Kultowe miejsce - zatłoczone i wiecznie przepełnione studentami. Pomimo swojej popularności, zawsze można znaleźć tu jakiś wolny stolik, a przemiła obsługa nie zapomina o żadnym kliencie. Przez jakiś czas pub nazywał się "PodTrzema Różdżkami", gdy został przejęty przez fanatyków Koalicji Czarodziejskiej - o politycznych niesnaskach nie ma już jednak śladu i witani są tutaj wszyscy, niezależnie od czystości krwi.
Dostępny asortyment:
► Sok Dyniowy ► Woda Goździkowa ► Piwo kremowe ► Dymiące Piwo Simisona ► Rum porzeczkowy ► Malinowy Znikacz ► Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ► Ognista Whisky ► ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ► Wino skrzatów ► Wino z czarnego bzu ► Sherry ► Rdestowy Miód
Carter się wkopał? On się wkopał? To Tonia się wkopała, bo właśnie w tej chwili sprawiła, że Morticia przestała być miła i kochana, tylko ładnie mówiąc, wkurwiła się. Jeszcze pięć minut temu wszytko było cudownie, NAPRAWDĘ. Potrafiła się nawet zachować kulturalnie i grzecznie. A teraz? To już była ta "zła" strona, no ups. Tonia sama tego chciała. Od razu wiedziała, że zrobiła się zbyt miła, tak nagle, znikąd stwierdziła, że przyniesie jej piwo? To musiało się źle skończyć, i skończyło. Zawartość kufla wylądowała na brzuchu dziewczyny. Obrzuciła dziewczynę piorunującym spojrzeniem i później tym samym obrzuciła Cartera. Chłopak ją niby wysuszył, ale co to za głupie pytanie? Była wściekła. - Okej? Jest po prostu zajebiście, Twoja jebnięta kumpela nie wie jak powinno się przynosić piwo, ja zostałam oblana przez te małą zdzirę piwem, a Ty nawet nie umiesz jej uspokoić.. - Warknęła w jego kierunku, po czym odwróciła się do dziewczyny. Westchnęła, po czym wyszeptała "serpensortia" co spowodowało, że dosłownie przed Tonią pojawiła się ogromna żmija, odgradzająca dziewczynie drogę od blondynki. - A TY, koleżanko. Zamiast po prostu odpierdalać sceny zazdrości, które są z dupy wzięte, ogarnij się i w końcu mu powiedz, że się zakochałaś. Ciężko Ci tym mózgiem ruszyć? No zajebiście, to Ci właśnie podpowiedziałam co masz zrobić. Nastolatki w dzisiejszych czasach są tak popierdolone, że to aż chore. Ślinisz się na jego widok, jak pies, który zaraz ma się rzucić na kość i myślisz, że tego nie zauważy? Masz szczęście, że jestem tylko jego znajomą, a nie dziewczyną, która chciałaby z nim być, bo tak się składa, że mam chłopaka. - Powiedziała i westchnęła, co to w ogóle miało być?- Jeśli tylko do mnie podejdziesz, obiecuję Ci, że ona się Tobą zajmie, lepiej nie próbuj. Poza tym, powinnaś mi podziękować, Carter chociaż wie o Twoich uczuciach, będziecie słodką parą. - Powiedziała do dziewczyny, zaś wąż spojrzał na nią. Zabaw naszą koleżankę. nie mam do niej siły. Syknęła do węża, który bez problemu wysłuchał dziewczyny i postanowił, że podpełznie bliżej, wbijają w pannę T złote ślepia, proszę bardzo. Żmija w każdej chwili mogła ją ugryźć. - Nie próbuj głupich sztuczek z piwem, po prostu się uspokój. Żmije nie lubią ludzi, to dzikie zwierzęta. Nie chcemy przecież, aby Cię ugryzła. - Powiedziała, po czym przeniosła wzrok na Cartera. - Lepiej ją uspokój, taka moja rada. - Rzuciła do niego, po czym przeniosła wzrok na żmiję, która na chwilę obróciła głowę w stronę chłopaka. Nikt nie powiedział, że Morticia była normalna. Ta miła blondynka znikała z chwilą, w której wydobyło się z niej tę "złą stronę", której chciała uniknąć, kiedyś ostrzegała Cartera.
Mała zdzira. Tonia aż uśmiechnęła się na to przezwisko. Naprawdę ją to bawiło! Pamiętała, że brat ją tak kiedyś nazwał, oczywiście w pieszczotliwy sposób. Ale dobra, nie czas teraz na wspomnienia. Czas spuścić komuś porządny wpierdol. Przynajmniej taki był pierwotny plan, ale w tym momencie Tonka zobaczyła węża i przestało być wesoło. Co ta baba miała w głowie? Co innego zwykłe przekomarzanki, a narażanie czyjegoś życia. Brunetka już miała się odezwać, ale na kolejne słowa Mortici zamarła z półotwartymi ustami. Co ona opowiadała? Przecież to było jakieś kłamstwo, zupełnie absurdalne! Ona? Zakochana w Carterze? Nie, to niemożliwe. Co ta zdzira sobie wyobrażała? Że ona, Tonia, jest kompletnie zakochana w swoim cudownym, przystojnym przyjacielu? To było... oh wait. Nie odpowiedziała na te słowa. Bo niby co miała odpowiedzieć? Nie potrafiła dopuścić do siebie takiej myśli, a co dopiero wypowiedzieć ją na głos. Jedynie patrzyła na blondynkę z coraz większym gniewem. - To ja mam się uspokoić? - syknęła, starając się jednak nie ruszać, by nie rozjuszyć węża. - Kobieto, jak ty musisz mieć nasrane w głowie. P r z e z p r z y p a d e k oblałam cię piwem, a ty nasyłasz na mnie węża? Powinnaś się leczyć - parsknęła. To było naprawdę pojebane. Co ona w ogóle odwalała? Miała w ogóle jakieś proporcje reakcji? - Posłuchaj. Najprawdopodobniej za parę minut przyjdzie tu barmanka. Nas wywali, a ciebie zgłosi do dyrektora. Może nie lubisz tej szkoły i taka opcja bardzo by ci odpowiadała, ale niektórzy trzymają się Hogwartu jak tonący brzytwy. Wiem, że nie zrobisz tego dla mnie, ale zrób to chociaż dla Cartera i ogarnij dupę, okej? - Ton Tonki był spokojny, ale stanowczy. I wkurzony. Tak, definitywnie wyjątkowo wkurzony. Miała ochotę rozszarpać tę jędzę na strzępy, jednak miała instynkt zachowawczy i potrafiła myśleć w przeciwieństwie do niej. Zastanowić się nad konsekwencjami. Cokolwiek. Paisley nie była w stanie spojrzeć na Cartera, więc wbijała zdecydowane spojrzenie w Morticię. Zastanawiała się, co przyjaciel teraz myślał. Co sobie pomyślał o niej. Pewnie ma ją teraz za wariatkę, w końcu ona rozpętała tę burzę. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby Carter ją olał i stanął po stronie Angielki. I znowu zostałaby sama, zupełnie na lodzie, z uśmiechem na twarzy, no bo przecież ona zawsze jest taka wesoła.
Carter kiedyś gdzieś wyczytał, że kobietom należy pozwolić się wykrzyczeć. Podobno. Więc gdy Morticia zaczęła swój wywód, tylko ją obserwował, ale gdy pojawił się wąż, uznał, że trzeba coś z tym zrobić. Wstał powoli, żeby przypadkiem nie rozwścieczyć zwierzęcia. Blondynka rozpoczęła kolejną wypowiedź, więc stał dalej i miał nadzieję, że jest na tyle rozsądna, że nie pozwoli, aby żmija ukąsiła Tonię. Nie ładnie jest pogrywać na dwa fronty Morticio. Pomyślał, gdy usłyszał wzmiankę o chłopaku. W sumie jakoś go to nie dotknęło. Fakt faktem, że lubił spędzać z nią czas, ale nie robili przecież nic złego. Już chciał się wtrącić, ale teraz to jego przyjaciółka zaczęła coś mówić do Gryfonki. Słuchał z zaciekawieniem, bo jego strach gdzieś się ulotnił. W końcu on był panem sytuacji, ponieważ dziewczęta kłócą się o niego. Nie miał ochoty na kłótnię z żadną z nich, więc teraz musiał wszystko dokładnie przemyśleć. Przejechał dłońmi po twarzy i odezwał się. - Halo, halo drogie panie. Wiem, że jestem cudowny i każda z was chce mię mnie dla siebie, ale może nie oblewajcie się piwem i nie straszcie wężami. - powiedział pewny siebie. Były dwie możliwości. Albo wściekłe kobietki rzucą się na niego, albo chociaż trochę się uspokoją. - Tonia, mogłabyś przeprosić Mort, a ty mogłabyś zabrać od niej swego węża. - spojrzał na obie dziewczyny pewnym wzrokiem. Obserwował ich reakcje. - Spokojnie, wystarczy mnie dla każdej z was. - rzucił im cwany uśmiech. Podejrzewał, że obie będą próbowały udowodnić, jak bardzo jest im obojętny. Przynajmniej taką miał nadzieję. Nadzieja matką głupich. Stanął i czekał na to, co się teraz wydarzy.
Uwaga, Tonia się zirytowała! Chociaż w sumie, dobrze, że pojawił się ten wąż, dziewczyna wiedziała, że jest zagrożona i trochę złagodniała. To dobrze, bo Morti nie miała zamiaru uciekać się do przemocy fizycznej. Westchnęła z ulgą, gdy wąż wykonał swoją pracę i nie został rozjuszony. Mieli dużo szczęścia, niby zawsze mogła odwołać węża, ale... No cóż, po co? Stanowił doskonałą linię obrony, gdyby Tonia chciała się dorwać do włosów Mort, albo rzucić w nią kuflem. W sumie co do Hae, nie była z nim oficjalnie w związku. Z jednej strony coś między nimi było, z drugiej była wolnym ptakiem. Później wszystko wytłumaczy Carterowi, gdy znajdą chwilę czasu na normalną rozmowę. - Posłuchaj mnie. Nie kłam, że to był przypadek, biorąc pod uwagę okoliczności i Twoje fochy, które skierowałaś w stronę zwyczajnej koleżanki Cartera, sądzę, że powinnaś to zmienić, bo jak na każdą będziesz tak reagować, to on Cię prędzej zostawi. A wszyscy wiemy, że tego byś nie chciała i byłoby Ci przykro. I tak, nie zaprzeczę, mam bardziej narąbane w głowie niż Ci się wydaje, to jest pierwsze stadium. - Powiedziała spokojnie, patrząc na dziewczynę. Nie wbijała już w nią tego wściekłego spojrzenia, złagodniała. Z jednej strony to rozumiała, bo sama by pewnie zabiła osobę, która zbliżyłaby się do chłopaka, którego lubiła bardziej niż powinna. Ale po co pokazywać publicznie? - Obie wiemy, że nie mam zamiaru wykorzystywać tego ślicznego stworzonka do złych czynów. Nie, nie wylecę ze szkoły. Nie zrobiłam niczego złego, wszyscy troje żyjemy. Jedyne co to mogłabym dostać szlaban za groźby. Ja go oczywiście odwołam, ale Ty usiądź i też nie rób niczego, co mogłoby go zdenerwować. W sumie, jego jak jego, bardziej mnie, bo to ja sprawuje nad nim kontrolę, ok? - Zapytała, spuszczając wzrok z dziewczyny i patrząc na węża. - Wracaj. - Rzekła do niego, a on podpełzł do niej i zwinął się w "kłębek". I chwilę później przemówił Carter. Spojrzała na niego i przekręciła głowę, po czym pokiwała nią z dezaprobatą. - Carter, zabrałam od niej węża. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie to, że... Nie mogę się z Tobą w pełni zgodzić. Byłam niemiła, bo Tonia była. A Tonia była niemiła bo jest zazdrosna. Serio, nie musi się ze mną dzielić Twoją zacną osobą. - Odpowiedziała z delikatnym uśmiechem i spojrzała na Tonie. Trzeba jakoś naprostować sytuację, bo po tych słowach chłopaka, szatynka zapewne znów się zirytuje.
