Na nieszczęście Maxa Ben był relatywnie uważnym obserwatorem, choć tak często nie potrafił połączyć kropek w swojej głowie. Zauważył więc bez trudu, że chłopak nie bawi się o tyle jego własnością, co testuje jego cierpliwość. Widział przecież wyciągniętą papierośnicę, toteż musiał wiedzieć, że Auster chce zapalić. Niemniej stary on być może dałby się sprowokować. Z kolei nowy on, niemalże trzeźwy (wieczory się nie liczą!), czysty (a to już prawda) i trochę bardziej pogodzony ze swoimi emocjami nie da się tak łatwo sprowokować. Wielomyślnie nie skomentował więc oschłego tonu, jakim go uraczono. Zamiast tego uniósł brwi po raz kolejny, trochę rozbawiony tym impertynenckim zachowaniem. Ben nie mógł przecież wiedzieć, jakie informacje ma na jego temat i za kogo go ma – uznał więc, że po prostu dąsa się o tę bójkę. - Nawet przepraszam? – zażartował Auster i to pewnie był błąd. On jednak po raz drugi nie zamierzał wymawiać tego magicznego słowa, toteż w ramach wyciągnięcia gałązki oliwnej uniósł obie dłonie w geście kapitulacji. - Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr. Ja nie chowam wobec ciebie urazy. Staram się zmienić na lepsze i miło by było, gdybyśmy rozeszli się w pokoju – dodał, zaciągając się po chwili papieroskiem. Spojrzał z uwagą na Maxa, który zadał pytanie absolutnie nie na miejscu. Co go to w ogóle obchodzi? A może z Ari łączy go coś więcej? Ben westchnął, a dym opuścił przy tym jego płuca. Pokręcił z głową, nie zmniejszając dzielącego ich dystansu. - Nie wiem, w sensie. Zgaduję, że po prostu towarzystwa. Ariadne jest bardzo miłą kobietą, nie mam wobec niej złych zamiarów, jeśli to masz na myśli – brzmiał na szczerego, bo taka była faktyczna odpowiedź. Po prostu mu się podobało a jej obecność była mu miła.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spokój Austera sprawiał, że Max jeszcze bardziej się wkurwiał. Nie podobało mu się to, chociaż nie potrafił do końca powiedzieć dlaczego. Wolał ludzi impulsywnych i agresywnych, bo takich dużo łatwiej mógł sprowadzić do parteru. Jeśli chodziło o zachowanie zimnej krwi, to działało na niego jak płachta na byka szczególnie, gdy sam był targany przez wiele emocji. -Co kurwa? - Jego twarz nawet nie drgnęła w kierunku uśmiechu z tego "żartu". Wręcz przeciwnie, jeszcze większy grymas został posłany w stronę czarodzieja, a Max nawet nie krył się już w żaden sposób z antypatią, jaką do niego odczuwał. -A nie no, teraz to wszystko jasne, panie wybielony jak śnieg. - Ironia kipiała z jego głosu, a sam chłopak nie był w stanie powstrzymać przewrócenia oczami, które dobitnie pokazało, jak bardzo w dupie ma to, co właśnie usłyszał, bo ani trochę nie uważał tych słów za szczere. Ludzie nie zmieniają się tak po prostu i na pewno nie tak nagle, a owszem, dla Solberga te kilka lat to za mało, by z chuja, za jakiego miał Austera, stać się nagle porządnym obywatelem. Skoro Benjamin spytał go szczerze, to Max tak samo odpowiedział, kompletnie nie rozumiejąc wzroku, jakim tamten go w tej chwili obdarzył. Coś tu ślizgonowi śmierdziało i bez względu na wszystko, miał zamiar dowiedzieć się co takiego. -Uważaj, bo Ci uwierzę. Zostaw ją kurwa w spokoju, bo nie ręczę za siebie. - Rzucił bez ogródek, nie odwracając nawet na moment wzroku z twarzy swojego rozmówcy. Najchętniej wyrzuciłby go też na wieki ze swojego klubu, ale chyba wolał mieć go na oku i przy okazji coś zarobić przynajmniej do czasu, aż nie odjebie niczego większego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Doskonale widział, że chyba troche przesadził. Ben miał wiele wad, ale spośród nich cechował się jedną zaletą, był spostrzegawczy. Nie znał jednak zbyt dobrze Maxa, nie mógł więc wiedzieć, że jego żart zostanie odebrany w taki sposób. - Och, przepraszam. Nie chciałem się urazić – odparł zupełnie szczerze, bacznie przyglądając się młodemu mężczyźnie. - Nie wydaje mi się, że zapracowałem na odkupienie swoich dawnych win. Ale daj mi czas – dodał nieco nerwowo, drapiąc się po głowie. - Chodzę na terapię, staram się zmienić. Takie tam. Farmazony. Wzruszył ramionami, bo nie miał nic więcej do dodania. Choć naprawdę starał się przepracować swoje problemy, czasami zastanawiał się nad zasadnością tej decyzji. Czy ludziom takim jak on da się w ogóle pomóc? Terapia musiała przynosić jednak jakieś skutki, bo zignorował przecież teatralne wybryki Solberga. Nie był w końcu Shercliffem, a Auster był całkowicie trzeźwy, toteż nie tak łatwo było go sprowokować do agresji. Gdy temat powrócił do Ariadne, Ben aż uniósł ręce w geście kapitulacji. Nie do końca podobał mu się ton, jakim uraczył go Max, ale go nie skomentował. Po prostu na niego spojrzał, a w jego oku mignęło coś podejrzliwego. Co ten człowiek o nim myślał? Z jakiego powodu miał on nim aż takie złe zdanie? - Przecież nie chcę zrobić jej krzywdy – rzucił i głęboko westchnął. Opuścił ręce i zaciągnął się papierosem. W sumie w jego życiu zazwyczaj było tak, że krzywda, którą wyrządzał wcale nie była umyślna. Ten typ po prostu tak ma. - Poza wszystkim, wydaje mi się, że kto jak kto, ale ona poradzi sobie sama. W końcu jest aurorem, nie