W tym miejscu przeprowadzane są rozmowy kwalifikacyjne kandydatów na pracowników Ministerstwa Magii. Okazyjnie, odbywają się tu również ośrodki oceny sprawdzające kompetencje rekrutujących. Jest to niewielkie pomieszczenie, pełne wielu ksiąg mających na celu uzupełnić wiedzę przyszłych pracowników MM o specjalistyczną wiedzę zawartą w księgach rozmieszczonych po obu stronach od biurka. W prawym rogu pomieszczenia znajdują się niewielkie schodki, prowadzące w dół do małej salki szkoleniowej.
Kurs kompetencyjny, osobisty, przygotowujący pracownika na pracę w Ministerstwie Magii na stanowiskach w różnych działach. Kurs naucza podstawowej wiedzy potrzebnej do podjęcia się pracy w poszczególnych departamentach, jak i rozwija kompetencje indywidualne oraz grupowe.
Wymagania: • Ukończona szkoła magiczna • Kurs płatny: 90G (zapłać) • Poprawa: 5G • Do podejścia należy posiadać min. 5pkt z Historii Magii lub OPCM Ukończenie kursu: • Nagroda: +4pkt Historia Magii i Starożytne Runy lub Zaklęcia i OPCM (całość do jednej kategorii!) • Po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie.
Etap I (ośrodek oceny): Przychodzisz do Ministerstwa Magii w celu przejścia kursu. W pierwszym etapie przechodzisz proces badania Twoich kompetencji, w celu określenia Twoich obecnych kwalifikacji. Rzuć kością w temacie losowań aby poznać jego wyniki:
Kości:
1 – wyszkolony zespół asesorów stwierdza pewne braki w Twoich kompetencjach indywidualnych w zakresie rozwiązywania problemów, czy sytuacji niespodziewanych , wysyła Cię na dodatkowe szkolenia, symulacje i przygotowania mające na celu poprawić Twoją umiejętność wyszukiwania problemów i szybkiego rozwiązywania ich. Przechodzisz dalej!
2 – zespół asesorów stwierdza u Ciebie wyraźną nieumiejętność pracy w grupie. Zanim podejmiesz się kolejnego etapu kursu, przez tydzień uczęszczasz na zajęcia grupowe, ucząc się pracy w zespole. Tam idzie ci świetnie, więc bez problemu przechodzisz dalej!
3 – testy psychologiczne wyraźnie odkryły u Ciebie pewne braki w radzeniu sobie ze stresem i pod presją czasu, bądź niepoprawne sposoby na wyładowanie stresu, komisja wysyła Cię na dodatkowe kursy przygotowawcze z tego zakresu. (Rzuć kością raz jeszcze, ale nie płać za poprawę)
4 – testy kompetencyjne wykazały u Ciebie braki wiedzy specjalistycznej potrzebnej do podjęcia dalszej części kursu, zespół asesorów wysyła cię na dodatkowe kursy przygotowawcze z ich zakresu. Trwają na szczęście krótko i zaraz przechodzisz dalej!
5 – końcowa ocena ośrodka oceny wykazała, że mimo drobnych braków kompetencyjnych, jesteś w stanie wykazać się w pracy w Ministerstwie Magii, a Twój brak wiedzy, na niektórych płaszczyznach, zniweluje dalsza część kursu... Musisz zapłacić za poprawę!
6 – jesteś idealnym kandydatem do pracy w Ministerstwie Magii, z łatwością przechodzisz ośrodek oceny, a asesorzy udzielają Ci awansu do podjęcia się następnej części kursu
Etap II (przygotowanie do pracy): W tym etapie uczysz się ogólnie pojętego uporządkowania, zorganizowania i pewnych standardów zachowań w Ministerstwie Magii, jak i przechodzisz specjalistyczne przygotowania do pracy w poszczególnych działach. Rzuć kostką w temacie losowań aby dowiedzieć się, jaka była Twoja skuteczność podczas przechodzenia kursu:
Kości:
1, 2 – kurs minął Ci bardzo szybko, jednostki nadzorujące Twoją pracę, przyśpieszyły proces przygotowawczy, zauważając, że tempo kursu nie jest dostosowane do Twojego szybkiego przyswajania sobie wiedzy i umiejętności. Wraz z końcowym certyfikatem (uzyskaj go tutaj) otrzymujesz również premię 30 galeonów, jeśli od razu podejmiesz się pracy. Zmiany odnotuj tutaj.
3, 4 – z początku masz pewne problemy z uporządkowaniem zdobytej wiedzy z zakresu wielu dziedzin, jednak wraz z rozwinięciem kursu, wszystko staje się dla Ciebie powoli porządkować. Szkoleniowcy z czystym sumieniem przydzielają Ci certyfikat ukończenia kursu. Uzyskaj go tutaj.
5, 6 – masz dużo trudności w przyswojeniu tak wielkiego zakresu informacji, czynności i zleconych Ci zadań, we wszystkim zaczynasz się gubić, szkoleniowcy powoli tracą do Ciebie cierpliwość. Musisz poprawić ten etap kursu, a tym samym zapłacić 10G.
Yvonne jak obiecała sobie, a raczej jak postanowiła sprostać wyzwaniu i zacząć wymagać od siebie czegoś więcej. Przede wszystkim spoważnieć, chociaż od dawna postanowiła, że na pewno zostanie częścią Ministerstwa Magii. Zaprawdę jest osobą pasującą idealnie, oczywiście mówiąc ironicznie. Początkowo może się nie wydawać, że nadaje się na kogoś pokroju pracownika ministerstwa. Bardziej by się nadawała do pracy w jakimś podrzędnym barze, dlatego postanowiła udowodnić, że pozory mylą. Jeszcze będzie śmiać co niektórym, że warto się postarać i mimo wszystko zarobić trochę więcej. Dobry powód naprawdę, oczywiście żartowała. Stawiła się o wyznaczonym czasie, miejscu by rozpocząć kurs. Oby galeony, które przeznaczyła nie poszły w błoto. Dlatego będzie musiała się postarać od samego początku, ale tak się obawiała, że z nerwów może okazać się naprawdę wszystko! Za pierwszym razem okazać się, że jest kandydatką idealną lub wręcz odwrotnie. Podchodziła do tego na luzie, bez spięcia. Nie, nie wspomagała się niczym. Test jednak wykazał, że ma braki w wiedzy. Przyjęła to do wiadomości, jak osoba dorosła. Nie miała żadnych wyrzutów i nie narzekała, nikogo nie obwiniała. Nie miała zamiaru się poddać i skorzysta z dodatkowych kursów na jakie je posłano. Kostka: 4