Na słowa Cartera dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem. Czy on w ogóle słyszał ich rozmowę? Ona przeżywała tu prawdziwy dramat i emocjonalną schizofrenię, a on miał kompletnie gdzieś nie tylko jej słowa, co wcześniejszą wypowiedź Morticii. I, paradoksalnie, to chyba zabolało ją najmocniej. Ale - przecież to dobrze. To wyraźnie znaczy, że Wright nie mysli o niej w ten sposób. Tak... To bardzo dobrze. Oh, miała ją przeprosić? Ona zaledwie wylała na nią łatwe do usunięcia piwo, Morticia nasłała na nią węża, ale to Tonia miała przeprosić? Oczywiście. Tonka spojrzała twardo na Gryfonkę. - Wydaje ci się, że wszystko wiesz, prawda? - spytała, tym razem wyjątkowo cicho, a na jej ustach pojawił się cierpki uśmiech. Gdyby spojrzała na siebie teraz z boku, byłaby przerażona. Jej twarz była blada, a w oczach pojawił się ten sam wyraz, co kiedyś. A kiedyś nie było dobrze. Ale nie miała zamiaru myśleć o swojej dawnej zbrodni. Nie teraz. Aktualnie zachowywała się zupełnie jak nie ona, a przynajmniej ta jej część, którą wszyscy znali. Cóż, nawet Carter nie wiedział o niej wszystkiego. - Nie wiesz. Nie znasz mnie. Jego prawdopodobnie też nie aż tak jak ci się wydaje. I jeśli myślisz, że zastraszysz mnie wężem, grubo się myślisz. Nie dam ci się traktować jak dziecko, już za dużo ludzi tak robi. Chyba czas to zmienić. Myśleli, że skoro na codzień jest słodka i niewinna, to jej życie jest takie samo? Że skoro daje się miziać po włosach, jest wesoła i ma 158 centymetrów wzrostu to nie jest groźna? Oh, w jak wielkim byli błędzie. I tu już nie chodziło tylko o Cartera. Chodziło o wszystko. Ta sytuacja jedynie przelała czarę goryczy, wypełniająca się przed ostatnie kilka miesięcy. Na kolejne słowa Morticii dziewczyna nie mogła powstrzymac śmiechu. Wybuchnęła śmiechem, bardziej podobnym do szczęknięcia i tak zupełnie innym od jej standardowego świergotu. - Tonia była niemiła, bo zachowałaś się jak ostatnia suka, ignorując mnie, a następnie rzucając pod moim adresem dosc wyraźnie oszczerstwa. Masz mnie za idiotkę, czy sama nią jesteś? - parsknęła. Tonia zignorowała komentarz Cartera. Wygrzebała z kieszeni siedem galeonów i położyła je na stół. Nie powiedziała już ani słowa; w końcu nie miała mu nic do powiedzenia. Skierowała się do drzwi, założyła płaszcz, szalik i czapkę, po czym wyszła.
Trochę się uspokoił, gdy blondynka nieco spuściła z tonu. Jednak jej słowa bez wątpienia i tak zdenerwują jego przyjaciółkę. Był tego pewien. W końcu znał ją dosyć długo, nie? - Dobra Mort, czyli wszystko jasne, Tonia nie musi się z Tobą dzielić. - przewrócił oczyma. Tak naprawdę wcale nie irytowały go jej słowa. Przecież oboje wiedzieli, że to co jest pomiędzy nimi, to co najwyżej jakieś niewinne flirty. Odetchnął gdy wąż zniknął sprzed stóp Tonki. Nikt nie będzie miał problemów. Prawie by pomyślał, że za chwilę dziewczyny podadzą sobie ręce na zgodę. Ależ on był naiwny. Na widok miny brązowowłosej zrobiło mu się słabo. Pobladła, a jej uśmiech nie był taki jak zazwyczaj. Miała rację, że Morticia wcale jej nie zna, ale najgorsze było to, że on najprawdopodobniej też jej nie znał. Chociaż w końcu każdy ma swoje sekrety, a kto jak kto, ale on powinien o tym dobrze wiedzieć. Gdy usłyszał kolejne słowa, stracił swoją pewność siebie. Gdy zauważył, że Tonia kładzie na stole pieniądze i kieruje się do wyjścia, jedyne co mu przyszło co głowy to krzyknąć w jej stronę, żeby została. No bo co miał zrobić? Nie mógł wybiec za nią i zostawić Gryfonki w barze. Teraz i tak było już za późno, bo dziewczyna wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Carter momentalnie stracił humor i popatrzył na Mort. - Ciekawe, ile będę musiał ją przepraszać? - opadł bezwładnie na kanapę, nie za bardzo wiedząc, co ma ze sobą począć.
To co się wydarzyło było skomplikowane. Blondynka wyciągnęła wnioski i będzie się ich trzymać, choćby nie wiem co. Tak, kobiety musiały się wykrzyczeć, to prawda. Może na taką nie wyglądała, ale wiedziała naprawdę sporo i tak, była o tym święcie przekonana, że dużo wie. Może niekoniecznie wszystko, ale sporo. Która normalna "przyjaciółka" tak naskakuje na znajomą kolegi? No która? Zapewne tylko taka, która jest cholernie zakochana. Przed Tonią jeszcze długa droga, jak widać sama nie wierzyła swoim uczuciom, albo po prostu starała się ich do siebie nie dopuszczać. Blondynka westchnęła na słowa dziewczyny, nie będzie się z nią wykłócać, po co miała to robić? Ostatecznie zirytowała się i wyszła, ale... Tym razem była pewnie bardziej zła na Cartera za to, że nie zwrócił uwagi na słowa blondynki ani na reakcję szatynki. Odprowadziła ją w milczeniu wzrokiem, po czym spojrzała na chłopaka. - Carter, Ty naprawdę nie ogarniasz, co nie? - Zapytała, obserwując chłopaka. Niby był flirciarzem, lecz nie potrafił zrozumieć zachowania kobiet, tak jej się przynajmniej wydawało. Westchnęła, po czym wypowiedziała zaklęcie, żeby pozbyć się węża. Chwilę później już go nie było. - Nie wiem jak długo potrafi się gniewać, lecz jestem pewna, że na pewno krócej ode mnie. Poza tym, jesteś pewny, że chcesz tu ze mną siedzieć? Właśnie wypędziłam Twoją dziewczynę, nie lepiej Ci będzie, gdy z nią pogadasz? - Zapytała, patrząc w stronę wyjścia.
Jeszcze nigdy w swoim życiu nie znalazł się w takiej sytuacji, a dziwnych sytuacji mu nie brakowało. Tonia wyszła, a on stał tutaj razem z Mort. Bo niby co miał zrobić? No właśnie problem w tym, że nawet nie miał pomysłu. Co się robi, gdy twoja wkurzona przyjaciółka wychodzi z baru? Biegnie się za nią? Chyba tak, ale jemu kompletnie odebrało rozum, więc stał w miejscu i gapił się w drzwi. - Żebyś wiedziała, że nie ogarniam. - powiedział i teatralnie przewrócił oczami. Nie miał zielonego pojęcia, o co chodzi. Przecież Tonia nigdy się tak nie zachowywała. Pierwszy raz widział coś takiego. Gdy usłyszał drugą wypowiedź blondynki, uniósł brwi. Czy ona właśnie mu radziła, żeby poszedł za przyjaciółką? Chyba tak. Może powinien skorzystać z jej rady? - W takim razie pójdę za nią. Chociaż i tak nie wiem, co miałbym jej powiedzieć. - uznał, że dziewczyna orientuje się w sytuacji lepiej niż on i chyba warto jej posłuchać. Ubrał się, położył na stole czternaście galeonów. W końcu z Gryfonką miał rozliczyć się później, chociaż i tak nie miało to dla niego znaczenia. Już miał wychodzić, lecz przypomniał sobie o pewnej rzeczy. - Ona nie jest moją dziewczyną. A, i dzięki za radę. Do zobaczenia. - rzucił w stronę Mort i udał się w kierunku drzwi.
Gdyby znalazła się w takiej sytuacji, to prędzej sama pozabijałaby dwie takie laski. Rozszarpałaby je, albo wyszła z pubu, żeby narobiły wstydu samym sobie, a nie jemu. No, ale niestety facetem nie była. Ba, nie pogardziłaby małą zamianą płci, chociażby na jeden, góra dwa dni. Po prostu znalazła się w niewłaściwym miejscu, umówiła się tu z Amy. Trafiła na Tonie i Cartera, zamiast na swoją przyjaciółkę. Zdążyła się już pokłócić, zwyzywać Cartera. Wszystko było cudownie. Jak Amy przyjdzie, będzie mogła jej wszystko opowiedzieć. Nie mogła się doczekać! Poza tym to, co Amy powiedziała jej wtedy, gdy widziały się w cukierni... A to było raptem czterdzieści minut temu, chciała wiedzieć więcej! Amy musiała coś załatwić, niech wraca szybciej! - Coś wymyślisz. - Odparła z uśmiechem, i pokręciła głową. Chwilę po wyjściu Cartera, pojawiła się Amy. - No, wreszcie! Szkoda, że nie przyszłaś dziesięć minut temu, ale sie działo. - Powiedziała rozbawiona.
Umówiła się z Mort w Pubie podTrzemaMiotłami, jakieś czterdzieści minut temu siedziała z nią w kawiarni kiedy nagle postanowiły zmienić lokal. Początkowo miały iść razem, jednak po krótkim streszczeniu całej sytuacji Amy postanowiła 'coś załatwić', oby dwie wiedziały dobrze, co to znaczyło. Pchnęła ciężkie drzwi prowadzące do lokalu i weszła do środka. Minęła ją jakaś młoda dziewczyna, po minie wnioskuję że to nie był jej szczęśliwy wieczór. No cóż, zdarza się prawda? Powoli rozejrzała się po lokalu szukając przyjaciółki. Znalazła. Zaraz, ktoś obok niej stał. *Carter?* Mruknęła do siebie. Co on tu robił? Skierowała się w ich stronę jednak w tym samym momencie chłopak zarzucił na siebie kurtkę i szybkim krokiem skierował się do wyjścia. - Cz.. Cześć? - Rzuciła praktycznie do siebie, bo nawet jej nie zauważył. Podeszła do stolika przy którym siedziała Morticia i wolno ściągając płaszcz rzuciła jej pytające spojrzenie. - Chyba coś mnie ominęło. - Skwitowała siadając na przeciwko niej. W tym też momencie dziewczyna potwierdziła jej słowa. Zaśmiała się pod nosem. - Żartujesz? - Spytała dość retorycznie unosząc jedną brew. - Zostawiłam Cię raptem na czterdzieści minut! - Niemal krzyknęła. Zawsze to samo. Zawsze musiała się w coś wpakować. Oczywiście nie miała jej tego za złe, wręcz przeciwnie żałowała,że nie było jej w pobliżu. - No to opowiadaj, co tu się działo. - Wyszczerzyła się w uśmiechu opierając o krzesło.
