Tajemnicze drzwi znajdujące się tuż przy wejściu, wiecznie zamknięte. Nie mają nawet klamki. Byle uczeń się tam nie dostanie, nie ma nawet szans. Plotki głoszą, że właśnie tam są wielkie archiwa kartotek woźnego, wypracowań szkolnych, życiorysów czy innego rodzaju podań i sekretów. Niewielu odważa się to sprawdzać.
UWAGA:Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
______________________
Autor
Wiadomość
Artie Gadd
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
Dosłownie pochłaniał to miejsce wzrokiem. Rozglądał się; patrzył na wszystkie te półki i ich zawartości; zastanawiał się, ile tutaj znajdzie się wiedzy, cennej czy też nie. Może faktycznie trafią na coś wartego uwagi? Podręczniki, w których znajdą się przepisy na ulepszone eliksiry? Albo notatki, zawierające opis zaklęcia, którego nigdy by się normalnie nie nauczył? Zaklęcia, które zostało utworzone przez kogoś?
Biorąc pod uwagę to, ile tutaj może znajdować się zapisków pokroju statystyka zapchanych toalet czy złoty dziennik uwag nieżyjących profesorów, nie powinien być aż tak optymistycznie nastawiony do potencjalnej wiedzy, którą może tutaj zdobyć, ale... coś go w tym wszystkim fascynowało. Wiedza była mimo wszystko wiedzą, nawet jeżeli zakazaną. A jemu na niczym nie zależało tak, jak na właśnie wiedzy, pozyskiwanej na każdy możliwy sposób.
- Spodoba... moja droga, tu jest zajebiście! - nadal nie podnosił głosu, ale nie panował nad swoją ekscytacją. Nie panował nad reakcjami. Nad odzywkami. Nad tym, że był coraz bliższy szczerego, szerokiego uśmiechu. Może faktycznie doświadczy tego po razy pierwszy akurat dzisiaj? Może Harmony osiągnie swój cel, o którego istnieniu pewnie nawet nie miał pojęcia? Albo był to może zakład pośród ich małej grupki; kto pierwszy sprawi, że Artie się uśmiechnie...
Kiwał głową na następne określenia. Spojrzał jeszcze tylko, gdzie dokładnie ma ten koc i świeczki; odebrał od niej materiałowe siedzisko i faktycznie wszedł na piętro, gdzie to wszystko rozłożył. - Ostatnio... chciałem zagłębić się w coś nowego - przyznał, kiedy już siedzieli pośród regałów. - Może mnie natchnie, skoro już i tak tutaj siedzimy.
Z ostatnim zdaniem zdecydował się złapać za pierwszy obiekt; zdjął go z półki i zdmuchnął kurz, nawet jeżeli go tam nie było; przetarł okładkę i położył to na kocu między nimi, żeby obydwoje mieli pogląd na to, co właśnie zdjął. Biały kruk, pospolite znalezisko, a może coś zupełnie bezużytecznego?
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Obserwowała go, ciesząc się jego radością tak bardzo, że aż czuła, jakby przeżywała zachwyt nad tym miejscem po raz pierwszy. A nawet bardziej. Gdy pierwszy raz udało jej się dostać do archiwum, robiła to tylko dla wykonania zadania z IKE, wygłupiała się tutaj w ściganie się z Maxem w tym, kto znajdzie więcej najbardziej absurdalnych zapisków i stworzy najdurniejszy, ale wciąż przechodzący spis do kroniki. Wtedy było frywolnie, zabawnie, a wszystkie te zwoje były po prostu pretekstem.
Teraz miała szansę na nowo przeżyć fascynację odosobnioną zbiorem wiedzy, niemal patrząc na niego oczami Artiego, a na pewno przez pryzmat jego radości. Zazwyczaj największą zabawę znajdowała w działaniu, samodzielnym szukaniu przygód i doznań, poznawaniu wszystkiego własnymi rękami, nawet, jakby miała je przy tym połamać. Jedynym wyjątkiem były książki jej ojca, które studiowała jak najświętsze egzemplarze i z taką uwagą, jaką pewnie powinna poświęcić zaklęciom. Ale teraz? Może to kwestia perspektywy przyjaciela, albo tego, że prawie uśmiechał się szczęśliwie, ale nagle poczuła, że to też mogłaby być wspaniała zabawa. Tak samo dobra jak wspinaczka na lodospad i tak samo ekscytująca, jak znalezienie magicznych, gorących źródeł pośród lodowatego śniegu. Miała wrażenie, że kolejna część świata Artiego się otworzyła i koniecznie chciała poznać, co było za tymi drzwiami, ciesząc się dużo spokojniejszym odkrywaniem.
