Spore okna, jednak w dość dużej odległości, nadają korytarzowi nieco tajemniczości. Jedynie nieliczni wiedzą, że za jednym z wielu posągów znajduje się tajne przejście, prowadzące wprost do Miodowego Królestwa. Skorzystanie z niego jest możliwe jedynie przy znajomości odpowiedniego zaklęcia...
Dziewczyna przechadzała się tego pięknego wieczoru po korytarzu trzeciego piętra. Zawsze lubiła to piętro. Dlaczego? Trudno to określić. Sama liczba trzy miała dla niej jakieś… znaczenie. Coś za tą liczbą szło. Coś co ją pociągało. Sama nie wiedziała o co w tym chodzi. A to piętro nigdy nie było oblegane przez uczniów. Znajduje się na nim przecież pokój nauczycielski. A nóż, jakiś nauczyciel w złym humorze z niego wyjdzie i postanowi się wyżyć na pierwszym lepszym nieszczęśniku? Owe niebezpieczeństwo istniało. Ale może to i lepiej? Samotność przecież w pewnych chwilach była dobra. I pozwala przemyśleć pare spraw.
Spacerowali po tajemniczym tunelu ,a przyśpieszony oddech wciąż dawał się w znaki. Zachowywali się beztrosko ,szczęśliwi ,że uwolnili się od przerażającego kelnera. Szczęście zaś pod tym względem ... nie jest zbyt pewne. W każdej chwili może wyskoczyć im przed oczyma szyszymora ,bądź jakiś zbłąkany wilkołak. Jest to miejsce wielce tajemnicze ,co daje wielki minus pod względem bezpieczeństwa. Nie myślał jednak o tym. Cieszył się ,że mimo ,iż ma już dość przeżyć do opowiastek dla wnucząt... miał satysfakcje ,że znowu zrobili coś razem. Tylko on i Christy. Nie poradziłby sobie bez dziewczyny... ,ale mimo wszystko odczuwał coś w stylu mało skromnego tryumfu. Wiedział zaś ,że ta wyprawa musi pozostać tajemnicą ,więc nie może się nią hełpić. Spojrzał jednak na kuznkę z pode łba i rzekł. - Napiszę do Harry'ego Potter'a. Stwierdził pewnym siebie tonem ,absolutnie nie znoszącym sprzeciwu. - Sam był w naszym wieku... Cóż ,podobny... i raczej by mnie zrozumiał. Może wie o co chodzi z tym tunelem? A jak nie... to po prostu nie odpisze. Przeżyję. Wzruszył ramionami ,po czym uśmiechnął się szeroko. - Ciekawe gdzie to się skończy. Rozmarzył się myśląc ,że odkrył potajemne przejście do banku Gringotta ,albo do Dziurawego Kotła. Może jak w końcu się wynurzą kupi nową miotłę? Przy okazji przydałoby się troszkę przyozdobić soszewkę ,która staje się z każdym dniem uboższa.
No to kolejne wspomnienie do kieszeni - zaśmiała się w myślach. W ogóle nie wpadło jej na myśl nawet to, że zaraz coś wyskoczy. Chodzenie po nowych, ciemnych przejściach ją interesowało, a nie odrzucało. W końcu zawsze by się coś działo ! - Chcesz pisać do trupa ? Powodzenia, Nathan - powiedziała i odbiła swoim biodrem o jego biodro, w zabawny sposób marszcząc swój zgrabny nos. Uznała, że z nim mogłaby chodzić po najciemniejszych czeluściach świata czarodziejów, bo tylko on ją tak naprawdę rozumiał. Christy nie zastanawiała się nad tym gdzie wyjdą, gdziekolwiek by to było i tak zrobili coś niesamowicie szalonego, uciekając sprzed nosa rozwścieczonego kelnera. - Co za różnica - wzruszyła ramionami, przyspieszając kroku. Nie długo jednak szli tak przed siebie, bo Christine zauważyła małe drzwiczki na końcu korytarza. Zastanawiała się dokąd prowadzą. No tak, wścibska i ciekawska wraca do akcji z przygodą. - Ale fajnie ! - krzyknęła i rzuciła się na nie, pociągając za klamkę. Zerknęła tylko na chwilę, uświadamiając sobie gdzie właśnie się znajduje. - No to mój drogi kuzynie... Wróciliśmy do Hogwartu, więc szykuj się na szlaban - wyszczerzyła się do niego szeroko i pociągnęła na drugą stronę.
