Stare i dość zapuszczone mieszkanie. Dwa pokoje mieszkalne. Kuchnia połączona z dużym pokojem i mała łazienka. Pokoj Corin ma kolor zielony. Lóżko stoi zaraz przy oknie z wysokim i dużym parapetem na którym przyjemnie się siedzi i obserwuje niebo. Choć Jonatan zawsze upomina ją gdy tam siada - pijacy lubia rozbijać szyby na drugim piętrze różnymi przedmiotami - to i tak czasem kładzie tam koc i sypia. To wygodniejsze niż lóżko bez trzech desek. Znajduje się też tu niewielka szafa i regał, na którym dziewczyna ma poustawiane czaszki i inne swoje drobiazgi. Pod sufitem samotnie wisi żarówka. Do pokoju Jonatana jest wstęp wzbroniony. Kuchnia jeat malutka, ale schludna. Dwie szafki, lodówka, piec i zlew. W salonie stoi kanapa oraz stolik do kawy przy którym się tu jada. Regal z książkami oraz komoda, na której stoi telewizor. Łazienka z szafką, umywalką, prysznicem i połataną pralką. Ot kochany domek.
Ostatnio zmieniony przez Cornelia Somerhalder dnia Wto Kwi 03 2012, 23:22, w całości zmieniany 1 raz
Cornelia nie była już nieprzytomna od wielu godzin. Jednak leżała z zamkniętymi oczami i nie chciała ich otwierać. Po pierwsze nie chciała być porażona ostrym światłem żarówki. Po drugie bolało ją dokładnie wszystko co mogło ją boleć – ręce, nogi, tułów. Najgorsze było to, że źle jej się oddychało. Czasem miał problem ze złapaniem powietrza, a i nawet gdy go nie było to każdy oddech bolał. Ale przecież wyliże się z tego! To ona prawda? Nie chciała również otwierać oczu dlatego, że musiała pomyśleć. Nie widziała, czy Elena żyje czy umarła. Nie dostała zaklęciem niewybaczalnym, ale dostała tym swoim sztylecikiem w ramię. Potem Corin osłabła i nie widziała już nic. Tylko ciemność spowiła jej obraz. Nie wiedziała więc, czy ma się cieszyć, czy rozpaczać. Ale jedno było pewne. Już cała szkoła o tym gadała. No, może pół. A skoro tak, to miała nadzieję, że nie będzie leżała tutaj sama cały dzień. Że odwiedzi ją Summer, Lillyanne... Że zrobi to Finn i, że Ramiro też tutaj będzie, najlepiej cały czas. Nawet nie miałaby nic przeciwko, gdyby Cody był tutaj, nawet jeśli miałoby się cokolwiek wydać. Ona po prostu nie chciała być sama. Jonatan wprawdzie mieszkał z nią, ale miał sporo na głowie. Szczególnie teraz, był jej opiekunem prawnym i miał ogromne kłopoty zapewne. Uchyliła delikatnie oczy. Dom. Powinna się cieszyć. Ale tak nie było. Uniosła się lekko na łokciach. I co teraz? Au. Zabolało ponownie więc położyła się. Poczuła chłód. Była w piżamie – krótkie czerwone spodenki i bluzka na ramiączkach w kolorze czerwonym. Przykryła się więc po czubek głowy.
Gdy tylko jego Dropsik przyleciał z listem od Corneli, Finn bez zastanowienia ubrał się i udał we wskazane miejsce. Nie był w stanie myśleć o niczym innym, jak o tym co ta dziewczyna ZNÓW wymyśliła. Coś mu podpowiadało, że to mu się nie spodoba. Cornelia była równie dzika co stado rozpędzonych mamutów i Finn nie umiał jej zatrzymać. Dlatego tak strasznie się o nią bał, za każdym razem, gdy spuszczał ją w oczu. Była dzika, szalona i czasem najpierw działała, potem myślała. "Czasem", czyli całkiem często. A tak bardzo mu na niej zależało, bardziej niż na kimkolwiek innym do tej pory. Z Jimmym to była zupełnie inna, acz równie poplątana historia... Wylądował tuż przed jej domem, owinięty w ciepły, zimowy szalik w barwach swego domu, z przekrzywioną na bok czapką, pod którą ukrywał burzę ciemnych, nieokrzesanych kudłów, których dzisiaj nawet nie czesał, zbyt przejęty wiadomością od swojej przyjaciółki. Do domu niemalże wparował, trzaskając drzwiami mocno, z wielkim rozmachem. Trochę mu zajęło nim odnalazł się w obcym miejscu, poszukując sypialni dziewczyny. Dopiero po chwili udało mu się znaleźć jej pokój i pchnął ciężkie, drewniane drzwi po czym bez pardonu rzucił się na jej łóżko, siadając w jego nogach. Wtedy tez zdjął kurtkę, szalik, czapkę i rękawiczki i wszystko to rzucił na fotel obok, po czym posłał Gryfonce groźne spojrzenie spod zmarszczonych brwi. A przynajmniej miał nadzieję, że wygląda groźnie. -Coś ty znowu zrobiła?- spytał, ściągając także buty i sweter w renifery, który jakiś czas temu przysłali mu rodzice. Był strasznie gruby i ciepły, a w domu było gorąco i Finn ugotowałby się w nim. Wyciągnął nogi przed siebie, plecami opierając się o oparcie łóżka umieszczone z tyłu.
Cornelia nie wysyłała jakiś konkretniejszych wiadomości to przyjaciół. Nie chciała im opisywać co się stało, nie chciała opowiadać. To przecież oczywiste, że to były jeszcze bolesne wspomnienia, a na dodatek jeszcze nawet jej nie rozjaśniło się wszystko, co się wydarzyło. Dlatego rozeszły się listy: „Przez jakiś czas siedzę w domu. Mam szlaban” z dołączonym adresem i podpisem. Niestety nikt nie odpisał jej czy przyjdzie, czy nie. Dlatego nie czekała. Leżała tak więc pod kołdrą zastanawiając się nad sensem ludzkiego życia i dochodząc do bardzo ważnych wniosków, które mogą zmienić postrzeganie świata przez całą ludzkość... Nie, jednak nie. Właściwie przespała kolejne parę minut będąc zmęczona tym wszystkim. Ale budziła się co jakiś czas więc to niewiele dało. Wszystko przez to, że dopiero zabliźniały jej się świeże rany. Właśnie. Miała już znamię na policzku. Ciekawe jak teraz skończy się z jej ciałem. Jeszcze wyjdzie na to, że będzie odrzuconą nimfomanką. Ale jeśli Elena zdechła, bo na słowo umarła nie zasługuje, to warto było. HA! Właśnie się odkryła, kiedy usłyszała jakieś dźwięki. Zamrugała zaskoczona. Ktoś przyszedł do jej brata? A może ktoś ma klucze do jej domu? Albo.. Aaaa złodziejeeee! Gdzie ona położyła bejsbola? Jednak jej nadzieja, bo to raczej nie była obawa – za bardzo się podniecała, została zniszczona. Pojawił się nie jakiś zamaskowany psychopatyczny morderca z piłą łańcuchową a Finn. Chociaż jego mina wskazywała na to, że jest jeszcze gorzej niż jakby wpadł tu ktoś z horroru. Ale mimo to jej oczy rozjaśniły się z zadowoleniem. Podniosła się i oparła plecami oparcie za łóżkiem. Nie chciała przy nim leżeć. Przykrywała się jednak po samą szyję. Nie chciała powiem pokazać mu, że poza ranami po ogniu, które widniały na jej policzku, ma też ich mnóstwo na ciele. Pewnie i tak wystarczająco się martwił. Spoglądała na niego z coraz to większą radością, kiedy to usiadł w nogach łóżka. Miała rację. Strasznie go zdenerwowała tą wiadomością. Kochany Finn. Miała ochotę rzucić mu się na szyję i cały wieczór go przepraszać. Jednak ona tylko odwróciła twarz w bok zdrowym polikiem do niego. Nie chciała patrzeć, kiedy ją zabijał wzrokiem. - Czemu znowu? - Spytała zastanawiając się kiedy ostatnio coś przeskrobała. Przez ostatni tydzień była grzeczna! A tak. Jadalnia. Zapomniała o libacji. No ale to i tak było już dawno! I wtedy się dobrze skończyło O! Teraz nieszczególnie. Ale nie ma co narzekać. Musi skończyć robić z siebie ofiarę i użalać się nad sobą. - Zresztą to nie była moja wina!... Chociaż to ja zaczęłam... Ale to nie moja wina! - Jak zwykle ona się od razu musi awanturować i robiłaby to nawet gdyby na nią nie naskoczył. Z jej ust wyleciało „Pfff”, a potem westchnięcie. - Zresztą może tak najpierw Cześć Corin? Tęskniłam za tobą Finn – Szepnęła cicho i uśmiechnęła się odwracając się w jego stronę i chcąc wyraźnie zmienić kłopotliwy i niepożądany temat.
Oj tam, od razu zabijać. Wcale nie chciał jej zabić spojrzeniem. To byłoby mało efektowne. Zabić tak zaklęciem, o! To byłoby coś! Albo pomału wyrwać wszystkie paluszki, a potem włoski powyrywać... Lub nie! Walnąć w łeb i zakopać żywcem, lub ewentualnie pozwolić mu błagała o litość. No, a on spełniłby jej życzenie, jak na poczciwego i dobrego kmiecia przystało. Czyżby z Finna wyłaziła ta "mroczna" natura? Ohoho, nawet ja o tym nie wiedziałem. Przecież Finn był dobry, koleżeński, sympatyczny i nigdy by nikogo nie zabił! Gdyby Cornelia chciała wyskoczyć z okna, on zapewne leciałby na dół by ją złapać. -Głupia jesteś- powiedział tylko, uśmiechając się przy tym jednak. Przymknął oczy i westchnął głęboko, zastanawiając się wciąż dlaczego właściwie Corin ma szlaban. Musiała coś przeskrobać. Pytanie tylko, co? Zdemolowała pokój? Nie, to kiepskie! Może zaczęła handlować nielegalnymi "cukierkami"? Finn chętnie ich spróbuje! No, ewentualnie mogła kogoś nieźle sponiewierać, ale w to jakoś wątpił. -Powiedz mi, co się stało- poprosił łagodnie, przysuwając się do niej i powoli pogładził ja po rozczochranych włosach. -Wiesz jak się wystraszyłem, gdy wysłałaś mi tą sowę? Po pierwsze jest strasznie niemiła, Dropsik też jej nie polubił, a poza tym nie dała mi się porządnie wyspać. Zerwałem się i nawet nie zjadłem śniadania!- powiedział, siląc się na groźny ton i wymachując jej przed nosem palcem.