- No to smacznego – zaśmiała się, po raz pierwszy chyba to ona zarażona jego radością, a nie na odwrót i rozłożyła ręce, wskazując wszystkie książki.
Zakład został przez nią zapomniany, postanowienie, choć mogło się spełnić, porzucone. To była tak czysta chwila i ważne wspomnienie, że nie chciała brudzić tego niczym innym, nawet nie miała głowy, żeby to zrobić. Po prostu wspięła się za chłopakiem, cały czas powstrzymując co głośniejszą chęć zaśmiania się, ograniczając się do przytłumionego chichotu. Zapaliła rozłożone świeczki, kiwając samej sobie głową, że zaklęcie wyszło jej bez żadnych ofiar i pożarów.
- Coś nowego? – uśmiechnęła się lekko, zainteresowana co też mogło chodzić chłopakowi po głowie. Zawsze zadziwiał ją w swoim samozaparciu do zdobywania wiedzy i opanowywania coraz to nowszych zaklęć. Skoro coś go zainteresowało i w dodatku przy czasie, jaki spędzał nad książkami i tak stanowiło temat świeży i przez niego nie zgłębiony… Musiało to być coś fascynującego. – Pracujesz, nad jakiś nowym zaklęciem?
Usiadła na kocu, przyglądając się uważniej tomowi. „Biały Kruk’ nie przywodziło na myśl nic szczególnie konkretnego i raczej mogła się tylko domyślać, co tam było. Ale ta niewiedza, połączona z zagadką Artiego i jego nowego zainteresowania sprawiały, że czuła napływającą falę ekscytacji. Skrzyżowała nogi, podciągając je bliżej do siebie i zerknęła na przyjaciela psotnym, ciekawskim wzrokiem:
- To co, zaczynamy? – zaśmiała się z entuzjazmem. – Czyń honory – i kiwnęła na książkę, nie mogąc się wręcz doczekać, by dowiedzieć się co czekało na nich w lekturze.
Artie Gadd
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
Był ogromnie podekscytowany i nie chciał tego ukrywać; no bo, jakby był tego cel? To było fenomenalne uczucie. Zarazić kogoś bliskiego swoją własną pasją, nawet jeżeli była to "tylko" nauka; zdobywanie wiedzy na każdy możliwy sposób w możliwie jak największej ilości dziedzin. Był tak szczęśliwy, że akurat tutaj się znalazł, że zapomniał o niewinnym fakcie, że znajdują się w tym miejscu nielegalnie i definitywnie łamią regulamin, nie tylko dotyczący miejsc, w których mogą przebywać, ale też godzin. Przecież Harmony mogła przyjść tutaj z nim po zajęciach, w ciągu dnia; tylko wtedy zwiększyliby prawdopodobieństwo, że ktoś ich przyuważy. A teraz?
Chyba po prostu podobało mu się to, że łamał zasady na swoją korzyść. Albo po prostu łamał zasady, a ta adrenalina go napędzała... No, kto by pomyślał, że Gadd okaże się łamaczem reguł.
- Być może - spojrzał na nią i nawet puścił do niej oczko, zanim wrócił spojrzeniem na książkę. Praca nad zaklęciem to coś... skomplikowanego. Musiał pod uwagę brać wszystko — to, jak trzyma różdżkę, jak nią rusza, jakich słów używa. Inkantacja była najcięższą częścią tego wszystkiego. Co, jeżeli wymyśli coś, zapomni zapisać, a potem zaklęcie nie będzie działało, bo nie pamiętał, jakich słów dokładnie użył?