Uśmiechnął się półgłębkiem. 'Szlaban' ,jakże dobrze znane mu pojęcie. Usłyszał kroki sunące jakby w oddali po korytarzu i złapał ją za kołnierz ciągnąc spowrotem do tunelu. Dziewczyna odruchowo zamknęła "drzwi" ,a kroki wpierw zatrzymawszy się chwilę przed ich nosami ,pod osłoną ściany... powędrowały dalej ,ku nieznanemu im celu. Chłopak odetchnął z ulgą. - Mało brakowało ,a szlabanu stałoby się zadość. Oświadczył grobowym tonem ,po czym parsknął śmiechem z uciechy. Ponownie rozwarł drzwiczki i wyszeptał. - Idziemy.. Gdy znalazł się na korytarzu nie mógł powstrzymać zdziwienia. Kuzynka nie ściemniała - rzeczywiście dotarli do Hogwartu. A spoglądając na ściany i ich charakterystyczne wzorce intuincyjnie stwierdził ,że znajdują się na trzecim piętrze. Ogarnął wzrokiem malutki posążek i przejechał wewnętrzną stroną dłoni po łbie ,a ten zasunął się z trzaskiem. Przeklnął na siebie w duchu ,a po korytarzu rozległy się ponownie kroki. Modlił się w duchu by nie był to żaden nauczyciel. - Aquamenti - szepnął w przypływie bezradności ,i nic się nie stało. - aquamenti ,do cholery!! - niemal wrzasnął ,po czym ponownie przeklnął na swoją głupotę. Wziął głęboki oddech przez usta po czym całą siłą woli skupił się na zaklęciu. - Aquamenti. Z końca różdżki trysnął strumień wody ,zalewając cały korytarz i przy okazji samego Nathaniela i Christy. Wyszczerzył zęby do dziewczyny w wyrazie tryumfu ,po czym nienaturalnie głośno i sztucznie oświadczył. - O jejku! Co ja zrobiłem! Te bomble Kalalabe..yy..bebe od .. yy... Zonka robią taki hałas ,że pewnie pobudziłem wszystkich w zamku. Ups! Przepraszam za to! Niezdara ze mnie! Okazało się zaś ,że z za zakrętu wyłoniło się stado zaciekawionych krukonek ,które zwabione hałasem ,przybyło sprawdzić co się stało. Dostrzegając przemoczonych do suchej nitki Christy i Nathaniela... zachichotały i odeszły szybkim krokiem. - Udało nam się! Nie możliwe! UDAŁO NAM SIĘ! I ucieczka ,i bezpieczne dotarcie. Nie zostaliśmy pożarci przez tego rozjuszonego kelnera! Cud! Ja pitole.. Christy ,przybij pionę! Nastawił wyciągniętą dłoń ku dziewczynie.
O nie, Christine nie straszne były szlabany, czy też trójgłowe psy, którym z pyska leciała ślina. Na ogół była bardzo odważną dziewczyną - właśnie dlatego często pakowała się w jakieś kłopoty. Patrzyła z błyskiem w oczach na to, jak próbuje rzucić zaklęcie, nie do końca jednak wiedziała po co. Stanęła jedynie pod ścianą czekają na wyrok nauczyciela, co jednak się nie zdarzyło. Słysząc idealnie "dopracowaną" wymówkę miała na tyle poważną minę, że nie można było zobaczyć jej rozbawienia z drugiego końca korytarza skąd przyszły krukonki. - Tak, co za niezdara ! - krzyknęła i pokręciła głową na boki, jednocześnie dając znać, że nie podoba jej się jego postawa. Wszystko to było świetnie ustawioną grą, która szła im tak dobrze, że bardzo szybko pozbyli się natrętnych uczennic Hogwartu. Christy podskoczyła żywo do góry i przybiła piątkę z promiennym uśmiechem, usatysfakcjonowana z tego, że po raz kolejny wyszli cało z opresji. Skoro to był dopiero początek ich dwurocznych przygód w Hogwarcie, to już była szczęśliwa co stanie się na samym końcu. - Dobra, to teraz idziemy do kuchni, bo zejdę na zawał jak się czegoś nie napiję. Szkoda, że nie można sobie wyczarować wody - powiedziała smętnym tonem - Mam ochotę na winogrona... Powiedziała i zwróciła ciało w stronę kuchni, jednocześnie czekając na kuzyna, W końcu może chciał już wrócić do swojego dormitorium, bo co jak co ta wyprawa ich trochę wykończyła. - Ja chcę jeszcze raz ! - krzyknęła, patrząc na niego przez swoje ramię.
