Klasa ta nie różni się niczym szczególnym od innych poza nietypowym wyposażeniem - na tyłach są regały ze starymi książkami mugolskich autorów, przy bocznej ścianie są stoły z niedziałającym laptopem, ekspresem do kawy, małym modelem autobusu, żarówką czy kalkulatorem.
Kiedy Hope dowiedziała się o lekcji mugoloznawstwa aż ja ciarki przeszły. Jak można w ogóle uczyć czegoś takiego? To powinno być zakazane. No niestety Hope potrzebowała pojawiać się na zajęciach, jak mus to mus. Weszła do klasy i usiadła w ławce. Spojrzała na nauczycielke i westchnęła cichutko. Wyjęła kartkę i zaczęła pisać coś o elektryczności. Niestety nie poszło jej aż tak dobrze. Kolejne zadanie to zrobić coś z ziemniaków? Cooo?! No cóż wzięła swojego ziemniaka i podłączyła do niego dwie elektrody. Po chwili poczuła jak odłamki szkła ranią jej dłonie. Świetnie jeszcze jej żarówka wybuchła. Wściekła ślizgonka wyparowała z klasy jak poparzona i udała sie do pielęgniarki, która miała swój gabinet w skrzydle szpitalnym.
I kostka: 4 II kostka: 4
Angelique Rocheleau
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.77 m
C. szczególne : jasne włosy; markowe, drogie ciuchy od najlepszych projektantów świata magii.
Puchonka wpatrywała się w kalafiora, jak głupia, zastanawiając się co zrobiła źle. Bo coś musiała. W końcu eksperyment się nie powiódł. Może powinna bardziej przyłożyć się do mugolznastwa? Nie był to jej ulubiony przedmiot i właściwie była z niego okropna. No, jak to się mówi smykałki to ona nie miała... do mugoli? Westchnęła zrezygnowana, opuszczając ręce w geście załamania. A trzeba było przed lekcją zajrzeć do podręcznika, a nie czytać Aurelie w Dolinie Godryka. Zerknęła jeszcze raz na kalafiora, odłączyła go od kabelków i sięgnęła po cytrynę. Nie miała pojęcia, czy tym razem uda się jej wykonać zadanie poprawnie, ale postanowiła zaryzykować. I co? I tak! - Jest! Udało się!- krzyknęła podekscytowana, zwracając tym samym uwagę nauczycielki, która kiwnęła zadowolona w stronę Angelique.
Gdy nauczycielka weszła do sali niechętnie zdjęła nogi z ławki i usiadła podpierając podbródek ręką. Czuła że będzie nudno, bo po co jej wykład na przykład o tym do czego służy smartfon. Ale przynajmniej na chwilę oderwę się od tej całej magii... Westchnęła cicho, obojętnie zerkając w stronę profesorki. I właśnie wtedy padło słowo elektryczność. No super. Nie miała ochoty na powrót do fizyki której uczyła się jeszcze mieszkając w Seulu tym bardziej że nic z tamtych lekcji nie pamiętała. Dlatego też jej notatka była dosyć chaotyczna i pełna skreśleń i innych bazgrołów, ale napisała to co wiedziała. Nie był to jakiś przelany na papier bełkot mugolskiego profesora fizyki, a tylko luźne spostrzeżenia Czerwonej, że dzięki elektryczności ludzie mają światło, mogą oglądać telewizję, ładować telefony, a ich lodówki chłodzą przechowywane w nich jedzenie i takie inne pierdoły. Po oddaniu notatki składającej się głównie z wypisanych po myślnikach rzeczy jakie przyszły jej na myśl udała się po ziemniaka. Że wódkę można z niego zrobić to wiedziała, raz nawet ze znajomymi próbowała coś pędzić, ale im wybuchło. Ale prąd? Z ziemniaka? No dobra... Scar robiła wszystko, co było opisane w książce mniej lub bardziej dokładnie, ale ostatecznie wszystko się jej udało.
Ach ten Hogwart! Isabelle nie mogła przyzwyczaić się do zamku, w którym ciągle się gubiła. Każda próba zaprzyjaźnienia z tymi murami kończyła się dla niej dezorientacją. Tym razem było podobnie. Przeczuwała nawet, że może spóźnić się na lekcje, więc wyszła wcześniej. Wędrowała korytarzami skręcając to w lewo, to w prawo z mapą w dłoni i nic. Ta mapa albo była stara, albo Bella nie umiała jej odczytać. Oczywiście obstawiała to pierwsze. Przez chwilę zastanawiała się, czy poprosić kogoś o pomoc, ale zrezygnowała z tego pomysłu tak szybko, jak pojawił się jej w głowie. W końcu została sama. Dokąd iść? Najlepiej prosto przed siebie. I tak zrobiła. W końcu dotarła do klasy, zadowolona ze swojej intuicji. Zajęła sobie miejsce, gdzieś z dala od rówieśników jak to robiła zazwyczaj, nieco zdziwiona, że nauczycielka jeszcze nie ma. Jak to się mówi nie wywołujmy wilkołaka z lasu. Niespodziewanie pani Hall zjawiła się, niczym duch i zaczęła lekcje od małego teściku. Co ci nauczyciele mieli z tymi testami...? Jednakże Bella jakoś się tym nie przejęła. Wychowywała się w rodzinie mugoli, więc napisała na Zadawalający. Mogła być lepsza ocena, lecz dziewczyna jakoś nie przykładała się do tego zadania. Kiedy przyszedł moment na część praktyczną, zastanawiała się co to może być... Tworzenie prądu z ziemniaka lub cytryny. Mimo, że zajęło jej to długo wykonała poprawnie zadanie. Uśmiechnęła się do siebie.
Z powodu nagłej inspekcji klasy przez zastępcę woźnego, zajęcia zostały odwołane w samym środku ich trwania. Do pomieszczenia wszedł młody, nieco roztargniony chłopak, mówiąc, że sala może być zainfekowana przez... i tutaj się zająknął i zaseplenił tak, ze nie sposób było go zrozumieć, ale bez dwóch zdań, wszyscy zostali wyproszeni. W imię własnego dobra. Nikt nie chce się przecież obudzić z niesympatycznymi, napełnionymi ropą bąblami na skórze, czy nieprzyjemną smocza grypą czy innym paskudztwem, jakim mógł się zarazić. Klasa musiała zostać natychmiastoo zdezyfekowana! Uczniowie mogli czuć się zwolnieni od dalszego toku zajęć.
Od jakiegoś czas nie chodziła na lekcje. Tym razem nie chodziło o zwykłe lenistwo, a po prostu zajmowała się cały czas Zaklęciami - przede wszystkim tymi obronnymi. Musiała ćwiczyć je jak najczęściej, żeby w końcu zacząć uczyć się oklumencji. Poza tym wolną godzinkę wolała spędzić na segregowaniu myśli i wspomnień za pomocą Acie Mentis. Ostatnio robiła to codziennie. Tym razem jednak znalazła trochę czasu by wpaść na zajęcia. Mugoloznastwo bowiem było czymś, co w jakiś sposób ją interesowało. 9 lat spędziła żyjąc tak, jak niemagiczni. Jednak od tego czasu minęło już tyle lat... Świat się zmienia, a dziewczyna chciała nadążać za nim. Szczególnie, że nie wiadomo gdzie ją kiedyś poniesie los. Może będzie musiała żyć wśród mugoli? I co wtedy? Dobrze wiedzieć jak działają telefony komórkowe czy komputery. Usiadła sobie mniej więcej w środkowej ławce. Na stół wyciągnęła książkę "Oklumencja dla początkujących" i otworzyła ją mniej więcej w połowie. Nie chciała tracić czasu więc zaczęła czytać czasem powtarzając sobie po cichutku co ważniejsze sformułowania, czy wskazówki. Niedługo zacznie próbować używać tego zaklęcia jednak w tym celu będzie musiała sprowokować jedną z dwóch osób - Debride albo Elliota. Zdecydowanie wolała tego drugiego, ale ostatni ją ignorował. Dupek.
