Choć w inne pory roku to miejsce służy do zabawy na wrotkach, to w zimę w pełni rozkwita. Tor zamienia się w ogromne lodowisko, pięknie oświetlone i udekorowane. Idealne miejsce, żeby pobawić się ze znajomymi, albo trochę potrenować. Zwykle pełno tu uczniaków z Hogwartu, którzy nie raz stawiają właśnie tutaj pierwsze kroki na lodzie. Ponad torem fruwają setki migoczących lampionów. Na to miejsce rzucony jest czar, dzięki któremu nie potrzeba wcale grubych kurtek ani szalików. Łyżwy/wrotki wypożyczane są za darmo!
The author of this message was banned from the forum - See the message
Lód i śnieg, niespotykane zbyt często w Hiszpanii, zaś w Szkocji zupełnie normalnie, wszędobylskie. Zimowa aura była piękna, ale miała zasadniczą wadę, było tu cholernie zimno. Dulce spakowała co prawda bluzy, swetry oraz kurtkę, lecz nie sądziła, że będzie tak mroźnie. Pieszczotliwie nazywała ten okres "zimowym piekłem". Włożyła dłonie do rękawów, kciukami pocierała wierzch dłoni. Wszystko byle się zagrzać, byle nie marznąć w samym wnętrzu trzewi. Kupiła herbatę imbirową w budynku z szafkami, półkami, tam też mieściła się szatnia. Przestronne pomieszczenie, jasne i ciepłe. Usiadła na ławeczce popijając herbatę. Rozebrała się dopiero, gdy poczuła ciepło. Odpięła guziki płaszcza, rozsunęła zamek i zawiesiła go na szafeczce. Na sobie miała ciepły, beżowy sweterek z reniferami, gwiazdkami białymi jak śnieg. Na plecach była choinka, ubrana w bombkami, łańcuchy, na jej szczycie znajdowała się gwiazda. Pod gałęziami mieniły się prezenty, różnymi kolorami utkane ze złotą i srebrną nitką. Ściągnęła buty. Dobrze, że już wybrała łyżwy na swój rozmiar. Zasznurowała i przez chwilę siedziała popijając herbatę. Chciała by ciepło wypełniło ją w całości.
Sydney już od kilku dni nudziła się wprost niemiłosiernie. Gdy już myślała, że przyjdzie jej na stałe zamieszkać w kuchni, aby zajadać smutki ciastkami i paleniem majeranku, dotarła do niej wiadomość, że z okazji jakiegoś festynu czy czegoś otworzono lodowisko. Co prawda nie była to jazda na desce, ale dla Syd nawet to było dobrą wiadomością. Wypożyczyła łyżwy i błyskawicznie zasznurowała je na nogach. Szybko wlazła na taflę i już po chwili cieszyła się jazdą. W pewnym momencie w miejscu zatrzymał ją widok znajomej osoby. Tak jakby znajomej. Ostatecznie spotkały się tylko raz, gdy niechcący wylała na dziewczynę eliksir. Zatrzymała się i zawróciła w stronę siedzącej na ławce Krukonki. - Jak tam? - zapytała, podjeżdżając bliżej. - Wyleczyłaś się po tamtym?
The author of this message was banned from the forum - See the message
Lenistwo było domeną Latynosów, w tym przypadku Dulce nieco się wyróżniała, nie była aż tak wielkim obibokiem jak reszta. W końcu jednak zmusiła się do tego podnieść się z ławki, kroczyła dość niepewnie, czuła się niemal jak osoba, która pierwszy raz nosi obcasy. Złapała się dłonią bandy i wkroczyła na idealnie równą taflę lodu. O dziwo nie czuła tu chłodu. Magia, prawdziwa, praktyczna magia, którą można było poczuć. Żałowała, że nie przykładała się do zaklęć, bo wierzyła, że z pewnością istnieje czar, który umożliwi jej poruszanie się na lodzie. Puściła się poręczy i przebrała nogami ze dwa razy zanim poślizgnęła się i upadła. Ałć, to zawsze bolało mimo, że była na to gotowa. Cały zad ją zabolał. Z pomocą jednak przyszła Syd, na jej szczęście lub nieszczęście. Dobrze bowiem pamiętała co się stało w parku. Podała jej dłoń, aby pomogła jej wstać. - Niezupełnie - wymamrotała niechętnie i dźwignęła się z zimnego lodu. Podwinęła rękaw swetra. Szrama ciągnęła się przez całe przedramię, wyglądała paskudnie, naciekała krwią oraz limfą. Wyglądała jak świeże oparzenie ogniem. Pachniała też paskudnie. - Łajno ze znikacza, podobno dobre na oparzenia - pospieszyła z wyjaśnieniem źródła fetoru. - Mówią, że powinno się zagoić bez blizn, póki co wygląda nieciekawie, ale jestem dobrej myśli. Co to w ogóle był za eliksir? - zapytała zaciekawiona jego składem. Nigdy nie spotkała się z tym, że może być tak palący skórę.
- W sumie to nie wiem - odpowiedziała Sydney wzruszając ramionami i dostosowując prędkość do poruszającej się przy bandzie Dulce. - Jakiś gościu obiecał mi fajki jeśli zaniosę to jego kumplowi. Ale że mikstura przepadła, to nawiałam z Hogs. Latynoska skrzywiła się nieco, zawiedziona taką odpowiedzią. Po kilku metrach puścił bandę i powoli jechała bez pomocy. - Gdybym znała składniki łatwiej byłoby wyleczyć to oparzenie - powiedziała cicho, koncentrując się na utrzymaniu równowagi. - Gościu na trzeźwego nie wyglądał, więc podejrzewałam jakiś trunek. Ale takiego kwasu to nawet Rosjanie nie wypiją - zastanawiała się na głos Syd. Niby mogła zapytać faceta, co musi dostarczyć, ale już w dzieciństwie nauczyła się, że w pewnych sytuacjach nie zadaje się pytań. I że czasem lepiej nie wiedzieć wszystkiego. - Może powinnaś iść z tym do Szpitalnego?