Drugie podejście do egzaminu odbyło się jakiś czas później. Miała wystarczająco dużo czasu by lepiej się do niego przygotować, skorzystać z kursów, z których chciała czerpać jak najwięcej się da. Była zdecydowanie pewniejsza swojej wiedzy, jeśli tym razem by zawaliła już znalazłaby powód by mówić, że coś poszło nie tak. Nawet odstawiła wszystko co teoretycznie może zaszkodzić w nauce i nawet jej to pomogło. Miała motywację, że potem wynagrodzi się wprost proporcjonalnie do wyniku egzaminu. Warto, bardzo! Odstawiona jak na ścięcie, przystąpiła do testu. Nie czekała na wyniki długo, co ja zaskoczyło bo za pierwszym razem trwało to dłużej. Czyżby z góry ją skreślono? Nie. To nie możliwe przecież. Samo zaparcie i pewność siebie też pomaga. Więcej pewności siebie nigdy nie zaszkodzi, byleby nie przesadzić. Tutaj dobrze postąpiła, bo wynik okazał się idealny. Otrzymała awans na kolejny kurs. Przez chwilę nie mogła w to uwierzyć. Warto było poświęcić to wszystko, teraz już da z siebie więcej niż sto procent. Zaszła już do tego etapu to nie może taka zawalić. Załamałaby się i wstyd byłoby się przyznać przed innymi, bo przecież miała pokazać, że może być kimś! Uradowana czekała tylko na kolejny etap kursu Kostka: 6
Tym razem już konkretna część kursu, z którego coś wyciągnie i nabierze wiedzy praktycznej. Teorie znała od podszewki, teraz tylko umiejętnie z niej korzystać. Jednak nie było tak prosto, nie oczekiwała nawet, że będzie cudownie. Nie zawsze wszystko idzie z taką łatwością, ale starała się i dawała z siebie wszystko. Przyswajała wiedzę na tyle ile potrafiła, ale z pozytywnymi skutkami. Początek był trudny, ale nie była też najgorsza! Coś na pewno z niej wyjdzie. Była na dobrej drodze i przebrnęła przez całość kursu, wykonując polecone jej zadania i nie miała kłopotów z nadążaniem za przerabianym materiałem. Co prawda nie wykazała się nadzwyczajnymi umiejętnościami, ale też nie wymagała dodatkowej nauki. Całe szczęście, kolejna bolączka dla jej portfela. Była z siebie dumna mogąc odebrać dyplom ukończenia kursu. Kostka: 3
Margaret marzyła o rozpoczęciu kariery w Ministerstwie Magii, a pierwszym krokiem do ich spełnienia był odpowiedni kurs i dlatego kilka dni po otrzymaniu dyplomu ukończenia studiów, przybyła do Brytyjskiego Ministerstwa Magii. Nie bywała tutaj zbyt często, ale jej mama wcześniej przedstawiła jej mniej więcej jasne instrukcje, gdzie powinna się udać. Właściwie biuro rekrutacji nie było zbyt trudne do zlokalizowania, zwłaszcza iż znajdowało się na parterze, a więc nie było potrzeby krążyć po piętrach. Ujrzawszy tabliczkę z napisem "biuro rekrutacyjne", uniosła rękę i zapukała, a gdy otrzymała pozwolenie na wejście, przekroczyła próg i znalazła się w środku. Wnętrze nie było zbyt fascynujące, zawalone biurko i półki pełne książek. Nic nadzwyczajnego. Bez wahania podeszła do pracownika zajmującego się rekrutacją i wyjawiła mu swoje zamiary o chęci rozpoczęcia kursu. Mężczyzna oczywiście nie widział przeciw wskazań i wręczył jej formularz, który oczywiście dziewczyna wypełniła i oddała. Niestety nie mogła rozpocząć I etapu od razu, jednak mimo to nie czekała zbyt długo i już za chwilę rozpoczęła pierwszy etap. Okazało się, że to wcale nie taka prosta sprawa, ponieważ Morgana dostała niepokojącą informację zwrotną, że ma problemy w rozwiązywaniu problemów i w sytuacjach niespodziewanych. Nie wszystko było jednak stracone, ponieważ Margaret dostała polecenie odbycia dodatkowego szkolenia, które miało zaradzić bieżącym problemom. Takie szkolenie nie trwało zbyt długo i zdecydowanie rozświetliło umysł naszej czarownicy, dzięki czemu poczuła ogromną pewność siebie i swoich umiejętności. Ponownie stanęła naprzeciw komisji sprawdzającej jej kompetencje i nie mogło być inaczej, Margaret otrzymała możliwość wzięcia udziału w II etapie.
Drugi etap kursu przypominał typowe lekcje i wykłady w szkole. Margaret dopiero co zakończyła naukę, więc ta sytuacja działała właściwie na jej korzyść, ponieważ wciąż nie odzwyczaiła się od przyswajania wiedzy na tyle, by mieć duże trudności z gromadzeniem nowych umiejętności i wiedzy. Miała swoje specjalne pióro, zeszyt, dzięki czemu mogła spokojnie robić notatki z wykładów. Wydawałoby się, że materiał wcale nie jest taki trudny, jednak jak przyszło co do czego to na egzaminie nie było zbyt dobrze. Okazało się, że miała pewne braki, ale nie na tyle poważny by nie dostać dyplomu. Tak więc dla Margaret udało się zrobić pierwszy krok ku podboju Ministerstwa, zaś następnym był staż, dlatego nie traciła czasu i od razu poszła się zapisać.
| KOSTKI: 1/6 (I ETAP), 3 (II ETAP) |
The author of this message was banned from the forum - See the message
1 część 4 Urzędniczy bełkot, stosy papierów, dokumentów do rozliczenia oraz podpisania, dla jednych błogosławieństwo i zapowiedź dobrych pieniędzy, a dla innych w tym Nolana tragedia. Nuda i porażka, której nie tknąłby gdyby nie fakt, że musiał zacząć pracować i godziwie zarobkować, by móc się utrzymać na jakimś poziomie. Przynajmniej wynająć pokój, dom, czy kawalerkę. Mieć co zjeść i wypić. Jakoś prze egzystować do kolejnego miesiąca. Zaczęło się nawet dobrze, zapisał się na kurs, który uważał za kompletną głupotę i gdyby mógł wyrzuciłby te papiery w diabły. Przecież i tak i tak nikt o nie nie zapyta. Jego nastawienie oczywiście udzieliło mu się w pracy, dlatego też nie zdał pierwszej części. 2 część 6 Drugie podejście wziął sobie chłopak do serca, chciał coś osiągnąć, by przynajmniej mieć za co opłacić mieszkanie i czynsz. Tym razem poszło jako tako lepiej. Mimo i tak słabego nastawienia do tego kursu, zdał go śpiewająco i miał nadzieję, że z kolejną częścią pójdzie mu również dobrze. Pracownicy byli zaskoczeni tak nagłą zmianą w jakości, ilości i sumienności wykonywanych obowiązków przez Nolana. Powtórzona 1 część 6 Jego entuzjazm po sukcesie był ogromny, na tyle, że od razu przystąpił do drugiej części. Był pełen energii i liczył, że wszystko pójdzie bardzo dobrze. Też tak mu się wydawało, niestety urzędnicy nie do końca byli zadowoleni z jego postępowania i niestety nie zaliczył. Powtórzona 2 część 2 Druga powtórka była doprawdy irytująca, ale już chciał mieć ten kurs, by móc zarabiać, w końcu pieniądze. Okazało się, że zdał.
