Marzyłeś kiedyś o tym, aby poznać swoją przyszłość? Tutaj masz okazję. Po klasie porozstawiane są stoliczki z krzystałowymi kulami otaczanymi przez miękkie pufy. Wystarczy przetrzeć powierzchnię kryształu, aby zobaczyć swą przyszłość. Co więcej, kule nigdy się nie mylą...
KOSTKI: Aby wejść do pomieszczenia, musisz rzucić w tym temacie kostką. 2,4 - udaje ci się wejść! 1,3,5,6 - nie udaje ci się wejść, drzwi ani drgnęły. Jedna osoba może podjąć tylko jedną próbę. Takie same zasady obowiązują przy ocenie przepowiedni (2,4 - pozytywna; 1,3,5,6 - negatywna).
adnotacja: osoby obdarzone darem jasnowidzenia mogą wejść do środka bez konieczności rzucania kostką - kiedy tylko dotkną klamki, drzwi same się otwierają. Jeden jasnowidz może wprowadzić tylko jedną osobę nie posiadającą tego daru. Każda kolejna musi rzucić kostką. Jasnowidzowie jeżeli chcą odczytać przyszłość, nie muszą rzucać kostkami. Każda przepowiednia, która ich dotyczy, jest pozytywna. Niestety, osoby towarzyszące nie posiadające ów daru nie mają już tyle szczęścia...
Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
Biedna, zmaltretowana przez życie Zoe (zupełnie jak ja!) została bezczelnie uśpiona w pubie przez jakiegoś postrzelonego typa, który bogu dzięki jej nie zgwałcił (chyba!). Teraz obudziła się na zimnej posadzce Zakazanego Piętra i jeszcze pod wpływem upojenia alkoholowego próbowała się wbić przez, któreś z drzwi.
Chciałam tylko przypomnieć, że jesteśmy po ataku Lunarnych, gdzie zginęły dwie osoby i jest wprowadzony STAN WYJĄTKOWY i nie ma wychodzenia z Wielkiej Sali. Na razie nie możesz tu pisać, wróć do tego miejsca jak się skończy stan wyjątkowy i nie będziesz wtedy rzucał kostkami.
Cała sytuacja stała się dla Puchonki niejasna. Czy ten chłopiec naprawdę zwyczajnie z nich zakpił? Może ktoś mu kazał? Nie wyglądało to w każdym razie na nic dobrego. Mea i Snow próbowali dostać się już do różnych pomieszczeń na zakazanym piętrze i w końcu im się to udało. Mówi się, że do trzech razy sztuka. W ich przypadku to się sprawdziło, no i tyle dobrze. Bo co jeśli nie mogliby otworzyć żadnych drzwi? Zostaliby tu na zawsze? Okropna wizja, ale to mają już za sobą. Meadow nie miała pojęcia, co to za miejsce. Nic dziwnego, jeśli żadnego pomieszczenia z zakazanego piętra jeszcze nie znała. W jaki sposób miała je poznać? Bała się tu przychodzić i nie miała ku temu powodów. A prawdę mówiąc, teraz została zmuszona i zachwycona nie była. Na początku trochę spanikowała, ale widząc gdzie udało im się ze Snowem wejść, zapomniała o całej tej panice. - Woooow - szepnęła do siebie rozglądając się z szeroko otworzonymi oczami. - Wiedziałeś, że w Hogwarcie jest w ogóle takie miejsce? Bo ja nie! Jaka szkoda, że wcześniej tu nie trafiłam! Windstow była naprawdę oczarowana całym wystrojem katedry, a tak ściślej mówiąc, to tymi wszystkimi kryształowymi kulami. Dla takiej młodej oraz zdolnej wróżbitki jak ona, było to coś zachwycającego. Jednak nie ciągnęło jek od razu do odkrywania swojej przyszłości. Może trochę się jej bała. I lubiła niespodzianki. Poza tym... co jeśli zobaczyłaby coś złego? Najpewniej chodziłaby zestresowana do końca życia, gubiąc całkowicie swój entuzjazm i optymizm. Każdą wróżbę bowiem brała do siebie, była przekonana w ich prawdziwość. Póki co lepiej dla niej, że przyszłość była jeszcze nieodkrytą tajemnicą.
