W tym miejscu przeprowadzane są rozmowy kwalifikacyjne kandydatów na pracowników Ministerstwa Magii. Okazyjnie, odbywają się tu również ośrodki oceny sprawdzające kompetencje rekrutujących. Jest to niewielkie pomieszczenie, pełne wielu ksiąg mających na celu uzupełnić wiedzę przyszłych pracowników MM o specjalistyczną wiedzę zawartą w księgach rozmieszczonych po obu stronach od biurka. W prawym rogu pomieszczenia znajdują się niewielkie schodki, prowadzące w dół do małej salki szkoleniowej.
Autor
Wiadomość
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Kurs na pracownika Ministerstwa Magii luty 1996 roku
Miał początkowo problemy jako pracownik Ministerstwa Magii. Ze szkoły wyciągnął usposobienie samotnika. Nie odnajdywał się w grupach, nie chciał, nie umiał ani nawet nie próbował dostosować swoich działań do pracy zespołowej. Nic dziwnego, że wysłali go na dodatkowe przeszkolenie. Sama charakterystyka obowiązków, jakie miał wypełniać i zbiór zasad, jakie miał przestrzegać go nie drażniły, jednak wydłużający się czas na otrzymanie uprawnień, owszem. Dlatego, chociaż z początku nie wykazywał umiejętnosci pracy w szerszym gronie, ostatecznie, po otrzymaniu odpowiednich wskazówek i zaleceń, przyszło mu się do nich zastosowac znacznie lepiej, niż wcześniej, kiedy jedynie zdawał się na swoją intuicję i doświadczenia. Jako zawodowy outsider i były gryfon, który nie miał wiele znajomych, brakowało mu wiele kompetencji miękkich z relacji społecznych, aczkolwiek te braki szybko nadrobił. Przez natłok obowiązków jakie zostały mu zlecone w pierwszym tygodniu kursu i dodatkowe szkolenia, kolejne zlecone zadania wydawały mu się cięższe niż pozostałym kursantom. Wyraźnie natłok informacji i szeregu czynności, jakie musiał zapamiętać, okazał się decydujący na późniejszych etapach sprawdzania jego pojętności i efektywności jego pracy. Nie od razu zdał tę część kursu, musząc podejść do jego poprawy. Chociaż początkowe niesprzyjające warunki rzutowały na odbiór jego jako kursanta, a jego działania często poddawane były w wątpliwość, z biegiem drugiego toku kursu, w końcu uporządkował nabytą wiedzę i wykorzystał ją wraz z jego rozwinięciem, kończąc zawodowe przygotowanie otrzymanym certyfikatem. Tym razem bez problemów.
I etap:2 (zdane) II etap:5 (niezdane) → poprawa: 4 (zdane)
2014 poprzednia Aurora ma 2013, ale nie pasuje mi to czasowo
Dziwne, że po przyjęciu pracy w Wielkiej Brytanii musiała zrobić kurs, kiedy pracowała już w Austriackim Ministerstwie. Nie kłóciła się jednak z nowym szefostwem, tylko podjęła się egzaminów. Nie uczyła się zbytnio, nie starała się też udawać kogoś, kim nie zamierzała być w pracy. Wiedziała, że posiada umiejętności, które były potrzebne, do tego jest niezła w zaklęciach. Niestety zespół asesorów czepiał się każdej możliwej błahostki - stwierdzili u niej brak kompetencji w rozwiązywaniu niespodziewanych problemów - a co ona właśnie robiła? Nie kłóciła się jednak, wiedząc, że pewnie nic nie ugra. Poszła na te wszystkie dodatkowe szkolenia, na których mówili o niczym w języku, który średnio znała. Może to właśnie był problem? Niezrozumienie jej przez egzaminujących? Nie przejęła się tym jakoś mocno, gdyż po zaliczeniu dodatkowych zajęć pozwolili jej po prostu przejść do dalszej części kursu.
Druga część dla Austriaczki była odrobinę trudniejsza. Ogrom informacji który na nią spływał był ciężki do zrozumienia, szczególnie, że pan, który jej wszystko tłumaczył mówił tak szybko, że połowa słów jej się zlepiała w jeden wielki bełkot. Uśmiechała się ładnie i kiwała głową, ale kiedy przyszło do zaprezentowania zdobytych umiejętności to nie szło jej najlepiej. Kiedy musieli ją poprawić po raz kolejny kazali jej się douczyć i wyrzucili z tej części kursu. Zapłaciła za poprawkę, a najtrudniejszych rzeczy poduczyła się w domu, żeby nie ośmieszyć się raz jeszcze.
Kolejny raz wcale nie był prosty, ale wyciągając wnioski z poprzedniej próby szło jej odrobinę lepiej. Kiedy już złapała rytm pracy nic nie mogło jej powstrzymać. Wydawane polecenia wypełniała błyskawicznie, szeroko się przy tym uśmiechając. Mimo ciężkiego początku, kiedy przyszedł czas na podumowanie kursu egzaminatorzy dali jej certyfikat bez zbytniego gadania i wyrzutów sumienia.
Chciała pracować w Ministerstwie Magii głównie dla koneksji - w końcu gdzie indziej poznać wpływowych znajomych jak nie w głównym ośrodku zarządzania czarodziejami w kraju? Polityka też ją w pewnym sensie interesowała - może nie chciała zostać Ministrem Magii, ale praca wśród elit było coś, w czym siebie widziała. Młoda kobieta szybko zderzyła się jednak z rzeczywistością - nawet nie poznała swojego szefa, a całe jej stażowanie to było tylko pomaganie ludziom o odrobinie wyżej randze. Ciekawiło ją czy jej szef w ogóle wiedział, że ma nową osobę na pokładzie, bo ona sama nawet nie wiedziała czy to mężczyzna czy kobieta. Głupie imiona unisex. Z zadawanymi zadaniami radziła sobie całkiem nieźle. Nie mogła powiedzieć, że daje z siebie wszystko - może gdyby miała pewność, że ktokolwiek zauważy jej starania to by próbowała chociaż sprawiać pozory ciężkiej pracy, jednakże kiedy jej szef miał ją kompletnie gdzieś, to i ona się nie starała. Czasami zdarzało jej się zrzucić papierki z biurka czy rozlać kolejną niesioną kawę, jednak nikt jej nie dokuczał i nie docinał. Z powodu studiów nie miała jak nawiązać głębszych relacji, przez co pluła sobie w brodę - w końcu chciała głównie zdobyć jakieś układy. Cóż, dopóki nikt się nie skarżył nie miała chyba na co narzekać, przynajmniej z takiego założenia wychodziła.
