Miejsce zupełnie przeciwne do Boginowni, przez którą można tu dotrzeć. Innej drogi nie ma. Jest to pewnego rodzaju nagroda za przejście poprzedniego pomieszczenia i zmierzenia się z własnymi lękami. Tu z kolei jest jasno - światło bije spod sufitu, gdzie początki mają dwa wspaniałe wodospady. Woda w nich ma złocistą barwę i spływa do dwóch niedużych kałuż, otoczonych idealnie okrągłymi kamieniami. Dokładnie naprzeciw wejścia zostało ustawione zwierciadło Ain Eingarp. Na szczycie bogato zdobionej, złotej ramy widnieje napis: AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO.
Oczywiście stając przed nim, możemy ujrzeć najgłębsze pragnienie serca, spełnione. Ci, którzy tu byli twierdzą, że lustro musiał tu przenieść sam Dumbledore, kiedy Harry Potter znalazł Kamień Filozoficzny. W sali znajdziemy kilka poduszek, na których można wygodnie usiąść. Uważaj, abyś nie zatracił się w tym miejscu!
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Autor
Wiadomość
Lilyanne Scarlett Craven
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Mugolski tatuaż za uchem, przekleństwa, blizny na przedramionach i udach.
Starała się robić wszystko, by nie myśleć o jedzeniu i w ten sposób zakłócić nieco burczenie w brzuchu. Chwilowo jej się udawało, więc Krukonka miała szczęście i nie słyszała całej symfonii żałosnych odgłosów, którą zazwyczaj serwowały wszystkim jej wnętrzności. Gdy dziewczyna wstała, Scar uśmiechnęła się. W tej chwili wszystko było lepsze od stania w miejscu i czekania na schody jak na zbawienie. Zwiedzanie zamku również było w tej chwili na wygranej pozycji. - No może nie tak do końca nieznane, ale dobra - powiedziała rozbawiona i ruszyła z Krukonką korytarzem. Uczyła się w Hogwarcie od zawsze, więc przeszła już chyba każdy korytarz, który nie był ukryty czy niedostępny. W takie zakątki wolała się nie zapuszczać, bo w tej szkole nigdy nic nie było wiadome na pewno. Jeszcze trafiłaby na coś nieodpowiedniego... - Gdzieś, gdzie jest jedzenie. Jestem strasznym głodomorem. A nawet śniadania dzisiaj nie zjadłam - odpowiedziała, krzywiąc się lekko, bo w brzuchu jej zaburczało głośniej. To było tak okropnie denerwujące, że zawsze była głodna... - A ty gdzie szłaś? Bo nie wyglądasz na kogoś, kto trafił tu celowo - zapytała, spoglądając na An.
@An Krawczyk [wchodzimy do sali? Tylko najpierw musimy zaliczyć Salę Strachów XD]
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam nie wiedział, dlaczego Olivia chciała się z nim tutaj dzisiaj spotkać. Miał nadzieję, że nie będzie mu prawić kolejnych morałów. Wystarczało już, że ślizgoni krzywo na niego patrzyli, nie mówiąc już o nauczycielach. Beatrice nie miała zamiaru puścić mu tego płazem i zorganizowała nawet godzinę wychowawczą dla całego domu, podczas której musiał wypisywać cały kodeks ucznia na tablicy. Tylko krukoni gratulowali mu pomocy, przy dążeniu Ravenclaw do pucharu domów. Biorąc to wszystko pod uwagę, oraz rozmowy, które ostatnio musiał przeprowadzić, nic dziwnego , że Max był, delikatnie mówiąc, nie w humorze. Przeszedł przez salę boginów i w końcu znalazł się na umówionym miejscu. Był wcześniej, dlatego nie zdziwiło go, że Oliv jeszcze nie ma. Miał więc czas, żeby trochę ochłonąć. Oparł się o jedną ze ścian i zapalił. Dziwił się, że dziewczyna aż tak się na niego zdenerwowała całą tą sytuacją. Po ich ostatnim spotkaniu w pubie, ogólnie był zdziwiony jej podejściem. Myślał, że gryfonka się od niego odsunie, a ona wręcz zbliżyła się do niego jeszcze bardziej. Okazała zrozumienie i troskę, której Solberg tak bardzo nieświadomie potrzebował. Dziś jednak nie zapowiadało się na kolejne tak miłe popołudnie. List, który otrzymał był dość jednoznaczny. Jestem zawiedziona.., odbijało się w jego głowie przez cały dzień. Czego się spodziewała? Mówił jej, że nie powinna liczyć na Solberga w wydaniu anielskim. Do tego, po tym wszystkim czego się dowiedziała, ruszyła ją taka głupota? Wiedział, że Olivia jest prefektem i łamanie regulaminu nie jest czymś, co powinien robić, ale naprawdę nie pojmował, dlaczego akurat TO tak ją zdenerwowało. Raz za razem wypuszczał z płuc dym. Wiedział, że cała ta afera wprowadziła go w taki nastrój, ale nie chciał się wyżywać na Oli, jednak nie był w stanie do końca uspokoić złości. Jego serce biło jak oszalałe i nie mógł znaleźć sobie miejsca. Zaczął chodzić w kółko po komnacie, żeby jakoś dać upust napięciu, które w nim się nazbierało. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać.
Nie była pewna, co chciała osiągnąć pisząc list do Maxa; w tamtym momencie ciałem brunetki targały uczucia, których nigdy wcześniej nie znała, mieszały się ze sobą tworząc wybuchową kombinację. Stalówka pióra poruszana ręką szybko kreśliła słowa, których Oli pożałowała w momencie, gdy nieco wredna sowa odleciała z przywiązanym do nogi kawałkiem pergaminu. Głośne westchnięcie opuściło malinowe usta Gryfonki, wypełniając swoim dźwiękiem puste ściany dormitorium, gdy nadeszła szybka, pełna złości odpowiedz. Zgniotła w dłoni list, od razu kreśląc kolejny, w którym poprosiła o spotkanie. Tak naprawdę nie potrafiła znaleźć uzasadnienia swojego zachowania. Tym razem nie kierowała nią ani troska, ani obawa o Maxa, gorzkie słowa wywołane były zupełnie czymś innym. Jednocześnie Olivia nie chciała dopuścić do siebie myśli, że mogła być o chłopaka zwyczajnie zazdrosna. Była ona nie tylko zbyt abstrakcyjna, ale również egoistyczna w odczuciu brunetki. Ich znajomość opierała się na prostym układzie, oboje lubili fizyczną bliskość z drugą osobą, więc dlaczego kiedy tylko do uszu Gryfonki doszły plotki o tym, jakoby Solberg zabawiał się z inną dziewczyna od razu pojawiała się u niej wściekłość? Będąc pod wpływem zbyt wielu emocji oraz myśli zaprzątających jej umysł, Liv włożyła na siebie pierwsze, co wpadło jej w dłonie nie zwracając dużej uwagi na swój strój. Włosy wyjątkowo związała w koka, zagarniając do tyłu wszystkie luźne kosmyki. Niczym burza przemknęła przez sale boginów nie pozwalając nawet, by jej strach stał się materialny; przez sekundę zawahała się, czy powinna wejść, jednak ciekawość była silniejsza od strachu. Otworzyła drzwi, od razu dostrzegając obecnego w pomieszczeniu Maxa. Mimo, że zawsze witała go szerokim uśmiechem, tym razem usta dziewczyny tworzyły jedną, cienką linię. Poczuła dziwne ukłucie, które na chwilę pozbawiło ją umiejętności oddychania. Początkowo była bardzo bojowo nastawiona do całej tej sprawy, jednak każda upływająca minuta sprawiała, że brunetka łagodniała, wciąż w głowie niczym mantrę przywołując racjonalne argumenty. - Cześć - przywitała się, jednak miała wrażenie, że jej usta pozostają zamknięte. Zupełnie jakby nie ona wypowiedziała to proste słowo, które miało rozpocząć ich rozmowę. Tylko o czym? Nie chciała prawić Ślizgonowi morałów, sama do świętych nie należała. Teraz czuła również, że nie chce słychać jego wyjaśnień, bo zwyczajnie nie powinno interesować ją to z kim i co robi. Cisza jaka zapadła między nimi po raz pierwszy była tak bardzo niezręczna i ciężka od niewypowiedzianym słów. A może tylko jej się wydawało? - Nie mam zamiaru oceniać twojego czynu. Chciałam tylko przeprosić za swój list… Napisałam go zbyt pochopnie - w końcu to ona jako pierwsza zabrała głos i choć usłyszeć można było jego drżenia, to Liv brzmiała naprawdę szczerze.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie dało się ukryć, że list jaki otrzymał od dziewczyny bardzo mocno go zdziwił. Nie spodziewał się takiego tonu i nie spodziewał się, że ona w ogóle się tym przejmie. Mimo wszystko jednak po coś go tutaj ściągnęła i był bardzo ciekawy, co ma mu do powiedzenia. On sam raczej nie chciał roztrząsać tej historii. Raczej nie był kimś, kto chwali się takimi podbojami, a tak głupi występek zdecydowanie nie był powodem do dumy. Nie musiał czekać na nią długo. Akurat skończył palić, gdy drzwi się otworzyły i zobaczył Oli. Tak, jak się spodziewał nie była w najlepszym humorze. Przywitała się z nim zdawkowo, na co odpowiedział tym samym. Dziewczyna wyglądała zjawiskowo i Max przez chwilę nawet pożałował, że ich spotkanie przebiega w takim tonie. Jego twarz nie wyrażała nic. Była lekko spięta, ale nie było na niej widać ani gniewu, ani uśmiechu. Nie spodziewał się, że między nimi może zapaść niezręczna cisza. Było to dla niego zupełnie nowe i niekomfortowe. Coś zdecydowanie wisiało w powietrzu i trzeba było jakoś to napięcie rozładować. Pytanie tylko, jak. -Nie musiałaś mnie po to tutaj ściągać. - Zaczął dość chłodno. W końcu, aby przeprosić mogła po prostu wysłać sowę i temat były skończony. Mimo to, Callahan poprosiła go o spotkanie i miał zamiar dowiedzieć się, co naprawdę ma mu do powiedzenia. -Po prostu wyrzuć z siebie, co masz do powiedzenia i miejmy to za sobą. Możesz zacząć od tego jak bardzo zawiedziona mną jesteś. - Zabrzmiał nieco bardziej ostro niż zamierzał, ale gdy wypowiedział ostatnie zdanie, można było dostrzec lekką zmianę w jego oczach. Pustka w tęczówkach Solberga została zastąpiona, przez swego rodzaju smutek. Te dwa słowa, które znalazły się w jej liście mocno go zabolały, ale