Coraz mniej wszystko Snowowi zaczynało się podobać. Jakby w spokoju nie mógł z Meadow nad jeziorem pospacerować. Tak dawno ładnej pogody nie było, że aż żal było z tego nie korzystać. Teraz to już nie miał co rozmyślać o tym wszystkim, bo nie mogli wyjść z tego przeklętego korytarza drzwiami, którymi weszli! Niby Snow to najlepszy z zaklęć nie był, ale alohomorę to to rzucić potrafił. Zostali na tym korytarzu we dwójkę tylko. Nie zauważył dokładnie w którym momencie zniknął chłopak, który ich tutaj przyprowadził. Widać to wszystko było tylko żartem. Jednak jak miał olać to wszystko. Nie mógłby tak Snow zostać wtedy nad jeziorem i udawać, że nic się nie wydarzyło. Dlatego też pociągnął Meadow za sobą, aby tutaj się znaleźli. Było mu teraz głupio, że to przez niego znaleźli się takiej sytuacji. - Gdybym tylko coś podejrzewał… Mea dlaczego to zawsze musi się tak kończyć? Jejku, myślisz, że jakiś nauczyciel nas znajdzie tutaj? To raczej mało przyjemne by było, ale przynajmniej moglibyśmy stąd wyjść - znów gadać zaczął, ale jednocześnie rozglądał się po korytarzu w nadziei, że zaraz znajdą jakieś wyjście. Otwarte drzwi. Albo cokolwiek. Nic takiego się nie stało i teraz to już zaczynał się powoli denerwować. Nie chciał jednak dać po sobie tego poznać i ruszył przed siebie. Chciał sprawdzić co znajduje się za konkretnymi drzwiami. Niestety większość zamknięta była i nie chciały ani drgnąć! W końcu trafił na jedne, które bez problemu ustąpiły pod jego naciskiem. No i dobrze, bo nie chciał tak tutaj tkwić. Niepewnie jednak je uchylał bojąc się tego co może za nimi spotkać. W końcu to Zakazany Korytarz, więc nie wiadomo czego można się spodziewać po pomieszczeniach na tym piętrze. - Myślisz, że nie ma tam nic co może nas zjeść? Może trzymają tutaj jakieś okropne rzeczy. Albo… no nie wiem. Ale po coś nazwali ten korytarz zakazanym - nie przerywał otwierania drzwi i kiedy nic od razu nie wciągnęło go do środka i nie zjadło uznał to za dobry znak! Razem z Meą znaleźli się w pokoju w którym było wiele kryształowych kul. Otworzył usta ze zdumienia i stał tak przez chwilę, ale w porę się opamiętał - Tego to się zupełnie nie spodziewałem. Już prędzej tego, że ktoś będzie w nas takimi kulami rzucał! Chociaż może to i lepiej, że nic takiego się nie stało. Bo gdzie byśmy wtedy uciekli? - podszedł do jednego ze stolików i usiadł Snow na pufie w którą się trochę zapadł, bo taka miękka była. Nie ruszał jednak żadnej z kul w obawie, że mógłby coś zbić albo może zobaczyłby w jednej jakieś nieszczęście. Lepiej za dużo nie wiedzieć. Z takiego założenia wychodził i tego się póki co trzymał. Wyciągnął z zaciekawieniem jednak rękę do jednej, ale mimo wszystko jej nie dotknął. Zatrzymał dłoń przed kulą i tak tkwił przez chwilę - Pewnie i tak nic w takiej bym nie zobaczył. Próbowałem kiedyś na wróżbiarstwie coś wywróżyć i musiałem zmyślać od początku do końca bo nic nie widziałem. Nic chyba złego się nie stanie jak ją dotknę? Chociaż przez ten pokój mam dreszcze.
