę jako klasyczna halloweenowa rozrywka. Wskazał na nie, kierując lekko kroki w tamtą stronę. - O. Zrobimy sobie dekoracje? Na celtyckiej takie rękodzieło wyszło nam całkiem nieźle... - wspomniał wspólne plecenie wianków, od którego to wszystko się zaczęło. Kto by pomyślał, że pół roku później to co wtedy się zaczęło tak rozkwitnie?
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Wiktor uśmiechnął się szeroko gdy ślizgonka zgodziła się towarzyszyć w zabawie. Na rudzielca twarzy zagościł przebiegły uśmieszek który odbił się w jasnoniebieskich oczach. Uniósł wzrok i obleciał dziewczynę wzrokiem. - Dopiero zaczyna się zabawa i przygoda. Czy na pewno chcesz mi towarzyszyć takiemu chłopakowi co lubi kłopoty i tarapaty zwłaszcza jak mam głupie i szalone pomysły- odparł dodając. Wybacz ale dziś nic chyba nie zjem i nie wypije uśmiechnął się do niej lekko i puścił oczko. Idąc tak przed siebie rudzielec znalazł się na brzegu bagnistego oczka wodnego, Świetnie co tym razem, osz kurcze tylko gdyby mgła gęstnieje, gdzieś wśród niej Puchon dostrzegł niewielkie światełko, jakby wskazywały ci drogę. Po czym Krawczyk z orientował się, że to zwodniki, a głowa ducha nagle pojawia się tuż przed rudzielcem która wcześniej najwyraźniej przysłaniała ją mgła. - Hej pomożeszrzucił jej kartkę zrobiona w mugolski samolot.
Być może ktoś mógłby pomyśleć, że Adela torturowała Nykosa, ciągając go na wydarzenia z tłumem wesołych i niezwykle głośnych ludzi. Nie było to jednak prawdą, bo gdyby tylko zaprotestował, to Honeycottówna wybrałaby się z przyjaciółmi lub ściągnęłaby chłopaka do siebie do mieszkania, korzystając z tego, że w tę wyjątkowo noc, uczniowie mieli ciut więcej swobody niż zazwyczaj. Lush dawał się jednak torturować, zgadzając się na pasujące stroje i udział w lekko krindżowych atrakcjach, które w zachwyconych oczach Adeli zdawały się najlepsze na świecie (albo prawie najlepsze, bo nie byli przecież w rezydencji Honeycottów). - „Podoba się” to mało powiedziane – wyrzuciła z siebie z wielką ekscytacją, a jej oczy aż błyszczały się od radości i zachwytu, związanych z tym, że mogła tu być. W takich momentach mogła się zdawać wybitnie infantylna, lecz zachwycone oko było w stanie dostrzec urok wynikający z tej dziewczęcej naiwności i czerpania radości z najmniej głupoty. Chwilę później Adela pociągnęła Nykosa w stronę dyń. Właściwie to najbardziej interesowały ją akromantule, gdyż uwielbiała wszelkiego rodzaju dziwne stwory, ale widząc niezbyt entuzjastyczną minę Puchona, postanowiła ustąpić. Skoro tak bardzo się naginał, by sprawić jej przyjemność, dziewczyna postanowiła wybrać atrakcje, które nie były dla niego aż tak uciążliwe. Dynia, która trafiła się Adeli była o tyle wyjątkowa, że płonęła żywym ogniem, którego Honeycottówna, mimo usilnych starań nie była w stanie zgasić. Fakt, że warzywo nie było szczególnie osmolone, wskazywał jednak na to, że efekt był celowy, dlatego Gryfonka zaczęła ostrożnie drążyć dynię za pomocą różdżki – tak by się nie poparzyć.
- Chyba wszystkie są specjalne – powiedziała, wzdychając cicho, bo ta wielokrotna teleportacja nieźle ją wykończyła. Całe szczęście, z dynią już skończyła, więc mogła chwilę odsapnąć, przy okazji naśmiewając się do rozpuku z wybitnych mądrości, które wypływały „z ust” dyni przynależącej do niej przyjaciela. - Ja właśnie też! – odparła entuzjastycznie, odrobinę zaskoczona tym, że nie spotkali się przy wyjściu mieszkania. Wsłuchała się jednak w słowa przyjaciela – Jestem pewna, że się pojawi. Nie znam nikogo, kto miałby tak mało rozumu, żeby cię wystawić. Ja na nikogo nie czekam, więc mogę zająć ci czas do momentu, aż się przyjdzie… Nie czekając na potwierdzenie, skorzystała z faktu, że jej przyjaciel zakończył już rzeźbienie w dyńce i pociągnęła go w stronę kolejnych atrakcji. Chciała mu uprzyjemnić czas, by przestał się niepokoić tym, że ktoś mógł go wystawić. Louise była bardzo zaciekawiona imitacją Polowania bez Głów – oczywiście, nie była ona tak ciekawa jak oryginalne wydarzenie, ale nawet w tym uboższym wariancie zdawała się ciekawą atrakcją. Z tego powodu, gdy tylko ujrzała, że duchy kończą żonglerkę, zabrała Atlasa właśnie na ich stanowisko, chcąc zobaczyć, czy uda jej się odnaleźć głowę.