- Do kuchni... w sensie ,że do Wielkiej Sali? Spytał nie do końca rozumiejąc o kie licho dziewczynie chodzi. Westchnął cicho ,po czym zerknął tęsknie przez ramię ,chcąc jak najszybciej odkryć tajemnicę ,jaką jest ów z pozoru niewinny posąg. Christy ,posłużyła się określeniem "kuchnia" - co nie do końca wchodziło mu do głowy. Zazwyczaj na niezwykłe pomieszczenie ,w którym spożywa codziennie posiłki ,mówi "wielka sala". Nigdy nie przyszło mu do głowy ,by nazwać ów pomieszczenie kuchnią. - Wiesz co? Nie chce mi się jeść. Wstąpimy na przekąskę ,a potem może udamy się do Zakazanego Lasu? Nigdy tam nie byłem ,a to z pewnością dość ciekawy obiekt. Mruknął spoglądając sceptycznie w dach. - Kumple z klasy mówili mi również ,że jest tu całkiem przyzwoity gajowy. Może go poznamy? Uniósł ku górze brew ,a jego spojrzenie stało się nieprzeniknione. Spojrzał ponownie na kuzynkę. Już co nieco ,oswoił się z myślą ,że zmarnował prawie cały rok ,nie dostrzegając w zamku jej osoby... Przecież to otwierało tyle wspaniałych możliwości. Christy była najodważniejszą dziewczyną ,a nie ,poprawka ,najodważniejszym CZŁOWIEKIEM jakiego dotąd poznał. Idealnie pasuje do jego ryzykownych przygód. Zawsze również zwisały jej wszelkie kary i szlabany. Nie raz kuzynka sporo mu imponowała...
Jego zdziwienie co najmniej powaliło ją na nogi. Uniosła pytająco jedną brew do góry. - Czyżbyś nigdy nie był w podziemiach ? - zapytała, bo właśnie tam mieściła się kuchnia. Christine pierwsze co zrobiła gdy znalazła się w Hogwarcie biegała z piętra na piętro, żeby wiedzieć co gdzie się znajduje. Oczywiście nie zrobiła tego wszystkiego w jeden dzień, bo zamek zwyczajnie był za wielki. - Zakazany las ? - zapytała cicho, przecież nie można było wchodzić tam uczniom. Zawsze istniała możliwość, że jakiś perfidny nauczyciel ich przyłapie, czy też gajowy. No, ale skoro kuzyn mówił, że jest przyzwoity to może zrozumie kaprys nastolatków. - To chodźmy. Poza tym, jak ci się podoba w Hogwarcie ? - zapytała, próbując nareszcie zacząć jakiś temat. Szmat czasu się nie widzieli, a przeważnie czyny stanowiły tutaj pierwsze miejsce, zamiast słowa. Popchała jego plecy lekko do przodu, by szedł i po chwili sama zrównała z nim krok, uśmiechając się cwaniacko.