Zbytnia ufność nie popłacała, a Meadow już wiele razy się na tym przejechała. Co ona miała poradzić na swoje dobre dla dosłownie wszystkich serce? Kiedy biegła naprawdę wierzyła, że to profesor chciał się z nimi spotkać. Nie rozumiała tylko jednego - czy to chłopiec ich wrobił, czy... zwyczajnie się zgubili? Bo jeśli to drugie, to należałoby zwrócić honor. - Nie mam pojęcia. Ale jeśli by nas znalazł, to dałby nam szlaban czy... odjął punkty? Nie chciałabym tego strasznie. - Mea głośno przełknęła ślinę. Nie bywała na szlabanach zbyt często, właściwie prawie nigdy. W gruncie rzeczy nie łamała jakoś strasznie regulaminu Hogwartu, co nie oznaczało, że się całkowicie do niego dopasowywała. Jeśli zaś chodzi o punkty, zdarzyło się to tylko raz. Meadow chodziła wtedy przez pełen tydzień upokorzona i zła na siebie. Nie było to zbyt fajne. Wielką ulgę przyniosły jej nareszcie dające się otworzyć drzwi. Dziewczyna nie chciała nawet myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby zostali tu na zawsze. Chociaż chwila, tak całkowicie na zawsze? Nieee. Na pewno ktoś kiedyś musiałby ich stąd wyciągnąć. Ale i tak świadomość, że zakazany korytarz bez powodu "zakazanym" nie był nazywany, przyprawiała ją o dreszcze. - Ciekawe czemu to miejsce jest na zakazanym korytarzu. Co tu jest takiego... zakazanego? - mruknęła raczej bardziej do siebie nadal lustrując każdy element pomieszczenia. Widząc, że Snow siada na jednej z sof, postanowiła pójść w jego ślady, bo byłoby bez sensu tak stać i zachwycać się wystrojem w nieskończoność. Puchonka usiadła więc na przeciwko chłopaka i wbiła zafascynowane spojrzenie w kulę. - Wróżbiarstwo jest strasznie łatwe! I w ogóle, wróżenie. Nic złego nie może się stać, w ostateczności zobaczysz złą wróżbę i... - Meadow automatycznie spoważniała. No tak, dla niej zła wróżba była równoznaczna z końcem świata czy coś. Pewnie dlatego, że u niej większość tych wróżb się sprawdzała. Nie widziała powodu, by nie ufać tej dziedzinie magii, tym bardziej, że była prawdopodobnie jedyną, na której tak dobrze się znała. - No wiesz, zła wróżba z kryształowej kuli to już inna sprawa. Ale trzeba myśleć pozytywnie, więc... dotknij, pewnie! - powiedziała dosyć ochoczo, ale sama nie była przekonana co do wróżenia akurat... tutaj. Nie miała pojęcia, czy wróżby w katedrze na zakazanym piętrze nie są bardziej drastyczne czy cokolwiek. Może lepiej nie było się narażać? Oj tam, jak się nie spróbuje, to się nie będzie wiedziało.
Polowałam na niego jakiś tydzień, bo wciąż było mi po prostu głupio, że zostawił mi swój płaszcz (oby nie jedyny), znikając tak szybko, iż nie zdążyłam w żaden sposób zareagować. Nie wiem, czy wydawało mu się, że zapisałam jego adres (tak na dobrą sprawę ledwie zerknęłam na kopertę, znacznie bardziej interesowała mnie jej zawartość, i gdyby mi tego nie powiedział, nie wiedziałabym nawet, że mieszka w Hogs) albo zapamiętałam go, kiedy nie-odpisywałam na list Deara, aczkolwiek nie byłam sobie w stanie przypomnieć, przy