Morticia zawsze musiała się wpakować w jakieś kłopoty, albo wywołać sprzeczkę. Po prostu to była codzienność, normalna, rutyna. Do tej pory nie było dnia, w którym nie wpadłaby w jakieś kłopoty. Przyciągała je jak magnes metalowe cząsteczki, już po prostu miała takie szczęście. Może powinna się zastanowić nad jakimś terapeutą, który ją wyciszy, albo coś? To byłby chyba dobry pomysł, bo sama nigdy nie opanuje tych cholernych emocji, które nią targały. Dodatkowo była zbyt pewna siebie, co dodatkowo przyczyniało się do tego, że niektórzy nazywali ją uroczo "suką", smutne życie. Szczerze mówiąc miała to gdzie, trzeba się po prostu liczyć ze słowami bo nie wiadomo na kogo się trafi, a gdy wpadnie się na taką Morti... Serdeczne współczucia! - Jak widać, moja droga, czterdzieści minut to dość sporo, skoro potrafię się wpakować w kłopoty. - Odpowiedziała, śmiejąc się. No, teraz mogła porozmawiać z normalną osobą. - Oj, weź. Przyszłam sobie tutaj i zobaczyłam Cartera, a obok niego te młodą dziewczynę. No, super, zignorowałam ją trochę, bo zajęłam się Carterem, a ona była widocznie zazdrosna i wkurzona. Wiesz no, trochę się posprzeczałyśmy. Tonia, bo tak "psiapia" Cartera ma na imię stwierdziła, że rozleje na mnie piwo. No i... Mogła tego nie robić, bo się wściekłam i poszczułam ją wężem. Na szczęście odpuściła, dodatkowo nawrzeszczałam na Cartera, bo nic w tej sytuacji nie zrobił. I w taki sposób, niechcący, zepsułam im randkę, która randką nie była. Tak przynajmniej mówił Carter. - Opowiedziała niemalże na jednym tchu i odetchnęła. - Wiesz, dowiedziałam się dzisiaj, że jestem suką i wielu innych.- Dodała, po czym się przeciągnęła. - To chyba idziemy po piwo. No i tak w ogóle, to załatwiłaś to co miałaś? - Zapytała z uśmiechem, patrząc na dziewczynę.
Podparła się na łokciach, zakładając przy tym nogę na nogę. Coś czuła, że ta opowieść będzie całkiem niezła. Nie pomyliła się. Rozbawiona obserwowała gestykulującą Mort. Gdy dziewczyna skończyła pokręciła głową z niedowierzaniem. - Poważnie nasłałaś na nią węża? - Spytała lekko unosząc brwi, uśmiech nie znikał jednak z jej twarzy. No to pięknie. Tonia czy jak jej tam było, (z resztą to jak się nazywała nie miało najmniejszego znaczenia) musiała być naprawdę głupiutka skoro odważyła się zaczęła z kimś takim jak Morticia. Prychnęła pod nosem. - Musiała nie wiedzieć, z kim ma do czynienia. - Zauważyła, posyłając jej przy tym znaczące spojrzenie. Gdyby tylko ta nieszczęsna dziewczyna wiedziała jak temperamentna potrafi być jej rywalka prawdopodobnie nie wszczęłaby tej afery. Amy nie od dziś znała Mort i wiedziała, jaka potrafi być wybuchowa. Właściwie przypominała trochę chodzącą bombę, jeden nie ostrożny ruch czy słowo i.. UPS! Właśnie wpakowałeś się w niezłe gówno. - Mam nadzieję, że Cie nie wyrzucą za to ostre zagranie. - Dodała. Mimo tej uwagi w jej głosie było słychać uznanie. Żałowała, że nie mogła być przy tym całym zdarzeniu, z pewnością było to coś wartego zobaczenia. - A co do Cartera, wydaję mi się, że on sam nie wiedział co ma zrobić. - Machnęła ręką w lekceważącym geście. - Wyobraź sobie, jak musiało to wyglądać z boku! Dwie skaczące sobie do gardeł panny.. - Kolejne znaczące spojrzenie z jej strony wylądowało na przyjaciółce. Chyba próbowała go usprawiedliwić. Miała wrażenie, że i tak był nieco zagubiony. - Chociaż też jestem zdania, że powinien zrobić cokolwiek. - Dodała. Z pewnością nie była to komfortowa sytuacja dla chłopaka ale przecież dziewczyny też musiały swoje odczuć. - A co do mnie, to tak, załatwiłam. - Tym razem na jej ustach pojawił się łobuzerski uśmiech. - Chodźmy. - Odpowiedziała wstając od stołu. - Mam nadzieję, że nie będziesz się przejmować jakąś zakochaną smarkulą. - Rzuciła nieco złośliwie, po czym spokojnym krokiem ruszyła w stronę lady. Cóż, jeśli ktoś narażał się Mort, to także i jej.
Amy była cudowną przyjaciółką. Morti wiedziała, że może jej powiedzieć dosłownie o wszystkim, nie miała przed nią tajemnic. Była jej bardzo bliska, niczym siostra. Znały się bardzo długo, wiele razem przeszły i rzadko się kłóciły. Ruda bez problemu mogła ją nazwać swoją najlepszą przyjaciółką. Obie były względem siebie lojalne i szczere, nie było owijania w bawełnę - po co wszystko utrudniać? Bardzo dobrze się rozumiały, mogły się razem pośmiać, pożartować i zwierzyć z problemów. Przytaknęła głową, gdy dziewczyna zapytała o węża. Morticia uśmiechnęła się szeroko do Amy. - Tak, lecz jej nie pogryzł. Może następnym razem będzie uważać, bo nie wszyscy są zrównoważeni psychicznie.- Odpowiedziała i zachichotała. Morticia czasem nieświadomie robiła rzeczy, których później żałowała. Już po prostu taka była, nie potrafiła się zmienić. - Nie, nie wyrzucą. Nie wiedzą o tym, poza tym... Już mi to groziło za czarną magię. Mam nadzieję, że nikt się o tamtym zagraniu nie dowie, chociaż w sumie jest taka jedna dziewczyna, podejrzewam, że z Salem, która tylko czeka na to, żeby mnie wkopać i naskarżyć dyrektorowi. - Odpowiedziała, wywracając oczami. Jakoś jej te groźby nie ruszały, miała je w sumie gdzieś. - Teraz już nie jestem na niego zła, to słodki chłopak. A to, że ma dziwną koleżankę to nie jego wina. A no, jak załatwiła to co miałaś to świetnie. Co nowego na mieście? - Również podniosła się z krzesła i wraz z Amy podeszły do lady. - Nie przejmuje się nią. W sumie jest jeszcze jedna, ale o nią to jestem zazdrosna. Oj, nie będę Cię tym zadręczać! - Powiedziała, po czym zaczęła się zastanawiać co kupić.
Kiedy Mort wspomniała o czarnej magii, Am odruchowo przewróciła oczami. Dobrze pamiętała moment kiedy przyjaciółka wyznała jej, że użyła jednego z zaklęć niewybaczalnych. Cudem uniknęła usunięcia ze szkoły a była tego naprawdę blisko. Czasami czuła się jak jej starsza siostra. Morty zawsze pakowała się w tarapaty a potem leciała się jej wyżalić. Oczywiście nie miała jej tego za złe. No bo co mogłaby mieć? Fakt, że czuła w niej oparcie i najbliższą osobę? Z tego można być tylko dumnym. Była dla niej nie zwykle ważną osobą. Tak więc na jej kłótnie z innymi przymykała oko, jednak gdyby ktokolwiek spróbowałby ją zranić, mógł śmiało liczyć na odwet z potężnym hukiem ze strony Vantarri. Z resztą.. nie różniły się zbytnio, cierpliwość nigdy nie była jej mocną stroną a z równowagi wyprowadzić mogło ją chociażby głupie, puste gadanie. Wtedy też, w grę wchodził jej cięty język. - Zazdrosna? TY? - Spytała ze zdziwieniem, odwracając się do niej. - Kochanie, nie ma tu nikogo kto mógłby Ci dorównać. A jeśli ten Twój mężczyzna tego nie widzi, to nie jest Ciebie wart. - Skwitowała krótko, posyłając jej przy tym zadziorny uśmiech. Odwróciła się z powrotem do lady w poszukiwaniu czegoś z procentami. - Zaraz mi wszystko opowiesz, chcę znać szczegóły. Kim ona jest, co robi, jak wygląda a przede wszystkim jakim cudem wzbudziła w Tobie zazdrość. - Dodała jeszcze robiąc przy tym nieznaczny ruch brwiami. Chyba nie sądziła, że jej odpuści? Tym bardziej w takiej sytuacji. Z tego co wie Morti spotykała się z tym facetem już dłuższy okres czasu, więc interesowało ją nagłe pojawienie się osoby trzeciej. Czyżby była to kolejna panna której się za dużo wydaje? Takich, tutaj w Hogwarcie było na pęczki. Chociażby przykład z przed chwili. No nic, zaraz się wszystkiego dowie. - Masz jakiś pomysł co mogłybyśmy wziąć? - Zwróciła się do Mort. Jakoś nie umiała się na nic zdecydować. Za duży wybór.
