Wspaniały widok - kawałek leśnej polany podczas pełni księżyca. Wszystko jest idealne - drzewa, kwiaty, niebo, ławeczki gdzieniegdzie. No i wciąż idealna pogoda. Jednak i to miejsce skrywa swe mroczne tajemnice - kiedy usłyszysz wycie wilka, uciekaj gdzie pieprz rośnie! Możesz trafić nawet na wilkołaka...
KOSTKI: Aby wejść do pomieszczenia, musisz rzucić w tym temacie kostką. 2,4 - udaje ci się wejść! 1,3,5,6 - nie udaje ci się wejść, drzwi ani drgnęły. Jedna osoba może podjąć tylko jedną próbę. Takie same zasady obowiązują przy ocenie, czy udało się uniknąć ew. ataku wilka/wilkołaka.
adnotacja: osoby obdarzone darem wilkołactwa/wilkołactwa lunarnego mogą wejść do środka bez konieczności rzucania kostką - kiedy tylko dotkną klamki, drzwi same się otwierają. Jeden wilkołak może wprowadzić tylko jedną osobę nie posiadającą tego daru. Każda kolejna musi rzucić kostką. Wilkołaki zwolnione są z przykrych konsekwencji ew. ataku wilków/innych wilkołaków. Niestety, osoby towarzyszące nie posiadające ów daru nie mają już tyle szczęścia...
Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
The member 'Zoe Everhill' has done the following action : Rzut kośćmi
'Kostki' :
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
To było coś odmiennego. Nowego i niespotykanego. Zakazane piętro kusiło samo w sobie, każda sala na nim wydawała się interesująca. Dlaczego została zamknięta? Czemu nie wpuszczają do niej uczniów? Kiedy dowiedział się o lekcji transmutacji, nie odczuł żadnego podekscytowania. Lekcja jak lekcja. Co prawda z poprzedniej przyniósł maskotkę dementorka, a Jack akromantuli, fanty jednak nie były zbyt dobrym towarem, aby przekupywać Puchonów. Nauczyciele powinni znaleźć inny sposób do motywowania niektórych do nauki. Zupełnym przeciwieństwem był @Liam A. Rivai. Ten paplał o lekcji od kiedy zobaczył informację na tablicy, ciągnąc Neirina na wszystkie sposoby. Jednak jak oczywiste było, że ta para borsuków się zjawi (Walijczyk nie widział potrzeby odmawiać Liamowi, a Anglik nie potrafił odpuścić kolejnej lekcji Craine'a), nie było tak oczywiste, czy za nimi z pokoju ruszy się @Jack Moment. Szatyna powinny skusić ewentualne nagrody. W przeciwieństwie do Neirina, Jack przykładał dużą wagę do materialnych dóbr. Rudzielec zainteresował się lekcją dopiero w momencie, kiedy zauważył, w jakiej sali się odbywa. Trochę Puszkom zajęło odnalezienie jej, a jeśli sama nazwa nie kusiła, to już piętro całkowicie Neirina "kupiło". Nie było teraz sposobu, aby ominęli tę lekcję, jednako z Liamem zainteresowani miejscem, jak i jej przebiegiem. Co takiego Craine chce im pokazać, że wymaga tak osobliwej sali? Tak... Niebezpiecznej? Entuzjazm obu panów sprawił, że zjawili się na miejscu pierwsi. Nie czekając na nikogo. przekroczyli próg sali, wchodząc do ciemnego lasu. Stanęli na środku polany, skąpani w zimny, świetle pełnej tarczy Księżyca. Wokół nie było nikogo, las jednak nie pozostawał cicho. Chrobotanie, skrobanie, szeleszczenie, drapanie. Drobne żyjątka, malutkie owady, gryzonie, ptaki i robactwo, to wszystko żyło w drzewach dookoła nich. Kiedy oczy przyzwyczaiły się do ciemności panującej w sali, Neirin miał wrażenie, że parę razy dostrzegł jakiś podejrzanie duży cień przemykający pomiędzy drzewami, zbyt jednak szybko, aby chłopak mógł go dokładniej zaobserwować. Kiedy zwracał wzrok w tamtą stronę, przestrzeń pomiędzy pniami okazywała się pusta. A mimo to, nie mógł pozbyć się wrażenia, że prócz niewielkich, leśnych żyjątek, w tej sali czai się coś jeszcze. Dziwny niepokój wpełzł na ramiona Neirina. Delikatny i subtelny, a jednak wyczuwalny. Rozejrzał się uważnie, mając pewne podejrzenia, dlaczego ta sala jest akurat na zakazanym piętrze. Wolał jednak ich głośno nie mówić, nie chcąc spłoszyć Liama. Niemniej między Bogiem a prawdą... Zamknięta sala w zamkniętym skrzydle, zaczarowana tak, aby zawsze była w niej pełnia. Czy to nie oczywiste, dlaczego jest ona odizolowana od reszty? I bynajmniej nie przez to, co może się stać z wilkołakiem, który do niej wejdzie. Neirin postawiłby własną prawicę, że powodem zamknięcia sali jest to, co znajduje się w jej wnętrzu. Wyciągnął wolno różdżkę z torby, woląc czuć chropowate drewienko pod palcami. Dawało pewien komfort psychiczny nawet komuś takiemu jak on, wychowanemu wśród mugoli. Drugą rękę zacisnął na pasku torby, we wnętrzu której prócz podręcznika do transmutacji, pióra, pergaminów i kałamarza, znajdowało się także parę bandaży, trochę gazy i kilka opatrunków. Z przyzwyczajenia już zabiera je ze sobą wszędzie, gdzie się rusza. W większości nie są mu potrzebne. Miał nadzieję, że tym razem też nie będą, chociaż przeczucie mówiło co innego. Rozluźnił rękę, zabierając ją z torby i wyciągając w bok. Chwytając za dłoń Liama, ujmując jego palce w pewny uścisk. Chciał dodać mu otuchy, ale też w razie niebezpieczeństwa móc pociągnąć go w stronę wyjścia. Teraz nie zostało im nic ponad czekanie na nauczyciela.
Kiedy się dowiedział gdzie dzisiaj lekcje transmutacji się odbędą trochę się zdziwił. Nie pamiętał by kiedyś był na lekcji w tej sali. Nie wiedział co też takiego będą robić, ale miał nadzieję, że coś ciekawego skoro profesor wybrał akurat tę sale. Nie zajęło mu długo szukanie tego miejsca. Kiedyś przez zupełny przypadek natknął się na nią! Nie skończyło się to najlepiej. Szlaban murowany. Ale teraz miało być zupełnie coś innego. Teraz mieli się tam zjawić z polecenia profesora! Nie mógł odpuścić tej lekcji. Musiał w niej wziąć udział. Zwłaszcza, że lubił transmutacje. To była zawsze jedna z najciekawszych zajęć. Wszedł do sali i rozejrzał się. Miejsce nie zmieniło się ani trochę oprócz ludzi już tutaj będących. zauważył wysyp aktywnych puchonów i aż mu mu lekko kąciki ust się uniosły. Już niedługo koniec roku szkolnego więc trzeba było brać czynny udział w lekcjach. Czy to miało teraz jakieś znaczenie skoro ostatnio tyle zajęć go ominęło? Nie liczył nawet, że profesor podniesie jakąś ocenę. Może za rok... może nie. Potrzebował resetu, odpoczynku. Oblizał suche usta i skierował wzrok na trzymaną w dłoni różdżkę.
