Jest tu gorąco, cienia praktycznie nigdzie nie da się znaleźć... Za to można stąd mieć świetny widok na piramidy. Gdzieniegdzie natkniesz się na kaktusa albo kępkę suchych roślin, ale poza tym pustka. I piasek, mnóstwo piasku.
Autor
Wiadomość
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Nie chciał rozmawiać ani z Julią, ani tym bardziej z Fire. Piękny popis egoizmu z jego strony, lecz gdy coś zaczynało działać mu na nerwy, taki już był. Przedłożył własny nieciekawy nastrój nad pogłębiające się otępienie Julii i zmęczenie reszty drużyny, lecz zdążył już tak głęboko zapaść się w swoim typowym, nieszczególnie empatycznym „ja”, że kompletnie tego nie zauważył. Rzucił tylko do Fire prośbę, aby przejęła pałeczkę jako nowa iskierka optymizmu ich ekipy i ruszyli dalej. Mrukliwi i nieszczególnie pocieszeni błąkaniem się po okolicy, które zupełnie nie skutkowało. Może powinni zacząć używać magii? Rzucać zaklęcia i obserwować zakłócenia. Gdyby narastały, podążaliby dalej w tym samym kierunku, w innym wypadku, wprowadzaliby korekty do trasy marszu. Niestety, nie zdążył przedstawić tego planu swojej drużynie, gdyż Theo im się gdzieś zapodział. Pokręcili się po okolicy, nawoływali go i wreszcie odzyskali, chociaż żadne nie wydawało się szczególnie szczęśliwe z ponownego połączenia. Iskierko Fire, do boju. Popracuj nad tym pogrzebem w ich nastrojach.
DZIEŃ: 4
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: różdżka, eliksir uzdrawiający, jakiś pazur czy inny kieł z nundu POSZUKIWANIA THEO: 6
Wszystko zaczęło się malowniczo rozpierdzielać, nastroje grupowe już od jakiegoś czasu podupadały, a teraz już nawet Rekin nie wykazywał chęci nawet na rozmowę. Nie wiedział nawet, że właśnie chciała się ewakuować z wyprawy i to nawet nie on ją zatrzymał, a dziewczyna, którą poznała dopiero tutaj. Merlin wiedział czego każde z niech potrzebowało do szczęścia, bo chyba nie chodziłoby już tylko o samo znalezienie tego przeklętego przedmiotu. Kolejny dzień wyróżniał się od reszty jedynie tym, że nie spotkali dziś żadnego nieznajomego, tubylców, ani nie natknęli się na jakieś dzikie zwierzęta. Czyli można by powiedzieć, że dni były coraz nudniejsze ALE. No właśnie, tak się złożyło, że zgubił im się towarzysz, sama nie ogarnęła kiedy to się stało, jednak pozostała trójka już wiedziała jak spędzi najbliższe godziny, trzeba było znaleźć Theo. Jej to pasowało, bo skoro już nie mogli znaleźć przedmiotu, to może chociaż znajdą kolegę, zdaje się, że to o wiele łatwiejsze zadanie. W końcu człowiek to obiekt, który z reguły znajduje się na powierzchni ziemi, więc jest siłą rzeczy bardziej zauważalny niż jakiś zakopany przedmiot. Szkoda tylko, że byli na pustyni przez co tropienie stawało się trudniejsze. Na szczęście kilka godzin później okazało się, że ich umiejętności odnalezienia kogoś były na tyle dobre, aby znów móc być w pełnym składzie.