W końcu ktoś ją musiał wyciągać z tych kłopotów, jeśli sama sobie nie będzie umiała poradzić. A Amy była idealna do tej roli, w sumie wiedziała nawet lepiej, które wyjście było odpowiednie dla Morti i którą ścieżką powinna podążać, by się nie zgubić. Można by rzec, że w pewien sposób była jej instruktorką, a Mort mając szacunek do starszych doskonale wiedziała, że niekiedy jej pomysły były cholernie głupie, dlatego brała do siebie uwagi Amy. Wiadomo, nie zawsze się jej słuchała, bo była uparta, ale potrafiła przyjąć słowa dziewczyny i nawet wprowadzić je niejako w życie. Amy też doskonale wiedziała, że w razie problemu może liczyć na Mort. Była młodsza, to fakt, ale nie była głupia. Tak jej się przynajmniej wydawało. - Zazdrosna no. Znaczy nie wiem, tę dziewczynę widziałam tylko raz na oczy w pokoju tego chłopaka i to chyba jego była i no kurde, weszła do niego jakby nigdy nic, jakby była u siebie i w ogóle. I powiedział do niej "skarbie". Nie wiem, może jednak się tym razem mylisz i prócz Ciebie, jest taka jedna co może mi dorównać? - Odpowiedziała, wywracając oczami. Ach te problemy. Słysząc pytania Amy, posłała jej uśmiech. - W sumie to ja mam ochotę na piwo kremowe, strasznie mnie korci. Więc chyba je wezmę. Nie wiem jak Ty. - Powiedziała, po czym się zaśmiała. - Zobacz, od zawsze miałyśmy takie dylematy! Gdy byłyśmy młodsze wahałyśmy się, czy wziąć czekoladę, czy cukierki. Teraz w cukierniach niewiele się zmieniło, znów te dylematy. Z alkoholami jest tak samo. - Powiedziała wesoło. Teraz sobie to podsumowała. Przecież to nic nowego, od zawsze były niezdecydowane! To się chyba szybko nie zmieni. - A co do tej dziewczyny. Wiem tylko tyle, że ma na imię Aiko, wygląda jak azjatka i uważam, że jestem od niej ładniejsza. No, ale jestem zazdrosna bo chyba byli ze sobą blisko i obawiam się, że znów może tak być. Poza tym, jebać! Jestem fajniejsza i uważam, że jednak woli mnie. W końcu nie całuje się przypadkowej dziewczyny i nie powtarza się jej, że się "tęskni". Martwi mnie tylko fakt, że wyrwał w życiu więcej lasek, niż ja facetów. Dodatkowo, laska jest głupsza niż myślałam, bo nawet nie potrafiła wyłapać aluzji w jego słowach. - Powiedziała i machnęła ręką, a co się miała przejmować? Przecież... Do przeszłości sie nie wraca. - Żeby być jego dziewczyną trzeba być albo mądrą, albo ładną. Co najwyżej, w szczególnym przypadku czytać książki, być ładną, mądrą i mieć jakiekolwiek pojęcie o sztuce. Jednak wiesz, sądzę, że jej brakuje dosłownie tego wszystkiego. - Dodała ze złośliwym uśmiechem na ustach. Wychodziła na plotkarę? Trudno, była zazdrosna, to wyjaśnia jej zachowanie.
Zaśmiała się kiedy dziewczyna wspomniała o czasach ich dzieciństwa. Miała rację, wiecznie niezdecydowane. Wodziła wzrokiem po napojach, jednak na słowa które padły z ust Morticii, gwałtownie się obróciła. - Żartujesz prawda? - Rzuciła wyraźnie oburzona. Gdzie podziała się jej wysoka samoocena? I co do cholery miało to wszystko znaczyć. - Laska od tak wbija do mieszkania swojego byłego? Bez zapowiedzi? - Jej prawa brew powędrowała ku górze. - A on ją wpuścił? - Dorzuciła, unosząc jeszcze wyżej brew po czym pokręciła głową z dezaprobatą. - Poczekaj, zamówię nam te piwa, usiądziemy przy stoliku i normalnie porozmawiamy. - Odwróciła się od przyjaciółki i zwróciła do barmana, zamówiła dwa piwa kremowe. Chwilę później, obie z kuflem w ręku wróciły do stolika. Usiadła wyprostowana, stawiając tym samym przed sobą piwo. - Więc tak. - Zaczęła powoli, patrząc jej prosto w oczy. Chciała być pewna, że dobrze rozumuje. - Byłaś z nim w jego mieszkaniu. Nagle bez zapowiedzi w drzwiach staje jego była niejaka Aiko, a on ją wpuszcza, dodatkowo witając ją słowem Skarbie. Od tego momentu, jesteście na nią skazani. Toczy się jakaś rozmowa ale ona kompletnie nie potrafi się w nią wpasować i tak naprawdę pieprzy głupoty.. - Posłała jej pytające spojrzenie. Była zmieszana, nawet bardzo. Po raz pierwszy kompletnie nie rozumiała danej sytuacji. O czym zresztą świadczyła jej mina. - Mogłyśmy wziąć coś mocniejszego, bo nie wiem czy dam radę przełknąć to na trzeźwo. Nie trawie takich głupich suk. - Warknęła po czym upiła łyk piwa. Było smaczne, od zawsze je lubiła jednak dzisiaj mogło nie dać rady. Zabrała się więc za podsumowanie i ocenę swojego wywodu. - Po pierwsze, dlaczego do cholery nazwa ją Skarbem? Tyle miał dziewczyn, że to słowo nie ma już głębszego znaczenia? - Ponownie uniosła brew a na jej twarzy malował się wymowny grymas. - Po drugie, nie rozumiem dlaczego ją wpuścił.. Ale już mniejsza z tym! Ona weszła, zauważyła Cię i nie chce wyjść? - W jej głosie słychać było irytację. - W takim razie, pojęcia 'klasy' jest jej obce. Może trzeba było jej przypomnieć, że uczucie jakie ich łączyło jest przeszłością. - Prychnęła złośliwie. - Mnie by było wstyd wpieprzać się tak do czyjegoś życia, które poukładał sobie na nowo. Jakiś powód rozstania był prawda? Więc co, nagle jej się odmieniło? Zatęskniła? Czy może jest z rodzaju tych co to same nie chcą ale za nic w świecie innemu nie oddadzą? - Powoli zaczynała się rozkręcać. Morticia tak jakby właśnie opisała znienawidzony przez nią typ ludzkiej osobowości. "Wtrącę się mimo, że nie mogę bo chcę". Okropność. Wzięła kolejny łyk, żeby od tego słowotoku jej w gardle nie zaschło. - Z tego co mówisz, nie ma w niej nic interesującego. Więc raczej nie powinnaś się nią martwić. Myślę, że jest żałosna w swoim zachowaniu i jeśli ON ma trochę oleju w głowie to również to widzi. Dziwię się tylko, że nie usunęliście jej z mieszkania. Gdyby to o mnie chodziło wyrzuciłabym ją chociażby przez okno. - Uśmiechnęła się złośliwie. Cóż, akurat w tych sytuacjach w których Mort powinna być suką, zachowywała się nad wyraz miła. - A co do Ciebie. Skoro zdecydował się na nowy rozdział w swoim życiu, to raczej wykaże się nie małą głupotą wracając do poprzedniego. Coś mu w tamtym przeszkadzało prawda? No właśnie. Gdyby było inaczej, nie zakończyłby go. Tak więc tam już był, widział to co miał widzieć i poczuł to co miał poczuć. To, że miał dużo kobiet to w zasadzie nie ma znaczenia, ważne żebyś Ty była dla niego tą wyjątkową. I tak, jesteś ładna, mądra, zabawna i interesująca. Wątpię, żeby chciał powrotu do tej nudnej i natarczywej flądry. - Skwitowała, wyrzucając z siebie całe oburzenie jakie w sobie nagromadziła. Po czym posłała jej szczery uśmiech. - Serio Morti, nie masz się co przejmować, tak jak mówiłam. Jesteś wartościową osobą i nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. Jeśli on tego nie docenia, to po prostu jest głupi. - Dodała. - A nią, to z chęcią się zajmę, jeśli sami nie potraficie. - Zaśmiała się, rzucając przy tym znaczące spojrzenie przyjaciółce.
Pokiwała przecząco głową, gdy usłyszała to "żartujesz". Nie, nie żartowała, była cholernie poważna. Rzadko się to zdarzało, lecz teraz nadarzyła się właśnie taka okazja. Miała możliwość prowadzenia dialogu, więc go prowadziła. W końcu teraz nie musiała udawać miłej, żeby komuś zaimponować. Jakby wtedy kłapała zębami na tę Azjatkę to On już by się do niej więcej nie odezwał. Chociaż w sumie, kto wie. Kto wie? Poznał już ją od tej strony, przecież prawie zawsze na niego warczała. Powinien się już do tego przyzwyczaić, faktycznie - powinna być wtedy bardziej chamska. Nic straconego, coś miała wrażenie, że jeszcze nieraz spotka się z tą dziewczyną. Czekała na ten moment, gdy wrócą do stolika. Teraz będą mogły się wyszumieć i nikt ich nie opieprzy za używanie wulgaryzmów, albo niekulturalne zachowanie w miejscu publicznym. Usiadła więc na przeciw Amy, słuchając jej podsumowania. - Byłam z nim w jego sypialni. Rozmawialiśmy. Ktoś zapukał do drzwi, poprosił żebym została. Chwilę poczekałam, później wyszłam z książką i zobaczyłam jak siedział z nią na kanapie. Oj, trochę się wkurwiłam! Lecz stwierdziłam, że to w końcu jego dom, może to jego znajoma. No i siedziałam z nimi, obserwując ją. Później mu powiedziałam, że powinniśmy porozmawiać, więc usiedliśmy wszyscy razem. On zaczął gadać na temat rzeźb i pozycji, na temat nowej i starej. Wiesz, chodziło o błędy myślowe, później ona się odezwała i zaczęła gadać o emocjach. Ja się odezwałam i wręcz mu zarzuciłam, że nie musi wracać do tej starej rzeźby, bo ta nowsza, może się okazać o wiele lepsza. Później coś tam gadali, a on do niej coś tam "Skarbie, nie wiedziałem, że będziesz rzeźbić". Ja się nie odzywałam, bo bym sie wściekła. Tego nie chciałam, bo wiesz jaka jestem, gdy będę wkurzona. - Opowiedziała dokładniej, niemalże na jednym tchu. Jak widać Amy również została zirytowana, jej zachowanie mówiło samo za siebie. - Jezu, jakbym zobaczyła w drzwiach u swojego byłego, nową dziewczynę to wiadomo, ze bym wyszła, bo domyśliłabym się, że przeszkodziłam. Ale no ja nie wierze! Jakim to trzeba być pustakiem. Chyba naprawdę ona myśli, że uda jej się go do siebie przekonać. Przecież on nie jest głupi, nie poleci do swojej byłej tylko dlatego bo tamta uzna, z dupy, że powinna go odwiedzić! I wiesz co? Miała ze sobą walizki. Obstawiam, że chciała się do niego wprowadzić. A on, jako, że jest miły pewnie jej na to pozwoli po głębszym zastanowieniu. Nie wiem, czy to będzie oznaka idiotyzmu, czy dobroci. Ale, jak się dowiem, że ta dziewucha będzie się do niego dobierać, czy coś, to ją pogryzę. Wyglądała w sumie na miłą, ale kurde, wybrała zły moment na odwiedziny. - Prychnęła urażona, popijając piwo. Nie rozumiała tego faceta, będzie musiała go rozgryźć dokładniej. - Gdyby to było moje mieszkanie, nie otworzyłabym. On też się jej raczej nie spodziewał. Jakbym była obok niego, gdy otwierał drzwi to bym go namawiała, żeby nie otwierał, albo ją wysadził. - Rzuciła marszcząc nosek. Miała nadzieję, że owy chłopak pójdzie po rozum do głowy i nie pozwoli azjatce ze sobą zamieszkać. Po co komu była w domu? - Serio Amy, kocham Cię, Ty to wiesz jak podnieść kogoś na duchu. - Dodała, po czym się zaśmiała. - Jak nie przestanie sie wtrącać to obie możemy się nią zająć. - Stwierdziła. Oj, już by sobie z nią pogadały!
