Jeśli masz ochotę przeczytać lub tylko przejrzeć jakąś książkę, a nie chcesz jej wypożyczać, możesz zająć się nią na miejscu. Biblioteka jest bowiem zaopatrzona w przestronne, jasne pomieszczenie zwane czytelnią. Tu możesz zatopić się w jednym z miękkich foteli lub zasiąść przy mahoniowym blacie, by zagłębić się w lekturze wybranego przez ciebie tomu. Pamiętaj jednak, że krążąca czasem po tym pokoju bibliotekarka jest bardzo wyczulona na wszelkie głośne rozmowy lub próby przemycania jedzenia! To miejsce dla nauki i lektury, więc lepiej bądź grzeczny, bo może cię nawet wyprosić.
Uwielbiał kretynów z Ministerstwa, którzy naiwni w swej pysze utwierdzają się w przekonaniu, że są jedyną siłą i mocą, która jest w stanie coś zrobić. Po wysłuchaniu tego, co miał do powiedzenia Blythe, poczuł jak wzbiera w nim wściekłość. Nienawidził, kiedy ktoś nie słuchał tego, co mówi i swej ignorancji pomija większość z tych słów, które wypowiedział. Widział już zainteresowanie gościa tematem, skoro ma gdzieś to, co się do niego mówi. Może pan tego NIE DOSŁYSZAŁ- zaczął z furią w głosie- ale mówiłem: jeżeli mają państwo zamiar patrzeć na to co jest moralne, a co nie jest w sprawie, kiedy chodzi o ludzkie życie, to jesteście jedynie bandą naiwniaków, którzy tak naprawdę to życie mają w dupie. Jest pan doskonałym pracownikiem Departamentu Bezpieczeństwa, a nie wie pan, że legilimencja jest trudniejsza do wykrycia niż zaklęcie Imperius? Jeżeli się dowiedzą rodzice - mogą się dowiedzieć jedynie wtedy, kiedy półmózgi wiedzące o operacji będą mielić niepotrzebnie ozorami, żeby nam zaszkodzić- syknął. Jeśli za jego bezpieczeństwo odpowiadają ludzie, którzy nie wiedzą jak łatwo penetrować ich umysły, to chyba czas najwyższy dać nogę z tego kraju. Czekam na pański głos oburzenia za to, że spenetrowałem pański umysł podczas wypowiedzi, pomimo że nie dowiedziałby się pan, gdybym tego nie skomentował. Odwrócił głowę od ignoranta, któremu za brak poważnego podejścia do tematu życzył już bliskiego spotkania ze sforą wilkołaków i zwrócił się do dyrektora. Jak dla mnie kwestią priorytetową byłoby zbadania w pierwszej kolejności nauczycieli, każdego za pomocą eliksiru prawdy, aby mieć pewność, że działamy w bezpiecznym gronie. Nie jest to chyba dla nikogo jakiś duży wysiłek, jeśli nie mają nic na sumieniu, oczywiście. Rzucił jeszcze pogardliwe spojrzenie gościowi w garniaku i usiadł, rzucając mu nadal krytyczne spojrzenia.
Ależ Hampsonowi nie chodziło o używanie eliksiru. No dobrze może przemknęła mu taka myśl przez głowę, ale nie wyobrażał sobie poić specyfikiem Bogu ducha winnych uczniów, którzy nie zawinili. Trzeba było ich ochronić. Innego zadania sobie nie wyobrażał. Miał jeszcze swoich prefektów, którym w każdej chwili mógł wysłać list o wzmożonej czujności. I chyba tym się zajmie po powrocie do Hogwartu. Wystosuje do każdego z nich list. Przecież im ufa. Kadra pomogła mu ich wybrać, więc na pewno wiedzieli, że to ludzie warci uwagi. Być może przyszli aurorzy, a może i kryje się pośród nich nowy Minister Magii. Tak. Tyle w roli docenienia ludzi, którzy pracowali w pocie czoła nie będąc jeszcze odpowiedzialnymi za ten cały, zły świat. Już im współczuł, ale sam wzbudziłby podejrzenia, a w ten sposób może będzie mógł liczyć na jakieś efekty tej pracy. Jeśli nie... To tym gorzej. Słysząc jak dyskusja przeradza się w kłótnie ukrył twarz w dłoniach. Nie miał siły tego słuchać. Naprawdę brakowało mu już wiary, że to wszystko się ułoży i będzie mógł liczyć na czyjekolwiek pojednanie. Miał wrażenie, że Brown zaraz skoczy do gardła Hastingsowi. Nie wspominając o tym, że wszyscy zgadzają się z Cubbins'em, lecz uważają, że to za mało. Oliwy do ognia dolał jeszcze Archibald ze swoim wystąpieniem. Niby żadne z nich nie mówiło źle, lecz... Lecz to wciąż było za mało. To nie był ten złoty środek, na który liczył. Aż przykro się ich słuchało. Gareth sam nie miał pomysłu. Przerażała go bezradność. Najlepiej to by każdego z oddzielna przytulił licząc, że wszystko się ułoży, ale ponieważ nie przytulanek od niego się teraz oczekiwało to tylko pokiwał głową i sam wstał, aby oprzeć się rękoma o stół. - Wszyscy się zgadzamy, co do tego, że godzina policyjna musi być, ale niewiele ona zmieni. Mimo to zostanie wprowadzona. Upraszam, aby nauczyciele po tej godzinie jeśli zobaczą uczniów poza swoimi domkami niech reagują. Proponuję wtedy karne sprzątanie wspólnych lokacji. Zajęcie czasu wolnego ukłuje ich najbardziej. Nie podzielimy naszych studentów. Nie powiedziałem państwu najważniejszego. Z mojego gabinetu w czasie zamieszania w Wielkiej Sali zginęły dokumenty. To były akta przyjezdnych. Uczniów z Red Rock i Riverside. Wiecie do czego dążą Lunarni. Zgadzam się z panem Blyth'em, że po raz kolejny dałem uśpić swoją czujność. Wiedząc, że to doskonała okazja dla takiego ugrupowania. Cóż... Nie poradziłem sobie najlepiej z tym zadaniem. Skupiłem się na zorganizowaniu wyjazdu. Jak widać nie te lata, aby być wszędzie. - Tu przerwał przyciskając palce do płatków nosa... Nie mógł tego wszystkiego zrozumieć. - Zdaję sobie sprawę, że wszyscy jak tu siedzimy jesteśmy w bardzo trudnym położeniu. Nie mniej jednak nie chciałbym za bardzo ograniczać uczniów. Oczywiście pochwalam patrole i te karanie, ale jeśli pozwolimy im na odrobinę zabawy mogą nas doprowadzić do sedna zagadki szybciej niż się tego spodziewamy. Skoro straciłem dokumenty przyjezdnych możemy się spodziewać, że Lunarni skupią się teraz na nowych ofiarach. Zaletą jest to, że to były tylko metryki bez fragmentów o ich zdolnościach. - Wstyd się było przyznać, że taki spis też posiadał, ale musiał wiedzieć kto jest w zamku. Niektórzy rodzice tych dzieciaków nawet wysyłali mu listy podkreślając wyjątkowość swojej pociechy. Hampson był rozdarty. To było bardzo trudne. - Nie podamy im eliksiru. To zbyt drastyczny ruch. Naszym priorytetem jest to, aby szkoła ruszyła we wrześniu i przyjęła ich pod mury bezpieczne, a nie skażone krwią ofiar. Abrienda nie żyje. Nie wyobrażam sobie szkoły bez niej, ale jak widać rzeczywistość mnie do tego zmusza. Uważam, że każde z was jak tu siedzi powinno ruszyć na wakacje z uczniami i ich sprawować nad nimi opiekę. To nie są dzieciaki, którym trzeba zmieniać pieluchy. Oni nie wiedzą, w którą stronę chcą iść. Musicie ich przekonać, że stanie po stronie Argenów zapewni im godziwe życie zamiast stanie w cieniu... Nikt nie chce być mało istotny. Każdy chce być w centrum. Musicie przedstawić Lunarnych inaczej. Nie zapobiegniemy temu co się stało. Jeden z uczniów jest w Azkabanie. To na gronie jego najbliższych znajomych musimy się skupić. Jeśli mogę o coś prosić to oto, abyście odkryli kto się z nim przyjaźnił i to na nich skupili swój wzrok. To ważne. - Miał nadzieję, że nie przeraził ich swoją dziwną ideą, która mu wydawała się bezkształtna.
