Miejsce zupełnie przeciwne do Boginowni, przez którą można tu dotrzeć. Innej drogi nie ma. Jest to pewnego rodzaju nagroda za przejście poprzedniego pomieszczenia i zmierzenia się z własnymi lękami. Tu z kolei jest jasno - światło bije spod sufitu, gdzie początki mają dwa wspaniałe wodospady. Woda w nich ma złocistą barwę i spływa do dwóch niedużych kałuż, otoczonych idealnie okrągłymi kamieniami. Dokładnie naprzeciw wejścia zostało ustawione zwierciadło Ain Eingarp. Na szczycie bogato zdobionej, złotej ramy widnieje napis: AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO.
Oczywiście stając przed nim, możemy ujrzeć najgłębsze pragnienie serca, spełnione. Ci, którzy tu byli twierdzą, że lustro musiał tu przenieść sam Dumbledore, kiedy Harry Potter znalazł Kamień Filozoficzny. W sali znajdziemy kilka poduszek, na których można wygodnie usiąść. Uważaj, abyś nie zatracił się w tym miejscu!
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Ach, więc gdyby usłyszał jej myśli po raz drugi przeraziłby się przy tej niepozornej istocie. Całkiem zabawne. Ale naprawdę nie była głupia, nie mówiłaby takich rzeczy. No dobra, może i by mówiła, ale dopiero jeśli byliby w bardzo bliskim stadium znajomości, a tak oczywiście nie jest. I może wcale nie być. W każdym razie miejmy nadzieję, że Jiri nie będzie nigdy próbował udowadniać jej takich rzeczy, bo o ile charakteryzuje ją stoicki spokój, to nie odkryła jeszcze jak reaguje na bardzo dramatyczne sytuacje. Bo raczej nic aż tak nie wyprowadza ją z równowagi. Ależ lubił. Miał przyjaciół, których na swój sposób kochał, więc gdyby powiedziałby to na głos Trixie od razu by zaprzeczyła. On nie lubił nieznajomych ludzi, a to jest pewna różnica. Cóż, wobec tego całe szczęście, że nie mógł przez samo patrzenie na Froy poznać nikłą czystość krwi i homoseksualne skłonności, bo mógłby być jeszcze bardziej nieprzyjazny. Bo to chyba możliwe. Ale ona była oazą spokoju, żyjącą w swoim własnym świecie i przelewającą wyobrażenia na płótno. Tworząca w głowie obrazy różnych ludzi. Próbująca ich zrozumieć na własny sposób. I nawet pewnie nie obchodziło ją, że jest nic nie warta dla Broskeva. Zresztą czy przyjęłaby to do wiadomości? Chyba nie ma miejsca na takie rzeczy w jej umyśle. Ach świetnie, wiec Czech w sowjej postawie zamkniętej mimo wszystko podziwia Gryfonkę chociaż w minimalnym stopniu. Może jej ranga trochę wzrosła niż tylko kawałek gówna? - Skoro tak mówisz – powiedziała tylko beznamiętnie, wzruszając ramionami, jakby była pewna, że to co mówi jest prawdą, nawet te prześmiewcze słowa. Ona tym bardziej nie miała ochoty kłócić się z kimś, ale nie przez zawyżone ego, tylko swój charakter. Tak, efekt potrącanie się liczył, chociaż zrobienie jej guza na czole, byłoby równie efektowne, jeśli nie bardziej. Stanęła razem z nim, słuchając co mówi, przekrzywiając lekko głową i przyglądając się dokładnie jego twarzy. Oczywiście bez krępacji. - Raczej prędzej stado skąpo ubranych dziwek- powiedziała, kopiując ostatnie cztery słowa w jego śmiesznym akcencie. I podreptała za nim, zamykając drzwi. Powitał ich lekko kiczowaty, ale ładny obrazek wodospadów, światła z sufitu, cudownej wody i takie tam. Froy była tu tylko parę razy. Rozejrzała się upewniając się, że wszystko jest tak jak zawsze. Była podatna na nałogi, dlatego wolała tutaj nie wchodzić. A to lustro mogło być jak nałóg. - Spójrz w nie – powiedziała cicho do Jiriego i delikatnie popychając go w stronę zwierciadła, w którym może zobaczyć swoje skryte marzenia.
Prawda? Ja też się śmieję, gdy o tym pomyślę. Bo kto by się spodziewał, że Największy Kozak Wszechświata mógłby się w duchu bać o swoją reputację. Coś nieprawdopodobnego, wręcz komicznego. Ale tak czasem bywa. Że na zewnątrz wszystko gra, a w środku już niekoniecznie. Choć nie zawsze. W każdym razie dopóki o niczym nie wie, jest całkowicie spokojny. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Bardzo lubię tę zasadę! To oczywiste, że ich miał i ich kochał. Ale nigdy by się do tego na głos nie przyznał. Dlatego często bywa dla nich opryskliwy, by wmówić im, że nic dla niego nie znaczą. A że fakty są trochę inne... cóż. Jiri uwielbia stan negacji. Stan ciągłego zaprzeczenia. Nawet, kiedy coś jest na "tak" on i tak zawsze będzie mówił "nie". Z czystej przekory. Więc nie, nie było dla niego ludzi ważnych. Ale owszem, nie lubi nieznajomych. Znajomych tylko w teorii. Jak dobrze jest być kimś pokręconym, czyż nie? I jak dobrze wiedzieć, że druga osoba nie wie o nas prawie nic. Można wtedy czuć się w jej towarzystwie bezpieczniej. Dlatego chyba tak bardzo się różnili. Broskev prawie nigdy nie był spokojny. Co najwyżej ironiczny, ale to też rzadko. Głównie gniew i uprzedzenia zżerają go od środka. Sporadycznie tylko doświadcza innych, lepszych uczuć. A to zdecydowanie za mało, by go zmienić. By sprawić, aby nabrał do innych szacunku, aby poczuć się bardziej ludzki. I aby nie żałować tego przymiotnika spotykanym na swojej drodze osobom, w tym Trixie. Czy jednak jego chwilowy zachwyt cokolwiek zmieniał? W jego postawie w stosunku do niej? Pewnie i tak za moment o tym zapomni, skupiony w stu procentach na sobie. Nie zareagował na jej słowa, zresztą nie było po co, nie powiedziała niczego godnego uwagi. Spokojnie zatem chwycił za klamkę i razem weszli do drugiego pokoju. Czech stanął w progu, uważnie oglądając każdy centymetr pomieszczenia. Chłodny, beznamiętny wzrok prześlizgiwał się po kiczowatym, jasnym i jakże optymistycznym wnętrzu. Mlasnął kilkakrotnie z dezaprobatą, tym razem w ogóle nie słuchając Gryfonki. Zatopił się na chwilę w swych refleksjach dotyczących pomieszczenia. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiał, że miał spojrzeć w jakieś lustro. I zrobił to, bez zbędnego zastanawiania się nad możliwymi konsekwencjami. Nigdy tego nie robił. No, prawie. Odczekał krótki ułamek sekundy, by na jego twarzy wymalował się szczery wyraz zdumienia. Brwi uciekły ku górze najmocniej jak się dało, a jego samego chwilowo zatkało. Stał więc tak, zdawałoby się mogło, że wieki, a potem jego mimika zdradzała, że tylko niepotrzebnie się zirytował. - Pojebane jest to lustro - fuknął chrapliwym głosem i energicznie skierował się na poduszki, na których to opadł bezwładnie. Założył ręce za głowę i wpatrywał się gniewnie w jeden punkt na ścianie. No, a teraz blondyna może już sobie wyjść.
Przyprowadziła go do tego wyjątkowego miejsca. Zdawała sobie sprawę, że niewiele osób się tu zapuszcza. Powodem jest to, że najpoerw trzeba pokonać stado boginów. Ale bez przesady! To wcale nie było takie trudne. Po drodze nie omieszkała zahaczyć o kuchnie, gdzie domowe skrzaty mile otworzyły przed nią barek. Wyciągnęła z torby dwie butelki i podała jedną Gabrielowi. Komnata była naprawdę piękna. Jednak ta cisza... - Cantus Musica.- wyjęła różdżkę i wypowiedziała zaklęcie. Po chwili rozbrzmiała muzyka.- Tak o wiele lepiej.j- podsumowała biorąc spory łyk whisky i krzywiąc się delilatnie. Alkohol przyjemnie drażnił gardło. Butelka znów się przechyliła, a Ana opadła z uśmiechem na poduszki.-- Za Jacka Danielsa!- wzniosła trunek w geście toastu i roześmiała się perliście.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel szedł za nią wciąż ją obserwując z daleka. Tylko dwie butelki? To chyba jakiś żart! Na szczęście skrzaty, gdy go ujrzały dały mu całkiem większy zapas. No grzeczne skrzaty być może wasz pan was nie skrzywdzi dzisiaj.. Za bardzo. Gabriel posłał, im mściwy uśmiech z przesłaniem i poszedł za swą boginią tego wieczoru, gdy w końcu dotarli do celu. I on przechylił trunek patrząc się na dziewczynę. To był ich wieczór, ich chwila i nic nie mogło tego zepsuć. Chociaż w każdej chwili mógł wpaść jakiś prefekt czy nauczyciel i wręczyć, im szlaban, ale, kto, by się tym przejmował? W końcu, jeśli nie dzisiaj to jutro jak nie jutro to za tydzień, ale ta scenografia i tak była nie do uniknięcia i taka była prawda a teraz, po co się tym przejmować? Gabriel uśmiechnął się wznosząc toast. Po chwili podszedł do dziewczyny nachylając się nad nią. - Za nas. – Powiedział zaczynając ją całować zaś jego czułe ręce błądziły po jej pięknej figurze. Raz po raz przerywał pocałunek patrząc się głęboko w oczy dziewczyny lub po prostu, by się napić więcej alkoholu. Teraz chce pić, chce śpiewać, chce tańczyć! Gabriel zdjął z siebie koszulę zostawiając bez niej z nagim torsem i zaczął samotnie z butelką Whisky tańczyć zgrabnie przy tym poruszając biodrami i ukazując swe umięśnione ciało. Podchodził do dziewczyny, by ją skusić i ukazując, że dzisiaj jest tylko dla niej i, że może z, nim zrobić, co tylko jej się zamarzy, że ma tą chwilę, o której inne i inni wciąż śnią i marzą. Tak na marginesie to Gabriel nic nie miał do Homoseksualistów, o ile nie interesują się jego tyłkiem! Ale to tylko taka ciekawostka. - I co z tym fantem zrobisz? – Powiedział wciąż tańcząc i wskazując na samego siebie z spojrzeniem „Chcesz to mnie bierz” No cóż jedno było pewne, iż taka sytuacja mogła już się w jej życiu nie powtórzyć, bo jak to mówią bóg jest tylko jeden..