Mała Alice przemierzała korytarze z głową w chmurach. Trochę jej się życie powywracało do góry nogami, ale to nie szkodzi. Tak przynajmniej wmawiała sobie puchonka. Nie wiedziała, jak rozwiązać niektóre problemu, jak powinna poradzić sobie z informacjami, które do niej dotarły. Dracon miał kłopoty, Constantine zerwał z nią całkowity kontakt. Titi… trudno jej było z nią rozmawiać, po tym, jak przyznała się do jednej części swojej życia. Wiedziała, że Vittoria zawsze zostanie jej wredną, małą siostrzyczką, a jednak czuła się nieswojo, że posiada ona tę wiedzę. Czy ona naprawdę musi mieć w zwyczaju odstraszania ludzi? Każdy, kto miał z nią kontakt, kończył źle. Nie ma co ukrywać, ale tak było, a przynajmniej osoby, które choć trochę coś dla niej znaczyły. Może to jakiś spisek? Może ktoś chce, żeby ona tak myślała i pozoruje wszystko, by tylko zrobić jej na złość? A może po prostu ma pecha i trafia do takich sytuacji, w których trudno sobie poradzić. Czasami puchonka stawała przed lustrem, po kąpieli i przyglądała się sobie uważnie. Czy się lubiła? Trudno stwierdzić. Nienawidziła się? Bynajmniej! Miała dziecięce kształty, dziecięcą buzię, drobną posturę, dziecięcy charakter, czego można się po niej spodziewać, jak nie uśmiechu i radości? Chociaż była już bardzo zmęczona i miała ochotę skończyć z tym wszystkim, to wciąż nie umiała przestać. To było dla niej takie naturalne, że pomimo bólu, pomimo strachu, złości, czy innych złych emocji, zawsze się uśmiechała. Dziewczyna otworzyła drzwi i dostrzegła gryffonkę, która uważnie studiowała książkę, mimowolnie i nieświadomie, nagle rozpromieniała i ruszyła w stronę siostry. Najpierw szybki chód, który zamienił się w bieg i w ostatnim momencie wyskoczyła na pannę Findabair krzycząc. - Cześć! – po tym zderzeniu i zepchnięciu jej z ławki wyszczerzyła się małpim uśmiechem i zaśmiała pod nosem – Ty z nosem w książkach? Niesłychane!
Była skupiona. Tak, wiem. To nie pasuje do tej Tori, którą wszyscy znają. A jednak zaczytała się tak mocno, że nie zauważyła otwierających się drzwi i zmierzającego do niej monstrum. A nawet się nie skradało! W końcu jednak została zaatakowana, a jej krótki pisk było słychać w całej sali. Natychmiast zgromiła wzrokiem puchonkę, ale wiedziała, że ta i tak sobie z tego nic nie robi. Ile razy jeszcze Alice nabije jej siniaka? Następnym razem przyjdzie i od razu będzie siedziała na ziemi! Zapobiegawczo! Tym razem jednak westchnęła cicho i uśmiechnęła się do niej. - Z nosem w ziemi raczej dzięki tobie - Odpowiedziała z przekorą i pozbierała się z ziemi. Swoją książkę schowała do torby, przy siostrze miała ważniejsze rzeczy do roboty niż czytanie. Miała do niej bowiem jedno, malutkie pytanie. Ostatnio ominęła kółko wróżbiarstwa (nic dziwnego, nie chodziła na żadne kółka dodatkowe), a podobno warto było iść. Chciała wiedzieć czemu. -Powiedz mi proszę, czemu ostatnio pół szkoły interesuje się wróżbiarstwem? - Zapytała lustrując wzrokiem jej wesołe oczka i szukając w nich jakiejś zmiany, która jej cokolwiek podpowie. Kiepska była jednak w czytaniu z twarzy, w przeciwieństwie do niektórych. Nawet nie wiedziała, że siostra była jakiś czas bezdomna! Jednak ostatnio otworzyła się przed Tori i dziewczyna była jej za to bardzo wdzięczna. Sama w końcu nie miała przed nią tajemnic. Ani jednej.
Zaśmiała się głośno i z nie ukrywaną satysfakcją. Ta dziewczyna po prostu promieniała i trudno było dostrzec, że może mieć jakieś problemy, czy zmartwienia. Czy ktoś z jakimiś nieprzyjemnymi myślami, mógłby być tak szczerze zadowolony z życia? Wątpię, a ona była. To skomplikowane, kochała Titi, ale nigdy nie czuła się na tyle komfortowo, by wyrzucić z siebie wszystkie swoje zmartwienia. Przy nikim się tak nie czuła, więc musiała sobie radzić z tym wszystkim sama. Przecież jest jej starszą siostrą, która powinna się nią opiekować, a nie odwrotnie, musi być odpowiedzialna, musi jej dawać radość i cieszyć się każdym dniem, by miała motywację do działania. Czuła się z tym źle, że nie mówi siostrze wszystkiego, zwłaszcza, że ta była względem niej otwarta… chociaż przez całe życie to ona była otwarta względem każdego. Jaka wielka różnica pomiędzy nimi, jedna tajemnicza, trzymała w sobie wszystko, druga wyrzucała bez względu na konsekwencję. Pytanie, które zadała jej siostra było trochę kłopotliwe. Odwróciła wzrok i podrapała się po policzku. Czy na jej twarzy rozkwitł rumieniec? Czy może jednak mi się wydawało? Tak, czy siak, wiedziała, że będzie częściej przychodzić na zajęcia. - Jest nowy, przystojny – drugie słowo specjalnie podkreśliła, by dziewczyna wiedziała, jaka jest motywacji wielu osób – asystent wróżbiarstwa – no cóż. Puchonka nie zaprzeczy, jeżeli ktoś spyta, czy pan Holder wpadł jej w oko. Musi przyznać, że jego uroda jest bardzo duża, a ona miała słabość do przystojnych mężczyzn, co najgorsze, w Hogwarcie pojawiali się co krok!
No! To już wszystko jasne! Nasz mała Alice wpadła po uszy. Tak, jak kilka innych osób w szkole, które ćwiczyły wróżbiarstwo na korytarzu. Słysząc "przystojny" przez kilka chwil zastanowiła się, czy to i dla niej nie jest wystarczający powód by pójść na zajęcia. Jednak po krótkim przemyśleniu sprawy nie omieszkała wyrazić swojej opinii - O nie, ja już jednego przystojnego mam na oku. Możesz sobie go wziąć - Jaka hojna siostra, prawda? Oddała Alice nowe ciacho w szkole. Choć to raczej nie jej powinna się obwiać, a Deb. Tamta wila to przekleństwo, które pewnie za jakiś czas weźmie się nawet za nauczycieli. Jako asystent więc był już pewnie przeznaczony do złapania go w sidłach. O nie! Jeśli nasza mała Alicia chce jakiegoś faceta, to Titi nie pozwoli dorwać go tej dziwce! Chętnie pomoże Młodej! -To co? Gdzie go zabierzesz na randkę? - Zagaiła unosząc brewki w bardzo sugestywny sposób.
