Korytarz nie różni się wizualnie od tych na pozostałych piętrach. Z wysokich okiennic widać linię drzew Zakazanego Lasu. Niskie parapety są świetnym zamiennikiem zazwyczaj zimnych i niewygodnych ławek. W czasie zajęć lekcyjnych panuje tu gwar...bowiem obrazy wiszące na ścianach lubią debatować sobie na temat prawnego zlikwidowania obecności Irytka w zamku.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Felinusa Faolána Lowella.
Rzuć kostką k6, by przekonać się, co się wydarzy!:
1 — przechodzisz spokojnie przez korytarz, kiedy to, nagle i bez konkretnej zapowiedzi, przed Twoją twarzą wyskakuje szkieletor, który poczyna się ruszać. Może nie stanowi żadnego niebezpieczeństwa, ale mogłeś przestraszyć się takiego incydentu. Po krótszej chwili ten powraca na swoje miejsce.
2 — nic się nie dzieje… jest trochę za cicho. Pomarańczowy kolor zdaje się jednak wpływać na Twój nastrój i masz poniekąd ochotę na to, by coś zrobić, w związku z czym emanujesz pozytywną energią. Może ją wykorzystasz do czegoś praktycznego? Nawet jeżeli byłeś wcześniej zmęczony, to masz teraz ochotę coś zrobić.
3 — uwaga! Ktoś krzyczy z końca korytarza, kiedy to Irytek zmierza w stronę szkieletora, mając zamiar go uszkodzić. Poltergeist śmieje się, rzuca nieprzyjemnymi obelgami, a do tego jeszcze, gdy Cię zauważa, postanawia zrobić Ci psikusa! Rzuć kostką k6. Parzysta — udaje Ci się uniknąć łajnobomby, którą jakimś cudem duch pozyskał. Pozostaje jedynie kwestia posprzątania bałaganu, aby przypadkiem zapach się nie rozniósł po całym korytarzu. Nieparzysta — Twój refleks nie jest perfekcyjny albo po prostu masz ogromne nieszczęście, bo dostajesz wprost na klatkę piersiową łajnobombą. Irytek śmieje się w najlepsze i nie daje Ci spokoju. Może zwykłe Chłoszczyść wystarczy w tym przypadku?
4 — korytarz nie kryje dla Ciebie niczego ciekawego. Nawet jeżeli próbujesz dowiedzieć się o sekretach i potencjalnych niespodziankach, to jednak nie jest Twój dzień. Nic ciekawego Cię nie spotyka, jak również żadne efekty z tego miejsca nie obowiązują Twojej obecności.
5 — błyskotka? A co to? Może pozostałość po jakimś uczniu, ale jednak! Znajdujesz rzuconego w kąt, biednego, popłakanego i poniszczonego trochę pluszowego Dementora. Może nie jest w najlepszym stanie, co nie zmienia faktu, że kiedy do niego podchodzisz, ten od razu zaczyna Cię przytulać i nie daje Ci spokoju, latając tuż obok Twojej głowy - trochę chwiejnie, ale ostatecznie stabilnie. Gratulacje… masz nowego przyjaciela?
6 — na tacy znajdujesz cukierka, którego ktoś musiał pozostawić. Kiedy jednak próbujesz po niego sięgnąć, ręka szkieletora zatrzaskuje się na Twoim nadgarstku w delikatny sposób i nie pozwala puścić przez okres dwóch postów, niezależnie od użytych zaklęć. Dopiero po określonym czasie dłoń dekoracji zmniejsza siłę, otwierając palce i powraca do swojej pierwotnej pozycji.
-To czemu ich nie nosisz cały czas co? Może byś spróbował jakiś soczewek albo coś...-zamyślił się na chwilkę. Hogsmead....drinki... Nami. Simon zdecydowanie uznał to za dobry plan. Miał dość ciągłego harowania. Trzeba się rozerwać, a najlepiej z kimś takim jak Nami. Uśmiechnął się tylko szeroko mówiąc: -Ja głosuje za drinkiem! A najlepiej za kilkoma.- chłopak odesłał swoje książki do dormitorium jednym krótkim ruchem różdżki. Wstał, złapał Namidę za rękę i powoli ruszył w stronę parteru. Już nie mógł się doczekać kiedy na spokojnie w jakimś super fajnym miejscu spędzi z nim trochę czasu.
