Na trzecim piętrze znajduje się od wielu lat kolejna, nieużywana, zakurzona klasa. Jest ona dość przestronna i znajdują się w niej jedynie porozstawianie stare stoły, oraz różne rupiecie składowanie w kącie. Przez wiecznie brudne szyby przedzierają się promienie słoneczne za dnia rozświetlając klasę. Raczej nikt nie przychodzi jej sprzątać ze względu na to, że i tak nie wiele kto z niej korzysta. Mimo wszystko sporadycznie przychodzą tu także i uczniowie chcący poćwiczyć w spokoju zaklęcia przed kolejną lekcją, bądź szukający zacisznego miejsca.
Dzisiejszy dzień nie należał do udanych. Długo już unikała swoich Lunarnych obowiązków oraz Lucasa... Oraz każdego, kto pamiętał jej imię ze złej strony. Kulturalnie odbierała listy od Celii zapominając o tym, że powinna je od razu wrzucać w ogień. Burza blond włosów spoczywała swobodnie na plecach zwracając uwagę każdego kto widział ją pochylającą się nad kominkiem w pokoju wspólnym. Ostatnio nie miała zbyt wiele zajęć. Można powiedzieć, że pozbyła się wszystkich naprzykrzających jej ludzi i w obecnej sytuacji nie miała już na nic ochoty. Nasza wila ostatnio z żalem zauważyła, że waga dołożyła jej jeden kilogram... Jeden kilogram, który spoczywał gdzieś na brzuchu, biodrach... Czy ktoś widział kiedyś grubą wilę? Soph odnosiła wrażenie, że wystarczy teraz na nią spojrzeć. I od razu wszystko staje się jasne. Jednak nie miała czasu na rozpacz. Nikt jej na to nie pozwalał. To był jej ostatni rok i zamierzała się dostać na studia z najlepszymi wynikami w całym zamku. Nie miała zamiartu natomiast poddawać się jak ostatni Puchon i czekać aż ktoś ją wyprzedzi w wyścigu po wygraną. Tak zakładała. Jej nowa filozofia opierała się na tym, iż im więcej spraw będzie uporządkowanych za jej plecami tym łatwiej będzie skupić się na przyszłości. Na nauce, tańcu... Ostatnio przecież pracowała nad najnowszą choreografią... Unosiła powoli ciało do góry pozwalając sobie na swobodne wirowanie... I wirowałaby nadal w tej zwiewnej sukience gdyby nie otrzymała listu. Już prawie zapomniała o Taitianne. Wszak kiedy ostatni raz się widziały dziewczyna była ewidentnie rozhisteryzowana. A teraz nagle ucichło. Ale wyjaśniło się... Magiczna moc rodziny Lorrain. Lorrain, którzy potrafili uszczęśliwić innych, ale niekoniecznie siebie. Przynajmniej gdybyśmy spojrzeli na Beatrice. A zatem... Kilka kroków na górę, na dół, potem w prawo i można było powiedzieć, że znalazła się w tej klasie. Najchętniej wyszłaby na zewnątrz, ale ostatnio zamek opuszczała tylko na poranne bieganie. Miała co najmniej piętnaście tras. Musiała zrzucić zbędne kilogramy. Kości musiało być widać. Celia przecież podała jej wymiary, w których musiała się zmieścić. Ale po co? Niby dla kogo? Nie mniej jednak Sophie uśmiechnęła się sama do siebie. Od jakiegoś czasu wyglądała lepiej. Jakby już nie podejrzewała każdego o zły ruch. Wszak działalność Lunarnych tymczasowo ugasła. A jej jedynym obowiązkiem było olśniewanie. Zrobiła jeden piruet, następnie powtórzyła to kilka razy i wskoczyła na ławkę śmiejąc się sama z siebie. A to akurat dziwne zjawisko, ale czekała na brata. Brata... To przecież wszystko było takie dziwne!
No na gacie Merlina, jak można zaburzać Philippowi kolejny wieczór nic nie robienia! Wiecie, ile on przez to traci? Tyle myśli zapomnianych, tyle wspomnień gdzieś zostawionych samym sobie na bezkresną tułaczkę gdzieś w jego świadomości. Nie sądzicie, ze to duża cena? Każdy w końcu potrzebuje chwili na odpoczynek, ostatnio tyle się dzieje... Zwłaszcza w jego życiu. W tym scenariuszu jakąś ironią losu role się odwróciły. Tym razem Soph mogła sobie pozwolić na zapomnienie, a Phil musiał jakoś dawać rade, stawać na wysokości zadania. W sumie nie robił tego... Ale też nie był tego świadomy, że pewnie w oczach większości jego znajomych jest kolejnym frajerem, który pozwolił się owinąć jakieś ślizgoneczce wokół palca. A może to ona wiła się w okół niego i tak na prawdę nie powinien się przejmować? Tego nikt nie wie, pewnie nawet on sam. Ostatnio zdecydowanie miał w głowie za mało Platona, a za dużo współczesności. W tym wszystkim jeszcze przyszło mu się spotkać z siostrzyczką. Nie wiedzieć czemu... W końcu Celie ostatnio nie rozbiła nic, co by było warte obgadania, a tamta mała, zwana ich siostrą... Zniknęła gdzieś, wpadła w nicość niczym kamień w wodę. Przynajmniej nie irytowała obojga, życie potrafi być piękne... Przynajmniej do czasu. W końcu ostatnio jak troche o niej przycichło to, Phil dostał jej nagie fotki. Może powinna trafić do gryffindoru? Tam ostatnio same panie rozwiązłych obyczajów z Karin na czele. Dobra, już kończe, tym razem po niej nie cisne, uszanowanko! Tak więc zszedł do której z setek pustych klas w tej szkole na spotkanie z Soph. Kochana smarkula pewnie znowu mu powie jakąś ciekawostkę z serii "Zaproś ją, będziecie się dobrze bawić". I po co? Halloween i wszystkim się w dupach poprzewracało, tylko patrzeć jak te bachory z młodszych klas zaczną latać po korytarzach i wrzeszczeć "Cukierek albo avada na gębę". ACH TE UROKI DZIECIŃSTWA!... Gdy wszedł do sali, Soph już czekała. - Cześć - po czym usiadł na jednej z niezachwycających czystością ławek. Dziś sobie odpuści krzesła... W ogóle to co za moda na spotkania w opuszczonych klasach? Nie ma przyjemniejszych miejsc w tej szkole? Ja zaproponowałabym schowek na miotły, idealny na mroczne spotkania rodzinny Lorrain! - Co jest aż tak ważnego, że nie mogłaś mi wysłać listu? - Czy oni wszyscy na prawdę powariowali? Tylko na chwile Lunarni ucichli to już jakieś 'przyjdź tu, przyjdź tam'. Gdyby nie to, że Phil raczej do marud nie należał to pewnie rozładowałby jakąś to irytacje... Na przykład zamykając się w dormitorium z pewną blondynką, którą na pewno nie była Sophie.
Ależ niech już nie narzeka. Powinien skakać z radości, że jego siostra znalazła dla niego czas w swoim napiętym grafiku tańczenia do smętnych melodyjek i hipnotyzowania kolejnych osób w tej szkole. Wszak to wypełniało jej dni. Albo czytała książki, albo coś pisała, tańczyła... Lub po prostu układała się do snu, w którym przebiegały przez jej głowę najgorsze koszmary. Tak, taka była prawda. Od jakiegoś czasu nie potrafiła spać spokojnie. Wszystko było nie tak. Źle. Krzywa poduszka, niewygodna koszulka do spania, źli ludzie, których chciała się pozbyć. Działalność Lunarnych chwilowo ucichła i to nie był dobry znak. Niestety. Wolała żeby coś się działo, żeby znów kogoś zabito... Te przerażone spojrzenia uczniów były nęcące... Szczególnie gdy mogła ich straszyć swoim widokiem, kiedy wyrastała znikąd Byli w stanie zrobić dla niej wszystko, a ona... Ona nie miała na tyle asertywności, by im odmówić. Zatem prosiła. A jej prośby były dość wymyślne. Dotyczyły donoszenia na innych, tworzenia nowych światów. Spotykania się z ludźmi, którymi gardzili. Wysyłali za nią listy. Przynosili najlepsze czekoladki z Miodowego Królestwa, których nie otwierała. To były kalorie. Tłuszcz, który ewidentnie pragnął zamieszkać w jej ciele. To wszystko chciało ją przycisnąć do muru, a żeby przestała bawić się ludźmi. Ale jak mogła porzucić swoje pionki? Wszak nie wykorzystała jeszcze wszystkich rzutów kostką. Więc chciała się nimi pobawić. Zmrużyła powieki czekając na Philla. Rzeczywiście tym razem nie powinien się martwić. Ich matka od jakiegoś czasu nic nie mówiła. Co prawda Beatrice była bombardowana listami, ale żadnego z nich nie otworzyła od razu wtrącając je do kominka. A niech płoną. Przynajmniej tyle jej przyjdzie z macierzyńskiego ciepła, którym powinno się otaczać każde dziecko. Jak dobrze, że go zaznali. - Cześć Phill. - Przywitała się zakładając nogę na nogę. Przyglądała się mu. Wydawała się takim sam jak zwykle, a jednak było w nim coś innego. Coś co pozwoliło jej na wysnucie wniosku, że list Tati nie był przypadkiem, że wszyscy doszli do momentu, w którym chcieli być. - Jak tam korepetycje dla Tat? - Spytała nie bawiąc się w żadne omówienia. Wszak po co... Po co udawać skoro przyszła zapytać właśnie oto między innymi. Właśnie to były ich rodzinne spotkania. Siadali na przeciwko siebie i po prostu pytali wysłuchując wyczerpujących odpowiedzi. Tylko tyle i aż tyle. Wystarczyło, aby uzupełnić informacje, stłumić potrzebę otaczania kogoś opieką. Na jakiś czas.