Robiła kolejny łyk piwa kremowego kiedy do jej uszu dotarło zdanie "miała ze sobą walizki", o mało się nie zakrztusiła. Przełknęła szybko napój po czy odstawiła kufel z powrotem na stół. - Ona przyszła tam z walizkami? - Wydusiła z siebie lekko pokasłując. Ta dziewczyna chyba naprawdę była zdesperowana... albo głupia.. albo jedno i drugie. Wlepiła w nią swoje brązowe ślepia. Cóż, nie było tu mowy o żadnej pomyłce, Mort była najzwyczajniej wkurwiona. Już można było współczuć azjatce. Prędzej czy później, jeśli nie schowa swoich lepkich rączek, zostanie ich pozbawiona i to na własne życzenie. W pełni rozumiała przyjaciółkę. Gdyby taka sytuacja spotkała Amy na pewno zachowała by się podobnie, z tym że ona nie dawała dwóch ostrzeżeń. Czuła jak powoli zaczynają ogarniać ją te same emocje. Wystarczyło parę zdań Mort, żeby niechęć do Aiko wzrosła dziesięciokrotnie, miała nadzieję że nigdy nie będzie dane im się spotkać. - Wiesz, czasami podziwiam wybiórczość Twojego opanowania. - Rzuciła biorąc kolejny łyk piwa. - Spotykasz taką pipkę, która się lepi do TWOJEGO faceta i nic jej nie robisz, za to Tonia dostaje z węża na dzień dobry TYLKO DLATEGO, że oblała Cię piwem. - Dokończyła rozbawiona. Panna A musiała trafić na jej dobry dzień albo Mort nie chciała robić scen przy NIM. To by w sumie miało sens.. Za to Tonia z pewnością oberwała rykoszetem, cierpliwość Morti została mocno nadszarpnięta ostatnimi czasy. W takich momentach jak ten, cieszyła się że są po tej samej stronie barykady. Nie chciałaby mieć jej za wroga! Na słowa przyjaciółki machnęła ręką. - Daj spokój, od tego jestem pierdoło. - Zaśmiała się. Powinna wiedzieć, że zawsze może na nią liczyć - od tego są przyjaciele prawda? Przyjaźnią się od dziecka i od tego też czasu wszystko robią razem. Ile to już razy przechodziły przechodziły przez takie sytuacje jak ta? I co? I jakoś zawsze dawały radę, to i teraz dadzą. Wyciągnęła rękę w stronę ręki Mort, chwyciła ją i delikatnie ścisnęła. W tym momencie wypadałoby ją przytulić ale przecież nie będą robić cyrku i ściskać się na środku pabu. - Hej.. Nie przejmuj się, na pewno wszystko się ułoży. - Powiedziała lekko się uśmiechając. Nie chciała, żeby była smutna, żeby przejmowała się kimś kto właściwie jest... ah no to właściwie to jest nikim. Puściła ją i wróciła do poprzedniej pozycji prostując się przy tym. Ostatnio za dużo się garbiła, dlatego też zaczęła się pilnować. - Opowiedz mi lepiej co było dalej! Wyszła? Czy tak sobie miło spędziliście popołudnie? - Spojrzała na nią podejrzliwie, przecież nie doczekała się końcówki tego całego zajścia.
Też napiła się piwa z tego wrażenia. Po prostu ta opowieść samoistnie wzbudzała w niej irytację, ale tak. Nie chciała robić po prostu przy NIM scen, już poznał ją od tej drugiej, pyskatej strony. Musiała się trochę opanować, w końcu nie chciała, aby chłopak siedząc z nią odczuwał negatywne emocje, o nie. Tak być nie mogło. Pewnie nieraz podniesie na niego głos, on zapewne też. Chociaż w sumie, kto wie? To był dopiero świeżo otwarty rozdział w jej życiu, kolejny dopisany do stronic jej historii. Miała do wyboru Hae i JEGO, wybrała te drugą opcje. Czemu? Sama nie wiedziała. Naprawdę. Coś ją w nim urzekło, może po prostu to, że robił to na co miał ochotę? Bez pytania, bez uprzedzenia. Był... Nieprzewidywalny, a Ona lubiła takie zachowania. Tego jej brakowało w niektórych przedstawicielach płci przeciwnej. Może nie powinna się w nim zakochiwać, w końcu miał taką opinię, jaką miał. Ale... Wolała sama sprawdzić, ile w tych plotkach jest prawdy. Doskonale wiedziała na co się pisze, domyśliła się tego wtedy, w kabinie, gdy prawie wylądowała z nim w łóżku. Gdy poprosiła o przestanie, przestał, wyszedł. Zostawił ją. Jakby zależało mu tylko na tym, by się z nią przespać, nie postąpił by tak, jak to zrobił. Zaśmiała się na słowa Amy, to brzmiało śmiesznie. Lecz było takie prawdziwe. - Wiesz co? Tu jest taka kwestia, że Tonia sama mnie prowokowała, a Aiko... Ona po prostu weszła. Była miła, głupio bym się czuła, jakbym od razu na nią naskoczyła. Poza tym, nie będę odstawiać przy Nim takich akcji. Już nieraz na niego naskoczyłam, w sumie bez powodu. Wiesz, chyba właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, siedząc u niego na kanapie, że nie powinnam być taka... Złośliwa i kłótliwa. Pojawiła się azjatka, o wiele milsza. Ładnie się do niego zwracała. Nie mogę być gorsza, za dużo mogę stracić swoją wybuchowością. Nie wkurzyłaby mnie, gdyby nie ta pewność siebie. - Odpowiedziała z uśmiechem. Była uparta, jak postawiła sobie za cel, że postara się być miła, tak zrobi. Po prostu będzie obojętna, to powinno być najlepsze wyjście. Gdy dziewczyna ścisnęła jej dłoń, podniosła na nią wzrok i posłała jej delikatny uśmiech. - Jak już będę pewna wszystkiego i w ogóle, to obiecuję, że jako moja najlepsza, prawdziwa przyjaciółka, poznasz go jako pierwsza. Będziesz mogła sama wyciągnąć wnioski i powiedzieć co o nim sądzisz. - Zaśmiała się, kładąc drugą dłoń na ręku Amy. Niedługo później znów siedziały normalnie, popijając piwo. Morticii ulżyło po rozmowie z Amy, była zadowolona. Mogła jej wszystko powiedzieć bez obawy o to, że zrobi coś przeciw niej. Dziewczyna przejechała dłonią po karku i lekko się zmieszała na ostatnie pytanie. - No właśnie, tu jest taki mały problem... To ja wyszłam, bo musiałam sie spotkać z ojcem, a wiesz jaki jest mój ojciec. Znaczy. Powiedziałam mu, że nie chcę być tylko przez chwilę i, że wolałabym być tą ,,rzeźbą", którą będzie uwielbiał. I to było słodkie, bo mnie objął i powiedział, że mnie nie zostawi. No i, że jakby "nie żywił ciepłych uczuć" to nie starałby się o to, żeby mnie zdobyć. No i później mnie pocałował. I miałam takie o Jezu... No taką radość i w ogóle no to było takie słodkie! Miał takie miękkie usta i ten pocałunek, taki namiętny no kurde. Nie mogę! - Powiedziała, a im bardziej zbliżała się ku końcowi, tym bardziej podekscytowana była. - W końcu, tak na sam koniec.. Obiecał, że będzie grzeczny. No a skoro tak powiedział, to stwierdziłam, że mogę go z Nią zostawić. To duży chłopiec, wie co powinien robić. - Opowiedziała, po czym odetchnęła. O Boże, ale się nagadała. - Ale dosyć o mnie i moich problemach. Powiedz jak tam Ci jest z tym Twoim chłopakiem. - Powiedziała, posyłając jej uśmiech i wbijając w nią pytające spojrzenie. Podparła się o blat stołu, patrząc na nią wyczekująco. - Bo głupio mi sie tak samej ekscytować. - Dodała półżartem, półserio.
Kiwnęła głową, w oznace zgody. Już wystarczająco wymęczyła Mort. - Masz rację, jest duży i sam podejmie decyzję. - Rzuciła krótko uśmiechając się przy tym. Miała nadzieję, że tak właśnie będzie. Że wybranek jej przyjaciółki okaże się słowny. Chociaż.. No właśnie.. Tu pojawiał się ten cień wątpliwości. To, że On obiecała być grzecznym, wcale nie oznaczało, że Ona się do tego ustosunkuje. Coś czuła, że ta mała jędza będzie próbowała wszystkich sposobów, żeby go złamać. Dobrze, nie dobrze? Hmm.. Z pewnością będzie to wymagająca próba dla mężczyzny. Nie powiedziała już ani słowa na temat tej sytuacji, byłoby to bez celowe a może nawet wpędziła by Mort w większe wątpliwości i jeszcze by się zamartwiała tym wszystkim. Tak, tak będzie lepiej. Czasami pewne przemyślenia należy zachować dla siebie. Na dźwięk jej słów natychmiast się zarumieniła. Cholera! Że też zawsze musi tak reagować. Wzięła kolejny łyk piwa, właściwie to już nie wiele go zostało więc za chwilę będą musiały zrobić kurs po następne. Odłożyła kufel na stół i zaczęła nim nerwowo obracać. - Właściwie to nie wiem od czego zacząć.. - Mruknęła wbijając wzrok w szkło. No właśnie, od czego miała zacząć? Bardziej skomplikowanej relacji już dawno nie miała. I nie chodziło tu tylko o miłość ale o ogół. Wiem, że tak się zawsze mówi ale ON był naprawdę inny niż wszyscy. Był trudny i to chyba ją w nim fascynowało. Wzięła głęboki wdech, w końcu to będzie długa opowieść. - Okej, to zacznijmy od tego, że nazwę go J. inaczej zaraz nam się wszystko pomiesza. - Zaśmiała się i spojrzała przyjaciółce w oczy. - Początek mniej więcej znasz.. z tego co zdążyłam Ci opowiedzieć na dworze, zanim omal nie zabiłaś Toni. - Posłała jej wymowne spojrzenie. Ta sytuacja będzie ją bawić do końca życia. - No więc, jeszcze raz. Poznaliśmy się u niego w kawiarni. Jakoś nie umiem sobie przypomnieć dlaczego do niej weszłam, powiedziałabym, że to przypadek ale dobrze wiesz, że w nie nie wierzę. - Uśmiechnęła się znacząco. - Rozmowa właściwie zaczęła się od niczego, tak od słowa do słowa wyszedł z tego jakiś temat. To było takie dziwne, nie wiem czy też tak masz ale to zupełnie tak jakbym od początku wiedziała, że połączy nas jakaś głębsza relacja. Nie mówię tu o od razu o miłości, tylko o przyjaźni na przykład. On jest taki.. hmm.. trudny? Wiesz o co mi chodzi? - Spojrzała na nią pytająco w między czasie szukając w głowie słów w które mogłaby ubrać swoje myśli. - Okej, spróbuję to jakoś wytłumaczyć. - Podciągnęła nogi tak, ze teraz siedziała już w siadzie skrzyżnym. Potrzebowała pozycji w której będzie mogła gestykulować, tak, to nieodłączna część jej wypowiedzi. - No więc, chodzi mi o to, że J. mówi jedno a myśli drugie. Jest miły, nie ma problemu z rozmową ale to tak jakbyś musnęła czubek góry lodowej. Jego prawdziwe intencje, przemyślenia i uczucia są gdzieś głęboko pod taflą wody. Musiałam się sporo namęczyć, żeby go zrozumieć, chociaż nawet teraz zdarza mi się omylnie go interpretować. Ale powoli, powoli zaczynam być w tym coraz lepsza. - Zaśmiała się. - Znasz mnie.. Uwielbiam takich ludzi. Ich spojrzenie na świat jest zupełnie inne a to mnie fascynuje.. W ogóle cały jest taki aaaah! - *Uspokój sie Amy bo zaraz odpłyniesz* Skarciła się w myślach. - Okej, wracają na ziemię.. Jest mi z nim tak dobrze.. - Jęknęła wlepiając wzrok w Mort. - Kiedy jestem z nim mam wrażenie, że nic innego nie ma znaczenia. Czuję się tak bezpiecznie, czuję się kochana.. - Szepnęła spuszczając lekko głowę w dół, na jej policzkach znowu pojawiły się rumieńce. Czuła, że serce zaczyna jej przyśpieszać. - I mimo, że miał przede mną inne dziewczyny i dosyć "ciekawe" życie, to mam wrażenie, że to co nas łączy jest czymś więcej.. - Dodała równie cicho co poprzednio. - Chce mnie przedstawić swojej mamie a to już coś znaczy prawda? - Spojrzała na nią pytająco, jakby oczekiwała potwierdzenia. Mimo tego wszystkiego czasami nadal czuła się niepewnie. - Mam nadzieję, że tym razem wyjdzie nam to dobrze.. Wcześniej miałam (nie)przyjemność poznać jego Ojca.. - Chwyciła się za głowę. - Boże, żebyś Ty tam była... Miałam ochotę zapaść się pod ziemię! Nigdy nie widziałam podobnego ataku złości! Jak tylko się dowiedział, że jesteśmy razem, wybuchł. Padło kilka ostrych słów.. W ogóle nie ogarniam tej sytuacji. Facet widzi mnie pierwszy raz na oczy ale już wie, że nie pasujemy do siebie i stwierdza, że nie powinniśmy być razem. - Prychnęła kręcą głową z dezaprobatą. Do tej pory to wspomnienie budziło w niej spore emocje. Sięgnęła po kufel i dopiła piwo. - Wiesz chciałam go zabrać do siebie, do domu.. - Zaczęła, na powrót kręcąc szkłem. - Ale nie wiem czy to dobry pomysł. William ciągle nie wrócił.. Rodzice stali się nieobecni, cały czas błądzą gdzieś myślami.. Nie wiem już sama co robić. - Podniosła głowę i spojrzała na nią. Ty razem miała poważny wyraz twarzy. - Nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić.. Tak bardzo się o niego martwię.. - Jęknęła. Powstrzymała łzy napływające do oczu i szybko je otarła. - Wiesz, gdyby nie J. już dawno byłabym w rozsypce..