Aurorze pracowało się w ministerstwie dość dobrze - większość rzeczy które robiła nie była zbyt skomplikowana, dlatego bardzo ucieszyła się, kiedy dostawała jakąś ważniejszą robotę niż przepisywanie papierków. Starała się wszystko robić bardzo dokładnie, przez incydent, który przydarzył jej się drugiego dnia jej stażu. Dostała bardzo ważne pismo od jednego z szefów innego biura, które miała dostarczyć szefowi do rąk własnych. Cieszyła się, że to właśnie jej przypadło takie ważne zadanie, chociaż pewnie było to spowodowane tym, że nikogo innego nie było w pobliżu i była jedyną osobą u której pisemko mogło przeleżeć kilka godzin, aż do pojawienia się jej szefa. Niestety, kiedy pani sprzątająca zrobiła przeciąg, nieszczęsna kartka wraz z podmuchem wiatrów przeleciała przez długość małego biureczka Aurory i wpadła do szuflady, po czym blondynka kompletnie nieświadomie zakryła ją kolejną stertą dokumentów. Kiedy tylko pojawił się szef, a Aurora sięgnęła po te jakże istotne notatki bardzo się zdziwiła, bo nie było ich tam, gdzie je zostawiła. Przetrzepała całe biuro, nie mogąc znaleźć tych cholernych papierów, Mijały minuty, godziny, jej szef zdążył nawet zapytać, czy nikt nic nie zostawił, a ona dalej nie mogła zlokalizować zagubionych dokumentów. I wtedy zdarzył się cud. Kolega z biurka dalej zapytał o jakieś mało znaczące notatki z dodatkowych szkoleń, które Aurora miała na dnie szuflady i kiedy wyjmowała wszystko w oczy rzucił jej się charakterystyczny kolorowy spinacz. Szybko oddała zaginione arkusze zniecierpliwionemu już Urzędnikowi, bardzo przepraszając za opóźnienie i upewniając go, że nie wiedziała, że to właśnie tych dokumentów szuka. Uśmiechnęła się i przez chwilę udawała głupiutką stażystkę, a kiedy szef machnął ręką mogła wrócić do swoich zajęć.
- Dlaczego Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, a nie Wizengamot, panie Courtenay? - spytała przysadzista członkini zespołu asesorów, wyraźnie nawiązując do rodzinnej tradycji Theodora. Theo zastanowił się chwilę. Bardzo chciałby móc szczerze opowiedzieć komisji o tym, jak to od dziecka pasjonował się regulacjami w zakresie jednolitej grubości kociołków, która miała obowiązywać na całym świecie albo o tym, że na studiach odkrył w sobie zamiłowanie do obcych kultur, które teraz chciałby wykorzystać w praktyce, zdobywając tym samym nieocenionej wartości doświadczenie pod okiem wybitnych w swoim fachu pracowników Departamentu. Prawda była jednak taka, że importowane kociołki interesowały go tyle, co zeszłoroczny śnieg, a obce kultury poznawał od strony, o której nie wypadało nawet myśleć w Ministerstwie Magii. Po prostu musiał w końcu znaleźć zajęcie i, choć posada w Wizengamocie wydawała się najsensowniejszym rozwiązaniem, zdecydowanie bardziej wolałby zacząć prostytuować się na Śmiertelnym Nokturnie, niż codziennie oglądać dziadka. - Od zawsze uważałem, że kształtowanie prawidłowych stosunków z innymi państwami i dobra polityka zagraniczna stanowią solidną podstawę do zapewnienia pokoju na arenie międzynarodowej, a tym samym pozwalają na bardziej efektywne zajmowanie się wewnętrznymi sprawami naszego kraju - odpowiedział bez zająknięcia. - Bardzo chciałbym móc się do tego przyczynić. Zespół wydawał się być przekonany jego motywacjami do podjęcia kursu na pracownika Ministerstwa Magii. Niestety, przy omawianiu wyników testów kompetencyjnych nie omieszkali wytknąć dość rażących braków w zakresie wiedzy specjalistycznej Theodora. O ile niuanse związane z interpretowaniem prawa międzynarodowego nie stanowiły dla niego większych trudności, to już handel magiczny tak, przez co został wysłany na dodatkowe kursy przygotowawcze, które miały rozjaśnić mu kilka kwestii. Ponowne egzaminy na szczęście zdał. Dużo lepiej sprawdził się podczas bardziej praktycznej strony kursu mającej przygotować go do pracy w Ministerstwie. Napędzany chęcią do jak najszybszego ukończenia szkolenia i dyskretnymi łykami Ognistej pociąganymi w toalecie ze schowanej za pazuchą szaty piersiówki, wziął się w garść i solidnie przyłożył do drugiego etapu. Sprawnie porządkował dokumentację, a raporty sporządzał z najwyższą dbałością o poprawność językową. Mając na uwadze wymagania stawiane potencjalnym urzędnikom Departamentu, starał się przeprowadzić kurtuazyjną rozmowę z każdym, kto nadzorował przebieg jego kursu, dla lepszego efektu zgrabnie wplatając w dyskusje wzmianki o zagranicznych kulturach i lawirując między językami. Kto wie, może właśnie dzięki temu udało mu się zrobić tak duże wrażenie na szkoleniowcach, którzy jednym głosem stwierdzili, że się tu marnuje i znacznie przyspieszyli jego szkolenie, dodatkowo nagradzając go certyfikatem ukończenia kursu i nie szczędząc mu pochwał.
Cały okres stażu mijał jej bardzo szybko. Nie pracowała do nocy, nie była też zmuszana do robienia kawy i noszenia jej wraz z pocztą ludziom z wyższym od niej stanowiskiem. W pewnym momencie miała wrażenie, że nie dzieje się praktycznie nic, żadnych akcji, żadnych szczególnych zdarzeń. Po tym jak zgubiła te ważne dokumenty pilnowała swojego stanowiska i porządku na nim, więc taka sytuacja nie mogła mieć już miejsca. Bardzo podobała jej się ta praca, szczególnie kiedy dostawała poważniejsze zadania w których mogła się wykazać. Chyba dlatego jej szef kilka dni przed końcem stażu zaprosił ją do swojego gabinetu, gdzie przedstawił jej propozycję objęcia stanowiska w jego apartamencie. Ucieszyła się i oczywiście przyjęła tak atrakcyjną ofertę. Mało kto od razu po stażu może zapewnić sobie posadkę w Ministerstwie! W dniu ukończenia stażu nawet tego nie odczuła - w końcu i tak miała przyjść do biura dnia następnego. Jedyne co zwróciło jej uwagę, to kapelusz, który ewidentnie nie należał do niej. Nasunęła go na czoło, by przekonać się, że był to lewitujący kapelusz. Zaśmiała się cicho, podziękowała swoim współtowarzyszom za taki zabawny prezent pożegnalny i udała się do swojego nowego biurka, by zacząć pracę na poważnie.