Przebranie się za mugolski słodycz okupione było wymianą galeonów na funty, zakupem kilku opakowań i obżeraniem się nimi wieczorami, gdy @Ryan Maguire przybywał na nocowanie do jej mieszkania w Hogsmeade. Wiał mocnym DIY-em, ale przynajmniej co się pośmiali, to ich. Teraz też idąc uliczką w kierunku miejsca, gdzie odbywał się tegoroczny festyn z okazji Nocy Duchów, nie przejmowała się, czy ktoś ją rozpozna w strzelistej, żółtej koronie jako Noreen Finch, szkolną pielęgniarkę, bo liczyło się coś zupełnie innego - szła tą drogą ze swoim c h ł o p a k i e m, trzymając się z a r ę c e i wyglądając jak najszczęśliwsza para gołąbeczków. Pokazywanie się u jego boku publicznie nie było dla niej nowością, bo już wybierali się razem na podobne wydarzenia - to wzajemne role, z jakimi wkraczali w towarzystwo, zmieniły się diametralnie! Począwszy od zmiany statusu na wizbooku, przez szersze dzielenie codzienności, na oficjalnych wyjściach kończąc - mieli się naprawdę dobrze! Oczywiście wciąż patrzyli na świat przez różowe okulary i na siebie chyba też, skoro Ryan aż tak zachwycał się jej prezencją. Okej, może była urodziwą dziewczyną, ale, dla przypomnienia, ubrana była w papierowy kostium toblerone. Uniosła brwi i zaśmiała się pod nosem, słysząc jego komentarz. - Jak to jest? Zombie jedzą mózgi, bo uzupełniają brak własnego? - zapytała żartobliwie, licząc, że nie przegięła struny z tymi podśmiechujkami, bo ostatecznie Maguire wiedział, że miała go za łebskiego chłopaka i podziwiała jego intelekt. Dała się przyciągnąć na słodkiego całusa, którego najchętniej przedłużyłaby nieco, ale trzymając się w ramach norm społecznych, po prostu splotła z nim palce dłoni i udali się na poszukiwania fajnych atrakcji. - Rok temu Cię nie było - powiedziała, dość przekonana o swojej racji, choć może Ryan pomykał gdzieś pokątnie po Hogsmeade, tylko ona nie miała o tym pojęcia? Zaśmiała się głośno, gdy wspomniał o dekoracjach z nocy celtyckiej. - Tym razem jestem na eliksirze, więc nic nie jest mi straszne - rzuciła półgłosem, rozglądając się za stanowiskiem z rękodziełem. Ostatecznie pociągnęła go w kierunku wykrawania dyń. - Wykroję w niej Świstoklika - zapowiedziała, lecz gdy tylko przytknęła nóż do warzywa, pomarańczowa skórka stanęła w ogniu. Noreen zerwała się na równe nogi, celując nożem w dynię, jakby zaraz miała ją zaatakować. - Nie chcesz się zamienić? - zapytała, śmiejąc się nieco nerwowo, bo jednak pamiętać należało, że jej kostium był z papieru, a on się z ogniem średnio lubił.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Zapach wanilii, który roztaczał się wokół niej, powoli zanikał. Nadal jednak czuła przyjemny posmak w ustach. Kakao Honeycottów było naprawdę wyborne. Ślizgonka wiedziała, że z pewnością jeszcze spróbuje czegoś ze straganu, zwłaszcza jedzenia, które wyglądało naprawdę apetycznie. Na pewno. Puściła do niego oczko, bo uważała, że Wiktor trochę naciąga wersje, że kłopoty go lubią, chociaż w to, że ma pełno głupich i szalonych pomysłów mogła uwierzyć. Nie wiedziała, dlaczego puchon, nie chce niczego skosztować. Może się czymś zatruł? Czy dobrym pomysłem było więc udać się na występ żonglowania głów przez duchy? Oczywiście, że tak. Może się porzyga i mu przejdzie, Fern coś o tym wiedziała, wystarczyło puścić pawia, aby poczuć ulgę i nabrać ochoty na jedzenie. Wyprawa po głowy duchów, wydawała się mrozić krew w żyłach. Nawet jeśli żadne dźwięki Fern nie przerażały, to bała się, że zaraz coś przed nią wyskoczy i ją przestraszy, jakąś straszną, zakrwawioną gębą, albo cokolwiek co przypominało postać z horrorów. Już raz się przestraszyła przed Nocą Duchów, a winowajcą był Krwawy Baron. Nie chciała powtórki z rozrywki. Tym razem podążała z Wiktorem, więc miała nadzieje, że obecność puchona sprawi, że nic na nią nie wyskoczy, a Krawczykowi nie będą w głowie głupie psikusy. Znaleźli się na brzegu bagnistego oczka, mgła wydawała się gęstnieć jak mleko, ale przed nimi pojawiły się światełka, dziewczyna od razu zorientowała się, że to zwodniki, bo uważała na lekcjach OPCM. Głowa ducha została odnaleziona i Fern nie potrzebowała do tego żadnego revelio. Odebrała od Krawczyka wiadomość w postaci papierowego samolocika i pokiwała głową. Kiedy uporali się z tym, z czym chłopak nie mógł sobie poradzić, mogli w końcu ruszać w drogę powrotną.
C. szczególne : jest małomówny, nosi dużo biżuterii, w tym kłódkę z grawerunkiem A zapiętą na szyi, zapach: balsam jodłowy, czarna cykuta, mech, kadzidło, gorzka mirra
Zaśmiał się, słysząc jej entuzjastyczne zapewnienie. To mu wystarczyło jako lekarstwo na wszelkie dyskomforty, związane z przesadnym tłumem, hałasem czy krindżowymi atrakcjami. Szczerość i naturalność zachowań Adeli było tym, co przyciągało go do niej najbardziej. Była jak jakaś naturalna siła, jak żywioł, coś pierwotnego, pięknego w tej pierwotności, nieskalanego szablonami i to nie dlatego, że ich nie doświadczyła, tylko dlatego, że świadomie wymykała się ich ramom. - Skoro tak, mój aniele muzyki, to się cieszę, że nie stawiałem oporów. - zaśmiał się lekko - Ale jak tylko poczujesz, że masz już trochę dość... - dodał wymownie, wiedząc, że jego społeczne akumulatory mają znacznie mniejszą żywotność od tych należących do Honeycottówny. Był pewien, że pójdą do akromantul jak tego, że Patol nienawidzi uczniów, a Rosa ma uśmiech jak świecące słonko, a jednak skręcili z drogi do ich wybiegu ku jego uldze, ale i zaskoczeniu, zmierzając do dyń. Ścisnął lekko jej rękę, trochę chcąc zasygnalizować wdzięczność, ale też po prostu. Łaknął fizycznego kontaktu z jej ciepłym, miękkim ciałem. Podał jej jedną dynię, niespecjalnie się zastanawiając sobie również biorąc jedną z tego samego stosu, więc po chwili oboje już musieli udawać strażaków w płonącej Operze, ku jakiemuś niejasnemu rozbawieniu Luisha. - Jak bardzo cheesy będzie, jak Ci powiem, że moja dynia płonie jak moje serce do Ciebie? - zapytał, nachylając się z uśmiechem w jej stronę, a kiedy tylko podniosła na niego spojrzenie - ukradł jej krótkiego całusa.