O zabijaniu to niech on lepiej nic nie mówi. W końcu Cornelia rzucała jeszcze zaledwie niedługi, przynajmniej tak się wydawało przez ciągłe uczucie zmęczenia i spanie, zaklęcia niewybaczalne. W tym Avada Kedavra. I gdyby nie to, że jej przeszkodzono. Kto wie, czy by nie siedziała teraz w Azkabanie zamiast w domu? Może... A nie. Skoro Elena jeszcze tam nie trafiła, a zapewne zrobiła niejedno, to i Corin nie mogła tam trafić! Zresztą, jeśli żyje, to miała nadzieje, że ma dużo gorszą karę niż szlaban w domu. - No dziękuje! Przychodzisz to mnie i od razu przezywasz. Jeszcze swoją panią! - Koniecznie musiała wspomnieć o ich zabawie w królową i kmiecia, która tak ich połączyła. Przysunęła się lekko do niego nadal trzymając kołdrę na ramionach. Pomyślała chwilę i wyszczerzyła się. - Wiesz co? Rozbieraj się i pakuj tu do mnie. Idziemy razem spać – Zaproponowała jakże raźnie jednak patrząc na niego stanowczym wzrokiem. W końcu żałosny kmieć musiał zawsze wypełniać rozkazy swojej pani nawet, jeśli chciałaby z nim teraz seks uprawiać!... No dobra. To ostatnie może nie należało do jego obowiązków. Ale na pewno w najbliższym czasie zmusi go, żeby jej zrobił herbatkę. W końcu jej dom jest dla niego otworem i nie miała problemu z tym, żeby grzebał po szafkach w kuchni. A jej się nie chce wstawać... No i mu się nie pokaże. Kiedy pogładził ją po kosmykach sterczących we wszystkie strony wtuliła się w jego rękę jak taki kociak w pełni zadowolony z pieszczenia go. - Przepraszam cię. Sowa mojego brata nie lubi nikogo poza nim. A Dracon by przecież nie pobiegł tak daleko – To mówiąc spojrzała na jak zwykle śpiącego szczura, który siedział w wiklinowym koszyku na jednym z XIX wiecznych mebli. Dobrze, że go wtedy przy sobie nie miała. - Aaa to musisz koniecznie coś zjeść! Na dole jest pełna lodówka, to sobie możesz wziąć co chcesz! - Zaproponowała... Znowu unikając odpowiedzi. Cała Cornelia. Jeśli działo się coś ważnego, to oczywiste było, że będzie za wszelką cenę starała się to ukryć byle by tylko nie martwić ludzi w swoim otoczeniu. Chociaż właściwie to było egoistyczne zachowanie. I dobrze o tym wiedziała.
Oczywiście, cała Cornelia. Ale Finn właśnie taką ją uwielbiał. Potrafiła trzepnąć go w głowę, a on odpłacał się tym samym bez wahania. Umiała szczerze go skrytykować, a on mógł nazwać ją głupią dziewuchą, której tylko jedno w głowie. Do tego można było odnieść wrażenie, że ta dwójka żyje ze sobą jak pies z kotem, a jednak... Holender uwielbiał spędzać z nią czas! Lepiej nie doszukujcie się w tym wszystkim logiki, bo jej tu po prostu nie ma. Skoro sam Finn nie umiał nazwać tego, co między nimi było to wątpił, by ktokolwiek inny umiał. -Corin... ja naprawdę się o ciebie martwię- powiedział, powoli zsuwając się z łózka. Jeszcze przez chwilę siedział na nim, wpatrując się w dziewczynę po czym klepnął ją w ramię i zeskoczył na ziemię. Oczywiście, że zamierzał jej zrobić herbatę. No i może nawet jakieś ciastka wynajdzie, a co! -Nie ruszaj się nigdzie- uśmiechnął się do niej promiennie i wyszedł z jej pokoju. Kuchnie znalazł znacznie szybciej, tylko z czajnikiem był problem. Znalazł go dopiero po kilku dobrych minutach, w szafce wraz z płatkami i jakimiś innymi pierdołami. Zagotował wodę, bo w końcu był świetnym kucharzem i zalał nią herbatę, pierwsza lepszą którą znalazł. Sobie od razu sypnął kilka łyżeczek cukru i postawił kubki na tacy. Z górnej szafki wyjął resztkę ciastek i je także umieścił na tacy, razem z cukierniczką. Tym razem pomógł sobie zaklęciem, więc to najpierw taca wleciała do pokoju dziewczyny i wylądowała na jej łóżku, a Finn zaraz za nią. -Teraz wszystko opowiesz swojemu kmieciowi- powiedział stanowczo, sięgając po jedno ciastko i pochłaniając je w trybie natychmiastowym. Miał zamiar męczył Gryfonkę tak długo, aż nie dowie się, o co chodzi. -Cokolwiek byś zrobiła... ja cię nie potępię- dodał, całkiem szczerze, nieco zawstydzony własnymi słowami.
Rzeczywiście, coś było w tym „Jak pies z kotem”... Chociaż tu by można bardziej powiedzieć, że jak kot z myszą, ponieważ to w końcu ona była jego panią i mogła go pożreć w każdej chwili... Czemu miała wrażenie, że Finn smakował by jak wielkie ciastko z bitą śmietaną? Waa... Dobra. Chyba naprawdę jest coś nią nie tak. Jej myśli schodzą na jakieś dziwne kuszące rzeczy. Dlatego postanowiła przestać o czymkolwiek myśleć. Jej życie bez Finna nie miało większego sensu. Był naprawdę jedną z najbliższych jej osób. Mimo że jest puchonem. I uwielbiała się z nim bawić w jakikolwiek sposób. Chociażby w salonie. Czasem zastanawiała się jak to możliwe, że między nimi jest jak na razie tylko i wyłącznie przyjaźń. W końcu bowiem musi nadejść moment, że znienawidzą się, bądź... Nie, to drugie raczej nie miało prawa bytu, skoro Finn jest homo. Nie wiedziała, dlaczego w ogóle o tym teraz pomyślała. Może po prostu się nudziła. A może po prostu rozczulało ją to, że on się tak o nią martwi. Mimo iż nie było potrzeby, bo przecież ona zawsze sobie sama radzi doskonale. W końcu musiała się tego nauczyć wraz z życiem bez rodziców i z bratem. Jednak pan Visse nigdy nie potrafił tego pojąć. I to najbardziej w nim kochała. O ile da się taką jedną rzecz wyróżnić. - Spokojnie. Raczej nie jestem w stanie – Odpowiedziała mu dopiero, kiedy już poszedł. I ponownie schowała się pod kołdrę chcąc się ukryć przed całym światem. Dopiero, kiedy usłyszała kroki ponownie ułożyła sobie ciasno kołdrę na ramiona. Ups. Mamy problem. Nie przewidziała tego, że po herbatę będzie musiała wystawić rękę... Spojrzała na najlepszego przyjaciela i westchnęła głęboko. - Obiecujesz? Obiecujesz, że mnie nie potępisz? - Spytała spoglądając na niego z taką dziecinną ufnością, naiwnością. Kiedy już dał jej odpowiedź uśmiechnęła się delikatnie. Potem odkryła się ukazując blizny i ranki na ciele i sięgnęła po ciacho. Jonatan niedobry, zjadł prawie wszystkie. Zjadła prawie całe naraz i objęła się ramionami spoglądając na Finna. I jak ona ma mu kurde to wszystko opowiedzieć? Zresztą... Wygląda jakby to właśnie ją zaatakowano. Więc może... Może zawsze okłamać. Może powiedzieć, że ktoś jej chciał zrobić krzywdę, a ona się obroniła. Spuściła wzrok. Dotknęła lekko poparzonego policzka, potem przeczesała włosy, które wcześniej się gały jej do pasa, a teraz wyrównane zaledwie do ramion.
Czemu wcześniej nie zwrócił uwagi na jej bliznę na policzku, na jej zbyt krótkie włosy? Może był zbyt przejęty tym, co miała mu powiedzieć by zwracać uwagę na takie "szczegóły"? Czy naprawdę nie przemknęło mu przez myśl, że stało się coś poważnego? Że tym razem Cornelia wpakowała się w tarapaty większe niżby ściąganie na sprawdzianie, wyzwanie kogoś lub kopnięcie natrętnego faceta w kostkę? Ale ona po prostu nie wyglądała na osobę, która mogłaby zrobić komuś coś złego. Wiedział, że była nieco zadziorna i czasem trochę się zapędzała, ale wydawało mu się, że ona by nawet muchy nie skrzywdziła. Odsunął tacę na bok, na sam koniec łóżka i usiadł obok niej okrakiem, tak że jego nogi były po obu stronach jej drobnego ciałka. Objął ją ramionami, czoło przytykając do jej czoła i przymykając oczy. -Nie potępię- zapewnił. -Masz moje słowo, słowa harcerza- powiedział, nie przestając jej przytulać. Cokolwiek Cornelia zrobiła, najpierw dopadnie tego, który się do tego przyczynił, a dopiero później ją skrzyczy. Jeśli w ogóle to zrobi. Nie potrafił długo się gniewać. Poza tym chciał wierzyć, że jeśli coś zrobiła to zrobiła to w jakimś konkretnym celu. Że miała uzasadnienie swoich czynów. Musiała mieć. Prawda?