chciałbym z nią zadzierać. A zresztą, jest po prostu dobrą osobą. Pewnie masz rację, wcale nie zasługuje na moje towarzystwo – dorzucił z rozbrajającą szczerością. Ta myśl zabolała go jak cholera, toteż na chwilę odwrócił się od rozmówcy, aby ukryć smutek. Nie żeby miał się zaraz rozpłakać, a jednak coś w chwilach takich jak ta w nim umierało. - Słuchaj – powiedział po chwili, z powrotem odwracając się w stronę Maxa – Cokolwiek ci zrobiłem, naprawdę przepraszam. Trzeci raz tego nie powtórzę. Staram się zostawić całe gówno za sobą, zrobić coś dobrego. Nie musisz mi przecież nawet ufać. W ogóle się nie znamy. Zamilkł, jakby się zawahał. Ale w końcu powiedział to, co powiedzieć należało. - W każdym razie dziękuję za to, co zrobiłeś dla Remy. Jej impreza urodzinowa była naprawdę godna podziwu. Cieszę się, że ma takich przyjaciół. – Posłał w jego stronę nieśmiały uśmiech i po raz kolejny wciągnął dym w płuca.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przewidzenie następnego kroku Maxa było niemożliwe. Chłopak poddawał się emocjom i wybuchał bardzo łatwo, choć ostatnimi czasy nieco udało mu się to opanować. Nieco. Dzisiaj nie miał zamiaru się hamować, więc znów występował w roli tykającej bomby, a do tej pory Auster nie robił nic, by powtrzymać zbliżający się wybuch. -Daruj sobie. - Prychnął, nie wierząc w te dziwne przeprosiny, czy co to miało niby być. -Świetnie, życzę powodzenia i w ogóle, ale mam to w dupie. Ludzie się nie zmieniają. - Podsumował pięknie co myśli o postanowieniach czarodzieja. Była to jedynie po części tylko prawda. Sam wielokrotnie już w tej chwili podejmował się terapii i widział, że częściowo odnosiła ona jakieś sukcesy. Ale wciąż - częściowo. Poza tym, nie ważne jak dobra terapia by nie była, ślizgon wierzył, że pewnych rzeczy z człowieka się po prostu wyplenić nie da i tyle. Żaden Auster na pewno nie miał go o tym przekonać. A na pewno nie tu i teraz z tym swoim głupim, niewinnym uśmieszkiem na mordzie. Obicie sobie nawzajem ryjów, Max był w stanie szybko zapomnieć i odłożyć na bok, ale nie podobało mu się wcale, że ten śliski typ kręcił się teraz koło Ariadne, jakby nigdy nic. Zastanawiał się, jaki może mieć w tym cel. Uśpić czujność Ministerstwa? Według ślizgona głupie posunięcie. Zmylić samą Ari? Tu nie widział powodu. Miał w głowie mętlik, ale ciężko mu było pomyśleć, że nic więcej się za tym nie kryje. -Jasne. - Parsknął, nie dając cienia wątpliwości, że uważa inaczej. -Masz rację, jest dobrą osobą, więc nie rozumiem, co widzi w Twoim towarzystwie. A co do reszty, pozwól, że nie zostawię komentarza. - O aurorach miał mniej więcej tak samo przychylne zdanie jak o samym Benie. Uważał ich za nieporadnych idiotów, ale był to też plus, bo nadal siedział tutaj, a nie w poprawczaku. Każdy medal ma dwie strony, jak widać na załączonym obrazku. -Przestań już chrzanić. - Uciszył go w końcu, bo jeszcze chwila a by się porzygał od tych pięknych zapewnień i obietnic zmiany. Dla Maxa nie liczyły się słowa, a czyny i Auster nie był tutaj ani trochę wyjątkiem. -Dzięki. Taka już moja rola. - Wydmuchał z płuc dym nikotynowy, po czym o dziwo sam się odezwał. -Nie dam Ci zakazu wstępu do Luxa, ale będę Cię bacznie obserwował. Jeden krzywy pierd i nie masz czego szukać w promieniu dziesięciu kilometrów. Jasne? - Wyciągnął swego rodzaju ofertę pojednawczą, deklarację drugiej szansy, czy jak kto wolał to nazwać. Miłosierny Solberg, kurwa jego mać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Benjamin od zawsze lubił czytać. Najpierw zakochał się w książkach, próbując poznać prawdę o świecie zaklętą w ludzkich historiach. Potem praktykował czytanie z twarzy, ruchów, gestów i słów. Niekoniecznie słowa wiodły tu już prym, choć oczywiście wiele można było się z nich dowiedzieć. Ale wychodził z założenia, że ludzie kłamali - siebie lub innych, świadomie bądź nie. Zazwyczaj był dobry w przewidywaniu następnego ruchu swojego rozmówcy, ale Maximilian był niczym zamknięta księga. Potwornie go to wkurwiało. - Może ty się nie zmieniasz - odparł natychmiast, bez uprzedniego przemyślenia swoich słów. Jego głos był zimy jak lód, nie zdążył nad sobą zapanować. Poczuł jak gniew i żal przyćmiewają rozsądek, bał się, że Solberg mógł mieć rację. Już na zawsze będzie niezdolny do zapracowanie sobie na zaufanie drugiej osoby, nigdy nie zasłuży na szacunek tych, którzy się dla niego liczyli i tych, wobec których powinien przejść obojętnie. Zawiedzie Harmony tak jak zawiódł Laenę i żadne galeony wydane na terapie, podczas których podziwiał piękno nóg doktor Fairley nigdy tego nie zmienią. Westchnął, przytłoczony eksplozją myśli. Kolejne zdanie również go zabolało. Do kurwy nędzy, człowieku. Co ja ci zrobiłem? Zaciągnął się dawno przygaszonym już papierosem, rozwinął zmiętą chusteczkę i skrył w niej peta. Spojrzał na Solberga, uśmiech dawno opuścił już jego twarz. - Ja przynajmniej nie traktuję jej jak dziecko. Wierzę w jej rozsądek, ufam jej intuicji. Dlatego też trudno mi uwierzyć, że ze wszystkich osób na świecie akurat ciebie lubi i szanuje. – Dawne zachowania, przyczajenia i maniery dały o sobie znać. Do