nie chciał dać tego po sobie poznać. Jedyne, czego pragnął to dać dziewczynie odpowiedzi na męczące ją pytania i oczyścić tę nieprzyjemną atmosferę pomiędzy nimi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Olivia także była bardzo zaskoczona tonem wysłanego przez siebie listu, pod wpływem niezrozumiałych uczuć przelała słowa na papier zupełnie nie zastanawiając się nad ich brzmieniem. Dlaczego tak bardzo przejmowała się taką głupotą? Może chodziło o to, że plotki dotyczące owego zdarzenia krążyły po całym Hogwarcie? A może była zła za to, że Max dał się przyłapać? Nawet jeśli chciała, aby odpowiedź na któreś z tych pytań była potwierdzająca, nie mogła takowej udzielić. Wszystko co czuła wywołane było przez dziwną zazdrość, która niespodziewanie wkradła się w jej prostą relację z chłopakiem. Olivia próbowała odgonić od siebie myśl jakoby darzyła Solberga większą sympatią niż powinna, jednak wówczas nie byłaby szczera sama ze sobą. Nawet teraz myśl, że był on z inną dziewczyną, że łączyła ich fizyczna bliskość wywoływała u niej złość. Zacisnęła dłonie w piąstki, chowając je za plecy. Nie potrafiła spojrzeć Ślizgonowi prosto w oczy, jakby bała się, co może w nich zobaczyć. Zachowanie bruneta było bardzo nierozważnie, jednak czy upoważniało ono Liv do tego, by czuć te wszystkie emocje? Czy mogła - poza nazwaniem go głupcem - określić w inny sposób jego czyn? Wątpliwe, a jednak to zrobiła - teraz starając się zachować - potrzebny głównie jej - dystans. W wyraźnym zdenerwowaniu, które było w ich przypadku dziwne wygładziła materiał spodni, biorąc głębszy niż było to konieczne wdech, kiedy Max w końcu się odezwał; ton jego głosu był tak chłodny, że na ciele dziewczyny mimowolnie pojawiła się gęsia skórka. Zmrużyła oczy, kiedy kolejne słowa opuściły usta bruneta, brzmiały tak ostro i nieprzyjemnie, że poczucie winy, które jeszcze chwilę temu wywoływały u niej smutek zastąpione zostało nagłą falą złości. - Bo jestem zawiedziona! - warknęła, podchodząc do niego. Uderzyła palcem wskazującym w jego tors, dla podkreślenia wszystkich negatywnych uczuć, jakie w tym momencie czuła. -Jak mogłeś zachować się tak nieodpowiedzialnie?! Rozumiem, że nie jesteś święty, ale uprawiać seks z jakąś pierwszą, lepszą dziewczyną i dać się na tym przyłapać?! - zapytała wciąż coraz bardziej podnosząc głos. Twarz Oli pozbawiona wcześniej jakiegokolwiek wyrazu teraz wykrzywiał grymas niezadowolenia oraz złości, w dodatku brunetka zrobiła się cała czerwono. - Mógłbyś chociaż postarać się o to, by nikt was nie nakrył. A ty co? - westchnęła, łapiąc się za nasadę nosa by choć na chwilę zyskać spokój. - Przecież dobrze wiem, że stać cię na więcej - dodała, znacznie spokojniej i dopiero wtedy spojrzała w jego zielone oczy, widząc w nich smutek. Zmarszczyła czoło, odsuwając się o pół kroku, zaskoczona tym. - Dlaczego jesteś smutny? - zapytała.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie rozumiał, dlaczego to jedno głupie wydarzenie przeszło taką falą po szkole. Nie był pierwszy, któremu coś takiego się zdarzyło i zdecydowanie nie powinno nikogo dziwić, że Solberg coś takiego odjebał. Mimo to, ludzie zaczęli tworzyć własne wersje wydarzeń i je między sobą powtarzać. Miał to głęboko gdzieś. Wiedział, że za kilka dni zapewne ta burza ustanie. Jedyne co, to miał żal do samego siebie, że tak głupio postąpił. Bardzo dobrze zdawał sobie sprawę, jak bezmyślne to było. Jak mogli nie pomyśleć o zamknięciu drzwi? W pewien sposób cieszyła go myśl, że praktycznie nikt nie wiedział, kim była jego tajemnicza kochanka. Nazwisko Solberga było chyba jedyną wspólną rzeczą wszystkich plotek, ale podejrzenia nie obejmowały Tori. Jeszcze tego mu brakowało, żeby gryfonka go oskarżyła o psucie jej reputacji, czy coś. Nie mógł się doczekać, aż ta farsa się skończy. Musiał wytrwać tylko miesiąc. W wakacje na pewno ludzie o tym zapomną, a on będzie miał okazję do wyluzowania bez obawy, że zostanie znów pozbawiony różdżki, czy przyłapany przez nauczyciela. Stał tam, patrząc na Olivię i cały czas nie rozumiejąc jej reakcji. Czy nim też targnąłby gniew, gdyby to ona była na jego miejscu? Ciężko było powiedzieć i nie chciał teraz o tym myśleć. Zaskoczyła go, gdy ruszyła na niego i dźgnęła palcem jego tors. Znowu te słowa... -Uwaga, nowość! Solberg robi coś głupiego. - Powiedział ironicznym tonem patrząc jej prosto w oczy. -Skąd wiesz, że była to przypadkowa dziewczyna? Poza tym, jaka to różnica, czy to pierwsza lepsza, czy ktoś więcej? Czy gdyby była to moja dziewczyna, niezamknięte drzwi robiłyby różnicę? - W tej chwili nie miał zamiaru tłumaczyć gryfonce całej historii znajomości jego i Tori. Pewnie i tak nie zrozumiałaby tego i nazwała go niemyślącym gówniarzem. Wystarczyło już, że ta relacja stanowiła problem ze względu na Lucasa i Kath, którzy szczerze Vittori nienawidzili. Nie potrzebował dodawać kolejnej osoby do tej listy. -Mógłbym się postarać, ale tego nie zrobiłem i teraz też już tego nie zmienię. - Jaki sens był roztrząsania tego wydarzenia, skoro i tak już za to beknął? Naprawdę nie rozumiał tej całej afery. Nie dziwił się, że Walsh się na nich wkurwił, ale inni? Gdy Callahan się od niego odsunęła, założył ręce na piersi i oparł się o ścianę. -Stać mnie na więcej mówisz? Masz na myśli order Merlina, czy może morderstwo, bo nie wiem jak to rozumieć. - Wyciągnął dość bolesną dla siebie kartę. Te słowa opuściły jego usta zanim zdążył pomyśleć, co mówi. -Nie wiem, o czym mówisz. - Odburknął na jej pytanie. Ich rozmowa w pubie, tak szczera i otwarta, wydawała się być w tej chwili snem. Max znów zamknął się w swojej skorupie i nie chciał nikogo wpuszczać do swoich uczuć. Wszystko przez jeden głupi błąd...
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Plotki były główną rozrywką w szkole, między kolejnymi zajęciami, pracami domowymi czy nauką do egzaminów, niektórym umilały życie, innym rujnowały, zwłaszcza kiedy zaczynały żyć własnym życiem, a prawda jaką początkowo ze sobą niosły nagle ulega modyfikacjom lub całkowicie przestaje istnieć. Opowieść powtarzana wiele razy przez różne osoby nabiera zupełnie innego sensu o czym Olivia doskonale wiedziała. To był jeden z wielu powodów przez które chciała spotkać się ze Ślizgonem, bardzo chciała usłyszeć jego wersję wydarzeń i chyba jeszcze bardziej pragnęła, by okazało się to wszystko kłamstwem wyssanym z palca. Chyba przejmowała się tym wszystkim bardziej niż sam Max, a wynikało to z faktu, że zwyczajnie jej na nim zależało - nawet jeśli nigdy głośno i bezpośrednio o tym nie mówiła. Nie miała tak naprawdę pojęcia, że dziewczyną o której mówią pogłoski jest jedna z wychowanego domu Gryffindora, którą zapewne nie raz mijała w pokoju wspólnym. Wszyscy wciąż powtarzali nazwisko Solberg, zupełnie, jakby to on był największą sensacją całego zajścia. Nie potrafiła powstrzymać gniewu, który pojawił się równie niespodziewanie, jak zazdrość. Z jednej strony była wściekła na Maxa, zaś z drugiej niejako mu współczuła. Patrzyła na niego z grymasem niezadowolenia na twarzy oraz wciąż tą samą troską w oczach, co zawsze. Była zaskoczona swoimi uczuciami, które jedynie podsycał pokazując jej twarz, której do tej pory nie znała Pytanie za pytaniem opuszczające usta bruneta wbijały coraz głębiej w serce Olivii tkwiący tam od momentu, gdy o wszystkim się dowiedziała sztylet, wywołując coraz większy ból. -Skąd wiesz, że była to przypadkowa dziewczyna? Czy to pierwsza lepsza, czy ktoś więcej? Czy gdyby była to moja dziewczyna… słowa te wryły się w umysł dziewczyny, sprawiając, że zamilkła na chwilę, nie zdolna nie tylko do relacji, ale również oddychania. Dopiero kiedy płuca zaczęły ją boleśnie piec przypomniała sobie o tej czynności, która była niezbędna do życia. - Tak, robiłyby - rzuciła, od razu zasłaniając usta dłonią, jak gdyby zaskoczona była własnymi słowami. - To znaczy, nie robiłyby… albo… sama nie wiem - poddała się po dłuższej chwili miotania, w ogólnym zdenerwowaniu zaczęła krążyć po pomieszczeniu, nie była w stanie ustać w jednym miejscu. Wplotła dłonie we włosy wyraźnie naruszając strukturę misternie wykonanego koka. Miała wrażenie, że prowadzi rozmowę z zupełnie inną osobą, niepodobną do chłopaka z pubu. Ile czasu minęło? Czy naprawdę aż tak dużo? Patrząc na kartkę z kalendarza minęły zaledwie cztery dni, a Oli mogłaby powiedzieć, że minęły miesiące, które mocno zmieniły Maxa. Najgorsze w tym wszystkim dla Gryfonki był fakt, że chłopak nawet nie próbował wyjaśnić jej całej tej sytuacji, od razu przystępując do ataku; to poniekąd zabolało bardziej niż uczucie zazdrości. Kolejnej jego wypowiedzi nie skomentowała w żaden sposób, cisza z jej strony świadczyła, że się z nim zgadza, niemniej jednak nie powiedziała na głos, że zupełnie nie rozumie jego postępowania. Sądziła, że między nimi nawiązała się więź dzięki której będzie w stanie pojąć to wszystko - była w będzie. Nagle usiadła na jednej z wielu poduszek, kryjąc twarz w dłoniach. W tym momencie nie potrafiła z nim rozmawiać ani trwać w ciszy, która była zwyczajnie przytłaczająca. Postawa Ślizgona; pełna złości i dziwnego rozgoryczenia w którym wycisnął najgorszą z możliwych kart - również dla siebie - wywołała kolejną falę zaskoczenia, jednak sama Olivia trwała w tej dotkliwej ciszy, próbując zrozumieć własne uczucia i pobudki, którymi się kieruje. - O niczym - powiedziała nagle, beznamiętnie. Niebieskie tęczówki skupiły się na twarzy Maxa, patrząc ale jakby nie dostrzegając jego osoby. Mięśnie dziewczyny do tej pory spięte rozluźniły się, a na ustach ponownie zagościł uśmiech, choć nie był on ani sympatyczny ani uroczy. - Chcesz to dąż do własnej destrukcji, odwracaj się od osób którym na tobie zależy, ale najpierw zastanów się czego tak naprawdę pragniesz, teraz masz okazję, a później odejdę jeśli tego właśnie chcesz - powiedziała, wskazując mu stojące naprzeciwko wejścia lustro.