jakiej ulicy dokładnie mieszka, nie mówiąc już o numerze mieszkania. Dlatego też, gdy w końcu trafiliśmy na siebie na wspólnych zajęciach, przyczaiłam się, w ślimaczym tempie pakując rzeczy do torby i dopiero, kiedy Calum ruszył w stronę drzwi, mało subtelnie rzuciłam się w jego stronę, materializując się tuż przed nim. Oczywiście przytłoczyłam go wyjaśniającym okoliczności słowotokiem, przepraszając, że wciąż jeszcze nie odzyskał swojej własności. Plan był prosty - mieliśmy razem przejść się do Pokoju Wspólnego Krukonów, żebym mogła mu oddać płaszcz (czysty i wyprasowany - może jedynie odrobinę przesadziłam, skraplając go kilkoma kroplami wywaru z lawendy, ale liczyłam na to, że Calum nawet tego nie wyczuje). Aczkolwiek dzisiaj był ten dzień, kiedy schody wyjątkowo kaprysiły, przesuwając się tak, jak tylko chciały i nie zważając na jakiekolwiek protesty. Byliśmy już mniej więcej dziesięć schodów od nieprzemieszczającej się powierzchni płytek, kiedy nagle coś nami szarpnęło - w ostatniej chwili złapałam się balustrady, żeby nie polecieć na wylądować na Dearze. - O słodka Roweno, tylko nie to, chodź, skaczemy - błyskawicznie złapałam Krukona za rękę, ruszając przed siebie, lecz równie gwałtownie przerwałam rozbieg, niemalże w ostatnim momencie wycofując się ze swojego zamiaru - jakimś cudem schody zdążyły się rozszerzyć, dosztukować kilka stopni, a my znaleźliśmy się już nad poziomem posadzki. Nie dałabym rady skoczyć - nie z takiej wysokości. Nerwowo zacisnęłam palce na jego dłoni i dopiero po chwili zreflektowałam się, co robię - przeprosiłam więc Caluma (ponownie), nie patrząc mu się w oczy, po czym zamiast niego zaczęłam z powrotem miażdżyć barierkę. Kiedy schody połączyły się z kolejnym piętrem, czym prędzej z nich zeszłam, marząc o tym, by znaleźć się na stabilnym, nieprzemieszczającym się gruncie. Nie zastanawiałam się nawet, gdzie wylądowaliśmy. Dopiero wdzierająca się do myśli cisza w połączeniu z wirującym kurzem, królującym na opuszczonym korytarzu, sprawiły, że dodałam dwa do dwóch i jęknęłam cicho. - Piąte? - choć szeptałam, odniosłam wrażenie, że niemalże to wykrzyczałam, echo niosło moje pytanie, odbijające się wielokrotnie od ogołoconych ścian. - Wróćmy lepiej na te schody - dodałam o kolejne pół tonu ciszej - aczkolwiek, kiedy odwróciłam się, czekała na mnie niespodzianka. Schody wyparowały. Przeklęłam pod nosem mało subtelnie, zastanawiając się, co powinniśmy zrobić. - Poczekajmy na nie, ale może nie na widoku? Bo jeśli ktoś nas tutaj znajdzie, na milion procent zarobimy paskudny szlaban - poruszyłam klamkami dwóch drzwi, które okazały się zamknięte… dopiero trzecie… otworzyły się przede mną same? Zmarszczyłam nieco brwi, bo wydawało mi się to… niepokojące? Lecz szybko zapomniałam o swoich obawach, kiedy przekroczyłam próg i… znaleźliśmy się w królestwie kryształowych kul, skrzących się tajemniczo na zakurzonych półkach. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa - zamarłam, chłonąc wzrokiem ten obraz.