tej pory starał się być życzliwy, ale w gruncie rzeczy nie podobało mu się, że Solberg rości sobie prawa do mówienia mu, co ma robić a czego robić nie może. Gdy Ślizgon go uciszył, omiótł go spojrzeniem. Naprawdę trudno było wyobrazić sobie, co miał w tym pustym łbie. Nic jednak nie powiedział, przynajmniej nie przez dłuższą chwilę. Mimo szczerej chęci poprawy obserwowanie, jak wkurwił się na jego widok dawało mu chorą satysfakcję. A jednak złagodniał, gdy usłyszał jedno z magicznych słów. - Nie zamierzam psuć ci humoru swoim towarzystwem. Zresztą, skoro masz takie nastawienie, to po co w ogóle udajesz, że się wysilasz? – Wzruszył ramionami, nie spuszczając wzroku z tęczówek Maximiliana. Miał szczerą nadzieję, że Remy będzie trzymać się od niego z daleka. Widział agresję i nienawiść – ledwo nad sobą panował. To nie jest odpowiednie towarzystwo dla jego przybranej młodszej siostry.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max był bardzo szczery w swoich emocjach, ale jednocześnie tak wybuchowy i nieprzewidywalny, że sam nie potrafił przewidzieć swojego następnego ruchu. Zdecydowanie psuło to krwi jego wrogom, którzy nie wiedzieli czego się po nim spodziewać, a raczej spodziewali się wszystkiego, co też nie było wcale pocieszającą opcją. -Może. - Wzruszył tylko ramionami, z pewną satysfakcją widząc, jak ten temat musiał Austera uderzyć. Może faktycznie chciał iść w inną stronę niż dotychczas, ale Solberg był raczej z tych osób, które potrzebowały twardych dowodów. Nie wierzył ludziom, nie ufał im i rzadko kiedy pozwalał sobie na prawdziwą bliskość emocjonalną. Benjamin na ten moment nie zasłużył w oczach Maxa na żaden z tych przywilejów. Chłopak nie mógł jednak wiedzieć, jak bardzo trafnie oddziaływał na obawy czarodzieja. Widział tylko jego złość, a to zdecydowanie mu wystarczało. -A skąd myśl, że ja traktuję ją jak dziecko? Jest aurorką, potrafi o siebie zadbać. - Przynajmniej tak zakładał, choć zdania o magicznych stróżach prawa nie miał najlepszego. Co prawda wychodziło to z wielu starć między nim a zasadami, które kochał łamać, co nie zmieniało faktu, że na aurora nie brali byle kogo i Ariadne na pewno potrafiła o siebie zadbać. Choć jednocześnie Max pamiętał, co usłyszał podczas imprezy urodzinowej Remy. -Nie powiedziałbym, że mnie szanuje, ale raczej nie rzuca lwom na pożarcie, co mi w zupełności odpowiada. - Sprostował myślenie Austera. Nie uważał, by dziewczyna darzyła go szacunkiem, skoro poznali się jak naćpany próbował ją wykiwać. Prawdą było jednak, że była między nimi jakaś nić sympatii, która Solberga niezmiernie cieszyła. -Twoja decyzja. - Wzruszył ramionami, dziwnie zadowolony z faktu, że mimo wszystko Auster dał mu się uciszyć. Był pewien, że zareaguje bardziej nerwowo na ten gest. -Biznes to biznes. Poza tym, nie ja muszę Cię obsługiwać, więc o wysiłku nie ma specjalnie mowy. - Wyjaśnił beznamiętnie. Zawsze Benjamin był okazją do sprzedaży kilku drinków więcej i choć Maxowi fundusze się zgadzały, to ekipa zawsze się cieszyła z bonusów, czy większych napiwków, co bardzo dobrze rozumiał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Nie był ślepy, bez trudu zauważył, że Maxowi sprawiło satysfakcję to, jak sobą nie zapanował. Nie zwrócił szczególnej uwagi na jego słowa, po prostu patrzył na chłopaka spojrzeniem chłodnym i pełnym niechęci, bijąc się w myślach w decyzji, czy nie zapalić kolejnego papierosa. Nie sposób powiedzieć, kiedy dokładnie rozmowa ta aż tak bardzo go rozsierdziła. Prawda była taka, że choć lubił myśleć o sobie, jaki to nie jest opanowany - był z natury bardzo porywczy i emocjonalny. Chrząknął, gdy usłyszał jego pytanie. Stwierdził, że nie ma żadnego pożytku z tego, by wyznać Maximilianowi fakt o liście, który pokazała mu Ariadne. Choć tak bardzo ciekawiło go, dlaczego w ogóle go napisał. Ocenił również, że na pewno nie wydusi z niego tej informacji, toteż w ogóle bez sensu byłoby ją wkopać. Jego uwadze nie umknął jednak fakt, że użył sformułowania o rzucaniu lwom na pożarcie. Spokojnie założył więc, że i sumienie Solberga jest nieczyste (zresztą jak każdego człowieka), co odnotował w pamięci i postanowił wykorzystać w znany tylko sobie sposób. W końcu był dziennikarzem, a nagłówki “Właściciel Pure Lux podejrzewany o nielegalne biznesy” byłyby bardzo atrakcyjne dla jego czytelników. - Ciekawa uwaga - odpowiedział więc, czując, jak odrobinę wraca mu dobry humor. Wysłuchał go do końca, nie strzępiąc więcej już języka bardziej, niż to było konieczne. Na chwilę zapadło milczenie - Po czasie wolnym od pracy nie zwykłem bywać w miejscach, gdzie jestem niemile widziany - odpowiedział, miętosząc chusteczkę z petem skrytą w kieszeni płaszcza. - Wydaje mi się, że z twoim nastawieniem nie dojdziemy do porozumienia. Służę ogniem przy każdej okazji - odparł nie bez ironii i spojrzał na niego z niechęcią. - Ale nie lubię jałowych rozmów, więc pozwolę sobie zniknąć. I bez zbędnych ceregieli minął go bez pożegnania, kierując swe kroki z powrotem do miasteczka. A w głowie szumiały mu myśli o tym, że chyba bezwiednie zyskał sobie jakimś sposobem nowego nieprzyjaciela.