- Bardzo chętnie - przez moment drżały mu dłonie; taki był podekscytowany. Drżał z radości, jaka go wypełniała; zanim pewnie złapał za okładkę, odkrywając to, co było przed nimi jeszcze schowane. Głęboki wdech, wstrzymanie oddechu...
Zmarszczył brwi, przeglądając tekst, jaki znalazł się przed nim. Mamrotał pod nosem tytuły; wyciągnął różdżkę i to nią zaczął jeździć po stronie; mruknął, dla pewności, aperacjum, patrząc, czy czasem nie pojawił się żaden dodatkowy zapisek. - Przecież to jest... - zaczął szeptem, pod nosem mruknął jeszcze lumos, jakby światło świecy było niewystarczające, a jego skupiona twarz powoli zaczęła się rozluźniać pod wpływem tego, co widział na stronie. Znowu prawie się uśmiechał. - To jest spis... ksiąg? - przesunął się; podniósł różdżkę nieco wyżej, żeby spojrzeć na całość. - Widzisz, są tytuły, autorzy, wszystko pozaznaczane, jakieś notatki... Czy to w ogóle jest dostępne w szkole?
Powinien sam to wiedzieć. To on przebywał w bibliotece najwięcej, ale... i tak spojrzał na przyjaciółkę, jakby oczekiwał potwierdzenia. Jednego słowa, które mogłoby potwierdzić, ze to znalezisko jest naprawdę wyjątkowe. Bo... chyba było, prawda?
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Uniosła brwi zaskoczona, ale uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Artie nie tylko łamiący reguły, ale i pozwalający sobie na bycie zaczepnym? Aż cisnęło się jej na usta to, co powiedziała do niego w parku „minęło już sześć lat, a ty ciągle mnie zaskakujesz”. Taka była prawda od zawsze, a nasiliła się tylko od jej powrotu z ferii. Nie wiedziała, co dokładnie się stało, zmieniło czy też ruszyło, ale miała wrażenie, że mury, za które tak usilnie starała się zajrzeć, wnosząc trochę światła, nagle same się otwierały.
Więc zamiast tego jakkolwiek komentować, zaśmiała się od tej gotującej się w niej radości i jeszcze szybciej zasłoniła usta, przypominając sobie, że robienie hałasu nie należało do najlepszych pomysłów.
- Przepraszam – ale i tak chichotała pod nosem, kręcąc głową w niedowierzaniem. – Ale co mogę poradzić, jak trzymasz mnie w takiej niepewności – udała oburzenie, by zaraz znowu się uśmiechnąć. – Po prostu czekam na zaproszenie, na oficjalną prezentację zaklęcia.
Widząc jego nerwy i podekscytowanie, sama nie mogła powstrzymać entuzjazmu. Podsunęła się bliżej, zerkając bardzo uważnie na książkę, jakby nie chciała ominąć ani sekundy z jej otworzenia, i chociaż miała podkulone nogi, stopy jej same chodziły, tupiąc leciutko w koc. Ostatni raz tak bardzo nie mogła powstrzymać przejęcia, kiedy ojciec miał dać jej do przeczytania swoją najnowszą książkę.
Chociaż w tym momencie ten zapał i zaaferowanie były jeszcze większe, bo nie tylko mogła je z kimś dzielić, ale i przeżywać. Oni obydwoje nie wiedzieli, co tam było. Mieli razem odkryć tę zagadkę. Zacisnęła mocniej dłonie na rękawach bluzy, z których wystawały jej tylko końcówki palców i bardziej wtuliła w siebie nogi, zwijając się w ciekawską kuleczkę.
I wtedy ją otworzył.
Zmarszczyła brwi, przeglądając razem z nim strony, a z każdą kolejną zaskoczenie było coraz wyraźniejsze na jej twarzy. Zaskoczenie, przeradzające się powoli w zupełnie nową dawkę ekscytacji. To nie był jeden sekret, właśnie trafili na zagadkę. A jeżeli coś było pewne o Seaverach to to, że kochali je rozwiązywać.
- To chyba nie jest zwykły spis ksiąg… – nachyliła się nad jego ramieniem, by jeszcze lepiej wszystko zobaczyć i sama się uśmiechnęła, patrząc na niego z zapałem godnym odkrywcy w oczach. – Artie, te notatki to kod – wskazała palcem na zapiski, niezbyt zrozumiałe, składające się ze słów, które nie wyglądały jak żaden znany jej język.