Wyczuła grobową atmosferę i nie mogła się jej dziwić. Nie należeli do wyjątkowo radosnych, pełnych optymizmu ludzi. Julka wydawała się zdystansowana i samodzielna, a przynajmniej tak wywnioskowała Fire, bo w sumie uważała się za taką samą, Sharker też miewał napady sympatii, a innym razem przygnębienia, a Theo już chyba powoli przestawał udawać, że jest mu źle. A jak Theo to minimalnie ujawniał to już znaczyło, że znajdowali się w beznadziejnej sytuacji. Blaithin była zaniepokojona zniknięciem Theo tak bardzo, że wypruła naprzód, żeby przedzierać się przez piaski w poszukiwaniu Krukona. Nawoływała Thìdley'a i liczyła na to, że nic go nie zaatakuje. W razie czego gotowa była rzucić się na pomoc. Na szczęście chłopak się odnalazł i Fire nie miała nawet serca naskakiwać na niego za głupotę i skrajną nieodpowiedzialność. Po prostu chciała iść dalej, więc w ciszy odnalazła towarzystwo u boku Rekina i zajęła się wyprawą. Najwyraźniej wszystkich dopadła obojętność i oczekiwali od Fire jakiejś decyzji. Cóż... - Pójdziemy tamtędy. Przejdziemy jeszcze kawałek i czas na nocleg. Następnego dnia nie ma bata, próbujemy aż dojdziemy do... czegokolwiek, co nie będzie chciało nas zabić. - grupa podążyła za głosem Blaithin, więc przez chwilę nic się nie działo. Zauważyła brzytwotrawę w ostatniej chwili i odciągnęła towarzyszy, żeby żadne z nich się nie skaleczyło. Wymyśliła, że mogą ścielić na połaciach trawy swoje długie szaliki i tuniki, żeby po nich przejść dalej. W końcu rozbili nocleg i nie zwlekała na nic, zasnęła wyjątkowo zmęczona.
DZIEŃ: 4
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: różdżka (+5 zaklęcia), eliksir wiggenowy x3, 50 galeonów, 1 punkt dowolny, 1 pkt z zielarstwa Poszukiwania: 6 Śmiałość: 4
Ostatnio zmieniony przez Blaithin ''Fire'' A. Dear dnia Nie Kwi 15 2018, 23:19, w całości zmieniany 1 raz
Kiwnąwszy głową, Rasheed milcząco zgodził się z Fire. Miał już po dziurki w nosie piasku wdzierającego się w różne, dziwne miejsca, a już aż zanadto miał go w butach. Nieustannie chrzęszczący pod stopami, doprowadzał go do tak skrajnej niechęci, że wręcz była ona namacalna. Na szczęście, kolejny dzień mógł rozpocząć nowym marszem w „odpiaskowanych” butach. Sam początek wędrówki nie wydawał się być wyjątkowy. Wiatr dął silnie, chcąc porwać mu kapelusz i może nawet przynosiłoby im to ulgę, gdyby tylko nie był tak koszmarnie gorący. Zaduch nie ustawał, wody w manierkach wciąż ubywało. Wreszcie, jedno z nich wypatrzyło w piasku coś świecącego. Rasheed, jako typowa sroka na świecidełka, chętnie zbliżył się do owego „czegoś”, aby je zbadać. Napięcie narastało. Grupa, najpewniej podniecona potencjalnie przełomowym znaleziskiem, zbliżyła się do tajemniczej puszki. - Co to za śmieć? - Zapytał Sharker, kiedy już każdy rzucił okiem na lśniący fragment metalu, na wpół zagrzebany w piasku. Trącił go butem, jakby w ten sposób mógł upewnić się, że ten zaraz nie rzuci się na