Może nie powinien marudzić, może nie powinien się martwić... W sumie to na dobrą sprawę on nic nie powinien robić. Gdyby za nic nie robienie dawali pieniądze, to pewnie już byłby milionerem. Tak to jednak musi czekać do ukończenia szkoły, by powiedzieć "Papa Celinko" i z czystą kartą rozpocząć samodzielne życie. Tak zadecydował... Jeszcze teraz tego nie zrobi, zostanie w szkole, będzie tolerował matkę, tylko po to, by potem odnieść sukces taki, że jej szczena opadnie. W sumie to nie liczył na to, ale zawsze można pomarzyć. Akurat jemu od zawsze to wychodziło lepiej niż podejmowanie jakichkolwiek wyborów. Z resztą, czy to wszystko jest ważne? Lunarni, szkoła, rodzina... W końcu żyjemy i umieramy na dobrą sprawę samotni, więc wszystko to można posłać w diabły. Tak więc może i lepiej, że teraz Soph trochę skupiła się na sobie, w końcu jedynie to przyda jej się w życiu. Philippe za to stawał się taki ciepły, taki inny... To okropne. Każdy jednak musi przez ten etap w życiu przejść. Gdzieś wewnątrz mam nadzieje jednak, że mu przejdzie niedługo. Wróciłby wtedy do dni spędzonych na Platonem, Wilde czy Frommem z blantem w ręku, udając, że się uczy, że mu zależy na szkole czy czymkolwiek innym. - Korepetycje? Litości kto ci takich bzdur naopowiadał - No chwila, przecież on nie był jakimś tam chłopczykiem, który pomagał Taitiane. Pomagać to mogły jej takie puszczalskie gryffonki, chcące otworzyć ją na świat i coś innego też. On za to po prostu przy niej był... No ok, może nie jak przyjaciel. - Pewnie chcesz znać prawdę? - w sumie lekko się zaciął, bo nie wiedział co dokładnie łączy jego i Taitiane, a miał świadomość, to co powie tutaj może dość szybciej niż podmuch wiatru do niej. Zabawny układ... Dziewczyna przyjaciółką siostry. Normalnie dobrze, że jeszcze nie mogą się skumać z matką, bo to by była dopiero przesiewni myśli. - W sumie to my coś ence pence, ale nie wiem co z tego wyjdzie - On nigdy nie wiedział. Nie miał w zwyczaju chwalić dnia przed zachodem słońca, wszyscy go od tej strony znali. W sumie to wiedział, że Soph jeśli będzie chciała wiedzieć coś więcej, to na pewno nie odpuści i zada tyle pytań ile uzna za konieczne. Zastanówmy się jednak... Po co by jej była ta wiedza? W końcu podejrzewał, że w tych listach to Tatka opisała wszystko w ogóle i co mogło być gorsze w szczególe. nie wiadomo czy powinien się z tego śmiać czy płakać - A jak korepetycje u Godfrey'a? Jeszcze ci się nie znudził - Tak, braciszek wiedział, w końcu plotki szybko się roznoszą. Choć nie widział tego w obserwatorze, to jednak ściany w tej szkole mają uszy... A to w sumie jest przykre.
Bo Sophie Lorrain lubiła wiedzieć wszystko. To niewiedza jest matką porażek, niezadowolenia z życia... Tak. To właśnie to. Nie widzisz tego? Jeszcze nie zdążyłeś otworzyć się na tyle, by dojść do tych wniosków? Najwidoczniej masz wadę wzroku. Ale to nie jej wina, nie problem. Dziś nie będziemy się tym przejmować. Wyjątkowo. Wrócimy do panienki Lorrain, która z góry miała wszystko zapewnione. Lekcje tańca, lekcje manier, lekcje gry na pianinie, która nie wypaliła, bo Soph się zbuntowała. Wybuchnęła wilowym gniewem, który rozniósł salon i przeszedł przez ulicę by natrafić na grupę mugoli. Dziś żałowała... Dziś żałowała, że nie może układać kompozycji muzycznych do kolejnych baletowych wymysłów, które ćwiczyła już sama... Choć ostatnio brakowało jej również tej presji zespołu. Może znów powinna dołączyć do jakiejś szkoły baletowej? Celia pękłaby z dumy widząc na jednym z przedstawień swoją córkę... Jakkolwiek by to nie brzmiało. A to co czułaby Sophie? Ona nigdy nie robiła czegoś by zadbać o czyjeś uczucia. Jedyną osobą, wobec której mogła żywić jakieś poczucie obowiązku był właśnie jegomość siedzący obok niej. A wszystko rozchodziło się o brata. O brata, z którym nie mieli scen jakiejś miłości rodzinnej. Nie padali w sobie w ramiona... Ale Soph do dziś pamiętała, kiedy Philippe przekroczył próg sali w domu by jednocześnie uspokoić Celię, a i wyrzucić nauczyciela baletu. Pozwolił jej odpocząć. Przypomniał tym samym, ze nie jest robotem. Nie widziała jeszcze nigdy tak bezinteresownego zachowania i zapewne długo snuła przypuszczenia o tym dlaczego, lecz po pewnym czasie po prostu przestała myśleć o Phillu jak o teoretycznym wrogu próbując mu zaufać. To trudne w przypadku osoby o jej charakterze i podejściu do życia. Więc ta rozmowa nie jest chyba jedną z tych, kiedy drugi Lorrain powinien snuć przypuszczenia o tym dlaczego ona go oto pyta i do czego to wykorzysta... Do poznania go. To jest tylko do tego potrzebne. By poznać się lepiej. Chociażby teraz... Przez Taitianne. - Mówiłam, że zrobi na Tobie wrażenie. - Uśmiechnęła się pod nosem czując, że jednak kobieca intuicja jeszcze się do czegoś przydaje... Ale na dźwięk nazwiska Godfrey... Drgnęła. Nieznacznie, ale dało się dostrzec niepokój w jej oczach, który zaraz znowu został przykryty uśmiechem. - Taak... Udało mi się poprawić ostatni sprawdzian praktyczny. Umiem już uwarzyć amortencję. - Pochwaliła się pewnym tonem, choć miała nieodparte wrażenie, że pod pytaniem tkwi drugie dno.
Nie wiedza, możliwe. Philippe jednak zawsze lubił wiedzieć. W końcu częściej był obserwatorem niż główną personą tego co się działo. Przez długi czas poznawał osoby nie w inny sposób jak gdy one się o niego potykały, bo po prostu go nie zauważały. Taki z niego ninja... Przez to wszystko jednak nabył znajomości tak prosty w swoim bycie, że teraz jedyne czy się przejmował to tak trochę starsza blondynka ze Slytherinu przez którą oboje się tutaj spotkali. Gdyby w czasie tej rozmowy wiedział jak to wszystko feralnie się ułoży, pewnie by Soph poznała od tej nieco innej strony. Tej, której chyba najbardziej w sobie nie lubił, która czuła dokładnie każdą emocje, była wrażliwa. Piękna, ale zarazem groźna. Zawsze zasłonięta przez chmury, stare pisma czy cytaty wyrwane z ust największych filozofów.Więc prościej mówiąc przez wszystko co tworzyło jego prosty i przyjemny byt. W końcu Philippe nigdy nie szukał kłopotów, jeśli nie uznawał tego za konieczne i w swoim mniemaniu słuszne. Często też do dwóch taki samych sytuacji podchodził w zupełnie różny sposób, ponieważ jak każdy myśliciel próbował dostrzegać stare rzeczy w nowym świetle. Nie wiadomo więc jak teraz zareagował by list od Soph związany z balem, nie wiadomo czy patrząc na wcześniejszą historie rodzeństwa wywaliłby tego nauczyciela baletu. Jedno jest jednak pewne - postąpiłby najlepiej jak na dany moment by mu się wydawało. Według myśli nowej, nie skalanej, nie obarczonej błędem. - I zrobiła, nie myliłaś się. Cóż się jednak dziwić, nie poleciłabyś mi byle kogo - Cieszył się jednak, że nie miał napisac zaproszenia do jakiej Zoe, Mini czy innej ślizgońskiej gwiazdeczki. Trafiło w sumie na dziewczynę, której wszyscy jeszcze wtedy nie kojarzyli. Czy jednak teraz kojarzą? W końcu po tym jak latała po szkole jak szalona w różowych gaciach powinna choć trochę być rozpoznawalna. No może nie z tej dobrej strony, ale kto by się tym przejmował? Sława to sława, a fakt, że większość szkoły słynie raczej z czynów złych niż dobrych to już inna sprawa. Lorrain zawsze zostawiał sobie takie oceny, a inni mogą się udławić... - Akurat tobie ta umiejętność się nie przyda, jeżeli wiesz co mam na myśli. - Wstał czując, że to spotkanie powinno dobiec końca. Chyba oboje wiedzieli to, co chcieli. Znaczy... Na dobrą sprawę, to Philippe nie miał potrzeby wyciągania od siostry jakiś większych informacji na temat jej życia towarzyskiego. Dopóki nie przyprowadziła Godfrey'a na niedzielny obiad do Celie to niech sobie szaleje. Mamusia na pewno będzie z niej tak samo dumna jak ze swojego ukochanego syneczka! - Muszę lecieć, do zobaczenia.- Pokierował się w stronę drzwi, co pewnie Soph zrobiła niedługo później.
