Kultowe miejsce - zatłoczone i wiecznie przepełnione studentami. Pomimo swojej popularności, zawsze można znaleźć tu jakiś wolny stolik, a przemiła obsługa nie zapomina o żadnym kliencie. Przez jakiś czas pub nazywał się "PodTrzema Różdżkami", gdy został przejęty przez fanatyków Koalicji Czarodziejskiej - o politycznych niesnaskach nie ma już jednak śladu i witani są tutaj wszyscy, niezależnie od czystości krwi.
Dostępny asortyment:
► Sok Dyniowy ► Woda Goździkowa ► Piwo kremowe ► Dymiące Piwo Simisona ► Rum porzeczkowy ► Malinowy Znikacz ► Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ► Ognista Whisky ► ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ► Wino skrzatów ► Wino z czarnego bzu ► Sherry ► Rdestowy Miód
Ona się tym nie przejmowała. Po co miała zastanawiać się, dlaczego ktoś odwrócił się do niej plecami, po kilku minutach rozmowy, skoro ta osoba, nawet nie zastanawiała się nad tym, co tak naprawdę reprezentuje jej rozmówca. Nie widziała powodu, dla jakiego miałaby przejmować się takimi osobami. -Mężczyźni...-Mruknęła a w jej głosie było można wyczuć odrobinę obrzydzenia. Pokręciła lekko głową i upiła łyk whisky. Nawet nie zdała sobie sprawy, że mężczyzna mógł to inaczej odebrać. Nie chodziło jej o wszystkich, ale widziała wiele w swoim życiu. Wiele się teraz nawet mówi.- Nie rozumiem kobiet, które dają się tak omotać. Może powinnam być za nimi... Ale uważam, że są ignorantkami oraz, przepraszam za słownictwo... Idiotkami. Powiedz mi proszę, kto pozwala sobie na coś takiego? Uważam, że mugole jak i czarodzieje... Różnią się jedynie jednym przedmiotem, różdżką, którą niektórzy mogą trzymać w dłoni. W innych sprawach nie widzę żadnej różnicy. Nie jeden raz obserwowałam "zakochanych" na korytarzach, i nie mówię tego nawet z perspektywy nauczyciela...- Lekko się wzdrygnęła. Tylko dlatego aby zaspokoić kogoś, chore zachcianki? To było poniżej godności każdego człowieka. Przegryzła lekko wargę, która powoli zaczęła ją piec. -Gdyby te kobiety sobie na to nie pozwalały, nie dochodziłoby do takich sytuacji.-Powiedziała.-Dlatego uważam, że pod pewnym względami jesteśmy słabe... Nie wszystkie, ale ta większość.-Dodała cicho. Podchodziła do tego tematu, może bardziej osobiście. Doskonale znała taki przypadek. Nie, nie uczyła się na własnych błędach tym razem. Była silną kobietą, to trzeba jej przyznać. Ale znała kobietę, która poddała się tak bardzo... Że nie mogła jej teraz tak nazywać. Już nawet nie wiedziała, czy jest tą osobą, którą zapamiętała. Jej obraz był zamazany, a skutki nieodwracalne. -Studenci są bardziej otwarci... I odważni.-Powiedziała spokojnie i lekko uniosła brwi, jakby sobie coś przypominając. -Podejrzewam. Myślę, że im brniemy dalej w tym społeczeństwie, tym bardziej zamykamy się w nim. Odrzucamy to co jest na zewnątrz, tutaj, mugoli.-Przeczesała palcami włosy i upiła łyk whisky. Oparła się wygodnie na krześle a swoje spojrzenie wbiła w Bart'a. Czas na obserwacje, tak, już dawno tego nie robiła. Jakieś... Piętnaście minut temu? Skoro nikt jej tego nie zabronił, zamierzała korzystać z takiej sposobności. Sądziła, że nawet po whisky Bart będzie wstanie się zachować. A jeżeli powie kilka słów za dużo? Nie przejmie się tym zbytnio. W końcu ludzie, przynajmniej z reguły, mówią prawdę. Zawsze zastanawiała się czemu... Może wtedy czują się lżejsi i bezpieczniejsi? Mhm. -Zażartowałam... Wybacz, nie jestem w tym dobra.-Wzruszyła lekko ramionami. -Chodziło o to, że powiedziałeś dokładnie to, o czym sama myślałam.-Powiedziała spokojnie, przyglądając mu się. Reakcje jakie można zaobserwować, wiele mogą nam powiedzieć. I ceniła sobie ludzi, którzy nie owijają w bawełnę. Bo jaki jest cel ubarwiania czegoś? Żaden. Prawda i tak wyjdzie na jaw, czasem jest lepiej powiedzieć coś od razu. -Nic co wiążę się z kłamstwem, niepotrzebnym knuciem oraz oszustwem, nie jest warte... Niczego. I proszę... Nie rozmawiajmy o Ministerstwie... Przyszłam się zrelaksować.-Uśmiechnęła się szerzej. I delikatnie szturchnęła Go dłonią w ramię. Zero stresu powiadasz? I jakie problemy mógłby mieć? W sumie, to było pytanie retoryczne. Doskonale zdawała sobie sprawę, co może się zdać za lekkie skrytykowanie tego co się dzieje w MM. -Może był to przejaw głupoty ale sądzę, że jestem w stanie zrozumieć o czym mówisz... Ciekawość. Czasem prowadzi nas tam, gdzie wcale nie chcielibyśmy być.-W normalnych warunkach... Dodała sobie w myślach. Coś o tym wiedziała. W końcu nie bez powodu, czasem określała siebie jako świra. -Tak jak nie mam ręki do roślin, tak nie mam do zwierząt... Wszystkie jakieś zawsze umierają... Albo, źle kończą.-Wzruszyła lekko ramionami a chudymi palcami objęła szklankę. Upiła skromny łyk whisky.
Bartolomew analizując słowa nauczycielki próbował postawić się w roli tych kobiet, jednakże nie potrafił wyobrazić sobie swojej osoby w sukience i z biustem. Jednak po części im współczuł. Wiedział doskonale, że takie zachowanie jest wysoce niebezpieczne i może powodować kłopoty jednakże on zawsze miał to gdzieś. Adrenalina zawsze mu się przydawała w życiu. - No cóż nie znam umysłów tych kobiet, czy też kobiet w ogóle. Mogę tylko spróbować postawić się w ich sytuacji i po części je rozumiem. Jednakże moje myślenie może się odnosić tylko do czegoś, czego jeszcze nigdy sam nie zaznałem a mianowicie do czegoś co się nazywa miłość. Sądzę, że uczucie może czasem zagłuszyć zdrowy rozsądek i przez to również zdolność spojrzenia na świat. Uważam również, że te kobiety boja się, że jeśli nie okażą posłuszeństwa stracą ukochaną osobę, choć akurat nie wiem czy życie, które wiąże się z ciągłym rozkazywaniem można nazwać miłością. A co do mężczyzn to masz rację. Czarodziej od Mugola różni się tylko tym, że ma różdżkę i może używać magii. Nie wiem czy powinienem to mówić ale patrząc na zakochanych to chyba większość facetów myśli nie głową, a tym co ma w spodniach. – powiedział i miał gdzieś czy Arfa go przez to znienawidzi, odtrąci czy też wstanie i sobie pójdzie. Bartolomew nie myślał w ten sposób. On starał się zawsze patrzeć na świat inaczej niż inni i może to było jego głównym problemem. Upił kolejny łyk whisky i odstawił puste naczynie na stół. - No nie zgodzę się z tym, że kobiety są słabe. Sądzę, że w niektórych przypadkach są silniejsze od mężczyzn. – dodał patrząc na Arfę. Jego niebieskie oczy wydawały się świdrować na wylot kobietę. W rzeczywistości jednak Bart nie świdrował nikogo wzrokiem tylko miał takie właśnie spojrzenie. - Studenci może i są bardziej otwarci na świat i mają na pewno większą wiedzę o nim, co oczywiście trzeba im zaliczyć na plus. Jednak czasem zdarzają się i tacy, który potrafią spojrzeć na ciebie i powiedzieć, że masz spadać bo mu obraz świata psujesz. – rzekł a jego głos zmienił lekko barwę na ostrzejszą. Nie było to spowodowane niczym. Po prostu czasem rozmowa o uczniach potrafiła wyprowadzić Cubbinsa z równowagi. Nie skomentował żartów nauczycielki wróżbiarstwa bo on sam był kiepskim żartownisiem. Nie potrafił tego i nie miał ochoty się tego uczyć, choć wiedział, że czasem powinien. Gdy tylko usłyszał co Arfe mówi o polityce uśmiechnął się nieznacznie. - Popieram skończmy ten temat, bo jakoś nie pasuje ani do miejsca ani do tego co w tym momencie robimy. Oczywiście chodzi mi o relaks. Lekko trypnął ją palcem wskazującym w przedramię odwzajemniając jej szturchnięcie. To zachowanie zdziwiło nawet Cubbinsa, bo w towarzystwie kobiet tak się raczej nie zachowywał. - Co się zaś tyczy zwierzaków, to sądzę, że nie trzeba mieć do nich specjalnej ręki. Wiesz trzeba poświęcać im troszkę uwagi, a one odwdzięczą się tym samym. – powiedział i zaczął się zastanawiać dlaczego właściwie jej to tłumaczy.
Nikt, naprawdę nikt o zdrowych zmysłach nie potrafi postawić się w sytuacji tych kobiet. Nigdy nie pozwoliłaby komuś, wejść do jej życia z buciorami i pozwalać na to, aby coś w nim zmieniał. -Miłość? -Prychnęła cicho.-Łatwo zwalić to na uczucia... Naprawdę. Osobiście uważam, że to tylko wytwór naszej wyobraźni. My chcemy kochać, choć tak naprawdę nie znamy tego uczucia. Chcemy czuć się komuś potrzebni... I inne tego typu rzeczy. Jednak to nie usprawiedliwia zachowania takich kobiet. Nie jestem feministką, czy coś podobnego... Ale nie mogę pojąć jak można dać się tak wykorzystywać. Upokarzać, na oczach wszystkich. Jeżeli uważają, że starannie próbują to ukryć... Błędna myśl. Bowiem czasem wyraźniej widać to, co starannie chcemy ukryć.-Wzruszyła lekko ramionami. Nie wierzyła w miłość, i to nie dlatego, że nigdy nie poczuła ciepła drugiej osoby. Pewnych rzeczy sam musisz się nauczyć. Wzruszyła lekko ramionami. Lepiej nie rozmawiać z nią na temat uczuć, z biegiem czasu może sam do tego dojdzie. Lub... Już do tego doszedł. Był inteligentnym mężczyzną. Wcale nie pomyślała o nim źle, powiedział to co myślał. Jak mogła winić kogokolwiek za szczerość? -Zgadzam się... Ale swojej natury nie zmienisz... I nie usprawiedliwiam nikogo.-Dodała szybko. Tak, aby Bart miał całkowitą pewność. Źle zinterpretował jej słowa. Szybko pokręciła głowę, zbyt energicznie jak na nią. -W niektórych przypadkach... Nie mówiłam, że są słabe we wszystkim.-Powiedziała spokojnie i założyła nogę na nogę. Jak mówiła, w niektórych aspektach były słabe. Tak, to były z nich całkiem silne osóbki. -Jakoś obeszłoby mnie to... Nie każdemu w końcu muszę się podobać, prawda?-Uniosła delikatnie brwi i wzruszyła ramionami, które wydawały jej się ciążyć. Nie musiała jakoś specjalnie komentować tego, co powiedział. Rozumiała, że rozmowa o uczniach czy studentach mogła być uciążliwa. Bo ileż można o nich rozmyślać. Przebywała z nimi na co dzień. Czemu więc miała o nich rozmyślać teraz? Chciała się cieszyć, choć to dziwnie brzmi w jej wykonaniu, tym co teraz miała tutaj. Whisky i towarzysza, któremu warto było poświęcić chwilę. A nawet kilka. Zaśmiała się cicho, jej melodyjny głos był taki odległy. Taki dziwny, jakby nie jej. Zdając sobie z tego sprawę, uciekła. Jednak nie dało się ukryć, drobnego rozbawienia gestem, jaki wykonał mężczyzna. Sama nie była w końcu lepsza, prawda? Bardzo lubiła wpływać na ludzi. Czasem nie przynosiło to dobrego skutku, ale kto wie... -Od dziecka nie miałam szczęścia... Każde moje zwierzątko, nieważne ile poświęcałam mu uwagi... Ginęło.-Upiła łyk whisky.-To chyba jeden z dziwnych darów... Lub przekleństw. Jak zwał tak zwał.