Przyszedł na zajęcia i właściwie nie wiedział dlaczego, zwłaszcza, że Mugoloznastwo było kompletnie nieprzydatnym przedmiotem, a on sam kompletnie nic o nich nie wiedział. Owszem kilka dziewczyn mu trochę opowiadało o świecie mugoli, ale on nie miał z tym styczności i wcale mu się do tego nie śpieszyło. W końcu jak to tak bez magii. Wciąż wydawało mu się to abstrakcją. Może to dzięki Eris, która ostatnio truła mu o tym że powinien chodzić na zajęcia. Przecież chodził. Ostatnio nawet pojawił się na Uzdrawianiu, a to było niespotykane. W końcu zielarstwo raczej mu się nie przyda. Nie był do tego stworzony. A może to łóżko było za wygodne. To była kolejna możliwość. Kiedy dotarł do klasy wszedł do niej, otwierając drzwi z impetem. Od razu zauważył w środku dwie postacie. Właściwie to poznał je od razu. Nie było mniejszych osób w szkole. Albo może ich po prostu nie zauważał? Chyba czasem będzie musiał spojrzeć w dół. - O Karzełek oraz niezwykle dumny i wyjątkowy kurdupel. - spojrzał na @Vittoria Findabair i @Alice Månen-Findabair z szerokim uśmiechem. Podszedł do nich i oparł się o ławkę obok. - O czym plotkujecie? Jak podbić świat niezauważenie? Myślę, że nie będzie z tym problemu.
Spojrzała na nią zaskoczona. Randka? Jaka randka? Przecież nie będzie zapraszać każdego przystojniaka na randkę! No już bez przesady! Zresztą, nie była nim zainteresowana! Osoba, którą się zainteresowała jest Kostek!... który nie odzywa się do niej i unika. Nagle na jej twarzy rozkwitł wielki zawód. Dlaczego to ją spotyka! Najgorzej! Nagle ni z tego, ni z owego pojawił się przed nimi @Marcellus Butler, Alice odwróciła spojrzenie i wlepiła je na wzrastający przed nią drapacz chmur. Wyskoczyła z pozycji siedzącej, na proste nogi, podparła jedną rękę na boku, a drugą przyłożyła do czoła, lustrując jego twarz tak, jakby podziwiała ukryte na najwyższym drzewie skarby natury. - Witam panie gigancie, jaka zapowiada się pogoda na górze, bo nie wiem, czy mam wyciągnąć parasol! – zażartowała z szerokim, małpim uśmieszkiem. Trzeba przyznać że taki żywy humor i zadowolenie, najbardziej pasowało do jej osoby. W pewnym momencie doznała olśnienia. Odwróciła się do gryfonki i naburmuszona, jak dziecko wskazała palcem na ślizgona, po czym wyrzuciła w stronę siostry kilka słów, których wcześniej nie przemyślała. - Gdybym miała zapraszać każdego przystojniaka na randkę, to Marcusia też bym musiała zaprosić! – no cóż… ta jej głupotka mogła być w pewien sposób…urocza?
Kostka nie ma, został Nicholas. Więc jeśli Młoda nie umówi się z nim na randkę, to Titi zrobi to za nią. Jednak tego jak na razie puchonka nie musiała wiedzieć. Ostatnio bowiem stała się trochę bardziej skryta, więc szykanowanie i knucie wychodziło jej znacznie lepiej. Choć oczywiście nikomu nie zaszkodziła swoimi strasznymi i tajemniczymi planami. O! @Marcellus Butler! To spotkanie nie mogło się obyć bez pewnego ważnego zdarzenia. - Rycerski Marcelek! - Z entuzjastycznym okrzykiem podeszła bliżej ślizgona i jak obiecała przy ich poprzednim spotkaniu pocałowała go namiętnie... W policzek! No chyba nie myślał, że faktycznie będzie się z nim witała przy ludziach w jakiś bardziej egzotyczny sposób. Co to, to nie. Takie rzeczy, to ewentualnie w łazience - jak zasłuży. -Gdzie masz miecz? - Zapytała go od razu rozglądając się, czy nie przytachał go czasem ze sobą. W końcu mieli załatwić miecz i testrala! Zerknęła w stronę Alice. No proszę, to oni się poznali? Nie miała pojęcia kied... A tak! Jak ona była jednorożcem. To dopiero była zabawa. Mistrzostwo świata powiem wam. Szkoda tylko, że nie dziabnęła nikogo w tyłek. Musi częściej chodzić na lekcje. -To ty weź Marcelka w poniedziałki, a ja wezmę od wtorku do niedzieli - Zasugerowała ten jakże sprawiedliwy podział jednocześnie zerkając na ślizgona z uśmiechem. Nie miał biedak nic do gadania najwyraźniej.
Spojrzał z góry na Alice i uśmiechnął się szczerze. Co by nie mówić, ale w tym przepadku żarty o wzroście zawsze były bezcenne. - Chłodnawo, ale ponad chmurami jest słońce. – odpowiedział rzeczowym tonem. – Nie wiem jak tam na dole, bo tu się na deszcz nie zapowiada. Może pod tymi chmurami coś się zmieni, ale najwyżej pomoczą mi się buty. Będę wdzięczny jak mnie uprzedzisz. Takie powitanie mogła wymyślić tylko Titi. W końcu nikt inny by go tak nie nazwał, ale zawsze lepsze to niż ich ksywki. Może lepiej było tego nie wyciągać na światło dzienne. Poczuł pocałunek w policzek i się zawiódł, chociaż nie to złe określenie, w końcu nic od niej nie oczekiwał, a tamto było powiedziane bardziej dla żartu niż na poważnie. Jednak nie ukrywajmy, nie mógł narzekać. Przetrzepał spodnie i spojrzał na nią strapiony. - Cholera, zostawiłem w dormitorium, a nie przecież nigdzie cię nie zabieram, po tym jak ze mną zerwałaś, a później zarzuciłaś zdradę, co jakby nie patrzeć było prawdą. - pokiwał głową zamyślony. Związek tak krótki, że aż go nie było, ale w tym momencie to nie było istotne. Liczyło się to, że powiedział jej, że nie zabierze jej na żadne podboje, chyba że będzie w stanie go do tego przekonać. Przez chwilę obserwował wymianę zdań między dziewczynami, aż w końcu doszło do planowania mu czasu. Jasne z chęcią spędziłby czas z każdą z nich, ale na pewno nie na tyle, żeby to wszystko było z góry zaplanowane. Już nie wspominając, że jakby się zabrały to nie miałby czasu dla nikogo innego. - Przecież nie możecie być tak samolubne –spojrzał wymownie na gryfonkę. – Co to za zajmowanie całego mojego czasu? – prychnął oburzony i założył ręce na piersi. – Wierzę w imieniu przystojniaków, że żaden nie obraziłby się za takie zaproszenie. – wyszczerzył się do puchonki i puścił do niej oczko. Jak szaleć to szaleć. Zdecydowanie z takimi dwoma nie można było się nudzić.
