Tajemnicze drzwi znajdujące się tuż przy wejściu, wiecznie zamknięte. Nie mają nawet klamki. Byle uczeń się tam nie dostanie, nie ma nawet szans. Plotki głoszą, że właśnie tam są wielkie archiwa kartotek woźnego, wypracowań szkolnych, życiorysów czy innego rodzaju podań i sekretów. Niewielu odważa się to sprawdzać.
UWAGA:Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
______________________
Autor
Wiadomość
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Wiedziała, że nie zniosłaby myśli, że Eskil się od niej odsunął, tak na dobre i całkowicie. To było wręcz nierealne. Nie wiedziała nawet w którym momencie, jednak półwil stał się nieodzowną częścią jej samej. I naprawdę cholernie się bała faktu, że jeśli podejmie decyzję, która nie przypadnie mu do gustu, to dosłownie wszystko zostanie między nimi skończone. Miała świadomość, jak cholernie egoistyczne było to zachowanie z jej strony. Jak bardzo zmuszała go do trwania przy niej, przy czym sama nie mogła mu nic obiecać. Nie wiedziała, co przyniesie przyszłość, jednak nie wyobrażała sobie, by ta miała istnieć bez Ślizgona. Merlinie, jakie to wszystko było popierdolone. Poczuła ogromną ulgę, gdy ten nagle zdecydował się ją przytulić. Jakby niewidzialna pięść puściła jej trzewia, które dotychczas trzymała w żelaznym wręcz uścisku. Całe powietrze opuściło jej płuca, napięcie zniknęło w znacznym stopniu. Kurczowo otoczyła jego szyję swoimi ramionami, przymykając przy tym powieki. Zapach lasu, tak charakterystyczny dla Eskila dostał się do jej nozdrzy z kolejnym wdechem. Tak, to zdecydowanie pachniało jak dom. Jak coś kompletnie prawidłowego i racjonalnego. Nic dziwnego, że od razu w znacznym stopniu się uspokoiła. Nawet nie potrzebowała werbalnych zapewnień, że wszystko będzie w porządku, bo po prostu wiedziała, że musi być. - Spróbował byś nie być - mruknęła cicho pod nosem tonem, który był zabarwiony śmiechem. Dalej trzymała go blisko siebie, nie zdolna do tego, aby się odsunąć choćby na milimetr. Jakby przynajmniej musiała teraz nadrobić ten cały czas, kiedy jedno jak i drugie trzymało się z daleka. Nie było innej opcji. Nie istniała ona. Poza tym… obecnie nie było nikogo kto mógłby być zazdrosny o to, że trzymała Eskila w swoich objęciach. - Nie zamierzam. Cokolwiek by się nie działo - oświadczyła, świadoma tego, co to musiało dla niego oznaczać. Prawdopodobnie tyle samo, co i dla niej. Są w końcu rzeczy nierozerwalne na tym świecie. Relacje, które nigdy nie powinny mieć końca. I pomimo że Robin nie była w stanie przewidzieć, co przyniesie przyszłość, to była w stanie przewidzieć iż musi w niej być Eskil. Zadał to pytanie, którego słyszeć nie chciała. Nic dziwnego, że wzięła głębszy oddech, choć nie zamierzała się od niego odsuwać. Może to i lepiej, że nie widział w tym momencie jej twarzy… Mimo to, delikatnie wyswobodziła się z jego objęć. Zaraz za to złapała jego dłoń, jakby przynajmniej nie mogła znieść żadnej rozłąki z nim. Pociągnęła go w stronę zakurzonego parapetu okna i nie zważając na to, jak bardzo był brudny, usiadła na nim. Szybko umościła się tak, aby i dla Eskila zostało miejsce i by jednocześnie dalej mogła się do niego przytulać. Bardzo tego potrzebowała. - Po naszej rozmowie chciałam porozmawiać z Hunterem. Chciałam wiedzieć, czemu nic mi nie powiedział, skoro był w to też zaangażowany. On uznał, że to nie jego sprawa i nie powinien się w to wtrącać. Od słowa do słowa uznał że ma tego dość, a ja uznałam, że skoro ma dość to powinniśmy od siebie odpocząć - bardzo mocno streściła całe spotkanie, ale uznała, że nie wszystko powinno być Eskilowi przedstawione. To mimo wszystko była jednak sprawa pomiędzy nią i Hunterem.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Wyczuwalny w jej głosie śmiech rozrzedził ten stres, który nieustannie go zżerał. To jasny znak, że nie wszystko jest stracone, że ten narzucony przez nią dystans (który próbował szanować, co mu nie wyszło) był tylko jednorazowy i nigdy więcej się nie powtórzy. Najwyraźniej Robin potrzebowała go w zupełnie inny sposób niż potrzebowała Huntera. Może to jakiś inny rodzaj porozumienia albo więzi? Nigdy się tego nie dowiedzą. Musiała wystarczyć im świadomość, że w jakikolwiek sposób ich przyszłość musiała być połączona. To nie jest chwilowy zryw nastoletnich emocji. To było coś głębszego, tak to czuł, a ostatnio dosyć solidnie przypatrywał się swoim emocjom. Przyzwolona bliskość miała słodki posmak. Chwytał się każdego jej odruchu względem niego, czujnie wypatrując czy coś uległo zmianie - czy pojawia się choćby pojedyncza chłodna nuta czy może gorętsza. Jak się jest już w kimś zakochanym, zwłaszcza na tym etapie "zechciej mnie!" to czujność względem zmian w drugiej osobie oscylowała na poziomie mistrzowskim. Właśnie obiecała mu, że go nie pogoni i zatrzyma przy sobie. Merlinie, powinien tu uśmiechnąć się od ucha do ucha, odetchnąć z ulgą, a on przez chwilę przytulił ją do siebie mocniej, bo jednak w sercu coś zabolało. - Chcę tylko być zawsze blisko ciebie. - nie był pewien czy ten szept wyszedł z jego ust czy może został w głowie. Jak miał powiedzieć, aby go nie porzucała, bo nie zniesie kolejnego razu? Wystawiał się na taką opcję, bał się tego cholernie, ale ona zapewniała, że do tego nie dojdzie... więc jakie mają rozwiązanie? Zanim w ogóle miał uzmysłowić sobie co właśnie powiedział, okazało się, że zadane pytanie przegoniło ją z objęć. Ledwie dopadło go ukłucie opuszczenia, a zaraz to poczuł jej ciepłe palce w swojej dłoni. Spojrzał nań zaskoczony, ale nim miała w ogóle zwątpić w swoje gesty to ścisnął jej palce, byleby nie szła sobie i nie zostawiała go zmarzniętego. Poczłapał wiernie do zakurzonego parapetu i usadowił się przy oknie, rejestrując ciężar jej ciepłego ramienia na swoim barku. Chyba zapominała, że rozmawia z półwilem, w dodatku straszliwie złaknionym najmniejszych drobiazgów ciepła. Zakrył drugą ręką trzymaną dłoń i oparł ich nadgarstki o swoje kolano. Patrzył na ich splecione ręce i próbował przestać wyobrażać sobie, że mogłoby być tak zawsze. - Nie jego sprawa...? - aż oderwał potylicę od chłodnej szyby i popatrzył z niedowierzaniem na dziewczynę. - Zbyt często przesiaduje w cieplarni. Naćpał się tych oparów roślinnych i pierdzieli od rzeczy. - oznajmił suchym tonem, starając się powstrzymać chętkę na solidne zirytowanie na Huntera. Nie chciało mu się wierzyć, że miałby tak powiedzieć, ale z drugiej strony co on mógł wiedzieć? Dear się do niego nie odzywa, bo miał czelność zakochać się w jego dziewczynie. - I co teraz zrobimy? - zapytał po chwili milczenia. Słońce przebijało się przez szyby i ogrzewało jego plecy i kark, choć ze szczelin okna powiewał chłodny wiatr. Nic go jednak stąd nie ruszy dopóki ma przy sobie zamkniętą w swoich rękach jej dłoń. - Będziesz chciała mnie jeszcze trochę unikać czy coś? Wiesz, jak coś to daj mi znać wcześniej żebym nie musiał się potem tym aż tak zadręczać. - próbował mówić nieco weselej ale też nie szło mu to tak jak powinno. Nie potrafił pozbyć się stresu i strachu, dlatego też cały czas gapił się na ich ręce zamiast szukać odpowiedzi w jej oczach.