Wiosną i latem trawy w okolicy Zakazanego Lasu potrafią sięgać aż do kolan. Miejsce odwiedzane jest przez zapalonych zielarzy, bowiem okolica obfituje w ciekawe zioła. Poza tym nieczęsto ludzie tu przychodzą z prostej przyczyny - wśród traw królują szkodniki.
Uwaga. Jeśli używasz tu czarów bądź Twoja różdżka jest gdzieś w widocznym miejscu, istnieje ryzyko, że do Twojej przekradną się do niej okoliczne chropianki. Rzuć wówczas kostką, by dowiedzieć się czy uszkodzą Ci rdzeń. Parzysta - nadgryzły nieco drewno Twojej różdżki i prawie dostały się do rdzenia. Różdżka wymaga drobnej naprawy u twórcy różdżek. Nieparzysta - na szczęście w porę je dostrzegłeś i mogłeś się ich pozbyć.
Nowy rzut k100:84 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka:Depulso, Zlep Przerzuty: 0/0
Następna tura i znowu marznący tyłek. Popatrzyłem na prowadzącego z zainteresowaniem, zastanawiając się, czy dorzucił pieńkom tą przepiękną cechę nie dlatego, żeby nam było miło i przyjemnie, a żebyśmy jeszcze bardziej zaciekle o nie walczyli. Było to coś, czego mogłem się spodziewać po naszym dawnym opiekunie. Westchnąłem, przygotowując różdżkę, by zaraz po wystrzeleniu flary rozpocząć kolejną gonitwę. Ominąłem pobliskie pieńki, biegnąc w kierunku drzewa. Zamachnąłem się i użyłem depulso na pieńku numer 2, posyłając go w stronę drzewa, by następnie przy pomocy zaklęcia zlep go do niego przykleić. Nieco dysząc, dopadłem siedzisko swoim tyłkiem, mrucząc zadowolony z ponownej możliwości grzania czterech liter.
Nowy rzut k100:56 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: Accio Przerzuty: 0/1
Jin z każdą kolejną chwilą coraz to bardziej się stresował. Nie chciał przegrać. Nawet sobie tego nie wyobrażał. Nie chciał stawiać siebie w sytuacji tego gorszego. Gdy tylko kolejna runda rozpoczęła się, brunet od razu ruszył po swój pieniek praktycznie bez zastanowienia, ponownie użył swojego ukochanego Accio aby przywołać do siebie pieniek znajdujący się dość niedaleko, gdyż już parę... A może paręnaście metrów od niego. A tak dokładniej, za swój cel obrał pieniek będący zaraz przy głazie. Jin aż dziwił się, że usadzenie się na pieńku będzie takie łatwe. Bynajmniej na dobry moment było, to najważniejsze.
Nowy rzut k100:84 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: Wingardium Leviosa, Zlep Przerzuty: 1/1
Druga runda nie była już tak przyjemna jak pierwsza i to od samego startu. Pojawiło się zagrożenie odpadnięciem z gry i możliwość zabierania sobie pieńków spod tyłka, co tylko wzmogło rywalizację. Tutaj naprawdę mogło dojść do rozpadów przyjaźni lub nawet rękoczynów. Obrała sobie za cel jakiś pieniek znajdujący się stosunkowo niedaleko i ruszyła w jego kierunku, jeszcze w drodze rzucając Accio. Jakież było jej zdziwienie, gdy nie zadziałało! Poczuła ogarniającą ją falę gorąca, zupełnie jakby ktoś dychał jej w kark i pospieszał. Presja czasu, jakże tego nienawidziła. Musiała się jednak spiąć, jeśli nie chciała, żeby ktoś jej zabrał ten pieniek. To był jej kawałek drewna. Podbiegła do kłody, na której się znajdował i dzięki Wingardium Leviosa ściągnęła go w dół, na ziemię, bo nie zamierzała ryzykować skręcenia karku. Dla jeszcze lepszej stabilizacji użyła Zlepa, a tak już na wszelki wypadek, gdyby ktoś się pokusił i spróbował jej go odebrać, rzuciła na teren przy kłodzie Muffliato. I w końcu zasiadła na swoim kawałku drewna.
Nowy rzut k100:49 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: locomotor Przerzuty: 0/0
Rywalizacja z pewnością stawała się coraz bardziej zaciekła i trzeba było jakiś specjalnych umiejętności do tego, aby finalnie zatrzymać dla siebie pieniek. Szkoda tylko, że Park nie był urodzonym zaklęciarzem i jemu podobne rzeczy przychodziły z większym trudem niż pewnie sporej grupie osób, które już się zgromadziły na lekcji. Kiedy tylko kolejna flara pomknęła w górę, Andrew rozejrzał się wokół za jakimś sensownym kawałkiem drewna, który mógłby dla siebie zgarnąć. Niestety jednak, ale chyba nie było pieńka, który nie wzbudziłby zainteresowania jedynie jego samego. Chyba naprawdę nie było opcji, aby uniknął walki. Musiał jedynie obrać odpowiedni moment do tego, aby przypuścić swój atak i rzucić szybki locomotor najeden z pieńków akurat w momencie, gdy ktoś inny już potencjalnie zgarnął go dla siebie i miał na nim siadać. Cóż, chyba jednak nie szło mu tak źle i mógł liczyć na awans do dalszej rudny w tym tempie. O ile oczywiście nikt nie wykradnie mu w tym czasie kawałka drewna spod tyłka. Teraz mógł się chyba jedynie o to modlić i czekać na zakończenie rundy.