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Tego dnia Boris był bardzo zdenerwowany. To był jego trzeci miesiąc w całkowicie obcym miejscu, gdzie nikogo jeszcze nie znał. Na dodatek tutejsi mieszkańcy nie wydawali się przyjaźnie nastawieni do niego. Czyżby jego pochodzenie było tego powodem? Po zjedzeniu porządnego śniadania, ubrał się w swój najlepszy garnitur i pospiesznie udał się do Ministerstwa Magii, gdzie miał zacząć zaliczać kursy na pracownika tej instytucji. Chociaż wydawało mu się, że jest przygotowany na wszystko, podczas pierwszego spotkania stres przytłoczył go tak bardzo, że nie był w stanie poprawnie odpowiedzieć na większość z pytań. Przybiło go to bardzo, przez co zaczął znowu pić, jednak po kilku dniach dostał list informujący go, że zostanie przepuszczony dalej, na kolejny etap rekrutacji, po zaliczeniu dodatkowych kursów, które trwały zaledwie miesiąc. Ostatnim etapem rekrutacji miało być przygotowanie do pracy, jednak przez pierwsze nieudane podejście do poprzedniego etapu oraz zbyt małej ilości czasu na przygotowanie do kolejnego, Boris nie był gotowy na przyswojenie tak dużej ilości informacji i zadań, jakim go obciążono. Po pewnym czasie został zmuszony do ponownego rozpoczęcia kursu. Tym razem Zagumov przygotowywał się dwa razy dłużej, dzięki czemu ostatni etap kursu przeszedł celująco, zyskując najwyższe oceny ze wszystkich uczestników tego kursu. Z uwagi na swoją wiedzę i umiejętności, Zagumov uzyskał certyfikat wcześniej oraz otrzymał dotacje w wysokości 30 galeonów, już następnego dnia, gdy rozpoczął staż
Ostatnio zmieniony przez Boris Zagumov dnia Sob 1 Lut 2020 - 23:43, w całości zmieniany 1 raz
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Po ukończeniu kursu, Boris zdecydował się od razu rozpocząć staż w Ministerstwie Magii, a dokładniej w Biurze Bezpieczeństwa? Czemu podjął taki, a nie inny wybór? Głównie z tego powodu, że od początku swojej nauki skupiał się na zaklęciach związanych z walką, dlatego praca w biurze zajmującym się zapewnianiem bezpieczeństwa wydawała mu się idealna. Chciał pracować w miejscu, gdzie jednocześnie spełni się zawodowo i nie będzie musiał się przepracowywać. Już w pierwszych dniach stażu, szef bardzo go chwalił i doceniał jego starania. Zawsze dostawał najważniejsze dokumenty do posortowania i dostarczenia. Był też często osobą, której zwierzał się szef tego biura, a na dodatek dostawał premię, za wykonywaną pracę. Jak dotąd wszystko zapowiadało się łatwo, gładko i pięknie.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Staż-Etap II,Londyn 2015, Retrospekcja Kostki:1 i 2
Boris przez kilka pierwszych dni stażu w Biurze Bezpieczeństwa spisywał się dobrze. Wszystkie zlecone mu zadania wykonywane były starannie i na czas, dzięki czemu dostawał coraz to nowe obowiązki, które nie sprawiały mu żadnego trudu, aż do czasu... Pewnego razu, pod koniec dnia roboczego, roznosił pakunki i raporty na odpowiednie stanowiska, ale przez zmęczenie i roztargnienie, dotknął pióra wystającego ze źle zapakowanego pakunku. Najwidoczniej musiała być na niego rzucona klątwa, ponieważ już następnego dnia, jego ręce pokryły się obrzydliwymi, dużymi krostami, które bardzo piekły Rosjanina, ten jednak postanowił zignorować objawy, ponieważ chciał skupić się na obecnej pracy, żeby w niedalekiej przyszłości zostać zatrudniony w biurze. Przez kolejne dni krosty rozprzestrzeniły się na większość ciała, poza twarzą. Wtem, podczas przerwy na obowiązkowe uzupełnienie alkoholu we krwi, Boris poczuł się bardzo słabo i w drodze powrotnej do biura poleciał jak długi na wózek z raportami, które rozsypały się po całym korytarzu, niektóre na dodatek zostały umorusane w ropie z jego krost. Zagumov miał to szczęście, że trafił do szpitala, gdzie wyleczyli go w mgnieniu oka. Jego odpoczynek trwał zaledwie dwa dni, w ciągu których miał przyjemność podziwiać piękne ściany budynku, w którym się kurował.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Dlaczego Ministerstwo Magii. To przecież idiotyzm patrząc przez pryzmat tego jakim był człowiekiem i czyje nazwisko nosił. Nie powinien, jego dziadek w grobie się przewraca, a ojciec w Azkabanie wyje przez zakratowane okna z bólu serca. A jednak Lyall przekraczając próg Biura Rekrutacji brodę miał wysoko, a spojrzenie przytomne. Ze zdziwieniem, choć niemym i ukrytym głęboko w głowie, przyjął fakt, że nikogo nie obchodziło tu czyim był dziedzicem. Znał te twarze, przynajmniej kilka z nich, z sal rozpraw w Wizengamocie, a jednak dali mu szansę, jednak nie spoglądali na niego tak jak wtedy, tak jak podczas skazania, tak jak spodziewał się, że będą. Był jedynie anonimowym kandydatem, jednym z wielu czekających na korytarzu. W skupieniu podjął się złożonych mu poleceń, choć z wielkim dyskomfortem wchodził w kooperację z innymi uczestnikami kursu. Nic nie zostało niezauważone, choć radził sobie nie najgorzej, komisja wciąż zwracała mu uwagę, że to nie jest zawód jednoosobowy, że należy się wspierać, współpracować i pilnować wzajemnie - koncepcja, która dla Morrisa, uwiązanego do swojej rodziny jak pies na łańcuchu, wydawała się niemal abstrakcyjna i być może byłaby kresem jego kariery, gdyby nie fakt, że … rzeczywiście zależało mu by to zmienić. Powoli i mozolnie, choć zadania szły mu dobrze, nie był w stanie przemóc się do współpracy. Skierowany na tygodniowe szkolenie pracy w zespole obserwował z niemym zachwytem jak doskonale może działać mechanizm pracy grupowej. Jak bardzo łatwiej może być w życiu, jeśli człowiek nie odizoluje się od całego świata i nie odrzuci faktu istnienia czarodziejów w swoim najbliższym otoczeniu. Napełniony nową siłą zgłosił się do ośrodka oceny po promocję do drugiego etapu kursu.
Ministerstwo Magii okazało się być równie piękne, co prawdziwym piekłem dokładnie takim jakie przedstawiano mu w domu. Zatruty eliksir jaki w gratulacjach z powodu podjęcia kursu przysłała mu matka prawie wypalił mu dziurę w dłoni. Mimo to podjął się przecież w końcu czegoś, zamiast tkwić w marazmie i przekonaniu, że w lipcu nadejdzie koniec jakiegokolwiek życia jakie do tej pory mógł rozumieć. Miał zdolności i umiejętności wymagane do pracy w urzędzie, a jednak potykał się o drobne sprawy, ilość informacji była zatrważająca, ludzi i systemów pomiędzy którymi należało funkcjonować zadziwiająca. Na wpół zafascynowany, na wpół onieśmielony? Uczestniczył w przygotowaniach do objęcia stanowiska pracownika urzędu przykładając się ile tylko był w stanie z siebie wykrzesać. Bardzo nie chciał myśleć o tym skąd w nim ta nowa siła i co sprowokowało tę ochotę do działania - pogodzenie się z myślą o posiadaniu przyszłości wciąż było bolesne, a ten pesymistyczny gnój wolał się miło zaskoczyć, niż po raz kolejny łatać rany w brzuchu.
