Ceglana ściana znajduje się w Londynie, w pubie widocznym jedynie dla czarodziejów. Jest to miejsce narażone na liczne oblężenia, jako jedno z niewielu tajnych przejść, przez które czarodzieje mogą dostać się na ulicę Pokątną. Z pozoru niewinny mur z matowych, pomarańczowych klasycznych cegieł. Po wystukaniu odpowiedniego kodu gwałtownie zmienia swój kształt i wpuszcza interesanta przez swe skromne progi.
Gdy skończył sączyć napój spojrzał na nią niepewnie. - Gab, ja chciałem iść do Gringotta, bo praktycznie nie mam kasy. Skrzywił się. - Więc lepiej... Cóż, zwiewamy. Nie spytał się dziewczyny czy mu stawi, bądź przynajmniej pożyczy, ale miał nadzieję, że i ona nie ma nic w sakiewce. Dawno nie dostrzegł znajomej twarzy, a i przed nikim nie uciekał. Miał nadzieję, że przeżyje kolejną podniecającą przygodę. Ucieczka z baru nie jest jakimś wyjątkowym przewinieniem, ale to zawsze coś, w porównaniu do conocnej podróży długopisów po milionach pergaminów. Mimo, że niestety chłopakowi brakuje zdolności, to chce się uczyć i jest ambitny. Uśmiechnął się do niej łobuzersko, po czym puścił jej na dokładkę perskie oko mając nadzieję, że zrozumiała jego intencję, a rad był, że inteligencji nigdy jej nie brakowało. Odszedł od stolika luźnym krokiem kierując się do Ceglanej Ściany.
Gabrielle znała na tyle dobrze chłopaka, że doskonale poznała jego intencje. Szybko wstała od stolika i rzuciła na stół monety. Mogło się wydawać, że zapłaciła za piwa. Jednak te pieniądze to mugolskie funty, a nie czarodziejskie galeony czy sykle. Dlatego szybko odeszła od stolika ku Ceglanej Ścianie. Wystukała szybko kod różdżką i pociągnęła chłopaka ze sobą, nie zważając na wołania barmana. Po chwili znaleźli się na ulicy Pokątnej. - W jakim domu jesteś? - zapytała jeszcze. [dobra, zacznij gdzieś już na Pokątnej]
Wyszła z pubu. Szła w stronę ściany, aż nagle coś odwróciło jej uwagę. Odwróciła się w prawą stronę, gdzie to coś zobaczyła. Szła dalej, z głową odwróconą w prawo. Nagle odwróciła głowę i uderzyła nią w mur. Zrobiła straszliwy hałas. Z pubu wyszedł barman Tom. - O nie! Selena!- Zobaczył ją leżącą przed murem.- I co ja powiem Gabriel?- Podszedł do Seleny i kilka razy ją potrząsnął- Seleno? Słyszysz mnie?- Selena otworzyła oczy. - Co się stało?- Najwyraźniej wszystko zapomniała.- Uderzyłam się w ścianę... Tam jest rudy kot!- Pokazała palcem wskazującym w stronę beczki, po czym znowu zamknęła oczy. - Z tobą jest naprawdę źle Seleno...- Tom podniósł Selenę.- Muszę cię zanieść do Munga... Albo, lepiej się teleportuję.- Zrobił to, co powiedział teleportował się do Świętego Munga.
Co to była za ściana? Szczerze powiedziawszy nigdy z niej nie korzystał, a wiele o niej słyszał, ponoć przechodzi się przez nią do świata mugoli, tak? Ponoć jakieś machnięcie różdżką czy czymś tam. To miejsce to powinno być okryte jakąś wycieczką szkolną, ażeby nauczyć dzieciaki jak się nią posługiwać, bo dorosły chłop jak Adrien nie potrafił jej otworzyć. Chociaż po co miał wyruszać do świata mugoli? Nie miał tam ani rodziny, ani znajomych. Pewnie z Hogwartu kilku takich by się znalazło, ale nawet nie wiedział gdzie kto mieszka. Wakacje powoli dobiegały końca, a z Gabrielą się nawet nie widział. Co się z nią dzieje? Umówił się z nią koło sklepu który właśnie znajduje się zaraz koło tej magicznej ściany o której istnieniu dowiedział się całkowicie niedawno. Gdyby ją tylko potrafił otworzyć to pewnie wybrałby się na małą podróż. Rozejrzał się po ulicy pokątnej. Kurde... Jak dużo ludzi, dzieciaki dopiero co ruszają do Hogwartu i już zakupy robią, a Adrienowi tak cholernie się nudzi, musi sobie znaleźć pracę bo chyba zwariuje.
Doprawdy, czy jej kochany braciszek nie mógł spotkać się z nią w miejscu innym i nieco odbiegającym od ceglanej ściany? Owszem, nie widzieli się przez całe wakacje, ale czy to powód, żeby zabierać siostre w jakieś ciemne kąty i ślepe uliczki? Siostra też człowiek, NORMALNY człowiek, który też lubi pobyć w NORMALNYCH miejscach. Pomińmy fakt, że kompletnie nie wiedziała jak tam dojść i jak głupia pytała się o drogę każdego spotkanego przechodnia., a gdy wreszcie go zauważyła dziękowała niebiosom za to, że nie musi go już dłużej szukać. Przysięgam, że jeszcze chwila, a dałaby sobie spokój i zawróciła. -Serio, czy ty szkolisz się na jakiegoś gwałciciela, że spotykasz się z ludźmi w takich miejscach? -Zapytała z wyrzutem, gdy już do niego podeszła i plecami oparła się o przyjemnie chłodną ścianę. Wciąż było ciepło, nawet jak na deszczową i przeważnie zimną Anglie. -Czemu nie wracasz do szkoły? -Dorzuciła chwile później poważniejszym już tonem i uważnie na niego spojrzała. Była to chyba ostatnia rzecz, o którą można było podejrzewać Adriena. Chociaż....ostatnio się zmienił i to jak widać nie tylko pod względem swojego Ślizgońskiego charakteru...a teraz totalnym jego brakiem. Ech...coraz częściej miała wrażenie, że robi się bardziej złośliwa od brata, który to przecież tak pięknie ją szkolił do tej roli. Jak widać nadeszła najwyższa pora na zmiane ról.
Tylko dlatego tutaj zajrzał jak wcześniej było wspomniane, ponieważ nigdy nie był tutaj w tej części ulicy pokątnej. Chciał zobaczyć jak tutaj jest, podobno wszystkie mugolskie dzieci które przychodzą do Hogwartu przechodzą właśnie przez tę ścianę. A co za nią było to chyba tylko oni o tym wiedzieli i być może nauczyciele, bądź dorośli czarodzieje którzy już są na tyle odważni, ażeby tam przejść. Adrien również jest odważny i gdyby wiedział jak tę ścianę uruchomić, ażeby zrobiło się przejście pewnie by przeszedł i zobaczył ten inny świat. No ale niestety nie potrafił i tego najbardziej żałował, nawet nie chciał wypytywać o to siostry, bo ona pewnie również nie miała zielonego pojęcia jak to uczynić. Może kiedyś przyjdzie tutaj sam i będzie coś w tym kierunku kombinował, ale dzisiaj na to nie miał czasu, ani najmniejszej ochoty. - Aż na takiego wyglądam? Hogwart jest zamknięty, a w Hogsmeade nie chciałem Cię trudzić, ażebyś wyszła. Tam przechodzą naprawdę dziwne typy, a nie chciałbym, żebyś przez to jakoś ucierpiała. - powiedział do niej i uśmiechnął się. Zawsze troszczył się o siostrę i tego nie mogła zaprzeczyć. Mimo iż ona tego wcześniej nie doceniała to tak było. - Nie mam zamiaru wracać do Hogwartu. Muszę się zacząć utrzymywać, bo w domu nie jestem mile widziany dlatego też muszę zacząć szukać pracy i to jest dla mnie najważniejsze w tym momencie. - mruknął i westchnął. Oczywiście, że długo się nad tym wahał, ale jednak zadecydował właśnie tak.