Ciągnął ją przez całą szkołę. Miał w głowie dwa miejsce, jakby jedno z nich było zajęte, to zawsze ratuje go druga opcja znajdująca się nieopodal, bo nie miał zamiaru przechodzić kolejny raz przez te wszystkie schody i korytarze. Co za dużo to niezdrowo. Trzymał jej rękę mocno i pewnie nawet jeżeli chciała się uwolnić z jego uścisku to nie miała szans. Chciał mieć po prostu pewność, że uda mu się zaprowadzić ją na miejsce. Przeciskali się przez uczniów, studentów, czasem i nauczycieli. Elliot co do niektórych dziewczyn uśmiechał się zawadiacko, ale nie zatrzymał się nawet na chwilę. W końcu znaleźli się na odpowiednim piętrze przed pustą klasą. Otworzył ją i zaprosił gestem Sophie do środka, jak prawdziwy dżentelmen przepuścił ją przodem i zerknął na jej tyłeczek, och nie mógł sobie tego odpuścić. Zadowolony był z widoku i właśnie z takim błogim wyrazem twarzy podążył tuż za nią. Aby chwili przekroczenia progu zamknąć za nimi drzwi. -Rozgość się. Rozłożył szeroko ręce jakby pokazywał niesamowite działo czy miejsce, którym trzeba się zachwycać. Rzadko kto tu zaglądał więc powiedźmy, że byli bezpieczni i mogli spokojnie się rozluźnić. Na wszelki wypadek, przekręcił zamek w drzwiach. Cóż jak się ktoś będzie usilnie dobijać no to się pomyśli nad wpuszczeniem, ale tak, to chciał mieć pannę Fox tylko dla siebie. Czy miał zbereźne myśli? Ba, a kto by nie miał? Zacierając ręce podszedł do jednej z szafek i zza niej z ukrytej skrytki wyjął wódkę, a z torby, którą miał na ramieniu sok. Był zawsze przygotowany, z tym, że kubeczków już mu brakowało, a wolał nie ryzykować i nie proponować dziewczynie jednego z pucharów, jakie można było odnaleźć w sali. Istniało spore prawdopodobieństwo, że nosiły na sobie jakieś uroki, a on nie miał ochoty ich później odczyniać czy tłumaczyć się przed jakimś profesorem jak do takiej sytuacji doszło.
Oczywiście, widziała te zakochane i oddane spojrzenia innych panienek, gdy tylko przechodzili przez korytarze. Za każdym razem obserwowała każdą z nich od góry do dołu. Tak, mierzyła, czy ma jakiekolwiek z nimi szanse. Jakie wnioski? Żadna jej do pięt nie dorastała! Może i jest skromna, lecz nie mogła inaczej tego określić. Była inteligentna, to było najważniejsze. Ale pomimo wszystko urodą nie grzeszyła i pewnie też dlatego tak bardzo mu się podobała. To trochę smutne, że jedynie z wyglądu zapragnął ją posiadać... No ale wszystkiego mieć nie można, nie? Wycieczka trochę się przedłużała przez to przepychanie się pomiędzy ludźmi - i tymi znanymi i tymi mniej. Na nikogo nie spoglądała, jedynie miała przed oczami plecy Elliota. A nie miała zamiaru go puścić, bądź co bądź. Nie chciała zgubić się w tłumie, w którym mogliby się z trudnością odnaleźć na nowo. Poza tym... Skóra na jego dłoni jest tak przyjemna w dotyku... O cholera! Bądź co bądź znalazła się wraz z nim w opuszczonej sali lekcyjnej. Rozglądała się wewnątrz, gdy uprzednio została zaproszona do wejścia jako pierwsza. Poprawiła swoją torbę na ramieniu i obserwowała. Nawet nie miała pojęcia jaka to była sala wcześniej. Jednak to nie jest ważne. Odwróciła się momentalnie w jego kierunku, jak tylko Elliot rozpoczął wyciąganie odpowiednich napoi, o których to wspomniał. Nie miała nigdy przyjaznych skojarzeń z wódką, jaką ujrzała w jego dłoniach, jednak nie mogła zaprotestować. Teraz już jest za późno, bądź co bądź. Najwyżej napije się jedną kolejkę, ewentualnie dwie czy trzy. I starczy. Przecież nie mogą chodzić pijani po Hogwarcie, prawda? No, może on nie, ale Sophie jak najbardziej się upije. Niestety - słaba głowa to jej wada. - Widzę, że jesteś strasznie ubóstwiany przez panny w tej naszej szkole. - odparła, zbliżając się do niego, przejeżdżając dłonią po ławkach. Stanęła po chwili naprzeciw jego osoby, spoglądając w oczyska. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak Cię pożerały wzrokiem. Mnie za to chyba chciały zamordować za pomocą spojrzenia. - dokończyła wywód, opierając się jeden z mebli stojący tutaj. Postawiła torbę na blacie i oczekiwała na rozlanie alkoholu. Problemem jedynym był brak kubków, jednak na pewno sobie dadzą radę!
Jak na niego przystało miał kilka kobitek, z którymi utrzymywał bliskie stosunki... Nigdy o tym jednak na głos nie mówił, nie musiał. Chyba każdy wiedział jaki był. Najśmieszniejsze to, że dziewczyny tak czy siak lgnęły do niego. Może każda myślała, że właśnie dla niej się zmieni? No niestety drogie panie, ale tak to nie działa, on musi chcieć tej zmiany, a póki nie będzie miał odpowiedniej motywacji, na którą teraz patrzył. Tak dokładnie chodziło o Sofę to niestety chuj i tyle, brzydko mówiąc. To nie tak, że chciał posiąść ją tylko z powodu wyglądu, ale takie przedstawianie sprawy było dla niego łatwiejsze i wygodniejsze. Pragnienie jej miało dłuższe i bardziej rozrośnięte korzenie. Znał ją tyle lat, przy niej czuł ukojenie, pielęgnowała to w nim od gówniarza, z jego strony przerodziło się to w coś znacznie więcej niż wdzięczność i zwykłą przyjaźń. Jednak był jaki był, miał problem z okazywaniem uczuć, w tej kwestii był nieco upośledzony. Za to nadrabiał swoich chamstwem. Postanowił jednak nie robić głupstw i nie dobierać się do Sophie, co z tego wyjdzie? Zobaczy, po alkoholu różne rzeczy się robi, bo może i on rzeczywiście na pijanego wyglądać nie będzie, ale jak to z panną kujonką? Najwyżej grzecznie odprowadzi ją pod portret Grubej Damy. Przekaże ją w ręce jakiejś miłej Gryfonki, albo nawet sam wlezie do ich dormitorium i położy grzecznie spać. -Zazdrosna? Spojrzał na nią, jego wzrok był poważny, chciał wychwycić czy jego przypuszczenie może być prawdziwe. Od jakiegoś już czasu szukał wskazówek. Póki co miał ich mało i nic one mu nie mówiły. -Wbrew pozorom umiem nawiązać pozytywne kontakty z ludźmi. Wymieszał sok wlepiając w nią swoje spojrzenie. -Głupoty gadasz, tam od razu pożerały, o i tak rób z nich morderczynie. Jak tak dalej pójdzie to połowa płci pięknej ze szkoły się wymorduje. Pokręcił głową i otworzył popitkę. Chwycił butelkę z wódką i mocno nią trzasnął przed otwarciem. Wystawił flaszkę w kierunku ciemnowłosej. Musiała pić z gwinta innej możliwości nie było, ale miała sok do popicia więc da radę. -Ciebie zazdrosne morderczynie musiałyby ubić jako pierwszą. Masz u mnie szczególne względy. Uchylił rąbka tajemnicy nie zdradzając innych szczegółów i czekał spokojnie aż pierwszy łyk zostanie przez nią zaliczony.