Entuzjazm go nie opuszczał. Nareszcie miał okazję pójść na lekcję transmutacji, pierwszą, tak urozmaiconą od czasu, gdy rozłożyła go choroba. Całodzienne siedzenie pod kocem z kotem na kolanach każdego potrafiłoby zmęczyć… a fakt, że jego gehenna trwała aż miesiąc, znacząco przyczynił się do tego, że chłopak nawet na lekcje Craine gnał z uśmiechem na twarzy, co normalnie zostałoby z miejsca odesłane pod obserwacje do Munga. - (…) i dlatego tak strasznie nie mogłem się doczekać! W ogóle myślicie, że czego będzie dotyczyć na lekcja? Jest na zakazanym piętrze! Czadowo, nie? Nigdy tu nie byłem.. wy mam nadzieję też nie? – trajkotał non stop, zmieniając tylko jeden rozchichotany wyraz twarzy w drugi, równie wesoły czy też komicznie podejrzliwy, jak w przypadku tego zdania, które wyrzucił z siebie teraz. Nie posądzał swoich przyjaciół o nic złego, choć wiedząc, że Neirin potrafił przez roztargnienie znaleźć się w bardzo nietypowych sytuacjach, a Jack był Jackiem, szybko zbył swoją zaczepkę śmiechem, uniemożliwiając im odpowiedź. – Może Craine specjalnie zwodzi nas na mniej uczęszczane piętro, żeby nas wszystkich ukatrupić? – spooky, Liam. Twoja ostatnia gejowska manga była w klimacie horror, że wpadła Ci taka bzdura do głowy? – Nie zdziwiłbym się, gdyby jednym z powodów takiego miejsca było właśnie zrobienie nam krzywdy tak, żeby nikt nie słyszał… ten gość wydaje się zadawać cierpienie samym spojrzeniem-… A przynajmniej wygląda na takiego, co chciałby mieć podobną super moc. Ej, w ogóle! Jest taki super bohater, co strzela czymś z oczu, prawda, Nei? Może Craine to właśnie on? – zażartował, śmiejąc się dalej. A później weszli do środka i szczęście Liama zdechło niezbyt spektakularnie, ale bardzo szybko. Ta sala była.. lasem? Cóż, musiał przyznać, że uśmiech trochę spełznął mu z twarzy, wpisując na niej coś, czemu znacznie bliżej było do czujności, aniżeli wygłupów. Las… las w środku nocy. Przełknął ślinę w ciszy wędrując za kolegami. Uspokój się, kretynie. To tylko jedna z sal w Hogwarcie… nie może dziać się tutaj nic złego. Jest zresztą idealna na zajęcia związane z opieką nad magicznymi stworzeniami, jeśli trzymają tu jakieś zwierzęta… o rany.. na pewno coś tutaj trzymają.. co chwila mi coś w krzakach szeleści, ksjkdjd… czy na niebie świeci… księżyc? Trudno stwierdzić, czy pobladł sam, czy można było tylko odnieść takie wrażenie przez jasne światło księżyca, ale bez dwóch zdań wydawał się po prostu przerażony samym faktem, że znów wpakował się w jakiś cyrk. Momentalnie wróciły do niego wspomnienia z Zakazanego Lasu, bo – trzeba to przyznać – sceneria nie różniła się prawie niczym. - Myślicie, że mogę się jeszcze zawrócić? – zapytał przyjaciół niemal szeptem, trochę się kuląc. Strach brał górę, a świadomość wylądowania w identycznym miejscu, co podczas najgorszej nocy w swoim życiu, wcale nie poprawiała sytuacji. Zwykła sala, powiecie? Tak, pamiętał, że dalej był w Hogwarcie… ale co z tego, gdy wpatrywał się z takim strachem w świecący na niebie księżyc, wyraźnie czując, że coś było mocno nie tak? Zacisnął palce mocniej na ręce Neirina, samemu nareszcie wyjmując różdżkę w pełni gotowości. Próbował się nieco opanować, ale jego skupienie umarło, kładąc na niego klątwę nieco spanikowanego wodzenia wzrokiem pomiędzy każde możliwe drzewo, gdy.. - GHAAAssdjdkd… - pisnął, podskakując w miejscu równie efektownie, co kot, któremu ktoś podłożył ogórek pod łapy. Odczytał bowiem obecność @Adam Henderson jako najczarniejsze zło, które czaiło się na nich od momentu wejścia do sali, dopiero teraz uznając za stosowne wyjście i zaatakowanie ich na polanie. Liam cudem nie upadł tyłkiem na ziemię, najpewniej wyłącznie dzięki Neirinowi, który wiernie trzymał go za rękę. Puchon czuł, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi i pobiegnie za niego wprost do wyjścia… cały dygotał. – R-Rany… - zdążył jedynie sapnąć na wydechu, orientując się, że widział zwykłego Krukona, nie żadną maszkarę. – Wybacz-… - przeprosił chłopaka, nie mając siły się nawet przedstawić. Przesunął w rezygnacji ręką po twarzy. Chcę stąd iść…
A "Jack był Jackiem" i zabłądził. Nie żeby darmowe fanty go nie wabiły na lekcje z Crainem... prawdę mówiąc to ostatnio nie odczuł jakoś przesadnie jego złej aury. Może to dlatego, że nie wylosował z kufra żadnego kaktusa? Albo innego wątpliwie przyjemnego przedmiotu? Tak, to na pewno to. Nie spodziewał się jednak tego, że Craine posunie się jeszcze dalej i otworzy dla nich drzwi do zakazanego piętra, do jednej z trudno dostępnych sal. To go nieco zbiło z tropu. Przekonany był, że lekcja będzie jak każda inna... nudna, duszna, i pełna spiny. Gdyby nie potrzebował punktów oszczędziłby sobie tego stresu i bieganiny miedzy piętrami. Czy Liam również przychodził na OPCM dla punktów? Czy może to już norma? Pchać się razem z Neirinem wszędzie tam, gdzie ich być nie powinno? Pedantycznego puchona słychać było już od wejścia. Co go tak zaskoczyło? @Adam Henderson? Nie wyglądał na brzydala. Stanął tuż obok niezbyt licznej grupki, zupełnie zapomniwszy się przywitać przez to krótkie zamieszanie. Jego wzrok niemal natychmiast skierował się w stronę księżyca i lasu. Zastanawiał się czy to było jedynie złudzenie. Sufit i ściany zaczarowane tak jak w wielkiej sali, aby pokazywały aktualny stan nieboskłonu, czy może tak naprawdę znajdowali się w zupełnie innym miejscu? Daleko od zamku? Nie znał zbyt wielu czarodziejskich sztuczek tłumaczących podobne zjawisko, jednak miał nadzieję, że drzwi