The author of this message was banned from the forum - See the message
Milczała próbując drobić za nią małymi kroczkami. Wydawało się to udręką, biegiem po rozpalonych węglach, męką. Żałowała bardzo tego pomysłu, co też jej strzeliło do głowy, bo nowość, bo się nauczy. Znowu się łudziła, a jej chęć pochłaniania wiedzy jak zwykle ją przerastała. Chwyciła za ramię Syd, kiedy straciła równowagę. - Przepraszam, nie bardzo umiem jeździć. Pomożesz mi? - zapytała błagalnym tonem i podrobiła znowu bliżej koleżanki. - Byłam w szpitalnym - odpowiedziała szczerze. - Właśnie to mi zalecili na gojenie się rany - wtuliła się w ramię koleżanki jako ostatniej deski nadziei oraz ratunku przed bolesnym upadkiem. - Przepraszam, jeżdżę jak trol, zupełnie nie umiem. Nauczysz mnie? - poprosiła. W tym niemal momencie jej nogi rozjechały się w dwóch różnych kierunkach. Puściła Syd nie chcąc jej za sobą ciągnąć i upadła na twardą niczym głaz taflę lodu kolanami. - Ałaaaa! - ryknęła Dulce mrużąc oczy ze wściekłego bólu. Wsparta na dłoniach patrzyła w niewyraźne odbicie w bryle. Wyglądała komicznie do bólu, pewnie jej siostra, gdyby tu była, wyłaby ze śmiechu na widok tej zagubionej i cierpiącej miny.
- Wstawaj - powiedziała Syd, podając Dulce rękę i pomagając jej podnieść się na nogi. - Z łyżwami jest jak z rolkami. Jeśli umiesz jeździć na rolkach,to na łyżwach szybko się nauczysz... - zaczęła tłumaczyć, ale widząc zagubioną minę dziewczyny, zrezygnowała. - Nieważne. Nie puszczaj mnie choćby nie wiem co. Nawet, jeśli zaczniesz tracić równowagę. Pomogę ci ja odzyskać. Albo padnę razem z tobą, pomyślała, ale nie dodała tego głośno. Gdy Krukonka pokiwała głową na znak, że rozumie, Sydney zaczęła powoli jechać tyłem, nadal trzymając ją za ręce i w ten sposób ciągnąc za sobą. - Pochyl się lekko do przodu, bo jak się za bardzo wyprostujesz, to polecisz do tyłu... Nie, nie aż tak, do zaraz wyrżniesz orła na twarz... Łyżwy trzymaj prosto, by się nie rozjeżdżały i nie krzyżowały... Nie, nie odrywaj ich póki co od lodu... - Torres wydawała instrukcje, ciągnąc Dulce po lodzie. Latynoska była w tej chwili taka sztywna, że z powodzeniem udawałaby spetryfikowaną.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Dźwignęła się z tafli lodu przy pomocy koleżanki, dopiero teraz zauważyła, że dziewczyna jest z tego samego domu co ona. - Nigdy nie przepadałam za rolkami - skwitowała krótko zniechęcona upadkami i bólem kolan. Jedyną zaletą było to, że Sydney, zdawała być szczerze sympatyczna i chciała rzeczywiście pomóc Dulce nauczyć się jeździć. - Dobra, dzięki - uśmiechnęła się niewyraźnie i złapała ją za ramię. Pochyliła się delikatnie do przodu i pomknęła ciągnięta przez drugą Krukonkę w tył. Zacisnęła oczy i zgryzła wargę czekając tylko na upadek. Zachwiała się, jednak Syd zbalansowała ją. Niemal w momencie, gdy dziewczyna wspomniała o krzyżowaniu się łyżew lub rozjeżdżaniu, Dulce wyrżnęła pięknie do tyłu i rąbnęła głową o lód. - Kurwa - zaklęła po hiszpańsku krzywiąc się z bólu. - Może podejdziemy do bandy, w razie czego się będę łapać? - zaproponowała dziewczynie nie chcąc narażać ani siebie ani jej na kolejne uszczerbki na zdrowiu. Wstała samodzielnie z lodu.
- W sumie banda to na początek dobre rozwiązanie - zgodziła się Syd i asekurowała Dulce w drodze do ogrodzenia. Sama nie wiedziała, czemu jest taka miła. Nie poznawała samej siebie. Rozpoczęły powolne ślizganie się wokół tafli. Sydney ciągnęła za sobą drugą Krukonkę, która w chwilach łyżwowego kryzysu łapała się bandy, aby uniknąć bliższego zapoznania z lodem. Po kilku okrążeniach może nie rozwinęły demonicznej prędkości, ale liczba upadków z całą pewnością się zmniejszyła. - Jeszcze kilka takich sesji... i będziesz w stanie samodzielnie zrobić kilka kółek - dokończyła, nie chcąc obiecywać Dulce zbyt wiele. - A z czasem może to polubisz - dodała po chwili.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Kroczyła, ślizgała się dość niepewnie, zwłaszcza z początku. Jednak z czasem wyczuwała rytm w jakim ma się poruszać, co raz śmielej puszczała się barierki i chwytała Syd za rękę, co chwilkę wracając do bezpiecznej bandy. - Skoro tu już jesteśmy - zaczęła. - Opowiedz mi coś osobie, urodziłaś się w Anglii? - nie miała zamiaru spędzić całego wieczora w milczeniu, w końcu były tu razem, a dawne krzywdy, zwłaszcza, że nieumyślne należało wybaczyć i rzucić w kąt zapomnienia. - Ja się urodziłam tu, ale wychowałam w Hiszpanii, moja mama strasznie kocha podróże. Akurat kiedy nadszedł czas porodu, była w Anglii - zrobiła krótką pauzę. - Mój brat jeden urodził się na Grenlandii, a siostra na Majorce - uśmiechnęła się nieznacznie i postanowiła opuścić bezpieczną bandę. Chwyciła mocno za dłoń Syd. - Patrz, ja jadę, ja jadę! - zachwycała się niczym małe dziecko łakociem powoli sunąc po tafli lodu. Jej kroki stawały się co raz bardziej odważne. Była co raz bardziej pewna siebie.