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Nowy rzut k100:62 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: accio Przerzuty: 0
Nie mam pojęcia jakim cudem nie odpadłem na samym początku, biorąc pod uwagę zarówno moje umiejętności, jak i poziom zaangażowania. Inni ludzie rzucają jakieś super kreatywne rzeczy, a ja zostaję przy starym, dobrym i sprawdzonym accio. Skoro coś działa, to po co miałbym to zmieniać? Wcześniej poszło bardzo łatwo, bo udało mi się dopaść najbliższy pieniek zanim zrobił to ktokolwiek inny... ale tym razem skoro straciłem ten, po który zamierzałem sięgnąć, muszę znaleźć w sobie pokłady chęci do rywalizacji i zabrać pieniek wprost spod dupska Marleny.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Nowy rzut k100:53 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: accio Przerzuty: 3/3
Zabawa trwała w najlepsze, ale im dłużej użerali się z tymi pieńkami tym bardziej była znudzona. Może jeszcze na początku chciało jej się podpierdalać innym drewno spod dupy, teraz jednak po prostu obserwowała otoczenie uważnie, a kiedy dostrzegła pieniek, na którym jeszcze nikt nie siedział, przywołała go zgrabnym accio, nie czując potrzeby rzucania nie wiadomo jak zaawansowanych inkantacji. Zanim na nim usiadła, wycelowała w niego różdżkę, czyniąc go niewidzialnym za pomocą abdico visus, a następnie rzuciła na siebie zaklęcie kameleona, tym samym zabezpieczając się przed nadgorliwym uczestnikiem, który miał w planach odebranie jej tego, co tak sprytnie zdobyła.
Nowy rzut k100:52 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: expecto patronum Przerzuty: 6/6
Zwycięskiego składu się nie zmienia, tak jak nie zmienia się zwycięskiej taktyki. Skoro miotła i jej prędkość dawały jej przewagę względem reszty i umożliwiały dotarcie wszędzie, łącznie ze środkiem stawu, to głupotą byłoby z tego rezygnować. A Brooks głupia nie była i dlatego przez tyle lat z dumą nosiła na piersi emblemat z orłem. Kiedy flara wystrzeliła w niebo, ponownie wsiadła na ukochany kawałek miotły, wzniosła się na bezpieczną wysokość i analizowała ruchy innych. Co prawda łatwiej byłoby wydrzeć rurę do przodu i się nie przejmować, ale gdzie tu jakakolwiek frajda? No i to była lekcja zaklęć, więc wypadałoby coś rzucić. A więc rzuciła - zaklęcie patronusa. Błękitna poświata uformowała się w kształt groźnego odyńca, który ruszył wściekle w kierunku @Mulan Huang. Krzywdy jej zrobić oczywiście nie mógł (o ile nie była dementorem!), ale mógł ją na moment rozkojarzyć. A to jej w zupełności wystarczyło i wkrótce jej stopy dotknęły jednego z pieńków.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Nowy rzut k100:21 ;-; Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: Po kolei: FALSIS - żeby stworzyć kilka kopii ARCANUM ADSCRIBO - na pieńku z zaklętym FLIPENDO, żeby ten, kto go spróbuje dotknąć, został odepchnięty ZLEP - żeby usiąść i już nikt nie mógł zrzucić Przerzuty: 0/0
Zauważyła z daleka wolny pieniek i, robiąc to, co na rozgrzewce, wyczarowała kilka FALSIS wokół niego, żeby każdy, kto chciałby go zgarnąć, musiał się najpierw nagłowić, który jest prawdziwy. Ruszyła biegiem do pieńka, lawirując między innymi ścigającymi za pieńkami osobami. Miała jeszcze kawałek do zauważonego pieńka, więc rzuciła na niego ARCANUM ADSCRIBO, zapieczętowując w nim FLIPENDO, żeby odepchnął od siebie każdą osobę, która spróbuje go zebrać. Całe szczęście, że to zrobiła, bo gdy @Scarlett Norwood dobiegła do niego pierwsza i spróbowała go dotchnąć, pieniek ją odrzucił. A to dało czas Seaverowej dosłownie wślizgnąć się na niego i użyć ZLEP. - Powodzenia z następnym – wyszczerzyła się do Puchonki, samej rozsiadając się wygodnie.
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
Nowy rzut k100:51 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: w kolejności: SONUS ANIMALIS, żeby zrobić małe show; DEPULSO, żeby odsunąć od Miny; CUPLA CHORDA, zarzucam lasso; LOCOMOTOR, niech po linie przysunie się do mnie. Przerzuty: 2/3
Flara buch, nogi w ruch. Myślał, że szybciej odpadnie, albo że ktoś zdąży zabrać mu pieniek, zanim na nim zasiądzie, a tu proszę. Teraz znowu musiał zabrać komuś siedzącą kłodę i był święcie przekonany, że gdzieś mignął mu czyiś patronus, ale to nie było teraz ważne. Wypatrzył sobie ładny pieniek wśród krzaków; szybko rzucił w tamtym kierunku sonus animalis, co by przestraszyć potencjalnego zabieracza; użył jeszcze depulso, żeby go przesunąć, a na koniec cupla chorda, żeby zarzucić na pieniek lasso, podsumowując to prostym locomotor, a żeby miejsce do siedzenia było już przy nim. Usiadł i popatrzył po reszcie uczestników z nadzieją, że nie będzie jakąś następną, pieńkową ofiarą.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Nowy rzut k100:99 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: finite, carpe retractum i zlep Przerzuty: 6/6
Nowa kolejka oznaczała o wiele większe wyzwania jeśli chodziło o przechwytywanie pieńków, których robiło się coraz mniej. Z pewnością parę osób odpadnie w przeciągu najbliższej rundy. Sama musiała skupić się na tym, aby podkraść pieniek, który należał do innego uczestnika zabawy. Pierwszym zaklęciem, którego użyła było finite, aby zakończyć działanie rzuconego prze inną osobę zaklęcia. Później przyciągnęła go do siebie za pomocą carpe retractum i postanowiła jeszcze przeczepić się do niego zlepem, gdy tylko na nim przysiadła. To powinno wystarczyć, aby była w stanie odnieść zwycięstwo w tej rundzie.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Nowy rzut k100:79 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: locomotor Przerzuty: 3/3
Z każdą chwilą robiło się coraz trudniej i temu akurat chyba nikt nie mógł zaprzeczyć. Prawdopodobnie po części było to spowodowane tym, że ludzie nieco bardziej byli rozochoceni i mieli coraz to nowsze pomysły na to jak to by ładnie podpierdolić kolejny pieniek. Mulan jednak wciąż starała się pozostawać przy rozwiązaniach raczej prostych i sprawdzonych niż nakurwiać dzikie combosy w nadziei na to, że na coś się to zda. Dlatego też postanowiła skorzystać z całkiem prostego i powszechnego locomotora, aby zdobyć pieniek, na który prawdopodobnie ktoś inny miał chrapkę. No, ale to już trudno prawo dżungli wyglądało tak, że to właśnie ten silniejszy i przebieglejszy wygrywał. Oby tylko jak najdłużej pozostała w obiegu.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Nowy rzut k100:44 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: Depulso Przerzuty: 2/2
Carly aż sarknęła, kiedy Harmony tak bezczelnie postanowiła zwinąć jej pieniek sprzed nosa, a potem ruszyła w dalszą drogę, starając się zlokalizować kawałek drewna, który okazałby się na tyle użyteczny, żeby faktycznie móc na nim usiąść. Wypatrzywszy taki uśmiechnęła się z zadowoleniem, a widząc zmierzającą do niego inną dziewczynę, sarknęła, uznając, że nie z nią te numery. Nic zatem dziwnego, że pobiegła przed siebie, rzucając wściekłe depulso, odpychając tym samym pieniek jeszcze dalej, być może zyskując czas z uwagi na zastosowanie pierwszorzędnego wyprowadzenia przeciwnika w pole. Zaraz później wskoczyła na pieniek, rzucając się na niego, jak pomylona i bardziej na nim zawisła, niż zasiadła, wyglądało jednak na to, że była królową balu na tym dansingu i mogła sobie, przynajmniej chwilowo, pogratulować wygranej.