Nie ładnie tak brzydko się wyrażać! Niech nie mówi aż tak dosłownie, bo Sophie się zrobi przykro i co wtedy? Ona nic nie miała na sumieniu! Była i jest ciągle grzeczna, posłuszna i uczynna, czyżby miał zamiar podważyć jej opinię? Oby nawet nie próbował, gdyż wtedy podobnie się zachowa wobec niego! A doskonale wiedział, że kiedy chciała, to potrafiła. Tak, taka mała groźba, która może wstrząśnie tym roztrzepanym i wiecznie napalonym facetem. To może właśnie pora, aby dla Sophie się zmienił i zaczął okazywać uczucia? Inaczej jej nie zdobędzie, niestety. Ona lubi szczere i wypowiedziane wprost kwestie, a nie takie kręcenie się, podkradanie, polowanie na nią niczym lew na biedną antylopę. Także więc też nie oczekuje od dziewczyny jakichkolwiek zachowań, skoro niczego nie jest pewna. Może i w widoczny sposób chciał jej pokazać uwielbienie w stosunku do niej, jednak nie miała nigdy pewności co do tego. Dlaczego? Do każdej napotkanej przedstawicielki płci pięknej zachowywać się bardzo podobnie. Zazdrosna? Ona? O niego? Hm... Musi się zastanowić chwilę, przy czym ciągle miała go na oku. Lustrowała jego postać swoimi niebieskimi tęczówkami zastanawiając się nad tą kwestią. Czy było tak, jak to padło w pytaniu? Mętlik w głowie pojawił się natychmiastowo. - Może jestem zazdrosna. Coś by to zmieniło? - odparła jakby obojętnie, jednak mógł wyczytać z jej spojrzenia, iż jest tym iście zainteresowana. Jak jeszcze niczym innym. Zdawała sobie sprawę z tego, że ma powodzenie, nie to co ona. A może nie tylko u niego była pożądaną? Nie wydawało jej się, mało znała mężczyzn w tej szkole, ogólnie w swoim życiu. W dodatku Elliot był na tym odważny, aby się tak z tym afiszować. - Och, nie wątpię, że potrafisz!- rzuciła z rozbawieniem. Czyż dla niego podrywanie każdej, napotkanej dziewczyny, wiązało się z pozytywną relacją? A rozmowa o wszystkim i o niczym? Chyba jedynie tylko z Sophie potrafił tak. Z innymi by się tylko całował. No cóż... to tez jakiś sposób na "rozmowę". - Co ja poradzę na to, że Twoje ciche wielbicielki, a może i nie są takie wcale ciche, widząc nas przepychających się przez korytarz i w dodatku trzymających za rękę, miały mordercze instynkty w oczach? Nic nie zrobię z tym. To Twój problem, nie mój. W końcu ty sobie je na takie wytresowałeś. - wypowiedziała spokojnym głosem wszystko to, co miała zamiar do powiedzenia na ten temat. Może go to dotknie, może nie... Była bardziej za tym, aby jednak wziął to sobie do serca. Tak, mógł to też wziąć za poszlakę w stylu "Jak zdobyć Sophie, aby mi ufała i nie czuła zagrożenia". Widziała wystawioną w swoją stronę flaszkę. Wzięła głębszy wdech. No cóż... Jednak muszą ciągnąć siarczyste łyki wprost z butelki. Będzie musiała się pilnować. Dobrze, że pozostały tutaj jakieś resztki krzeseł, na których będzie można siąść w spokoju, gdy to nagle zakręci się dziewczynie w głowie. A to, niestety, może się przydarzyć już przy pierwszym łyku. Jak dobrze, że jest ten sok. - Szczególne względy, mówisz? Zamieniam się w słuch, chcę wiedzieć co takiego jest szczególnego pomiędzy nami. - odparła i łyknęła wódki z gwinta. Przy tym ciągle się mu przyglądała, a gdy tylko odessała się, miała krzywą minę, przystawiła dłoń do ust i zabrała sok, aby jakoś zabić ten okropny posmak alkoholu w gardle.
On może i się tak wyraża. Robi co chce z kim chce, tylko ta jedna mu się opiera. Robi mu na złość czy co? Nie ogarniał tego, ale był facetem i miał do tego prawo. Nie rozumiał kobiet i tego co siedziało im w głowie istny kosmos! Cholera Sof, facet to łowca, więc to normalne, że się czai jak lew na antylopę, chce zdobywać, ale z drugiej strony wiecznie za ofiarą biegać nie będzie. Już mu się to nudziło więc coraz częściej pozwalał się jej przyłapać na flircie z innymi dziewczynami, albo nawet w nieco bardziej pikantnych sceneriach. Machnął na to ręką. -Być może i by zmieniło. Nie chciał się wdawać dalej w dyskusję... Z nią też by się całował, ale nie może więc gada. Nie ma wyjścia chłopaczyna. -Mój problem? To Ciebie chcą pozbawić głowy, nie manie. Wzruszył ramionami coraz bardziej podirytowany. Jeszcze trochę za zrobi jej krzywdę, musiał się powstrzymywać, a ciśnienie rosło, była niekiedy taka bezczelna. -Między nami jest przyjaźń, a to przecież jest bardzo szczególne. Zwłaszcza w moim przypadku. Uśmiechnął się nieco krzywo, zaciskając pięści, starał się uspokoić, a przy tym nie wygadać zbyt wiele. Udało się, wziął od niej flaszkę i pił. Zmienił na resztę wieczoru temat i trzymał się nieco na dystans, nie wchodził w jej prywatną przestrzeń. Śmiali się, rozmawiali, wygłupiali, jednak przyszedł czas kiedy musieli się rozstać. Każde musi udać się w swoją stronę. Odprowadził Sophie pod obraz Grubej Damy, który stanowił wejście do domu Gryfonów. I tarmosząc ją po głowie na pożegnanie poszedł się szlajać dalej.
Nie wiedzieć czemu, humor Tanyi uległ ostatnio okropnemu pogorszeniu. Najchętniej ciągle przebywałaby sama, odcięta od świata i wnerwiających ludzi. Tak było i dzisiaj, gdy próbując zgubić natrętne dzieci, które biegły za nią odkąd opuściła Pokój Wspólny (swoją drogą, cholera wie dlaczego) natrafiła na pustą klasę, która zdawała się wręcz idealnym miejscem do schronienia. Panna Hoover zamknęła za soba drzwi, choć zrezygnowała z zamykania na klucz, bo klasa wyglądała tak, jakby od wieków nikt tu nie zaglądał. Choć, powiem wam w sekrecie, że znając jej szczęście, zaraz wbije tu jakaś rozklekotana czternastolatka z butelką whisky i niedopalonym papierosem w buzi. Ale cii, pozwólmy pannie Hoover się łudzić. Tanya tanecznym krokiem podeszła do parapetu, stukając przy tym obcasami. Zgrabnie usadowiła się na nim, zakładając nogę na nogę. Poprawiła śnieżnobiałą sukienkę bez ramiączek i kurtkę, którą miała na sobie i uśmiechnęła się sama do siebie. Energicznym ruchem otworzyła torebkę i wyjęła z niej jabłko oraz podręcznik do Eliksirów. Co prawda nie miała najmniejszej ochoty na naukę, ale chciała jak najlepiej spożytkować czas jaki miała. Samotność stała się dla niej wręcz na wagę złota. Choć miała zdecydowanie dość milczenia, w końcu była bardzo gadatliwą i towarzyską osobą. Niezły paradoks, nie?
I Ryan'owi nie dopisywał dziś humor. Prawdę mówiąc chodził zły i smutny już dobrych kilka dni, od kiedy pokłócił się z Dany. Najgorsza jest świadomość, że dostajesz kopa w dupę od osoby na której najbardziej Ci zależy. Nie miał ochoty rozmawiać czy też przebywać w towarzystwie ludzi. Miał ich dość, cholerni ignoranci. Wszyscy wokoło szczęśliwi oprócz niego. A czym zawinił? Niczym. Zawiniła według niego ta cholerna, mała osóbka, której oddał całe swoje serce. Miłość ssie, czyż nie? Jak to najczęściej bywa w takich sytuacjach, do życia chłopaka wtargnęły nadmierne ilości alkoholu. Dzisiaj też postanowił wypić sobie w samotności butelkę whisky. Wziął ją więc pod pazuchę i ruszył na zamek w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca. Pałętał się jak obłąkany od sali do sali, ale jak na złość wszędzie byli ludzie. W końcu znalazł pustą klasę. A przynajmniej tak mu się wydawało.. Wszedł czym prędzej do środka i usiadł w jednej z ławek gdzieś po środku sali. Ubrany był w spodnie od garnituru, białą koszulę, na szyi czarny krawat. Gdy tylko usiadł nogi założył na ławkę, poluzował dość mocno krawat i wyciągnął paczkę papierosów. I to właśnie wtedy, kiedy spojrzał w stronę okien ujrzał postać. Dobrze znał tą dziewczynę, jakże mógłby jej nie znać. - Tanya.. - mruknął cicho i albo mi się wydaje, albo kącik jego ust uniósł się lekko ku górze. Ryan cały czas wmawiał sobie, że potrzebuje teraz samotności, ale może się mylił? Może właśnie towarzystwo panny Hoover podniesie go na duchu.. - Co ty, najbardziej rozgadana i towarzyska dziewczyna jaką znam, robi tutaj samotna z książką w dłoni? - Nie powiem, Kingson był w niemałym szoku. W międzyczasie odpalił papierosa, po czym wbił wzrok w dziewczynę.