To czy Bartolomew był osobą o zdrowych zmysłach należało do spraw co najmniej dyskusyjnych, a przynajmniejn w mniemaniu niektórych znanych mu osób. Co prawda postawienie się w sytuacji kogoś, kto cierpi dla idei nigdy nie było proste i nawet jeśli by to potrafił nie mógłby pewnie ująć tego w słowa. - Można polemizowac z tym czy uczucia istnieją czy też nie. Dla mnie osobiście nie istnieje coś takiego jak bezgraniczna miłość. Wiem, że prawdopodobnie nie powinienem tego mówić, ale gdyby takie coś istniało może ten pokręcony świat byłby lepszy. - powiedział i zamilkł. Zastanawiał się co też powiedzieć jeszcze o tych krzywdzonych kobietach. Bart tego po prostu nie rozumiał i dla niego wolność była czymś co chciał zachować jak najdłużej. - No cóż żyjąc w ten sposób być może te kobiety chcą sobie udowodnić, że zasługują na jakieś chore zainteresowanie ze strony mężczyzny. Ja osobiście jednak uważam, że jeśli ktoś chce zainteresowania to powinien najpierw pokazać, że sam jest tego wart. Być może to upokarzanie podnosi je na duchu i szczerze wierzą, że uszczęśliwiają w ten sposób siebie i partnera. Jednak patrząc na to z boku wyglada to tak jak by człowiek był na smuczy lub był jak marionetka przywiązany do sznurków, którymi ktoś porusza, a takie zachowanie uważam już za okazywanie braku szacunku zarówno ze strony tego, który rozkazuje oraz ze strony tego, który wykonuje ślepo polecenia. - powiedział patrząc w oczy Arfy. Nie wiedział skąd mu się wzięło takie porównanie czy też takie słowa. Być może to, że sam cenił swoją wolność było dla niego czymś niezrozumiałym i paskudnym za razem. Miał wiele spostrzerzeń na różne sprawy, które jak sądził wielu osobom by się nie spodobały. Jednak poznał już trochę Arfę i wiedział a raczej podejrzewał, że ona go zrozumie. - Być może coś źle zrozumiałem. Wiem, że czasem ciężko mi jest zrozumieć płeć przeciwną. Ale ty wydajesz się być silną kobietą, która nie da sobie dmuchać w kaszę. Być może właśnie to pozwala nam jeszcze ze sobą rozmawiać. - rzekł i znów wydawało mu się, że chlapnął o parę słów za wiele. Jednak prawdą było, że mówił co myśli i się nie hamował. Cubbins po prostu tego nie potrafił. Oczywiście na lekcjach się hamował by nie warknąć na jakiegoś ucznia, który mu zalazł za skórę. Cholera, po co wracasz myślami do zajęć. Masz się relaksować smętny idioto. Skarcił się w myślach. Nie skomentował słów Arfy o uczniach. Uważał podobnie więc nie zamierzal powtarzać jej słów. Miał w nosie co ktos o nim myśli dopóki trzymał to w głowie, a nie chlapał jęzorem na prawo i lewo. Takich Bartolomew odrazu ścinał jednym słowem lub spojrzeniem, a czasem nawet złośliwością. - Nie wiem co jest przyczyną twoich kłopotów ze zwierzakami ale może na wyjeździe go jakoś rozwiążemy lub znajdziemy sposób by jakoś to twoje jak to ujęłaś przeklenstwo zniwelować. - powiedział mając nadzieję, że Arfa zgodzi się czasem na jakąś małą wyprawę do lasu by popatrzeć na zwierzaki.
Zwykle jest nam trudno znaleźć się w czyimś położeniu. Każdy odbiera inaczej ten sam bodziec. Przynajmniej jej się tak wydawało, nie była jakimś psychologiem aby się na tym znać. Jedyne jej zapewnienie to było doświadczenie, które zdobyła. Może była młoda, ale nazbierało się tego trochę. -To ludzie czynią świat takim, jakim są. Nie wiązałabym tego z uczuciami...-Wzruszyła lekko ramionami.-Nie możemy tego wiedzieć... Nie wiemy jak to jest. I zapewne nigdy się nie dowiemy, śmiem wątpić aby taka osoba jak Ty... Dała się tak omotać. Myślę, że to wszystko zależy od świeżego punktu widzenia i silnej woli. Nasze charaktery... Niektóre są podatne na innych, niektóre ochoczo walczą z tym, co chce nad nimi zapanować.-Przegryzła lekko wargę. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby komuś czy czemuś ulec aż do tego stopnia, aby zatracić się w tym bez końca. Już mówiła. Określała takich ludzi słabymi, choć czy jest to ich wina? Tacy byli. Nic ani nikt tego nie zmieni. I tu chyba nie zgodziłaby się od razu. W końcu, niektórzy walczą sami ze sobą... Ale oni przynajmniej widzą i wiedzą, że coś jest nie tak... Czyli jakieś resztki rozsądku zachowali. Nikt nie może powiedzieć, że ją poznał. Ona sama czasem siebie nie pozwalała... Czasem była całkiem otwarta a niekiedy, zamknięta... Nawet dla samej siebie. Skomplikowane z niej dziewczę. Ale tutaj mogła się zgodzić. Potrafiła go zrozumieć, nawet bez tych wszystkich słów, które dzisiaj usłyszała. -Jestem po prostu sobą. Nie ukrywam tego co myślę. Mówię prosto, co mi się nie podoba... A co interesuje... Jest to czasem przytłaczające dla moich towarzyszy... Ty jednak wydajesz się... Nawet z tego powodu zadowolony.-Lekki, leniwy uśmiech pojawił się na jej wargach, które pod wpływem tortur stały się bardziej wyraziste. Bardzo jej się podobało, że mówił to co myślał. Wbrew wszystkiemu, nawet jego myślom... Przyciągał tym większą uwagę. Ludzie czasem boją się mówić, to co myślą. Nie wiedziała czemu. Kilku rzeczy pewnie nigdy nie zrozumie. Ale nie byłoby tak fajnie, gdyby wszystko było takie proste, racja? -Podobno zwierzęta są wyczulone... Na różne rzeczy. Zapach czy inne tego typu...-Wzruszyła lekko ramionami.-Może wyczuwają coś we mnie, co nie pozwala im ze mną wytrzymać.-Powiedziała spokojnie. Taka opcja, wcale nie byłaby głupia. -Wątpię, żeby to się udało... Ale czemu nie. Lubię eksperymentować... I tak to właśnie potraktuje. Kto wie, może to zwierzaki przyciągną jej uwagę.
Shiver wzruszył ramionami. Był obciążony od kiedy się urodził. Jednak lata robiły swoje. Musiał dorosnąć trochę szybciej niż jego rówieśnicy i trochę inaczej rozpatrywano jego dokonania, bo oczywiście miano na to przyzwolenie. Idealny Shiver, który nie wiadomo do czego dążył. Nawet dziś nie był pewien tego, co rzeczywiście chciałby studiować i kim być. Miał jakieś mieszkanie tu niedaleko, którego sam nie urządził. To jego matka, jeszcze za życia, zadbała o każdą szafeczkę. To jedyne co mogła dla niego zrobić. Przynajmniej jedyne, co uważała za możliwe do zrobienia. Jeśli nie możemy komuś dać miłości w najprostszej postaci to co mu dajemy? Dajemy mu choć trochę prostych rzeczy, aby zauważył, że jednak go obchodzimy, że może żyć i nie jest przez nas ignorowany. Szczególnie, że nie posyłamy mu nienawiści. Bo przecież w innych rodzinach panowała ogólna patologia, kiedy dziecko nienawidziło rodziców, kiedy wydzierało się pośród tłumu tak bardzo zbuntowane, ze sam Shiver miał ochotę wyjść komuś temu naprzeciw i uściskać go, żeby coś poczuł. Bo jednak samotność wydawała się najgorszą ździrą. Wdzierała się w każdy zakątek duszy i siała takie spustoszenie, że nawet najszczęśliwsze wspomnienie umierało. Bez litości, bez nadziei, że uda się to poskładać. Christian chyba niedokładnie wiedział czemu powinien się przyjrzeć w swoim życiu, aby do czegoś dojść. To wszystko wydawało mu się odrobinę poplątane, ale ponieważ nie było jeszcze rzeczy, z którą w sumie nie poradziłby sobie, więc szczerze liczył na to, że do głowy przyjdzie mu jakieś rozwiązanie. JAKIEŚ. Nie liczył na wiele. Był tylko człowiekiem, lubił poprzestawać na małym. - Myślę, że nazwisko... Myślę, że gdybym miał inne nazwisko ludzie kojarzyliby mnie inaczej. Mówisz Shiver i wszyscy widzą ponuraka, smutaka, najnudniejszą osobę w szkole. Kogoś z kim z pewnością nie chcieliby spędzić nawet sekundy na bezludnej wyspie. A rzeczy materialne? Nie jestem do niczego przywiązany. - Powiedział powoli, jakby wyciągał z siebie najgorsze lęki i mówiąc to wszystko dopiero teraz uczył się pogodzić z prawdą. Westchnął... Chyba to była prawda. Nie znał siebie, nie lubił się przyznawać do swojej bezradności. Wolał być idealny nawet wtedy, kiedy patrzy w lustro, choć było mu cholernie źle. Bardzo smutno, jak na ten wiek chyba powinien sięgnąć po żyletki, najlepiej po nóż, albo żeby się nie zrobić bałaganu... Zakopać się żywcem. - Moja kolej. - Zauważył błyskotliwie. - Jaka jesteś, kiedy znajdujesz się sama w jakimś pomieszczeniu? Załóżmy w swoim pokoju. Od czego zaczynasz?