ukończony
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Staż-Etap III,Londyn 2015, Retrospekcja Kostki:1 i 4
Pewien ktoś, a konkretniej siostra Borisa powiedziała kiedyś, że na równi z jego przerośniętymi ambicjami, rośnie jego lenistwo oraz brak systematyczności. Przez większość czasu spędzonego w ministerstwie, Rosjanin, kolokwialnie mówiąc, zlewał wszelką nieciekawą pracę papierkową, gdyż wydawało mu się, że wszystko zrobi ostatniego dnia, ponieważ nie będzie to nic wymagającego. Niestety ale pomylił się z oceną tego, nie był to pierwszy ani ostatni raz, kiedy coś mu się nie zgadzało. Gdy wszyscy koledzy i koleżanki z biura porozchodzili się do domu, Boris siedział przez cały dzień, nie korzystając przy tym z przerwy obiadowej, nad różnymi raportami, tak, by na pewno wszystko oddać. Na jego nieszczęście, jeden z jego kolegów, chyba jakiś Martin, miał na tyle wyszukane poczucie humoru, że wykorzystał nieuwagę Zagumova i związał mu buty ze sobą za sznurówki. Nie byłoby to żadnym problemem dla stażysty, gdyby nie fakt, że musiał nagle pójść za potrzebą do łazienki. Gdy chciał postawić pierwszy krok, zorientował się, że coś jest nie tak, ale niestety było za późno. Runął jak długi na ziemię, na szczęście jedynym obrażeniem był rozkwaszony nos oraz pęknięte sznurówki. Gdy tylko wstał, podeszła do niego nieznajoma kobieta, która natychmiastowo naprawiła jego nos oraz usunęła krew z twarzy oraz koszuli. Tak oto skończył się ostatni dzień stażu dla Borisa Zagumova.
Ostatnio zmieniony przez Boris Zagumov dnia Wto 28 Kwi 2020 - 1:31, w całości zmieniany 1 raz
Ostatni rok nauki studenta Slytherinu dobiegł końca, natomiast sam młodzieniec nie mógł nadziwić się, jak szybko mu ten okres zleciał. Jeszcze jakiś czas temu po raz pierwszy przekraczał próg wielkiej sali, a już teraz mógł udał się na swój pierwszy staż w Ministerstwie Magii. Po ukończonej szkole, za przyzwoleniem ojca, Elliot zrobił sobie dłuższe wakacje i już w kwietniu umówione miał wspomniane praktyki. Rozmowa rekrutacyjna była już za nim i na szczęście poszła mu gładko. Dobre oceny z Zaklęć i OPCM przemawiały same za siebie. Nie pozostało już nic więcej, jak wstać pierwszego dnia nieco wcześniej rano i liczyć na to, iż wszystko pójdzie według planu. W pierwszej kolejności Elliot został wprowadzony do biura, gdzie przedstawiono go najbliższym pracownikom, którym asystować miał przez najbliższy miesiąc. Na początek zajmował się zapisywaniem przebiegu spotkań, uzupełnianiem dokumentacji, a także sporządzaniem raportów oraz notatek. Najważniejszą jednak rzeczą w całym procesie było wdrożenie się w rytm pracy i poznanie panujących zwyczajów. Papierkowa robota zarówno nie grzała jak i nie ziębiła młodego Blake'a, toteż wykonywane obowiązki przychodziły mu lekko. Nie ulegało również wątpliwości, że czas leciał tutaj zdecydowanie szybciej niż na lekcjach zielarstwa, co było pierwszym znakiem, że młodzieniec dobrze trafił ze swoim wyborem miejsca stażu. Pierwsze kroki, jak to zwykle bywa, były najtrudniejsze, jednak Elliot całkiem sprawnie wdrożył się w życie Biura Bezpieczeństwa. Momentami bywał nieco zagubiony, jednak nie krępował się zadawać pytania stałym pracownikom, dzięki czemu szybko poradził sobie z opanowaniem swoich obowiązków. Ludzie w biurze nie przeszkadzali młodzieńcowi w większym stopniu swoim zachowaniem, co świadczyło o ich dojrzałości i za co też był wdzięczny. O ile nie zapowiadało się, iż zawrze w tym miejscu większe przyjaźnie, tak szef chyba się w nim zakochał. Elliot nie do końca rozumiał, co on w nim widzi, gdyż do pracy przykładał się raczej zwyczajnie, jednakże postanowił grać dobrą minę do złej gry i skwapliwie korzystać z tego udogodnienia. Zapowiadało się, iż staż minie mu wyjątkowo przyjemnie, a pierwsze jego etapy poszły nawet lepiej niż to sobie wyobrażał.
Pierwsze tygodnie stażu przebiegły Elliotowi luźno i przyjemnie, a co najlepsze było w pracy biurowej, po jej godzinach miał czas tylko i wyłącznie dla siebie. Pierwsze dni opiewały w wiele nowości, a co za tym idzie, uwaga młodzieńca musiała być podwójnie wzmożona. Z czasem jednak doszedł do wniosku, że jego obowiązki były całkiem proste i już po kilku dniach wpadł w satysfakcjonującą rutynę, która poprawiła jego codzienny nastrój. Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił i kiedy wydawało się już, że w Ministerstwie Magii nic nowego już nie doświadczy, na korytarzu zaraz przed windą znalazł nietypowe pióro. Z początku Elliot chciał poszukać jego właściciela, jednakże szybko zdał sobie sprawę z tego, że jest to praktycznie niewykonalne w tak ogromnym budynku. Nie pozostało mu więc nic innego jak przygarnąć zgubę i dołączyć do swojego codziennego inwentarza. Okazało się, że magiczny przedmiot był niebywale użyteczny i młody Blake dziwił się, że nie kupił sobie czegoś takiego wcześniej. Jako iż jego praca polegała w głównej mierze na zapisywaniu i notowaniu różnych rzeczy, pióro odciążyło jego nadgarstki po stokroć.
Staż Elliota w ministerstwie magii trwał w najlepsze i zdecydowanie bliżej już było jego końca niż początku. Dni mijały szybko i wydawało się, że już nic nie może pójść źle. Zmierzając korytarzem, wpadłszy w zamyślenie Blake niespodziewanie zderzył się z jakimś starszym facetem tuż po wyjściu z windy. Szybko pozbierał się do kupy i skierował się ku szefowi, któremu dostarczyć miał ważny list. W gabinecie już okazało się, że przesyłka znikła i po krótkiej sesji nerwowego przeszukiwania wszystkich kieszeni, Elliot pogodził się z faktem, że prawdopodobnie zagubiona została na korytarzu podczas zderzenia. Przeprosił swojego przełożonego na moment, aby wrócić na miejsce wypadku i sprawdzić czy list nie leży może gdzieś na ziemi, jednak jego nadzieje były zgubne - Pieprzony dziad - warknął pod nosem na wspomnienie o mężczyźnie z którym się zderzył. Nie pozostało mu nic innego jak wrócić do kierownika i powiedzieć mu o tym co się stało. Mający jak dotąd czyste konto Elliot, był zły na siebie, iż chwila nieuwagi wszystko popsuła. Szef nie był na niego bardzo zły, ale dało się w nim wyczuć nutkę dezaprobaty. Koniec końców staż udało mu się jednak ukończyć pozytywnie, a ostatniego dnia współpracownicy podarowali mu lewitujący kapelusz w ramach podziękowania za udaną współpracę. Młodzieniec był kontent z faktu, że ktoś docenił jego trudy i chociaż rola którą pełnił nie należała do wymagających, dobrze było wiedzieć, że jego osoba nie była dla nikogo kamieniem w bucie.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Pierwszego etapu kursu Shaw nie mógł zaliczyć do najbardziej udanych. Podczas "ewaluacji" był trzykrotnie cofany do etapów początkowych i oceniany jako osobnik mający problemy ze stresem. Ostatecznie jednak Krukon spodziewał się, że gdyby przystąpił do testów i kursów w innym okresie, zapewne poszłoby mu o wiele lepiej - nie dość, że zbliżały się końcoworoczne egzaminy, to jeszcze okazało się, że Ravenclaw jednak będzie grał o Puchar Quidditcha i prawdopodobne było, że Shaw pojawi się na boisku - jako pierwszy wybór lub jako zmiennik. W końcu jednak, przy czwartym podejściu - cztery było przecież oczywiście szczęśliwą liczbą - Darrenowi udało zaliczyć się pierwszą część kursu.