Stosunek Tanyi do związków i miłości był powszechnie znany każdej osobie, która kiedykolwiek okazała się na tyle głupia by zacząć z nią ten temat. Gryfonka po prostu w coś takiego jak miłość nie wierzyła, a wszelkie związki uważała za żałosne i na pokaz. Chodzenie za rączkę i całowanie w każdym możliwym momencie było dla niej wręcz nie do przeżycia. Oczywiście, nie zawsze tak było. Było paru mężczyzn którzy jakimś cudem (i na własne nieszczęście) dotarli do serca dziewczyny, jednak żaden z nich nie zabawił tam długo. Podobnie było z Ryanem. Niby coś ich tam łączyło, ale na dłuższą metę nie miało to większego sensu. A szkoda, bo prezentowali się naprawdę uroczo. Dziewczyna, zajadając sie jabłkiem i próbując zapamiętać skład Eliksiru Euforii nawet nie zauważyła, gdy drzwi do klasy otworzyły się i zamknęły. Minęła chwilka, a ona już tylko bezmyślnie wpatrywała się w książkę, nawet nie wiedząc o czym czyta. Z otępienie wyrwał ją dopiero dobrze znany jej głos. Uniosła głowę, zaskoczona. -Kogo moje oczy widzą -szepnęła, unosząc brwi- Ryan Kingson we własnej osobie. Zgrabnym ruchem wrzuciła książkę do torby i odwróciła się przodem do chłopaka. Wyprostowała kolana, które strasznie jej zdrętwiały, eksponując przy tym zgrabne nogi. Powinna była klnąć w duchu że ktoś ją tu odnalazł, że ktoś ma czelność się do nie odezwać, ale zamiast tego na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. I odniosła wrażenie, że kąciki ust Ryana również się trochę podniosły. Albo może tylko jej się wydawało. -Och, każdy od czasu do czasu potrzebuje odrobiny samotności. Ludzie potrafią irytować, czasem najlepiej się odciąć -rzuciła, zastanawiając się co sprowadza tu chłopaka. Znała go wystarczająco by wiedzieć, że nie wszystko u niego w porządku. Ale czy wypada pytać? Z drugiej strony, może tego mu było trzeba. Rozmowy, czy czegoś... -A co sprowadza ciebie do mojej samotni? -zaryzykowała, choć widząc paczkę papierosów domyślała się, że liczył na to że będzie tu sam. Chyba niestety się przeliczył.
Delektując się szkodliwym działaniem papierosów, Ryan w skupieniu wpatrywał się w ruchy dziewczyny. Kiedy ściągała nogi z parapetu chłopak wpatrywał się w nią jak w obrazek. Była w tym tak delikatna, jej ruchy były niesamowicie lekkie, a nogi jakże zgrabne prezentowały się idealnie. Ale Kingson znał Tanye bardzo dobrze i wiedział, że pod tą śliczną powłoką gdzieś tam kryje się istny diabeł. I chyba właśnie to tak bardzo go do niej ciągnęło. To, że potrafiła pokazać swoją ciemną stronę, to że nie bała się wyrażać własnej opinii, to że nie raz kłóciła się z nim o byle co, bo ich zdanie nie było takie same. - Aż za dobrze wiem o czym mówisz.. Postaram się nie być tak irytujący jak Ci wszyscy ludzie - puścił jej przy tym oczko. Kingson uwielbiał się z nią drażnić i to bardzo, co jak najbardziej okazywał całym sobą. - Widzisz.. Skoro los chciał żebyśmy się tej nocy tutaj spotkali, to nie mam zamiaru Cię stąd wypuścić dopóki nie skończymy tej przepysznej whisky. - kończąc zdanie złapał za butelkę i pojawił się tuż przy boku dziewczyny. - Hoover, nie odmówisz mi, prawda? - mocnym pociągnięciem otworzył butelkę, po czym wziął jakże wielkiego łyka, nie wykrzywiając się przy tym ani trochę. Gdy skończył podał butelkę Tanyi, będąc przekonanym, że ta weźmie ją bez żadnych przeciwwskazań. - Och, pomyśl.. Na kogo bym wyszedł, gdybym od razu bez żadnych skrupułów zaczął Ci się wyżalać? Nie będę Cię póki co zagłębiać w szczegóły, powiem tylko, że pokłóciłem się z Dany.. - gdy wypowiadał końcówkę, nie dało się nie zauważyć jak ze złości zacisnął odruchowo pięści. Zawsze kiedy o tym mówił lub myślał, miał ochotę uderzyć w cokolwiek. Tak kiedyś wyładowywał złość, czego na szczęście się później oduczył. Uspokoił się jednak szybko i czym prędzej spojrzał z powrotem na towarzyszkę. - To ty mi lepiej powiedz co ty do cholery tutaj robisz?! Niemożliwe, że chcesz być sama bez powodu.. Dawaj Hoover, powiedz mi co Ci leży na serduszku. - uśmiechnął się. Ewidentnie się uśmiechnął i to tak szeroko, że trudno by nie poczuć ciepła bijącego ze szczerości tego uśmiechu. Tego mu właśnie było potrzeba..
Ryan miał w sobie coś takiego, że dziewczyny na jego widok mdlały. Owszem, był zabójczo przystojny, ale nie do końca o to mi chodzi. Miał w sobie coś, co przyciągało. Niby wszystkie, a mimo to Tanya miała wrażenie, że na nią działa to dwa razy mocniej. Był wkurzający i zawsze uważał że ma racje, przez co tak często się kłócili o byle gówno, ale za każdym razem wystarczyło by na siebie spojrzeli i oboje wybuchali śmiechem. No i oczywiście ciężko pominąć fakt, że Kingson bardzo dobrze ją znał a mimo to nadal chciał pić z nią whisky... to jest wyczyn, proszę państwa! - Cieszę się że ogarniasz. Wystarczy, że będziesz odrobinkę mniej irytujący niż zwykle -rzuciła, drocząc się z nim. Uwielbiała to. Była jak mała dziewczynka, której wystarczyło dać zabawkę. Tak, to było jej zabawką. Brzmi okrutnie, nie? - Tobie Kingson? Jakże bym śmiała! -powiedziała biorąc od niego butelkę. Pociągnęła zdrowego łyka, odrobinę marszcząc nos, ale szczerze mówiąc, to whisky było jednym z jej ulubionych alkoholi. Panna Hoover westchnęła. Wiedziała, że nie przyszedł tu bez powodu. A on doskonale wiedział, że jest beznadziejna jeśli chodzi o te sprawy. Nie wiedziała co mu powiedzieć, jak go pocieszyć czy coś. Kiedy była dzieckiem i ktoś obok niej mówił coś podobnego, gilgotała go. Jednak te cudowne czasy przeminęły. Zresztą, wyobrażacie sobie Tanyę z butelką w ręku łaskoczącą wkurzonego na wszystko Ryana? Moja wyobraźnia nie jest aż tak rozbudowana... - Związki są do dupy -rzuciła tylko, wpatrując się w podłogę i oddając mu whisky. Odkąd był ze swoją dziewczyną, powtarzała mu to chyba z milion razy, choć odniosła wrażenie, że dopiero teraz zaczął myśleć nad jej słowami. Wiedziała, że powinna powiedzieć coś w stylu: "wszystko będzie dobrze", "pogodzicie się" i inne tego typu bzdury, ale Ryan znał ją wystarczająco by wiedzieć jak nieszczere byłyby jej słowa. A ona z natury jest szczerą osobą. Tak jakoś wyszło. - Z moim serduszkiem wszystko w porządku -uśmiechnęła się, widząc jego uśmiech. Właśnie takie uśmiechy uwielbiała. Szczere, od których biła energia. Dzięki temu uśmiechowi miała siłe, by mówić z nim dalej - Może ostatnio trochę nie ogarniam życia, ale poza tym to nadal szukam fanu... znasz mnie -puściła mu oczko, uśmiechając się przy tym figlarnie. Pójdzie do piekła. Zdecydowanie.