Nazwisko? Kurczę, nie było z nim nic nie w porządku. W sensie, z nazwiskiem, bo co do jego właściciela, to mogło być różnie. To nie przez nazwisko Danielle z początku pomyślała o nim jak o "opiekunie samotnych kątów", lecz przez minę zbitego psa i najpustsze w świecie oczy. I to, w jaki sposób zamknął się na ludzi. Odgarnęła sobie grzywkę z oczu i nachyliła się nad szklanką. No tak, teraz jego kolej i jego pytanie. A było ono... oh. No cóż, przeciętne. W porządku. -Jaka jestem? Chyba sobą. Mam taki zwyczaj, że zanim zasnę, rozglądam się po pokoju, zapamiętuję co gdzie leży, co jest otwarte, a co zamknięte. Każdy drobiazg, aby rano sprawdzić, czy wszystko jest dokładnie tak samo. Jeśli nie, panikuję. Bo to znaczy, że ktoś był w pokoju gdy spałam... takie moje dziwactwa. Ale gdy nie mam towarzystwa przez dłuższy czas, to... w zasadzie, markotnieję. I robię się spokojniejsza. Jak ty na ogół. Podsumowała, posiłkując się zwyczajowym nastrojem Shivera. Nie było to wcale złośliwe stwierdzenie, po prostu znalazła dobre porównanie. Choć powiedzenie "Ponury jak Christian Shiver" pewnie krąży już w niektórych szkolnych kręgach całkiem sprawnie. Przestało jej trochę szumieć w głowie, więc zajrzała znów do szklanki z ognistą. Tym razem nie udało jej się powstrzymać mimowolnego skrzywienia, na domiar wszystkiego, zmarszczyła nos. Musiało to wyglądać komicznie, miała o tym pojęcie. Mruknęła cicho, niewyraźnie. -No dobrze... dobrze. To teraz powiedz, czego w tej chwili chciałbyś najbardziej. Cokolwiek. Albo czego chciałbyś w ogóle? Najbardziej w świecie? Aha. I oczywiście podkreśliła to łagodnym uśmiechem. Nie było chyba większej optymistki nad Danny, a jej nastrój bywał zaraźliwy, zatem Christian powinien mieć się na baczności, jeśli chce utrzymać swój pogrzebowy humor. Rozmasowała prawy nadgarstek; niedawno była w skrzydle szpitalnym, ale rozeszła się z pielęgniarką więc dwa dni nosiła coś, co usztywniało jej dłoń. Okazało się, że to tylko zwichnięcie, które zostało zaleczone w przeciągu minuty, aczkolwiek dwa dni notatek w plecy, a na tym etapie było co odrabiać. Rzuciła okiem ciekawie na szatyna. No cóż, byli w tym samym domu, więc może pozwoli jej co nieco odpisać, albo chociaż wyjaśni jej o co idzie, zwłaszcza jeśli pojmował obecne zagadnienia z transmutacji. Dopiła resztkę alkoholu, podparła głowę na dłoni; sok też już się skończył. Nie rozsądnie by jednak było, gdyby "uzupełniła źródełko", zwłaszcza przy tak słabej głowie. Niestety, nie miała większej zaprawy. Christian również nie wyglądał na wytrwałego gracza, ale bądź co bądź, chyba każdy bił ją na głowę pod tym względem.
Przyglądał się uważnie nauczycielce i naprawdę zaczynał łapać się na tym, że widzi coraz więcej szczegółów jej wyglądu. Zastanawiał się co się u licha ciężkiego z nim dzieje. Do tej pory jeśli rozmawiał z kobietą potrafił zapamiętać jedynie jaki miała kolor włosów czy jakiego koloru miała oczy. Teraz jednak było zupełnie inaczej. Oczywiście zwalał to na karb whisky, bo jak by nie patrzył dawno nic mocniejszego nie pił. Słysząc tembr głosu kobiety i słowa jakie wypowiadała zaczął się zastanawiać nad ich sensem. Trzeba było powiedzieć, że ma sporo racji w tym co mówi. - Biorąc pod uwagę fakt, że sami jesteśmy kowalami własnego losu i nasze zachowania są powodowane przez określone sytuacje nie mogę się nie zgodzić z tym co mówisz. – powiedział i po chwili dodał. – Cóż możemy tylko podejrzewać i zgadywać motywy działania takich omotanych ludzi. A co do mnie to masz absolutną rację. Nie należę do osób, które można sobie omotać wokół palca tylko dlatego, że ktoś tak chce. Za bardzo cenię sobie wolność i bycie po prostu sobą by na takie coś pozwolić. – zakończył swoją jakże skomplikowaną analizę. Sam nie wiedział dlaczego jej to mówił. Nie pamiętał kiedy ostatnio tak dobrze mu się z kimś rozmawiało oraz kiedy ostatnio rozmawiał na takie tematy. Z uczniami nie mógł ich poruszyć bo nie było to przedmiotem zainteresowania jego przedmiotu, natomiast z kolegami z pracy rozmawiał bardzo rzadko. Tak szczerze powiedziawszy Arfa była jedyną osobą z grona nauczycieli, z którymi Bart rozmawiał. Nie pamiętał już kiedy ostatnio tak dobrze się czuł. Co się ze mną dzieje? zachodził w głowę jednak starał się tego nie pokazywać, że jego własne zachowania go dziwią. - Cóż mam wrażenie, że w tych czasach najlepiej być po prostu sobą i nie oglądać się na innych. W tym względzie podziwiam Mugoli. Kiedyś jak jednego się o to spytałem powiedział mi, że żyje w myśl zasady umiesz liczyć, licz na siebie i od tamtej pory i ja staram się ją stosować. – rzekł nalewając sobie kolejną porcję bursztynowego płynu. Tak bardzo chciał się zrelaksować i odpocząć od tego całego zamieszania jakie panowało w zamku, że całkowicie zapomniał o tym, że ma słabą głowę. Oczywiście jeszcze kontrolował swoje możliwości i stwierdził, że jeszcze jedna szklanica whisky mu nie zaszkodzi. - Tak zwierzęta wiele rzeczy wyczuwają. Jednak nie potrafią wyczuć czegoś takiego jak złe fluidy. Nie wierzę w to, że zwierzaki mogą od ciebie uciekać. Sądzę, że jakoś uda się to naprawić. Może tu chodzi o coś, czego jeszcze o sobie nie wiesz. – powiedział i znów się uśmiechnął. Podczas tej rozmowy coś za często jego usta unosiły się w uśmiechu. Jednak Cubbins nie był za to na siebie zły. - W takim razie ja również potraktuję to jako eksperyment. Zobaczymy co ciekawego z tego wyjdzie. A co do tego, co mówiłaś o byciu sobą i nie ukrywaniu tego co myślisz. Ja również wyrażam swoje myśli i nie ukrywam niczego. – powiedział spokojnym głosem. Czasem miał wrażenie jakby mówił do Arfy tak, jak miał to w zwyczaju gdy obłaskawiał jakieś zwierzę. Jednakże tu sytuacja była zupełnie inna. Miał nadzieję, że kobieta nie zrozumie jego gestów czy też słów w zły sposób.
To normalne, że jej się przyglądał. W końcu był to naturalny odruch, prawda? Nie była w końcu nikim wyjątkowym. Może i potrafiła z nim rozmawiać, co zdecydowanie było plusem. Ale to tyle. Nie doszukujmy się niczego, a zwalić to na whisky? Całkiem dobry pomysł. Wszystko co mówimy i w co święcie wierzymy, brzmi bardziej wiarygodnie. Przynajmniej tak jej się wydawało. Cicho westchnęła i upiła łyk whisky. Naprawdę miała mocną głowę, gdyż wcale nie odczuwała skutków alkoholu. Jedyne co czuła to przyjemne ciepło, które rozchodziło się po całym jej ciele. -Zwykle szybko poznaję się na ludziach... Lub przynajmniej odkrywam choć część, tego jacy są.-Wzruszyła lekko ramionami. Nigdy jakoś specjalnie nie bawiła się w psychologa, dlatego nie analizowała każdego zachowania ludzi. Bywa to mylące, w niektórych przypadkach. -To dobrze, że jesteś taką... A nie inną osobą. Wątpię aby rozmawiała nam się tak, jak teraz.-Przekrzywiła lekko głowę a jej kąciki warg lekko się uniosły. Znikomy uśmiech ale zawsze. Miała okazję poznać jednego nauczyciela, choć, nie nazwałaby tego jakimś szczególnym spotkaniem. Lepiej poznała tutejszego gajowego, dziwny mężczyzna, jednak wiedzący na czym stoi. Ludzie z głową na karku to jej typ, przynajmniej wiedziała, że ma do czynienia z kimś równym sobie. Nie była ideałem (takich nawet nie ma), nie mogła sobie jednak zarzucić czegoś, co odrzucała u innych. Wiedziała gdzie jej miejsce i tego się trzymała. Nie była lepsza. Afra nie była towarzyską osobą, najwięcej czasu spędzała w swoim towarzystwie, co pewnie wpłynęło jakoś na nią samą. A mężczyzna był pierwszą osobą, do której tak chętnie otwierała buzię aby coś powiedzieć. Było to troszkę niepokojące. -Nie uważasz, że to troszkę egoistycznie? Oczywiście, zgadzam się z tą sentencją... "Licz na siebie"... Całkowicie ją popieram, ale coś w tym jest... To tak jakbyśmy z własnego wyboru odtrącali innych, wiedząc, że musimy liczyć tylko na siebie. Że zrobimy to lepiej, robiąc to sami...-Wzruszyła lekko ramionami i zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się nad tym. Dzieliła się z nim swoimi przemyśleniami? Ciekawe co na to odpowie. Tak, interesowało ją zdanie drugiej osoby a to już krok do przodu. Jeżeli o kontakty międzyludzkie, zwykle stawała kilka do tyłu. Upiła do końca whisky i powoli odłożyła szklankę na stół. Wydawać się mogło, że piła za szybko? Albo za dużo... I tym jakoś szczególnie się nie przejmowała. Już i tak miała paskudną opinię w oczach ludzi. Podobno wszystko robimy z pełną świadomością konsekwencji, jakie może nam to przynieść. -Naprawdę? Spierałabym się... Podobno jest to udowodnione. Nie chcę się w to zagłębiać, bo ekspertem nie jestem... -Powiedziała spokojnie i przegryzła lekko wargę, poprawiając kołnierz czarnej koszuli, którą miała zapiętą pod samą szyję. Alkohol i zamknięte pomieszczenia nigdy nie wróżą nic dobrego. Było jej zdecydowanie za ciepło. Podniosła wzrok, który przeszedł z pustej szklanki, na mężczyznę.-Nawet nie lubię zwierząt... Teraz nie wytrzymałabym z żadnym nerwowo. Powiedzmy, że skoro one wypięły się na mnie, ja zrobiłam w ich kierunku to samo. Ale powinno być interesująco.-Powiedziała spokojnie. Wszędzie zostawiały po sobie jakieś ślady, czy też, niespodzianki. To nie na jej głowę. Była zdania, że to tylko jeden wielki problem. A problemów miała już kilka. Jednak, naprawdę ciekawiło ją, jak Bart zamierza jej pokazać, że wcale nie jest tak źle, jak uważa. -Jaki sens byłoby ukrywanie prawdy?-Uniosła lekko brwi.-To męczące pod jedynym względem. A potem wynikają z tego jakieś komplikacje... A to, że ktoś zarzuca Ci bezczelność, tylko dlatego, że jesteś szczery i nie ukrywasz tego co myślisz, jest troszkę zabawne... A szczególnie, gdy najpierw żądają od ciebie tejże szczerości.-Mruknęła cicho i chrząknęła, jakby chciała odgonić nadchodzącą chrypę.