Zt
+
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Na całe szczęście nie miał nic na sumieniu jeśli chodziło o nielegalne biznesy w "Luxie". Wiele mógł w życiu kombinować, ale nie chciał, by jego lokal był tego odzwierciedleniem. Bardzo stanowczo wypierdalał każdego dilera, czy innego zjeba, który mu właził na terytorium i choć prasa miała moc, której nie dało się zaprzeczyć, to niezbyt czuł, że podobne pogłoski mogłyby mu jakoś zaszkodzić. Nawet, gdyby aurorzy wjebali mu się na kwadrat, niczego by nie znaleźli, bo wszystko co niezbyt zgadzało się z prawem, trzymał z dala od swojej pracowni. -Jak chcesz. - Wzruszył tylko ramionami, nie czując, by specjalnie coś w życiu tracił w tej chwili. Nawet cieszyło go, że nie będzie musiał tej mordy częściej oglądać, choć pewnie jeszcze kiedyś się spotkają tu czy ówdzie. Podążył wzrokiem za znikającym Austerem, po czym biegiem wrócił do zamku, przemieniając wszelkie emocje w wysiłek fizyczny.
/zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Nie widzieli się już dłuższy czas, a pytanie Solberga doprowadziło do tego, że ostatecznie umówili się na spotkanie, całkowicie bez zastanowienia, całkowicie bez świadomości tego, dokąd właściwie się wybierają i to najwyraźniej im odpowiadało. Zawsze tak było, zawsze byli nie do końca poskładani w niektórych kwestiach, zupełnie jakby to, że na swojej pracy w pełni się koncentrowali, musiało się gdzieś odbijać. A może umieli dobrze robić tylko jedną rzecz na świecie, a poza tym byli całkowicie nieposkładani i tak skrajnie popierdoleni, że nie było nawet sensu na nich polegać. Taka opcja również istniała i Max nie zamierzał udawać, że było inaczej. Znał siebie, znał również swojego imiennika i wiedział, że nikt nie miał w głowie tak popierdolone, jak oni. Zabawne - przemknęło przez jego głowę i Solberg mógł to również usłyszeć, bo ich telepatia nadal działała, czasem lepiej, czasem gorzej, a czasami w ogóle, nawet jeśli bardzo się starali, by było inaczej. Wyglądało na to, że niektóre rzeczy zależały nie od nich, a od tego, co ich otaczało, od okoliczności, od miliona spraw, na jakie zwyczajnie nie mieli wpływu. I pewnie działało lepiej, jak nie spinali się, jak pojebani, próbując faktycznie coś sobie przekazać, co musiało z boku wyglądać, jakby obu bardzo chciało się srać, tylko nic z tego nie wychodziło. - To po co było ci to zwolnienie, co? - zapytał, zdając sobie w pełni sprawę z tego, że Solberg kantował, bo chociaż wyglądał na zmęczonego, nic nie wskazywało na to, żeby naprawdę potrzebował lekarza, który by się nim zajął. Owszem, wypoczynek był wskazany, ale Max był prawie pewien, że nad tym jego imiennik umiał już zapanować. Jak jednak widział teraz, mogło być to jedynie złudzenie, bo Solberg prezentował się raczej jak umarłego dupa, a nie w pełni świadomy wszystkiego człowiek, który doskonale wie, czego chce od życia i wie, że sen jest dokładnie tym, czego z kolei od życia może chcieć jego organizm. To zaś oznaczało, że klasycznie, znowu wdepnął w jakieś gówno. Widać oni zwyczajnie inaczej nie umieli.