Archibald Blythe
Wiek : 44
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : zaklęcia bezróżdżkowe, opiekun Gryffindoru
Archibald zerknął na Browna, nie rezygnując ze swojego charakterystycznego uśmieszku. - Być może pominąłem ten fakt, zapewne zgubił się w stercie niepotrzebnych przekleństw. Nie przypominam sobie także, abym wspominał o tym, że legilimencję łatwo wykryć. Chodziło raczej o to, że wszystko musi wychodzić od nauczycieli, zamiast wnikać w umysły uczniów, można skupić się na kontrolowaniu kadry. - powiedział, w myślach specjalnie dodając, że to jego osobisty pogląd. - Doprawdy, byłbym idiotą, gdybym nie domyślił się, że trudzi się pan grzebaniem w mojej głowie zaraz po przyznaniu się do opanowania tej sztuki - dodał, jakoś nie czując oburzenia. Dla niego wymiana zdań z bardzo kulturalnym jegomościem była już skończona, uniknął też komentarza, że kłótnie nic nie zmienią. Jeśli Brownowi zdarzało się myśleć logicznie, sam by na to wpadł. Hampsona słuchał z uwagą, jednak tym razem postanowił czekać na zdanie reszty. Miał świadomość, że był tylko wysłannikiem, nie do niego należało podejmowanie decyzji, on miał ich tylko pilnować. Szkoda, że momentami tak bardzo pomoc odrzucali. Współpraca Ministerstwa z Hogwartem nigdy nie była prosta, jednak w takich momentach przydałoby się nieco zaufania. Arch stwierdził, że to słaby dzień na takie rozmowy, zdecydowanie wolałby zostać przy swoim pianinie niż wywoływać niepotrzebne nieporozumienia.
Chyba jako jedyna nie wspomniałam o tym przeklętym wysłanniku z Ministerstwa Magii. Czas jednak nadrobić zaległości. Gaja nie zwracała na niego szczególnie uwagi, Nie, żeby jej nie przeszkadzał czy coś. Po prostu wolała zważać na siebie i swoje słowa, niż na jakiegoś koleżkę. Swoją drogo pewnie był to całkowicie niewinny człowiek, który po prostu zaznał takiego nieszczęścia, że kazali mu pilnować jakiejś zgrai bachorów z równie niewykwalifikowaną kadrą nauczycielką. Myślicie, że nie ma on lepszych rzeczy do roboty, niż stanie tutaj i słuchanie jak całe grono indywidualistów przeklina, ewentualnie udaje aż za spokojnych jak na tę sytuację... No proszę was. Nie dość, że pewnie wygląda to sztuczniej niż nos Michaela Jacksona, to jeszcze biedny pracownik MM nie może opuścić tego miejsca. Najwyraźniej wszyscy doszli do wniosku, ze lepiej jest nikomu nie ufać, skakać sobie do gardeł i za nic w świecie nie mogą się zdać na drugą osobę. Wszyscy, wszystkich podejrzewają. Nieważne, że pracują ze sobą paręnaście już pewnie lat i w gruncie rzeczy niektórych zna się lepiej niż własną kieszeń. Po prostu wszyscy popadli w jakąś nieograniczoną paranoje. Normalnie dziesięć punktów dla tego, kto poda wszystkim uczniom veritaserum, dodatkowe pięć jak nie dowie się o tym dyrektor. Przy okazji najlepiej przywiążmy ich wszystkich do swoich łóżek, wtedy będziemy pewni, że nikt czasem nie spiskuje... Choć wiecie, jak będzie chciał iść do toalety, to na pewno on jest członkiem Lunarnych. Zdecydowanie wszystkim uderzyła woda sodowa do głowy i nagle nie liczy się dobro ucznia, a skuteczność wytropienia wroga. Ok, znajdziemy go i co dalej? Jeśli okaże się nim grupa naszych uczniów to czy jesteśmy w stanie popsuć tak renomę szkoły, by wyciągnąć konsekwencje od nich? Co niby nazwiemy karą, niby wilkołaki miałyby polerować kible na wysoki połysk? Tak... Życzę powodzenia. Nauczycielkę astronomii aż wzdrygnęło, gdy siedzący obok niej nauczyciel zaproponował picie przez wszystkich veritaserum. Oczywiście o czym mogła pomyśleć? A jeśli ktoś mnie zapyta o gwiazdy, o niebo tamtej nocy? W końcu mała swoje obawy jeszcze przed balem. Nie były jednak ukierunkowane na samo huczne zakończenie. Z resztą... Skoro dyrektor ich to przywołał, to oznacza, że darzy ich bezgranicznym zaufaniem. Jeśli ktoś nie myśli podobnie, to na pewno jest w stanie znaleźć najbliższe drzwi. - Zgadzam się z dyrektorem, podawanie veritaserum jest ostatnią rzeczą jaką powinniśmy robić - Oczywiście jednak nie mogła powstrzymać swojego natłoku emocji.Czasami w tym gronie czuła się jak robot. Jako jedyna najwyraźniej wpierw myślała sercem - Panie... W sumie nie wiem jak się nazywasz. Skoro masz zamiar podawać nam veritaserum, to śmiem twierdzić, że nie darzy Pan nikogo zaufaniem. Tak więc po co tu jesteś i wygłaszasz te swoje teksty o zachowaniu bezpieczeństwa? Po co nam to mówisz, skoro nikomu nie ufasz? - Zdecydowanie to wypowiedzi młodej nauczycielki się podniósł. Nie był to jednak krzyk. Miała wyrzut do nauczyciela o to, jak traktuje resztę. Czy niby nie miała racji? Gaję tak jak i mnie coraz bardziej irytowała ta rozmowa. Pomysł jednak przedstawiony przez dyrektora wyglądał całkiem przyzwoicie. Szkoła MUSI zacząć prowadzić jakąś profilaktykę przeciwko Lunarnym. Na pewno przekonywanie uczniów nie pójdzie jej tak dobrze jak Nancy, no ale... Na pewno po jej powrocie Gaja spróbuje z nią porozmawiać, by za pomocą swojej "siły perswazji" namawiała uczniów do przejścia na dobrą stronę mocy. Dodatkowo trzeba by zająć się przyjaciółmi Faviana. Jednakże jeśli mają podobne poglądy jak ich kolega to na pewno te rozmowy do najprostszych nie będę należały. W sumie gdyby jeszcze ktoś Gaji powiedział z kim ma porozmawiać, to pewnie z chęcią by to zrobiła. Jednak... Ona choć bardzo chciała, to za nic w świecie nie kojarzyła Faviana, a tym bardziej jego bliższych znajomych. Niestety, studenci nie musieli uczęszczać na zajęcia z tak mało prestiżowych przedmiotów jak np.: wróżbiarstwo, smuteczek. - Panie dyrektorze, a czy nie powinniśmy dawać przykładu młodzieży i nie szwendać się po szkole nocą? - Wiadomo przecież, że w końcu nauczyciele też ludzie i im też może się coś stać. W tym momencie Glaber akurat nie myślała o sobie, w końcu ona sypia dość daleko od zamku. - Nie lepiej byłoby ustalić jakieś dyżury. Gdyby zdarzyło się coś w jego trakcje przynajmniej mielibyśmy jedna, dobrze poinformowaną osobę - Niestety taka prawda, że jeśli mają robić coś wszyscy, to w rezultacie nie robi tego nikt. Na pewno dyrektor nie raz spotkał się z tym problemem monstrum.