Zostałem upolowany. W zasadzie nie zastanawiałem się nad tym, jak miałem odzyskać płaszcz po tym, jak oddałem go Ulli w trzech miotłach. Zrobiłem to pod wpływem jakiegoś durnego impulsu, bo wtedy wydawało mi się to stosowne, a potem zwyczajnie w świecie... Zapomniałem? W sumie myślałem o tym płaszczu, ale nie tęskniłem za nim. Miałem drugi, nawet trzeci, bo mamusia przecież nie pozwoliłaby mi mieć tylko jednego płaszcza z moim słabym zdrowiem. Spodziewałem się, że dostanę go z powrotem tego czy tamtego dnia, ale nie miało to dla mnie większego znaczenia. Prawdopodobnie gdyby dziewczyna przeczekała jeszcze tydzień, mogłaby sobie go przywłaszczyć, bo kompletnie wymazałbym z pamięci ten jeden kawałek ubioru. Zaatakowany zostałem pod drzwiami zaraz po zajęciach. Ulla uraczyła mnie niezwykle długim monologiem, którego nie przerwałem wyłącznie z wrodzonej grzeczności. Zaproponowała, byśmy przeszli się do pokoju wspólnego Ravenclawu, na co zgodziłem się bez problemu. Chciałem tak czy siak spróbować złapać Lottę, z którą ostatnio miałem bardzo mało kontaktu. Wyglądała coraz gorzej, ale nie zgłaszała się do mnie z żadnymi problemami, ani osobistymi, ani zdrowotnymi, ani zawodowymi, także kompletnie nie wiedziałem, w czym rzecz. Ruszyliśmy z Ullą przed siebie, kierując swoje kroki w stronę wieży Ravenclawu. Ten dzień jednak nie należał do tych najlepszych i po drodze spotkała nas niespodzianka, raczej niemiła. Może nie była fatalna w skutkach, ale zdecydowanie dorobiła nam opóźnienia. Schody postanowiły sobie z nas zażartować, wskutek czego zamiast na kolejnym półpiętrze znaleźliśmy się... Na piątym piętrze. Tym zakazanym. Nigdy się tu nie zapuszczałem - głównie dlatego, że było zakazane (prawdopodobnie znajdowało się tu coś, z czym uczniowie i studenci nie powinni mieć styczności). Nie szukałem wrażeń tego typu, toteż zwyczajnie odpuszczałem wycieczki zamkoznawcze w tej części zachodniego skrzydła. - Też uważasz, że ten dzień jest wspaniały do zarwania szlabanu? - zapytałem, sztucznie ubawiony nagłym zniknięciem schodów. Generalnie tkwiliśmy w korytarzu, który z obu stron zakończony był ścianą i z którego w tej chwili nie było żadnego wyjścia. - Hej, w sumie nie jest tak źle. Skoro nie możemy zejść, nikt tu też nie wejdzie - zauważyłem i parsknąłem śmiechem. Nie ma to jak szukanie pozytywów w sytuacjach beznadziejnych. Skoro mieliśmy okazję, równie dobrze można było nagiąć zasady i sprawdzić, cóż takiego może czaić się w zakazanym korytarzu? Cóż... Chyba niewiele. Lub przynajmniej było trzymane pod kluczem, bo próbowaliśmy dostać się do różnych pomieszczeń i żadne drzwi nie puszczały. Dopiero któreś z kolei stanęło przed nami otworem... Odsłaniając przede mną jeden z piękniejszych widoków, jakie w życiu widziałem. Aż się zachłysnąłem powietrzem z wrażenia, gdy zobaczyłem te wszystkie kryształowe kule. Serce zabiło mi mocniej i poczułem to niezdrowe podniecenie jak zawsze, kiedy znajdowałem się w pobliżu wróżbiarskich przedmiotów. Bez zastanowienia wpakowałem się pokoju z buciorami, przechadzając się między stolikami jak zaczarowany. Moją uwagę przykuła jedna kula, która była naprawdę dobrze zrobiona. Podstawka lśniła, zupełnie jakby ktoś ją niedawno polerował, a grawerowane zdobienia układały się w piękne spirale. Dym w szklanej bańce wił się powoli. Nawet nie pamiętałem, kiedy usiadłem do stolika. Dopiero gdy w szkle odbiła się twarz stojącej za mną Ulli otrzeźwiałem. Odwróciłem się, przerażony całą tą sytuacją. Nie powinienem tu być. Nie powinienem być tu z nią. Ale tu było tak pięknie... - Co to za miejsce? - zapytałem głupawo, nie mogąc zdobyć się na nic innego. Przełknąłem z trudem ślinę, wodząc wzrokiem po ścianach pomieszczenia.