Każdy, kto przejdzie obok niej po prostu musi zwrócić uwagę. Dlaczego? Bowiem chwile temu korytarzem na V piętrze przechodziła dość ciekawa dziewczyna. Tatuaż na policzku przyciąga uwagę. Ale na pewno bardziej robiły to jej stopki odziane tylko w skarpetki. Właśnie w tym momencie stoi i rozmasowuje zawzięcie jeden z pośladków. Ślizganie się na brudnej podłodze jest fajne, dopóki nie poleci się do tyłu i nie rypnie tyłkiem o ziemię z cichym jękiem. Już zdążyła zauważyć, że to nie był dobry pomysł. Ale ta Gryffonka nigdy nie uczy się na błędach, więc jak tylko przestanie czuć siniaka na pewno zrobi to jeszcze raz. Gdzie zmierzała nim zdarzył się ten jakże morderczy wypadek? Kto to wie. Zawsze wychodzi z pokoju wspólnego idąc przed siebie. W krótki, dżinsowych spodenkach i białej bluzce oraz starym, rozciągniętym i połatanym sweterku, z którym nie umiała się od bardzo dawna rozstać. Nie była umówiona na żadne spotkanie. Nie miała zamiaru dzisiaj z kimś rozmawiać. Od niespokojny dzień planowała spędzić w samotności poznając nowe zakamarki Hogwartu i planując zaciągnięcie tam kiedyś swoich koch... No tak. Zapomniała, że nie może już mieć kochanków. Obiecała bowiem, że jeśli znajdzie kogoś, z kim powinna związać się na stałe to przestanie zdradzać. Szukała takiej osoby mimo iż nie wierzy w miłość. Niestety to nie ona znalazła, a los wyskoczył z pudełka z klaunem, którego bała się za dziecka, wołając „Suprise”. Jest w ciąży. Znowu sobie o tym przypomniała... Choć właściwie jak można o czymś takim zapomnieć? W końcu potrafi cały ranek wymiotować, czuć się do wieczora senna. Ma też parę innych dolegliwości, ale o tym już lepiej nie wspominać. Bo przecież jest tak strasznie szczęśliwa, że z Finnem będą mieli dzieciaczka!... Nie, nie jest ani trochę. Nie tak chciała sobie ułożyć życie. I.. Chyba raczej nie z ów puchonem. Westchnęła pod napływem natarczywych myśli. Usiadła na parapet przy korytarzowym oknie machając niedosięgającymi do ziemi nóżkami. Objęła się rękami i siedziała w ciszy spoglądając przez brudną szybę na błonia. Jakby rozpaczanie miało w czymś pomóc...
Drżał ze złości. Nie, on nie potrafił ukrywać emocji, on nimi wręcz emanował. Miał ochotę wrzeszczeć i dało się to wyczuć w napiętej atmosferze wokół niego, w każdym jego geście, ruchu, dźwięku, jaki wydał. Chciał wyjść. Biec. Biegać. Wyżyć się. Bić w coś. Cholera jak to wszystko mogło się w ogóle wydarzyć?! Niemal zleciał ze schodów, zbiegając z nich. On? On się nie wywraca, to nierealne. Nie ma mowy. Trzasnął tylko w ścianę po raz kolejny w trakcie tej godziny odkrywając, że jest to bardzo nędzny sposób uwalniania złości. I wtedy zobaczył ją. Ostatnią osobę, jaką mógłby chcieć zobaczyć, syknął pod nosem jakby ktoś mu przywalił. Pójdzie. Powinien iść. Tak zachowałby się poważny, dojrzały, dwudziestoletni mężczyzna, prawda? Niestety jednak w chwili obecnej Jimmy miał dość jakiegoś tam mężczyznę i jakąś tam dojrzałość. Pieprzyć to. Podszedł szybkim krokiem patrząc na nią uważnie. - Musisz być cholernie zadowolona. - w tonie jego wypowiedzi nie było żalu. Jeszcze tego brakuje, żeby jej tu jęczał! Nie. Jedynie złość.
Pewnie jeszcze długo siedziałaby rozmyślając nad tym wszystkim. Kto wie, może przysnęłaby jak to często robiła na dużych parapetach – były wygodniejsze niż łóżka. Na przykład u siebie w domu zawsze spała na oknie, ponieważ pod materacem brakowało kilu desek. Brat zawsze krzyczał, że ma zejść, bo raz się zdarzyło, że jakiś pijany koleżka rozbił szybę w ich oknie i miała wbite szkło w rękę. Zamierzchłe czasy. Ale wracając, siedziała sobie nawet z lekkim uśmiechem, kiedy nagle usłyszała jakieś kroki, trzaski. Podskoczyła jak oparzona będąc pewną, że lada chwila korytarzem przeleci jakaś wichura i zabierze ze sobą wszystko, a krowy będą latać wysoko pod niebem, jak to w niektórych stanach, Teksasie. Widziała na filmach. Jednak nic takiego się nie zdarzyło. To nie był podmuch wiatru, a chłopak jej najlepszego przyjaciela. Hm, ciekawe dlaczego był taki wściekły. Nietrudno się było domyśleć, że się dowiedział. Ale dlaczego idzie właśnie w jej stronę? Nie powinien rozpaczać Finnowi w ramię, czy coś? W końcu to ciota. - Jeśli mam powód, to pewnie jestem – Odpowiedziała mu krótko. W jakiś sposób... No podobała jej się ta sytuacja. Lubiła widzieć wściekłość na twarzy wrogów. Dlatego się uśmiechnęła. Brak instynktu samozachowawczego. Nie pomyślała o tym, że to może zadziałać jak czerwona płachta na byka.
Zadziałało. O ile Jimmy zawsze miał w sobie sporo szacunku do kobiet, na nią wyklinał w myślach jak na najgorszą dziwkę. Nienawidził jej, cholera nienawidził najmocniej, jak tylko mógł, całym sobą, każdym, najmniejszym nawet kawałeczkiem swojego jestestwa jej nienawidził. I tego dzieciaka w tej chwili także. - Życzę więc powodzenia w wychowywaniu dzieciaka. Wielka szkoda, że może zacząć się drzeć jak się przypadkiem napierdolisz i postanowisz pieprzyć z kimkolwiek. Oj, był wredny. W dodatku... tyle przekleństw z jego ust? Widać było, jak wiele energii potrzebuje, aby trzymać ręce przy sobie. A jednak nie uderzyłby jej. Jakiekolwiek miał o niej zdanie to wciąż kobieta. Ciężarna w dodatku. Nosi dziecko Finn'a.