3xK6:9 K6 na odbicie:2 Nowy rzut k100:69 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: Accio Przerzuty: 7/7
Prawdę mówiąc, chaos, jaki dookoła niej panował, ani trochę jej się nie podobał. Nie była do czegoś podobnego przyzwyczajona i było to widać właściwie na każdym jej kroku. Inaczej zapewne wyglądałoby to, gdyby miała reagować na zaklęcia rzucane przez pozostałych uczestników lekcji w jej kierunku. Obrona była czymś innym, niż tą walką o pieńki, która z wielu powodów była dla Victorii po prostu niepojęta. Pewnie dlatego dość bezmyślnie rzuciła accio w stronę jednego z pieńków, ale tak jak nie spodziewała się wielkiego sukcesu, tak faktycznie została obdarzona porażką. Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się, co zatem powinna zrobić w tej chwili, skoro dookoła niej wszyscy zdawali się niemalże walczyć o życie, zachowując się, jakby nic innego w ogóle się nie liczyło albo ona odnosiła takie wrażenie. Najwyraźniej faktycznie nie została stworzona do podobnych gier, a jej pozycja szukającej była jak najwłaściwsza.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
3xK6:7 K6 na odbicie: 3 Nowy rzut k100: 33 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: depulso Przerzuty: 0/0
Coś jej podpowiadało, że mógł być to koniec jej przygody z zaklęciową zabawą, co jakoś szczególnie jej nie zdziwiło, biorąc pod uwagę, że nie była najbardziej doświadczona w tej dziedzinie, a dodatkowo raczej brakowało jej potrzebnego ducha rywalizacji, aby móc wyrywać sobie wzajemnie pieńki. Takie rzeczy zdecydowanie nie były dla niej. Nic zatem dziwnego, że w momencie, gdy ktoś inny zgarnął jej pieniek sprzed nosa to nawet nie kwapiła się jakoś szczególnie do tego, aby odbić kolejny z rąk innego ucznia. Po prostu rzuciła pierwsze zaklęcie jakie przyszło jej do głowy, ale nie przyniosło to większego efektu. Cóż, to chyba byłoby na tyle.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
3xK6:6 - zabieram pieniek @Augustine Edgcumbe, który nie odpisał w tym etapie K6 na odbicie: 6! Nowy rzut k100: 19 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: Avis, Locomotor Przerzuty: 2/2
No i stało się - była na zagrożonej pozycji. Nie żeby jakoś specjalnie była zaskoczona tym faktem, bo coś tak czuła, że prędzej czy później się to stanie, ale wolała raczej to "później". Nie zamierzała już odpadać, było na to za wcześnie. Wkręciła się w te całe pieńki, a wyglądało na to, że prawdziwa zabawa zaczynała właśnie teraz. Czuła się niemal jak na jakimś weselu, z tym wyjątkiem, że tu musieli się bardziej przemieszczać niż tylko po kole. Mocniej zacisnęła palce wokół swojej różdżki i w końcu wypatrzyła swoją ofiarę. Żeby dodatkowo zwiększyć swoje szanse, użyła Avis - może nie było to najbardziej wyszukane zaklęcie, ale mogło spowolnić jej rywala. Chociaż biegła w stronę pieńka, to nie chciała ryzykować, że nie zdąży, dlatego zaraz też rzuciła Locomotor i przetransportowała go bliżej siebie, właściwie prawie pod swoje nogi. Ledwo co przez to wyhamowała, ale jakoś jej się udało i już po chwili siedziała, próbując uspokoić oddech po tej walce.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
3xK6:10 K6 na odbicie:3 Nowy rzut k100:15 Użyte zaklęcie/a do zgarnięcia pieńka: Locomotor Przerzuty: 2/2
Prawdę mówiąc, to Maxa o wiele bardziej bawiło obserwowanie tego, co się dookoła niego działo, niż jakieś walki o pieńki. W to był beznadziejny, żeby nie powiedzieć, że chujowy, i z całą pewnością nic nie mogło tego zmienić. Zajmował się zupełnie inną dziedziną magii, miał więc świadomość, że nigdy nie zostanie niesamowitym zaklęciarzem i właściwie mu to nie przeszkadzało. Bez większego przekonania spróbował więc rzucić locomotor na jeden z pieńków, który dostrzegł, ale Marla była zdecydowanie szybsza, radziła sobie o wiele lepiej z zadaniem i nie było szans na to, żeby ją pokonał. Nie przeszkadzało mu to, tak samo, jak to, że został właściwie sam na polu bitwy, wyraźnie dokładnie tak miało być i nie czuł najmniejszej nawet potrzeby, żeby to zmieniać.