którymi tutaj przyszli nigdy nie znikną i dadzą się otworzyć ponownie. Wychodzi też na to, że był jedyną osobą z grupy, która nie miała najmniejszego pojęcia o tym, co się znajduje lub może znajdować w Sali Wiecznej Pełni. Albo po prostu jeszcze nie skojarzył właściwych faktów. Doprawdy iście romantyczna nazwa. Może zakochani wymykają się tędy na tajemne schadzki, by w świetle księżyca wyznawać sobie miłość? To brzmiało tak mdło i oklepanie, że Jack nie zdziwiłby się gdyby to miejsce zamknięto właśnie z powodu dalszych konsekwencji tychże wyznań. W przeciwieństwie do swoich kolegów wydawał się całkiem wyluzowany. Ostoja spokoju. Brakowało jedynie ogniska, oraz pieńków, na których można by spocząć, by zacząć snuć mroczne opowieści przy skwierczeniu kiełbasy. Sięgnął do kieszeni i nie przejmując się głośnymi szelestami, wyciągnął zeń cukierka. Kolejnego oferując Liamowi. - Zapomniałeś wyłączyć żelazko? - W podobny stan wpadała jego babka, gdy przypominała sobie że zostawiła ziemniaki na gazie. Liam miał w ogóle coś takiego jak żelazko? Co on robił, że wszystkie te ubrania mimo upchnięcia do kufra zawsze wyglądały jak ze sklepowej półki? Zaprasowane w kancik, nienagannie czyste i proste. - Jednego? - Korzystaj, drugi raz Jack nie zaproponuje sam z siebie niczego słodkiego. A przez te rozmyślania o kiełbaskach nabrał ochoty na zakąskę przed kolacją.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra poniekąd potrzebował się sprawdzić. Craine zapowiadał im jakąś weryfikację umiejętności; zresztą czego innego można byłoby się spodziewać po lekcji tak ostro posuniętej w czasie? Raczej nikt już nie miał głowy do przyswajania nowych informacji i chyba nawet Craine potrafił to zaakceptować. Ostatnio zresztą na transmutacji Ezrze pracowało się całkiem przyzwoicie. Nawet dostał kalendarzyk! Biorąc to za jako tako dobrą wróżbę, postanowił stawić się w Sali Wiecznej Pełni. Przeważała także ciekawość. Ezra nie był może najgrzeczniejszym uczniem, ale przez te wszystkie lata nie zapuścił się do sal znajdujących się na zakazanym piętrze. Czasem kusiło, czasem buntownicza i krnąbrna cząstka osobowości chciała o sobie przypomnieć. Zawsze jednak odpuszczał. Teraz w zasadzie była jego ostatnia szansa, żeby - co więcej legalnie - odwiedzić to miejsce. Zmierzył obojętnymi spojrzeniami trójkę puchonów, którzy byli już w sali - Clarke niespecjalnie widział się w ich towarzystwie i podejrzewał, że w drugą stronę działało to na podobnych zasadach. Przez chwilę wydawali mu się być ciekawi, ale ta chwila minęła, ustępując miejsca o wiele ważniejszym dla Ezry problemom. Nie zainteresował go również Krukon; tak jak Puchonom przynajmniej poświęcił kilka sekund uwagi, tak ten chłopak został potraktowany przez niego jak powietrze. Ezra nie miał humoru, nie chciał towarzystwa i nie chciał być towarzyszem. Odsunął się zatem od tej małej grupki w miarę możliwości, akcentując w ten sposób swój wybór samotności. Wsunął ręce w kieszenie, oglądając niesamowity widok, który rozpościerał się przed nim. Wciąż trudno było mu uwierzyć, że posiadali w Hogwarcie takie cuda. Trudno było uwierzyć, że za kilka dni miały przestać być cudami przeznaczonymi dla niego...
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Sam się sobie dziwię, że idę na lekcję transmutacji po tym, jak oberwało mi się od Craine’a za wypracowanie na temat Bergmanna. Ale co ja poradzę na to, że nie znam żadnych innych nazwisk, a oczywiście zapomniałem o tym zadaniu i robiłem je na ostatnią chwilę? Na dodatek po ostatniej dawce Euforii przed wielką głodówką, która miała mnie czekać co najmniej do wakacji. Po prostu cudownie. No ale nie powinienem zadzierać z Nessą, skoro już tak dba o moją edukację na tydzień przed wakacjami, więc ruszam swój tyłek i idę na zajęcia, bo chociaż może to ją ułagodzi po tym, jak nie odrobiłem innych prac, mimo że jej z nimi pomagałem. Craine chyba świruje, skoro każe nam przyjść do tej wilkołaczej sali, od której zwykle każą nam się trzymać z daleka. Ale dobra, niech mu będzie. Wzruszam ramionami sam do siebie i wchodzę do środka, rozglądając się za kimś ciekawym. Widzę Clarke’a, jakiegoś innego Krukona i Puchonów, ale żadnej bardziej znajomej twarzy. Może to i lepiej? Jakimś dziwnym trafem nie mam ochoty na towarzystwo, a jednocześnie zaczynam żałować, że nie poprosiłem o jakieś notatki od Marceliny albo Nessy, bo jeśli Craine będzie pamiętał o tym, że miał mnie przeczytać, to raczej nie zdam do kolejnej klasy, a to by mnie pogrążyło jeszcze bardziej. Rozglądam się wokół, szukając czegoś interesującego do zawieszenia na tym wzroku. Miejsce przypomina mi trochę pokój z czterema porami roku, chociaż wydaje się ładniejsze i trochę jakby panowała tu wieczna, późna wiosna. Nie chcę stać jak ciołek na środku, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, więc siadam na pobliskiej ławce, uznając, że tak będzie wygodniej poczekać na nauczyciela, któremu najwyraźniej wcale się nie spieszy. W ogóle czemu podzielił nas tak dziwnie, zamiast zorganizować lekcję dla wszystkich razem? I gdzie, do cholery jasnej, podziali się Gryfoni?