Nadstawił jej ramienia, gest pozornie dżentelmeński, ale też na wskroś Atlasowi, bardzo lubił ze swoim towarzystwem chodzić za lub pod rękę. Rosa najpewniej na to przyjęcie zmierzał ze swojego małego mieszkanka w Hogsmeade, by nie podróżować po pracy do Doliny, a później na powrót w tym kierunku. Zaśmiał się na jej słowa i pokręcił głową: - Obawiam się, że moja randka należy do tych, które pojawiają się jedynie przy dobrych wiatrach. - uniósł brwi, choć wciąż było to dość tajemnicze. Ciemnowłosy mężczyzna jednak pojawiał się czasem w domu Rosy, którego relacje przeszły przedziwną metamorfozę po otwarciu Magicznego Muzeum. O ile chciałby na taki festyn przyjść znów z Isolde, to ta, po perypetiach tamtego popołudnia, zajęła się chyba swoim zawiłym życiem uczuciowym i mimo chęci ich relacja nie zdołała zakwitnąć w żaden sposób. Atlas myślał nawet, czy by się z tego nie wygadać przyjaciółce, ale wiedział, bo widział na własne oczy, że Isolde była Louisie bardzo bliska i ostatnie czego chciał, to stawiać ją w niekomfortowej sytuacji konieczności obgadywania swojej bff. - Sprawisz mi tym ogromną przyjemność. - zapewnił, by nie sądziła, że była jakimś czaso-umilaczem, jako że rzeczywiście podejrzewał, że jego domniemana randka się jednak nie pojawi. Z zaciekawieniem obserwował popisy duchów, śmiejąc się nawet wesoło z całej inscenizacji, bo on osobiście nigdy nie słyszał o instytucji Polowania Bez Głów, ani o historii z tym związanych. - Czyli szukamy... głowy ducha? - zapytał, unosząc brwi, kiedy weszli między drzewa. Zaczął zaglądać pod rozłożyste liście paproci, bo nie dość, że było ciemno, to i całe poszycie było dość bure.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Wiktor jak to Wiktor zawsze coś ma za uszami. Chociaż dopiero zabawa się zaczęła on już dobrze się bawił bo miał do tego dobre towarzystwo w postaci uroczej i ślicznej ślizgonki. @Fern A. Young -Może zamiast wyścigów to mumie ?puścił samolocik ty mnie ja ciebie za bandażuje co ty na to dodał. Tam o zobacz już z daleka można było dojrzeć jak ktoś się tam bawi w mumie. Hej myślisz że te głowy to one prawdziwe bo gdyby były prawdziwe to by było dopiero co nie, chyba tylko są tak dla zabawy. Ale dawne przygody w samotności bardzo rudzielcowi się podobały. Tak przemykając tajnymi przejściami, niezauważalnie przemknąć do zamku i od razu skierować się w stronę Wielkiej sali lub na lekcję. Czy mogę służyć (ręką lub ramieniem)trzymając pod ramię Fern-uśmiechnął się do niej tak że w policzkach Krawczyka ukazały się urocze dołeczki. -Z okazji Halloween. Będziesz moją Królową Balu -skomentował to cicho. Po czym zapiął na jej nadgarstku bransoletkę z nietoperzem.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Turniej pajęczych skoków Szybkość:16 Ilość płotków:A Specjalna przeszkoda:5 SUMA PUNKTÓW: 26
Obydwoje na polowaniu bez głów poradzili sobie świetnie. Fern uważała, że duchy ciekawie spędzają swój wieczny czas i z pewnością niewiele o ich aktywnościach żywi wiedzieli, a szkoda. Kiedy znowu zjawili się przy atrakcjach Halloweenowych, ślizgonka chciała spróbować jazdy na akromantulach, dlatego skierowała się w tamtą stronę, ale Wiktor miał inną propozycję. Boisz się pająków? Nie mów, że tchórzysz? Przekazała mu wiadomość na kartce, uważając, że owijanie się wzajemnie w bandaże musi być totalnie nudne, chociaż może się myliła. Na początku pozwoliła Wiktorowi potrzymać się za ramie, dopiero kiedy założył na jej nadgarstek bransoletę z nietoperzem, wysunęła się z jego objęcia, aby złapać go za rękę i pociągnąć w stronę turnieju pajęczych skoków, nieważne czy puchon się bał, czy nie. Ona zamierzała spróbować tej dziwnej atrakcji, w końcu akromantule mimo tego, że wyglądały na prawdziwe w rzeczywistości były to przetransmutowane inne zwierzęta. Opłaciła swój udział w turnieju, a kiedy każdy z nich dostał po swoim pająku, Fern ruszyła pierwsza, ale już na samym początku, zauważyła, że jej pajęczak jest strasznie powolny. Pogłaskała go po odwłoku, co było bardzo dziwnym doświadczeniem, jednak za wiele to nie pomogło; jazda na wielkim pająku z pewnością mogła być ciekawą terapią i nie jednemu pozbyć się arachnofobii lub ją pogłębić. Na szczęście Young nie bała się pająków, zwłaszcza, że nie były to prawdziwe pająki.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Szybkość:12 Ilość płotków:E5 =50 Specjalna przeszkoda:2 SUMA PUNKTÓW: 62
Ten jeden, jedyny raz Krawczyk mógł wręcz pochwalić się swoim wybitnym dniem bez kłopotów. Jak szaleć to szaleć, tak od święta. Rozejrzał się po czym westchnął i spojrzał na pajaka jakiego dostał dla Puchona był dość dziwny. -To nic trudnego. - ej co to ma być jakiś zygzak kamiennych ścian czy ciasne płotki tu się nie da robić jakich kolwiek ruchów no chyba że,zwinne . Chyba to nie wystarczy bo pająk balansuje na pojedynczych odnóżach, by pokonać przeszkody i prześlizgnąć się przez ciasne przejście. Nie nie był złośliwy nie dziś.Nareszcie Wiktor był we własnej skórze. - Posłał ślizgonce mlodszej pogodny uśmiech. Nie śmiał dziewczynie odmuwić.Oczywiście- odparł ze słodkim uśmiechem.