Jak wyżej było już wspominane, w Hogwarcie zbliżał się czas egzaminów. W głowie Krukona kłębiło się od dat z historii magii, przepisów na eliksiry i sposobów zastosowań zaklęcia Libertas, ciężko mu więc było na początku przyswoić wszelkie informacje o protokołach i przepisach obowiązujących w Ministerstwie. W końcu jednak zaliczył także i ten, ostatni etap - względnie bezproblemowo. Szkoleniowcy po wszystkim wręczyli mu upoważnienie do odebrania certyfikatu z którym będzie mógł znaleźć zatrudnienie gdzieś w Ministerstwie Magii - a Shaw nawet miał już mniej więcej orientację, w którym departamencie będzie szukał swojej posady.
Jewgienij Ilja Krawczyk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 187 cm
C. szczególne : Obojętny wyraz twarzy, bladość, zimne spojrzenie, piegi, rude włosy i zarost, wschodni akcent.
Nie wiedział, jak to właściwie się stało, że zainteresował się pracą w Ministerstwie. Może wpłynął na to fakt, że interesował się prawem mugoli, więc postanowił związać przyszłość z prawem czarodziejów? Niewykluczone. Skoro jednak tak postanowił, to nie odkładał tego na później, tylko od razu przystąpił do realizacji planu. Pierwsza część kursu nie poszła mu najlepiej. Niby stwierdzili, że nadaje się do tej pracy, ale jednak coś im nie pasowało, przez co musiał podejść do tej części jeszcze raz, aby uzupełnić jakieś braki. Za drugim razem, gdy już wydawało mu się, że wszystko będzie dobrze, stwierdzili u niego jakieś problemy w radzeniu sobie ze stresem, i ponownie kazali mu powtarzać tę część kursu. I choć myślał, że gorzej być nie może - mylił się. Bo znów został odesłany na poprawkę. Już zaczynał podejrzewać, że chyba robią to specjalnie, bo może mają problem z jego zagranicznym akcentem, gdy nareszcie przepuścili go do następnej części kursu. Druga część poszła mu już zdecydowanie lepiej. Osoby nadzorujące jego postępy nawet zdecydowały się przyspieszyć tę część kursu, ponieważ radził z nią sobie nadzwyczaj dobrze. Bez problemu zakończył kurs, a nawet otrzymał premię! Chyba jednak poszło mu lepiej, niż podejrzewał.
// zt
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Długo zastanawiała się nad zmianą pracy w miejscu, które znacznie bardziej doceni jej umiejętności i zaangażowanie. Gdzieś, gdzie będzie kimś więcej niż zwykłym sprzedawcą, na którym można rozładować swoje frustracje. I choć wiedziała, że w ministerstwie też niejeden raz spotka się z sytuacją, w której ktoś będzie usilnie pokazywał swoją wyższość albo wykorzystywał ją do żmudnego przepisywania papierów albo raportowania, wciąż uważała, że to o wiele lepsze stanowisko. Podczas pierwszego etapu sprawdzano jej kompetencje - i jak umiała pracować pod presją, zachowywała spokój w warunkach trudnych czy stresowych, tak miała problemy ze współpracą z innymi. Całe życie radziła sobie sama; wolała działać w pojedynkę, bez konieczności rozmawiania z innymi, w pełni oddając się przydzielanym obowiązkom. I w związku z tym, przez cały tydzień musiała uczęszczać na zajęcia, które uczyły ją pracy grupowej. Zacisnęła więc zęby i z udawanym zaangażowaniem brała udział w kursie, ostatecznie przekonując prowadzących, że jest wystarczająco kompetentna, aby dostać się do drugiego etapu. Początkowo czuła się zagubiona w wielkim gmachu ministerstwa, wśród tylu ludzi, non stop gdzieś biegnących i załatwiających ważne sprawy, ale po kilku dniach przywykła i przystosowała się do tempa, stopniowo uporządkowując wymaganą wiedzę, a co najważniejsze - korzystając z niej w trakcie kursu, otwierając sobie tym samym drogę do ministerialnej kariery certyfikatem uprawniającym do pracy w Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof.
Hope postanowiła zrobić kurs na Pracownika Ministerstwa Magii aby rozpocząć pracę w Departament Magicznych Wypadków i Katastrof. Może i nie była to jakaś super wymarzona praca, ale na pewno odpowiedzialna i w miarę dobrze płatna. Na pewno będzie miała bardzo dużo papierkowej roboty, ale w końcu wysiłek się opłaci prawda? Powoli weszła do budynku Biura Rekrutacji i westchnęła cichutko. Musiała przejść pierwszy etap kursu czyli badanie jej k9ompetencji. Końcowa ocena ośrodka oceny wykazała, że mimo drobnych braków kompetencyjnych, jest ona w stanie wykazać się w pracy w Ministerstwie Magii, ale brak wiedzy, na niektórych płaszczyznach, niweluje dalsza część kursu. No niestety nie udało się, ale mogła się poprawić! Poprawa się opłaciła jest idealnym kandydatem do pracy w Ministerstwie Magii, z łatwością przechodzi ośrodek oceny, a asesorzy udzielają awansu do podjęcia się następnej części kursu. Z początku miała pewne problemy z uporządkowaniem zdobytej wiedzy z zakresu wielu dziedzin, jednak wraz z rozwinięciem kursu, wszystko stało się dla niej powoli porządkować. Szkoleniowcy z czystym sumieniem przydzielają Ci certyfikat ukończenia kursu. Zadowolona z siebie Ślizgonka opuściła biuro rekrutacji.