Błysk w oku pojawił się u Ryan'a kiedy Tanya wzięła od niego butelkę. Zauważył jak zmarszczyła nos pod wpływem nieprzyjemnego smaku whisky. Słodkie. Z racji tego, że Kingson jest powszechnie uważany za kobieciarza i gdy jeszcze nie był z Dany uganiał się za każdą jak pies, miał kilka rzeczy które kręciły go najbardziej w dziewczynach. Jedną z tych rzeczy było właśnie kwaszenie się przez smak alkoholu. Było takich szczegółów jeszcze kilka na przykład kręciło go kiedy dziewczyna zarumieniała się przy nim lub była śmiała w łóżku. Czyli wychodzi na to, że od zawsze uwielbiał takie diablice jak Tanya. Aż śmiem zapytać.. Co on w takim razie robi z Dany? Anderson jest totalnym przeciwieństwem typu dziewczyny, które kręcą naszego uroczego Ryan'ka, więc szczerze.. Nie mam pojęcia czemu wybrał akurat ją spośród wielu, które miał do wyboru. Czy chodzi tutaj o przeznaczenie? Że niby byli sobie pisani, bo los tego zapragnął, czy po prostu chłopak miał kryzys i zagubił się sam w sobie? - Chyba też się troszeczkę ostatnio zagubiłem w tym życiu. Cholera, ja tu mam problem sercowy, a los zsyła mi osobę, która nawet w miłość nie wierzy. I weź tu człowieku zrozum to życie. - przerwał na chwilę by wziąć kolejne łyki pysznej whisky, po czym znów podał butelkę dziewczynie. - Kurwa mać. Wiesz kiedy ostatnio uprawiałem pieprzony seks? - grymas pojawił się na jego twarzy - Jeszcze zanim zacząłem coś w ogóle z Dany. Bo zdradzę ten sekret i powiem Ci, że miłość mojego życia jest cholerną cnotką. A wiesz jak bardzo lubię seks.. Nie ukrywam, nasz był jednym z najlepszych. - spojrzał na Tanye znacząco. Chyba właśnie zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo uwielbia tą dziewczynę. Może być przy niej po prostu sobą, gadać o tym co tylko mu przyjdzie na język, a z Dany tak nie ma. Musi się przy niej pilnować, bo ona nie jest jak inne dziewczyny.. Sięgnął po paczkę papierosów i wyciągnął sobie jednego. Spojrzał ciekawy na Tanye. - Cholera, za mało czasu ze sobą spędzamy, bo nawet nie wiem czy teraz palisz czy też nie. Może papierosa? Nawet jak nie palisz, to i tak weź go. Pokaż mi jaka jesteś zbuntowana, Hoover! - uśmiechnął się zawadiacko, po czym zapalił papierosa. - Powiedz mi.. Masz kogoś? Chociaż nie, czekaj.. Związki są do dupy. - przerwał na chwilę. Nagle spoważniał i posmutniał. Już sam nie wiedział co gada. - Proszę Cię, przypomnij mi kim naprawdę jestem, bo się trochę zagubiłem..
W sumie to wypadałoby zaznaczyć, jakich facetów lubi Tanya. Cóż, mimo że wydaje się flirciarą to wcale nie tak łatwo by ktoś jej się naprawdę podobał. Ale uważała że chłopak musi być zdecydowany, wiedzieć czego chce i nie bać się po to sięgać. Powinien mieć własne zdanie na każdy możliwy temat i bronić go, ale w granicach rozsądku. Powinien być nieobliczalny. Powinien być... męską wersją jej samej. I weź tu szukaj takiego. Wbrew pozorom, Ryan spełniał wiele tych cech. Być może dlatego Tanya nie miała nic przeciwko temu, że pieprzył jej teraz o problemach miłosnych i o tym jak bardzo brakuje mu seksu. Nawet w pewnym momencie zrobiło jej się go szkoda. Naprawdę. Pociągnęła kolejnego łyka whisky, znów delikatnie się marszcząc. Zaczęła czuć przyjemne ciepło, więc odruchowo zdjęła skórzaną kurtkę i rzuciła ją na ławkę. - Jeśli tak na to spojrzeć, los nie jest dla ciebie łaskawy -zauważyła, klepiąc chłopaka w ramię. O mały włos nie zakrztusiła się trunkiem, gdy zaczął opowiadać o swojej dziewczynie. Nie mogła uwierzyć, że Ryan-uwodziciel jest z dziewczyną, która jest cnotką! Nie no, Tanya zawsze podziwiała takich ludzi, podobnie jak osoby które nie piją i nie palą, ale to nie zmienia faktu, że to przecież Ryan! Gdyby miała podać nazwisko największego kobieciarza jakiego zna z pewnością odpowiedziałaby Kingson. - Cnotka? -spojrzała na niego, unosząc brwi - Nigdy nie zrozumiem twojego gustu. Dostrzegła jego spojrzenie i delikatnie się zarumieniła. Choć była to raczej dziewczyna, która nie wstydziła się rozmawiać o takich rzeczach, to jednak taka uwaga z ust Ryana... nie powiem, ogniki zaświeciły jej się w oczach. -To okropne jak się niszczysz -dodała, oczywiście biorąc papierosa. Zaciągnęła się i powoli wypuściła dym. Kiedyś potrafiła robić ustami różne kształty z dymu, ale potem jakoś przestały ją kręcić papierosy. -Ja? Kogoś? A kto by ze mną wytrzymał Kingson? -zapytała całkiem szczerze, znów się zaciągając. Poczuła, że alkohol zaczyna pomału robić swoje, bo skończywszy papierosa, stanęła naprzeciwko Ryana, położyła mu dłonie na ramionach i bardzo powili powiedziała. -Posłuchaj mnie dobrze, Kingson, bo nie ma szans, że powtórzę to drugi raz. Jesteś Ryan Kingson, możesz mieć każdą dziewczynę w tej szkole. Większość z nich oddałaby wszystko byś tylko na nie spojrzał. Jesteś zajebistym facetem i zasługujesz na szczęście -ucichła, wpatrując się w jego oczy - Mimo, że związki są do dupy...
Im bardziej rozmowa się ciągnęła, tym bardziej chłopak zastanawiał się nad tym co się z nim stało. Czy był po prostu zaślepiony miłością do Dany i nie zauważył tego jak z czasem się przez nią zmienił.. Pytanie tylko czy na lepsze czy na gorsze. Zależy od perspektywy patrzenia, bo z jednej strony to nic złego w byciu kobieciarzem, ale z drugiej strony to jednak trochę świadczy o człowieku. Noo niestety, ale rzeczywiście los nie był dla niego łaskawy. Na każdym kroku już od małego dostawał od niego w dupe i to porządnie. Ale dzięki temu jest teraz taki jaki jest - stanowczy, gwałtowny, zdecydowany.. Na pewno ma wiele wad tak jak wszyscy inni, bo nie ma człowieka doskonałego, ale raczej na co dzień chyba ich nie widać. - Uwierz mi Hoover, ja go też chyba nigdy nie zrozumiem.. - łyk, potem pociągnięcie papierosa - Nie wiem czy powinienem pytać kiedy się zmieniłem i dlaczego. Więc chyba nie zapytam. - uśmiechnął się do dziewczyny. Iskierki pojawiły się w jego oczach, kiedy ta bez wahania wzięła od niego papierosa, po czym odpaliła go tak po prostu jak gdyby nigdy nic. Nigdy wcześniej Ryan nie widział Tanyi z papierosem, więc to była dla niego nowość. Nie ukrywając, że bardzo pociągają go kobiety które palą. Nagle zaczął się lekko śmiać. Tak totalnie z dupy. Czyli magiczne właściwości whisky zaczynały działać. Nawet to poczuł, bo mu również zrobiło się cieplej niż normalnie. Kiedy Tanya zdjęła kurtkę, Ryan aż dostał gęsiej skórki. Chłopak był już pijany, więc dziewczyna automatycznie zaczęła go coraz bardziej pociągać. - Hoover, czemu nam nie wyszło? Byłoby nam ze sobą tak zajebiście.. - mruknął cicho patrząc kątem oka na blondynkę. Nagle ta stanęła naprzeciwko niego, kładąc mu dłonie na ramionach. Słuchał jej jak zaczarowany, lekko się uśmiechając. Przyglądał jej się dokładnie, podziwiając każdy kawałek jej ciała. Zdał sobie sprawę z tego, że pożąda jej tu i teraz, nie zważając na nic innego. Odruchowo Ryan objął Tanye w pasie, automatycznie przyciągając ją bliżej siebie. Wcześniej opierał się o parapet, tak teraz stanął naprzeciw niej, patrząc na nią z góry, a ich twarze zbliżały się coraz bliżej. - Pójdź ze mną do piekła. Zapomnij o wszystkim innym. Daj się ponieść. Chciałaś fanu, to masz. - szeptał dziewczynie do ucha, każde zdanie kończąc pocałunkiem w policzek. Zjeżdżał coraz niżej - na szyję, obojczyk. Wiedział, że mu się nie sprzeciwi. Szczególnie nie teraz. Całował ją łapczywie. W końcu to Tanya, jego bratnia dusza.