Przyłączyła się do niego natychmiast. Zrzuciła z siebie kurtkę i zaczęła tańczyć. Najpierw podeszła do Gabriela, delikatnie ocierając się o jego ciało. Przed oczami migała jej tylko jego piękna twarz i idealny tors. Z butelki wciąż ubywało, a w głowie coraz bardziej wirowało. Musnęła przelotnie jego usta i wskoczyła na kamienie otaczające fontanne. - " Just dance, gonna be okay da da doo-doo Just dance, spin that record babe da da doo-doo..."- zanuciła wesoło kręcąc się w miejscu i zgrabnie poruszając biodrami. Kasztanowe loki wirowały razem z nią, a uśmiech nie schodził z zarumienionej twarzyczki. Kiwnęła na niego palcem , aby podszedł, przygryzając dolną wargę. I kto w takich chwilach myśli o Lunarnych?! O odnalezieniu rodziny?! To wszystko wydało jej się takie śmiesznie błache. Teraz liczyło się tylko to, że Gabriel był z nią. Nie chciała, żeby ją opuszczał, zostawiał, ale podświadomość kpiła sobie z jej naiwności: "Zostawi cię jak tylko się zabawi. Wszyscy faceci są tacy sami. Ten ma po prostu ładniejsze oczy.". Jednak Anabeth dostrzegała w tych oczach coś więcej, niż pozowne wyluzowanie i chęć zabawy. Coś go trapiło i był w lekkiej rozsypce. Chciała mu pomóc, ale nie miała pojęcia jak. W dodatku nie mogła ukrywać, że trochę ją przerażał. Miał tyle obilicz. W jednej chwili był miły i wesoły, a w drugiej gotowy do morderstwa. Najdziwniejsze było to, że Anabeth widziała w nim zagubionego dzieciaka, który potrzebuje pomocy. Zwariowała? Być może, ale taka już była. Pełna empatii i zrozumienia dla ludzi.Nie lubiła oceniać i szufladkować.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel wciąż tańczył wesoło, a co ważniejsze świetnie przy tym bawiąc i spijając złoty nektar z jej ust. Owszem, miał problemy, bo któż ich nie miał? Ale jego problemy były nie do rozwiązania a sam je lekceważył, ignorował, bo zamiast tego wolał się bawić życiem niż tracąc czas na rozwiązywanie problemów, które nie miały rozwiązania. Był adoptowany, jego ojciec umierał lub już umarł a dziewczyna umarła mu w ramionach to wszystko. Tego nie zmieni, co najwyżej może się z tym pogodzić i zaakceptować ból, jaki ze sobą to niesie a przecież to właśnie uczynił! To, że zamiast siedzieć i użalać się nad sobą on żył dalej normalnie i spokojnie dobrze się bawiąc miało źle o, nim świadczyć? No, jeśli tak to Gabriel naprawdę był tym złym człowiekiem, który obecnie kręcił biodrami i trzymał blisko siebie dziewczynę raz po raz ją całując a i niekiedy jego delikatne dłonie potrafiły znaleźć się w różnych miejscach na jej ciele. No cóż oboje obecnie pragnęli tego samego względem siebie czyż nie? Czy ją zostawi? Kiedyś zapewne tak, ale przecież nikt nie powiedział, że to uczyni dzisiaj lub jutro, a nawet za tydzień, bo może uczyni to za chwilę, a może za kilka lat? Dopóki będzie mu potrzebna lub będzie się z nią dobrze bawić tak jak teraz to będzie miała zielone światła na, to by przy, nim była, by wkroczyła do jego świata i skosztowała zakazanego owoc, by poczuła na policzkach żar piekielnego ognia a, kto wie może zatańczy z nią szalone tanga na samym środku piekła i ponownie zaśmieje się Luckowi w twarz? To było swego rodzaju wyróżnienie w jego chorym świecie, więc trzeba było się z tego cieszyć lub się tego obawiać.. Gabriel przygarnął ją delikatniej do siebie i zaczął ją całować namiętnie dając się ponieść fali emocji, pożądania i podniecenia. Niech się dzieje, co chce, bo w końcu tylko raz się żyje, a może już nie dożyją jutra? Lepiej chyba jak, by umarli wspólnie we własnych ramionach niż gdzieś osobna zostawiając dziewczynę z myślą „Mogła go mieć, dlaczego byłam taka głupia?” No cóż on nie zwykł się czymś takim przejmować. Dawał tą jedną szansę tej jednej na milion i, jeśli ona nie zechce z niej skorzystać to przecież prosić nie będzie, bo on to Gabriel chłopak, który przejdzie korytarzem i będzie miał w zastępstwie za nią inną, która będzie spragniona jego spojrzenia i mu nie odmówi. Więc, po co żałować, iż się podjęło tą złą decyzję? Lepiej żyć chwilą i niczego nie żałować! To Kolenda bez pardonu! Chociaż niekiedy trzeba się zastanowić w czyim jest się domu…
Zamruczała jak kotka, przygryzając delikatnie jego wargę. W tej chwili była cała jego i gdyby nawet kazał jej skoczyć z wieży, zrobiłby to bez wahania. Mogłaby wyjawić mu wszystko. Powiedzieć mu o swoich rodzicach, którzy zginęli, a których nawet nie pamięta. O dyrektorze, który pomimo, że coś wie, to nie kwapi się aby to wyjawić. Być może wspomniałaby również o swoim znamieniu w kszałcie węża, który zwija się w pętlę nieskończoności, na jej prawym ramieniu. Wyznałaby jak wielką pustkę ma w sobie, ponieważ nawet nie wie skąd pochodzi, jak straciła rodziców, czemu musiała wychowywać się w mugolskim domu dziecka. Czy gdyby podzieliła się tym z kimś, to było by jej lżej? Zsunęła z niego koszulę. Widok był zachwycający. Jej dłonie poczęły wędrować, po nagim torsie chłopaka. Oddawała pocałunki, z niemałą zaciętością. Drżała pod wpływem jego dotyku. Działał na nią. Gabriel cholernie na nią działał. Na podłodze stało już kilka pustych butelek, a An była już lekko wstawiona. - Powiedz mi, dlaczego ty nie masz dziewczyny? Hmm? Jesteś cholernie seksowny.- wyszeptała pomiędzy pocałunkami.
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Marco może i nie był zbyt wielkim fanem Quidditcha, jednak tak wielkiego wydarzenia, jak mecz rozpoczynający rozgrywki Juniorów, w dodatku dwóch przyjezdnych drużyn, nie mógł przepuścić. Nic więc dziwnego, że pojawił się na trybunach, zresztą jak większość nauczycieli i pracowników Ministerstwa Magii, od których aż się roiło w Hogwarcie po ostatnich wydarzeniach. Jednak nie można wcale winić tego pełnego energii wyjątkowo młodego profesora, że na ławeczce aż go nosiło, dlatego też przechadzał się po trybunach, jednocześnie przy wykorzystaniu swojej podzielnej uwagi patrolując sytuację wśród kibiców i spełniając swój nauczycielski obowiązek. Proszę sobie wyobrazić, jakie było jego zdziwienie, gdy zupełnie przypadkiem usłyszał jakże niemoralną propozycję wypowiedzianą pod adresem pewnego studenta, przez nikogo innego, jak właśnie młodziutką wychowankę jego domu! W pierwszym momencie pokręcił głową z niedowierzaniem i lekkim rozbawieniem, ech ech jaka dziwna była dzisiejsza młodzież, jakieś nieprzyzwoite żarciki sobie robią, ale już chwilę później stał osłupiały, bowiem dwójka gołąbeczków zwinęła się z trybun w tempie ekspresowym zaledwie przy jednym z pierwszych podań kaflem! O nienienie, tak tego nie zostawi! Całkiem dobrze, że nie był dzikim fanem, gdyż mógł zaledwie z lekkim żalem, a nie z pękającym sercem, także opuścić kibicujących i udać się śladem tej dwójki. Dalej nie chciał wierzyć w to wszystko, dlatego nie zatrzymał ich niezwłocznie, a postanowił poczekać na rozwój sytuacji – może idą do spiżarni wyjadać czekoladę pod nieobecność innych? Ale nie, życie jest okrutne, nabrali zapasów alkoholu tak przerażających, że można by nimi upić połowę dormitorium, po czym ruszyli do Sali Marzeń. Jak romantycznie! Już miał tam wkroczyć, kiedy na korytarzu złapał go jakiś uczeń i zaczął wypytywać o zadanie domowe z ostatniej lekcji. Ramirez wytłumaczył wszystko cierpliwie, po czym z lekkim opóźnieniem otworzył drzwi, by ujrzeć prawdziwy Babilon, puste butelki, obściskujących się uczniów i w ogóle dramat! - WPROST NIE MOGĘ W TO UWIERZYĆ! – ryknął na wstępie niesamowicie wzburzony tym wszystkim, jednocześnie odpychając gołąbeczki na boki zaklęciem. – Pomijam fakt, że wychodzenie zaraz na początku meczu może zostać odebrane przez naszych gości jako obraźliwe, bo w dzisiejszych czasach ignorancja jest na porządku dziennym. Zrozumiałbym, gdybyście wrócili do zamku, żeby się uczyć. Jednak to już jest koniec świata! – wyrzucał z siebie pojedyncze słowa, wchodząc do pokoju i trącając butem pustą butelkę. - Panno Blackwood, ma pani dopiero CZTERNAŚCIE LAT, to jest co najmniej nieprzyzwoite i niesmaczne, co pani wyrabia. Jest pani wychowanką Ravenclawu, moją wychowanką, zawiodła mnie pani bardzo. A pan, panie Lacroix, tak bardzo lubi obmacywać małe dziewczynki? Może porządny szlaban uzmysłowi panu, że jest to patologia i łamanie prawa, które zezwala na obcowanie seksualne dopiero od piętnastego roku życia, panie Lacroix, w świetle tego prawa jest pan pedofilem i mógłby pan trafić do więzienia, CZY JEST PAN TEGO ŚWIADOMY? Nie, nie, jeden szlaban to za mało, dostanie pan dwa szlabany. Zgłosi się pan do profesora Chaldiego. I pani, panno Blackwood też, dostanie pani dwa szlabany, może wtedy uzmysłowi pani sobie, że lepiej się uczyć, niż wypychać sobie stanik, udawać starszą i głupszą i wyrywać studentów. Pani też się zgłosi do profesora Chaldiego, ale zadbam o to, żebyście szlabany odbywali w inne dni. I ODEJMĘ WAM PO TRZYDZIEŚCI PUNKTÓW. Szkoda, że Slytherin jest bliski zera, ale zadbam o to, żeby w późniejszym czasie owe punkty zostały wyegzekwowane. SKANDAL, PATOLOGIA. SĄ PAŃSTWO Z SIEBIE DUMNI? – mówiąc to wszystko, okrążał salę i ową uroczą dwójkę nerwowym krokiem, wymachując rękami i pocierając co chwila skronia. Roveno, jakże on chciał, żeby to wszystko okazało się być tylko durnym snem!