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Tyle się ostatnio działo, że lekcja Craine'a naprawdę nie była niczym priorytetowym. Mefistofelesowi wydawało się, że nie ma ani chwili wolnego - koncentrował się na tych zajęciach, na których szczególnie mu zależało. Dodatkowo w pracy miał straszne urwanie głowy i nie miał pojęcia dlaczego. Być może sam narzucał sobie takie tempo, wybity z normalnego rytmu funkcjonowania przez ogromną zmianę, którą wprowadziło pojawienie się drugiego domownika w mieszkaniu numer 21. Nie dało się w żaden sposób ukryć dobrego humoru Ślizgona, który kiedy tylko mógł to leciał spędzić trochę czasu z ojcem; ciężko byłoby też się dziwić, znając choćby pobieżnie historię Noxów. Czymże więc w tym wszystkim była transmutacja w jakiejś dziwacznej sali na zakazanym korytarzu? Najwyraźniej los chciał, żeby Mefisto ruszył się na te zajęcia i przestał denerwować Craine'a aż tak pustym łbem, zgarniając do niego trochę wiedzy. W rzeczywistości chodziło jedynie o dostarczenie paczki, o którą właściciel menażerii męczył chłopaka od dłuższego czasu. Wspólnie uznali, że nie ma sensu męczyć sowy, skoro Nox jest w stanie samemu zapakować łańcuch Scamandra i dostarczyć go znajomemu Puchonowi - rzecz w tym, że pod obrazem przed Pokojem Wspólnym Hufflepuffu dowiedział się, że @Neirin Vaughn już poszedł na zajęcia. Żeby nie tracić już czasu na dalsze poszukiwania czy przekazywanie zamówienia, Mefisto po prostu zdecydował się poświęcić i zajrzeć na transmutację. W międzyczasie przypomniał sobie, że chyba nawet nie wziął swojej różdżki, co było tragicznie żenujące; poszukiwał jej w torbie, kiedy przemierzał Zakazany Korytarz. Nie bywał tutaj zbyt często, regulamin łamiąc raczej poprzez wałęsanie się po błoniach czy zagajnikach... Na szczęście na schodach dopytał o lokalizację zajęć z Craine'em i odpowiedź otrzymał. Czwarte drzwi po prawej, czy coś - wparował do środka, dalej szukając czarodziejskiego patyczka. Nawet nie zdziwiła go panująca w pomieszczeniu ciemność, ani przyjemnie szeleszcząca pod butami trawa. Nie rozglądał się, bo dostrzegł naprzeciwko poszukiwanego rudzielca i rozpromienił się cały, niezwykle zadowolony z tego, że udało mu się wykonać zadanie z dostarczeniem paczki. Kto by pomyślał, że będzie to aż takim wyzwaniem... - Neirin! Mam dla ciebie ten łańcuch, swoją drogą zajebisty zakup. Mam dziwne wrażenie, że komu jak komu, ale tobie to on się może przydać - wyrzucił z siebie na powitaniu, podchodząc energicznym krokiem do trójki Puchonów. Uśmiechnął się jeszcze szerzej do @Liam A. Rivai, jeszcze nie widząc niczego dziwnego w jego mało radosnej mince. - Hej, pięk... khh.. - Urwał nagle, czując jakby gardło dziwnie mu się zaciskało i nie pozwalało na wyduszenie prostego komplementu. Mefisto zmarszczył lekko brwi, zwalniając odrobinę, chociaż wyciągał już rękę z pudełkiem w stronę Vaughna. Uderzył kolanem o ziemię, padając przed chłopakami jakby poraziło go zaklęcie; torba zsunęła się z ramienia, a paczka poleciała w końcu do swojego prawowitego adresata. Sam Mefistofeles zaś nie miał pojęcia co się dzieje, chociaż doskonale rozpoznawał reakcje swojego ciała. Jakiś głupi głosik szepnął mu z tyłu głowy, żeby po prostu uspokoił nagle przyspieszony oddech, zebrał myśli i wziął się w garść - postanowił go nawet posłuchać. Uniósł głowę i dopiero teraz zorientował się, że to dziwne światło pochodzi od zawieszonego na niebie (znaczy, suficie?) księżyca. W pełni. Księżyc w pełni? Kolejny dreszcz wstrząsnął chłopakiem i tym razem niemal uderzył o ziemię głową; poleciał do przodu, wyciągając rękę by jakoś się podeprzeć. Mimowolnie zacisnął palce na materiale nogawki spodni Liama - nie trwało to wcale długo. Krótkie paznokcie przeobrażały się już w wilkołacze pazury, rozrywając materiał od połowy łydki i o milimetry mijając samą skórę. Zamiast przeprosin Puchon mógł usłyszeć jedynie słaby jęk, poprzedzający mało wyraźne mamrotanie. - Nie, nie, nienienie, proszę... - Kakofonia trzaskających kości, rozpruwanego materiału, jęków i zduszonych krzyków rozbrzmiała w sali. Mefistofeles zupełnie zatracił się w chwili, nie rozumiejąc jak wylądował twarzą w trawie, jak odsunął się bardziej w bok, jak nie zauważył wejścia Craine'a... Jeszcze gdzieś tam w duchu odetchnął z ulgą, że wiernie zażywał wywar tojadowy poza normalnie wyznaczonym terminem przedpełniowym, zmartwiony zakłóceniami magicznymi. Powinien przekazać Blanc, że to fenomenalny pomysł... Otumaniony czymś tak niespodziewanym wstał, otrząsnął się i rozejrzał, z zupełnie innej perspektywy spoglądając na tę cudaczną salę "lekcyjną". Czuł zapach lasu, tak przyjemnie pobudzający i wzmagający chęć wyrwania do przodu; czuł też tych wszystkich ludzi, tak niesamowicie apetycznie pachnących i pociągających jak chyba nigdy. I chociaż jego mięśnie aż podrygiwały z podniecenia, wilkołaka ściskało zażenowanie i... I strach. Co tu się, do cholery, działo? Słyszał trzaskanie gałązek pod łapami - ŁAPAMI! - jakichś stworzeń przemykających przez leśną gęstwinę, ale to wszystko wydawało się niewyobrażalnie nierealne. Nie wiedział co zrobić, a cofanie się przypominało przygotowywanie do skoku... W końcu przystanął, wbijając mocno pazury w ziemię i zamykając oczy. Głębokie wdechy nie pomagały, bo choćby próbował oddychać przez paszczę, to i tak wszystko czuł. Mętlik w głowie nie ustępował ani na sekundę. Co mógł zrobić, żeby nikt go nie atakował? Jak poinformować tych nieszczęsnych Hogwartczyków, że pił eliksir i pomimo najszczerszych chęci rozszarpania ich na kawałki, jest w stanie nad sobą chyba zapanować? Bał się, że jedno zaklęcie wyprowadzi go z równowagi... Mefisto położył się na ziemi i zakrył pysk jedną z łap, mając nadzieję, że nie widać jak bardzo jest ona rozedrgana. Choć nie uśmiechało mu się zostawanie samemu na tej podejrzanej polanie, nie marzył o niczym tak bardzo jak o tym, żeby wszyscy stąd wyszli.
