Całkiem obszerny i nieźle wyposażony sklep. Znajdziesz tutaj świeże warzywa i owoce, wszelakie napoje, sery, mięsa i w ogóle wszystko, czego tylko zapragniesz! No, może poza wypiekami, bo po te musisz iść do pani Chambers. Warto tu przychodzić w poniedziałki, bowiem jest wtedy 10% obniżka.
Autor
Wiadomość
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Najchętniej to od razu zdradziłby się przed Fredką co też takiego dla niej przygotował tym razem. Naprawdę najwyższą siłą woli musiał powstrzymać się przed wypaplaniem wszystkiego od razu. Konsekwentnie milczał i zgrywał tajemniczego jegomościa - bynajmniej, nie planując żadnej niesamowitej randki, czy czegoś w tym tonie. Słowa przyjaciółki i jej problemy ze znalezieniem pracy bardzo mocno siadły mu na sumieniu - choć w sumie to nie była jego sprawa, ale... Jeśli jesteś przyjacielem Edgcumbe'a, to zwyczajnie musisz się liczyć z tym, że twoje sprawy nigdy nie są tak do końca twoje. Jeśli Thad ma dla nich rozwiązanie, zwłaszcza tak proste, to nie zawaha się nawet przez moment, żeby ze swoich możliwości skorzystać. Ponownie musiał przylecieć do Hogsmeade prosto z Londynu, ale droga już dawno go nie męczyła. Zaparkował Bravo przy Puchońskiej Komunie, po czym lekkim krokiem w ciężkich motocyklowych butach poszedł prosto w miasteczko, w kierunku sklepu gdzie Fredka miała mieć jakąś rozmowę kwalifikacyjną. Cóż, widząc ją skitraną pod ścianą w średnio-dobrej kondycji, wniosek mógł być tylko jeden. Bez słowa wyjął z kieszeni swojej kurty dwie puszki coli, jedną podając dziewczynie - jednocześnie sadowiąc się obok niej na kocich łbach i wyciągając przed siebie długie nogi. — Chcesz zapalić? — zaproponował elegancko, proponując jednego ze swoich arabskich, sezamowych papierosów - jeden z nich już znalazł się między jego wargami. — Daj sobie spokój z łapaniem pierwszej lepszej fuchy, Freddie — zaczął łagodnie, odpalając ich fajki swoją mugolską zapalniczką. Delikatnie przygotowywał grunt pod swoją... cóż, niespodziankę. Choć spodziewał się w każdej chwili trzęsienia ziemi ze strony Fredki, mimo wszystko.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Wymęczona leżałam pod ścianą, próbuję w końcu odetchnąć. Bawię się odzianymi w dresik nogami, machając nimi przed sobą, skoro byłam już w coraz lepszej kondycji. W tym momencie Tadek przyjechał. Jak zwykle na swoim motorze, wyglądający odrobinę jak seksowny badass, naczelny casanova, który co wieczór ruchał inną dupeczkę. Patrzę na niego z rozbawieniem jak bardzo to wszystko nie jest prawdą. Znaczy no jest seksi, ale bardzo daleko mu to badassa. Uśmiecham się blado do przyjaciela. Czułam się jak kompletny frajer, ale to nie pierwszy raz w życiu. W końcu tym razem chociaż szukałam prawdziwej pracy, nie takiej polegającej na ćpaniu i przepowiadaniu przyszłości, a to było zdecydowanie już coś. Wyciągam rękę colę i popijam kilka większych łyków, by oczyścić bolące po wróżbie gardło. Kiwam niespecjalnie energicznie głową na pytanie Tadka o papierosa, ale z wdzięcznością przyjmuję śmiesznie smakujące szlugi. - Spoko, jutro mam rozmowę w kadrze narodowej to taka rozgrzewka - mówię żartobliwie odnosząc się odrobinę do naszej ostatniej rozmowy. Zaciągam się krótko papierosem. - E tam, chuj co będę robić, jak dla mnie nawet na kasie lepiej niż ćpać za wróżenie. Po prostu nie mogą mnie przyłapać podczas rozmowy na mdleniu i będzie klasa - oznajmiam całkiem optymistycznie. Mam ręką, by móc uciąć ten temat i w oczekiwaniu patrzę na Tadeusza, by zdradził mnie po cholerę mnie tu sprowadził. - Gdzie chciałeś leźć? - pytam, rozglądając się po okolicy, gdzie raczej nie ma nic ciekawego.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Wciągając do płuc sporą porcję nikotyny - przyglądał się uważnie dziewczynie, a czoło poprzecinały mu zmarszczki pełne zatroskania. Nie wyglądała najlepiej. To znaczy, dla niego zawsze wyglądała po prostu dobrze, jak Fredka - bez reszty ujmująca tą swoją swobodną, nonszalancką pozą i nieodłącznych dresach. Z bliska jednak mógł upewnić się w tym, że przed chwilą wyczochrała ją jedna z jej wizji - i to jeszcze na rozmowie o pracę. Parsknął krótko śmiechem na jej lotny żarcik - i wypuścił dym z płuc. — A mówiłem Ci, że trzeba było brać ten etat asystenta Ministra Magii — przewrócił oczami z rozbawieniem, samemu praktycznie na raz wypijając całą puszkę coli. Suszyło go niemiłosiernie - choć nie był to raczej żaden kac morderca, a bardziej stres, który mimowolnie rósł mu za mostkiem. — Cieszę się, że tak mówisz — przyznał szczerze, zaciągając się papierosem głęboko. Odchylił głowę, opierając się potylicą o ścianę budynku i odpowiednio układając usta - wypuścił w górę kilka idealnych smolistych kółek z dymu. Spoglądał na nie przez chwilę, póki nie rozmył je wiatr hulający po alejkach Hogsmeade - po czym odwrócił się ku Freddie, podłapując jej pytające spojrzenie. — Jak zawsze konkretna — uśmiechnął się sam do siebie, jeszcze raz zaciągając się szlugiem. Sprawnie podniósł się na równe nogi, również pomagając w tym przyjaciółce. Skiepował gdzieś na bok i przełożył papierosa do lewej ręki, swoje prawe ramię oferując dziewczynie. — Wziąłem sobie do serca twoje słowa. Chodźmy — zakomenderował, prowadząc ich dwójkę w stronę Alei Amortencji.