Dla Mort już wystarczyło rozrywek i rozterek na ten jeden dzień. Nie tylko na ten jeden dzień. Ostatnie dwa miesiące upłynęły jej w bardzo, ale to bardzo chwiejny sposób. Dużo się działo, tyle emocji nie dostarczyło jej nawet odejście ojca. Dodatkowo musiała jeszcze porozmawiać z Hae, to będzie kolejny emocjonalny dzień. Nie wiedziała kiedy ta rozmowa nastąpi, lecz gdy tylko wróci do domu to do niego napisze. Powinien być na bieżąco i wiedzieć co się z nią dzieje, oraz co roi się w tej jej chorej, rudej główce. A ostatnimi czasy zrobiło się tego dużo. Czasem miała takie momenty, gdy głowa ją bolała tak, że serio mogłoby się zdawać, że prócz mózgu jeszcze coś tam jest. Coś takiego, co rozbija się wewnątrz umysłu dziewczyny, jak gromada pszczół. Może po prostu popadała w jakąś paranoje wywołaną tym wszystkim? Ojcem i całą resztą? Kto wie, kto wie. Starała się nie myśleć o tym, do czego Aiko mogłaby się posunąć, żeby przełamać barierę ochronną chłopaka. Nie chciała się jednak teraz nad tym zastanawiać, pora na wysłuchanie Amy. Szatynka też miała jej dużo do opowiedzenia, tym razem Ci faceci naprawdę zostaną obgadani, jak dobrze, że zarówno Pana A, jak i Pana J nie było w pobliżu, pewnie mieliby niezły ubaw. Gdy tylko zobaczyła rumieńce na twarzy Amy, Ruda posłała jej słodki uśmiech. Amy wyglądała słodko, gdy się rumieniła! Obserwowała przyjaciółkę wyczekująco, nie mogła się doczekać początku tej historii. Od zawsze lubiła wysłuchiwać miłosnych historii. Czytać w sumie nie, ale wysłuchiwać? Owszem i to bardzo. Nigdy nie potrafiła się przełamać do "wyciskaczy łez", ale może pora trochę odpuścić z kryminałami i zacząć czytać coś bardziej... Romantycznego? Nawet jeśli miałaby ryczeć pół godziny i zalać papier strumieniami łez to wiadomo - doczyta do końca. W końcu historie romantyczne muszą być, no właśnie, romantyczne i wzbudzać jakieś emocje. Negatywne, pozytywne, albo najlepiej wszystkie naraz. Gdy Amy zaczęła swoją opowieść, dziewczyna odstawiła piwo i wsłuchiwała się uważnie w słowa przyjaciółki, starając się wyłapać jak najwięcej szczegółów i aspektów, którym będzie musiała "przyjrzeć się" lepiej. Posłała jej niewinny uśmiech, gdy wspomniała o Tonii. No co? Tak wyszło. Faktycznie, to była śmieszne sytuacja, nawet dla Rudej. Współczuła najbardziej Carterowi. - Tak, wiem co masz na myśli. Wiem też, że uwielbiasz skomplikowane osoby. No a przypadki nie istnieją, wszystko musi mieć swój cel, co nie? Tak jak np. my. Poznałyśmy się jako małe dzieci i proszę, to nie przypadek! Jesteśmy jak siostry i wyrywamy fajnych kolesi. - Odparła ze śmiechem, po czym zamilkła. Nie chciała przerywać Amy. Podobało jej się to w jaki sposób dziewczyna opowiadała o panu J. Mogłaby się tu doszukiwać wiele środków językowych i stylistycznych, lecz nie chciała się nad tym zastanawiać, po prostu słuchała. Amy jednak nie wyolbrzymiała, Ruda nie znalazła tu żadnej hiperboli, było wszystko w normie. - Nie wątpię, że jest Ci z nim dobrze. Cieszę się z tego powodu, i to bardzo. Wreszcie trafiłaś na chłopaka, który jest Ciebie godzien! - Powiedziała podekscytowana, klaszcząc w dłonie. Ale, ale! Amy jeszcze nie skończyła. - Nie wątpię w to, że to miłość i Ty też tego nie rób. Kochasz go, on kocha Ciebie, staracie się. On chciałby Cię przedstawić swojej mamie, to fantastycznie. To znaczy, ze Ci ufa i kocha tak mocno, że chciałby Ci ją przedstawić. - Stwierdziła z uznaniem. Jak to nie była miłość to co? Na pewno nie zauroczenie. - Właśnie ojciec. Wspominałaś mi o tym. To było już chamskie z jego strony. Czemu w ogóle ośmielił się być na tyle bezczelny i skrytykował gust swojego syna, który jest bardzo dobry? To chore! - Warknęła oburzona. Pewnie jej ojciec postąpiłby podobnie, chociaż w sumie... Nie, był jaki był, ale serio kochał swoje rude dziecko. Zasmuciła się trochę, gdy Amy wspomniała o roztargnieniu rodziców. - Wiesz... Możesz spróbować, albo poczekaj jeszcze troszkę, niech Twoi rodzice "odpoczną". Chociaż z drugiej strony, chyba by się ucieszyli, gdy dowiedzieliby sie, że masz chłopaka i jesteś w szczęśliwym związku. Przykro mi z powodu Wiliama. - Stwierdziła, przykładając palec do ust. Tak właśnie myślała, przecież dla rodziców to ogromna radość i szczęście. Na wspomnienie o Wiliamie podniosła się i stanęła obok przyjaciółki, przytulając ją. Wiedziała, że Amy się martwiła. Nie dziwiła się jej. Nie obchodziło jej teraz zdanie osób znajdujących się w pubie. Przytuliła ją, bo miała na to ochotę. - Cieszę się, że On trzyma Cię w "całości". - Dodała cichutko i przejechała dłonią po włosach Amy.
Odwzajemniła uścisk. Chyba właśnie tego potrzebowała. - Dziękuje Mort, że przy mnie jesteś. - Szepnęła przytulając ją mocniej. Chwilę później puściły się i usiadły z powrotem na krzesłach. - Już okej. - Powiedziała uśmiechając się lekko. Wytarła resztki łez i spojrzała na przyjaciółkę. - Nie wiem własnie co zrobić.. Tak jak mówisz, z jednej strony mogłabym go im przedstawić, jestem pewna że by go polubili! Ale z drugiej.. może być jeszcze za wcześnie.. - Skrzywiła się lekko. - Chciałabym żeby wrócił. Żeby wszystko wróciło do normy.. - Westchnęła ciężko znowu chwytając, tym razem już pusty kufel. - Wiesz chyba zaczekam, najpierw spotkam się z jego mamą, tak na spokojnie. Spędzimy razem trochę czasu, porozmawiamy i jak to wszystko wyjdzie dobrze to wtedy pomyślę o spotkaniu z moimi rodzicami. Może do tego czasu sytuacja się trochę wyklaruje.. - Wzruszyła ramionami. Miała cholerną nadzieję, że faktycznie tak będzie. Że mama J. okaże się w porządku a Will się znajdzie.. Mógłby, w końcu. - Ale, ale! Nie powiedziałam Ci wszystkiego o Panu J! - Uśmiechnęła się zadziornie. - No więc, nie wspomniałam, że ma kawiarnie, tutaj w Hogsmeade, nazywa się Hogs Cafe. Dostał ją od swojego ojca, on ma ich kilka a akurat tą oddał jemu. No więc J. zrobił tam wszystko sam, i mówię Ci jest świetnie urządzona, musisz tam kiedyś ze mną pójść! Bo poza kawą serwują tam też napoje procentowe. - Posłała jej znaczące spojrzenie. - O, i wtedy mogłabyś go poznać! Jeju tak bardzo bym chciała, żebyście się poznali! - Prawie podskoczyła z ekscytacji. Tak, musiała ich poznać. - Wiesz, skoro na razie nie mogę przedstawić mu swoich rodziców, to chociaż Ciebie! A dobrze wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra! Poza tym jesteś moją rodziną, muszę wasz poznać. - Wyszczerzyła się w uśmiechu, miała plan jak to wszystko zorganizować. - No ale wracając do tematu. Poza tym, że stoi za barem, fotografuje - to jego pasja. I zdjęcia wychodzą mu cudowne, pokażę Ci je kiedyś. Nie wiem czy tylko ja mam takie odczucie ale kiedy na nie patrzę potrafię sobie to wszystko wyobrazić, jakbym właśnie była w tym miejscu. Zupełnie tak, jakby miały własną duszę.. ale może to dlatego, że wkłada w to tyle serca. - Zamyśliła się. - Chciałabym się kiedyś tak czemuś oddać, znaleźć własną pasje. - Wbiła w nią swój wzrok. Czasami zastanawiała się co on w niej widzi.. Przecież była zupełnie zwyczajna. - No nic, może jak już zostanę Aurorem oddam się pogoni za wszystkim co złe. - Zaśmiała się cicho. Jej Ojciec był jednym z nich i był dla niej inspiracją i wzorem do naśladowania. Dla Willa z resztą też, jednak tu w grę weszła jego porywczość, która miejmy nadzieję go nie zabiła. -Idziemy po jeszcze jedno? - Spytała zachęcająco i powoli wstała od stołu. Chwyciła kufel i razem z Mort ruszyła w stronę baru. Robiło się coraz bardziej tłoczno. - Sporo ludzi. - Zauważyła. Musieli się zjawić kiedy były pochłonięte rozmową. - Pijemy to samo? Czy coś innego? - Spytała unosząc jedną brew ku górze.