______________________
Never love
a wild thing
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kto by pomyślał, że wystarczyło zasugerować, by udało im się w końcu spotkać? Może nie robili tego często, ale zdecydowanie Max lubił te ich wypady donikąd, bez żadnego celu. Byli równie popierdoleni, to prawda, a ich telepatia działała jak sobie chciała, ale dzięki temu mieli też wiele zabawy. Solberg potrzebował teraz wszystkiego, co mogło mu jakkolwiek zająć umysł i choć zwykle była to praca, to czasem zmieniał metodykę i upatrywał upragnionego spokoju w takich właśnie niezobowiązujących spotkaniach. Był cholernie wdzięczny, że Brewer skierował go do swojego kumpla. Nie chciał robić mu problemów w robocie i rozumiał, jeśli nie mógł sam mu pomóc, ale ostatecznie i tak nie zostawił go na lodzie. -Wyjeżdżam ze Swansea na kilka dni. Obiecałem mu w czymś pomóc, a ostatnio trochę za mocno zwracam na siebie uwagę kadry i nie chciałem, żeby wysyłali za mną list gończy, bo przez kilka dni nie pojawiałem się na zajęciach. - Wyjaśnił zgodnie z prawdą. To, że potrzebował odpoczynku było oczywiste, ale też nie po to brał to zwolnienie. Niestety. Poza tym, gdyby naprawdę chciał pomocy medycznej, to bez względu na specjalizację poszedłby po nią do Brewera, jako że tylko jemu ufał na tyle, by pozwalać się w ten sposób dotykać. -Nie uwierzysz, ale O'Malley chyba się poddał. Ostatni szlaban, jaki mi wjebał polegał na przepisywaniu historii emancypacji kobiet w Hogwarcie. Nawet ciekawe gówno. - Podzielił się jeszcze tą zabawną anegdotką, bo miał wrażenie, że profesor zrozumiał, że metody wychowawcze stosowane w szkole nie działają na ślizgona i nie ma się co starać, a karę trzeba mu po prostu wjebać dla zasady. -A jak tam u Ciebie? No i u Weia o czywiście. - Odbił piłeczkę, nie chcąc, by zbyt mocno skupiali się na nim samym.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Nie mieli dla siebie tak wiele czasu, jak dawniej, właściwie to obijali się gdzieś o siebie, nie stykali się, ale jakoś ich więź nadal była silna. Wszystko wskazywało na to, że po prostu byli ze sobą zbyt mocno związani, by to jakoś zakończyć. To było nieco dziwne, bo kiedy był młodszy, Max był pewien, że nikt nie zastąpi mu w życiu najbliższej przyjaciółki, jaką traktował jak siostrę, tymczasem tej nie było u jego boku już od dawien dawna, wyfrunęła z gniazda, poszła własną ścieżką i właściwie tyle się widzieli. Życie było czasami całkiem popierdolone i zdawał sobie z tego sprawę, ale wolałby, przynajmniej w ostatnim czasie, by było inaczej. Nie uśmiechało mu się ostatecznie ciągłe wpierdalanie się w kłopoty, ale wyglądało na to, że te mimo wszystko nie zamierzały zostawić go w spokoju i chciały gryźć go w dupę na każdym kroku. - Jedziecie robić jakieś nielegalne interesy, czy co? - rzucił, spoglądając na niego z uśmiechem sugerującym, że doskonale wiedział, do czego jego imiennik był zdolny, nawet jeśli nie mówił o tym głośno. Powiedzmy, że obaj doskonale wiedzieli, jak bardzo byli pierdolnięci i to im w życiu wystarczyło. - Znowu próbujesz wyprowadzić ich z równowagi, czy oni srają w gacie, bo nie przestrzegasz regulaminu słówko w słówko? - dopytał, nie bardzo wiedząc, co właściwie działo się w Hogwarcie. Część jego znajomych nadal uczęszczała tam na studia, to prawda, ale jego życie kręciło się teraz raczej wokół szpitala i innych, zdecydowanie bardziej dorosłych, jeśli mógł tak pierdolić, spraw. Dlatego też zostawał nieco w tyle, a tego typu plotki zawsze trochę go bawiły, więc uśmiechnął się krzywo i westchnął ciężko. - Każdy się starzeje, on też, widać już mu mózg całkiem szwankuje albo nagle dotarło do niego, że powinien walczyć o prawa kobiet, skoro sam pochodzi od kobiety bardzo nieformalnej - powiedział, wzdychając ciężko, bo ostatecznie wszyscy wiedzieli, kim O'Malley był, a także wszyscy wiedzieli, jak sporo osób takie jednostki traktowało. - Kurwa, cieszę się, że skończyłem już studia, bo chyba nie wytrzymałbym tam ani chwili dłużej, za dużo pierdolenia o niczym, nie żeby w szpitalu było inaczej, ale przynajmniej traktują cię jak dorosłego człowieka, a nie siuśmajtka - dodał, nim zerknął na imiennika i najpierw wzruszył ramionami, potem westchnął, a w końcu przeczesał włosy palcami. - Chujowo, ale stabilnie? Pewnie gdzieś w Proroku widziałeś artykuł o tym, jak to Ministerstwo znowu sobie nie radzi, bo w ich szeregach trafił się zdrajca.