W sumie pytanie, które mu teraz zadała wcale do łatwych nie należało. Jeżeli mamy mówić o pragnieniach to zazwyczaj się mówi: "Boże, gdybyś ty wiedział ile ja bym chciał" albo "hehs, kasy za mało na świecie, aby to spełnić". A kiedy przyjdzie co do czego ciężko jest wymienić jedną konkretną rzecz, bo nie rzadko zdajemy sobie sprawę, że jednak da się bez tego żyć. A jeśli już nawet nie, to nie wiadomo, od której "najważniejszej" rzeczy zacząć. To przerastało możliwości ludzkie, a Shivera to już w ogóle. Chyba nie rozumiał dlaczego ona męczy jego mózg, acz no najwidoczniej miała swoje powody. Zamiast zapytać o ulubiony kolor ścian to ona go męczy. I rodzi nowe powody do dyskusji. Kobiety tak mają. Skomplikowane z nich istoty, zazwyczaj nienasycone i nie do opisania. No cóż... Przykro, że człowiek, który chciałby pojąć cały świat nie umie dobrze poznać siebie. Ehe. Filozoficzne myśli. Przekręcił głowę to w prawo, to w lewo. Po ich prawej stronie siedziała jakaś para, która chyba właśnie próbowała rozwiązać konflikt na neutralnym gruncie, gdzie inni ludzie z powodzeniem mogliby powiedzieć, że są psychiczni. Własnie wyrywali sobie nawzajem jakąś kartkę, jak dwójka zbuntowanych nastolatków... Gdzieś tam na skos od tamtych siedziała staruszka, która samotnie piła kawę. Nie wiedzieć czemu Shiver'owi zawsze szkoda było starszych ludzi. Miał wrażenie, ze coś w ich życiu pękło. Poszło w piach, a on... On kiedyś będzie na ich miejscu i na niego tez nikt nie zwróci uwagi. Mało kto powie 'dzień dobry', albo w ogóle odwróci twarz. Przykre myśli o dzisiejszych zachowaniach, które są normą dopóki bierzemy udział w wyścigu. Hm. Straszne... Apropo straszności w Trzech Miotłach była też osoba, którą Christian normalnie uznałby za nieżywą. Czarne dłonie, jakieś zarośnięte czymś, oczy jakby przyćpane, albo pochłonięte przez pustkę, której on sam jeszcze nie osiągnął. To znaczy, że można być jeszcze niżej i to wcale nie jest pocieszająca perspektywa. Już wystarczyło mu tej samotności, którą miał. I tyle... Machnął głową niby to zarozumiale, niby nie. Jakby właściwie chciał o tym porozmawiać, ale przestał obserwować tych ludzi. Teraz przeniósł wzrok na Danni, a potem jakoś na siebie. I chyba znów stwierdził, że był tu najnudniejszy... Ciekawe o czym myśleli Ci wszyscy ludzie, chciałby im zajrzeć w myśli. - Chciałbym umieć czytać w myślach. - Podzielił się nagle, jakby rzeczywiście to było jedno z najważniejszych pragnień. - Nie chodzi mi tu o legilimencję. Chciałbym być na bieżąco. Hm? Dziwne. - Przejechał dłonią po prawym policzku współczując sobie siebie. - Eee. Co Cię najbardziej irytuje? - Na swój sposób proste, ale? Ale no jednak.
No cóż u Bartha nie było to całkiem normalne. On raczej próbował się od czasu do czasu bawić spojrzeniem jednak teraz w jego oczach dało się wyczytać zainteresowanie. Sposób w jaki nauczycielka wyrażała swoje myśli i wypowiadała swoje zdanie na dany temat było dla Cubbinsa wręcz zagadkowe. Miał nadzieję, że kiedyś ją rozgryzie. Wiedział jednak, że to nie będzie proste. Starał się również zachować swoją zwykłą tajemniczość i dystans ale przy Arfie jakoś mu to nie szło. - Zauważyłem i nie powiem, że mnie to cieszy. Choć ja wolę odkrywać człowieka kawałek po kawałku niż po jednym spotkaniu wiedzieć o nim wszystko. Być może dlatego tak bardzo jestem zainteresowany twoją osobą… - powiedział i ugryzł się w język. Nie wiedział czy nie posunął się za daleko i czy te słowa nie będą miały jakichś przykrych dla niego konsekwencji. Chociaż zdążył zauważyć również, że szczerość dotychczas była odbierana przez kobietę bardzo dobrze. Wciągnął więc więcej powietrza do płuc i dokończył. - …, ponieważ wydaje mi się, że masz wiele warstw i odkrywanie każdej może być nie tylko ciekawym doświadczeniem ale również interesującym przeżyciem. – skończył wypuszczając powietrze ze świstem. Nie wiedział co prawda dlaczego akurat w tej chwili to powiedział ale wolał by wiedziała, że nie chciał by ich przyszła znajomość skończyła się tylko na tym jednym, bardzo przyjemnym spotkaniu. - No cóż może i tak, jednak idąc w myśl tej zasady nigdy nie sparzysz się na tak zwanych fałszywych przyjaciołach, których pełno wszędzie. Oczywiście nie kieruję się nią ślepo. Jeśli ktoś daje dobre rady to oczywiście go słucham, jednak jeśli mówi by mówić, a nie by pomóc to najczęściej wypuszczam to drugim uchem. – rzekł ze spokojem. Znów podniósł szklankę do ust i zamoczył wargi by wziąć długi łyk whisky. Nie wiedział, że za chwilkę może się zachłysnąć słysząc kolejne słowa kobiety. Gdy tylko usłyszał to co mówiła Arfa zakrztusił się własną śliną powstałą po przełknięciu whisky. Chwilkę kasłał by wreszcie móc normalnie oddychać. - No cóż musiałem się źle wyrazić. Oczywiście masz rację, że zwierzęta potrafią wyczuć „złych ludzi” lub też takich, którzy mają wobec nich złe zamiary, jednakże według mnie nie potrafią wyczuć czegoś takiego jak złe fatum ciążące nad jakąś osobą. Widzisz zwierzaki mają to do siebie, że jeśli wyczują strach, wahanie lub inne stany człowieczej natury potrafią zaatakować. Jednak w twoim przypadku jest według mnie inaczej. Nie wiem może się mylę ale nie pamiętam byś mówiła, że jakiś zwierzak cię zaatakował. Jeśli by tak było nasz eksperyment nie miał by prawa bycia. Choć i w takim wypadku starałbym się jakoś to ominąć. Wiem, że są takie sposoby. – powiedział i zamrugał oczami by dać spłynąć łzom, które powstały podczas kaszlu. Przy kolejnych słowach kobiety musiał się poważnie zastanowić. Zmarszczył lekko czoło i wyglądał jakby był na coś zły, jednak Cubbins intensywnie myślał. Po dość długiej chwili jego rysy się wygładziły, a oczy znów wróciły do obserwacji. - No cóż myślałem nad odpowiedzią i powiem szczerze nie potrafię znaleźć żadnej innej odpowiedzi jak nie wiem. Być może tutaj daje się we znaki wychowanie jakie odebrałem u rodziców. Staram się nie ukrywać prawdy i rzadko mi się zdarzało, że skłamałem. Jednak mogę ci zaręczyć, że w rozmowie z tobą żadna z moich wypowiedzi kłamstwem nie była. – stwierdził jakby uroczyście posyłając kobiecie swój najpiękniejszy uśmiech. Lekko zawadiacki ale też przyjemny i można było powiedzieć miły.
I doskonale o tym wiedziała. Nie dało się w końcu pominąć, tak intensywnego i hipnotyzującego spojrzenia. Takie zabawny na spojrzenia były całkiem zabawne, szczególnie gdy doskonale wiedziało się, że jest się na wygranej pozycji. Może brzmi to okrutnie, ale dla niej było to zabawne. -Bart... Gdybym poznała się na kimś od pierwszego spotkania, nie byłoby tej frajdy odkrywania prawdy. Stałoby się to raczej nudne i przewidywalne.-Uśmiechnęła się lekko, przechylając przy okazji głowę w bok. Cóż, jego następne słowa troszkę wytrąciły ją z równowagi. Po prostu nie spodziewała się tego, że usłyszy takie słowa akurat od Niego. Podejrzewała również, że dla mężczyzny było to zaskoczenie. Ale nie mogła mu mieć tego za złe, nie przesadzajmy. Poza tym, dość szybko wybrnął z swojej sytuacji. Punkt dla Niego. -Nie wiem czy interesującym przeżyciem... Ale wierz mi lub nie, nikt nie przedostał się przez ani jedną z tych warstw.- Czyżby było to wyzwanie, które rzuciła w jego kierunku? Kto normalny rzuca się na tak głęboką wodę, nawet nie wiedząc czy potrafi dobrze pływać. Uh, nie zabrzmiało to dobrze. Anie trochę. W jej głowie jakoś się to układało. Miała cichą nadzieję, że nie było to ostatnie spotkanie. Oczywiście, w końcu wybierali się na hogwardzkie wakacje, prawda? Prędzej czy później by się tam spotkali. A od czego innego zależy, czy będzie to przyjemne spotkanie. -Przyjaciele...-Na jej twarzy pojawił się lekki grymas.-Prędzej czy później ludzie i tak Cię zawodzą, jest to kwestia czasu... Lat, może dni... To zależy na kogo trafisz. I w jakim momencie. A mi kompletnie nie przeszkadza fakt, że radzę sobie ze wszystkim sama... Powoduje to, że stajemy się silniejsi... -Wzruszyła delikatnie ramionami. Dlatego nie posiadała nikogo, kogo mogłaby nazwać "przyjacielem", rzekłaby, że w jej słowniku nie istnieje takie pojęcie. Spojrzała na mężczyznę, a podczas jego małego ataku, jej dłoń ruszyła do przodu, jakby chciała go poklepać. Zawahała się i schowała dłoń, z powrotem pod stół. -Pamiętaj, że rozmawiasz z nauczycielką wróżbiarstwa... A one zwykle są nieźle pokręcone... Moim hobby jest "fatum" itp.-Uśmiechnęła się szerzej. Cóż, z pewnością magiczne kule i fusy z herbaty ją nie interesowały. Ale to co mówił, było prawdą. O zwierzętach. Poza tym, nie znała się na tym kompletnie. Zwierzęta, czy to magiczne czy zwykłe... Kompletnie jej nie ruszały. Owszem, wiedziała na ich temat sporo, ale raczej była to wiedza ogólna. Powszechna. -Nic mnie jeszcze w życiu nie zaatakowało... Przynajmniej z tego okresu, który pamiętam.-Powiedziała spokojnie. Dziwne by było, gdyby pamiętała początki swojego życia. Ale nie pamiętała również dwóch ostatnich lat, był to bardziej obraz za mgłą. Nie wnikaj w to kobieto, z niektórych rzeczy nie wyjdziesz ta łatwo. -Masz szczęście... Nienawidzę kłamstw, choć zwykle podchodzę do wszystkiego w neutralny sposób.-Powiedziała spokojnie a jej wargi wykrzywiły się w dziwnym uśmiechu, ni to zadziorny ni to przesycony pewnością siebie. Tak, i już wiedziała o co chodzi z tymi wszystkimi narwanymi uczennicami. Jeżeli ktoś potrafił kłamać jej w żywe oczy, musi być naprawdę odważny. Lub głupi.