Jak mogłaby nie przyjść na zajęćia, które bądź co bądź są o jej byłej rodzinie. Mugoloznawstwo miała we krwi wraz z siostrą. Lubiła chodzić na te zajęcia, bo wiele razy mogła się na nich popisać. Wiele wiedziała o mugolskich sprzętach czy też zajęciach. Ale co profesorka dzisiaj wymyśli to już tylko w jej głowie. Nie pytała się nawet Liv czy idzie, ona nie miała najmniejszego zamiaru na każe zajęcia zaprowadzać ją za rączkę, wystarczy tego dobrego. Abbey przyszła tutaj z czystej, nieprzymuszonej woli. A nie chciała, żeby potem Liv mówiła, że przychodzi tutaj bo ona jej każę. O nie. Na czwartym piętrze odbywała się zajęcia z tego też przedmiotu. Zabrała swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Chciała zapytać się siostry, ażeby jej przypomnieć, że zajęcia się odbywają, bo może wtedy by się bardziej zmobilizowała, ale nie było jej ani w dormitorium, ani w pokoju wspólnym, ani nigdzie po drodze do samej klasy mugoloznawstwa. Dlatego postanowiła sobie darować i sama weszła do klasy. Rozejrzała się, ale nauczycielki jeszcze nie było. Na całe szczęście, gdzieś słyszała, że ona nie lubiła spóźnialskich. Te dziwne spojrzenia innych uczniów. Były nowe i jeszcze praktycznie nikogo dobrze nie znały, jedynie krukoni dość mile ich przyjęli. Zasiadła w wolnej ławce i wyciągnęła od razu jedną z książek, ażeby tylko nie patrzeć na innych. Zaczytała się w lekturze.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Nie miała ani ochoty, ani nawet za bardzo czasu przychodzić na mugoloznawstwo. Nie sądziła żeby nauczano tu czegokolwiek, czego i tak już by nie wiedziała. A jednak tym razem przyszła licząc na to, że odrobi punkty dla domu, które straciła na zielarstwie. Musiała więc iść na jakiś przedmiot, na który normalnie nie uczęszczała, a stanowczo wolała mugoloznawstwo od wróżbiarstwa. Była przygotowana na to, że wynudzi się setnie. Nie przypominała sobie, żeby jakiś jej znajomy chodził na ten przedmiot, a szkoda, bo może wtedy przynajmniej ktoś rozumiałby jej żarty i aluzje dotyczące niemagicznego świata, które od czasu do czasu robiła. Weszła do klasy, przynajmniej raz nie spóźniona. Na tę lekcję ponoć nie dało się inaczej, a ponieważ była zdesperowana nie zamierzała tej teorii sprawdzać. Rozejrzała się po klasie i tak jak podejrzewała nie znalazła tam nikogo znajomego. Z pokoju wspólnego kojarzyła @Alice Månen-Findabair, więc podeszła do grupki, z która siedziała. - Cześć, mogę się dosiąść? – zapomniała poczekać na odpowiedź i od razu usiadła okrakiem na krześle w ławce przed nimi – Twisleton. Gemma Twisleton. – przedstawiła się po kolei wyciągając rękę do Alice, @Vittoria Findabair i @Marcellus Butler. Zatrzymując na trochę dłużej wzrok na chłopaku. Ślizgon na mugoloznawstwie wydawał jej się nietypowym widokiem. Nie chciała wrzucać wszystkich wychowanków domu węża do jednego worka (ba! W jednym się nawet skrycie kochała), ale zawsze wydawało jej się, że ta ich część, która umiała używać mózgu, narażała się tym na lincz. Cóż, albo wiedziała bardzo mało o świecie, a Slytherin mógłby ją jeszcze pozytywnie zaskoczyć, albo obecny tu Ślizgon był po prostu bardzo odważny.
Zaskakujące było to, że cała trójka się znała, a wiecie, co było najgorsze? Że jeżeli wezmą się razem zbiorą, to szkoła prawdopodobnie nie utrzyma się na swoim miejscu. Nie pozostanie po niej nawet mała krostka. Lepiej, żeby ta trójka nie spotykała się zbyt często, bo zniszczą wszechświat, ewentualnie popsują czasoprzestrzeń! Słowa siostrzyczki uderzyły w Alice, która złapała natychmiast za wolną dłoń Marcella i najeżyła się jak rozwścieczona kocica. - Nie ma szans! Nie możesz mieć go tak długo! – skwitowała, całkowicie ignorując słowa ślizgona. Wybacz słodziaku, ale najwidoczniej nie masz tutaj nic do gadania i musisz się zgodzić z decyzją sióstr. Ewentualnie możesz spróbować ucieczki, ale pamiętaj, że dwie wściekłe pantery mogą rzucić się za tobą w pościg. Kolejne jego słowa sprawiły, że mała Alice zarumieniła się widocznie i odchrząknęła puszczając jego dłoń. Gdyby chłopak tylko wiedział, o czym rozmawiały, to może niekoniecznie by się zgodził. Nie będzie zapraszać profesora na randkę! NIE MA SZANS! Jak Marcellka jeszcze by zaprosiła, to już tak wysoko, to ona wolała nie startować. NAWET BY NIE DOSKOCZYŁA DO TAKIEGO POZIOMU! Bynajmniej nie ubliża teraz swojemu gigantowi (skoro Titi postanowiła podzielić go na je dwie, to jest w jednej części jej!), nie był w niczym gorszy od profesora, aczkolwiek… no właśnie, z profesorkiem było odrobinie trudniej.
Z cichym westchnieniem szła korytarzem szkolnym. Szła na lekcję mugoloznawstwa, więc za bardzo jej się nie spieszyło. Kiedy znalazła się w klasie kilka osób już tam było. -Hej wszystkim.-powiedziała i usiadła w jednej z wielu wolnych ławek. Oparła dłonie o stolik i ponownie westchnęła. Czekanie na nauczyciela było chyba najgorsze ze wszystkiego. No bo przez ten czas zastanawiasz się czy nie będzie jakiegoś testu, kartkówki czy czegokolwiek. Dlaczego nauczyciele zawsze przychodzili tak późno? Nie mogli czekać na uczniów w klasie? Zmarszczyła nosek i wbiła wzrok w płatki śniegu tańczące za oknem. Między przerwami w rozmowie dziewczyn dało się usłyszeć wycie wiatru. Na dworze musiało być straszliwie zimno. Dobrze, że siedziała w ciepłej klasie nie musząc marznąć na zewnątrz. Miała wielkie szczęście. Uśmiechnęła się sama do siebie i przymknęła powieki na kilka sekund.
Ostatnie tygodnie młodej Szwedki były dość zaskakujące nawet dla niej. Zaczynała odnosić wrażenie, że spóźni się kiedyś na swój ślub, jeśli tak dalej pójdzie. Z drugiej strony wciąż tłumaczyła się permanentnym brakiem czasu i pracą od rana do nocy, w końcu tak bardzo chciała dostać się do Ministerstwa, że nawet jeśli skończyła swój niby-staż, wciąż pomagała trochę na lewo chłopakom z biura. Taka z niej była dobra koleżanka, że powoli przestawała pamiętać, co to znaczy spać osiem godzin. Na mugoloznawstwo nie mogła nie przyjść, choć usilnie próbowała znaleźć wymówkę, żeby jednak nie musieć się fatygować na ten jakże uroczy przedmiot. Nie uważała, że jest jej niepotrzebny, bo zdawała sobie sprawę, że nie wie o "tej drugiej rasie" wszystkiego, a im więcej o nich wie tym więcej faktów do mugolskiej prasy będzie mogła fabrykować tak, że nikt nawet nie zająknie się, żeby to podważyć. Na chwilę obecną Ruth wiedziała bardzo dużo o fizyce, matematyce, i inżynierii (choć trudno, żeby nie wiedziała o prawach rządzącym całym światem...), potrafiła posługiwać się bronią i dobrze znała mechanizmy wojenne oraz wszystkie technologie, których się podczas mugolskich wojen stosuje (ach, ten dziadek wojskowy!), ale szczerze? Jakbyście ją zapytali, jak mugolskie kobiety farbują włosy to w życiu by nie zgadła, że smarują się jakąś chemiczną pastą i zawijają to w folię aluminiową na pół godziny. Mało tego - byłaby szczerze przerażona tym faktem. Dlatego uważała, że mugoloznawstwo nie jest takim straconym przedmiotem. Dziewczyna weszła cicho do sali i usiadła gdzieś z boku, wyjmując z torby książkę. Marnowanie czasu na gapienie się w sufit nie było do końca w jej stylu, więc wolała robić cokolwiek, niż nic.