______________________
Never love
a wild thing
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ludzie mieli to do siebie, że czasem pojawiali się w życiu innych i znikali z niego równie nagle. Solberg był do tego przyzwyczajony, ale cenił sobie te znajomości i przyjaźnie, które jednak trwały nieco dłużej. Z wiekiem zrozumiał, że potrzebuje tych osób wokół siebie i wcale nie jest tylko ciężarem dla innych, co było dość dużym postępem jak na jego psychikę. Brewer zaliczał się do tego grona, a choć życie rozdzielało ich ścieżki, to jednak czasem udawało im się gdzieś spotkać. -Nie tym razem. Lockie chce wpaść do domu. Potrzebuje wsparcia. - Nie zamierzał wchodzić w szczegóły, bo to jednak prywatna sprawa jego przyjaciela była, ale nakreślił ogólny obraz sytuacji bez problemu. -No i liczę, że jednak trochę tam odetchnę. - Dodał jeszcze, nie kryjąc niewielkich egoistycznych pobudek, które kierowały nim, podczas pakowania się do podróży. -Trochę jedno, trochę drugie. Naskoczyłem na O'Malleya na pierwszej lekcji i trochę sobie tym nasrałem do gniazda, ale to chyba wciąż większy problem dla nich niż dla mnie. - Wzruszył ramionami, wyciągając z kieszeni paczkę szlugów i odpalając jednego. Niespecjalnie chciał opowiadać o powodach drugiego szlabanu, którego przebieg właśnie imiennikowi przedstawił. -Ja to nie wiem, co on ma we łbie i chyba nie chcę wiedzieć, ale zastanawia mnie, czego Wang się naćpała, że nie tylko go zatrudniła, ale jeszcze zrobiła opiekunem. - To była obecnie chyba największa zagadka w życiu ślizgona. Wiele irracjonalnych decyzji podejmowało się w Hogwarcie, ale ta, w jego opinii, przebijała na głowę praktycznie wszystkie z nich. Spojrzał uważniej na Brewera, gdy ten westchnął. Wydmuchując dym z płuc zastanawiał się, co mogło się za tym kryć. -Nie czytam tego szmatławca już od dawna. Co tam się odjebało? - Zapytał zainteresowany, a jednocześnie jakoś niepocieszony faktem, że było tam chujowo. Widać żaden z nich w pełni nie mógł się odciąć od takiego biegu ich życia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Najważniejsze było to, że wciąż gdzieś dookoła siebie orbitowali i był pewien, że gdyby potrzebował pomocy, jego imiennik bez problemu postanowiłby się koło niego zjawić i postawić go na nogi. Max nie sądził jednak, by mieszanie Solberga w burdel, jaki się dookoła niego kręcił, miało jakiś sens, nie sądził również, by wtajemniczanie go w przepychanki Whitelightów było dobre, kiedy sam nie wiedział jeszcze do końca, w jakim dokładnie siedział gównie, a co za tym szło, dokąd go to szambo zaprowadzi. Dlatego też na razie trzymał mordę na kłódkę, wychodząc z założenia, że kiedy przyjdzie odpowiednia pora, wszystko Solbergowi wyśpiewa. - To bawcie się dobrze, a jak trzeba, to połamcie kilka kości - stwierdził prosto, bo doskonale wiedział, że powroty do domu bywały jednym wielkim gównem. Prawdziwym, wielkim gównem, właściwie był tego doskonałym przykładem, toteż nie zdziwiłby się, gdyby ktoś musiał zarobić w mordę, żeby wszystko się uspokoiło. Nie zdziwił się więc nawet, kiedy Max wspomniał o lekcji eliksirów i tym, co zrobił, kwitując to swoim krzywym, zdecydowanie radosnym uśmiechem. - Nie zesrał się w gacie z irytacji? Aż jestem zdziwiony - stwierdził, a potem parsknął. - Wiesz, my jasnowidze, czasami widzimy rzeczy, o jakich wam się nawet nie śniło, więc może widziała na ten przykład, jak ktoś go wywiesza za jaja z sowiarni i uznała, że to będzie komiczny widok - dodał, tracąc powagę w głosie, jednocześnie jednak zdając sobie sprawę z tego, że faktycznie mówienie o własnym darze przychodziło mu z coraz większą łatwością i ulgą, że nie była to dla niego już przeszkoda, a coś, z czym się zwyczajnie oswoił, co przyjął do wiadomości, coś, od czego nie uciekał. Potem jednak mina mu nieco zrzedła, ale opowiedział imiennikowi, co się odpierdoliło, o całej tej akcji ze smokami, z tym, jak to się skończyło dla Weia i jego podwładnych, a także o tym, że jeden z nich zwyczajnie poszedł najwyraźniej siedzieć do pierdla, co było jego zdaniem bardzo łagodną karą za próbę usiłowania zabójstwa, bo inaczej nie mógł nazwać tego, co się odjebało. Wzruszył lekko ramionami, spoglądając przy okazji w stronę nieba, czując wielką potrzebę, żeby zapalić. - Trochę się wkurwiłem, więc powiedzmy, że od tamtego czasu łazimy jak po skorupkach, chociaż jest na pewno lepiej. Ale dalej mnie to wpierdala, tylko no, nie jest już taki... dobry. Chyba.
