Simon uśmiechnął się odrobinę łobuzersko, i złapał go mocno za koszulkę, żeby Namida naprawdę poczuł że jest trzymany.: -Ostatnio też obiecywałem że już nigdzie cię nie puszczę. Teraz naprawdę nigdzie nie pozwolę ci odejść tak bez słowa.- pocałował go krótko lekko przygryzając jego wargę. Na kolejne słowa chłopaka nawet się zaśmiał: -Myślę że każdy krukon ma nierówno pod sufitem, skoro tyle się uczy. A zakochani krukoni, to mają jeszcze gorzej. Wtedy zupełnie im odwala. I wtedy piekło zdaje sie być ciekawą alternatywą - puścił mu oczko, i po dalszej części wypowiedzi był nieco rozdarty. Bał się sławy. Bardzo. Bal sie że zmieni ona Namidę, i jego samego zresztą też. Ale z drugiej strony chciał zostać legendom jak Rozwydrzone Psidwaki, Czochrający Puszka czy Diabelskie Sidła. I wiedział, że mają z Namidą do tego predyspozycje. Może razem udało by mi się być szczęśliwie sławnymi? Lewis chciał uszczęśliwić Ślizgona, a po za tym co by nie mówił na sławę, ciągnęło go na scenę. Jak każdy lubił być doceniany, a zwłaszcza że w domu za często tego nie robili. Oczami wyobraźni widział siebie jako wokalistę fanki reagują tak jak na wokalistę Fatalnych Jędz. Że po pociągnięciu jednej struny miliony fanów zaczynają wiwatować. A on będzie stał i szczerzy się jak głupi. Może i chciał sławy? Może w karierze Cuchnącej Skarpetki najzwyczajniej w świecie brakowało mu Namidy? Możliwe, a nawet prawdopodobne. Potrząsnął jednak głową, żeby wyrwać się z sennych marzeń.: -Wiecznie młodzi, wiecznie sławni. Jeżeli mam tą wieczność przeżywać z Tobą, to w sumie mi się to podoba- znów uśmiechnął się łobuzersko.
Czy sława uderzy Namidzie do głowy? Z pewnością. Ale wiedział, że tak długo, jak długo będzie miał przy sobie tego właśnie mężczyznę, to się nie zatraci. Chyba, że w nim. Już tak kompletnie i na amen i do końca życia. Bo przecież dobrze wiedział, że tego właśnie chce i nie ma zamiaru zrezygnować. Pokiwał żarliwie głową na ostatnie słowa Simona. Tak, on właśnie tego chciał i miał tylko nadzieje, że faktycznie Simonowi uda się go zatrzymać, w razie jakiś nieprzewidzianych wzlotów czy upadków. I sam do siebie miał także nadzieje, że nie pozwoli się zgarnąć jakiejś pierwszej-lepszej osobie, tylko naprawdę będzie wierny tylko Simonowi. Bardzo tego chciał, bo teraz, bo tylu krzywdach jakie mu wyrządził, ostatnią rzeczą, jakiej chciał, to go zranić. - Naprawdę tego chcę. Z Tobą na scenie, wśród tłumu fanów. - nie wytrzymał i znowu uściskał go mocno, składając na jego ustach długi, naprawdę namiętny pocałunek, kompletnie zapominając się, jak za dawnych lat. Tylko, że teraz nie byli jakimiś smarkaczami, a już dorosłymi facetami. To także dawało do myślenia. - Kocham Cię... wiec i nawet do tego piekła z Tobą pójdę, czemu nie. - dodał jeszcze, uśmiechając się. W głowie huczała mu myśl, że teraz już naprawdę będą razem. Tak razem, jak jeszcze nigdy wcześniej. - Chodźmy, co...? Nie chcę marnować już ani chwili dłużej, muszę nadrobić ten cały czas kiedy Cię nie widziałem! - chwycił go za rękę, ciągnąc i aż prawie podskakując w miejscu. Dorośli faceci...? Ne, chyba się pomylił, a przynajmniej co do siebie.
Simon spojrzał chłopaka i znów nie mógł powstrzymać uśmiechał. Uwielbiał wręcz w nim to że tak mocno wierzył w swoje marzenia. Przecież było miliony takich jak oni którzy byli uzdolnieni, i chcieli być sławni. Nie tak łatwo było się przebić. Ale Simon nie zamierzał uświadamiać o tym teraz swojego chłopaka, jak był taki rozanielony,przez ich poniekąd wspólne plany. Simon bardzo dużo myślał o ich wspólnych planach. Ostatnio też bardzo wydoroślał tym samym jego plany. Może i to bardzo szalona decyzja, ale chciał wziąć ślub. Co z tego że miał dopiero 19 lat? Za każdym razem gdy czuł ciepły dotyk na ustach, wiedział że chce czuć to co ranek i co wieczór. Chociaż czy trzeba się od razu rzucać się na małżeństwo ktoś zapyta. W sumie nie trzeba. Ale Simon, po tym co odstawił już 2 razy jego narzeczony chciał mieć jakieś zabezpieczenie. Na razie jednak nie zamierzał wyskakiwać z tym pomysłem. Może jeszcze rok poczeka? Zobaczymy. Simon znów się wyszczerzył gdy Namida zaczął go za sobą ciągnąć jak mały chłopiec który chce namówić ojca na kolejny raz na karuzeli. Nawet wyczuł w wypowiedzi swojego chłopaka delikatne drugie dno. Nigdy by o nich w takiej sytuacji nie powiedział że są dorośli. Ewentualnie młodzi, ale nie dorośli. Zaśmiał się cicho, pod nosem,zarzucił na plecy gitarę, i trzymając chłopaka mocno za rękę ruszył gdzieś tam. Było mu obojętne gdzie. Grunt że z nim