Bardzo dobrze pamiętał, że w czasie przebywania w szpitalu uczył się na temat tego wszystkiego. Książka z której się uczył nosiła oczywiście tytuł "Jak zostać pracownikiem ministerstwa magii i nie zbłaźnić się pierwszego dnia stażu", autorstwa jakiegoś wyżej postawionego urzędnika-pisarza. Zeph wszedł lekko niespokojnie do samego wnętrza budynku i odpowiedniej sali, ale widząc wszystkich asesorów będących przed nim czuł się tak naprawdę niepewnie. Nie wiedział ile tak naprawdę z tego wszystkiego wyjdzie, ale wiedział, że musi się postarać zrobić to lepiej niż zamierzał. Skupiając się na teście widział jednak, że brakowało mu czegoś jeszcze... I niestety, nie był w tym sam. Mimo to musiał jeszcze nad tym popracować, wysyłając siebie samego przez nich na kursy dokształcające, ale ostatecznie... udało się... przeszedł dalej. Wraz z przejściem dalej znajdował się wraz z innymi kursantami na odpowiednim wydziale, gdzie wszyscy musieli nauczyć się działalności różnych działów i ostatecznie tego czym rządzą się dane dziedziny. Sam ich od razu nie pamiętał, ale wraz z kolejnymi momentami i sytuacjami dowiadywał się więcej, ba, przypominał sobie o nich na tyle, że szkoleniowcy nie mieli złudzeń, że faktycznie był już gotowy do swojego stażu na pracownika ministerstwa. Ale musiał jeszcze... no właśnie... Przejść staż. Tym samym... Był gotowy się tego podjąć. Musiał... żyć dalej... Chyba.
Kostki: Etap pierwszy: 3>2 (poprawka niepłatna) Etap drugi: 5>6>2 (poprawka:20g, jedno 6 mi się zdublowało bo akurat poprzedni temat kostek się zapełnił, tworzył nowy i się zabugowało)
Styczeń 2021
Trochę chujowo to wszystko wygląda, nie przyznam, że nie. Zmuszony, żeby tu pracować, pod groźbą wyrzeczenia się własnego dziedzictwa, nazwiska, rodziny i tak dalej. No, ale czego się nie robi dla swojej familii? Właśnie. Także ruszyłem na kurs, jeden z wielu kursów, do których zamierzałem podejść. Ten był teoretycznie najprostszy, choć to nie do końca dobre słowo. Najbardziej podstawowy, bo w moim przypadku to będzie najtrudniejszy, najczęściej będzie mnie łapać kurwica. Bo bycie korposzczurem, trybikiem w maszynie i to jeszcze najniższego szczebla nigdy nie było moim marzeniem, a tu proszę, żeby piąć się wyżej, trzeba było najpierw posmakować szczyn z samego dna. I wiecie co wam powiem? Śmierdzą. Pierwszy etap na urzędnika ministerstwa był w teorii prosty, w praktyce irytujący, mnie też długo w Anglii nie było, a styczność z ministerstwem miałem tylko u siebie na chacie, kiedy matce udało się cokolwiek wyciągnąć z ojca. Znaczy się, oni dużo gadają, ale mało, kiedy w ich otoczeniu byłem ja lub brat czy siostra. Wtedy to ojciec stawał się istnym posągiem, mimem, który nie powie ani słowa, chyba że będzie ono związane z naszymi wspaniałomyślnymi naukami. Szybko w MM doszli do tego, że potrzebuje więcej wprawy, więc wysłano mnie na jakieś tam kursy dodatkowe, które szybko zaliczyłem i wróciłem do podejścia do pierwszej części, którą tym razem zdałem bardzo śpiewająco. Druga część już była nieco gorsza, bo była powiązana z byciem zorganizowanym w pracy, a tu mówimy tylko o pracy papierkowej. Jak mógłbym być zorganizowany, kiedy przed oczami widzę palącego sobie fajkę staruszka, śmiejącego się jak głupi w martwą przestrzeń. I może bym uwierzył, że on sobie tutaj tak niewinnie siedzi, gdybym go nie znał i nie wiedział, że Backwoods, bo tak miał na nazwisko, nie żyje od dwóch lat. Na skutek mojego rozkojarzenia nie udało mi się za pierwszym razem, ani za drugim. Dopiero za trzecim, kiedy to byłem w nieco innej kondycji fizycznej udało się to zdać śpiewająco, że nawet dano mi premię trzydziestu galeonów! Dzięki, nie będę już wam mówić, że jesteście nieudacznikami życiowymi w tym ministerstwie, obiecuje!
z/t
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Dotąd modele smoków stanowiły dla niej raczej ucieczkę od nabierających na trudności studenckich realiów. Zresztą rzeczy te napędzały się nawzajem, bo przesiadka na studenckie dormitorium, z reguły dość puste, ponieważ nikt od studentów nie wymagał już pozostawania w zamku, ułatwiła jej kontakt z ożywionymi figurkami, wśród których każda wydawała się być zaskakująco ciekawym i unikalnym w zachowaniu okazem. Teraz jednak znalazła się sposobność, aby skrzydlate potworasy stały się już nie sekretnym wyjściem poza problemy, a swego rodzaju mostem, który miał łączyć pasje Gryfonki z realnym przekładaniem ich na obowiązki dorosłego życia. Może właśnie dzięki nim to nie miało od pierwszych chwil brzmieć aż tak przerażająco? Zatem już nie z duszą, a modelem Ogniomiota na ramieniu stawiła się na kurs w Ministerstwie, a zapytana o niego skrótowo wyjaśniła, po co było całe to przedstawienie. Oczywiście znalazły się osoby, które dostrzegły w niej zakręconą i zagubioną marzycielkę, która nie potrafiła sobie radzić w nagłych kryzysach, więc wysłano ją na krótkie szkolenie i udzielono jej kilku naprowadzających na przyszłe stanowisko rad. Bitch please, jako kapitan Gryfonów radziła sobie wcale nieźle z problemami, które dotykały jej otoczenie, zażegnywała konflikty, budowała w ludziach pewność siebie i dbała o jedność w ramach grupy. A to, że w tym wszystkim często zapominała o własnych zmartwieniach, czy w pewnych momentach minionych sezonów również o śnie? Nie żadnych biurkowych speców w tym głowa. Cała reszta szkolenia przeleciała jej w takim tempie, że sami organizatorzy niejednokrotnie nie nadążali. Chyba wynikało to przede wszystkim z tego, że chciała mieć to jak najszybciej za sobą, a organizacja wewnątrz docelowego Biura nie brzmiała dużo bardziej zawile niż to, do czego była przyzwyczajona w małej księgarni należącej do matki, gdzie nie tak dawno dane jej było spędzić większą część wakacji. Koniec nastąpił wyjątkowo szybko, jednak jej realne interesy w tym miejscu dopiero się otwierały. Nikt przecież nie miał na tyle odwagi, a tym bardziej zaufania do sceptycznie nastawionej do biurowej pracy dziewczyny, aby pozwolić jej wprowadzić, czy zorganizować cokolwiek w dużej mierze na własną rękę. Musiała czekać, musiała zapracować na swoją okazję, a wcześniej trochę wsiąknąć w klimat i towarzystwo, z jakim miało jej przyjść współpracować na nowym stanowisku. Ale w Grach i Sporcie chyba trudno było o przesadnych nudziarzy i ludzi, dla których dana posada byłaby karą i rozczarowaniem? Przynajmniej dopóki nie byli zrujnowanymi przez kontuzję sportowcami...