/Nie gryźcie, to ja też nie będę!/
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Odwrócił się, słysząc czyjeś kroki. W danym momencie, kiedy próg - czy raczej granicę? - sali przekroczył nieznany im Krukon, stanowił z Liamem niemalże idealne przeciwieństwa. Spokojny, opanowany, przyglądający się obcemu w zestawieniu ze spanikowanym szatynem o wyglądzie przerażonego szczeniaka. Rudzielec powiódł spojrzeniem po ucziu Ravenclawu, odruchem tylko spinając mięśnie, kiedy Rivai opadał podeszwami butów na trawę po tym wyskoku. Przytrzymując chłopaka, aby nie upadł, pomagając mu utrzymać się w pionie. - Wycofać się? - Spytał, zerkajac zaraz na Jacka. Tu jest. Czyli nie zgubił się tak całkiem i jednak nie opuścił ich na rzecz kolacji. Z drugiej strony, na niektórych przedmiotach Momentowi zależalo mocniej niż na innych i wcaje tego nie ukrywał. Transmutację chciał, kolokwialnie rzecz ujmując, expić i farmić jak tylko się da. Wyciągnął rękę po cukierka, puszczając w tym celu Liama. Ma Jack dwa? Nei też by zjadł coś słodkiego. - Czy to słodycze z kufra Liama? - Czy są jakiekolwiek inne, które Moment by mógł mieć? Chyba, że zajumał z kuchni, ale skrzaty raczej nie bawią się w robienie takich rzeczy. Szkoda im pewnie czasu na sreberkowanie każdej czekoladki. Na deser po prostu układają wszystkie na paterze. Nie spodziewał się ujrzeć tu Mefistofelesa. Oderwał się od własnych rozmyślań na temat cukierków, by przenieść wzrok na wilkołaka. To nie wróży za dobrze... To wręcz wróży bardzo źle. Nie zwrócił wielkiej uwagi na jego gadanie o łańcuchu, postępując krok w stronę Ślizgona. - Nox, czy to mądre, abyś tu był? - Paczka poleciała w jego stronę, rzucona przez chłopaka. Chyba miał rację. Chyba naprawdę się ten łańcuch Neirinowi przyda. Materiał szpodni Liama zatrzeszczał, rozrywany wilczymi pazurami. Vaughn ujął prefekta pod rękę, odsuwając go znaczącym ruchem od przemieniającego się wilkołaka. Byle jak najszybciej zwiększyc odległość, którą z resztą sam Nox za chwilę podwoił, odskakując w tył. Rudzielec uniósł różdżkę, szykując się do rzucenia zaklęcia. Coś jednak w postawie wilkołaka go powstrzymało. Nie widział zjeżonej sierści, nie widział spiętych mięśni ani uniesionych warg. Uszy kładły się nie w agresji, a przerażeniu. Stwór błyskał białkami oczu, rozglądając się po wszystkim co go otaczało. To nie była postawa drapieżnika szykującego się do ataku, tak wygląda zagubione i przestraszne zwierzę. Walijczyk wolno opuścił zatem dłoń dzierżącą różdżkę, decydując się na szalony krok. Wcisnął badyla Jackowi, samemu chwytając pakunek. - Nie rzucajcie zaklęć. To go może tylko rozjuszyć - rzucił do najbliższej grupki, skupiony na paczce. Papier uległ palcom, rozerwany wypuszczając na leśne runo błyszczący łańcuch. Chłopak wziął go w ręce, zimny metal płynnie rozciągnął się, nabierając masy, z chwili na chwilę ciążąc coraz mocniej w dłoniach. Ogniwa pogrubiły się, gotowe utrzymać na postronku wilkołaka. Podszedł do skulonego zwierzęcia pewnie i bez strachu, nie spieszył się jednak. Zachowywał ostrożność. A gdy był krok od niego, kucnął niespiesznie. - Hej - zaczął i czułe uszy wilka mogły wychwycić łagodniejszą nutę. Łańcuch zadźwięczał nieopodal pyska, kiedy jedna z rąk rozluźniła uścisk, puszczając metal. Ciepła dłoń przesunęła się po karku zwierzęcia na łopatki i grzbiet. Gładził chwilę stworzenie tak, jakby chciał uspokoić przestraszonego psa, zanim odezwał się ponownie tym samym miękkim i spokojnym tonem. Nie przejmując się niskim warkotem, dobywającym się z gardła stworzenia. - Zabierzesz łapę z pyska? Wiem, że nie chcesz mnie skrzywdzić. Ale muszę to zrobić. Nie będzie przyjemne. Jest niestety potrzebne. Sam to wiesz. Wolałbym tego uniknąć tak samo mocno jak ty - jeśli Mef nie cofnął łapy z własnej woli, Neirin pomógł mu w tym, delikatnie odsuwając ogromne pazury z jego kufy. Nie było łatwo, w końcu jednak student ustąpił i Walijczyk odniósł pewnego rodzaju sukces, nie kończąc z odgryzionymi palcami. Wsuwając po tym rękę pod żuchwę i unosząc ją. Nie ma sensu przeciągać, wkrótce zatem łańcuch został parokrotnie owinięty wokół pyska i szyi wilkołaka, zaciskając się i nie dając mu otworzyć paszczy. Zawahał się, zatrzymując się i patrząc chwilę na związanego Mefistofelesa. Położył rękę na jego policzku, gładząc palcami futro. - W tej formie też masz zielone oczy - zauważył, zanim szybko wstał, trzymając łańcuch. Zbyt już przeciągał tę szopkę, niebezpiecznie zbliżając się do limitu danego mu przez los czasu. Musi się pospieszyć. Zatem ma teraz wilkołaka na smyczy. Wspaniale. Ryzykować wyprowadzenie go? A jeśli mu się zerwie? Ile jeszcze Nox zdoła cierpliwie siedzieć? Już jest niespokojny, z chwili na chwilę coraz mocniej. Powarkiwanie w czasie wiązania zmieniło się w odsuwanie i spinanie mięśni. To zdecydowanie zły plan, starać się go teraz wyciągnąć. Na razie rudzielec okręcił wolny koniec łańcucha wokół pnia najbliższego drzewa, uznając próby szarpania wilkołaka i zmuszania go do chodzenia przy nodze za zgoła nierozważne. Sam nie da rady go powstrzymać, jeśli nagle Mef zechce posprintować w las, a wygląda na to, że nastapiłoby to lada moment. Teraz przynajmniej jest uziemiony. - Nie chcemy, abyś przepadł gdzieś w tej sali - wciąż mówił, licząc, że stonowany głos, na którym można się skupić, pomoże utrzymać Ślizgonowi świadomość. To by było najgorsze, jakby Mef poleciał gdzieś między drzewa i przepadł na parę godzin... W czasie których eliksir zdąży przestać działać. Nie chcą mieć zdziczałego wilkołaka na sumieniu.