Tytuły i autorzy były zapisane normalnie, ale dopiski i oznaczenia to już inna historia. Natychmiast podeszła na kolanach do torby i wyciągnęła z niej Dziennik Przygód, a także wolny pergamin dla przyjaciela. Myślała bardzo szybko, jak odkrywca, jak opowiadał jej ojciec. Nie mogła w to uwierzyć, że trafili na coś takiego. Chciała skakać pod sufit i przytulić Artiego, że to wyciągnął!
I chciała działać.
- Jak się podpisuje – zapytała, znów podchodząc do niego, pochyliła się nad lekturą i przewertowała strony w poszukiwaniu jego sygnatury, znaczku, czegokolwiek. – Skoro zapisał to w ten sposób, znaczy, że miał coś, co chciał ukryć. Znajdźmy więcej dokumentów z jego podpisem, jak najwięcej materiałów! Wtedy będziemy mogli znaleźć zależności i rozszyfrować kod!
Skoczyła na równe nogi, łapiąc świecę w dłoń, gotowa lecieć w poszukiwaniu przygody, ale… Nie tylko Artie tego dnie uchylił przed nią swojego świata. Ona także miała to właśnie zrobić. Zaprosić go do swojego świata pełnego wrażeń, odkryć, poszukiwania zagadek. Zamiast biec dalej, patrząc się tylko za następną wskazówką i goniąc wiedzę, ona obróciła się, wyciągając do przyjaciela dłoń.
- Co ty na to? – zapytała, proponując wspólną przygodę, pierwszy raz w swoim życiu oferując wolniejsze jej tempo.
Artie Gadd
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
Jak tylko powiedziała o kodzie... mógłby przysiąc, że aż oczy mu się zaświeciły. Zaskakiwała go, przede wszystkim chyba faktem, że była tak bardzo zdecydowana, żeby z nim siedzieć przy książkach. Szukać. Łączyć fakty i odkrywać nowe tajemnice, które nie były przecież aż tak ekscytujące. On sam bardzo się z nich cieszył, ale przecież dotyczyło to kwestii, którą uwielbiał. Szukanie wiedzy i zdobywanie jej było chyba najważniejszym i największym z jego celów, do którego najczęściej dążył sam. Nie spodziewał się, że pewnego dnia Harmonia do niego dołączy, ba, nie potrafił łączyć kropek, więc nawet jeżeli spędzając z nim czas, chciała mu dać jakiś sygnał, to on... nawet by tego nie zauważył.
Przyglądał się. Zapiskom, tytułom; próbował znaleźć wspólny element tego wszystkiego i chciał, ogromnie chciał, znaleźć w tym wszystkim element łączący. Chyba faktycznie będzie potrzebne im jeszcze jedno, może więcej źródeł. A kiedy to zaproponowała...
Złapał jej dłoń, korzystając z jej pomocy, żeby wstać. - Z tobą to mogę przesiedzieć tu całą noc - przecież nawet nie wiedzieli, ile tutaj spędzą, prawda? A sen to był ich najmniejszy problem. Zresztą, z kimś takim jak jego blond przyjaciółka oraz szczyptą magii, całe to szukanie nie mogło być przecież czymś bardzo trudnym, co nie zmienia faktu, że spędzili tu trochę czasu. Przeczesywali archiwa, starali się złamać kod, a skończyło się na tym, że książkę i swoje notatki wynieśli, umawiając się na następne, ciche spotkania, na których mieli dalej bawić się w detektywów.