Zwykła, a może niezwykła ceglana ściana naprawdę ją nie interesowała. I mimo, że nadal nie dowiedziała się, czemu Adrien postanowił spotkać się z nią tutaj, nie zamierzała dłużej drążyć tego tematu. Widocznie miał jakiś powód, albo...nagle zechciało mu się zwiedzać Londyn. -I tak musiałam wyjść. -Rzuciła i nieznacznie uniosła brew. -Istnieje coś takiego jak teleportacja. -Ostatni wyraz powiedziała wolno i wyraźnie, jakby mówiła do dziecka, a nie do starszego brata. No, ale co poradzić. Gabi już taka jest, że lubi się droczyć z ludźmi. Nawet z rodzonym bratem. -Swoją drogą, gdyby tak przymknąć jedno oko, to mógłbyś uchodzić za gwałciciela. -Dodała po chwili, uważnie mu się wpatrując. Zaśmiała się, gdy Adrien wymierzył jej kuksańca w bok, na co Gabi po chwili odpowiedziała i również go szturchnęła. -Grabisz sobie, grabisz. -Powiedziała i znów oparła się o ścianę, której jedyną zaletą jest to, że można się przy niej ochłodzić w upalny dzień. -Po studiach łatwiej jest znaleźć pracę. Tak tylko mówię. -Mruknęła i odwróciła głowę w kierunku brata. Uniosła znacząco brwi i jakby na potwierdzenie swoich słów parę razy kiwnęła głową. Nawiasem mówiąc- Gabi zamierza skończyć szkołę. W sumie Krukonka nie powinna od tak jej rzucać, nie?
Zwiedzanie Londynu, o matko. To chyba nie dla niego, przecież Londyn już doskonale znał. Nie potrzebował zwiedzania go. Przecież od wielu lat tutaj przychodził i robił zakupy ze swoimi rodzicami. Podobnie jak ona. Wraz z rodzicami i ze swoim starszym bratem wybierali się na wspólne zakupy. Co prawda Adrien już wtedy znał Londyn i był na bieżąco. A czy jego siostra była z nim na jego pierwszych zakupach? Szczerze powiedziawszy to tego nie pamiętał, ale pewnie była bo gdzie by ją wtedy rodzice zostawili? Chociaż wtedy w ich domu była babcia rodzeństwa i dobrze tego nie pamięta zresztą kiedy to było. - Owszem, że istnieje, ale nie wiesz o tym, że czarodzieje właśnie przez teleportacje wiele wzbudzają podejrzeń? Ja wole nie używać teleportacji i Tobie również radzę, chociaż doskonale wiemy oby dwoje, że zrobisz tak jak będziesz chciała. - mruknął do niej i lekko się uśmiechnął. Doskonale o tym wiedział, że ta nie będzie go słuchała, no ale co miał na to poradzić? Nic tak naprawdę. - No dzięki. - powiedział i westchnął. Czy naprawdę wyglądał w jej oczach na gwałciciela, wcześniej wiedział kiedy ta kłamie, a teraz nie wiedział. Zbyt bardzo się zmieniła. - To jest Twoje zdanie... - mruknął i pociągnął nosem.
Gabi za to doskonale pamięta dzień, kiedy wybrała się ze starszym bratem na zakupy. Zazdrościła mu. Zazdrościła mu tego, że wreszcie szedł do szkoły, kiedy ona musiała zostać w domu. Z rodzicami. Ale co to dla niej, prawda? Wszak już od dziecka umiała sobie inteligentnie zorganizować czas. -Tak, zrobię jak będę chciała. -Odparła po dłuższej chwili, podczas której gapiła się na niego jak na idiotę. Podejrzeń? Serio? -Z całą pewnością zrobię jak będę chciała. -Dorzuciła jeszcze bardziej dobitnie i potarła ręką twarz. Nie zamierza przecież ciągle przemieszczać się na nogach. Teleportacja po coś została wymyślona i do czegoś ma służyć, nie? Nie zdała egzaminu po to, żeby teraz jej nie używać, no ludzie! -Ale skoro lubisz się męczyć i chodzić Adrien, to ja Cię do niczego nie będę namawiała. Przecież oboje wiemy, że i tak postąpisz tak jak będziesz chciał, prawda? -Powiedziała i posłała mu nader słodki uśmieszek. Czy to, że jest jej bratem, wyklucza możliwość droczenia się z nim? Chyba nie... -Żartuje. -Zaśmiała się szczerze, po raz pierwszy dzisiaj i szturchnęła po w ramię. -Nigdy nie rozumiałeś mojego poczucia humoru. W ogóle rzadko kto je rozumie, ludzie! Czy ja serio mówię jakoś niezrozumiale, czy coś? -Ostatnie pytanie skierowała bezpośrednio w stronę chłopaka, bezradnie rozkładając ręce i spojrzała na niego z wyrzutem. Mimo, że wcześniej chodzili do jednej szkoły, widywali się naprawdę bardzo rzadko. Gabi woli nawet nie myśleć o tym, co będzie, gdy Adrien zacznie pracę. -Wiesz, że teraz będziemy widywać się ekstremalnie rzadko? -Spytała, chcąc uświadomić mu jego wybór. Przecież już wcześniej narzekał na to, że nie miała dla niego czasu.
Matko, bardzo Cię przepraszam, ze nie odpisywałam, ale zapomniałam...Wiem, brak słów...
Chłopak nie chciał zostawiać swojej siostry samej w domu, ale przecież nie miał innego wyjścia. Szkoła była musem. W niej cały czas myślał o swojej siostrze, ale gdy w końcu nadszedł dzień gdzie i ona wybrała się do szkoły to był bardzo piękny i radosny dzień dla niego. I to wtedy on jej zazdrościł, bo jednak pierwsza klasa była bardzo fajna i chyba najlepsza, poznawanie wszystkiego, wszystkich. Z biegiem czasu właśnie tak sobie o tym myślał. Przez jakiś czas omijał swoją siostrę szerokim łukiem, dlaczego? A to bardzo proste pytanie i będzie bardzo prosta odpowiedź. Po prostu chłopak nie chciał się do niej przyznać, ponieważ nie należała do domu Salazara Slytherina, a był pewny, że tam będzie należeć. Ona niekiedy była wredniejsza od samego Adriena, nie wiadomo co wtedy z Tiarą się stało czy przespała czy straciła na chwilę orientacje w terenie, no ale wszystko jakoś wróciło do normy i po jakimś czasie wcale mu to nie przeszkadzało. - Gabrielo Goldenvild, ale ja nie mówię, żebyś jej nie używała tylko abyś na siebie przy tym uważała. Po to się jej uczyłaś, ażeby jej używać to normalne. Zresztą przejdzie Ci to, ja na początku również się teleportowałem gdzie tylko chciałem, nuda i nuda. Już lepiej na miotle, chociaż sobie nature pooglądasz. - mruknął do niej i się uśmiechnął. No taka była prawda. - Tak? A kto tak powiedział? A skąd moja droga wiesz, że nie zostanę gajowym w Hogwarcie? - zapytał i uniósł brwi. Wszystko było przecież możliwe. Asystent, albo coś w ten deseń, pomocnik w bibliotece. O to wcale nie jest głupi pomysł, nie?
