Jest tu gorąco, cienia praktycznie nigdzie nie da się znaleźć... Za to można stąd mieć świetny widok na piramidy. Gdzieniegdzie natkniesz się na kaktusa albo kępkę suchych roślin, ale poza tym pustka. I piasek, mnóstwo piasku.
O, wycieczka, tak, wycieczka to bardzo dobry pomysł na poszarpane nerwy! Całe szczęście, Mormiji udało się załapać do jakiejś grupy mugolskich turystów i dzięki temu mogła spokojnie pojechać pod piramidę. Bez tych uczniów, studentów, czarodziejskiej aury, wśród obcych ludzi! Wspaniale. Dodajmy, ze przez wyjazdem zajrzała do baru i wychyliła dwa Cuba Libre, co jest na pewno mało rozsądne - ale Mormija do za rozsądnych w czasie wakacji nie należy. W ciemnych okularach, dużym kapeluszu, płóciennych szortach i klapkach wybrała się na zwiedzanie starożytnych grobowców, piramid i rzeźb - brzmiało jak mile spędzony dzień. Bardzo pouczający. Jechała na kołyszącym się wielbłądzie, z nosem w przewodniku, co jakiś czas zerkając na okoliczne budowle. Była nieco z tyłu grupy, ale jej to za bardzo nie przeszkadzało. Mogła w spokoju robić zdjęcia nie musząc słuchać trajkotania Japończyków, którzy dostawali spazmów od zachwycania się okolicznymi zabytkami.
Jednak to, ze była obwieszona aparatek, torbą z trzeba butelkami wody i przekąskami, a w ręku miała trzy przewodniki, wcale dobrze nie wpływało na jej komfort jazdy na wielbłądzie. Jak można było się spodziewać, wszystkie wydmy i kamienie pod nogami zwierzęcia jeszcze bardziej bujały Mormiją niż jej ukochany fotel bujany. Wystarczyła chwila nieuwagi i już kobieta wylądowała tyłkiem na twardych, gorących kamieniach, przygnieciona swoim sporym bagażem podręcznym. Coś krzyknęła w stronę reszty turystów, ale Azjaci byli za bardzo zajęcie fotografowaniem skarabeusza na piasku niż wracaniem na nią uwagi. Usiłowała wstać, ale poczuła jakieś dziwne uczucie w nodze. O nie, tylko żeby nic sobie nie skręciła, nie, nie, nie! Znowu chciała stanąć na równe nogi, ale ponownie jej się to nie udało i znowu wylądowała tyłkiem na twardym podłożu. Cudownie. Znowu zawołała w stronę turystów.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
A Bonawentura po tej sytuacji w namiocie najpierw udał się na bardzo długi spacer po plaży. Był wściekły, ba! Po prostu kipiał ze złości. Kłótnie z Cajger to jedna rzecz, ale żeby Sauvaterre miał zwracać im uwagę? Ucierpiała na tym męska duma Dalgaarda, a poza tym bał się że gajowy zaraz wszystkim rozgada o jego gówniarskich(bo jakich innych?) zachowaniach. Boże. Bonawentura nie miał ochoty od razu wracać do namiotu – do swojego spaceru dodał wiec jeszcze zwiedzanie piramid. Czemu nie? Już raczej do Egiptu nie wróci, więc przy okazji mógłby sobie zobaczyć te „cuda świata”. Wrócił oczywiście do obozu po swojego wiernego wierzchowca. W końcu nie dałby rady sam tam dojść, nie jest aż tak cudowny. Z daleka zobaczył jakieś wycieczki, ale właściwie się nimi nie przejmował; nie lubił słuchać przewodnika, a historia go nudziła. Piramidy nie zrobiły na nim zbyt wielkiego wrażenia; ot, góra kamieni jeden na drugim z trupami w środku. Wielkie mi rzeczy Wiszące ogrody to byłby dopiero cud! Jaka szkoda że zostały zniszczone... Zszedł ze swojego wielbłąda; bądź co bądź nie był to jakiś bardzo wygodny środek transportu. A do tego śmierdział, o. Przechadzał się z tym zwierzakiem po gorącym piasku. Już miał wracać do namiotu, gdy... - Cajger? – podszedł do leżącej na ziemi kobiety. Wyglądała żałośnie; przygnieciona torebkami, śmierdząca wódką i z paniką w oczach. – Co ci się stało? – zapytał, stojąc nad nią. Nawet nie myślał się nad nią pochylać. Jeszcze go ugryzie, czy coś.