- Marcelek no weź! To była tylko mała sprzeczka. Chyba nie pozwolisz, by zniszczyła nasze piękne plany? Pójdziemy po lekcji do łazienki na jakiś seks na zgodę, czy coś - Chyba taka propozycja wystarcza, żeby przekonać ślizgona do znalezienia miecza. Kiedy ostatnio się widzieli było bardzo zabawnie, więc łazienkę i spotkania w niej kojarzyła na prawdę miło. Nie raz miała nadzieję jeszcze go spotkać w takich okolicznościach - szczególnie, że mogła sobie popatrzeć. W końcu każdy czasem musi, prawda? Właściwie, kiedy ostatnio się widzieli dziewczyna wmawiała mu, że będzie się uczyć oklumencji. Nie było widać po niej zmiany zachowania, a jednak była coraz bliżej swojego celu. Dziewczyna przestała już atakować ludzi na korytarzach, zamiast tego codziennie używała Acie Mentis to poukładania swojej głowy, a potem próbowała ją wyczyścić. Potem pewnie pochwali mu się postępem, choć ostatnio ważyła słowa - nie mówiła ludziom wszystkiego co myśli, choć nie przestała być szczera w swoich otwartych opiniach. -Alice, ty go częściej nie potrzebujesz. Ty się chcesz tylko przytulać czy coś, a ja mam dużo więcej potrzeb. Dlatego ja go zabieram 6 dni w tygodniu - I ona całkowicie zignorowała bunt ślizgona. Faktycznie nie miał nic do gadania w tym temacie - Poza tym, ty masz kogoś innego na oku - Brewki uniesione, spojrzenie w stronę miejsca zazwyczaj zajmowanego przez nauczycieli. Vittoria wyciągnęła groźną broń! W międzyczasie wojny ktoś się do nich dosiadł. Vittoria uśmiechnęła się do puchonki. To nie jest ta, co organizuje jakiś zespół, czy coś? Nawet chciała do niej zagadać. Śpiewała i zastanawiała się nad wykorzystaniem tej pasji ale... Ale jakoś nie wiedziała jak się za to zabrać. - Hey, jestem Titi - Przedstawiła się jak zwykle w mało wyrafinowany sposób.
Chodzenie na Mugoloznastwo raczej odwagą nie można było nazwać. Szybciej głupotą, jednak wiedział, że są gorsze rzeczy niż nieprzychylne spojrzenia ślizgonów. I właśnie tych rzeczy starał się uniknąć, przychodząc tutaj. - Nie Marcelkuj mi tu teraz, chociaż propozycja jest kusząca. – wyszczerzył się. Jakby nie patrzeć to i tak nie wiązał się z nikim emocjonalnie, a taka relacja jak najbardziej by mu odpowiadała. Poza tym samo wspomnienie wydarzeń z łazienki było komiczne i z chęcią by to powtórzy. Jeszcze pójdą podbijać świat na testralach. Poza tym mieli dużo niedokończonych tematów, a to zdecydowanie trzeba było nadrobić. Nigdy nie pisał się na takie ograniczanie. W końcu kto to widział, żeby ograniczać się do dwóch dziewczyn. To było wręcz niedopuszczalne i absurdalne. Otworzył buzię, żeby im przerwać, ale w końcu zrezygnował. Chyba jednak co do dyspozycji swoim czasem nie miał za wiele do powiedzenia. W końcu wchodzić między dwie dziewczyny to nigdy nie był dobry pomysł. Poza tym z obydwoma chętnie spędziłby czas, więc nie miałby na co narzekać, bez względu na to jakie będzie rozwiązanie. Po minie Titti i Alice widział, że gryfonka wyciągnęła asa z rękawa. Przez chwilę nawet chciał się zapytać kim jest ten tajemniczy ktoś, ale właściwie to nie jego sprawa, a co jak co, ale prywatność traktował niczym świętość. Poza tym skoro był to niewygodny temat to tym bardziej nie chciał robić puchowce pod górę. Zwrócił wzrok na Gemmę. - Marcel. – przedstawił się nowo przybyłej, posyłając jej szeroki uśmiech.
Jaki miała stosunek do Mugoloznawstwa, każdy wiedział. Nawet jeśli jej rodzina była tolerancyjna i otwarta na mugolskie nowinki - głównie przez ojca, bo matka podchodziła do ego wszystkiego z większym dystansem, odpowiednim dla czystokrwistej czarownicy - Erika szczególnie za tym przedmiotem nie przepadała. Nie potrzebowała znać tradycji mugoli, nieszczególnie obchodziło ją też, jak radzili sobie bez magii. To wszystko było nudne i kompletnie nieprzydatne. Zamiast tego wolałaby wyjść na boisko... Ostatecznie jednak zdecydowała się wpaść - jej frekwencja na zajęciach i tak wołała o pomstę do nieba i nie chciała dawać nauczycielom kolejnego powodu do czepiania się jej. Stwierdziła więc, że na same zajęcia wpaść może, a udzielanie się było sprawą drugorzędną. Weszła do sali i nie widząc w niej nikogo, z kim miałaby ochotę porozmawiać, by przetrwanie lekcji stało się łatwiejsze, usiadła na tyłach sali i zapatrzyła się w okno. Śnieg wciąż ładnie prószył, dokładnie tak jak lubiła... Ale tak, najpierw Mugoloznawstwo. Podparła głowę i z kwaśną miną oczekiwała na przyjście nauczycielki.