Zerknął na dziewczynę oniemiały. Aż tak daleko?! Ech, czemu jakiś kretyn zaczarował zamek, by nie działała teleportacja? Nathanielowi dużo jeszcze brakowało by wreszcie zdać egzamin..., ale mimo wszystko nie był jedynym na tym korytarzu. Szczerze mówiąc, ów kretyn nie był do końca kretynem. Przecież dzięki jego zaklęciu, na terenie Hogwartu nic nie grozi uczniom, ani nauczycielom. Dzięki jego zaklęciu każdy może chrapać spokojnie w dormitorium, a żaden złodziej nie będzie pałętał się po Pokoju Wspólnym w poszukiwaniu drogocennych przedmiotów. Spojrzał na Gryfonkę znacząco, po czym rzucił się korytarzem w stronę wielkich schodów, mając nadzieję że dziewczyna podążała za nim. Przecież w każdej chwili może się zgubić... Do szkoły uczęszcza dopiero od września, a korytarze nie różnią się znowuż tak bardzo, by je od siebie znacząco odróżniać już od pierwszego roku. Magiczne latające nosze leciały w krok za nim, a ranny chłopak wydawał się nieobecny tym swoim rozmarzonym wzrokiem. Nathaniel ciekaw był czy jego zaklęcie rzeczywiście pomogło i o niczym teraz nie myśli. Nie czuje bólu, ani nie boi się. Opanował zaś teoretycznie tylko jego umysł... Ciało wciąż się wykrwawiało, a Nathaniel czuł że zostało mu coraz mniej czasu. Rzucił się oszalałym biegiem przez schody raz czy dwa potykając się z nieuwagi. Był skupiony tylko na jednym... Biec, biec i biec - ile sił w nogach! Zatrzymał się na podeście jakiegoś piętra i krzyknął do dziewczyny mając nadzieję, że podąża za nim... - Gdzie teraz?! Jeżeli zaś dziewczyna sobie odpuściła. Chłopak... cóż, delikatnie mówiąc wykituje. Odgonił od siebie jednak tę myśl i to brutalne sformułowanie, po czym rzucił się ponownie pędem przed siebie pozostawiając za sobą jedynie krwawy ślad. Jaki debil! To chyba logiczne, że należy iść na dół i na dół i na dół... ,a nie zatrzymywać się w połowie oczekując informacji. Pojęcie 'pierwsze piętro' nie jest szczególnie skomplikowane.
Czemu takie rzeczy zawsze się przytrafiają JEJ? Czy jest aż tak zła? Nie ma co, ma niezłego pecha. Dlaczego musiała się znaleźć właśnie na tamtym piętrze i korytarzu? Miała wielką ochotę na walnięcie głową w ścianę, jednak zaniechała wykonanie tego jakże kuszącego planu. Pomimo tego, że uczy się tu już pięć lat, ta szkoła wciąż ją zaskakuje. Przynajmniej dobrze, że się tu nie nudzi. Cały czas podążała za chłopakiem, a za nimi szła cała horda wszystkim zaciekawionych pierwszoklasistów. - Ciągle przed siebie - odpowiedziała. Znała zamek jak własną kieszeń. Właśnie w takich sytuacjach jej ciekawość była pomocna. Inaczej trzy czwarte Hogwartu byłoby dla Blair nieznane, bo przez swoje lenistwo nie chciałoby się jej wstawać z łóżka.
Już myślał, że wyjście z klasy niezauważony i bezpieczny, pozostawiając problemy za sobą. Tak, jak zwykle to robił za każdym razem, gdy udało mu się kogoś uwieść lub zniszczyć czyjś związek. Nagle jednak dziewczyna złapała go za rękę, ciągnąc za drzwi. - C..co... - mruknął całkowicie zaskoczony, zerkając na Alexa pytająco. Ten jednak zdawał się wiedzieć jeszcze mniej.
Cóż, i tak miał wyjść. Może wyjść z towarzystwem, miał tylko nadzieję, że owo towarzystwo nie zamierza udusić go w pierwszym lepszym kącie.
Zerknął na nią, gdy już byli na korytarzu, po czym zagryzł wargę. - Przepraszam... - wyjąkał, patrząc na nią smutno. - Nie wiedziałem...
Chłopak potwierdził jej hipotezę, która może usprawiedliwić jej dumę na całej linii. Uśmiechnęła się z satysfakcją. - Wiedziałam. Spojrzała się na niego figlarnie, po czym zatrzepotała rzęsami z przesadną dziewczęcością, co dodało jej stanowczo uroku. Nie lubiła bawić się w podobne gierki, ale pragnienie zemsty nie pozwalało jej zachować resztek godności. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego... że... że Alex to świnia o rozdwojonej jaźni? Zaszczebiotała zbliżając się do niego na niebezpieczną odległość.