Choć do zachodu słońca pozostawało jeszcze dobre kilkadziesiąt minut, to mogliście odnieść wrażenie, że tego dnia wspomniane słońce wcale nie wzeszło... Od rana siąpił deszcz, a mgła spowiła cały Londyn. Panowała szaruga, było zimno, wilgotno i nieprzyjemnie. Typowa angielska pogoda. Ceglasty mur zbierał kolejne krople spływające z nieba. Ludzie przemykali w pośpiechu skryci pod parasolami, omijając labirynty kałuż. W pobliżu wejścia nie było nikogo... a przynajmniej do czasu. W pewnym momencie mogliście dostrzec pierwszą zakapturzoną postać, która zbliżała się do ściany. Zatrzymała się bezpośrednio przy niej i, jak gdyby nigdy nic, wsparła o mokre cegły. Wyraźnie na kogoś czekała. Po chwili dołączyły do niej dwie kolejne osoby, ubrane podobnie - w ciemne płaszcze z obszernymi kapturami, spod których nie było widać nawet czubka nosa. Wyglądało na to, że tajemnicze spotkanie właśnie się rozpoczyna. Postaci zbliżyły się do siebie, uprzednio czujnie (acz dyskretnie) rozglądając się dookoła. Ociągali się z przejściem przez magiczną ścianę, szepcząc między sobą coś o podpaleniach, o skuteczności zaklęć i rasizmie wśród czarodziejów czystej krwi. A więc... przedstawienie czas zacząć!
____________________________
Obaj rzucacie kością k6. Proszę o podlinkowanie swoich rzutów. Niektóre z kostek Darrena wpływają na los Cassidy'ego! Sugeruję więc, by pierwszy rzucił Darek
Darren:
1, 6 - pomimo tego, że w okolicach ceglanej ściany nie ma za wielu osób, to 'wtapianie się w tłum' idzie Ci zaskakująco dobrze. Nie rzucasz się w oczy i nikt z grupy fanatyków nie zwraca na Ciebie uwagi. Udaje Ci się podejść bardzo blisko, dzięki czemu upewniasz się, jakie zamiary mają prowokatorzy i co planują. Możesz wrócić do Deana i przekazać mu wszystkie zdobyte informacje.
Rzuć dodatkowo kością litery:
samogłoska - udaje Ci się bez większych problemów powrócić do Cassidy'ego i opowiedzieć mu o wszystkim tym, co dosłyszałeś i zaobserwowałeś. (Dean zyskuje modyfikator +1 do swojego rzutu.)
spółgłoska - niestety jeden z zakapiorów był wyjątkowo przezorny i zorientował się, że coś jest nie tak. Poinformował resztę, że kręci się obok nich jakiś szpieg. O ile nic Ci nie grozi, to Aurorzy nie mogą być już tacy pewni sukcesu... (Dean otrzymuje modyfikator -1 do swojego rzutu.)
2, 4 - jakimś cudem pozostajesz niezauważony, jednak nie udaje Ci się podejść na tyle blisko, by poznać szczegóły. Możesz jednak bezpiecznie wycofać się i przekazać te informacje, które dosłyszałeś. Niewiele, ale zawsze!
3, 5 - pogoda i niewielki ruch działają na Twoją niekorzyść. Fanatycy od razu orientują się, że coś nie gra i że nie możesz być przypadkowym przechodniem. Jeden z nich rusza szybko w Twoją stronę, a z rękawa płaszcza wyciąga różdżkę. Niestety jesteś łatwym celem i nie udaje Ci się szybko wrócić do Aurorów czekających na znak za winklem. Jeden z fanatyków rzuca na Ciebie Drętwotę.
Rzuć dodatkowo kością k100:
1-39 - nie udaje Ci się uskoczyć i obrywasz zaklęciem w sam środek pleców. Przywitaj się z twardym i mokrym brukiem... (Zaklęcie mija po jednym poście - możesz uznać, że Dean/inny Auror Ci pomogli.)
40-100 - szczęśliwie unikasz trafienia. Zakapior chybił, a zaklęcie uderzyło w róg pobliskiej kamienicy. Masz okazję, by szybko dołączyć do Aurorów i powiedzieć im, że fanatycy właśnie rozpoczynają swój napad.
(Każde 20 punktów z OPCM pozwala Ci na przerzut kością k100.)
Dean:
1, 2 - być może byliście zbyt rozproszeni, a być może zignorowaliście przeciwnika, ale... nie tak to wszystko miało wyglądać. Fanatycy Wam umykają, szybko wtapiając się w tłum na Ulicy Pokątnej. Możesz próbować gonić ich samodzielnie bądź w asyście dwójki pozostałych Aurorów.
Rzuć dodatkowo kością k6:
parzysta - próżne Twoje starania... Zupełnie jakby rozpłynęli się w powietrzu! Nigdzie nie widać żadnego z prowokatorów, ale też nie dzieje się nic niepokojącego. Być może udało się ich chociaż przestraszyć i zapobiec dewastacji ulicy. Dobre i to...
nieparzysta - zabrakło dosłownie minut! Gdy wbiegacie na teren Pokątnej, możecie dostrzec, że szyby pobliskiej zielarni są wybite, a w sklepie z eliksirami został wzniecony pożar. Po fanatykach nie ma jednak ani śladu. Nie udało się ich pojmać ani zapobiec części zniszczeń, ale wciąż możecie poskromić ogień i naprawić szkody.
3, 4 - macie ogromne szanse na powstrzymanie fanatyków i zrujnowanie ich planu. Musicie jednak stoczyć z nimi bezpośrednie starcie. Aurorzy, szykujcie różdżki!
Rzuć dodatkowo kością k100:
1-54 - och, okazuje się, że zakapiory radzą sobie lepiej, niż można było się spodziewać... Wasze zaklęcia zostają odparte i choć Wam nic się nie dzieje, to... fanatykom udaje się umknąć. Możecie dosłyszeć jedynie trzaski teleportacji i triumfalny śmiech.
55-100 - pojedynek jest zacięty, trwa zdecydowanie za długo, ale wychodzicie na prowadzenie i finalnie udaje Wam się pojmać jednego zakapiora. Pozostała dwójka ucieka, pozostawiając swojego kompana w Waszych rękach. Dobre i tyle, będzie można go przesłuchać w Ministerstwie. No i obyło się bez zniszczeń na Pokątnej!