Może święta nie były ulubionym okresem roku dla Faith, ale cieszyła się przynajmniej, że mogła zobaczyć swoich dziadków, u których była jedynie parę razy w roku szkolnym w weekendy. Tęskniła za takim swobodnie, bezstresowym spędzaniem czasu i spaniem do południa, czy też po prostu zwyczajnym lenieniu się w piżamie czy w dresie, czego nie czuła od dawna - bo w Hogwarcie zawsze znajdzie się jakiś buntownik, który po prostu ją wyciągał z dormu, a ona marudząc zawsze szła, bo mimo swego lenistwa lubiła spotykać się ze swoimi znajomymi. Jak żyć. Jak to się mówi - święta, święta i po świętach - śnieg padał, a czasem nawet wręcz sypał, przez co Shepherd nie była pocieszona. Przedzieranie się przez warstwy puchu nie było dla niej ulubionych zajęciem, a każda kałuża, która zamarzła na chodniku stała się jej wrogiem. Te wszystkie niedogodności, które jej tak przeszkadzały, umilała myśl o spotkaniu dzisiaj z Axelem, więc po prostu zwlekła się z łóżka, ubrała się ciepło, ogarniając się względnie i ruszyła z domu, po drodze spotykając się z Rogersem i teraz kierowali się na lodowisko, bo dzisiaj Faith miała super ważne zadanie, jakim było nauczenie swojego kolegi bądź przyjaciela - jak zwał tak zwał - jazdy na tak skomplikowanym przedmiocie, jakimi były łyżwy. Może sama to umiała dlatego, że babcia kochała ten sport i niejednokrotnie ją ze sobą zabierała - na czym Faith skorzystała i teraz robi za super instruktorkę. - Tak się nie mogę doczekać, będzie ekstra! - To chyba jeden z niewielu momentów, kiedy można ją zobaczyć w takim humorze. To przez postanowienia noworoczne? W końcu dziewczyna miała za zamiar odrzucić większość smutków i przynajmniej nie przejmować się w obecności znajomych, żeby czasami ich nie zasmucać. Albo może to obecność Axela tak na nią działa? Bo to też było całkiem możliwe.
- No jedziesz, jedziesz - zgodziła się Syd, jadąc powoli obok Krukonki, której coraz lepiej szła jazda na łyżwach. Sydney w sumie nie widziała w tej umiejętności nic niezwykłego, ale skoro Dulce tak to cieszyło, to tym lepiej. - Nie tak szybko. I nie odjeżdżaj tak daleko od bandy - powiedziała, gdy dziewczyna w euforii zaczęła odjeżdżać w stronę środka tafli. Z tej radości dziewczyną aż zachwiało, ale Torres zdążyła w porę złapać Latynoskę, chroniąc ją przed wyrżnięciem orła na lodzie.
z/t
Ostatnio zmieniony przez Sydney Torres dnia Sro Lut 01 2017, 12:00, w całości zmieniany 1 raz
Axel wstał wcześniej niż zwykle, wyraźnie podekscytowany, zbliżającym się spotkaniem. Trwała przerwa świąteczna, którą spędzał w swoim rodzinnym domu; pierwsze wspólne Boże Narodzenie po powrocie Amy. Nie mogło nie być wyjątkowo. Od kiedy wszyscy młodsi Rogersowie przekroczyli próg mieszkania, atmosfera w domownictwie znacznie się polepszyła, co więcej, wszystko zaczęło jakby żyć. Podczas gdy cała piątka na prawie cały rok wyjeżdżała do szkoły, aby zdobywać jakże potrzebną wiedzę i umiejętności (które dla Axa były nieco ważniejsze niż samo wkuwanie na blachę), w domu robiło się cicho i spokojnie. Rodzice nie narzekali, ale nie ukrywali tego, że po miesiącu zaczynają tęsknić za gwarem, gdy cała siódemka była razem. Wracając do Axela… Wstał naprawdę wcześnie, żeby jako tako się przygotować. Chodził po domu dumny jak paw, że pierwszy raz od dawna idzie na najprawdziwszą randkę. Na początku nikt mu nie wierzył. Okej, najstarszy z Rogersów nigdy nie narzekał na brak damskiego towarzystwa, ale on nie bawił się w randkowanie. Cóż, najwidoczniej ta dziewczyna musiała być wyjątkowa. Była. I to właśnie dlatego Ax pokusił się na to, żeby na pierwsze spotkanie poza szkołą pójść na lodowisko. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że on w ogóle nie umie jeździć na łyżwach. Ze swoich źródeł dowiedział się, że Shepherd uwielbia łyżwy, więc przełknął swoją dumę i niepewność, po czym zaproponował jej, aby to właśnie tam spędzili wolny czas. Dzięki Bogu, że brunetka bez zbędnych ceregieli, zgodziła się na spotkanie. Ax ubrał się ciepło; na dworze było chłodno, trochę padał śnieg, a poza tym mieli spędzić na świeżym powietrzu kilka dobrych godzin (choć gdyby zrobiło się naprawdę zimno to przecież nie ciągnąłby ją po dworze). W połowie drogi spotkał się z Faith, na której widok automatycznie się rozpogodził, posyłając jej szeroki uśmiech. Szli ramię w ramię, nie śpieszając się szczególnie. Chyba oboje już dawno przestali przejmować się niezręczną ciszą, nie była niczym złym, a i tak rzadko kiedy między nimi występowała. - Ty jesteś podekscytowana, a ja przerażony - parsknął, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Naprawdę nie wierzę, że się na to piszę - zaśmiał się, zagryzając wargę. - Mam nadzieję, że jesteś dobrą instruktorką, jeżeli przez ciebie zaliczę więcej niż jedną glebę to złożę reklamację. Axel zatrzymał się i spojrzał na brunetkę, która miała delikatnie zaróżowione policzki od mrozu. Złapał ją za rękę, żeby stanęła w miejscu i zacmokał z dezaprobatą. - Ja wiem, że wy dziewczyny, chcecie mieć ładną fryzurę, ale nie powinnaś z takiego powodu marznąć. - Zmarszczył brwi i zdjął swoją czarną beanie. Otrzepał ją z niewielkich płatków śniegu i nałożył ją delikatnie na głowę Faith. - Widzisz? Od razu lepiej. - Po chwili uniósł jej dłonie i przyłożył do swoich policzków. - Ale teraz mi będzie zimno, szczególnie tu - rzucił, pukając jej palcem wskazującym w policzek. - Powinnaś coś z tym zrobić. - Wydął dolną wargę, udając nieco urażonego, ale nie udało mu się utrzymać tej miny długo, bo zaraz znów uśmiechnął się szeroko.