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max nie przejmował się tym wszystkim z prostego powodu, nie chciał pokazywać ludziom takiej słabości i nie był pewien, czy byłby w stanie to udźwignąć. Jak zawsze, gdy wpadał w kłopoty, lub w inny sposób krzywdził ludzi, po prostu odsuwał to od siebie i próbował żyć dalej. Zamartwianie się wyszłoby mu tylko na gorsze. Miał w swoim umyśle szczelną klatkę, w której chował wszystkie emocje i problemy i nigdy, pod żadnym pozorem jej nie otwierał. Zdarzało się, że jakaś myśl się stamtąd uwolniła, ale wtedy dość szybko, starał się zamknąć ją z powrotem. Dzięki temu jeszcze jakoś funkcjonował. Był bardzo wrażliwą osobą, chociaż robił wszystko, by stwarzać pozory kogoś bardziej spokojnego i nieczułego. Nie miał pojęcia, jaki wpływ na Olivię mają jego słowa. Był przekonany, że dziewczyna jest po prostu zła, że zachował się jak niemyślący debil. Nie spodziewał się, że może być to wywołane zazdrością, czy innymi uczuciami. Przecież wydawało mu się, że ich relacja jest jasno określona. Co z tego, że już dawno łamał własne zasady. Pierwszy raz w życiu pozwolił sobie otworzyć się przed kimś. Wtedy, czuł, że właśnie tego potrzebował, ale dzisiaj... Dziś żałował, że pozwolił sobie na taką słabość. Nie ze względu na reakcję Olivii, ale ze względu na to, że sam podał jej powody, aby się od niego odsunąć. Do tego jeżeli tylko by chciała, doskonale wiedziałaby, co powiedzieć, żeby go zranić. -To robiłoby, czy nie? - Uniósł jedną brew, widząc jak dziewczyna plącze się w zeznaniach. Pytanie nie wydawało mu się aż tak skomplikowane i zdziwiło go, że otrzymał tak niejasną odpowiedź. Nie widział sensu w wyjaśnianiu sytuacji, bo wolał się bronić niż roztrząsać jego szczegóły. Wątpił zresztą, że Olivia chciałaby je usłyszeć. Przecież nie będzie jej opowiadał minuta po minucie, co tam się wydarzyło. Najważniejsze i tak już dotarło do jej uszu. -Rozumiem. - Bąknął, gdy nie dostał od niej odpowiedzi na zadane pytanie. Oczywiście przyjął tę drugą wersję. Tę gorszą... Sam był sobie winien. Po co jej to wszystko wtedy mówił, po co pokazywał, jaki jest naprawdę i po co wpuścił ją w świat sowich demonów? A to nawet nie była połowa jego przeszłości. Patrzył, jak siada na poduszkach i kryje twarz w dłoniach. On sam nadal stał w miejscu. Chciał podejść i ją przytulić, przeprosić, ale targał nim za duży gniew. Nie na nią. Na wszystko, wszystkich, a przede wszystkim na siebie. -Od nikogo się nie odwracam. Tak się składa, że zazwyczaj to ludzie odwracają się ode mnie. Ale nie musisz się przejmować, przyzwyczaiłem się już. - Sam nie spodziewał się, że potrafi wylać w jej stronę tyle jadu. Gdyby mógł obserwować tę scenę z boku, pewnie powiedziałby sobie, że ma się ogarnąć, a przede wszystkim zamknąć mordę, bo nie polepsza swojej sytuacji. Niestety nie miał takiej mocy. Spojrzał na wskazane przez dziewczynę lustro. -Co to robi? - Nie słyszał wcześniej o tym przedmiocie, ale czuł, że może mu się nie spodobać jego działanie. Dlatego też najpierw spytał. Wolał nie przeglądać się w nim, w obawie, że ujrzy coś, co mu się nie spodoba.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Ona nie potrafiła postępować w podobny sposób, nawet jeśli zrobiła coś niezgodnego z ogólnie przyjętymi zasadami, to nigdy nie zmiatała tego w odmęty swojego umysłu; najczęściej stawiała czoło podjętym przez siebie decyzjom. Nie chodziło o to, żeby zamartwiać się, poddawać wszystkiego analizie, niemniej warto było pamiętać o popełnionych błędach i wyciągnąć z nich wnioski. Pod tym względem rozbili się od siebie, funkcjonowali trochę na zasadzie kontrastu, o czym chyba nie do końca zdawali sobie sprawę, gdyż w wielu kwestiach byli do siebie podobni. Olivia doskonale wiedziała, że w gruncie rzeczy Max jest niezwykle wrażliwą osobą, niemniej teraz obraz ten przesłaniała dziewczynie postawa bruneta, którą naprawdę niepotrzebnie w ich relacji przyjął. Ślizgon nie zdawał sobie sprawy z uczuć targających Liv, choć widoczne były one w jej niebieskich tęczówkach. Wyciągał błędne wnioski, gdyż nie zadawał odpowiednich pytań. Tego czego nie dawała po sobie poznać był ból, który czuła widząc, że w nią zwyczajnie wątpił; mimo wszystkich zapewnień i obietnic, które mu złożyła. W tym wszystkim nie chodziło już o nieuzasadnioną zazdrość, jaką czuła, a o to, że każda informacja na temat całej tej sytuacji pochodziła z plotek, sam Max nie przyszedł do niej i nie powiedział nic. Wciąż nic nie mówił. To ona niejako wymuszała na nim odpowiedzi. Callahana miała świadomość tego, że posiadała nad nim swego rodzaju władzę, korzystając z informacji które dobrowolnie jej zdradził, mogła wbić mu szpilę, jednak ani przez chwilę o tym nie pomyślała. Dlaczego więc on myślał o niej w takich kategoriach? Dlaczego sądził, że chce go zranić? W tym momencie to ona czuła się zraniona, chociaż nie powinna. - Nie wiem - odpowiedziała od razu, nie dając sobie nawet chwili na zastanowienie. Pytanie było proste, jeszcze prostsza wydawała się odpowiedź na nie, lecz z jakiegoś powodu Olivia nie potrafiła jej udzielić. Frustrowało ją to, a dodatkowo wprowadzało w dziwny stan, w którym nie była w stanie zapanować nad własnym oddechem i biciem serce - to uderzało w żebra ze zdwojoną siłą. Dlaczego tak bardzo zależało mu na odpowiedzi? - Odpuść ten temat - otworzyła szerzej oczy, kiedy dotarło do niej, że własne myśli wypowiedziała na głos. Widząc pytające spojrzenie bruneta, wzruszyła jedynie ramionami, nie wiedząc, jak wytłumaczyć mu to wszystko; sama niczego nie rozumiała. Czy i tego nie powinien ukryć w tajemniczej skrzynce w umyśle? Czy mogła powiedzieć, że Max zna ją niezwykle dobrze? Nie. Gdyby tak było, wiedziałby, że zwyczajnie chciałaby poznać jego spojrzenie na całą sytuację, a tymczasem odwracał się od niej, oskarżając o ten czyn ją. - Nie rozumie - sprzeciwiła się prawie od razu, po czym prychnęła, kiedy zrozumiała, jaką wersję wybrał. - To, co powiedziałeś mi wtedy w pubie. Nie uciekłam i nie zamierzam tego robić. Postrzegam cię zupełnie inaczej niż Ty samego siebie, a ty jesteś po prostu ślepy, jeśli tego nie widzisz - powiedziała, po której chwili ciszy, jednak nawet jeśli w barwie jej głosu wprawne ucho usłyszeć mogło coś na kształt miłości, to przepełniony był on złością. Dlaczego najpierw dzielił się z nią własnym strachem, a teraz śmiał w nią wątpić? Bawił się nią? Testował? Co nim kierowało? Próbowała znaleźć odpowiedź na te pytania, jednak żadna z nich się nie pojawiała. Oli pozostała niewiedza i nadzieja, że tym razem równie ponoszą go emocje, nad którymi nie jest w stanie zapanować. Naprawdę chciała w to wierzyć, zwłaszcza w chwili, gdy kiedy po raz kolejny rozbrzmiał jego głos, tym razem pełen jadu skierowany w jej osobę. Tego było dla niej zbyt wiele. Gwałtownie podniosła się z poduszek stając naprzeciwko niego. Twarz chłopaka ujęła w swoje zimne z nerwów dłonie, po czym spojrzał wprost w jego zielone oczy. - Naprawdę uważasz, że mogłabym się od ciebie odwrócić? - zapytała, cały czas się w niego wpatrując. Zupełnie zignorowała jego pytanie, chcąc najpierw poznać odpowiedź na pytanie zadane przez nią.