Finn owszem był jej cholernie bliski, jednak nawet on nigdy nie poznał jej tak do końca. Przy nim chyba zawsze albo była słodka i kochana, albo ubrana i zachowująca się w taki sposób, że można było ją pomylić z chłopakiem. On nigdy tej drugiej strony medalu nie poznał. U módlmy się, żeby nigdy nie musiał jej takie zobaczyć. A jeszcze gorzej, żeby nigdy nie musiało być ślizgońskie „ja” skierowane w jego stronę. Bo gdyby miała myśli o ty, żeby to jemu wyrządzić krzywdę, to by tego nie przeżyła. Zresztą, tak bardzo jej było przyjemnie wiedząc, jakie puchon ma o niej postrzeganie. I fakt, sama nie wiedziała, że jest zdolna do czegoś więcej niż niecenzuralnego zwyzywania największego wroga. Spoglądała na niego zaskoczona widząc, jak się zbliża. Zamrugała zdziwiona czując, że ją obejmuje. Hah, jak zwykle czoło o czoło. Szczerze mówiąc uwielbiała z nim tak siedzieć, ale na głos tego mówić nie musiała. Oglądała jego twarz z bliska samej nie chcąc przymykać oczu. - Finn, nienawidzę cię. Wiesz, że nie lubię jak jesteś tak blisko – Powiedziała awanturniczym tonem po czym zaśmiała się pod nosem. Musi koniecznie rozładować atmosferę. Lepiej, żeby była jak na razie wesoła i przyjazna. W końcu jak to ujął, to nie jest byle ściąganie na sprawdzianie, co się à propos zdarzało prawie zawsze. - Ty nigdy nie byłeś harcerzem głupolu – Chwile jeszcze trwała z nim w tej pozycji. Następnie westchnęła jak udręczona. Odsunęła się lekko, ale tylko po to, by policzkiem zejść na jego tors i się w niego w taki sposób wtulić. Zamknęła oczy. - Próbowałam zabić człowieka... - Mruknęła najciszej jak się dało mając wielką nadzieję, że nie dosłyszy. Mocniej zacisnęła powieki i delikatnie trzymała się jego ubrania, w razie jakby chciał ją odepchnąć czy od niej odskoczyć.
Dla niego taka bliskość wcale nie była krępująca. Nie uważał jej też za coś nieodpowiedniego, choć ktoś trzeci mógłby ich teraz wziąć za parę. I nie tylko teraz. Wtedy w salonie też, i później na imprezie, a także jeszcze wcześniej. Na przykład w kawiarni, kiedy zajadali lody z jednego pucharka lub gdy Finn uczył dziewczynę jeździć na deskorolce. No i wtedy, gdy tarzali się w śniegu. I gdy obejmował ją ramieniem na szkolnych korytarzach, gdy uśmiechał się do niej w ten szczególny sposób, gdy mierzwił jej włosy i brał na barana i nosił po całym zamku. Nie zdziwiłby się, gdyby zaczęli o nich plotkować. Właściwie to pewnie już to robili. Ale Puchonowi wcale to nie przeszkadzało. Do Corneli ciągnęło go w tej dziwny sposób, którego nie umiał nazwać. Nie miało to jednak nic wspólnego z seksem, ale wiedział, że nie chciałby się znaleźć z dala od niej. Po prostu za bardzo się do niej przyzwyczaił, że teraz wizja życia bez niej wydawała mu się taka... nierealna. -Nie kłóć się ze mną, głupia- powiedział cicho, gładząc ją po włosach. Zastanawiał się, czy może ona umiała nazwać te wszystkie emocje, które były między nimi. Ta dziwną chemię, która wciąż wisiała w powietrzu. Był tego strasznie ciekaw i kiedyś na pewno ją o to zapyta. Jednak nie teraz, teraz były ważniejsze sprawy. Zamarł na chwilę, gdy z jej ust padły te słowa. "Próbowałam zabić człowieka". Nabrały one nagle takiej mocy, że Finn z trudem powstrzymał się by nie wrzasnąć. W zamian za to przytulił ją do siebie mocniej, jakby bojąc się, że ona zaraz ucieknie, że uleci jak dym. Że, gdy teraz ją puści już nigdy nie będzie mógł ponownie jej złapać. -Tylko próbowałaś, prawda?- spytał, a głos niebezpiecznie mu zadrżał. -Nigdy więcej tego nie rób. Nie ważne, jak bardzo ktoś cię zrani. Przybiegnij wtedy do mnie, dobrze? Nieważne o której godzinie, po prostu przybiegnij. Wiesz, że zawsze będę chciał ci pomóc. Kim była ta osoba?- dodał, cicho, niemalże niesłyszalnie.
Ona też nie uważała to za nieodpowiednie. Dlatego sama nigdy nie rozumiała dlaczego w pewnych momentach po prostu strzela przy nim buraka i przez długi okres nie może się pozbyć czerwieni policzków. A czasami miała ochotę go pocałować, czasami chciała wydrapać oczy dziewczynie, z którą rozmawia... To by pewnie zrobiła, gdyby tamta zaszła za daleko. Ślady by się jakoś po sobie ukryło i by się żyło jak gdyby nigdy nic. Hah, nie no coś ty. Nie myślała na poważnie. No i wtedy to dziwne uczucie w salonie, potem w jadalni na jakże piękniej libacji... Ciekawe, czy Finn był zazdrosny o to, że kogoś ma. Pewnie tak, ale w ten sam sposób jak ona by była zazdrosna o swojego brata. Jednak ten, no cóż, nie był jej chyba aż tak bliski jak ten puchon, do którego właśnie mocno się przytulała. Cornelia nie raz nie dwa słuchała plotek na ich temat. Czasami wchodziła do pokoju wspólnego, a ten nagle milkł. Bo przecież pani nienawidzę puchonów i Finn to może oznaczać tylko jedno. Pewnie są ze sobą w ukrytym związku. Bla bla zakazana miłość i inne bzdety. Zazwyczaj ignorowała to, albo rzucała złowrogie spojrzenie po ludziach by następnie pójść spać i przylecieć w nocy poskarżyć się, że miała koszmar o pająkach i nie chce być sama. Ah, te chwilowa bezsilność i słodycz. Eeee no dobra. Cornelia by pewnie nie miała nic przeciwko seksu z Finnem. W końcu był przystojny, byli ze sobą bardzo blisko, no i była nimfomanką. Ale ciii, to kiedyś może jak oboje będą załamani po utracie kogoś i będzie trzeba się wyżyć. Bo tak z miłości, to chyba nie ma szansy. Zresztą, zobaczymy. - Zawsze się będę z tobą kłócić, bo przecież w przeciwieństwie do mnie nigdy nie masz racji – Wystawiła ku niemu język spoglądając na niego wzrokiem, który ma nadzieję, że będą się mogli poprzekomarzać zaraz. Gdyby spytał ją o tą chemię, to by pewnie zmieniła temat. Chociaż akurat dzisiaj bardzo chętnie by o tym porozmawiała, byle by tylko nie wspominać o Elenie. Spodziewała się krzyku, odepchnięcia, ochrzanu. No czegokolwiek co wypłynęłoby z jego ust uświadamiając jej jaka jest głupia, lekkomyślna. A raczej tylko to potwierdzając, bo to już wiedziała. Tymczasem on ją przytulił tak mocno. Na chwilę zesztywniała. Potem ponownie się zagłębiła w jego ramionach. - Um... Chyba nie. Mam nadzieję, że nie. Mam nadzieję, że... - Przerwała po czym resztę dokończyła bardzo cicho wyraźnie głośno myśląc, mówiąc tylko o wyłącznie do siebie – ...Że wypalona w brzuchu dziura, Cruciatus i zatruty sztylet załatwiły sprawę... - naprawdę miała nadzieję, że tamta nie żyje. I.. Szczerze mówiąc Corek nigdy nie myślała tak, jak ostatnio... Że ranienie ludzi czarną magią może być całkiem przyjemne... I że warto się jej nauczyć. Tymczasem te myśli nawiedzały ją ostatnio stale. I nawet wiedziała kto mógłby jej pokazać parę sztuczek. Ale o tym nie musiał wiedzieć. I tak już wystarczająco go martwi. - To nie było zwykłe zranienie Finn! Ona prawie zabiła moją najlepszą przyjaciółkę! Gdyby nie nauczyciel, to Lilly by nie było! I należało jej się! I zrobiłabym to jeszcze raz! - Powiedziała pewnie, może trochę za głośno. Miała nadzieję, że on ją zrozumie. Przecież... Czy on by... - Co ty byś zrobił jakby komuś stała się taka krzywda? Jakby Elena Marion chciała zabić twoich przyjaciół? Jakby chciała zabić mnie? - Spytała spoglądając na niego i jednocześnie odpowiadając mu na pytanie „Kim była ta osoba?”. Podniosła się delikatnie, postarała się lekko odsunąć. Położyła dłoń na jego policzku i delikatnie go pogładziła spoglądając mu głęboko w oczy, co tak rzadko się zdarzało. W jej ślepiach bowiem widać było desperację, ból... I zero żalu. I oczywiście to niesprecyzowane uczucie do kochanego Visse.