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel bawił się w najlepsze, kiedy to wszedł nauczyciel i wszystko zepsuł. A już miało być tak ciekawie! No nic znowu mu się oberwie i kolejny szlaban do kolekcji. Smuteczek. A przecież obiecał sobie, że przynajmniej przez tydzień żadnego nie dostanie! No i znowu mu w życiu nie wyszło… To chyba stanie się jego motto życiowe. Gabriel patrzył się na nauczyciela z wielką uwagą, chociaż prawdę mówiąc przestał go słuchać po słowach „Panno Blackwood…” Zapytane teraz, o czym był dalszy tekst za cholerę, by nie znał odpowiedzi! Nie słuchał go i jego (jak przypuszczał) Całego wywodu, chociaż patrzył się na niego z wielkim zainteresowaniem nawet nie udając skruchy, bo po pierwsze miał to gdzieś zaś po drugie i tak, by to nic nie dało, więc, po co tracić czas i umiejętności na coś takiego? Gabriel spojrzał się na niego zdziwiony. - Tylko dwa? – Zapytał niedowierzając własnym uszom. – Tylko trzydzieści? – Jeszcze raz zapytał. Na naprawdę mógł się bardziej postarać! Mógł już pojechać po całości i zając jego cały rok szkolny szlabanami a tak to dupa, lipa. Szkoda. Smuteczek. Gabriel wziął z podłogi swoją koszulę i założył ją na siebie wzruszając przy tym ramionami. Dziewczyna i tak zrobi to , co będzie chciała zrobić z, nim czy z kimś innym cóż to za różnica? Chociaż prawda nie miał pojęcia, że ma czternaście lat i, gdyby wiedział nawet, by jej nie dotknął, ale cóż to zmienia? (Nie spojrzałem na wiek postaci. Sorki.) Sądził, że wywoła w niej skruchę i poczucie żalu? No cóż w niej być może, ale nie w, nim na to było za późno o kilka lat. - Dobra to idę. – Powiedział mijając nauczyciela. – Do widzenia panie… - Gabriel urwał starając się przypomnieć jego nazwisko, ale bezskutecznie. - Profesorze. – Dodał nieco głupkowato i wyszedł. Dla niego dzień był jeszcze młody a impreza dopiero się rozpoczęła! Że miał się wstawić u nauczyciela na szlaban? Żeby słuchał przynajmniej, do jakiego i, kiedy to może z nudów, by się tam zjawił a tak to… I znowu w życiu mi nie wyszło… Gabriel zaśmiał się cicho i zniknął gdzieś na korytarzu.
Stała lekko zdezorientowana i oniemiała. Nie odpowiedziała nic. Tępo wpatrywała się w Gabriela. W pewnym momencie miała ochotę się nawet roześmiać. Noe wiedziała czy to wpływ alkoholu, czy może to, jak zabawnie w tej chwili wyglądał nauczyciel. Odetchnęła głęboko i nawet zbyt dokładnie nie przysłuchiwała się temu co mówił profesor. - Eeee...- wydusła z siebie.- Więc idę po ten szlaban.- mruknęła i ruszyła w stronę wyjścia. W tej chwili była jakoś obojętna na wszystko. Dostała szlaban- trudno, nie pierwszy, nie ostatni. To mogło być dziwne ale nawet noe było jej przykro ani wstyd. Odrzuciła włosy na plecy i wyszła rzucając za sobą krótkie " Do widzenia".
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Tak tak, ach ten zły nauczyciel, co on sobie myślał, tak wchodzić i bezczelnie przerywać zabawę innym. Doprawdy, nie do pomyślenia, powinni go gdzieś zgłosić i się poskarżyć, jak on śmiał! Marco był niesamowicie wzburzony. On się tu produkował i mówił ważne rzeczy, a ten chłopaczek stał z przygłupim uśmiechem, świadczącym o tym, że w jego głowie jest zupełna pustka. - To, że twój dom jest tak żałosny, że nie ma żadnych punktów, które można by odjąć, to zasługa takich szumowin jak ty, więc nie bądź sztucznie zdziwiony, chłopczyku. Ale masz rację, dwa szlabany nie wystarczą. Zapraszam waszą dwójkę do naszego nowego gościa z Ministerstwa Magii, Benedicta Zausera, on wam idealnie wyjaśni, jak się prostuje patologię i co się robi z tymi, którzy łamią prawo. – tak tak, Benedict będzie idealny. Ramirez widział go zaledwie kilka razy, ale nasłuchał się trochę o jego dokonaniach i wiedział, że facet nie daje sobie w kaszę dmuchać. A poza tym wyglądał dość przerażająco. - Dokąd idziesz? Do okienka ustawić się w kolejkę? Chyba się nie rozumiemy, panie Lacroix, pójdzie pan sobie dopiero jak panu pozwolę. Pani też się to tyczy, panno Blackwood. – przerwał zniecierpliwiony. W tym samym momencie zamknęły się drzwi z hukiem, a wyjście zasłoniły płonące kraty. Tak tak, kochani, zaklęcia bezróżdżkowe. – Trochę szacunku do grona pedagogicznego. Pokory. Na głupocie i durnych odzywkach daleko nie zajdziesz, paniczyku, a twoje miny nie zrobią na nikim wrażenia, zachowaj je więc dla siebie i swojego odbicia w lustrze. Pewnie jesteście zbyt aroganccy by wiedzieć, że od jakiegoś czasu szkoła rzadziej przymyka oko na podskakiwanie nauczycielom, nawet przyjezdny został za to ukarany. Dlatego też zostajecie na tydzień zawieszeni w prawach ucznia. Tydzień wolnego, pomyślicie? Otóż zburzę wasz idealnie ułożony świat, to naprawdę jest kara, zostanie to odnotowane w waszych papierach i możecie się pożegnać z wielkimi planami na przyszłość. Nawet czysta krew i rodzice szychy nie załatwią wam ciepłej posadki w Ministerstwie ani żadnego innego ważnego stanowiska, gratuluję przegranego życia. – z tymi słowami zwracał się głównie do Gabriela, bowiem to on jako wychowanek Slytherinu miał poprzewracane w głowie i traktował siebie samego jako jakiegoś wielkiego pana. Nawet biednych skrzatów pracujących w Hogwarcie, które przecież zostały wyzwolone jeszcze przed drugą bitwą o Hogwart. – Czy teraz wszystko już jasne? – zapytał na koniec tonem sugerującym ostateczne zamknięcie jadaczek. Brawa, doprowadzić uroczego Ramireza do takiego stanu!
Tak jak wcześniej w przypadku Charlesa i Filipa naskakującego na Adena Morrisa, przez ten tydzień zawieszenia w prawach ucznia macie zakaz pisania na terenach szkolnych, zostajecie odesłani do domów. Jeśli napiszecie gdzieś w tym czasie, dostaniecie ostrzeżenie.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel patrzył się na to wszystko niewzruszony. No, no, ale sztuka! Trzeba było przyznać, iż zaklęcia bezróżdżkowe zawsze robiły na Gabrielu wielkie wrażenie. Jeden zero dla profesora! Brawa dla tego pana! Tylko pytanie czymże jest ta sztuka w konfrontacji z jego? Heh niczym. Po co umieć rzucać zaklęcia niewymagające różdżki, skoro i tak Gabriel mógł poznać każdą jego myśl, każdą emocję obecnie, nim targającą a biedny profesor nie będzie miał o tym zielonego pojęcie. Smuteczek. Lepiej go nie denerwować, bo może kiedyś dogłębnie poszukać w twojej pięknej, brazylijskiej główce odrywając twe sekrety, które wolałbyś zachować tylko dla siebie. Lecz się nic nie bój! Gabriela nie można tak łatwo wyprowadzić z równowagi jak ciebie! Bierzesz wszystko zbyt dosłownie i postępujesz zbyt emocjonalnie. Naprawdę wrzuć na luz chłopie! Gabriel nie jest durniem i w porę wyhamuje a ty nie sprawdzaj tego, kiedy nerwy wyładuje. Chłopak zaśmiał się wesoło i przeczesał ręką włosy. Słowa profesora naprawdę go bawiły. Po pierwsze on i tak dostanie to, czego będzie chciał. Ciepłą posadkę w Francuskim Ministerstwie, czy też w firmie swego wuja. Mała szrama na jego przeszłości miałaby mu cokolwiek zablokować? Nie w tym świecie. Nie tym razem, ale spokojnie możesz spróbować, kiedy indziej a nóż ci się uda! Zresztą tak na marginesie Gabriel nie marzył o wielkiej karierze. Strzał i pudło profesorze! Hehe. On miał inne marzenia, chociaż jeszcze nieukształtowane to kompletnie niezwiązane z ministerstwem, czy też tą „Wielką i świetlaną karierą.” No, ale cóż są ludzie, którzy nie widzą niczego innego jak nauczanie w szkolę lub pracowanie w ministerstwie. Świat jest taki duży i ma tyle możliwości a oni ograniczają się, zaledwie do dwóch. Brawa! - Dziękuje. – Powiedział kłaniając się nisko na ów gratulacje od profesora. Ech i po raz kolejny został włożony do jednej szufladki z innymi a mało tego po raz kolejny natrafił na nauczyciela, który nie miał za grosz cierpliwości, porządnych argumentów i niepanujący nad sobą a muszący udowodnić swą siłę nad uczniami. Czy to jakieś kompleksy wobec uczniów wami kierowały? Zazdrościcie, im czegoś, że przy każdej okazji musicie się na nich wyżywać? Normalnie jak, by powtórka z rozrywki, gdy to nasz kochany nauczyciel od eliksirów kazał, im zrobić eliksir tojadowy i będąc tak wspaniałomyślnym, by nie podać receptury ani jak się go waży, a potem z zadowoleniem stwierdzając „Nie, nie, nie.. Jesteście idiotami” Brawa dla kolejnego profesora tejże wspaniałej szkoły! Pozdrawiamy serdecznie! - To już wszystko? Czy teraz za kare mamy skakać przez okno? – Zapytał spokojnie wskazując palące się drzwi i okno. Może miał coś jeszcze do powiedzenia? No cóż posłuchajmy..