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wyciągał błędne wnioski, bo tam było mu łatwiej. Gdyby dopuścił do siebie myśl, że za wszystkimi słowami Olivii kryje się coś więcej niż tylko złość musiałby zbyt wiele rzeczy przemyśleć, zdać sobie sprawę, że swoim zachowaniem ją rani. To zdecydowanie nie było by mu na rękę. Dużo łatwiej było mu przyjąć taką postawę, jaką właśnie demonstrował przez gryfonką. Nie szedł do niej żalić się na tę całą aferę bo zwyczajnie nie pomyślał, że powinien. Uważał, że to jest tylko i wyłącznie sprawa między nim i Tori, ewentualnie z dodatkiem Walsha. Przecież nie będzie leciał do każdego bliższego znajomego z wiadomością, że przyłapano go na zbliżeniu. Nie wiedział, co powinien powiedzieć Olivii, a co zostawić dla siebie. Jednak widocznie, dziewczyna chciała z nim porozmawiać, skoro go tutaj ściągnęła. Problem polegał na tym, że rozmowa odchodziła od tego tematu i szła w kierunku, który Maxowi zdecydowanie się nie podobał. Zmuszała go do myślenia i wyrażania tego, co czuje. Oczekiwała od niego odpowiedzi, których on bał się wypuścić ze swojej klatki. Chciała szczerości, gdy on chciał od niej uciec. Gdyby myślał normalnie, nigdy nie posądziłby jej o chęć zranienia go. Bardziej targała nim ta świadomość, a raczej strach, że ma taką możliwość. Bolała go jej postawa, jej spojrzenie i słowa, które opuszczały jej malinowe usta. Tak bardzo chciał zobaczyć w jej oczach ten błysk, co zawsze. -Skoro nie wiesz, to po co w ogóle o tym wspominałaś? - Dziwił go jej dobór słów. Nie sądził, że ze wszystkich ludzi, akurat ona wyciągnie pochopne wnioski z historii, której nie znała. Nie miała przecież pojęcia, czy Tori jest "przypadkową dziewczyną", czy też nie, a jednak tak właśnie ją określiła. Prychnął lekko, gdy kazała mu odpuścić temat. Czy to nie ona sama, go zaczęła? Czy to nie jej zależało na poznaniu tej historii? Max chciał tylko wiedzieć, czego dokładnie od niego oczekiwała. -To mi to cholera wytłumacz! - Podniósł lekko głos, po czym od razu się opamiętał. -Widzę, że mnie inaczej postrzegasz i myślisz, że jak się z tym czuję? - No i powiedział słowo pułapkę. Zanim zorientował się, że ten wyraz opuścił jego usta, było już za późno. Opuścił ręce wkładając je do kieszeni i spojrzał w bok na tajemnicze lustro. Zdecydowanie nie chciał na nią teraz patrzeć. Niestety Olivia nie pozwoliła mu długo nacieszyć się widokiem gładkiej tafli szkła, bo podeszła do niego i poniekąd zmusiła, by skierował swoje spojrzenie w jej błękitne tęczówki. Pytanie, które padło rozdarło Maxa całkowicie. To, co czuł, a to co chciał powiedzieć kłóciło się ze sobą. Chciał jej wykrzyczeć, że ma odejść, dopóki jeszcze jej nie zranił, ale jego serce wciąż odtwarzało ich ostatnie spotkanie i nie wyobrażał sobie, by miało to być ich ostatnie wspólne szczęśliwe wspomnienie. -Nie zrozumiesz tego... - Nie potrafił dać jej odpowiedzi. Każdy założony przez niego scenariusz stawiał go przed ciężkim wyborem, a nie tego teraz nie chciał. Miał ochotę wyjść i nie wracać ani do tej rozmowy, ani do niej. Pragnął być sam, a jednocześnie nie chciał stracić tej relacji, jaką mieli. Dawno nie czuł się tak zagubiony, jak w tym momencie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Pójście prostą drogą nie zawsze było najlepszym wyjściem z sytuacji, zwłaszcza jeśli obok nas znajdowała się osoba, która nie potrafiła odpuścić. Widząc jak zachowuje się Oli, w jaki sposób podchodzi do wielu poruszanych między nimi kwestii Max powinien domyślić się, że dziewczyna oczekuje zupełnie czegoś innego niż mu się wydaje i niż on sam chciałaby jej przestawić. Nie zmuszała go do głębokich analiz wszystkiego, oczekując jedynie szczerości, która dla niej samej była podstawą każdej relacji, niezależnie od tego, jak bliska czy skomplikowana ona była. Czy nie pamiętała już ile kosztowały ich wzajemne wyznania podczas spotkania w parku? Dlaczego przestał dostrzegać to, ile Gryfonka mu o sobie powiedziała? Czy nie widział, jak ciężko było jej powiedzieć prawdę o swojej rodzinie? Może nie miała tak barwnej przeszłości, jak on, jednak były rzeczy o których wiedziała garstka ludzi, wśród których znajdował się on. Olivii również dużo łatwiej byłoby utrzymywać Ślizgona w błędnym odbiorze jej osoby, chociażby dzięki idealnie stworzonemu stylowi, który kosztował ją niezwykle wiele pracy, ale maskował biedę, od której wręcz piszczało w jej rodzinnym domu. Byłoby łatwiej, ale czy czułaby się z tym dobrze? Nie. Gdyby nie to, że podczas rozmowy w barze wyznał jej, że pod wpływem zbyt silnych emocji zdarzają mu się ataki agresji czy zachwiania zgoła odmiennego, od tego które prezentował dziewczynie na co dzień, zapewne już dawno odwróciłaby się na pięcie i zwyczajnie wyszła. Niemniej jednak ona wciąż, mimo cierpkich słów, jadu płynącego z ust Maxa trwała w miejscu drążąc. W przypływie kolejnej fali zdenerwowania wyjęła z włosów spinkę tym samym rozwalając misternie ułożony kok. Kaskady brązowych włosów opadły na plecy i ramiona dziewczyny, na myśl przywołując płynną czekoladę mleczną. Zacisnęła palce na długim kawałku metalu, starając się zapanować nad rozdzierającymi jej duszę uczuciami, z których połowy nie rozumiała. W żadnym wypadku nie chodziło o to, żeby Max żalił się czy spowiadał ze swoich występków, jednak zapewne reakcja Olivii byłaby zupełnie inna, gdyby wszystkiego nie dowiedziała się z plotek krążących po Hogwarcie. Myślała, że są ze sobą na tyle blisko, by opowiadać sobie wzajemnie o wydarzeniach z własnego życia. Aż tak bardzo pomyliła się w swoim osądzie? Zaczynała w to wierzyć. Z tego powodu, coraz bardziej nie rozumiała zachowania Maxa; w jednej chwili opowiadał jej o demonach przeszłości, by w następnej ukrywać przed nią swoją dziewczynę, z którą się zabawia. To wszystko było bardziej niż pokręcone i powoli brunetce brakowało sił, by zaprzątać sobie tym myśli. Zadawała pytania, na które Ślizgon nie chciał udzielać odpowiedzi. Nie mógł przybierać zamkniętej postawy, jednocześnie oczekując, że Oli nie pójdzie w jego ślady. Nie mógł oczekiwać uśmiechu, kiedy ona miała ochotę krzyczeć. Nie mógł wymagać zatroskanego spojrzenia, kiedy ona czuła, że nim go wręcz pozbawić życia. To tak nie działało i on musiał zdawać sobie z tego sprawę. - A czy ty znasz odpowiedź na wszystkie pytania? - tym razem odpowiedziała pytaniem, unosząc do góry prawą brew, tak naprawdę jedynie w czasie odwlekając to, co i tak zamierzała mu powiedzieć. Prawdą było, że nie miała pojadą kim była owa dziewczyna, z którą Max postanowił się zabawić, a mimo to pochopnie nazwała ją przypadkową, bo w gruncie rzeczy chyba zwyczajnie chciała, by taką się okazała. - Bardzo dojrzale - warknęła na jego prychnięcie, zaciskając mocno zęby, choć i ona wykazywała się podobną dziecinnością w swoim zachowaniu. Oboje mieli do tego prawo, wciąż byli jedynie dzieciakami, a prowadzili rozmowy na tematy, których często nie poruszali nawet dorośli, dojrzali ludzie. - Poczułam zazdrość! - wypaliła nagle unosząc głos, nie mogąc wytrzymać jego pytającego a jednocześnie jakby oskarżającego ją spojrzenia. Kiedy tylko wypowiedziała te słowa fala ciepła zalała jej ciało, twarz nabrała czerwonej barwy, jednak brunetce było wciąż zimno. - Skąd mam wiedzieć? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Myliłam się? Jeśli tak, to powiedz mi w końcu co czujesz - odpowiedziała po raz kolejny skłaniając do go wyznań, tym razem nie do końca, własnej woli, jak to było podczas rozmowy w pubie. Później wszystko potoczyło się szybko, stanęła przed nim zmuszając by na nią spojrzał. Ich ciała zetknęły się ze sobą wywołując te dziwne dreszcze, jak podczas ich pocałunku, lecz tym razem Oli skutecznie jej zignorowała, patrząc na chłopaka wyczekująco. Chciała uzyskać odpowiedź, która brzmieć miała tak lub nie, a tymczasem spotkała się z kolejną ucieczką. - Jeśli ty nie chcesz dokonać wyboru, ja to zrobię - oznajmiła, puszczając twarz bruneta. Wydawało się, że właśnie daje za wygraną. Odchodzi, tak jak się tego spodziewał? Obawiał? Zrobiła krok w tył, jakby się wycofując. Max musiał wiedzieć, że dziewczyna chce wyjść, musiał czuć to każdym atomem swojego ciała… Callahan wzięła głęboki wdech bijąc się własnymi myślami, wsłuchując w niespokojny rytm serca.. Był to zaledwie ułamek sekundy, lecz dla tej dwójki trwał wiecznie, aż w końcu Oli odwróciła się, mocno chwyciła Maxa za ramiona, zmuszając by stanął naprzeciwko lustra. Przytrzymała jego brodę, by spojrzał w gładka taflę. - Co widzisz? - zapytała szeptem. Magia działa się sama.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdyby obydwoje byli w stanie usiąść i szczerze ze sobą porozmawiać, takie nieporozumienia by się nie zdarzały. Max jednak był zbyt skupiony na tym, by nie dopuścić do siebie dziewczyny, by pamiętać o tym, że przecież wiedział już, że ona też nie miała w życiu łatwo. Wtedy w pubie, sytuacja była inna z prostego względu. Olivia sama wplątała się w sytuację między nim, a Zakrzewskim i Max musiał ją wtajemniczyć w cały ten dziejący się dramat. Do tego historia jego blizny sama wypłynęła, bo szrama zaciekawiła ją, gdy zdjął koszulkę na imprezie. Teraz jednak sytuacja była zupełnie inna. Chciał dzielić się z nią tym, co się u niego działo, ale nie miał w zwyczaju rozpowiadać o swoich romansach i podbojach. Nawet z Lucasem nie mówił o tym tyle, ile można było pomyśleć. Max mógł wydawać się kimś, kto szczycił się takimi akcjami, ale zdecydowanie szanował taką prywatność. W męskim gronie mógł zarzucić czasem jakimś skrawkiem informacji, ale z reguły dziewczyny nie chciały słuchać o takich rzeczach. Nie przyszło mu na myśl, że Olivia mogła myśleć inaczej. Szczerze mówiąc, ostatnio wcale nie myślał. Popełniał błąd za błędem. Podświadomie na pewno chciał, aby Olivia teraz wyszła. Postawa jaką przybrał doskonale to pokazywała. Chłodny ton, spięte ciało i ten nieokreślony wzrok...Mógł się oszukiwać, jak chciał, ale po prostu tak byłoby łatwiej. Wyjść stąd, zapomnieć i nigdy już do tego nie wracać. On sam nie do końca się teraz rozumiał, więc nic dziwnego, że Olivia była zdezorientowana. -Na wszystkie nie, ale przynajmniej wiem czego chcę. - Był pewien, że Olivia unika odpowiedzi, czego nie rozumiał kompletnie. Chciał, żeby wyrzuciła mu w