Mugolska Sala, nazywana przez większość ślizgonów pogardliwie "szlamowatą salą" jest jednym z najmniej magicznych miejsc w Hogwarcie. Znajdziesz tu masę książek mugolskich autorów, różnorakich czasopism oraz płyt winylowych z mugolskimi zespołami, których możesz przesłuchać na gramofonie znajdującym się w rogu klasy. Ściany oblepione są wycinkami z mugolskiej prasy, wydrukami z Internetu, plakatami samochodów i motorów, a nawet paragonami z restauracji. Czyli dosłownie wszystkim. Możesz tu także przyklapnąć na jednej z kanap.
Autor
Wiadomość
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget nie byłaby w stanie świadomie odpuścić sobie lekcji organizowanej przez Hala. Z drugiej strony jednak zastanawiała się, jak to będzie? Nigdy nie sądziła, że z profesorem Cromwellem będzie ją tyle łączyło - przeżyli razem prawie tydzień w kolumbijskiej dżungli, mierząc się z wieloma niebezpieczeństwami i ryzykując własne zdrowia. Teraz jednak byli w szkole, wracając do bycia nauczycielem i uczennicą, nie partnerami. Oczywiście bez podtekstów. Zjawiła się w mugolskiej sali i już od wejścia rozglądała się z wielkim zainteresowaniem. Nie bywała w tym pomieszczeniu zbyt często, toteż nie miała pojęcia, co się w nim znajdowało. Miała przy sobie notatnik, pióro, różdżkę i dyniowy pasztecik w dłoni, który za moment zamierzała spałaszować ze smakiem. Skinęła głową i uśmiechnęła się do obecnych w sali dziewcząt i Viniego, po czym stanęła pod jednym z regałów i wgryzając się w pasztecik, przeglądała stojące na jednej z półek pozycje mugolskich pisarzy. Nie była zbytnio zaznajomiona z literaturą ludzi niemagicznych, toteż niezwykle pochłonęło ją odczytywanie skróconych fabuł na odwrocie ksiąg.
Rachel nie zamierzała się spóźnić na jedyną lekcję prowadzoną przez (mniej więcej) rownolatka. Z resztą w ich wieku kilka lat w tą czy w tą nie robiło praktycznie żadnej różnicy. Przyszła więc na czas, nie przesadnie wcześnie, ale zdecydowanie tak, by nie zostać posądzoną o wpadanie na ostatnią chwilę. Tak było raczej najgrzeczniej, poza tym nie chciała peszyć swoją osobą młodzieży, która chyba jeszcze nie do końca przyzwyczaiła się do jej obecności w charakterze studentki. Kiedy już weszła do sali, wedle zaleceń nie zabierając różdżki, najpierw zwróciła się do wszystkich przyjaźnie: - Witajcie! A potem usiadła na wolnej kanapie, czekając na przyjście Hala. No, chyba że ktoś zamierzał do niej zagadać!
Procrastination McGregor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : rude włosy, sporo piegów, szeroki uśmiech
Ach! Nie ma to jak kolejna lekcja Opieki nad magicznymi stworzeniami z opiekunem jego własnego domu. Nie zawsze podobały mu się "akcje" profesora, jak wtedy, gdy nabrał go, że będą mieli zajęcia o smokach, ale nie było sensu skupiać się na tym aż tak mocno. W końcu jego zajęcia były naprawdę w porządku i zawsze dostarczały jakichś nowych, wartych zapamiętania rzeczy. Co prawda jego ambicją była praca ze smokami, ale kto wie, gdzie wyląduje, a nawet, jeśli mu się uda, to przecież nie mógł znać się tylko na nich. W świecie magii było zbyt wiele fantastycznych stworzeń, żeby mógł skupić się na jednym gatunku! Właśnie dlatego dzisiejszego dnia sprawnym krokiem zmierzał do "mugolskiej sali", gdzie mieli odbyć zajęcia. Z racji tego, że Hal nakazał im nie brać różdżek postanowił zostawić swoją w dormitorium. Początkowo korciło go ją wziąć, gdyż był przekonany, że może się do czegoś przydać, ale ostatecznie uznał, że ten jeden raz może faktycznie posłuchać danych mu wytycznych. Jeśli okaże się, że zrobił jednak głupotę i przepuścił jakąś fascynującą okazję, to po prostu następnym razem dobrze schowa ją pod szatą. Gdy w końcu dotarł na miejsce bez wahania wszedł do środka i lustrując zgromadzonych wzrokiem zorientował się, że przybył przed czasem. Profesor jeszcze się nie pojawił, a więc miał nieco wolnego czasu, który musiał jakoś spożytkować. Usiadł więc na jednej z wolnych kanap, zgarniając z półki od razu pierwsza lepszą książkę, która okazała się mówić o różnych rodzajach jeży!! Oczy momentalnie mu się zaświeciły i otworzył ją, przeglądając uważnie zawartość. Co prawda zwierzęta te nie miały w sobie nic z faktycznej magii, ale były wręcz rozkosznie urocze, zdecydowanie miał do nich słabość.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Ettie, jak niemal każdy człowiek na świecie, zwierzęta lubiła. Opieka nad nimi była już jednak zupełnie inną parą kaloszy. Wcale nie lubiła związanej z tym odpowiedzialności - to co innym przynosiło spełnienie dla niej było niewyobrażalnym brzemieniem, szczególnie, że nawet gdy naprawdę się starała coś jej szło nie tak. Już dawno doszła do wniosku, że im mniej się nimi opiekowała, tym lepiej było dla nich. Od czasu do czasu - kiedy nachodziło ją na samorozwój - przychodziła na zajęcia Cromwella, wyłącznie dla zdobycia teoretycznej wiedzy. Po za tym dobrze było znać opiekuna własnego domu. Tym razem skusiło ją jednak miejsce. Wiadomo było, że jeśli gdzieś w zdaniu pojawiało się "mugol", Etka z językiem na brodzie i piórem gotowym do notowania leciała w tamtym kierunku, na wypadek gdyby padły tam jakieś istotne informacje. Różdżki, mimo polecenia, nie zostawiła w dormitorium. Nigdy się z nią nie rozstawała, chociaż w rzeczywistości była to trochę wymówka, mająca przykryć to, że była po prostu okropnie przekorna. Pusty, pozbawiony wyjaśnień zakaz aż się prosił o złamanie. Jeżeli mieli coś robić bez użycia magii, to nie było problemu - różdżka mogła zostać w kieszeni. Nie widziała jednak powodu, dla którego mieliby ich w ogóle nie przynosić. Cromwell aż tak im nie ufał? Weszła do sali i aż mimowolnie uniosła brwi widząc zróżnicowane wiekowo towarzystwo. Skinęła głową @Rachel Brown, ale nie przysiadła się do sąsiadki, uciekając na inną kanapę. Nie chciała być wredna i płytka, ale i tak dziwnie jej było z faktem, że kobieta była z nią na roku. Nie miała zielonego pojęcia jak powinna była teraz ją traktować, a do tego czuła się jakby studiowała z babcią.
Rachel - napisałam Ci w relkach, ale już sobie zakładam, że się znamy z Hogsmaede przynajmniej na tyle, żeby Ci mówić "dzień dobry" ;p
MAM RÓŻDŻKĘ
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Okropnie żałowała, że ominęły ją zajęcia Cromwella o owadach, zwłaszcza, że były to jedne z ostatnich które w tym semestrze dało się przeprowadzić na zewnątrz i nie zmuszać przy tym uczniów do odmrażania sobie tyłków. Nie zastanawiała się specjalnie nad miejscem tych zajęć, ani dlaczego mieli nie przynosić różdżek, podejrzewała jednak, że nie będą zajmowali się mugolskimi zwierzętami. Ostatnio też wszystkim wydawało się, że zbierali niemagiczne muchy, a okazało się nauczyciel nie zwariował i jednak pamiętał, czego nauczał, a to oni nie ogarnęli. Była pewna, że przyszła na czas, ale gdy weszła do sali jej wzrok padł na dużo starszą od reszty kobietę siedzącą na kanapach. Nie była co prawda Cromwellem, ale może mieli jakieś zastępstwo czy coś. - Przepraszam za spóźnienie - bąknęła niewyraźnie do @Rachel Brown, kiedy uświadomiła sobie coś przerażającego. Przecież jakiś znajomy z Gryffindoru jej już mówił, o jakiejś bardzo... dorosłej facetce, która zaczęła studia. Spaliła potwornego buraka, przeklinając w myślach swoją społeczną niezręczność, po czym uciekła do jedynej przyjaznej twarzy, którą widziała w sali. Usiadła obok @Lily Thicket z jękiem wciskając w nią czerwoną twarz. - Dlaczego ja jestem takim dzbanem? - szepnęła, prostując się, ale nie podnosząc wzroku, żeby - Merlinie broń - nie spotkać przypadkiem wzroku tamtej kobiety, ani nikogo kto mógł słyszeć jej wtopę.