„Zapomniałeś wyłączyć żelazko?” Przeniósł niemrawe spojrzenie na drugiego z przyjaciół, próbując jakkolwiek się na tę uwagę uśmiechnąć, choć skutek był bardzo mizerny. Sceneria go paraliżowała, przez co Liam ani na chwilę nie przestał wyglądać jak bledsza i bardziej rozedrgana wersja siebie. Dodatkowe lękanie się pierwszych lepszych osób, które tak samo jak paczka Puchonów po prostu przyszły na lekcję, wcale mu nie pomagało w naprawie wizerunku. Zakazany las, boginy i teraz jeszcze to… ktoś skrupulatnie pilnował, żeby chłopak wiecznie chodził ze strachem na twarzy. Cotygodniowa pielęgnacja traumy… - Tak. Dzięki. – nie bardzo miał ochotę na jedzenie czegokolwiek, ale machinalnie wziął cukierka od Momenta, najpewniej z braku lepszych pomysłów co robić dalej. Uznał, że ciamkanie słodyczy jest lepsza opcją na spędzenie najbliższych minut, niż zgrzytanie zębami, rozglądając się pomiędzy pnie drzew. A później okazało się, że nieświadomie zakupił bilet na następny wilkołaczy cyrk. Wybałuszył oczy na sylwetkę Mefistofelesa, zaraz z automatu kierując wzrok ku górze, wprost na świecący księżyc w pełni. Póki mężczyzna trzymał się jeszcze na nogach, Liam miał szczątek nadziei, że skoro byli w cholernym pomieszczeniu, w cholernym Hogwarcie, to żaden cholerny likantrop nie miał tu cholernego prawa bytu… ale jednak magia to magia. - Mefi..? – zdążył jedynie zagadnąć, choć obrazek zwiastujący przemianę wyrył mu się w pamięci niemalże doskonale, więc strzępki nadziei co do następnych minut po prostu w chłopaku umarły. Już nawet nie zwrócił specjalnej uwagi na pakunek, który znalazł się w rękach rudzielca, zbyt zajęty przyspieszonym oddechem czy nogami, które dziwnie zaczynały się pod nim załamywać. Dźwięk rozrywanego materiału spodni tylko bardziej sprawił, że chłopakowi zrobiło się słabo. To był już ten etap strachu, w którym przez gardło nie potrafiły wyjść mu jakiekolwiek sensowne dźwięki. - Neirin!... - wypowiedział jego imię niemal na wydechu, trochę niewyraźnie, po tym, jak sam znalazł się niemal wlepiony w Jacka po niezamierzonym kontakcie z wilkołaczą łapą. Chłopak wkleił się w niższego Puchona, nie obejmując go rękoma, a po prostu stojąc podkulony na tyle blisko, by dodać sobie jakiejkolwiek otuchy jego obecnością. Zastygł z cukierkiem w dłoni, choć nie omieszkał wyciągnąć wprzód też różdżki w jakimkolwiek przypływie racjonalnych decyzji. Choć ciężko było mu zachować trzeźwość myśli, gdy rudzielec wyczyniał z likantropem takie rzeczy... Gdzie był ten cholerny Craine?
Nie spodziewał się tego, co zastanie w sali. Owszem, doskonale zdawał sobie sprawę, że niektórzy mieli ogromnego pecha i padali ofiarami nietypowych zdolności, które z pewnością utrudniały życie, ale żeby na jego lekcji? Pomimo zadowolenia po zajęciach z dziewczętami - nie okazywał jakichkolwiek emocji. Surowy wyraz twarz taksował mijających go studentów, którym posyłał pełne dezaprobaty spojrzenia, jak gdyby nie mieli teraz innych obowiązków. Owszem, doskonale zdawał sobie sprawę, że wszyscy żyli wakacjami, ale na Merlina!, nadal byli w szkole i mieli ostatnie zajęcia, które oznaczały ni mniej ni więcej jak odpowiedzialność, by zdać na następny rok lub z godnością opuścić mury szkoły, by poruszyć na ścieżkę dorosłego życia. Wszedł do sali nagli i zmierzył każdego z osobna bystrym wzrokiem, odszukując powodów, dla których w sali panowała grobowa cisza. Zmarszczył czoło, kiedy to jego tęczówki zatrzymały się na puchonie (@Neirin Vaughn), który tkwił obok wilkołaka. Szok na moment odebrał trzeźwość umysłu, pomimo że zachował zimną krew. Początkowo sądził, że panowie mogą odczuwać dyskomfort z przebywania na zakazanym piętrze, ale nie przypuszczał iż na jego zajęciach zjawi się ktoś cierpiący na likantropię. - Na sto dementorów! Kto to jest? - podniósł głos, po czym podszedł o krok, by przyjrzeć się nietypowemu gościowi. - Pięć punktów za zdrowe i racjonalne podejście, panie Vaughn, aczkolwiek nie spodziewałem się takowej sytuacji po przekroczeniu progu tego pokoju. Niemniej jednak, zajęcia trwają, a wy macie niepowtarzalną szansę zakończyć odpowiednio ten rok, o ile zachowacie ostrożność i skupicie się dostatecznie - powiedział surowym tonem, choć niewątpliwie obawiał się kontynuowania lekcji przez wzgląd na wilkoła. - W dalszej części sali ukryłem dla was przedmioty, które musicie odnaleźć za sprawą zaklęcia Enutitatum, które przywróci do właściwej formy stransmutowane rzeczy. Powinniście rzucać je na tyle spokojnie, by czasem nie wyniknęły jeszcze większe komplikacje - rozporządził, po czym podszedł w nieco zacieniony kąt pomieszczenia, a tam zaklęciem lumos rozświetlił im kilka krzaków, pni czy przypadkowo znajdujących się ławek. Wierzył, że są rozsądnymi, dorosłymi ludźmi, aczkolwiek w niektórych sytuacjach to wszystko się wykluczało. Sam po zaprezentowaniu działania inkantacji, odszedł w stronę przemienionego wychowanka Hogwartu. - Jeśli nie macie pytań, zabierajcie się do pracy. Pamiętajcie jednak o bezwarunkowym skupieniu!
ZASADY 1. Rzucacie czterema kośćmi. Pierwsza i druga są odpowiedzialne za efekt zaklęcia; trzecia kostka (jeżeli dwie pierwsze pozwalają na to) odkrywa przed wami przedmiot, zaś czwarta... Bez względu na wszystko - nie można jej przerzucić! @"Mefisto A. Nox" odpisuje jako ostatni i sumuje czwarte kości każdego z was i wtedy musi zastosować się do jego spersonalizowanych scenariuszy. 2. Posiadając 15 punktów w kuferku możecie dokonać jednego przerzutu, ale tylko jednej kostki, mając 30 - kolejnego, itd.