twarz wszystko, żeby zdała sobie sprawę, kim naprawdę jest Max i jak bardzo ta relacja może ją zranić. Nie chciał później słyszeć, że się czegoś nie spodziewała, lub że ukrywał przed nią, kim jest naprawdę. Ukrywał wrażliwość, żeby nikt jej przeciwko niemu nie wykorzystał bez względu na to, że wiedział, że gryfonka prawdopodobnie nigdy by się do tego nie posunęła. Jej nagły wybuch spowodował, że Solberg mimowolnie cofnął się o krok. Spodziewał się chyba wszystkiego, ale nie tego. A może właśnie na to czekał? Miał już taki mętlik w głowie, że sam nie wiedział. -Zazdrosna? O jakąś przypadkową laskę? Daj spokój... - Tori nie była przypadkową osobą, ale nie była też jego dziewczyną. Ich relacja opierała się na czymś zupełnie innym niż romantyczne uczucia. Po prostu dobrze się razem bawili i chcieli to wykorzystać, póki trwało. Jednak nawet, jakby chciał, nie wiedziałby jak wytłumaczyć to Olivii. -Może się myliłaś. Nie będę tego roztrząsał, nie po to tutaj przyszedłem. Nie wiesz, jak to jest być w mojej skórze i nie wiesz, jak to jest siedzieć przez jebane 9 miesięcy w tym zamku udając kogoś, kim nie jesteś. - Wiedział, że powinien w końcu z nią porozmawiać, wrócić do tego, co było w pubie. Może, gdyby miał przy sobie ognistą, albo inną używkę, która by mu to ułatwiła, podjąłby to ryzyko. Niestety stał tutaj trzeźwy i zbyt mocno pilnował się ze słowami. Chociaż tym razem, to on wydał pochopnie osąd. Nie znał tak dobrze życia Olivii, żeby być pewnym, że ma rację. Jednak ona wciąż na niego naciskała, a było to coś, z czym czuł się bardzo niekomfortowo. Dlatego z jego ust padały słowa, których wypowiadać nigdy nie chciał. -Co Ty...? - Przez chwilę naprawdę myślał, że wyjdzie. Poczuł ulgę i zawód naraz, ale gryfonka zrobiła coś, czego się nie spodziewał. Zmusiła go, by spojrzał w tajemnicze lustro. Początkowo nie widział nic prócz swojego odbicia. Po chwili obraz zaczął się jednak zapełniać i Max chyba pojął, jak ten przedmiot działał. Jego pierś gwałtownie podnosiła się i opadała, gdy oddychał ciężko, a oczy zaszkliły się od łez. -Widzę swoje odbicie, a co innego? - Powiedział, gdy przełknął wielką gulę, która nagle pojawiła się w jego gardle. Nie spodziewał się zostać postawiony przed czymś takim i bardzo nie chciał o tym rozmawiać. To, co widział w odbiciu bolało go bardziej, niż jakiekolwiek słowo wypowiedziane dzisiaj przez Olivię. Nie chciał na to patrzeć, chociaż mimowolnie spoglądał w ten nierealny obrazek.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Max tak naprawdę prowadził walkę jedynie sam ze sobą; Olivia nie była jego wrogiem, nie wymagała od niego niczego, chociaż bardzo chciała by się przed nią otworzył, stąd też jej usta wciąż opuszczały pytania. Mimo wszystko zdawała sobie sprawę z tego, że przez wiele lat był on zamkniętą w sobie osobą, która stwarzała pozory - uśmiechał się, nawet jeśli w danym momencie cierpiał. Ona chciała rozmawiać, jednak Ślizgon zbyt bardzo skupiony był na tym, aby nie dopuścić jej do siebie, mimowolnie przyjął obronną postawę, chociaż wcale nie musiał tego robić, nie przed nią. Czyżby o tym zapomniał? W gonitwie myśli czy uczuć ludzi często zapominają o szczegółach, które później okazują się być niezwykle ważne. Dla niej samej sytuacja nie różniła się niczym; o całej sprawie dowiedziała się przypadkiem, a sam Max po raz kolejny był w epicentrum wydarzeń. Tak naprawdę cała ta plotka nie obeszłaby Oli, gdyby nie chodziło o niego. Nie był to pierwszy taki wyczyn w szkole i zapewne nie ostatni, a ludzie tylko przez chwilę będą się tym ekscytować, by później zapomnieć o tym na długie lata, bo ich uwagę przykuje zupełnie inna sprawa, ciekawsza. W gruncie rzeczy oburzenie Gryfonki, wszystkie miotające nią uczucia nie były związane z samą sytuacją, ale tym kto był jej uczestnikiem, gdyby Max pojął to w momencie, gdy dziewczyna wysłała list, być może ich spotkanie wyglądałoby zupełnie inaczej. Nie było jednak sensu, by się nad tym zastanawiać, niepotrzebnie analizować inne scenariusze. - Ja też wiem czego chcę - oburzyła się. Czy miał podstawy by sądzić, że jest inaczej? A może jego słowa odnosiły się do zupełnie innej kwestii niż pomyślała Callahan? Po raz pierwszy ich rozmowa wydawała się być tak niejednoznaczna, że ciężko było domyślić się, co jedno lub drugie ma na myśli wypowiadając kolejne zdania. Zagłębiali się coraz bardziej we wzajemnym niezrozumieniu aż w końcu Olivia wypowiedziała zdanie, którego słowom bała się nadać kształt. Max cofnął się o krok, wyraźnie zaskoczony takim obrotem sprawy, choć uczucie to nie towarzyszyło tylko i wyłącznie jemu, brunetka również czuła się zdezorientowana. Tym razem to ona pokazała mu czy też powiedziała coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Może ona również skrywała więcej niż początkowo przypuszczał? - Nie rozumiem tego, chciałeś wiedzieć. To wiesz i po prostu dajmy temu spokój - o dziwo poprosiła, w dodatku bardzo łagodnym głosem, który choć nosił ślady wcześniejszego zdenerwowania w postaci delikatnej chrypki, był niezwykle melodyjny i ciepły. Bardzo nie chciała zagłębiać się w ten temat, ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna czuć czegoś takiego. Mogła być zła na Maxa za głupotę jakiej się dopuścił, ale to było jedyne uczucie dopuszczalne w ich relacji. - Ty masz prawo do zabaw z dziewczynami, ja mam prawo całować Darrena - dodała hardo, jakby właśnie próbowała zawrzeć między nimi pakt, który przecież istniał od ich spotkania w parku, ich pocałunek nie znaczył nic - był jedynie fizyczną przyjemnością. Olivia nieświadomie zdradziła przed nim coś o czym Solberg nie miał pojawia. Zupełnie nie zastanawiając się nad tym, czy zdenerwowany chłopak nie odbije pałeczki. Czy poniekąd nie była hipokrytką? Sama całowała się z Krukonem, a wściekała się na Ślizgona za podobne przewinienie? Zabolało. Grymas bólu wykrzywił subtelnie twarz Gryfonki wprawiając ją w podlejszy nastrój. Ile było prawdy w tym, co powiedział? Czy naprawdę uważał, że się myliła? Kolejne słowa, które odpuściły jego usta sprawiły, że Oli roześmiała się, choć próżno było szukać radości w jej śmiechu, wręcz wywoływał gęsią skórkę. - Nie oceniaj ludzi, jeśli ich nie znasz Max. Nie wiesz czy ja przypadkiem też nie udaje, nie wiesz z czym zmagam się każdego dnia i jakie ciebie kryją się w mojej duszy. A jeśli ty udajesz kogoś kim nie jesteś to mi pokaż prawdziwego siebie - odpowiedziała patrząc prosto w jego oczy. Dlaczego? To pytanie tłukło się w myślach brunetki już od jakiegoś czasu, jednak nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Odnosiło się do wielu kwestii: Maxa, całej tej rozmowy, sytuacji oraz jej samej. Podejście ich obojga do całej tej sprawy było nieodpowiednie, a jednak żadne nie potrafiła nagle zmienić frontu. Callahan była nawet gotowa wyjść, przez ułamek sekund chciała spełnić pragnienie Maxa i odwrócić się od niego, ale czy tego naprawdę chciał? Na szczęście dziewczyna była inna, może nie wyjątkowa, bo do tego brakowało jej kilku cech, niemniej jednak postanowiła zostać, jednocześnie zmuszając Ślizgona by spojrzał w magiczne lustro. By odkrył, co czego pragnie najbardziej, bo wydawało się jej, że nie ma o tym bladego pojęcia. Wiedziała, że pragnienia na przestrzeni lat mogą ulec zmianie, ale sądziła, że w tym momencie chłopak potrzebuje znaleźć swoją kotwicę, którą nie była ona. Niebieskie tęczówki z uwagą obserwowały zmianę zachodzącą w postawie chłopaka. Gdy usłyszała jego odpowiedź, wiedziała, że kłamie i choć było to coś czym wręcz gardził, podeszła do niego obejmując od tyli. Położyła brodę na jego ramieniu, zaś dłońmi oplotła jego talię, przytulając się do niego. - To lustro osobie która przed nim stanie pokazuje jej największe pragnienie. Napis na zwierciadle należy czytać od tyłu, wtedy oznacza "ODBIJAM NIE TWĄ TWARZ ALE TWEGO SERCA PRAGNIENIA" - wyjaśniła.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