Summer nie widziała przyjaciółki stanowczo za długo i bała się o nią. Czy z tym Krukonem wszystko się potoczyło po jej myśli? Co działo się gdy Cornelia wyszła z jadalni? Czy nie zrobiła nic głupiego? W pewnych momentach Australijka żałowała, że wtedy za nią nie poszła, no ale stało się jak się stało. Niemniej jednak bardzo martwiła się o swoją Brawurkę. Co ciekawe, przez parę dni jej nie widziała a Lillyanne z którą miała pokój, także nie wiedziała zbyt wiele na ten temat. Chodziła po całym domu przez parę dni, kilka razy udała się też do miasteczka, bo a nuż tam ją spotka. Ale wszystko na nic. Corn przepadła, jak kamień w wodę. Może coś się stało i wrociła do szkoły? Kilka dni po kocykowej libacji studentka coraz bardziej się niepokoiła. Już chciała pytać profesora Brendana lub profesor Abney czy coś wiedzą, albo nawet spytać czy może wrócić do zamku, gdy dostała list. Jakaś obca sowa przyniosła jej wiadomość od Corinka. Summer chwyciła pergamin i przeleciała po nim wzrokiem połykając łapczywie każde słowo. Szlaban. Coś musiało się stać. Gryfonka nie była grzeczną dziewczynką ale nie zdarzyło się jeszcze by została zawieszona i musiała wrócić do domu. Summer szybko chwyciła potrzebne rzeczy i natychmiast teleportowała się do Londynu w wyznaczone przez liścik z adresem miejsce i podeszła do domu z odpowiednim numerem. Nie rozglądała się po okolicy, nie patrzyła czy ktoś widział jak się pojawia...Nie obchodziło ja to. Martwiła się o młodszą przyjaciółkę. Zapukała do drzwi, a gdy nikt nie otworzył spróbowała złapać za klamkę. Było otwarte. Weszła do środka. -Cooooorin!- krzyknęła rozglądając się. Mieszkanie wyglądało na duże i przytulne. Nie widać było też żadnych śladów czyjejś obecności, ale Somerhalder była na pewno. Trochę zajęło jej znalezienie sypialni koleżanki, a gdy już tam weszła od razu zauważyła, że nie jest jedyną osobą martwiącą się o Cornelię. W chłopaku rozpoznała Finna, którego poznała na imprezie w jadalni. Od razu się zakłopotała. Jej towarzysze przytulali się, wydawało się, że są jakby "nieobecni". Tak samo jak na tamtej libacji poczuła się w zasadzie niepotrzebna w tym miejscu, ale troska o dziewczynę przysłoniła wszystko, bez krępacji więc usiadła na łóżku obok przyjaciółki. -Hej Finn. -uśmiechnęła się przelotnie do Puchona i skierowała swoje troskliwe spojrzenie na Gryfonkę. -Co się stało? Dawno cię nie widziałam, opowiadaj. -usiadła sobie wygodniej, opierając się o poduszki i przyjmując pozycję podobną do lotos w medytacji, cały czas nie spuszczając Corin z oczu.
Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzą, by potem wydukać jakże inteligentne "Mhm... no tak, no tak, mhm...". Co mógł innego zrobić? Nigdy jeszcze nie miał ochoty nikogo zabić, a złość także była jedynie jego znajomą. On był wiecznie uśmiechnięty, wszystkim służył rada i pomocną dłonią, rzadko kiedy był naprawdę zdenerwowany. Prędzej miał pretensje do siebie niżby do innych. A wszelakie kłótnie wolał załatwiać rozmową niż za pomocą czarów, czy pięści. Zdarzały się jednak i takie sytuacje, gdy to było nieuniknione. Do dziś pamięta siniaki na ramionach i brzuchu... -Nie pozwoliłbym nikomu cię skrzywdzić. Skoro tak postąpiłaś... musiałaś mieć powód. Prawda?- szepnął, wtulając twarz w jej włosy. -Nie jesteś złą osobą. Po prostu... każdy czasem ma ochotę...- zabić? Kurde, nie, to nie było dobre określenie, nie teraz. -To normalne, że się zdenerwowałaś. A ona niech się cieszy, że nie przydarzyło się jej nic poważniejszego- cmoknął ją w czubek głowy. Mówił to wszystko tylko po to, by ją pocieszyć. To, czy w to wierzył było już sprawa drugorzędną. Oczywiście, że chciał by Corin uszło to płazem, by wszyscy zapomnieli o tamtym dniu i by nikt nie patrzył na nią krzywo, by nie wytykali jej palcami. On by tego nie wytrzymał. Podskoczył gwałtownie, gdy do pokoju weszła kolejna osoba. Z ulga jednak stwierdził, że to tylko Summer, ta sama, którą poznał już wcześniej na libacji. Libacja była jaka była i szybko się skończyła, ale teraz uśmiechnął się do dziewczyny promiennie i całkiem szczerze, witając ją skinieniem głowy. -No właśnie, opowiadaj- powiedział, także siadając po turecku na pościeli i zabierając jedną z poduszek, na której oparł łokcie. Teraz mieli nad Corin przewagę, nie mogła się tak łatwo wymigać. I on miał nadzieję, że uda im się z niej wyciągnąć coś więcej niż tylko strzępki informacji.
Czekała na to, że chłopak powie, że miała racje, że ją rozumie, że to przecież oczywiste, że tak zareagowała. A tymczasem tutaj jakże bezowocne „Mhm”. Nic nie powiedziała. Westchnęła po prostu i ponownie zatopiła się w jego ciepłym torsie. Wiecie co? Ona tak zostaje do końca świata i koniec kropka. A Finn nie ma się co awanturować z tego powodu, bo taka jest rola chłopa. Służyć swojej pani w kaprysach. Słysząc, że jednak chce ją wesprzeć prawie się rozkleiła. To było takie dobre z jego strony. Ogólnie, puchon był jednym wielkim pojemnikiem na dobroć. I chociaż wiecznie i bez przerwy dawała mu w kość, to on jej nie opuszczał. Musi mu kiedyś za to wszystko podziękować. Tylko nie wiedziała jak, może to zrobić. Czy miała powód? Miała, oczywiście. Teraz, kiedy wtulał się w jej włosy to już w ogóle musieli wyglądać jak para kochanków. A że jeszcze siedzą na łózko... Dobrze, że są sami, bo plotki przybrałyby na takiej sile, że nie można ich by już było zbagatelizować. - Kocham cię Finn, wiesz? - Szepnęła, kiedy już skończył. W tych prostych słowach zawarła to swoje podziękowanie, przynajmniej miała nadzieję, że było to w nich słychać. Oczywiście było w tym sporo takiej rodzinnej miłości i to... To dziwne coś. Ale nawet wykazanie tego uczucia na głos nie pozwoliło jej na zrozumienie go. Cóż. Może innym razem. Ponownie usłyszała dźwięki w przedpokoju. Ludzie, ile osób jej się jeszcze właduje na chatę tak bezczelnie? O dziwo jej jeszcze nikt nie okradł! Zaraz się tutaj pewnie całe miasto zwali. Chociaż nie miała by nic przeciwko Lilly, Ramiro, Cody'em u i oczywiście... Kiedy zobaczyła wchodzącą Summer prawie łzy napłynęły jej do oczu. Tak bardzo stęskniła się za przyjaciółka. A jeszcze jakiś czas temu myślała, że może jej już więcej nie zobaczyć! Ostatnio przecież kiedy się widziały to była wobec zarówno jej jak i Finna średnio miła, potem wybiegła z libacji i nie wróciła. Pewnie przyjaciółka ciekawiła się też, jak jej się układa z Ramiro. Uh, tutaj nastał kolejny problem. W końcu krukon przepadł. Od ostatniego spotkania na balkonie nie widziała go. Nie miała pojęcia gdzie się teraz znajdował. Wtedy na nią wściekły... Rozstali się możliwe, że na stałe. I kiedy o tym myślała chciało jej się płakać. Ale Corin to dzielna dziewczynka. I sobie poradzi, nawet jeśli stale się teraz o niego martwiła. Sum pewnie tak jak Finn przeraziła się, kiedy dostała list o szlabanie. Ona też miała ją za dziewczynkę, która nie jest zdolna do niektórych rzeczy. Wszyscy mieli. I w tym było trochę prawdy, ale nie całość. I jej teraz będzie miała opowiedzieć, co się stało. Ile razy jeszcze będzie musiała powtarzać, że zabiła człowieka? Widząc jej zakłopotanie zachichotała wesoło pod nosem. No tak, musieli po raz kolejny przed nią zaprezentować się jako para i to do tego bardzo do siebie pasująca. Następnie przesunęła się i wskoczyła na przyjaciółkę przewracając ją, zrzucając z łóżka i mocno ją przytulając. - Auaaa – Obie z dość dużą siłą walnęły o podłogę – To nie był dobry pomysł – Wyjąkała czując ból w niektórych partiach ciała. Kto by przypuszczał, że podłoga może być taka twarda? Ponownie zaśmiała się. Ale cóż, tak za nią tęskniła, że koniecznie musiała ją przytulić! Gdyby tego nie zrobiła, czułaby się tak, jakby pokazała, że jej najwspanialsza bójka jest dla niej obojętna. - Nie ma co opowiadać. Lepiej mów co u ciebie! – Może chociaż tym razem uda jej się zmienić temat? Nawet jej wpadł pomysł jak by to zrobić skutecznie. Gdyby Sum się dopytywała, to oczywiście zaproponuje jej wspólną medytację na uspokojenie. Tego, to jej chyba Australijka nie odmówi, prawda? I może zapomni prędzej czy później. O ile Finn nie zacznie mówić, co to nabroiła. Niestety ten też spoglądał na nią tak, że chyba jednak musiał zacząć mówić. Może jednak zacząć od tej najdelikatniejszej informacji? - No... Odkąd mam opowiadać? Od jadalni?
Tak, Summer także tęskniła. Tak naprawdę wolałaby być teraz sama z przyjaciółką, no ale cóż, Finn był pierwszy a miał do niej takie same prawo, może nawet większe, nie wiedziała w końcu jak długo oni dwoje się znają, więc nic dziwnego, że się o nią martwił tak samo jak ona. Widząc wzruszenie Corin sama uśmiechnęła się szeroko, naprawdę kochała tę dziewczynę, mimo różnicy wieku, niewielkiej ale jednak. Klapnęła sobie przy przyjaciołach ( no bo w końcu przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi!) i czekała na opowieść Cornelii. Nie zauważyła na początku blizn ani skróconych włosów. Wpatrywała się intensywnie, ale nie zauważyła no ja nie mogę...No cóż. W pewnym momencie...po prostu została gwałtownie przygnieciona i zrzucona z łóżka! O NIE, RATUNKU, GWAŁCĄ! Uffff, to tylko Gryfonka. Summer odwzajemniła uścisk obejmując ją szeroko ramionami, śmiejąc się głośno i wplatając nos we włosy przyjaciółki. -Spokojnie, nie tak ostro, siostro. -uśmiechnęła się pod nosem. Jednak po chwili coś przykuło jej uwagę. Blizny. Jedna na policzku, kilka na szyi, i Merlin wie gdzie jeszcze. I...wydawało jej się, że Cor miała dłuższe włosy. Australijka spoważniała, wstała chwytając siostrę za rękę i siadła na łóżku zmuszając ją by ta siadła obok. Studentka wyciągnęła dłoń i pogłaskała przyjaciółkę po włosach lekko dotykając policzka. Musiało stać się coś poważnego. -Co się stało? -spytała wskazując na te blizny. Po chwili usłyszała wyjaśnienie przyjaciółki i uśmiechnęła się prawie że kpiąco, chociaż oczywiście nie do końca bo po prostu tak nie umiała. Taaak, pewnie, że nie ma o czym opowiadać, mam blizny pewnie na całym ciele, szlaban...Normalka. -U mnie...martwiłam się o ciebie. Ale ty teraz jesteś ważniejsza. Mów. -No Gryfonka najwyraźniej zrozumiała, że nie da rady dłużej odwlekać gdy i Finn spytał ją o to co się stało. -Tak, co się działo od tamtej pory? Nie omijaj niczego. -pogroziła przyjaciółce żartobliwie palcem.