A właśnie jeśli chodzi o uczniów i uczennice. Bartholomew tylko na chwilkę odwrócił głowę inną stronę by spojrzeć co się zmieniło w „Trzech miotłach”. To co zobaczył, całkiem przelotnie schłodziło mu momentalnie krew w żyłach. No nie. W zamku możecie sobie łazić gdzie chcecie i jak chcecie, ale akurat jak chciałem mieć od was wolne to musieliście się przypałętać? warknął w myślach widząc dwójkę prawdopodobnie Krukonów, którzy siedzieli przy jednym ze stolików. Szybko odwrócił więc głowę i zaczął uspokajać swoją „gorącą krew”. Nie chciał by Arfa wiedziała, że sama obecność uczniów działa czasem Cubbinsowi na nerwy. - No cóż nic dodać nic ująć. Masz absolutną rację. Nic więcej powiedzieć na ten temat nie mogę. – powiedział i znów przywołał na twarz uśmiech. W jej towarzystwie stawało się to dla niego tak naturalne jak oddychanie. Widział, że i siedząca przednim nauczycielka coraz częściej unosiła kąciki ust w coś na kształt uśmiechu. Miał nadzieję, że będzie to częściej robiła, bo wtedy jej dość ostre rysy łagodniały. Zresztą Bartholomewowi podobała się nawet wtedy gdy się nie uśmiechała. - Czy właśnie rzuciłaś mi wyzwanie? – zapytał z wyraźnym zawadiackim błyskiem w oku. Cubbins wprost uwielbiał wyzwania. Uwielbiał związaną z nimi adrenalinę no i tę nutkę niepewności czy już się udało czy jeszcze nie. Czy musi brnąć jeszcze daje czy też nie. To było coś bez czego Bart nie byłby sobą. Widział w oczach kobiety, że zaczęła się nad czymś zastanawiać. Cubbins miał już na końcu języka pytanie jednak nie zadał go. Stwierdził, że jeśli rozmyśla o osobistych lub ciężkich dla niej sprawach on nie będzie jej utrudniał. Wychodził z założenia, że jeśli będzie chciała sama mu powie. Słów o przyjaźni i przyjaciołach nie skomentował. Sam należał bardziej do samotników niż osób uwielbiających żyć w stadzie. Często tego nie pokazywał. Jego introwertyzm ujawniał się dopiero wtedy gdy naprawdę był albo zmuszany do czegoś albo był w miejscu i wśród ludzi, których nie znał. Dla Bartka przyjacielem mogła być tylko i wyłącznie osoba, która nie tylko go rozumiała ale miała też w sobie coś ciekawego. Bardzo chciał by została nią właśnie Arfa, jednak właśnie o to nie ośmielił się zapytać. Może kiedyś jeszcze nadarzy mu się ku temu okazja. - Tak się składa, że nie zapomniałem i specjalnie użyłem tego słowa. Chciałem zobaczyć jak zareagujesz gdy je wypowiem i co zrobisz by wybrnąć z sytuacji. Poradziłaś sobie doskonale. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze wytłumaczysz mi czym jest to fatum i dlaczego wszyscy się go tak obawiają. – powiedział. Wiedział, że przyznał się, że Wróżbiarsto nie jest ani jego konikiem ani nie ma zbyt wielkiej wiedzy na jego temat. Może nie powinien przy niej o tym mówić ale jak to mówią Mugole: Kto nie ryzykuje, ten nie jedzie, czy coś w ten deseń. - No to w takim razie powinnaś się szykować na eksperyment. Chyba nawet już wiem jak go przeprowadzić ale na razie będzie to moja tajemnicą. – powiedział patrząc na kobietę. Wiedział, że kłamstwem i łgarstwem daleko nie zajedzie. Być może dlatego mówił prawdę lub wyrażał swoje osądy właśnie w ten sposób. Nie bał się swoich myśli, bo sam uważał, że jeśli ktoś boi się tego co sam sądzi jest słabym człowiekiem, który nie ma nic ciekawego do powiedzenia.
A, że dużą uwagę skupiała na obserwacji mężczyzny. Zauważyła gdy jego wzrok zatrzymał się gdzie indziej. Ona również tam zerknęła, a jej brwi uniosły się nieznacznie. Nie można się dziwić, że tutaj również przychodzą uczniowie. Było wolne a poza tym, jest to miejsce publiczne i bardzo często odwiedzane przez uczniów. Chwyciła butelkę, która była w połowie pusta. Uniosła lekko kąciki ust, a jej spojrzenie spoczęło na mężczyźnie. -Zawsze możemy stąd iść i pójść gdzie indziej.-Powiedziała spokojnie, przekrzywiając głowę na prawo. Nie chciał aby to zauważyła? Niech lepiej ukrywa swoje uczucia. Sam wzrok Bart'a aż się palił, gdy zatrzymał się na tamtej dwójce. Jej to po prostu nie obchodziło. Niech sobie tutaj siedzą, jakie prawo mieli aby mówić, gdzie inni mogą chodzić? Tak to można odebrać z drugiej strony. Można, nie znaczy, że tak jest. Fakt, że potrafi jakoś na niego wpłynąć, najwyraźniej pozytywnie, nawet ją zadowalała. Wywoływanie w ludziach, jakichkolwiek reakcji, których sami by się nie spodziewali, było ciekawe. Przegryzła lekko wargę. Ona nie wiedziała jak wygląda, gdy jej wargi układały się na wzór uśmiechu. Nie chciała tego wiedzieć... Czasem uśmiech prowadził do mylnej interpretacji sytuacji. Jej oczy błysnęły groźnie a twarz wykrzywił grymas, uśmiech, niech nazwie to jak chcę. Wyzwania... To jest to! Znalazła sobie godnego przeciwnika i zamierza to wykorzystać, na wszystkie sposoby. -Zależy czy Ty uważasz to za wyzwanie...-Powiedziała spokojnie, jednak w jej tonie było słychać nutkę rozbawienia. Sam musiał zdecydować, czy jest to wyzwanie czy nie... Z jej strony? Z pewnością. Bardzo często rozmyślała i uciekała gdzieś myślami. Nieobecna to też dobre słowo, które by ją określiło. Potrafiło mocno się na czymś skupić, lub na czymś... Jej uwaga była bardzo podzielna. Jednak gdy za bardzo skupi się na jednej rzeczy, nic z zewnątrz jej nie ruszy. Nie dzieliła się swoimi myślami, które nie miały prawa wyjść na światło dzienne. Jest wiele takich rzeczy, może nawet zbyt wiele. Poza tym... Kto dzieli się wszystkim z drugą osobą? Jest to praktycznie niemożliwe, musi być ta granica, którą się oddzielasz. Jakby to wyglądało, gdyby większość znała nas lepiej niż my sami? Dla niej byłoby to trochę niebezpieczne. A nawet, głupie. Chciał aby nią została? Na to potrzeba czasu, zaufania... Czegoś, czegoś więcej. Wątpiła aby sama była zdolna do takiego gestu. Wydaje się to proste, prawda? Nazwać kogoś przyjacielem. Afra uważała to za bardziej złożoną sprawę. Wręcz, nierealną. Ale kto wie, co się zdarzy w przyszłości. To nie pierwsze i nie ostatnie spotkanie. Jak myśli, że się jej szybko pozbędzie... Był w niesamowitym błędzie. Jak czymś porządnie się zainteresuje, nie odpuszcza aż nie zgłębi tego dokładnie. -Sprytny z Ciebie człowiek... -Zaśmiała się cicho a podbródek oparła na zaciśniętych dłoniach. -Zaszczytem będzie dla mnie, wytłumaczenie Ci tak trudnego i złożonego tematu.-Powiedziała tak, jak to robiła na lekcjach. Jednak nie ukrywała swoje uśmiechu, który się gdzieś tam błąkał. Miała ochotę zakryć usta, jakby się z czymś zdradziła. To, że nie miał pojęcia na temat wróżbiarstwa i jej odnóg, nie świadczyło o nim źle. Niewiedza wcale nie jest zła, mówi nam jedynie ilu rzeczy jeszcze musimy się nauczyć. A w końcu uczymy się całe życie. Czuła ekscytacje na myśl, ile to jeszcze rzeczy będzie miała okazję poznać. Nauczy go też kilku mugolskich powiedzonek, mhm. -Już wiesz? I karzesz mi czekać?-Uniosła lekko brwi a jej wyraz twarzy stał się łagodniejszy, jakby zrobiła to specjalnie. Wyciąganie informacji, mhm, była strasznie ciekawska jak już coś jej się spodoba. Nic na to nie poradzi, taka jej natura. Bojący się własnego cienia, takich ludzi można nazywać na różne sposoby. Skoro osoba kłamie, bardziej zagłębia się w tych kłamstwach a dopilnowanie ich wszystkich może prowadzić do obłędu. Bywały i takie przypadki.
Z jednej strony zdolność wielce przydatna, z drugiej... nie, chyba jednak wolała nie wiedzieć, co o niej myślą ludzie dookoła. Są osoby mające wystarczające problemy z własnymi myślami, a jeśli już słyszeć je wszystkie, nie tylko swoje? Oh, nie nie nie. Najgorszemu wrogowi by tego nie życzyła, najprostsza droga do popadnięcia w obłęd. Podążyła za jego spojrzeniem, które zatrzymało się na staruszce siedzącej samotnie przy stoliku nad kawą. Ją też czasami ogarniała taka dziwna nostalgia, gdy zdarzało jej się spotkać kogoś takiego. Być może chodziło o długą historię, jaką mieli za sobą ci ludzie, a może o tę aurę wyobcowania właśnie. Tak czy inaczej, tutaj była w stanie zrozumieć odczucie Shivera. -Huh? Zamyśliła się i nawet nie usłyszała pytania, więc musiał powtórzyć. Oh, takie rzeczy... no. Musiała się nad tym chwilę zastanowić, w czym zresztą pomógł jej jakiś czwartoklasista rzucający śnieżkami w okno pubu. Zmarszczyła brwi na moment. -Bezmyślność. No bo... no popatrz tylko. Ci ludzie mają idiotyzm wypisany na twarzy. To ich wieczne zagubienie w oczach... no wiesz. "Gdzie ja jestem, co ja tu robię, czy dzisiaj jest poniedziałek"... nie. Nie znoszę lekkomyślności. Chuchnęła krótko na szybę, która zaparowała. Narysowała coś na niej, ale szybko starła kształt, czymkolwiek on przez chwilę był. -I irytuje mnie jeszcze, kiedy zabieram się za rozłamanie dwóch połówek moreli, a ona zapada się i zaczyna puszczać sok. To już pół żartem pół serio, mrugnęła do szatyna, chcąc go choć trochę rozruszać tą drobną, niezbyt poważną uwagą. To było trudniejsze niż można by przypuszczać, krukon był ciężkim materiałem na reformy. -Czy potrafisz się uśmiechać? Spojrzała mu prosto w oczy, bez najmniejszego skrępowania. Taaak, to było chyba dobre pytanie. Nie widziała go jeszcze takiego beztroskiego.