Na prośbę Hala przekazuję, że wstawi posta z lekkim opóźnieniem, ale nie później niż we wtorek, bo mu jebła ładowarka do lapka. Do tego czasu można jeszcze wbijać.
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Nigdy nie ciągnęło ją do magicznych zwierząt. Zawsze stanowiły dla niej zagadkę i nie małą konsternację na jej twarzy potrafiły wywołać. Nie wspominając o tym, że niektórych po prostu się bała. Tak naprawdę, jedyne zwierze, które jako tako tolerowała w swoim życiu, ze wzajemnością, to jej sowa Romo. Poznawanie tego rodzaju magii nigdy nawet nie było dla niej ważne i wyjątkowe. Ale dzisiaj postanowiła to zmienić. Kiedy usłyszała, że zbliżają się zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami, ten pierwszy raz postanowiła w nich uczestniczyć. Sprawdzić, czy aby na pewno to nie jest coś cholernie ważnego w jej życiu. W końcu, do pewnego momentu na miotle też nigdy wcześniej nie siedziała, a potem jak już usiadła, to nie chciała z niej zsiąść. Może i z tym miało być podobnie? Nie wiedziała, co zastanie w klasie w której miały odbyć się zajęcia. Planowała pojawić się tam wcześniej, aby zapoznać się z tematem zajęć i przygotować, ale jej to nie wyszło najlepiej. Biegła więc na ostatnią chwilę, pewna w stu procentach, że spóźni się grubo i nie zrobi dobrego pierwszego wrażenia. Zdziwiła się więc, kiedy pociągnęła za klamkę i nie dostrzegła profesora Cromwella w środku. Za to siedziała jakaś starsza pani, która wyglądała zdaniem Włoszki wyglądała przynajmniej dziwnie. Dostrzegła jednak @Vinícius Marlow więc w jego stronę od razu skierowała swoje kroki. - Che fortuna che il professore non sia ancora qui...* - rzuciła, klapiąc obok niego na wysiedzianej, starej kanapie. Widząc jednak konsternację na jego twarzy, wywróciła oczyma. - Co z Ciebie za Włoch, że po włosku nic nie rozumiesz? - cały czas zapominała o tym niewielkim fakcie. Viní miał matkę Włoszkę. Ale nic poza tym wspólnego z Włochami nie miał.
*Che fortuna che il professore non sia ancora qui. - co za szczęście, że profesora jeszcze nie ma.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Zajęcia Cromwella zwyczajnie się Mefisto nie podobały - miał wrażenie, że nie jest odpowiednim odbiorcą. Czuł się mocno nie na miejscu, kiedy zostały mu zlecane zadania godne najmłodszych klas. Prędko doszedł do wniosku, że starszymi i bardziej rozgarniętymi uczniami zajmuje się profesor Swann, podczas gdy pieczę nad małymi amatorami obejmuje właśnie opiekun Gryffindoru. Nudziło mu się. Zbliżała się chyba wyjątkowo uciążliwa pełnia, bo już odczuwał skutki zapełniającej się tafli Księżyca. Nie mógł usiedzieć w miejscu, a jednocześnie szybko odechciewało mu się podjętych czynności - w końcu ile mógł trenować, czytać jakieś notatki, babrać się pod maską samochodu? Potrzebował urozmaicenia, a informacja o przeprowadzaniu lekcji Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami w bardzo nietypowym miejscu zdołała go zaintrygować. Ciekaw był jakie znaczenie miał brak różdżki, no i jaki w ogóle pomysł miał nauczyciel, którego wyraźnie bardziej ciągnęło do teorii, niżeli praktyki. Mefistofeles doszedł do prostego wniosku, że jeśli będą zajmowali się czymś równie pasjonującym co gumochłony, to wyjdzie. Zawsze mógł powiedzieć, że źle się czuje... Albo mieć w głębokim poważaniu zdanie profesora i zwyczajnie wymknąć się za drzwi. Nieszczególnie mu zależało na jego opinii. Rozejrzał się, ale w pomieszczeniu nie dostrzegł nauczyciela. Zebrało się za to już trochę ludzi. Nox wziął różdżkę. Spoczywała bezpiecznie w torbie i chłopak kompletnie o niej nie myślał; prawdę mówiąc, chyba nawet nie wpadł na to, że mógłby ją wyjąć. Po prostu była, bo chociaż podobało mu się robienie przerw od używania magii, to czasami bardzo się przydawała. W tak magicznym miejscu, jakim był Hogwart, porzucenie możliwości rzucania zaklęć było sporą głupotą. Nie było zbyt wiele wolnych miejsc. Mefisto nie miał ochoty wdawać się w dyskusje z gryfońską babcią, nie zamierzał też przeszkadzać młodym i podekscytowanym umysłom. Przysiadł w bezpiecznej odległości do @Harriette Wykeham, ale mimo wszystko na tej samej kanapie - obrzucił ją beznamiętnym spojrzeniem, niemal jakby jej wcale nie dostrzegł. Niby uważał, że ze względu na wzajemną niechęć nie będą się do siebie odzywać... Ale może liczył na jakieś drobne urozmaicenie zajęć?
Chłopak wziął notes, pióro i kałamarz, odłożył różdżkę na biurko, po czym wyszedł z dormitorium. Nie zastanawiało go szczególnie, dlaczego ma nie brać różdżki - nawet się nad tym szczególnie nie zastanawiał. Miał na głowie ostatnio wiele spraw, jak między innymi prezenty dla bliskich, przez co nie myślał prawie wcale... Thomas cieszył się, że wreszcie będzie lekcja Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, bo bardzo je lubił i miał on wewnętrzną nadzieję, że będzie coś o memortkach, które już od dziecka bardzo lubił. Kiedy chłopak doszedł do sali, poprawił jeszcze szatę i wszedł do pomieszczenia. -Dzień dobry -powiedział bardziej do siebie, niż do konkretnej osoby, po czym rozejrzał się po sali i zajął jedno z wolnych miejsc. Czekając na profesora, przeglądał swoje notatki.
Franklin miał szkołę gdzieś - tak krótko mówiąc. Co prawda zjawiał się na zajęciach, lecz robił to nieregularnie i niechętnie, po prostu czując, że marnuje dany mu w Hogwarcie czas. Miał przecież trenować, miał wrócić do formy, doprowadzić drużynę Gryfonów do zwycięstwa w lidze Quidditcha. Po krótkim namyśle stwierdził jednak, że może powinien ruszyć dupsko i na jakichś zajęciach się dziś stawić - padło na ONMS pod okiem Hala Cromwella, co było jednocześnie plusem i minusem. Za przemawiał fakt, że może gdy opiekun domu zobaczy go na swojej lekcji, będzie spoglądał na niego przychylniejszym wzrokiem. Minusem natomiast był fakt, że równie dobrze może pogorszyć swoje zdanie na temat Eastwooda, jako że Gryfon nie miał bladego pojęcia o magicznych stworzeniach. Ale co będzie, to się dopiero okaże! Wszedł do sali pełnej regałów z książkami i całej masy przedmiotów, które prawdopodobnie pierwszy raz na oczy widział. Jego wzrok od razu powędrował w kierunku kanap - szczególnie tej jednej, na której siedziała @Silvia Valenti w towarzystwie jakiegoś chłopczyka z loczkami. Uśmiechnął się zawadiacko i przeczesał palcami i tak zmierzwione włosy na czubku głowy, po czym podszedł do Puchonów. - Elo, wbijam się! - stwierdził, po czym bezpretensjonalnie zwalił się na kanapę między nich, prawdopodobnie zahaczając nogami o ich kolana lub też przez moment siadając im na nich, póki się nie przesunęli. Ramiona Franklina wystrzeliły ku górze i spoczęły na oparciu kanapy, jakby chciał zagarnąć jedno i drugie do siebie. Jego uwaga była jednak bardziej skupiona na Silvii niż Vinim. - Co tam? - rzucił, skinąwszy głową i ponownie rozciągnął usta w bardzo szerokim, ujmującym uśmiechu. A jako że zrobiło się na kanapie trochę ciasno, gdy wpakował tam swoje umięśnione cztery litery, jeśli dziewczę wyrażałoby chęci, mógł ją wziąć na kolanka. Co z tego, że w sali było jeszcze mnóstwo miejsca do siedzenia?