Ja wiem, jak to wygląda i co pomyślicie, ale wbrew pozorom, Tanya wcale nie była suką. Może i nie zachowywała się do końca tak, jak powinna, ale przecież sporo wypiła i była w dołku. To chyba jest jakieś wytłumaczenie, prawda? A gdyby Ryan naprawdę kochał swoją dziewczynę, nie zdradził by jej, za żadne skarby świata, czyż nie? Przecież to do cholery jest ta miłość, w którą panna Hoover nie wierzyła. Więc nawet gdyby przypadkiem, to co miało się za chwile stać w jakiś sposób rozpieprzyło ten związek, to przecież on od początku był skazany na niepowodzenie... A przynajmniej tak Tanya próbowała to sobie wytłumaczyć, gdy Kingson zaczął ją całować. Poczuła dreszcze na całym ciele, objęła go mocno za szyję i wpiła się w jego usta. Całowali się tak, jak gdyby mieli się już nigdy więcej nie zobaczyć. Jej dłonie powędrowały pod koszulkę chłopaka, powoli przejechała dłonią to jego umięśnionej klatce piersiowej, drapiąc ją przy tym delikatnie. Czuła whisky i dym, co tylko jeszcze bardziej ją podnieciło. Doskonale wiedziała, jak to się skończy. Szczerze, to przeczuwała to odkąd Ryan opowiedział jej o jego kłótni z Dany. Jednak Tanya miała to do siebie, że była jednak mimo wszystko porządną osobą, więc zanim do czegokolwiek doszło, delikatnie się od niego odsunęła, tak że stykali się nosami. -Ryan -szepnęła. Samo to, że użyła jego imienia świadczy o tym, że sprawa była poważna. W normalnych okolicznościach nie psułaby nastroju, ale w tym wypadku musiała.W końcu jej na nim zależało i nie chciała by zrobił coś czego by potem żałował. A zwłaszcza nie z nią. -Jesteś pewien? -zapytała, patrząc w jego niebieskie oczy. To chyba najlepszy dowód, że jednak nie jest taką totalną suką, nie sądzicie? Gdy zapadła cisza, nastrój nie prysł tak jak się spodziewała. Wręcz przeciwnie, była to chwila największego napięcia. Gryfon doskonale wiedział, co zrobi mówiąc "tak", choć może pragnął nie zdawać sobie z tego sprawy. Ujęła jego twarz w dłonie, zmuszając do spojrzenia jej w oczy. Czuła jak whisky przejmuje nad nią kontrolę, choć przecież dziewczyna znana była z dość mocnej głowy. Cóż, może ten jeden raz, po prostu chciała się upić, nic więcej.
Pieprzyć miłość. Gdyby Ryan rzeczywiście kochał Daenerys tak mocno jak mówił, to nigdy w życiu nie pocałowałby teraz Tanyi. Przez ostatni rok czy ile oni tam niby ze sobą byli.. A nie, przepraszam bardzo, przecież oni nawet ze sobą oficjalnie nie byli. Anderson nigdy nie powiedziała, że są razem. Ciągle deklarowała, że sama nie wie czy to co do niego czuje to miłość i nie była pewna czy w ogóle go kocha. Więc czemu on się jej oddał? Całe serce i dusze poświęcił tej jednej dziewczynie, a w zamian dostał nic. To do cholery nie jest miłość! To jest zaślepienie, chwilowy kryzys który mu właśnie przechodzi, chwile słabości które go tak zmieniły.. Czyżby dzięki tej nocy miał wrócić stary Ryan? Ten cholerny kobieciarz! Co będzie teraz z Dany?
Całowali się, jak gdyby jutra miało nie być. Jakby widzieli się po raz ostatni, a tak naprawdę dzisiaj zobaczyli się pierwszy raz od dłuższego czasu. Kingson czuł na klatce piersiowej dłonie dziewczyny, delikatnie podrażniające jego skórę. On objął ją mocniej i teraz już nie było między nimi żadnej przerwy. Jego dłonie jeździły z góry na dół, co chwilę dotykając jej pośladek. Miał ochotę zerwać z niej tą białą sukienkę i podziwiać jej piękne ciało, pieścić każdy jego skrawek. Usłyszał swoje imię. Tanya rzadko kiedy zwracała się do niego bezpośrednio po imieniu, zawsze dokuczali sobie wołając do siebie po nazwisku. Czyli miała opory. Chłopak uśmiechnął się lekko pod nosem, patrząc w jej oczy. Jego dłonie spoczywały lekko zaciśnięte na talii dziewczyny. - Jak nigdy. - szepnął. Nie ukrywając - chciał tego bardzo mocno. - Pytanie tylko, czy ty na pewno tego chcesz.. - dopowiedział niepewnie. Pewnie i tak jakby powiedziała, że nie chce to i tak by jej nie puścił. W końcu to diablica jakich mało. Pocałował ją ponownie. Delikatnie. Namiętnie. W oczekiwaniu na odpowiedź jego dłonie powoli zaczęły wędrować w stronę zamka od sukienki dziewczyny. O ile jest tam jakiś zamek?
Tanyi nie było potrzebne nic więcej. Wpiła się w usta chłopaka, delikatnie przygryzając jego dolną wargę. Wiedziała co robi. Przywraca dawnego Ryana. Chłopaka który będzie sypiał z połową dziewczyn w tej szkole, nawet nie próbując zapamiętać imion owych niewiast. Czy popełnia błąd? Czy właśnie niszczy jego związek? Doskonale wiedziała, że Ryan bardzo kochał Dany. Jak to się stało, że robią to co robią? Co takiego zrobiła mu ta dziewczyna, że tak bardzo zapragnął innej? Zresztą, czy to ważne? Są tu i teraz i zaraz mają przejść do najprzyjemniejszej części ich znajomości. -Pieprzyć to- szepnęła, wiedząc, że nie ważne co by powiedziała i tak skończyłoby się tak samo. Myślę, że za to uwielbiała Ryana. Choć większość ludzi by go chyba zatłukła. Chłopak w końcu odnalazł zamek sukienki dziewczyny. Tanye przeszły dreszcze. Zaczęła odpinać guziki jego koszuli, której po chwili się pozbyła. Całowała jego tors, pozwalając mu całkowicie odpiąć zamek sukienki. Po chwili, w samej bieliźnie zaczęła majstrować przy pasku chłopaka. Zaczęła całować Kingsona w szyje, pozostawiając po sobie ślady czerwonej szminki. Gdy w końcu pasek ustąpił i spodnie chłopaka opadły w dół, odsunęła się i uśmiechnęła diabelsko. Pociągnęła go za krawat, tak, by dotykała plecami ściany, po czym złapała się jego karku, zgrabnym ruchem lekko podskoczyła i owinęła swoje nogi wokół jego pasa. Wiedziała, że ją utrzyma. W końcu to Ryan, są sprawy w których ufała mu bezgranicznie. Seks jest jedną z tych rzeczy które się do nich zaliczają.
Działały na niego kobiety. Ich dotyk, głos, uśmiech. Nie istniał powód, dla którego miałby sobie odmawiać tej przyjemności. Ich towarzystwa. Teraz pragnął tej Gryfonki. Nie chciał myśleć co się stanie jeśli jutro oboje się obudzą obok siebie nieco zrażeni perspektywą, że rzeczywiście to zrobili. Ryan raczej wyrzutów sumienia by nie miał. Szczególnie nie w tej sytuacji. Kręcił go seks, spotkania po godzinach, alkohol płynący zewsząd i proszki, które odłączały go od świata rzeczywistości. To było motywem przewodnim jego życia. Zabawa płynąca z rozkoszy kobiecym ciałem. Błądził dłońmi po jej ciele, aż w końcu natrafił na zamek. Gdy usłyszał te dwa przepiękne słowa, wypowiedziane przez dziewczynę, jednym szybkim pociągnięciem rozpiął jej sukienkę. Nie miał co się z tym ociągać, chciał już przejść do sedna sprawy. Boże, co się stało z romantyzmem.. I tak oto właśnie stała przed nim dziewczyna w samej bieliźnie. Odsunął ją delikatnie od siebie, by móc obejrzeć ją od stóp do głów. Cała emanowała seksapilem, szczególnie w tej bieliźnie, którą miała właśnie na sobie. - Oj Hoover, chyba nigdy mi się nie znudzisz. - mruknął, uśmiechając się lekko. Kiedy Tanya majstrowała przy pasku od spodni, on szybko zdjął buty hacząc stopami o pięty. Dziewczyna szybo uporała się z przeszkodą i po chwili spodnie Ryana opadły w dół. Błysk w jego oku pojawił się gdy zobaczył diabelski uśmiech Gryfonki. Teraz zostały na nim jedynie czarne bokserki opinające teraz już sztywną męskość, oraz krawat za który blondynka mocno pociągnęła, przyciągając go do siebie. Wpił się ponownie w jej usta, łapiąc ją od razu, kiedy tylko poczuł że będzie na niego skakać. Złapał ją za pośladki, które co chwila lekko ściskał. Przycisnął dziewczynę lekko do ściany, trzymając ją tylko jedną ręką. Jej delikatna skóra, czuła na jego dotyk, była idealnym pocieszeniem na dzisiejszy wieczór. Drugą ręką powędrował w stronę stanika, którego pozbył się zgrabnym ruchem. Powoli zjechał pocałunkami na idealnie prezentujące się piersi dziewczyny. Całował je delikatnie, chwilami je przygryzając. Hoover mogła już czuć naciskające przyrodzenie, ale jeszcze chwile postanowił się z nią pobawić. Co było w tym wszystkim najlepsze? To, że był to seks bez zobowiązań. Takie są najlepsze.. I najciekawsze zarazem. Sięgając pamięcią, to Ryan jeszcze nie uprawiał seksu na szkolnej ławce. Właśnie nadszedł chyba ten moment, kiedy spełni swoją zachciankę! Powoli złapał ponownie dziewczynę obiema dłońmi i trzymając ją mocno, lecz ani na chwilę nie przerywając pocałunków, przeniósł ją na parapet, na którym delikatnie ją posadził. Napierał na nią swoim ciałem, a dłonie znów zaczęły wędrować po jej ciele, tym razem zmierzając do dolnej części ciała..