Corin nie czuła do niego nienawiści. Nie zasługiwał na to jej zdaniem. Był po prostu małą biedroneczką, których nienawidzi od zawsze, która jedyne co umie, to wypuścić śmierdzący płyn. I bardzo łatwo jest ją zgnieść, jeśli tylko zacznie irytować. A Cornelia w zgniataniu takich wkurzających osób była prawie mistrzynią. Bo ostatnimi czasy coraz ciężej ją było poruszyć, jeśli się nie trafiało w najczulsze punkty. A o takich słabościach nie wiedzieli nawet jej najlepsi przyjaciele, nawet Finnek. - Mam doskonały pomysł! Kyaa, może zatrudnię cię jako opiekunkę? Ty się maluszkiem zajmiesz, a ja będę się pieprzyć z dwoma dwumetrowymi murzynami, naraz oczywiście – Odpowiedziała w ogóle nie zrażona tym, że ktoś uważa ją za dziwkę. Po prostu dobrze wiedziała, że jako nimfomanka często zmienia kochanków – tak raz na dwa tygodnie – więc nie bolało ją dotykanie tej sfery. - I nie przeklinaj kochanie. To oznaka słabości wiesz? - Szczerze tak uważała. Jeśli ktoś zaczynał kląć, to tracił pozycję w jej oczach. A uderzyć raczej by jej nie dał rady. A jeśli by to zrobił to złamałaby mu rękę. Więc się go nie bała. I jak wspomniałam, czerpała przyjemność z rozdrażniania go. Machała więc sobie dziecinnie nóżkami uśmiechając się.
Uniósł brew na jej słowa. Była żałosna, doprawdy. Tylko tyle mógłby o niej powiedzieć. Nienawidził jej tak cholernie. Zniszczyła wszystko. Oboje zniszczyli. Durna dziwka. - Jak wolisz, bachor i tak już ma przejebane. Finn też. O tobie już nie wspomnę... ciekawe, że wciąż cię to bawi. - matka dziwka, ojciec...? Nie potrafił o tym myśleć. Czuł się oszukany, wykorzystany. Cholera tego było stanowczo zbyt wiele. - Nie bardzo interesuje mnie twoje zdanie w tym temacie. - uniósł delikatnie brew. Niech myśli co chce. Był słaby. Był totalnie bez sił. Ten dzień był jednym wielkim koszmarem i marzył tylko o tym, aby się skończył. Czy by go połamała? Cóż, Jimmy był dość silnym facetem, przepadał za ruchem, był wyćwiczony, więc możnaby się nad tym zastanawiać.
Durna dziwka, ale ma gadane prawda? Z nią się nie dyskutuje, bo i tak zawsze i wszędzie dominuje nad ludźmi. A jeśli nie jest w stanie już nic powiedzieć, to po prostu atakuje. A wtedy to się zazwyczaj kończy nieciekawie, bo budzi się druga Corin i ogólnie pojawiają się komplikacje. Tym razem jednak nie była jakoś szczególnie przepełniona agresją. Do momentu, kiedy usłyszała pewne słowo wychodzące z jego ust. Wtedy niewiele myśląc uniosła rękę i jak to miała w zwyczaju uderzyła chłopaka w policzek, ale nie z plaskacza – w końcu z dziewczyny ma w swoim charakterze niewiele, a z pięści. - Tak bawi. I nie wyrażaj się tak o moim dziecku – Odpowiedziała. Może obrażać ją. Finna nie obrazi. Ale nikt nie będzie mówił złego słowa o jej pociesze. Nikt nie będzie jej ślicznej, małej Amelki lub przystojnego Nikodema nazywał bachorem. Teraz, to już była lekko pobudzona. Ale nadal nie miała zamiaru nic więcej robić. Wcześniej wstała by go zdzielić, teraz ponownie usiadła na parapecie. Ale nie zapominajmy, że Corin wychowała się z bratem. Podczas gdy on sobie tańcował w drogich butach ona łamała nos podrzędnemu pijakowi, który próbował ją złapać za tyłek, kiedy dorabiała sobie w barze. Albo wracała do domu z podbitym okiem, ale zadowolona, bo pokonała dwa razy silniejszego od siebie przeciwnika. Więc nie wiem, czy ruch chłopaczka coś da.
Cofnął się kiedy oberwał, ale nijak na to nie zareagował. Zabolało, trudno, żeby nie, nie było to jednak nic wielkiego. Nic w porównaniu z tym, co dręczyło go gdzieś wewnątrz. To strasznie dziwna sytuacja, kiedy bije kobieta - oddanie jej to jak mentalne wykastrowanie samego siebie, ale aż korci, żeby coś zrobić. Złapał ją mocno za nadgarstki nim zdążyła wrócić na miejsce, przyparł ją do owego parapetu, spojrzał prosto w jej oczy. - Ty możesz rozpierdolić mu przyszłość jako szesnastoletnia matka, ale nikt inny nie nazwie go bachorem? Jakie to urocze. - uśmiechnął się oschle, puszczając dopiero po chwili. Przecież to oczywiste, że nie zrobiłby nic więcej. Nie obchodzi go z kim się wychowała i jak kto ją traktował; on to on i tyle. Nie może inaczej.