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Hal zwykle pojawiał się w miejscu zajęć jeszcze przed ich początkiem, więc mogło wydawać się dziwnym, że mało, że nie nie był przed czasem, to delikatnie się spóźnił. Wszedł do sali ze średniej wielkości kartonem z dziurami w rękach i nogą przymknął za sobą drzwi. Prawdę mówiąc powinien był wcześniej wszystko przygotować, ale jakoś tak nie mógł się zebrać. Wyglądał z resztą, jak na siebie, dość mizernie. Wprawdzie uśmiechnął się do wszystkich, mówiąc im przyjaźnie "dzień dobry", aczkolwiek brakowało mu zwykłego dla niego błysku w oku. O ile do tej pory wyglądał na bardziej podekscytowanego własnymi lekcjami niż wszyscy uczniowie razem wzięci, o tyle teraz nie biła od niego ta sama co zawsze energia, a wręcz wydawał się być z dziesięć lat starszy. A przynajmniej na pierwszy rzut oka. Skinął tym, którzy jeszcze stali, żeby rozlokowali się na kanapach i postawił karton na podłodze, tak, żeby wszyscy mogli go widzieć, po czym przyklęknął obok. - Dzisiaj się wam spodoba - uśmiechnął się do zgromadzonych, tym razem jakby bardziej szczerze. Niezdradzanie co miało być tematem zajęć było już jego stałą techniką. Być może tracił w ten sposób część słuchaczy, niepewnych czy zainteresuje ich lekcja. Hal jednak wolał nawet mieć ich mniej, a wiedzieć, że naprawdę interesowały ich zwierzęta - małe i duże, przyjazne i groźne, popularne i słabo poznane, urocze i brzydkie. Osobiście uważał, że prawdziwy zoolog powinien wiedzieć chociaż trochę o najróżniejszych grupach zwierząt. Czas na profilowanie się jeszcze mieli, a z doświadczenia wiedział, że im dalej w las, tym mniej było go na zajmowanie się czymś, co nie dotyczyło bezpośrednio wykonywanego zawodu. Dziś jednak miał nagrodę la wytrwałych. Chyba... - Poznajcie moich dzisiejszych asystentów - podniósł pokrywkę kartonu i niemal natychmiast wychyliło się z niego pięć szczenięcych łebków - Tuńczyk, Tajga, Traszka, Trampek i Trądzik - przestawił psidwaki po kolei, delikatnie wkładając je o kartonu, gdy próbowały wyjść - Nie ja je nazywałem - zaznaczył półżartem, żeby nikt nie oskarżał go o dręczenie zwierząt. - Zanim przejdziemy do konkretów, potrzebuję trzech-czterech ochotników do przyniesienia kilku rzeczy ode mnie z gabinetu. Trochę tego będzie. Powiedział chętnym, gdzie leży wszystko co mieli przynieść, po czym zwrócił się o reszty. - A my w tym czasie podsumujmy fakty: znajdujemy się w najmniej magicznym miejscu w Hogwarcie, prosiłem Was, żebyście nie brali różdżek (jeżeli, ktoś jednak ma, to ostatnia szansa, żeby odnieść ją na przechowanie do biblioteki; żebyście potem nie mieli pretensji o mnie) i przyniosłem psidwaki. Czy ktoś już wie, jakie stworzenie jest głównym tematem zajęć? Pięć punktów za jakąkolwiek odpowiedź na pytanie, dziesięć za poprawną! - z nutką entuzjazmu, którego tak mu dziś brakowało, zachęcił ich do aktywności.
~~~~~~
3-4 ochotników:
przynosi z gabinetu Hala przygotowane już i leżąc na stole pięć balii i jakieś ręczniki i płyny w butelkach. Za pomoc macie po 10 pkt.
Reszta: kilka postaci może odpowiedzieć na pytanie tak samo, ale uszanujcie to, że ktoś Was wyprzedził i dodajcie jakieś, że zgodziliście się z kimś, kto powiedział to przed Wami, albo zaznaczcie, że powiedzieliście to prawie równo, czy coś. Niech to ma ręce i nogi.
Jak ktoś nie odpowie, ale jakiś tam post z domysłami dopisze, to (o ile to w ogóle będę mógł uznać za etap) będzie miał tę część zaliczoną = pkt do kuferka.
Jak ktoś nic nie napisze, to się nic nie dzieje.
Różdżki możecie jeszcze zostawić w bibliotece bez konsekwencji.
Czas do 22.12 godz. 23.59. Krótko, bo nie ma dużego przypsu jak się nie zdąży.
Ostatnio zmieniony przez Hal Cromwell dnia Wto Gru 18 2018, 02:50, w całości zmieniany 1 raz
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget była zajęta oglądaniem książek i nie zwracała zbytnio uwagi na to, co działo się w sali. Dopiero dźwięk zatrzaskiwanych drzwi sprawił, że podniosła głowę znad jakiegoś mugolskiego romansidła i jej wzrok padł na Hala Cromwella, który właśnie przekroczył próg sali. Wyglądał, jakby od jakiegoś czasu podupadał na zdrowiu. Jego cera miała niepokojący odcień, a na ustach próżno było szukać uśmiechu. Największa zmiana zaszła jednak w oczach mężczyzny, które chyba pierwszy raz nie gościły w sobie błyszczących iskierek. Bridget zmarszczyła lekko brwi i zmartwiła się nieco... Ale zaraz potem zobaczyła, co profesor przyniósł na zajęcia i wydała z siebie niemy okrzyk, gwałtownie przykładając dłonie do szeroko rozwartych ust. PSIDWAKI. Puchonka miała małą obsesję na punkcie psidwaków i bardzo pragnęła wejść w posiadanie jednego z nich. Zainteresowała się już wyrabianiem licencji i zgłębiała wiele na ich temat, by gdy przyjdzie odpowiednia okazja na zakup szczeniaka, mogła podołać wszelkim trudom psidwakowego macierzyństwa. Odbyła ze sobą bardzo dużą walkę wewnętrzną, bowiem z jednej strony chciała pomóc i udać się do gabinetu nauczyciela po potrzebne do lekcji przedmioty, lecz obecność PIĘCIU PSIDWAKÓW skutecznie zatrzymała ją w sali. - Jakie cudowne - powiedziała niemalże ze łzami w oczach i szczerze wzruszona padła na kolana przy kartonie magicznych piesków, żeby przyglądać się z bliska ich pyszczkom i móc je głaskać. Spojrzała z szerokim uśmiechem na górującego nad nią Hala. - Można je kiziać? - zapytała, jeszcze nie wyciągnąwszy rączek do kartonu, zanim on sam przeszedł do zadawania im pytań. Liczyła, że jej pozwoli! Zagadka, którą im zadał, wymagała od Bridget chwili zastanowienia, lecz wpadła na to! Udało jej się połączyć wszystkie te fakty ze sobą, wobec czego odpowiedziała: - Chropianek!