(Każde 20 punktów z OPCM pozwala Ci na przerzut kością k100.)
5, 6 - dobranie Was do tego zadania to był strzał w dziesiątkę! Fanatycy nie spodziewali się, że ktoś dowie się o ich zamiarach i zdoła ich powstrzymać. Udaje się Wam zapędzić ich w kozi róg, a także rozbroić i pojmać. Choć próbują się bronić, to jakie mają szansę z trzema Aurorami? Ano praktycznie żadne. Dobra robota! Resztą zajmie się już Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
____________________________ Pamiętajcie, że szczegółowe informacje macie w pierwszym poście w gabinecie Pani Minister! W razie jakichkolwiek pytań/próśb/zażaleń/wątpliwości - pw @Éléonore E. Swansea bądź GG/Discord
______________________
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kostki:1 oraz G - wiemy wszystko, ale oni też wiedzą że coś się święci, -1 dla Deana
Kiedy parę kropel deszczu spłynęło na nos Shawa, założył on kaptur nieco głębiej. Wyszedł przed chwilą z Dziurawego Kotła, zostawiając tam Cassidy'ego i dwójkę innych aurorów i podążył na Pokątną, chwilę wcześniej obserwując ostatniego "sympatyka" przechodzącego przez przejście na ulicę. Dołączył do małego pochodu zakapturzonych osób, chowając głowę w kapturze najdalej jak tylko mógł. Trzymał się raczej w ogonku całej grupy, która stanęła po chwili w jednej z bocznych uliczek by, najwyraźniej, jeszcze raz powtórzyć sobie plan. Darren stanął niedaleko nich, w miejscu wystarczająco dobrym by słyszał wszystko, co mówią między sobą fanatycy. Kiedy uznał, że usłyszał dość, wycofał się powoli i wtopił w tłum przechodniów na Pokątnej, zaciskając zęby i przyśpieszając kroku kiedy usłyszał za sobą głośniejsze słowa dochodzące z grupy, pytające gdzie ten młodziak w płaszczu i czy ktokolwiek ich go znał. Prawie truchtem dobiegł do ceglanej ściany i przeszedł przez nią - tam czekał już na niego Cassidy. - Wiedzą, że coś się święci, dobrze się znają - powiedział, samemu wyciągając różdżkę - Chcą podpalić sklep z eliksirami, licząc że zajmą się jakieś bardziej niestabilne mieszanki i doprowadzą do o wiele większego pożaru - rzekł, wyłuszczając przed aurorem plan terrorystów, dodając potem resztę szczegółów które usłyszał, zaznaczając że niestety jednak nikogo nie rozpoznał.
kostki:1+ 5 – Too slow, the world is fuckin’ burnin’ man! aviatores:4 (post 1/2)
Nie lubił niepewności, a wysłanie młodego stażysty na zwiady uważał właśnie za rzecz niepewną. Nie znał chłopaka, nie wiedział, czego może się po nim spodziewać. Ale z Panią Minister się nie dyskutuje i skoro ten miał pełnić funkcję zwiadowcy, to tak miało być. Zniecierpliwiony stukał palcami o blat stolika, czekając, aż Shaw powróci ze swej misji. Kolejne minuty powoli wyczerpywały cierpliwość aurora, a kiedy chłopak w końcu wrócił, niemal odruchowo wstał z miejsca, a w jego ślady poszła pozostała dwójka.
- Hmm – mruknął po wysłuchaniu raportu, marszcząc przy tym brwi. Nie powiedział nic więcej. Zamiast tego wykonał ruch głową, nakazując towarzyszom podążenie jego śladem i wyszedł z pubu. Po kilku minutach byli już na Pokątnej. Niestety, zjawili się o te kilka minut za późno. W jednym ze sklepów powybijano szyby, a w sklepie z eliksirami podłożono ogień. Po sprawcach zaś nie było śladu. Szybko ocenił szkody. W sklepie wystarczyło reparo i chłoszczyć, żeby przywrócić wszystko do normy. Tym się zajmą na sam koniec. Najważniejsze było zagaszanie ognia, nim cała Pokątna stanie w płomieniach. I złapanie arsonistów. Ci, co prawda gdzieś zniknęli, ale znał ich nazwiska, a dzięki wizzbokowi również twarze. - Zajmijcie się ogniem! Gaście piaskiem, nie wodą, bo pogorszycie sytuację! – krzyknął do towarzyszy, a sam zniknął w jakimś zaułku. Dopiero teraz, gdy nikt mu nie przeszkadzał, wyjął różdżkę i rzucił zaklęcie Aviatores. W górę wzbił się majestatyczny gołąb, który zaczął krążyć nad Pokątną w poszukiwaniu zakapturzonych postaci. Pytanie tylko, czy mu się to powiedzie?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Spóźnili się - o te kilka minut. Być może aurorzy za bardzo się ociągali, a być może zniknięcie Darrena sprawiło, że podpalacze zadziałali tą drobinę czasu wcześniej - jednak nie zmieniało to faktu, że sprawcy umknęli zostawiając po sobie zapowiedziany wcześniej pożar w sklepie z eliksirami oraz do tego jeszcze wybili parę szyb - wiadome było, co na początku było większym zagrożeniem. Kątek oka Shaw zauważył jeszcze jak Cassidy przywołuje spektralnego gołębia, który ruszył w stronę nieba. Najwyraźniej szef aurorów nie odpuszczał fanatykom - Darren także nie miał zamiaru, na razie na rękach miał jednak pożar, którym postanowił się zająć bez chwili wahania. - Biuro Bezpieczeństwa, z drogi! - ryknął, przeciskając się przez uciekających czarodziejów albo obserwujących gapiów, których na Pokątnej nigdy niestety nie brakowało. W drodze jeszcze wyciągnął przez siebie różdżkę, dziękując w duchu że nauczyciel transmutacji, Patton Craine, na studiach dokręcał śrubę wyjątkowo mocno. - Frigidum Ignio - powtarzał Darren raz za razem, celując w kolejne źródła płomieni. Pióropusze ognia jeden za drugim uspokajały się - zamiast szalejącego żywiołu stawały się potulnymi jak baranki źródłami przyjemnego ciepła oraz światła, które nie miały wystarczająco niszczącej mocy do tego, by spowodować więcej szkód. Ogień trzeba było jednak nadal ugasić - Darren zrezygnował jednak z używania Harena Missus, które produkowało jedynie parę garści pyłu do zacierania śladów czy strzelania przeciwnikom w oczy, a z takimi zasobami pożar gasiłby do jutra. Rozejrzał się więc, po czym złapał za parę przedmiotów, które na pewno walały się w zaatakowanym sklepie z eliksirami - kociołków czy taboretów. Stukał w nie raz za razem różdżką, mrucząc pod nosem inkantację Sabuli, zamieniającą je w sterty piachu. Następnie wystarczyło nieco osłabione Expulso do tego, by obsypać tym piachem całe wnętrze i - jak Darren miał nadzieję - skutecznie ugasić płomienie. Wychodząc z pogorzeliska, Shaw miał nadzieję że dwójka towarzyszących aurorów - jeśli nie pomagała mu ze sklepem z eliksirami - albo zajęła się już wybitymi szybami. Jeśli nie, Krukon machnął parę razy w kierunku okien mrucząc Reparo, po czym przepchnął się z powrotem do Cassidy'ego, czekając na to aż ten wróci do swojego ciała - oby z dobrymi informacjami.