Faith nie sądziła, że w ogóle jest na tyle wyjątkowa, żeby jakiś chłopak złamał jakieś swoje przyjęte dotychczas postanowienia, pewne zasady i poszedł z nią na randkę. I to do tego na lodowisko! Shepherd nie wiedziała, że tak tego nie lubił - bo gdyby żyła w tej świadomości, to na pewno chłopaka by specjalnie nie ciągnęła, w końcu mogli spędzić wspólny czas w jeszcze inny, miły sposób i to pewnie nie jeden. Jednak jeszcze okaże się tak, że Axel wyjdzie najlepiej z tego całego spotkania, heh. I też nie miała co protestować na to spotkanie; nie mówili tego otwarcie, ale widzieli po sobie i pewnie reszta społeczeństwa także, że ta dwójka zdecydowanie ma się ku sobie. Brunetka też ubrała się ciepło, jednak nie przesadzała - w końcu wiedziała, że później się rozgrzeje, a czapki nie brała, bo zapomniała. Ale ma się po coś kaptur, jednak głowa jej nie zamarzała, skoro go nie zarzuciła. A wyglądanie ładnie i super zaprezentowanie się przed Rogersem było swoją drogą. Dwa w jednym! - Minie ci to, jak już obeznasz się z tym tematem! - powiedziała, bo chyba każdy na początku ma jakąś obawę. Co prawda nie wiedziała, czy Ax już kiedykolwiek miał do czynienia z łyżwami. A to raczej było kluczowe, żeby mogła faktycznie zostać jego super instruktorką. - Żadnej reklamacji nie będzie. Będę cię trzymać i nie zaliczysz żadnej gleby - odpowiedziała z wyraźną pewnością siebie, choć coś podejrzewała, że prędzej razem wylądują na lodzie, niż taka wiotka podtrzyma go na lodzie, ale jakoś wymyśli się tak, żeby faktycznie nie upadał co dwa metry. - A tak w ogóle, to już kiedyś jeździłeś na łyżwach? - zapytała, żeby trochę wybadać, na jakim gruncie stoi. Spojrzała na chłopaka zdziwiona, kiedy nagle zatrzymał. Przekrzywiła lekko głowę, patrząc na niego z niemym pytaniem. Musiała się mocno powstrzymać od wywrócenia oczami, ale już komentarza nie udało jej się okiełznać. - To słodkie - skomentowała. - No, ale właśnie, teraz ty będziesz marznąć. - Skrzywiła się lekko. - I potem będzie, że nie wracasz do Hogwartu z nami, tylko później, i mi będzie przykro. - Zrobiła smutną minkę, ale uniosła lekko jeden kącik, kiedy przysunął jej dłonie do swoich policzków, które wcale nie były lepsze od jej, chociaż miał czapkę! - Taak, w policzku bez czapki będzie ci zdecydowanie zimniej. - Tym razem wywróciła oczami, ciepłymi rączkami, które wcześniej trzymała w kieszeniach, przejechała po jego policzkach. - Ale chyba faktycznie trzeba coś zadziałać, żebyś nie był chory! - Przysunęła się do niego bliżej, stając lekko na palcach już można by pomyśleć, że da mu buziaka, jednak dosięgnęła jego kaptura, zarzucając Axelowi na głowę. Uśmiechnęła się cwanie, ale i tak po chwili lekko musnęła jego obydwa policzki. - Lepiej? - Uśmiechnęła się lekko.
Z lekkim uśmieszkiem zdjęła ochraniacze od łyżew i postawila pierwszy, troszkę niepewny krok na tafli. Btakowało jej tego przez te dwa lata, w czasie których praktycznie była zmuszona rzucić łyżwy. Ale teraz... Nic nie stało jej na przeszkodzie w podbijaniu światowych lodowisk, tylko... Musi sobie przypomnieć kilka figur. I skoków. Szczególnie to drugie. Przejechała kilka okrążeń wokół lodowiska, ptzy okazji robiąc sobie krótką rozgrzewkę. Hm, to chyba nie było tak skomplikowane... Ina bauer, potem najazd tyłem i podwójny Flip, czy jakoś tak. No, nie było aż tak źle, jak myślała, że będzie, chociaż czuła, że jej ciało jeszcze nie jest gotowe skakać poczwórnych axlów czy rittebergów. Zostało jej sporo do nadrobienia... A propo. Jak ten kolosalny - w jej mniemaniu - człek nie potrafił utrzymać się na łyżwach w pionie? Przecież to było tak banalnie proste, to tak jakby po prostu stać, tylko... Na dwóch łyżwach. Praktycznie żadnej różnicy. - No gdzie ta cholera...