Miała zamiar po prostu zacząć go ignorować, ale nagle poczuła mocne zaciśnięcia dłoni na nadgarstkach i lekki ból. Spojrzała na chłopaka, ale już dosłownie po chwili spoglądała gdzieś za niego. Nikt nigdy nie może patrzeć jej w oczy, bo widać w nich każde uczucie. A ten debil dodatkowo na to nie zasługuje. Kiedy spostrzegła, że jest przyparta do parapetu zaśmiała się. Tak po prostu cicho się zaśmiała. - Wiesz... - Powiedziała mrucząc przy słowach przez siebie wypowiadanych, jakby doznawała przyjemności – naprawdę lubię takie traktowanie, ale tylko, jeśli to prowadzi do pocałunków. Dlatego puść, bo jestem z Finnem i nie mam zamiaru go zdradzać – Czyżby trafiła w czuły punkt? Miała nadzieję, że tak. W końcu całowała się z panem Visse tego samego dnia, kiedy poinformowała go o ciąży. I postanowili, że będą razem. - Jak się urodzę, będę pełnoletnia słoneczko, więc cóż. Mam nadzieję, że chociaż troszkę umniejszyłam twój brak w dodawaniu i odejmowaniu – Kiwnęła głową jak mała, słodka dziewczynka, która chce potwierdzić dodatkowo swoje zdanie.
Jest z nim? Cóż, Jimmy w ukrywaniu emocji był o wiele słabszy. A teraz po prostu nie wierzył. Przecież Finn chciał to ciągnąć. Na prawdę chciał być i z nią i z nim? Wprost, czy znów go oszukiwać? Cofnął się odrobinę, zaraz jednak pokręcił głową, a to, aby jej nie uderzyć kosztowało go wiele wysiłku. - Ciekawe ile wytrzymasz. Tydzień? Góra dwa. - zakpił niezbyt głośno, jakby przybity, wciąż jednak po prostu wściekły. Zabrała mu wszystko co w tej szkole miał cennego. Coś, co po tak długim czasie odzyskał. I chełpiła się tym tak cholernie z tego dumna. Nie potrzebnie podchodził. Tak cholernie jej nienawidzi...
Dziewczyna widziała, jaki wysiłek marnował chłopak, by nie zrobić jej krzywdy. Przekrzywiła lekko twarz kierując w jego stronę policzkiem. Poklepała swoją skórę dwoma palcami i powiedziała dośc wyzywające słowa „No proszę, czekam”. Jej to nie sprawi różnicy, chłopczyk się wyżyje. - Wiesz, pewnie by tak było, gdyby nie to... Że Finn mnie kocha. A jeśli między dwojgiem ludzi jest prawdziwa miłość, to są ze sobą i nie zostawiają się bez słowa by wrócić wiele czasu później i przypadkiem wpaść na siebie... Na przykład na Slowacji – Ups. Chyba wiedziała więcej, niż powinna wiedzieć. I powiedziała więcej niż powiedzieć powinna. Corin nie chciała mu zabierać niczego, co ma cennego. Nigdy wcześniej o tym nie myślała. I wiesz co ci powiem? Gdyby Jimmy podszedł do niej na spokojnie i porozmawiał z nią... Zaproponowałaby wtedy, że zostawi ich w spokoju i sama wychowa dziecko. Że nie będzie się między nich wtrącać. Ale teraz? Lepiej było bawić się uczuciami studenta, skoro już wyskoczył do niej z nienawiścią. - Szkoda tylko, że wtedy był pijany. Bo ja wszystko pamiętam dokładnie. Może ci kiedyś opowiem? - Puściła mu perskie oczko odrzucając dłonią włosy do tyłu.
Cofnął się tylko po to, aby nie móc jej uderzyć. Był nabuzowany jeszcze bardziej, niż przedtem. Wiedziała za dużo i za dużo mówiła. Wiedziała co powiedzieć, aby go zranić i potrafiła być okrutna, wiedząc przy tym, że on nie wie o niej nic. Nic nie może powiedzieć. Jego opinia jej nie obchodzi, ona... ona mówi za wiele. To, jak by zareagowała gdyby podszedł pogadać nie ma znaczenia, bo nie podszedł. Bo już wcześniej jej nie znosił przez swoją zazdrość. A teraz? Cholera po wszystkim co tego dnia usłyszał, nie ma szans na jakikolwiek spokój. - Wiesz w ogóle co to znaczy? - Pokręcił głową, miał oczywiście na myśli słowo 'kocha'. Zaraz jednak wzruszył ramionami. W sumie to miał to gdzieś.
Jak ona uwielbia robić ludziom psychiczną krzywdę. Dziewczyna w gruncie rzeczy po prostu to kocha. Dlatego nie mam pojęcia, co robi w Gryffindorze. Przegryzła ząbkami lekko wargę uśmiechając się. Nigdy nie myślała, że aż tak jej się przyda rozmowa na temat tego geja, w trakcie której było jej nie dobrze, ale którą przeprowadziła do końca. Jak przyjemnie widzieć, że ten dupek jest na skraju załamania. - Tylko się dzieciaczku nie popłacz. Straszne, nikt cię nie kocha. Czas umierać – No cóż. Mógł podejść. Dlatego Corin będzie uważać, że sam sobie wszystko zaprzepaścił. I stąd jeszcze przyjemniej się nim bawić jak kukiełką na sznurku, którą powoli się odcina. - Szczerze? Nie wierzę w miłość. To żałosne. Potem cię ranią tak, jak Finnuś ciebie... Biedaczyna. Gdyby nie to, że jesteś ciotą, to by mi było ciebie żal – Odpowiadała tak, jakby rozmawiała z kolegą, a nie chłopakiem, który jej tak nie lubi. Szczerza do bólu. I bez serca można by powiedzieć.