Godzina, na którą ustalony był początek zajęć powoli się zbliżała, czas nieubłaganie parł do przodu, a nauczycielki mugoloznawstwa nadal nie było w klasie. Czyżby planowała się spóźnić albo gorzej - nie przyjść? Nic z tych rzeczy, w życiu nie wybaczyłaby sobie spóźnienia, zwłaszcza pierwszego dnia w pracy. Ze wzorową wręcz punktualnością przekroczyła próg klasy, odziana w elegancki i skromny komplet, zamykając, również na klucz, przy tym za sobą drzwi(własnoręcznie, jak na psorke od mugoli przystało), następnie kierując chód w stronę biurka, gdzie ostatecznie odłożyła swą torebkę. Wzięła głęboki oddech, po czym zwróciła się w kierunku nowych twarzyczek. Stała w bezruchu, oczekując na idealną ciszę, kiedy natomiast taka nastała, poważnym tonem wyrzekła - Nazywam się Jacqueline Percy, witam Państwa na zajęciach z mugoloznawstwa. - w poprzedniej szkole kobieta znana była ze swego oficjalnego podejścia do uczniów, zwłaszcza tych ledwo poznanych, z każdym starała się być na "Pan" i "Pani". Wypowiedź doprawiła lekkim uśmiechem, zupełnie nic nie znaczącym, sztucznym i pustym. Totalnie nie była dziś w dobrym nastroju. Nie dość, że pół nocy spędziła na wsłuchiwaniu się w przeuroczy dźwięk wiertarki sąsiada - jakby nie mógł wykonać tej czynności w ciągu dnia, bez dwóch zdań zrobił to z premedytacją - to jeszcze rano zepsuł jej się ekspres do kawy. - Jako, że są to moje pierwsze zajęcia w Hogwarcie, chciałabym przybliżyć Państwu kilka reguł jakie będą na nich obowiązywały. - oznajmiła, dokładnie przy tym lustrując buzie zgromadzonych. - Po pierwsze. Nie toleruję spóźnień, dlatego też wraz z wejściem do klasy zamykam drzwi na klucz. Po drugie. Lekcje prowadzę w formie dyskusji, a więc jeżeli chcecie coś powiedzieć - mówicie, zachowując przy tym podstawowe normy kultury osobistej, to znaczy nie wtrącacie się komuś w słowo i nie krzyczycie jeden przez drugiego, tutaj także mała prośba, jako że nie znam jeszcze Waszych imion, przy okazji wypowiedzi przedstawiajcie się z nazwiska i domu, do którego przynależycie. Po trzecie. Podczas zajęć zadajemy pytania dotyczące tematu. Jeżeli coś Was interesuje, ale stanowi dygresję od głównej treści, zapraszam w wolnej chwili do mojego gabinetu na czwarte piętro. Po czwarte. Nie robię żadnego rodzaju prac kontrolnych, potocznie też zwanych kartkówkami, a więc możecie odetchnąć z ulgą. - na moment zamilkła, bacznie obserwując reakcję na jej słowa. Mówiła prawdę, nie była zwolenniczką straszenia młodzieży kartkówkami i innymi temu podobnymi, siliła się na zachęcanie młodego pokolenia do nauki, co często spalało na panewce, jednakże nie studziło jej zapału. - Ekhm... Dalej. Po szóste. Po każdych zakończonych zajęciach zwykłam zadawać prace do zrealizowania na poczet kolejnych, których nie wykonanie nie wiąże się z żadnymi konsekwencjami, dlatego też możecie je uznawać za dodatkowe. Po siódme i ostatnie. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że część z Was ma w głębokim poważaniu mugoloznawstwo, obecność nie odzwierciedla zaangażowania. Dlatego nalegam, abyśmy szanowali siebie nawzajem. Jeżeli Wy nie będziecie sprawiać mi kłopotów - możecie liczyć na wzajemność. - skończywszy monolog, subtelnie uniosła twarz ku górze, opierając się przy tym pupą o biurko, łapała kontakt wzrokowy z każdym z osobna. Lewą dłonią sięgnęła po swoją torebkę, aby wyjąć z niej zwyczajne, plastikowe pudełeczko, najpewniej mugolskiej produkcji, wewnątrz którego znajdowało się kilkanaście karteczek, zapewne tego samego pochodzenia, następnie torebkę taktownie odłożyła na posadzkę, samo pudełeczko zaś przesuwając na skraj blatu biurka, od strony drzwi. - O tym na koniec. - dodała pod nosem. - Wszystko jest zrozumiałe czy są jakieś pytania do tej części, coś mam powtórzyć? - ponownie rozejrzała się po twarzyczkach zebranych i choć najpewniej znała już odpowiedź, wolała zapytać, ażeby się upewnić, wszakże ktoś mógł czegoś nie zrozumieć bądź też mieć jakieś wątpliwości.
Mugoloznawstwo. Niby pochodziła właśnie z takiej rodziny i przedmiot był dla niej zbędny w szkole magii i czarodziejstwa. Owszem, lubiła go, bo dobrze się z niego czuła, wiele rzeczy wiedziała bez zbędnej nauki. Jednak co wnosi taki przedmiot w świat czarodziei? Nauczycielka tylko powtarza, że świat mugoli rządzi się swoimi prawami, przynajmniej tak to mówiła nauczycielka w jej dawnej szkole. Ona znała mugoli, sama była mugolem póki nie dostała listu z Hogwartu więc chodziła do mugolskiej szkoły, poznała wiele mugolskich rzeczy o których niektórzy uczniowie jak i nauczyciele nie mieli bladego pojęcia. Ale po co komu potrzebna mikrofalówka w świecie magii? No chyba, że ktoś ma marzenie żyć w świecie mugoli po skończeniu szkoły. Jednak rzadko się tak zdarza, zazwyczaj to mugol wchodzi w świat mu całkiem nieznany i obcy. Zdziwiła się kiedy nauczycielka po wejściu do klasy zamknęła drzwi na klucz, aha. Więc spóźnialskim wstęp wzbroniony. Ona na szczęście nie miała w zwyczaju się spóźniać, jak już przychodziła to starała się być punktualna. Chyba że coś jej naprawdę ważnego wypadnie. Wcale nie schowała książki w której była zagłębiona, a po prostu przeniosła jedynie znudzony wzrok na psorkę. Nie znała tutaj nauczycieli, mimo iż parę lekcji było już za nią to jednak nie miała doskonałej pamięci do twarzy, albo inaczej nie chciała jej mieć. Bo do czego jest jej to potrzebne, chociaż wydawało jej się, że psorkę widzi po raz pierwszy więc pewnie ona zagościła dopiero pierwszy raz na tych zajęciach. Kiwnęła jedynie głową kiedy nauczycielka przelotnie na nią spojrzała.