Kiedy to on ostatni raz miał łyżwy na nogach... w wieku dziesięciu lat? Chyba jakoś tak, chociaż nie był w stanie dokładnie tego określić. Jedno było pewne, nie umiał i do dnia dzisiejszego nie umie na nich jeździć, dlatego w drodze na tor starał się przygotować psychicznie na gwarantowaną porażkę. Jedyny plus, jaki dostrzegał w tej sytuacji to trochę czasu spędzonego z Anastazją, która może i będzie się z niego nabijać, ale chłopak skrycie liczył na to, że rosjanka nauczy go chociaż ustać w pionie na tych cholerstwach. To już coś, prawda? Z początku był dość zdziwiony listem z zaproszeniem na spotkanie, bo jakby nie patrzeć, Anastazja musiała żywić do niego lekką urazę za te zdjęcia. Mimo wszystko, to Dave opiekował się nią, kiedy dziewczyna złamała nogę podczas występu i miał nadzieję, że zyskał tym chociaż troszkę sympatii tej ruskiej wredoty. Podnosząc wzrok, od razu zauważył blond czuprynę, która najwidoczniej postanowiła przyjść wcześniej, aby się trochę rozgrzać. Nie rozumiał miłości Anastazji do łyżew, może dlatego, że ślizgonowi to po prostu nie wychodziło, albo ten sport go nie zachwycał, jednak... jej determinacja naprawdę mu imponowała. Szybko założył łyżwy, zdejmując z nich osłonki i machając dziewczynie, aby do niego podjechała. -Wybacz, trochę się spóźniłem.-wymamrotał, stając na tafli lodu z lekkim wahaniem. Nie miał bladego pojęcia, jak Anastazja może poruszać się z taką gracją i lekkością, podczas gdy on... no. - Właściwie to starałem rozgryźć to, dlaczego tak nagle zebrało ci się na spotkanie, ale mimo wszystko mam zamiar nauczyć się jeździć a przypominam, że trudny ze mnie przypadek.-zerknął na blondynkę, pozwalając sobie na lekki uśmiech. Z trudem łapał równowagę, modląc się w środku, aby już na początku nie zaliczyć gleby. Właściwie to sam zamierzał się z nią spotkać, w końcu wielkimi krokami zbliżały się urodziny Anastazji, a jakoś coraz mniej się widywali.
Niezależnie od tego czy jesteście romantykami, czy raczej wolicie spontaniczne spotkania to miejsce będzie tak samo interesujące. Lodowisko jest pięknie oświetlone i ozdobione lampiony, co nadaje temu miejscu wyjątkowy, aczkolwiek niezobowiązujący klimat. Mimo że na dworze jest bardzo zimno, tutaj warunki atmosferyczne są znacznie bardziej sprzyjające. Wypożyczenie łyżew nic Was nie kosztuje, a w razie jakichkolwiek problemów możecie skorzystać z pomocy instruktora. Gdy znudzi Wam się zabawa możecie usiąść z boku przy przygotowanym dla Was stoliku - obsługa z wielką chęcią poda Wam rozgrzewające napoje i pyszne ciasto! Rozpoznacie się po przypinkach w kształcie nietoperzy!
Przed rozpoczęciem randki koniecznie zapoznajcie się z zasadami eventu, które znajdziecie tutaj!
Nie potrafił powiedzieć, co go podkusiło, żeby wysłać zgłoszenie. Może wizja poznania kogoś nowego, może (raczej) miło spędzony czas w Walentynki, których już kolejny rok z kolei nie obchodził, trudno powiedzieć, co nim przewodziło, kiedy wypełniał zgłoszenie. Tak czy siak, wysłał je, niepewnie oczekując na skutki jego decyzji. Czy żałował, że się zgłosił? Upewnił się w tym, że nie, kiedy dostał informacje dotyczące lokacji spotkania. Lodowisko w parku w Hogsmeade brzmiało całkiem przyjemnie, zwłaszcza że jazdę na wrotkach i łyżwach ma opanowaną. Do listu dołączone były niewielkie przypinki nietoperzy. Aż przypomniały mu się filmy z Batmanem, które oglądał razem z bratem. Koniecznością było przypięcie ich do stroju, by móc zidentyfikować się nawzajem. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się, co powinien założyć. Z jednej strony to randka, więc powinien być elegancki, z drugiej będą na lodowisku, przez co nie chciał zakładać koszuli. Ostatecznie, padło na czarne, dopasowane spodnie, trochę luźniejszy golf w białobrązowe paski, jeansową kurtkę i czarne, eleganckie półbuty (które przecież i tak zostaną zastąpione przez łyżwy, przynajmniej na pewien czas). Wyglądał elegancko (ale też nieprzesadnie), a zarazem było mu wygodnie. Na miejsce przybył parę minut po szesnastej, więc spodziewał się, że już zastanie swoją partnerkę. Mimo chwilowego spóźnienia, ona też jeszcze się nie pojawiła, więc stanął przy lodowisku, opierając się o barierkę, oczekując na dobraną dla niego towarzyszkę.
A dlaczego Destiny postanowiła wziąć udział w walentynkowej randce w ciemno? Nie przeszkadzało jej, że nie ma chłopaka, nie ma do kogo się przytulać ani nic. Po prostu nie chciała w tym dniu być sama. Nie chciała tego dnia widzieć szczęśliwe pary, które się ściskały, dawały sobie prezenty, wyznawały miłość. To było przytłaczające. Kiedy miała przed sobą pytania jaka randka jej się marzy nie zastanawiała się długo. Napisała, że chciałaby coś niebezpiecznego i z adrenaliną. Kiedy dostała list nie spodziewała się, że coś takiego może jej się trafić. to było zbyt niebezpieczne dla niej! Nigdy nie była na wrotkach ani łyżwach. Zawsze to przypominało jej się z tysiąca upadkami i połamanymi kończynami. No i jej strój, który przygotowała sobie tydzień wcześniej nie pasował do tego. Była poddenerwowana, ale nie zamierzała zrezygnować. Nie zamierzała też prosić starszej siostry o pomoc czy siostrę bliźniaczkę, które swoją drogą chyba już wyszły. Miała założyć piękną suknię z niemałym dekoltem. Miała wyglądać na randce wyjątkowo ładnie, ale jak zwykle nie wyszło! Postanowiła nie panikować tylko ubrać się dość szybko i wyjść. Tak też zrobiła. Wzięła jeszcze plakietkę dołączoną do listu i pobiegła na miejsce. Dopiero na miejscu ją założyła rozglądając się dookoła. Bała się wejść na tor by szukać, ale na szczęście chyba nie musiała. Jak na razie. Chłopak będzie dzisiaj miał prawdziwy ubaw z niej. Często tak było, nie przejmowała się. Podeszła do barierki przy której stał. - A więc to ty jesteś moją dzisiejszą walentynką?- zapytała unosząc brwi. Z resztą nikt inny nie pasował jej. Chłopak był starszy, ale nie wyróżniał się aż tak. Chyba go nawet widziała w dormitorium. Być może nawet zna jej brata. Dodatkowy ubaw.