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Na Merlina, doskonale wiedziała, że pewnych rzeczy nie powinna robić. Że nie powinna mówić niektórych rzeczy. Nie mogła go zapewnić co do niczego, nic mu obiecać. Sama kompletnie nie wiedziała, jak to wszystko się potoczy, więc nie zamierzała go kłamać słowami, które nie będą miały potem pokrycia z rzeczywistością. Sama jeszcze kompletnie nie wiedziała, co należało zrobić w związku z tą całą sytuacją, a ta definitywnie do łatwych nie należała. Dlatego mówiła to, co sądziła, że może mieć miejsce. Powoli badała granice tego, na co może sobie pozwolić, tak, aby Eskil od razu nie wyobrażał sobie nie wiadomo czego. I Merlin jej świadkiem, że podobne zachowanie było trudniejsze niż zmierzenie się z wiwerną, czy rzucenie na kogoś rumpo... Jej serce zmiękło, gdy usłyszała te cholernie ciche zapewnienia. Przymknęła wtedy powieki i po prostu, bez słowa, rozkoszowała się chwilą, której nie należało w tym momencie psuć zbędnym słowotokiem. Trwała tak zwyczajnie w objęciach półwila, zwracając uwagę na fakturę jego ciała, zapach który go otaczał. Zwracała uwagę na to, jak wiele się zmieniło i jak wiele prawdopodobnie jeszcze się zmieni. Trzymanie jego dłoni pomiędzy swoimi palcami przychodziło jej kompletnie naturalnie. W końcu wielokrotnie wcześniej już to robili i nie czuła się z tym w jakikolwiek sposób niekomfortowo. Tak samo, jak wtedy gdy usiadła i pociągnęła go obok siebie. To przecież też było dla nich normalnością. Niejednokrotnie się obejmowali i byli względem siebie po prostu mili. Wiedziała, że Eskil, bez względu na to, co ktoś mógł o nim sądzić, to osoba na której mogła polegać. Przy której tak bez żadnych podtekstów, czuła się dobrze. Teraz, gdy miała tak cholerny mętlik w głowie, ochoczo korzystała z tego faktu i tej bliskości, którą jej oferował. Potrzebowała kogoś blisko siebie. Nawet jeśli był to zakochany w niej chłopak, gdzie nie wiedziała, czy odwzajemnia bądź kiedykolwiek odwzajemni jego uczucia. Wzruszyła delikatnie ramionami, zapatrzona w swoje buty, gdy powtórzył jej słowa. Machała pozornie beztrosko stopami nad ziemią, mocno zafrasowana tą czynnością. Powtarzała mu tylko słowa Huntera. Chyba nie jej było oceniać, czy był czymś naćpany, kiedy je wypowiadał, czy nie. Przytknęła palce wskazujące swoich dłoni, do nasady nosa, gdy zadał jej kolejne pytanie. Kompletnie nie wiedziała, co na nie odpowiedzieć. - Nie wiem, co z tym zrobić. Ja już nic nie wiem. Jestem tym wszystkim przytłoczona - wyznała po dłuższej chwili. Chyba po raz pierwszy powiedziała głośno to, co od dłuższego czasu siedziało w jej głowie. Kilka sekund później spojrzała na Eskila, prosto w jego niesamowicie jasne tęczówki. - Potrzebuję czasu, żeby to wszystko zrozumieć. Żeby dowiedzieć się, czego sama dokładnie potrzebuję - dodała, wiedząc, jak paskudnie może to dla niego zabrzmieć. Niemniej, tak właśnie czuła. Na powrót złapała jego dłoń. - Ale nie zamierzam cię unikać. Źle się czuję, gdy to się dzieje, tak samo jak i ty tego nie lubisz. Chyba przez to jesteś na mnie skazany - uśmiechnęła się półgębkiem po tych słowach i delikatnie wzruszyła ramionami. Z Eskilem u boku na pewno nie będzie jej łatwiej, aby wszystko zrozumieć, jednak była zbyt egoistyczna, by całkowicie rezygnować z kontaktu z nim.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Zrobili postęp - rozmawiali. To zdecydowanie lepsze rozwiązanie od tego unikania i zbywania półsłówkami. Pozbył się przynajmniej tego uczucia rozgoryczenia. Wyznał jej uczucia, a ona nie chciała go widzieć. Dobrą zmianą było zatem uprowadzenie jej i zmuszenie do konfrontacji. Nie oczekiwał deklaracji uczuć ale chociażby wskazówki... może gdyby uważniej patrzył w jej oczy to udałoby się coś z niej wyczytać, ale przecież to nie takie łatwe mówić o trudnej sprawie i utrzymywać jednocześnie kontakt wzrokowy. Kolejny raz słyszał już od niej podobne słowa - potrzeba czasu, jest przytłoczona, ma mętlik w głowie, nie wie co robić i chyba się boi udzielenia sobie i jemu odpowiedzi co będzie dalej. Popatrzył spokojnie w jej ciemne oczy i wyjątkowo zrozumiał co się pod tym wszystkim kryje - nie dostanie od niej odpowiedzi ani dzisiaj ani jutro ani może i nawet za tydzień. Musi czekać i przy tym jej nie nagabywać. Cały ten mus i trud osiadały mu w jego trzewiach niczym wielki kamień. Pogładził kciukiem wierzch jej dłoni - teraz już mógł to zrobić. - Namieszałem ci w głowie bez cienia wilowania. - stwierdził po chwili milczenia i mimo wszystko nie potrafił zdobyć się na szerszy uśmiech. - Mi zajęło rok ogarnięcie co czuję. Masz chyba dużo czasu. Może do tego momentu nie zeświruję. - tutaj jednak wkradła się pogodna nuta. Nie dopowiadał, że po drodze zranił mocno Doireann bo to akurat wiedziała. Nie poruszał tego tematu, a więc był w stanie zrozumieć, że i Robin mogłaby nie chcieć rozmawiać o Hunterze. - Czyli tego też nie mogę robić przez ten czas...? - mówiąc to uniósł jej dłoń bliżej swoich ust i knykcie ledwo co nimi musnął. Zaraz to puścił jej oczko, aby domyśliła się, że teraz się z nią droczy. Mimo wszystko był w tym jego tajny mały cel. - Będę grzeczny. - obiecał choć błysk w oku mógłby podważać dane słowo.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Pewne było jedno, ona też zdecydowanie wolała ten moment niż ostatnie kilka tygodni ciszy, które miały pomiędzy nimi miejsce. Nawet jeśli nie wiedział, co przyniesie im przyszłość, to jednak rozmowa zawsze była lepszym rozwiązaniem niż milczenie i unikanie się. Próbowali tego w przeszłości, dla dobra wszystkich wokół po czym przekonywali się w bardzo bolesny sposób, że tak po prostu nie potrafili. Serce ją bolało ilekroć wspominała jak ciężko jej było bez półwila u boku. Nie, nie zamierzała tego przechodzić po raz kolejny. Miała przeczucie że tym razem byłoby inaczej. To byłoby ich definitywne rozstanie. Nie wiedziała czy ją rozumiał i nawet tego nie oczekiwała. Chciał wiedzieć co będzie dalej, więc mówiła mu to, co jej samej udało się dotychczas ustalić. Nie zamierzała go okłamywać słodkimi kłamstwekami, które później okazałyby się gorsze niż cokolwiek innego. Parskneła lekkim śmiechem gdy wspomniał o tym że on sam potrzebował roku aby zrozumieć co czuł i do kogo. Podkręciła z niedowierzaniem głową. - Uważaj bo jeszcze cię oskarżę o jakąś cierpliwość czy coś - powiedziała, znacznie już rozluźniona, a jak oboje doskonale wiedzieli, cierpliwość to nie było coś, co chłopak mógł nazwać jedną ze swoich kluczowych zalet. Nie, jeśli Robin znała kogoś bardziej niecierpliwego niż Eskil, to definitywnie było to tak dawno temu, że tę znajomość wyparła już ze swojej głowy. Kompletnie nie spodziewała się tego, co zrobił później. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, czy zrobić, już całował jej knykcie a ona nie potrafiła oderwać wzroku od niego, gdy unosił jej dłoń ku swoim wargom. Poczuła ich miękkość na swojej skórze i zauważyła jak dreszcz wstrząsnął jej ciałem. Już zapomniała, jak to było, kiedy on otaczał ją swoją uwaga. Niemalże całkowicie zabiła to wspomnienie w swojej głowie. Teraz ożyło ono na nowo. Ponownie powstało w w jej umyśle wspomnienie tego, jak to było całować jego usta. Na Merlina… tak nie powinno być… Potrzebowała chwili aby odpowiedzieć. Odchrząknęła delikatnie, przypomniała sobie, co chciała wyrazić. - Przez chwilę naprawdę nawet uwierzyłam, że jakoś się ogarniesz - oznajmiła, z dalej mocno rozszerzonymi oczami w ramach wyraźnego zdziwienia jego zachowaniem. Dalej uparcie się w niego wpatrywała, s mętlik w jej głowie tylko zyskiwał na sile. Jak to było… miała sobie wszystko poukładać. Raczej będzie to trudne z kimś takim jak Eskil j boku...
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Chciał wierzyć, że skoro wytrzymał tyle czasu to wytrzyma jeszcze trochę. Najwyraźniej trochę się oszukiwał, co uzmysłowiła mu właśnie Robin. Kiedy dochodził do tego kryzysowego momentu to interweniował, niekiedy gwałtownie. Dzisiaj porwał ją do przypadkowego pomieszczenia bo nie potrafił bez niej wytrzymać. Co się stanie, jeśli w ciągu najbliższych miesięcy miałby czekać? Nie był pewien ile wykrzesze z siebie samozaparcia. Cały czas tkwił w nim strach, że jeśli nie będzie go chciała, ale tak definitywnie to serce mu pęknie do takiego stopnia, że nie będzie w stanie nigdy na nią spojrzeć. Zimny dreszcz przemknął wzdłuż jego kręgosłupa, przypominając mu tym samym co stoi na szali. Bardzo dużo do stracenia a zarazem bardzo wiele do zyskania. - Musiałem ćwiczyć cierpliwość. - odwrócił wzrok, a mimika podpowiadała, aby lepiej nie drążyć tematu bo wówczas zaczyna się dosyć grząski grunt. Ledwie co zdążyli w sposób spokojny wyjaśnić sobie na czym dokładnie stoją - ona myśli, on czeka. Nikt nie chce tego psuć. Zdawał sobie sprawę, że nic nie będzie już takie jak dawniej. Cokolwiek teraz się wydarzy to on będzie patrzeć na nią przez pryzmat swoich wyjaśnionych uczuć. Choć słowami deklarował cierpliwość, tak gestem zaprzeczał. Zaśmiał się bezgłośnie tuż nad jej knykciami. - Przy tobie potrzebuję pomocy w ogarnianiu się. Najlepiej będzie jeśli teraz wyjdziemy. - ale nie zrobił żadnego ruchu w kierunku drzwi tylko wytoczył króciuteńką ścieżkę niewiele wyczuwalnych całusów, na jednym knykciu, drugim, trzecim... to sprawnie przeganiało z karku zimne dreszcze, ale za to serce zbyt nierówno biło. Przypomniał sobie, że kiedyś wystarczyła jedna iskra i od razu wybuchali. Krew zawrzała w jego żyłach kiedy wstrzymał oddech i zsunął się z parapetu, ściągając ją zaraz za sobą. Otworzył oczy i musiał odchrząknąć. - Dobrym krokiem byłoby, żebyś mi na nic nie pozwalała. - poprosił, zaproponował, zasugerował, bo jednak potrzebował wsparcia w niedotykaniu jej w chwilach kiedy byli sam na sam, kiedy zaczynała się uśmiechać, a problem nieco mniej boleć. Zbyt łatwo się nakręcał bowiem był tak wytęskniony i tak straszliwie złakniony ciepła... non stop powtarzał sobie nie wolno, nie wolno, nie wolno, co na krótki dystans zdawało test. Pamiętał też, że ona jest poniekąd smutna rozstaniem, a więc nie będę nagabywać. - Ty nawet sobie nie wyobrażasz co się ze mną dzieje kiedy sobie tu stoimy jak gdyby nigdy nic.- po rozluźnieniu nie było nawet śladu, mięśnie ramion i karku miał solidnie spięte. Im dłużej tu był tym to spięcie stawało się cięższe do zniesienia. Kurczowo trzymał jej dłoń, a to ten moment kiedy trzeba ją puścić, odwrócić się i wyjść prosto w pełen gwaru korytarz. Zerknął w kierunku drzwi, aby nie musiała znosić jego intensywnego spojrzenia.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Jedyne, czego nie byłaby w stanie obecnie znieść, to nacisków ze strony półwila. Dlatego tak ważnym było dla niej, aby zachował spokój, aby ona miała czas na zrozumienie wszystkiego, co się w niej działo. Niemniej, jednocześnie pamiętała, że Eskil i spokój to nie jest najlepsze połączenie, by wręcz nie rzec, że bardzo słabe. Nie słynął on z cierpliwości, więc wiedziała, że to wszystko właśnie przez jego popędliwość zostanie utrudnione. A jeśli miałby zbyt mocno naciskać, mógłby usłyszeć paskudne słowa, których nigdy nie powinien usłyszeć. Cała jego postawa jasno wskazywała na to, że nie chce mocniej zagłębiać się w temat cierpliwości, dlatego ona sama nie zamierzała naciskać. Jedynie delikatnie pokiwała głową, nim zdążył się od niej odwrócić, jakby na potwierdzenie tego, że faktycznie, jeśli tylko nie chce, to na pewno nie będzie go o to wypytywać. Nigdy nie rozumiała konieczności rozdrapywania czegoś, co powinno pozostać zamierzchłą przeszłością. Bez słowa obserwowała to, co robił z jej dłonią. Nie była w stanie wykrzesać z siebie żadnej odpowiedzi. A nawet gdyby mogła, nie była pewna, czy chciałaby to zrobić. Nie zamierzała go podjudzać do niczego, w końcu sama przed chwilą mówiła, że potrzebuje czasu. Jednak wciąż patrzyła na niego jak urzeczona, śledząc wszystkie jego działania. - Zdecydowanie tego potrzebujesz - wyszeptała w końcu, dalej się w niego wpatrując, nie precyzując, do dokładnie miała na myśli. Czy chodziło jej o pomoc w ogarnięciu się, czy może jednak fakt, że potrzebował jej zakazów. Tylko czy sama chciała dawać mu podobne zakazy? Serce zabiło jej jakimś dziwnym rytmem. Szybko jednak ta dziwnie magiczna chwila została przerwana, gdy Eskil zszedł z parapetu i pociągnął ją za sobą. Cała intymność, która się pomiędzy nimi wytworzyła, rozleciała się w proch. Zimne powietrze wkradło się między ich ciała, skutecznie studząc rozgrzane policzki i myśli Robin. Już miała zapytać, o co mu chodzi, kiedy szybko przyszedł jej z wyjaśnieniami. Zauważyła, że znów nie był rozluźniony tak, jak powinien być. Przelotnie zerknęła na ich złączone dłonie. - W zasadzie to fakt, nie wyobrażam sobie - powiedziała po chwili, choć w jej głosie próżno było szukać luzu czy spokoju. Fakt, nie mogła sobie tego wyobrazić, bo i nie pojmowała jeszcze, jak dokładnie wyglądało jego uczucie względem niej. Zamiast tego rozumiała, że na niego działa. Że nawet taki delikatny dotyk palców na jego palcach, rozgrzewał go. Zastanawiała się, czy miało to coś wspólnego z jego wilowatą częścią, czy po prostu z hormonami. - Jest aż tak ciężko przebywać ci ze mną sam na sam? - zapytała, bo naprawdę była ciekawa. To nie tak, że testowała jego cierpliwość czy coś. Po prostu musiała wiedzieć. Tak samo, jak i wiele innych rzeczy.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nawet gdyby otworzył na oścież okno to i tak to uczucie ciepła nie mogłoby go opuścić. Pojedynczy uśmiech Robin zmienił całkowicie atmosferę w tym pomieszczeniu. Nie potrafił oderwać od niej wzroku, a przecież nie dalej jak dwadzieścia minut temu trudno było mu wytrzymać jej spojrzenie. Próbował nie zwracać uwagi na ciepło bijące od jej dłoni i na tę konsternację w jej oczach. Miał świadomość jak miesza w jej głowie i tylko jeden Merlin raczy wiedzieć kiedy jasny szlag ją trafi. - Nie jest mi ciężko. - przecież nie męczył się jej obecnością a jedynie sobą bowiem większa część jego osoby pragnęła, aby popatrzyła kiedyś na niego tak jak on na nią. Z lekkim trudem przeniósł wzrok z jej twarzy na jasne włosy. - Po prostu nie chcę zrobić nic głupiego, a wiesz, że kto jak kto ale ja jestem w tym najlepszy. - rzekł z goryczą, ale nie było w tym nuty żalu. Pogodził się z faktem rozpieprzania czego popadnie. Dobrze, że Robin bywała niekiedy niezniszczalna. - Od tamtej zimowej kąpieli w Austrii chodzę zziębnięty, a ty jesteś tak jakby najcieplejszy kominek na świecie. Ciągnie mnie do ciebie każdym kawałkiem ciała, a teraz jesteś tak blisko, że chętnie pozwoliłbym się sobie sparzyć. - nie miał pojęcia czemu to powiedział. Nie wiedział co chciał tym osiągnąć - wyjaśnić jej swoje odczucia? To wywieranie na niej presji bowiem opowiadał ile dla niego znaczy. Czy miała tego świadomość? Wilowatość i hormony Eskila były ze sobą ciasno złączone, ale jednak umysł też ciągnęło do Robin. Miała w sobie te wszystkie cechy, które rozkładały go na łopatki. Odchrząknął i próbował się otrząsnąć. - Na całe szczęście istnieje gorący miód pitny. Świetny efekt placebo. - tutaj roześmiał się krótko i niegłośno po to, aby rozrzedzić tę gęstą atmosferę, która próbowała roznieść jego siłę woli w drobny mak.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Kiedy to Eskil stał tak blisko niej i opowiadał to wszystko, czuła kilka, bardzo sprzecznych ze sobą emocji. Z jednej strony podobało jej się to podejście. Miło było mieć świadomość, że jest się docenionym, chcianym, że komuś na Tobie zależy. Z drugiej natomiast strony, nigdy nie odczuwała podobnych braków w momencie, gdy spotykała się jeszcze z Hunterem. To sprawiało że miała delikatne wyrzuty sumienia w głowie. W końcu mówiła Eskilowi, że musi to wszystko przemyśleć, poukładać w odpowiednich miejscach. Tymczasem on deklarował jej takie rzeczy, od których robiło się jej gorąco. Zdecydowanie nie ułatwiał sprawy i musiała to powiedzieć głośno. - Eskil... ja nie mogę tak - zaczęła delikatnie, jakby obawiając się tego, w jaki sposób chłopak zareaguje na jej słowa. - To nie skończy się dobrze, kiedy będę odczuwała tak silną presję z twojej strony - dodała po chwili. Wiedziała, że te słowa mogły go zaboleć, ale co innego miała na to poradzić? Znała siebie na tyle, aby wiedzieć, że jeśli będzie dalej na nią naciskał, to osiągnie efekt kompletnie odwrotny do zamierzonego. Nienawidziła, gdy ktoś jej rozkazywał. Nie akceptowała tego, ktoś mówił jej, co powinna a czego nie powinna robić. Teraz czuła się właśnie tak, jakby Eskil wręcz krzyczał do niej "Wybierz mnie! Jestem najlepszą opcją!" w momencie gdy ona sama nie miała pojęcia, co powinna zrobić. Tak, zdecydowanie trzeba było to ukrócić póki czas, bo inaczej sobie tego nie wybaczy. Wzięła głęboki oddech i powoli wysunęła swoje palce z pomiędzy jego własnych. Czas było wrócić do codziennego życia i spraw, które ich otaczały. Co do tego nie miała żadnych wątpliwości. - W ogóle, ruszyłeś już ten referat, który mamy przygotować na historię magii? Strasznie nudny, nie mam pojęcia, jak go w ogóle zacząć - zarzuciła temat, jaki pierwszy przyszedł jej do głowy. Coś pozornie błahego, co pozwoli im przerwać tę nić pożądania, której nawet sama Robin nie mogła lekceważyć. Tak, to była dobra decyzja. Jak i to, że za chwilę otworzyła drzwi od Archiwum i razem z półwilem wyszła na zatłoczony korytarz. Powrót do rzeczywistości był cholernie konieczny...
zt x2
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Zadanie na IKE wydawało się dla Remy jednocześnie ciekawe i trudne. Napisanie kroniki to w końcu wielka rzecz! Było tyle różnych sytuacji, wydarzeń, przygód! Oczywiście, największe z tych doświadczeń były zwyczajne okropne i nieopisywalnie trudne, jednak dziewczyna nie miała zamiaru skupiać myśli na wspomnieniach z sylwestrowego balu. Trzymała się wizji, że kronika powinna być wesoła. Gdzie więc nie znalazłaby więcej podań i spisanych retrospekcji z wydarzeń, niż w archiwum? Słyszała od uczniów starszych klas, że było ono za drzwiami tuż przy wejściu, tymi bez klamki. I że miały tam być kartoteki woźnego jak i wiele prac uczniów. Lepszej kopalni wiedzy na temat wspólnych wysiłków ludzi w tej szkole jak i szalonych wypadów zwyczajnie nie było. Tylko co to było za pakowanie się w kłopoty, jeżeli robiło się to samemu… Dlatego właśnie zaprosiła @Maximilian Brewer do małego włamania do tej cennej skarbnicy wiedzy. Przecież posiadanymi informacjami powinno się dzielić, prawda?! Toteż woźny się nimi podzieli, tylko troszeczkę na siłę. Z najpotrzebniejszymi rzeczami w plecaku i całą determinacją wszechświata, żeby dostać się do środka, poszła na spotkanie z Gryfonem przy głównych drzwiach. Dobrze, że nie minęła za dużo osób po drodze – taneczno-podskakujący chód, chichot pod nosem, lisi uśmieszek i złośliwe iskierki w oczach, dało się z niej czytać jak z otwartej księgi, że planowała zrobić coś nie do końca dozwolonego. - Hej! – przywitała się krótko i przytupnęła z ekscytacji mocniej, gdy zatrzymała się przed nim, aż ją nosiło do odkrycia pomieszczenia. – Gotowy? – nachyliła się do niego z tym pytaniem konspiracyjnie. – Chyba wiem, jak je otworzyć – szepnęła. Faktycznie, drzwi nie miały klamki, ale Remy była zaskakująco dobra w wyłapywaniu plotek o zakazanych rzeczach. Przejechała dłońmi po framudze, szukając odpowiednich punktów. Po kilku sekundach faktycznie trafiła na dokładnie takie, jakie opisywali i popchnęła drzwi z całej siły… Które ustąpiły i wpuściły ich do środka, by zaraz za nimi się zamknąć. - O kurde! – pisnęła zachwycona i zaklaskała w ręce, zaraz reflektując się, że nie było pewności, czy kogoś tutaj nie było. A faktycznie ktoś być mógł. Pokój był olbrzymi, nie tak wielki jak ich szkolna biblioteka, ale jego rozmiary pozwoliłyby zrobić z tego miejsca zastępczy skład książek. Półki sięgały tak wysoko, że było kilka metalowych pięter między nimi, a korytarze z zapisków, starych prac, dzienników i jeden Merlin wiedział czego jeszcze, zdawały się tworzyć labirynt. - To jak, kto pierwszy na górze? – szepnęła, wskazując palcem najwyższą metalową półkę i, bez ostrzeżenia, puściła się biegiem do najbliższej drabinki.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Trzeba było po prostu powiedzieć, że knuli coś niedobrego. Nie było to nie wiadomo jak wielkie przestępstwo, ale z całą pewnością nie było to nic uroczego, grzecznego, czy słodkiego. Byli, jak widać, łobuzami i chociaż działali, rzecz jasna!, w dobrej wierze, to mimo wszystko planowali dostać się do miejsca, które już tak bezpieczne i legalne wcale nie było. Wyglądało jednak na to, że oboje kochali przygody i nie mogli sobie odmówić dreszczyku emocji, nie mogli powiedzieć stop, zupełnie, jakby to miało spowodować, że życie się im znudzi. Max wiedział, że powinien się nieco ogarnąć, skoro już teraz był praktykantem w Mungu, ale prawdę mówiąc, jakoś za dobrze mu to nie wychodziło. Widać był Gryfonem z krwi i kości, który radośnie przywitał się ze swoją wspólniczką, po czym przyłożył palec do ust. - No asasyn to z ciebie mocno kiepski - stwierdził, kiedy dziewczyna tak entuzjastycznie podeszła do sprawy otworzonych drzwi. Owszem, pochwalił ją za to, bo to było jednak coś, a później pociągnął ją szybko do środka, zauważając, że wszystkie korytarze miały oczy i uszy, więc lepiej było zniknąć, zanim dorwie ich jakiś Irytek, albo inny duch, prefekt, czy ktoś podobny. Skoro chcieli rozrabiać, to jednak musieli znać zasady tego rozrabiania. Widać było jednak, że Harmony była radośnie podekscytowana tym, co się teraz działo, bo zaraz zaczęła bawić się w górską kozicę. - Tylko sobie tej głupiej paszczy nie rozwal. Chociaż, mógłbym wtedy poćwiczyć zaklęcia na płaczącej oszustce - stwierdził z namysłem, zakładając ręce na piersi, przez chwilę wyglądając, jakby chciał zrzucić ją z tej drabinki. Zaraz jednak poprawił rękawy koszuli, zasłaniając tym samym swoje doskonale widoczne od wizyty w Avalonie żyły i rozejrzał się po wnętrzu. - Możemy zacząć tę kronikę od tego, jak prawie spaliłem skrzydło szpitalne, bo zacząłem kaszleć ogniem. Dostatecznie porywające?
______________________
Never love
a wild thing
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
To, że Harmony uwielbiała przygody rozumiało się samo przez się. Od małego uczona poszukiwania dreszczyku, kiedy cała jej rodzina wyruszała na niezliczone przygody, zwyczajnie nie umiała żyć życiem standardowej nastolatki. Jeżeli miała się gdzieś z kimś spotkać, czemu nie zrobić tego w widowiskowy sposób na dziko! Jeżeli trzeba było napisać pracę domową, można ją było skrobać na szczycie góry, na którą się wcześniej wspięło. A jak trzeba było napisać kronikę, cóż, najlepiej zrobić to ze zbioru historii w niedozwolonym dla uczniów miejscu. Do każdej czynności można było dodać drobny dreszczyk emocji i od razu lepiej się żyło. - Oh, co ja bym bez ciebie zrobiła! – przyłożyła rękę do czoła, jakby zaraz miała zemdleć pod wrażeniem jego słów i szybkiego wciągnięcia do pokoju, a zaraz wystawiła na niego język i ruszyła czym prędzej na najwyższe z metalowych pięterek. Bądź co bądź faktycznie, gdyby nie Max, pewnie jeszcze na zewnątrz dość entuzjastycznie podeszłaby do cieszenia się sukcesem. Zasady rozrabiania brzmiały dla niej tak, że rozrabianie było na tak. Nic dodać, nic ująć, po prostu się tym cieszyć, dlatego bardziej doświadczony w tym temacie chłopak uratował jej gryfoński tyłek. Obejrzała się za siebie, żeby sprawdzić, gdzie był chłopak i czy na pewno miała przewagę, a zamiast tego zobaczyła jego minę, która zdradzała, że knuje coś niedobrego. - Bo jeszcze pomyślę, że sam sobie ze mnie chcesz zrobić pacjenta – zażartowała, ale i tak na wszelki wypadek przyspieszyła, nie ufając tej jego minie. Na jej szczęście chłopak porzucił pierwszy pomysł zrzucenia jej i mogła bezpiecznie się wspinać. – I wiesz co? Podziękuję za bycie szczurem doświadczalnym, jak ty tak leczysz, że podpalasz skrzydło szpitalne… - skomentowała sarkastycznie, wchodząc na ostatnią metalową półkę. Zbiory różnych notatek sięgały do samego sufitu i pewnie całą jej naukę w Hogwarcie zajęłoby przejrzenie tego wszystkiego. Usadowiła się na tyle wygodnie na ile mogła i rozejrzała, byli na tyle wysoko i otaczało ich wystarczająco dużo zbiorów, żeby mieli zapewnioną zarówno wygodę jak i bezpieczeństwo przed ewentualnym nieproszonym gościem. Nie ważne, że to raczej oni byli w tej sytuacji niechcianymi wizytorami. - Ale chętnie posłucham o tym skrzydle szpitalnym. Będzie to prolog całej kroniki o wdzięcznej nazwie „Dumb ways to die” – wyszczerzyła się do niego złośliwie, ewidentnie dumna z tego żartu.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Umarła - powiedział robiąc taką minę, jakby był tragiczną maską teatralną, doskonale się przy tym bawiąc. Nie wyglądał na zbyt poważnego, właściwie można było spokojnie uznać, że zachowywał się, jak skończony kretyn, ale skoro mógł, to po prostu z tego korzystał. Nie trzeba było bowiem być całe życie poważnym, coś podobnego stawało się dość prędko nudne, na dokładkę nie prowadziło w żadne sensowne miejsce. Wiedział, że czas na zamknięcie mordy przyjdzie, gdy na poważnie zacznie leczyć ludzi, już teraz musiał uważać na praktykach na to, co robił, ale był pewien, że w towarzystwie przyjaciół nadal mógł pozwalać sobie na rozrabianie. I chociaż Harmony, na razie, nie zyskała tego zaszczytnego tytułu, to czuł się przy niej całkowicie swobodnie. - Tss, no rozgryzłaś mnie - stwierdził, wzdychając ciężko, zaczynając rozglądać się po okolicznych notatkach, starając się zlokalizować tutaj coś, co mogliby wykorzystać w swojej pracy. Co prawda nie miał pojęcia, po co miała być ta cała kronika, co miała zmienić, co miała naprawić, ale nie zamierzał się kłócić. Właściwie starał się wykorzystać każdą okazję do tego, żeby zgromadzić pełen worek dobrych wspomnień ze studiów, bo miał je za chwilę kończyć. A rozrabianie było jak najbardziej w cenie. - Powiedz mi jeszcze, że byłaś taką szczęściarą, że nie złapały cię te żadne przekleństwa po ataku smoka? Mnie spaliło, jakbym tydzień leżał na słońcu, było mi w trzy dupy gorąco, a potem zacząłem nagle pluć ogniem. No fascynujące, powiem ci, jak próbujesz pomóc w szpitalu, a palisz koce. Nie wiem, do jakiej sekcji to dodać... Kretyńskie pomysły? - powiedział, wyciągając w końcu na chybił trafił jakieś notatki i wydał z siebie triumfalny okrzyk. - Aha, widzisz! Jakiś Puchon zalał łazienkę na drugim piętrze owsianką w tym całym magicznym szaleństwie. Świetne do kroniki.
______________________
Never love
a wild thing
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- No patrz, siedemnaście lat życia jakoś dawałam sobie radę – odgryzła się, wytykając na niego język. Przyjaźń też nie była słowem, którym nazwałaby znajomość z Maxem, zdecydowanie za krótko się na to znali. Niemniej ona też czuła się przy nim swobodnie, o czym chyba dość wyraźnie mogły świadczyć jej wygłupy. Zupełnie nie odczuwała ich różnicy wieku, gdy pozwalali sobie na żarty. Czasem chyba tak po prostu trzeba było zrobić, wrzucić na luz, odetchnąć, nie dać się porwać codziennemu biegowi. Czym byłoby w końcu życie bez śmiechu i zabawy? Oczywiście, można byłoby być odpowiedzialnym za dnia, sama przecież przykładała ogromną uwagę do swoich treningów, czy to łyżwiarskich, czy tych ostatnio odbytych z zakresu zaklęć, ale po godzinach? Po godzinach można, a nawet trzeba było się wyszaleć! Cieszyła się, że Gryfon nie należał do grona nudnych dorosłych, który zupełnie zapomnieli, ile radości sprawiały najzwyklejsze na świecie wygłupy. Przecież raz na jakiś czas każdy ich potrzebował. - No widzisz, bo może z ciebie też kiepski asasyn? – uśmiechnęła się łobuzersko. Rozglądała się po zgromadzonych zapiskach, ale z przerażeniem stwierdziła, że chociaż nazywali to miejsce „archiwum” to nikt tutaj nie przykładał się do porządnej archiwizacji. Prace domowe uczniów mieszały się z kartami pracowniczymi i dziewczyna nie do końca potrafiła znaleźć w tym ład i skład. Przynajmniej rzeczy były podpisane, więc mogła omieść wzrokiem pułki w poszukiwaniu ciekawego tytułu. Na pytanie chłopaka wyszczerzyła się do niego z dumą i uniosła nosek w górę, by zaraz lekko się skłonić. - A i owszem – nie wiedziała, czy mogła się zaśmiać z tej historii. Zrobiła wielkie oczy a kąciki ust mimowolnie uniosły się jej w górę. Na partii o kocach śmiech sam jej się w piersi zbierał i musiała zasłonić ręką usta, żeby nie wybuchnąć. Nie, to wcale nie wygłuszyło jej prychnięć chichotu. – Przepraszam, przepraszam – uniosła ręce do góry w przeprosinach, ale i tak się śmiała. – Nie mogę z tych kocy… Zrobiłeś powalające pierwsze wrażenie, jestem pewna – wyszczerzyła się, cały czas chichocząc. – Bardziej do kategorii „ofiara losu” – mrugnęła do niego zaczepnie, a zaraz zabrała wspomniany raport z incydentu i uniosła do góry, jakby był świętym grallem. – Wspaniałe! Totalnie idzie do tej kroniki! To będzie najlepsza praca, jaką kiedykolwiek tu napisałeś, mówię ci! – zażartowała, biorąc się do dalszego szukania. Nie sądziła, że byłoby tu dużo zbiorów poświęconych wpadkom uczniów i im głupim wybrykom, ale z radością stwierdziła, że była w błędzie. Woźny chyba naprawdę nie miał komu się uskarżać na utrudnianie mu pracy poza kartką i piórem, bo na kilka stosów prac domowych przypadało parę notatek z wygłupów uczniów. Wiadomo, dużą częścią z nich było narzekanie na ubłocone podłogi po meczu Quidditcha, ale dało się znaleźć takie perełki jak… - Uczniowie przebrali się za zbroje i urządzili rekonstrukcję gry w szachy…? Ty no! To jest genialne – szybko dała mu kartę przed nos. – To to trzeba nie tylko spisać, ale powtórzyć!
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Jakoś - zauważył, uśmiechając się do niej nieco złośliwie, jakby to miało cokolwiek wyjaśniać, chociaż nie wyjaśniało nic. Droczył się z nią po prostu, ciesząc się tym, co akurat mieli, nie zamierzając przejmować się niczym poważnym. Do tej dorosłości było mu również daleko, bo chociaż w papierach rok urodzenia świadczył o tym, że był pełnoletni, samodzielny, a wykonywana przez niego praca jedynie to potwierdzała, to prawda była zupełnie inna. Wszystko wskazywało na to, że Max nigdy nie zamierzał zmądrzeć, że nie zamierzał stać się kimś, kto będzie nudny, bo po prostu nie umiał taki być. - To już są insynuacje - stwierdził, wzdychając ciężko, patrząc na nią podejrzliwie, jakby chciał zapytać, kogo dziewczyna przekupiła, żeby mimo wszystko uniknąć tych wszystkich paskudnych efektów ubocznych wizyty smoka. Machnął jednak na to ręką, wznosząc oczy ku sufitowi, gdy tak naśmiewała się z jego wypadku, niemalże wytykając jej, że za chwilę sama sobie coś zrobi. Żadne przeczucie, czy coś podobnego, ale tak się śmiała na tych swoich wysokościach, że tylko czekać, aż z nich spadnie. - Czekam, aż przebierzesz się za skoczka. Jestem pewien, że świetnie radziłabyś sobie w tej roli - stwierdził, wyciągając z półki obok siebie kolejną stertę dokumentów, przerzucając je przez chwilę, marudząc nad niektórymi z nich, czy też kręcąc nosem, bo nie było w nich niczego ciekawego. - Podobno w łazience na drugim piętrze nielegalnie robiono eliksiry. Cholera, że też na to nie wpadłem, mógłbym otworzyć własny biznes. Ale to zbyt nudne, żeby to uwzględniać, chyba że odpowiednio to ubarwić.
______________________
Never love
a wild thing
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Zupełnie nie przeszkadzały jej te drobne wyzłośliwiania się, co więcej, to właśnie one sprawiały, że bawiła się jeszcze lepiej. Po dzieciństwie spędzonym ze starszym bratem i całą masą kuzynostwa na każdym kroku podróży, dokuczanie sobie, przekomarzanie się i głupie zaczepianie było jedną z jej ulubionych form wygłupów. Od razu chciało się żyć, gdy można się było pośmiać, szczególnie, że za niedługo sama miała zyskać miano dorosłej. Nie był to jednak czas na te myśli czy zmartwienia, jedyne co siedziało w jej głowie to dobra zabawa. - Oczywiście, że byłabym zajebistym skoczkiem! – uniosła w rozbawieniu nos do góry z dumą. W rzeczywistości ze skoczkiem miała tyle wspólnego, że umiała skakać. Nie była za dobra w szachy, ale dla takiego pomysłu mogła spróbować. – Zbierz chętnych i gramy! – po czym nachyliła się do niego konspiracyjne, jakby miała mu powiedzieć najważniejszą na świecie tajemnicę. – Tylko pamiętaj, żadna figura nie zionie ogniem – szepnęła, zaraz szybciutko się odsuwając i zaśmiała się wesoło. Szybko zerknęła na kartkę, to faktycznie brzmiało jak coś, co mogłoby się nadać do ich kroniki o… Prosto mówiąc nie najmądrzejszych wybrykach z Hogwartu. - No słuchaj, wciąż masz na to czas – posłała mu łobuzerski uśmieszek. – Trujesz wieczorem, by leczyć za dnia. Prawdziwy masterplan idealnego scamu! – zażartowała i przeleciała wzrokiem jeszcze raz po zapiskach woźnego. – Ale faktycznie można by tu coś urozmaicić. Wiesz, ktoś po tym wyłysiał, ktoś zmienił się w żabę… A efekty były pomieszane, bo woda była brudna! Obrzydliwe, ale chwyta przykuwa uwagę. Wyobraź sobie tylko ten tytuł "gówniane efekty kartelu eliksirowego"!
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max tego nie miał, nie znał, doświadczył tego dopiero będąc niemalże dorosłym i zapewne z tego powodu zachowywał się czasami tak, jakby był szczeniakiem. Wyglądało jednak na to, że to zjednywało mu ludzi, że nie musiał zastanawiać się nad smutną rzeczywistością, w jakiej przyszło mu żyć, czy czymś podobnym. Teraz na ten przykład bawił się doskonale, kiedy kichnął głośno, zachowując się, jakby jednak zamierzał splunąć na dziewczynę ogniem. To pewnie nie było z jego strony najmądrzejsze, ale nie przejmował się tym, bo tak naprawdę nie miało to zbyt wielkiego znaczenia. - Ty to masz łeb - powiedział z uznaniem, od razu klaszcząc, bo naprawdę uważał, że dziewczyna miała niczego sobie pomysł. Ciekaw był, czy jego imiennik wpadł na coś podobnego, kiedy nie było go w szkole. - Dobra, możemy to nieco podkolorować, ale z umiarem, bo nam tej kroniki w życiu nie zaakceptują. Trzeba by dorzucić coś na temat, bo ja wiem, porządków, jakie tutaj zachodziły po tych smokach. Wiesz, te wszystkie prośby o naprawę, przygotowanie kolejnych eliksirów, opiekę nad chorymi. Niech przyszłe pokolenia widzą, jacy byliśmy pracowici! - zakomunikował, kiwając lekko głową do samego siebie, wiedząc, że wszystko, co teraz składali w całość, brzmiało po prostu idiotyczne, ale jednocześnie było to ostatnią rzeczą, jaką zamierzał się w tej chwili przejmować. Można było na to zwyczajnie machnąć ręką i tak zamierzał, chociaż nie chciał irytować profesorów aż tak bardzo, żeby wyjebali całą ich pracę do kosza. - Na przykład można wspomnieć o dwójce Gryfonów, która bardzo dzielnie spisywała wszystkie te wydarzenia. To istotne. Chociaż kto wie. Może mogli to wyjebać do kosza.
______________________
Never love
a wild thing
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Harmony aż pisnęła z rozbawieniem, udając, że osłania się przed kichnięciem ognia najbliższymi zapiskami woźnego i prawie wywaliła się na jedną z szafek, chcąc się odchylić. Zaraz zaśmiała się głośno, trochę z tych wygłupów, trochę z siebie, unosząc jednak ręce w obronie, no bo przecież nawet po ledwo unikniętym zderzeniem z metalową półką – zabawy przerywać nie można było. - Nie, nie, litości! – zażartowała, siląc się przez chichot na chociaż próbę uzyskania błagalnego głosu. – Oszczędź mnie o wielki zaklinaczu ognia! Nie doceniłam twojej siły – wychyliła się lekko zza książki, którą cały czas się osłaniała i wyszczerzyła się do niego głupkowato. Na jego oklaski ona zaczęła się kłaniać, jakby te wszystkie otaczające ich zapiski były publicznością, wtrąciła nawet kilka „dziękuję, dziękuję”. - Polecam się na przyszłość w sprawie kolejnych genialnych pomysłów – i dla podkreślenia powagi, z jaką traktowała bycie nadwornym wulkanem energii i przypałowych akcji (czasami czytaj jako głupkiem), zasalutowała wyższemu rangą w tej sprawie. – Jak tego nie zaakceptują to znaczy, że zwyczajnie się nie znają – zarzuciła ze śmiechem, ale wiedziała, że Max miał rację. Skoro już postanowili się tu włamać dla napisania najbardziej wyróżniającej się kroniki, to mogli chociaż się postarać, żeby była chociaż właściwa do przeczytania. – To może zrobilibyśmy to w naprzemienny sposób? Wiesz, raz pomoc w ogarnianiu, raz głupia akcja, znowu jakieś ogarnianie, po czym ktoś coś odwala. Profesor nie będzie mógł powiedzieć, że nie upamiętnia WIELKICH osiągnięć uczniów… Po prostu „wielkich” we wszystkich możliwych kategoriach – uśmiechnęła się jak mały diabełek. Tym razem to ona zaklaskała na pomysł u dwóch wspaniałych Gryfonach i uniosła nosek w górę. - I to na pierwszej stronie, tuż za tytułową! To bardzo istotne! – potwierdziła z największym przejęciem. – Przecież bez tak dzielnych poszukiwaczy prawdy, ta rzetelna kronika nigdy by nie powstała.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max uśmiechnął się do niej kącikiem ust, widząc, że dziewczyna wciągnęła się w te wygłupy. Miał wrażenie, że ma do niej stosunek jak do młodszej siostry, podobnie jak do młodszej z sióstr Brandon, zupełnie, jakby musiał zapewnić im jakąś rozrywkę, chociaż absolutnie nie miał w głowie niczego złego. Durnego, owszem, więc to, co robiła teraz Harmony jak najbardziej wpisywało się w jego pojęcie dobrej zabawy i cienia głupoty, który przecież nieustannie za nim wędrował. Nic zatem dziwnego, że zapewnił ją, że niewątpliwie skorzystać z kolejnych pomysłów, jakie wpadną jej do głowy, a potem usiadł wygodnie i wyciągnął przed siebie nogi. - No, to brzmi już całkiem nieźle. Wtedy będzie wiadomo, że jednak skupiliśmy się na pracy, a nie na szukaniu bzdur. Jeszcze by nam szlaban wlepili, taka prawdziwa tragedia - powiedział, wywracając oczami, jakby się tym wszystkim bardzo, ale to bardzo przejmował, a następnie rozłożył dookoła siebie papiery, które wyciągnął, zaczynając wyciągać z nich różne ciekawostki. Część była nudna, jak flaki z olejem, ale musieli zdecydowanie umieścić je w kronikach, jeśli chcieli coś z tego wynieść. Odnotowywał więc fakty, ziewając co jakąś chwilę, ożywiając się znacznie, kiedy dziewczyna znajdowała coś zdecydowanie bardziej interesującego. - Nie wiem, kogo będzie za pięćdziesiąt lat obchodziło, że ten Ślizgoński wymoczek tak honorowo pomagał zdrapywać mech ze ściany. Myślisz, że ktoś pokiwa nad tym głową i przyzna, że to był niesamowicie męski czarodziej? - zapytał, przeciągając się, kiedy odłożył na bok kolejną zapisaną kartkę, uznając, że jednak nie było w tym niczego ciekawego. Średnio nadawało się do kroniki. Chociaż jednocześnie było warte odnotowania jako: wielu uczniów.
______________________
Never love
a wild thing
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Gdyby Max jej to powiedział, pewnie też zauważyłaby, że czuła się przy nim jak przy starszym rodzeństwie. Przecież jej wygłupy ze starszym bratem wcale dużo się od tego nie różniły, może jedynie z tym, że Seaver pewnie już dawno zrzuciłby ja z tego piętra i może, po pośmianiu się z niej, dobrotliwie ją poskładał w całość. I choć takie dokazywanie sobie też uwielbiała, kiedy nie wiedziała, czy uciekała na miotle przed bratem w zabawie, czy już jednak w trosce o własne życie, czas tu i teraz spędzony z Gryfonem był równie obfitujący w śmiech i radości. I chyba nawet wolała niespadanie na podłogę z wysokości. - Oh tak, to przerażające – złapała się za czoło jak podczas gorączki. – Szlaban… Przecież nigdy czegoś takiego nie mieliśmy! – westchnęła ciężko i zaraz się zaśmiała. Czy naprawdę można się było nazwać Gryfonem, jeżeli choć raz nie zebrało się kary za coś głupiego? Nie mniej chciała, żeby ich praca została przyjęta więc, nie bez komentarzy, że wymagali od nich „bezsensownych bzdur o łataniu ścian”, zbierała jakieś pochwały woźnego dla tych wielkich czynów uczniów. Przy okazji sama dla siebie zapisywała jedne z tych ciekawszych akcji, do których już archiwizujący to woźny nie był aż tak pozytywnie nastawiony. Można było tu zebrać wiele inspiracji do własnych wygłupów. Na jego słowa aż się zapowietrzyła i przyłożyła rękę do serca, jakby bardzo obraził jej matkę. - Jak możesz tak w ogóle mówić? Tobie nogi się nie trzęsą na samą myśl o jego bohaterstwie? Mi już kolana zmiękły, ach, to się nazywa mężczyzna! – i wywróciła się do tyłu, jakby zemdlała od prawdziwej niesamowitości wspomnianego młodzieńca. – Tylko udajesz niewzruszonego – wciąż leżąc przekręciła się na bok, podparła głowę na ręce i uśmiechnęła się do niego zadziornie. – Jakbyś tylko miał okazję, pierwszy byś się mu przedstawił. Tylko przede mną tak zgrywasz, żebym go pierwsza nie dopadła. Dobrze jej się żartowało i co chwila przeplatało jakieś zaczepki czy śmieszne komentarze, niemniej jednak skupiła się na kolekcjonowaniu kolejnych informacji. Całej nocy nie mogli tu przesiedzieć, w końcu ktoś mógł ich przyłapać. Trzeba było zebrać wszystko do kroniki i się stąd wynosić.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Widać Max naprawdę potrafił całkiem dobrze budować tego typu relacje. Coś innego, coś głębszego, z reguły w jego przypadku kończyło się większą, czy mniejszą katastrofą. Trzymał się więc tych wytyczonych szlaków, wychodząc z założenia, że były bezpieczne i mu odpowiadały, bo istniała mała szansa na to, że coś się koncertowo spierdoli. Wolałby, żeby nic podobnego nie miało miejsca, wolałby zdecydowanie jakoś spokojniej płynąć przez życie, ale z jakiegoś powodu raz na jakiś czas lądował na mieliźnie i zachowywał się wtedy, jak żółw wywrócony na grzbiet. Machał jak pojebany nogami i nigdy nie umiał wydostać się z bagna, w jakim wylądował. - Zastanów się, czy chcesz szorować szczotką do zębów wszystkie kible na drugim piętrze - ostrzegł ją z poważną miną, nim zatopił się w lekturze tego całego bałaganu, jaki udało się im wygrzebać. Było tego sporo, część faktycznie nudna, jak flaki z olejem i powodująca, że chciało mu się ziewać, część stosunkowo interesująca, część po prostu nijaka. Wiedział jednak, że musieli skupić się na tym, co ważne. Na ataku smoka, na konsekwencjach, jakie pojawiły się w zamku, na opisanych wypadkach tego, co się później działo, tworząc z tego historię tragedii, a później odbudowy Hogwartu, który powoli, krok za krokiem, stawał na nowo na nogi. Bardzo powoli, ale jednak jakoś się to pchało do przodu. Max zresztą nie sądził, żeby coś podobnego mogło zapierdalać do przodu, jak królik na koksie. - Nie, no co ty. Wolałbym tego chłopaka, którego notorycznie obsrywały sowy. To jest dopiero poświęcenie dla ludzkości - stwierdził, kręcąc głową i podsunął jej znalezioną właśnie notatkę, by później ziewnąć. Przeciągnął się, bo siedzieli tutaj jednak stosunkowo długo i zerknął na Harmony, by zauważyć, że powinni teraz pozbierać w całość wszystko, co udało im się zgromadzić, a później zaniosą to do profesora, kiedy przestanie mieć formę nieuporządkowanych notatek. Ustaliwszy, kiedy przyniosą przepisane notatki i jak je zbiorą, wymknęli się z archiwum, szczęśliwie na nikogo nie wpadając.
z.t x2
______________________
Never love
a wild thing
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Ostatnio spędzała więcej czasu z Artiem niż zwykle, a to całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że nie odrywała się tak łatwo od swoich przyjaciół. Cóż jednak się było dziwić, wspólne kary po zajęciach od jedynego i, można powiedzieć, niezastąpionego w pewien sposób Pattona, kółko realizacji twórczych, Dublin a nawet i chyba przede wszystkim tworzenie muzyki pod program. Jakoś tak wszystkie okazje się złożyły, że przebywali w swoim towarzystwie jeszcze częściej niż zwykle.
Ten dzień nie był wyjątkiem, chociaż powód był zupełnie nowy. Harmony chciała się odwdzięczyć za czas, jaki chłopak poświęcał na komponowanie. Szczególnie, że przecież wcale aż tak dużo go nie miał przy całej swojej nauce. To, że znalazł go na stworzenie utworu pod jej program było dla niej tak ważne, że nie mogła tego po prostu zostawić pod swoją obietnicą „wygram z twoją muzyką złoto”. Nie, nie.
Oczywiście, obietnicę spełnić zamierzała i za punkt honoru postawiła sobie przyjście do Hogwartu ze złotym medalem, by następnie oficjalnie przekazać go na szyję Artiego. Przed tym jednak chciała wymyślić coś innego.
Wiedziała, że chłopak cenił sobie spokój, lubił zdobywać nowa wiedzę i zdecydowanie nie czuł się komfortowo w towarzystwie dużej ilości osób, które to w drugim semestrze robiły zbiorowe szturmy na bibliotekę. A tak się składało, że niezbyt dawno udało jej się znaleźć ukryte archiwa za drzwiami bez klamki ani klucza. Trzeba było wiedzieć, w którym dokładnie miejscu należało je dotknąć, by się otworzyły – podsłuchała o tym u starszych roczników i w ten sposób rozgryzła jak się tam dostać.
I zamierzała się tą wiedzą podzielić z przyjacielem.
Zdawała sobie oczywiście sprawę, że Artie mógł nie chcieć łamać regulaminu i wchodzić do tych gigantycznych archiwów, zamierzała więc go postawić przed wyborem w ostatniej chwili. Nie wprowadziłaby go tam bez jego zgody, zdecydowanie wolała nie ryzykować ścięciem jej głowy, a od eliksirowego wypadku miała wrażenie, że chodziła po trochę cieńszej linii w tym zakresie.
Po prostu zamierzała przedstawić mu ofertę nie do odrzucenia.
Dlatego na kilkanaście minut przed ciszą nocną wysłała mu list, prosząc, by spotkał się z nią w głównym holu przed wejściem, bo miała dla niego niesamowitą niespodziankę. Pozostawało liczyć tylko na to, że faktycznie zechce przyjść.
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
Od momentu zakończenia ferii, Harmony była z nim chyba wszędzie. Nie, żeby mu to szczególnie przeszkadzało — z takim doświadczeniem czasowym i przeżyciami, jakie z nią dzielił, był do niej niemal całkowicie przyzwyczajony pod tym względem. Trochę pogodził się z tym, że gdziekolwiek się nie znajdzie, będzie miał zaraz obok tą pełną chaotycznej energii kuleczkę, która, jak uparta, próbowała wywołać na jego twarzy uśmiech. I szło jej zaskakująco dobrze, skoro ostatnio już praktycznie czuł, jak uśmiech sam ląduje na jego twarzy, a on sam prawie że się śmiał. Nawet nie wiedział, jak blondynka to robi; było to coś niesamowitego, coś... niemal całkiem niezrozumiałego.
I tak jak darzył ją ogromną sympatią, tak list to była... nie chciał mówić, że przesada. Po pierwsze: Moony wysyłająca list, zamiast skorzystać z Wizzengera. Coś mu tutaj nie grało. Patrzył na jego treść i czytał ją kilkanaście razy, zanim pokręcił głową i faktycznie wstał z miejsca; złapał tylko za różdżkę i złapał za całkowicie niepasującą do swojego ubioru bluzę, jako zabezpieczenie dla Seaver. Ostatnimi czasy chyba za bardzo dbał o nią i jej samopoczucie, ale co poradzić; przeżyli... sporo. Plus miała niedługo zawody, nie mogła się tak po prostu rozchorować!
Poprawił pierścienie na palcach, kiedy wymknął się z pokoju wspólnego i szybko udał w umówione miejsce, starając się nikogo nie pominąć. Nie wierzył w to, co robi. Przecież on praktycznie łamał zasady. To... tak nie wypadało. Nie komuś takiemu jak on. A jednak, za prośbą blondynki, po prostu zjawił się na miejscu. Rozejrzał się, jeszcze zanim podszedł do przyjaciółki, bez żadnego słowa podając jej bluzę.
- Nie zrobiłaś nic głupiego, a teraz potrzebujesz mojej pomocy, prawda? - spojrzał jeszcze po niej; otworzył ramiona, gotowy do przytulenia się z nią na powitanie, chociaż nie wiedział, czy mają w ogóle na to czas. - Chociaż... na to też jestem przygotowany.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Czy miała pewność, że przyjdzie? Nie do końca, nigdy nie oczekiwała, że ktoś po prostu zjawi się na jej zawołanie, ale miała szczerą nadzieję, że uda jej się zachęcić Artiego do drobnego złamania regulaminu. Zrozumiałaby pewnie, jakby jej odmówił i stwierdził, że lepiej to zrobić następnego dnia, chociażby rano. Mogłaby nawet potraktować to jako sensowne rozwiązanie, ale tak bardzo chciała już, teraz, zaraz podzielić się tym miejscem, że nawet nie wpadła na to, iż następnego dnia faktycznie też dzień miał być.
Dlatego tak bardzo się ucieszyła, kiedy zobaczyła przyjaciela. W momencie cała się rozpromieniła tym swoim typowym uśmiechem i aż podskoczyła z podekscytowania. Po czym od razu samą siebie zhaltowała, przypominając sobie o istnieniu ciszy nocnej. Prychnęła, rozbawiona swoim małym wyskokiem i już z minką niewiniątka grzecznie czekała, aż przyjaciel do niej podejdzie.
- To dla mnie? – zdziwiła się, biorąc od niego bluzę. Tak jej się ciepło na sercu zrobiło, że aż spojrzała na niego oczkami szczeniaczka. – Dziękuję, w sumie o tym nie pomyślałam, a na pewno się przyda – uśmiechnęła się głupkowato, no tak, tak bardzo chciała im zorganizować to wyjście, że aż zapomniała o tym, że noce jeszcze najcieplejsze nie były, a archiwa nie należały do tych najbardziej dogrzanych.
Szybko włożyła bluzę, która na niej mogłaby robić za krótka sukienkę i od razu przytuliła się do Artiego, nim jeszcze zdążyła odpowiedzieć na pytanie. To mogła poczekać, właściwe przywitanie już nie!
- Nie zrobiłam kiedy nic głupiego? – błysnęła na niego ząbkami i uniosła brew, szepcząc konspiracyjnie. – Dzisiaj? Jeszcze nie, ale mam dla ciebie propozycję nie do odmówienia.