Trochę z braku innego pomysłu na życie i samego siebie Philip, latem 2018, postanowił zrobić sobie kurs na pracownika Ministerstwa Magii. Jeszcze do niedawna chciał pracować w Wizengamocie i przygotowywał się do tej pracy, ale teraz nie był już tego taki pewny. Uznał jednak, że wykorzysta wiedzę i umiejętność, które zbierał przez ostatnie lata i postawi pierwszy krok na drodze do zostania ministrem magii i przejęcia świata. Lub nie. PhiPhi napisał test, który ktoś kazał mi napisać. Odpowiedział na kilka pytań. Wydawały mu się dość proste i jakieś takie irytująco banalne. Jedną z rzeczy, po których chłopak w życiu by się nie spodziewał, że sprawią mu przyjemność, było czytanie książek z zakresu historii magii. To jednak okazało się niewystarczające, ponieważ otrzymany wynik dawał mu do zrozumienia, że jest zwyczajnie zbyt głupi, by przejść nawet podstawowy kurs na zwykłego urzędasa. Za drugim razem wiedzówka poszła mu znacznie lepiej, co delikatnie podbudowało jego samoocenę, ale nagle nadeszły jakieś żałosne testy psychologiczne, których nie udało mu się już przejść. Przynajmniej tym razem nikt nie kazał mu dopłacać za nic. Szkoleniowcy kazali mu się wybrać na jakieś dodatkowe kursu z tego zakresu, ale zanim się na nie wybrał, poszedł się upić w pierwszym lepszy mugolski barze w północnym Londynie. Na dodatkowy kurs z zakresu radzenia sobie za stresem i innych tego typu pierdół przyszedł więc potężnie skacowany i nie był nawet pewien czy to, co wypełnia to właściwy test czy może właśnie zaprzedaje duszę diabłu albo innemu Voldemortowi. Jak się łatwo można domyślić Philip nie zdał tego test po raz kolejny, ale tym razem był wdzięczny, że ktokolwiek pozwolił mu jeszcze podchodzić do niego ponownie. Nie pijcie przed egzaminami, dzieci! Na kolejne podejść do testu kompetencji poszedł już trzeźwy jak noworodek. Usadowił się grzecznie na krzesełku. Odpowiedział na wszystko pytania i zrobił wszytko to, o co go poproszono i... niezdar ponownie. Wyszedł do hallu głównego, gdzie czekała tego znajoma, podszedł do niej i wycedził przez zęby "Jebać to całe ministerstwo!". Kilka dni później ze spuszczona głową i rezygnacją podszedł do testów psychologicznych ponownie. Odpowiadał spokojnie. Zastanawiał się nad każdym słowem. Starał się, jak tylko mógł, żeby na koniec do wiedzieć się, że zespół jakichś starych dziadów potwierdza jego braki w wiedzy i kompetencjach, więc wysyła do na dodatkowe szkolenia. Ale zdał. Koniec końców zdał, choć bardzo niechętnie wybrał się na te dodatkowe kursy, które zostały mu zlecone. Przynajmniej tym razem nie będzie musiał powtarzać tej całej szkopki. Kurs przygotowujący do nowej pracy był raczej praktyczny i Philip świetnie sobie z nim poradził. Sporą część rzeczy wiedział już wcześniej. Szło mu na tyle szybko i dobrze, że zaproponowano mu dodatkowych 30 galonów, jeśli podejmie się pracy od zaraz. Ta propozycja bardzo połechtała jego ego, więc zgodził się bez większego zastanowienia. Postanowił, że przynajmniej na razie posiada w Ministerstwie Magii będzie zadowalająca.
Nadszedł czas przebycia stażu. Co prawda, nie był on wcale wymagany na stanowisku pracy, które obejmowała, a nawet, gdyby jakimś cudem awansowała wyżej to też nie musiałby się przejmować nadrabianiem tego czasu. W gruncie rzeczy przyszła tutaj całkowicie dobrowolnie, bez poczucia presji z żadnej strony. Chciała tego stażu, ponieważ wiedziała, że niewątpliwie nauczy ją wiele pożytecznych rzeczy oraz sprawi, że będzie dużo sprawniej wykonywać swoje obowiązki w biurze. Praca przy dokumentach nie męczyła dziewczyny aż tak bardzo, ale zawsze przyda się wiedza, jak to zrobić szybciej oraz lepiej. Dzięki temu zyska więcej czasu na różne inne aktywności po pracy. Zdążyła poznać już kilku nowych brytyjskich znajomych i nie chciała, aby te relacje szybko obumarły przez jej ciągłe przebywanie w pracy. Dotychczas Ariadne ratowała tylko świetna organizacja oraz planowanie każdego dnia. Na staż przyszła pełna optymizmu, co jednak szybko zostało poddane ciężkiej próbie. Jasnowłosa nie miała pojęcia skąd ten wielki pech, który nagle na nią spadł. Psuła czegokolwiek się podjęła. Popełniała drobne błędy, ale było ich prędko tyle, że aż zyskała sobie specjalny pseudonim wśród innych stażystów. Czuła się po prostu, jakby znów trafiła do szkoły, Salem konkretnie. Wtedy nabijano się z Ariadne z innych powodów, ale mentalność pozostawała ta sama. Ignorowała całkowicie tych nieprzyjemnych ludzi, starając się nie tracić wiary w siebie. Dzięki determinacji przetrwała pierwszy tydzień i pasmo porażek, jakie się za nim ciągnęło. Wyglądało na to, że gorzej zaprezentować się na początku stażu po prostu nie mogła. Ariadne nawet podejrzewała, że ktoś mógł rzucić na nią jakąś klątwę. W końcu zazwyczaj młodej aurorce wszystko wychodziło naprawdę dobrze oraz sprawnie. W Ministerstwie do tej pory nie padła na nią ani jedna skarga, a wręcz zebrała kilka pochwał. Co się więc teraz działo? Pozostawało liczyć, że to tylko chwilowy kryzys i kolejne tygodnie będą mniej wykańczające. Najgorsze było chyba to, że straciła część galeonów, których jak na złość teraz bardzo potrzebowała.