Dobrze, że chociaż przemyślenia mieli te same. To już dobrze rokowało. Niestety, smutni ludzie działali mniej więcej na Shivera tak, że jeszcze on gorzej to do siebie przyjmował. Oczywiście on geniusz musiał się zapisać na bal. To było akurat wtedy, kiedy ktoś składał swój podpis na liście i śmiał się z niego, że on sam nie potrafi się na nic zdecydować, że tylko by latał za jedną dziewczyną i nie umie niczego zaryzykować. Gdyby wiedzieli, jak bardzo zniszczył sobie ostatnio życie sytuacją z CeCe zamknęli by twarze. Ale nie. On musiał pokazać jak bardzo jest 'menskim menszczyzno' i zaraz się wpisał na co wszyscy zareagowali salwą gwizdnięć. Niby studenci, niby dorośli faceci, a tak naprawdę gównażeria w każdym wydaniu. Przykre? W pewnym sensie tak, on nigdy by się nie spodziewał, że ktoś wciągnie go do tej chorej gry, a stał się jej zawodnikiem. Dlatego jutro stanie przed jakąś dziewczyną, z którą będzie miał tyle wspólnego, co pięść z nosem. Powie jej, że ładnie wygląda i nawet się UŚMIECHNIE. Trochę żałośnie, ale to nie będzie tak mocno istotne. Potem zaprosi ją do stołów, aby się z nim trochę napiła, aż wreszcie ona zrozumie, że żaden z niego partner i uwiesi się na kimś innym, a on będzie podpierał ściany. Zostanie sobie gdzieś tam i cicho będzie łkał niby to ze smutku, że ona go zostawiła. I taka była jego jutrzejsza funkcja na co reagował delikatnym drgnięciem i nadzieją, że nie będzie musiał długo tam siedzieć, a dziewczyna okaże się wyrozumiała. Szczytem marzeń byłoby to, żeby była inteligentna, ale chyba był jedynie dzieciakiem, który łudził się, że szalona szesnastolatka może mieć coś do zaoferowania w rozmowie. Hm. Dziwak. Zaraz potem zwrócił uwagę na jej odpowiedź. Jego też denerwowały owoce, których nie dało się podzielić na równe połowy. Podobnie pestki w arbuzie działały na niego, jak płachta na byka. Bo arbuzy były takie smaczne, a jednak musiał poświęcać czas na pozbywanie się tych czarnych kurwików, jak zwykł je nazywać w chwilach, kiedy był trochę poddenerwowany (nie tylko arbuzem). No cóż h5. Kiedy zapytała go czy kiedykolwiek się uśmiecha otworzył usta trochę zdziwiony. Czy rzeczywiście nie zrobił tego, ani razu odkąd wypuścił ją z szafy? Rzeczywiście to chore, przecież był jej rówieśnikiem, a zachowywał się jak trup. - Aż taki ze mnie beznadziejny kompan do rozmowy? - Uwaga! Wyciągnął palec wskazując do ust i najpierw mechanicznie uniósł prawy kącik ust, a potem lewy. Potem udało mu się jakoś rozchylić wargi i uhu... Mamy uśmiech. Trochę krzywy, ale proszę bardzo. - Masz odpowiedź! A teraz Ty mi powiedz o swojej historii zakochań. - Wiedział, że dziewczyny czasem miały tego materiału tyle, że mogły mówić godzinami o swoich ex. Może w przypadku Blackwell tak nie było, ale mówiła w sposób interesujący, więc wierzył, że i to mu przekaże w taki sposób, że aż zadrży mu powieka. Bum.
Ona nie wiedziała z kim pójdzie na bal. Prawdę powiedziawszy, było jej to absolutnie wszystko jedno, szła tam tylko dlatego, że samolot i tak miała na dzień później i powrót zwyczajnie jej się nie opłacał, bo nie miałaby co ze sobą zrobić. Również liczyła na to, że będzie to ktoś elokwentny, najlepiej w miarę ogarnięty i nieco bardziej wymagający jako rozmówca. Tańczyć nie potrafiła, za to miała ochotę przyjemnie spędzić z kimś kawałek wieczoru. Gorzej, jeśli trafi jej się ktoś, kto mimo iż zielonego pojęcia nie ma o tym, o czym mówi - nie zraża się i klepie językiem co ślina na język przyniesie. Bez sensu i mało interesująco. Taak, czy wspomniała już, ja bardzo irytuje ją ludzka bezmyślność? -Poważnie? Zerknęła nań, unosząc jedną brew zdawkowo; podparła brodę na zaplecionych w koszyczek dłoniach i złośliwie odwlekała odpowiedź, interesując się nagle wszystkim, tylko nie Christianem. Ale szybko do niego wróciła i obdarowała go jednym ze swoich pogodniejszych, cieplejszych uśmiechów. -Na początku, owszem. Ale jak trochę się rozgadasz... i... uśmiechniesz... Tu zerknęła na jego starania, rozbawił ją. Musiała przerwać, by schować się za swoimi dłońmi i ukryć rozbawienie. Ale wyjrzała na niego spomiędzy palców, odważnie rzuciła mu wyzywające spojrzenie. -To jest przyjemnie. Najważniejsze, że nie gadasz od rzeczy o pierdołach, nie trzymających się kupy. Jak dla mnie to bardzo duży atut. Zamówiła jeszcze jedną szklankę soku, bo nadal kręciło jej się z lekka w głowie. Jeśli rozchodziło się o picie, nie była najlepszym graczem w te klocki. Ani ona szczególnie i na siłę rozrywkowa, ani pijąca nałogowo, by miała kiedy wypracować sobie bardziej tolerancyjny na alkohol organizm. Następne pytanie trochę ją zaskoczyło. No. Dziwne, że facet ma chęć słuchać o takich rzeczach... ale dobra, niech mu będzie. -Nie wiem, czy jest tu cokolwiek interesującego, no ale. Zakochałam się pierwszy raz, gdy miałam piętnaście lat. Trochę późno... chyba. Nie wiem z resztą. Ale to był mój przyjaciel, a że podobała mu się inna, to ja jak ta głupia zacisnęłam zęby i pomagałam mu się do niej zbliżyć. Było ciężko słuchać później, jak cudownie im ze sobą, jak miło spędzają we dwoje czas. Spasowałam. Nie chciałam niczego zmieniać, bo to zawsze korzystniej matematycznie, gdy cierpli jedna osoba, a dwie korzystają ze szczęścia, niż gdy cała trójka jest niezadowolona. Mówiła o tym dość lekko, choć może i ciężko było określić jej nastrój i emocjonalne przywiązanie do tematu, skoro patrzyła gdzieś w swoje dłonie. Wtedy też dostała drugą szklankę soku i objęła ją mocno palcami, wygodniej było mieć czym zająć ręce. Chyba to dodało jej animuszu, bo pociągnęła temat dalej. -Drugi jakoś później... pół roku z nim byłam, jeden ślizgon. Wyjątkowo ekspansywny, zazdrosny ponadprzeciętnie i zbyt pewny siebie. Czasami nachalny, ale cóż. Byłam nim zauroczona, zwłaszcza, że sam wziął wszystko na siebie, zdecydowanie to on prowadził w tym związku. Rozpadło się, bo nie potrafił utrzymać przy sobie rąk, a jego ego zrywało się nieustannie ze smyczy, i tak cholernie długiej. Taki ot, cwaniaczek. Nieprzyjemny typ, jak tak teraz sobie o tym pomyślę. To tyle. Nie miała zbyt dużego stażu w tym temacie, ale widać wcale jej to nie przeszkadzało. Czasami tylko może nieco drażniło, że nie potrafi nikogo sobą zainteresować. Nie można też było powiedzieć, by szukała na siłę. Aż takiego parcia na szkło nie miała. -Ah. To może zapytam z podobnego zestawu... ideał kobiety?
Szklanka po soku dyniowym Garella już dawno była pusta. Chłopak chwilę się nią bawił, po czym zostawił ją na stole gdzie jakiś czas obracała się drżąc, by w końcu znieruchomieć. Ciemnoniebieskie oczy krukona ślizgały się po całym pomieszczeniu pubu, nieustannie lustrując przewijających się przez Trzy Miotły ludzi. W różnym wieku, różnej płci, którzy z różnych powodów tu przybyli. Jego uwadze nie umykały najdrobniejsze szczegóły, ubiór gości, wystrój sali, mimika twarzy rozmawiających. Czasem złowił jakieś strzępki rozmów, lub poczuł intensywną woń trunku niesionego przez kelnerkę, jednak od zawsze był przede wszystkim wzrokowcem. Obserwatorem. Ale przecież nie było to tak że u płci przeciwnej cenił jedynie aparycję. Wręcz przeciwnie. Na pierwszym miejscu niewątpliwie był intelekt, styl życia, poczucie humoru i cechy charakteru. Przyglądanie się ludziom i wszystkiemu wkoło było zajmujące, ale po pewnym czasie Dave zaczynał się nudzić. Westchnął i jego wzrok wrócił ku Kayleigh. Chciał spojrzeć dziewczynie w oczy, jednak ona zdawała się być nieobecna, pochłonięta nieodgadniętymi myślami. Nie miał pojęcia o co chodzi Kanadyjce, przecież nie powiedział nic nieodpowiedniego, nic też nie zrobił. Czekał, zagadywał, bezskutecznie. Panna Walsh zwyczajnie go ignorowała. Krukon nie przywykł do takiego traktowania. W końcu zniecierpliwiony sięgnął po zegarek. Robiło się coraz później, a on siedział w pubie i jedynie marnował swój cenny czas. Pokręcił z niezadowoleniem głową, wstał od stołu i poszedł uiścić rachunek przy barze. Gdy tylko to zrobił wrócił do swojego stolika i opadł na krzesło naprzeciwko Kayle. - Nie wiem jak Ty, ale ja nie mam zamiaru spędzać tu całego popołudnia - zaczął spokojnym głosem, wcale nie chciał żeby zabrzmiało to niemiło - Więc jeżeli jesteś zajęta swoimi myślami, sprawami, to może spotkamy się kiedy indziej? Widzę że coś chodzi Ci po głowie. Nie zwracasz na mnie uwagi. W ogóle się nie odzywasz. Może lepiej będzie jeśli już sobie pójdę, co? Utkwił w dziewczynie przenikliwe spojrzenie i sięgnął lewą ręką po swoją torbę, żeby sprawdzić czy na pewno ma wszystko ze sobą. Planował opuścić Trzy Miotły jak najszybciej. I tak wystarczająco długo tu siedział. Szczerze mówiąc to za długo.
Uśmiechnął się (!) i zaraz potem sięgnął po szklaneczkę z ognistą, gdzie upił z niej spory, acz ostatni łyk. Pewnie miał ochotę wypić więcej, ale może nie przy dziewczynie. Potrzebował się oderwać od ziemi i swoich kłopotów, a tak to... Sam nie wiedział czy chciał iść za tłumem i nachlać się tak, że się skończy dla niego świat. Czy może na spokojnie wszystko przemyśleć... Pierwsza opcja wygrywała tym, że z pewnością nie musiałby myśleć o wszystkim przez dobre kilka godzin, ale chciał aby wszyscy zobaczyli jak bardzo jest słaby? Tak przyjemnie nierozgarnięty? Nie był prawdziwym mężczyzną jeśli chodziło o znoszenie wszystkiego bez bólu. Chyba sam nie miał odwagi się przed sobą przyznać, ale brakowało mu takiej beztroski, którą inni mieli chociaż w dzieciństwie, albo nawet teraz. Np. większość arystokratycznych Ślizgonów, którzy tak naprawdę mieli wszystko, a nic ich nie obchodziło. Christian musiał wszystkim się od zawsze przejmować, a ten jeden raz... Brakowało mu zaplecza, którym niewątpliwie była pewność siebie. Co do partnerki na bal to Shiver już jej współczuł. Takiego nudziarza i zmarkotniałego starca w skórze osiemnastolatka chyba nie było w całym zamku. Stanowił ewenement i wcale nie było teraz się czymś szczycić. Raczej trzeba mu sprzedać mugolski prozac, albo eliksir rozweselający. Ciekawe czy jakby mu to dali to zaszłaby jakaś diametralna zmiana w jego życiu? - Hm. Masz rację. Chyba lepiej, aby dwie osoby były szczęśliwe niż żadna spośród trzech. - Powtórzył doceniając jej sposób myślenia. Inne dziewczyny miał w swój szpik wprowadzony kod, który miał doprowadzić do destrukcji każdego człowieka, niezależnie od jego pochodzenia, czystości krwi, koloru skóry czy czegoś tam. Po prostu facet z taką kobietą od razu był skazany na porażkę. Stąd nieco mu zaimponowała. To było nowe. Obce... Biorąc pod uwagę kłamstwa Dahlii. Ciekawe dlaczego przestał zauważać swoją winę. Zresztą to nie było teraz istotne. Pewnie jutro znów wróci do ascezy i pewnie jej napisze list, w którym powie, że wybacza zniszczenie mu połowy psychiki i w ogóle. Taki będzie dobroduszny! Hehehehe! - Dlatego dla mnie niepojęta jest idea związku, który z góry ma nie dotrwać do tego kobierca ślubnego. No po co? - Zakpił rzeczywiście się nad tym zastanawiając. Najpierw ze sobą są, potem nie, a na końcu mają siebie w dupie. Lubięto. - Em... Ideał? Wyglądu raczej nie będę opisywał, bo to wiadome, że każdy chciałby mieć przy sobie śliczną laskę, która oh ah i ech. - Wywrócił oczami wpatrując się teraz w jeden z plastików, który siedział tam pod oknem. - Ale wiesz w co takich jest najgorsze? Nie umieją rozmawiać. To jest dla nich coś niemożliwego do wykonania. Rozmowa.. Inteligentna... Brzmi dla nich obco. Zatem chciałbym, aby mój ideał umiał rozmawiać i mnie rozumiał... Nawet do zeza bym się wtedy przyzwyczaił. AAAA! I przede wszystkim jednak musi mieć to coś, co będzie mnie do niej ciągnąć. - Ależ z niego tutaj poeta z wymogami jak na najlepszą uczelnię. - Jakbyś chciała siebie widzieć za dwadzieścia lat? - Bum.