O, a kogo los zsyła na pomoc, gdy Cajger potrzebuje pomocy? Księcia na białym konie? Przystojnego Włocha? Bohaterskiego, bogatego Niemca? Brytyjskiego dżentelmena? Nie, Bonawenturę-Kreaturę. Tak jakby on nie miał własnego życia, tylko łaził za nią w każde możliwe miejsce. - Odczep się Dalgaard, nic mi nie jest! - warknęła unikając jego wzroku. Znowu próbowała się podnieść, tym razem zrzucając z siebie torebki. Jenka to raczej nie pomogło, ból w kostce był zbyt duży. Och, żeby to tylko stłuczenie! - Uznałam, ze się poopalam pod piramidami, o! Zagryzła wargi jak to miała w zwyczaju, gdy jest zdenerwowana. Pięknie, gorzej być nie mogło, teraz tylko czekała na jakiś kolejny złośliwy komentarz ze strony mężczyzny. - No, dawaj Dalgaard, powiedz coś co mnie dobije, może coś o tym, ze spadam na dno, haha! W żadnym wypadku nie miała zamiaru na niego patrzeć, nie chciała pokazać jak bardzo ma teraz smutne oczy i żałosny wyraz twarzy.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura pochylił się nad kobietą. - Daj spokój. – mruknął pod nosem – Oszczędź sobie tych złośliwości co? Przejechał wzrokiem po jej ciele. Szukał jakiś ewentualnych siniaków, krwotoków czy czegoś podobnego. W sumie nie był jakoś bardzo dobry w zakresie pierwszej pomocy (magicznej czy nie) ale podstawy jakieś znał, prawda? Odsunął torebki kawałek dalej (kto bierze tyle bagażów na zwykłe wycieczki?!). - Gdzie cię boli, Cajger? – zapytał w końcu, nie zauważając na całym jej ciele żadnych wyraźnych obrażeń – A może po prostu tak się schlałaś że nie możesz się podnieść? – nie, nie mógł się powstrzymać.
- Nie jestem pijana, Bonawentura, ja pijam z klasą! Nie tak jak niektórzy brodacze! Naburmuszyła się i odwróciła głowę, obrażona. Jednak po chwili uznała, ze jeżeli Azjaci całkowicie ją olali, to nie pozostaje jej nic tylko poprosić, o boże, o pomoc właśnie Dalgaarda. - Kostka mnie boli... - burknęła pod nosem, ledwo słyszalnie, jakby wstydząc się teraz cokolwiek powiedzieć. Usiłowała poruszyć stopą ale tylko zasyczała z bólu. - Szlag by to! A potem zaklęła po polsku, i brzmiało to jak coś z bardzo wyrazistym "r". Nie uśmiechało jej się to, żeby Bonawentura w ogóle z nią teraz rozmawiał, a co dopiero dotykał jej nogi! Tak, tka, całowała go, ale dotykanie nogi jest intymniejszą sprawą, wierzcie mi!
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
- Ta, cokolwiek powiesz. – tylko pokiwał głową, słysząc rewelacje o Cajgerowym „piciu z klasą”. Dość powiedzieć, że widywał bezdomnych którzy mieli więcej klasy niż ta bibliotekarka. Ale o tym cicho! Bonawentura spojrzał na szanowną kostkę i cmoknął z niezadowoleniem. Istotnie – zaczęła już puchnąć, a nawet zrobiła się dosyć sina. Skręcona kostka. Albo zwichnięta – dla Dalgaarda nie było tak właściwie różnicy. W każdym razie problem zdecydowanie nie do rozwiązania w polowych warunkach i w otoczeniu tych wszystkich mugoli. - No, Cajger. – mruknął ze zrezygnowaniem w głosie i usiadł na piasku. Musiał się chwilę zastanowić. – Nie będę owijał w bawełnę. Skręciłaś sobie kostkę. Albo zwichnęłaś. Nieważne. – machnął ręką – Chodzi o to, że nieźle się potłukłaś, moja droga. – uśmiechnął się z czymś na kształt sadyzmu. Rozejrzał się na boki, sprawdzając czy w zasięgu wzroku nie ma żadnych mugolów. I, gdy się o to upewnił, wyciągnął różdżkę wcześniej dobrze ukrytą za paskiem. Skierował ją w kierunku obrażenia, lekko machnął i wymruczał pod nosem „Ferula”. Niech zna jego łaskę! - No, jak, Cajger? Lepiej? – zapytał z przesadną troską w głosie.