Nie było sensu wnikać w to co było między ta dwójkę. Skoro oni sami nie umieli tego nazwać, to kto normalny by to zrozumiał? Finn potrzebowałby wielu godzin, by wyjaśnić masę sytuację powstałych między nim, a Corin a i tak to było by za mało, w bardzo okrojonej formie. W końcu oni naprawdę byli dziwny... to się dobrali. Na chwilę jednak zapomniał o zmartwieniach, gdy dziewczyny zaczęły tarzać się radośnie po podłodze w pokoju. Summer musiała być kimś ważnym dla Gryfonki, pewnie wiele razem przeszły, tyle samo co ona i Finn, jeśli nie więcej. W końcu on wcale nie tak dawno pojawił się w życiu owej dziewczyny. Około roku temu, gdy za oknem także sypał śnieg. -Dzikie jesteście- roześmiał się głośno, wyciągając nogi przed siebie i odsuwając tacę na bok. Potem stwierdził jednak, że te świruski i te ją wywrócą więc jedzenie bezpieczniejsze będzie na ziemi, po drugiej stronie łóżka. Tam też ją postawił, siadając teraz między nimi. Utworzyli małe kółeczko, choć tutaj trafniejsze byłoby określenie trójkącik... Do diabła! Nie powinien teraz zajmować się takimi pierdołami. -Zacznij od początku, mała- uśmiechnął się. On tak samo jak studentka ciekaw był, czy Ramiro i Corin się pogodzili, czy może jednak nie? Czy stanął między nimi ktoś trzeci? Zazdrosna dziewczyna lub natrętny adorator? Przecież gdyby wszystko poszło dobrze Gryfonka nie siedziałaby tu teraz i nie żaliła im się. Nie byłaby smutna, załamana, zła, jej włosy wciąż byłyby tak przyjemnie miękkie i długie.
Nie miała pojęcia jak długo już zna się z Finnem. Nie miała też pojęcia ile czasu jest tak blisko z Sum. Wiedziała jednak jedno. Zarówno puchonka jak i studentkę poznała w niemiłej sytuacji. Powinna być częściej niesympatyczna dla nowo poznanych ludzi! Może wtedy miałaby więcej tak ważnych i bliskich przyjaciół? Nie. Takie podejście zdecydowanie było złe. Ale kto wie, czy gdyby nie było medytacji i lodów, to czy nie siedziałaby teraz sama. Zresztą, co złe to i tak się dobrze skończy. A to akurat, wspaniale! - To ja się cieszę, a ty co? - Ochrzaniła Summer żartobliwie. Potem spojrzała na Finna. No fakt, dzikie to one były. Jak jakieś tygrysice. No, ale nie można się w nieskończoność po podłodze gwałcić, prawda? Szczególnie, kiedy trzeba porozmawiać. Usiadła z nimi w tym kółeczku. Sięgnęła po jeszcze jedno ciastko. Ułamała sobie kawałek i zjadła. Przez tę chwilę ciężkiego myślenia zbierała wszystkie myśli do kupy. Wiedziała, że są rzeczy, których nawet im nie może powiedzieć. W końcu nie może im wyznać, że Ramiro jest wilkołakiem. Ani tego, że Lillyanne stanęła pomiędzy nimi. Nie chciała bowiem przysporzyć kłopotu ani jednemu, ani drugiemu, chociaż miała ochotę akurat krukonowi wyrządzić krzywdę gorszą niż Elenie. Bo skoro ona się starała, a on ją odrzucił? No cóż. Już raz popełniła zbyt wielki błąd. Teraz pora na uspokojenie się. Przegryzła wargę zakłopotana. Spojrzała raz na jedno, potem na drugie. - Kiedy wyszłam z jadalni pobiegłam za nim. On... Ja... To nie jest ważne. Tutaj nie potrzeba szczegółów. Po prostu. Ja... Starałam się. Ale Ramiro mnie odrzucił. Może miał powody... Ale nie były aż tak ważne, żeby to zrobił. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ostatni raz widziałam się z nim na balkonie w domu w górach. No i... I to było pożegnanie... - Zgięła nogi w kolanie i przytuliła je do siebie. Chciała koniecznie im powiedzieć, że to wszystko przez to, że chciał żeby ona i Lilly były blisko. Chciała powiedzieć im, jak cholernie ją zabolało to, że jej przyjaciółkę pocałował w policzek, a Cornelię wyminął. Ale nie mogła. Musiałaby za wiele tłumaczyć. Tyle powinno wystarczyć. Oparła brodę na kolanie. - To tyle, jeśli chodzi o tamtą sprawę. To chyba... Chyba zamknięty rozdział. Więc znowu jestem do wzięcia – Puściła Finnowi jakby zachęcające oczko chcąc rozluźnić atmosferę. Miała nadzieję, że nie zrozumieją tego dwojako i, że nie będą siebie obwiniać za to, że krukon ją zostawił. Tego naprawdę bardzo nie chciała. No mniejsza. Czas wrócić do konkretów. - Jakiś czas temu dowiedziałam się, że Lillyanne została zaatakowana przez jakąś dziewczynę. Ta napadła ją w szklarni i wbiła nóż. Gdyby nie to, że uratował ją nauczyciel, to by nie żyła. Nie mogłam tego tak zostawić. W końcu to też moja najlepsza przyjaciółka. Gdyby to zrobiła komuś z was postąpiłabym tak samo. Dowiedziałam się, że owa dziewczyna była Gryffonką, nazywa się Elena Marion – Podała konkretne dane wroga numer jeden. Chciała bowiem, żeby ci uważali na ten pomiot szatana jeśli żyje. W końcu drugi raz tak łatwo podejść się nie da i nie chciała ich w to wciągać. - Wybrałam się do Hogwartu. Tam... - Tu przerwała i uśmiechnęła się delikatnie. Wspomniała krótkie chwile z Cody'm. Ciekawe, czy on też tu wpadnie. To byłby pewnie szok dla jej przyjaciół, więc przemilczała to, że ma coś na kształt romansu. Nie pozbierała się po Ramiro, a ślizgon był w jej życiu już podczas związku z nim. I nie był ostatnią deską ratunku, był przyjacielem i kochankiem. Więc chyba powinien tu być prawda? No, ale jak na razie dobrze, że go nie ma. Zobaczą się jak skończy się jej kara. - Mniejsza. Po prostu znalazłam ją na polanie. Zaatakowałam ją paroma zaklęciami. Spaliłam jej kieckę. Zrobiłam dziurę w brzuchu. Sama też zarobiłam ogniem. Właściwie nic specjalnego. Skończyło się na tym, że ona oberwała zaklęciem torturującym. Ja sectusemprą. Miałam ją zabić... Ale wpadł nauczyciel. Otoczył ją jakąś bańką, nie mogłam jej zrobić krzywdy zaklęciem. Zresztą i tak zabrał mi różdżkę. Potem przyleciał jakiś drugi i się gapił. Udało mi się tylko jeszcze wbić w ramię jej własną broń. Jakiś zatruty sztylet. Potem zemdlałam... Obudziłam się w szpitalu. Oficjalnie jestem na rekonwalescencji. I mam szlaban. Tyle – Powiedziała to wszystko tonem, który wydał się tak bezbarwny, tak pusty, że nawet ona się trochę tego przeraziła. Ale fakt. Przestała już jakiś czas temu uważać to, za coś szczególnego... Skoro jest możliwość, że będzie musiała zrobić to jeszcze raz. Nie spoglądała już teraz na puchona, a na twarz Summer. W końcu przyjaciel już wiedział co nieco i był przygotowany. Ona miała wszystko na świeżo. Cornelia wystawiła dłoń do przyjaciółki i delikatnie położyła ją na jej nodze. - Przepraszam, że tak zniknęłam. Ale nie mogłam was w to wciągać. Chyba rozumiesz. Jeszcze musielibyście tkwić w mieszkaniach tak, jak ja – Odsunęła rękę i ponownie objęła nogi. I skończyła się długa bajeczka. Może teraz wreszcie dostanie ochrzan?