Spojrzał na nią zraniony i zatroskany. - Naprawdę nie miałem pojęcia... - mruknął drżącym głosem, po chwili opuszczając głowę, by nie patrzeć dziewczynie w oczy. - Nie mówił, że kogoś ma...
Oczywiście, że mówił. Ale przecież Narciss nie musi o tym wspominać. Może być teraz pokrzywdzonym książątkiem, tym samym mieszając jeszcze bardziej w osobistych sprawach Alexa i jego dziewczyny. - Myślałem, że mnie lubi... przepraszam...
- Ależ to nie Twoja wina Stwierdziła marszcząc brwi. Nie lubiła pocieszać innych, a tym bardziej gdy sama tego potrzebowała. Nie słyszała cienia fałszu w głosie chłopaka, a i jej kobieca intuicja nie raczyła ją ostrzec przed kłamstwem. - Jest on szczególnie uzdolniony w... kłamstwie. Nie przejmuj się takimi plugawymi ludźmi. Nie wiedziała, czy powiedziała to bardziej do siebie, czy też do Narcissa. Z rozczarowaniem stwierdziła, że opuścił głowę. Miała nadzieję, że nie zostanie dłużna zdrady swojego byłego.
Uniósł głowę i spojrzał na nią, uśmiechając się słabo. - Och, skoro tak mówisz... przykro mi bardzo, że musiałaś to zobaczyć. Ostatnie czego bym chciał, to cię skrzywdzić.
Westchnął cicho i smutno, by jego słowa nabrały jeszcze bardziej realizmu. W rzeczywistości miał ochotę uśmiechać się i śmiać, tak bardzo był zadowolony z dzisiejszego dnia. Być może nigdy nie będzie prawdziwie szczęśliwy, ale przynajmniej inni ludzie będą cierpieć równie bardzo, co on. - Co teraz z tobą będzie?
- Ze mną? Cóż, zdecydowałam się pracować w Hogwarcie głównie z tego powodu, że wyłapałam w liście zatrudnionych nauczycieli jego nazwisko. Po prostu zrezygnuję ze stanowiska. Wymamrotała, po czym zerknęła przez łzy na Narcissa. Gdyby tylko nie był bi... Uśmiechnęła się smutno do mężczyzny, po czym nie mogąc się opanować przylgnęła do niego jak mała małpka. Nie potrafiła zbyt długo kłamać samej siebie. Nie jest pozbawioną uczuć maszyną. Alex nie zdołał wypruć z niej wszystkiego. - A z tobą? Nie spotykaliście się długo?
- Och... - mruknął dość zaskoczony, kiedy nagle dziewczyna do niego się przytuliła. Nie spodziewał się tego, ale postanowił dalej ciągnąć tę grę. Objął więc ją w przyjacielskim uścisku, mając nadzieję, że jej łzy nie zaplamią białego, koronkowego żabotu koszuli, którą miał na sobie. - Więc... też jesteś nauczycielką? - zapytał szczerze zdziwiony, kiedy w końcu sens jej słów do niego dotarł. Cóż za zwariowany dzień!
- Moja droga! Nie można tak... - pogłaskał ją delikatnie po jasnych włosach, choć musiał nieco unieść rękę, by to zrobić. Miał tez nadzieję, że nauczycielka nie męczy się za bardzo, pochylając się. To musiało być niewygodne, przytulać się do tak niskiej osoby, gdy jest się o wiele wyższym. - Spotykałem się z Alexem od pewnego czasu... zawsze tylko wieczorami, na krótkie chwile... Twierdził, że nie może częściej. Było mi przykro, ale wiedziałem, że ma swoje obowiązki... A teraz to...
Westchnął cichutko, pociągając nieco nosem. Och, owszem, koloryzuje. Ale przecież jest aktorem. Idealnym aktorem! - Myślałem, że Alex zastąpi mi Johna... że w końcu odnalazłem swój sens... ale widzisz, moja droga, zawsze dzieje się coś, co niszczy nam część planów. Nie można pozwolić na utratę pozostałej części. Dlatego ja nie zrezygnuję z nauki, a ty z pracy... prawda?