Przyszedł wrzesień, cała okolica zdaje się pachnieć tak pięknie, że trudno jest ci powstrzymać się przed debatowaniem z samym sobą, czy to naprawdę dobry moment na dyżur. Nie możesz jednak nic poradzić na to, że masz swoje obowiązki i choćbyś bardzo chciał odpocząć, nie możesz ich porzucić. Dlatego też dzielnie kierujesz się w stronę zamku.
I wtedy właśnie zauważasz kilkoro uczniów, którzy zdecydowanie wyglądają, jakby coś kombinowali. Przyglądasz się im i w miarę upływającego czasu nie masz już wątpliwości, że zmierzają wprost do Zakazanego Lasu. Najwyraźniej cię nie zauważyli, a może postanowili cię zignorować, wierząc w to, że i tak są bezpieczni. Dasz im przekroczyć linię drzew, czy może zareagujesz jeszcze zanim postawią stopę po zakazanej stronie błoni?
Panienka Anna Luna Brandon była w swoim żywiole. Jako dostojna dama i arystokratka z całkowicie zasłużoną odznaką prefekta postanowiła z niezachwianą stanowczością pełnić swe obowiązki najlepiej, jak tylko się dało. Patrolowała szkolne korytarze, przechadzała się też po błoniach i właśnie w trakcie jednego z takich kontrolnych spacerów dostrzegła kilka podejrzanych indywiduów bliżej nieokreślonej płci. - Barrera. - powiedziała krótko i stanowczo, wyczarowując gęstą barierę z pyłu między uczniakami a zakazanym lasem. Uważała, że wyświadcza im przysługę, nie dając im możliwości złamania prawa. Bariera może i była krótkotrwała, a już na pewno nie mogła realnie powstrzymać zgrai, ale przynajmniej zwróciła uwagę towarzystwa na swą dostojną osobę. - Szalenie mi miło widzieć was w nowym roku szkolnym w Hogwarcie! Jeśli mnie nie znacie, jestem Anna Luna Brandon, prefekt Hufflepuffu. Całe szczęście, że spotykamy się dostatecznie wcześnie, bym mogła przypomnieć wam, że wchodzenie do Zakazanego Lasu jest, jak sama nazwa wskazuje, zakazane. Uśmiechnęła się do nich pogodnie, jednak jej sylwetka była dumnie wyprostowana i pełna niewymuszonej elegancji. Brandonówna żyła po to, by roztaczać nad innymi aurę opieki i autorytetu. - Początek roku to dobry moment, by nie robić nic głupiego, prawda? Całe szczęście, że nie widziałam żadnego z was wchodzącego do lasu. Niestety jesteście niepokojąco blisko granicy, dlatego NALEGAM byście zachowali stosowny odstęp. No i proszę, pierwszy dobry uczynek jako prefekta wykonany. Czyż nie była wprost idealną osobą na to stanowisko? Z uśmiechem, ale i stanowczością zaprosiła towarzystwo, żeby ruszyli razem z nią do zamku, po drodze rozgadując się na temat tego ile fascynujących zajęć jest w samym zamku i ile można w nim robić ciekawych rzeczy. - Ale oczywiście to nie oznacza, że nie możecie wychodzić na błonia. - dodała po swojej tyradzie. - To ważne, by spędzać czas na świeżym powietrzu. A jeśli chcecie odwiedzić Zakazany Las, to serdecznie polecam chodzenie na zajecia opieki nad magicznymi stworzeniami. W zeszłym roku profesor Atlas Rosa zabrał grupę chętnych do lasu! To było coś niezwykłego, gwarantuję. I nikt wam za to nie odejmie punktów, ani nie wlepi szlabanu. Ba, nawet będziecie tam mile widziani! Profesor Rosa jest bardzo oddany uczniom i nauczaniu, w dodatku prowadzi lekcje z takim zaangażowaniem i z takim uśmiechem! Aneczka się aż rozmarzyła. Chwilę myślała o tym, jak się zmieni jej życie, kiedy nareszcie się zaręczą! Jeszcze rok, zaledwie i aż rok trwania w swojej roli i udawania niewiedzy. Przecież nie mogli ich nakryć, choć oczywiście ani Aneczka, ani Atlas nie zgrzeszyli nawet myślą o czymś niestosownym. Anna Brandon. Anna Rosa! Anna Luna Rosa, czyż to nie brzmiało olśniewająco?! Po chwili zorientowała się, że odpłynęła, dlatego szybko wzięła się w garść i przywróciła się do należytego porządku. Musiała grać swoją rolę i musiała sumiennie wypełniać swoje obowiązki jako szanowanej pani prefekt. Kiedy odstawiła młodzież do zamku, zebrała jeszcze ich nazwiska i domy tak na wszelki wypadek, a potem odesłała ich do swoich zajęć z jeszcze jednym upomnieniem, by nie wchodzili do zamku. Et voila! Kolejny dzień uratowany! TZ
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
To miał być kolejny spokojny dzień spędzony na spacerowaniu po błoniach Hogwartu. Nic nie miało zakłócić jej odpoczynku. Po prostu czysty relaks między zajęciami, oddalenie się od największych grup uczniów. Nigdy nie przepadała zbytnio za tłumami, a jako prefektka miała teraz chociaż jakąś wymówkę dlaczego tak często kręciła się w tych mniej uczęszczanych miejscach, gdzie studenci mogliby bezkarnie łamać regulamin. W zasadzie sama zastanawiała się nad tym czy nie zrobić szybkiego wypadu do Zakazanego Lasu, a przynajmniej na jego obrzeża, aby zebrać część z dziko rosnących tam roślin, ale jak zwykle jej misterny plan musiał runąć niczym domek z kart. Oto w jednej z jej ulubionych miejscówek znalazło się kilkoro uczniów, którzy najwyraźniej też postanowili udać się na zakazaną wycieczkę. Westchnęła ciężko, wiedząc, co to niestety dla niej oznaczało. Powolnym krokiem podeszła do nieznajomych, którzy zdawali się jej albo nie zauważyć albo ignorować, sądząc, że zapewne nie jest nikim ważnym. Niestety, ale tym razem nieco się pomylili. W zasadzie chętnie nie przerywałaby im całej tej akcji, a nawet do niej dołączyła jeśli faktycznie chcieliby się udać na zbieranie jagódek czy grzybów rosnących w lesie, ale rzeczywistość sama zweryfikowała te zamiary. - Hej. Co robicie? - spytała, podchodząc do grupki, która nie spodziewała się najwyraźniej jakiejkolwiek interwencji. Widziała to jak część z nich wyraźnie drgnęła na brzmienie jej głosu chociaż nie przybrała jakiegoś szczególnego tonu. Miała też wrażenie, że jeden z chłopaków chciał jej odpowiedzieć jakąś kąśliwą uwagą, zapewne czymś w rodzaju historyjki o wężu, którą raczyli się nieraz członkowie rodu Hawthorne'ów, ale natychmiast zrezygnował z tego zamiaru i zamknął usta, gdy tylko dostrzegł przypiętą do jej szaty odznakę prefekta. Nie usłyszała dokładnie, co takiego cwaniaczki wymruczeli pod nosem, ale ostatecznie wycofali się i odeszli od linii Zakazanego Lasu i ciągnąc zamiast tego w kierunku zamku. Wyglądało na to, że chyba zapobiegła właśnie złamaniu regulaminu. Przez chwilę wpatrywała się jeszcze w rosnące w pobliżu drzewa, kontemplując czy może sama nie powinna tam wejść, ale finalnie odpuściła i ruszyła w swoją stronę.