Bartholomew miał nadzieję, że nikt z przybyłych uczniów go nie rozpozna i nie podejdzie. Nie za bardzo miał ochotę z nimi rozmawiać. Na lekcjach to było co innego ale w czasie wolnym to już nie koniecznie. Zastanawiał się czy nie wyciągnąć Arfy stąd do parku lub gdzieś indziej ale sam nie wiedział jak kobieta na to by zareagowała. Co prawda nic nie wskazywało na to by miała od niego uciec z krzykiem. - Kusząca propozycja i szczerze powiem, że się nad tym zastanawiam. Wiem, że w szkole są dni wolne i uczniowie również ludzie, a zatem potrzebują relaksu. – powiedział tak by dzieciaki tego nie słyszały. Wątpił oczywiście w to by słuchały co ktoś mówi w przeciwległym kącie „Trzech Mioteł” ale wolał ściszyć głos. Cubbins nie potrafił długo się wściekać jak prawdopodobnie nie było na co. Zresztą zawsze mógł coś zmienić w swoim wyglądzie i ukryć swoją prawdziwa osobowość. Jednak nie chciał zdradzać się przed Arfą z tym, ze posiada zdolności metamorfomagiczne. Na razie chciał to zachować w tajemnicy i jak na razie udawało mu się to. Na twarz Barth’a powrócił uśmiech i to jeden z tych, za które większość uczennic dała by się pokroić. Oczywiście nie starał się kokietować kobiety, bo w tym był kiepski i nie chciał jej pokazać, że po prostu nie potrafi kogoś poderwać. Oczywiście potrafił owinąć sobie kogoś wokół palca jednak nigdy nie robił tego nachalnie lub nie próbował robić tego wówczas gdy ktoś tego wyraźnie nie chciał. - Prawdę powiedziawszy nie wiem jak mam to traktować. Z jednej strony ciekawi mnie to czy podołam temu wyzwaniu, jednak z drugiej strony są czasem rzeczy, których wolelibyśmy nie odkrywać u innych. Mam nadzieję, ze mnie rozumiesz. Mogę powiedzieć, że potraktuję to jako propozycję, a w przyszłości będę wiedział czy to bardziej wyzwanie czy coś innego. – rzekł dalej wpatrując się w nauczycielkę. Przestał już nawet myśleć o uczniach, którzy przyszli do tego samego lokalu. Przestało go obchodzić czy podejdą do nich czy też nie. - Czy jestem sprytny to nie wiem, ale mam zasadę, że jeśli o czymś nie wiem wolę się zapytać, a nie się wymądrzać i gadać głupstwa. Postaram się być zatem podatnym uczniem i możesz się spodziewać wielu ciężkich pytań. – powiedział i uśmiechnął się. Nie było jego winą, że wiele rzeczy analizował i starał się brać na rozum. Doskonale wiedział, że wróżbiarstwa akurat w ten sposób nie da się zrozumieć, ale akurat było to niemożliwością. - Tak. Miałem pomysł by zapoznać cię z moim zwierzakiem. Mam puchacza i powiem szczerze, że jeśli zdobędziesz jego zaufanie, co jest naprawdę ciężkie będę miał odpowiedź na jedno pytanie. Czy zwierzaki ci ufają czy nie. – powiedział zdradzając tylko część jego planu. Druga była dość bardziej skomplikowana i musiała poczekać do wyjazdu. Chciał bowiem wziąć ją wziąć na ranną przechadzkę do jakiegoś lasu czy czegoś na podglądanie zwierzaków.
Czy Deidree zawsze przejmowała się opiniami innych? W ogóle się nimi nie przejmowala. Uważała to za kompletne bzdury. Nikt przecież nie będzie jej mówić jak ma żyć i jakie ma mieć poglądy, prawda? Sama jest mugolaczką i z tym faktem czuje się wyjątkowo, dlaczego wyjątkowo? Bo czy to nie fajne dowiedzieć się, że jest się czarodziejem i potem uczyć się wszystkiego? A prawdziwy czarodziej od razu wie kim jest i taka wiedza w późniejszym czasie jest po prostu nudna. Nic się tak na prawdę nie dzieje. Nawet miała ochotę napisać rodzicom, żeby jej wysłali, ale w jaki sposób mieliby to zrobić? Są mugolami nie chcieli nawet słyszeć, żeby w ich domu była mowa o magii, a co dopiero ją wykorzystywać. Zgodzili się na jej naukę w szkole magii, ale w domu o magii słyszeć nie chcieli i koniec. Może i mieli racje. Deidree nawet jakby chciała nie mogłaby się pochwalić swoimi umiejętnościami, bo przecież poza szkołą nie można było czarować. - Tak, tak! Muszę je wziąć. Tylko mi przypominaj. - powiedziała. Teraz usiłowała na siłę sobie to zapamiętać, ale była pewna, że rodzinny klimat i to co się będzie działo na wakacjach wytrąci ją z równowagii i nie będzie pamiętać. - Pewnie uda nam się spotkać. Tak mi się wydaję. Dobrze latam na miotle więc może kiedyś podlece do Ciebie. - zaśmiała się, ale po chwili rozmyślania to wcale nie był taki głupi pomysł przecież. Na miotle można było latać, oby tylko nikt ją nie zauważył, bo wtedy nie będzie wesoło.
Wątpiła aby ktokolwiek do nich podszedł. Mieli o wiele ciekawsze zajęcia od zadręczania nauczycieli po lekcjach. W końcu mieli wakacje, na ich miejscu unikałaby nauczycieli jak ognia. I vice versa. W końcu zaproponowała, że mogą stąd wyjść, nie widziała więc przeszkód... To również było dziwne, jak na nią. Nie przykłada jakieś większej uwagi do otocznia, jak i do innych. Uzupełniła szklankę whisky, która przybrała ciemniejszego koloru dzięki panującemu tu mroku. Uniosła szklankę i upiła skromny łyk, który przyjemnie rozszedł się po jej ciele, małymi dreszczami. Nie sądziła aby musiała coś dodać do jego odpowiedzi, zapewne sam już wiedział, jakie miała na ten temat zdanie. Nie ukrywała go w końcu, więc nie było to wielką sztuką. Zapewne dwójka nauczycieli, wcale nie jest interesująca w żaden sposób dla tych uczniaków, dlaczego więc oni rozmyślają o tamtej dwójce? No, Afra nie... Jednak Bart choć minimalnie się przejął. Teraz najwyraźniej już mu przeszło, to dobrze. A zdolności? Nie musiała odkrywać wszystkiego przy pierwszym spotkaniu. Zawsze fascynowało ją to, w jaki sposób nabywa się takie zdolności. Od czego to zależy... Dlaczego? Gdyby mogła, zrobiłaby badania na ten temat. Bo kogo nie ciekawi, to, co dzieje się w środku? Wszystko widać z zewnątrz, jednak nie jest to wszystko. Pod tym względem mogła powiedzieć, że lubiła eksperymenty, były też innego rodzaju eksperymenty jakie odbywała. Ale to już historia, na dobre kilka spotkań. Nie da się, kogoś poznać przy pierwszym spotkaniu, prawda? Nie, nie. Nie odbierała jego uśmiechów jako próbę kokietowania... Potrafiła wyczuć, kiedy ktoś próbuje zrobić na niej wrażenie, aby przyciągnąć jej uwagę. Faceci jakoś się z tym nie kryją, a ona? Zależy od humoru i od osoby. Tyle. Owijanie ludzi wokół palca nie jest trudne, trzeba znaleźć tylko odpowiedni punkt zaczepienia. Oczywiście, najłatwiej idzie z bardzo podatnymi osobami. I coś w tym jest, że same muszą nam na to pozwolić. Ale czy ktoś chce być owinięty wokół palca? Raczej nie. Trzeba to robić tak, aby ta druga osoba nawet się nie zorientowała. Manipulacja, kolejny konik Af. -Może to jednak prawda, że lepiej niektórych rzeczy nie odkrywać... Dlatego nie można sobie na to pozwolić... Pokażmy to, co inni mogą zobaczyć. Bardzo proste, prawda?-Wzruszyła delikatnie ramionami. Ukazywała tę część siebie, którą ktoś może poznać... Dlatego nikt dotychczas nie mógł powiedzieć, że naprawdę ją zna. Byłoby to kłamstwa, i to takie spore. Nie potrzebowała osób, które będą pakowały się do jej życia z buciorami. Tak jak jest teraz, jest dobrze. A jak będzie narzekać, coś się zmieni. Tyle. -A ja z chęcią ciężkie pytania na siebie przyjmę, jest to jakieś wyzwanie, prawda?-Przekrzywiła lekko głowę a blade wargi ułożyły się w delikatny uśmiech. Analizowanie nie jest złe, czasem jedynie niepotrzebne. A co do wróżbiarstwa... Sama zajmowała się niezbyt powszechną jej odnogą. Niektórzy uważają, że nie powinna mieć prawa bytu... Ją przywiodła tam jedynie ciekawość. Kto cały czas lubi spoglądać na szklaną kulę? -Tylko wiesz... Nie obraź się, ale mnie zwierzaki i tak nie interesują. Wystarczy, że moja sowa... Choć w sumie nie jest moja, dostarczała na czas listy...-Wzruszyła lekko ramionami.-Brak akceptacji ze strony zwierząt mi nie przeszkadza. Ale z czystej ciekawości, wezmę udział w tym "eksperymencie".-Powiedziała i umoczyła wargi w trunku. Spacer? Wyprawa? Las? O ile na tych wakacjach będzie las... W końcu nie wiedzą dokładnie, dokąd jadą. Ale podejrzewała, że to wcale nie będzie dla Niego problem. Wyglądał na kogoś, kto spokojnie sobie poradzi, i pomysł ma też sporo.