Z jednej strony, potrzebna jej była pomoc. Z drugiej zaś nie chciała być dłużna Bonawenturze. Konflikt interesów - nie pozostało jej nic innego jak tylko zacisnąć zęby i schować dumę do kieszeni. Gdy Dalgaard rzucił czar (o co go nawet nie podejrzewała, i była tym nieco przerażona, wiedząc, ze wokoło są mugole) na samym początku była zaskoczona. Jednak potem uczucie pewnej ulgi i przyjemnego chłodu rozchodzącego się po nodze sprawiły, ze przeszło jej to pewne zdenerwowanie. Dotknęła kostki. Mogła już swobodniej poruszać stopą. - Dzięki... - wymruczała pod nosem, nie chcąc patrzeć mężczyźnie w oczy. No, niech nie liczy na więcej, niech się cieszy, ze go nie pacnęła w ten głupi łeb za te idiotyczne uwagi! - W ogóle, co ty tu robisz? - rzuciła sięgając po swoją torbę i wyciągając z niej wodę. Odkręciła butelkę i wypiła dosyć spory łyk - aż kilka kropel mineralnej spadło na jej biały podkoszulek. - Myślałam, że siedzisz gdzieś w kącie i płaczesz po tym jak rzuciłam w ciebie doniczką!
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura nie mógł nie zauważyć kropelek wody na koszulce. Szybko jednak się ogarnął i znowu spojrzał w twarz Mormiji. Nie umiał jednak utrzymać kontaktu wzrokowego i szybko wrócił do kontemplowania piasku. - Śledziłem cię, a jak myślisz? – powiedział ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy. – Potem miałem zamiar ukraść ci jakieś majtki. Normalka. – wzruszył ramionami. Usiadł na piasku przy kobiecie. Sam nie miał przy sobie żadnego bagażu; nie wziął ze sobą nawet wody, czego teraz zaczynał żałować. Ale musiał to niestety jakoś przeżyć. Prychnął z pogardą, usłyszawszy głupawy komentarz Cajger o chowaniu się do kąta. - A ja myślałem że się pocięłaś po tym, jak ci powiedziałem... – chrząknął – parę rzeczy? No co za pech... – westchnął ze smutkiem.
- Tak powiedziałeś mi parę rzeczy... - wymruczała podając mu butelkę z wodą. Widziała, że nie miał przy sobie bagażu, a co za idiota idzie na pustynię bez zapasów mineralnej? A tak, Bonawentura! Gdy już wcisnęła mu arabską Cisowiankę niegazowaną, zaczęła bawić się swoimi kosmykami włosów, które wymknęły się spod skrzętnie ułożonego koku. Potem przyciągnęła kolana pod brodę i ułożyła na nich podbródek, wpatrzona w piramidę przed sobą. - Przepraszam, że rzuciłam w ciebie doniczką. - powiedziała cicho, dalej nie odrywając wzroku od tej wielkiej kupy kamieni na horyzoncie. - Chyba mam PMS. Albo faktycznie ze mną jest już tak źle. I śmierdzę rumem na kilometr, mam chyba problem. Nie, nie była alkoholiczną, jeszcze nie, ale jak tak dalej pójdzie to za kilka tygodni wyląduje w rynsztoku. Bonawentura wydawał się ostatnią osobą, której mogłaby się zwierzać z czegokolwiek, jedna z drugiej strony raczej nie miała komu się wygadać. - Coś mi się w życiu popsuło. - mruknął do siebie, tym razem wpatrując się we własne stopy. O lakier jej się z paznokci zdziera.