______________________
Never love
a wild thing
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jeśli chodziło o pomoc, to zawsze był gotów rzucić wszystko, byleby się na coś światu w końcu przydać. Miał popierdoloną listę priorytetów, to prawda, ale nie było niczego ważniejszego niż wsparcie dla tych kilku osób, które uznawał za bliskie sobie. Na szczęście nie zawsze trzeba było spotykać się w takich okolicznościach, choć Solberg nie miał pojęcia, jaka burza obecnie dzieje się w życiu byłego gryfona. Tego to na trzeźwo na pewno by nie udźwignął raczej. -Z przyjemnością. - Musiał mieć ostatnie zdanie, bo by wykitował, ale jeśli chodziło o łamanie kości, to nie było bardziej pewnego duetu niż Swansea-Solberg. Nie dość, że byli fanami tej wątpliwej rozrywki, to jeszcze byli w tym dobrzy, jak w niczym innym. -A chuj go wie. Wyjebał mnie z reszty zajęć, a potem w listach pierdolił coś, że jego drzwi są zawsze otwarte, jakbym chciał pogadać. No kurwa biegnę. - Przewrócił oczami, wydychając stróżkę dymu spomiędzy warg. Starał się trzymać neutralnej narracji wiedząc, jak łatwo ostatnimi czasy puszczały mu nerwy. Nie chciał, by zdarzyło się to tu i teraz. Potrzebował jednego względnie normalnego popołudnia. -Szkoda, że nie macie wglądu w termin, bo równie dobrze, może to być za sto lat. - Wizja go kusiła i byłby pewnie w stanie jakoś to zorganizować, ale preferował inne metody. Zauważył jednak, jak nonszalancko Brewer wrzucił ciekawostkę o jasnowidzach i jak bezproblemowo nazwał się częścią tej społeczności. Był dumny z kumpla, że robił takie postępy. -Jak Ci idzie ten eliksir na te wizje? Przestałeś zdawać raport i zacząłem się martwić. - Przypomniał sobie o dość ważnym temacie, w który poniekąd był zaangażowany. Liczył na dobre wieści na jakimkolwiek polu, bo na ten moment nie miał zbyt optymistycznego podejścia, a to, co miał zaraz usłyszeć, też nie zapowiadało się specjalnie szczęśliwie. Słuchał z uwagą całej tej historii i aż nie mógł uwierzyć, że oprócz wszystkich oficjalnych problemów, dzieją się jeszcze takie zjebane rzeczy pod ich nosem. Już naprawdę nie potrzebował więcej dowodów na to, że Ministerstwo Magii było tylko ozdobą, a nie faktycznie działającą instytucją. -Miękkie serce ma ten Twój Wei, ale w końcu zobaczył, że świat wcale nie jest taki przyjemny. Trochę szkoda, że musiał dostać po dupie aż tak mocno i że jeszcze rykoszetem oberwał wasz związek. - Podsumował krótko. Nie dziwił się wcale, że w tak zgranej ekipie odnaleźli zdrajcę i nawet w pewien sposób podziwiał typa, że był w stanie tak bezproblemowo zamydlić wszystkim oczy. Zatrzymał jednak te przemyślenia dla siebie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Należało mieć nadzieję, że nie będą musieli w najbliższym czasie rzucać wszystkiego, by faktycznie ruszyć sobie z pomocą, ale życie było tylko życiem i uwielbiało robić wszystko dokładnie na odwrót od tego, czego się od niego oczekiwało. Dlatego właśnie znajdowali się w tym miejscu, dlatego obaj znowu taplali się w problemach, jakie były o wiele gorsze od wszystkiego, co do tej pory ich spotkało, a przynajmniej tak można było podejrzewać. Zaproszenie na kolację w rezydencji Whitelightów nie było miłe i ciążyło uzdrowicielowi, tym bardziej że doskonale widział, co się zaczęło dookoła niego dziać, jednak nie chciał na razie wciągać w to Solberga. Musiał sam stawić czoła swoim wujom i stryjecznemu dziadkowi, który tak ciepło wyrażał się o własnej siostrze, mając ją w absolutnej pogardzie, nawet nie mając ochoty o niej wspominać, widząc ją w nim tak wyraźnie, że Max był pewien, że to jeszcze się na nim odbije. - Myślałem, że skorzystasz, żeby przypomnieć mu, gdzie jego miejsce – przyznał, zerkając kątem oka na imiennika, zastanawiając się, czy ten nabrał ogłady, czy zwyczajnie chodziło o to, że nie miał najmniejszej ochoty wylecieć ze studiów, że zamierzał je skończyć i wtedy dopiero móc pokazać Hogwartowi, co o nim myślał. Obaj się zmieniali, nie zawsze w dobrą stronę, nie zawsze dokładnie tak, jak tego chcieli, ale nie byli tacy sami, jak cztery lata wcześniej, to było doskonale widać, ukazując złożoność ich skrzywionych charakterów. – Czasami masz przeczucie, kiedy to nastąpi, widać Wang go nie miała i założyła, że zwyczajnie będzie każdego dnia czekać z popcornem, zastanawiając się, kto ostatecznie nie wytrzyma – mruknął, nim zmarszczył lekko brwi, przeklął pod nosem, a potem uśmiechnął się krzywo. – Przez ten cały burdel, nie powiedziałem ci, że go skończyłem. Działa, można używać go przy pomocy twojej bransolety i wygląda na to, że faktycznie stabilizuje ciało podczas wizji i same wizje, trochę to pochrzanione, ale wygląda na to, że to już jakiś sukces – stwierdził, nim przeszli do zdecydowanie nieprzyjemnego tematu. Nie lubił do tego wracać, a jednocześnie nie chciał od tego uciekać, czując, że balansował na jakichś cienkich liniach, że to również go zmieniało i nie ulegało wątpliwości, że faktycznie wkrótce osiągnie pewnie to, czego szukał całe życie, nawet jeśli za jasną cholerę nie miał pojęcia, czym to coś miało być. Skrzywił się na uwagę Solberga, a potem pokiwał głową, wyraźnie się z nim zgadzając. - Wiedziałem, że w końcu tak się to skończy, że albo ja nie wytrzymam i sam go opieprzę, albo wlezie w sam środek gówna. Teraz przynajmniej wie, że świat nie jest taki dobry, jak mu się wydawało – przyznał nieco gorzko, ale jednocześnie w jego tonie dało się wyczuć stanowczość i zadowolenie.