Z tematu Thad&Freddie
Aurora N. Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172
C. szczególne : Kilka tatuaży, burza loków na głowie, silny amerykański akcent
Weekend minął jej pod znakiem lenistwa i nic nie robienia i było jej z tym niezmiernie dobrze. Miała już tak bardzo dosyć trwającej wciąż zimy, że nie mogła się nawet patrzeć na to co dzieje się za oknem. Miała dziwne wrażenie jakby ten sam krajobraz utrzymywał się przez ostatnie dwa lata i prawie już zapomniała jak wygląda świat bez tego białego i jakże irytującego w jej przekonaniu puchu. Irytował ją również fakt, że przez ostatni rok życia na wyspach, nadal nie przyzwyczaiła się do panującego tu klimatu, w odróżnieniu od braci, którzy ostatnio zdają się mniej narzekać na to co dzieje się dookoła. To wszystko wzięte razem do kupy sprawiało, że Aurora w przeciągu ostatnich tygodni tylko parę razy wyszła poza mury zamku, nie chcąc doprowadzić do sytuacji w której jej jedynym zajęciem w drodze do Hogsmeade byłoby przeklinanie pod nosem w akcie rozpaczy. Dzisiaj jednak naszła ją niesamowita ochota na...właśnie. Sama nie wiedziała w sumie na co, wiedziała za to, że w szkolnej kuchni, mimo jej niesamowitego zaopatrzenia, na pewno nie będzie tego czegoś, na co akurat miała ochotę. Wyjęła więc z szafy najcieplejsze rzeczy jakie posiadała i mając cichą nadzieję, że nie spotka nikogo po drodze do miasteczka, chociaż nawet jakby spotkała, pewnie miałaby to głęboko gdzieś, wyszła z dormitorium w najmilszych dresach jakie posiadała w swojej dość obszernej kolekcji. Na jednym przedramieniu zawiesiła czarny płaszcz i szalik w barwach Gryffindoru, chcąc ubrać je w drodze do wyjścia z zamku, a w drugiej ręce trzymała małą torebkę, którą szybko chwyciła ze swojego łóżka. Swój styl śmiało mogła nazwać mianem pomieszania z poplątaniem, ale od zawsze uważała, że zimą powinno być przede wszystkim ciepło, a nie ładnie. Zresztą...idzie tylko do lokalnego sklepu, a nie na pokaz mody. Droga minęła jej spokojnie, chociaż nie ukrywa, że byłoby o wiele przyjemniej gdyby zamiast chmur, na niebie widniało chociaż małe, blade słońce. Musiała jednak przyznać, że opatulona ciepłym szalikiem i wełnianym płaszczem dała radę przejść się we względnym spokoju od Hogwartu do Hogsmeade, co skutecznie zmotywowało ją do spojrzenia na zimę w nieco inny sposób. Na pewno lekko sypiący obecnie śnieg jest lepszy niż szara plucha, która w Wielkiej Brytanii zdarza się przecież dość często. Patrząc na białą drogę biegnącą wzdłuż całej wioski, na jej twarzy pojawiło się nawet coś na kształt lekkiego uśmiechu - musiała przyznać, że w tamtym akurat momencie cicha i spokojna wioska wyglądała nawet uroczo. A warto też przecież od czasu do czasu odetchnąć świeżym powietrzem, nawet jeżeli jest niezbyt przyjazne osobom bardzo ciepłolubnym. I nawet jeżeli ów spacer zaaranżowany został tylko i wyłącznie z potrzeby kupienia w sklepie czegoś.
A on? W przeciwieństwie do niej potrafił odnaleźć się dobrze zarówno w zimie jak i lecie. Z tym, że zima owocowała w dodatkowe elementy ubioru, choć Zepheniah aż tak bardzo nie przesadzał z płaszczami czy kurtkami. Ot, był typowo zachowującym się chłopakiem, który był dość mocno przyzwyczajony do ciepłych klimatów, lecz nie przeszkadzały mu te zimniejsze. Zresztą... Do Hogsmeade wracał po to, aby móc kupić sobie coś do jedzenia, co nie było typowo występującym warzywem lub owocem czy czymkolwiek innym w hogwarckiej kuchni. Tak, nawet jemu czasem brzydła kuchnia serwowana w magicznej szkole, dlatego postanowił trochę zmienić swoje nawyki żywieniowe. A do samego spożywczaka za często nie przychodził. Van Wieren nie spodziewał się jednak, że będzie musiał wpaść ponownie na kogoś na kogo nie chciałby, biorąc pod uwagę jak ostatnie wydarzenia z TĄ osobą kończyły się w jego obecności. Wypaplać coś? Bardzo łatwo, skoro zdarzyło się to raz to i pewnie zdarzyłoby się i drugi. Dlatego przy każdym jej natknięciu musiał uważać ze swoimi słowami. A o kim mowa? O Aurorze, bo właśnie to na nią wpadł ruszając się sprzed wygodnej sali wspólnej Gryffindoru. Zarzucił przed wyjściem tylko i wyłącznie szalik, aby chronić swoją szyję i gardło przed przeziębieniem, a tak szkarłatny sweter był tylko tym co trzymał na swych ramionach. Na rewię mody się nie szykował. Chłopak w pewnym momencie jednak wpadł na dziewczynę, która znajdowała się nieopodal spożywczego, tak samo jak on zresztą. – Uchh, przepraszam. Nie chciałem... A, to ty. – Dodał trochę tak, jakby nie chciał, aby to spotkanie miało miejsce. Nadal czuł w sobie ten niepokój i nieswój, gdy tylko musiał widzieć ją przed sobą po ujawnieniu swojego kudłatego sekretu. Zresztą... Kto by lubił mówić o sobie, że jest wilkołakiem. I zostanie nim przez resztę swojego marnego życia. Trzeba było trochę... Zacząć rozumieć samego siebie i w jakiej sytuacji się znajdowało. Nie oznaczało to jednak, że nie miał się martwić co będzie dalej i co inni będą sądzić. – Idziesz gdzieś? – Domyślnyś, van Wieren.
Tak naprawdę zdążyła zapomnieć już o tej całej sprawie. Oczywiście nie przeszła obojętnie na wiadomość o tym z czym musi mierzyć się Zeph, ale nie zamierzała za nim biegać i błagać o to żeby z nią pogadał. Gdzieś w przeciągu ostatnich miesięcy niemal kompletnie zniknął jej z pola widzenia, zaszywając się pewnie w czeluściach pracy albo innych absorbujących zajęć. Zresztą Aurora też miała swoje życie, dlatego po wrześniowej rozmowie w parku ich krótka znajomość umarła na chwilę śmiercią naturalną. Teraz stała przed sklepem i patrzyła się na zmieszanego Gryfona. Coś nie spodobało jej się w tonie jego głosu, dlatego lekko zmarszczyła brwi, zupełnie jakby chciała mu tym samym zadać pytanie ale o co ci chodzi? , po czym teatralnie rozejrzała się na boki. -Taak, to tylko ja. -Powiedziała w końcu i ciężko westchnęła, opatulając się przy tym szczelniej szalikiem. Patrząc na stojącego przed nią chłopaka zaczęła zastanawiać się czy jego wilcza natura sprawiła, że łatwiej funkcjonował w niskich temperaturach, ale w porę zdążyła ugryźć się w język. Zamiast tego posłała mu zmieszane spojrzenie i wolną ręką wskazała na jego ubiór. Swoją drogą musieli z boku całkiem śmiesznie wyglądać. -Nie jest Ci przypadkiem za ciepło? -Rzuciła, nie bardzo wiedząc czy komukolwiek rzeczywiście może być w taką pogodę ciepło, czy jest to tylko próba pokazania swojej męskości. Trochę nie wiedziała jak się ma zachować w jego towarzystwie. Z ich ostatniej rozmowy niewiele wynikło, poza oczywistymi sprawami jak przybliżenie jej całego problemu, jednak nic poza tym. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, spojrzała na zaśnieżony chodnik pod swoimi nogami, a chwilę później znowu powróciła do niego wzrokiem, zadzierając głowę do góry, bo mimo że sama do najniższych nie należy, Zeph górował nad nią o dobrą głowę, jak nie więcej. -Co? -Zapytała po chwili, nie bardzo rozumiejąc sens tego pytania, po czym zrobiła krok w bok, w stronę wejścia do sklepu. Jak już pod nim stali i rozmawiali, mogli równie dobrze wejść do środka i poudawać, że szukają czegoś między półkami. A ostatecznie pewnie i tak coś kupią, w końcu jakby nie było - po to tu przyszli. -Właściwie to przyszłam po coś, nie wiem po co... Wchodzisz czy nie? -Rzuciła, jedną nogą stojąc już w ciepłym pomieszczeniu, a drugą nadal trzymając na zewnątrz.