Cubbins słuchał wszystkich wypowiedzi, jednak gdy usłyszał nadęty ton jakiegoś chłystka z Ministerstwa. No cóż mieli sporo racji jednak jeśli ktoś atakował jego osobę a na to nie mógł na to pozwolić. Miał dość po prostu miał dość i zastanawiał się czy nie wyjść z tego miejsca. Trzymała go tu tylko obecność dyrektora i jego kolegi z grona pedagogicznego. - Zgadzam się Veritaserum to ostateczność. Według mnie należy go podać tylko wtedy gdy będziemy pewni, że oni należą do organizacji Lunarnych lub też maczali palce w zabójstwie nauczycielki. Nie wiem jak wy koledzy ale ja uważam, że wszyscy zarówno my nauczyciele jak i uczniowie. Oczywiście musimy również ochraniać naszych gości z Red Rocks oraz Riverside. No i nie możemy dopuścić do tego by Lunarni ich zaatakowali lub co gorsza przeciągnęli na swoją stronę. – powiedział i spojrzał na Hampsona. Zaczął się zastanawiać jak by tu wszystkich ochronić i nie wiedział co może jeszcze zrobić. - Rozumiem, że nikt nie chce wprowadzać psychozy w szkole. Nie powinniśmy też pokazywać tego, ze sami się obawiamy czy też jesteśmy słabi. Uważam, że choć ciężko przejść ot tak nad śmiercią Abriedy, bo dzięki niej Lunarni jak zrozumiałem byli trzymani w szachu. Uważam, że Argeni powinni wybrać nowego, silnego przywódcę i starać się powstrzymać Lunarnych oraz zniszczyć ich od środka. Oczywiście można w tym czasie przekonywać uczniów o tym, że Argeni są dobrzy, Jednak chyba wszyscy wiemy, że zakazany owoc najbardziej kusi. – dodał starając się myśleć logicznie. Nie wiedział nawet jak zapobiec kłótni, która wysiała w powietrzu. Czekał na kolejne wypowiedzi mając nadzieję, że teraz dyrektor nie będzie na niego patrzył z wielką pobłażliwością.
Tak naprawdę to każde z nich miało rację, ale jeśli nie będą nic robić to będzie jeszcze gorzej. To zbyt wielkie ryzyko puszczać wszystkich uczniów w jedno miejsce, ale z drugiej strony nie potrafił im odmówić wyjazdu. Tym bardziej, że już dawno wszystko zostało opłacone. Niestety chyba było już za późno na zmianę decyzji. Tym bardziej, że miał szczerą nadzieję, iż jeśli wszystko się powiedzie to te wakacje przyćmią złe wspomnienie z balu i będą mogli działać w nowym roku szkolnym z podwójną mocą. Nadzieja go nie opuszczała, jak widać był człowiekiem wielkiej wiary. Może powinien zostać kapłanem czy coś. Ale jak na razie próbował takie myśli wyprzeć. Miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż walka z tym jakie powinno być jego życiowe powołanie. Przede wszystkim był zawiedziony, że tak wielu nauczycieli zrezygnowało jego zaproszenie, ale na pewno mieli na to jakieś wytłumaczenie. Zawsze mieli. Tyle, że w obliczu zagrożenia miał właściwie ochotę tym wszystkim trzasnąć o ziemię, bo na co on się będzie starał jeśli Ci ludzie nie będą chętni do współpracy? To go przerastało. Przerastała go myśl o tym, że pewnego dnia nie będzie w stanie ochronić swoich uczniów, że wszyscy nagle okażą się Lunarnymi i każdy, ale to dosłownie każdy będzie chciał tego, aby w Hogwarcie pozostały wybitne jednostki. Spojrzał na nich z lekkim zastanowieniem. Ciekawe czy by się dostali do szkoły jeśli przyszłoby im się edukować w tak trudnych czasach jakie są teraz. Ale chyba taki temat to nie na dziś, choć może wejście na ich sumienie nie byłoby złe. Jeśli odebrali mu wszystkie możliwe bronie to czemu miałby nie skorzystać z tej ostatniej? Uśmiechnął się pobłażliwie, ale nie dedykując tego żadnemu z obecnych. - Dobrze. Zatem podsumujmy. Żadne drastyczne kroki. Tylko czujność. Rozumiem, że wszyscy tu obecni ruszają na wakacje. Panna Glaber może mieć rację... Możecie się zorganizować tak, aby obchód wioski dotyczył dwóch nauczycieli dziennie. Co nie zmienia faktu, że poza obchodami, kiedy będziecie się państwo zajmować życiem prywatnym proszę o czujność. - Powiedział przyglądając się wszystkim. Na zegarku wybiła druga. Byli tu już dwie godziny, a zmęczone ciało Garetha nalegało na to, aby odesłać je gdziekolwiek gdzie chociaż przez kilka godzin mogłoby się zregenerować. - Miałbym prośbę do pana Cubbins'a i Hastings'a. - Tu naprawdę miał wielką nadzieję na to, że chociaż raz go posłuchają. - Prosiłbym, aby obaj panowie na wakacjach spotkali się ze wszystkimi prefektami i przekazali im to, aby również byli czujni. Może wakacje to czas, w którym powinni uciekać od obowiązków, ale to są jedyne jednostki, które mogą okazać wam pomoc. Podniósł się z krzesła i powoli zaczął zbierać swoje rzeczy do teczki, a za jednym machnięciem różdżki wszelkie filiżanki z herbatą wypitą lub i nie.. Zniknęły. Magia. - Wybaczcie państwo, lecz nie dysponuję już taką siłą, aby zostać tu chwilę dłużej. Nie czuję się zbyt dobrze. - Skłonił się im i po chwili rzeczywiście skierował się do wyjścia pozostawiając za sobie łunę tajemnicy, jakby coś mu przyszło do głowy i z nikim się tym nie podzielił.
Obserwował dyrektora i wiał po jego minie, że nie jest zbyt zadowolony. Nie wiedział tylko co jest tego powodem. Podejrzewał, ze może chodzić o małe zainteresowanie innych nauczycieli i pracowników szkoły, którzy nie przybyli na spotkanie. Barth również się zastanawiał czy ci, którzy olali wezwanie są Lunarnymi czy też po prostu nie maja na względzie dobro szkoły. - Dobrze Panie Dyrektorze. Tak, jadę na wakacje z uczniami. Postaram się porozmawiać z prefektami i uczulić ich na to, by uważali. Oczywiście będę również prosić o pomoc względem powiedzenia nam, kto był przyjacielem czy też znajomymi tego chłopaka, który posłał Avadę w Aribedę. Mam nadzieję, że nam pomogą i będą mogli chcieli udzielać informacji. – powiedział i dalej obserwował dyrektora chcąc zrozumieć dlaczego dyrektor jest taki zmęczony. Rozumiał, ze przez ostatnie dni załatwiał wiele spraw związanych z wyjazdem. Czasem sądził, że Hampson bierze na siebie za dużo obowiązków. Nie rozumiał czemu nie chciał podzielić się pracą z nimi. Jedyne wytłumaczenie jakie przychodziło mu do głowy to takie, że im nie ufał. Nie mógł jednak sam w to uwierzyć. Gdy dyrektor zniknął już z pomieszczenia sam wstał. - No to w takim razie do zobaczenia na wyjeździe. Mam nadzieję, że uda nam się zapomnieć o tym wszystkim co się stało. Do zobaczenia. – powiedział i również przeteleportował się w pobliże szkoły by zabrać z niej swój bagaż oraz Fobosa i wyruszyć w drogę do domu.