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura z wdzięcznością przyjął od kobiety butelkę i za jednym zamachem wychylił resztkę wody. Wzruszył ramionami i oddał, kompletnie bez skruchy, śmiecia Mormiji. - Dzięki. – mruknął tylko. Słuchając jej przeprosin, Bonawentura nawet nie mrugnął. Nie chciał pokazać, jakie zdumienie wywołała u niego ta nagła zmiana w zachowaniu bibliotekarki. Nie wiedział już kompletnie, jak się ma do niej ustosunkowywać. Nie chciał jej ufać, ale jakiś cichy głosik z tyłu jego głowy szeptał mu o szczerości cajgerowych intencji. - Nie powinienem najpierw mówić, że jesteś brzydka, Mormija. – powiedział w końcu po krótkiej chwili konsternacji – Szczególnie że nawet tak nie uważam... – dodał jeszcze, ale bardzo cicho. – A ja nawet nie mam PMS. – nie żeby nawet wiedział, co to może być. Choroba? Pasożyt? Kto to może wiedzieć? I, chociaż Bonawentura wielokrotnie wyśmiewał skłonność kobiety do alkoholu, to tak naprawdę było mu jej żal. Straciła męża; nic dziwnego że pije, nie? - Oj, daj spokój, Cajger. – powiedział w ramach pocieszenia – Wszystko można naprawić, prawda? – w jego głosie można było usłyszeć nutkę fałszywej ekscytacji. Poklepał ją niezbyt odważnie po ramieniu, po czym szybko cofnął ramię. Nie chciał zbyt się zbliżać.
- Co naprawić, co? - mruknęła zrezygnowana, wpatrzona w piasek, który nagle zdawał się być niezwykle uspokajający. - Nie da się nic naprawić, ot co. Zepsułam większość fajnych rzeczy w moim życiu. Najpierw małżeństwo mi nie wyszło, skończyło się tak a nie inaczej. Potem spieprzyłam wszystko z Regisem, jedynym przyjacielem... w ogóle, po co ja ci to mówię! Potrząsnęła głową jakby chciała wyrzucić z niej jakiejś myśli i całkowicie już popsuła sobie swoją skrzętnie przyszykowaną fryzurę. - Patrz, nawet na początku chciałam być dla ciebie miła, ale musiałeś wszystko zepsuć tymi książkami w błocie! - tak, tak, nie może za wszystko winić samej siebie, prawda? Gdy ją poklepał po ramieniu lekko się uśmiechnęła, ale nie maiła odwagi na niego spojrzeć. - Powiedz mi - zaczęła cicho - bardzo ci dogryzałam w szkole?
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura nie skomentował zwierzeń kobiety. Bo i nie bardzo wiedział jak – miał ją pocieszać? Zmienić temat? Uśmiechać się znacząco? Zamiast tego po prostu przesypywał piasek w dłoniach i starał się nie patrzeć na Cajger. Był zakłopotany jej wynurzeniami i właściwie to wolał udawać, ze go tam nie ma , żeby czasem nie musiała pytać się go o zdanie. - Nie zrobiłem tego specjalnie, wiesz? – powiedział, wciąż nie podnosząc głowy znad swoich kolan – Nie chciałem zniszczyć tych książek... – wzruszył ramionami – Po prostu mi wypadły z rąk. Bywa. Chociaż język go świerzbił, nie miał zamiaru wspominać o tym jak Cajger z czystej złośliwości pozbawiła jego kwiatka liści. I na to ona chyba nie miała usprawiedliwienia – wszystko zrobiła z rozmysłem i tylko dlatego żeby dopiec Dalgaardowi. - Nie będę owijał w bawełnę, Cajger, byłaś po prostu straszna. – powiedział w końcu – Nie żebym miał jakieś załamanie przez ciebie czy coś. – przewrócił oczyma - Ale zachowywałaś się jak, za przeproszeniem, suka. Kreatura? Naprawdę? – pokręcił głową.