No cóż, test mu nie poszedł. Mogło być gorzej, ale i tak nie udało mu się zaliczyć. W sumie to mógłby dalej podróżować i nie przejmować się niczym. Wrodzone lenistwo jednak nie pozwalało mu dalej szwendać się po świecie. Takie życie, z jego talentami to jedynym wyborem było ministerstwo. Skoro nie poszło to spróbuje jeszcze raz. Nie ma tragedii. Sam nie wiedział jak uwalił to gówno. Przecież nawet prowadzący przyśpieszali dla niego termin. Eh, damy rade. Przebrnąwszy przez lekcje doszkalające postanowił podejść jeszcze raz,
3.6 Co?! Serio?! Uwalił testy psychologiczne? Chyba ktoś tu raczy sobie żartować. Wychodząc trzasnął za sobą drzwiami
6,4 W końcu! Do trzech razy sztuka. Co prawda do trzeciej powtórki podszedł już po pewnym czasie, gdy emocje opadły, ale najważniejsze że zdał i otrzymał certyfikat
Staż
Sam w sobie nie był niczym spektakularnym. Po prostu przez kilka dni biegał za papierami dla różnych pracowników. Pierwsze dni owszem były poświęcone porządkowi i regulaminowi, jednak reszta stażu była praktycznie samą harówką. Nie dość że dostawał jakieś niszowe polecenia pokroju korekty stylistycznej to jeszcze zabraniali mu kontaktu z petentami. Dopiero pod koniec dostał odrobinę więcej swobody i mógł się wykazać talentami. Niecierpliwy jak zawsze, starał się od samego początku wprowadzać swój ład wszędzie gdzie mógł. To co początkowo powodowało tarcia między nim a pełnoprawnymi pracownikami sprawiło że pod koniec szanowali go jako osobę o własnych przekonaniach i zdaniu
Ostatnio zmieniony przez Chandler Keane dnia Pią Lut 10 2017, 18:22, w całości zmieniany 1 raz
Ograniczył wszystko co mógł, tylko po to by móc dostać się do Ministerstwa. By mógł tam pracować, żeby nie skończyć w jakiejś kafejce. Więc ze smutkiem nie przychodził już co piątek na imprezę do kumpla, lecz siedział nad grubymi księgami Numerologii i tak dalej… masakra. Ta dziedzina jest chyba jedna z nudniejszych. Pierwszy krok jaki musiał zrobić, by dostać posadę? Chyba kursy. Kurs pracownika Ministerstwa. Gdziekolwiek by chciał pracować w tym miejscu, musiałby go ukończyć. Nie ma sprawy, da się zrobić. Znajdując się w Ministerstwie, zapamiętywał sobie każdą możliwą drogę, każdy korytarz. Chciał tu pracować, więc nie chciał wyjść na idiotę i pytać każdego, którędy ma się udać, żeby dość do departamentu. Tym razem miał się udać jedynie do Biura Rekrutacji. Droga nie była trudna, także szybko się tam znalazł, nucąc po drodze jakąś piosenkę, którą usłyszał przypadkiem. W tymże małym pomieszczeniu miał się jeszcze zjawić za rok, będąc już kandydatem na urzędnika. Teraz zaś, jakiś mężczyzna miał sprawdzić jego słuch, wzrok, wszystko, opanowanie, radzenie sobie ze stresem, takie tam. Testy nie były dla niego zbyt łaskawe. Przy stresie lekko odpadł, mężczyzna uznał, że imprezy jako dobre odstresowanie nie jest najlepszym sposobem i wysłał go na dodatkowe kursy przygotowawcze. Q uznał, że na dzisiejszy dzień wystarczy. Za dużo. W następnym dniu zdał całe te kursy. Okej, nauczył się tam czegoś nowego. Lecz czy przydatnego? I tak będzie korzystać z własnych sposobów. Wiedział jednak czego od niego oczekiwali. Dlatego, znów znajdując się w Biurze Rekrutacji, druga próba poszła nadzwyczajnie szybko i sprawnie. Według faceta, teraz jest idealnym kandydatem do pracowania w Ministerstwie. Wyśmiałby go, gdyby mógł. Następny etap kursu? Rozpoznanie się w terenie Ministerstwa. Całkiem proste, prawda? Aż za proste. Zasady są na ogół takie same, więc Q wpoił je sobie do głowy bez żadnego problemu i tym razem kobieta uznała, że tempo kursu jest dla niego za wolne, ogólnie, ze Quentin to taki szybki chłopak i w ogóle. Dała mu nawet premię w wysokości 30 galeonów, mówiąc, że zdał i dostał dyplomie. Kochana panienka.
Pierwsze podejście nie wypadło najlepiej. Dorien zdawał sobie sprawę z faktu, że być może powinien sobie przypomnieć pewne trudniejsze zagadnienia. Nie przypuszczał natomiast, że pytania będą aż tak szczegółowe, a zadania skomplikowane. Co więcej, przyczepił się również do niego ktoś kto odgrywał rolę psychologa, że niby nie potrafi radzić sobie ze stresem. Obiecał sobie, że się nie podda. Miał wrażenie, że z jakichś względów komisja po prostu nie chce go przepuścić, nie i już. Może dlatego, że nie ukończył wyższej uczelni, może ze względu na jego pochodzenie. Pozwolili Dorienowi przejść dalej dopiero za DZIEWIĄTYM razem.
Kostki: 4,3,1,1,2,1,3,3,6
Drugi etap natomiast minął błyskawicznie. Dorien faktycznie uczęszczał na te dodatkowe kursy przygotowujące w trakcie prób przejścia przez pierwszy etap i bardzo się starał, by dostać wymarzoną pracę. Prowadzący byli dużo bardziej przychylni niż pierwsza komisja, szybko wyłapali jego ponadprogramową wiedzę i umiejętności. Przyspieszony kurs został przez Doriena zdany wzorowo, do tego stopnia, że obiecano mu premię, jeśli od razu podejmie pracę.
Kostki: 1
Ostatnio zmieniony przez Dorien E. A. Dear dnia Sro Kwi 26 2017, 21:42, w całości zmieniany 1 raz
Krótko po ukończeniu studiów, Lucius podjął się kursu na pracownika ministerstwa magii. Od zawsze bowiem pragnął pracować w tym zawodzie i w końcu mógł ziścić swoje marzenia. Jednakże kursy przygotowawcze okazały się trudniejsze niż myślał. Przede wszystkim musiał nauczyć się pracy w zespole, gdyż testy stwierdziły u niego poważne braki w tej dziedzinie. Wpierw jednak czekały go fakultety przygotowujące do umiejętnego radzenia sobie ze stresem. Musiał przejść także przez dodatkowe kursy przygotowawcze z wiedzy specjalistycznej, oraz szkolenia poprawiające umiejętność wyszukiwania problemów i ich szybkiego rozwiązywania. Zaliczenie tych wszystkich kursów nie było wcale takie proste, jak z początku sądził, toteż dwukrotnie musiał powtórzyć szkolenie przygotowujące do pracy w grupie i podjąć się powtórnego kursu, aby uzupełnić braki w radzeniu sobie ze stresującymi sytuacjami. Dopiero wówczas pozwolono mu przejść do kolejnego etapu kursu. Druga część poszła mu znacznie lepiej, gdyż przebycie tych wszystkich szkoleń wyposażyło go w odpowiednie umiejętności i pozwoliło na lepsze poznanie otoczenia oraz zaaklimatyzowanie się w nim, także wiedział już, czego konkretnie odeń oczekiwano i zdołał wykazać się szybkim przyswajaniem wiedzy i umiejętności, a także skrupulatnością i dokładnością w wykonywaniu powierzonych mu zadań. Dzięki temu reszta kursu minęła bardzo szybko, gdyż przyspieszono proces przygotowawczy, widząc poczynione przezeń postępy.