Barth już od jakiegoś czasu nie pił. Wiedział na ile sobie może pozwolić i wiedział jak zachować umiar by się nie upić. Spojrzał na Arfę i zaczął się zastanawiać jak jej udaje się po takiej ilości alkoholu jeszcze logicznie odpowiadać. On gdyby wypił jeszcze szklankę więcej pewnie padłby nieprzytomny pod stołem. Zresztą już tyle razy udowodniły mu to spotkania z Hastingsem, że nie miał ochoty na żadne powtórki. Tam od czasu do czasu się zapominał ale nigdy nikt tego nie widział oprócz oczywiście Jacka. Chciał się dowiedzieć o wiele więcej o tej kobiecie, bo rzeczywiście zaczynała go fascynować. Nie wiedział czy uda mu się odkryć co jest tego przyczyną ale coś, co brzmiało jak wyzwanie, które mu rzuciła było dla niego jak najbardziej interesujące oraz miało w sobie coś pociągającego. Cubbins musiał po prostu je przyjąć, bo inaczej nie był by sobą. - W takim razie proponuję może wyjście stąd i pójście do Parku. Podobno o tej porze roku jest tam bardzo ładnie. Głupio się przyznać ale jeszcze nie było mi dane tego sprawdzić, choć już trochę w tej szkole pracuję. – powiedział i lekko się uśmiechnął. Nie wiedział, że zachowuje się jak typowy uczniak, któremu wpadła w oko nauczycielka. Jednak w tym przypadku było troszkę inaczej. Bartholomew po prostu chciał przebywać jak najbliżej arfy by móc z nią rozmawiać. Na razie nie wiązał z tym żadnych dalekosiężnych planów, bo wiedział, że takie coś może wszystko zepsuć. - Wiesz tajemnice jakie skrywa drugi człowiek są czasem bardzo fascynujące i naprawdę godne odkrycia. A takie poznawanie po trochu jest ciekawe oraz można powiedzieć przynosi dużą frajdę. Przynajmniej ja tak to odczuwam. – powiedział mając nadzieję, że nie uzna go za dziecinnego. Czasem Barth myślał jak chłopiec, którym po części jeszcze był. Choć miał swoje lata nigdy nie starał się być zbyt dorosły. Zawsze w jego zachowaniu czy też postępowaniu dało się zauważyć działania chłopaka, który tkwił w umyśle Cubbinsa. Miał tylko nadzieję, że właśnie ta spontaniczna część jego osobowości, która czasem brała górę nad rozsądkiem nie wystraszy Arfy. Wiedział jak większość ludzi, których znał postrzegała jego drugie ja i nie chciał by to, jaki był coś popsuło. - No to w takim razie bardzo się cieszę. Jednak teraz nie zadam ci ciężkich pytań. Wiem, że pewnie masz dość wkładania wiedzy do głowy innym ale w przyszłości na pewno to wykorzystam. – rzekł uśmiechając się nieco figlarnie. On po prostu tak miał gdy wiedział, że może się czegoś nauczyć i poznać tajniki świata, który był przed nim czasem ukryty. To było dla niego bardzo ważne bo wiele rzeczy pozwalało mu lepiej zrozumieć fenomen magii i to dlaczego była ona tak bardzo chroniona przed niektórymi Mugolami. - Rozumiem i wcale nie będę cię zmuszał byś polubiła zwierzęta. To nie leży w mojej naturze oraz w moim zamiarze. Mam natomiast nadzieję, że ten eksperyment przybliży ci fascynujący czasem świat magicznej fauny. Może też postaram ci się coś powiedzieć o zwierzętach jakie chowają Mugole. – powiedział spokojnie choć już nie mógł się doczekać eksperymentu. Faktem jest, że Barth miał czasem milion pomysłów na minutę, z których tylko parę realizował. Jednak ten postara się zrobić w stu procentach.
W końcu i dla niej przyszła dodatkowa porcja ognistej. No cóż, widać zapowiadało się na dłuższy wieczór, a że rozmowa się w końcu zaczęła kleić, Christian rozsupłał język i okazał się całkiem w porządku gdy przestał sztywniaczyć, nawet zaangażowała się w ich zabawę z serią pytań. -No proszę. Albo jesteś wyjątkowo altruistyczny i to ci się chwali, albo trzymasz się męskiego kanonu, który głośno wyrokuje, że u kobiety inteligencja stanowi priorytet, aczkolwiek między wierszami można dopatrzeć się, że to wcale nie o to im chodzi. Na jej policzkach pojawiły się w końcu rumieńce, które brały teraz również szturm na jej skronie; to od alkoholu, zawsze tak się działo, gdy wypiła o parę łyków za dużo - a jej w końcu naprawdę wiele nie było potrzeba. Nad jego następnym pytaniem musiała się chwilę zastanowić. Nie było ono wcale łatwe, zważywszy na to, że sama jeszcze nie była do końca pewna. -Chciałabym zostać uzdrowicielem. Albo magicznym terapeutą, chciałabym pomagać ludziom. Może... może mieć dzieci. I mały dom gdzieś w Irlandii. Właściwie to wszystko jedno gdzie, oby tylko własny. Nie miała zbyt wygórowanych oczekiwań względem przyszłości. Nie opowiadała bzdur w stylu "zostanę najlepszym zawodnikiem Quidditcha", czy "oblecę cały świat na smoku". Danielle była osobą twardo stąpającą po ziemi, mierzącą siły na zamiary. Realistka od stóp do głów, proszę państwa. Może to i zdrowo? -Tyle by mi wystarczyło. Gdy oczekuje się wiele, zwykle po drodze napotyka się równie wiele rozczarowań. Nie mam na to ochoty, wolę robić jedną rzecz dobrze, niż dziesiątki innych byle jak. Uzupełniła w końcu, obrysowując łagodnie palcem gładki brzeg szklanki. Tak tak, już z lekka kręciło jej się w głowie, było weselej. I ludzie przestali przeszkadzać. -Ale! Teraz ty. Słuchaj... gdybyś miał jutro zostać pożarty przez sklątkę, co byś zrobił dzisiaj?
Miała mocną głowę, co nie oznaczało, że nie znała umiaru. Doskonale go znała, jednak nie uważała, że druga szklanka whisky źle o niej świadczy. Skoro już nie chciał, nie widziała przeszkód. I jak jej się to udaje? Wrodzony talent... I oczywiście ta skromność. Czy zbierałaby go z podłogi, gdyby aż tak źle z nim było? Mhm... Brutalne, ale zapewne by go nie zbierała. Sam naważył sobie tego wina. I pojawia się pytanie, dlaczego? Cóż, nie można powiedzieć, że była taka jak inne kobiety. Nie udawała kogoś, kim nie jest... Opisywała rzeczy, takie jakie są. Z jej perspektywy, będzie ciekawie przyglądać się jak to próbuje podołać temu wyzwaniu. -Naprawdę? Często odwiedzam park... W sumie, mało osób tam spotykam. Osobiście nie mam nic przeciwko, choć miejsce się marnuje.-Wzruszyła lekko ramionami. Uśmiechnęła się lekko. Tak się zachowywał? Nie widziała tego tak. Po prostu podobała mu się ta rozmowa, w końcu jakoś się dogadywali... Co była dosyć nowym doświadczeniem, dla niej. Mało kiedy rozmawiała z kimś tak długo... -Ze mną będzie raczej trudno. -Powiedziała spokojnie i spojrzała na Niego. Nie pozwoli na odkrycie czegoś, czego by nie chciała. Nie mówi zbyt wiele o sobie, więc to jeszcze bardziej utrudnia sprawę. Jej zdaniem, dobrze, że nikt nie jest nawet wstanie tego zrobić. Nie potrzebowała kogoś, kto by pakował się do jej popapranej głowy i życia. Był to jeden wielki chaos, który, jak dziwnie to brzmi, tworzy ład, który tylko ona jest wstanie uporządkować. Choć nie powie, czasem jest trudno. I wcale nie uznawała go za dziecinnego, wcale nie świadczyło o nim źle, że gdzieś tam jeszcze... Siedzi chłopiec. Różnił się od osób, w jego wieku a znała kilku. I nie oznaczało to, że jest jakiś gorszy. Wręcz przeciwnie. -Mam nadzieję, że załapiesz to od razu... Bowiem nie znoszę uczniów, którym muszę coś powtarzać dwa razy... I tak staram się to uprościć. Ale jeżeli nie poświęcą więcej uwagi... To nigdy tego nie załapią. Czasem nawet tak prostą rzecz, jest trudno zrozumieć.-Upiła łyk whisky i odstawiła szklankę na stół. Uśmiechnęła się delikatnie i pokręciła wolno głową, tak, zdecydowanie nie pasował do postaci osób, które znała... -Zwierzęta i zwierzęta... Mam nadzieję, że ten eksperyment nie przysłoni Ci całkowicie tego wyjazdu.-Powiedziała spokojnie. Nie chciała aby zmarnował na to całego wyjazdu, jest w końcu wiele ciekawszych zajęć. I podejrzewała, że będą mieli co robić. Przegryzła lekko wargę i spojrzała na zegarek, który był na prawym nadgarstku, dziwnym trafem był dodatkowo odwrócony. Jednak to jej nie przeszkadzało. Można by rzec, że tak było jej wygodnie. Podniosła głowę i spojrzała na mężczyznę. -Niestety na mnie czas... Muszę jeszcze załatwić kilka spraw.-Powiedziała spokojnie, powoli się podniosła z swojego miejsca. Tak, kilka spraw musiała załatwić. Czy tego chciała czy też nie, zapewne sam Bart też musi coś zrobić przed samym wyjazdem. -W takim razie, do zobaczenia na wyjeździe.-Przekrzywiła lekko głowę w bok i z tylnej kieszeni spodni wyjęła galeony. Postawiła na stole.-Nie mogę pozwolić abyś zapłacił za wszystko.-Mruknęła cicho i posłała mu jeszcze jeden z tych dziwniejszych, Afrowych uśmiechów. Odwróciła się na pięcia i ruszyła ku wyjściu, gdzie po chwili zniknęła. Prawdopodobnie znikając w jednej z tutejszych uliczek.
Shiver nie pojmował tej rzeczywistość. Nawet podejrzewał, że może mieć jakiś bardzo delikatny autyzm, bo to wszystko to było za dużo. Do sali zaczęli schodzić się ludzie, którzy uporczywie się w niego wgapiali. Głupotę tego faktu podkreślało to, że jeden z mężczyzn przypominał mu jego ojca, którego nie miał prawa znać... Co mógł zapamiętać czterolatek? Pokręcił głową i ukrył twarz w dłoniach przynajmniej na kilka minut. Dopiero potem otrząsnął się z szoku i powrócił myślami do rozmowy lekko się uśmiechając. Zamówił jeszcze jedną szklaneczkę ognistej, którą przechylił, aby szybko wypić jej zawartość. Przyjemne ciepło przebiegło jego ciało, a dreszcz przeszył kark tak, że aż musiał drgnąć na kilka sekund. Cóż... Życie zmienia ludzi. - Hm. Masz rację. Nie można oczekiwać zbyt wiele. Zazwyczaj nie spełnia się nawet jedna dziesiąta. Rozczarowania to nieodłączna część tej zabawy. - Powiedział zapewne na podstawie własnego doświadczenia, które aż piszczało zastanawiając się o co mu może chodzić. Christian nie miał ochoty na nic innego jak tylko długi spacer, gdzie na końcu mógłby się rzucić ze skały. Postanowił dobrze się uczyć. Ten rok był świadectwem tego, że do niczego się nie nadawał. Nawet do tego. Postanowił się zakochać. Wpędził w depresję najenergiczniejszą dziewczynę w całym zamku. Postanowił polepszyć kontakty z rodziną... Nie zaprosili go na pogrzeb matki. Pozdrawiamy. Tak zatem siedział tu jak kura na jajku i uśmiechał się jak ten idiota ze sprzedaży pasty do zębów. Chociaż do tego też bym pewnie się nie nadawał, bo okazałoby się, że trzeba mieć bardzo śnieżnobiałe zęby, a on miał tylko śnieżnobiałe. - Hm. Myślę, że... Że ubiegłbym sklątkę i poszedł się rzucić z mostu. - Muhaha. Taki z niego osobnik tworzący salę samobójców. A teraz podniósł się od stolika i uśmiechnął na pożegnanie. Zaraz sięgnął po bluzę, którą przerzucił przez ramię i jeszcze dodał: - Muszę iść. Uważaj na siebie, szafki i innych wrogów Dani. - I rzeczywiście wyszedł. Taki z niego samotnik.