- Ej, ej, aż taka złą chyba nie byłam! - oburzyła się nieco i wreszcie spojrzała na Dalgaarda. Wyprostowała się, z jakąś dozą dumy, jakby chciała pokazać pewność siebie i tego co mówi. - Kreatura, to akurat był wymysł mojej koleżanki. O. Dalgaard, byłam w klitce dziewczyn, musiałam się dostosować. Jeśli laski uznały, ze z kogoś się nabijają, to trzeba było robić to samo... bo inaczej i z ciebie będą się śmiać - usiłowała się usprawiedliwić. - Moje zdanie tu nie miało znaczenia, o! Ja uważałam, e byłeś uroczy, ale nie mogłam tego na głos powiedzieć, no jej! Przewróciła oczami, jakby trochę zniecierpliwiona tym, ze Bonawentura już dawno tego nie zrozumiał. - Głupie to było, ale co mogłam robić, no... śmieszny trochę byłeś, fakt, a że dziewczyny uznały cię za... no, frajera, to musiałam tak samo uważać jak one. Bo i ja bym była frajerką. Proste. Westchnęła ciężko. Może boku te jej usprawiedliwianie się, było dziecinne i głupie, jednak w tym momencie Mormija myślała, ze ma prawo do tego by tak mówić.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
- Nie oczkiewałem żebyś mnie broniła, wiesz? –powiedział, obracając się w końcu do Cajger. Był wściekły; drażniło go głupawe tłumaczenie Mormiji – Mogłaś po prostu nie brać w tym udziału! –warknął. Czy ona naprawdę miała usprawiedliwienie dla swoich zachowań? To było przecież żałosne! Wyśmiewała się z Bonawentury, bo inni to robili? Żeby sama nie wyjść na frajerkę? Ale to by była szkoda, no naprawdę. - Przez całą szkołę musiałem znosić to przezwisko, wiesz? – pokręcił głową – I, z tego co pamiętam, nie nazywałaś mnie tak z przymusu. Nikt cię nie zmuszał! Śmiałaś się, bardzo cię to bawiło, ha ha. – podniósł lekko głos – A ty mi mówisz, że ktoś cię zmuszał? Westchnął ciężko - Ale chyba nie mogę cię za to winić. Byłaś nastolatką. Nastolatki zazwyczaj są okrutne. – wzruszył ramionami.
-Tak, byłam nastolatką, wybacz, była idiotką, o. Zależało mi tylko na akceptacji koleżanek! Odwróciła wzrok, jakby ze wstydu nie chciała patrzeć na Bonawenturę. Głupio jej było, tak - to takie oburzenie chyba to pokazało, ze było jej po prostu wstyd za siebie, ale była też zbyt dumna by się pokajać. Dlatego chyba nie pozostawało jej nic, jak zwalić wszystko na swoje koleżanki, które mimo wszystko, bez winy też nie były. - Dobra, może i wyzywałam, ale nie myślałam, aż tak źle o tobie! - dodała, wciąż nie patrząc na Dalgaarda. - Czasem byłeś fajny i uroczy z tą swoją nieśmiałością. I naprawdę myślałam, że teraz, pracując w Hogwarcie razem możemy normalnie pogadać. O. Tyle. Nawet wyładniałeś od ostatniego czasu jak cię widziałam.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
- Bardzo mi miło. – powiedział kpiącym tonem – Naprawdę bardzo, bardzo miło. Nie kupował jej tłumaczeń – Cajger nie miała na pewno zadnych wyrzutów sumienia, a dogryzanie „frajerom” na pewno sprawiało jej ogromną przyjemność. I w ogóle, co go obchodziło co o nim myślała osoba pokroju Mormiji? - Normalnie pogadać? – powtórzył po krótkiej chwili - Wiesz co? Ja chciałem się z tobą pogodzić, ba! Nawet wyciągnąłem do ciebie rękę. A ty? Ty postanowiłaś znowu ze mnie zakpić. Cajger, zastanów się nad tym co robisz czasem na litość boską. Nie jesteśmy już w szkole, a ty nie jesteś już gwiazdą. A Bonawentura na pewno nie jest Kreaturą, którym można pomiatać. - Ale wiesz co? – dodał jeszcze – Nie miałbym nic przeciwko skończeniu tej dziecinady.