- Och! No pewnie - odparła zupełnie zbita z tropu. Czy komukolwiek mogło w ogóle przelecieć przez głowę, że tak stara osoba jak ona może być uczennicą? Zarumieniła się delikatnie na jego słowa. Mimowolnie powiedział jej komplement, a ta była absolutnie pewna jego szczerości.
Słuchała go z uwaga, a dopiero po chwili, gdy zaczął głaskać ją po blond czuprynie dostrzegła, że wtuliła się w niego. Postanowiła wziąc się w garść i chlipnąwszy cicho pociągnęła nosem, po czym wyprostowała się z godnością i wyciągnęła dumnie podbródek wpatrując się z wyjątkowym zainteresowaniem w pobliską pochodnie. Wraz z kolejnymi słowami chłopaka, dopadało ją coraz większe przygnębienie i przekonanie, że nie zależnie od tego jak bardzo by się kochało, czy jak długo by się znało... Kłamią. Kłamią. Kłamią. Niszczą. - Obowiązki. Te obowiązki to ja. Byłam jego obowiązkiem. Kochanką na pół etatu. Ciekawe ile jeszcze miał zamiar mnie trzymać. Wyszeptała oziemble odwracając wzrok od pochodni i wlepiając go w spokojne oczy Narcissa.
- Prawda. - odpowiedziała. - Mam w dupie tego dupka, bo i gdzie indziej jego miejsce? Będę twarda. Nie dam mu się. On nie jest wart tego, co teraz przeżywam. I jak na zaprzeczenie swoich słów wybuchnęła gromkim płaczem. W głębi duszy, wciąż nie wierzyła by Alex był do tego zdolny.
Siłą powstrzymywał się od pełnego satysfakcji uśmiechu. Ach, więc tak kończą wszyscy, którzy śmią sprzeciwiać się Narcissowi. Był pewien, że po tej rozmowie Alex będzie miał na głowie rozwścieczoną i rozżaloną kobietą, a najprawdziwszym było, że kobiety żądne zemsty są wyjątkowo niebezpieczne. Wręcz współczuł Alexowi.
Po chwili jednak nauczycielka się odsunęła, dzielnie wbijając wzrok w pochodnie. To oczywistym było, że walczy sama ze sobą, by nie zbłaźnić się bardziej, niż teraz. - Moja droga... - mruknął cicho, wyciągając dłoń by lekko pogłaskać jej ramię. - Nie mów tak o sobie... mnie również wykorzystał... Obiecywał, że przy nim zapomnę o mojej dawnej miłości i o... Salvatore...
Nie mógł wyjść z podziwu dla swego geniuszu. Posiadać sojusz tak mocny w gronie pedagogicznym jest czymś bardzo ważnym. Dzięki temu mógłby osiągnąć więcej... Och, może... Może mogłaby przekonać jakoś Salvatore... Zamrugał lekko, gdy z zamyślenia wyrwał go szloch, którym zaniosła się nauczycielka. Jeśli więc Narciss chce sojuszu... - Nie płacz! - szybko przyciągnął ją do siebie, znów przytulając. - To znaczy... tak naprawdę łzy pomagają. Jeśli tobie również będzie łatwiej dzięki łzom, tak jak i mi było... Ale na pewno znajdziesz jeszcze godnego twej uwagi mężczyznę. Alex nie był ciebie wart.
- Salvatore? Zerknęła na niego nieco zdziwiona. Tego się nie spodziewała. Czyli z nim też miał romans? Z tym, już na pierwszy rzut oka nieprzyjemnym człowiekiem? Przecież Narciss był taki czuły i miły. Ciekawiło ją w jakim był domu. W Hufflepuffie? Cóż, najprawdopodobniej. Od razu odrzuciła Slytherin, przecież to nie realne. Jednakże zamiast zanurzać się w tych jakże istotnych refleksjach, łatwiej byłoby raczej spytać się o to samego zainteresowanego. - No pewnie. Prychnęła przesadnie głośno i co miało wydawać się zobojętniałe. Nie miała w sobie jednakże choć krzty z jakiegoś tam marnego aktora. - A tak w ogóle, to miło by było wiedzieć z kim rozmawiam. Uśmiechnęła się do chłopaka przez łzy. - Nazywam się Lynette, profesorze... ?