Egzaminy końcowe, całe zamieszanie ze zmianą deklaracji ocen a już w szczególności ze zmianą preferowanego przez Ruth zawodu sprawiły, że dziewczyna chwilę po zakończeniu szkoły biegała jak poparzona od jednego ośrodka do drugiego, załatwiając dokumenty nie tylko dotyczące stażu, ale także niezbędnych kursów i właściwie na początku nie pamiętała, że jeszcze podczas praktyki w katastrofach miała zaznaczone, że obowiązkowo musi podejść do kursu na pracownika ministerstwa magii. Cóż, po praktyce, stażu i rozpoczęciu kolejnego stażu, a przede wszystkim jej gigantycznym marzeniu pracy na ministerialnym stołku Ruth czuła się wprost do niej stworzona. Nic więc dziwnego, że pierwszy etap, to znaczy testy kompetencyjne przeszła za pierwszym razem, aczkolwiek i tak powiedziano jej, że zawsze mogło być lepiej. Jasne, że mogło, czas pokazać to niedowiarkom w kolejnym etapie... Drugi etap był dla niej o tyle łatwy, że już w ministerstwie trochę zdążyła popracować, poza tym jej obecny partner był urzędnikiem i dla kobiety ten etap był niczym ponad lawirowanie między znanymi kątami. Doskonale się czuła w tych starych, tajemniczych ścianach i dokładnie wiedziała, co i w jaki sposób robić. Dlatego też absolutnie nie zdziwiła jej premia, którą dostała na koniec kursu, choć naturalnie nie omieszkała się pochwalić tym Dorienowi, z którego trochę się śmiała, biorąc pod uwagę jego opowieści o testach kompetencyjnych, które oblewał jak zły kilka razy. Taką ma mądrą dziewczynę, a co! A te trzydzieści galeonów, które zarobiła właściwie także dzięki jego opiece, będzie na jakieś fajne wino do wspólnej kolacji.
Kurs na pracownika Ministerstwa Magii, 1997, Stany Zjednoczone
Zaraz po ukończeniu studiów Andrew i Bethany (dość mocno przerażeni narastającym reżimem Voldemorta) wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych. Tam zaczęli szukać pracy w Ministerstwie Magii - szybko okazało się, że dzięki ukończonym w Anglii stażom znalazło się dla nich miejsce - Andrew miał być młodszym asystentem Ministra, a ciężarna Bethany miała szansę realizować się jako pomocnik Magicznego Prawnika. Oboje musieli jednak przejść specjalny kurs na pracowników Ministerstwa. Małżonka Andrewa poradziła sobie bezbłędnie, niestety jemu poszło trochę gorzej - testy kompetencyjne wykazały u niego pewne braki w wiedzy specjalistycznej, więc przed podjęciem dalszej części kursu, musiał przebyć jeszcze dodatkowe kursy przygotowawcze. Niezrażony porażką przyłożył się do nich, a później do części praktycznej głównego kursu. Dzięki temu jednostki nadzorujące pracę przyśpieszyły proces przygotowawczy, bo tempo kursu było dla Booby'ego zbyt wolne. Wraz z końcowym certyfikatem ukończenia kursu Andrew otrzymał premię 30 galeonów, bo od razu podjął pracę w Ministerstwie.
Larissa stawiła się na pierwszym etapie swojego kursu - badaniach kompetencyjnych - raczej bez stresu i na luzie, jak to miała w zwyczaju. Zbadają, stwierdzą, że jest świetna i na bank dostanie tę pracę. A wypłata już kusiła, z taką pensją może już niebawem będzie miała własne mieszkanie. Perspektywy na przyszłość prezentowały się nadzwyczaj dobrze, wystarczyło tylko dostać ten certyfikat.
Ale asesorzy uznali, że ma za słabe umiejętności pracy w grupie. W sumie fakt, nigdy nie lubiła pracy w grupach, innych uczniów uważała zazwyczaj za niekompetentnych, a sama brała najłatwiejsze zadanie bądź nie robiła po prostu nic. Przecież nie pozwoli się tak wykorzystywać! Wysłali ją na dodatkowe zajęcia grupowe, które były katorgą i marnotrastwem czasu, ale jakoś wytrzymała i dała radę przejść do właściwego przygotowania do pracy. A to poszło jeszcze gorzej.
W szkole nie przykładała do zbytnio do nauki, a tyle wiedzy naraz nie dała rady przyswoić i plątała się we wszystkim. Za drugim podejściem poszło za to bardzo dobrze i niemalże bezbłędnie. Nawet dostała premię - 30 galeonów! Przynajmniej nie była za bardzo w plecy, biorąc pod uwagę fakt, że na drugie podejście wydała taką samą kwotę...
Coś w życiu trzeba było robić. I za coś żyć. Nim jednak Neva poszła w stronę, która ją prawdziwie interesowała, postanowiła złapać się czegoś w założeniu tymczasowego, co miało jej dać wiele późniejszych, rzecz jasna lepszych możliwości. Wkroczyła do biura rekrutacji z zamiarem poddania się kursowi. Pracownik Ministerstwa Magii na początek to chyba całkiem dobry pomysł? Tak czy siak, lepszy od mycia podłogi w jakimś obskurnym pubie. Poinformowano ją, że pierwszy etap szkolenia obejmuje testy kompetencyjne. Niezbyt ufała takim procesom w podobnych miejscach, sądząc, że z grubsza oceny te nie są całkowicie adekwatne, ale cóż. Mus to mus. Poszło jej raczej tak sobie; zespół asesorów w swojej wątpliwej mądrości stwierdził, że Drayton posiada braki w kwestii rozwiązywania problemów i odnajdywania się w sytuacjach niespodziewanych. Większej bzdury nie słyszała już dawno, ale wymusiła uśmiech na twarzy i ochoczo zgodziła się na dodatkowe symulacje i szkolenia z tego zakresu. W duchu zaś stanowczo twierdziła, że fakt, iż rozwiązuje problemy w niekoniecznie zawsze dobrze postrzegany, acz skuteczny sposób nie oznacza, że nie radzi sobie z nimi wcale. Nie przyszła tutaj jednak po to, by się wykłócać. Przyszła ukończyć kurs i dostać pracę, więc musiała zacisnąć zęby. (…) Po odbyciu dodatkowych nauk, przyszedł ponownie czas na ocenę. I tym razem naturalnie znowu coś im nie pasowało. Braki wiedzy specjalistycznej.. no w porządku, może i tak. Tym razem z większą pokorą w sercu poddała się kolejnym kursom przygotowawczym i ta zmiana nastawienia w samej sobie chyba się opłaciła, ponieważ przy następnym zetknięciu z zespołem asesorów – które nastąpiło nie tak prędko rzecz jasna- i testami kompetencji, wypadła świetnie. Nie była może na tym etapie kandydatką doskonałą, jednakże jakiekolwiek braki z łatwością można było zniwelować na dalszym poziomie kursu. Miała szczerą nadzieję, że ten drugi etap okaże się dla niej łaskawszy. I w istocie nieco bardziej ją cieszył, bo opierał się już na konkretnych działaniach, realnym poznaniu funkcjonowania Ministerstwa i zrozumieniu standardów tutaj obowiązujących. Początkowo trudność sprawiało jej tym razem poukładanie sobie tych wszystkich informacji w głowie, powkładaniu ich do odpowiednich szufladek w umyśle i jakimś skatalogowaniu. W końcu w tym momencie musiała przyswajać wiadomości z różnych dziedzin, niemal jak w szkole, od czego nieco odwykła. Wraz z upływem czasu i z rosnącym zaangażowaniem, udało się Drayton to ogarnąć na tyle dobrze, by szkoleniowcy postanowili zaliczyć jej ten kurs i wręczyć certyfikat.
Kurs na pracownika Ministerstwa Magii, koniec czerwca/początek lipca 2017
Claude nie posiadał się ze szczęścia, kiedy ostatecznie otrzymał odpowiedź twierdzącą i został przyjęty w poczet pracowników Ministerstwa. Oczywiście, że mógłby teraz spocząć na laurach... Nie, dobra, nie mógł tego zrobić, bowiem stało przed nim mnóstwo zadań i nowych zobowiązań, a także wymóg odbycia potrzebnych mu szkoleń. Kurs, który organizowało Ministerstwo dla swoich nowych pracowników, był pierwszym, którego podjął się Claude.