Zbierała się i zbierała do przeprowadzki, która w końcu musiała nastąpić. Obiecała sobie, że to już ostatnie zakupy, które robi w tej okolicy. Mimo wszystko, musiała coś jeść, a mieszkania w mugolskiej dzielnicy jeszcze nie udało jej się znaleźć. Spacerowała między półkami wybierając najprostsze produkty. Była podekscytowana na samą myśl, że niedługo będzie robić to samo w mugolskim sklepie, wybierając tylko i wyłącznie mugolskie produkty. Ta wizja wciąż była dla niej abstrakcyjna, a przecież była na wycągnięcie ręki. Oczywiście, nie mogła póki co całkiem odciąć się od magicznego świata - musiała dokończyć studia i chciała odejść z pracy na uczciwych warunkach, nie zwalniając się bez uprzedzenia. Zamierzała dokończyć te dwa zobowiązania i całkiem zatopić się w tamtym świecie, ale przeprowadzkę mogła ziścić już teraz. Stanęła przy pułce ze słodyczami, zaraz obok sporego zbioru płatków śniadaniowych. Na początku skupiła sie po prostu na istotnych decyzjach - co zabrać do domu. Po chwili kątem oka dostrzegła obok siebie całkiem atrakcyjnego chłopaka, którego w dodatku jakby skądś kojarzyła. Nie mogła dokładnie umiejscowić skąd, pomijając fakt, że pewnie po prostu z korytarzy Hogwartu. - Spróbuj tych - zasugerowała, widząc jak zerka w kierunku płatków. Sięgnęła po te o smaku czekoladowych żab, które miały imitować smak dokładnie tej czekolady, których używają do kultowego słodycza. Nie była pewna, czy to takie jeden do jednego, ale chrupki były naprawdę niezłe. - Najlepsze co tu dostaniesz. Byle nie te wszystkich smaków, nie ma opcji że nie zgarniesz chociaż jednego obrzydliwego na jednej łyżce... - zapewniła, odwodząc go od pudełka, które stało tuż obok. Prawdę mówiąc, rzadko zagadywała do obcych ludzi w taki sposób, ale ostatnio starała się trochę bardziej otworzyć i zmienic podejście do życia. Zmiany zaczynały się od zaczepiania przypadkowych ludzi w sklepie, z pewnością. - Mam wrażenie, że skadś się znamy. Nie jesteś przypadkiem jakimś kolegą Charliego Rowla? W każdym razie, Emily - przedstawiła się z uśmiechem, z jakiegoś powodu wnioskując, że idealnie wpasowałby się w tę jego paczkę i może faktycznie dlatego wydał jej się aż tak znajomy.
Nigdy nie spodziewał się, że życie może być tak monotonne. Nie jego. A jednak dorosłość uderzyła mocno w jego poczucie rzeczywistości, budując je od nowa, na zupełnie innych zasadach i choć z początku pomylił to uczucie ze stabilnością, to nuda dopadła go szybciej, niż kiedykolwiek się do tego przyzna. Życie miało sens tylko od początku wyprawy do jej końca, zupełnie jakby brytyjska szarość próbowała zmusić go do działania i faktycznie zmuszała - do myślenia nad alternatywami, bo przecież nie do działania, skoro nie mógł porzucić raz rozpoczętego projektu. Paradoksalnie to zejście niżej, wsunięcie się w tak wąską szczelinę plebejskiej codzienności, czym były samodzielne zakupy w osiedlowym sklepie, sprawiało, że przez chwilę mógł zaczerpnąć swobodnego oddechu, jakby to pozbawione było napięcia ciągłych oczekiwań. Właściwie nawet niczego nie potrzebował, to Nirah chcąc kupić płatki śniadaniowe, podtrzymując ich drobną grę jeszcze z czasów, gdy mieszkali wszyscy razem pod jednym dachem. I ostatnim, czego się spodziewał, było spotkanie z drobną koneserką produktów, których on sam nie uznawał nawet za jedzenie. Ciekawsko opadł na blondynkę spojrzeniem, mimowolnie słuchając tego, co miała do powiedzenia, większość uwagi jednak poświęcając przywołaniu jej twarzy w pamięci, by zdać sobie sprawę kim jest, zanim ta w końcu raczyła mu się przedstawić. - No proszę, mała Emily Rowle - przywitał ją w drobnym rozbawieniu, pozwalając by do ciemnych oczu dotarło więcej ciepła, gdy myślał o tym, że nawet jeśli kojarzył, że wcale nie dzieliła ich tak duża różnica wieku, to przecież znał ją tylko z perspektywy jej starszego brata. - Pazuzu. Anunnaki - przedstawił się, ukrywając rozczarowanie, że dziewczyna nie kojarzyła go z imienia i nazwiska, co świadczyło tylko o jej okropnej pamięci, bo on, nawet jeśli nigdy nie przykładał do siostry Charliego zbyt dużej uwagi, nie tylko pamiętał poszczególne wydarzenia szkolne z nią związane, ale także orientował się w najnowszych wiadomościach z czarodziejskiego życia towarzyskiego, więc i doskonale zdawał sobie sprawę z jej zawiłych relacji z rodem Bloodworthów. - Przyszłaś namawiać właściciela sklepu, by dodał do swojej oferty mugolskie płatki? - podpytał żartobliwie, wyciągając rękę w górę, by przyciągnąć lewitujący w powietrzu koszyk w dół, ruchem głowy zachęcając Emily, by wrzuciła do niego wybrane przez siebie pudełko. - Wiesz, muszę Cię ostrzec, że nie powinnaś tak zaczepiać kolegów Charliego - zaczął, pozwalając kącikowi ust na rozbawione zadrżenie jakby do rytmu wibracji swojego głosu. - Twój brat ma wielu niebezpiecznych znajomych - pociągnął dalej, łapiąc twardym spojrzeniem błękit jej oczu, nie chcąc wypuścić go z pułapki swojej uwagi, póki nie przywoła na usta wyuczonego uśmiechu kończąc: - Masz szczęście, że trafiłaś akurat na mnie.