______________________
Never love
a wild thing
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Los widocznie nie pozwalał im odpocząć od wszelkich problemów, raz za razem zrzucając na ich barki tematy cięższe niż osoby w ich wieku powinny dźwigać. Wiele już przeszli, a jednak wyglądało na to, że świat nie był nasycony ich cierpieniem i co rusz testował ich na nowe sposoby. W pewien sposób na pewno pozwalało im to zrozumieć siebie nawzajem i nie bez powodu Max ufał akurat Brewerowi w kwestiach uzdrowicielskich. -Szczerze to nawet mi się nie chce. - Westchnął ciężej, bo przepychanki z O'Malleyem aktualnie nie leżały w sferze jego zainteresowań, co nie oznaczało, że miał zamiar wstrzymywać się, gdy nauczyciel go prowokował i zdecydowanie nie zamierzał się mu w żaden sposób uginać. Jego podejście do studiów było gorzkie, bo szkoła po raz kolejny go zawodziła i to po całości, ale skoro już podjął tę rękawicę, nie zamierzał tak po prostu się poddawać. -Myślę, że to będzie inicjatywa zbiorowa w jego przypadku. - Mruknął, uśmiechając się pod nosem. W jego głowie już pojawiła się wizja tłumu lecącego na eliksirowara z pochodniami, by ostatecznie wywiesić go na sowiarni, jak dość ponure trofeum. Zaraz jednak naprawdę się rozpromienił, gdy usłyszał o sukcesie imiennika z jego eliksirem. -Teraz to czuję się obrażony, że mi tego nie powiedziałeś! Gratulacje stary, serio! Gdybym mógł, to bym go przetestował, ale obawiam się, że nie odczuję żadnych efektów. Czyli co, życie Ci choć trochę teraz się osłodziło? - Najchętniej poznałby każdy szczegół, gdyby tylko Brewer chciał się nim ze ślizgonem podzielić. Zaczęli rozmawiać o Weiu i wydawało się, że tam też uzdrowiciel nie miał lekko. Max cieszył się jednak, że mimo problemów wydawało się, że ich relacja trzymała się dobrze i życzył im szczerze jak najlepiej. -Miejmy nadzieję, że to wystarczy i już nie będzie podobnych niespodzianek. Ma niebezpiczny zawód, powinien mieć głowę na karku. - Podsumował krótko. Rozumiał po części, z czym borykał się jego imiennik. Paco też niespecjalnie wszedł w bezpieczną branżę i Max często zastanawiał się, czy jeszcze partnera zobaczy, gdy ten akurat załatwiał jakieś brudniejsze biznesy. Morales jednak nie był naiwny i nie szukał w ludziach dobra tak, jak robił to Wei, choć ciężko było powiedzieć, czy któreś z tych podejść gwarantowało więcej bezpieczeństwa.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Życie nie było dla nich najmilsze na świecie, by nie powiedzieć, że traktowało ich nieustannie z buta, atakując podstępnie i próbując wyrządzić krzywdę, z jaką nie byliby w stanie sobie poradzić, jakiej nie byliby w stanie pokonać. Max nie wiedział, czy to zmierzało w jakąś konkretną stronę, czy prowadziło do czegoś, na czym powinni się skupić, czy dawało im coś, o czym mogli pamiętać, czy to wszystko było jedynie bezsensowną wędrówką, na jakiej będą się nadal potykali i walczyli z każdym drobnym kamykiem, jakby to miał być koniec świata. To było możliwe, niestety nie byli stworzeni do tego, by mieć wszystko, czego chcieli, a przynajmniej wszystko na to wskazywało, pchając ich nieustannie naprzód, choć nie było do końca wiadomo, dokąd właściwie zmierzali i co miało tam na nich czekać. - Jak możesz mieć na niego wysrane, to się nim w ogóle nie przejmuj – mruknął, bo właściwie nie było powodu, dla którego jego imiennik miałby się aż tak zapadać w sobie z powodu O’Malleya, chociaż oczywiście mógłby być promotorem jego dyplomu. Uzdrowiciel wątpił jednak szczerze w to, że ten by tego chciał, bo brzmiało to, jak coś, co całkowicie nie wchodziło w rachubę i miał tego pełną świadomość. Więc wychodził z założenia, że stary dziad i tak wkrótce się znudzi i zdechnie pod wpływem własnej toksyny. - Tobie chyba jedynie skopałby łeb – parsknął na uwagę Solberga. – Wizje są wyraźniejsze, jestem w stanie zapamiętać to, co widziałem, przynajmniej przez jakąś chwilę, a poza tym nie rzygam jak kot po kątach. Pewnie, jak będę więcej i dłużej ćwiczyć, pójdzie mi to wszystko jeszcze lepiej, ale na razie to początek, więc i tak wyszło nieźle. Zastanawiam się, czy byłbym w stanie jakoś go jeszcze ulepszyć, ale raczej muszę ulepszyć samego siebie – przyznał, uśmiechając się po swojemu, krzywo, bo wiedział, jak to zabrzmiało. Miał jednak już świadomość, że jak nic nie zrobi ze swoim darem, jeśli nie znajdzie porozumienia z przyszłością, to dosłownie wszystko wyleci w powietrze. Był prawie pewien, że karty tarota rozmawiały z nim na poziomie, jakiego nie znał wcześniej i był skłonny się im poddać, wierząc w to, że w końcu uda mu się sięgnąć po coś, co miało sens. - Pewnie nie da się uniknąć takich sytuacji, ale naprawdę mam nadzieję, że to nauczyło go, że ludzie są w większości skończonymi zasrańcami – stwierdził, a jego mina stała się jeszcze bardziej krzywa, gdy ponownie pomyślał o tym wszystkim, o ich rozmowach, o tym, jak Wei zachowywał się, gdy wrócił do domu po usłyszeniu tej wyniszczającej wiadomości. Wierzył w to, że ten naprawdę pozbiera się w całość, ale wiadomo było, że to nie było aż takie łatwe. – Ależ miła pogawędka nam wyszła.