- Salvatore... - mruknął, zagryzając lekko wargę. - To znaczy... pan Selivian... Szalałem za nim odkąd tylko go zobaczyłem, ale... każdy wie, jaki on jest. Alex chciał, żebym o nim nie myślał...
Posłał jej uśmiech, choć smutny i bez krzty wesołości. Nie mógł zaprzeczyć, że ten jeden fakt, nawiązujący do Salvatore, był prawdziwy. Ale przecież w każdej opowieści znajduje się jakieś ziarno prawdy. I w tej więc musiało się takowe znajdować. - Ach! Moje maniery! - niemal krzyknął przerażony, natychmiast ujmując jej dłoń, by złożyć nań z istnym namaszczeniem drobny pocałunek. - Narciss Aleksiejewicz Aładin... Niezmiernie miło mi poznać...
Uniósł spojrzenie, patrząc na nią, by mieć pewność. Ach, więc... myślała, że jest profesorem? Cóż za drobne... nieporozumienie.
- Szósta klasa - dodał po chwili, wciąż uważnie ją obserwując. Powoli opuszczała go pewność siebie. A co, jeśli przez brak odpowiedniego stanowiska cały jego plan roztrzaska się w maleńkie kawałeczki?
- Za tym... za nim? - spytała oniemiała - Nie wydaje mi się byście do siebie pasowali - wywróciła ramionami, puszczając mimowolnie wzmiankę o nagłej poprawie na per 'pan'. Czy jest obowiązek by między nauczycielami występowały tego typu tytuły? Sama nigdy nie zwracała na to uwagi, a Alex (zabolało) zawsze się przed tym wzmagał. Czy był to jakiś nie takt? - Mi również - odpowiedziała, po czym rozpromieniła się. - Szósta klasa- powtórzyła do siebie, z przerażeniem przetwarzając w myślach ten dość wadliwy fakt. - Przepraszam, dziecko, ale muszę już iść. Oświadczyła wyrafinowanym tonem, próbując ochłonąć z szoku, po czym odwróciła się na pięcie idąc w stronę swojego gabinetu, ogarnięta sprzecznymi myślami. W co grał ten Alex? Bawił się w jakiegoś... Pedofila? Zbierało jej się na wymioty. - Wyślij później sowę, Narcissie. Zaproponowała odwracając się przez ramię. Jak to możliwe, że wypłakiwała się na ramieniu... ucznia?! Ma przechlapane. Jeżeli to w jakiś sposób dotrze do dyrektora. I co powiedzą inni pracodawcy na wzmiankę w jej opinii o tym, że wykorzystywała nieletnich? Przełknęła głośno ślinę.
Spojrzał za nią, gniewnie zagryzając wargi. Więc to tyle, jeśli chodzi o genialny plan. - Szlag... - szepnął do siebie, zaciskając pięści tak mocno, że aż paznokcie powbijały mu się we wnętrze dłoni. A przecież mogła pomóc mu z Salvatore...! Po chwili jęknął zrozpaczony, osuwając się po ścianie i siadając pod nią. I na cóż było to wszystko, skoro ta głupia gęś ot tak postanowiła pójść? To śmieszne. Była niewiele starsza od niego. Zmarszczył brwi. Och, cóż. Szkoda, że nie uda mu się uwieść Alexa, by na jej oczach rozkoszować się wygraną. Ale być może będzie mógł wymyślić coś innego... po dłuższej chwili wstał i szybko skierował się do dormitorium.
"Wyślij sowę". Z jakiego powodu miałby to robić? Może Lynette musi to przemyśleć...
Nie mógł jednak dodać ani słowa, bowiem ta opuściła pomieszczenie. Gdyby podobne oskarżenie nasunął mu ktoś obcy, ten odkrzyknąłby coś zabawnego i nie sfatygowałby się nawet na to, aby podnieść swój zgrabny tyłeczek. Jednakże skoro zarzuciła mu to właśnie Am... Nie miał najmniejszych wątpliwości do tego, aby za nią ruszyć. Musiał coś zrobić. Nie może znów jej utracić. - Zmieniłem się Am, zmieniłem. - Odpowiedział zadyszany, bowiem przebiegł całą klasę tylko w kilku susach i w dodatku tak rekordowym czasie. Jednakże gdy tylko spojrzał jej w oczy, stracił całą pewność siebie i miał nadzieję, że zaraz dostanie możliwość zapadnięcia się pod ziemię. Co ma teraz powiedzieć? Zacząć się tłumaczyć? Ma pokazać, że mu zależy? Stanął wyprostowany, patrząc nań i przybierając pozę sztywnej fasolki.