Nie spodziewali się, że ktoś pozna ich plan i dowie się o szykowanej dewastacji na Pokątnej. Nie spodziewali się też tego, że ktoś będzie ich śledził, podsłuchiwał i czyhał za winklem, jak jakiś drapieżnik na swoją ofiarę. I właśnie to było ich słabym punktem. Zlekceważyli przeciwnika, byli zbyt pewni swego, zbyt zafiksowani na destrukcję. Może odrobinę szaleni? Co ta polityka robi z ludźmi... Żadne skrajności nie są dobre, żadne... Mimo słabego punktu mieli pewną przewagę. Choć dali się zaskoczyć, to w pewnym sensie byli ubezpieczeni. Za ceglaną ścianą czekała jeszcze dwójka, gotowa do wzniecenia ognia w pobliskim sklepie z eliksirami. Udało się im. Tak samo jak szybka ucieczka i wtopienie się w tłum, który gęstniał w miarę, jak posuwali się w głąb Pokątnej. Choć się rozproszyli, to lawirowanie pomiędzy przechodniami nie było najprostsze. Deportacja tym bardziej. Ktoś gdzieś krzyknął, jakiś sędziwy czarodziej zachwiał się i upadł na mokry bruk, inna czarownica spróbowała nawet złapać jednego z podpalaczy przy pomocy zaklęcia, ale... na próżno. Musieliście radzić sobie sami. Trzech naprawdę dobrych Aurorów i jeden obiecujący stażysta - brzmi nieźle, ale kim są ci prowokatorzy? I na ile radzą sobie w pojedynkach magicznych? Dobre pytanie... Ostatecznie dwójka zakapiorów gdzieś wyparowała, zniknęła z pola widzenia, ale Aurorzy zarzekli się, że wiedzą dokąd i że pobiegną za nimi, bo na pewno ich dopadną. Zostaliście sami, ale pozostała trójka wciąż była na wyciągnięcie różdżki. Macie spore szanse na dogonienie ich i uniemożliwienie dalszej ucieczki, próbujcie!
__________________________________
Jak poszło gaszenie pożaru? Rzućcie obaj k100 i zsumujcie swoje wyniki.
Efekty kostek:
2-30 - Niestety ogień szybko piął się w górę i obejmował coraz większą powierzchnię lokalu. Spadające flakoniki i rozbryzgujące się eliksiry nie pomagały, a wręcz przeciwnie... Musieliście wejść do lokalu i bardziej się poświęcić, przez co nie obyło się bez drobnych poparzeń skóry, szczególnie na przedramionach i nogach. Powinniście uleczyć się zaklęciem (np. bandaża), a jeśli nie macie wystarczającej ilości punktów kuferkowych - zakupcie listownie eliksir wiggenowy (o ironio!) i zużyjcie go do końca trwania tego wątku.
31-70 - Pożar okazał się większy, niż mogło wyglądać to z zewnątrz, ale od czego są Aurorzy w obstawie? Okazali się bardzo pomocni i większość roboty odwalili za Was. Właściciele sklepu powinni im podziękować. A Wy? Cóż, może bardziej przydałaby się pomoc w pościgu, ale dobre i to.
71-120 - Straty w asortymencie są spore, jednak sam budynek nie ucierpiał na tyle, by nie dało się go doprowadzić do poprzedniego stanu. Niestety ktoś inny będzie musiał się tym zająć, bo na Was czeka bardziej nagląca sprawa, czyli odszukanie i dogonienie podpalaczy. Właściciele sklepu będą musieli ogarnąć temat sami.
121-160 - Wyglądało groźnie, ale szybko uporaliście się z ogniem i z bałaganem. Obyło się też bez większych zniszczeń, a sami jesteście jedynie trochę przybrudzeni popiołem. Oczy mogą piec, ale wystarczy wspomóc się byle Aquamenti, by uporać się z tym dyskomfortem.
161-200 - Gdyby nie Wasza szybka reakcja - mogłoby być o wiele gorzej! A tak? Jest naprawdę nieźle! Ogień został zduszony wręcz w zarodku, większość flakoników ocalała i, co najważniejsze, nie straciliście wiele czasu. A ten jest niezwykle cenny, jeśli chcecie jeszcze dzisiaj złapać fanatyków. Obaj zyskujecie +1 do rzutu k6 przy pościgu!*
* wyjątkowo 6(wylosowana kostka) + 1(profit) można traktować jako wynik 7 :)
A jak tam łapanie podpalaczy? @Darren Shaw - rzuć 1k6 - Twoim celem jest jeden z podpalaczy. @Dean Cassidy - rzuć 2k6 - Twoim celem jest dwóch podpalaczy (gdyż jesteś Aurorem).
Aby uniemożliwienie dalszej ucieczki wandali było możliwe - musicie wyrzucić wyższy wynik niż któryś z nich. Remis rozstrzygany jest na korzyść fanatyka. Przysługuje Wam po jednym przerzucie, ale liczy się ostatnia wylosowana kość, nie ta wyższa, więc rozsądnie, proszę!
Poniżej podlinkowane są moje rzuty, które przypisałam na chybił-trafił do trójki fanatyków. Możecie sobie dobrać ich dowolnie, pod swoje kostki, taki profit na dobry początek całego zamieszania
Uwaga! Udane odnalezienie fanatyków i uniemożliwienie im dalszej ucieczki nie równa się ich pojmaniu! Być może w dalszej rozgrywce będą się bronić... Bądźcie czujni, a w tym etapie opiszcie swoje zmagania ze zniszczeniami na ulicy i wrażenie z pościgu
Klasycznie proszę o podlinkowanie rzutów.
__________________________________ W razie jakichkolwiek pytań... wiecie, gdzie mnie szukać
Odnalezienie uciekającej grupki nie było jakoś strasznie trudne. I to nie tylko za sprawą sokolego wzroku hologramowego gołębia, a dzięki ruchowi na Pokątnej, który skutecznie utrudnił podpalaczom ucieczkę. Dean dezaktywował zaklęcie. Dojście do siebie zajęło mu pewną chwilę, ale kiedy już oprzytomniał, pobiegł w kierunku palącego się sklepu z eliksirami, licząc, że jego towarzyszom udało się zapobiec przeniesieniu ognia na kolejne budynki. I jak się okazało, tak właśnie było. Co prawda większa część asortymentu została strawiona przez płomienie, ale sam sklep wciąż stał, co można było uznać za mały sukces. Kiedy wbiegł do środka, wymienił kilka szybkich zdań z aurorami, którzy zarzekali się, że widzieli dwóch arsonistów i że podążą ich śladem. On sam z kolei skinął do Darrena, żeby wyszedł z nim przed sklep. - Widziałem uciekającą trójkę. Wiem, że to oczywiste, ale trzymaj różdżkę w pogotowiu, bo może się zrobić ciekawie.