Ukarany pisaniem na forum za wykroczenie fabularne? Doprawdy? Toż to brzmi jak kiepski żart… Spoko. Mam tylko nadzieje, że będziesz tak łaskaw/a i nie wliczysz w to moich wcześniejszych wątków.
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Niewzruszony Gabriel wyglądał prawie że posągowo, naprawdę aż może warto byłoby go zmienić w kamień, żeby zachować tak piękny widok dla potomnych. Szkoda, że Lacroix był zbyt wielkim ignorantem, może wtedy ogarnąłby, że ma przed sobą kogoś, kto ma trochę więcej umiejętności niż jakaś zastraszona przez uczniów młodziutka nauczycieleczka świeżo po studiach, przecież on, Marco Ramirez, ukończył szkołę trzy lata wcześniej niż wszyscy, animagię opanował w wieku piętnastu lat, od zawsze wszystko przychodziło mu bez najmniejszego wysiłku. Ale oczywiście pan świata Gabriel Lacroix był przekonany, że jego raczkujące próby włamywania się do umysłów, które szumnie nazywał legilimencją, zrobią na nim wrażenie. Niedoczekanie. Ale proszę, śmiało, włam się do jego umysłu, a zostaniesz wykryty szybciej niż ci się wydaje, to nauczyciel, na gacie Merlina, a nie czternastolatka. - Jeszcze cię stać na teatralne gesty, pozazdrościć poczucia humoru. – pokręcił głową z dezaprobatą. Cierpliwości miał aż nadto, jego kolega po fachu, Farid, już dawno użyłby jakiś wymyślnych zaklęć, które z pewnością przemówiłyby do chłopaka. Ale Ramirez był inny, on nie chciał nikogo złamać, on chciał po prostu przekonać innych do swoich racji. Ale jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak one, czyż nie? Takie są oto efekty. Brak argumentów? To chłopak podskakiwał jak pchła na grzebieniu nie wiedzieć z jakiego powodu i na jakiej podstawie. Został zatrzymany na łamaniu międzynarodowego prawa, sprawa powinna zostać skierowana od razu do Ministerstwa, a on zachowywał się kompletnie irracjonalnie. Czego Marco miałby zazdrościć? Nie za bardzo wiem, czemu ma służyć porównanie do warzenia eliksirów, ale w żadnym wypadku nie chodziło o wyżywanie się. Trochę realizmu, błagam. - Jest pan przecież tak zdolny, że nie stanowi to dla pana żadnej trudności, prawda? – zapytał, kiedy Lacroix wymyślił sobie skoki przez okno. O ile brzmiało to kusząco, byłyby tego konsekwencje. Różdżki Gabriela i Anabeth poszybowały w stronę wyciągniętej ręki Ramireza, a dookoła nich pojawiły się płonące klatki. Oddzielne. Koniec ruchanka na dziś, moi kochani. – Nie, poczekacie sobie na Aurora, który zabierze was na waszą karę. Niedługo przyjdzie. I nie sarkajcie, kiedy już wyjdę, milczenie jest złotem. – dodał, zakładając ręce na wysokości piersi. W tym samym momencie ta dwójka mogła poczuć, jak ich aparaty mowy zostają wyłączone z użytku, tak, języlep. Już dość się nagadali. – Życzę miłego popołudnia, upojnych chwil z Benedictem i więcej rozwagi. – oznajmił, po czym cofnął zaklęcie blokujące drzwi i wyszedł.
Nie na forum, tylko w obrębie szkoły. I to nie żart, Charles i Filip też zostali tak ukarani, pisali w Londynie, a karę z Faridem odbyli w Hogsmeade. Nie jest więc to kara na nowe wątki, tylko na miejsce. Ale nie, wcześniejsze wątki też się wliczają. Musisz je przerwać na czas zawieszenia. I tak na marginesie, kolory w dopiskach są zarezerwowane dla prefów, a ja czytam grzecznie wszystko i na te białe też zwracam uwagę ;)
Patrzyła na wszystko z boku i nie odzywała się. Żadne sztuczki nauczyciela nie robiły na niej wrażenia. Opadła na jedną z poduszek i oparła głowę o chłodną ścianę.Kiedy nauczyciel wyszedł parsknęła śmiechem. A raczej chciała to zrobić, jednak przez zaklęcie, które rzucił na nich profesor, nie mogła poruszyć ustami. Zapadła więc głucha cisza. Patrzyła przepraszająco na Gabriela. Chciała go przeprosić i mieć nadzieję, że nie będzie na nią zły. Zawieszenie? Czyli wraca do Nowego Jorku. Co do jej przyszłości to była pewna, że mimo wszystko zostanie aurorem. Przecież to sobie postanowiła, kiedy tylko przybyła pierwszy raz do Hogwartu! Śpoewająco zda wszystkie testy a potem będzie genialnym aurorem! A gdyby tak zatrzymać się gdzieś w Londynie? Przez ten wolny tydzień mogła by poćwiczyć trochę swoje metamorfomagiczne zdolności. Zawsze mogła też zaopatrzyć się w kilka ksiąg z biblioteki. Jedno było pewne, nudzić się noe będzie. Zastanawiała się jaki będzie owy auror, ale niestety chyba wiedziała o kogo chodzi.
Oj tam że Casper się wściekał o Joshuę w ostatnim liście. Trochę nam się czas zapętlił, więc trzeba przenieść do zdarzenie wstecz, ale to chyba mój najmniejszy problem. W ogóle miałam na ten tydzień ograniczyć wątki, pokończyć pozaczynane i wstrzymać się z rozpoczynaniem nowych a tu proszę, piszę już drugiego posta rozpoczynającego. GOD DAMN IT. Przez was nie zdążę z projektami, nie zaliczę sesji i w ogóle mnie wywalą ze studiów. Dzięki wielkie! Znowu mi tu wyskakuje naiwność Ventury, bo halo, ja bym się nie zgodziła na masaże cycków, niezależnie od tego czy byłby to facet heteroseksualny, biseksualny czy homoseksualny. Dopóki nie pokazałby mi certyfikatu z fizjoterapii albo kursu masażu, nie tknąłby mnie poniżej szyi bez ryzyka stracenia dłoni. No chyba że byłaby pijana, on byłby samczym, wydziaranym drwalem a ja wyjątkowo napalona, ale przecież w takiej sytuacji Binnie obecnie się nie znajdowała, więc jej zachowanie można uznać za karygodne i adekwatne do jej koloru włosów. W każdym razie święcie przekonana o niewinności zamiarów Joshuy, Bins ruszyła dziarsko na umówione miejsce, nie bardzo się orientując właściwie gdzie ono jest. Pomóc pomogła jej Ari, która chyba znała wszystkie zajebiste miejsca w Hogwartcie. Nie wspomniała tylko koleżance, że aby dostać się do Sali Marzeń, musi przejść przez nieco mniej przyjemne miejsce. Ventura o mało w portki ze strachu nie narobiła. Szczęśliwie udało jej się jakoś dostać na umówione miejsce, mimo roztrzęsienia i stanu bliskiego łez. Joshuy jeszcze nie było, toteż nawet nie mogła się na nim wyżyć i skopać mu tyłka za niepoinformowanie o przeszkodach, jakie napotka na swojej drodze. No, ale strach minął jak ręką odjął, kiedy już dostrzegła piękno sali, w jakiej się znalazła. Wodospady były przeurocze a ich szum przyjemnie koił zszargane nerwy. Dziewczę rozsiadło się na jednej z poduch, leniwie przesuwając wzrokiem dalej, aż trafiło na zwierciadło. Ain Eingarp było jej znane, ale wcześniej nie miała okazji się w nim przeglądać. Nietrudno odgadnąć, że sierotce ukazali się oboje nieżyjący rodzice. Mimo że zmarli oddzielnie, nie będąc razem, w lustrze jawili się jako idealne małżeństwo. Był nawet Oz, czyli rodzinka w komplecie. Mimo chęci, biedna nie była w stanie oderwać wzroku od tafli, jak gąbka chłonąc obraz, póki jeszcze mogła.