Zawsze ciągnęło mnie do zagubionych przestrzeni - jednak nigdy nie odważyłabym się na zmierzenie się z tajemnicą, która zdecydowanie mogłaby mnie przerosnąć. W jakiś sposób, trudny do wytłumaczenia i opierający się na rozbudowanej intuicji, jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się wpaść w poważne tarapaty, chociaż definitywnie zbyt często wściubiałam nos tam, gdzie nie powinnam była. To silniejsze ode mnie - fascynuje mnie, w jaki sposób funkcjonuje organizm zamku. Jego tkanka zdaje się być cała naznaczona zapomnianymi arteriami, przedsionkami i komorami tętniącego magią serca. Lubię je odkrywać - wszystkie miejsca nienaniesione na mapę Hogwartu, które jedynie czekają na to, by ktoś wyznaczył ścieżkę na warstwie kurzu pokrywającej nieistniejące dla świata przestrzenie. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się zabłądzić na to piętro; mogłam przekraczać próg tajemniczego pokoju, lecz nie wtedy, gdy wiązało się to z pogwałceniem regulaminu - nie łamanie zakazów dostarczało mi emocji, lecz sam fakt znalezienia się w miejscu, do którego niemalże nikt nie miał dostępu. Tych wrażeń szukałam najczęściej na najbardziej opustoszałych korytarzach, lecz tutaj, niekoniecznie z własnej woli, a nawet wbrew niej, znalazłam się po raz pierwszy. - Idealny, zdążyłam się już stęsknić za szlabanami, zawsze czuję się jak wzorowa uczennica, kiedy mogę spełnić swoją powinność, przysłużyć się szkole i zadbać o to, żeby Patton był w stanie przejrzeć się w nocnikach ze Skrzydła Szpitalnego jak w lustrze - zarobiłam tę karę tak na dobre zakończenie roku szkolnego, jakieś cztery miesiące temu, a mam wrażenie, jakby to było tydzień temu. Takich rzeczy się nie zapomina, zły szlaban boli przez całe życie. Faktycznie, teoretycznie znajdowaliśmy się w sytuacji bez wyjścia, ale z drugiej strony Calum miał rację - nikt nas tutaj nie nakryje, dopóki schody nie zechcą łaskawie powrócić na swoje miejsce. O ile…? Nie, żadne o ile. Czarnowidzenie może zostawię komuś innego, skoro nawet jasnowidzenie nie idzie mi najlepiej. Najgorsze było to, że gdy tylko przekroczyłam próg naszej kryjówki, wiedziałam już, że kiedyś tu wrócę. To pomieszczenie oczarowało mnie całkowicie - wydawało się być utkane z iluzorycznych wiązek, szklanych miraży przyszłości, nie mieć w sobie ani włókna realizmu. Zupełnie tak, jakby tkwiło zawieszone w czasie, gdzieś pomiędzy zatęchłą przeszłością a enigmatyczną przyszłością, zapisaną w oparach otaczających nas zewsząd kul. Ku mojemu zdziwieniu to Calum wyrwał się do przodu jako pierwszy i z zagarniętą zdobyczą rozsiadł się przy stole. Minęłam go, rzucając okiem na wykończoną precyzyjnymi ornamentami kulę - wygląda niesamowicie - prawdziwe cudo - pochwała nie była jedynie frazesem, przez moje ręce przewinęły się przecież dziesiątki egzemplarzy kul, zlewających się w jedno - ta konkretna zapada w pamięć. - Musiała być robiona na zamówienie, zapewne jakieś dwa wieki temu - zgadywałam, roku powstania nie dałam rady oszacować, ale bez wątpienia nie powstała wcześniej niż na początku ubiegłego wieku. Muskając opuszkami palców lewej dłoni zdającą się nie mieć końca półkę, ruszyłam wzdłuż niej, by chwilę później znaleźć się po drugiej stronie regału. Teraz oddzielały mnie od Caluma szklane kule. Zatrzymałam się przy jednej z nich, przyglądając się wygrawerowanemu napisowi, tajemniczym... inicjałom? - Nie mam pojęcia - może to się nam po prostu przyśniło? - Nie wiem, czy przypomina mi bardziej cmentarzysko przeszłości, czy raczej świątynię przyszłości - w tym przypadku chyba również granica była cienka. - Po co ktoś je tutaj zgromadził? Kim mogli być ich właściciele? - moje pytania snuły się tak ospale jak strzępki dymu uwięzione w szklanych więzieniach.