Jego zachwyt był szczery, bo naturalnie Noreen podobała mu się tak samo w eleganckiej sukience, w domowym dresie, w uniformie pielęgniarki, w papierowym kostiumie toblerone i w ogóle we wszystkim i bez niczego też. Podobała mu się od tylu lat, chociaż zdarzało mu się o tym zapominać gdy ich drogi rozeszły się dosyć mocno po ukończeniu szkoły, a Ryan skierował wreszcie swoją uwagę na inne osoby; teraz jednak to wrażenie wracało z podwójną siłą. I tak, prawdopodobnie była to zasługa różowych okularów towarzyszących każdemu początkującemu związkowi, ale nie zamierzał się tym teraz przejmować i po prostu zakładał że ta fascynacja będzie trwała wiecznie. - Tak, dlatego nie martw się, ty akurat jesteś bezpieczna - zachichotał w odpowiedzi, odbijając złośliwostkę Norki równie zaczepnie, choć zupełnie niezgodnie z tym co o niej myślał! Ani przez chwilę przecież nie wątpił, że imponujący intelekt szedł u niej w parze z oszałamiającą urodą i nawet czasem zastanawiał się, co taka mądra, wykształcona osoba robi z takim dzbanem jak on. To na pewno była zasługa tego jak rewelacyjnie całował, a przynajmniej tak sobie wmawiał by podnieść samego siebie na duchu w cwilach zwątpienia czy aby na pewno zasługuje na uczucie panny Finch; i on najchętniej nie wypuszczał by jej z objęć ani na moment, ale musiał. Noc Duchów wzywała, a norm społecznych nie wypadało im ignorować. - A wiesz... właściwie to rok temu w październiku byłem w Wielkiej Brytanii - przypomniał sobie własne losy, gdy maszerowali wzdłuż straganów i podziwiali dekoracje - Tylko że w Mungu - dodał, uśmiechając się nieco krzywo na wspomnienie tamtych wydarzeń gdy ledwo uszedł z życiem i utknął w szpitalu na długie tygodnie. Minął zaledwie rok, a jemu wydawało się że całe wieki, tyle zdążyło się wydarzyć od tamtego czasu. Podeszli do stanowiska z dyniami i Ryan ochoczo wybrał sobie najdorodniejszą; miał plan co w niej wyciąć, a gdy usłyszał ten Noreen, wyszczerzył się radośnie bo ich wizje okazały się być bardzo kompatybilne. - A ja Tara - oznajmił, a ledwo zabrał się za grzebanie w dyni, by stworzyć imponujący kruczy dziób, warzywo jego dziewczyny stanęło w ogniu. - Na Merlina! Taka jesteś gorąca że aż dynia płonie, no ja się jej nie dziwię... - skomentował żartobliwie, jednocześnie jednak natychmiast odciągając Norkę nieco od źródła płomieni. Odwrócił się do swojej dyni, gotowy faktycznie się z nią zamienić, ale spostrzegł że jego materiał również jest pożerany przez płomienie. - Chciałbym ale... Jak widać, nieszczęścia chodzą parami - skwitował, rozkładając bezradnie ręce, a że nie lubił bezczynności, zwrócił się do nadzorującej wycinanki czarownicy z obsługi: - Przepraszam, może mi pani powiedzieć czy to efekt specjalny czy usterka? - wskazał na stojące w ogniu dynie, które - musiał przyznać - wyglądały całkiem intrygująco, jeśli się pominęło fakt że parzyły. Kobieta zapewniła, że płomień to magiczny dodatek i mogą kontynuować pracę bez obaw. Skoro tak... - Okej, jak to toblerone jednak ci spłonie to wiemy kogo pozwać - mruknął do Norki na stronie, brzmiąc nieświadomie totalnie jak Tomasz i podchodząc znów ostrożnie do dyni by dokończyć swoje dzieło.
Do tej pory na placu panowała iście radosna atmosfera. Kolorowe stragany, straszne przebrania, śmiech wypełniający okolice Hogsmeade. Mało kto zwracał uwagę na niewielki kram stojący na uboczu, na którym przygarbiona wiedźma bezskutecznie próbowała sprzedać skradzione obrazy za kilka galeonów. Powietrze było rześkie, a chłodny wiatr delikatnie wprawiał w ruch rozwieszone lampiony i świece. Z czasem jednak zaczął przybierać na sile. Porozstawiane ozdoby przewracały się, a rzeczy poukładane na drewnianych straganach spadały na ziemię. Co niektórzy z niepokojem spoglądali na niebo, które zdawało się ciemnieć w nienaturalny sposób. To, co jeszcze przed chwilą było ledwie odczuwalnym podmuchem, bez ostrzeżenia zmieniało się w potężną wichurę, która szalała dookoła, niszcząc wszystko co napotykała na swojej drodze. Każdy obecny tu czarodziej poczuł jak wiatr unosi go nad ziemią. Panika wybuchła, ale zanim ktokolwiek w pełni zrozumiał co się dzieje to było już za późno - wszyscy, jeden po drugim, zaczęli być wciągani wprost do tajemniczego, niepozornego obrazu.