nich i nie padną przez niego trupem. Nic się nie stało, więc Szwed pochylił się niechętnie nad futerałem na zwoje. Podniósł go i bezmyślnie, a może odważnie, otworzył, zupełnie ucinając w ten sposób wszelkie dyskusje, mogące prowadzić do innego rozwiązania problemu. - W środku jest zwój. - Zauważył bystro, chwytając za jego koniec, aby wysunąć go i rozwinąć. Tyle, że nie było to takie proste. Zniecierpliwiony brakiem postępów do granic możliwości, po prostu podał grupie resztę zwoju, samemu chwytając za ten fragment, który złapał już wcześniej, kiedy wyciągał go z futerału. - Może to jakaś wskazówka? Któreś z was zna się na runach? - Zapytał, stawiając kilka kroków w tył i inicjując tym samym rozwijanie. Jeżeli ktoś kiedyś miał wątpliwości co do tego, czy jest coś, na czym Rasheed się nie znał, to teraz mógł poznać tę wielką tajemnicę. Starożytne runy były przez niego niemalże tak samo umiłowane jak zielarstwo, którego szczerze nie znosił. Któreś z nich zaczęło rozszyfrowywać tajemnicze pismo i właśnie wtedy magia szarpnęła ich ciałami. Świstoklik pociągnął ich w górę i wyrzucił w zupełnie obcym miejscu, posyłając Szweda (o, cóż za niespodzianka) wprost na rozgrzany piach. Zakasłał, wypluwając drobinki, które dostały mu się na język. - Co do cholery. - Warknął na zwój, puszczając go chętnie. Burknął pod nosem coś o żartownisiach, zostawiających gadżety na pustyni i dźwignął się na nogi, otrzepując ubranie i rozglądając się wokół. Pojawiły się dziwaczne, skurczone krzewy, lecz poza tym, to miejsce wyglądało równie podobnie do innych. Może tylko piramida zniknęła im z pola widzenia. Przez dłuższą chwilę analizował, gdzie tak naprawdę się znaleźli, aby następnie ruszyć w dalszą drogę. Zmiana otoczenia podziałała na niego odrobinę odświeżająco. Zły humor całkiem nie zniknął, ale nie wyglądał już na podminowanego i gotowego do mordu. Kiedy przyszedł czas na mały postój, uznał, że to czas na rozejrzenie się po okolicy. Poprosił towarzyszy, aby w razie potrzeby wysyłali w niebo czerwone iskry i wyruszył na zwiad, dając sobie pół godziny na poczynienie spektakularnych postępów w podróży. Zawędrował w jakieś dziwne skupisko opuszczonych chat, którego wcześniej nie zauważyli. Odważnie badał kilka z nich, upewniając się czy nie ma w nich czegoś, co mogłoby się okazać przydatne. W ostatniej znalazł wreszcie to, czego szukał. Jedno spojrzenie na podniszczony zwój pergaminu wystarczyło, aby się upewnić. To była mapa okolicy, wskazująca największe skupiska zakłóceń. - Bingo - mruknął, a w jego głosie słychać było pełne triumfu zadowolenie. Zabrał ze sobą papiery i wrócił do obozowiska, prezentując towarzyszom swoją zdobycz. - Teraz już wiemy gdzie szukać, więc powinno pójść łatwo. Spróbujmy tutaj. - Wskazał palcem jedno z miejsc, w którym zakłócenia wydawały się niezwykle silne. Jeżeli tutaj nic nie znajdą, spróbują kawałek dalej. W każdym razie, byli w końcu na dobrej drodze.