W pierwszym etapie badano jego kompetencje względem obieranego stanowiska i bardzo szybko okazało się, że zespół asesorów negatywnie ocenił możliwości Faulknera w zakresie rozwiązywania problemów, czy też działania w sytuacjach nieprzewidzianych. Nie żeby było to dla niego zdziwieniem, w końcu do tej pory niespecjalnie miał okazję, by takowe umiejętności w sobie rozwinąć, toteż przyjął tę uwagę z szerokim uśmiechem na ustach i ochoczo skierował się na zalecone szkolenia i symulacje, które miały poprawić jego umiejętności wyszukiwania problemów i rozwiązywania ich. Było to jednak nie lada wyzwanie dla samego Claude'a, który z natury był człowiekiem do bólu bezproblemowym - nic dziwnego, że podobne szkolenia odwiedził aż trzykrotnie... Doświadczenie, które tam nabył, pozwoliło mu jednak zakwalifikować się do dalszej części kursu.
kostki: 1 + 1, 1, 6
Drugi etap był nieco przyjemniejszy i dotyczył głównie nauki zachowywania się w Ministerstwie oraz postępowania według pewnych określonych standardów. Dla Claude'a część rzeczy była zupełnie oczywista, część natomiast stanowiła pewnego rodzaju problem. Sam nie wiedział, co już opanował, a o czym ciągle zapominał. Przechodził szkolenia w praktycznie każdym z departamentów i zdecydowana większość z nich podobała mu się. Zdarzało mu się mnóstwo wpadek, ale wraz z upływem czasu radził sobie coraz lepiej. Początkowe problemy z uporządkowaniem zdobytej wiedzy nieco się zatarły i komisja zgodnie stwierdziła, że był to odpowiedni moment, by dać mu przepustkę do pracy. Claude prawie ze łzami w oczach odbierał swój certyfikat z kursu.
kostka: 4
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Między drugim, a trzecim rokiem studiów w końcu definitywnie zdecydowałam, w którą stronę chciałabym skierować swoją karierę. Każdy kto mnie znał mógł się spodziewać mniej więcej takiej decyzji, jednakże nie lubiłam postępować pochopnie dlatego ten wybór zajął mi dość sporo czasu. Kurs ze względów czasowych podjęłam w wakacje, ze świadomością, że lepszego momentu nie będzie. Spotkanie z zespołem rekrutacyjnym było dla mnie piekielnie stresujące - patrzyło na mnie kilka naprawdę niesympatycznych osób, a ja czułam się jak na jakimś przesłuchaniu. Finalnie okazało się, że zjadł mnie stres i zdecydowanie nie przypadłam im do gustu - stwierdzili, że mam problem z rozwiązaniem problemów i radzeniem sobie w sytuacjach niespodziewanych. Na szczęście mimo to mogłam wziąć udział w kursie, wysłano mnie jedynie na kilkudniowe szkolenie, które miały mi dać szansę na nadrobienie braków.
Etap 2
Gdy przeszłam przez pierwszy etap w powodzeniem, przekierowano mnie na kurs właściwy, gdzie miałam nauczyć się standardów pracy w Ministerstwie. Moją pracę nadzorował sympatyczny brunet o średnio atrakcyjnej aparycji - niejaki Miles Brightvalley. Wtedy jeszcze nie spodziewałam się, że kilka miesięcy później będę przygotowywać się do ślubu z nim. Ale nie o tym! Kurs minął mi bardzo szybko i trudno ukryć, że szło mi doskonale. Z racji tego, że szło mi wręcz za szybko, Miles zdecydował się przyśpieszyć proces przygotowawczy. Dość prędko przeszłam przez każdy z Departamentów i w końcu otrzymałam upragniony dyplom!
Etap 1: 1 Etap 2: 1 (nie pobieram 30 g, bo Aurora zaczęła pracę rok od kursu)
Rok 2013 Po stażu została wysłana na kurs na pracownika Ministerstwa. Było to dla niej kompletnie bezsensowne przedsięwzięcie w którym główną rolę odgrywały znajomości korytarzy, tzw. behapu i inne pierdoły, kompletnie nieprzydatne do życia w Ministerstwie, jak w którym magazynie znajdziemy zapasowe samopiszące pióra i w którym sektorze szukać skrzatów odpowiedzialnych za sprzątanie. Bezsensu. Wiadome było dla niej od początku, że to tylko pic na wodę i do pierwszej próby podeszła bardzo na lajcie. Rzut: 4 Niestety, o włos zabrakło jej wiadomości, by się przedostać do drugiego etapu, więc tym razem postarała się bardziej. Za drugim razem co prawda uznali że jeszcze są pewne niedociągnięcia, ale nie jest to nic co nie zniknie w trakcie kolejnej części kursu. Rzut: 5
Kolejny etap był dużo łatwiejszy, mimo wszystko, choć bez bicia przyznając Aurora znów się nie przygotowała. Pewnie z tego względu coś nie do końca było okej, mimo wszystko jednak otrzymała swój certyfikat pozwalający podjąć normalną pracę w ministerstwie. Rzut : 3
Lato 2013 r., siedziba MACUSA w Nowym Jorku kostki: 6,1
Clarence był nieco onieśmielony. Chociaż już wielokrotnie widział się z pracownikami Magicznego Kongresu, jeszcze nigdy tutaj nie był. Budynek ten zrobił na nim dość spore wrażenie, kiedy tu wszedł był w niego tak bardzo zapatrzony, że momentami zapominał po co właściwie tu przyszedł. W atrium było mnóstwo ludzi, ale korytarze świeciły pustkami. Jego celem było czwarte piętro, gdzie mieścił się Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Jeszcze na półpiętrze zobaczył znajomą sobie twarz- dyrektora departamentu, który sam osobiście zaprosił go tutaj podczas uroczystości rozdawania dyplomów w Salem.
- Clarence, drogi chłopcze! Jak miło cię widzieć! - zawołał, podchodząc do niego i potrząsając jego ręką. - No to jak, gotowy na dopełnienie formalności? - Tak myślę... - odpowiedział Thunder. - Nic się nie bój, synku! Wszystko pójdzie zgodnie z planem. - z uśmiechem na ustach mówił dyrektor.
Wprowadził go do jednego z pomieszczeń w departamencie. Za biurkiem siedzieli tam dwaj urzędnicy, trzecie miejsce zaś zajął dyrektor.
- Proszę usiąść. - powiedział jeden z mężczyzn, wskazując Clarence'owi krzesło przed nimi. Chłopak wziął głęboki oddech i usiadł. - Proszę nam zatem pokazać wyniki egzaminów końcowych ze szkoły magii i dyplom ukończenia studiów.
Thunder pokazał komisji dokumenty, o które prosili. Obejrzeli je wszyscy trzej i z uznaniem pokiwali głowami.
- Wygląda na to, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. No dobrze, zostaje pan zatem przyjęty na okres próbny. Przez najbliższy miesiąc będziemy obserwować pana pracę i zdecydujemy, czy się pan nadaje. Jeśli przejdzie pan ten staż pozytywnie, otrzyma pan zatrudnienie.
Miesiąc później
Clarence skończył właśnie okres próbny, kiedy to zajmował się głównie biurokracją. Kiedy wychodził już z biura, przyszedł do niego uśmiechnięty jak zwykle dyrektor. - Wszystko poszło świetnie! - powiedział - Tak jak się spodziewałem, komisja jest pod wielkim wrażeniem. Witamy na pokładzie, panie Clarence Thunder!