Właśnie miała rozpoczynać temat, kiedy nagle w jej głowie pojawiła się myśl, aby na potrzeby tych konkretnych zajęć delikatnie zmodyfikować tok ich prowadzenia. Ba! Nawet otworzyła usta, po czym na moment zastygła w bezruchu, z otwartą buzią. Uświadomiła sobie, jak musiało to wyglądać z perspektywy siedzącej w ławkach młodzieży, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, o dziwo nie wymuszony i całkowicie szczery, co w jej przypadku nie było zbyt częstym zjawiskiem, a przynajmniej tak starała się kształtować swój wizerunek. - Zdecydowałam, że pójdę Wam na rękę. Najpierw trochę poopowiadam, a później, w trakcie zajęć, opracujecie zadania na wylosowany z pudełeczka temat. Dzięki temu oszczędzicie sobie pracy na następny raz. - na oblicze kobiety powróciła powaga, wyraz jej twarzy skamieniał, a ona sama odepchnęła się subtelnie od biurka i podeszła na sam środek sali. Nie była zwolenniczką zbyt łagodnego traktowania młodych ludzi podczas zajęć, bowiem prowadziło to do ich nieróbstwa i lenistwa, na co absolutnie nie chciała sobie pozwolić, dlatego też wszelkiej maści żarciki i dygresje były dla niej szalenie dużym kłopotem. - Mugoloznawstwo jest nauką traktującą o Mugolach, o ich zwyczajach, codzienności, stylu życia i sposobach na radzenie sobie bez magii. Nie chciałabym opowiadać Państwu cnotliwych bajek o tym, dlaczego warto uczęszczać na te zajęcia, bowiem zdaje się to być oczywistością. Wskazane jest, aby każdy z Was miał jakiś zasób wiedzy związany z istotami niemagicznymi, szczególnie jeżeli planujecie w przyszłości z nimi współpracować. Dzisiaj zaczniemy od całkowitych podstaw, a dokładniej Wielkiej Brytanii i zamieszkujących ją Mugoli. - mówiła wolno, podkreślając przy tym treść swej wypowiedzi gestykulacją, w międzyczasie lustrując swych słuchaczy. Ceniła sobie kontakt wzrokowy z innymi podczas przekazywania informacji, czuła się wtedy słuchana i czasem nawet rozumiana. - Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, w skrócie Wielka Brytania, jest wyspiarskim państwem unitarnym położonym w Europie Zachodniej. W jej skład wchodzą: Anglia, Walia, Szkocja oraz Irlandia Północna. Stolicą kraju, liczącego mniej-więcej sześćdziesiąt trzy miliony obywateli-mugoli, jest Londyn. Ponadto Wielka Brytania posiada wiele terytoriów zależnych, ale niewchodzących w skład Zjednoczonego Królestwa, są to między innymi: Bermudy, Falklandy Gibraltar i Dhekelia. Głową państwa jest król, obecnie królowa - Elżbieta II. Jednakże należy zwrócić uwagę na fakt, że monarchia już od dawna nie ma władzy politycznej ani nad Wielką Brytanią, ani nawet nad terytoriami zależnymi. Każdy region państwa posiada własne władze i choć teoretycznie to królowa jest zwierzchnikiem, praktycznie jej rola ogranicza się jedynie do ceremoniału, a faktyczną władzę sprawuje szef rządu, tak zwany premier, znaczy osoba, której partia zdobyła w demokratycznych wyborach większość głosów obywateli-mugoli. Istnieje nawet takie popularne powiedzonko "Zwycięzca bierze wszystko". - kiedy się rozgadała na jakiś temat, nie było przebacz i choć ta część materiału - nie bez powodu - wydawała jej się okropnie nudna, opowiadała z wyłaniającą się z tonu mowy ciekawością i skupieniem, bowiem koniec końców nie mogła pozwolić sobie na jakąkolwiek pomyłkę, a przekazanie tak sporej ilości wiedzy niemalże jednym tchem nie należało do najłatwiejszych. - O Brytyjskich Mugolach możemy powiedzieć wiele, ale nie to, że są wyniośli i niemili. Przeciwnie! Jak na ludzi, którym słońce nieczęsto przyświeca, są nadzwyczaj pogodni, serdeczni i dowcipni, jednakże na to ostatnie należy uważać, ich humor jest specyficzny i albo się go lubi, albo nie. Generalnie rzecz biorąc, Brytyjscy Mugole są bardzo kulturalni i tolerancyjni, inaczej również poprawni politycznie. W Wielkiej Brytanii istnieje wyraźny podział między północą, a południem kraju. Najczęstszy negatywny stereotyp odnosi się do Mugoli zamieszkujących Londyn, którym zarzuca się zbytni pośpiech i brak chęci nawiązywania kontaktów. Mugole z północy uważani są natomiast za grzeczniejszych i bardziej zrelaksowanych. Podczas rozmów Brytyjscy Mugole są często powściągliwi i zdystansowani, tak by nie naruszać niczyjej prywatności. Najlepszym tematem na rozpoczęcie rozmowy powinna być pogoda - uwaga na zasadzie "Ładna pogoda" powinna wywołać jakąś reakcję, zwłaszcza jeżeli właśnie pada deszcz. - w trakcie mowy zawędrowała z powrotem przed biurko, o które ponownie się oparła. Śmiało można by rzec, że jest to jest ulubiona pozycja do prowadzenia zajęć. - Jeżeli podczas rozmowy z Brytyjskim Mugolem usłyszycie taktowne "Jak się masz?", absolutnie nie znaczy to, że interesuje go Wasz stan ogólny i choćbyście właśnie zostali potrąceni przez samochód, winniście odpowiedzieć: "Dobrze, dziękuję, a Ty jak się masz?". - zaśmiała się. - To oczywiście był stereotyp, którego nie należy brać na poważnie. O Brytyjskich Mugolach krąży wiele nieprzychylnych stereotypów, takich jak na przykład to, że są zimni i nieczuli, a w ogóle to jeszcze lubią pić w upór. I choć są Mugole o różnych charakterach, nie możemy jedną miarą oceniać całego społeczeństwa. Jedni przez pół nocy będą Wam wiercili wiertarką w ścianę, przez co nie będziecie mogli spać, a drudzy zrozumieją, że jest późno i zrobią to w ciągu dnia. - dokończyła, finisz akcentując szczególnie agresywnym tonem, a gdy uświadomiła sobie co właśnie powiedziała, zamarła w ciszy. Chyba wyjawiła trochę za wiele, w dodatku z prywatnej sfery swego życia, co było bardzo niefachowe. - Ekhm... Tak, a wiertarką nazywamy urządzenie do wiercenia, rozwiercania i pogłębiania okrągłych otworów za pomocą wiertła, przy okazji robiąc ogrom hałasu. - dodała znacznie pokorniej, chcąc w ten sposób wybrnąć z tej wyjątkowo patowej sytuacji. Nigdy przedtem kobiecie nie przytrafiło się coś takiego, była to dla niej zupełna nowość. Coraz trudniej było jej panować nad własnymi emocjami i tym, co i w jaki sposób mówi. - Na koniec - herbata. Tak, herbata, bowiem jest to świetny pretekst do wszystkiego. Chcielibyście poznać najświeższe plotki? Zaproście znajomych na herbatę. Toniecie w smutku? Herbata jest rozwiązaniem. Sprawia, że wszystkim jest lepiej. Ona nie pyta; ona rozumie. Dziennie w Wielkiej Brytanii wypija się około sto sześćdziesiąt pięć milionów filiżanek herbaty, z czego większość to herbata torebkowana, wymyślona przez Amerykańskich Mugoli. Sympatia Brytyjskich Mugoli do herbaty sięga połowy siedemnastego wieku, kiedy to Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska zdominowała brytyjski przemysł herbaciany, wtenczas było jej pod dostatkiem, dzięki czemu pito jej coraz to więcej. Obecnie największą popularnością cieszy się tak zwany earl grey, czyli mieszanka herbat czarnych z olejkiem bergamoty. Jednakże należy pamiętać, że Brytyjscy Mugole nie są nacją, spożywającą najwięcej tego napoju, pierwsze miejsce bezkompromisowo należy do Tureckich Mugoli. Amerykańscy Mugole także spożywają herbatę w dużych ilościach, ale w większości przypadków jest ona mrożona. - kończąc, pochwyciła za plastikowe pudełeczko, w którym prawą dłonią raz jeszcze przemieszała wszystkie karteczki, po czym odsunęła się od biurka i w wyprostowanej pozycji przeszła po klasie, zatrzymując się przy każdym po kolei, aby wszyscy wylosowali temat pracy. - Wylosować możecie jeden z trzech tematów. Dwa są w miarę, a trzeci jest nudny. Kto już wyjął - może pisać. Kto skończył - może wyjść. Powodzenia. - pełna otuchy wypowiedź z jej strony, uczniowie zawsze będą mogli liczyć na dobre słowo, zagrzewające ich do pracy.
Kartka:
Spoiler:
I. Wyobraź sobie swoje życie w świecie całkowicie pozbawionym magii, pokrótce opisz tę wizję oraz towarzyszące jej uczucia.