No to sprawa załatwiona, dwie godziny i po krzyku. Miała nadzieje, że więcej takie rozmowy, o tak późnych godzinach, w tak małym acz irytującym irytującym gronie nie będą miały miejsca. Każdą osobę tutaj zaproszoną pewnie panna Glaber prywatnie by polubiła (o ile by ich znała), ale razem byli wręcz nie do zniesienia. Prawie jak w stadzie dzikich wilków, gdzie wszystkie samce rzucają się sobie do gardeł, byleby zdobyć dominację nad resztą. To było i jest takie irytujące... Dlatego Gaja cieszyła się, że dyrektor tak samo jak i ona ma już dość tych "pogaduszek". Chyba najlepiej się stanie, jak wszyscy się z tym prześpią, przemyślą swoje działania, przemyślą swoje wypowiedzi, ale też słowa innych. Czas i długa, spokojna kontemplacja powinny dać zdecydowanie więcej, niż siedzenie po nocy i kłócenie się, kto komu powinien lub nie powinien podawać serum prawdy. Nawet lekki uśmieszek rzucił się na twarz nauczycielki astronomii, gdy usłyszała, że może mieć choć cień racji. W końcu lubiła jak ktoś doceniał to co mówi, a zdarzało się to stosunkowo rzadko. Nikt w końcu nie chwalił jej za przeprowadzanie zajęć z astronomii. Szkoda, bo na prawdę w swojej dziedzinie ta kobieta potrafiła zabłyszczeć. Kolejnym razem upomni się od dyrektora o jakiś dyplom pochwalny od dyrka czy coś. A co stać ją! Dodatkowo poprawił jej humor fakt, że do żadnych drastycznych metod mają nie stosować, co oznacza, że Gaja będzie mogła w spokoju zajmować się gwiazdami, a nie ślęczeć nad zaległościami z OPCM czy Zaklęć. Nie to, żeby nie miała zamiaru tego kiedyś nadrobić. Po prostu zawsze sobie mówi, że zrobi to jutro. Wiadomo jednak, że jutro nigdy nie następuje, więc błędna pętla się zamyka. Na pewno Gaja byłaby zachwycona, gdyby jakiegoś razu, jakiś bardziej ogarnięty w tych tematach nauczyciel niż ona zorganizował jakieś zajęcia dla nauczycieli. Chyba nawet zaproponuje to we wrześniu, gdy już żaden nauczyciel nie będzie się szwendał.... Znaczy wróć, podróżował po Grecji, Watykanie, Włoszech czy gdzieś tam jeszcze. Na pewno wszyscy poprą jej pomysł, w końcu z jej urodą to znaleźć poparcie wśród grona facetów nie będzie problematyczne! Gdy tylko dyrektor opuścił salę, ona też nie zamierzała tam spędzić ani minuty dłużej. W końcu teraz marzyła o wyczekiwanych wakacjach. Mogłaby w sumie nawet teleportować do Doliny Godryka, gdyby nie fakt, że jest środek nocy, a ona nie zabrała jeszcze najpotrzebniejszych rzeczy ze swojego domu/gabinetu. Będzie musiała spędzić jeszcze jedna na swojej ukochanej kanapie, a potem pożegnać się z nią na jakieś dwa miesiące.Pożegnała się stylowym kiwnięciem głowy, do każdego z przybyłych, po czym wyszła z gracją i wdziękiem (który jak wiemy nigdy jej nie opuszczał, w końcu to przez wszystkich kochana Glaber).
Nikola z samego rana wyszła z domu, zanim jej dziadek zdążył się obudzić. Przygotowała mu śniadanie i wyruszyła do biblioteki. Tęskniła już za Hogwartem, bardzo chciała wrócić, ale jeszcze musiała poczekać, jeszcze musiała wytrzymać. W tej bibliotece jest dużo książek, które chciała przeczytać, jednak jakoś wolała się zaszyć w bibliotece w szkole, gdzie czuła się dobrze. W końcu Nikola zaczęła przeszukiwać półki w poszukiwania czegoś ciekawego. Skończyło się na tym, że balansowała do czytelni ze stertą książek walcząc z grawitacją o przetrwanie. Jakimś cudem udało się jej dojść bez wywrotki i położyła książki na stole zadowolona z tego, że doniosła je na miejsce.
Camille weszła do swojego ulubionego miejsca na ziemi, a mianowicie czytelni. Tu totalnie się uspokajała, odprężała i nie przejmowała się zupełnie niczym. Myśli, problemy odlatywały na dalszy plan. Ważne były tylko książki. Ach, ten zapach stronic zapełnionych atramentem. Coś pięknego. Jej dusza śpiewała, gdy znajdywała się wokół tylu dzieł. Właśnie, tyle książek, a tak mało czasu by wszystkie przeczytać... Przechadzała się po szeregach półek i półeczek, w poszukiwaniu czegoś ciekawego do poczytania na kolejne dni, zanim trafi do Hogwartu. Właśnie, Hogwart. Tęskniła już za tym miejscem, mimo że wiedziała, że czeka ją wiele pracy. Bo przecież nauka jest najważniejsza. Tą mantrę wpajali jej od małego rodzice. Chociaż ona i tak robiła swoje. Bunt, to bunt. Nagle zauważyła znajomą dziewczynę. Nie była tego w 100% pewna, ale zdawało jej się, że to dziewczyna z jej domu. Miło spotkać kogoś znajomego na wakacjach, wreszcie będzie miała towarzystwo. Dziewczyna niosła taką stertę książek, że graniczyło to z cudem, że nie spadły. Cóż, dziewczyna poruszała się z niebywałą gracją, to musiała być ona. Gdy dziewczyna usiadła do stolika, Cam postanowiła podejść do niej. Cóż, przywitanie się to chyba nie jest grzech. - Cześć Nikola. - uśmiechnęła się do dziewczyny. - Uczysz się na wakacjach? - zaśmiała się.
Dziewczyna opadła na krzesło zmęczona i zamknęła oczy chcąc się na chwilę wyciszyć. Tak walka z grawitacją była wyczerpująca dlatego dziewczyna musiała się uspokoić. Kiedy już było wszystko w porządku podzieliła stertę książek na kilka małych, każda zależało od tematu. Wzięła pierwszą z góry i otworzyła na jednym z rozdziałów. Zaczytała się, a z tego stanu nieprzytomności wyrwał ją głos. Jak oparzona złapała za mocniej za okładki i zamknęła książkę z trzaskiem odwracając się i niepewnie spoglądając na osobę, która sprawiła, że jej aura zamyślenia zniknęła. Odetchnęła z ulgą widząc znajomą puchonkę i ponownie otworzyła książkę zerkając na numery stron, chciała wrócić na tą, na której skończyła czytać i ponownie spojrzała na dziewczynę. - Hey – wyszeptała nieśmiało i schowała nos w książce. Słysząc jej pytanie spojrzała na stertę książek czytają tytuły. Większość z nich były o psychologii niektóre o schizofrenii o jakiś dziwnych przypadkach w psychologii, spojrzała na koleżanką i posłała jej nieśmiały uśmiech. - Nie jestem głupia, żeby uczyć się w wakacje – zaśmiała się pod nosem i wskazała ruchem dłoni miejsce naprzeciw niej – usiądziesz? – zaproponowała i odsunęła książki na boki, by móc w razie czego spoglądać na koleżankę.