Francja, 2005 rok - kurs na pracownicę Ministerstwa Magii
Etap I: 4 Po kilku miesiącach stażu, pewna siebie i swojej wiedzy zjawiłam się na kursie. W końcu, to i owo słyszałam od ojca, w dodatku samej podczas stażu starałam się wszystko co konieczne, spamiętać, by się wykazać. A podczas kursu, chłonęłam wiedzę, tak by bezproblemowo przejść testy. Jednak te mnie zaskoczyły. Pewna pozytywnego wyniku, udałam się na testy, ale pytania jakie się pojawiły, zaskoczyły mnie. Mocno. I dlatego też właśnie poległam, a decyzja na niedługo po tym zapadła. Dodatkowe kursy.
Do tych przyłożyłam się całym sercem, dlatego pomogły mi i były skuteczne, nie trwały też długo, dzięki czemu mogłam wreszcie przejść dalej.
Etap II: 6 Wierzyłam w siebie i pewna że tu nie zawiodę i nie popełnię błędu, pozytywnie nastawiona poszłam na kolejny etap kursu. Od początku się przykładałam, ale zaskoczył mnie nawał informacji. Robiłam co mogłam by to wszystko ogarnąć, poradzić sobie i nie dopuszczałam do siebie myśli nawet o błędach. Rzeczywistość jednak nie była mi przychylna, gubiłam się, a co gorsza widziałam, że tracą do mnie cierpliwość, co dobijało mnie jeszcze bardziej. Musiałam poprawić kurs, co wiązało się z dziesięcioma wydanymi galeonami. Jednak było warto.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
W końcu udało jej się wszystko podopinać i zdecydować na konkretne biuro, w którym chciała pracować, mogła więc śmiało przystąpić do rozpoczęcia swojej ministerialnej zawodowej kariery. Do pierwszego etapu kursu nie musiała się nawet przygotowywać, bo chcieli tylko sprawdzić, co już umiała. Osobiście uważała się za bardzo kompetentną ośrodek oceny czegoś tam się jednak przyczepił. Ich ostateczny werdykt był taki, że mimo, że miała pewne braki, to mogła wykazać się w Ministerstwie. Niby w porządku i już wydawało jej się, że na styk, ale jednak przeszła, kiedy obwieścili, że „w związku z powyższym” musi poprawiać. W którym to miejscu niby było związane? Pewnie chcieli tylko wyciągnąć z niej więcej pieniędzy i stwierdzili, że jak wystawią długą, zagmatwaną opinię, to się nie połapie się, że jest ona bez sensu. Nie mniej jednak zależało jej na posadzie w Ministerstwie, więc dopłaciła za poprawę. Walczyć z tym będzie mogła jak już wespnie się po stopniach kariery do Wizengamotu. W kolejnym podejściu komisja uznała, że Ette nie potrafi pracować w grupie. Mogli jej chociaż powiedzieć coś, czego jeszcze nie wiedziała. Odesłano ją na dodatkowe szkolenie, tym razem przynajmniej za darmo. Nie było tego złego. Przez tydzień mogła wytrzymać. Dla wyższych celów. Zresztą szczerze mówiąc nie było wcale tak źle. Praca z ludźmi, którzy mieli ambicje zbieżne z jej własnymi nie była tak męcząca jak z przypadkowymi grupami przydzielanymi na szkolnych zajęciach. Po tygodniu mogą już przystąpić to kolejnego etapu kursu, który faktycznie przygotowywał ją już do pracy. Ilość nowych informacji była jednak przytłaczająca, a tępo w jakim miała je przyswajać zawrotne, szczególnie, że musiała z tym wszystkim godzić studia. Im bardziej jej nie wychodziło, tym bardziej irytowała się Ettie oraz jej szkoleniowcy. I stało się – oblała. Nie zamierzała się jednak poddać. Podchodząc do kursu po raz kolejny, miała już doświadczenie z poprzedniej próby. Na początku było ciężko, ale potem wszystko już jej się pokładało. Aż w końcu uzyskała upragniony certyfikat ukończenia kursu. I nareszcie mogła zacząć pracę!
Sposobem na wyrażenie samej siebie, na przekór, wszystkim na przekór, łamiąc pędzle z niezaschniętą jeszcze zbyt dobrze warstwą farby, drapiąc chropowatą powierzchnię płócien paznokciami. Udowodnieniem, że ona byłaby inna, że nie podążyłaby tą samą ścieżką, która na przestrzeni lat skojarzyła się jej tylko z goryczą oscylującą na koniuszku języka. Jestem inna, nie jestem nim. Świeżo zakończone studia w Hogwarcie pozwoliły jej nabrać pewności siebie, z jaką wkroczyła do majestatycznego budynku Ministerstwa Magii; dyplom z nienagannymi ocenami wciąż wzbierał na sile w odmętach pamięci gdy zapisywała się na stosowny kurs, a pochwały profesorów za długoletnią przykładność i poważne traktowanie powierzonych jej zadań zaowocowały determinacją, jakiej brakowało wielu młodym czarownicom i czarodziejom, jakich obserwowała w swoim ówczesnym środowisku. Nie byli pewni. Kwestionowali tę decyzję, mniej lub bardziej. W porównaniu do niej, nie nadawali się do tak ważnej pracy.
I choć duma rozpierała każdy atom jej ciała, każdą mikrokomórkę jej jestestwa, życie szybko zweryfikowało niepotwierdzone kompetencjami poczucie własnej wartości, które wciąż potrzebowało więcej. Na szczęście - nie była najgorsza, bo tego by znieść - nie zniosła, a dzięki czemu egzaminatorzy nie skreślili jej od razu. Zamiast tego uzupełnili jej wiedzę kursem przygotowawczym, jaki pochłonęła niczym topielec pierwszy raz chwytający w płuca powietrze po niefortunnym wypadku, i śpiewająco przeszła dalej. To samo zresztą miało miejsce na kursie praktycznym.
To tam właśnie czuła się jak ryba w wodzie, tam zabłysła, tam otrzymała werbalną i niewerbalną pochwałę od nadzorujących przebieg egzaminu przyszłych przełożonych; nie dość, iż wręczyli jej dyplom ukończenia kursu, zapewnili także małą premię na zachętę i zasugerowali, że powinna rozpocząć pracę od razu.
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Odbycie kursu na pracownika Ministerstwa Magii było czystą formalnością i przejawem biurokracji. Miał za sobą studia na wydziale prawniczym i pół roku doświadczenia w zawodzie, lecz brytyjskie Ministerstwo najwyraźniej uważało, że nie jest to wystarczające, by pozwolić mu od razu zająć się pracą. Może Kanadyjczycy powinni się o to obrazić? To trochę jak prztyczek w nos, jak oznajmienie, że nie są w stanie odpowiednio wyszkolić młodego urzędnika. Tak czy inaczej, szkolenie nie stresowało go w najmniejszym stopniu, bo wszystko to najpewniej miał już dobrze opanowane.
Wpierw odbył rozmowę, będącą badaniem jego kompetencji. Przywdział na twarz maskę uprzejmości i czystego profesjonalizmu, siedział wyprostowany i był po prostu sobą – ale ta banda bęcwałów, z którym miał wątpliwą przyjemność rozmawiać z całych sił doszukiwała się problemów; co prawda nie stwierdzili nic konkretnego, ale i tak odesłali go na drugi etap szkolenia, będący właściwym przygotowaniem do pracy. Z przyklejonym do twarzy uśmiechem, podziękował im grzecznie i, śląc ku nim wymyślne przekleństwa, uścisnął dłonie na pożegnanie.