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Żywa reakcja Bridget na widok psidwaków podziałała jak miód na jego strapione serce i nawet parsknął życzliwym śmiechem na jej dziecięce wzruszenie. Szczeniaki niewątpliwie były rozkoszne, nie spodziewał się jednak, że ktoś dosłownie padnie przed nimi na kolana. - Na razie nie, dobrze? - chcąc nie chcąc zgasił zapał dziewczynki, posyłając jej ciepły uśmiech, który jednak zamarł po chwili w jego oczach i zszarzał. Nie była dziewczynką. Była młodą kobietą, którą sam niepotrzebnie infantylizował, szukając w niej innej osoby. - Będziecie jeszcze mieli okazję bliżej się z nimi zapoznać, ale na razie nie męczmy ich i nie stresujmy - wyjaśnił swoją decyzję spokojnie, zwracając się także o reszty. Nie chciałby być na miejscu szczeniaków, gdyby zaraz oblazły je wszystkie zgromadzone dzieciaki i chciały miętosić. Aczkolwiek nie mógł mieć tego za złe młodzieży. Sam najchętniej nie puszczałby maleństw, przewracających mu się przez ręce, gdy starał się je "okiełznać". - Siadaj, Bridget - powiedział łagodnie i skinął na kanapę - Pomogę Wam się skupić - uśmiechnął się zaczepnie od wszystkich i przymknął pudełko - Ma ktoś już jakiś pomysł?
~~~~~~
Do odpowiedzi Bri odniosę się później.
I jeszcze - bo zapomniałem dodać - można się spóźnić jak ktoś bardzo chce.
Odetta Lancaster
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : Długie, jasne blond włosy- nigdy nie nosi ich upiętych; przenikliwe spojrzenie; roztaczana aura wili
Przestała myśleć, jak gdyby pewne aspekty były wręcz zbyt namacalne, a jej samopoczucie powracało w zakazane sfery emocjonalnej brei, która wytworzyła się zaraz po Nocy Duchów, eskalowanej tak intensywnie. Z trudem wydarła się więc ze szponów mroku jaki skąpał jej drobne ciało w odmętach lasów Doliny Godryka, by wreszcie dotrzeć na granicę zamku. Chciała przez moment wyzuć się ze wspomnień, które rozdzierały jej dziewczęce serce, wszak – d l a c z e g o to wszystko potoczyło się w tak niestosowny sposób, przenikają przez duszę amoralnością czynów? Stawiała kroki zbyt wolno, dając własnym myślom szanse na pogwałcenie spokoju. Obawiała się, że Riley tkwi na zajęciach u Hala, podobnie jak Franklin czy Ariadne, która ostatnim razem sprawiła, że bezpieczny azyl Lancaster stał otworem przed niemal obcą ślizgonką (och, doprawdy obcą?). Nacisnęła klamkę, by wejść do sali, a zaraz potem dostrzegła postać gryffona, z którym niemal się zderzyła. - Kurwa – jęknęła żałośnie, bo nie należał do osób, które chciała oglądać, lecz nie wynikało to z niechęci do niego. Mętlik pojawiający się w głowie półwili sprawiał, że pragnęła uwolnić się z oków obowiązków i odpowiedzialności, by wreszcie zaszyć się wśród swoich, dokładnie takich jak ona, na Niebiańskiej Polanie. Nawet nie przypuszczała, że w ten o to sposób stanie się ochotnikiem, bo czy Eastwood nie podejmował za nią wielokrotnie decyzji, gdy ona zdawała się być niepewna? Jasne, prowadź. To będzie czysta p r z y j e m n o ś ć.
/Dogadałam się z Frankiem, że mnie zgarnie na ochotnika!
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Jeszcze przez moment wpatrywał się w książkę, którą przeglądała Plum, potem do sali zaczęło napływać coraz więcej osób – i całe szczęście, bo czuł się nieswojo. Nie przywykł do przychodzenia na zajęcia przed czasem, zazwyczaj gonił gdzieś, będąc na granicy spóźnienia i ostatecznie przychodził jako jeden z ostatnich. Uśmiechnął się do Bridget w chwili kiedy przekroczyła próg sali, a kiedy Silvia odezwała się do niego po włosku, podniósł głowę i wyszczerzył się do niej szeroko. Miło było słyszeć język matki, kojarzył mu się z domem, choć, rzecz jasna, zrozumiał zaledwie połowę. Coś tam profesor, coś tam szczęście. Gdyby ubrała to w jakieś wulgaryzmy, pewnie znacznie łatwiej by ją zrozumiał. – Ciao, bella – zaśmiał się na jej uwagę i jedynie beztrosko wzruszył ramionami. – Brytyjski, Silv, brytyjski. Powinnaś dać mi korki, płacę w makaronie. – zdążył otworzyć usta z chęcią dodania czegoś jeszcze, lecz przerwał mu męski głos, który dobiegał ze znacznie bliższej odległości, niż by się spodziewał. Ba, nagle cały znalazł się o wiele bliżej niż się spodziewał, a przede wszystkim niż by sobie tego życzył. Prychnął cicho pod nosem, ale przesunął się, niechętnie robiąc mu miejsce. – Cześć. – Przywitał się z nim, choć miał świadomość, że jego obecność była Gryfonowi zupełnie obojętna. Wychylił się zza Franklina, tak by móc pytająco spojrzeć na Silvię. – Ma che cazzo...? – zerknął na chłopaka, zastanawiając się czy powinien cokolwiek powiedzieć, lecz profesor Cromwell swoim wejściem rozwiał jego wątpliwości. Przywitał go głośnym dzień dobry i uśmiechem tak szerokim, jakby próbował nadrobić ponurą minę nauczyciela. Obrzucił pudło zainteresowanym spojrzeniem, a kiedy wychyliły się z niego szczeniaki, wyrwało mu się ciche, pełne zachwytu "oooo". – Ja pójdę. – zgłosił się z od razu, z chęcią wstając z kanapy, na której zrobiło się jakoś tak ciasno.
/idę na ochotnika.
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Przewróciła oczami, kiedy usłyszała słowa Viniego. Fakt, cały czas zapominała, że on tak naprawdę miał niewiele wspólnego z Włochami. A na pewno o wiele mniej niż ona. Ona spędziła tam kilkanaście lat swojego życia, a on miał matkę włoszkę. I tyle, jeśli chodziło o podobieństwa. - Dobrym jedzeniem nigdy nie pogardzę, więc możemy się umówić na korepetycje. - uśmiechnęła się, kiedy wypowiadała te słowa, a mimo, że tym razem mówiła po angielsku, to Włoski akcent był mocno wyraźny w każdym wypowiadanym przez nią słowie. Chciała dodać do tego coś jeszcze, ale w tym właśnie momencie do sali wszedł @Franklin R. E. Eastwood i postanowił wcisnąć swoją seksowną dupkę pomiędzy nią a Marlow. Robił to w tak ostentacyjny i nie do końca kulturalny sposób, że nawet gdzieś w międzyczasie dostała jego łokciem prosto w swoje żebra. Słysząc włoskie "co do cholery" ze strony Viniego, tylko udała, że strzela sobie pistoletem prosto w głowę po czym uśmiechnęła się kwaśno w stronę Gryfona. - Nie widzisz, że tu jest już zajęte? - to powiedziawszy postanowiła wstać z tej kanapy, co wcale nie było takim łatwym zadaniem zważywszy na to ile ludzi nagle się na niej znalazło. I kiedy w końcu wydostała swoje cztery litery, to zachwiała się i poleciała w tył. W normalnych warunkach zapewne znów wylądowałaby na pluszowym obiciu, ale to nie były normalne warunki, a w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się jej zadek, teraz były już kolana Franklina. Klapnęła na nie niespodziewanie i szok wymalował się na jej licu. No i właśnie w tym momencie wszedł profesor do klasy z wielkim pudłem. Kiedy je uchylił i ze środka ukazały się głowy psidwaków, cała sala wypełniła się głośnymi "oh" i "ah". Na Włoszce te zwierzęta w ogóle nie zrobiły wrażenia. Dlatego kiedy profesor poprosił ochotników na pójście do jego gabinetu, od razu zerwała się z kolan Gryfona. - Z chęcią Ci pomogę Viní! - oznajmiła głośno. Ale w sumie to trochę jej się zrobiło szkoda Eastwooda, dlatego odwróciła się w jego stronę. - Chodź z nami, przyda się ktoś do dźwigania ciężarów. - i nie dodając nic więcej, złapała go za rękę i pociągnęła do góry z kanapy. Zaskakujące, jak dużo siły mógł posiadać ktoś tak niepozorny.