Zawsze bała się, że jej życie będzie nudne. Może się do tego nie przyznawała, ale kiedy była nastolatką, miała ten lęk z tyłu głowy niemal przez cały czas. No i wiadomo - trzeba uważać, czego się sobie życzy, bo całkiem często się to spełnia. Nie nudziła się za bardzo w czasie swoich studiów, a wręcz przeciwnie, zdążyła przeżyć całkiem sporo. A teraz? Teraz była gotowa na odrobinę nudy. Na normalność. A już na pewno na normalność w mugolskiej rzeczywistości. - Widzę kojarzysz mnie lepiej, niż mogłabym podejrzewać - pokręciła głową, bo nie wiedziała, że jej miłość do mugoli jest aż tak oczywista, ale nie miała nic przeciwko. Jak miała być z czegoś kojarzona, to to była najlepsza rzecz, jakiej mogłaby sobie życzyć. - Nie zaszkodziłoby jakbyśmy otworzyli się na takie produkty - dodała całkiem poważnie, nie mogąc odpuścić komentarza na tak istotny temat, jakim była czarodziejska świadomość i otwartość na mugoli. Oczywiście w między czasie wrzuciła mu do koszyka płatki, które były najlepszym możliwym wyborem w tym sklepie. - Spokojnie - zapewniła, uśmiechając się szczerze. - Potrafię sobie radzić z takim towarzystwem - zapewniła, domyślając się, że żart chłopaka nie był wcale aż tak daleki od prawdy i w życiu w ciemno nie zaufałaby koledze swojego brata. To, jakich on ludzi zbierał wokół siebie pozostawiała bez komentarza. Z drugiej strony, to jakich zbierała ona... - Czyli chcesz mnie przekonać, że Charlie ma jakichś przyzwoitych znajomych? To tak odważna teza, że nie udowodnisz mi jej na alejce w sklepie. Potrzebuje więcej informacji - dlaczego by nie? W końcu bez dwóch zdań i bez pozostawionego choćby cienia wątpliwości - była teraz wolna. Mogła się umawiać. Kompletnie nic nie stało jej na przeszkodzie. Musiała tylko dziesięć razy powtórzyć sobie te zdanie w głowie, zanim na dobrą chwilę utknęła w spojrzeniu byłego ślizgona. Nie na takich przypadkiem miała uważać?
Uśmiechnął się tylko lekko, nie chcąc wychylać się ze wspomnieniem tego, ile agresji wzbudzała w Charliem Emily za każdym razem, gdy tylko wyskakiwała ze swoimi pomysłami czy komentarzami na temat polityki czy mugolskiej społeczności. Nawet jeśli nigdy nie był ze ślizgońskim Rowlem blisko, to i tak nie mógł puścić mimo uszu historii o jego co większych wybuchach złości, a więc i dyskusjach na pisemnych konferencjach o tym czy kolejny wpis Emily na wizbooku znów doprowadzi do głośnej kłótni w dormitorium lub szkolnym korytarzu. - Doprawdy? - zainteresował się, ukrywając pobłażliwość w głosie, ale niekoniecznie samym spojrzeniu, gdy ciekawsko przyglądał się drobnej dziewczynie, zastanawiając się jakie to metody może mieć - jego zdaniem - dość przeciętna z zaklęć wątła Czarownica. - Zapewne masz też dobry instynkt do ludzi? - podsunął, bardzo chcąc to teraz sprawdzić, bo i dostrzegając w błękitnych oczach ten błysk naiwności, który zawsze tak bardzo lubił. - Mhm, mam tendencję do odważnych tez - przyznał, powolnie analizując każde z posłyszanych słów, a zaraz też i mimikę dziewczyny, nie chcąc przegapić żadnej poszlaki, która podpowiedziałaby mu czy ta tylko się z nim droczy czy jednak może domyślać się jakichkolwiek nieczystych intencji krążących mu w głowie. - Nie przywykłem też do tracenia okazji, więc bez problemu zaryzykuję stwierdzeniem, że jeśli zaproszę Cię teraz na kawę, to wcale mi nie odmówisz - pociągnął dalej, niby pozwalając, by głos zawibrował mu nisko, a jednak, nawet jeśli nie uciekał spojrzeniem od błękitnych tęczówek, wstrzymywał się od wydającej mu się coraz naturalniejszą hipnozy, nie chcąc by już na starcie ta znajomość wydała mu się nudna, bo i zbyt łatwa i przewidywalna. - Pytanie tylko czy pójdziesz ze mną teraz czy jesteś zbyt zajęta mugolską propagandą śniadaniową?
Dobry instynkt? W sumie wszystko zależało od perspektywy. W zasadzie wydawało jej się, że w tym momencie potrafi już poznać się na ludziach, a przynajmniej przychodzi jej to łatwiej, niż kiedyś. Inną sprawą było to, co z tymi informacjami robiła. Tak naprawdę sama nie wiedziała jeszcze, co myśleć o Pazu, oczywiście, że paliła jej się lampka ze względu na Charliego, a jego komentarze dotyczące mugoli mogły podsunąć tezę, że również podchodził do tematu nieprzychylnie. Z drugiej strony, bardziej pobłażliwie niż agresywnie. Nie wyglądał na obrzydzonego jej poglądami na ten temat i chociaż to była smutna rzeczywistość, w której to już było coś, to nie mogła nie docenić nawet tego podstawowego minimum. - Cóż, zależy co przez to rozumiesz. Czy czuje, na jakich ludzi powinno się uważać, czy rzeczywiście na nich uważam? - odparła po chwili namysłu z błyskiem rozbawienia w oczach. Nie wyglądał jej zbyt anielsko, ale nie budził tez niepokoju. Był czystą kartką, przynajmniej narazie. - Widzę, że jesteś pewny siebie. Aż kusi powiedzieć nie - przyznała szczerze, natychmiast czując potrzebę zgrywania choć trochę niedostępnej, ale wiedziała, że to nie była gra, którą teraz chciała zaczynać. Faktycznie zamierzała się z nim umówić i nie było co udawać, że ma jakieś inne zamiary. - Ale mam słabą silną wolę, zwłaszcza, jeśli chodzi o kawę. Lepiej żebyś znał dobre miejsce, bo jestem wybredna - oświadczyła, zabierając się ze swoimi rzeczami do kasy. Pewnie przydałoby się kupić jeszcze parę rzeczy, ale nie lubiła chodzić przez sklep z kimś pod ręką. Kiedy skupiała się na jedzeniu, to pochłaniało całą jej uwagę i nie wyobrażała sobie jej dzielić na pogawędki z byłem ślizgonem. Wtedy i tak pewnie pozapominałaby połowy. Zresztą, może to był sygnał, żeby nie zaopatrywać tak bogato spiżarni i pozwolić sobie w końcu ruszyć dalej?