Puchonka wyglądała na wyraźnie przestraszoną tym, że Cam jakby zmaterializowała się obok niej. Cóż, to aż dziwne że podeszła niezauważalnie, zazwyczaj robiła tyle hałasu, jak najbardziej się da, przy okazji potykając się i zrzucając rzeczy z półek. Tym razem udało jej się dojść z punktu A do punktu B z chociaż szczyptą gracji. A może jednak nie jest taką niezdarą, za którą każdy ją uważa? - Och, chętnie się dosiądę. - złapała za krzesło i usiadła wygodnie. Popatrzyła na książkę, którą koleżanka trzymała w ręku. - O czym to? Z mojej perspektywy okładki, wygląda dość ciekawie. - mrugnęła do niej. Cóż, Cam była wzrokowcem. Najczęściej wybierała najpierw książki po okładce, później czytała o czym opowiada. Dopiero wtedy stwierdzała czy ta książka spełnia jej wymagania. Tak to u niej działało. A przecież mówią, by nie oceniać książki po okładce. Niestety, ona się tego już nauczyła, i wątpię by cokolwiek zdołało zmienić ten nawyk. W sumie to nie sądzę.
Pojawienie się puchonki było dosyć niespodziewane i… niepożądane przez Nikolę. No cóż mam powiedzieć, chciała poczytać w ciszy i w spokoju. Chciała się czegoś dowiedzieć na temat dysocjacji osobowości, no ale cóż. Robi to bez przerwy odkąd wróciła z Japonii, chyba nie zaszkodzi jeden dzień przerwy, nie? Słysząc jej pytanie najpierw jej wzrok spoczął na książce, a później odruchowo spojrzała na okładkę. Zamyśliła się i odpowiedziała, po dłuższej, dłuższej przerwie. - Umm… o psychologii… wszystkie są o psychologii – wydukała zakłopotana. Może trzeba by było wymyślić wytłumaczenie, dlaczego szuka o tym informacji. - Słyszałam ostatnio o osobie z rozdwojeniem jaźni – wydukała wpatrując się w kartki książki. Jak na razie nie kłamała – szukam jakichkolwiek informacji na ten temat… chciałam się co nieco dowiedzieć – jej wzrok prześlizgnął się na puchonkę, lecz gdy ich spojrzenia się spotkały ona odwróciła wzrok zakłopotana – ale nie jest to takie proste jak sądziłam. Jest to choroba, która jeszcze nie została poznana przez ludzkość, więc nie ma za dużo informacji na ten temat. – uff udało się jej nie kłamać. Nienawidziła tego robić, uważała to za ohydne… no cóż, ale każdy kłamie, nawet jej się to zdarza, nic na to nie poradzimy.
Rozdwojenie jaźni... To ciekawa przypadłość. Ciekawe jakby to było być dwoma osobami na raz. To by było ciekawe, na pewno, lecz z czasem byłoby uciążliwe, tego jestem pewna... - Interesujesz się psychologią? - uśmiechnęła się do niej. Cóż, nauki psychologiczne nie należały do ulubionych Cam, lecz były bardzo interesujące. W ogóle całe życie człowieka było interesujące. Co jest z czego itd. Tyle można się dowiedzieć z książek. Nie rozumiem, jak niektórzy mogą mówić że nie lubią czytać. Przecież książki to potęga wiedzy. Zawierają wszystko, uczą wszystkich przydatnych rzeczy. To główne źródło wiedzy. (przepraszam, że tak krótko :()
Nie szkodzi :D Ja za to nadrobiłam trochę długością <3
Dziewczyna zaśmiała się zakłopotana. Spojrzała na swój mur z książek i uśmiechnęła się sama do siebie. No cóż, poczuła się, jakby była schowana w forcie. Czuła się przez ten mur bezpiecznie, dlatego się wyprostowała i zaczęła mówić swobodniej i przede wszystkim głośniej, puchonka nie musiała już wytężać słuchu, żeby usłyszeć jej słowa. - Można tak powiedzieć. – zaśmiała się pod nosem i zamknęła książkę odkładając ją na bok. Wzięła kolejną z jednej sterty i otworzyła na przypadkowej stronie, o dziwo natrafiła na stronę, której szukała. Lucky! Jej wzrok zagłębił się w słowa książki, jednak nie miała zamiaru ignorować swojej towarzyszki. - Niektóre choroby są bardzo interesujące, jednak nie ma na ich temat zbyt wiele informacji, okryte są nutką tajemnicy, która tak mnie do nich przyciąga. – dowiedziała się tego niedawno, jednak nie kłamała. Na początku chciała się czegoś dowiedzieć o swojej chorobie, a później dopiero dowiedziała się, jakie to może być interesujące. - Wiesz, akurat dysocjacja osobowości mnogiej jest dosyć skomplikowana. Nie ma na jej temat zbyt wielu informacji. Czasami mylona jest ze schizofrenią, jednak różni się od niej. Osoba chora na schizofrenie myśli, że jest w niej druga osobowość, może z nią rozmawiać lub takie inne, nie doczytałam tego do końca – zaśmiała się pod nosem zakłopotana. Jakby się pomyliła w tłumaczeniu, to wolała się usprawiedliwić. Nie czytała tego do końca, ponieważ to nie to ją tutaj przygnało. Zamknęła książkę i wzięła kolejną, na której złotymi literami wyryty był napis PSYCHOLOGIA. Przewertowała kartki napotykając spis treści i natychmiast przeskoczyła na stronę z chorobami. – W rozdwojeniu jaźni faktycznie istnieje druga osobowość w jednym ciele. Co najlepsze żadna z tych osobowości nie kłamie. Dla przykładu. Powiedzmy, że miałabyś rozdwojenie jaźni i byś uważała się za transwestytę Andrzeja. Nie kłamałabyś, ponieważ twoja osobowość naprawdę uważałaby, że nim jest. Tak samo nie ważne ile ty masz lat jakby twoja druga, trzecia, czy ósma osobowość uważała, że ma czterdzieści, bądź cztery lata, tak by było. Tak samo jest z alergiami, grupą krwi, wspomnieniami. – rozgadała się. Nawet się nie zorientowała, że to zrobiła. Wzięła długopis do ręki i mówiąc dalej na ten temat zaczęła przepisywać zdanie z książki do zeszytu, który leżał przygotowany – To wszystko jest tak skomplikowane, że psycholodzy nie potrafią sobie z tym poradzić. Dla przykładu, twoja druga osobowość, może mieć inne talenty niż ty. Ty mogłaś nigdy nie słyszeć języka Polskiego, a twoja osobowość będzie mówiła biegle po tym języku. Albo ty nigdy nie miałaś talentu artystycznego, a twoja osobność będzie wyśmienitą śpiewaczką, czy kimkolwiek innym. Może potrafić rzeczy, o których tobie nawet nie przyjdzie do głowy. Pewnie dlatego, że ta druga osobowość potrafi się wziąć z nikąd i tak nagle zamieszkać w naszym umyśle, jest skomplikowana i lekarze, naukowcy i inni nie potrafią jej zrozumieć. – brawa dla Nikoli. Kiedy skończyła mówić spojrzała na Camille i zaśmiała się zakłopotana rumieniąc się przy tym. - Przepraszam… mogłaś mi przerwać. Jak się rozgadam, to nie ma przebacz, nie potrafię się zamknąć. – wyszeptała. Trochę się jej głupio zrobiło. Ale trzeba przyznać, że chęć dowiedzenia się na temat swojej choroby przerodziła się w wielkie zainteresowanie nią.