z|t
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Spotkanie ze smokiem:tak Powiadamianie Ministerstwa Magii:5
To miała być zwykła wyprawa zbieracka - potrzebowałam pozbierać rośliny, przeznaczone na składniki do eliksirów. Powolutku zbliżała się zima, a podczas niej ciężko byłoby cokolwiek znaleźć poza tym, co hodowało się samemu. Ciągłe chodzenie do sklepu również mi się zbytnio nie uśmiechało, a za ewentualne braki mogłabym winić swoje lenistwo. Pamiętając o szkodnikach buszujących w trawie, zostawiłam różdżkę w dormitorium. Było to nieco ryzykowne, bo zostawałam bez magii w przypadku osaczenia przez Irytka, ale lepsze to, niż konieczność latania z patykiem do naprawy. Zamiast niej zabrałam mały nożyk i zwykłe mugolskie nożyczki, do tego koszyk i kapelusz, żeby osłaniać oczy przed promieniami słońca. Prażyło ono dzisiaj bez oznak miłosierdzia, przypominając wszystkim, że wciąż jest astrologiczne lato. Nie miałam zamiaru z tego powodu narzekać, bo znając życie już za miesiąc trzeba będzie odkurzyć swetry i płaszcze, jak przyjdzie nagła fala ochłodzenia i ciągłe deszcze. Po dotarciu na miejsce, zaczęłam przeglądać teren w poszukiwaniu mięty pieprzowej. Zdecydowałam się akurat na nią, ze względu na chęć uwarzenia eliksiru pieprzowego w niedalekim czasie. Zbliżał się okres przeziębień, więc wolałam mieć coś pod ręką, bez potrzeby latania do obleganej przez uczniów pielęgniarki. Jej charakterystyczne listki, jajowate o ząbkowanych brzegach, nie powinny były być trudne do dostrzeżenia, nawet pośród panującego dookoła buszu. Dodatkowo zapach mentolu, unoszący się w powietrzu, był swego rodzaju kompasem naprowadzającym mnie na kępki rośliny. Starałam omijać się wyższa trawę, w której i tak pewno nic bym nie znalazła, za wyjątkiem atakujących mnie robali i ukrytych kałuż. Na odnalezienie pierwszej kępki potrzebowałam paru minut. Ścięłam miętę od góry, zbierając zarówno pędy i liście, pamiętając by nie uszkodzić dolnej części. Wolałam, żeby mogła ponownie wzrosnąć i być wykorzystana przeze mnie w przyszłości, albo i przez kogoś innego. Ruszyłam dalej, szukając kolejnej kępki, wciąż mając za mało niż na jedną porcję do eliksiru. Rosła ona tutaj dość pospolicie, przez co moje zadanie nie było jakieś wymagające. Zebrawszy odpowiednią ilość, pochodziłam jeszcze chwilę po okolicy podziwiając teren, i wtedy też...zobaczyłam jego. Małego smoka leżącego sobie pośród traw, ze ślepiami wpatrzonymi we mnie. W swoim całym, co prawda krótkim, życiu, nie byłam tak bardzo w dupie, jak teraz. Stałam naprzeciwko dzikiego zwierzęcia bez żadnej możliwości do walki, w dużej odległości od innego człowieka. Poczęłam się powoli cofać, a smoczątko postąpiło za mną, wąchając powietrze. Byłam pewna, że zaraz się na mnie rzuci i zrobi sobie ze mnie obiad. Wiecie, w jednym miałam racje - rzucił się na mnie. Zrobiłam unik w panicznej próbie ucieczki, jednak nie miałam z nim żadnych szans. Ten jednak, zamiast zagłębić swoje liczne, ostre ząbki w moim ciele, począł się do mnie przymilać. Na gacie Merlina, co tu się odwala? - Yyymmm...dobry smoczek? - rzuciłam tak wielce zdziwiona, że aż zapomniałam o potrzebie ucieczki. Zwierzę trąciło mnie swoim łbem, po czym wtuliło głowę w mój tors. To było...cholera, to było urocze. Bardzo urocze. Wróciłam na tereny bliższe ludzkości z nowym towarzystwem. Dostrzegając ludzi w oddali, krzyknęłam do nich, by wezwali kogoś z Ministerstwa. Miałam wielką nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł atakować malucha za ten czas, który służby będą potrzebowały na znalezienie się w Hogwarcie. Trzeba im przyznać, postarali się. Biorąc pod uwagę barierę antyteleportacyjną dookoła zamku i fakt, że musieli tu biec z Hogsmeade, przybyli bardzo szybko. Pozostało mi jedynie pożegnać się ze smokiem, który pod żadnych pozorem nie chciał się ze mną rozstać. Wręcz płakał. Zrobiło mi się tak przykro na ten widok, że miałam wielką ochotę iść z nim, gdziekolwiek go zabierali. Niestety jedyną fizyczną pamiątką po tej przygodzie, była mięta znajdująca się w mojej torbie.