W mojej głowie kołatało się naprawdę wiele myśli. Nie mogłem uwierzyć, że akurat tego dnia, w taki oto sposób znalazłem się z NIĄ w tym miejscu, na cmentarzysku kryształowych kul. Zupełnie jakby los celowo rzucał mi kłody pod nogi lub usilnie dążył do tego, by wpleść jej osobę w moje życie prywatne, stawiając ją zawsze w chwilach, gdy chodziło o mój interes. Mówiąc interes mam na myśli oczywiście kule, amulety i resztę wróżbiarskich akcesoriów. Przecież najpierw natknąłem się na nią w sklepie wróżbiarskim, który okazał się należeć do jej babci. Tylko czemu dopiero teraz? Czemu nigdy wcześniej nie stanęliśmy na swojej drodze? Zdecydowanie zbyt wiele myślałem i mogło się to odbijać na moim wyglądzie, bowiem dopiero po paru chwilach zorientowałem się, że mam nieco rozchylone usta, a moja ręka spoczywała na powierzchni owej kuli, którą jeszcze minutę temu się tak zachwycałem. Wróciłem do niej wzrokiem - tak, była naprawdę dobrze zrobiona. Podświadomie wiedziałem jednak, że moje wcale nie wyglądały gorzej - może nie miałem jeszcze tak dużej wprawy w wizualizowaniu sobie wszystkich tych spiralnych wzorów i innych ozdób, ale ostateczny efekt zawsze był... Co najmniej dobry. Tak sądzę. Ugryzłem się w język, by nie palnąć żadnej głupoty na ten temat. Wystarczająco wiele zdradzały moje oczy, łakomie patrzące na praktycznie każdą kulę w pomieszczeniu. - Umiesz z nich wróżyć? - zapytałem nagle, z zaciekawieniem patrząc na dziewczynę.
Chyba nie analizowałam tego aż tak dogłębnie, lecz mnie również dopadł cień tego pytania - które, choć niewypowiedziane, istniało gdzieś w podświadomości - czemu właśnie teraz splotły się nasze drogi - i dlaczego (pomimo tego, że mieliśmy się rozejść w milczącej, obopólnej zgodzie, zostawiając za sobą tajemnicę) nie chciały się rozejść? Nie wierzę w przypadek, wiem, z całą dozą pewności, że nasze losy naprawdę spisane są w astralnym języku na pergaminie nieba - atramentem równie trudnym do odczytania jak ten przez mugoli zwany sympatycznym - lecz w odróżnieniu od niemagicznego odpowiednika nie wystarczy go jedynie doświetlić, podgrzać - jest możliwy do dostrzeżenia wyłącznie przez tych władających mową gwiazd. Bądź przez równie przypadkowe osoby jak ja, w dniu urodzin skąpane w gwiezdnym pyle mądrości, zupełnie niezasłużenie otwierające trzecie oko, by wydrzeć z odmętów wszechświata tajemnice losu. Dopiero pytanie Deara sprawiło, że oderwałam wzrok od grawerowań na wyjątkowo starej, drewnianej podstawce kryształowej kuli. Czy umiem...? - Każdy to umie, nie jestem wyjątkiem - powiedziałam, przez chwilę zbierając myśli, by właściwie mnie zrozumiał. - Po prostu niektórym, nieco mniej podatnym na wizje - nie aż tak wrażliwym? - otworzenie swojego umysłu na bodziec przyszłości sprawia więcej problemów, bo nie potrafią wyzbyć się uprzedzeń i zahamowań, sami zamykają się na obrazy w kryształowych kulach… może część z nich po prostu boi się tego, co w nich zobaczy? - pokonałam odcinek dzielący mnie od Caluma szybciej, niż było to konieczne, lecz chciałam już sięgnąć po to cudo, znajdujące się teraz w jego dłoniach. Wskoczyłam na stół, który zaskrzypiał z urazą pod moim ciężarem, po czym uklękłam na środku, zawłaszczając sobie sporo miejsca. Ściągnęłam łopatki, prostując