Żałowała, że dała się wciągnąć w tego typu - jak sądziła - żarty nad Tamizą. Podążała korytarzem od czasu do czasu oglądając się za siebie. W końcu zauważyła jakąś biegnącą postać, ale następnie szybko zdecydowała się ją zignorować, poznając po głosie. - Wnioskując z ostatnich wydarzeń, raczej wątpię - mruknęła pod nosem. Miała ochotę odejść na dalszy plan. Przejść się do miejsca gdzie nikt nie przybywa, a wokół panuje niesamowita cisza. Ale co zrobić, skoro nie można było być typem pustelnika przez całe życie ? Amaya była tylko dziewczyną, która tak samo jak inne potrzebowała towarzystwa. W pewnym momencie odwróciła się na pięcie gwałtownie do tyłu, będąc teraz naprzeciwko ślizgona. - Czemu za mną idziesz ? Stwierdziłeś coś, a ja teraz nie mam zamiaru zmieniać twojej woli, Wilkie - włożyła dłonie do kieszeni spodni i patrzyła na niego zupełnie obojętnym wzrokiem, w rzeczywistości czując się doprawdy podle. W jakimś stopniu także złość napierała w niej, ale ta na razie była tłumiona w jej ciele.
- Każdy może być palantem, ale decyzja, by nim zostać, jest ściśle osobista. - Odpowiedział całkowicie poważnie, po czym zaczerpnął głęboki oddech. - Wszyscy mają Mambę, lecz nie ja, nie należę do drużyny Actimela, nie posiadam 3-letniej gwarancji, ani gwarancji zwrotu kosztów, nie dodaję skrzydeł, nie znam Goździkowej,ze mną Ci się nie upiecze. - Zaczął, spoglądając na nią z łobuzerskim uśmieszkiem. Postanowił zignorować jej pytanie i kontynuować monolog, który samoistnie cisnął mu się na usta. - Nie zapewniam uczucia komfortu, dzięki mnie nie dostaniesz zniżki w Terranovie czy Trollu. Minuta rozmowy ze mną nie kosztuje 5gr, nie wygładzam ani nie redukuję zmarszczek, mam więcej niż dwie kalorie, nie jestem owocem Jogobelli, nie będziesz żuć mnie zdrowo, przed użyciem nie wymagam zapoznania się z treścią ulotki dołączonej do opakowania ani skontaktowania się z lekarzem lub farmaceutą, to ja nie mam szans z pragnieniem. - Dodał, po czym w przypływie impulsu podniósł jedną dłoń do góry i począł wymachiwać nogami w tylko jemu słyszalny rytm. Złapał się za kant niewidzialnego kapelusza i resztę słów wyśpiewał śmigając po całym korytarzu. - Niee maaaaam pięciu gwiazdek w crash-testach, nie trafiam ceeeeeelnie w siiiiiiilny ból, nieeee maaaam pomysłu na obiad, nie posiadam napisu pod nakręętkąąąąą, ani kolorowanki pod etyyyyykieeeetąąąą. Nie pochodzę z pierwszego tłoczenia, wciąż nie wiem skąd się bieeeeeerze Chocapic, nie wiem też dlaczego Cini Minuiiiiis są aż tak cynamonoweeee, a nawet nie rozpływam się w ustach, ani w dłooooooniii! Zaś pewno wiem jedno. Wiem, że nie znajdę Cię w co piątej kinder niespodziance. - Powiedział, po czym mimowolnie uśmiechnął się łobuzersko. Nie wyobrażał sobie, aby cokolwiek podobnego kiedykolwiek wydobyło się z jego ust. Co jak co, ale zapewne słusznie podejrzewał nadmiar mugolskich reklam na TVN'ie we wakacje u kuzyna.