II. (Kosteczki) Na podstawie wiedzy zdobytej podczas wykładu, przedstaw swoją opinię na temat:
- "Życzliwość Brytyjskich Mugoli względem innych". (1,6) - "Magiczne właściwości w niemagicznym świecie, w skrócie - herbata". (2,5) - "Władza faktyczna, kto ją sprawuje w Wielkiej Brytanii?". (3,4)
(Jednym rzutem kosteczki losujecie tylko drugie zadanie, pierwsze jest takie same na każdej kartce. Oczywiście w poście opisujecie uzupełnianie zadań. Jeżeli jakaś postać nie ma zamiaru pisać pracy, to proszę o zgłoszenie tego Jacqueline i opuszczenie klasy. Za nie wykonanie otrzymujemy tylko 1 punkt kuferkowy i 5 dla domu, natomiast za zwrócenie ukończonej, 2 punkty kuferkowe i 10 dla domu, jako bonus do obecności na lekcji.)
Kiedy profesor weszła do pomieszczenia, podniosła głowę i wlepiła w nią swoje duże szare oczy. Nie chciała się kłócić już z Titi, ani Marcelkiem, nie miała na nic siły, na całe szczęścia zajęcia zostały poprowadzone w formie wykładu i właśnie dla tego odetchnęła z ulgą. Mogła w spokoju wysłuchać wszystkiego i nie włączać się w dyskusję.
Wykład był długi, z każdym kolejnym słowem, jakie wypowiedziała kobieta, Alice spoglądała na nią z coraz większym podziwem. Naprawdę ktoś jest w stanie mówić AŻ tyle bez większych przerw? Końcówka jej wypowiedzi całkowicie jej uleciała i wpatrywała się w nią zdezorientowana. Wyobraźcie sobie, jaka była jej reakcja, kiedy przed nią wylądowała karta, a ona nie za bardzo wiedziała, o czym toczyła się rozmowa w drugiej połowie lekcji. Trochę się zestresowała, jednak widząc, że udało się jej trafić na temat, który przyswoiła odetchnęła z ulgą, wzięła pióro do ręki i zaczęła pisać.
Swoje życie w świecie mugoli. Już je kiedyś przeżyła, gdzie nie było magii, by się ogrzać, by zdobyć jedzenie. Nie miała możliwości zabezpieczyć się przed chłodem i uleczyć swoje rany, które pojawiały się tak często. Zbyt dużo tego świata przeżyła. Stojąc przed mugolskimi wystawami sklepowymi i wpatrując się w urządzenia AGD, które za nimi się kryły. Widziała je każdego dnia, wymyślała sposoby, do jakich mogłyby zostać używane konkretne cosie. Nie miała kogo o to zapytać, nie miał kto jej pomóc i wyjaśnić. Swoje dzieciństwo spędziła w świecie mugoli, w świecie pozbawionym magii, a nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Życie na ulicy, bez rodziców, czy grosza przy duszy, nie było czymś, co profesor chciała usłyszeć.
Nie muszę sobie zbytnio wyobrażać, jak wyglądałoby moje życie, w świecie pozbawionym magii. Właśnie tak spędziłam moje dzieciństwo, nie wiedząc, że istnieje świat czarodziejów. – Nie wiedziała, czy jej rodzice byli mugolami, czy nie. Matka na pewno była, nie przypomina sobie, by używała magii w życiu codziennym, ale ojciec? Go nie znała, nigdy go nie widziała, nawet nie słyszała o nim zbyt wiele. – Moi rodzice byli mugolami i nie korzystali z magii. Wszystko robiłam sama, bez pomocy, w porównaniu z życiem dzisiejszym, praca była o wiele trudniejsza i wymagała większego udziału człowieka – walka o życie, walka o ciepło, walka o resztki ze śmietnika z bezdomnymi psami – człowiek bierze wtedy na poważnie każdą drobnostkę, wiedząc, że może popełnić błąd. Życie jest trudne, ale ma swój urok, przyzywa pewnego rodzaju melancholię, gdy myślę o tym okresie czasu. – Kłamstwo, kłamstwa goni. Cóż miałaby napisać? Nie była w stanie sobie wyobrazić innego mugolskiego życia, niż te, które przeżyła i do którego nie chciała wracać, bez względu na wszystko. Nie interesowała się tym na tyle, by wiedzieć coś innego. Nie mogła przywołać wspomnień z dzieciństwa, by usunąć z nich magię, bo jej nie było, a jednak dalej nie było zbyt kolorowo.
Drugi temat nie sprawił jej aż takiej trudności. Mogła oprzeć swoją opinię na temat, który został jej przybliżony, nie musiała sięgać do przeszłości i do swoich własnych doświadczeń, by wiedzieć co napisać. Nawet nie wiedziała, że i w tym pytaniu będzie miała spore trudności, a wspomnienia będą negować jej ogląd sprawy.
Spotkałam w swoim życiu wielu brytyjskich mugoli i niestety nie jestem w stanie zgodzić się z pani opinią. Możliwe, że miałam pecha, ewentualnie dostrzegałam tylko negatywne aspekty ich charaktery przez wzgląd, w jakiej sytuacji się znalazłam, jednakże moim zdaniem jest sporo niemiłych mugoli. Żyją swoim życiem i nie zwracają uwagi na innych, szukają jakiegoś sposoby, by ukazać innym ludziom, że są ponad wszystkich i są wyjątkowi. Wydaje im się, że proste gesty, którymi obdarzają potrzebujących wynoszą ich do miary bogów. Chociaż nie powinnam oceniać tylko mugoli na takich ludzi, bo podejrzewam, że wielu czarodziejów i mugoli z innych krajów mogłoby zachowywać się w podobny sposób. Nie są życzliwi, wręcz przeciwnie, chcą sztucznie nawiązać rozmowę, żeby zachować pewne pozory i grzeczność, która jest od nich wymagana. Oznacza to, że nie są szczerzy ze sobą i swoją naturą, a także okłamują wszystkich dookoła. Trudniej jest nawiązać rozmowę z kimś, z kim się nie chce rozmawiać, a jednak wymaga tego grzeczność. Dlatego skupiają się przy drobnostkach, które nie wymagają zbyt wielkiej inicjatywy od nich samych i od rozmówcy. Coś w stylu: „Odbębniłem swoje, teraz daj mi spokój”. Właśnie w taki sposób interpretuje przedstawiony przez panią temat.
No i pojechała po nich. Tak właśnie się czuła za dziecka, tak właśnie ich widziała. Dodatkowo w słowach profesor nie odnalazła żadnych pozytywnych aspektów. Dobrze wiedziała, że ludzie tacy po prostu są. Spełniają pewne wymagania, które są narzucone przez społeczeństwo, by nie zostać odrzuconym. To jest najgorsza kara, jaką może spotkać człowieka, ona spędziła więcej czasu za dziecka z tymi wyrzutkami, którzy nie musieli się przejmować tymi zasadami, aniżeli ze zwykłymi mugolami, dlatego miała taki, a nie inny ogląd na sprawę. Najwyżej profesor wezwie ją na rozmowę w sprawie jej pracy, jednak miejmy nadzieję, że nie. Wstała z miejsca i położyła kartkę na biurku. Podziękowała i pożegnała się z kobietą, po czym opuściła pomieszczenie. Czy mi się wydawało, czy pobladła po napisaniu tej pracy?