- Taka suka miałaby mnie doprowadzić do łez? - uśmiechnął się, choć zdecydowanie w owym uśmiechu nie było nic z radości. Cholera ten wiecznie wesoły, pełen energii, uśmiechnięty chłopak nagle nie mógł powstrzymać złości i żalu. Nigdy chyba nie czuł się tak strasznie. Zaciskał dłonie patrząc na nią wrogo. - Przykre. Ciekawe co powstanie z ojca cioty i matki suki... zabawna mieszanka. - cóż, nie zapominajmy, że Finn także nie był hetero. Cóż? Z resztą to określenie miał gdzieś. Wszystko miał. Wszystko poza Finnem. - Brzmi jak przyszły fan pedalskiego sado maso. - stwierdził po chwili. Nawet jeśli jej nie pociśnie, zawsze pozostaje jej mały, nie narodzony jeszcze słaby punkt.
- Nie, ja cię do łez nie będę doprowadzać. Nic w tym fajnego. Zresztą, nudzę się już- Powiedziała schodząc z parapetu i otrzepując kolana z niewidzialnych pyłków kurzu. Spojrzała na chłopaka tym razem z dołu, bo w końcu ma te swoje zaledwie 165 cm wzrostu. A szkoda, bo według Finan była śliczna, więc jakby jej doszło parę centymetrów, to może mogłaby zostać modelką. - Nie wiem. Może szczeniaczek? - Odpowiedziała z początku, ale potem faktycznie przegiął. Szkoda mi już siły, żeby wpływać na świadomość Corin i ją uspokajać, szkoda energii na to, by siedzieć tutaj z tym bałwanem i pozwalać mu obrażać siebie i dzieciaczka. Wyjęła różdżkę i momentalnie przyłożyła ją do jego gardła. Przekrzywiła lekko głowę. - Przesłyszałam się chyba... A zresztą – Odsunęła od niego artefakt i nie patyczkując się i nie bawiąc po prostu pieśćią przywaliła my prosto w ten śliczny noseczek na środku obrzydliwej gęby studenta. Stary, a zachowuje się jak dziecko. Ale jak ma złamany nos, to mu ładniej. Szkoda tylko, że Cornelia nie przewidziała krwi, więc jeśli puściła, to była zmuszona szybko się odwrócić.
Nie bał się jej zaklęć, sam tylko przesunął dłonią po różdżce na wszelki wypadek. Bez przesady, bronić się potrafił, był w tym nawet całkiem dobry. Jakiejkolwiek przeszłości by nie miała, mieli co najmniej równe szanse, o ile jej w tym nie przewyższał. Zaraz uderzony jednak wypuścił magiczny patyk, cofając się. Ten na nowo zagłębił się w kieszeni, a Jimmy złapał za nos. Bolało cholernie, syknął zezłoszczony czując, jak powoli spływa krew. Zerknął na nią jednak z jawną kpiną. - Na tyle cię stać? Oh, tak. Przywalenie komuś, kto jej nie odda, cokolwiek by zrobiła to idealny argument na wszystko. Z klasą. Czysty szał, doprawdy.
- Nie. To tylko po to byś się zamknął. Króliczku powiedzmy sobie w prost. Od wyzwania dziecka mnie jesteś fajniejszy? No nie. Zmniejsza się problem? Nie. Finn wróci do ciebie? Nie. Jak się nudzisz to weź sobie baletki czy cośtam i idź sobie baletnico potańczyć. Daj mi spokój. Nikt ci nie mówił, ze kobiety w ciąży się nie mogą denerwować? - Teraz już na niego nie patrzała. Kpiła z jego zachowania, ale uciekała wzrokiem. Cóż. Boi się krwi nawet jeśli należy do jej wroga i nic na to biedulka nie poradzi. Tak jak na to ze brzydzi się tym gejem i go po prostu nie lubi. Żałosny chłopczyk bojący się ja uderzyć. Szkoda myśleć nad tak bardzo nierówna walka, w której Cor ma znaczna przewagę.
Ostatnio zmieniony przez Cornelia Somerhalder dnia Czw Kwi 05 2012, 09:21, w całości zmieniany 1 raz
Może i to co robił było głupie, ale on po prostu nie umiał inaczej. Z całej wypowiedzi wyłapał tylko to o Finn'ie. Znowu zabolało. Choć raczej ani na moment nie przestało. Zmierzył ją wzrokiem. Ciężko nie dostrzec zmiany w jej zachowaniu. - Powodzenia więc w pierdoleniu życia swojego, dzieciaka i Finn'a. - prychnął pod nosem i zwyczajnie się odwrócił. Nienawidził jej. Kompletnie, szczerze nienawidził. Ruszył w swoją stronę, a ona niech myśli, co chce. Nie bał się jej. I nie bał się uderzyć. Uważał raczej bicie kobiety, nawet tego pokroju za żałosne i bynajmniej nie był przekonany co do jej tak oczywistej podobno wygranej. Nie ważne z resztą. Po chwili zniknął gdzieś na schodach, w sumie sam nie wiedział gdzie się kieruje.