Issy Rain
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : piegi, septum, rude loki, pachnie masłem shea, chodzi w kolorowych szatach czarodziejskich;
Dziś postanowiłem zrobić niesamowite jedzenie sobie na wieczór, więc idę do najlepszego spożywczaka w mieście, by kupić sobie super ekstra rzeczy na posiłek. Wychodzę więc ze środka z kilkoma wielkimi siatami, które beztrosko unoszę zaklęciem w powietrzu, bo przecież nie będę sam ich nosił na moich wątłych rączkach. Moje myśli jak zwykle błądzą gdzieś między bliskimi egzaminami, mojej przeszłości, a nowymi pomysłami na ubrania, bo właśnie natchnęła mnie inspiracja patrząc na piękne owoce, które nagle w moim mniemaniu pięknie komponowały się na swoich miejscach. To przez to, że zawsze jestem lekko nieobecny dochodzi do drobnego incydentu po drodze. Wychodzę na ulicę, by przejść na druga stronę dokładnie w momencie kiedy znikąd (przynajmniej mi się tak wydawało) pojawił się motor. W ostatniej chwili rzucam się do tyłu, a moje torby z zakupami upadają na ulicę. Nie widzę tej całej tragedii i co dokładnie wysypuje się z toreb, bo upadając moja zwiewna, biała czarodziejska szata zaplątuje się gdzieś na mojej głowie. Całe szczęście, że mam pod spodem leginsy w zebrę, które mienią się magicznie kolorami, inaczej byłby to znacznie bardziej żenujący upadek. Próbuję na razie wyplątać się ze swojej szaty, równocześnie szukając różdżki, która też mi gdzieś upadła, jak jakaś najbardziej ciapowata panna młoda w welonie z szaty na głowie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nieczęsto miał wolną chwilę, by zabrać swoje dwa kółka na przejażdżkę, ale gdy okazja się nadarzała, zawsze z niej korzystał. Nie miał zamiaru pozwolić, by maszyna kurzyła się w garażu. Chwytając wiatr we włosach, depnął gaz i ruszył przed siebie, chłonąc te piękne chwile, kiedy nic specjalnie go nie obchodziło, oprócz ewentualnego wypatrywania policji. Niebieskich światełek nie zauważył, tak samo jak białej szaty, która prawie wpakowała mu się pod koła. Może faktycznie nieco przesadził z zapierdalaniem, ale czasem tak już bywa. Jak tylko się zorientował, co miało miejsce, od razu wyhamował z piskiem, parkując motor i podbiegając do leżącego na ziemi typa. -Żyjesz? Czekaj... - Zaczął pomagać czarodziejowi się zbierać. Zadanie nie było łatwe, ale zdecydowanie ważniejsze było życie kolesia niż jego zakupy. Choć wiadomo, że jedzenia się nie marnuje, ale policja nie rozumie takich argumentów, a tego to Max zdecydowanie wolał uniknąć. -O kurwa, Profesor Rain? - W końcu Solberg zorientował się, z kim ma do czynienia. Na szczęście byli poza terenem szkoły, więc mógł być spokojny o niektóre reakcje mężczyzny. -Gdybym miał gorsze oceny z Pana przedmiotu, zapewne uznałby to Profesor za jakiś zamach. - Przeszedł do żartowania sobie z sytuacji, bo taki już zjebany był i nic nie dało się na to poradzić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Issy Rain
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : piegi, septum, rude loki, pachnie masłem shea, chodzi w kolorowych szatach czarodziejskich;
Na początku tylko siedzę w szoku przez kilka chwil, by uspokoić zszargane nerwy, więc dalej siedzę jak głupek na jezdni. Dopiero pozwalam zmartwionemu głosowi obok mnie ściągnąć mi z twarzy mój welon z szaty. Ja również dziwię się na widok ucznia, który stoi przed swoim motorem, chociaż nie wykrzykuję Kurwa, Solberg, a jedynie wyciągam rękę by złapać się jego dłoni i podnieść się na nogi. - Witam - grzecznie odpowiadam nadal z lekko trzęsącymi się kolanami. Odkąd zacząłem pracować w szkole zacząłem nosić botki na wyższym obcasie, by być chociaż wyższy od moich znacznie młodszych studentów. A potem trafia się taki Max przy którym i tak wyglądam jak dama w opresji. I na potwierdzenie tego porównania, pierwsze co robię to sprawdzam czy moje loki nadal są na głowie w idealnym stanie. - O nie... - jęczę poprawiając mój fryz i rozglądając się po plumkach, które nagle poczuły powiew wolności i zaczynały skakać dziwnie po całej ulicy. - Musiałbym wtedy bardzo przemyśleć swoje życiowe decyzje jakby okazało się, że uczniowie są tak zdesperowani, by próbować mnie rozjechać za oceny - mówię już odrobinę odzyskując rezon i uśmiecham się czarująco jakby nigdy nic. - Dobra, trzeba to pozbierać! Och, gdzie moja różdżka - mówię i robię obroty wokół własnej osi, jakbym postanowił tańczyć na środku ulicy i macham swoją zwiewną szatą, a potem rzucam zbolało - proszące spojrzenie na Maxa, by ten znalazł mi różdżkę. Może powinienem zachowywać się bardziej twardo i poważnie skoro ja tu jestem nauczycielem, ale skoro on nie krępuję się rzucać przekleństwami, ja mogę nie udawać że jestem super zaradny.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam pewnie byłby wkurwiony na miejscu Raina i już wygrażał swojemu przypadkowemu oprawcy, ale na szczęście nie każdy był tak pokurwiony jak Solberg. Zresztą, chłopak zachował się, pomagając czarodziejowi stanąć na nogi i wyplątać się z własnych szat. -O nie...Nie żyjesz? - Zapytał, unosząc lekko jedną brew, ale na ustach ślizgona widniał uśmiech. -Spokojnie, to był mord z czystej pasji. - Pozwolił sobie na kolejny, zapewne mało przystający żarcik, ale już taki było. Do tego wszystkie bliskie relacje z byłymi obecnymi nauczycielami, trochę oduczyły go powagi przy reszcie kadry. No może poza Pattolem. Ten to akurat był wyjątkiem od każdej reguły. -Ogarnie się. - Powiedział, samemu szukając magicznego patyczka, który ostatecznie Max dostrzegł, balansujący na kratce odpływowej. -Namierzona! - Odpowiedział, rzucając się na przedmiot i podając go Rainowi. -Na pewno nie potrzeba żadnej interwencji medycznej?Albo chociaż galeonów na nowe zakupy? - Zapytał, rozglądając się po bałaganie, jaki spowodował. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz w swoim życiu rozpętał burdel, w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu. -Co dobrego dzisiaj w menu? - Rzucił lekko, powoli zabierając się za pomoc w zbieraniu sprawunków, które rozjebały się po ulicy i chodniku. Jak na Solberga przystało, robił to oczywiście starą, dobrą, mugolską metodą, bo używanie różdżki przez czarodzieja było przecież nielogiczne i niepotrzebne.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Issy Rain