A co w ogóle interesował Joshuę jakiś tam Casper, na Merlina! Jakby Joshua przejmował jakimikolwiek ludźmi. Poza tym widzisz jak Ci wyszłam z pomocną dłonią z tym nieodpisywaniem? Na pewno wszystko pięknie pokończyłaś! Joshua miał większy problem niż naiwność Binnie: kompletnie nie znał się na masażach. Pomijając traktowanie ich jako gry wstępnej! Tu był mistrzem, zwłaszcza jak był pijany. Poza tym Joshua miał w sobie coś, co miał też drwal! Lubił rozwalać wszystko wokół i okropnie się z tego cieszył. Nie pamiętam dokładnie, czy miał tatuaże, ale to chyba miała być jedyna postać bez tych ozdobników więc jeden wielki smutek. Jednak musimy tu zaznaczyć, że Joshua sam hodował sobie w magicznym kuferku własną, wspaniałą, a przede wszystkim magiczną, roślinkę do „papierosów”. Nie wiem kompletnie jak ma wyglądać ten wątek i w sumie chętnie bym pospała, ale boję się, że już w ogóle będziesz na mnie krzyczeć, więc posłusznie piszę! Oczywiście znajomość zamku Joshui ograniczała się do wyszukanych Sal. Ktoś coś wspomniał mu kiedyś o takiej Sali Marzeń, to dlaczegóż miał nie spróbować? Dopiero później, gdy po otrzymaniu dokładnych instrukcji jak tam iść, zorientował się, że to nie jest takie proste. Ten jednak się nie bał, w końcu sam miał nieźle narąbane we łbie, aby bać się jakiś kukiełek! Swoją drogą, miał troszeczkę przerąbane bo na kółeczkach prowadził walizkę i przez liczne przeszkody, klął jak szewc, bo przecież jak miał ją zmieścić? Czuł się jakby co najmniej walczył o życie. Drzwi do Sali Marzeń otworzyły się, a w nich na początku pojawiła się wspomniana walizka, a potem dopiero do akcji wkroczył brunet. Odstawił ją na bok, głośno oddychając. Gdy zauważył Binnie przy zwierciadle, aż się zaśmiał. - Widziałaś tam, że nadchodzę czy coś innego równie ciekawego dostrzegłaś? – spytał, zostawiając swój bagaż tuż przy drzwiach, bo obawiał się, ze złota woda zaleje mu same cenne skarby. Wtedy podszedł do Binnie, lekko obejmując ją od tyłu na powitanie. Szybko jednak puścił, biorąc pod uwagę, że w sumie może mu chcieć przywalić! - Jak się czujesz, Ventura?
No tak właściwie to nie pokończyłam, bo dopiero rozpoczęłam, ale niech będzie, że mi naprawdę pomogłaś. Zwłaszcza, że muszę cały czas pamiętać, że nasz wątek jest ustawiony w czasie przed tym wątkiem z Casprem, w którym to chyba swoją drogą właśnie wyszło, że zaobrączkowałam Binnie. No nie, do końca zaobrączkowałam, bo to brzmi zbyt oficjalnie, ale statusu wolnej też jej więcej przydzielać nie można. I to tak ani troche, bo znając temperament Villiersa, pozabija każdego, kto spróbuje dotknąć jego dziewczynę. W co ja się wkopałam... Co prawda jeszcze sama również nie doszłam do tego jak też ten wątek ma przebiegać, ale yolo! Myślę, że spokojnie możemy iść na żywioł i zobaczyć, co z tego wyniknie. Co prawda weny brak, ale muzyka z największych musicali mi nieco pomaga. Zatem jedziemy dalej! Binnie kompletnie nie zwróciła uwagi na Joshuę, a tym bardziej na jego walizkę, zbyt pochłonięta przez idylliczny obraz, jaki jawił jej się w zwierciadle. Oprzytomniała dopiero w momencie, kiedy chłopak zaszedł ją od tyłu, wyraźnie ograniczając jej przestrzeń osobistą. Wyraźnie spięła się, zerkając kątem oka na Williamsa, po czym pośpiesznie wracając wzrokiem do lustra jakby chciała upewnić się, czy przypadkiem jej kolega nie dostrzegł w tafli tego samego. Jakoś z głowy wypadła jej w tym momencie myśl, że owo lustro pokazuje każdemu jego własne pragnienia, nie innych. Rozluźniła się dopiero w momencie, gdy zorientowała się, że obraz w zwierciadle zniknął, a Joshua najprawdopodobniej nic nie dostrzegł. O ile w ogóle patrzył w tamtą stronę. - Och, Joshua nie słyszałam jak wchodzisz! - mruknęła, nie mając nawet okazji odwzajemnić uścisku, bo chłopak już dawno temu ją puścił. Taka z niej zorientowana osoba! - Można powiedzieć, że doszłam już całkowicie po twoim nokaucie. Chociaż nie kryję, że moja duma całkiem poważnie została przez ciebie nadszarpnięta i nie wiem, czy kiedykolwiek się po tym pozbieram. - odparła, odwracając się od lustra i zapominając o nim kompletnie w momencie, gdy jej wzrok spoczął na wspomnianej wcześniej walizce, którą Williams za sobą - a właściwie przed sobą - przytaszczył. Już postąpiła krok w jej kierunku z wyraźnym zamiarem sprawdzenia jej zawartości, kiedy przypomniała sobie, że w cudzych rzeczach nie wypada grzebać bez pytania. Zatem usiadła jedynie na owej walizie, stukając w nią pięścią, jakby miała zamiar sprawdzić czy aby przypadkiem nie jest pusta, po czym zerknęła na Dżosza z wyraźnym zaciekawieniem. - Co to?
Och, ale świetnie to rozegrałaś! Nie ma to jak zaklęci w czasie! Joshua z własnego, dobrego serduszka chciał pomóc pannie, a tu wisi nad nim demon w postaci oberwania od Villersa. Swoją drogą, czy naprawdę i na tej postaci będę musiała hejtować biednego Caspera? Szczególnie, że Joshua nie będzie specjalnie pocieszony, gdy dowie się, że Binnie została w okrutny (dla niego oczywiście) sposób zaobrączkowana. Zniósł by każdego, ale z drużyny. Nie jakiegoś wypierdka ze Slytherinu, którego sława wyprzedza wszelkich Casanovów w Hogwarcie. Piękny wątek nam się zapowiada, nie ma to tamto! YOLO. Joshua taki człowieczek, którego jedynym marzeniem było złapać wolność za rogi, nie widział za wiele w lustrze. Może było to spowodowane obecnością Ventury? Dziwił się, czyż nie powinien trzymać jakiegoś pucharu albo niesamowicie nowoczesnej miotły? Obraz nagle zaczął stawać się jakby wyraźniejszy. Wcześniej odbiła się tylko pusta lustrzana tafla. Teraz znów trzymał w lekkim uścisku Binnie, a obrączka mi błyszczała na palcu. Nie mógł tego zrozumieć, czy to jakieś swawolne żarty? Krzyknął aż, odskakując od lustra, padając przy tym na podłogę. - Zaczarowałaś je na siedmiu gnomów?! – warknął, oddychając ciężko. Wizja zaobrączkowanego palca była straszniejsza niż wszystko w Komnacie Strachu razem wzięte. Przygryzł dolną wargę, próbując zebrać się w sobie. Co za paskudne lustro! - Na pewno coś jest z nim zrobione, bo to niemożliwe, wierutne kłamstwo! – mruknął pod nosem, wstając z powrotem. Otrzepał się, zastanawiając się, co on tu do diabła robi. Przecież nie powie jej tak podle: dobra to co ściągasz bluzkę? Aż takim dupkiem nie był. Na trzeźwo. Chrząknął, odwracając się do Binnie. Ach, tak, bludger. Sam nie wiedział, co w niego wtedy wstąpiło. Może powinien ją przeprosić? Nie powinien grać z członkami własnej drużyny, ale od kiedy inna się nim zainteresowała, wciąż rozważał odejście. - Myślę, że znam sposoby, aby poprawić ci humor, jednak będziesz musiała mi zaufać – zaśmiał się, podchodząc do walizki. Och, cóż ona nie kryła! Joshua praktycznie nosił w niej cały swój dobytek. Tak fajniejszy dobytek. Włączała się w to wspaniała hodowla roślin, alkohol oraz niezbędne dla niego przedmioty do masażu. Nawet czarodziejski atrament i pióro. - To mój sekret, wiesz… Same wspaniałe rzeczy do masażu, kilka… butelek. Chociaż jak widać również może służyć ci jako super siedzenie! – podsunął się do Binnie. Chwycił za kostki dziewczynę tak, że wylądowała na jego kolanach, a on miał doskonały dostęp do walizki. Otworzył jej wieko. - Aj, ale ja nie wiem, czy ty możesz na to wszystko patrzeć! – dodał, kręcąc głową. Trzymał drzwiczki od walizki tak, aby nie mogła zobaczyć, co tak naprawdę jest w środku.