- Thi... - Tylko tyle wydała z siebie na odchodne. Ten jeden dźwięk wyrażający ogrom kpiny. Komentujący żałosność tej sytuacji i tchórzostwo Jimmy'ego. Szkoda gadać. Pamiętam, jak pytała się Finna „Co teraz?”. Jak żałowała, że musi zniszczyć ich związek z tym chłopakiem. Teraz po raz pierwszy pomyślała, że dobrze robi. Choć oboje nie wiedzą, jak bardzo jej to niszczy życie. W końcu to ona ma w sobie dziecko. Westchnęła cicho i ponowne usiadła bokiem do okna. Jeszcze długie godziny spędzała na wpatrywaniu się w błonia. Jakiś czas później przysnęła tam, by obudzić się nad ranem i wolnym krokiem wybrać do dormitorium.
Dzisiejszy dzień miał być naprawdę wspaniały. Miała zamiar wyjść z domu i zabrać gdzieś Ikuto. Dawno się do niej nie odzywał, ale tak czy siak mogliby pójść do Hogsmeade i zjeść jakieś wielkie ciastko. Oczywiście z ogromną dozą polewy czekoladowej za którą onii-san tak strasznie przepada! Wstała więc rano witając świat uśmiechem po czym poczęła szukać ubrań. Wyprostowała sobie włosy mimo iż zazwyczaj chodziła w naturalnych falach. Dla odmiany chciała po prostu wyglądać troszkę inaczej. Ubrała na siebie krótkie, czarne spodenki oraz męską, zieloną bluzę. Miała kilka ubrań, które przeznaczone są dla chłopców, ale lubiła w nich spać i chodzić, kiedy nie musiała wyglądać pięknie i idealnie. Obejrzała się dokładnie w lustrze by wziąć swoją torbę z trupią ręką, gdzie miała zawsze różdżkę, zeszyt na piosenki oraz baletki. Po co buty? Bo oczywiście wyszła z pokoju w białych skarpetkach. Przemierzała korytarze Hogwartu przeklinając na to, że jest tutaj aż tylu schodów, a ona nie zna zaklęcia, które mogłoby ją uwolnić od męczącego chodzenia. W każdym jednak razie była już na piątym piętrze. Pewnie szła by dalej gdyby nie fakt, że zobaczyła przez okno dwie bardzo ciekawe istoty. Oparła się dłońmi o parapet i zajrzała za okno. Na błoniach siedziała na kocyku jakaś parka. Blondynka i brunet. Przytulał ją. Tak słodko razem wyglądali. Westchnęła cicho. Tak bardzo chciałaby być teraz na jej miejscu. A gdyby zamiast tego przystojnego mężczyzny siedział pewien dwudziestosiedmioletni ślizgon, to z jej twarzy nigdy by nie zszedł uśmiech. Pochyliła się lekko do przodu pozwalając, by włosy opadły jej po obu bokach twarzy. Uchyliła okno i opierając się rękami o mur oglądała raz tamtą dwójkę a raz całe otoczenie zastanawiając się gdzie może być Ikuto. W końcu przeszła już ponad połowę zamku i go nie znalazła. No cóż. Pewnie gdzieś wyszedł. Niedługo wróci. Najwyżej się jeszcze chwilę ponudzi.
Jego dni wypełnione były... pustką. No właśnie. Mimo iż na zewnątrz szczerzył się jak klaun, to w środku był naprawdę załamany. Płakał, gdy nikt nie widział i okładał pięściami ścianę. Przecież jeszcze nie tak dawno temu wszystko było idealnie; miał Corin, był szczęśliwy, nic się nie liczyło, prócz jej ciepłych ramion i śmiechu, który wciąż rozbrzmiewał mu w głowie. Jakby stała tuż obok niego... Jakby śmiała się z niego. Jesteś żałosny, kolejny chłopak, który się we mnie zakochał- tak mu mówiła i zaraz potem znikała, śmiejąc się szyderczo. A mimo to Puchon po prostu nie mógł przestać o niej myśleć. Naprawdę pokochał tą dziewczynę, wbrew temu co wszyscy mówili. A mówili wiele; że zdradza go ze wszystkim, co się rusza, że na niego nie zasługuje, że się przy niej zmarnuje, że jest taka i siaka i powinien zająć się czymś, kimś innym, bo przy niej nie zazna szczęścia. Ale zaznał, na przekór wszystkim. A teraz? Nie mógł jeść i spać, całe dni spędzał na rozmyślaniu, gdzie popełnił błąd. Bo przecież musiał coś zrobić nie tak, że od niego odeszła! Ale... obiecał jej, że zawsze przy niej będzie, a ona... Ona nie mówiła nic, ale... od zawsze wydawało mu się, że tak już będzie. Gdy ludzie nie oczerniali Corin to właśnie życzyli im szczęścia, mówili że są idealną parą. Nie było bardziej zgranej pary od nich... Ona była jego sercem. Dlatego teraz, gdy zobaczył ją... to serce podskoczyło i omal nie wyrwało się z klatki piersiowej chłopaka, chcąc do niej uciec. Nogi same zaniosły go na właściwe miejsce, czyli tuż za dziewczynę, a ramiona objęły ją w pasie mocno, przyciskając do siebie. -Głupia... gdzieś ty się podziewała? Myślałaś, że pozwolę ci uciec? Niedoczekanie- zaśmiał się, choć czuł, że pod powiekami wzbierają mu łzy. Czuł tą lekkość, jakiej nie czuł od dnia zerwania. Znów był przy niej, dotykał jej, więc istniała, nie była jawą. Wtulił twarz w zagłębienie jej szyi, zdejmując w końcu z głowy bejsbolówkę. Nosił ją od kilku dni, by ukryć worki pod oczami, niezbyt wyjściową twarz, powiedzmy szczerze. Mimo to nie wyglądał tak najgorzej; biała koszulka, czarne spodnie, szary sweter i trampki.