Merlinie, bał się, że ten kurs będzie się ciągnął w nieskończoność, ale ktoś najwyraźniej postanowił ruszyć głową i, widząc wiedzę jaką dysponował, przyspieszył całe szkolenie. Trudno powiedzieć, by odczuwał wdzięczność, ale w myślach nazwał tego człowieka "nieco mniejszym idiotą". A to, w tym wypadku, było nie lada osiągnięciem. Szybko poradził sobie z kursem, odebrał dyplom i nie bez zadowolenia przyjął premię. Przynajmniej tyle dobrego z tego wynikło.
Etap I Dni mijały i mijały… Jack rósł, jadł, pasożytował… i nie był w stanie dłużej udawać przed ojcem, że dalej jest dzieckiem. Szczególnie gdy ten ojciec snuł wobec syna wielkie plany, prowadząc z chłopakiem nieprzerwaną wojnę na miotły, mopy i ścierki, starając się wybić chłopakowi z głowy wszelką magię. Szczytem marzeń dlań było rozwijanie kariery swego pierworodnego w ministerstwie magii. Oczywiście z wiadrem mętnej od mydła, śmierdzącej wody oraz miotłą, która poleci tylko wtedy gdyby ją mocno rzucić przed siebie, w nadziei że zniknie nam z oczu raz na zawsze. Zupełnie jakby Jack miał tu coś do powiedzenia.
Kostka: 5, 5 Ojciec niemal szantażem zmusił go do przyodziania schludniejszej odzieży, zaczesania włosów i stawienia się w ministerstwie - dziwne, że ważni panowie dalej puszczają te skrajne zachowania jego pomylonego opiekuna mimo uszu, uważając to za żartobliwe i całkowicie niegroźne przekomarzanki. Według Jacka, ktoś ewidentnie starał się nie wywoływać skandalu, przy okazji robiąc z chłopaka kozła ofiarnego. Także po próbie spalenia całego domu - i części dzielnicy - w celu odebrania chłopakowi wszystkich magicznych zabawek jakie chował w swoim pokoju, Jack nie miał wyboru. Dziw, że ten człowiek sam nie udał się do ministerstwa szantażować panów w ładnych szatach, aby tylko dali jego synowi coś do roboty. - najlepiej drugiego mopa. Z tej właśnie przyczyny chłopak nie miał zamiaru się w ogóle wykazywać. Nie w instytucji, która zapewniła mu tak „bezstresowe” dzieciństwo. Pewny był, że jak obleje, ojciec da mu spokój i zakończy raz na zawsze to jego charłacze zawodzenie. Plan był świetny, jednak tylko częściowo. Czy to możliwe, że Egzaminatorzy poznali się na Jacku i uznali, że stać go na więcej? Kto by się nie poznał? Szczególnie, że chce się wyjść na kogoś totalnie niezdolnego nawet do moczenia ścierki. Podziałał dopiero kolejny szantaż… a raczej strach. Nikt nie chciałby skończyć tak jak jego ojciec, a Jack właśnie do tego dążył swoim butnym zachowaniem. Dopiero ta wizja nakłoniła młodego Puchona do ponowienia egzaminu. Tym razem nieco rzetelniej sprawdzającego jego aktualną wiedzę… która o zgrozo i tak nie była wystarczająca. Ogarnęła go frustracja, ale i również panika. Normalnie jakby ktoś dał mu w twarz i wpuścił do sypialni bogina. Uważał się za lepszego, a wcale nie był. Rozpoczęła się jego walka z przeznaczeniem.
Kostka: 2 Kucie tych wszystkich rzeczy na pamięć było prawdziwą udręką. Szczególnie z ojcem… ile Jack by dał za to aby móc go związać i zamknąć gdzieś w piwnicy. Choćby na tydzień. Jeden dzień. Godzinę? Im bardziej chłopak starał się do czegoś dojść, tym większe dziury ojciec wiercił w ścianie. Nie, to nie była metafora. Prawdopodobnie jego obsesyjność wyczuła co się święci i za wszelką cenę starała się udaremnić Jackowi wybicie się ponad przeciętną dla sprzątaczy skalę. Udar, dawało się jeszcze zagłuszyć. Niestety mugolskich sąsiadów dobijających się do jego drzwi co godzinę już nie... Był wykończony. Ciężka praca nigdy nie była jego mocną stroną. A tym bardziej już praca w grupie. To naprawdę musiała być praca zespołowa? Mimo najszczerszych chęci, ciężko mu było być miłym dla kogokolwiek. Nie poszło mu najlepiej… aczkolwiek asesorzy chyba się nad nim zlitowali, bowiem zesłanie go na kursy przygotowawcze powitał niemal z taką samą radością jak ćpun na odwyku, wracający do koła anonimowych narkomanów, unikając więzienia. Uśmiecha się, ale szczerze tylko do płynących zeń benefitów. Także chyba nie wypadł tak źle, skoro nie skreślono go całkowicie. Albo odesłanie go na kursy przygotowawcze było jedynie próbą przystosowania chłopaka do życia w społeczeństwie. Niemniej bezbłędnie ocenili wszelkie ułomności Jacka. Musiał się nieźle napocić, aby ktoś w końcu uwierzył, że jest w stanie żyć z innymi w zgodzie... znaczy się współpracować, bez wywoływania większych komplikacji.
Etap II Kostka: 4 Przygotowanie do pracy w ministerstwie… to coś zupełnie nowego. Praca. Do tej pory Jack wykazywał się takim zaangażowaniem tylko w przypadku kiedy ktoś robił mu pojazd po ambicji lub zwyczajnie chciał się na kimś odegrać. Tym razem jednak gdy stres związany z posadą konserwatora powierzchni płaskich nieco zeń zelżał, mógł w pełni skupić swoją uwagę na tym czym powinien się zajmować... czyli papierami. Kolejna udręka. Nie spodziewał się, że to będzie takie nudne. Początkowo wykorzystanie nabytej wcześniej wiedzy odrobinę go przytłaczało - wraz z brakiem chęci do życia po kolejnym przerzuconym na bok stosie papierów - jednak wraz z postępem kursu, wszystko jęło się klarować. Czyniąc tę pracę w jakiś pokrętny sposób przyjemną, a przynajmniej starał się wyglądać na szalenie zadowolonego z pracy. Zaś otrzymanie właściwego certyfikatu, sprawiło że wręcz zmiękły mu kolana. Toż to niemalże jak przepustka z napisem „Odwal się tato!”. Tylko jej tak naprawdę pragnął. Rzucenie na nią kilku zaklęć czyniących ją niezniszczalną nie będzie najgorszym pomysłem… szczególnie, że ten szalony gnom podłogowy jeszcze nie raz i nie dwa, zechce mu uprzykrzyć życie. Pora zarobić i się wyprowadzić.