- Wiesz, w zasadzie jestem lepszym słuchaczem niż mówcą, nie przeszkadza mi to, że ktoś gada bez ustanku. - uśmiechnęła się do dziewczyny zachęcająco. Taka była prawda. Camille często nie wiedziała co mówić, dlatego słuchała z uwagą ludzi, dopiero później odnosiła się do ich słów. Każdy czasami potrzebował by ktoś go wysłuchał, dlatego Cam była idealną do tego osobą. Można by z nią gadać całą noc, a ona by i tak grzecznie słuchała czyichś opowieści. Nie z grzeczności, czy coś, tylko po prostu to lubiła. Cudze historie były bardziej fascynujące niż własne. - Wiesz, znałam chyba kiedyś kobietę o tej przypadłości o której mówisz, ale ona zachowywała się normalnie... Przynajmniej stwarzała pozory. - popatrzyła na dziewczynę. - A tak spytam, czemu się tym tak interesujesz?
- Ja też – wyszeptała zakłopotana przewracając stronę i spoglądając na litery – ale jak zacznę czasami gadać, o czymś co mnie zainteresuje to trudno mnie zamknąć… – tylko jedna rzecz potrafi mnie zamknąć, a mianowicie pocałunek, albo ja sama… no cóż jedno z dwóch dokończyła zdanie w myślach i posłała nieśmiały uśmiech puchonce, po czym odłożyła drugą książkę i zabrała się za trzecią. - Wyleczyli ją? Znasz jakieś informacje na temat tego? Może dowiedziałaś się czegoś od tej kobiety? – zaczęła ją nagle wypytywać, a pytania wystrzeliwały z jej ust jak z karabinu maszynowego, jednak słysząc jej pytanie jej entuzjazm opadł, a jej wzrok wrócił do książki. - Znam kogoś kto jest na to chory… – powiedziała szczerze – chciałam tej osobie pomóc jakoś, więc zaczęłam o tym czytać, a później pochłonęło mnie to całkowicie – wyszeptała zakłopotana. Logicznie rzecz biorąc gdyby mówiła o sobie nie mówiłaby o tym tak otwarcie, z takim relaksem, mimo wszystko to choroba psychiczna i nikt by się nią od tak nie chwalił.
Cam zaskoczyło zainteresowanie dziewczyny. Widać, że był to temat który pochłonął ją całkowicie. W sumie fajnie jest mieć jakieś zainteresowanie, choćby najgłupsze. A już w ogóle dobrze jest móc je dzielić z kimś. - Powiem Ci szczerze, że nie wiem. Słuch po niej zaginął. - popatrzyła na dziewczynę. - Słyszałam, że zamknęli ją w jakimś zakładzie. Podobno stała się niebezpieczna dla otoczenia, no i dla siebie. Nigdy nie zrozumiem tego, jak można sobie robić krzywdę. Odebrać życie, czy cokolwiek. Nie pojmę tego. Życie masz jedno, a jeszcze chcesz je skracać. To jest kompletnie niedorzeczne. - Wiesz, to bardzo miłe z Twojej strony, że chcesz pomóc tej osobie. Z pewnością potrzebuje ona tej pomocy. - uśmiechnęła się. Cam lubiła pomagać. Może nie jakoś szczególnie, ale zawsze. Chociaż niektórzy ludzie na to nie zasługiwali, wtedy ich omijała. Na pomoc powinno się jakoś zasłużyć. Przecież nikt o nią nie prosi.
Słysząc jak kończy się historia i kobiecie chorej na rozdwojenie jaźni pobladła i schowała nos w książce. - Na… naprawdę? – wyjąkała chcąc się upewnić. Spojrzała na Camille widocznie zdenerwowana, przewertowała kartki w książce i spojrzała na jedno ze zdań. – Czy… czytałam, że osoby chore na rozdwojenie jaźni nie… nie mają myśli samobójczych… znaczy… znaczy się mogą o tym mówić, ale nigdy te… nigdy nie będą… znaczy się nie będą w stanie tego zrobić. – wyjąkała widocznie zdenerwowana tym czego się właśnie dowiedziała. Może kiedyś chciała nie istnieć, może kiedyś chciała skończyć ze wszystkim, ale równocześnie pragnęła żyć, pragnęła się uśmiechać… nie wie co może odbić jej drugiej jaźni, jej alter ego. Jeżeli jej coś odbije, to może stracić życie wraz z nią… a tego tak bardzo nie chciała. Kiedy w końcu dowiedziała się, że może być szczęśliwa i ktoś akceptuje ją za to jaka jest, nie obchodzą go czyjeś wady. Przegryzła wargę i schowała twarz w książce. Za bardzo się zdenerwowała, to może dać do myślenia trochę Camille… wystarczy jej, że pewnie już cała szkoła wie, że jest ktoś taki. Jak to mówiła zawsze plotki w Hogwarcie roznoszą się jak jakaś zaraza. Postanowiła zmienić temat uniosła głowę i uśmiechnęła się teatralnie, chociaż jej twarz pozostawała blada i jakaś taka niewyraźna. Może powinna wziąć leki… Nikola wstała i przejrzała książki wybierając dwie z nich. - Wybaczysz mi? – wyszeptała trochę niewyraźnie – Pójdę już… nie czuję się dobrze. – wyszeptała i wzięła do rąk dwie z książek. – Zapomniałam wziąć leków, więc lepiej będzie jak pójdę już do domu – dodała i odwróciła się na pięcie chcąc jak najszybciej uciec – miło się rozmawiało… do zobaczenia. – po tych ostatnich słowach uciekła z biblioteki jak najdalej się dało.
Camille zdziwiło zachowanie dziewczyny. Na jej twarzy było widać przerażenie, może zakłopotanie. Zbladła momentalnie. Czyżby powiedziała coś nie tak? Miała nadzieję, że jej opowieść o kobiecie jej nie wystraszyła tak bardzo jak jej się wydawało. Cóż, teraz po koleżance nie było śladu. Sama musiała się zbierać, chociaż nie chciała tak nietaktownie nagle wyjść. Dziewczyna ułatwiła jej sprawę, i teraz mogła normalnie udać się w swoją stronę. Zebrała wszystkie swoje rzeczy i udała się w stronę drzwi, wychodząc z czytelni.
To że panna Wodnicov znalazła się w czytelni nie było znów czymś nadzwyczajnym. Od samego początku było wiadome że bardziej odpowiadało jej bowiem towarzystwo książek niż ludzi, ostatecznie mogłyby jeszcze zwierzęta. Czemu ta blondynka umiłowała sobie właśnie książki? Książki nie pytały, nie zadawały bezsensownych pytań, ani nie oczekiwały żadnych odpowiedzi. Dodatkowo albo przenosiły w genialną krainę, zabierały na przygodę, albo też uzbrajały w wiedzę, która nie raz przydawała się w życiu. Dlatego też Nastka często szlajała się pomiędzy regałami szukając pozycji której jeszcze nie przeczytała. W szkolnej bibliotece było jeszcze sporo takich których nie trzymała w swych dłoniach. A co dopiero w Bibliotece Narodowej. Tym razem miała ochotę na jakiś kryminał. Tajemnicza zagadkę, która rozwiązywała by się wraz z przebiegiem zdarzeń. Dlatego też skierowała się w stronę półek na których piętrzyły się powieści kryminalne. Zaczęła przechadzać się między półkami w poszukiwaniu jakiegoś chwytliwego tytułu bądź tez ujmującej okładki. W końcu znalazła. Leżała na najwyższej półce przy końcu mebla wypełnionymi książkami. Stanęła idealnie pod książką i zadarła głowę w górę. Zaraz jednak rozejrzała się po sali szukając drabiny czy też podestu by moc sięgnąć upragnioną książkę. Jak na złość nic jednak ni widziała. Po bibliotece przechadzali się ludzie, lecz wizja poproszenia kogoś o pomoc przerażała ją bardziej niż samodzielne wdrapanie się na mebel. Co też zaczęła robić. Modląc sie w duchu by nie przewrócić się razem z półka o wątpliwej konstrukcji.