DZIEŃ: 5
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: różdżka, eliksir uzdrawiający, jakiś pazur czy inny kieł z nundu, mapa
Minął już prawie tydzień, choć dla niej wyglądało to tak jakby minęły co najmniej dwa. Kolejnej nocy postanowiła, że gdy w końcu odnajdą to co odnaleźć musieli i wrócą do domów, nie będzie przesiadywała w Hogs, a wybierze się w jakieś miłe miejsce. Czyli najpewniej będzie to jakiś zbiornik wodny lub kraj w którym jest tak zimno, że w końcu nawet ona nie wytrzyma i zechce wrócić w jakieś cieplejsze klimaty. Miała po prostu dość upałów. Tak więc, aby to wszystko nastąpiło jak najszybciej musieli po prostu szukać. Nie pocieszało ją to, że do tej pory to szukanie niezbyt im wychodziło, jednak odnalazła jeszcze motywację, aby właśnie dziś postarać się bardziej. Skupiona na swoim celu wyruszyła z grupą, nie minęło zbyt wiele czasu, a już coś odnaleźli. Co prawda na początku nie było to nic obiecującego, ot kawałek metalu, ale przy dokładniejszych oględzinach okazało się, że jest to... zwój z hieroglifami. Może i okazało się, że potrafi się dogadać z tubylcami, ale hieroglify były na o wiele wyższym poziomie, więc to by było na tyle z jej znajomości języków, run itd. Wzruszyła ramionami na pytanie Rekina, w końcu powinien wiedzieć jak bardzo się na tym zna. Bardzo szybko okazało się, że tajemniczy zwój był świstoklikiem, który przeniósł ich w jakże delikatny sposób w inne miejsce, niestety wciąż na pustyni - A już myślałam, że wyniesie nas na Karaiby - mruknęła niezadowolona. Wstając nie zajęła się nawet otrzepywaniem piasku, uznając, że ten i tak sobie spadnie, prędzej czy później. Później Rasheed wrócił do roli kapitana, zarządzając dalsze poszukiwania na nowym terenie. Nowe miejsce przyniosło im dużo szczęścia, po jakimś czasie mieli już mapę, a Jul dodatkowo zachęcona tym faktem postanowiła samotnie wybrać się na przechadzkę po okolicy. Posiadając już pewne informacje z mapy wybrała obiecujące miejsce i wyglądało na to, że faktycznie był to ich szczęśliwy dzień, tego samego dnia odnaleźli mapę, ale także i przedmiot. Zgodnie z umówionym wcześniej sygnałem, posłała w niebo czerwone iskry, aby reszta wiedziała gdzie się znajduje - Wygląda na to, że to finał naszej wyprawy - powiedziała, kiedy to reszta grupy do niej dotarła.
Sorki, że tak przed wami się wciskam, ale jeżeli nie teraz to nie zdążę napisać przed końcem terminu. :c
Wędrówka w wybrane miejsce była nie tyle długa, co ekscytująca. Nie wydarzyło się absolutnie nic, co mogłoby ich zaniepokoić czy zainteresować, ale już sam mdlący ucisk niepewności w żołądku wystarczał, aby podtrzymać napięcie. Julia odłączyła się od nich gdzieś po drodze, aby poszukać na własną rękę. Rasheed był sceptycznie nastawiony do takich pomysłów, ale wkrótce okazało się, że była to zaskakująco dobra myśl. Kiedy dostrzegli czerwone iskry strzelające w niebo, w pierwszej chwili przeszedł go dreszcz niepokoju. W końcu, nie umówili się na zmianę koloru iskier w razie, gdyby to nie było tylko niebezpieczeństwo, a coś innego. Natychmiast pognał w tamtym kierunku i okazało się, że przyszło im wreszcie pozyskać tajemnicze coś, skupiające wokół siebie zakłócenia magii. - Dobra robota - pochwalił Julię, przytulając ją szybko. Bardziej ze znaleziska ucieszył się z tego, że nic jej się nie stało. Potem już skupił się wyłącznie na wyciąganiu przedmiotu.