- No dobra An, czas się chyba zbierać... Znowu mówisz sama do siebie baka – Szepnęła kiedy napatrzyła się już na ów parkę... Nie, po prostu ta dwójka zaczęła się zbierać do zamku. A Zakazany Las, Jezioro i Błonia nie były już takie interesujące. Owszem, to naprawdę piękne krajobrazy, ale ileż można się patrzeć w to samo? Zachwycona była pierwszego dnia, kiedy trafiła do szkoły jakiś rok temu. Wtedy nie miała nic innego do roboty jak tylko siedzieć samotnie i patrzeć, czasem śpiewać. I nie ma się co dziwić. Dziecko, które przez całe życie prawie nie jest wypuszczane z domu nie było w stanie zbyt szybko załapać kontaktu ze społecznością szkolną. Owszem, w jej dawnej szkole również było dużo uczniów, ale nadopiekuńcza mama kontrolowała każdą jej znajomość automatycznie odstraszając wszystkich, którzy chcieli się do niej zbliżyć – szczególnie chłopaków. Teraz była wolna. Właściwie to kolejnym powodem, dla którego tak trudno było się jej przyzwyczaić był fakt, że przyjechała tutaj... Nie umiejąc angielskiego. Owszem, potrafiła wydukać parę słów, ale nie była w stanie porozumieć się komunikatywnie. Gdyby nie to, że Ikuto umiał perfekcyjnie oba te języki, to do dzisiaj nie rozmawiałaby z nikim, kto nie pochodzi z krajów azjatyckich. Mniejsza jednak o ten fakt. Powoli miała zamiar się zbierać. Zerknęła na torbę i miała zamiar ją wziąć, po czym ruszyć dalej, kiedy nagle poczuła, że ktoś za nią stoi. Miała zamiar najzwyczajniej w świeci przywalić tej osobie z łokcia w brzuch – zazwyczaj tak robiła, kiedy ktoś ją zaskakiwał. Po prostu nie ufała ludziom i jej przyjaciele to wiedzieli. Dlatego nigdy nie próbowali jej straszyć. A inni kończyli z co najmniej siniakiem. No, jak wspomniałam drgnęła z zamiarem obrony, ale w tym samym momencie poczuła, że ten ktoś obejmuje ją w pasie i ciągnie do siebie. Z jej ust wyrwało się charakterystyczne „Kyaaa”, które dodatkowo mogło potwierdzić zdanie Finna jakoby Van miała być kimś całkiem innym. Jej oczy delikatnie zadrżały. Czy on naprawdę mówił do niej? Nie. No coś ty An. Pomylił cię z kimś i trzeba go wyprowadzić jak najszybciej z błędu. Właściwie jak można pomylić z kimś innym swoją dziewczynę? Chociaż chłopak wydawał się być... Taki smutny. Jakby brakowało mu czegoś ważnego. „Pozwolę ci uciec”. Najwyraźniej ten ktoś, kogo chłopak tak pożądał pozostawił go samego. I pewnie ma zamglone oczy, może zapuchnięte od braku snu czy płaczu i dlatego się pomylił. Słodkie. Biedak... Jak ta dziewczyna mogła go aż tak skrzywdzić? - Um... - Zaczęła unosząc delikatnie dłoń i kładąc ją na policzku chłopaka. Zagryzła dolną wargę. I co ona ma teraz powiedzieć? Nic więcej nie potrafiła. No po prostu nic nie przechodziło jej między gardłem a wielką gulą, jaka się w nim utworzyła. Przełknęła głośno ślinę. Pozostawiła cisze. Z... Zaraz się pewnie zorientuje. Nie ma sensu nic mówić.