I od razu było lepiej, gdy się przytuliły. Świat odzyskał kolory, Amy się uśmiechnęła - wszystko cudownie, jak należy. - Przecież jesteśmy siostrami, zawsze przy Tobie będę. - Odpowiedziała przed ponownym zajęciem miejsca i posłała jej szeroki uśmiech. Przed Amy stał naprawdę spory problem, znając życie też będzie miała takie dylematy, za jakieś... Cztery lata, jak sie wszystko ogarnie. - Mhm, no w to nie wątpię. Liczę na to, że wszystko będzie w porządku. I w sumie uważam, że to będzie dobry pomysł. Poznasz jego mamę, porozmawiacie, będzie miło. Później Ty go zaprosisz do siebie, wszystko się ułoży, on Ci się oświadczy a ja będę druhną. - Powiedziała z uśmiechem i klasnęła w dłonie, zadowolona z takiego scenariusza. Przecież wszystko składało się wręcz idealnie, prawda? Amy będzie szczęśliwa, Ruda będzie się cieszyć z jej szczęścia - wszystko cudownie. No i proszę, jeszcze nie powiedziała jej wszystkiego, dziewczyna zamieniła się w słuch. Amy to naprawdę miała szczęście do skomplikowanych ludzi. - Ooo, mówisz, że ma kawiarnie? No to świetnie się składa! Oczywiście, że musisz mnie tam zabrać i mi go przedstawić i musimy sie czegoś napić. No i oczywiście pokazać mi zdjęcia, skoro się nimi zachwycasz to naprawdę muszą być śliczne. - Odpowiedziała wesoło. Ten pomysł bardzo przypadł jej do gustu, był genialny. - Może spróbuj rysować? Ja się w tym odnalazłam. A właśnie, muszę Ci pokazać mój nowy rysunek. - Powiedziała, jakby dostała olśnienia i wygrzebała z torebki szkicownik. Otworzyła go na jednym z krajobrazów, przedstawiających jesienny park. - Jestem z niego dumna, ale wciąż nie mogę się skupić na szczegółach. Te klony, a dokładnie korę klonów poprawił mi jeden chłopak. Zobacz, ten jest jego a ten mój. Specjalnie go nie poprawiałam, żebym mogła zwracać uwagę na detale... - Powiedziała, wskazując palcem poszczególne elementy na których powinna się skupić. Nie był to brzydki obrazek, był naprawdę ładny, lecz te szczegóły... Musiała nad nimi popracować. -Aurorem? To jest świetny pomysł, popieram. Nadawałabyś się do tej roli, tak jak Twój tata. - Potwierdziła z szerokim uśmiechem. Zastanowiła się, czy iść po jeszcze jedno piwo. - W sumie czemu nie. Może jednak tym razem weźmy coś innego? Nie piłam jeszcze malinowego znikacza, może być smaczny. - Stwierdziła, patrząc na przyjaciółkę. Była ciekawa co ona wybierze. W sumie fajnie było tak wyskoczyć do pubu i porozmawiać w spokoju. Faktycznie, zjawiło się więcej osób, dobrze, że wcześniej były pustki.
Podeszły do lady i stanęły w kolejce. Nie dużej, przed nimi stały może 3 osoby. - Malinowy Znikacz? - Uniosła brew. Chyba jeszcze nigdy tego nie próbowała, to nawet lepiej lubiła próbować nowych rzeczy. - Piłaś to wcześniej? Dobre jest? Bo wydaje mi się, że chyba jest dosyć mocne. - Zaśmiała się cicho przesuwając bliżej baru, bo nastała ich kolej. No cóż, niech będzie. - Dwa razy Malinowy Znikacz, proszę. - Rzuciła do barmana jednocześnie obdarzając go ciepłym uśmiechem. Odwróciła się do przyjaciółki. - Jak wrócimy do stolika pokażesz mi jeszcze raz ten Twój szkic? Chciałabym się mu lepiej przyjrzeć bo faktycznie było widać różnice między kreską Twoja a jego. Co nie znaczy, że Twoje jest gorsze . - Poprawiła się szybko. Nie chciała, żeby Mort pomyślała, że ją krytykuje. Uważała, że naprawdę dobrze jej to wychodzi. Barman podał im zamówienie, zapłaciły mu i wróciły z powrotem do stolika. Postawiła trunek na stole i wgramoliła się na krzesło, znowu siadając ze skrzyżowanymi nogami. - Mm, tak w ogóle to powiedz mi, o co chodzi z tą całą sztuką, artystami? Dlaczego wszyscy dookoła piszą, malują, rysują.. Kiedy ja wolałabym czytać, słuchać i oglądać?- Spojrzała na nią pytającym wzrokiem. - Ostatnio poznaje samych takich ludzi. - Wyjaśniła ciągle na nią patrząc. - Może ja jestem stworzona do roli fana. - Zaśmiała się krótko. - No wiesz, w zasadzie to również nie najgorsza fucha nie? Wy będziecie tworzyć a ja was będę podziwiać. Będziecie mogli zawsze liczyć na mnie, a ja zawsze będę wam wierna. - Wyszczerzyła się w uśmiechu. Chwyciła kieliszek i uniosła go do góry. - To co, pijemy za nas dwie! - Zderzyła się szkłem z Mort i wypiła nalewkę na raz. - Uh..- Skrzywiła się lekko. Naprawdę była mocna, przypominała trochę te które robi jej babcia. - O jejku.. To naprawdę jest mocne! - Jęknęła. - Ale smakuje mi.- Zaśmiała się i spojrzała na przyjaciółkę, czekała jaka będzie jej reakcja. Cóż, podobna. Widząc minę Mort znowu się roześmiała. - A to dopiero pierwsza! - Zauważyła posyłając jej łobuzerski uśmiech. - Dobrze wiesz, że nie wypuszczę Cie stąd trzeźwą.. - Ponownie się wyszczerzyła. - No ale pokaż mi ten rysunek. - Rzuciła, ponaglając ją gestem ręki. - Tak w ogóle, to kto Ci go poprawiał, co? - Spytała posyłając jej znaczące spojrzenie. Była ciekawa. To ten facet od mieszkania a może jakiś inny? Życie miłosne Mort było dość.. hm.. ciekawe? Jeśli można tak to nazwać. Co chwilę pojawiał się jakiś nowy facet ale nigdy nie mógł zostać na dłużej. - Jak skończysz to idziemy po następne! - Dodała, tak jakby chciała jej pokazać, że wcale nie żartowała. Miała zamiar lekko się zaprawić, w końcu nie widziały się przez 2 miesiące!
Malinowy znikacz, w sumie też jeszcze tego nie piła. Mogło być ciekawie, co nie? W końcu trzeba próbować nowych rzeczy. Jak na szesnastoletnią dziewczynę to miała dość dziwny sposób na poznawanie świata, ale w końcu od czegoś trzeba zacząć, czyż nie? Rodzice jej zabraniali wielu rzeczy, teraz gdy ich przy niej nie było mogła robić co chciała. Nie usłyszy od ojca "nie mów tak, powinnaś powiedzieć inaczej, albo "jesteś za młoda na dwudziestoletnich facetów". Halo, tato niektóre czternastolatki spotykały się z trzydziestolatkami, czy to było normalne Twoim zdaniem? Bo moim zdecydowanie nie. Morticia od zawsze lubiła rzeczy, oraz osoby którymi nie powinna się interesować. Ojciec wiedział, że im bardziej zakazane, tym bardziej jej odpowiada. Sam ją przecież tak wychował, pamiętasz tatusiu jak pokazywałeś mi zaklęcia niewybaczalne? Bo ja tak. - Wygląda na smaczne, przecież malinowe, prawda? - Zapytała z uśmiechem, po czym się zaśmiała. Nie odebrała słów Amy jako obrazę, czy coś. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jest duża różnica między doświadczonym ręką tatuażysty, a nią - zwykłą amatorką rysunku. Dopiero rozwijała swoje umiejętności, nie będzie do razu perfekcyjnie. - Oczywiście, że Ci pokażę. - Odparła. Gdy już zapłaciły i wróciły do stolika, dziewczyna usiadła wygodnie, po turecku na krześle. - Sama nie wiem, może po prostu modernizm zaczął powracać? Osoby, które odkryły jakąś pasję, lub mają do czegoś talent, zaczynają się szkolić w tym kierunku. W końcu talentem można wiele osiągnąć, jeśli tylko ma się na to ochotę. Nie wiem sama co o tym myśleć. Niektórzy mogą to odbierać jako bunt przeciw nauce i logice, a jeszcze inni wywlekają na wierzch swoje talenty, żeby można było poznać taką osobę od drugiej strony. Mnie pewnie nikt nie podejrzewa o miłość do książek, rysowania i ogólnie rzecz biorąc sztuki. A jednak - mylą się. Jak dla mnie to jest coś... Pięknego. Rysunki ukazują cząstkę mnie, ludzie mogą zauważyć, że szkicując i jako artystka jestem wrażliwa na piękno, mimo, że wobec ludzi na ogół nie jestem zbyt... Uprzejma. No, zależy wobec kogo. Mój... Nie wiem, jak go nazwać. Znajomy? No wiesz, On jest natomiast malarzem. Nie widziałam jeszcze jego obrazów, lecz nie mogę wątpić w jego talent. Pan J, jest fotografem, a Ty jesteś wręcz zachwycona jego zdjęciami. Bycie artystą polega na uszczęśliwianiu pasjonatów, takich jak np. Ty swoimi dziełami. Chodzi o to, by Cię urzec talentem, żebyś miała o czym opowiadać. O książkach, o muzyce, o fotografiach, obrazach.. O sztuce. Żebyś cieszyła wzrok patrząc i wsłuchując się w czyjąś twórczość. Żebyś pokochała sztukę tak, jak robią to artyści. No, ja się artystką nazwać nie mogę. Przecież moje rysunki to dopiero zalążki czegoś, co kiedyś będzie o wiele ładniejsze, niż teraz. A brakuje tylko tych szczegółów. ,,Sztuka dla sztuki", albo "sztuka jest celem sama w sobie" tak brzmi hasło modernistów, więc tu się w sumie skrywa cała odpowiedź. Popatrz na przykład na aktorów. Grają, śpiewają, tańczą, udają kogoś innego a mimo to swoim talentem podbijają nasze serca. Dlaczego? Bo są niesamowici. Spełniają się i robią to, co naprawdę kochają. Ci aktorzy teatralni potrafią przekazać nam wiele emocji, a później wywołać nagłe katharsis, ten wstrząs emocjonalny, stosowany na ogół w tragediach, zaczynamy się zastanawiać jak, dlaczego, po co? Czemu tak jest? Wychodzimy z sali przeżywając tę sztukę, wywołując burzę mózgów na jej temat. Na tym polega cały urok tragedii, zarówno w literaturze jak i teatrze. To jest świat sztuki. - Odpowiedziała, zastanawiając się przez chwilę. Czy Amy chociaż w połowie dostała odpowiedź na swoje pytanie? Miała nadzieję, że tak. - Fani? No wiadomo, przecież Oni są najważniejsi dla artysty. Im większa liczba fanów, zakochanych w dziełach, tym większa satysfakcja i chęć pracy. Przynajmniej ja to tak widzę. No i pijemy. - Powiedziała, po czym również uniosła kieliszek i przechyliła go, wypijając nalewkę. Skrzywiła się i pomachała głową. Odstawiła kieliszek i się zaśmiała zarówno z samej siebie, jak i z Amy oraz jej miny. - Dobra, to było mocne... Ale w sumie całkiem niezłe. Będziemy się wspólnie odprowadzać. - Przyznała z uśmiechem. A no właśnie, rysunek! Miała go pokazać. Wyjęła go ponownie i rozłożyła na stoliczku, podsuwając go Amy, żeby mogła mu się lepiej przyjrzeć. - Kto go poprawiał... Wiesz, taki jeden tatuażysta, Klemens. Mam z nim skomplikowane stosunki. I nie, między nami nic nie ma. Zupełnie nic. Po prostu rozmawiamy. On na ogół pojawia się po to, żeby coś namieszać. Typowe. Muszę mu jednak przyznać, że jest wyczulony na szczegóły. - Odparła, po czym ponownie się zaśmiała. Ten chłopak o którym właśnie rozmawiały był naprawdę dziwny. Z jednej strony lubił jej towarzystwo, ona jego również, lecz zarazem odpychali się od siebie, niczym dwa spójne magnezy. Ogólnie słuszna uwaga. Żaden facet w życiu Mort nie mógł zostać na dłużej, tak jak ojciec. Nie dopuszcza do siebie mężczyzn, bo z góry jest przekonana, że każdy z nich w końcu odejdzie. Tak jak ojciec od matki, pozostawiając ją samą z domem i córką. To już było zakodowane w jej psychice, za dużo się nasłuchała żalów matki, oraz za dużo jej łez widziała. Ruda wolała po prostu zakończyć wszystko wcześniej, gdy pojawiała się w jej głowie lampeczka z napisem "ostrzeżenie", wtedy zaczynała tych facetów od siebie odtrącać. Może właśnie z tego powodu postąpiła właśnie tak samo z Nim, wtedy na statku? Prawdopodobnie tak. - Dobra, to możemy iść! Będzie śmiesznie. A jak już sie zaprawimy, to chodźmy potańczyć. - Dodała, po czym się przeciągnęła.