To spotkanie nie powinno tak wyglądać. Wzajemne oskarżanie i się i unikanie odpowiedzi nie prowadziło tej dwójki zupełnie do niczego. Nie potrafili jednak w tym momencie przerwać tego błędnego koła. Gdyby Olivia poczekała z tym listem chociaż jeden dzień, sytuacja mogła wyglądać zupełnie inaczej. Solberg był jednak na świeżo po opierdolu od Beatrice i kilku innych nieprzyjemnych rozmowach. Nie miał czasu dać upustu swoim emocjom, a to pogorszało sprawę. Kolejny raz jego umysł był przyćmiony przez negatywne uczucia i po raz kolejny dał się temu ponieść. Wyznanie dziewczyny wprawiło go w osłupienie, a jej nagła zmiana tonu sprawiła, że on sam nieco się uspokoił. Nadal jednak nie potrafił znaleźć w tej sytuacji sensu. -Dałbym spokój, ale nadal nie rozumiem. Skoro jesteśmy przyjaciółmi, nie powinnaś być zazdrosna. A już na pewno nie o taką głupotę. - Jego zdolności logicznego myślenia uciekły w momencie, gdy przekroczył prób tej sali. -Jeżeli chciałaś... - Urwał, bo ostatecznie uznał, że to chyba nie jest odpowiednie pytanie w tym momencie. Sam nie wiedział też, czy byłby w stanie potraktować Olivię w ten sposób. Był pogubiony i nie potrafił powiedzieć, co powinien teraz myśleć, a co dopiero mówić i czuć. -Darrena? Darrena Shawna? - Nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego z jej ust, a przede wszystkim nie do końca wiedział, dlaczego dziewczyna podaje mu tę informację i to w taki sposób. -Przecież nie będę Ci mówił, kogo możesz całować. To między nami... - Urwał na chwilę, bo miał wrażenie, że nie powinien użyć tych słów. Potrząsnął jednak głową i kontynuował. - Ustaliliśmy, że to nic nie znaczy. - Przecież to Olivia pierwsza skwitowała ich pocałunek tymi słowami, nie on, ale to właśnie ona stała tutaj mówiąc, że poczuła się zazdrosna, gdy usłyszała te wszystkie plotki. Najzwyczajniej nie potrafił zrobić prostej matematyki i skojarzyć tak powiązanych ze sobą faktów. -Masz rację, nie powinienem tak pochopnie Cię osądzać. Ale tak samo, Ty nie miałaś prawa osądzać tego co zrobiłem. - Jego ton wyraźnie złagodniał. Można było w nim wyczuć nawet nutkę przeprosin. Wiedział, że w tym miejscu popełnił błąd. Szczerze mówiąc, czuł, że popełnił go zgadzając się na to spotkanie. Gdy objęła go, drgnął lekko. Nie spodziewał się tego. Nie po tych wszystkich słowach, które tu padły. Wsłuchiwał się w słowa Olivii, która tłumaczyła mu, jak dokładnie działa to lustro. To, co w nim zobaczył zdecydowanie zgadzało się z tym opisem. Czuł, że jeszcze chwila i się złamie. Odwrócił się więc szybko i mocno objął Olivię, zanurzając swoją twarz w opadających jej na ramiona włosach. Nie mogła zauważyć pojedynczej łzy, wędrującej po policzku Maxa. Miała rację. Chciał ją od siebie odtrącić, a to jej właśnie teraz potrzebował.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
To spotkanie zdecydowanie nie powinno tak wyglądać, niemniej chyba zbyt mocno zaszli we wzajemnych pretensjach, teraz nie do końca mając pojęcie, jak wybrnąć. Ilekroć któreś z nich chciało załagodzić sytuację, co widoczne było w uaktywniających się im hamulcach przed wypowiedzeniem kilku dodatkowych, a zupełnie niepotrzebnych słów, to jednak jedno reagowało na drugie w sposób niewłaściwy. Fakt ten docierał do każdego z nich wraz z upływającym czasem; emocje zaczynały opadać. Olivia doskonale wiedziała, że Ślizgon ma znacznie więcej koszmarów w swoich snach niż ona, a w dodatku często stawały się one jego jawą. Mimo całej tej zamkniętej postawy chłopak tak naprawdę szukał kogoś, kto w niego uwierzy, kto wskaże mu drogę w ciemności, która otaczała go prawie od zawsze. Właśnie te myśli zatrzymywały brunetkę w miejscu, nie pozwalając, aby się od niego odwróciła. Nie był to odpowiedni czas na ich spotka, ale jednocześnie był. Stanowił niejako próbę ich znajomości, więzi, która ich połączyła i tylko od nich zależało, jaki będzie jej wynik. Westchnęła. Max mówił dokładnie to samo, co myślała ona. Słowa rozbrzmiewające w głowie Gryfonki nie różniły się niczym od tych wypowiedzianych przez chłopaka, a jednak czuła tą cholerną zazdrość i nie potrafiła pojąć dlaczego. - Wiem, że nie powinnam - przyznała,jednocześnie wzruszając ramionami na własne, wręcz irracjonalne zachowanie. Nawet jeśli chciała, nie była w stanie mu tego wyjaśnić, bo przecież się z nim całkowicie zgadzała. - Jeśli chciałam co? - zapytała, patrząc na niego zdziwiona, kiedy nagle urwał w połowie wypowiedzi, zaraz skupiając się na postaci Krukona - zupełnie niepotrzebnie. Informacja, którą mu zdradziła była jedynie przykładem, niczym więce, dlatego jedynie skinęła głową na potwierdzenie tożsamości chłopaka. Przez chwilę znowu poczuła, że słowa Maxa rozdzierają jej duszę na pół, jednak szybko zreflektowała się, wszakże mówił dokładnie to, co wtedy w parku powiedziała ona sama. -Bo nic nie znaczy - powtórzyła, choć nie była do końca taka pewna czy temu wierzy. Gubiła się w tym wszystkim, czuła się niczym dziecko we mgle. Obdarzyła go zaskoczonym spojrzeniem, kiedy stwierdził, że osądza jego zachowanie? Czy tak właśnie było? Czy to, że niejako ją zawiódł było jednoznaczne z ocenianiem czynu którego dokonał? Ona jedynie wyraziła to, co w danym momencie, gdy dowiedziała się o wszystkim poczuła. Nigdy nie podjęłaby się próby oceny tego co robił chłopak, ta czynność powinna należeć jedynie do niego i nikogo więcej. - Przepraszam - powiedziała jako pierwsza opuszczając gardę. Max był ostatnią osobą, z którą chciała się sprzeczać, a ich rozmowę wręcz urosła do rangi kłótni. Gdy odwrócił się do niej przodem, wtulając, objęła go jeszcze mocniej. Zbliżyła usta do jego ucha, po czym wyszeptała: -Max musisz zrozumieć, że nie przeszkadzają mi twoje cienie. One znikają w świetle i posłuchaj mnie - w porządku jest się bać, tylko pamiętaj żeby po prostu iść jakbyś nie był sam, bo nie jesteś .
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wydawało się, że wszystko powoli wraca do normy. Zaczynało do niego docierać to, co mówiła Olivia, chociaż nie we wszystkie fragmenty potrafił jej uwierzyć. Próbował wmówić sam sobie, że tak naprawdę gryfonka wcale go nie zna, chociaż rzeczywistość była zupełnie inna. Olivia, jak nikt inny potrafiła go zrozumieć. Sama nie miała łatwo w życiu i na pewno to w jakiś sposób sprawiło, że tak dobrze się rozumieli. W wielu sprawach byli całkowicie zgodni, ale podczas takich rozmów wychodziło, że czasem są jak ogień i woda. Jej spokój i troska wyraźnie kontrastowały z jego emocjami i brakiem kontroli. Nie miał pojęcia, co kryło się w jej głowie, ale podświadomie czuł, że powiedziałaby to samo. W końcu przynajmniej ustalili tę jedną rzecz: byli przyjaciółmi, a ich pocałunki nie oznaczały kompletnie nic. Tak przynajmniej twierdziły ich słowa. Solberg też był rozdarty bo nie kojarzył, żeby kiedykolwiek znalazł się w takim położeniu. Zawsze jasno wiedział czego pragnie od dziewczyn i swoich relacji z nimi. Olivia była pod tym względem inna. Chciał mieć ją przy sobie, ale bał się, że ją zrani i dlatego wolał, by trzymała się od niego z daleka. Nie rozumiał, jak po tylu okropnych rzeczach, które usłyszała, wciąż mogła chcieć go znać. -Przeszło mi przez myśl, że skoro byłaś zazdrosna, to może też chciałabyś być na jej miejscu. Spokojnie, wiem że to głupie. - Nie wiedział czemu, ale nie potrafiłby tak jej potraktować. Na pewno nie pozwoliłby jej skrzywdzić w tak głupi i bezmyślny sposób. Chociaż nie miał zamiaru udawać, że dziewczyna mu się nie podobała. Mimo wszystko przecież mieli swego rodzaju układ i nie trudno było się domyślić, że są dla siebie atrakcyjni. Nie spodziewał się, że go przeprosi. Nie był pewien, czy była tą stroną, która w ogóle powinna. W tej chwili nie był już pewien niczego. Przez jedną głupią plotkę wywiązała się między nimi dyskusja, która praktycznie zmuszała ich do przeanalizowania tej relacji. Była to ich pierwsza i zapewne nie ostatnia kłótnia. Max nie chciał myśleć teraz o tym, czy Olivia wie o jego udawanym ślubie. Założył, że na pewno by coś wspomniała. Nie chciał jednak dolewać już dzisiaj oliwy do ognia. -Postaram się o tym pamiętać. - Ciężko było mu to przyjąć do wiadomości, ale obiecał sobie, że chociaż zapamięta te słowa. Nie musiał ich teraz rozumieć ani analizować. Wystarczyło, żeby zapisały się w jego głowie i aby mógł je przywoływać w takich właśnie chwilach. W końcu odsunął się lekko od Oliv. -Dziękuję i przepraszam. - Wyszeptał patrząc jej w oczy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Max wcale nie musiał wierzyć w słowa dziewczyny, wcale tego od niego nie wymagała, jednak zamierzała udowadniać mu w każdej możliwej sytuacji, że naprawdę zna go, a przede wszystkim rozumie znacznie lepiej niż mu się wydaje. Wydawało się, że chłopak wciąż nie dostrzega wielu niuansów obecnych w ich relacji, niemniej jednak nie był on jeszcze na tyle emocjonalnie rozwinięty, by umieć to zrobić. Mężczyźni z natury byli istotami, które dojrzewały wolniej od kobiet, dlatego te powinny patrzeć na nich przychylnym spojrzeniem i wykazywać się przede wszystkim cierpliwością oraz stanowczością w swoim działaniu. W taki sposób postąpiła dziś Olivia, poniekąd dzięki czemu ich znajomość nie zakończyła się właśnie w tym momencie, a wręcz przeciwnie - miała szansę na dalszy rozwój. Przetrwali burzę, która nagle pojawiła się między nimi, choć nie wiedzieli, że jest to jedynie zapowiedź sztorm, który szaleje już od jakiegoś czasu. Callahan nigdy ani razu nie poddała w wątpliwość relacji, jakie ich łączyły, w oczach Gryfonki byli przyjaciółmi, którzy, gdy tego potrzebowali poddali się fizycznym przyjemnością. Nie pomyślała o tym, że łączyć może ich coś więcej, a jednak uczucie zazdrości pojawiło się samoistnie, było fałszywą nutą w melodii uczuć, jakimi darzyła Ślizgona i choć nie miała pojęcia dlaczego się pojawiła, nie zamierzała tego analizować. Wyjawiła Maxowi prawdę i zamierzała bardziej panować nad własnymi emocjami. Zaśmiała się słysząc jego słowa, po czym uśmiechnęła się w ten tajemniczy, a jednocześnie pełen kokieterii sposób. Zlustrowała go spojrzeniem niebieskich tęczówek, w których kryła się nieznana do tej pory brunetowi iskierka, wywołująca przyjemne dreszcze. - Gdybym chciała być na jej miejscu, to już dawno bym była - oznajmiła, z każdym wypowiadanym przez siebie