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : piegi, septum, rude loki, pachnie masłem shea, chodzi w kolorowych szatach czarodziejskich;
Maximilian miał o sobie zdecydowanie znacznie gorsze zdanie niż np. ja o nim. Bo szczerze mówiąc zakładałem, że gdyby sytuacja wyglądała odwrotnie i to ja potrąciłbym go na jakimś motorze (zakładając że byłbym taki cool, by na nim jeździć), myślę że też nie podszedłby do tego aż tak agresywnie jak myśli. Koniec końców - nic się nie stało. A w świecie czarodziejskim wychodziliśmy znacznie ze znacznie gorszych opresji. - Gorzej, zepsułem fryzurę - oznajmiam próżnie i niezbyt poważnie, a do tego poprawiam pośpiesznie loki. Jednak na żarcik Solberga aż na chwilę przestaję to robić i unoszę brwi, zerkając na niego bardziej rozbawiony niż urażony faktem tak luźnego podchodzenia do tematu. Szczerze mówiąc nadal nie potrafiłem sobie ułożyć w głowie, że ja jestem teraz poważnym profesorem, a cała reszta nie jest moimi modelkami i modelami z pracy z którymi chodzę czasem na imprezki, a to moi podopieczni. Chociaż wzrost i wiek Maximiliana był dokładnie taki jak moich ex współpracowników. - Ach, no to wszystko jasne, mord z czystej pasji to jedyny który brzmi dla mnie odpowiednio dramatycznie - stwierdzam zarzucając lokami, a już po chwili szukając różdżki, bo przecież nie jestem tutaj, by głupio żartować tu się zdarzył BARDZO POWAŻNY wypadek. Jestem lekko skołowany, bo ten zamiast przyzwać mi różdżkę pokazuje gdzieś i sam muszę się po nią fatygować. Dlatego mruczę tylko jakieś a? hm? tak... nadal zbyt zaskoczony, że muszę tak biegać, by jakkolwiek to skomentować. Dopiero kolejne pytanie sprawdza mnie na ziemię. - Możesz za mnie ugotować, bo teraz to już mi się nie chce - stwierdzam przybierając lekko nadąsaną minę, bo przed chwili byłem pasji co do obiadu, a teraz już tyle przeżyłem, że odechciało mi się starać. Takie to właśnie życie. - Nie wiem, może mam wstrząs mózgu? Skąd człowiek wie że je ma? Albo liczne siniaki? - nagle stwierdzam z przerażeniem kiedy pyta o medyczne rzeczy na których kompletnie się nie znam, więc zaczynam klepać się po kości ogonowej czy nic mnie nie boli. Ale przestaję kiedy widzę jak Max wolno zbiera rozsierdzone plumki, więc macham różdżką, by większość z nich z powrotem wylądowała w siatce i tylko moje dobre serce nie sprawiło, że nie podziękowałem z nieuprzejmością za taką pomoc. - Może zamówię czaroeats - zastanawiam się na głos podczas pytania Maxa.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Aż dziw, że jakiś nauczyciel miał o nim podobne zdanie, ale to już historia na inny dzień. Teraz trzeba było zebrać Raina do kupy, żeby jego dzień nie stał się zaraz jeszcze gorszy. -Na to niestety nie pomogę. - Pozostał w żartobliwym tonie, jakby na potwierdzenie swoich słów, czochrając swoją i tak już nieułożoną fryzurę. Mistrzem fryzjerstwa nigdy nie był i to, że nie chodził zapuszczony jak menel, zawdzięczał przede wszystkim swojej przybranej siostrze, która mistrzowsko posługiwała się nożyczkami i innymi przyrządami, których Solberg w życiu by nie użył przeciwko włosom swoim czy innych ludzi. -Cieszy mnie, że nie zawodzę. Usprawiedliwianie się nie jest specjalnie moim ulubionym zajęciem. - To akurat wiedział chyba każdy, kto kiedykolwiek próbował zadziałać na nim jakieś pedagogiczne czary mary. Atmosfera była jednak zdecydowanie lżejsza niż w zamkowych murach i Solberg niespecjalnie miał na myśli cokolwiek konkretnego. Ot, typowy Maxowy humor, który nieraz bardziej wpychał go w kłopoty niż z nich ratował. Skoro różdżka została uratowana, mogli zająć się zakupami, co zresztą ślizgon był gotów zrobić od razu, gdyby nie kolejny śmiech, jaki opuścił jego usta na sugestię, że miałby coś ugotować. -To już byłoby morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Lepiej sobie odpuścić. - Przyznał się do braku jakiegokolwiek talentu kulinarnego. Owszem, pierniczki to robił mistrzowskie, ale poza tym, niech się boi Merlina każdy, kto by spróbował zjeść jakieś danie przygotowane przez dwudziestolatka. -Zawroty głowy, problemy z pamięcią, nudności - straszne nudności, zaburzenia równowagi i nastroju... - Rozwiał wątpliwości co do wstrząsu mózgu, ale nie dlatego, że był tak dobrym uzdrowicielem, a dlatego, że niejeden już w życiu przeżył. -Na siniaki prędzej poradzę, ale nie wiem, czy powinienem obmacywać profesora na środku ulicy. - Nie przejmując się niczym, posłał Rainowi zawadiacki uśmieszek i oczko do kompletu widząc, gdzie ten próbuje się rozmasować. Skoro nikt się nie zamierzał tu bić i wyzywać, to żarty były drugą oczywistością w świecie Solberga. Chłopak zdziwił się, gdy zakupy zaczęły magicznie latać wokół niego, wracając do siatki, z której uciekły. Jakby dopiero teraz przypomniał sobie, że magia w ogóle istnieje i może być używana do czegoś takiego. -To nie jest najgłupszy pomysł. W "Lumosie" mają zajebiste steki z rema. Polecam. - Złożył własną rekomendację czując, że sam by teraz kawał krwistego mięcha chętnie opierdolił.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Issy Rain
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : piegi, septum, rude loki, pachnie masłem shea, chodzi w kolorowych szatach czarodziejskich;
Powiedzmy też sobie szczerze - ja nie miałem doświadczeń z tym niepokornym, nastoletnim Maxem, lawirującym na granicy wyrzucenia ze szkoły. Byłem bardzo zdziwiony kiedy usłyszałem o tym plotki w pokoju nauczycielskim. I postanowiłem nie oceniać osoby po czynach z przeszłości. Też miałem swoje grzeszki za uszami. Aż zerkam na jego nieułożone włosy i na chwilę zawieszam się patrząc na te kudły. - Mogę kiedyś ci zrobić pasująca ci fryzurę - stwierdzam już lekko podniecony możliwością zmiany czyjegoś imidżu. - Może jakiś piękny nowy kolor, na przykład różowy czy fioletowy - ciągnę dalej rozbawionym tonem, chociaż wcale nie żartuję do końca. Uważam, że coś niestandardowego pasowałoby do Solberga. W czasie moich rozważań zaczynam sprzątać wszystko wokół razem ze studentem, a w międzyczasie parskam śmiechem na stwierdzenie, że jego kuchnia nie przypadłaby mi do gustu. - Zrozumiałem, spróbuję zapamiętać. Ja jestem w tym całkiem niezły, więc jeśli będziesz miał okazję, polecam moje dania - ględzę sobie dalej ogarniając ostatnią pozostawioną