Summer nigdy by nie przypuszczała, że ta męska Gryfonka, która opieprzyła ją gdy przez nieuwagę się zderzyły, stanie się jej najlepszą przyjaciółką. A Corin nawet gdyby ich nie poznała, na pewno nie siedziałaby sama, to fajna dziewczyna. Studentka i panienka Somerhalder znają się co prawda zaledwie od początku roku szkolnego, ale przynajmniej Australijce wydaje się, jakby naprawdę były siostrami, takimi prawdziwymi. Tarzając się radośnie po podłodze zapomniała, że w pomieszczeniu znajduje się Finn, dopiero gdy wstała spojrzała na jego minę i zachichotała. Zapewne myślał sobie coś w stylu: "Merlinie, z jakimi ja idiotkami się zadaję...". Usiedli w kółeczku a dziewczyna zaczęła mówić, Sum także wzięła sobie ciasteczko i patrząc na nią uważnie- słuchała. Widziała w oczach przyjaciółki, że mówienie o tym jest trudne, a to co się wydarzyło jeszcze ją boli. Zdawało jej się też, że Corinek nie mówi im wszystkiego. Wydawało jej się niemożliwe by Ramiro mógł ją ot tak odrzucić. Reakcją na "grę" Finna i Gryfonki pokazał, jak bardzo ją kocha, zapewne miał więc ważny powód by zostawić dziewczynę. Być może nawet ona ten powód znała, a nie chciała, albo nie mogła im powiedzieć. Summer przycisnęła przyjaciółkę bliżej do siebie by ją pocieszyć i pokazać, że jest z nią. -Przykro mi...Nie przejmuj się, może kiedyś zrozumie swój błąd, że zostawił taką fajną dziewczynę. -uśmiechnęła się delikatnie. Naprawdę było jej szkoda Cornelii, wyglądała na załamaną, widać było, że ten Krukon wiele dla niej znaczy. Uścisnęła dłoń siostry słuchając dalej. Z każdym kolejnym słowem jej oczy otwierały się coraz bardziej. Gdy usłyszała, że Japonka mogłaby nie żyć wciągnęła gwałtownie powietrze. A więc dlatego Lillyanne piła tamten eliksir i mówiła o śmierci! Teraz wszystko już było jasne. Ale...Merlinie, jak tamta dziewczyna mogła zrobić coś takiego...Czy w tej szkole często zdarzały się takie rzeczy? To było niepojęte, że tak młode osoby są zdolne do takiego czynu. W jej szkole w Sydney czy na wymianie w Hiszpanii nie słyszała by działo się coś takiego. Miała nadzieję, że to nie jest tutaj normą. Elena Marion, Elena Marion, Elena...Coś jej zaświtało. -Na początku pobytu tutaj też była z nią jakaś afera, kolega z projektu mi opowiadał. Czy ta dziewczyna często sprawia problemy? -spytała zdziwiona spoglądając raz na jedno, raz na drugie. Czekając na odpowiedź słuchała dalej opowieści Gryfonki. Zamarła. Jej przyjaciółka chciała zabić tamtą dziewczynę? Rozumiała, zraniła jej najlepszą przyjaciółkę, zapewne to samo i ona by zrobiła gdyby stalo się coś Corin, ale od razu próbować zabójstwa? Summer odsuneła się lekko patrząc na nią z przerażeniem i lekką naganą. -Oszalałaś? A jakby coś ci się stało? Nie powinnaś tego robić! Nauczyciele na pewno zajęliby się tamtą sprawą, w końcu od tego oni są. A ty tylko wpakowałaś się w kłopoty, i te straszne blizny! Rozumiem twoje powody, sama na pewno też nie miałabym innych myśli gdyby ktoś zaatakował na przykład ciebie, ale nie porywałabym się na takie coś, to było niebezpieczne i nieprzemyślane! Nie powinnaś tak się poddawać emocjom, mówiłam ci coś o tym! -miała tu oczywiście na myśli medytację, która koiła nerwy i pozwalała przemyśleć sobie wszystko na spokojnie. Australijka była naprawdę wzburzona impulsywnością przyjaciółki, ale jednak bardziej się o nią bała niż na nią gniewała. -Chodź. -wyszeptała cicho obejmując Corin i przytulając ją do siebie. -Nie przejmuj się, rozumiem. Ważne, że nic ci nie jest. Ale nie rób tego więcej, ok? Najpierw zgłoś się do nas, my ci pomożemy. Nie chcemy by coś ci się stało. I pamiętaj, daj sobie spokój z tą Eleną. Pozwól nauczycielom działać w jej sprawie, tylko nie próbuj zrobić znowu czegoś tak głupiego, dobrze? Nie zniżaj się do jej poziomu, bądź ponad to.- przestrzegła dziewczynę bojąc sie, że moze spróbować zaatakować tamtą jeszcze raz. Odzywała się w niej jej Gryfońska odważna natura i chęć pomocy przyjaciołom, to było jasne, ale przecież nie własnym kosztem! Studentka zamyśliła się przez chwilę zastanawiając się nad losem Eleny Marion. -Ciekawe co z tamtą dziewczyną. Wywalą ją ze szkoły? W końcu mogła zabić Lilly...-szczerze mówiąc Sum nie orientowała się za bardzo w systemie kar Hogwartu, ale tamta dziewczyna ewidentnie na jakąś zasługiwała.
Okropnie było słuchać tego na nowo, z tymi wszystkimi szczegółami. Finn gubił się, nie wiedział, czy przytulić Corin, czy trzepnąć ją mocno w głowę i palnąć kazanie. Dobrze, wina nie leżała tylko po stronie Eleny. To prawda, że mogła sprowokować Gryfonkę, ale mimo wszystko... Trzeba było mieć siłę, by nie wycelować w kogoś śmiercionośnego zaklęcia. Tak przynajmniej uważał Finn. A on? Czy on by zabił w obronie przyjaciół? Gdyby ktoś zrobił Corin coś okropnego? Gdyby skrzywdziłby ją tak bardzo, tak bardzo, że... Holender nie mógłby patrzeć na jej cierpienie. Ale, czy to wystarczający powód? Kim był by odbierać życie drugiej osobie? Nie miał do tego prawa. A co by zrobił, gdyby ktoś zabił jego najlepszych przyjaciół? Czy byłby zły? Nie, on byłby wściekły, na pewno chciałby się zemścić. Ale czy akurat w ten sposób? Głupie wyrzuty sumienia. Odzywały się zawsze w najmniej oczekiwanym momencie. A Ramiro... jak mógł zostawić Gryfonkę? Była wspaniała, dla niego na pewno zrobiłaby wszystko, a on tego nie docenił. Wprawdzie nie znał całej sytuacji i może oceniał zbyt pochopnie, ale... gdyby on był na jego miejscu, nie przepuściłby okazji. -Wiesz, że będzie dobrze- powiedział w końcu, wyciągając dłoń i klepiąc nią ramię blondynki. Bardzo chciał w to wierzyć. -Zobaczysz. Za góra dwa tygodnie wszyscy o tym zapomną i znajdą sobie inny temat do plotek. A my- dodał, uśmiechając się do Sum- zawsze będziemy z tobą. Więc kolejnym razem tylko nas zawołaj, przybiegnij nawet o drugiej w nocy- przytulił ją, dodatkowo obejmując ramieniem Sum. Tulił je tak obie, kołysząc się delikatnie i uśmiechając pod nosem. Czy ktoś kiedyś nie mówił, że po deszczu zawsze przyjdzie tęcza?
Brązowowłosa dziewczyna biegła przed siebie? Dlaczego? Po co się tak męczyła? A dlatego, że usłyszała, że jej najlepsza przyjaciółka siedzi w pokoju. Dlaczego? Ponieważ coś się stało. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ona nie miała zielonego pojęcia co się stało. A musiała wiedzieć! Zacisnęła pięści. Już dawno nie była aż tak zdenerwowana. Ostatnio wszystkie uczucia mieszały się ze sobą i ujawniały mieszaniny, o których ona nigdy nie miała pojęcia. Wpadła przez drzwi do mieszkania dziewczyny i podbiegła do niej jak najszybciej i nie zwracając najmniejszej uwagi na ludzi znajdujących się dookoła niej przytuliła się do niej chowając twarz w jej ramieniu. Wytnijmy fakt, że nie zauważyła tego, iż była ona przytulana jeszcze przez nieznanego jej chłopaka i nie zwracając na niego uwagi wtulała się w nią. W oczach miała łzy. Martwiła się okropnie, wyobrażała sobie wiele rzeczy, wiele złych scenariuszy. Kiedy wreszcie się uspokoiła odsunęła się od niej i obejrzała od góry do dołu. - Corin, wszystko w porządku? – spytała trzymając ją za ramiona i przyglądając się uważnie. – Co się stało! Chyba, chyba się nie zabiłaś prawie! Nie możesz mnie zostawić więc nie idź w stronę światła! – krzyknęła zestresowana i dopiero po chwili zauważyła, że oprócz niej ktoś jeszcze jest w pokoju. Spojrzała na chłopaka i znaną jej dziewczynę, po czym na jej policzkach pojawił się dorodny rumieniec. Spuściła wzrok zakłopotana całą tą sytuacją i już nic nie powiedziała.