Znaleźliście się w zupełnie nowej rzeczywistości - wśród wysokich, gęstych łanów kukurydzy. Półmrok panował nad polem, a ciemne niebo nie dawało żadnej nadziei. Rośliny tworzyły kręty labirynt, którego ścieżki zdawały się ciągnąć bez końca. Wokół panowała złowieszcza cisza, przerywana jedynie szelestem liści i odległymi, nieludzkimi odgłosami. Labirynt zdawał się żyć własnym życiem – ścieżki zmieniały się, znikając lub pojawiając nagle przed wami. Nie było wyjścia, a każdy krok w głąb wydawał się prowadzić do coraz większego zagrożenia. W mroku czaiło się coś jeszcze – coś, czego żadne z was nie chciało spotkać, a strachy na wróble były tylko pierwszym znakiem nadciągającego koszmaru.
Zasady
Zostaliście wszyscy wciągnięci w obraz i waszym zadaniem jest wydostać się z niego poprzez przejście labiryntu. Sprawa wydaje się całkiem prosta, gdyby nie czające się dookoła zło. Na wasze nieszczęście autor obrazu miał wielką wyobraźnię i w swoim dziele zamieścił wiele szczegółów, z którymi przyjdzie wam się teraz zmierzyć.
1. Labirynt możecie przechodzić samodzielnie, w parach lub większych grupach.
2. Jeśli idziecie z kimś - tylko jedna osoba rzuca kostką k6 na turę, ale każdy z was dostosowuje się do scenariusza opisanego na danym polu. To już od was zależy kto rzuca - może ciągle ta sama osoba, a możecie robić to na zmianę. Gdy każdy z was odniesie się w swoim poście do opisu kostki, dopiero wtedy zaczyna się kolejna tura czyt. możecie rzucać kostką i przemieścić się na następne pole, zgodnie z rzutem (poprzednie pole + wynik k6 = aktualne pole).
3. Każde pole, na jakim stajecie, możecie opisać w jednym poście, a możecie rozegrać akcję i na kilka postów - wasza decyzja.
4. Dotarcie do pola nr 12 (uzbieranie ze swoich k6 sumy 12; jeśli wypadnie wam więcej tj. 13, 14, 15 etc to uznajcie, że i tak lądujecie na polu 12) jest końcem labiryntu. Po przejściu tego pola, obraz wyrzuca was z powrotem na jarmark i możecie kontynuować zabawę.
5. W obrębie obrazu nie działa teleportacja, z kolei zaklęcia możecie rzucać bez żadnych zakłóceń.
6. Jeżeli planujecie dołączyć do halloweenowego eventu po wrzuceniu tego posta, jak najbardziej możecie. Uznajecie tylko, że tuż po waszym przyjściu obraz was wciąga i musicie przejść przez ten upiorny labirynt.
7. W każdym poście obowiązuje was poniższy kod:
Kod:
<kf>Grupa:</kf> tu wpisz z kim się poruszasz, jeśli sam to wpisz - <kf>Kostka:</kf> tu podlinkuj k6 wylosowane przez ciebie lub kogoś z twojej ekipy <kf>Pole:</kf> wpisz na jakim polu aktualnie się znajdujesz
Labirynt
Scenariusze obowiązujące na kolejnych polach:
1 - Trafiacie w rozszerzenie wysokich ścian labiryntu, gdzie znajduje się grupa strachów na wróble. Ich poniszczone i połatane ubrania poruszają się bezszelestnie na wietrze, a materiał wygląda jakby był czymś nasiąknięty - czy to błoto, czy krew? Chyba lepiej się nie przekonywać. Towarzyszy im gęsta mgła, dziwnie gęsta i tłumiąca dźwięki, nawet kroki wydają się bezszelestne. Kiedy przechodzicie obok, ich głowy obracają się w waszym kierunku, a puste oczodoły zdają się podążać za każdym waszym ruchem, pozostawiając na skórze gęsią skórkę i uczucie bycia obserwowanym, które towarzyszy wam do końca przygody.
2 - Temperatura nagle spada, uderzając w was jak niewidzialna fala mrozu. Odczuwacie to nie tylko po kostniejących palcach, które tracą czucie, ale także po gęstych obłokach pary, które wydobywają się spomiędzy waszych ust przy każdym oddechu. Chłód zdaje się niemal namacalny, jakby otulał was niewidzialnym całunem. Wkrótce dostrzegacie powód tej nagłej zmiany – przed wami pojawiają się duchy. Jest ich mnóstwo, unoszą się w powietrzu, tworząc złowieszczy kordon. Ich sylwetki wyraźnie załamują światło, sprawiając, że obraz waszej dalszej drogi faluje i rozmywa się. Duchy pozostają nieruchome, nie przesuwają się, nie reagują na waszą obecność. Nie ma w ich zachowaniu wrogości, ale brak reakcji na wasze kroki może wywołać niepokój. Nie macie wyboru – musicie przez nie przejść. Gdy zbliżacie się jeszcze bardziej, czujecie, jak ich lodowate, półprzezroczyste ciała przenikają waszą skórę, wnikając głęboko aż do kości. To uczucie przypomina przechodzenie przez gęsty, lodowaty mgławicowy tunel, w którym echo waszego własnego oddechu zdaje się być jedynym dowodem na to, że wciąż żyjecie. Z każdą chwilą macie wrażenie, że chłód nie opuści was już nigdy.