Nie dodał nic więcej, bo nie było takiej potrzeby. Zamiast tego ruszył sprintem w kierunku uciekinierów, których bohatersko starała się zatrzymać jakaś kobiecina. Widząc, jak ci zaczynają przebijać się przez tłum, poczuł się jak rekin, który wyczuł krew. Przyspieszył jeszcze bardziej i w momencie, kiedy nie istniało ryzyko trafienia w osobę postronną, cisnął w jednego z podpalaczy rumpo, łamiąc mu kość udową. Kątem oka spojrzał na młodego Shawa, który całkiem sprawnie wymijał przechodniów i dotrzymywał mu kroku. Zuch chłopak, widać, że Krukon. Kiedy w zasięgu jego różdżki znalazł się drugi z arsonistów, wycelował w niego zaklęciem fallo, licząc, że ten się pogubi i właduje w ścianę. Niestety zaklęcie przeleciało mu obok głowy, a trzeci uciekinier zniknął za winklem. Nim zajmą się później, bo jeżeli liczył, że wróci dziś do domu, to był w błędzie.
Różdżka w pogotowiu? Od czasu wejścia na ulicę Pokątną Shaw nie wypuszczał jej z dłoni. Pożar został opanowany - jednak straty w towarze i tak były spore. Na szczęście jednak nie zajęła się reszta sklepów na czarodziejskiej ulicy - gdyby ogień dotarł do, na przykład, składowiska materiałów Madame Malkin mógłby być o wiele cięższy do powstrzymania i wymagać współpracy całej brygady czarodziejów. Tymczasem jednak pracownicy Ministerstwa rzucili się w pogoń za trzema podpalaczami których wyśledził Cassidy. Darren przepychał się za szefem biura aurorów - jednak gdy ścigani przez nich arsoniści rozdzielili się, także Krukon oddzielił się od mężczyzny, tracąc go po chwili z oczu za ścianą jakiegoś budynku. Przed sobą miał o wiele bardziej ciasną - ale też mniej zaludnioną - uliczkę, sąsiednią do Pokątnej, gdzie jak na dłoni widział uciekającego podpalacza. Nie na marne szły ostatnie miesiące, gdzie Elijah nie dawał im żyć z powodu treningów quidditcha - Darren od razu puścił się do pełnego sprintu, szybko skracając dystans między sobą oraz uciekającym czarownikiem. Wycelował różdżką w nogi mężczyzny, po czym rzucił niewerbalne Arresto Momentum, przynajmniej kilka razy. Ten wyciągnął się na początku jak długi w pół kroku, przypominając zastygłego w locie łososia - potem jednak, spowalniając coraz bardziej i bardziej, zastygł w powietrzu.
Podpalacze dezorientują się nieco i działają w amoku, ale w ich decyzjach widać pewien plan. Zupełnie jakby przeczuwali, że ktoś może ich obserwować. A może tak czuje się każdy, który coś knuje? Boi się własnego cienia? Tym razem trafili na godnych przeciwników, a ten cień tak szybko im nie odpuści. Przechodnie zaczynają panikować i co chwila słychać trzask deportacji. Krople deszczu stają się cięższe i jest ich coraz więcej. Uliczny bruk staje się śliski, co tylko utrudnia pościg. Strugi wody wpadające do oczu również nie pomagają, działając jak mokra kurtyna. Cóż, utrudnienia działają w dwie strony. Choć jeden z fanatyków był sprytniejszy i miał więcej szczęścia, to pozostała dwójka nie uniknęła sprawiedliwości. Udało Wam się pokrzyżować plany na ucieczkę większości szajki, to już jest coś! Trzecim zajmiecie się za chwilę, może nie udało mu się teleportować lub uciec daleko? Może spróbuje wrócić po swoich kumpli? Choć teraz ich zostawił, to przecież Wy zaopiekujecie się nimi należycie, prawda? W przenośni bądź nie - zostali przyparci do muru. To sprowokowało pierwszego do zaatakowania. Nie czekał długo, nie pytał o przyzwolenie swojego kompana. Czerwony snop światła pomknął w kierunku Cassidy'ego, a tuż po nim drugi zakapior machnął różdżką, celując w Krukona. Dwóch na dwóch, szanse są wyrównane, a może wręcz szala zwycięstwa przechyla się na Waszą stronę. Bo przecież jeden z Was ma ogromne doświadczenie i umiejętności, a drugi jest zdolnym młodym czarodziejem. Musicie jednak działać szybko i obronić się przed atakiem. A potem? Cóż, wygląda na to, że nie pozostawiają Wam wyboru i musicie odpłacić im pięknym za nadobne. Nie opuszczajcie różdżek!
_________________________________________
Udaje Wam się pochwycić dwóch zbiegów. Skutecznie uniemożliwiacie im ucieczkę, jednak nie wygląda na to, że będą chcieli poddać się bez walki. Najrozsądniej będzie, jeśli każdy z Was zajmie się jednym z podpalaczy.
W swoim poście możecie użyć jednego zaklęcia defensywnego i jednego ofensywnego. Zaklęcie może wykraczać poziomem trudności o jeden przedział wyżej, ale będzie się to wiązało z dodatkowym rzutem kością na efekt uboczny (przykład: postać ma 23pkt z Zaklęć/OPCM w kuferku, więc może pokusić się o rzucenie uroku z przedziału 31-40). Jeśli wolicie zostać przy zaklęciach dostępnych dla Waszej punktacji - nie korzystacie z dodatkowych rzutów na efekt (ujemne punkty).
Mechanika i efekty kostkowe:
Rzucacie 2 x k100. Pierwszy rzut na obronę, drugi na atak. Im wyższy wynik uzyskacie, tym większą siłę będzie miało Wasze zaklęcie. Do uzyskanego zaklęcia możecie za każdym razem doliczyć swoje punkty kuferkowe. Dean na start otrzymuje +10, za rangę Szefa Biura Aurorów
Zaklęcie defensywne (obrona):
Siła rażenia zaklęcia:
1-30 - niestety nie udaje Ci się poprawnie wybronić przed atakiem fanatyka. Może nie zdążyłeś poprawnie wymówić inkantacji, a może nie starczyło Ci czasu na odpowiedni ruch nadgarstkiem. Ochrona nie zadziałała i zostałeś porażony zaklęciem. Strumień magii odrzuca Cię na dwa metry w tył, przez co czujesz piekący ból w okolicach żeber i ranisz sobie dłonie przy upadku. Od rzutu na atak odejmij sobie 10pkt.
31-70 - nie jest źle; zaklęcie obronne wyszło Ci poprawnie, choć mogło być silniejsze/bardziej dokładne, bo obrywa Twoja lewa noga. Szczęśliwie to tylko obicie i po chwili nie będziesz odczuwał dyskomfortu.
71-100 (i więcej) - zaklęcie rzucone bezbłędnie; chronisz się przed atakiem przeciwnika i nic Ci nie zagraża.
Zaklęcie ofensywne (atak):
Siła rażenia zaklęcia:
1-30 - coś poszło nie tak i zaklęcie ma bardzo słabe rażenie; z różdżki wydostaje się jedynie kilka iskier i nie udaje Ci się dosięgnąć celu. W kolejnym poście Twój przeciwnik zyskuje +10pkt do obrony.