Nie musiał długo czekać na swoją walentynkową partnerkę. Kojarzył ją z Hogwartu, nawet wydawało mu się, że oboje są z Gryffindoru, ale to było ich pierwsze zetknięcie. Obstawiał, że jest młodsza od niego o rok, maksymalnie dwa. Z reguły miał dobrą pamięć do twarzy, więc jeśli znaliby się już wcześniej, na pewno by to zapamiętał. Gdy zadała mu pytanie, zmierzył ją wzrokiem w poszukiwaniu nietoperzej plakietki. - Jak widać - stwierdził, kiwając potwierdzająco głową. - Jordan - przedstawił się krótko i spojrzał na towarzyszkę, oczekując, że i ona oznajmi mu, jak ma na imię. Milczał przez chwilę, po czym spytał: - Umiesz jeździć na łyżwach? - Schował ręce do kieszeni, uśmiechając się do dziewczyny. Wydawała się być miła, zresztą wrednych ludzi też lubił, więc nie stresował się spotkaniem. Zresztą, chyba żadne z nich nie przyszło tutaj znaleźć drugiej połówki, a po prostu miło spędzić czas. A to, jak ich relacja będzie wyglądała po dniu dzisiejszym nie jest najistotniejsze. Nie ociągając się zbytnio, wybrał swój rozmiar łyżew; drugą parę, odpowiadającą rozmiarowi stóp Gryfonki, podał Destiny. Ostatni raz jeździł na łyżwach ponad rok temu, więc skrycie liczył, że nie będzie potrzebował zbyt wiele czasu, by się rozkręcić. No i gdyby jego partnerka miała jakieś problemy, obiecał, że jej pomoże. Otworzył barierkę, po czym wskazał Gryfonce, by weszła na lód.
Miała nadzieję, że chłopak, który jej się dzisiaj trafi będzie miły, otwarty. Nie miała dzisiaj ochoty użerać się z żadnym nadętym chłopakiem, który wyobrażał sobie nie wiadomo co. Nie była na to gotowa. Nie dzisiaj. Dzisiaj miało być miło, miała dobrze się bawić. Dlatego tutaj była. A czy się dogadają i co będzie dalej wszystko się okaże. Wszystko leżało w ich rękach. - Destiny. Znajomi mówią na mnie deska- uśmiechnęła sie kiedy powiedziała swoja ksywkę. Dla nowo poznanych to brzmi bardzo dziwacznie, ale przyzwyczaił się do tego. Nie była to zła ksywka. Pasowała do niej. Przez tyle lat zżyła się z nią. - I tutaj jest problem. Jedyny lód jaki widziałam to ten na dziedzińcu Hogwartu.- zaśmiała się przypominając sobie jak rodzeństwo zawsze wrzucało się w zaspy albo nacierało śniegiem. Kochali się bardzo. Byli ze sobą zżycie- W dzieciństwie mieszkałam w Australii. Tam zima panuje od czerwca do sierpnia. A temperatura? Schodziła do ośmiu stopni! Ale częściej było koło osiemnastu. Nie miało szans nic zamarznąć. Teraz dopiero się spotykam z lodem- zaśmiała się wspominając czasy kiedy to mieszkała w ciepłej Australii. Kiedy przyjechała do Londynu czy Hogwaru było dla niej wielkim zaskoczeniem. Miała nadzieję, że chłopaka nie spowolni w jeździe na łyżwach. Chyba lubił to. Potwierdziła swoje przypuszczenia kiedy zauważyła z jakim zapałem wybrał łyżwy. Szybko włożyła swoje na nogi i podeszła do bramki. Weszła na lód i to było dziwne uczucie kiedy kawałek przejechała nawet nie ruszając nogami. To była prawdziwa magia! Obejrzała się zadowolona za chłopakiem. To był zły pomysł. Wkrótce już leżała na lodzie. Roześmiała się i zaczęła się podnosić.