3 - Natrafiacie na grupę kilkunastu dyń, które na pierwszy rzut oka wyglądają zupełnie niegroźnie. Rozsiane na miękkiej trawie, leżą spokojnie, jakby były tylko zapomnianą dekoracją. Jednak coś w nich nie pasuje – wykrzywione, wydrążone twarze patrzą na was pustymi oczodołami, a nierówne, zębate uśmiechy zdają się drwić z waszej obecności. Kiedy oglądacie się za siebie, zauważacie, że korytarz, którym przyszliście, jest teraz całkowicie zarośnięty – powrót nie wchodzi w grę. Jesteście zmuszeni więc iść naprzód. Wkraczacie ostrożnie pomiędzy dynie, starając się nie zakłócić ich upiornego spokoju. Nagle, niemal jednocześnie, dynie ożywają. Ich twarze rozświetlają się złowrogim blaskiem, a wydrążone uśmiechy rozciągają się, ukazując jeszcze bardziej przerażające „zęby”. Z niesamowitą szybkością rzucają się na was, skacząc, wirując i zaciskając na was zaczarowane szczęki. Jeśli zdecydujecie się uciekać, wiedzcie, że nie obejdzie się bez strat – kilka z nich na pewno was dopadnie, zostawiając na skórze bolesne siniaki i ślady ich zaklętej furii. Ale czy warto uciekać? Może lepiej stanąć do walki? Przeciwników jest wielu, to prawda, ale wy posiadacie zaklęcia! Czy wasza odwaga i magia okażą się wystarczające, by wysadzić te potworne dynie w powietrze i przebić się dalej? Czas podjąć decyzję!
4 - Ciemny ogromny labirynt sam w sobie jest miejscem nieprzyjemnym i wywołującym niepokój. A gdy dorzucisz do tego charakterystyczny klekot to już wiesz, że nie będzie kolorowo. Zza zakrętu wyłania się kilka akromantul, gotowych już na swoją przekąskę tj. ciebie. Nie masz zbyt wiele czasu do namysłu, a jedyne co możesz zrobić to uciekać albo walczyć. Cokolwiek nie wybierzesz, sam uznaj czy twoja walka z pająkami będzie udana (jeśli np. spotkałeś fabularnie akromantule, brałeś udział w lekcji o nich, twoja postać jest asem z zaklęć czy ONMS, masz jakiś ciekawy pomysł jak się ich pozbyć itp.), natomiast jeżeli uciekasz, również sam ustal na jakich zasadach - w popłochu, stawiasz na spryt i wolisz uniknąć bezpośredniej bitki, jakoś się kamuflujesz itp. Opisz swoją interakcję z pająkami, decydując jak poradzisz sobie z tą przeszkodą.
5 - Przed wami prawdziwa rozpadlina, nad którą rozciąga się długi, wąski most, zbudowany z lśniącego, białego budulca. Kiedy podchodzicie bliżej, przekonujecie się, że lśniąca biel to połyskujące, wypolerowane prawdziwe kości, od których odbijają się promienie słońca. Każda z nich jest wyraźnie widoczna, kunsztownie połączona magicznym zaklęciem, tworząc strukturę równie piękną, co niepokojącą. Zadanie nie jest trudne - o ile nie macie lęku wysokości! - wystarczy po nim przejść, utrzymując równowagę i nie spadając. Jeśli się ośmielicie spojrzeć w dół, dostrzeżecie, że poniżej znajduje się nieprzenikniona ciemność. Przepaść jest tak głęboka, że dno ginie w mroku, skrywając swoje tajemnice przed ciekawskim spojrzeniem.
6 - Ścieżka staje się coraz ciemniejsza, a gęsta mgła, niczym lodowaty oddech, oplata wasze kostki, powoli wznosząc się wyżej z każdym krokiem. Początkowe szepty, które można by wziąć za kaprys nagłego podmuchu wiatru, rosną w siłę, aż w końcu przekształcają się w przeraźliwe krzyki. Głosy są zaskakująco znajome – rozpoznajecie w nich swoich bliskich, rodzinę, przyjaciół. Ich wołania są pełne rozpaczy, błagają o pomoc… albo krzyczą w bólu, jakby przepełnione niewypowiedzianym cierpieniem. Te dźwięki wnikają w waszą świadomość, wypełniając głowę tak, że nie słyszycie już nic innego. Chaos wrzasków wydaje się nie do zniesienia. Wystarczy pokonać jeszcze kilka metrów, wystarczy skręcić, aby ten koszmar ustał. Ale czy uda się wam zapanować nad umysłem, który zdaje się tonąć w kakofonii rozpaczy?
7 - Krok za krokiem ziemia zdaje się zdradliwa — lekko ugina się pod twoim ciężarem, ale nic nie zwiastuje katastrofy. Aż w końcu stawiasz jeden krok za daleko. Nagle twoja noga zapada się głęboko w lepką, ciemną maź. Instynktownie próbujesz się cofnąć, ale drugą stopą wchodzisz jeszcze głębiej. Czujesz, jak zimna, wilgotna breja natychmiast obejmuje twoje stopy, wciągając cię z siłą, której nie możesz pojąć. To nie jest zwykłe grzęzawisko — masz wrażenie, że coś żywego chwyta cię za kostki, oplatając cię jak sieć niewidzialnych dłoni. Każdy twój ruch, każde szarpnięcie powoduje, że zapadasz się głębiej. Bagno zdaje się oddychać, bulgocze niepokojąco, jakby cieszyło się swoją kolejną ofiarą. Im bardziej się opierasz, tym szybciej się zapadasz. Maź sięga ci już do kolan, oblepiając skórę jak żelazny uścisk. W pewnym momencie, gdy twoje ciało walczy, pojawia się coś jeszcze. Uczucie pochłaniania. Musisz przezwyciężyć panikę albo dyskomfort i jakoś się stąd wydostać.