31-60 - mogło być lepiej; zaklęcie celne, jednak nie jest silne na tyle, by mogło unieruchomić podpalacza na długo.
61-80 - siła zaklęcia jest bez zarzutów, jednak nie udaje Ci się ucelować w to miejsce, w które planowałeś, przez co efekt nie jest idealny. Masz przewagę nad przeciwnikiem - nie może one wykonać żadnej akcji także w kolejnym poście.
81-100 (i więcej) - perfekcyjne zagranie; bezbłędna inkantacja i dynamika, dzięki czemu Twoje zaklęcie jest silne, a trafienie precyzyjne. Udaje Ci się obezwładnić przeciwnika, który jest "unieruchomiony" do końca wątku. Zyskujesz 1pkt z OPCM.
Jeśli decydujecie się na skorzystaniez zaklęcia spoza Waszego przedziału punktów - rzucacie dodatkowo jedną kością litery. Każda litera oznacza ilość punktów, którą musicie odjąć od uzyskanego wyniku k100 i bonusów. Kolejno:A to 5pkt, B to 10pkt, C to 15pkt etc.
Przykład: Postać X ma 15pkt z Zaklęć/OPCM w kuferku. Postanawia wykorzystać zaklęcie defensywne ze swojego przedziału umiejętności (11-20) - Fallat. Wylosowana kość to 55, do tego dolicza sobie 15. Łącznie daje to 70pkt, czyli obrona wyszła ok, ale bez rewelacji. Natomiast w przypadku zaklęcia ofensywnego (ataku), postać postanawia skorzystać z zaklęcia trudniejszego, wykraczającego poza zasięg kuferka. Wybiera Bombardę (21-30). Musi więc rzucić dodatkowo kością litery. Z rzutu kością ma wynik 72, co łącznie z kuferkiem daje 87. Byłby to wynik najwyższy i największe powodzenie zaklęcia, ALE postać wyrzuciła H jak Hipogryf, co odejmuje jej aż 40pkt z całości wyniku. Finalnie ma ich tylko 47.
______________________
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kosteczki:52 i 27 Kuferek: 45 Łącznie: Obrona - 97, atak - 72
- Aerudio - mruknął tylko Darren, bez większego problemu używając zaklęcia, które powoli stawało się jego ulubioną formą odbijania i niwelowania ataków czarodziejów stojących naprzeciwko niego. Wiatr zaświstał dookoła Krukona, a czerwony promień wystrzelony przez podpalacza rozwiał się w starciu z barierą, pozostawiając po sobie tylko nikłe, wiotkie pasemka. Samemu nie miał też żadnych zahamowań żeby użyć silniejszego zaklęcia - podniósł różdżkę, z której po chwili wydobyła się świetlista, elektryczna wiązka czaru Atrapoplectus, którego zadanie było proste - unieszkodliwić przeciwnika i pozwolić na oddanie go w ręce aurorów, których w końcu w okolicy miał pod dostatkiem.
Ranne zwierzę jest niebezpieczniejsze od zdrowego, bo nie ma nic do stracenia. Tak samo było ze zwierzętami pod ludzką postacią, za którymi pędzili D&D. Mimo że podpalacze zostali dość skutecznie unieruchomieni, to nie dawali za wygraną, walcząc zawzięcie o własną wolność. Doszło więc do sytuacji, w której Irlandczyk znajdował się częściej, niż byłby w stanie to zliczyć. Czuł, jak potężny kop adrenaliny sprawił, że w ustach mu zaschło, a każdy jego nerw był napięty do granic możliwości, zmysł zaś – wyostrzony. Widząc, jak jeden z podpalaczy bierze go sobie na cel, zamachnął się zgrabnie różdżką, chroniąc się zaklęciem protego maxima. Atak napastnika zatrzymał się na niewidzialnej magicznej barierze, a Cassidy mógł wyprowadzić kontratak. Ten nie był zbyt finezyjny, ale za to skuteczny. Podpalacz oberwał Petrificus Totalus, przez co wyłożył się jak długi na bruku i sobie głupi ryj rozwalił. D&D – 2, Podpalacze – 0.
Deszcz nie padał już tak intensywnie, krople nie były już tak duże i tak agresywne. Wyglądało na to, że chmury wycisnęły z siebie wszystko i niedługo zacznie się przejaśniać. Ale może to tylko złudzenie? Tak jak i to, że idzie Wam zaskakująco dobrze? Oczywiście pomijając wcześniejsze potknięcia przy samej ceglastej ścianie i drobne problemy z pożarem… Udało Wam się zapędzić zakapturzonych łotrów w kozi róg, a choć Wasza ekipa się rozdzieliła, choć nie wszyscy posiadali sowity bagaż doświadczeń, to jednak zdobywacie przewagę. Po czarodziejach, którzy łamią prawo - i gotowi są zniszczyć mienie postronnych, szarych zjadaczy dyniowych pasztecików - można spodziewać się wszystkiego. Z pewnością nie zaskoczył Was szybki atak ze strony politycznych fanatyków. Napastnicy rzucili swoje zaklęcia niedbale, więc nie czekali długo na kontratak, który… cóż, pozbawił ich możliwości kolejnego ruchu. Spetryfikowany podpalacz łupnął jak kłoda drewna na mokry bruk, tym samym zrzucając z siebie kaptur i odsłaniając pobrużdżoną twarz. Dawna smocza ospa? Czy może skutki bijatyki? Jego ryło niewiele Wam mówiło, choć prawdopodobnie widniało już w kartotece Wizengamotu. Jego kompan wyglądał na młodszego, ledwie dwudziestoletniego osiłka. Syn? Młodszy brat? Ciężko stwierdzić. Tak czy owak - byliście na wygranej pozycji. Sytuacja zdawała się klarować tak jak i niebo ponad Waszymi głowami. Chociaż… - Nic nie rozumiecie! Tak samo Grant! Myślicie… Myślicie, że da się zmienić świat bez rewolucji? - roztrzęsiony, kobiecy głos rozległ się tuż za Waszymi plecami. Mieliście sekundy, by się odwrócić i ujrzeć przemoczoną, zakapturzoną postać, którą prawdopodobnie mieliście już szansę dzisiaj gonić. Czarownica. Zdradzał to nie tylko łamiący się sopran, ale i smukła dłoń zaciskająca rękojeść różdżki. Różdżki wysuniętej wprost na Cassidy’ego… - Incarcerous!
_________________________________________
Dwóch fanatyków macie z głowy. Nie są w stanie zaatakować, nie dadzą rady wesprzeć swojej koleżanki, nie mają szans na ucieczkę. Ale dewiantka atakuje, ma przewagę, bo działa z zaskoczenia. Magiczne liny mkną ku mężczyźnie. Aby znów przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę - musicie działać wspólnie.
1, 2 - próba nieudana; niestety liny otaczają Twoje kończyny i w szybkim tempie zaciskają się, uniemożliwiając Ci dalsze działania. Upadasz na ziemię, zaczynasz odczuwać coraz to większy dyskomfort, który przeradza się w ból. Liny oplątują się wokół Twojej klatki piersiowej i szyi, zaczyna brakować Ci powietrza. Darren musi Ci pomóc. Wystarczy, że rzuci choćby Finite (pewnie zostaną siniaki, ale czy Aurorzy martwią się takimi błahostkami?), jednak musi poświęcić tym samym swój szybki atak na napastniczkę (opóźnić go/zadziałać szybciej/zrobić coś mniej przemyślanego i dokładnego). Darren od swojego rzutu na atak odejmuje 1 oczko.