słowem, robiąc krok w kierunku Maxa, by ostatecznie stanąć na tyle blisko, że ich ciała prawie stykały się ze sobą. Oli położyła dłoń na jego policzku, by po chwili wytyczyć sobie nią ścieżkę wzdłuż linii jego szczęki, przez szyję na obojczyk, zamykając długie palce na koszuli chłopaka. - To nie jest zbyt trudne, ale szanuje siebie - wyszeptała wprost w jego usta, przejeżdżając językiem po jego wargach. Odsunęła się wręczając do poprzedniej pozycji, obdarzając trochę rozochoconego a jednocześnie zdezorientowanego Ślizgona uroczym uśmiechem. Olivia potrafiła działać na mężczyzn, wystarczyło na nią spojrzeć by o tym wiedzieć, jednak rzadko wykorzystywała swoje atuty, nie dążyła do związków ani nie zależało jej na relacjach opartych jedynie na pierwotnych żądzach - przynajmniej na tą chwilę. Przeprosiła, gdyż uważała, że powinna to zrobić, usta dziewczyny odpuściło wiele przykrych słów, których nie powinna była wypowiadać. Był to powodu dla którego słowo "przepraszam" uznała za koniecznie by zamknąć i zostawić za sobą to nieprzyjemne doświadczenie. Oczywiście Oli nie miała pojęcia o domniemanej żonie Maxa, plotki ograniczały się jedynie do tego, że nauczyciel przyłapał go z jakąś dziewczyną podczas zabawiania się. Może lepiej że nie wiedziała? Ciężko było określić, jakby zareagowała,chociaż zapewne lepiej byłoby gdyby dowiedziała się tego od Solberga, aniżeli osób trzecich. - Zapomnijmy o tym - poprosiła, składając na jego ustach subtelny, aczkolwiek krótki pocałunek.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max i dojrzałość emocjonalna to były słowa, które raczej obok siebie nie występowały. Prawdą było, że mężczyźni raczej później ją osiągali od kobiet dlatego też nie zazdrościł im, że muszą się użerać z męską bezmyślnością. Olivia była jednak zdeterminowana i nie dało się wątpić, że zależy jej na relacji z Maxem. Podczas ich rozmowy, po imprezie Nancy i Yuuko, powiedziała, że chce poznać jego prawdziwą twarz, choć on z uporem twierdził, że jest to zły pomysł. Mimo to, powoli ulegał jej prośbie. Bardzo powoli, ale czuł, że ściany, które tak długo wokół siebie budował, lekko się zatrzęsły. Jakby osłabły nieco. Było to dla ślizgona bardzo niewygodne i całkowicie nowe uczucie. Bał się, co będzie jeżeli te mury runą kiedyś całkowicie. W tej chwili jednak nie miało to znaczenia. Potrzebny był do tego długi proces, a nawet wtedy nie można było mieć pewności, czy jakieś jedno wydarzenie nie sprawi, że Max znów odsunie się od dziewczyny. Jej śmiech rozluźnił trochę panującą w pomieszczeniu atmosferę. Wiedział, jak niedorzecznie zabrzmiały jego słowa, chociaż nie spodziewał się, że Olivia odpowie mu z taką pewnością siebie. -Myślisz? - Zapytał tylko nie potwierdzając, ani nie zaprzeczając jej słowom. Oczywiście, że miała rację. To, co robiła z nim jej obecność było niesamowite. To ciągłe, elektryzujące napięcie pojawiające się za każdym razem, gdy byli blisko siebie sprawiała, że Max ledwo zachowywał trzeźwy umysł. W jego głowie pojawiały się różne scenariusze, które nie tak łatwo było mu przepędzić. Olivia doskonale wiedziała, jak na niego działa. Gdyby tylko miała ochotę, mogła bawić się nim jak zabawką, a Max pewnie nawet nie podniósłby brwi. Fakt, że tego jednak nie robiła był w pewien sposób dla niego jeszcze bardziej intrygujący. Gdy zbliżyła się do niego od razu uznał, że w przeciwieństwie do Olivii, on siebie nie szanuje. To, co zrobiła sprawiło, że na moment zapomniał o tych wszystkich słowach, które tutaj dzisiaj padły. Chciał zamknąć ją w swoich ramionach i przedłużyć tę chwilę, jak tylko się dało. Zanim jednak zdążył zareagować, dziewczyna już się od niego odsunęła. -Igrasz z ogniem Callahan. - Powiedział tym samym tonem, który słyszała wtedy, przy oczku wodnym, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Informację o swoim małżeństwie wolał zostawić na kiedy indziej. Była szansa, że rozejdzie się to po kościach i Olivia nigdy się tego nie dowie. Marna, znając szczęście Solberga, ale szansa. Uważał jednak, że dzisiaj mieli już wystarczająco emocji, ale nie wydawało mu się, że dziewczyna zareaguje pozytywnie na tę wiadomość. Długo nie musiała go przekonywać, aby zapomniał o zaistniałej sytuacji. Gdy tylko złożyła na jego ustach krótki pocałunek wszelkie myśli w jego głowie się rozpłynęły. To ona rozdawała tutaj karty, co było dla Felixa nowym, ale podniecającym uczuciem. Nie chciał, żeby ta chwila umknęła. Chwycił ją w talii i przyciągnął do siebie ponownie łącząc ich wargi. Musiała wiedzieć, że tak zareaguje. Jedną dłoń zatopił w jej aksamitnych włosach, a drugą pewnie trzymał na ciele dziewczyny. Jej bliskość sprawiała, że kręciło mu się w głowie. To nie był już ten sam delikatny pocałunek, co w parku, ani nawet ten spowodowany magią celtyckiej nocy. Było w nim coś, czego nie potrafił zidentyfikować. Najchętniej rzuciłby ją teraz na znajdujące się w kącie poduszki i... Poduszki.... W jednej chwili, jakby oberwał zimnym prysznicem. Odsunął się od niej, a w jego głowie pojawił się znów powód, dla którego dzisiaj rozmawiali. Przypomniał sobie słowa Olivii i spojrzał na nią. Czy naprawdę byłby w stanie potraktować ją, jak inne? Czy świadczyłoby to o tym, że nie szanuje siebie, czy jej?
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Olivia być może nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że każda ich rozmowa - choć widziała ile masek potrafił przywdziać Max - narusza struktury muru, jakie chłopak budował wokół siebie w przeciągu lat. Potrafiła dostrzec nawet mało widoczne niuanse w jego zachowaniu, jednak w swoim postępowaniu kierowała się głównie tym, co zdołał już jej powiedzieć, jak chociażby o napadach agresji. Oli była kobieta, jednocześnie podobnie jak Ślizgon wciąż pozostawała dzieckiem, wiedziała więcej niż on, lecz nie na tyle dużo, by od razu wyciągnąć odpowiednie wnioski. Z tego też powodu doszło dziś do ich sprzeczki, bo to wysłała pełen rozgoryczenia list, zamiast cierpliwie poczekać na wyjaśnienia bruneta. Mimo wszystko; postawy jaką prezentowała Gryfonka, mądrych słów opuszczających jej usta, determinacji - ona również wciąż była niedojrzała. Oboje musieli przejść żmudny i ciężki proces dorastania, nie tylko jako autonomiczne jednostki, ale również w swojej relacji, która - z czego zupełnie nie zdawali sobie sprawy - będzie drogą przez mękę w przypadku tak różnych, a zarazem podobnych charakterów. Słysząc pytanie Maxa, spojrzała na niego z niedowierzaniem i wzrokiem mówiącym "śmiesz w to wątpić?!". Prychnęła nawet pod nosem, jednak nie byłaby sobą, jeśli pozwoliłaby wierzyć chłopakowi, że nie jest zdolna wydobyć z niego czystych żądzy. Tańcząc - nawet amatorsko - musiała nauczyć się oraz opanować sztukę budzenia w mężczyznach emocji, o które nigdy nie podejrzewaliby samych siebie; była to gra ciała nad którym Oli potrafiła panować prawie że perfekcjnie. Niemniej jednak rzadko wykorzystywała swoje umiejętności, tym razem postanowiła pokazać Maxowi na co ją stać, a przynajmniej odsłonić przed nim namiastkę swoich możliwości, jednocześnie nie pokazując jedną ze swoich twarz. Zaskoczenie malujące się na jego twarzy, wywołane krótkim pokazem sprawiło, że na ustach brunetki pojawił się pełen satysfakcji uśmiech. -Jesteś pewien, że to ty jesteś tym ogniem, Solberg? - zapytała, śmiejąc się przy tym radośnie. Wszakże oboje wiedzieli, że są to jedynie wygłupy. Żarty. Prawda? Callahan zwątpiła w to jako pierwsza, kiedy gwałtownie chwycił ją w tali przyciągając mocno do siebie. Zdławiony przez pocałunek pisk opuścił usta dziewczyny jednak nie potrafiła go od siebie odsunąć. Poczuła nagły ścisk w żołądku, a każdy atom jej ciała łaknął dotyku Ślizgona. Mimowolnie oplotła dłonie wokół jego szyi, wspinając się delikatnie na palcach, miała wrażenie, że od nadmiaru emocji, które w tym momencie się w niej kłębiły oszaleje. Jedna z dłoni dziewczyny z karku przesunęła się na włosy chłopaka, w których zatopiła palce. Pociągnęła za nie delikatnie, aczkolwiek na tyle mocno by poczuł ten gest. Próżno w ich pocałunku tym razem było szukać delikatności, spokoju, pewnego rodzaju nieśmiałości. Nie było po nich śladu, za to przepełniony był namiętnością o którą prawdopodobnie sami siebie nie posądzali. Olivia go pragnęła, czując zarys jego ciała skrytego pod warstwą ubrań chciała więcej i nawet jeśli ta myśl ją niejako przerażała, teraz uczucie to odrzuciła na dalszy plan. Spojrzała na niego zaskoczona, kiedy się odsunął jakby rażony zaklęciem. Nie rozumiała tej zmiany jego zachwiania. Trochę bezwiednie dotknęła dwoma palcami swoich warg, które wciąż jeszcze nosiły ślad ust Maxa. Może jej nie chciał? Może zrozumiał, że zbyt mocno go poniosło, a ona nie jest odpowiednią dziewczyną? Bo przecież ich pocałunki nic nie znaczyły. - Powinniśmy już iść - oznajmiła, po dłuższej chwili odzyskując rezon. Puściła ręce wzdłuż swojego ciała, zaś na jej ustach ponownie pojawił się znajomy uśmiech. I choć nadal czuła się z tym wszystkim dziwnie, nie dała tego po sobie poznać, kiedy opuszczali salę marzeń. Może oni zaczęli urzeczywistniać własne pragnienia?