Co się dzieje? 2-4 ups, chyba coś ci nie wyszło, a twoje zaklęcie daje zupełnie inny efekt niż oczekiwany. Przedmiot, w który celowałeś różdżką, zmienia się w małego, niezwykle głośnego ptaszka. 5-7 zapomniałeś, że jesteś na otwartej przestrzeni? Co za pech! Nieduże pudełeczko eksplodowało, zaś iskierka ognia przeskoczyła na rozrzucone gałązki i przyczyniłeś się do powstania niemałego pożaru... Pamiętasz zaklęcie gaszące? Lepiej je zastosuj, bo zaraz możecie mieć poważne kłopoty! 8-10 całe szczęście, że zaklęcie zostało rzucone poprawnie, szkoda tylko, że transmutowany przedmiot nie jest tym, którego mógłbyś najbardziej pożądać... Miałeś pecha i padłaś ofiarą żartu profesora. 11-12 doskonale przeprowadzone ćwiczenie!
(Ty również rzucasz kostką, która doda ci oczka do ogólnego wyniku + jeśli zdecydujesz się odmienić, o ile opis zajścia na to pozwoli, możesz rzucić zaklęciem i sprawdzić jaki przedmiot znalazłeś. Jeśli przebieg scenariusza będzie niekorzystny - Craine sam wybierze dla ciebie upominek.) 4-9 niestety, coś cię mocno rozproszyło i zaklęcie rzucane przez jednego ze studentów (możesz dowolnie wybrać) sprawiło, że zaczynasz tracić kontrolę nad własnym organizmem w trakcie przemiany. Starasz się zerwać z łańcucha, jednak ten okazuje się silniejszy, a ty niestety ranisz się w łapę. Przez kolejny wątek musisz uwzględnić niechcianą kontuzję; co się dokładnie stało jest całkowicie dowolne (zwichnięcie, głębsza rana, itp.) 10-13 pewnie nikt tego nie przewidział, ale nagle inktancja, którą ćwiczą twoi koledzy sprowadza na was całkiem sporej wielkości kłopoty! Jest to wilczyca, która zaczyna wlepiać w ciebie swoje wielkie ślepia i ewidentnie przypadasz jej do gustu w tej postaci. Doskonale wiesz, że może się to różnie skończyć, dlatego też udaje ci się wyzwolić z łańcucha i musisz podjąć decyzję - co robisz: (Dorzuć kostkę) Parzysta - próbujesz spławić wilczycę; odprowadzasz ją kawałek, a następnie w zwierzęcej mowie obiecujesz, że niebawem wrócisz - stworzenie odpuszcza, na szczęście każdego z was. Nieparzysta - niestety, twoja nowa koleżanka nie daje za wygraną i kiedy już pojmuje iż z nią nie pójdziesz - zaczyna warczeć na jednego z twoich znajomych. Musisz jak najszybciej zareagować, bo skutki mogą być opłakane. 14-18 do twoich uszu dobiega głośne ujadanie wilków i choć sam bardzo chcesz wydać z siebie dźwięk - nikt cię nie słyszy. Frustracja narasta w tobie z każdą chwilą i kiedy nikt nie zauważa, co robisz - tobie udaje się zerwać z łańcucha i zaczynasz biec przed siebie. Ile cię nie będzie? Jak długo to zajmie? Pamiętaj, żeby wrócić, wszak nie chcesz zostać z dziką watahą! Ludzka świadomość przezwycięża i wracasz już jako ty do swoich kolegów. 19-24 stroszysz się, próbujesz warczeć, by jak najszybciej cię rozwiązano, ale nikt nie rusza ci na pomoc, każdy wie, że ryzyko podjęte w takim starciu może okazać się dramatyczne w skutkach. Starasz się uwolnić, ale zamiast tego - strącasz ogonem jakiś przedmiot, okazuje się, że to fałszoskop - masz ogromne szczęście, że nie był to głaz, który przygniótłby twój ogon. 25-28 jesteś dostatecznie skupiony na swoich postanowieniach, by nikogo nie krzywdzić, dlatego też bez trudu twoim kolegom udaje ci się poćwiczyć zaklęcie, a ty nie padasz ofiarą niczego nadzwyczajnego.
Kod:
<zg>Dwie pierwsze kostki:</zg> <zg>Przerzut:</zg> tak/nie; kóra kość przerzucona <zg>Trzecia kostka:</zg> <zg>Punkty w kuferku z T.:</zg> <zg>Czwarta kość:</zg>
- Tak, a co? - Wolno obracał, landrynka w ustach, przesuwając go językiem z jednego policzka do drugiego i spowrotem. Przecież swoimi zapasami, by tak chętnie nikogo nie częstował. Zresztą istniało ryzyko, że jeśli pójdzie do sklepu to wszystkie pieniądze przetrąci na jedzenie, a tego nie chciał. Spojrzał w stronę Neirina, powoli sunąc wzrokiem w tym samym kierunku co rudzielec. Ten monolog tak nagle się urwał... Coś było nie tak? Początkowo wcale się nie przejął obecnością Mefisto. To w końcu lekcja, nie? To całkiem miłe, że zaaportował paczkę koledze. Niemniej liczba osób za którymi Jack nie przepadał, mogłaby się już więcej nie zmieniać. Taki jeden Ezra wystarczył w zupełności na całą lekcję. Nie trzeba mnożyć problemów. Pomyśał o tym nie w porę? Cmoknął raz, drugi... bez słowa obserwując całą sytuację. Wszyscy oniemieli odkąd Nox wykonał pierwszych kilka kroków po przekroczeniu drzwi do sali wiecznej pełni. Pełnia... Wilkołak... Trybiki się rozpędzają! Aż Momentowi wypadł cukierek z ust. Zaklął po walijsku, ale zaraz ponownie uniósł spojrzenie, aby nie stracić ani chwili z tego widowiska. Tak! Bo tym właśnie dla Momenta była przemiana. Widowiskiem, którego wcześniej nigdy nie doświadczył. Jak miałby czuć strach przed czymś takim? To jak spotkanie z niedźwiedziem w środku lasu. Gapisz się na niego w osłupieniu, póki ten nie zacznie szarżować wprost na Ciebie. Zatem za wcześnie aby czuć się zagrożonym. To było fascynujące. Znacznie lepsze niż fałszoskopy, miotły i inne duperele, za którymi oglądał się ile razy by nie zamigotały na jego drodze. Gdyby jego oczy nie były tak strasznie czarne, na pewno ktoś zauważyłby jak źrenice rozszerzają się z podniecenia. Chyba był jedyną osobą na sali, która tak się cieszyła na widok wilkołaka. I pomyśleć, że jeszcze minutę temu marudził na jego przybycie. Teraz to nawet