Przez dłuższą chwilę milczała, zagryzając dolną wargę i wpatrując się w swoje stopy. No tka, nie była już gwiazdą, którą chciała być. Teraz jest po prostu bibliotekarką z niepoukładanym życiem, rozgrzebanymi wątkami w swojej egzystencji, z dzieckiem, które zaraz będzie dopytywać o tatę i rachunkami do zapłacenia. I siedzi teraz w egipskim słońcu z mężczyzną, który działa jej na nerwy jak płachta na byka i proponuje skończenie tej dziecinady. Tak, brzmi rozsądnie, prawda? Chociaż jedna rzecz by była naprawiona. - Dobra. - mruknęła po chwili. - Możemy skończyć tę dziecinadę, ok. Ale nie licz na to, ze jeżeli znowu coś palniesz to będę siedzieć cicho! - zastrzegła. Zwróciła się ku niemu i z dosyć wyraźnym grymasem na twarzy spojrzała mu w oczy. Zdjęła okulary przeciwsłoneczne, oczy miała nieco podkrążone, kredkę trochę rozmazaną. Cóż, urok takiego upału i ogólnego zmęczenia.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
A Bonawentura był samotnym ogrodnikiem, który nie ma nic poza swoimi roślinkami. Więc chyba on i Cajger byli siebie warci. Sam nigdy by tego przed sobą nie przyznał – ale wyglądało na to, że wcale nie jest od Mormiji dużo lepszy. A ona jeszcze do tego ma powody aby być zgorzkniałą; on z kolei jest chamem tylko dla sportu. Wypuścił z dłoni ostatnią garstkę suchego piasku i podniósł wzrok na bibliotekarkę. Zmusił się do jako-tako serdecznego uśmiechu. Chciał się pogodzić, to prawda, ale wciąż czuł do niej ogromną niechęć... Tę z czasów szkolnych i tę całkiem nową – podjudzaną głupawymi żarcikami i nieuprzejmymi komentarzami. - To się rozumie samo przez siebie. – pokiwał głową – Zero docinków z mojej strony, zero z twojej. Zero swędzących kwiatków, zero magicznych szminek. Łajnobomb. – wymieniał – Rozejm. Wyciągnął do niej rękę na zgodę. Tak to się chyba robi, prawda?
Ta ich cała nienawiść i robienie sobie na złość powoli zaczynała przypominać zawody - kto bardziej i kto więcej. Ale jak każdy mecz, kiedyś musi się skończyć - nie można przecież tak wiecznie. Nawet jeśli ciągle był remis, karne nie wchodziły teraz w grę. Niechętnie, ale jednak, też wyciągnęła rękę i uścisnęła dłoń Bonawenturze. - Rozejm. Chwilę z niezbyt zadowoloną miną, wpatrywała się w mężcyznę, a gdy dotarło do niej, że dosyć długo już trzyma jego dłoń w uścisku, szybko wyrwała swoją. Odwróciła głowę, czułą jak palą ją policzki. Pewnie od słońca! - To nie znaczy że od razu będę do ciebie pałać sympatią, Bonawentura! - rzuciła jakby trochę zła. - Nie licz, że od razu rzucę ci się w ramiona jako najlepsza przyjaciółka, jak ta twoja cała... Cassadra wdrygneła się na wspomnienie o pannie Lancaster.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura nie mógł nie zauważyć rumieńca na twarzy Cajger. Jednak zignorował go; czasy wrednych komentarzy mają za sobą, o. Od teraz będzie miły, grzeczny i uprzejmy! Jednak kolejny komentarz Cajger spowodował że Bonawentura zechciał odejść od tego pomysłu jak tylko najdalej by się dało. Zagryzł wargę i policzył w myślach do pięciu; wszystko byle nie zepsuć ich delikatnego rozejmu. - Oczywiście że nie, Mormija. – uśmiechnął się wymuszenie. – Nikt nie powiedział że muszę cię lubić. Po prostu mniej cię nie lubię, okej? – westchnął – Nie masz co się porównywać do Cassandry, tak poza tym. Drobna przyjacielska złośliwość. W końcu docinki zdarzają się także między najlepszymi przyjaciółmi.
Problem w tym, że najlepsi przyjaciel wybaczają a Mormija - nie zawsze. Bonawentura z takimi uwagami stąpał po bardzo cienkim lodzie, w każdej chwili kobieta ponownie mogła wkroczyć na tę męczącą, wojenną ścieżkę. - Oczywiście, że nie mam co się porównywać - syknęła Mormija, usiłując sama się powstrzymać od złośliwego komentarza. Kiedy jakoś sama siebie uspokoiła, to zamiast gniewu pojawił się niemały smutek, że Bonawentura uważa ją za gorszą. - Bo ja oczywiście jestem ta gorsza, faktycznie. Cass za to jest piękna, inteligentna, dobra, ułożona i dobrze wychowana! Nie to co ja, zrzędliwa, brzydka, wiecznie niezadowolona i naburmuszona, pijana! Zasługuję na to, żeby zawisnąć do góry nogami pod sufitem, prawda?