8 - Wysokie łodygi falują na wietrze, szeleszcząc delikatnie. Wszystko wydaje się ciche, niemal za bardzo ciche. Idąc kolejnym zakrętem, nagle czujesz coś, co przypomina drobne, chłodne palce ciągnące za skraj twojej kurtki. Odwracasz się gwałtownie, ale nie widzisz nikogo. W tej samej chwili pojawia się ona — niewielka, ale nieproporcjonalnie długa i koścista istota, o twarzy przypominającej maskę cierpienia. Jej oczy, czerwone od długiego płaczu, wpatrują się w ciebie z takim żalem, że niemal zapominasz oddychać. Szyszymora zaczyna lamentować. Jej głos jest bardziej odczuwalny niż słyszalny, jakby docierał wprost do twojego umysłu, wypełniając go upiornym żalem. To nie jest zwykłe narzekanie — to żałosne, przeciągłe jęki pełne tęsknoty i bólu. Czujesz, jakby ktoś drapał paznokciami po wnętrzu twojej czaszki, jakby każde słowo wywoływało w tobie obce, niechciane wspomnienia. Zaczynasz mieć wrażenie, że szyszymora wciąga cię w swoje cierpienie, rozciąga je na ciebie jak sieć, z której nie ma ucieczki. Kiedy próbujesz się cofnąć, istota chwyta cię za rękaw i przyciąga bliżej, jakbyś był jej jedyną nadzieją. Jej jęki wypełniają powietrze, wibrują w twoich kościach, czyniąc każdą próbę myślenia trudniejszą. Dasz się wciągnąć w jej rozpacz czy przejdziesz obok, jak gdyby nigdy nic?
9 - Skręcacie w lewo… a może w prawo? W tym miejscu kierunek zdaje się nie mieć znaczenia, bo nagle stajecie twarzą w twarz z waszym największym lękiem. Bogin. Czy zdołacie rozpoznać jego prawdziwą naturę, zanim strach was sparaliżuje? Pokonanie go nie jest trudne – wystarczy znać odpowiednie zaklęcie i zachować zimną krew. Jesteście oswojeni z przerażeniem? A może szybko zorientujecie się, że to właśnie bogin? Najwyższy czas się przekonać!
10 - Krok za krokiem posuwacie się naprzód, prowadzeni intuicją, która nieodparcie podpowiada, że cel jest blisko, niemal na wyciągnięcie ręki. Każdy krok niesie w sobie nadzieję na wyjście z tego upiornego labiryntu, choć w głębi duszy nie macie pojęcia, jak wyrwać się z ram tej koszmarnej rzeczywistości. Nagle droga gwałtownie skręca, a wy, podążając za nią, nagle wpadacie po kolana w ciecz. Chwila zdezorientowania szybko ustępuje miejsca przerażeniu – to nie woda. Lepka substancja oblepia wasze ubrania, ciąży na skórze, a jej konsystencja zdradza coś znacznie gęstszego niż zwykła woda. Spoglądacie w dół i dostrzegacie szkarłat – ciemną barwę krwi. Metaliczny zapach wdziera się w nozdrza, mdły i przytłaczający, sprawiając, że każda próba zaczerpnięcia powietrza staje się wyzwaniem. Nie ma odwrotu. Jedyną drogą jest pokonanie tego makabrycznego „stawu”. Z każdym krokiem krew sięga coraz wyżej, aż w końcu dochodzi do bioder. Gęsta ciecz wydaje się nie mieć końca, a każdy ruch wymaga od was coraz większego wysiłku. Jedynie stabilne dno pod stopami daje złudzenie bezpieczeństwa – żadnych niespodziewanych spadów czy wirów. Ale czy naprawdę możecie na nim polegać? Uważajcie, by się nie potknąć – upadek w tym miejscu mógłby okazać się ostatecznym rozdziałem tej mrocznej podróży.
11 - Pierwsze co widzisz to błyszczące czerwone ślepia. Dopiero po chwili twoim oczom ukazuje się sylwetka czarnego, dużego psa i jeśli choć trochę uważałeś na ONMS albo wróżbiarstwie to wiesz, że przed tobą stoi ponurak. Stworzenie samo w sobie nie jest groźne - pies czujnie cię obserwuje, ale nie zamierza cię w żaden sposób atakować. Możesz go po prostu ominąć i uznać, że miałeś wyjątkowe szczęście, że malarz wolał namalować ponuraka a nie pustnika. Pytanie tylko czy wierzysz w to, że spotkanie go przynosi śmierć… To, co jednak przynosi tobie to okropnego pecha. Niezależnie czy omijasz ponuraka nieustraszony czy też jesteś lekko zaniepokojony - labirynt przeobraża się i lądujesz nieco z tyłu. Dorzuć k6 - liczba oczek mówi o ile pól musisz się cofnąć i wtedy następną turę rozpoczynasz od tego pola (11 - wylosowane k6 = twoja nowa lokalizacja). Dotyczy to oczywiście każdego członka twojej ekipy. Jeśli którekolwiek z was wylosuje to pole ponownie, nie musicie już rzucać k6 na cofanie i idziecie po prostu dalej.
12 - Docieracie na sam skraj labiryntu. Tutaj ścieżka się kończy – żadnych rozwidleń, żadnych kolejnych wyborów. Przed wami rozciąga się pustka, a w niej, zawieszona w powietrzu, unosi się masywna rama. Nie potrzeba geniuszu, by zrozumieć, że to wasza droga do wolności. Jest blisko, niemal na wyciągnięcie ręki, ale droga do niej nie będzie prosta. Rama wydaje się unosić zbyt wysoko, by dosięgnąć jej skokiem. W tym samym momencie dostrzegacie przed sobą coś, co przypomina groteskową, nieregularną piramidę. To sterta starych, wykrzywionych strachów na wróble, jakby złożonych tutaj w pośpiechu. Ich postrzępione ubrania i połamane kije tworzą prowizoryczne stopnie, prowadzące prosto do wyjścia. Zrozumienie przychodzi błyskawicznie – nie macie wyboru. Musicie się wspiąć. Kiedy stawiacie pierwszy krok, słoma szeleści złowrogo pod stopami, a drewniane fragmenty strachów skrzypią pod waszym ciężarem. Wszystko wydaje się martwe… do czasu. Gdy tylko wasze buty dotykają konstrukcji, strachy ożywają. Ich porwane ręce, zakończone ostrymi kawałkami drewna i zardzewiałymi narzędziami, zaczynają was chwytać. Szarpią was za ubrania, chwytają za nogi, utrudniając każdy kolejny ruch. Ich puste oczodoły zdają się patrzeć prosto na was, a z otwartych ust wydobywa się cichy, niemal mechaniczny szept, którego słowa trudno zrozumieć. Wspinaczka staje się prawdziwą walką – nie tylko z wysokością, ale z samymi strachami. Każdy krok to wysiłek, każde pociągnięcie ich słomianych rąk wymaga siły, by nie zostać ściągniętym w dół. Strachy wydają się niekończącą masą, a rama – choć tak bliska – zdaje się oddalać z każdą chwilą. W końcu, po wyczerpującej walce, wasze dłonie niemal dosięgają krawędzi ramy. Jeszcze jeden ruch, jeszcze jedno szarpnięcie, by sięgnąć wolności. Czy dacie radę? Czy strachy na wróble pozwolą wam uciec? To moment, w którym nie ma miejsca na wahanie. Wszystko zależy od was.