Evie w ostatnich dniach miała sporo stresu. Stresowała się tym, ze ukonczy szkole z kiepskimi ocenami, ze nie bedzie miala jak sie obronic, ze nie zdazy z napisaniem pracy. Ledwie co udalo jej sie z jednymi rzeczami to napotykały ja kolejne trudności. Nie miała łatwo- to było pewne. Nikt nie mówił z reszta ze bedzie latwo. Niespodziewanie przyszedł czas wakacji i dopiero tam mogła nieco sobie odpocząć. Sahara to jednak dobre miejsce na odpoczynek. Gorący klimat, półnadzy ludzie, więcej szczerości (może dlatego ze przez upał ludzie nie silili się na udawanie, przyklejanie na twarz fałszywych masek). Czy można chcieć więcej? Jej więcej nie trzeba było. Jednak wakacje dobiegły szybko konca a do niej docierało że po wakacjach nie bedzie miala mozliwosci wrócić do Hogwartu. Ten etap miala juz za soba. Teraz przychodziła prawdziwa dorosłość. Dlatego tez postanowila porzucic swoja prace kelnerki (nie żeby jej nie lubila czy cos) i zajac sie czyms czym bedzie mogla zajac sie przez resztę wolnego czasu. Nie musiala szukac dlugo. Ogłoszenie wpadlo w jej rece zaledwie po tygodniu i juz wiedziala, ze to bedzie to. Co jej sie nie spodobalo? Ze po ukonczeniu studiow bedzie musiala zrobic kolejny kurs. Czy studia w dzisiejszych czasach naprawde byly malo wazne? Wystarczylo ukonczyc kurs, znac jezyk i tyle?! W kazdym razie nie zamierzala sie poddawac. Etap pierwszy. Juz na pocztku wiedziala ze bedzie cos nie tak. Widziala spojrzenia innych czarodziejow. Miala az ochote wykrzyczec o co chodzi, ale cale szczescie sie powstrzymala. Co poszło nie tak? Stwierdzono u niej nieumiejętność pracy w zespole. Wyslano ja na tydzien pracy w zespole. Postanowila sie postara by moc przejsc do kolejnego etapu. Z całych sił starała się by wszystko było okej i całe szczęście po tygodniu ciężkiej pracy nad sobą została przepuszczona do drugiego etapu. Zas drugi etap wcale nie byl lepszy niz ten pierwszy. Tyle informacji do przyswojenia! Dziewczyna od razu zaczęła się gubić w swoich zadaniach. Czasami nawet miala ochote siasc i plakac. Szybko do niej dotarło, że nie zaliczy tego etapu. I miala racje. Zaplacila nalezyta cene i postnowila jeszcze raz przystapic. Tym razem jednak wiedziala czego sie spodziewac. Trzeba przyznac, ze z poczatku nadal miala problemy w uporzadkowaniem pewnych informacji, ale poradzila sobie. Dopiela swego i zaliczyla drugi etap kursu a zarazem ostatni.
etap I 2 etap II 5,4
Elizabeth L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Tatuaż przy prawej łopatce, będący anielskim skrzydłem. Blizna na wewnętrznej stronie prawej dłoni. Lekki akcent hiszpański.
Eliza zaczęła drugi rok studiów w Hogwarcie, wiedziała, że nie ma co długo czekać. Nauka szła jej świetnie. Kiedy zyskała chwile wytchnienia, postanowiła przystąpić do kursu na pracownika Ministerstwa Magii. Wiedziała, że po ukończeniu edukacji to tam siebie widzi. Nie zamierzała tylko marzyć, ale musiała coś z tym zrobić. Miała nadzieje zacząć jak najszybciej pracę w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Na początek, chociaż na pół etatu. Kurs miał ją nauczyć podstawowej wiedzy i rozwinąć kompetencje indywidualne oraz grupowe. Cortez musiała zostać oceniona, czy jest w stanie pracować w ministerstwie. Jej otwartość, znajomości językowe czy rozwiązywanie sporów. Wszystko, co wymagało umiejętności społecznych. Ona to miała. Może i brakowało jej doświadczenia, czy odrobiny wiedzy, ale wierzyła w siebie i braki na niektórych płaszczyznach szybko uzupełniła. Ostatni etap miał ją przygotować do pracy, która była na wyciągnięcie ręki. Cortez zawsze szybko przyswajała wiedzę, nawet osoby nadzorujące prace zauważyły jakim fenomenem jest ta młoda dama. Elizabeth zdała kurs w trybie przyspieszonym, a także mogła od razu podjąć się pracy w Ministerstwie Magii. Ukończony certyfikat, a nawet premia, która wpłynęła za kurs. Krukonka była z siebie dumna. Od razu napisała list do rodziców, a także musiała pochwalić się siostrze. Przecież takich dobrych nowin nie należało zatajać.
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Kurs pracownika Ministerstwa Magii 13-23 października, etapy 1-II
U Gunnara stwierdzono nieumiejetność pracy w grupie… zdziwienie? Niekoniecznie. Od zawsze było wiadomo, że znacznie lepiej odnajdował się jako lider, niż jako członek grupy. Kiedy jednak wysłano go na tygodniowe szkolenie i miał okazję przejąć tę konkretną rolę w swojej ekipie, dano mu bonus na przejście do następnego etapu kursu na pracownika Ministerstwa Magii. Na nim z kolei zdał wszystkie sprawdzające jego umiejetności testy śpiewająco. Nawet przyśpieszono proces trwania kursu, więc ostatecznie wyszedł na zero. Uzyskał dyplom z bardzo dobrymi rekomendacjami od szefostwa, które wręcz zachęcało go, do zatrudnienia się u nich w biurze. Zaproponowano mu nawet od razu premię na start, trzydzieści galeonów. Obiecał się zastanowić, bo jak zaznaczył, miał już podjętą pracę w sklepie u Nanuka, choć znacznie niżej pod jego kwalifikacje niż praca urzędnicza...
Etap I: 2 Etap II: 1
zt
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Nie byłam zbytnio zadowolona z dzisiejszego dnia - jeszcze dwa dni wcześniej byłam przekonana, że szef wyśle mnie na konferencję do Francji, tymczasem zamiast upragnionej konferencji dotyczącej eksportu i importu eliksirów otrzymałam za zadanie przepytywanie kandydatów na urzędnicze stanowisko w naszym Departamencie, podczas gdy mój szef sam wyruszył do Paryża. Nic więc dziwnego, że byłam lekko rozgoryczona. Sytuacja była jednak jeszcze gorsza niż mogłam przypuszczać - oprócz mnie w komisji był mój długoletni współpracownik James O’Lean i najgorsza jędza z departamentu, która już od początku robiła wszystko, żeby zepsuć nam humor. Spodziewałam się, że już gorzej być nie może - ależ ja byłam naiwniaczką! Pierwsi kandydaci byli niepokojąco nudni – choć ich kwalifikacje nie były najgorsze, to w gruncie rzeczy nikt z nich nie wyróżniał się na tyle, żebym zwróciła na nich uwagę. Potem było troszkę lepiej i w końcu udało mi się wypatrzeć osoby, które zdecydowanie bardziej odpowiadały temu stanowisku. Moją uwagę zwróciła drobna blondynka, która niedawno ukończyła studia – choć miała najmniejsze doświadczenie, to zaskakiwała wiedzą i otwartością, dlatego wraz z Jamesem byliśmy niemal pewni, że chcemy przyjąć właśnie ją, co spotkało się z negatywnymi komentarzami naszej towarzyszki. Mimo tego iż byliśmy niemal pewni wyboru to musieliśmy przesłuchać wszystkich kandydatów – nie spodziewałam się, że z tego może wyniknąć takie piekło! Cóż to za zbieg okoliczności, że wszyscy najbardziej dziwaczni kandydaci byli w kolejce obok siebie. Do pewnego momentu trudno było mi ocenić kto z nich był najbardziej tragiczny: szalona czarownica z dwoma nosami, siostrzeniec ambasadora Somalii, który z trudem mówił po angielsku, chłopaczek z nieustającą czkawką, czy może paskudny Szkot, który przyszedł do nas w przykrótkim kilcie i zgodnie z tradycją zdecydował się nie zakładać pod niego bielizny. OHYDA! Niemniej całą tę ekipę przebił ostatni kandydat, który próbował flirtować z całą naszą trójką, twierdził, że zna dwadzieścia języków (jak się okazało – był biegły jedynie w trollańskim), a na koniec próbując popisać się umiejętnościami magicznymi zniszczył moja sukienkę i spalił wąsy Jamesa. Katastrofa!