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
I znowu się zaczyna. Bonawentura coś mówi, a Mormija zaczyna się nad sobą użalać. Ich duet zaczynał się powoli robić nudny. Dalgaard wetchnął ciężko. - Nie zaczynaj znowu, co? – powiedział zmęczonym głosem – Tak dobrze już nam szło. Jakieś – spojrzał na wyimaginowany zegarek na lewej ręce – dwie minuty bez twojego jęczenia. Nowy rekord! – szturchnął ją łokciem w żebra gestem „no, ale ci dobrze już szło!”. Sam zaś przejechał palcami po włosach, po czym opadł zrezygnowany na plecy. - Poza tym masz racje. – dodał niefrasobliwym tonem – Cassandra jest piękna, inteligentna i tak dalej. – udał rozmarzenie. Wychodził przed Cajger na zakochanego, ale co tam. – Ty zaś... No cóż. – udał, że się zastanawia – Nie masz już dwudziestu lat. – dokończył dyplomatycznie.
Zaczęła szybko i płytko oddychać. Zacisnęła wargi i mrużyła oczy. Tak, tera znowu była wściekłą i rozżalona - jak zwykle Bonawentura musiał och musiał wszystko popsuć. No bo nie ona! To tak nie miało być, on powinien zacząć ją pocieszać a nie dołować, mówić jej komplementy i zapewniać, że jest piękna, miła, mądra... a nie, a nie marzyć o innej kobiecie, kiedy obok ma Mormiję! To nie tak miało wyglądać. - Jesteś bezczelny. - powiedziała ledwo powstrzymując się od płaczu. Wstała, chwiejąc się na nogach- kostka mimo wszystko dalej nieco bolała. Jednak kobieta to zignorowała i z zawzięta miną zaczęła zbierać swoje rzeczy, by spakować je z powrotem na wielbłąda.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Nawet Bonawentura zauważył, że tym razem już przesadził. Mieli się pogodzić, a on tak... Po swojemu wszystko spieprzył. Wstał i podszedł do kobiety. - Przepraszam, Cajger. – powiedział ze skruchą w głosie – Rzeczywiście przesadziłem. – zaśmiał się – No, ale taki tylko żarcik. – dodał jeszcze niefrasobliwie. Stał tak za nią i uśmiechał się jak idiota. - No, a tak poza tym, to ja wciąż uważam że jesteś, no, ładna. – powiedział w końcu, nie widząc już innej opcji jak tylko odwołania się do pochlebstw. Zależało mu na niej? Phi, nie przesadzajmy. Po prostu... Był rozejm, a on lubi dotrzymywać słowa, o.
Miała ochotę mu przywalić z liścia, tak mocno, żeby i ją zabolało. Chociaż i teraz czuła ból - miała już faktycznie dosyć tych głupich docinków, które sprawiły, że kobiecie chciało się płakać całymi dniami i nocami. Może powinna coś odpowiedzieć? Odpyskować? Znowu rzucić mięsem? Nie, nie miała już siły. Obróciła się do mężczyzny i spojrzał na niego naprawdę smutnym wzrokiem. Mormija wyglądała jakby miała paść na piasek i zanieść histerycznym płaczem. - Żarcik. - prychnęła z pożałowaniem w głosie. Odwróciła się od niego i zarzuciła na grzbiet zwierzaka ostatnią torbę. Resztką sił wdrapała się na wielbłąda, potem z góry spojrzała na Bonawenturę. Rozegra to inaczej. Będzie ponad to, będzie teraz dobrym policjantem. - Zabierzesz mnie na kolację dzisiaj. Stawiasz drinki. - powiedziała, zakładając kapelusz z wielkim rondem i okulary muchy. - O 20. Daję ci ostatnią szansę, grzeszniku. Uśmiechnęła się nieco dumnie i zacmokała na zwierzaka.