Ruszył posłusznie za @Kate Milburn, gdy ta uwiesiła mu się na ramieniu (nie narzekał) i zaczęła zagadywać o rodzinny interes; zakładanie, że robi to z powodu jakiegokolwiek zainteresowania jego osobą było zdecydowanie zbyt optymistyczne, doskonale zdawał sobie sprawę z tego że motywacją dziewczyny była chęć zapewnienia Klementynie i Rojsowi odrobiny prywatności. I uznał to za doskonały pomysł, w końcu też trzymał kciuki za ich relację. - Tak, dziadkowie mają sad i takie tam, także jakbyś znudziła się atrakcjami i zapragnęła umrzeć z nudów to mogę ci poopowiadać o różnicach między szarą czarenetą a magiligolem - zażartował, kierując swe kroki w stronę wspomnianego straganu z tymi właśnie dobrociami, gdy nagle coś się zmieniło - niebo pociemniało, wiatr zawiał, a Henryk z Kasią niespodziewanie zostali wciągnięci do obrazu i znaleźli się w strasznym labiryncie. Uniósł brwi, nieco sceptycznie nastawiony do takiej zmiany planów, ale z braku laku ruszył przed siebie, bo nie bardzo widział inną opcję. - To na pewno konkurencja dziadka próbuje nas powstrzymać od zjedzenia jabłek w karmelu - stwierdził, po chwili dosyć pewnie skręcając za rogiem w prawo, gdzie... zaatakowały ich mroczne, krwiożercze dynie. Mnóstwo dyni. Całe stado. - Co jest... - mruknął, zaskoczony zaciekłością z jaką zaczarowane zęby kąsały powietrze i powiedzmy sobie szczerze: gdyby znajdował się tam sam albo z Rojsem, to pewnie spierdalałby w podskokach aż by się za nim kurzyło, ale że był w towarzystwie dziewczyny, której miło byłoby zaimponować, to wyciągnął różdżkę i zaczął unicestwiać po kolei wszystkie warzywa, usiłując jednocześnie utorować im obojgu drogę, by jakoś sprytnie je wyminąć bez większych szkód.
Ostatnio zmieniony przez Henry Finch dnia Sro Lis 20 2024, 13:54, w całości zmieniany 1 raz
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Grupa:@Henry Finch Kostka: 3 - link w poście henryka wyżej Pole: 3
Chciała być dobrą przyjaciółką, ale taką naprawdę najlepszą, jakiej Clementine mogła jeszcze w życiu nie zaznać z racji rozlicznych podróży i nieustannych przenosin. Podlasie może przywitało ją średnio łaskawie, ale Kate zamierzała sprawić, oczywiście w ramach tego, co realnie była w stanie osiągnąć, by pobyt w Hogwarcie minął dziewczynie miło i może by została z nimi na dłużej, skoro już tak bezproblemowo wsiąknęła w jej grupę znajomych. Wiszenie u boku Henryka nie było dla niej w żaden sposób niekomfortowe, wszak był to (chyba) całkiem miły chłopak, aczkolwiek nie miała z nim zbyt wiele do czynienia. Skoro jednak znał się i przyjaźnił z Roycem, należało dać mu ten kredyt zaufania. - Nie wiedziałam, że mam do czynienia z tak wprawnym sadownikiem! Mam rozumieć, że jabłka to twoje specjalne zainteresowanie? - zapytała, szturchając go lekko łokciem w bok, choć ciężko powiedzieć, czy poczuł cokolwiek pod tym kostiumem hot-doga. Zbliżali się do straganów i wtedy mignęła jej w tłumie znajoma twarz, do której przykleił się bardzo sugestywny, zaczepny uśmiech. Spodziewała się poniekąd, że spotka na festynie @Maximilian Felix Solberg, ale po cichu liczyła, że chłopak nie zazna jej widoku w kostiumie groszku. Niemrawo uśmiechnęła się w odpowiedzi, po czym odwróciła się do Henryka, modląc się w duszy, by świat się skończył. I cóż, tak się stało. Zawiało, zagrzmiało, coś huknęło, wciągnęło i nagle byli w obrazie. To znaczy Kate jeszcze nie wiedziała, że byli w obrazie - po prostu miała wrażenie, jakby została gdzieś przeniesiona przypadkowym świstoklikiem. Ciemny labirynt nie był jej wymarzoną destynacją. - Czy to jest... - Ale nie skończyła pytania, czy rzeczywiście wylądowali w labiryncie, bo po prostu ruszyła do przodu, chcąc przekonać się, co będzie za rogiem korytarza. A było tam pole dyń. Na pierwszy rzut oka po prostu creepy, na drugi - absolutnie przerażający. Henry wyciągnął różdżkę i chwała Merlinowi, że miał gdzieś w tym kostiumie lepiej ulokowaną kieszeń, bo nim Kate sięgnęła pod swoją minęły lata świetlne. Zanim jednak przeszła do rzucania zaklęć ofensywnych, by uporać się z dyniami, prostym diffindo przecięła dół grochowego przebrania, by uwolnić kolana z pętającej gumki. - Ty z prawej, ja z lewej - powiedziała, dołączając "na front" i torując wraz z nim drogę. Po wspólnym wybuchaniu dyń chyba będą musieli kiedyś skoczyć na piwo.