Franklin czasem po prostu tak miał - i nie zamierzał z tym walczyć. Szczerze mówiąc nie wiadomo, czy w ogóle był świadomy, iż jego bezpośrednie zachowanie nie do końca pasowało Puchonom siedzącym na kanapie. Zresztą ich oburzenie wydało mu się zabawne - na co dzień uczniaki wyrabiały całą masę gorszych rzeczy, ciskały zaklęciami w ludzi na korytarzach, podkładali korniczaki do sąsiednich dormitoriów lub wrzucali łajnobomby do plecaków znajomych. Naprawdę mieliby się pogniewać o tę nagłą manifestację chęci bliskości? Silvia miała chyba jeszcze inne zamiary, bowiem podniosła się z miejsca, by następnie opaść na jego kolana. Niemniej zaskoczony niż ona sama, chwycił ją dłońmi gdzieś w okolicy talii, by ją na sobie ustabilizować, po czym wyszczerzył się. - Jak widać miejsca wystarczy dla wszystkich. Zaraz po tym do sali wkroczył Hal Cromwell niosący pudło z psidwakami. Franklin nie był jednym z tych wydających rozczulone odgłosy - owszem, bardzo lubił zwierzęta, a szczeniaki uważał za naprawdę słodkie, lecz nie należał do tego typu ludzi, którzy na widok żywego stworzenia jęczeli w zachwycie - jak chociażby ta laska, która wręcz padła przy nich na kolana. Silvia i siedzący obok Puchon zerwali się, gdy nauczyciel wspomniał o ochotnikach. Z lekkim zawodem spojrzał na zeskakującą z jego kolan dziewczynę, lecz przytaknął na jej propozycję. Nie musiała jednak czuć jakiegokolwiek żalu pod jego adresem - jemu również przebiegło przez myśl, by się ruszyć i może w ten sposób zabłysnąć przed opiekunem domu. Też wstał i ruszył w kierunku drzwi, jako pierwszy otworzył je... i niemalże zderzył się z Odettą. - Oddie! - przywitał ją z wyraźnie słyszalnym zdziwieniem w głosie. - Bądź z nami ochotnikiem - dodał, po czym nie znoszącym sprzeciwu gestem po prostu odwrócił ją i wyprowadził z sali, by w czwórkę poszli do gabinetu profesora i przynieśli, co trzeba. A kiedyś tam oczywiście wrócili, niosąc wszystkie potrzebne rzeczy. I Franklin niósł ich najwięcej!
Thomas starał się przeglądać swoje notatki, jednak nie potrafił się na tym skupić, więc odłożył je po prostu na bok. Chłopak rozejrzał się po sali i zatrzymał wzrok na jednej z ulotek wiszących na ścianie, na której przedstawiona była kobieta. Siedziała ona na niewielkim stołu z wielkim uśmiechem na buzi i butelką jakiegoś napoju w ręku. Jej rude loki opadały jej schludnie na czoło, a ubrana była ona w elegancką, ciemną sukienkę. Chłopakowi skojarzyła się ta ulotka z jedną z restauracji, którą odwiedził kiedyś z przyjaciółmi i delikatnie uśmiechnął się na te wspomnienie. Thomas patrzył przez chwilę na ulotkę, jednocześnie obserwując drugi koniec sali, gdzie jeden z gryfonów wcisnął się właśnie między dwójkę puchonów. Chłopak wrócił jeszcze na chwilę wzrokiem do ulotki, jednak do sali wszedł nauczyciel z dość niewyraźną miną i dziwnym pudłem, które za chwilę położył na podłodze. Kiedy Thomas zauważył psidwaki, których głowy wystawały z pudła, uśmiechnął się delikatnie pod nosem, jednak nie należał do grona osób, które zaczęły się nad zwierzętami rozczulać i wydawać wyrazy zachwytu. Zamiast tego wziął swój notes i na środku strony zanotował nagłówek "Psidwaki", po czym gotowy do lekcji, spojrzał na nauczyciela.
Do sali wpadam jak burza zupełnie nieokiełznana, nieułożona, w ujęciu jednego słowa, najzwyczajniej - tragiczna. Nie wykazuję tendencji do ogromnego niedbalstwa - obecny, nieszczęśliwy poranek mogę uznawać za wyjątkowy. Złośliwiec-przeklęty kot Książę, postanowił ponownie uciec; straciłam spore zasoby czasu, ponadto - pojawiam się z czerwonymi pręgami zadrapań na skórze swoich przedramion, ukrytych pod rękawami swetra. Mundurek doprowadziłam do stanu (nie)ładu w biegu - pewnie dlatego wyglądam jak siedem nieszczęść. Zastanawiam się nawet, czy właśnie profesor Cromwell nie wyprosi mnie z klasy - czy nie zjawiam się aby zbyt późno. - Przepraszam za spóźnienie - mówię, nie do końca wyraźnie, znany każdemu frazes. Zaszywam się prędko, na ile mogę, pomiędzy resztą słuchaczy. Psidwaki? W mugolskiej sali? Niesłychane, jak wiele sprzeczności łączy profesor Cromwell. Szczerze mówiąc, odkąd ujawnił nam rozróżnianie owadów, spodziewam się absolutnie wszystkiego. Kątem oka dostrzegam, jak @Odetta Lancaster wypełnia niewielką rolę wolontariatu na lekcji. Moje serce, wraz z jej widokiem i osobliwą aurą - nieuchronnie zaczyna bić szybciej; umysł grzmi, krzycząc, aby nareszcie przestało było znów obojętne.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Rozejrzała się trochę po sali, ale tamtejsze eksponaty nie miały za bardzo politycznych walorów, więc szybko straciła zainteresowanie i z nudów przyglądała się własnym paznokciom, kiedy ktoś usiadł po drugiej stronie jej kanapy. Nie ruszając głową, podniosła wzrok i bezwiednie prychnęła na widok Noxa. - Temat dzisiejszych zajęć: śmierdzący kundel i co z nim zrobić? – rzuciła pod nosem głosem radiowego spikera, po czym wróciła do oglądania paznokci. Po niedługim czasie do sali wszedł Cromwell, niosąc karton, w którym na pewno znajdował się gwóźdź programu, a dziurki w pudełku wskazywały na to, że będzie to coś żywego. Oczy otworzyły jej się szerzej i uśmiechnęła się delikatnie, kiedy spod zdjętej pokrywy wychynęło pięć psidwakowych pyszczków, ale nie piszczała, ani nie wdychała z zachwytu jak co niektórzy – miała swoją godność. Zamiast tego wyprostowała się i spojrzała Ślizgona. - Możesz już wyjść, psor znalazł jakieś ładniejsze – skomentowała pogodnie, na tyle jednak cicho, by nie doleciało to do nauczyciela. Miała dość bur za dokuczanie leszczom. Lubiła zagadki, ale jej wiedza o zwierzętach była na tyle nikła, że żadna ilość podpowiedzi nic by jej nie dała. Gdyby miała dostęp do jakiś książek, chętnie poszukałaby związku między mugolską salą a psidwakami, nawet jeżeli w rzeczywistości niewiele ją to obchodziło. Z głowy jednak nie mogła nic wyłuskać. Domyślała się tyle, że "psidwaki" nie było poprawną odpowiedzią. Na szczęście profesor nie wymagał koniecznie poprawnych. - Smoki! – zarzuciła zuchwale, uśmiechając się do nauczyciela zawadiacko. Dej mie pan moje pięć punktów! Cromwell miał raczej poczucie humoru i wyglądał na kogoś, kto doceniłby spryt, więc nie przejmowała się ani trochę, nawet mimo tego, że dziś wydawał się być jakiś nie w sosie.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget westchnęła z zawodem i posłała ostatnie spojrzenie w kierunku kotłujących się w pudle szczeniąt. Bardzo, ale to bardzo chciała się z nimi pobawić i je poprzytulać - nie zamierzała ukrywać, że ma na ich punkcie niesamowitego bzika. Marzyła o psidwaku od tak dawna... A teraz miała okazje mieć z nimi zajęcia! Dopiero później uznała jednak, że odmowa od profesora Cromwella była jednak zasadna - jeśli uznać, że tematem ich zajęć będą Chropianki, może faktycznie lepiej, by się do nich jeszcze nie zbliżała? Zresztą musiała zająć się zabezpieczeniem swojej różdżki, a odniosła wrażenie, że nie była jedyną osobą, która ją ze sobą przytaszczyła na zajęcia. - Ktoś jeszcze chce oddać różdżkę do biblioteki? - zapytała głośniej, gotowa zebrać różdżki. A gdy każdy zainteresowany wręczył jej różdżkę, wyszła i szybkim krokiem ruszyła do biblioteki, by oddać je w depozyt, a następnie wróciła, mając nadzieję, że nie umknęło jej nic ważnego z instrukcji.