Generalnie rzecz biorąc to w przeciwieństwie do tego co myślałam, Binnie podobnież jeszcze nie jest zaobrączkowana, bo dla Caspra takie oświadczenie to za mało by uznać prawdziwy związek, więc yolo! Niech sie dzieje co chce, hulaj dusza piekła nie ma i tak dalej. W ogóle przepraszam za jakość postu, ale naprawdę, naprawdę ostatnimi czasy słabo idzie czarowanie. Rozwaliłaś mnie z tą wizją Joshuy! Dorotka nie spodziewała się tak gwałtownych ruchów, toteż kiedy chłopak odskoczył, przy okazji najwyraźniej potykając się o własne nogi, Binnie podskoczyła, z zaskoczeniem wlepiając wielkie oczy w Dżosza. I o mały włos nie parsknęła śmiechem widząc jak czerwony ze złości na twarzy Williams próbuje podnieść się na nogi. Nawet wyciągnęła w jego kierunku dłoń, chcąc mu pomóc, jednak ta okazała się zbyteczna, bowiem biedak już sam pozbierał się do kupy. - Z tego co wiem, to to lustro ukazuje najgłębsze pragnienia tego, kto w nie patrzy. Ja z nim nic ni zrobiłam. - rzuciła, jednocześnie będąc szalenie ciekawą, co też mogło być tak wstrząsającego w wizji Joshuy, że zareagował aż tak gwałtownie, przy okazji wściekając się właśnie na nią. Wrodzona ciekawość znowu wzięła górę nad dobrym wychowaniem i rozsądkiem, toteż Binnie już po chwili wyrzuciła z siebie oczywiste pytanie: - Co zobaczyłeś w lustrze? No myślę, że gdyby Joshua po prostu kazał jej ściągnąć bluzkę, to momentalnie zarobiłby w głowę. Nie żeby Bins była aż taką cnotką, ale mimo wszystko tak się zwyczajnie NIE ZWRACAŁO do koleżanki z drużyny. Tak to mógł sobie mówić do swojego faceta czy tak dziewczyny, nie mam zielonego pojęcia kogo w tym momencie Joshua ma, o ile jeszcze w ogóle ma. W ogóle Binnie jest jakaś taka nawet poukładana, więc mnie teraz zaczyna zastanawiać, dlaczego skusiła się na romans z kimś pokroju Caspra Villiersa, mimo iż nie raz i nie dwa ją przed nim ostrzegano. Niby wszystkie mamy słabość od złych facetów i liczymy na to, że przy nas się zmienią, ale bez przesady. No nic, przynajmniej będą dramy! - Och, gdyby nie to, że ostatnio tak widowiskowo zwaliłeś mnie z miotły, bez zastanowienia odparłabym w tym momencie, że przecież ci ufam w stu procentach! W końcu jesteśmy w tej samej drużynie i znamy się nie od dziś, jakże mogłabym ci nie ufać? - odparła, usilnie próbując się nie uśmiechnąć. - Z drugiej jednak strony skąd mam wiedzieć, czy tym razem też w jakiś sposób mnie nie znokautujesz. Widzisz? Zniszczyłeś moje zaufanie i wcale nie będzie tak łatwo go odbudować. - Dorotka nie była ani trochę zła na Williamsa. Właściwie to mimo urażonej dumy, nigdy nie żywiła do niego urazy. W końcu dobrowolnie zapisała się na zawody i musiała liczyć się z tym, że prędzej czy później ktoś może ją poważnie uszkodzić. I to też nie Joshuy wina, że zostali sparowani. Tak po prostu wyszło. Jednak nie mogła sobie odmówić przyjemności droczenia się z nim. Wciąż nie do końca jestem w stanie wyobrazić sobie jak miało wyglądać to lądowanie Binnie na dżoszowych kolanach, ale załóżmy, że tak też było, co dziewczę przyjęło z okrzykiem zaskoczenia w momencie, gdy straciło równowagę. Z szoku nie wyszła nawet w momencie, gdy równowagę odzyskała, podpierając się dłońmi o pierś Josha. Najwidoczniej on w przeciwieństwie do Dorotki kompletnie nie przejął się tą nagłą bliskością, bo totalnie nieskrępowany, z dziewczyną siedzącą na jego kolanach, przetrzepywał zawartość swojej walizki, paplając coś tam bez większego dla niej sensu. Dorotce chwilę zajęło, nim przytomniała na tyle by zsunąć się z jego ud i usiąść obok na ziemi.Nie słyszała większości tego, co do niej mówił, bo chyba była zbyt pochłonięta przyglądaniem się z bliska oczom Joshuy (a musiała przyznać, że miał nad wyraz atrakcyjne oczy), ale na pewno usłyszała, że nie może na coś tam patrzeć. A to stwierdzenie naturalnie zadziałało na Binnie jak płachta na czerwonego byka, momentalnie ją rozjuszając. - Jak to nie mogę! - zaperzyła się, momentalnie zaglądając chłopakowi przez ramię. - No pokaż co tam masz!
Huehueheuehue, to obydwoje są super wolni i jeszcze większe yolo można robić. Chociaż Joshua zachował się jak ostatni dupek, ale umówmy się, jest nim. Może w zasadzie za każdym razem kiedy Joshua widział słodką, związkową sielankę to dostawał palpitacji serca tak jak to było wtedy, gdy zobaczył swoją przyszłą żonę w lustrze? Nie chodziło o samą biżuterię, w końcu małżeństwo było naprawdę dużym krokiem, na który pewnie Williams się nigdy nie odważy. On nie mógł znieść myśli, że będzie z kimś musiał rozmawiać o swoich uczuciach bądź tym, co u niego słychać. Nie był przecież normalny. Wolał wyskoczyć z magiczną walizeczką, łudząc się, że kiedykolwiek Bins mu wybaczy i nie będzie miał z nią żadnych kłótni. W końcu Joshua otrzymał propozycję, która wcale nie ucieszy Australii. Pokręcił głową, gdy tylko Binnie wyciągnęła dłoń. Na niej jeszcze chwilę temu mieściła się obrączka z Ministerstwa Magii. Obraz ten tkwił przed oczami chłopaka i nie potrafił się go pozbyć. Nawet przetarł powieki, mając ochotę zupełnie o tym zapomnieć. Gdy tylko opuścił ręce, a następnie wstał, przypomniał sobie, że oparł się o rękę, na której też znajdowała się obrączka. Wyrok, istny wyrok - Jasne, więc co, Twoja uroda je zaczarowała? – prychnął, po chwili zdając sobie sprawę, że w zasadzie mogło to się wydarzyć. On na pewno by się temu poddał, przecież była prześliczna. Ale czy zaufałby jej aż tak, aby…? Obrączka, połyskująca ozdoba na palcu serdecznym, w Anglii chyba środkowym, wciąż tkwiła mu w głowie. Czy naprawdę to lustro pokazywało przyszłość? Pokręcił głową, czysty absurd. - Najgłębsze pragnienia czy przyszłość? – spytał, nie interesując się kompletnie historią Hogwartu. W końcu ważne było, że takie coś istniało, ale nigdy tu nie był. Wiedział, że COŚ pokazuje, ale nie przypuszczał, że obrazem, który ujrzy, będzie zakończenie wolności i sielankowe małżeństwo z Bins przepełnione uśmiechem. Dobrze, że nie zobaczył dzieci, bo wtedy zszedłby na zawał. - Same głupoty, to lustro musi być zaczarowane – absurdalna myśl wirowała mu w głowie. Dlaczego jego najskrytszym pragnieniem jest ślub? Oczywiście mogła to być Bins, nie miał nic przeciwko, w końcu uwielbiał ją jako osobę. Jednak obrączka?! Zaczesał swoje włosy do tyłu, wprowadzając w nie totalny nieład. Oczywiście, że podczas masażu jest się całkowicie ubranym! Jednak trzeba tu zaznaczyć, że Joshuę niezbyt dotyczyły zakazy i nakazy. - Och, Bins, to była brutalna gra wstępna! – zaśmiał się, bo nie był w stanie wypowiedzieć prosto w jej twarz: przepraszam. To nie było w jego stylu, o ile Joshua ze swoją patologią miał jakąkolwiek ideologię. Czuł jak spina mu się gardło jak łzy wzbierają się w kącikach oczu i wypalają mu źrenice. Nie potrafił być zależny od ludzi, dziękować im za istnieje i po prostu z nimi egzystować. On musiał się bawić, nie patrząc na jakiekolwiek konsekwencje. Binnie mogłaby mu imponować tym swoim poukładaniem. Josh nie miał pojęcia o zasadach. Powinien, nie powinien – miał to głęboko gdzieś. - Widzisz, jakbym miał zamiar zrobić Ci krzywdę? Jestem tu po to, aby… sprawić Ci przyjemność i abyś więcej o tym nie wspominała. Odpowiem Ci więc, powinnaś mi zaufać – zaśmiał się, i to był chyba już moment, kiedy Dorotka znajdowała się na kolanach Josha. Och, muszę więc jeszcze raz wytłumaczyć. Skoro dziewczyna siedziała na walizce, a Williams pod nią, obok walizki to wystarczyło pociągnięcie, aby mógł ją złapać na tyle, żeby nie rypnęła kolanami o deski, a usiadła na kolanach. W każdym razie, ot co są sobie, a raczej na sobie. Zaraz ta zaczęła się kręcić, przez co Joshua aż cmoknął niezadowolony. - Naprawdę? Siedząc obok mnie, nie będę w stanie to zrobić, co mam zamiar, więc wracaj i przestań się wiercić – to wcale nie była prośba. Znów złapał Binnie za dłoń, zachęcając ją do powrotu. Uznajmy, że kochana się posłuchała! Joshua z walizki wyjął kawałek czarnego materiału i przewiązał luźno jej oczy. - Nie waż się podglądać, bo wszystko zepsujesz – szepnął, wciąż trzymając ją za dłoń. Zaraz drugą rękę położyć na jej skórze, pocierając ją nieznacznie. Mogło to doprawdy dziwnie wyglądać, zwłaszcza, że Joshua dość energicznie poruszał dłonią. Dopiero po chwili zadowolony ze swojego efektu, gwałtownie podniósł rękę, zrzucając z oczu Binnie opaskę. - Spójrz – dodał, przenosząc wzrok na skórę dziewczyny na przedramieniu. Na nim znajdował się tatuaż przypominający skarabeusza, mieniący się kolorami. Oczywiście tusz nie był trwały. Jego zadaniem było rozgrzewanie skóry Binnie, co musiała na pewno poczuć. Joshua nachylił się nieznacznie, lekko muskając ustami miejsce, w którym znajdował się tatuaż. Skarabeusz nieznacznie zaczął poruszać odwłokiem, rozpraszając brokatowy pył.