siatkę. A potem czeka mnie chwila paniki, bo nie mam pojęcia czy przypadkiem coś mi nie jest. Jednym uchem słucham objawów wstrząśnienia mózgu i stwierdzam, że na dziewięćdziesiąt trzy procent go nie mam, a równocześnie sprawdzam czy nie czuję gdzieś siniaków. Przestają dopiero na kolejny żart Maxa, na który opuszczam ręce i kręcę głową. - No dobra, jak będę mógł sobie z nimi poradzić w mieszkaniu, będę wysyłał ci spanikowane patronusy - stwierdzam również żartując, bo raczej zapraszanie ucznia na uleczenie parę siniaków na dupsku we własnym domu nie byłoby zbyt mile widziane przez szkołę. - Hm, czerwone mięso sprawia, że moje piegi są bardziej czerwone. Ale skoro polecasz restauracje, może się skuszę - Czy to prawda? Sam nie wiem, tak mi się wydaje. Zerkam też na jego motor. - O to może mnie podwieziesz? Byłem kiedyś z kimś kto miał taki... motocykl, albo bardzo podobny. Ględził o nim godzinami, ale nic z tego nie pamiętam... - stwierdzam, że oznajmienie wprost że model z którym się umawiałem był ładny nie mądry nie powinien być pierwszą rzeczą rzucaną przez profesora i gryzę się w język. - Chyba że się spieszysz - mówię jeszcze prędko, nie chcąc się narzucać. - A i możesz mi mówić Issy kiedy nie jesteśmy w szkole, nie lubię czuć się staro - dodaję bardzo mało pedagogicznie i macham olewczo ręką na konwenanse.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie był przyzwyczajony do takiego podejścia ze strony nauczycielskiej kadry. Było to jednak miłe zaskoczenie i nie miał zamiaru narzekać, zamiast tego wchodząc na terytorium niekoniecznie poprawnych żarcików i uśmieszków. -Spróbować nie zaszkodzi. To tylko włosy. - Przystał na tę propozycję, bo nie szkodziło mu nic, a nigdy specjalnie nie szalał z fryzurą. Ot, uznawał, że taka może być i na chuj to zmieniać, jak się wcale nie znał. Jedynie raz stanowczo zaprzeczył, gdy Emma próbowała zrobić mu balejaż, bo akurat potrzebowała kogoś do ćwiczeń. -Nie wiem, czy pasują mi takie jaskrawe kolory. - Przyznał szczerze, bo poza czernią i okazjonalną zielenią, za wiele nie eksperymentował i w tym temacie. Zazwyczaj stawiał na wygodę i tyle. Kolejny temat również okazał się nie być jego ekspertyzą, ale wizja darmowego żarełka sprawiła, że oczka Maxa nieco się rozjaśniły. -Bardzo chętnie. Krytykiem jestem świetnym. Tylko bez owoców morza, te jakoś nie przechodzą mi przez gardło. - Uznał to za teoretyczne zaproszenie, więc pozwolił sobie powybrzydzać nieco. -No dobra, homary nie są takie najgorsze. - Dodał jeszcze ze śmiechem, wspominając wypad na Kubę, kiedy to miał okazję spróbować tego przysmaku. Co prawda nie posądzał Raina o zabawę w podobne rarytasy, ale jak widać, nie za wiele myślał podczas całej tej rozmowy. Miał nadzieję że profesor jednak nie ma wstrząśnienia mózgu, bo to by nieco sprawy komplikowało, ale wyglądało na to, że poza stłuczonym dupskiem, nic większego się nie stało. -Służę pomocą. Polecam dodanie wiggenowego do kąpieli. Łagodzi i przyspiesza gojenie. - Podzielił się swoją praktyką, której o dziwo nauczył go Feli. Na mocniejsze rany stosował autorski wiggenowy w postaci maści, ale tutaj nie widział podobnej potrzeby. Nikt nie krwawił, nie łamał się, ani nie był na skaju śmierci. Co za orzeźwiający wypadek, jak na zwyczaje Solberga. Zdziwił się słysząc, że piegi mogą zmienić kolor od diety. Był w stanie w to uwierzyć, bo wciąż nie był pewien, jak działa magia. Zbyt wiele razy go zaskakiwała, żeby był w stanie poodrzucać podobne stwierdzenia jako wierutne bzdury, tak od razu. -Jasne, zapraszam. - Zgodził się od razu, podając Rainowi kask. -Cóż, ja nie będę o nim ględził, bo za wiele nie wiem, ale przyspieszenie ten cwaniak ma niezłe. - Uśmiechnął się tylko, powstrzymując ciekawość na temat tego kogoś. -Nigdzie mi się nie spieszy. Ot, chciałem go wziąć na przejażdżkę. - Zapewnił jeszcze, że nie był to absolutnie żaden problem, a droga do "Lumosa" była mu dobrze znana, bo był to lokal jego znajomych. -Się rozumie, Issy. - Od razu poczuł się lepiej z tym faktem. Nie lubił tych wszystkich formalności i bardzo często stosował je mocno ironicznie, jak wtedy, gdy nazywał Annę Panią Prefekt.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Issy Rain
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : piegi, septum, rude loki, pachnie masłem shea, chodzi w kolorowych szatach czarodziejskich;
Większość osób nie przepadała za zbyt dużymi zmianami w wyglądzie, nad czym wiecznie ubolewałem. Uważałem, że moda jest przereklamowana, co może być mocnymi słowami od projektanta, ale chodziło mi o modę ogólną, kiedy każdy starał się znaleźć spodnie w stylu, który noszą wszyscy. Dlatego tak żwawo namawiałem każdą znajomą mi osobę na zmianę swojego imidżu. - Rozumiem! Jednak czasem swoją ekspresję można wyrażać przesadnymi gestami, a czasem wygląd da temu ujście, które da ci ulgę której się nie spodziewasz - dzielę się jedną z moich nielicznych mądrości, bo przecież Max zawsze był ekspresyjny, jak zdążyłem zauważyć, i czasem wystarczają drobne rzeczy, by to podkreślić. Zerkam rozbawiony na Solberga, który już postanowił podzielić się swoim gustem kulinarnym i prycham lekko na wspomnienie o homarze. - Zapamiętam, ale przeceniasz moje zdolności, z pewnością nie mierzyłbym się z taką potrawą - stwierdzam z pewnością. - O jaki z ciebie ekspert w takich sprawach. Widzisz, teraz nie będę już potrzebował twojej pomocy, sprytnie - zauważam jego wiedzę na temat jakichś kąpieli w eliksirach. Osobiście miałem dużo bezużytecznych ciekawostek o strojach, fryzurach czy kolorach, ale nigdy nie wykazywałem się specjalną znajomością w sprawach, które faktycznie mogłyby pomóc w życiu, tak jak rada Maxa. Póki co zakładam kask, zadowolony w sumie z takiego przebiegu sytuacji. Machnięciem różdżki przyczepiam moje super (ekomagiczne ofc) siaty do motoru Maxa i uśmiecham się promiennie do chłopaka. - Okej, jak będę krzyczał to mnie zignoruj. Mam nadzieję, że jesteś lepszym kierowcą niż mógłbym założyć podczas sytuacji, która miała miejsce przed chwilą - zauważam jeszcze jak bardzo nieroztropnie się zachowuję, ale kompletnie się tym nie przejmuję. - Że też tyle razy powtarzam Austerowi, że powinien wziąć mnie do ładnej restauracji, a w końcu jadę gdzieś z moim uczniem - zauważam jeszcze paplając sobie dalej i nieroztropnie rzucając sobie nazwisko przyjaciela. Siadam na motocykl, wspierając się bez krępacji o ramię Maxa. Odwracam się jeszcze i znowu macham różdżką, by moja szata powiewała z tyłu, niczym welon, a nie zaplątała się w koła, albo (co gorsza!) pogniotła się jakbym miał na niej siedzieć.