Nie chce abyście teraz pomyśleli, że Tanya jest łatwa i pójdzie do łóżka z pierwszym lepszym. Bo to najzwyczajniej w świecie nie prawda jest! Ona może i owszem, lubiła seks, ale nie szanowała siebie i nigdy nie zgodziłaby się na uprawienie tej... sztuki... z byle kim. Długo też można by dyskutować o tym, że żeby seks był coś warty, potrzebne są do niego uczucia. Tanya coś do Ryana czuła. Może nie było to takie coś, jakie odczuwa większość par, ale przecież można się dobrze zabawiać z przyjacielem, prawda? Co z tego, że ma on dziewczynę, którą bardzo kochał... Ważne że był tu teraz z Tanyą i pragnął czegoś, czego nie mogła mu odmówić. Poczuła jego sztywną już męskość. Pamiętała, jak to było lata temu, kiedy jeszcze próbowali coś ze sobą zrobić. On lubił się bawić, a potem szybko przejść do rzeczy. Więc ona mu tą zabawę ułatwiła, szybkim ruchem ściągając majtki, podczas gdy on delikatnie pieścił jej piersi, od czasu do czasu przygryzając. Powoli zaczęła jeździć ręką po jego kroczu, wiedząc że nawet przez bokserki sprawia mu ogromną przyjemność. Co tu dużo kryć, była doskonała w tych sprawach. Po chwili jej ręka delikatnie wsunęła się pod majtki chłopaka. Powoli i spokojnie zaczęła przesuwać dłonią po jego (gotowej już do działania) męskości. Jego podniecenie było wręcz namacalne i wiedziała, że nie będzie musiała długo czekać na finał sprawy. Poczuła dłoń chłopaka, przesuwającą sie po jej płaskim brzuchu w kierunku... dobrze wiecie, w jakim kierunku. Przeszły ją dreszcze. Wygięła się jak tylko mogła, tak że dotykała policzkiem ucha chłopaka. Nastąpiła krótka chwila ciszy, Ryan z pewnością myślał, że panna Hoover wymruczy mu coś do ucha, pochwali go i opowie jak to jej dobrze. Zamiast tego dziewczyna owinęła język wokół płatka jego ucha, zaczęła go delikatnie ssać, po czym ugryzła. Chłopak był przyzwyczajony do tego typu zagrań, w końcu nie pierwszy raz lądują nago w jakiejś dziwnej części zamku. Aż strach pomyśleć, jak ta znajomość się dalej potoczy.
Byli z Tanya do siebie podobni. Wszak ona też unikała zobowiązań. I to było najlepsze. Ona sama w sobie miała coś co przyciągało do niej mężczyzn. W końcu samo jej ciało było wielką pokusą, a co dopiero charakter. Hoover nie jest żadną suką, ale jednak nie trudno ukryć, że kochała się z wieloma facetami. Szkoda tylko, że ona korzysta póki może, a biedny Ryan był czysty przez ponad rok. Nosz cholera. Wszystko było dziś chwilą. Tanya również. Nie obiecywał jej niczego. Nie zmuszał. Byli tutaj, żeby spędzić najprzyjemniejszą noc w życiu, a nie rozliczać się w tym kto, dlaczego i o której godzinie. Gdyby mógł to zabrałby ją na koniec świata i tam spełniał jej wszystkie zachcianki. Ryan się nie ociągał. Uciskał jej piersi, ssał je, przygryzał. Robił to tak perfekcyjnie, jakby tą umiejętność wyssał wraz z mlekiem matki. Większość mu tego zazdrościła. Tego jak idealnie, delikatnie obchodził się z dziewczynami. Obmacywał ją wszędzie, jeździł dłońmi po całym ciele. Reagował na jej dotyk pojedynczymi jęknięciami, a kiedy sięgnęła po jego męskość wydał z siebie pojedynczy krzyk, a potem uśmiechnął się szeroko. Spojrzał jej w oczy, po czym dał jej pojedynczego całusa w usta. Zabawa się skończyła, czas przejść do sedna sprawy. Szybkim ruchem wyjął jej rękę z bokserek i te po chwili leżały gdzieś obok. Teraz oboje byli zupełnie nadzy. Kingson podniósł lekko dziewczynę po czym położył ją na jednej z ławek. Przyległ do niej swoim ciałem, ponownie ją całując. Dłonie położył na jej biodrach i jednym mocnym ruchem znalazł się w niej. Nie był delikatny. Wypychał swoje biodra w przód i tył coraz szybciej i szybciej. Napędzało go własne podniecenie oraz krzyki rozkoszy Tanyi. Cóż.. Nareszcie zaliczył seks na szkolnej ławce, brawo. Wchodził w nią coraz bardziej, pocałunkami delektował się ustami Gryfonki. To był ostry seks, taki jaki Ryan lubił najbardziej. Irytowała go delikatność, to powinno boleć i dawać szczęście jednocześnie. Jakiś czas to trwało, aż w końcu skończył. To było w nim dobre, że seks z nim był wystarczający. Nie za krótki, nie za długi. Skończył w niej, ale nadzieja w tym, że nasza kochana Tanya stosuje środki antykoncepcyjne, bo Ryan w gumki się nie bawi. Wyszedł męskością z dziewczyny, po czym oddał jej ostatniego całusa w usta i uśmiechnął się łobuzersko. - No Hoover, jak za dawnych czasów co ? - powiedział zbierając swoje rzeczy z podłogi. Spojrzał przelotnie na blondynkę - Ty się nie musisz jeszcze ubierać.. A przynajmniej nie całkowicie. - dopowiedział śmiejąc się. Gdy tylko ubrał bokserki podszedł do parapetu i sięgnął po papierosa..
Nim Tanya do końca ogarnęła co się stało, już leżała na ławce, odczuwając błogą rozkosz z domieszką bólu. Doskonale wiedziała, że taki seks Ryan uwielbia. Dziki, bez zobowiązań. Jak dobrze, że panna Hoover była jednak osobą przewidującą każdą możliwą okoliczność, więc wszelkiego rodzaju wpadki są po prostu w jej przypadku nie możliwe. Chłopak brutalnie i szybko poruszał biodrami będąc w niej. Tanya wyginała się, by zwiększyć doznania. Wiedziała, że dojdą razem. Zawsze dochodzili. Cichutko stękała, wbijając paznokcie w jego plecy. W końcu doszli do tego momentu. Oboje szczytowali. Za to dziewczyna uwielbiałam Ryana. Był prawie jak profesjonalista. Seks z nim nie był ani za długi ani za krótki. Nie myślał tylko o tym by zaspokoić siebie. To było wspaniałe. Poczuła jak chłopak z niej wychodzi. Jęknęła cicho. Gdy pocałował ją ostatni raz, poczuła jak cała energia z niej odpływa. Podszedł do parapetu zapalić. Ona leżała na ławce i oddychała powoli. -Trzeba ci przyznać, że nie wyszedłeś z wprawy, mimo tej przerwy -rzuciła, czując jak trzeźwieje. Powoli wstała i zgrabnie zeskoczyła z ławki. Podeszła do niego, wyciągnęła mu papierosa z buzi i porządnie się zaciągnęła. Jeszcze przez chwilę pozwoliła mu nacieszyć wzrok jej nagim ciałem, po czym oddała mu papierosa, ubrała bieliznę i znów go sobie przywłaszczyła. To było właściwie zabawne. Właśnie przeleciała się z czyimś facetem a nawet nie wiedziała o co się pokłócili. -To nic nie zmienia, prawda? -wolała się upewnić, przyglądając się swoim zgrabnym nogom- Między nami wszystko po staremu? Uśmiechnęła się do niego uroczo, po czym wzięła się za ubieranie sukienki. Odwróciła się do niego tyłem i wskazała na zamek. Odpiął to niech zapnie. -Możesz?