Siedziała obejmując nogi rękami. Czekała, aż jej przyjaciele zaczną wreszcie mówić to, co im leży na sercu. Ich zdanie naprawdę od zawsze było dla niej jednym z najważniejszych. Gdyby tak nie było, to nie pozwoliłaby się Summer ciągać na medytację i na słoneczko... Summer... Słoneczko.. Waaa dobre! Gdyby nie powaga sytuacji, to śmiałaby się ze swojego kiepskiego, niewypowiedzianego żartu. Ona już tak czasem miała, że mówiła do siebie jakąś głupotę, a potem śmiała się przez pół godziny by zorientować się, że nie powiedziała o co jej chodzi i, że to wcale nie było śmieszne. No, ale za to ją przecież wszyscy tak bardzo kochamy, no nie? Kółeczko wspólnej adoracji. Szczerze mówiąc do dodatkowo podnosiło wydźwięk tego wszystkiego. Oglądała ich, nie mogła tak odwrócić spojrzenia, by nie widzieć twarzy jednego z nich. Może to też ułatwiało potok słów. Bo wiedziała, że ją słyszą, że nie będzie musiała tego powiedzieć drugi raz. I przede wszystkim, że nie będą jej przerywać niepotrzebnymi pytaniami, bo dobrze wiedziała co może powiedzieć, a co musi zatrzymać. Na pewno widać było, że nie powiedziała wszystkiego o Ramiro. Wiadomo, powód bardzo ważny. On nie chciał nawet jej powiedzieć, kim jest. A jednak jej zaufał, więc nie mogła najzwyczajniej w świecie rozpowiadać tego na prawo i lewo. Przez to musiała mieć przed najbliższymi tajemnice. I to, że go nie ma zdecydowanie jej tego wszystkiego nie ułatwiało. Bo przecież... Jeśli ją kocha... To mógłby dać znak życia. Mógłby się pojawić, przytulić ją, powiedzieć jeszcze raz niezwykle poetycko jak bardzo mu jej brakuje. Ale nic takiego nie miało się stać, na nic takiego się nie zanosiło. Spojrzała na Summer i uśmiechnęła się delikatnie. - Tak, na pewno zrozumie. A kiedy wróci błagać o przebaczenie, to będzie już za późno. Bo w końcu jak ja, mogłaby kogoś nie mieć, prawda? - Powiedziała w taki sposób, że cudem udało jej się głos tak podkoloryzować, żeby brzmiał prawdziwie, a nie sztucznie. Niestety pozwoliła, by jej oczy zabłyszczały jak dwa spody szklanek. Zatrzepotała rzęsami powstrzymując reakcję organizmu. Ostatnio przestaje panować nad uczuciami. Musi od nowa się nauczyć wyzbywać emocji. Gdyby wiedziała, że Finn myśli, że na miejscy Ramiro nie przepuściłby okazji na pewno czułaby się wspaniale. Ale czy puchon miałby kiedykolwiek okazje być na jego miejscu? Przecież on jest innej orientacji, niż powinien. No i do tego... Cóż. Przyjaciele i wielka kropeczka. - Wiesz, nie mam pojęcia. Nie znam jej dobrze. Ale miała mieć jakiś proces, czy coś – Odpowiedziała Summer tyle, na ile jej wiedza pozwalała do wypowiedzenia się na temat tej paskudnej Gryffonicy. Potem wróciła do dalszego ciągu opowieści. - Nie myślałam o tym, że coś by mi się mogło stać. Należał jej się koniec, a nauczyciel by nigdy tego nie zrobił. Pewnie by miała taki szlaban jak ja – Może powinna przestać się tłumaczyć. Faktycznie, troszkę za wiele emocji wpakowała w to wszystko, a trochę za mało myśli. Chociaż nie, myśli sporo, ale już po fakcie. A teraz? Teraz to już przecież nic nie zmieni. Bo co? Miałaby iść ją przeprosić, czy coś? Nigdy w życiu. Dlatego ten temat powinno się w końcu uciąć. A blizny? Ta na policzku bardzo ładnie znika za sprawą eliksiru. A reszta, niektóre są głębsze, niektóre nie. Gorsze miała kiedy uciekała przez krzew różany z posiadłości jakiegoś staruszka, który gonił ją i kumpli, bo kradli mu z pola jabłka. No, oczywiście nie licząc tego, że przez to zaklęcie Eleny ma problem z płucami. Ale cóż. Krwioplucie się jakoś zwalczy, a duszności? Będzie nosiła przy sobie inhalator, to też niewiele zmieni w jej życiu. Chociaż właściwie nie będzie się mogła męczyć jak dotychczas, a to same plusy, no nie? Może kogoś zmusi, żeby za nią książki nosił? Hah! Nie odzywała się już. Pozwolił Summer się przytulić i sama bardzo chętnie wtuliła się w ciało dziewczyny. Czy tego spróbuje jeszcze raz? Możliwe. Ale jak na razie wolała cieszyć się, że ma takich wspaniałych przyjaciół, którzy nigdy jej nie zostawią, nawet w takiej sytuacji. A Elena? Do Azkabanu z nią! Powinni zrobić transparenty i demonstracje o! Ale to kiedyś. Brązowowłosa uśmiechnęła się do Finna. Faktycznie, plotki z czasem się skończą. Chociaż i tak w szkole zostało ogłoszone, że Cornelia jest na rekonwalescencji, że jest chora i musi się w domu kurować. I takie wiadomości dostali jej przyjaciele. A kto przyszedł, mógł poznać prawdę. Szkoda, że tylko dwójka. Wtulała się w obu z ogromną nadzieją, że tak już zostanie zawsze. O! Niech się teraz czas zatrzyma, żeby mogła zostać z nimi. Taka tęcza miałby najpiękniejsze na świecie kolory, szczególnie błękit i zgniła zieleń by błyszczały, bo to w końcu jej ulubione odcienie. - Tak, jak przylatuję do ciebie, jak mi się śnią pająki? - Spytała szczerząc się do puchona, bo w końcu akurat w tej sprawie, to ona leciała nie raz nie dwa. Co najmniej jeden dzień na dwa tygodnie był tym, kiedy to obejrzała z kimś horror, albo niechcący jakąś jego zapowiedź i potem się to kończyło paniką. Do takich filmów, to ona się nigdy w życiu nie przekona! I było tak spokojnie, tak przyjemnie, tak cieplutko waa. Aż tu nagle... ŁUBUDBUDUP! Corin usłyszała taki trzask drzwi, że podskoczyła jakby ją oparzono w tyłek tym czymś, czym się znakuje bydło. Ledwo chyba nie pozabijała przyjaciół obok siebie w odruchu obronnym. - Aaaaa Lilly? - Krótki krzyk przerodził się w pytający szept. Jej wyraz twarzy można jednoznacznie opisać emotikonką „O.O”, bo opisać słowami się tego zdecydowanie nie dało. Ona sobie siedzi, a tu nagle wpada jej najlepsza przyjaciółka i płacze jej w ramie. I co tu robić? Przytuliła kochaniutką. Pewnie dostała wieści o tym, że Corek jest chora i się przeraziła. W końcu Lilly miała talent do martwienia się nawet, jeśli nie ma o co się martwić. Spoglądała na Gryffonkę siejącą panikę na wszystkie strony. Zatkała usta po czym w pełni poważnie i z ogoromnym przejęciem powiedziała: - Nee- chan! Ale to światło jest takie piękne! - I wystawiła rękę do przodu jakby chciała dotknąć ów blask, który powinien znajdować się przed jej oczami. Przekrzywiła lekko głowę i wytknęła język pokazując, że umarła. Potem zaśmiała się pod nosem i puściła jej oczko. Przytuliła ją mocno do siebie. Teraz kolej na „Tuliiimmyyy jaaakkk teletubiiiseeee” z Lil. - Nie martw się. Po prostu zaatakował mnie krwiożerczy kot, a wiesz jak one mnie nie lubią – Wytłumaczyła się Lilly dobrze wiedząc, że dziewczyna była naiwna. Zresztą, Corin faktycznie nie była lubiana przez te futrzane kulki tak bardzo, jak i ona ich nienawidziła. Dlatego nie raz nie dwa nawet, jak wystawiała dłoń, żeby pogłaskać mówiąc „Kici kici”, to te rzucały się na nią. A potem miała wszędzie czerwone kreseczki, albo strupy. Więc miała nadzieję, że i tym razem to przejdzie. Bo Lilly... Jej nie mogła nic wytłumaczyć. Bo ona by się obwiniała. A pewnie już mocno obwinia siebie o to, że Ramiro odszedł od Corka. Bo w końcu, zanim ona się nie pojawiła było... Prawie pięknie. Ale mniejsza. Niech wróci euforia szczęście i ekstaza! Plosem?
Odwzajemniła uśmiech Finna. Nie znała go zbyt długo, ale zdązyła się zorientować, że bardzo mu zależy na Cornelii, był prawdziwym przyjacielem -Tak, Corin. Finn ma rację, nie przejmuj się. Ludzie zapomną. My będziemy zawsze przy tobie, pamiętaj o tym. Kochamy cię. -przytuliła mocniej przyjaciółkę. Nie zaprotestowała gdy Finn objął je obie. Była mu wdzięczna, że tu przyszedł. Wspierał psychicznie nie tylko Gryfonkę ale i ją. Kołysał nimi jakby były małymi dziewczynkami, a on ich tatusiem, który tuli je do snu. (profesor Atomuuuus, waaaa *-*). Zachichotala słysząc jak jej przyjaciółka mówi, że ona nie może nikogo nie mieć. -Jesteś bardzo skromna, wiesz? -zachichotała Summer dając dziewczynie przyjacielskiego prztyczka we włosy. Na odpowiedź Corinka o Elenie tylko pokiwała głową. Tak właśnie myślała. Nie była zazwyczaj mściwa i nie chciała dla nikogo źle, ale ta dziewczyna przekroczyła wszelkie granice, to była prawda. -Wiesz, nauczyciel na pewno by jej nie zabił, ale... zabicie jej nie rozwiązałoby problemów, a jeszcze by ich przysporzyło. A to właśnie do nauczycieli należy decyzja co z nią zrobią. Oddawanie sprawiedliwości bez zadnego myślenia nie załatwiłoby sprawy. Ale skończmy ten temat. Wiedz, że niezależnie od wszystkiego masz nas. -Australijka pocałowała przyjaciółkę w czoło, dalej ją przytulając i będąc obejmowaną przez Puchona. Trochę się jej zaczęło robić gorąco od tego zbiorowego uścisku, ale co tam! Było przyjemnie i o to właśnie chodzi. Czas mógłby się zatrzymać. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i Sum poczuła, że ktoś ich przygniata. W osobie, która przyszła rozpoznała Lillyanne, przyjaciołkę Cornelii i swoją znajomą. Dziewczyna wyglądała na zdenerwowaną i roztrzęsioną. -Cześć Lilly. -uśmiechnęla się studentka i pozwoliła dziewczynie przyłączyć się do ich zbiorowego uścisku. Chciało jej się śmiać z owej paniki jaką wytworzyła wokoł siebie dziewczyna, choć oczywiście ją rozumiała. Ale mina Gryfonki, gdy zauważyła, że nie jest z Corn sama i to zakłopotanie, gdy to sobie uświadomiła było tak komiczne, że zachichotała cicho. Potem to już zupełnie rozbawiona przysłuchiwała się wymianie zdań młodszych przyjaciółek. Też postanowiła włączyć się do zabawy. Skoro tylko Cornelia udała, że umiera Dum zrobiła smutną minkę i przepraszająco spojrzała na nowo przybyłą -Wybacz Lillyanne...Próbowaliśmy ją uratować, nie udało się...-spuściła głowę na chwilę, by zaraz podnieść ją i roześmiać się. Krwiożercze koty, o tak. Przytaknęła głową ze zrozumieniem i spojrzała poważnie na Japonkę. -Corin mowi prawdę, byłam przy tym. Ten zwierz był straszny, ogromny. W życiu nie widzialam takiego kota. -Okej, to chyba niemiłe tak się naigrywać i wmawiać dziewczynie nieprawdę, no nie? No ale cóż, nie ona zaczęła. Teraz tylko czekać czy Lilly da się nabrać.