Swoją drogą do cholery czy Binnie nieustannie musi trafiać na dupków? Jak nie jeden to drugi, no cholera jasna! Znajdę jej jakiegoś glena w okularkach z Ravenclawu, który będzie w nią wpatrzony jak w jedną ze swoich cennych książek i będzie się z nią obchodził jak z białym krukiem, a nie tak bezczelnie jak wszyscy inni, o. Takiego który będzie chciał jej się zwierzać i opowiadać o swoich uczuciach. Będzie jej przynosił pancake'ki z polewą czekoladową i bitą śmietaną do łóżka i będzie jej masował stopy przed kominkiem w ich wspólnym przytulnym gniazdku gdzieś na słonecznym wybrzeżu Australii. Bo przecież oboje będą chcieli tam zamieszkać żeby móc surfować całymi dniami, a nawet nocami. W końcu surfing na nocnych falach jest o wiele bardziej ekscytujący! A w ogóle to Dżoszua też dostanie za swoje jak w końcu się wyspołuje z propozycją, jaką dostał. I nieważne, że to dla dobra jego kariery i w ogóle żeby się rozwijać i tak dalej, Bins będzie zła. Ludzie zbyt często odchodzą, a ten jeszcze zamierza odejść dobrowolnie z drużyny? I co z tego, że niekoniecznie z jej życia. Odejście to odejście i już. I biedna nawet nie chce myśleć, że prędzej czy później wszyscy będą musieli ruszyć naprzód. Ale nie wiem po co na ten temat się rozpisuję, skoro jeszcze nic takiego nie miało miejsca. - Posłuchaj siebie ciołku. Przecież przed chwilą ci powiedziałam, że nic z lustrem nie zrobiłam, bo ono jest TAKIE od zawsze, a ty mi tu wyjeżdżasz z pierdołami o urodzie. - prychnęła podirytowana niesłusznymi oskarżeniami. Niemniej niezamierzony komplement Josha mile połechtał jej dumę, toteż po chwili trochę złagodniała, uśmiechając się pobłażliwie do chłopaka. Nie wiedziała co tam zobaczył, ale jego reakcja wyraźnie wskazywała na niemożliwość pogodzenia się ze swoimi pragnieniami. - Bo to lustro jest zaczarowane. - mruknęła ponownie, nie wierząc, że chłopak wciąż nie jest w stanie racjonalnie się zastanowić. - Zaczarowane tak, żeby pokazywać najskrytsze marzenia tego, kto przed nim stoi. - dodała, siląc się spokojny, łagodny ton. Taki jakim mówi się dzieciom, że odrywanie nóżek ropuchom jest niedobre i nie wolno tego robić. W ogóle co to za opcja, że Williams nie daje jej zejść z kolan i w ogóle! O ile Dorotce było wiadomo, do masażu powinna położyć się na brzuchu na specjalnym stole, a nie siedzieć okrakiem na udach kolegi i to jeszcze przodem do niego. Nie żeby coś, ale Ventrua chcąc nie chcąc robiła się podejrzliwa. I jedynym argumentem który przychodził jej do głowy żeby uspokoić zmysły, był fakt iż Joshua był jej kolegą z drużyny i kolegą jej starszego brata, więc po prostu nie mógł jej skrzywdzić. Posłusznie zamknęła oczęta, pozwoliła sobie założyć na nie opaskę i siedziała nieruchomo, nie śmiąc się nawet odezwać. Właściwie to co miała powiedzieć? Nic jej nawet biednej nie przychodziło do głowy, w takim szoku była. Kiedy Josh skończył i usłyszała polecenie otwarcia oczu, grzecznie zerknęła w dół, wprost zżerana z ciekawości. W końcu okłamał ją i wcale nie pomasował, a tylko wyczyniał jakieś cuda niewidy z jej przedramieniem. Ujrzawszy skarabeusza, Bins pisnęła zaskoczona; po pierwsze faktem, że na jej nieskalanej tuszem skórze pojawił się tatuaż! A po drugie dlatego, że z miejsca gdzie umieszczony był granatowo-turkusowy żuczek, poczęło promieniować przyjemne ciepło, rozchodzące się w raz z krwią po jej całym organizmie. - Na Merlina, co ty mi do cholery zrobiłeś? Czy to jest permanentne? - wyrzuciła z siebie, nie odrywając wzroku od robaka, który w tym momencie zaczął się ruszać. Swoją drogą, serio sypał brokatem z odwłoka? To prawie jak rzygający tęczą jednorożec!
Mam nadzieję, że nijaki Joshua Williams przełamie jej wspaniałą tradycję trafiania na dupków. Wszak na pewno nie miałaś na myśli Jezusa! Oczywiście, nie twierdzę, że był doskonałym człowiekiem ani tym bardziej ideałem, o którym marzą wszystkie nastolatki, wyobrażając sobie, że wkrótce przyjedzie do nich na białym koniu, recytując słowa jakiegoś sławetnego magicznego czarodzieja. W Joshu było mało ckliwego romantyzmu. On większość rzeczy robił po prostu z pasji, nie było go stać na sztuczne klimaty i przyrównywanie kobiety do wschodu słońca. Swoją droga, piękna było niezastąpione. Idiotyzmem stały się więc porównania. Każdy wschód słońca był wyjątkowy, tak samo jak dana kobieta. Zwłaszcza Binnie dla Jezusa. Poza tym jestem pewna, że nie mogłaby wytrzymać z nudziarzem, który kochałby ją niemniej niż jedną z postaci. Żadna z kobiet nie chciałaby być porównywalną do kogokolwiek, zwłaszcza do fikcji albo pijackiej weny pisarza. Na pewno Joshua może zapewnić jej nie tylko dnie, ale i noce pełne surfingu, picia australijskiego wina i dzikich tańców. Z jego cudownymi roślinkami, które nieustannie hodował, świat zdecydowanie był piękniejszy. Z resztą ich efekt widziała właśnie teraz na swoim ciele! Joshua zdawał sobie sprawę, że takie zachowanie zahacza nieco o zdradę. Lojalność stawiał ponad poprzeczkę i na pewno będzie negocjował z przyszłą drużyną, jak się uda, aby mógł też pomagać Australii. W końcu on więcej podróżował niż siedział w Szkole Magii. Odejściem na pewno nie możemy to nazwać. Przecież nie zapomni o Binnie! Wszak zawsze może jej przywieźć coś z danego kraju, co nie będzie tylko pamiątką ale i dobrą przekąską! Pomijając francuskie sery, bo Joshua nie zniesie ich zapachu, jednak może skusiłaby się na szwajcarską albo belgijską czekoladę? - Nie nazwałbym tego pierdołą - fuknął oburzony. Liczył tylko, że to nie pokazuje przyszłości, lecz jakieś widzimisię. Nie wyobrażał sobie w ogóle małżeństwa. Dlaczego na Merlina aż tak bał się zobowiązań i obietnic? Wszystko było piękne, dopóki ktoś nie kazał mu definiować relacji. Tak było też z Binnie. Nie wiedział, co ich łączy, był pewny tego, że lubi z nią spędzać czas. - Och, tak, najskrytsze pragnienia, to nabiera sensu. I tak twierdzę, że jest zepsute, niemożliwe, abym… - urwał, przypominając sobie, że za nic nie powinien mówić dziewczynie o tym, że widział ich szczęśliwych, razem, a w dodatku z obrączkami błyszczącymi w świetle dziennym. Istna komedia! A Joshuę wcale nie przeszkadzało, że Dorotka siedzi na nim i w dodatku jest tak blisko. Przecież był grzeczny, w dodatku trzeźwy i czysty. Powinna mu pogratulować i być z niego cholernie dumna. Na masaż mogłaby trochę poczekać, w końcu cierpliwość była cnotą gryfonów. Absurdalne myśli nachodziły Binnie. Joshua, skrzywdzić ją? Piękne bajki, piękne! - A miałoby być? – zaśmiał się, opierając się rękami o podłogę i tym samym lekko odchylając się od Binnie. Jego mieszanka ziół i zaklęć zadziałała tak jak powinna, no pomijając brokat, ale przecież nie przyzna się, że coś mu nie wyszło! Zaśmiał się, widząc jej reakcję. Skarabeusz przemieszczał się po ręku, aż doszedł do klatki piersiowej tuż koło obojczyka i serca, promieniując przyjemnym, relaksacyjnym ciepłem. - I… raz, dwa, trzy - po chwili zaczął rozpływać się na skórze, znikając powoli. Joshua przybliżył się do Binnie, przestając się tym samym opierać. Opuszkami palców dotykał miejsce, w którym niedawno jeszcze znajdował się skarabeusz. Delikatnie przesuwał nimi aż po szyję Binnie, obejmując po chwili niesforny kosmyk włosów. - Chciałabyś mieć kiedyś tatuaż, czy masz może jakiś? – spytał, mimowolnie otulając jej ciało spojrzeniem.