Nie był do końca pewien, co przygnało go do czytelni. Nawet nie przepadał za miejscami publicznymi, ale najwyraźniej głód liter był silniejszy niż jego aspołeczność. Przekroczył próg, który okazał się barierą do życia społecznego. Ludzie siedzieli. Czytali, obviously. Egzystowali. To już wystarczyło by go wkurwić. No, naprawdę zapowiada się na fantastyczne popołudnie. Ludzie, książki. Paradoks ludzkości - bo na chuj mi ludzie, skoro mam książki? Powinny być wyznaczone specjalne boksy, jak dla bydła, którym większość z nich jest, by zamknięci z lichym źródłem światła, męczyli swoje nic nie warte oczy. Ci ludzie w dużej mierze jedyne czego zaznali to najbardziej podstawowych przyjemności życiowych, które sprowadzały się do ruchania nieprzytomnych, walenia w żyłę zanieczyszczonej hery i chlania taniej gorzały. Nie byli warci więcej niż rzut okiem, co właśnie zrobił. Nic tu więcej po nim. Ruszył w kierunku półek, poszukując czegoś dla siebie. Nie spodziewał się, że będą mieli "How to spread her veins to make them look like pasta, for dummies", ale warto było spróbować, prawda? A nuż jakiś chory psychopata, którym był on sam, zostawił ją przypadkowo pomiędzy bajkami dla dzieci. Okrutne. Okrutnie śmieszne. Dziewczyna, która była niższa od niego o... dobry borze, ze dwie głowy. I co ona do kurwy nędzy wyprawiała? Próbowała się wspiąć jak Peter Parker po najbliższej półce z kryminałami, z efektem równie kiepskim co próby gry w szachy Isaaca. Ciekawe jakby zareagowała, gdyby pchnął ją nożem w żebro? To byłoby śmieszne. -Yo, Spidey. Złaź stamtąd zanim skręcisz sobie kark. Sama albo z pomocą. Uśmiechnął się do niej radośnie, podchodząc bliżej i spoglądając na pozycje której szukała. Pozycje, której szukała. Huehs. Ujął ją za talie, by ściągnąć z półki. Co by było gdyby zrobiła sobie krzywdę? Byłoby na niego, a on nawet by nie miał satysfakcji z bryzgającej po książkach krwi. W końcu nie jego wina. Niestety. Wyciągnął dłoń w kierunku książki. Jego 190cm wystarczyło, by chwycił ją palcami. Podał zgubę właścicielce. -Zadam Ci dwa pytania, maleńka. Puścił jej oczko. -Masz chłopaka?
Stała tam sobie spokojnie. No dobra, bez kłamstw proszę państwa. Spokoju to w tym nie było, bardziej wyglądało na rozpaczliwą próbę sięgnięcia po coś. Obserwowane z boku mogło robić za dobrą komedię. Z początku starła się dosięgnąć książkę stając na palcach, a przynajmniej wzbijając się na palce w swoich butach, które i tak były już na koturnach. Nie zadziałało. Postanowiła więc spróbować ściągnąć książkę podskakując do niej. Wywołało to unoszenie się jej spódnicy w górę i w dół zgodnie z ruchem jej bioder, nie przyniosło jednak ściągnięcia książki. Uznała więc, że nie pozostało jej nic innego, jak zaatakowanie półki z książkami. Bo jak wiemy, poproszenie kogoś o pomoc przy jej wręcz chorobliwej nieśmiałości nie wchodziło w grę. Tak więc włożyła nogę w jakąś dolną półkę, przesuwając przy tym kilka książek, po czym uczyniła pół podskok(o ile w ogóle da się coś takiego zrobić) i złapała się dłonią półki. spróbowała drugą ręką sięgnąć książkę, ale ta była nadal zbyt wysoko. Już podnosiła drugą nogę, by postawić ją na wyższej półce i kontynuować swoją wspinaczkę, jednak brutalnie jej to przerwano, najpierw słowem, potem czynem. Z jej ust wydobył się zduszony okrzyk, kiedy chłopak tak bez ostrzeżenia i pozwolenia ujął ją w tali i ściągnął z półki. Tak wielki i niezapowiedziany kontakt z innym człowiekiem, a na dodatek z mężczyzną sprawił, że na jej policzkach zakwitły rumieńce. Stanęła tak, nie wiedząc za bardzo co z sobą począć w tej jakże ujmującej sytuacji. Gdy po chwili miała już książkę pod nosem. Otworzyła usta, próbując wydobyć z siebie jakiś dźwięk, który byłoby chociaż podobny do podziękowań, jednak, jak łatwo można się domyślić słowa te nie padły. Nastasja bowiem przeniosła swój wzrok z książki na chłopaka. Boże jaki WIEEEELKI - przeszło jej przez głowę. Zamrugała kilka razy, zapominając całkowicie że zastygła z otwartymi ustami. Patrzyła tak na niego z oczami wielkimi jak pięciozłotówki i otwartymi ustami. -Zadam Ci dwa pytania, maleńka. - zwrócił się do niej, co odrobinę ją otrzeźwiło. I pozwoliło by powróciła do swojego zwyczajowego gadania do siebie w myślach. Zamknij te japę i nie rób z siebie łaskie większej idiotki niż jesteś. - zrugała samą siebie, jednak po pytaniu chłopaka szczęka jej znów opadła. A policzki pokryła kolejna dawka rumieńców. Trzeba przyznać, że chłopak doskonale wprawiał ją w zdziwienie i zakłopotanie jednocześnie. Zadarła głowę i spojrzała na niego swoimi sarnimi niebieskimi oczami. Po czym próbowała coś odpowiedzieć. Za pierwszym razem poniosła totalną klapę, z względów takich, że zapomniała użyć swojego głosu. Tak więc jej usta poruszyły się, formułując odpowiedź, jednak nie dołączył do nich głos. Krótkie pytanie, prosta odpowiedź jak można było to tak sromotnie zepsuć Wodnicov? Spróbuj jeszcze raz i może tym razem odpowiedź normalnie jak człowiek - mruknęła do siebie, wyraźnie zirytowana swoją głupią nieśmiałością. Zerknęła na chłopaka a przez jej głowę przeszła myśl, że za chwilę zanudzi się na śmierć. Założyła za ucho kosmyk niesfornych włosów, który wymknął się z kitki i w końcu udało jej się wydukać to tak wyczekiwane słowo -Nie - padło z jej ust. Nie mówiła i nie pytała o nic. Bo w sumie nie wiedziała co więcej miałaby powiedzieć, ani o co zapytać. A o dziękowaniu już dawno zapomniała.