Podparła głowę na rękach i z uwagą zaczęła słuchać przyjaciółki. Była ciekawa jej opinii na ten temat, który niesamowicie ją dręczył. Swoją drogą jak wróci do domu (o ile jej się to w ogóle uda) to zapyta o to samo J. jego pogląd na tę sprawę może być szalenie ciekawy. No ale, póki co jest tutaj z Mort więc lepiej jeśli skupi się na jej wypowiedzi. Hmm, zgadzała się ze słowami dziewczyny, jednak najpierw trzeba by było dany talent posiadać a z tym było już ciężko. W końcu nie każdy miał na tyle szczęścia, żeby się z nim urodzić. Z drugiej strony, można by poświęcić wiele godzin ćwiczeń nad daną dziedziną i w końcu stać się w niej mistrzem.. Chociaż nie, przecież to nie zadziała w przypadku śpiewania, ktoś bez głosu, chociażby nie wiadomo ile ćwiczył nie da rady go posiąść. Tak więc, teoria ta działa więc tylko w niektórych przypadkach, w innych, osoba musi mieć w sobie "to coś". Słuchała dalej, miała jej nie przerywać, jednak w tym momencie nie umiała się powstrzymać. - Cóż usposobienie artysty nie ma nic wspólnego z jego twórczością. - Rzuciła krótko komentując jej słowa. - Jasne, Twój charakter oddziałuje w pewien sposób na prace jakie tworzysz, jednak nie jest warunkiem pod którym mogłabyś tworzyć lub tez i nie. Poza tym, ludzie często udają kogoś kim nie są, noszą maskę a w środku mogą być zupełnie inni.. Na przykład, Ty. - Spojrzała na nią znacząco. Znały się nie od dzisiaj. Morticia otoczyła się kolcami nie bez powodu. Nie była z resztą pierwszą osobą która tak się zachowała. Tutaj były do siebie bardzo podobne, Amy również nie dopuszczała ludzi zbyt blisko, głównie dzięki doświadczeniom z przeszłości. Jeśli już komuś pozwalała wejść do swojego świata, musiała być go pewna w stu procentach, znać go na tyle żeby wiedzieć, że jej nie zrani. W końcu człowiek uczy się na błędach czyż nie? Oh, J. i jego zdjęcia. Na te słowa od razu się uśmiechnęła. To fakt, szalenie jej się podobały, tak jak już z resztą wcześniej wspomniała, wydawało jej się że fotografie posiadały duszę. Właściwie to chyba taki był zamiar, prawda? Żeby uwiecznić dany moment, chwilę, żeby mieć jakieś wspomnienie.. Żeby oglądający mógł odczuć panujące wtedy emocje, czuć się jakby właśnie przeniósł się w miejsce z kadru. Wszystkie te czynniki sprawiały, że Amy tak bardzo lubiła siedzieć i wpatrywać się w ten obraz na kartce papieru.. W zasadzie.. przyszła jej teraz do głowy pewna myśl.. Może sama zaczęłaby fotografować? Zapytałaby J. czy ją trochę podszkoli w tej dziedzinie. W końcu tyle razy miała ochotę zatrzymać czas, złapać dany moment.. Tak, to był dobry pomysł, kto wie może coś z tego będzie. Morticia kontynuowała swoją wypowiedź, tym razem skupiła się na aktorach. Fakt, sztuka teatralna oprócz oczywistego przekazu miała również te ukryte, czasami ciężkie do dostrzeżenia. Dodatkowo miała wzbudzić w widzach emocje, mieli wczuć się w sytuację odgrywaną na scenie, przeżywać każdy następny akt. Cóż, do Amalyn nie przemawiało to jednak tak jak książki. Oczywiście, obraz jest piękny, jeśli jest dopracowany a aktorzy dają z siebie wszystko wkładając w to całe swoje serce (Ci dobrzy, ma się rozumieć) jednak jest to czyjś obraz, zinterpretowany przez daną osobę, jest pokazany dokładnie tak jak on to odebrał. Książki zaś pozwalają nam na własną interpretację, na własny obraz, nieważne czy tła czy samego bohatera. Jasne, ktoś może powiedzieć, że autor narzuca nam w pewien sposób swoje wyobrażenie o tym co pisze, jednak to od naszej wyobraźni, od nas samych zależy jak to odbierzemy. Jak wyobrazimy sobie daną postać, pomieszczenie, gest. Tylko ten zlepkiem kartek pomazanych tuszem potrafił wzbudzić w niej jakieś głębsze emocje, poza tym przeczytanie go zajmowało znacznie więcej czasu niż oglądanie sztuki, dzięki czemu człowiek mógł przywiązać się do bohaterów danej historii i znacznie głębiej przeżywać ich losy. Chyba nie było niczego co lubiłaby bardziej. Morticia skończyła. Jej wypowiedź była ciekawa, przedstawiła swój punkt widzenia. Amy posłała jej ciepły uśmiech. - Mniej więcej rozumiem. I wiesz, tak właściwie to masz rację, bardzo dobrze że są na świecie ludzie którzy potrafią być inspiracją dla innych. - Później rzuciła kwestię o fanach, stuknęły się kieliszkiem aż w końcu Morti wyciągnęła rysunek. No tak, chciała go zobaczyć. Delikatnie sięgnęła po rysunek i zbliżyła go do siebie. - Łał.. - Otworzyła szerzej oczy, dokładnie badając każdy szczegół. - Jak na początkującą, całkiem dobrze to wygląda.. Nie żebym była jakimś specjalistą(!).. ale bardzo mi się podoba. - Powiedziała posyłając przyjaciółce szczery uśmiech. Nie było to dzieło sztuki ale z pewnością miało na takie zadatki. Zwróciła uwagę na wcześniej wspomnianą korę drzew, tą którą naszkicowała Morticia i tą która została poprawiona przez Klemensa. Zmarszczyła delikatnie brwi. - Faktycznie.. Facet ma talent. - Mruknęła pod nosem wyraźnie skupiona. Chwilę jeszcze wodziła wzrokiem po kartce po czym oddała ją właścicielce. - Myślę, że jeśli będziesz ćwiczyć osiągniesz w końcu wymarzone efekty. - Wyszczerzyła się w uśmiechu. - Oh, tak w ogóle, kiedy mówiłaś o tym dlaczego wszyscy są zajęci sztuką wpadłam na świetny pomysł! Może i ja spróbowałabym fotografii? Poprosiłabym mojego J. żeby mi powiedział co i jak.. Może by coś z tego wyszło. - Spojrzała na nią wyraźnie podekscytowana. - Ah i powiedz mi, skąd wytrzasnęłaś tego Klemensa? - Uniosła delikatnie brew nie spuszczając z niej wzroku. Kolejny fatygant do kolekcji, ah ta Mort.. Ciekawe, czy kiedykolwiek znajdzie sobie jakiegoś na dłużej. Nie była to zgryźliwa myśl, ot całkiem normalna. Amy czasami martwiła się o swoją młodszą siostrę, bała się że przez to nastawienie może w końcu zmarnować okazję na bycie z kimś naprawdę wartościowym. Albo co gorsza, związać się z kimś zupełnie nieodpowiednim! Przez jej twarz przemknął cień zatroskania, jednak natychmiast go przegoniła delikatnie się uśmiechając. Nie chciała zgrywać tu "starszej, doświadczonej" i rzucać w radami na temat tego co powinna a czego nie. - Słuchaj, jeśli będziemy piły w tym tempie to nie jestem pewna czy dojdziemy do zamku. - Posłała jej znaczące spojrzenie. - Ale spróbować tańczyć możemy, póki jeszcze nasz ruchy nie będą przypominały napadu jakiś drgawek. - Parsknęła śmiechem po czym odsunęła krzesło i z pełną gracja wstała. - No to chodź, napijemy czegoś innego. - Rzuciła kierując się w stronę baru. Biorąc pod uwagę ich średnie głowy, to się nie może zbyt dobrze skończyć.