To był naprawdę piękny wrzesień. Nie spodziewałaby się, że ten miesiąc będzie ich tak rozpieszczał, zwłaszcza jeśli nadal czuło się na skórze ciepłe promyki venetiańskiego słońca i chłodną bryzę tamtejszej wody rozwiewającą włosy. Bynajmniej nie zamierzała narzekać, bardzo jej taki stan rzeczy odpowiadał, bo nie musiała z letnich sukienek wskakiwać od razu w jesienne kurtki, a poza tym nawet samo chodzenie na spacery było zwyczajnie przyjemniejsze. I tym razem miała taki zamiar - wyszła z zamku, aby po prostu się przewietrzyć, odpocząć nieco od szkolnego zgiełku, a jeśli było do tego odpowiednie miejsce, to błonia i okoliczne tereny nadawały się idealnie. Z lekkim uśmiechem błądzącym na ustach zaczęła więc iść, delektując się piękną pogodą, uspokajającym szumem trawy i... podekscytowanymi głosami? Zdezorientowana przekręciła głowę, po chwili odnajdując wzrokiem grupkę uczniów, którzy nie wyglądali normalnie. Poprawka - nie wyglądali tak, jak wyglądali ludzie, którzy nie mieli nic na sumieniu. Dość podejrzane zachowanie zwróciło jej uwagę i zapaliło lampkę w mózgu. Postanowiła, że poobserwuje ich jeszcze, oczywiście dyskretnie, dlatego znowu zaczęła powoli iść przed siebie, starając się przy tym wybrać taki kierunek, żeby nie stracić ich z zasięgu wzroku, ale jednocześnie, żeby nie poczuli się zagrożeni. Uciszania, jakie co kilka sekund dolatywały do jej uszu, tylko upewniły ją we wcześniejszych przypuszczeniach, a kiedy uczniowie zaczęli coraz bardziej zbliżać się do Zakazanego Lasu, miarka się przebrała. - Hej, czekajcie! - zawołała za nimi, może nieco głupkowato, ale nic mądrzejszego nie przyszło jej do głowy. Co miała powiedzieć, "hola hola, zatrzymać się w tej chwili, bo jak nie to pójdę po Patola"? Bez szans. Wątpiła, żeby coś podobnego w ogóle zadziałało. Raczej przyniosłoby dokładnie odwrotny skutek i chłopaczki by uciekły. Zmusiła się do niewielkiego wysiłku i podbiegła do nich, chcąc jak najszybciej znaleźć się blisko, na wypadek gdyby faktycznie mieli zamiar pobawić się w berka. - Przepraszam, ale gdzie wy się wybieracie, bo chyba nie do lasu? - zapytała z uniesioną brwią, chociaż doskonale znała odpowiedź. Gdzie indziej niby mieli iść? Ewidentnie to był ich kierunek, ale nie zamierzała pozwolić, żeby choćby czubek ich butów znalazł się na tamtym terenie. Jeszcze nie wiedziała, czy się cieszyła, że znalazła się tu właśnie w tym czasie, czy może wolałaby, żeby tak nie było. Musiała jednak zareagować i to nie tylko przez to, że nosiła odznakę prefekta. Słyszała, co się stało kilka lat temu w lesie i nie chciała, aby za jej kariery się to powtórzyło. - Daję wam dwie opcje do wyboru. Rezygnujecie ze swojej wycieczki i oddalacie się od lasu, a ja udaję, że was tu nie było, albo wzywam profesora Craine'a i on się wami zajmie, a uwierzcie mi, że jestem w stanie to zrobić, nawet nie wracając do zamku - powiedziała, mierząc ich wzrokiem. Byli młodzi, ale też nie aż tak - może jedynie z rok, dwa młodsi od niej. I tak, może trochę przesadzała z tym wezwaniem nauczyciela bez konieczności udania się do zamku, ale oni nie musieli o tym wiedzieć. - To jak będzie? - dopytała po chwili i nie musiała długo czekać na odpowiedź. Pomruczeli coś pod nosem, poburczeli, ale oddalili się od lasu. Oczywiście uprzedziła ich lojalnie, że jeśli jeszcze raz ich tu zobaczy, to wlepi im ujemne punkty i będzie to ich najmniejsze zmartwienie. Pokręciła się jeszcze kilka minut w okolicy, chcąc upewnić się, że faktycznie poszli, a następnie sama z westchnieniem powoli skierowała się do zamku.
| zt
Charlotte Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 169 cm
C. szczególne : Zawsze lekko uniesiony nosek i half-smile na twarzy, jakby wiedziała więcej od innych. Nosi się z dumą. Nierozłączna ze szpilkami, przynajmniej sześciocentymetrowymi! Maluje usta mocnymi kolorami. Aż zauważalne zmiękczenie w jej zachowaniu i noszeniu się, kiedy rozmawia z innym Brandonem.