To prawda. Ten ktoś potraktował go strasznie. Ta dziewczyna... po prostu go rzuciła. A planowali wspólną przyszłość! Mieli nawet dziecko! On był gotów zaraz się jej oświadczyć, a po szkole wziąć ślub. Mieli mieć szczeniaka, małego mopsa o imieniu Mops i dwójkę dzieci- chłopczyka i dziewczynkę. Mieli być szczęśliwi, mieli się kłócić o to, kto pójdzie na zakupy i godzić się wieczorem, na kanapie przy kominku, oglądając głupie mugolskie komedie. Mieli całe życie przed sobą. Życie, które mieli spędzić z sobą, w miłości i spokoju. Finn chciał bronić ją przed całym złem tego świata, chciał jej nieba przychylić i nie potrzebował nikogo i niczego innego do szczęścia, gdy tylko miał ją w zasięgu ramion. To oczywiste, że tak łatwo o niej nie zapomni. Nawet nie chciał zapominać. Mógł jej wybaczyć wszystko; to że go opuściła, że być może ma innego... Ale nigdy jej nie zapomni. Może nawet te uczucia wygasną, z dnia na dzień w końcu coraz mniej płacze? A może po prostu to łzy mu się kończą? Nie wali tak mocno w ścianę. Siły go opuszczają? Podjada żelki, ale zaspokaja tylko niezbędne minimum. -Corin...- szepnął, a czując jej dłoń na policzku... Nie zadrżał. Coś tu jest nie tak. Zawsze, gdy tylko była obok jego serce podrywało się do galopu, a ciało drżało z podniecenia. -Tęskniłem za tobą. Czemu się nie odzywałaś? W końcu chwycił dziewczynę delikatnie za ramiona, obracając w swoją stronę i... zamarł. To nie była ona! Wprawdzie była do niej niesamowicie podobna- te same oczy, usta, ten sam kształt uroczej buzi i nawet styl ubierania się. Ale, na miłość boską, poznałby chyba swoją ukochaną, prawda? To się po prostu czuje. A on nie czuł nic.
An nawet, jeśli nie zna Corin to niewiele się od niej różni. To aż zaskakujące, że żyjąc całkiem osobno zdaje się wręcz, że z charakteru są prawie swoimi klonami. Chciała mieć mopsa tylko, że imieniem książę Karmelek. I trójkę dzieci – Amelia, Nikodem i Anastazja. Chciała kłócić się z chłopakiem o to, kto zgasi światło i zawsze przegrywać wracając uderzając boleśnie w brzeg łóżka i będąc gilgotaną do śmierci. Rzucać miśkami w ukochanego kiedy się kłócą, a potem zbierać je, żeby czasem nie pomyślały, że Van ich nie kocha. I do tego jeszcze wieczorny seans głupich, mogolskich bajek. Corin w gruncie rzeczy była podobna z niewielkimi różnicami. No, ale była między nimi jedna, ogromna cecha, którą posiadała jedna a druga nie. Av nigdy w życiu się nie puszczała i nie miała najmniejszego zamiaru tego robić. Corin... Więc tak musi mieć na imię ta dziewczyna, która zrobiła mu taką krzywdę. Corin... Chyba widziała czasem tą dziewczynę na korytarzach, ale nigdy w życiu nie rozmawiały. Nie było jakoś okazji. A może to ktoś całkiem inny? Mniejsza o to. Kiedy znów do niej mówił miała ochotę przerwać mu. Oczy jej delikatnie zadrżały słysząc jego ton. Jak on musiał strasznie kochać tą kobietę. To wręcz nieludzkie... Pozwoliła się odwrócić i spojrzała z dołu na mężczyznę. Był nawet całkiem przystojny. Nie, to złe słowo. Był szalenie przystojny. Nawet z workami pod oczami i bez uśmiechu na twarzy. Przekrzywiła lekko twarz w bok po czym odwróciła wzrok. Uchyliła usta, by zaraz potem je zamknąć. Dopiero po chwili rzuciła jakże niezwykle mądrą i światłą wypowiedź. - Um... Przepraszam... - Właściwie nie miała pojęcia za co go przeprasza. Za to, że nie jest jego dziewczyną? Za to, że przez chwilę pewnie wróciły do niego bolesne chwile i teraz pewnie będzie bardzo smutny? Tak, jakby ta Corin odeszła przez nią. I choć właściwie w gruncie rzeczy nie musiała tego mówić, to jednak miała wrażenie, że musi. Uniosła delikatnie kącik ust.
To co teraz poczuł było nie do opisania. Podobnie jak podczas spotkać z Corin, ale te uczucia były... negatywne. Tak, to odpowiednie słowo. Czuł ucisk w żołądku, a w gardle wielką gulę. Dłonie mu się trzęsły, a serce biło jak szalone, ale z zupełnie innych powodów niż dotychczas. Był zrozpaczony. W jednej chwili jego świat się zawalił- po raz drugi. W jednej chwili stracił nadzieję, że może coś jeszcze da się naprawić. Bo to nie była ta Gryfonka, którą kochał. Nie była jego dziewczyną, nie była jego panią... I choć z wyglądu była do niej podobna, to Finn był pewny, że w niczym nie może się z nią równać! Była jedynie jakąś marną kopią, a on miał ochotę trzasnąć nią o ścianę- nie, Corin, nie w taki sposób jak myślisz. Chciał ją zabić, a to go przerażało, paraliżowało. Ale... ona dała mu nadzieję! A teraz to wszystko prysnęło. Wiedział, że ta dziewczyna nie była niczemu winna, bo skąd miała wiedzieć o nim, o Corneli? No właśnie, znikąd. Ale to wziąć bolało i nic nie mógł na to poradzić. Był tak strasznie zły... Na siebie, na Corin i wreszcie na tą biedną dziewczynę, która stała tu przed nim, najwyraźniej nie mając pojęcia o co mu chodzi. Świrus, skąd on się urwał? -Przepraszam, ale... Jestem jakiś rozkojarzony, nie spałem i to pewnie dlatego- zaśmiał się sztucznie. -Raz jeszcze, przepraszam. Pewnie masz mnie za dziwaka, co? Ale spokojnie! W tej szkole jest takich pełno- posłał jej słaby uśmiech, znów nakładając czapeczkę na głowę.