swoje plecy. Dbanie o właściwą postawę ciała było bez wątpienia jedynie kosmetycznym zabiegiem, ale czy nie takie detale odróżniają amatorów od osób aspirujących do miana profesjonalistów? Przesunęłam kulę tak, że niemal dotykała moich kolan, po czym rozluźniłam ramiona i musnęłam dłońmi szklaną powłokę. Brakowało mi hipnotycznej woni kadzideł, lecz aura tego miejsca działała na mnie podobnie. Zamknęłam oczy, pozwalając, by moja energia przepłynęła do przedmiotu - dopiero, kiedy pod opuszkami wyczułam coś, co trudno zdefiniować, otworzyłam powieki, wwiercając się spojrzeniem w szkło, przenikając przez niego - dostałam się do środka, a zaraz potem spłynęła na mnie (nie)łaska przepowiedni. Mgła sczerniała, zgęstniała jak smoła kotłująca się w wodzie - trwało to tylko chwilę, następnie niepokojący, wibrujący niekontrolowanie impuls powidoków mocy sprawił, że zaatakowała ścianki z takim impetem, iż zdawać by się mogło, że przedostała się na zewnątrz - iluzoryczna siła uderzenia odrzuciła mnie lekko do tyłu. Oderwałam dłonie od kuli, z przerażeniem wpatrując się w srebrzyste opary - z powrotem tak spokojne, jak zawsze. - Czy… też to poczułeś? - co to, na Merlina, było?
rzucam, bo nie chcę czitować, można uznać, że przepowiednia nie jest pozytywna, bo nie dotyczy bezpośrednio Ulki
Podobne pytania zadawałem sobie za każdym razem, gdy tylko stawała na mojej drodze. Nie wiedziałem, czy to może jakiś dziwny mechanizm w psychice ludzkiej powodował, że znacznie częściej ściągała mój wzrok chociażby przez fakt, iż dopiero niedawno poznałem jej imię i miałem okazję z nią porozmawiać, rozpoczynając plecenie tej nici, która miała nas łączyć, lecz coś w tej dziewczynie sprawiało, że nie mogłem oderwać wzroku. Z ciekawości? Możliwe. Podobne analizy zawsze mnie męczyły, gdyż po czasie orientowałem się, że plotę sam do siebie niestworzone głupoty niemające pokrycia w rzeczywistości, jakkolwiek chciałbym ją nagiąć. Nie było co nadinterpretować, aczkolwiek sam uważałem, że to nieprzypadkowe. Pytanie tylko, jakie losy zapisały nam gwiazdy? Słuchałem jej uważnie i nie mogłem pozbyć się wrażenia, że wie o tym znacznie więcej niż ja, mimo iż sam laikiem nie byłem. Chyba nie miałem się czemu dziwić, jej babcia była znanym mi jasnowidzem i prowadziła sklep z akcesoriami wróżbiarskimi, Ulla musiała wiedzieć coś na ich temat, nie mówiąc już o technikach wróżenia. Prawdopodobnie obcowała z nimi od dziecka lub chociaż dowiedziała się o nich znacznie wcześniej niż ja, w trzeciej klasie Hogwartu. Pokiwałem z uwagą głową, po czym uniosłem wysoko brwi - spodziewałem się wielu rzeczy, lecz nie tego, że wskoczy na stół. Obserwowałem jej kokoszenie z nieskrywanym zaciekawieniem. Dotykała kuli z ogromną dozą delikatności, zdawało się, że jej palce w ogóle nie dotykały jej szklanej powierzchni. Mimo to ja sam wyczuwałem zmieniającą się w środku energię i coraz gęściej kłębiący się dym. Przeniosłem wzrok na nią i chyba tylko dlatego w chwili "odrzucenia" moja ręka zdążyła wystrzelić w kierunku jej ramienia, oplatając wokół niego palce i przytrzymując ciało dziewczyny od zsunięcia się ze stolika. Na moment wstrzymałem oddech, gdy nasze spojrzenia się spotkały. - Widziałaś złe rzeczy - skomentowałem jedynie.