Dyżur na świeżym powietrzu nawet ją ucieszył, wolała korzystać z ostatniej, dobrej pogody niż kurzyć się w ciemnych murach Hogwartu. To, że nie pałała do tej szkoły i jej umiejscowienia miłością nie było jakąś szczególną zagadką, biorąc pod uwagę, że każdą możliwą okazję wykorzystywała to wypomnienia, jak lepiej mieli rzeczywistość ogarniętą we Francji. Nie wspominając już o pogodzie w tym kraju, która potrafiła zapewniać inne atrakcje niż sam deszcz, na przykład ciepło i słońce. Chociaż tego dnia naprawdę nie mogła narzekać, temperatura należała już do tych chłodniejszych, ale opady zdawały się zapomnieć jeszcze na ten dzień, że już panowała jesień. Rzadki był to scenariusz, więc korzystała z niego, po prostu spacerując dookoła zamku w perfekcyjnie zadbanym mundurku z wypolerowaną na błysk plakietką i w tych swoich obcasach. Te mogły nie wydawać się najlepszym wyborem na trawę, ale Charlotte zdecydowanie należała do mistrzów poruszania się w szpilkach i żaden trawnik nie mógł jej udowodnić inaczej. Poprawiała właśnie rękawiczkę, ciesząc się ostatnimi promieniami słońca, kiedy kątem oka zauważyła coś, czego zdecydowanie widzieć nie powinna. A raczej czego wypatrzenie leżało w jej obowiązkach, ale co miejsca mieć nie mogło – jak widać tylko według regulaminu, a nie uczniów. Doprawdy, co ostatnio było z nimi wszystkimi, że tak upierali się na łamanie regulaminu? Co prawda nie mogła mieć jeszcze pewności, że młodzi adepci magii (choć w tym momencie to bardziej głupoty) planowali zrobić to, o co ich podejrzewała, ale jeżeli nie wyglądali na kogoś, kto planował się zakraść do Zakazanego Lasu to… Nie wiedziała, jak bardziej ktoś mógł DOKŁADNIE w sposób taki wyglądać. Westchnęła ciężko i złapała się za nos. Może powinna po prostu im pozwolić tam wejść, udawać, że nic się nie stało i odhaczyć dobry uczynek pod tytułem usunięcia z obaw i zagrożeń kilku absolutnych idiotów? Brzmiało zachęcająco, ale takie potraktowanie sytuacji mogłoby niestety zostać odebrane także jako brak kompetencji i choć wierzyła, że Patton Craine poparłby jej działania na rzecz oczyszczenia szkoły ze szkodników… Cóż, niewiele osób poparłoby Pattona. Nie miała innego wyjścia jak być przykładnym prefektem. Nie spieszyło jej się z gonieniem ich, nie miała zamiaru biegać za półgłówkami. Szła dumnie, krocząc tak, jakby cały ten teren należał do niej, rozglądając się w tak nonszalancki i niczym nieprzejęty sposób, jakby oglądała widoczki podczas porannego spaceru. Tak naprawdę trzymała się w bezpiecznej odległości od nich, by upewnić się bez przeszkadzania im, czy faktycznie chcieli zwiedzić sobie nielegalnie las, czy tylko wyglądali podejrzanie. No kto by pomyślał. Postawiła ostatni, szerszy krok, gdy ich nogi przekroczyły teren lasu. - Mogę prosić po kolei nazwiska? – rozniósł się jej donośny, nieznoszący sprzeciwu głos. Przez chwilę zastanawiała się, czy przyłapani uczniowie będą chcieli uciec, ale podjęli pierwszą dobrą decyzję tego dnia i po prostu odwrócili się do niej z minami, jakby nie wiedzieli, czy umrzeć na miejscu czy zakopać się pod ziemię. Omal się nie zaśmiała, pilnowała jednak swojej ekspresji, będąc teraz nieprzejednanie surowo. – Muszę wiedzieć komu napisać wytłumaczenie, dlaczego zebrał minusowe punkty. Nie mamy całego dnia, szybko – pospieszyła ich i z okrutną wręcz, własną powolnością i trzymaniem w napięciu wypisywała kartki z punktami i szlabanami po kolei, jedną, po drugiej, jakby to czekanie sprawiało jej przyjemność, ten ich stres. W sumie, była to naprawdę najmilsza rzecz w jej traceniu na nich głosu. – Nie mam nadziei, że rozumiecie, że Zakazany Las ma w swojej nazwie pewne zasady odnoszące się do przebywania w nim. Mianowicie takie, że się tego nie robi. Jak tak bardzo interesuje was jednak flora i fauna, mogę wam zapewnić przeżycia z tej kategorii dwa w cenie jednego – uśmiechnęła się chłodno, kąśliwie i z ogromną satysfakcją. – A mówiąc mogę, mam na myśli, że macie obowiązek je wykonać. W cieplarniach będą dziś nawożone rośliny pegazim łajnem i wszyscy na pewno się ucieszą, że mamy w szkole tak chętnych uczniów do pomocy przy tym, prawda? Chyba nie muszę wspominać, że skoro tacy z was znawcy natury, pojawię się pod cieplarnią, żeby zabrać wam różdżki. Po całej robocie będziecie mogli odebrać je u mnie. Rozumiemy się?
/zt
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher miał nadzieję, że tego dnia pogoda nie będzie najgorsza na świecie, ale nie przeszkadzałby mu również deszcz. Owszem, zdawał sobie sprawę z tego, że ulewa nie była wskazana przy tym, czym mieli się zajmować, ale z drugiej strony należało pamiętać, że zielarze nie mieli możliwości swobodnego wybierania sobie pory dnia, roku, czy miesiąca do tego, by dokonać pewnych prac. Prawdą było, że niektórych z nich nie dało się wykonać w strugach deszczu, że koszenie trawy w takich warunkach, czy sadzenie, było szaleństwem, ale niektóre rzeczy robiło się nawet po zmroku, byle tylko zdążyć z niektórymi sprawami na czas. Teraz na czas musieli jedynie zdążyć uczniowie i studenci, których przygnał tutaj z zamku, zamierzając pogonić ich między drzewa. Przywitał się ze wszystkimi zebranymi, kiedy wybiła już pora na ich spotkanie i potoczył po nich wejrzeniem, ciekaw tego, czy to, czym mieli się dzisiaj zająć w ogóle przypadnie im do gustu. Nie kazał im zajmować się roślinami użytkowymi tak po prostu, bez większego przemyślenia i teraz mieli właśnie zmierzyć się z pierwszymi z nich, choć być może nie brali tego w ogóle pod uwagę. Uśmiechnął się lekko, spoglądając po zebranych, a później zatoczył ręką półokrąg, wskazując na otaczającą ich przyrodę, która powoli kładła się już na zimowy spoczynek. - Prosiłem was, żebyście napisali eseje o roślinach użytkowych i teraz właśnie jedne z nich mamy przed sobą. Co jesteście w stanie powiedzieć mi o drzewach? Kto z was powie mi, jak je rozpoznać, jak do nich podejść, jak potencjalnie możemy określić ich wiek? Wiem, że dla wielu z nas drzewa to po prostu drzewa, ale część z was w przyszłości na pewno będzie z nimi pracować, choć może nie ma jeszcze pełni świadomości tego tematu - zapytał spokojnie, dając im przestrzeń do wypowiedzenia się, dodając, że każde, nawet najbardziej szalone pomysły, były w tej chwili akceptowalne. Poprosił jedynie, by nikt nie wysadzał od razu drzewa bombardą, żeby sprawdzić, jak prezentowało się w środku, a później, najzwyczajniej w świecie, udzielił głosu każdemu chętnemu, bo nie zamierzał ich ani trochę ograniczać.