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max po prostu brał to, co było w miarę i nie patrzył, czy ktoś inny to nosił. Dla niego ubrania były zbędne, no chyba że akurat siedziało się w Himalajach i groziło zamarznięcie na śmierć. Skoro jednak musiał się ubierać na co dzień, to używał tego jako pewnej tarczy, zasłony, która skrywała wstydliwe szramy i często również prawdziwe samopoczucie chłopaka. Co do włosów, w tej miał kompletnie wyjebane, ale jeśli ktoś chciał się nimi pobawić, proszę bardzo, nie widział przeszkody. -Zdecydowanie wolę inną formę ekspresji. - Zaśmiał się raczej sam do siebie, bo wybuchowy to on był jak mało kto i nim zdążył zrozumieć, że jest wkurwiony, ktoś już zbierał zęby z trawnika. -Nie wiem, co mógłbym podkreślić innym wyglądem. - Dodał już spokojniej i poważniej, bo naprawdę tego nie rozumiał. Owszem, można było pokazać swój status materialny, czy mniej lub bardziej luźne podejście do życia i powagę, ale oprócz tego, Solberga naprawdę nie wiedział, co to ma za znaczenie. -A może warto spróbować. Ja się jebnę na fiolet, a Ty ugotujesz homara. - Zaproponował, w swoim stylu rzucając w pewien sposób wyzwanie. Nie liczył na sukces, ot był ciekaw, do czego Rain jest zdolny. -Żaden ekspert. Akurat tego nauczył mnie ktoś inny. - Ciepły uśmiech na chwilę zagościł na młodej twarzy, gdy wspomniał swojego byłego partnera, choć w oczach widać było też nutkę bólu. Wciąż czuł się źle z tym, jak zakończył się ich związek i co działo się później. Miał dwa powody by ich nie zabijać, po pierwsze, już raz prawie to dzisiaj zrobił, a po drugie kask oddał Issyemu, a nie tak chciał zakończyć swój żywot. -Byle nie prosto do ucha. Przyda mi się jeszcze słuch. - Odpowiedział równie poważnie, zapewniając, że będzie faktycznie jechał ostrożniej, bo nikt nie ma prawa umierać bez spróbowania słynnych steków z "Lumosa". -Tego chuja to przejadę z pełną premedytacją, jak tylko zobaczę jego mordę. - W końcu nazwisko Austera odpaliło jednak gorszą stronę Maxa, który od razu się spiął. Oczywiście założył, że mówią o tym samym człowieku, bo przecież świat był tak stworzony, że nikt nie miał prawa nazywać się tak samo. Chcąc dać więc upust swojej złości, odpalił maszynę i z ogromnym piskiem opon wyrwał przed siebie, z profesorem na plecach.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Issy Rain
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : piegi, septum, rude loki, pachnie masłem shea, chodzi w kolorowych szatach czarodziejskich;
- No właśnie, żeby nie wyrażać ekspresji w zbyt dosadny sposób, wystarczyłoby żebyś pofarbował włosy na czerwono i nie ograniczałbyś ewentualne gwałtowne zachowania - oznajmiam, chociaż nie wierzę w to aż tak jak powinienem, więc trochę chichoczę się na pomysł, że zmiana fryzura w jakikolwiek sposób mogłaby powodować, że byłoby mniej kryminalistów czy coś w tym stylu. Wzruszam ramionami kiedy ten proponuje mi to wyzwanie. Zakładam, że jakbym się postarał, zrobiłbym dobrego homara. Może nie jestem szczególnie uzdolnionym czarodziejem, ale moje zdolności manualne zwykle były na wysokim poziomie. Średnio jednak wierzę, że chłopak da sobie pofarbować włosy. - Dobra, ale ty kupujesz homara - zgadzam się uprzejmie, ale biorąc pod uwagę, że mam gigantyczne długi od kiedy kupiłem mieszkanie, powinienem zacząć wykorzystywać lepiej okazje kiedy ja nie muszę za nic płacić. Może jednak poproszę Solberga, żeby kupił mi ten obiad dzisiaj? - Rozumiem - mówię tylko i kiwam głową, bo wahania nastroju u Maxa było widać dość wyraźnie, więc prędko porzucam jakiekolwiek drążenie tematu i zaczynam sobie paplać bez ładu i składu, w międzyczasie wspominając naszego wspólnego znajomego. - Niczego nie obiecuję - dodaję jeszcze o krzykach kiedy siadam na motor. Nazwisko Bena zostało powitane z istną euforią przez mojego kompana, dokładnie tak jak przez większość ludzi dla których najwyraźniej Auster nie miał ochoty okazywać uprzejmości. - No to mam nadzieję, że go nie spotkamy, niezręcznie by było jakbym go zabił - stwierdzam i w tym momencie Max rusza z miejsca jak rakieta. Łapię się go mocno w pasie lekko spanikowany, bo nawet nie zdążyłem zapytać jak mam położyć dłonie, żeby było komfortowo, ale nagły zryw spowodował że po prostu przylgnąłem do jego pleców z krótkim piskiem, ściskając chłopaka z całej siły. Taki był ze mnie kozak. + @Maximilian Felix Solberg
Ostatnio zmieniony przez Issy Rain dnia Sro Lip 31 2024, 21:34, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Chyba nie rozumiem, jak ma mnie to powstrzymać w ekspresji w inny sposób. - Przyznał skonfundowany, bo jakoś nie wyobrażał sobie, by zmiana koloru fryzury miała na to jakkolwiek wpłynąć, ale ostatecznie to nie on był tutaj ekspertem od podobnych tematów. Słysząc jednak chichot Raina zorientował się, że i on chyba nie do końca w to wszystko wierzy. Czarodziej mylił się jednak nie wierząc w to, że Max pozwoliłby mu na zmianę wizerunku. Zdecydowanie zbyt mało jeszcze mieli ze sobą do czynienia by wiedział, że Solberg jest gotów zrobić wszystko i to nawet nie za homara, ale po prostu, dla czystej zabawy czy nowego doświadczenia. Dodatkowe punkty chęci z jego strony pojawiały się, gdy wyzwanie wiązało się z adrenalinką, choć w tym przypadku akurat nie było nic ryzykownego w zmianie wyglądu. -Załatwię Ci najlepszego na Wyspach, więc lepiej się postaraj. - Puścił Rainowi oczko, wiedząc bardzo dobrze, że jeden uśmiech i Paco ogarnie mu najlepszej jakości skorupiaczy towar. Od czegoś miał przecież bogatego chłopa. Prychnął słysząc wspomnienie o krzykach, ale zaraz spiął się na dźwięk Austerowego mienia. No tego typa to mu zdecydowanie w życiu nie brakowało i to za knuta. -Spokojna Twoja rozczochrana. Z przyjemnością wezmę to na siebie. - Głos Solberga nie wskazywał na to, czy żartuje, czy też mówi śmiertelnie poważnie. Zamiast jednak kontynuować, chłopak dodał gazu i obrał kierunek na "Lumos".
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees