Huśtawka ta odwiedzana jest często przez zakochańców. Wystarczy raz ją trącić a będzie huśtać samodzielnie, powoli i przez dobrą godzinę. Co więcej okoliczne aromaty kwiatów w magiczny sposób zmieszały się przez co w powietrzu wyczuć można zapach swojej amortencji - nie mota ona jednak zmysłów, a jedynie uprzyjemnia spędzony tu czas.
Jej by chciał coś dosypać do picia? Chyba w snach. Zamordować, a to niedobry chłopaczek. Przysunęła się do niego tak, że ich usta dzieliły milimetry. - Nie zrobiłbyś tego. - szepnęła muskając jego usta swoimi. Nie zrobiłby tego, ponieważ wiedziała, że ten chłopak nie mógłby jej ot tak zamordować. Co to, to nie, prędzej ona mogłaby go zabić niż on ją. - A ta opowieść o mnie była bardzo... interesująca. Szkoda, że musiałam tego Trolla postawić. - powiedziała to z udawanym smutkiem. Odsunęła się od niego kawałek i poprawiła czerwoną bluzeczkę, która się jej lekko przekrzywiła.
Och, bo była taka pewna, że Bruno wobec niej jako prawdziwy ślizgon był uczciwy i jakże humanitarny. Powinna nie zapominać o jego charakterze. Wszak został przydzielony do Slytherinu. Był zarówno chamski jak i mało uczciwy. Kto wie, czy przypadkiem nie wypiła kiedyś jednego z jego eliksirów "szczęścia" i wówczas ten dzień wydawał się dla niej najlepszy w życiu? - Jesteś tego pewna? - spytał szeptem, czując, że przez tę odległość nie będzie mógł być aż tak obiektywny jak planował. Żądza niewyobrażalna trzasnęła jakby jego ciałem. Nie mógł się powstrzymać. Walczył ze sobą, ale przecież to on był tym, który nigdy nie przeciwstawiał się swoim pragnieniom. Momentalnie i Bruno przybliżył się do niej, delikatnie wargami muskając kąciki ust. - I żeby od razu Trolla? - dodał smutno, wodząc dłonią po talii nauczycielki. Intrygowała go ta czerwona bluzeczka. Przecież uwielbiał czerwony!
Och, ona nie zapominała o jego charakterze, przecież sama taka była jak chodziła do szkoły, no i w sumie nadal taka jest. Ale co do tych jego elikisrów to nie była pewna, mogła coś tam sobie wypić. - Tak, jestem tego pewna. - powiedziała to z chytrym uśmieszkiem. Patrzyła się w jego zjawiskowe niebieskie oczęta, w które nie mogła się przestać patrzeć. - Wybacz, ale nie miałam innego wyboru. - ta jego ręka na jej talii ją dekoncentrowała. Specjalnie założyła tą czerwoną bluzkę, bo wiedziała, że on lubi ten kolor. Położyła swoje ręce na jego biodrach i przyciągnęła go do siebie. Złożyła na jego ustach długi i namiętny pocałunek.
Czyżby miał aż tak ulotną pamieć, że nie był w stanie przypomnieć sobie, do jakiego domu tak naprawdę należała? Obrona Przed Czarną Magią sugerowałaby mu jakiś Ravenclaw albo Slytherin, lecz patrząc na jej dobre serce skłaniałby się nawet do Hufflepuffu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nigdy nie zagłębiał się jaki charakter ma jego nauczycielka. Po prostu lubił spędzać z nią czas i nie interesowało zbyt wiele. Może właśnie na tym polegało ograniczenie mężczyzn? - Cieszę się, że nie poznałaś jeszcze tamtej mojej strony - odpowiedział zagadkowo, przypominając sobie scenę, jak ogarnęła go furia, z którą nie potrafił sobie poradzić. I wtedy przypadkowo wpadł na Elenę. Zdecydowanie powinna skorzystać z jakiegoś instynktu drapieżcy/kobiecego i spierdzielać, ile miała sił w nogach. Ale nie... Uparcie chciała dyskutować z Bruno. A ten nie zważając na to, jakie chucherko podnosi, uderzył nią z całej siły o ścianę. Aby więcej nie otworzyła swoich ust, nie plamiła szlacheckiej krwi. Do dziś ma dreszcze, gdy słyszy w plotkach, że panna Marion chciałaby być w Slytherinie. Na Merlina, to byłaby największa porażka Hogwartu! - Nie mogłaś... spalić pracy? Albo umówić się ze mną na prywatne konsultacje? - spytał z domieszką lekkiej aluzji. Gdy kobieta zbliżyła się do niego, nie mógł już się powstrzymywać dłużej. Mocno pocałował ją, przyciskając do siebie. Tyle się z nią nie widział, a raczej tyle jej nie dotykał. Przecież na lekcji nie podejdzie do niej, krzycząc "Wright, seks tu i teraz!". Podczas pocałunku bawił się jej bluzeczką, pragnąc ją tak zdjąć. Na Merlina, ale tęsknił!
I lepiej niech się nie zagłębia jaki Nancy ma charakter, bo mógłby tego pożałować. A czy ona chciała poznawać jakąś jego drugą stronę? Chyba nie. Szczerze mówiąc to nie interesowała ją ta druga strona. - Nie mogłam spalić tej pracy, bo za bardzo mi się spodobała. A na konsultacje nie mogłam, bo... szczerze mówiąc to nie chciało mi się. - powiedziała to uśmiechając się szeroko. Tak gwałtownie ją przyciągnął do siebie, że prawie by się wywróciła, ale na jej szczęście mocno się jego trzymała. - No zdejmuj tą przeklętą bluzkę, co się tak nią bawisz - warknęła cicho w jego usta, jeszcze bardziej pogłębiając pocałunek.
Ale chyba wypadałoby, co nie? Jeszcze zaczęłaby mu zarzucać, że on tylko penisem myśli. Wiele było w tym prawdy, ale twórzmy jakieś pozory! Nie żeby tam był pustym mężczyznom. Pochodził z Francji, z samego Wersalu. Tam liczyła się tylko dobra zabawa, wino, bagietka z foie gra, kobiety, śpiew, tańce. Taki właśnie był Bruno, żył chwilą, nie zastanawiało go jutro. Tego własnie mogła nauczyć się Nancy. - To może własnie w tej chwili zrobimy małą poprawkę? - spytał z uśmiechem, odsłaniając skórę na szyi kobiety. Zaczął ją pieścić ustami, przenosząc dłonie na piersi Nancy. Cholera, naprawdę za nią tęsknił. Tak szalenie, tak piekielnie. Może właśnie na tym polegała miłość? Niee, Bruno nie wiedział, co to. Znał pożądanie. Znał humorki swoje, lecz miłość? Mocno objął biust dłońmi, rozpoczynając delikatny jak na niego masaż. - Teraz chociaż jest powyżej oczekiwań? - spytał, przenosząc się z pocałunkami na jej wargi, zabierając się do rozpinania bluzki. Och, na Merlina, pieszczoty za oceny, Bedau wstydziłbyś się!
I niech te pozory będą takie jakie są. A pusty to on nie jest, prędzej ona mogłaby uchodzić za pustą kobietę. Dobrą zabawę ona lubiła, tak jak wino, ale tańce i śpiewy nie były dla niej. - Może lepiej nie teraz. Jestem zbyt zajęta. - mruknęła i zamruczała mu cicho, ale kusząco do ucha. Wplotła mu palce we włosy i jeszcze bardzie go przyciągnęła do siebie, tak, że nawet pergamin nie zmieściłby się pomiędzy ich ciała. - Mogłoby być lepiej. - szepnęła i wpiła się mocno w jego wargi. - choć, przeniesiemy się do mojego gabinetu. - mówiła pomiędzy pocałunkami. Nie chciała, żeby ktoś ich nakrył, ale nie chciała też, żeby Bruno był przeniesiony do innej szkoły, a ona zwolniona z posady nauczyciela. Co to, to nie.
Blair pomimo swojego pobytu w Hogwarcie nadal nie znała zbyt wielu osób. Przecież wszyscy, albo ganiali za ocenami, albo za miłościami swojego życia. Kogo obchodzili jacyś przyjezdni. Właściwie to nie dziwiła się uczniom z Hogwartu. Sama pewnie po tygodniu zignorowałaby tą wielką "niespodziankę". Niedokładnie orientowała się po co ich tu tak szybko sprowadzono. Przecież równie dobrze mogli już skończyć ten rok szkolny u siebie, a tu dojeżdżać na rozgrywki. I niby teraz co? Faza, faza? Nuda... Nauczyciele pozamykani w klasach, w których kurz jest głównym składnikiem powietrza. Nie mogła też zapomnieć o chłopcach, którzy wgapiali się w czarodziejskie cycki, jakby faktycznie mieli jakiś problem ze sobą. To ją irytowało, ale nie mogła się pozbyć wrażenia, że coś jej zostanie po tym pobycie w zamku. Jakieś mgliste, przyjemne wspomnienia. Wszakże nie było tak źle. Dobrze gotowano. Można było też liczyć na mnóstwo kryjówek i wspaniałych miejsc do spacerów. Blair na swoim magicznym aparacie miała już dużo zdjęć z błoni, jak i lasu czy też samego Hogsmeade. Oczywiście na większości była ona, albo Pandora, albo one razem. Już nie mogła się doczekać, kiedy ojciec z mamą będą zgadywali, która to która, a one nie będą mogły tego wyjaśnić, bo tamtego dnia wymieniły się ubraniami. Raz nawet tak zdenerwowały ojca, że napisał im na czole: "Blair", "Pandora" co by nie przyszło im do głowy tego zmyć od razu zaczarował owy malunek. No niestety. Niektórzy rodzice nie mieli wyobraźni. Ot co. Moc bliźniaczek zawsze spoko... Ale na pewno, Hogwart w jakimś stopniu pozostanie jej zauroczeniem na bardzo długi czas. Od dziwnego incydentu z Cohenem nie widziała długo chłopaka i nie spodziewała się, aby to się miało zmienić, więc przyszła tutaj na spacer... Oczywiście pytając Quentina czy przyszedłby do niej. Niby to posiedzieć, niby to pobujać się razem na huśtawce. Zawsze to ciekawiej z kimś porozmawiać niż tylko zajmować się chrupaniem ciasteczek. No tak. Była takim stworzeniem, które potrzebowało słuchacza noi rozmówcy do komentowania tego co się tutaj działo... Albo i nie działo. Czasem bywało nudno. Psikus. A zatem bujała się do w górę i w dół po drodze zastanawiając się czemu chłopak się spóźnia. Wszakże całkiem punktualny był, a teraz to co? Ehe...
Quentin Lewis
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Quentin przez większość dnia był znudzony jak nigdy. No, może nie jak nigdy, ale z pewnością był to jeden z najnudniejszych dni w jego życiu. Próbował przeczytać którąkolwiek z ostatnio kupionych książek – przy każdym podejściu zatrzymywał się w połowie pierwszej strony, nie mogąc przyswoić ani jednego słowa. Próbował rysować – brak inspiracji, jakby wszystkie przedstawicielki płci nadobnej uciekły z jego głowy. Cóż, była ruda, nic dziwnego. W akcie desperacji próbował nawet się pouczyć. Równie bezskutecznie. Aż tu nagle! To kochane stworzenie, Blair, zaproponowało mu spotkanie. I, naturalnie, zgodził się. Bardzo lubił dziewczynę, różniła się od studentek Hogwartu, które Quentin znał od jedenastego roku życia – ot, była ciekawsza. Po południu uciął sobie małą drzemkę, a kiedy się obudził, z dużą dozą nieprzytomności zorientował się, że powinien być na miejscu za dwie minuty. No cóż. Złapał rysownik, ołówki i wpakował je do torby. Po chwili namysłu dorzucił książkę – a co, parę punktów do inteligencji. Teoretycznie. Był spóźniony, ale nie biegł w stronę ogrodu, to nie było w jego stylu. Po co się przemęczać. Szedł szybkim miarowym tempem. Dostrzegł Blair na huśtawce i uśmiechnął się pod nosem. Odgarnął włosy z czoła i usiadł na ławce na wprost huśtawek. - Cześć, australijska dziewczyno. – Wyciągnął z kieszeni koszuli paczkę papierosów i zaczął ją obracać w dłoniach. – Jak ci dzień mija?
Tak. Quentina poznała właśnie wtedy kiedy się nudził i narzekał wzrokiem na rzeczywistość. Blair oczywiście kompletnie nie miała pojęcia, którędy dojść do dormitorium Ślizgonów, a przecież tam spała. Jakby na to nie patrzeć siostra też zaginęła w akcji, a na korytarzu tylko on siedział odosobniony, co nieco ułatwiało komunikację. Przecież wejść pomiędzy grupę dryblasów wcale nie leżało w jej interesie. Takie rzeczy jej nie kręciły. Takich ludzi się unikało. I tu, i w Red Rock. Po prostu Bibi oceniała ich jako dziwne stworzenia bez mózgów, bez jakiegokolwiek pojęcia o życiu. Na pytanie "gdzie jest dormitorium Ślizgonów", spodziewała się zatem od nich odpowiedzi raczej w stylu: "kanapka z serem". No niestety. Nie wszyscy mogli się poszczycić tym, że Bozia im podarowała coś więcej niż kształtną twarzyczkę. Blair i jej dziwne przyzwyczajenia... Ale wracając do poznania Lewisa to chyba właśnie tak to się stało. Ona po prostu spytała zakłopotana którędy, a chłopak okazał się całkiem sympatyczny i nawet zaprowadził ją na miejsce. Na drugi dzień znów nie pamiętała drogi, ale na szczęście miała ze sobą przewodnika, więc powoli, powoli dotarła. Chyba. A potem spotkała chłopaka jeszcze wiele razy i jakoś zawsze był powód, żeby pogadać o czymś. Bo to chyba ważne, żeby 'o czymś' rozmawiać. Rozmowy 'o niczym' są nudne i nic nie wnoszą. Kiedy to tak sobie wspominała mocniej ściskając dłońmi łańcuchy huśtawki, wpatrywała się w niebo, z którego sączyły się ciepłe promienie słońca, które chętnie otulały skórę dziewczyny zwykle opaloną... No cóż. To Hogwart... Słońce nie jest tak silne, jak w Australii, więc pozostaje nad tym ubolewać i kłaść się na mugolską solarę. Już Bibi pobiegła, no na pewno. A potem zobaczyła rudą głowę na horyzoncie. Oh, no tak. Rzeczywiście się zbliżał i chyba znów ze swoją torbą, w której trzymał te szatańskie rzeczy... Ołówki itp. Blair nie lubiła siedzieć w bezruchu stąd nigdy nie pchała się na obiekt do rysowania czy oglądania. Absolutnie. Była zwolenniczką poglądu, że ma nie stwierdzone adhd. - Cześć. - Rzekła radośnie, ale wcale nie pofatygowała się, aby zejść z huśtawki. Pomachała mu jedynie energicznie dłonią i wzbiła się jeszcze wyżej. - Mmm. Wiesz, że nudno? Ten wasz Hogwart to jakaś stolica nudy i niczego ciekawego. - No oczywiście, że będzie narzekać, przecież z nie naczelna maruda! Blair Pandora Maruda Blake. Świetnie! Bipimibi. A jednak zostańmy przy Bibi.
Quentin Lewis
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Quentin nie miał jakieś przerażająco wielkiej liczby przyjaciół, więc kiedy miał możliwość rozwinięcia jakiejkolwiek znajomości, raczej ją wykorzystywał. Zresztą, co tu dużo ukrywać, lubił towarzystwo kobiet, szczególnie tych niezwyczajnych. Ale rzadko informował którąkolwiek o tym, że w jego kufrze leżą jej portrety - po co je denerwować, jeszcze chciałyby je zobaczyć i domagałyby się zniszczenia. Do tego nie mógł dopuścić. Rysunki świętością. Wyciągnął jednego papierosa i go odpalił, patrząc na Blair. Uśmiechał się, obserwując jak się huśta. Tyle szczerej radości rzadko spotykanej u tych popieprzonych zimnych Angielek. Och, no dobrze, nie wszystkie były aż tak stereotypowo zimne. - Nudno? - powtórzył i zrobił zdziwioną minę. - W sumie masz rację, cholernie nudno. Wzruszył ramionami i się zaciągnął. Jakoś wytrzymał te dziewięć lat w tym nudnym miejscu. A ta nie mogła zdzierżyć marnych paru miesięcy! Przekrzywił lekko głowę, patrząc jak rozwiewają się włosy Blair. Wtedy lepiej było widać jej twarz. Sięgnął po szkicownik, potem po ołówek i niby od niechcenia zaczął przeciągać nim po kartce, od czasu do czasu zerkając na Blair. - O! Bal maskowy mamy. Tak słyszałem przynajmniej, jakieś Ślizgonki dyskutowały o sukienkach. Przerażające stworzenia. Zgasił papierosa. - A na tych waszych antypodach jest ciekawiej?
Antypody czy nie antypody, Blair mogła o swojej szkole, a właściwie o miejscu, w którym ta była umiejscowiona, opowiadać godzinami. To przecież wspaniały dostęp do rozwoju, do innego życia, do ciągłego kontaktu ze słońcem, z plażą, z wodą... Czy to oby nie wspaniała wizja, po prostu iść na wagary i wylądować na leżaku na plaży? Nie żeby nauczyciele to akceptowali, ale Bibi miała taką kryjówkę, w której nawet czekała na nią zawsze zimna lemoniada. Hm. Spryciula... Sprowadzała swoją bliźniaczkę na złą drogę mówiąc, że niby się źle czuje, a tak naprawdę potem siedziały skąpane w słońcu. I nie wiadomo dlaczego praktycznie zawsze w czyiś wspomnieniach wylądowały we dwójkę. Przecież, no przecież... Nie zawsze chodziły wszędzie razem! Przykładem są wielokrotne spotkania z Lewis'em, który chybanie miał okazji spotkać ich razem. Czy coś stracił? Bibi wychodziła z założenia, że siostra jest dla niej ważna gdyż no jednak bliźniaczkowanie do czegoś zobowiązuje, ale w tym przypadku, przynajmniej teraz, panienka Blake zmieniła zdanie. Po co wszędzie takie rzeczy robić, kiedy druga strona niekoniecznie jest aktywna? Przygryzła dolną wargę na dźwięk o balu. "Panie proszą panów" albo "zapisz się, kogoś Ci wylosujemy". Pytanie kogo... Blake nie stawiała się jeszcze w pozycji: "muszę tam być". Szukała na razie wyjścia awaryjnego w postaci jakiejś dobrej książki na wieczór, albo jakiejś akcji w stylu antybalu, aby posiedzieć w spokoju z ludźmi tak pozostawianymi samymi sobie, jak ona. Mhm. Co do tej chłodności Angielek, to faktycznie niech Quentin nie przesadza! Niektóre są przecież całkiem w porządku noi były ładne. Wszakże i Blair jakoś specjalnie nie mogła narzekać na to, ale jednak... Zimna uroda Angielek miała to coś. Hm... Coś. Co to było? Nieważne... Wypadałoby jednak pomyśleć o tym czy mogłaby kogoś zaprosić... Na przykład Quentina? Zauważyła, że jest czymś zajęty, że coś szkicuje. Czasami bała się wtrącać w czyjeś zajęcia, bo obawiała się, że zaraz coś zepsuje, także przez chwilę splatała dłonie na sto różnych sposób i spoglądała w niebo bujając się trochę słabiej. - Que? - Tu posłała mu szeroki uśmiech, co by chłopaka nie przerazić. - Potowarzyszyłbyś mi na tym balu? - I po bólu. Znaczy po połowie bólu. Czemu zapraszanie budzi zawstydzenie? Smutek.
Quentin Lewis
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Niby spędził tu tyle lat, a tak naprawdę nie znał tej szkoły, jak powinien - nie prowadził szalonego życia, w którym piątkowe pijaństwo w zakamarkach zamku byłoby na porządku dziennym. On chyba w ogóle nie prowadził życia jako takiego. On się przez nie snuł, razem z dymem papierosowym, szkicownikiem i brakiem wiedzy na temat samego siebie. Och, i w trakcie tego snucia zawsze musiał mieć na sobie koszulę i kamizelkę, zawsze. Niezmienny Quen. Podrapał się po nosie drugim końcem ołówka i zaczął szkicować prawe oko Blair. Chyba się nie domyślała, co robi, ukrywanie procesu rysowania opanował do perfekcji. A może i nie do perfekcji. Tak czy siak, maskował się dobrze, jego zgrabne pociągnięcia ołówkiem były ledwie zauważalne. Wyciągnął następnego papierosa, po czym wsunął go za ucho. Miło było mieć to małe źródło radości blisko głowy. Podniósł wzrok na trochę dłużej, kiedy usłyszał pytanie Blair. Uśmiechnął się. Niezbyt szeroko, ale zawsze. Chłopak nie należał do osób, które otwarcie okazują pozytywne emocje. Potem zacisnął usta, a na jego twarz wstąpił wyraz rozbawienia. - Nie piję alkoholu i nie umiem tańczyć, chyba nie jestem wymarzonym partnerem, co? - Zaśmiał się pod nosem. O tak, chyba głównie jego nienawiść do alkoholu czyniła go takim nieprzystosowanym do życia w społeczeństwie. Jak miał się dopasować do rówieśników, kiedy co weekend spotykał napieprzonych studentów i uczniów. Nie lubił pijaństwa i nie lubił pijanych osób. Przynajmniej tych, których w ogóle nie znał. Gdyby taka Blair upiła się w jego obecności, mogłoby być całkiem zabawnie. Wlepił spojrzenie w szkic, po czym znowu na nią spojrzał. Rumieniła się. Nie mógł powstrzymać zbyt szerokiego jak na niego uśmiechu. Nie był chłopakiem, który chodzi na bale. Co on miałby robić na takim balu? Ale może była pora na to, aby się o tym przekonać? - Cóż. Ale jeżeli nie przeszkadza Ci posiadanie tak niesamowicie nieimprezowego partnera, chętnie pójdę z tobą na bal, Blair Blake. Ale masz się ładnie ubrać! Wrócił do szkicowania, ciągle unosząc kąciki ust ku górze.
Blair uśmiechnęła się lekko. Z jednej strony Que mógł mieć rację z tym, że partner na bal powinien umieć tańczyć i w ogóle być wyższym od dziewczyny, plus wyglądać nieziemsko... Ale dla Bibi teraz to się w sumie nie liczyło aż tak bardzo. Nie znała Lewisa na tyle, aby wiedzieć jakie ma przyzwyczajenia, ale jednak zapowiadało się na to, że wszystko się może jeszcze zmienić, iż to może być przyjaźń na lata, albo i nie przyjaźń, albo bardzo mocne relacje. Hm. Nigdy nie wiadomo, co los jest gotów przynieść. Z takie założenia wychodziła Blair i w sumie lubiła niespodzianki, więc... Czy powinno jej przeszkadzać, że Quentin nie spożywa alkoholu? Chyba jeszcze o tym nie myślała w tych kategoriach, ale jeśli zaraz by miała zacząć na to narzekać to musiałaby nieźle być pomylona. Dziś znaleźć niepijącego to prawie jak wybrać się w podróż w kosmos, licząc, że zwiedzi się kilka galaktyk. - Jestem pewna, że trochę przesadzasz, albo i kłamiesz! - Tak. Taka opcja też istniała. Chłopak po prostu był zbyt leniwy, albo chciał poudawać niedostępnego stąd te bajki o tym, że nie umie tańczyć, ani pić. Ona już zaraz go postawi do pionu... O tak. Powinien się liczyć z tym, że jeśli podjął teraz walkę to jakby z wiatrakami, bo ona jest taka świetna i zaraz zabawi się w detektywa. I rzeczywiście tak było, że zaraz zeskoczyła z huśtawki i zgrabnie wylądowała przed chłopakiem. Co prawda mogłaby teraz dojść, że rzeczywiście ją rysuje, ale szczerze mówiąc nie zwróciła na to uwagi... Zresztą to nie było istotne... Uśmiechała się teraz tak, jakby miała ze sobą kolejny niecny plan. Wyciągnęła powoli dłoń w jego kierunku: - No już. Udowodnij mi, że nie umiesz tańczyć. - O tak. Niech poda jej jakieś sensowne argumenty poza: "hehe, noo bo tak uważam"... Faceci to jednak był trudny gatunek, a ktoś kiedyś powiedział, że są prości w obsłudze... A może to i prawda tylko Blair za mało czasu poświęcała dotychczas na rozgryzanie jakiegoś schematu według, którego niewątpliwie postępują... Co do tego, że jej ubiór ma być piękny... No cóż. Miejmy nadzieję, że nie zawiedzie chłopaka! W końcu Bibi jak się postara to potrafi wymyślić coś całkiem ciekawego.
Quentin Lewis
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
To nie tak, że miał jakiekolwiek negatywne doświadczenia związane z alkoholem - spróbował i po prostu nie mógł zdzierżyć. Kubki smakowe niektórych osób nie tolerują cytryn albo pomidorów, jego nie tolerowały alkoholu w żadnej postaci. Mógłby się zmusić do wypicia tych paru kolejek - podobno te mocne trunki nie mają smakować, a działać - ale nie miał na to najmniejszej ochoty. Na co komu wypaczanie percepcji, kiedy można zachować trzeźwe spojrzenie na świat. Przeciągał ołówkiem po papierze naznaczając linię ust. - Taki po prostu jestem, nieszczęśnik, który przeżył dwadzieścia lat bez upijania się. Uśmiechnął się niemrawo i odpalił następnego papierosa. Miał nałóg. Taka używka w pełni wystarczyła mu do szczęścia. Lubił palić - papierosy dopełniały wizerunku artysty. Przynajmniej w wyobraźni Quentina. Prawdopodobnie był po prostu zwykłym facetem ze szlugiem zwisającym z ust. Patrzył, jak schodzi z huśtawki i przez jego twarz przemknął wyraz lekkiej dezorientacji - szczególnie po tym, jak wyciągnęła dłoń w jego stronę. Zaśmiał się i pokręcił głową. - Nie, nie, nie, nie, nie, nie. Nie wstanę i nie będę sunął po ziemi, żeby ci udowodnić, że jestem w tym beznadziejny. Nie, nie, nie. Naprawdę nie umiał i naprawdę nie lubił. Słuchanie muzyki umilał sobie wybijaniem rytmu stopą, nie dzikimi pląsami bądź powolnymi obrotami. Może chodziło o jego nastawienie. Na pewno chodziło o jego nastawnie - nie był w stanie wyluzować swojego ciała do tego stopnia, żeby swobodnie poruszać się w takt jakiegoś rytmu... no, przynajmniej jeśli chodziło o taniec. W innych czynnościach z wyczuciem rytmu nie miał problemu. Uśmiechnął się w duchu i zastanowił się, jakby Blair zareagowała na takie wyjaśnienie.
A jej organizm na co źle reagował? To była chyba ciekawa kwestia do omówienia, bo odkąd żyła nie spotkała jeszcze substancji, która wywołałaby u niej jakąś wysypkę... Alergii też żadnej nie miała. Ale pomimo wszystko... Również nie piła do umoru. Po prostu wolała zachować wspomnienia z danej imprezy, aby później świecić anegdotami, które rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Oh zdecydowanie trzeba docenić jej talent. Tym bardziej, że potrafi nawet prostą rzecz opakować w taki sposób, że brzmi to co najmniej tak, jakby ktoś zrzucił z siebie ubrania i sprzedał je za dwa knuty. Każdy przecież ma jakiś talent. No nic... Tylko dlaczego on nie chciał z nią tańczyć? Przecież w balach oto chodzi! Jeśli partner nie chciał tańczyć to wszystko spalone. Po co się zapierać? Może Bibi zdąży go jeszcze wyuczyć, ze czasem trzeba iść na kompromis?! Oh, oby pojął tą trudną lekcję z życia. A gdyby zaczął mówić, że w innych rzeczach odnajduje rytm musiałaby się przez chwilę zastanowić czy znowu natrafiła na jakąś zboczoną osobistość. Jeśli tak, to Blair Blake bardzo serdecznie pozdrawia, bo swój trafił na swego. No tak! - Nieszczęśnik? Nie widać po Tobie, żebyś jakoś szczególnie żałował. -Pacnęła obok niego na ławce trochę zawiedziona tym, że jej odmówił. No cóż. - Ale wiesz, że towarzyszenie mi na balu jednak łączy się z tym, że będziesz musiał ze mną tańczyć? - Uśmiechnęła się lekko przejeżdżając dłońmi po udach, które wyjątkowo były odkryte ze względu na krótkie spodenki, które tutaj rzadko można było zakładać ze względu na zdradliwą pogodę. Oh tak. Zaraz zatrzymała dłonie na kolanach i pochyliła głowę ku dołowi, jakby na dole zobaczyła coś iście interesującego... W sumie dostrzegła pewien kamyk, po który schyliła się i odrzuciła hen daleko. Taka z niej szalona osoba, której tutaj wszystko zaczynało przeszkadzać. Niestety. - Wiesz. Możesz to też zrobić dla świętego spokoju. - Zwróciła mu uwagę przechylając głowę tak, aby mieć na niego dobry widok. Musiała być męcząca. To pewne.
Quentin Lewis
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Doskonale wiedział, że w balach chodzi o taniec. Więc skoro zgodził się jej towarzyszyć, równocześnie zgodził się na tańczenie. Teoretycznie. Zawsze może się zapierać i uparcie wygrzewać miejsce przy stoliku, co nie wypłynęłoby korzystnie na ich znajomość. Tak, musiał się przełamać. Musiał założyć ładne szaty, ładne buty, uczesać kudły i zmusić swoje nogi do szurania po parkiecie. Jakoś to będzie. Przecież zdecydowanie się na taniec nie musi oznaczać kompletnej kompromitacji na forum szkoły - tak naprawdę nikt nie zwraca na to uwagi. A miałoby to sprawić przyjemność tej przesympatycznej istocie... tak, Quentin miał jeszcze parę spraw do przemyślenia. - Ano nieszczęśnik, jestem ograniczony. Może nawet nie wiem, jak dużo tracę - uśmiechnął się i bardzo dyskretnie odsunął od siebie rysownik. - Ech, domyślam się. Może zaliczę dwa w jednym. Wdrożę w siebie parę kolejek i nagle okaże się, że pod wpływem uwielbiam taniec. Trochę ironizował. Ale to tak tylko trochę. Blair miała ładne nogi. Chłopakowi przemknął przez myśl pomysł na rysunek, w którym mógłby je uchwycić. Zanotował to w myślach. O dziwo, owe notowanie było niezawodne. Każdego wieczora przypominał sobie zaplanowane szkice i czym prędzej zabierał się do pracy. Wstał i odszedł parę kroków od ławki, odwracając się w stronę dziewczyny. Patrzył na nią, powoli paląc papierosa i starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. W ślad za nią podniósł kamyk z ziemi - ale zamiast wypieprzyć go w siną dal, zaczął go podrzucać. - Zatańczę z tobą. Jeden, dwa, trzy tańce. Jestem pewien, że wielu samotnych facetów nie będzie siedziało na tyłku, kiedy śliczna dziewczyna zza oceanu nie będzie miała partnera do tańca. Uśmiechnął się tak słodko, jak tylko umiał.
Blair jakoś nigdy nie poświęcała na to wiele uwagi... Czy ma ładne nogi czy krzywe, czy może takie, że lepiej ich nie pokazywać ludziom. Po prostu w jej życiu zawsze było sporo sportu, biorąc pod uwagę dystanse, które zmuszona była pokonywać biegając dookoła domu, który no... Nie można powiedzieć, ale był wielki. Przecież jej rodzice potrzebowali przestrzeni konfrontując się z tym, że są po rozwodzie. Życie boli. W ogóle gdzie jest jej kochany Tony? Jej brat przecież powinien gdzieś wylądować blisko... Ale jakoś nie miała okazji go widywać w Hogwarcie. Niestety, ale chyba nadal podążali innymi ścieżkami. Smutek i ból w tym momencie wchodzi na pierwszy plan i zajmuje serca zranionych nastolatek... - Widzisz! Koniecznie musisz spróbować! - Uśmiechnęła się szeroko i parsknęła śmiechem wyobrażając sobie, jak Quentin specjalnie dla niej wlewa w siebie alkohol, a potem jeszcze tańczy jak zawodowy tancerz z nie byle jakiego klubu. Ale nie podążajmy zbyt daleko w tych wyobrażeniach, bo Bibi zacznie zaraz sobie dopisywać własną historię związaną z tym klubem i wyjdzie na to, że tam się rozbierają ładne panie, a Quentin tam ładnie tańczy przy takim no... Ehkem. Nic więcej nie mówimy. Ta wizja nie mniej jednak sprawiła, że bardziej skupiła się na słuchaniu go i obserwowaniu tego co on robi. Chyba odszedł, żeby dostrzec krzywiznę jej ciała, bo wpatrywał sie w nią tak, jakby winna mu była dwa galeony. Oh, a może rzeczywiście tak było? - Ubrudziłam się? - Spytała nieco zaniepokojona. Dla bezpieczeństwa przejechała dłonią po prawym policzku, następnie po lewym. Ale skoro nie znalazła żadnej plamki zmysłem dotyku, a lusterka tu nie ma, to zdana była na chłopaka. A zaraz potem dalej coś mędził o tym tańcu. Faceci pod tym względem byli tacy sami, jak kobiety. Szukali niepotrzebnych kłopotów i porównywali się z innymi. Tylko po co? - Hm. Albo i piętnaście. I może "piękna, australijska dziewczyna" będzie proszona do tańca, ale niekoniecznie musi się zgodzić. - Zdecydowanie powinien docenić że rozmawia z nim tak otwarcie. Przecież nie wszystkim to się udawało.
Quentin Lewis
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Za to ten nie-już-taki-młody Puchon nie miał za grosz kondycji, nigdy nie uprawiał żadnego sportu i do tego nie przepadał za lataniem na miotle. Substancje smoliste chyba zrobiły swoje, Quentin dostawał zadyszki przy każdym chociażby minimalnym przyspieszeniu tempa marszu bądź truchtu, którego wymagały niektóre sytuacje. Ech, pewnie zostało mu z pięć lat życia. I zdecydowanie pożre go rak. - Poczekamy, zobaczymy. Wiedział, że szanse na jakiekolwiek spożywanie alkoholu są niemal zerowe. No, chyba że złapie ten symboliczny kieliszek szampana i będzie się z nim snuł po sali przez parę godzin. Drugą ręką obracając Blair w rytm tańca. Się zagalopował z tymi myślami. Odgarnął włosy z oczu, ale te nieustannie oplatały jego twarz i za żadną cenę nie dawały się udobruchać. Czas pomyśleć o przycięciu tych rudych kudłów. Powinien wyglądać jak człowiek, skoro ma zamiar iść na bal. Nadal się w nią wpatrywał, zapamiętując kształt ramion, szyi, podbródka. Miał nadzieję, że nie wygląda na rasowego gwałciciela. - Ależ skąd, jesteś czysta jak łza. Po prostu sobie patrzę - I zanim dążył ugryźć się w język... - żeby jak najlepiej cię narysować. W tym momencie to on się trochę zarumienił. Lekko. Nieznacznie. Nieznacznie. Na pewno. - Odmawiaj im, odmawiaj. Smutny z tego powodu przecież nie będę. Zaczął cicho pogwizdywać i nieznacznie poruszać stopami. No i już dla niej tańczył! Ta dziewczyna potrafiła go sobie owinąć wokół palca. Dziwne. Może powinien kupić jej coś ładnego w zamian za zdolność pewnego manipulowania jego osobą, w końcu nielicznym się to udaje!
Dzięki Blair już nigdy nie będzie musiał narzekać na to, że nie daje rady przy najprostszej rozgrzewce, a większość ćwiczeń już nigdy nie będzie dla niego problemem. Oto ona, Blair Blake wkracza do akcji i zaraz go przekona, że zdrowy tryb życia to bardzo ważny tryb. A palenie papierosów i wrzucanie w siebie innych substancji toksycznych sprawia, że niestety, ale drogi zdrowia i Quentina się rozchodzą. Na pewno mu będzie smutno z tego powodu, kiedy Bibi mu to wszystko powie. Powinna chyba być delikatna i zadbać oto, aby wtedy wokół Lewisa byli wszyscy jego bliscy. W końcu jakby na to nie patrzeć to straszne wieści. Bibi nie chciała mu podawać terminów i mówić: "umrzesz za dwa tygodnie, o godzinie szóstej rano minut pięć". W końcu nie znała się na tym, ale zresztą! Kiedy już w przyszłości zostanie uzdrowicielką to będzie wymyślała magiczne leki, które będą poprawiać kondycję od razu. Bez pytania z kim, kiedy i gdzie. Oh zdecydowanie można w niej zamknąć wszelkie nadzieje związane z młodym pokoleniem. Quentin tak podkreślał, że jest stary, a Blair przecież była w jego wieku! Zaraz się okaże, że powinna już dawno założyć rodzinę i w tej chwili być matką co najmniej pięciorga dzieci! No Matko Bosko Mugolsko, kto to słyszał! No najwidoczniej ktoś słyszał. Boże zamilcz. Teraz uśmiechała się głupio, bo jednak dosłyszała coś o jakimś rysowaniu i przez chwilę faktycznie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nigdy nie była modelką. Była do tego zbyt ruchliwa... Zdecydowanie nie lubiła oglądać siebie na zdjęciach, ani nigdzie indziej. Co innego jeśli już widziała na nich Pandorę, a przecież były jak dwie krople wody. Te kobiety... Nic tylko by narzekały. A teraz się dowiaduje, że ten to chciałby ją rysować. Na chwilę spoważniała i napompowała policzki wielką dawką powietrza, którego zaraz się pozbyła. Przecież w sumie nie miała nic przeciwko... Wolała, żeby zapamiętał ją jakoś inaczej, a jak narysuje to zaraz ujmie wszelkie jej mankamenty... To w sumie tez zależy od tego czy idealizuje tego kogo rysuje czy woli realistycznie z dodatkiem pesymizmu. Hmm.. Ale przecież nie będzie tego rozkładała na czynniki pierwsze. - Oh, rysować? Chętnie obejrzałabym Twoje rysunki. - Uśmiechnęła się lekko pozbywając się wszelkich wątpliwości. W sumie to co ją to obchodziło? - Emm. Jak się nie sprawdzisz jako partner to Cię uduszę i zamknę w piwnicy na wieki! - Taka groźna była.
Quentin Lewis
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Zdrowy tryb życia? Bez papierosów, spania do południa, jedzenia na szybko odgrzewanych rzeczy kupionych w tym małym sklepie na rogu jego ulicy? Ale że jak? Nie, to nie było możliwe. Quentin był leniwy. Mógł siedzieć w fotelu godzinami, zajadając jakieś szkodzące na cerę tłuste przekąski, rysować, słuchać muzyki. Naturalnie przejawiał aktywność fizyczną w niektórych sytuacjach, tego wymagała natura. I wyglądał zdecydowanie starzej niż ona, z tymi cieniami pod oczami i dymem papierosowym unoszącym się za nim niczym lewitujący cień. Na zakładanie rodziny jeszcze było wiele, wiele czasu. Teraz trwał okres młodzieńczego szaleństwa. Phi, szaleństwa, szczególnie w przypadku Quentina. Większość kobiet nie dopuszczała do siebie myśli, że są piękne, każda na swój sposób. To nie jego wina, że owe piękno dostrzegał w każdej z nich, po prostu się taki urodził. I kiedy chce kogoś narysować, to go narysuje. A Blair była jedną z ładniejszych dziewczyn w promieniu kilku mil. Już wystarczająco napatrzył się na uczennice Hogwartu. - Moje rysunki... jeszcze pomyślałabyś, że jestem nienasyconym zboczeńcem. W sumie rysuję tylko was. W sensie kobiet. W sensie ładnych. W sensie... eee, tak. Zakłopotał się, biedny. No jak tu wytłumaczyć swoją filozofię? Nie lubił rozmawiać o swoich rysunkach. Wolał po prostu rysować, nie musząc wdawać się w niepotrzebne dyskusje. Ale podszedł do swojej torby i zaczął w niej grzebać, powoli, wyraźnie się ociągając. I wydobył z niej ten cholerny rysownik, niepewnym ruchem wyciągając go w stronę Blair. Przez chwilę miał nadzieję na to, że go nie weźmie. Naprawdę uzna mnie za erotomana. Jeżu, tam nawet pałęta się jakiś akt. - Udusisz takiego słodkiego rudzielca? - Zrobił smutną minę. - Podobno niedługo mamy wyginąć, muszę przedłużyć ten gatunek. Nie mogłabyś przerwać tak ważnej misji. Zresztą, na pewno będę partnerem idealnym.
Blair nie miała w zwyczaju zwracać uwagi na jęki ludzi. Jasne, ze wszyscy, którzy pokazywali jakieś swoje dzieło odczuwali zawstydzenie, a potem te oczekiwanie na werdykt wydawało się jeszcze gorsze, no nic. Uśmiechnęła się zachęcająco wyciągając dłonie po rysownik, przecież nic nie zepsuje. Może nawet pochwali jeśli znajdzie tam coś ładnego. Może nawet ukradnie i weźmie ze sobą do Red Rock. O tak. Powiesi sobie na ścianie i będzie pamiętała, że to od Quentina. Hm. To mogłoby być ciekawe zważywszy na to, że na jej ścianie na razie nie ma nic oprócz kilku kartek i planu lekcji, który notorycznie gubiła, więc wreszcie się poddała i za pomocą silnego zaklęcia przyczepiła do ściany. Taka była sprytna. No przynajmniej na razie. Hm. Zobaczymy. W Hogwarcie szczerze powiedziawszy miała naprawdę gdzieś, co się wydarzy i kto coś powie, bo w sumie chodzenie na zajęcia było tutaj dla niej czymś drugorzędnym. Niedawno dostali propozycję tego balu, a zaraz jakieś wakacje. Nadal nie czuła się tu na swoim miejscu, a musiała znaleźć sobie partnera. Już umierała z ciekawości na myśl z kim przyjdzie jej siostra Pandora i czy Quentin ich nie pomyli. Zdecydowanie. - No dawaj to mi, bo zaraz inaczej pogadamy. - Powiedziała zniecierpliwiona i wręcz wyrwała mu jego skarb z rąk, a potem delikatnie go otworzyła. Na pierwszy plan wysunął się rysunek przedstawiający jakąś brunetkę, która owinięta była ręcznikiem. Blair nie mogła powstrzymać się od wrażenia, że to chyba było nad jeziorem. Modelka była wtedy szczęśliwa. Kto wie, może to miłość Lewisa. No nic... Idźmy dalej. Kolejne zdjęcie to był portret i najwidoczniej ktoś kogo Quentin rysował był świadomy tego co się dzieje, bo na jego twarzy gościł szeroki uśmiech to dobrze. Blair uwielbiała jak ludzie się uśmiechali. Popatrzyła na Quentina mrugając do niego. Przerzuciła kolejną kartkę i tym razem natknęła się na ten akt. Hm. Podglądał tą dziewczynę w łazience? Nono. Zmrużyła oczy na kilka chwil, aby pozbierać myśli. - Widzę, że dbasz o szczegóły. - Rzeczywiście. Można było się dopatrzeć nawet blizny na prawym biodrze i jakiegoś tatuażu na piersi. Noo... Quentin zadawał się z buntowniczkami. Nieładnie.
Quentin Lewis
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Chciał wyciągnąć następnego papierosa, ale potem niepewnie zerknął na Blair i się rozmyślił. Sportowiec. Bierne palenie też przecież szkodzi, nie będzie jej truł. Westchnął ze zrezygnowaniem i wcisnął paczkę w najgłębszą kieszeń spodni. Może czas na rzucenie? Zganił się w myślach za taki pomysł. Nie, nie, artyzm. Quentin również traktował lekcje jako sprawę drugorzędną. Miał dobre oceny, ale nieszczególnie przykładał się do nauki. Chyba że miał takowy kaprys, wtedy nocami mógł męczyć swoją biedną różdżkę i przygotowywać się na zajęcia z zaklęć. Wolał się skupiać na rysowaniu i ignorowaniu wszystkiego innego, co z rysowaniem związane nie jest. Och, jakiż on był monotematyczny! A nie, zostawała jeszcze sprawa poznawania siebie - przecież do tej pory nie mógł się zdecydować na to, jakie cechy charakteru powinny zagościć u niego na stałe. Bo te huśtawki emocjonalne powiązane z chorymi zaburzeniami osobowości zaczynały się robić żałosne, serio. Pogwizdywał cicho, kiedy Blair przeglądała jego rysownik. Do tego uśmiechał się pod nosem, skubaniec! Wiedział, że są dobre - w tej chwili cieszył się, że pokazał je dziewczynie. A niech ma coś, co mogłaby w nim podziwiać, tak chociaż trochę. Przekrzywił głowę, kiedy jej spojrzenie wylądowało na akcie, z którego był niesamowicie dumny. - Jakbyś się tak po chichu zastanawiała - na co dzień nie jestem podglądaczem. Ot, wpadłem na nią, zapamiętałem, trochę zmyśliłem. Zwykły piątkowy wieczór. Potargał te niesforne kudły, coby jeszcze bardziej podkreślić to, jaki jest nonszalancki. Jednak mina "jebie mnie to" nie za bardzo do niego pasowała. Zamiast luzacko, wyglądał... chyba trochę zabawnie. - Och, miło że zauważyłaś. Taki już jestem. Perfekcjonista! Lekko oklapł i na powrót przyjął zrezygnowaną pozę, po czym spoczął na ławce obok Blair. - Bycie narcyzem mi nie wychodzi. Sięgnął ręką do rysownika i zaczął przerzucać strony. Parę dziewczyn z Hogwartu, jego sąsiadka, portret starszej pani, która siedziała na przystanku autobusowym. Zatrzymał się na rysunku, który przedstawiał rozmarzoną pannę Blake, z zamkniętymi oczami, siedzącą przy jeziorze. Jaki nastrój, jaka kreska! - O, wtedy narysowałem cię po raz... piąty? Resztę mam w innym kajeciku. Ale lubię ten wyraz twarzy, wszystkie mięśnie się rozluźniają. Usta są pełniejsze. Masz ładne usta. Przechylił lekko głowę, patrząc na to, co lubił. Tak, usta miała wyjątkowo ładne.
Oj tam. Jakby zapalił to przynajmniej złamałaby mu rękę, ewentualnie dwie, albo i wszystkie kończyny. Co za różnica... Nie no oczywiście żartuję. Przecież z Blair wyrosło spokojne dziecko, które wcale się nie rzuca na każdego kto ma zupełnie inne poglądy niż ona. I wcale, a wcale nie udzieliła się jej żywiołowość wszystkich uczniów z jej szkoły. Hm. Quentin może się czuć bezpieczny, przynajmniej przez jakiś czas, do zapalenia papierosa. Hm. Bibi przeglądając kolejne rysunki co nie raz zerkała na Quentina. Nawet jeśli by się jej nie spodobały nie miałaby serca mówić mu, że są beznadziejne. Po prostu nie. Nie lubiła ludziom podcinać skrzydeł. Skoro to była ich pasja, to o co chodzi? Niech każdy robi to co kocha i w jakiś sposób ten świat będzie lepszy. Może nie każdy będzie w tym dobry, ale przecież będzie się spełniał, a to już jakaś zaleta. Jak to rzekłaby by Blair: "nie można się poddawać". Kiedy chłopak zaczął coś do niej mówić musiała na chwilę się oderwać od rysunków, co by dobrze zripostować. - Jasne, jasne. Pewnie masz jakąś kryjówkę w naszej łazience, jak nic. - Parsknęła śmiechem obiecując sobie, że teraz będzie chodziła tam się kąpać uważając trochę na to kogo mija i kto przebywa w łazience oprócz niej. Ot zabezpieczenie. Hm. - Noo, perfekcjonista co do ostatniego detalu. - Potwierdziła przyglądając się jeszcze chwilę aktowi i przewróciła stronę dalej, a po chwili Quentin odebrał jej rysownik i sam zaczął jej coś pokazywać. Kto wie. Może chciał coś ominąć, albo wręcz przeciwnie. Hm. Nieważne. Bacznie obserwowała ruchy chłopaka aż wreszcie zobaczyła siebie i automatycznie przygryzła dolną wargę. W sumie mogła to być Pandora. Nie mniej jednak faktycznie ostatnio siedziała nad jeziorem, więc? Pokręciła głową słysząc, że wtedy narysował ją po raz piąty, a skoro wtedy to teraz mogło być więcej tych rysunków. A kiedy jeszcze usłyszała, że ma ładne usta to natychmiast złożyła je w linijkę i pokręciła głową przecząco: - Wcale nie - Wymruczała nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. W sumie chętnie by zobaczyła pozostałe rysunki i miała nadzieję, że nie było tam aktu. W sumie czułaby się niezręcznie.
Quentin Lewis
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
On sam lubił swoje rysunki. Chociaż - nie tyle co lubił efekt, wolał sam proces. Miło było siedzieć w sympatycznym cieniu, pod sympatycznym dębem, przy sympatycznym słońcu, z sympatycznym ołówkiem w ręku i obserwować równie sympatyczną jak reszta kompanii dziewczynę. Obojętne jaką. Byleby posiadała zewnętrzne kobiece cechy. Znowu wyciągnął paczkę papierosów, wydobył jednego i wetknął go sobie do ust. Aczkolwiek go nie odpalił. I tak zaciągał się nieżarzącym się wyrobem tytoniowym, w celu sprowadzenia na siebie choć minimalnej ulgi. Zauważył lekko zdziwione spojrzenie Blair. - Wiesz, chodzi o sam odruch, o. Jak czasem mam mały deficyt, to potrafię się tak bawić przez pół godziny, zanim go odpalę. Wzruszył ramionami i pozwolił papierosowi na zwisanie z kącika ust. - Może i mam kryjówkę. Tak świetną, że nikt jej nie znajdzie - powiedział niewyraźnie, zamknął oczy i wystawił twarz ku niebu. Kiedy Quentin mówił którejkolwiek dziewczynie, że posiada ona coś ładnego - nieważne, co - usta, oczy, nos, podbródek, talię, nogi, biodra, nawet cholerne stopy (chociaż stopy nie należały do jego ulubionych części kobiecego ciała, zdecydowanie wolał brzuch), te od razu zaprzeczały. Jedne naprawdę w to nie wierzyły, a drugie łaknęły jeszcze większej liczby komplementów. Ale na takie rzeczy Quen był zbyt leniwy. Okropny chłopiec. - Skoro tak mówisz - westchnął. - Ty wiesz najlepiej, co w tobie jest ładne, a co nie. O tak, w jego głosie dało się wyczuć sporą dawkę ironii. Zerknął na nią i mrugnął. Miał już serdecznie dość szkoły. Tak naprawdę nic nie robił, ale męczyło go codzienne przebywanie w zamku, które skutkowało wyłącznie znudzeniem. I w małym procencie zdobywaniem pewnych umiejętności. Wieczorem wróci do domu, włączy sobie jakiegoś mugolskiego bluesa (pomyśleć, że mugoli tak nie lubił, a ich wytwory związane z kulturą podchodziły mu jak najbardziej!), położy na tym rozkopanym łóżku i będzie marnował swój czas na leniuchowanie. Niemal zamruczał na myśl o miękkim łóżku. - Wygodnie ci w tym zamku? Ja tu nie mogłem wytrzymać, te łóżka nie należą do najwygodniejszych. Dobrze jest mieć własny kąt.
A co było konikiem Bibi? Co Bibi lubiła robić w życiu? Sport wiadomo. Wszystko co dobre dla ciała. Ale coś takiego jak pisanie? Kompletnie odpada. Blair nie umiałaby wykrzesać z siebie, ani jednego zdania, które brzmiałoby jakoś nadzwyczaj uczuciowo. Śpiewanie? Nie. Nie lubiła śpiewać. Chyba, że już lekko podpita, albo w doborowym towarzystwie, gdzie ognisko się kończy o szóstej rano. Trudno. Co tu jeszcze pozostawało z talentów? Nigdy nie uczyła się tańczyć. Owszem lubiła, ale nie zawodowo. To nie dla niej. Wolała pokołysać się do muzyki, odnaleźć rytm, ale nadal szkoda czasu na uczenie się choreografii, którą wykorzystuje się na jeden występ. Inspirowali ją ludzie z pasją. Z dumą obserwowała jak jej znajomi się rozwijali, jak sięgali po marzenia, które powoli się im spełniali, jak dorastali. A ona nadal tutaj była i wcale się nie zmieniała. To był jeden z głównych powodów, dla których przyjechała do Hogwartu. Kiedy jej to zaproponowano nie czekała, ani chwili. Chciała odnaleźć siebie, a do tej pory nic ciekawego się nie zdarzyło. Tęskniła jedynie za artystycznym bałaganem, który mogła utrzymywać w Red Rock. W sumie uwielbiała malować, ale abstrakcyjnie. Rzucać bezsensu farbę na płótno i patrzeć na mocne kolory. Ale to była tylko desperacka próba zabicia czasu. Rysowanie to tez jej kulawe wspomnienie z dzieciństwa. Nawet Pandorze wszystko wychodziło lepiej od Bibi, a mimo to Bibi była odrobinę bardziej żywiołowa. Zawsze za towarzystwem, zmianami, wszystkim. Hm. Może powinna rozważyć bycie aktorką? Tak czy owak nie bez powodu uczy się magii leczniczej. W sumie bycie uzdrowicielką miało coś w sobie. Eliksiry? Jeden z jej ulubionych przedmiotów, ale miała zbyt mało czasu na rozwinięcie skrzydeł w tej dziedzinie. Zbyt wielu wyzwaniom próbowała sprostać. Ot istota zawiedziona pod dziwne bramy, do których nie miała klucza. Co do komplementów to Blair nie miała pojęcia, w które wierzyć, a w które nie, więc wolała nim zaprzeczać. Już dawno przestała wpatrywać się w lustro modląc się oby mieć mniejsze piersi czy mniej ważyć czy w ogóle wyglądać na drobną jedenastolatkę, bo anoreksja jest modna. Po prostu zaprzeczała wszystkiemu, była sobą. Bez żadnego, szczególnego piękna. - Wiem. - Powtórzyła pewniejszym tonem i zignorowała całą tą ironię. Cóż. Bywa. - W zamku? Normalnie. Bez udziwnień. Ale nie zamierzam tutaj kupować mieszkania. Liczę się z tym, że może trzeba będzie wyjechać. Nie zdecydowałam się jeszcze na pozostanie w Londynie. - Uśmiechnęła się lekko, jednak wiedziała co miał na myśli. W sumie zupełnie inaczej żyje się we własnym mieszkaniu.