Informacje 1. Termin pisania na tym etapie to 14 października, godzina 12:00, można jednak spóźnić się na lekcję i pojawić się dopiero na kolejnym etapie; 2. W razie pytań i wątpliwości, kontaktujcie się ze mną na discordzie.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście, że musiał pojawić się na zielarstwie. Był dzisiaj w zdecydowanie lepszym stanie i humorze niż podczas ostatniego spotkanie z Christopherem, którego przywitał teraz radośnie, ale niezbyt wylewnie. Był ciekaw, z czym przyjdzie im się zmierzyć po tym, jak mieli pisać o roślinach użytkowych i wcale nie musiał długo czekać na rozwiązanie tej zagadki. -Wiek drzew liczy się po jego słojach z tego co pamiętam, a rozpoznać same drzewo to najprościej po kształcie liści, czy też igieł. - Odpowiedział zgodnie ze swoją wiedzą, ale już dalej się nie wychylał, bo nigdy specjalnie nie myślał o drzewach. Zdecydowanie wolał je w postaci czynników potrzebnych w eliksirze, bo wtedy przynajmniej na coś mu się przydawały.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Może i ambiwalentny stosunek Wacława do zielarstwa rozbrzmiewał wszystkim wokół nazbyt często, tak też na zajęcia ze zła koniecznego wypadało się wybrać. Podobno przydatne, a jak wiemy - w każdym kłamstwie jest ziarno prawdy. Czy coś w ten deseń. Odziany znacznie cieplej niż na zaklęcia i nawet w takim kubraczku przeciwdeszczowym (przeciwkleszczowym) wybrał się na łąkę, spoglądając na połać lasu ze strachem i chęcią wymuszenia w sobie miłości do tego miejsca. Majestat tego miejsca go nie przytłaczał, ale w pewien sposób trudno było go bezapelacyjnie i bezwarunkowo pokochać. W pokaźnych chaszczach mogło się kryć tyle zła, tyle śmierci, tyle strachu zwyczajnego strachu, kiedy to Wodzirej nie lubił się bać. - No w sumie to czasem trudno odróżnić drzewo od krzewu. Ogólnie to drzewa mają jeden główny pień, a krzewy mają kilka cienkich, wyrastających z jednego członu. Chociażby taki bez jest idealnym przykładem jak łatwo można się pomylić. Drzewa same w sobie można uznać za największe rośliny lądowe? - Zapytał, bo wątpił, aby coś większego jeszcze istniało. - Mugole jakoś mierzą drzewa w obwodzie, dzielą to i później wynik mnożą i określają tak przybliżony wiek drzewa, ale to tak zgaduje - robił tak jego ojciec, ale sam Wacław nie parał się czarną magią zwaną zielarstwem w niektórych kręgach.- Za to różdżkaże używają zaklęcia Videre Profunde, aby zbadać stan drzewa, więc zapewne i jego wiek - po czym zamilkł, bo dawno nie był tak wylewny przy tak skromnej wiedzy.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Terry aż nazbyt dobrze pamiętał swoją sromotną porażkę podczas wrześniowego spotkania koła miłośników przyrody, kiedy to dał ciała po całej linii, nie tylko nieumiejętnie zajmując się opanowanymi przez insekty ziołami, ale i tracąc przy okazji czucie w ręce po bliskim kontakcie z naelektryzowaną rośliną. Postanowił sobie wtedy, że włoży więcej pracy w naukę zielarstwa i jak do tej pory trzymał się tego postanowienia nadzwyczaj dobrze. Oddał w terminie zadaną przez profesora pracę domową i nawet uzyskał z niej całkiem przyzwoitą ocenę, co podniosło go nieco na duchu. Może nie wszystko stracone i uda mu się nadrobić braki? Z takim właśnie optymistycznym nastawieniem zmierzał na dzisiejszą lekcję, szczelnie opatulany kilkoma warstwami ubrań, z zapasowym swetrem w torbie. Pogoda co prawda nie należała do najgorszych, zważywszy, że mieli przecież październik i nikt nie oczekiwał afrykańskich upałów, niemniej spadek temperatury o kilka stopni poniżej dwudziestu wystarczał, by Puchon trząsł się z zimna niczym galaretka. Po drodze zajęcia spotkał @Cleopatra I. Seaver – nową Puchonkę, z którą do tej pory nie udało mu się zamienić ani słowa. Ciesząc się z nadarzającej się okazji, podbiegł do niej, by zrównać z nią kroku i uśmiechnął się szeroko. – Hej, idziesz na zielarstwo z Walshem? – zapytał, a chwile później wyciągnął w kierunku dziewczyny otwartą dłoń – Terry, jesteśmy razem w Huffie, ale nie było jeszcze okazji się poznać. Przyjechałaś do Hogwartu na studia? – przedstawił się, nadal z promiennym uśmiechem przyklejonym do piegowatej twarzy. Razem zawędrowali aż na skraj lasu, gdzie czekał na nich nauczyciel wraz z gromadką uczniów, którzy zdążyli się już pojawić. Nie potrafił pohamować śmiechu na prośbę o niewysadzaniu drzew od razu – czy to oznaczało, że za chwilę będą mogli puścić wodze fantazji i potraktować bombardą poł lasu? Nie żeby szczególnie miał na to ochotę, sama wizja wydawała się natomiast całkiem zabawna. – Są chyba dwa rodzaje systemów korzeniowych, taki pionowo w dół i bardziej rozczapierzony. – wytężył mózgownicę, próbując sobie przypomnieć lekcje przyrody w swojej poprzedniej szkole. W końcu drzewa to drzewa, czarodziejskie czy mugolskie, bez różnicy. – No i można rozpoznać gatunek po liściach, tak jak powiedział Max, albo po tym, co z nich spada…szyszki, żołędzie, kasztany. Warto więc patrzeć nie tylko w górę ale i w dół, dookoła pnia. – dodał zadowolony, że wreszcie przydała mu się tutaj wiedza, którą zdobył w niemagicznej szkole.