Cały pierwszy akapit Twojego posta brzmi jak usilna próba sprzedania towaru, przez zachwalającego go wynalazcę. Elo! Boże po tym jak mi wczoraj wytknęłaś, że wciąż Ci nie odpisałam, naprawdę próbuję się za to zabrać, ale jestem trochę rozkojarzona i niewyspana - poszłam spać o piątej rano, kiedy drugą część star warsów skończyliśmy około trzeciej, if you know what I mean. Hehs. Plus lubi Twoją koleżankę. Bins jakimś wielkim fanem słodyczy nie była, toteż czekolada - choć byłaby miłym podarunkiem - nie usatysfakcjonowałaby jej do końca. A na pewno już nie byłaby wystarczająco silną łapówką żeby odwieść ją od koncepcji boczenia się nieustannie na Joshuę. Prędzej by tu się sprawdziła jakaś nowa zajebista, designerska para butów od projektantów z danych krajów, albo płaszcz czy coś, ale też nie przesadzajmy. Chociaż z drugiej strony Williams pewnie zacząłby zarabiać miliony monet, gdyby już dołączył do reprezentacji, nie? Oj coś czuję, że związek Joshuy i Binnie będzie równie wielkim fiaskiem, co jej i Caspra, skoro chłopak nie lubi definiować relacji. Chcąc nie chcąc Bins właśnie tego oczekuje, głupiutka, malutka naiwna istotka. I będzie tak cisnąć Dżosza, jak cisnęła Kacpra i w ogóle ja tu widzę kolejną big dramę, ziom! Aż się łezka w oku kręci. Co do młodej Ventury, jak do tej pory nie rozpatrywała swojego kolegi z drużyny w innych kategoriach niż kolega z drużyny. I to kolega starszy, kolega będący kolegą jej starszego brata (powtórzenia zamierzone). Dlaczegóż zatem Josh miałby na nią spojrzeć inaczej niż na młodszą siostrę swojego zioma? No cóż, na razie tego nad tym tematem nie miała okazji pomyśleć, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło im się być w dwuznacznej sytuacji. Aż do teraz, kiedy to tak niby niewinnie, ale jednak nie, oplatała uda chłopaka swoimi, siedząc w tak niedwuznacznej pozycji jak tylko można. Babcia byłaby zgorszona, gdyby jeszcze żyła. - Oczywiście, że nie miało być! - prychnęła oburzona, próbując zetrzeć żuczka z ręki. Nie żeby nie zdawała sobie sprawy z tego, że skutek będzie raczej żaden, ale taki odruch bezwarunkowo-obronny sam się wkradł do blond główki. Dziewczę westchnęło zrezygnowane, kiedy okazało się, że skarabeusz ani myśli znikać z jej skóry, i bezwiednie poddała się wędrówce (hehs wędrówki z dinozaurami i te sprawy) tatuażu, z zaskoczeniem odnotowując fakt, iż w rzeczywistości był to interesujący sposób na zaserwowanie masażu rozgrzewającego. Ach ci czarodzieje, tacy pomysłowi! Dorotka nie oponowała, kiedy chłopak bezczelnie powtarzał ścieżkę żuczka, odsunęła jednak nieznacznie głowę, kiedy ten ujął między palce dłoni jej włosy. Nie przepadała za momentami, kiedy ktoś się nimi bawił (no chyba że oplatał je sobie wokół dłoni i ciągnął mocno, odchylając jej głowę podczas seksu, ale skąd miała to wiedzieć na tym etapie życia, kiedy była jeszcze dziewicą :")), ponadto zaczynała czuć się nieco niepewnie, krępując się tak nagłą bliskością. - Nie, jak na razie nie mam żadnych tatuaży i nie myślałam o nich jeszcze. - odparła, w końcu oswobodziwszy się z objęć chłopaka, dzięki czemu mogła bezpiecznie usiąść na ziemi obok niego. Podwijając kolana pod brodę, tak w ramach zabezpieczenia. - Nie wiem czy bym chciała mieć, trochę się boję, bo to taka pamiątka na całe życie i wydaje mi się, że musi mieć znaczenie i jakieś przesłanie, ale przy okazji wyglądać dobrze. To może być ciężkie do połączenia, a ja jeszcze nie mam żadnego wzoru w głowie. I nie ma mi kto go zaprojektować, bo sama nigdy bym tak dobrze nie narysowała nic, co by się nadawało na przerzucenie na trwałe na skórę. - odparła, oplatając kolana rękoma i opierając na nich brodę. O tak o, wyglądała teraz trochę jak muchomorek. - A ty?
Mam wrażenie, że o tej czternastej byłaś jeszcze pijaniutka, na pewno od tej czekolady i bitej śmietany. Swoją drogą, wykwintny posiłek: piwo z pod pierzynką śmietankową. Takie rzeczy tylko z nami! Moja koleżanka, o ile nie kłamała, jeszcze wróci do Warszawy mieszkać, więc wyczuwam dużo odwiedzin w pubach. To przykre, że Joshua nawet jakby chciał sprawić jej super radość i kupił tę czekoladę, to nie mógłby jej nawet spróbować. A może w zasadzie warto byłoby zahipnotyzować Binnie? Wciąż nie wiedział, co miało znaczyć to szalone odbicie w lustrze. Oni sobie przeznaczeni? Obrączka na palcu wciąż mogłaby lśnić w porannym słońcu, gdyby Joshua uciekł do jednej ze swoich sztuczek... W końcu niedługo zawiedzie całą drużynę Australii na meczu. Skąd może wiedzieć, czy ten wieczór nie będzie ich ostatnim? Mimo wszystko należała do tej „ekipy”, bez której świat nie mógłby istnieć. Jednak uznajmy, że wciąż ma szansę, a Binnie jako przyszła żona będzie się pławić w luksusie i skarabeuszach. To nie było tak, że chłopak uciekał od wszystkich zobowiązań. On lubił spędzać dużo czasu z daną osobą, sprawiać jej przyjemności – mniejsze, większe, drzewne. Po prostu nigdy z jego ust nie padnie „zostaniesz moją dziewczyną” albo „a w zasadzie kim dla siebie jesteśmy?”. Dla niego po prostu stawało się jasne, że jak spędzają czas razem, to im zależy. Wolał robić szalone rzeczy, proponować podróże po całym świecie niż pytać o rękę. Określać znaczy ograniczać, jak mówił Wilde i to dla Josha stało się swojego rodzaju dewizą życiową. Przecież nie zdradzał, czasem nie kontrolował własnego gniewu, nie chciał topić się w lawinie cukrowych rozmów. Ach, i nie mówił, że kocha, przeprasza dziękuje i prosi. On pokazywał to w swoim zachowaniu. I powiem jedno: babcia biłaby jej brawo, a nie była zgorszona! - Myślisz, że zrobiłbym Ci tatuaż na całe życie bez Twojego pozwolenia? – spytał lekko zaskoczony. Zrobiło mu się przykro, że aż tak broni się przed jego pomysłowym sposobem na masaż. Zwłaszcza że był niesamowicie grzeczny. Kiedy tylko zaczęła się odsuwać, Joshua uśmiechnął się i pokręcił głową. A już chciał ją pocałować, a ta uciekła. Obserwował jej reakcje, nie mogąc zrozumieć tego nagłego odsunięcia się. - Co zrobiłem nie tak? – spytał bezpośrednio, a następnie jeszcze raz sięgnął do walizki. Wyjął już, nie chowając szczelnie w dłonie, roślinę, która nacierał rękę Binnie. Podszedł do niej na kolanach, bo przecież nie będzie się z nią rzucał rzeczami. Usiadł po turecku, zdjął koszulkę, a następnie wyciągnął do Binnie rękę. W końcu w szczelnym czerwonym sweterku i czarnej koszulce wcale nie zobaczyłaby jak jakiś zwierzak (bo niekoniecznie skarabeusz) wędruje po ciele Josha. - Twoja kolej, spróbuj, musisz potrzeć o skórę – powiedział, czekając jak przejmie od niego roślinkę. Co miał powiedzieć dziewczynie, że tak naprawdę nie cierpi tatuaży? Naturalne piękno było najpiękniejsze. Uwielbiał siedzieć na dworze, studiując, co rośnie na błoniach (lub szukać czegokolwiek co może spalić i da halucynogenne działanie). Chrząknął, zbierając myśli. - Może to nie jest super uczciwe, ale kocham piękno kobiety taka jaka jest w sobie. Bez tatuaży, które permanentnie są naszymi świstoklikami do wspomnień. Wolę mieć je w głowie, pamiętać durne szczegóły. Kolor oczu, sukienki, daty, dźwięki... Wodzić palcami po ciele kobiety, myśląc, że jest tylko moja, nieskalana żadnymi wspomnieniami z innymi. Jesteście tak piękne, że nie potrzeba wam specjalnie mugolskich ozdóbek. Oczywiście, nie odpychałbym takiej osoby, ale po prostu naturalność jest nieziemsko seksowna – wzruszył ramionami, nie wiedząc, czy nie znudził ją tym monologiem. W sumie chyba w dziwny, dość mało bezpośredni sposób powiedział jej, że nie dość, że jest piękna, to jeszcze go pociąga. Jednak ta aluzja wydawała się zbyt subtelna, aby Joshua mógł się obawiać, iż Binnie zaraz w ogóle schowa się w ciemnym kącie albo z piskiem ucieknie od niego. - Haha, ja? Może kiedyś sama sprawdzisz – zaśmiał się, chociaż wiadome już było, że Williams nie da się dobrowolnie wcisnąć pod igłę w mugolskim salonie tatuażu i w ten sposób zamknie wspomnienie na własnym ciele. Już wolał pójść na most we Wrocławiu i przyczepić kłódkę do żeliwa niż tatuować czyjeś imię.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Postać w czarnej szacie z kapturem przemknęła po korytarzu jak cień, żeby skryć się za jednymi z drzwi. Zaraz później ciężkie buty przebyły kolejne metry i gwałtowny blask zalał niską dziewczynę. Ściągnęła kaptur, żeby wypuścić rudy warkocz, który skrzył się w świetle, jakie wypełniało tę salę. Szczerze mówiąc, nie przepadała za tym miejscem... Wydawało się przepełnione dobrem, szczęściem i nadzieją. Może po prostu nie lubiła zapominać o tym, jaki świat jest naprawdę. Okrutny, zimny i prościej mówiąc, do dupy. Przebywanie w sali marzeń było jak oszukiwanie. Popatrzyła z niesmakiem na wodospady. Wiedziała, że to magicznie wytworzona woda, ale przez to istniało niewielkie ryzyko, że ich przypadkiem zaleje, gdy skoczy ciśnienie. Fire wyminęła wejście i nie zwróciła uwagi na lustro AIN EINGARP, gdzie na chwilę pojawiła się sylwetka pewnego mężczyzny. Wolała trzymać się od niego z daleka. Niosła ciężką torbę, więc wolała najpierw zająć się pozbyć ciężaru z ramienia. Fire przeszła do najbardziej odległego od potoków krańca sali, gdzie zgarnęła nogą poduszki na w miarę porządną kupkę. Wyciągnęła złoty kociołek, chochle, słoiczki, miseczki, moździerz, parę woreczków, ścierka... Musiała być świetnie przygotowana. Z Curtisem chciała spędzić trochę czasu i głównie porozmawiać. Korepetycje miały być przykrywką, całkiem przyjemną, bo kochała rozmawiać o eliksirach. Z chęcią podzieliłaby się swoją wiedzą z Puchonem, żeby choćby podnieść jego oceny. Niewielu mogło liczyć na darmowe usługi Blaithin, ale Szkotka była w pełni świadoma, że Curtis to docenia. Był świetnym przyjacielem, ale nadal nie mogła uwierzyć, że zniknął na ponad pół roku bez słowa. Męczyła ją myśl, że po prostu... nie czuł potrzeby powiedzenia niczego. Że przestało mu zależeć. Jednocześnie nienawidziła się za takie podejrzenia, ale przemęczenie, okropne humory i nieodłączna złość wywierały na Fire mocny wpływ. Wyglądała na poddenerwowaną, zachowywała się irracjonalnie, częściej wybuchała i przestawała się uśmiechać. Usiadła na poduszce z westchnieniem, otwierając podręcznik do eliksirów.