/jak ktoś chce może uznać w poście, że oddał Bri różdżkę
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Bieg po płaskiej powierzchni w wykonaniu Elaine zawsze mógł się skończyć wypadkiem. Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem, bowiem za zakrętem wpadła w Merlina ducha winnego Gryfona, a pięć metrów dalej omal nie stratowała drugoroczniaka. Szukała mugolskiej sali, wszak była tam ledwie raz w życiu i to zaciągnięta przez brata. Między innymi właśnie z powodu trudności lokalizacyjnej nabijała sobie spóźnienie na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Platynowe włosy powiewały za nią, gdy dopadła do drzwi. Nacisnęła klamkę i lekko zziajana weszła do środka. Otworzyła szerzej oczy na widok tłoku lecz nie straciła rezonu. - Dzień dobry! - zawołała głośniej, poprawiła na ramieniu torbę i przeszła bokiem sali, aby móc nawiązać kontakt wzrokowy z nauczycielem. Póki co nie rozglądała się w poszukiwaniu znajomych twarzy czując potrzebę przeproszenia za to nagłe wtargnięcie. Zatrzymała się obok nauczyciela. - Przepraszam profesorze za spóźnienie. Tak się spieszyłam na pana lekcję, że po drodze prawie stratowałam dwie osoby. - zgarnęła kosmyk włosów za ucho, gdy nagle usłyszała ciche skomlenie przypominające do złudzenia stłumione szczeknięcia. Momentalnie na jej jasnoskórej twarzy pojawił się pełen zachwytu uśmiech. - Czy tam jest psidwak?- zapytała wskazując brodą na zamknięty karton. - Oj, będzie można je wygłaskać? Psidwaki są pocieszne. - poświęciła się zachwycie i dlatego też nie rozejrzała się po wyposażeniu sali. Ucieszyła się bowiem obecność tych cudownych zwierzaczków niosła za sobą obietnicę miło spędzonego tu czasu. Elaine nie słyszała pytania zadanego parę minut temu przez nauczyciela, co nie przeszkadzało jej w przyglądaniu się pudełku z narastającą z każdą chwilą ciekawością. Mrowienie na karku dało jej znać, że włosy z platynowej barwy przemieniły się w lśniący jasny blond. Póki co nie przejmowała się tym detalem, święcie przekonana, że jego zmiana została niezauważona.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Okres przedświąteczny obfitował w wiele różnych zajęć, często ważniejszych od tych kilku ostatnich lekcji, z których można było zrezygnować. W moim przypadku nie było nawet mowy, aby takie sprawy organizacyjne sprawiały mi jakąkolwiek przyjemność, więc z niemalże dziką radością jak najszybciej urwałem się z domu, aby zjawić się na lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami. Byłem spóźniony, to prawda, ale chyba nikt nie zwrócił na to uwagi. Przeprosiłem Hala za swoje gapiostwo i zająłem miejsce obok @Bridget Hudson jaka dopiero co wróciła z biblioteki po akcji odnoszenia różdżek. Nie zdążyłem zobaczyć psidwaków, ani nie poznałem jej wcześniejszej odpowiedzi, więc nie domyślałem się nawet co może być tematem lekcji. Dzisiaj jakoś tak wyjątkowo mało mnie to obchodziło. Przywitałem się z Bri, mając szczerą nadzieję na uszczknięcie odrobiny jej dobrego humoru, jaki niewątpliwie przejawiała. Sam byłem raczej mocno przygaszony i zdecydowanie starałem się unikać wzroku Odetty, patrząc w zupełnie inną stronę ilekroć tylko poczułem jej elektryzującą obecność. - Co on tam chowa? - Zapytałem Bri, kiedy grupka uczniów wracała do sali. Prawdę mówiąc zwróciłem uwagę na pudełko z psidwakami tylko dlatego, aby znaleźć sobie jakieś zajęcie i móc nie pogrążać się w beznadziei. A potem nieoczekiwanie coś we mnie pękło. Poczuwszy potrzebę zamienienia z nią kilku zdań, zacząłem opowiadać jej jak wczoraj przyłapałem jej młodszą siostrę na przetrząsaniu schowka z ingrediencjami należącego do nauczyciela eliksirów. - ...a ona wtedy rzuciła we mnie ogonami traszek i uciekła zanim zdążyłem dokończyć formułkę odejmowania punktów.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget bardzo się spieszyła, chcąc zdążyć na wygłaszanie instrukcji przez Hala, lecz gdy weszłam z powrotem do klasy zaczęła zastanawiać się, czy przypadkiem nie dokonała niemożliwego i nie teleportowała się do biblioteki i z powrotem, bowiem w pomieszczeniu nic się nie zmieniło od jej wyjścia. No, może poza tym, że zjawił się spóźniony Riley - ale nic jeszcze nie stracił, ochotnicy nie wrócili jeszcze z gabinetu nauczyciela, wobec czego i tak musieli poczekać. Dziewczynie oczy się świeciły na widok psidwaków i nie potrafiła powstrzymać cisnącego się na jej usta uśmiechu. Do czasu. Spodziewała się wdać z Rileyem w zwykłą, pozytywną pogawędkę, a tymczasem dowiedziała się "niezwykle interesujących rzeczy" na temat swojej młodszej siostry, u której albo rozwijała się kleptomania, albo zanikały jakiekolwiek morale. Wyraz jej twarzy zmienił się z euforycznego w prawdziwe zakłopotanie. Że też Clara wiecznie musiała coś wywinąć - i w jakim świetle to stawiało ją samą? - O rany... Strasznie Cię za nią przepraszam... - wybąkała, na moment kryjąc twarz w dłoni. - Nie mam pojęcia, co w nią ostatnio wstępuje... Wiesz, że jakiś czas temu rzucała w chłopaków łajnobombami w pokoju wspólnym? Prawdziwy dramat z tą dziewczyną - dodała jeszcze, po czym westchnęła ciężko. Będzie musiała odbyć z nią poważną rozmowę na temat tego, co właśnie sobą reprezentowała. - Widziałeś chociaż, czy coś zwinęła? Muszę przeprowadzać inspekcję jej dormitorium w poszukiwaniu jakiejś skórki bumslanga? - zapytała, starając się nieco pożartować z tej sytuacji, choć w środku trawił ją wstyd za siostrę.