Nawet mu na myśl nie przeszło, że Cherry może uknuć plan związany z jego niechęcią związaną z łyżwami, wrotkami i podobnymi. Zarejestrował jej zaskoczenie, ale nie zagłębiał się w jego powody, wszak nie podejrzewał, że wycieczka po zakupy zakończy się całkowitą zmianą planów. - Aleś ty uparta. - skomentował kwestię mówienia do niego pełnym imieniem. - W tym tempie to siniaki nie zejdą do wiosny. - stwierdził zerkając wymownie na oblodzony chodnik, z którego dopiero co się udało im wyprowadzić. Zdjął czapkę z głowy, wytrzepał ją ze śniegu i schował do kieszeni. To samo zrobił z rękawiczkami. Ledwie znalazł się w Hogsmeade, a już był połowicznie przemoczony, a nie doszło jeszcze do bitwy na śnieżki. Śnieg przestał na chwilę padać, a więc pozwolił marznąć swoim uszom planując ukrycie się w jakimś ciepłym miejscu zanim przykładowo postanowi odezwać się jego blizna która-to-nienawidzi-zimna, a to byłoby już upokarzające, gdyby syczał i postękiwał z bólu w towarzystwie Cherry, która już się wystarczająco z niego nabijała, gdy to dwukrotnie (albo trzy czy cztery?) nie zdołał się podnieść z lodu. - Zdjęcia zbierasz do ołtarzyka? - zakrył twarz ręką, gdy zrobiła mu zdjęcie, ale jak się spodziewał, zrobił to za późno. Wywrócił oczami z pół uśmiechem czającym się na ustach. Zamierzał zaproponować, że jakoś ją będzie asekurować zanim dojdzie w obcasach do końca alejki, ale ta już miała inny plan. Nie miałby nic przeciwko temu, każde poszłoby w swoją stronę, gdy to nagle dowiedział się, że jest częścią owego planu. Zmarszczył brwi, kiedy chwyciła go ufnie pod ramię, co uznał za gest zbyteczny i niekoniecznie potrzebny, a jednak zacisnął usta i nie odezwał się, bowiem właśnie weszli na lód - a tutaj lepiej trzymać się blisko jeśli znów nie mają wyrżnąć się jak pijane małpy. - Świetna podpora poleca się na przyszłość, ale nie co chwila. - zastrzegł i poszedł z nią w bliżej nieokreślonym kierunku. Gdy zeszli z oblodzonego chodnika Finn wymawiając się wiązaniem buta wyswobodził ramię czując, że wyczerpali już limit przypadkowych zażyłości fizycznych. Nie przywykł do cudzej wylewności i po pewnym czasie dziwnie się z tym czuł. Był jednak miłym człowiekiem i nie mówił tego wprost. Dalej szedł tuż obok, schował ręce do kieszeni płaszcza i rozglądał się po drodze. Gdy zobaczył w oddali ogromne lodowisko nagle się zatrzymał. - Mam nadzieję, że ty mnie tam nie prowadzisz, prawda? - miał efekt deja vu. W zeszłym roku to Gabrielle go wlokła na lód i oczywiście potem gorzko żałowała, gdy się poobijał od góry do dołu, a i tak się nie nauczył niczego poza przyklejaniem się do bandy. Zerknął na Cherry, próbował wyczytać z jej mimiki plan. Popatrzył prosto w jej oczy. - Nie bardzo rozumiem po co ci moja obecność kiedy będziesz sobie jeździć. Gdybyś mnie nie uprzedziła co do aparatu, to jeszcze byłbym skłonny uwierzyć, że mam ci zrobić zdjęcia... - grał na zwłokę, szukał sposobności do uprzejmej ewakuacji. Jak się zatrzymał tak się nie ruszył nawet na krok. Lodowisko kojarzyło mu się z pasmem przewrotów, zderzeń, obić, pozbawionych gracji upadków, zawstydzenie i upokorzenie, kiedy to pięcioletnie dziecko sprawniej poruszało się na lodzie, a on nie umiał dobrze ustawić stóp, aby się po chwili nie wywalić na plecy. Był zwolennikiem rzucania śnieżkami w ruchomy cel, to jego "zimowy sport" oprócz rzecz jasna tańców na lodzie.
- To ładne imię! - Broniła się, chociaż w jej uśmiechu widać było, że to wszystko tylko żarty. Cherry lubiła się podroczyć, ale zawsze uciekała od tej granicy, w której przestawało być zabawnie. W każdej chwili gotowa była płynnie przejść na nazywanie Puchona tak, jak on sobie tego życzył; stanowczo za bardzo zależało jej na dobrej opinii innych ludzi, by spełniać własne niewiele znaczące zachcianki. Lubiła oryginalność i podobało jej się nazywanie Finana inaczej, niż wszyscy, ale jakie to tak serio miało znaczenie? - Śmiej się, śmiej. Od tygodni rozpisuję plan jak w końcu zwalić cię z nóg - myślisz, że nie mam już wystarczająco materiału na ołtarzyk? - Zacmokała z dezaprobatą, bo Gard chyba nie wiedział jakie możliwości miały zainteresowane kimś dziewczęta. Fakt faktem, była temu niesamowicie daleka z oczywistych (jedynie sobie) względów. Uwielbiała kontakt fizyczny, nie miała przed nim żadnych oporów. Przyzwyczaiła się już do tego, że jej znajomi Puchoni nie widzą w tym nic złego i chociaż normalnie starała się nie przesadzać, tak teraz poczuła się po prostu zbyt swobodnie. Coś w tym przewracaniu się po lodzie i podtrzymywaniu sprawiło, że uznała Finana za swojego. Ze swoją tendencją do paranoicznego wymyślania własnych błędów, prędko dostrzegła ten popełniony właśnie teraz - nie inicjowała już żadnego kontaktu. Mogła przy okazji pokazać chłopakowi, że porusza się na swoich niebezpiecznych obcasach bardzo zgrabnie, ot: naturalnie. - Oczywiście, że prowadzę. - Aparat znajdował się już bezpiecznie schowany w torbie, a Cher kierowała kroki w stronę miejsca, w którym można było wypożyczyć łyżwy. - Zamierzam ci po prostu pokazać, że to może być świetna zabawa. Ślizgasz się na małych chodniczkach, a na dużym lodowisku nie dasz rady? - Mrugnęła do niego wesoło. Nie chciała odpuszczać, chociaż pewnie w jej brązowych oczach można było wyczytać trochę niepewności. Byleby go nie spłoszyć... - Tylko spróbuj, tak powolutku i ostrożnie... W nagrodę stawiam herbatę, kawę, albo co ty tam tylko lubisz! Ach... no i nie poślę w świat zdjęcia, na którym tańczysz pośrodku parku...