wyprowadziłby go i wprowadził ponownie, aby tylko powtórzył te sztuczkę. Niestety, ten entuzjazm nie był zbytnio podzielany przez resztę towarzyszy. Momentowi chwilę zajęło ogarnięcie swojego umysłowego upośledzenia i dostrzeżenie, że Liam przecież trzęsie się ze strachu. Nigdy by nie przypuszczał, że kumplując się z Noxem, nie wziął pod uwagę jego drugiej natury. Zgarnął go do siebie ramieniem, w czasie gdy Neirin prowadził uwiązanego na łańcuchu likantropa w stronę samotnego drzewa. Poklepał prefekta lekko po boku, aby wyrwać go tego przerażenia. - Hej. Przecież to on. Wróci do nas zaraz... jak skończymy zajęcia. - Tak sądzę. Trochę dziwnie skamlał i powarkiwał. Może coś go boli? To bolało? Ciężko stwierdzić, kiedy jedyne porównanie jakie był w stanie zrobić, to zestawienie ogromnego wilczura z małym szczurkiem. - Wiec do roboty. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej z tego wyjdziemy. - Perswazyjną siłą zawieszonej na jego ramieniu dłoni, zmusił puchona do odwrócenia się w stronę oświetlonych przez Craina miejsc, po czym wyciągnął swoją różdżkę. - I raz, dwa... Enutitatum! - Wypowiedział swoje zaklęcie. Zadziałało bezbłędnie. Niestety przedmiot któy został odczarowany, wcale nie ucieszył Momenta. Dodatkowo raniąc jego uszy. Czy może to ktoś zamieć ponownie w kawałek pnia? Albo kamienia? To jest dopiero straszne! Jęki grubej damy chyba odstraszą każdego intruza. - No to... ten... Teraz ty. Dalej Liam. Osłaniam Cię w razie czego. - Położył mu dłonie na ramionach, chwilę patrząc się na kolegę. O ile ten był w ogóle w stanie nareszcie się wyprostować. Moment teraz zerkał jedynie ukradkiem w stronę wilkołaka. Ciekawe czy w Hogwarcie było ich więcej? To możliwe aby znajdywało się tutaj stado jakiś zdziczałych uczniaków? Nie miał pojęcia. Za to miał nadzieję, że Craine będzie wiedział jak ich ocalić, w razie jakiejś większej tragedii. Tym bardziej, że nawet nie zarządził selekcji, ani nikogo nie ostrzegł przed efektami ubocznymi tej sali. Może wypadałoby to zgłosić? Meh... Moment nie był kapusiem, za dużo zachodu.
Dwie pierwsze kostki: 3, 6 Przerzut: nie Trzecia kostka: 4 Punkty w kuferku z T.: 4 Czwarta kość: 6
Uniósł brew kiedy puchon tak na niego zareagował. Tego po dzisiejszej lekcji na pewno się nie spodziewał. To było co najmniej dziwne. Poprawił swoje włosy jakby to one stawiły w tym problem. całe życie uważał, że nie jest brzydki a tu nagle taka reakcja! Nie przywitał się z nimi bo nie chciał przeszkadzać a trzeba przyznać że wyglądali na bardzo zajętych. No ale bez jaj! nie był człowiekiem na którego widok ludzie tak podskakują! - Spokojnie, nie zrobię wam krzywdy- powiedział uspokajająco. Może tego właśnie się obawiali? To nie było piętro gdzie na co dzień uczniowie sobie łazili i spotykali. Może spodziewali się, że coś ich zaatakuje? Tyle dobrego, że nie rzucił na niego żadnego zaklęcia. Różnie się mogło zdarzyć. Kiedy profesor dał im zadanie do wykonania zapamiętał instrukcje i zrobił kilka kroków w kierunku oświetlonych krzaków. Zadanie nie wyglądało na skomplikowane dla kogoś kto umie czarować. Może właśnie w tym leży problem? Pod wpływem rzuconego zaklęcia przedmiot eksplodował i zaczęło się jarać! O cholera! Tego Adam się nie spodziewał. Może powinien jednak zostać w dormitorium i poczekać na nadchodzące wakacje? Tak czy inaczej teraz było za późno więc postanowił zagasić pożar. W tym celu rzucił kolejne zaklęcie Aquamenti. To powinna powstrzymać ogień. Uf. Udało się. Może i nie zdobył żadnego przedmiotu ale nadal żyli! Miał nadzieję, że to wszystko.
Dwie pierwsze kostki: 4,2 Przerzut: nie Trzecia kostka:6 Punkty w kuferku z T.:9 Czwarta kość:1 Kostka na zakłócenia magi gaszę pożar: 2
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Choć jedna lekcja raz na jakiś czas mogłaby być spokojna. Ezra nie miał już siły na szarpanie się z niespodziewanymi odpałami pozostałych uczniów, nie miał też ochoty na socjalizowanie się z nimi. To nie był jego dzień. Wchodzącego do sali Mefisto zmierzył tylko znudzonym spojrzeniem i w pierwszy momencie nawet nie pomyślał o konsekwencjach z tego wynikających. To Nox powinien od razu rozeznać się w sytuacji - zresztą czy "sala wiecznej pełni" była dla niego nazwą jeszcze zbyt mało czytelną? Jego ręka natychmiast znalazła się na różdżce w normalnym, ludzkim odruchu, a przez pamięć mignęło mu wspomnienie nieszczęsnej lekcji onms, na której został zaatakowany. I choć bardzo by chciał mieć inną opinię, Ezra najzwyczajniej w świecie nie lubił wilkołaków. Nie czuł się dobrze, przebywając w ich otoczeniu. I nawet błyskawiczna reakcja jednego z Puchonów nie mogła tego zmienić. Myślał o tym, czy nie wyjść. Ale w tamtym momencie do pomieszczenia wszedł Craine. Jeśli on zaakceptował ten stan rzeczy i prawie wcale się nie zaniepokoił, wychodziło na to, że oni też powinni przejść do ćwiczeń, by jak najszybciej się wynieść. Rzucenie zaklęcia nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Szkoda, że przedmiot, który został dla niego odkryty, nie był zbyt niesamowity. Ezra zdążył już rozdać dwa fałszoskopy, a tu kolejny do niego wędrował. Musiał mieć jakąś wyjątkową moc przyciągania tych zabawek. Zawsze lepsze to niż nic.
Dwie pierwsze kostki:4,3 Przerzut: tak, 3 przerzucone na 5 Trzecia kostka: 1 Punkty w kuferku z T.: 23 Czwarta kość: 2