Uniosła palec w górę, jakby mówiła mu, żeby zaczekał, a następnie rozejrzała się szybko po korytarzu. Nikogo nie było. Dobrze.
Sprawnie przejechała po drzwiach i framudze dłońmi, by już po chwili lekko je popchnąć, otwierając przed nimi wszystkie cuda, jakie skrywały archiwa.
Pokój był dokładnie taki, jakim go zapamiętała. Ogromny, dużo wyższy niż szeroki, z całymi labiryntami wielkich, metalowych półek tworzących swego rodzaju skomplikowane elewacje aż pod sam sufit. Ten z kolei zdawał się sięgać tak wysoko, że Harmony była pewna, że musiała tam działać jakaś magia. Korytarze stworzone ze stosów książek, zwojów, karteczek i pewnie masy sekretów skrywanych między nimi, były ciasne i gęsto rozsiane. I choć pachniało tam starym pergaminem i dawno zwietrzałym tuszem, miejsce to wydawało się niemalże żywe, jakby spisane tu historie żyły własnym życiem, a tajemnicy kryły się po kątach.
Spojrzała z pełnym przejęciem na Artiego, nie ukrywając podekscytowania i strachu. Tak bardzo się cieszyła, że mogła mu zaoferować wstęp do tego miejsca, miała nadzieję, że znalazłby tu coś, co mogłoby go zaciekawić i oderwać od codzienności, smutków i problemów. Skoro nie miał już swojej oazy w bibliotece, chciała znaleźć mu jakieś zastępstwo. A jednocześnie obawiała się, że mogło mu się nie spodobać, w końcu było to łamanie regulaminu i zdecydowanie nie powinno ich tam być.
I chociaż nie chciała wywierać na nim presji, uśmiechnęła się do niego lekko z nadzieją w oczach.
- To jak, chciałbyś się tam rozejrzeć? – zapytała zachęcająco. – Może to nie dział ksiąg zakazanych, ale są tu rzeczy, jakich nie znajdziesz w bibliotece – i nie wiedząc, co jeszcze mogłaby dodać, niż „mam nadzieję, że ci się spodoba”, po prostu otworzyła swoją torbę. – Wzięłam koc i świeczki – posłała mu jeszcze jeden ze swoich uśmiechów i popatrzyła to na niego, to na wejście, czekając na reakcję przyjaciela.
Artie Gadd
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
Wyglądała przeuroczo. Jakby miał więcej pewności co do swoich czynów i słów, to by jej po prostu to powiedział, zamiast łapać się na tym, że po prostu patrzył na nią, a potem dziękował okolicznościom w środku siebie, że jest dostatecznie ciepło. Poczuł ciepło na twarzy i nie wiedział, czy czasem dziewczyna by tego nie zauważyła w pełnym świetle. Cóż, nie mógł nic na to poradzić. Miał swoje gusta, a z tymi ciężko dyskutować.
Nie skomentował. Nic nie mówił. Zamiast tego, ciągle się rozglądał, mając tylko nadzieję, że nikt ich nie nakryje. Nikt ich nie przyłapie i nie wlepi szlabanu. Ale ta propozycja, czy też niespodzianka... kusiła. Niemiłosiernie. Chciał wiedzieć, co to takiego. Dlaczego miał nie chcieć? Co prawda, patrzył na nią trochę zatroskany o to, co kryje się za drzwiami; może trochę się też obawiał tego, co chce mu pokazać. Nie kojarzył, co tu jest. Chociaż bardzo chciał. A jak otworzyła drzwi...
Patrzył na to wszystko i tylko szerzej otworzył oczy. Stanął w środku jak wyryty, patrząc po rzędach ksiąg, notatek, zapisków... Aż delikatnie opuścił szczękę, powoli oglądając całą okolicę. Oddech mu minimalnie zwolnił. Był w szoku. Był w zachwycie.
- Ja pierdolę - normalnie nie przeklinał, ale teraz... cisnęło się pierwsze. Chociaż cicho, bo praktycznie na bezdechu, a jednak. Zamrugał kilka razy, zanim spojrzał ponownie na Harmony. - Żartujesz chyba? Zostajemy tutaj - podszedł do pierwszej lepszej półki, chcąc przejrzeć tytuły, cokolwiek. - Potem trzeba będzie naprawdę cicho wracać, ale... Merlinie, Moony, czemu ty mnie wcześniej tu nie przyprowadziłaś? - spojrzał na nią; mówił cicho, chociaż nie wyglądał ani na złego, ani na zdenerwowanego. Lepiej. Był... szczęśliwy. Kąciki ust mu drżały, chcąc podnosić się do góry. - Przecież tu może być... wszystko! Jasne cholera, Moony, przecież to jest... niesamowite! Ty - podszedł do niej i ją przytulił; po prostu - jesteś niesamowita.
Ostatnie dwa słowa powiedział już bezpośrednio do niej, szeptem. Wow, tyle radości. Prawie się uśmiechnął. Opamiętał się po chwili, puścił dziewczynę, odchrząknął. - To... rozglądałaś tu się kiedyś? Co tu jest? Nie chcę brać czegokolwiek...
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Szczerze nie zauważyła nic nietypowego, po pierwsze, nie było już jasno, po drugie, bo chyba wystarczająco nietypowy był widok Artiego gotowego złamać regulamin, a po trzecie i najważniejsze, za bardzo była skupiona na pokazaniu mu ukrytego miejsca, żeby zauważyć reakcje na cokolwiek innego. W tamtej chwili niczego tak nie pragnęła, jak po prostu, żeby mu się w środku spodobało. Nie znała nikogo, z kim bardziej chciała podzielić się tym miejscem.
Te kilka sekund, w których on wszystko przetwarzał, a ona nie widziała żadnej reakcji, było naprawdę strasznych. Strach był jedną z tych rzeczy, które odczuwała rzadko i zagłuszała je własnym entuzjazmem, ale wtedy była pewna, że serce jej na chwilę zamarło, gdy nie widziała żadnej zmiany. Wstrzymała oddech, czekając na werdykt… A może po prostu powinna mu to pokazać za dnia, kiedy łamali mniej reguł? Albo znaleźć jakąś bibliotekę na mieście? Przecież Artie nie lubił pchać się w tarapaty? Może to wcale nie było niespodzianka tak bardzo pod niego, jak jej się zda…
Ja pierdolę.
Choć wcześniej się mu przyglądała, teraz na niego patrzyła i to wielkimi od szoku oczami. Mimo że tak bardzo chciała wyskoczyć z siebie z radością, po prostu nerwowo przestępowała z nogi na nogę, leciutko podnosząc się na palcach w oczekiwaniu. Jeszcze się nie uśmiechnęła, czekając na finalne potwierdzenie, że trafiła z miejscem.
Zostajemy tu.
Tyle wystarczyło, żeby całkowicie i absolutnie rozpłynęła się od środka. Kiedyś, dawno temu, za cel postawiła sobie sprawić, by jej przyjaciel pokazał, że jest szczęśliwy. I w chwili, gdy było to niemalże namacalne, zupełnie zapomniała, że w ogóle takiego przedsięwzięcia się podjęła. Nie ważne było nic, poza tym szczęściem. Aż chciała zakryć twarz złączonymi dłońmi w zachwycie i niedowierzaniu, gdy jego kąciki ust tak drżały. Drżały w radości.
Zaśmiała się z radości i jednoczesnej ulgi, kiedy ją przytulił i ścisnęła go mocniej, tak bardzo ciesząc się, że mu się tu podobało.
- Dopiero odkryłam to miejsce, miałam nadzieję, że ci się spodoba – szepnęła, cały czas się ekscytując. W najśmielszych wyobrażeniach nie sądziła, że mógłby aż tak zareagować. A tym niespodziewanym komplementem była tak urzeczona, że nie będąc się w stanie już szerzej uśmiechnąć czy czulej zachichotać, niż już to robiła, na jej policzki wyszedł rumieniec.
Gdy ją puścił, od razu zamknęła za nimi drzwi, najciszej jak potrafiła. Nie sądziła, żeby ktokolwiek o tej godzinie ze wszystkich miejsc w Hogwarcie pilnował „nudnego” wejścia do archiwów, ale lepiej było nie ryzykować. Przygotowała się przynajmniej na pół nocy w tym miejscu.
- No więc… – wyćwierkała, wciąż nie mogąc uwierzyć ze szczęścia, jakie jej w tym wszystkich towarzyszyło. Wiedziała, że jeżeli by się to Artiemu spodobało, zrobiłoby jej to dzień, nie sądziła jednak, że aż tak. Serce wciąż biło jej szybciej od tej adrenaliny, tak silnej, jak podczas wspinaczek górskich, a jednak wywołanej jedynie pokazaniem tego miejsca. Musiała się z całych sił powstrzymywać, żeby nie podskakiwać i pilnować swojego głosu. – Tutaj jest wszystko i to w totalnym miszmaszu. Zapiski woźnego, kroniki, stare prace domowe… – po czym, przeciągając, spojrzała na niego zagadkowo, niemalże zaczepnie się przy tym uśmiechając. – A także kartoteki, podania i różne sekrety – złapała go pod rękę w euforii i pociągnęła w głąb licznych półek, nie przejmując się zgubieniem w tych korytarzach. – To jak, rozłożymy obóz wyżej i zaczniemy kopanie? – zaśmiała się, kiwnięciem głowy wskazując wyższe piętra. Wśród licznych wysokości, ścian zwojów i elewacji można się tu było skryć przed całym światem.