To oznaczało więcej czasu z Harmony. Nawet nie wiedział, dlaczego napędzało go to większą ekscytacją niż fakt, że dowie się więcej o wszystkim.
z/t x2
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Musiała czymś zająć głowę. Minął ponad miesiąc odkąd została przyczepiona do tej kupy żelastwa i zauważyła, że gdy tylko przekierowywała swoje myśli na coś innego niż brak czucia w nogach, czuła się o wiele lepiej. Potrzebowała zajęcia, a bliscy mieli rację, gdy nieśmiało napomykali, że może powinna na nowo skupić się na swoich pasjach, które nie wymagały od niej zbytniej mobilności. Im dłużej wahała się czy to dobry pomysł, tym bardziej oddalała się od schodów, nieświadomie krążąc w okolicach Wielkiej Sali w poszukiwaniu cichego zakątka, w którym mogłaby wrócić do treningów transmutacji. Już od dłuższego czasu chciała opanować do perfekcji zaklęcie, które w zaawansowanych książkach jawiło się jako jedno z najtrudniejszych, a w jej mniemaniu niezwykle przydatne w codziennym życiu. A przynajmniej tak było jeszcze do niedawna, teraz średnio miała możliwość pozostać niezauważona, poruszając się na wózku inwalidzkim. Westchnęła cicho i odrzuciła pesymizm na bok. Miała ku temu świetną okazję, bo sowa siedząca na jej ramieniu idealnie nadawała się na testera zaklęcia kameleona. Jeszcze parę tygodni temu do nauki tej inkantacji motywował ją fakt, że dzięki niej nie potrzebowałaby peleryny niewidki czy eliksiru niewidzialności. Mogłaby przemykać niezauważona po korytarzu, dręczyć przyjaciół niesamowicie durnymi żartami, a co najważniejsze unikać problemów, które nieumyślnie na siebie ściągała. Teraz mogła je wykorzystać do tego, aby po prostu nie zwracać na siebie uwagi i nie przyciągać ciekawskich spojrzeń. W końcu zauważyła drzwi, których wcześniej tutaj nie widziała i zgrabnym zaklęciem otworzyła je, wjeżdżając do środka. Ze zdziwieniem rozejrzała się po pomieszczeniu, stwierdzając, że to idealna lokalizacja. Cicha, nieodwiedzana przez chmary uczniów, odgrodzona od zatłoczonego dziedzińca i korytarza. Przecisnęła się do stolika na samym końcu niewielkiego archiwum. Zanim zabrała się za praktykę, rozłożyła przed sobą podręczniki, książki wypożyczone w bibliotece i własne notatki, z zaangażowaniem studiując ich treść. Wiedziała, że ze zwierzęciem pójdzie łatwiej, bo był on mniej skomplikowanym organizmem. Natomiast jeśli chciałaby go użyć na sobie, musiała pamiętać, aby przyłożyć różdżkę do głowy i użyć manipulacji pojedynczego puknięcia, a co najważniejsze powstrzymać się przed wzdrygnięciem czy ucieczką, bo początkowo, według niektórych specjalistów, zaklęcie odczuwało się tak jakby ktoś rozlał na głowie szklankę wody. Dziś jednak, w ramach rozruchu, wolała poćwiczyć na kimś innym niż sobie. Zgodnie z instrukcjami wypisanymi na pożółkłych już stronach, najpierw na sucho kilka razy wykonała odpowiedni ruch magicznym patykiem, a potem szeptem powtórzyła wymowę, chcąc jak najlepiej się przygotować zanim rzuci zaklęcie na żywą istotę. Kiedy poczuła się gotowa, odchrząknęła, wycelowała różdżkę w sowę i podjęła się pierwszej próby, która wyszła jej całkiem nieźle, jednak ptak częściowo wciąż był widoczny. Zmarszczyła z niezadowoleniem nos, ale pocieszające było to, że gdy cofnęła czar, sowa na nowo pojawiła się przed nią w całości, co oznaczało, że jedyne, czego jej brakowało to większego skupienia. Westchnęła cicho, powtórzyła w myślach najważniejsze kwestie, po czym podjęła kolejną próbę, tym razem już udaną. Odwróciła działanie zaklęcia i z uśmiechem podrapała sowę za uchem, czując niesamowitą ulgę. W ostatnim czasie straciła wiele rzeczy, ale nie zamiłowanie i lekkość w nauce transmutacji. Przez następną godzinę notowała swoje spostrzeżenia i jeszcze kilka razy rzuciła kameleona na ptaka, ani razu nie popełniając rażącego błędu, a kiedy w końcu poczuła się zmęczona, wyjechała z pomieszczenia.