| zt x2
Wiera R. Krawczyk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 176 cm
C. szczególne : rude włosy, piegi, wyzywające stroje
Wiera ostatnimi czasami chodziła bardzo roztrzepana i nie miała zielonego pojęcia co się wokół niej dzieje. Rzadko uczestniczyła na zajęcia, a przynajmniej te nieobowiązkowe. Nie miała pojęcia, gdzie też podziewa się jej brat bliźniak. Znikł gdzieś bez śladu zupełnie jak wtedy kiedy to postanowili sobie zrobić rok przerwy. A ona czuła się bez niego jak bez ręki. Bliźniacy, którzy pochodzili z różnych domów i dopełniali się w każdy możliwy sposób. Ona była artystką podstrzeloną i szczęśliwą. Lubiła zakłady i rywalizację. A on? Smętny krukon z zamiłowaniem do historii magii i narzekanie, na co tylko się da. Trzeba przyznać, że to ona zawsze wygrywała wszystkie zakłady z bliźniakiem, ale on wygrał ten najważniejszy- urodził się szybciej o cztery minuty od niej. Nigdy mu chyba tego nie wybaczy. Oczywiście nie na serio, bo ogólnie to swojego brata bardzo kochała i nie dałaby nikomu skrzywdzić. Dzisiaj szwendała się po zamku bez większego celu. Często tak robiła. Szukała towarzystwa, czegoś, czym mogłaby się zając. Oczywiście miała też ze sobą się swoje przybory do rysowania. Nie wiedziała jakim cudem udało jej się trafić na tę salę. Wyglądała, jakby ktoś całe wieki tutaj nie zaglądał. Może i tak było. Sama już nie wiedziała. Co więcej- było to idealne miejsce do ciszy i spokoju. Można tu było rysować całymi godzinami. Obróciła się wokół własnej osi zachwycona.
Ostatnio coraz mniej czasu miała na czytanie. Jej życie towarzyskie rozwijało się tak dynamicznie, że ledwo ogarniała co się w nim dzieje, a gdzie jeszcze moment na poczytanie dobrej, mugolsiej powieści? Ledwo skończyło się śmiechospotkanie z Maxem, już pisał do niej Adrian proszą o rozmowę, by zaraz potem spotkać Leo w Aptece i skoczyć z nim na randkę, teleportować się z Phillipem do Meksyku, wyjść na potańcówkę, a jeszcze gdzieś z tyłu głowy liczyła na kawę z Russelem (dop autorki ). Między dwoma ostatnimi wydarzeniami okazało się, że w końcu pojawiła się luka! Luka, w której nikt nic od niej nie chciał, ani ona nie czuła specjalnie potrzeby rzucania się na wszystkich ludzi. To też zgarnęła powieść Stacey Kolberg, którą to załatwił dla niej Max wraz z autografem jego mamy i udała się w na poszukiwania miejsca, w którym nikt nie będzie jej przeszkadzał. To musiała być sala, o znalezienie której nie jest łatwo. Postanowiła więc otworzyć jakieś drzwi, których nigdy wcześniej nie otwierała. Nie od sali lekcyjnej czy pokoju w którym uczniowie gromadzą się na pogawędki. Poszła w te części zamku, w które mało kro uczęszcza. Jakież więc było jej zdziwienie, gdy na miejscu okazało się, że... Że nie jest tu sama. Na środku stała jakaś dziewczyna, która (sądząc po zachowaniu) również była tu po raz pierwszy. Tori była jaka była, zatem głupio byłoby jej tak po prostu wyjść, a z drugiej strony przecież dziewczyny nie wygoni. - Cześć - Przywitała się posyłając dziewczynie lekki uśmiech. Zaraz... Były na tym samym roku. Jak ona się nazywała... Nie chcąc zgadywać postanowiła się po prostu sama przedstawić - Tori - Podeszła bliżej wyciągając do niej łapkę na powitanie - Nie będzie Ci przeszkadzać moja obecność tutaj? Potrzebuję trochę spokoju, a wszędzie jest dzisiaj pełno ludzi - Spytała odsuwając rękę i poprawiając swoją koszulkę z nadrukiem.
Wiera z przymusu musiała dużo czytać i dużo wiedzieć. Jej brat bliźniak był krukonem i wiecznie ją wypytywał o jakieś mało istotne rzeczy, a z racji, że dziewczyna nie lubiła przegrywać, to czytała, ile wlezie. Jednak nie zdarzyło się jednak nigdy sięgnąć po jakąś mugolską książkę. Matka była czystej krwi a ojciec półkrwi. Matka sprzeciwiła się swoim rosyjskim rodzicom i pojechała do Polski, do którego chłopaka spotkała dwa razy podczas finałów czy czegoś tam. Tak, matka była niezłą zawodniczką. Najwyraźniej puchonka nie odziedziczyła po niej talentu, ale jej siostra była w szkolnej drużynie więc to może na nią te geny przeszły? Aczkolwiek genów po ojcu też nie odziedziczyła, bo jeśli chodzi o zwierzęta, to miała dwie lewe ręce. Nie spodziewała się, że ktoś tutaj zajrzy, ale kilka minut później drzwi znów się otworzyły, dlatego też obejrzała się przez ramię i ujrzała jakąś ładną dziewczynę. Od razu pozazdrościła jej włosów. Chociaż na swoje też nigdy nie narzekała. Była ruda tak jak cała jej rodzinka. Ba! Nawet ją ciągnęło do rudych facetów. Po prostu mieli coś w sobie, co ją pociągało. Na przykład taki Pro. Był jej najlepszym przyjacielem, ale ostatnio zaczynała się zastanawiać czy aby na pewno czuła do niego tylko miłość koleżanki do przyjaciela. Wiera zawsze starała się przychodzić na jego mecze i nawet jeśli grali przeciwko puchonom, przeciwko jej siostrzyczce to zawsze trzymała za niego kciuki. Kiedy zaś obrywał tłuczkiem, to musiała aż wstać, by zobaczyć czy wszystko z nim w porządku. - Jestem Wiera. Miło cię poznać- przedstawiła się dziewczynie. - O tak, ja myślałam również że nikt tu nie przychodzi. Śmiało mogę powiedzieć, że jestem artystką i po prostu potrzebowałam chwilę odpocząć, może coś narysować. Pracuję w magicznym radiu i mimo że jestem zwykłą asystentką, to po prostu nie mam czasu- zaczęła gadać, jak to miała w zwyczaju. Zawsze energiczna, zawsze pełna zapału i pobudzona. Czy dziewczyna się przestraszy?
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Z Vitt sytuacja była trochę bardziej skomplikowana. Ojciec był czystej krwi, matka pół krwi. Ojca nigdy nie poznała, matka była znacznie silniej związana z mugolską stroną rodziny niż magiczną. I to przeniosło się na Tori. W ten oto sposób miała niemal czystą krew i niewielki związek emocjonalny z magią. Stereotypowo powinna być potężną czarownicą, a potrafiła zawalić nawet najprostsze zaklęcie transmutacyjne. Życie potrafi być przewrotne i mieć gdzieś to "jak powinno być". Szczerze? To Tori i jej zazdrościła włosów. Zawsze uważała, że taki rudy to najpiękniejszy kolor, jaki może mieć kobieta. Mnóstwo osób się farbowało żeby uzyskać taki efekt, który Wiera miała naturalnie. Z chłopakami jest trochę gorzej, ale dziewczyna nie była z tych, co to uważali, że jedna cecha definiuje całą osobę. - Artystką? Pokażesz mi coś swojego? - Zapytała szczerze zaciekawiona jej słowami. Dziewczyna była bardzo sympatyczna, niemal tak jakby znały się lata, a nie minutę. Łatwo było z nią złapać kontakt, to też Tori poczuła się przy niej na prawdę swobodnie. Tym bardziej, że po chwili skojarzyła, że jest chyba siostrą Wiktora, który kiedyś ją podnosił z ziemi gdy wywaliła się obładowana książkami. - Rozumiem Cie doskonale, chociaż ja mam to szczęście, że pracuję w księgarni. Jak jest mało ludzi, to mogę poczytać w pracy - Opowiedziała jej z uśmiechem. I tyle wyszło z jej czytania. Jednak cóż, Tori i jej miłość do ludzi sprawiały, że dużo bardziej ostatnio ciekawiły ją postacie prawdziwe, a nie te fikcyjne z zadrukowanych stron.