Nathan ostatnimi czasy raczej stronił od towarzystwa. Nawet z rodzeństwem niespecjalnie mu wychodził kontakt. Może gdyby Tiara przydzieliła ich wszystkich do jednego domu to wszystko by było inaczej i miałby ich wsparcie na zawołanie. Złożyło się inaczej i tak niestety bywał często samotny. Ale starał się tego nie okazywać na zewnątrz i nie załamywać. Starał się też skupić na lekcjach, zwłaszcza że był na ostatnim roku nauki i czekają go OWUTEMY. Od tego zależy jego dalsza przyszłość, a nie chciał sobie tego w żaden sposób zawalić. Praca w Szpitalu Świętego Munga jest jego marzeniem i będzie robił wszystko aby ten cel osiągnąć. Naturalnie wszystko w granicach swoich możliwości i prawa. Leżał w swoim dormitorium, kiedy właśnie zorientował się, że jest już nieco spóźniony na lekcję ONMS! Zerwał się na równe nogi, nawet nie zdążył się specjalnie ogarnąć i czym prędzej gonił w kierunku sali, w której owa lekcja miała się odbyć. Praktycznie cały czas biegł, chociaż czuł, że kondycja nie jest w najlepszym stanie i był zmuszony kilka razy stawać albo maszerować, ale wiedział też, że może narazić Hufflepuff na utratę cennych punktów. A nie chciał aby koleżanki i koledzy z Puchonlandu mieli potem pretensje do niego. Na szczęście udało mu się dotrzeć do sali. - Dzień dobry Panie Profesorze. Przepraszam za spóźnienie. – skinął głową wykładowcy, a następnie zajął pierwsze wolne miejsce i pokornie usiadł. Był lekko spóźniony. Rozejrzał się jeszcze szybko za swoim rodzeństwem. Tak, oni zdążyli na czas, a on się spóźnił. Jest najstarszy z nich i powinien dawać przykład, a tu masz babo placek. Tak się śpieszył, że zapomniał swojej różdżki z dormitorium. A jak będzie mu potrzebna to co wtedy? W każdym razie siedział na miejscu i czekał na rozwój sytuacji i dalszą część lekcji.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
- ...też kobieta - podchwycił, posyłając @Odetta Lancaster ostrzegawcze spojrzenie - A na przyszłość "dzień dobry" wystarczy. Z kanapy zerwała się trójka chętnych, którzy zgarnęli po drodze spóźnioną dziewczynę, ratując ją przed jego gniewem, który chyba powinien był nadejść, gdyby był poważniejszym pedagogiem. Czekał już na jakieś domysły w sprawie tematu zajęć, kiedy do sali weszli kolejni spóźnieni. - Zacznę w końcu konsekwencje z tych waszych spóźnień wyciągać, zobaczycie - pogroził palcem @Elaine J. Swansea. Teoretycznie szkodzili tylko sobie przychodząc później, a on nie miał w obowiązku na nich czekać, ani nadrabiać z nimi tego, co ich ominęło, a w związku z tym, nie powinien był się tym zbytnio przejmować. Z drugiej jednak strony trochę zbijało go to z tropu. Wolał, żeby wszyscy obecni wiedzieli dokładnie co działo się na lekcji od początku do końca. Nie mówiąc już o tym, że w pewnych kwestiach i tak musiał się powtarzać, czy chciał być łaskawy, czy nie. - Nie, na razie nie - odpowiedział Krukonce cierpliwie, ale stanowczo. Nie tłumaczył ponownie swojej decyzji. Przymknął pudełko, czekając na odpowiedzi. Pierwsza wyrwała się @Harriette Wykeham, ale chyba nawet nie starała się trafić dobrze. Przymknął oczy i pokiwał głową, starając się jakoś powstrzymać uśmiech. Obiecał pięć punktów za każdą odpowiedź, to obiecał. Poza tym doceniał żartobliwe nawiązanie do jego pierwszej lekcji w tym roku, kiedy wmówił wszystkim, że będą zajmować się smokami, po to, żeby zachęcić ich do przyjścia na zajęcia o gumochłonach. Kolejna odezwała się @Bridget Hudson i chociaż rozpoznała temat zajęć poprawnie nic jeszcze nie skomentował. - Ktoś chce coś dodać? Z kimś się zgodzić? Z kimś polemizować? - dał im ostatnią okazję do zdobycia punktów, ale nikt się nie odważył - No trudno. 10 punktów zdobywa Hufflepuff - Bridget poprawnie odgadła (a Gryffindor pięć) - dodał, zanim Ette zdążyła w jakikolwiek sposób zaprotestować. Tym czasem do sali wrócili ochotnicy, ze sprzętem z jego gabinetu. - Tak jak już wydedukowała Bridget bezpośrednim tematem zajęć są nie psidwaki, a chropianki. Są to pasożyty, którego przywabia magia, dlatego najczęściej żeruje na psidwakach, ale może zagnieździć się też w sierści lub piórach innych magicznych stworzeń. Do tego mogą atakować magiczne sprzęty, dlatego też spotykamy się właśnie tutaj. Stosunkowo często wygryzają rdzenie z różdżek, mam więc nadzieję, że wszyscy mnie posłuchali - wyjął z kieszeni szkiełko laboratoryjne z wypreparowanym krabopodobnym chropiankiem i szkło powiększające. Nie był tak mały, żeby ciągnąć do niego mikroskop. Podał to wszystko najbliżej siedzącej osobie - Obejrzyjcie go sobie dokładnie, tylko niech wszystko do mnie wróci w jednym kawałku - zaznaczył, pamiętając inne lekcje. - O ile wcześnie wykryte chropianki dość łatwo wytępić samemu, to w przypadku poważnej inwazji może być potrzebna ingerencja Sekcji Szkodników Urzędu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Nie jest to też nic dobrego dla żadnej hodowli. Nasze szczeniaki mają własnie chropianki. Na tym etapie wystarczy im kąpiel w specjalnym szamponie. I to właśnie będzie Wasze dzisiejsze zadanie. Jeszcze gadając, przygotował im stanowiska pracy, składające się z dużych, ocynkowanych mis, ręczników i szamponów oraz paczki psich smakołyków. Zdecydowanie wygodniej byłoby im robić to w jakiejś łazience, ale Hal nie chciał ryzykować inwazji chropianków na Hogwart. Dyrektor chyba obdarłaby go żywcem ze skóry. Wrócił do kartonu z psidwakami i wyjął pierwszego szczeniaka, wręczając go Bridget. - Dla Ciebie Tajga i weź sobie do pomocy Lily, Hannah i Finn. Trampek jest dla was - podał kolejnego zwierzaka Vinciusowi, Silvii, Franklinowi i Odetcie. Dobierając ich w grupy po raz kolejny poszedł tropem tego, że siedzieli obok siebie, starając się jedynie żeby obok młodszych uczniów był ktoś na pewno rozgarnięty - Tuńczyk leci do Ariadne, Eleine, Nathana i Cassandry, Traszka - Ette... Mefistofeles... i Rachel - dołączył do ich grupy najdojrzalszą studentkę, mając nienajlepsze przeczucia względem połączenia tamtej dwójki - A więc Rileyowi, Pro i Thomasowi zostaje Trądzik. Wytłumaczył całej klasie wszystkie arkana mycia szczeniąt*, a właściwie tylko ich szamponowania. Ze spłukiwaniem musieli zgłaszać się do niego, jako że (oficjalnie) był jedyną osobą z różdżką, nie mniej jednak zamierzał pozwolić im jak najbardziej w tym uczestniczyć. Kiedy wszyscy zajęli się swoimi psidwakami, Hal podszedł do kolekcji winylowych płyt i zaczął przeglądać krążki. Mugolska muzyka nie była mu obca, a przynajmniej ta d o b r a, która powstawała w czasach, gdy on beztrosko alkoholizował się z niemagicznymi przyjaciółmi. Małe gluty myjące psidwaki w drugiej części sali pewnie nawet nie zdawały sobie sprawy, że są w jednym pomieszczeniu z arcydziełami. Klimatowi lekcji na pewno nie zaszkodziłoby trochę muzyki (po za tym był tu po to, żeby ich edukować), więc umieścił The Wall Pink Floyd na gramofonie. Po jakichś sześciu minutach dotarło jednak do niego, że nie był to najbezpieczniejszy i najbardziej poprawny politycznie wybór albumu przy aktualnym układzie i nim uczniowie postanowiliby wzniecić bunt, przełożył płytę na drugą stronę. Zbudowawszy już klimat, przechadzał się uczniów, sprawdzając jak im idzie i ewentualnie z czymś pomóc. - A przy okazji... - przypomniał sobie nagle - Czy ktoś z potrafi odgadnąć jaką rolę chropianki mają w ekosystemie? Podpowiem, że może to mieć związek z naszą ostatnią lekcją w ogrodzie.