Miała niebieskie oczy. Zabawne, że poszukiwał i trafiał na kobiety z niebieskimi oczętami. Czy to było genetycznie uwarunkowane? Zapisane, gdzieś głęboko w jego materiale genetycznym, że będzie poszukiwał tylko niebieskich oczu przez resztę swojego życia? Na dobrą sprawę, miał wyjebane. Uśmiechnął się subtelnie, widząc jej zaskoczenie. Pohamował swoje politowanie, raczej nie chciał sterczeć przez resztę dnia między kryminałami, a książkami kucharskimi, gdyby zawstydziła się jeszcze bardziej. Na jej twarzy malowała się wewnętrzna walka, równie żarliwa, co Bitwa o Hogwart, a ona najwyraźniej ją przegrywała. Przegrać z samym sobą, to Ci dopiero historia. Słowa nie wydobyły się z jej ust, choć był przekonany, że powinien był je usłyszeć. Jej usta poruszały się bezwolnie, jednak odpowiedź nie padła. Na litość boską, tak trudno odpowiedzieć na proste pytanie? Nie. Wreszcie do czegoś dochodzimy, prawda? Miała naprawdę śliczne oczy. Musiał jej to oddać, urzekły ją. W pewnym stopniu tak samo jak kompletne nie ogarnięcie własnego życia. I swoich reakcji. Był przystojny, duh. Ale z pewnością nie aż tak, by odebrać mowę na dobrych parę sekund. Spoglądał na nią z góry, co było uzasadnione. Głównie różnicą wzrostu, dość diametralną. Pochylił się w jej kierunku, opierając dłoń o półkę z Agathą Christie. Jego usta znalazły się przy jej uchu, gdy wreszcie padło drugie pytanie. -Spotykasz się z kimś? Uniósł delikatnie brew i pozwolił sobie sam ocenić. Nie wydawało się, by miała kogoś u swojego boku. Zahaczył swoje spojrzenie z jej, próbując wyczytać z niej cokolwiek. Coś istotnego, co pozwoliłoby mu lepiej ją zrozumieć. Nie chciał w miejscu tak publicznym jak to rzucać na nią zaklęcia, to mogłoby skończyć się fatalnie w swoich skutkach. Nie wykluczał jednak pieprzenia się z nią na oczach Herkulesa Poirota, wyzierającego ciekawie zza okładki powieści Pięć Małych Świnek. Ale to było coś zupełnie innego prawda?
Nastka nie wiedziała na kogo trafiał, albo kogo też spotykał. Sama zaś nie zauważyła, by spotykała tylko częściej osoby o jakimś danym kolorze oczu, co wcale nie znaczyło, że nie zwracała uwagi na to, jakiego koloru są tęczówki osoby z którą w danym momencie przebywa, czy też rozmawia. W tej chwili zdążyła zwrócić już uwagę na fakt, że kolor oczu chłopaka w sposób najprostszy i najbardziej prozaiczny można było określić jako niebieski. Dobrze jednak wszyscy wiemy, że niebieski to tylko ogólna nazwa danej barwy, barwy która może mieć niezliczone ilości odcieni. I tak jego oczy bardziej przypominały jej niezmierzony ocean. Nie tylko niezmierzony, ale i nieprzenikniony. Mówiło się, że oczy to okna duszy. Może i tak się mówiło i może było to prawdą, ale Nastka nie mogła oprzeć się wrażeniu jaie odczuwała bardzo silnie. A to wrażenie właśnie sprawiało, że nijak nie mogła połączyć tej maksymy z spojrzeniem, jakie na nią padało. Gdy tylko napotykała wzrok chłopaka nie mogła z niego wyczytać nic. Wytłumaczyła to sobie całkiem logicznym argumentem, który odnosił się do ego, że jak chce wyczytać coś z jego oczu, kiedy w ogole go nie zna. Czyż ludzie nie powinni się poznac, by móc porozumiewać się bez słow? Pytanie zawisło w jej głowie i pozostało tak bez odpowiedzi. W pewnej chwili, po jej jakże długiej i wyczerpującej odpowiedzi chłopak pochylił się nad nią. Jednocześnie oparł dłoń o półkę za nią. Nastka zachwiała się lekko, jakby powstrzymując się przed zrobieniem kroku w tył. Od poczynienia owego ruchu powstrzymały ją dwie rzeczy, raz nie chciała wyjść ponownie na kompletną idiotkę, a dwa, nie miała jak się ruszyć do tyłu, gdyż półka z książkami znajdowała się za blisko. Poczuła jak jej serce przyśpiesza z doznawanej mieszanki przerażenia i ekscytacji. Jego oddech zaś przy wypowiadanym zdaniu połaskotał skórę na jej szyi. -Chy..-zaczęła i jak zwykle zająknęła się. Urwała więc i nie skończyła słowa. W myślach przeklnęła siebie kilka razy i zebrała się w sobie raz jeszcze, by tym razem wypowiedzieć zdanie. - Raczej nie powinno Cię to interesować. Odpowiedziała, a słowa te wyraźnie pokazały, że jeśli chce nie jest kruchym aniołkiem i swoje za uszami ma. Odwróciła lekko głowę w jego stronę. Co spowodowało, że napotkała nieprzeniknione spojrzenie jego oczu. Oczu, które znajdowały się całkiem niedaleko jej własnych. Przycisnęła książkę mocniej do piersi i przełknęła ślinę w oczekiwaniu na dalszy rozwój akcji. W uszach zaś czuła szalejące tętno i dudniące serce.
- Wierz mi, to istotniejsze niż Ci się wydaję. Nie chciałbym ranić postronnych osób. Szelmowski uśmiech wykwitł na jego wargach, gdy zbliżył się do jej twarzy na odległość cala lub dwóch. Mierzył ją spojrzeniem swoich niebieskich tęczówek, rozkoszując się zmianami jakie zachodziły w jej napędzanym adrenaliną i koszmarnymi wizjami ciele. Jego łokieć ugiął się nieznacznie, pozwalając na oparcie drugiej ręki o półkę. Nie miała dokąd uciekać, z resztą, byłoby to chyba najmniej rozsądną rzeczą jakiej mogłaby się w tej chwili dopuścić. Bieg i ucieczka między regałami mogłaby wyzwolić zmysł drapieżcy, który nie uciszyłby nawet ryk syren. Psychopaci zabijają, bez zwrotu na konsekwencje. A po co miałby dokonać czegoś tak trywialnego jak zwykłe zabójstwo? Zaklęcie Niewybaczalne, jedno z najtrudniejszych i najprostszych zarazem odnalazło by drogę między wargami, równie szybko jak młodzieniec język w jej ustach. A to nie miałoby większego sensu, zważywszy na fakt, że to nie było celem tej całej zabawy w kotka i myszkę. Nie chciał jej ot tak po prostu zabijać. On chciał się z nią pieprzyć. Chciał ją rżnąć. A później zarżnąć. A może tym razem w odwrotnej kolejności? Kto wie co przyniesie kolejna godzina, kolejna minuta, kolejna sekunda. Równie dobrze, może jej nie zabijać, w końcu jest bezbronna równie bardzo co wspomniana wcześniej mysz. Jedynym jej atutem to zaskoczenie. - Trzecie pytanie. Jaki jest Twój argument za tym bym Cię teraz nie pocałował? Uniósł nieznacznie brew do góry, nie dając jej chwili na zastanowienie. Zatopił swoje wargi w jej wargach, dłoń układając u nasady karku, nie pozwalając jej uciec. Jego język odnalazł i jej język, nieco zaskoczony i bezradny, niepewny co się dzieje. Owinął go o siebie, tak jak wąż owija swoją ofiarę i przylgnął do niej mocniej. To mógł być naprawdę udany dzień.