(Wiem, że teraz kolej Finna, jednakże Cornelia, nakazała mi napisać tego posta, albowiem Finn się dawno nie pojawił. Ot moje alibi)
Brązowowłosa dziewczyna podniosłą wzrok na przyjaciółkę. Powoli już coraz spokojniej obejrzała osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Jej wzrok zatrzymał się na twarzy, którą zna. Summer, więc i ona tu była… Kiwnęła głową dając znak, że w ten sposób się przywitała. Nie chciała używać teraz żadnych słów, bo dla niej nie były potrzebne, a jej przyjaciółka… była w tym momencie najważniejsza. Była naprawdę przerażona. Nie wiedziała co ona ma z tym wszystkim zrobić. Gdy tylko usłyszała, że musi siedzieć w pokoju i się leczyć, poczuła jakby jej serce skoczyło do gardła i tam utknęło. Nie czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia pobiegła do niej… Zresztą i tak chciała się przejść do przyjaciółki porozmawiać. Gdy ją ujrzała byłą taka szczęśliwa, ale i zmartwiona… Jej przyjaciółka… Nic jej nie było?! Bynajmniej tak wyglądała! A ona się ośmieszyła! Jak mogła być taka lekkomyślna?! Zawarczała pod nosem mając ochotę rozerwać swoją przyjaciółkę, ale powstrzymały ją przed tym jej słowa. - Nie!! Nie możesz tam iść, bo cię zjedzą krwiożercze króliki, które rysowałaś kiedyś! Obraz pojawił się i znikł. Powiedziała to nie rozumiejąc własnych słów, ale to nie to było teraz ważne. Nagle Summer złożyła jej kondolencje… Spojrzała z łezkami w oczach… Corin… jej przyjaciółka, która…. Pokazała jej język? Szmaragdowo oka znowu zawarczała. Dlaczego była tak naiwna? Znowu się ośmieszyła! Jak to jest możliwe, że ta dziewczyna, tak po prostu robi sobie z niej jaja? Już chciała coś powiedzieć kiedy usłyszała jej wyjaśnienia. No tak… Mogła się domyśleć, że to wszystko to kłamstwa, którymi chciała ją uspokoić. Więc zaczęła grać jak jej każą. - Kot? Dlaczego akurat kot? – spuściła wzrok i odsunęła się od przyjaciółki i zła zacisnęła pięści, nie wytrzymała. – Jak masz zamiar mnie okłamywać, to przynajmniej rób to porządnie… - Syknęła na nią i spojrzała złym spojrzeniem. Ledwo powstrzymywała się, żeby nie uderzyć dziewczyny w twarz, zresztą była by przytrzymywana przez dwóch towarzyszy. Jej wzrok się zmienił, teraz palił się żywym ogniem, który mógłby parzyć, każdego, kto dłużej się na nim zatrzyma. - Cornelio… Powiesz mi prawdę, czy mam sama się jej dowiedzieć? A wiesz… - jej oczy zabłyszczały, niczym klejnoty. – że to nie będzie najlepsze rozwiązanie… oczywiście dla ciebie… Sangrienta wstała i odrzuciła włosy do tyłu. Teraz spoglądała z góry na przyjaciółkę, która śmiała ukryć przed nią prawdę. Nie wierzyła, że mogłaby to zrobić… zwłaszcza, że wiedziała, że największą rzeczą jaką Lilly nienawidzi to kłamstwa… Brązowowłosa stała w tej pozycji całkowicie nie zwracając uwagi na Finna i Summer, którzy stali obok niej. Jakby ich nie dostrzegała, jakby nie istnieli dla niej w tej chwili.
Trwałby dalej w tej pozycji, zresztą było mu bardzo przyjemnie, gdyby w pokoju nie pojawił się jeszcze ktoś. Podskoczył, tak samo jak zrobił to, gdy weszła tu Sum, ale tym razem odleciał niemalże na drugi koniec łóżka, przyglądając się od dołu dziewczynie, która tak tu wparowała. Wyszczerzył się do niej krótko i pomachał. Jak to dobrze, że nie tylko oni boją się o Cornelię. Szkoda tylko, że nie ma tu tego Krukona, za którym blondynka tak szalała. No właśnie... czy on nie wie, co się dzieje? Przecież to wszystko z jego powodu, a teraz nawet nie ma zamiaru jej odwiedzić? Co za drań... zupełnie bez serca. Tak przynajmniej wydawało się Holendrowi, który czegoś takiego po prostu nie mógł zrozumieć. Na jego miejscu już dawno by się tu zjawił, jeszcze przed Finnem i tulił ją mocno, zapewniał, że wszystko będzie dobrze... Roześmiał się głośno słysząc słowa nieznajomej dziewczyny. "Nie idź w stronę światła!" Hahaha. Wciąż leżał na łóżku, z dłońmi założonymi za głową i przypatrywał się całej tej scence, śmiejąc się w duchu głośno. Kochana Cornelia... jak zwykle nie chciała nikogo martwić. Ale już po chwili Japonka się zbuntowała. Jak widać nie była tak naiwna, na jaką wyglądała, co mile zaskoczyło Finna. Zmarszczył delikatnie brwi, posyłając swojej ulubionej Gryfonce groźne spojrzenie. "Nie kłam"- mówiło. -I tak w końcu dowie się prawdy. Nie uważasz, że lepiej by było, gdyby usłyszała ją od ciebie?- spytał i podniósł się na łóżku, siadając teraz na pościeli po turecku. Co chwila jego wzrok wędrował od Corin do nieznajomej dziewczyny.
Czułość ze strony każdego przyjaciela z osobna była niezwykle przyjemna dla niej. Porady Summer, przytulanie Finna i Lilly, która tak strasznie panikowała po przybyciu tutaj. To wszystko sprawiało, że Corneli aż chciało się żyć. I kiedy to wcześniej idać do Eleny nie myślała o tym, że tylu ludzi jej może brakować, to nigdy nie przypuściłaby, nawet w najpiękniejszych snach, że wszyscy się będą aż tak martwić o jej drobną osóbkę. Wszyscy prócz Ramiro jak się okazywało w tym momencie. - Lilly... Masz kontakt z... Ramim? - Spytała mając nadzieję, że jeśli chłopak ją zostawił, to chociaż poinformował o czymś jej przyjaciółkę, żeby ta się nie denerwowała. Z drugiej jednak strony miała cichą nadzieję, że obie są w tym momencie w tej samej sytuacji i że obie są osamotnione przez jedną ze swoich miłości. Bo gdyby on był teraz z ów Gryffonką, to by tego nie przeżyła. - To ja rysowałam krwiożercze króli! Że kiedy!? - Spojrzała na przyjaciółkę jakby się naprawdę z księżyca urwała. Taka filigranowa Lillyanne przez wiele lat szybowała sobie gdzieś w kosmosie aż w końcu BACH dostała choroby, która doprowadziła ją do sadystycznych wizji i... Nie stop. W kosmosie nie ma tlenu. Trzeba więc znaleźć inną teorię. CHWILECZKE! Faktycznie Corin pamiętała królki które miały zakrwawione łapki i przebite uszko i latały z nożem i.. i.. i... Boże brązowowłosa właśnie odkryła, że jest równie nienormalna jak jej najlepsza przyjaciółka. Tylko nie wiedziała jeszcze, czy powinna iść się leczyć czy się cieszyć, że tak wiele ich łączy. Zabawa w jej umieranie była niezwykle ciekawa. A to, że Summer tak szybko się w to włączyła doprowadziło Cornelie do ogromnej ilości śmiechu, który nie chciał się skończyć. I była jej bardzo wdzięczna, kiedy ta starała się pomóc jej przekonać Lilly, że to naprawdę sprawa wielkiego kocura. TYGRYS W HOGWARCIE! Miał wielkie zęby, kły jak dwa wieżowce i ział ogniem...! Ciekawe, czy w to by też przyjaciółka uwierzyła. Ale jak na razie wpatrywała się w nią oczekująco i nie ubarwiała tego wszystkiego. - Bo wiesz, że nie lubie kotów – Odpowiedziała jej krótko mając nadzieję, że jednak uwierzyła. Ale potem nagle jej wzrok się zmienił. Jej twarz spoważniała. Nienawidziła takiej Lilly. Tej płaczącej też, ale zdecydowanie bardziej bała się tej, która przybiera maskę chłodu. Chociaż powinna się przyzwyczaić, bo przecież ona często wywołuje właśnie takie oblicze na zewnątrz. Spojrzała na Finna z miną, która była odpowiedzią na jego wzrok i znaczyła mniej więcej tyle co „Ty Brutusie przeciwko mnie?”. Fuknęła coś pod nosem w stylu „Policzę się z tobą później” i spojrzała na Lillyanne. I co? Znów ma przywoływać to zdarzenie od początku. Najwyraźniej tak trzeba było. Spuściła głowę i odetchnęła głęboko. Potem poczęła od nowa szeptem przedstawiać wszystko, jednak tym razem nie wspomniała o krukonie, co było znakiem, że Lilly już dobrze o wszystkim wiedziała. Dlatego przedstawiła jej zdarzenia wyłącznie dotyczące Eleny. Co zrobi jej przyjaciółka? Albo ta rzuci jej niezłą reprymendę, albo Cornelia dostanie w łeb. Albo... Nie, Lilly jest dość szybka w działaniu co było widać przed chwilą. To je przecież łączy, jak prawie wszystko!
Kobieta w połowie jest małą prawdą, w połowie małym kłamstwem, a w całości wielką niewiadomą.
- Jak jeszcze raz ktoś z was mi to każde powtórzyć to uduszę - Uśmiechnęła się kończąc kolejny potok słów. Nie odrywała spojrzenia od źrenic Lil, żeby ta znała jej uczucia. Chociaż pewnie odszyfrowała by Cornelię i bez tego nie ważne jak trudna do zrozumienia była francuska.