~~~~~~
*nie chce mi się pisać (a Wam pewnie czytać), ale jak ktoś jest zainteresowany, albo szuka inspiracji do posta, to jest pełno poradników na yt ;p
Zadanie jest takie, że moczycie psidwaki, szmponujecie, potem Hal Wam wyczarowuje wodę, spłukujecie je i suszycie. Nawiązywanie z nimi w tym czasie więzi dozwolone, a nawet wskazane :D
O tym jak poszło Wam zadanie jako grupie macie w SPOJLERZE 1, a Wasze indywidualne przeżycia w SPOJLERZE 2.
SPOJLER 1:
Każdy członek grupy rzuca 1 kostką i sumujecie wyniki:
Grupy 3-osobowe: 3 - 6 – Wasz psidwak nie wygląda na zadowolonego, ma pełno wody i szamponu w uszach i w nosie, Hal musi go niemal przed Wami ratować i ostatecznie praktycznie to on spędza z nim czas, nie Wy. 7 – 10 – część psidwaka nie jest należycie naszaponowana. Po uwagach Hala wszystko poprawiacie, ale nie macie już zbyt dużo czasu, żeby pobawić się z psidwakiem przy suszeniu. 11 - 13 – zgłosiliście gotowego do płukania psidwaka, ale kompletnie zapomnieliście użyć preparatu na chropianki, na szczęście Hal to zauważa i po lekkim opóźnieniu zwalczacie pasożyty. Nie macie jednak już zbyt dużo czasu, żeby pobawić się z psidwakiem przy suszeniu. 14 – 18 – skończyliście dość szybko i macie jeszcze dość czasu, żeby pobawić się ze szczeniakiem przy suszeniu.
Grupy 4-osobowe: 4 - 8 – Wasz psidwak nie wygląda na zadowolonego, ma pełno wody i szamponu w uszach i w nosie, Hal musi go niemal przed Wami ratować i ostatecznie praktycznie to on spędza z nim czas, nie Wy. 9 – 14 – część psidwaka nie jest należycie naszaponowana. Po uwagach Hala wszystko poprawiacie, ale nie macie już zbyt dużo czasu, żeby pobawić się z psidwakiem przy suszeniu. 15 - 18 – zgłosiliście gotowego do płukania psidwaka, ale kompletnie zapomnieliście użyć preparatu na chropianki, na szczęście Hal to zauważa i po lekkim opóźnieniu zwalczacie pasożyty. Nie macie jednak już zbyt dużo czasu, żeby pobawić się z psidwakiem przy suszeniu. 19 – 24 – skończyliście dość szybko i macie jeszcze dość czasu, żeby pobawić się ze szczeniakiem przy suszeniu.
BONUSOWE PUNKTY: 1) wynikające z kostek poniżej 2) +1 za każde 10pkt z onms 3) +1 od każdego posiadanego fabularnie zwierzęcia (no chyba, że ktoś ma mrówki, czy coś takiego, to bez przesady - liczy się jako 1 :P)
SPOJLER 2:
, czyli co się przydarzyło Wam podczas mycia szczeniaków (rzut kostką, ofc):
1 – być może nie dopuszcza Cię do niego reszta grupy, a może sam nie za bardzo masz ochotę brać w tym udział, w każdym razie, praktycznie nie dotykasz psidwaka (jeśli wypadnie drugiej osobie z grupy, przerzuca; w czetroosobowych grupach może wypaść 2 razy) (-1) 2 – psidwak wyrywa Ci się i ucieka, drugiej osobie z grupy udaje się go złapać, ale od tej pory reszta Ci nie ufają i odsuwają od zadania (-1) 3 – zagapiłeś się i wsadziłeś pyszczek psidwaka do wody, przez co zaczął się krzusić, na szczęście dzięki ingerencji drugiej osoby z grupy lub Hala nic wielkiego mu się nie dzieje; nikt już Ci jednak nie ufa, włącznie z psidwakiem (-2) 4 – psidwak otrzepuje się z wody i opryskuje Cię od stóp do głów, poza tym nic specjalnego się nie dzieje 5 – psidwak wdaje się być bardzo zrelaksowany, kiedy go kąpiesz i najwidoczniej bardzo Cię lubi (+2) 6 – masz jakieś ranki na dłoniach przez co kąpanie psidwaka nie jest najprzyjemniejsze. Mimo to możesz pilnować tego co robią Twoi znajomi, a potem śmiało wziąć udział w suszeniu szczeniaka (+1)
Każde 10 pkt z onms to jedne przerzut - możecie wybrać ten rzut, który Wam bardziej odpowiada.
Do osób, które mają przy sobie różdżki (Cass, Ette, Mef, ale jeśli kogoś przeoczyłem, to również): rzucacie kostką: parzysta – po lekcji odkrywasz, że chropianki zaatakowały Twoją różdżkę, jeżeli nie masz wśród znajomych różdżkarz, który szybko ją odratuje, musisz zakupić nową; nieparzysta – nic się jej nie dzieje. Żeby było fair, to ja też rzucę, ale ponieważ jestem nauczycielem i ja ustalam zasady, daję sobie jeden dodatkowy przerzut Sue me.
Co do pytania na końcu postu, za odpowiedzi oczywiście punkty.
Dodatkowo:
Nie powiedziałem o chropiankach wszystkiego, więc jak ktoś ma pomysł jak zabłysnąć, to proszę bardzo.
Dodatkowo 2:
Hal oprócz zwierząt kocha klasycznego rocka i właśnie włączył Wam jeden ze swoich ulubionych albumów, a nawet gdzieś na forum jest info, która piosenka z The Wall jest jego (i moją) ulubioną. Tak więc jak ktoś chce być trochę faworyzowany w przyszłości, to ma ku temu fantastyczną okazję xD W drugą stronę też to działa. Za negatywne komentarze pod adresem Floydów odejmuję punkty, uprzedzam xD
CZAS DO 6.01 godz. 23.59
Na zaklęcie było 6.
EDIT: To jest ostatni etap, po którym możecie wchodzić. Amen. A, że to mój ostarni post, to: [url=https://www.czarodzieje.org/t16946p750-kostki#474487]różdżki mi nie zeżarło[url].
Ostatnio zmieniony przez Hal Cromwell dnia Pią Sty 11 2019, 01:17, w całości zmieniany 1 raz
Profesor Cromwell, prawdopodobnie - nie byłby sobą - gdyby nie zdołał wpleść wzmianki o tych najmniejszych, pozornie niedostrzegalnych z istot. Nie można było, wręcz określać tego jedynie marnym, ukrytym między splątaniem zdań krótkotrwałym stwierdzeniem - w rzeczywistości, jak zauważył, przebieg obecnej lekcji oprzeć chciał na chropiankach. Cóż. Psidwaki wydawały się znacznie bardziej absorbujące; w ciągu swe drobnej kariery spotykałam ich mnóstwo - w końcu, pracowałam w magicznym sklepie, owianym mrokiem Nokturnu; sklep, niezależnie od swego umiejscowienia, trudnił się handlem rozmaitością magicznych stworzeń. Nie czekam. Zabieram się, od samego początku do zleconego zadania - podczas tego rodzaju zajęć, nie trzeba mojej osoby w specjalny sposób zachęcać. Staram się, aby wszystko - wypadło możliwie najlepiej. Szczeniak jedynie zdołał mnie nieco ochlapać, choć niespecjalnie przejęłam się ową kwestią. - Ciekawa muzyka - zauważam, kompletnie znikąd; wsłuchuję się w dosyć eksperymentalnie brzmiącą melodię, niemniej eksperymentalnie wspaniałą. Mugolom jednak wychodzą niektóre rzeczy.
Wynik: wylosowane marne 3 dowód + 5 za punkty z ONMS + 2 bo mam sowę i kota = 10 Przeżycia: 4, nothing happens dowód