Powiedzieć, że początek stażu Ariadne w Ministerstwie nie był najbardziej udany to jak powiedzieć, że w Londynie czasami pada. Wszystko szło zupełnie nie tak, jak powinno, co młodą aurorkę wpędziło w niemały stres oraz poczucie winy w związku z ogromem porażek. Zdawało się, że tylko jej niezłomny upór oraz wytrwałość sprawił, że nie uległa presji otoczenia, które ciężko nazwać wspierającym. Wyśmiewanie ze strony współpracowników sprawiało Wickens wiele przykrości. Przychodziła nadal, aby wykonywać drobne obowiązki, ale zawsze obawiała się, że znowu coś przypadkiem sknoci i spadną na nią kolejne reprymendy. A już najbardziej nie chciała kolejnej utraty galeonów, które teraz liczyła co do jednego. Wzięła potężny kredyt i skręcało ją w żołądku na myśl, jak bardzo oszczędne życie będzie musiała prowadzić w ciągu najbliższych miesięcy, jeśli nie lat. Na szczęście, praca w Biurze Aurorów była dobrze płatna. Nie wątpiła, że staż będzie już taki nieprzyjemny do końca. Bo co miałoby to zmienić? Współpracownicy i przełożeni już mieli wyrobioną o dziewczynie opinię. Dlatego dziwnie czuła się, gdy perfekcyjna okazja pojawiła się tuż przed jej nosem. Tuż przed prowadzeniem bardzo ważnego przesłuchania w Departamencie dotyczącego łamania Kodeksu Tajności przez jednego czarodzieja, uległ zniszczeniu fałszoskop. Jak na złość, nie mieli akurat żadnego do zastępstwa, a był on konieczny. Ariadne nieśmiało zaproponowała, że może rzucić okiem na urządzenie. U aurorów również takich używano i mogła mieć jakieś pojęcie na ich temat. Choć nikt nie wykazał entuzjazmu, to pozwolono dziewczynie zająć się zepsutym gadżetem. I tak bardziej go już uszkodzić nie mogła. Ku zszokowaniu wszystkich, a nawet samej Ariadne, udało się jednak za pomocą kilku zaklęć doprowadzić urządzenie do porządku. Czym prędzej zabrano je do sali przesłuchań, gdzie miało wykrywać kłamstwa podejrzanego. Wickens w swoim skupieniu nie zwróciła w ogóle uwagi na to, że cały czas obserwował ją szef. Serce podskoczyło jasnowłosej do gardła, gdy podszedł do niej i rozpoczął rozmowę. Sądziła, że za coś zgarnie znowu reprymendę, choć nie mogła znaleźć ani jednego powodu do kary. Szef z uśmiechem podziękował Ariadne, na co uśmiechnęła się szeroko i z ulgą. Jakieś dobre słowa! Kierowane do niej! Wymazały wszystko, co złe. A dodatkowa garść galeonów wprawiła dziewczynę w istną euforię. Tego dnia nikt jej nie przezywał ani nie śmiał się z tego, jak wykonywała swoją pracę. Pierwszy raz po spędzaniu czasu w Ministerstwie podczas tego stażu, wracała do domu zadowolona.
Ostatnie wydarzenia napawały Ariadne nadzieją. W końcu po pasmie przygnębiających porażek odniosła niemały sukces. Co prawda, dziewczyna o wiele bardziej wolałaby, gdyby ten staż okazał się spokojny. Mógłby być nawet nudny i bezbarwny. Odpowiadałoby to Wickens bardziej niż te szalone wahania nastrojów, jakie już zdążyła przeżyć. Od paraliżującego stresu, rozpaczy aż po radość i dumę z siebie. Aż strach rozmyślać, co może przynieść ostatnia już część tego wyjątkowo długiego pobytu w Ministerstwie. Do pracy przyszła nadal przepełniona optymizmem, związanym z uratowaniem fałszoskopu i zyskaniem pochwały od szefa. Okazało się, że i tym razem przydarzy się Ariadne podobna okazja, żeby móc zabłysnąć na tle współpracowników. Jakie było zdziwienie dziewczyny, kiedy list, który pilnowała dosłownie cały dzień, nagle zniknął z wnętrza jej torebki. Przecież widziała go tam jeszcze przed chwilą, zanim robiła sobie kawę. Przeszukała swoje rzeczy, wróciła na korytarze, którymi się dzisiaj przeszła, ale ani śladu po liście. Ariadne poczuła przypływ słabości i zachwiała się na nogach. To był list z rodzaju tych super sekretnych i ważnych. Które paliło się po przeczytaniu, aby nikt inny nie mógł go odczytać. Które były obłożone szyfrującymi zaklęciami. Po prostu nie mogła go zgubić. Po długich minutach walki z atakiem paniki, jaki przeżywała Wickens, zdołała zebrać się w sobie. Prawdopodobnie przełożony po prostu wyrzuci ją z tego stażu i będzie mogła sobie pomarzyć o dyplomie. Jeśli nie skończy się to gorzej - zarzutami, że ukradła list lub przekazała go niepowołanej osobie. Szła jak na ścięcie, gdy kierowała się w stronę gabinetu tymczasowego szefa. Język plątał się Ariadne, a dłonie pociły, ale wyłożyła sprawę szczerze i jasno. Wyraziła przy tym całą swoją skruchę, bo naprawdę czuła się potwornie winna. Bardzo rzadko gubiła rzeczy, a już zwłaszcza takie ważne. Szef jednak musiał mieć dobry humor, bo przyjął wieści nadzwyczaj spokojnie. Co prawda, nie powstrzymał się przed kąśliwym komentarzem i przypomnieniem dlaczego większość stażu Wickens otrzymała przezwisko "niezdary". Mimo to przeżyła jakoś tę sytuację. A nawet dotrwała do ostatniego dnia, kiedy mogła nareszcie pożegnać się z pracą jako stażystka. Zdecydowanie wolała wrócić do Biura Aurorów, gdzie poznała znacznie milszych ludzi. Odebrała z wdzięcznością dyplom, a jeszcze bardziej ucieszyła się, gdy każdemu stażyście podarowano upominek. Ani przez moment się takiej szczodrości nie spodziewała. A jak już to myślała, że będzie to albo jakaś książka typu słownik albo firmowy długopis. Niemalże padła jak długa, gdy wręczono jej całe sto galeonów. Słodka Morgano! Drogi Merlinie! O najwspanialsza magio! Może jednak nie będzie musiała żyć o chlebie i wodzie przez wzięty niedawno kredyt. Przytuliła do siebie galeony z czułością, po czym już całkowicie w świetnym humorze opuściła Ministerstwo.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Nie był największym fanem kursów, jak i w ogóle gromadzenia się z obcymi ludźmi w miejscach publicznych, ale mając za myśl przewodnią potencjalną pracę w ministerstwie wiedział, że musi przemóc się i ukończyć kurs na pracownika - inaczej nici z jego marzeń o przyszłości w wizengamocie. Na pierwszy etap kursu, na którym mieli badać jego kompetencje, sztab doświadczonych asesorów szybko rozpoznał w nim antyspołeczne tendencje. Wysłany na odpowiednie szkolenie z pracy w grupie przemęczył się tam aż tydzień, czując o tym, jak współpracować z ludźmi i ich nie nienawidzić na start. Trudna lekcja życia, ale bez wątpienia praca w ministerstwie będzie wymagała od niego kontaktu z większą ilością współpracowników, niż przesiadywanie samemu w pustym antykwariacie. Szkolenie poszło mu zaskakująco dobrze, wynikami tak zachwycił oczekujących jego sukcesów bądź porażek asesorów, że zaakceptowali jego kandydaturę i pozwolili udać się na drugi etap.
Drugi etap, który już dotyczył samego przygotowania do pracy, szedł mu lekko i gładko. Przeczytał zawczasu wszystkie możliwe książki i podręczniki, a także ulotki i pamflety, bo wiedza, którą można było zdobyć z materiałów naukowych - w odróżnieniu od umiejętności socjalnych, których ciężko się nauczyć z książki - była łatwa. Osoby nadzorujące jego postępy szybko dostrzegły, że idzie mu znacznie sprawniej, niż pozostałym członkom jego grupy, co jedynie nadmuchało już i tak niepoprawnie nadęte ego Bazyla. Z zadowoleniem wykazywał się jeszcze większą determinacją i jeszcze głębszą wiedzą, kiedy został mu przyspieszony cały proces zaliczania egzaminów. Kiedy przyszedł czas odbioru certyfikatów, z uśmiechem i wdzięcznością odebrał także premię!