3, 4, 5, 6 - próba udana; nie bez powodu zajmujesz swoje stanowisko w MM! Nawet tak silne zaklęcie rzucone z zaskoczenia jesteś w stanie odbić i unicestwić, brawo! Kobieta płoszy się, widocznie zaskoczona i zdezorientowana swoim niepowodzeniem. Darren do swojego rzutu dodaje 1 oczko, gdyż ma większą szansę na powodzenie.
1, 2- próba nieudana; widocznie wszystko działo się zbyt szybko. Czarownica odbiła zaklęcie i szybko ulotniła się, wykonując błyskawiczną deportację. Znów udało jej się zbiec i niestety nie podzieli losu swoich kumpli.
3, 4, 5, 6 - próba udana; zaklęcie rzucone poprawnie. Kobieta nie miała szans się wybronić, wszystko działo się zbyt szybko. Została rażona i… wygląda na to, że dołączy do bliznowatego i osiłka. Dobra robota!
Irlandczyk i Krukon radzili sobie całkiem przyzwoicie, mimo faktu, że nigdy wcześniej ze sobą nie współpracowali i oddzielili się od reszty aurorów. Po pierwszych porażkach pojawiły się pierwsze znamiona zwycięstwa, gdy D&D najpierw brawurowo zagasili pożar, potem odnaleźli zbiegłych arsonistów, a na koniec sprawnie ich spacyfikowali. No, przynajmniej większość z nich. Wszystko wskazywało na to, że zabawa się skończyła, a złapani, po wizycie w Wizengamocie, pójdą pierdzieć w pasiak.
Myślicie, że da się zmienić świat bez rewolucji?
- Nie da się– pomyślał Dean. Wiedział o tym, jak mało kto i to właśnie rewolucja zabrała mu rodzinę. A potem zdrowie psychiczne. Nie płacili mu jednak za zgadzanie się z rewolucjonistami, a za chwytanie ich i przymykanie – Szkoda tylko, że wybraliście walkę za przegraną sprawę.
Cassidy odwrócił się i dojrzał zakapturzoną sylwetkę, którą nie tak dawno temu miał przyjemność gonić. Zamachnął się różdżką, ale napastnik był szybszy i już po chwili czuł, jak liny zaciskają się na jego piersi, coraz mocniej i mocniej. Cóż, z pewnością jego duma wyjdzie z tego starcia ze sporymi obrażeniami.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Czy powrót trzeciego podpalacza po dwójkę jego towarzyszy było czynem honorowym i szlachetnym? Darren z pewnością tak sądził. Czy było jednak niesamowicie głupie? Tutaj także Darren nie mógł zaprzeczyć. Do tego ostatnia osoba - tym razem kobieta - była widocznie o wiele lepiej wyszkolona w kwestii zaklęć niż jej towarzysze. Incarcerous nie był bowiem pierwszym lepszym urokiem, ale złożonym czarem wyższego poziomu... przed którym nie zdążył obronić się szef biura aurorów. Być może spisał już trzeciego uciekiniera na straty i chciał jak najszybciej położyć łapy na schwytanej dwójce, a być może po prostu dał się zaskoczyć - ocena tego nie leżała w gestii Shawa, który miał możliwość zaatakowania doskonale odsłoniętej flanki arsonistki. - Petrificus Totalus - mruknął Krukon, posyłając srebrny promień zaklęcia w stronę kobiety, której nogi momentalnie przywarły do siebie, ramiona skleiły się z korpusem, a sama czarownica padła jak długa na ziemię. Następnie rzucił niewerbalne Libertas na Cassidy'ego, luzując jego więzy. Potem bez chwili zwłoki podszedł do każdej z trzech osób, rzucając na nie także Incarcerous oraz - przede wszystkim - odbierając im różdżki.
Czyżby Uczeń przerósł Mistrza? A może to zupełny przypadek, pech i efekt zaskoczenia? Szczęśliwie udało Wam się wyjść cało z tej opresji, a do jeszcze większego szczęścia można było zaliczyć to, że nikt postronny Was nie obserwował. Tylko Wy i złoczyńcy/podpalacze/fanatycy czy tam sympatycy partyjni - jak zwał, tak zwał. Narobili głupstw, narobili szkód i wygląda na to, że spotkają się z konsekwencjami, czyż nie? Trochę oponowali, trochę się szarpali i zapowiadali zemstę czy inne przyjście rzekomej sprawiedliwości, ale nie mieli ku temu zbyt wiele możliwości, bo szybko się nimi zajęliście. A dalej? Dalej to chyba sprawa Wizengamotu. Pani Minister będzie niezwykle przykro, że jej partia posiada w członkach takich... niezrównoważonych psychicznie czarodziejów. Och, jeszcze Aurorzy! No tak, oczywiście, że wrócili! Na sam koniec, jak Cassidy już był wyzwolony i dopilnował wszelkich procedur i zabezpieczeń, żeby żadne z pojmanej trójki nie uciekło. Wrócili, jednak bez pozostałych podpalaczy, tłumacząc się rzewnie, że już prawie ich mieli, ale pościg zmienił się w niebezpieczną walkę, co zakończyło się deportacją fanatyków. Ktoś tu nie dostanie premii. A Wy, D&D? Czy ta współpraca zaowocuje czymś więcej? Czy młodego stażystę czeka awans, a Szefa Biura Aurorów kolejne zadania związane z partyjnymi potyczkami? Czas pokaże.
_________________________________________
Dziękuję za piękne posty i super aktywność! Wyczekujcie listów od Pani Minister i... czegoś jeszcze.
[zt]
______________________
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wrzesień się zbliżał, a choć on nie miał planów ani szkolnych, ani związanych z pracą, to jednak potrzebował zrobić zakupy. Te mniej i bardzie normalne. Szczerze mówiąc, głównym celem Maxa był dziś Śmiertelny Nokturn. To, czego tam szukał wolał zostawić dla siebie, ale uznał, że przy okazji drobny spacerek Pokątną na pewno mu nie zaszkodzi. Jak zwykle przeszedł przez mugolską część Londynu, by następnie przejść przez "Dziurawy Kocioł" i następnie pryz pomocy specjalnej sekwencji wystukanej na ceglanej ścianie, przekroczyć próg magicznej strony miasta. Pierwsze co zrobił, po drugiej stronie muru, to odpalił szluga i ruszył przed siebie. Zatrzymał się przy pierwszej z witryn, którą akurat był sklep z akcesoriami papierniczymi. Coś na pewno by mu się przydało, ale nie miał jeszcze pojęcia co. Stał tam więc, pogrążony we własnych myślach, raz po raz zaciągając się papierosem i robiąc w głowie szybką matematykę ile galeonów może dzisiaj wydać, by coś tam jeszcze mu na życie wystarczyło w tym miesiącu. W końcu musiał trochę uważać teraz na wydatki skoro nie miał stałego źródła dochodu.