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
- Brzmi staromodnie. Nie kuś żebym i ja ci nie wynalazł wersji zastępczej za Cherry. - popatrzył na nią kątem oka. Nie było tak zaprzyjaźnieni aby mógł bez problemu dopasować do niej pseudonim, jednak w imię nawiązywania relacji z innymi ludźmi mógłby coś wykombinować. Już dawno temu obiecał sobie większą otwartość na innych. Wiele lat był zamkniętym w sobie człowieczkiem, stroniącym od tłoków i większych imprez. - Czekaj, czekaj, czy ty aby nie aplikujesz właśnie na pozycję mojej super fanki? Lecisz na mnie i to dosłownie, zwalasz z nóg i zbierasz zdjęcia… - w sumie tak na dobrą sprawę w tłumie uczniów i studentów nie wyróżniał się jakoś szczególnie umiejętnościami artystycznymi, choć trzeba mu oddać, że przykładał się porządnie do ćwiczeń gitarowych i wokalnych, jesli tylko znajdował czas na pasję. Czyżby właśnie miał do czynienia z pierwszą wielbicielką? Jego usta zadrżały, gdy powściągnął na nich uśmiech. Miło jest sobie gdybać, a był pewien, że Cherry sobie uknuła coś zgoła mniej atrakcyjnego - najpierw sprowadza go na ziemię, a teraz wlecze na lód, aż strach pytać co ma w następnym punkcie do zrealizowania. - Ślizganie na lodowisku mam w małym palcu. Zawstydziłbym wszystkich ale wiesz, łyżwiarze umarliby tam ze śmiechu a ja ze wstydu. Wierz mi, Cherry, nie pierwsza masz dobre intencje i naprawdę nie da się mnie nauczyć. - mówił z ręką na sercu i na samą myśl o potencjalnych dodatkowych wywrotkach zabolały go mięśnie. Z drugiej strony Vinci śmigał po lodzie z zamkniętymi oczami i gdyby go tak zaskoczył nabyciem umiejętności utrzymywania się na lodzie bez przyklejania rąk do bandy? Jak go znał, z pewnością poparłby pomysł Cherry… Finnu podrapał się po głowie i spoglądał nieufnie na lodowisko. - No wiesz ty co! - oburzył się i przez chwilę przeraził. Zrobiła mu zdjęcia gdy wyrżnął się dwukrotnie na chodniku! Ahh, miał nadzieję, że tego nie zrobiła, a teraz wykorzystywała tę kartę przeciw niemu. Wolałby przejąć te zdjęcia i nie dopuścić do wglądu publicznego. Przymrużył powieki, a błękitny wzrok czujnie wpatrywał się w roztrzepaną wciąż Puchonkę. Miała smykałkę nakłaniania ludzi do zmiany zdania, choć trzeba przyznać, że chciałby raz na zawsze naumieć się nie przewracać na lodzie niż co roku robić z siebie pośmiewisko. - Dobra. Jak oddasz mi to zdjęcie to wejdę na to przeklęte lodowisko i udowodnię ci, że łyżwy mnie nie lubią. - stwierdził po chwili namysłu i sam się sobie zdziwił. Dawał im obojgu jakieś dziesięć minut zanim Cherry przyzna mi rację i sama zacznie wyganiać poza bandę, nie wspominając o reszcie ludzi. Finn na łyżwach stanowił zagrożenie dla otoczenia i choć był tego świadom, gotów był na dziesięć minut się tam zapuścić. W najlepszym przypadku przejedzie trzy metry bez wywrotki, a w najgorszym zostanie stamtąd wyrzucony. Biedna Cherry nie wiedziała na co się pisze. Skoro już i tak Finn dostarczał atrakcji to niech będzie, rozśmieszy ludzi swoim pozbawionym gracji i wdzięku tańcem na lodzie.
Ciężko było się naśmiewać, kiedy tak bardzo przyznawała komuś rację; w dodatku, całkiem Finna rozumiała. - To nie byłoby takie trudne... Biorąc pod uwagę, że Cherry to skrót - przyznała ze śmiechem, tak trochę na zachętę, żeby rzeczywiście miał czym się odwdzięczyć. Chyba nawet przeżyłaby, gdyby nazywał ją jej pełnym imieniem. Mało osób to robiło nie tylko z tego powodu, że Wiśnia nie lubiła się nim przedstawiać, ale też brzmiało po prostu jakoś źle. Puchonka była zbyt słodką i otwartą osobą, żeby mówić do niej tak poważnym tonem. - Nie aplikuję, ta pozycja już jest moja - machnęła lekceważąco ręką, jakby to była największa oczywistość tego świata. Bawiło ją jak bardzo ironiczne to wszystko było... znaczy, Finn był przystojny i Cher mogła to przyznać bez żadnego zawahania, ale zwyczajnie nie znaczyło to niczego więcej. - To jest bardzo ładne zdjęcie! Bawiłam się ostatnio trochę aparatem i muszę przyznać, że idzie mi coraz lepiej. Fajne światło było, ostrość wyszła wręcz bajkowa. Wszystko widać, serio, normalnie taki popis... - Trajkotała sobie radośnie, "zachęcając" Puchona do wejścia na lodowisko. W końcu wyszczerzyła się jeszcze entuzjastyczniej (chociaż ciężko stwierdzić, czy to jeszcze możliwe) i pokiwała głową. - Oddam, oddam. Najpierw łyżwy - i nie było w tej kwestii zbytniej dyskusji, bowiem Cherry już odwróciła się i zagadała do skrzata pilnującego sprzętu. Jak tylko znalazła łyżwy w idealnym rozmiarze, to przesunęła się na bok i założyła je, nucąc cicho pod nosem. - Moja pierwsza jazda w tym sezonie... Chodź, będzie super! - Wołała, przystając przy wejściu na lodowisko i wyciągając rękę do swojego towarzysza. Już czuła, że będzie się działo - w końcu pewność siebie to kluczowy element robienia czegokolwiek, a Finan chyba niestety tym aktualnie nie grzeszył. Wisienka miała jakieś tam doświadczenie w kwestii uczenia innych, bo mimo wszystko pełniła zaszczytną funkcję kapitana drużyny quidditcha; podekscytowana i roześmiana, chciała pomóc chłopakowi zapoznać się z lodem w mniej twarzowy sposób.