DZIEŃ: 5
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: różdżka, eliksir uzdrawiający, jakiś pazur czy inny kieł z nundu, mapa WYCIĄGANIE: 5 + 8 (zaklęcia) = 13
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Nadszedł piąty dzień i Fire zauważyła, że właściwie to odrobinę przyzwyczaiła się do pustyni. Piach wdzierający się wszędzie stał się codziennością, drobne poparzenia od słońca też przestały robić na Szkotce wrażenie, nie wspominając o tym, że już nie bolała jej aż tak głowa. Siniak zdążył znacząco zaniknąć, więc właściwie to czuła się lepiej. Do tego w końcu się wyspała i liczyła na to, że reszta drużyny nie będzie w wyjątkowo podłych humorach. Słońce nie raziło już tak mocno błękitnych tęczówek dziewczyny i dostrzegła jakiś błysk. Od razu zapaliła się w niej lampka ostrożności - pułapka. Jak lepiej zwabić zmęczonych wędrowców? Rasheed wypruł naprzód, a Fire podążyła dość niepewnie. To nie mógł przedmiot, nie tak po prostu... - Mamy szczęście, że to nic czarnomagicznego, bo już by ci urwało nogę. - mruknęła z zaczepnym uśmiechem, gdy zdecydował się kopnąć dziwną puszkę. Nie miała bladego pojęcia co to - jakiś starożytny kuferek? Szybko okazało się, że to jakieś tajemnicze zwoje. - Ja się znam. - zgłosiła, bo akurat runy umiała i chciała jakoś pomóc. Zaczęła śledzić wzrokiem kolejne znaki, ale nie do końca wiedziała, jaki to język. Wydawał się wyjątkowo stary. Niektóre słowa umiała odszyfrować, ale zdawało się nie mieć to większego sensu. Fire i tak zbyt długo nad tym nie popracowała, bo błyskawicznie jej ciałem szarpnęło. Upadła na tyłek zaskoczona. Do tej dziwnej rzeczywistości przywykła, więc szybko wróciła do standardowej wędrówki razem z resztą. Starała się mieć oczy dookoła głowy i ucieszyła się, gdy Rasheed wrócił z mapą. - Ratujesz nam życia. - stwierdziła, nie ukrywając tego, że naprawdę była niezwykle zadowolona z Sharkera. Pchał ich grupę do przodu! Także Julia niebawem odnalazła to, co najważniejsze. Fire nie sypała komplementami, ale widać było uznanie w jej oczach. Szybko przeszła do pomocy drużynie w wyciągnięciu przedmiotu.
DZIEŃ: 5
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: różdżka (+5 zaklęcia), eliksir wiggenowy x3, 50 galeonów, 1 punkt dowolny, 1 pkt z zielarstwa Wyciąganie: 3 + 3 (zaklęcia) = 6
Piąty dzień nie tyle okazał się zadziwiająco dobry jak i ostatni. Całe szczęście, bo Theo czuł się z kolejnym dniem coraz gorzej i nie miał szczerze pojęcia ile jeszcze wytrzymałby. Podczas całej wędrówki zasnął tylko raz na kilka godzin, a sen jeszcze bardziej go zmęczył. Humor miał zły, ale nie tak podły jak jeszcze kilka dób wcześniej, więc uważał to za sukces. Na początku dnia nic się praktycznie nie działo. Gdzie by nie poszli było tylko więcej i więcej piasku, który został już wystarczająco obrzydzony Theodore’owi do końca życia. Był pełen podziwu dla tych co postanowili się zadomowić na tej pustyni w wioskach. Przecież to by była prawdziwa katorga. Gdy już Krukon pogodził się z tym, że i tym razem nie natrafią na nic ciekawego Sharker zauważył coś połyskującego. Rzucił się do przodu, a za nim reszta tego jakże osobliwego towarzystwa. Theo przedmiot szybko rozpoznał sam mając do czynienia z takimi w rodzinnym domu w Dolinie Godryka. -To zwoje- powiedział cicho, ale nikt go nie usłyszał. Nic dziwnego, sam ledwo zdołał wychwycić swój głos. Przysunął się lepiej, by mieć lepszy widok. I gdy dotknął ostatni tego przedmiotu poczuł mocne, niespodziewane szarpnięcie w okolicach pępka. Ah, on nigdy nie polubi świstoklików. Upadł na kolana i rozejrzał się wokoło z westchnięciem rozumiejąc, że nadal znajdują się w przeklętym Egipcie. Jednakże rozczarowanie szybko przeszło, gdy po chwili Rasheed znalazł mapę. Na tym jednak powodzenia się nie skończyły, bo już niebawem i drugi Ślizgon zdołał odnaleźć miejsce przedmiotu. O jak dobrze. Razem z resztą zebrał się do wyciągania przedmiotu. A wyciągnąć im się udało.