Kultowe miejsce - zatłoczone i wiecznie przepełnione studentami. Pomimo swojej popularności, zawsze można znaleźć tu jakiś wolny stolik, a przemiła obsługa nie zapomina o żadnym kliencie. Przez jakiś czas pub nazywał się "PodTrzema Różdżkami", gdy został przejęty przez fanatyków Koalicji Czarodziejskiej - o politycznych niesnaskach nie ma już jednak śladu i witani są tutaj wszyscy, niezależnie od czystości krwi.
Dostępny asortyment:
► Sok Dyniowy ► Woda Goździkowa ► Piwo kremowe ► Dymiące Piwo Simisona ► Rum porzeczkowy ► Malinowy Znikacz ► Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ► Ognista Whisky ► ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ► Wino skrzatów ► Wino z czarnego bzu ► Sherry ► Rdestowy Miód
— Stara bieda. — Odparł lekko, spięty z faktu, iż zdecydowały się przejść na nieco neutralny grunt, jakim była jego osoba. Może i potrafił umiejscowić Lilou w odpowiednim domu, lecz nie znał jej i nie potrafił ocenić jej zamiarów. Kobiety bywały nieprzewidywalne, zaś gryfonki.. Dla gryfonek powinna być osobna skala. — Pomijając fakt, że moja sowa ponownie zmieniła kolor upierzenia z ciemnofioletowego na kanarkową żółć.. — skrzywił się nieznacznie na samo wspomnienie tego przeklętego ptaka. Za jakie grzechy przypadło mu akurat takie dziwactwo?! Kupił ją jako zwykłą sowę śnieżną, karmił, poił, oczekiwał przydatności a dostał.. kolorową plamę na tle bieli, gdy tylko wysyłał ją do domu, co ojciec wypominał mu w formie żartu niemal w każdym liście. — No ale nic, zawsze mogło być gorzej. Więc to nic. — Powtórzył dopalając fajkę, niekiedy żałował, iż była taka mała i wystarczała zaledwie na kilka minut, lecz skoro chciał w końcu rzucić to świństwo... — Ale, ale! Ma może któraś z Was rodzinę, bądź przyjaciół w Neapolu..? — Spytał pragnąc przejść na jakiś ciekawszy temat. Kilka tygodni temu słyszał od znajomego z Ravenclaw'u, że we Włoszech doszło do kilku zorganizowanych ataków wampirów, lecz możliwe, iż były to tylko nie do końca sprawdzone pogłoski. Wobec Kevina stosował zasadę ograniczonego zaufania, chłopak lubił wyolbrzymiać.
- Trafiłaś w samo sendo maleńka. Mruknęła obojętnie do dziewczyny i uśmiechnęła się kwaśno. Dziewczyna z minuty na minutę zaczęła ją coraz bardziej irytować. Jeszcze chwile a ślizgonka pokaże jej jaka jest ostra. Upiła kolejny łyk ognistej i ignorując już osobę dziewczyny przeniosła wzrok na swojego rówieśnika. Słysząc jego słowa zachichotała cicho rozbawiona. - Oj jakiś ty biedny, w zasadzie co cię irytuje w tym że twoja sowa zmienia kolory ? Podniosła brew w górę zaciekawiona, pierwszy raz słyszała takie coś. Było to dla niej intrygujące a za razem bardzo ale to bardzo zabawne, żałowała że nie mogła widzieć miny i słyszeć słów chłopaka kiedy mówi do swojej sówki jakieś słowa z powodu zmiany jej koloru. - Może nie potrafi się zdecydować jakiego koloru ma być jej sierść ? Kolejne pytanie padło z jej ust, powoli zaczynała zapominać o ich gościu w postaci gryfonki, która z każdą mijającą godziną w barze staje się coraz bardziej pijana i odważna. Niech tylko przesadzi to Thomspon osobiście zrobi przemeblowanie na jej słodkiej buźce oraz zafarbuje włosy na zielono. Była by świetnym potworkiem!
Ejejej, nie ma mowy o przesadzaniu ze strony Lilou póki co, bo jest obok 'nieprzyjaciela'. Ona ciągle popija tą samą ognistą, co by to o suchym pysku nie siedzieć, ale póki co nie czuje potrzeby bycia bardziej pijaną, nie w obecności kogoś kto tylko sprawia wrażenie niewinnego. Bo Lynnette raczej taka nie była. -Przynajmniej za daleka ją rozpoznajesz.-Lilou zawsze umiała znaleźć plusy. Według niej w każdej sytuacji było coś, z czego można się cieszyć. Taka już z niej optymistka była, co na dłuższą metę potrafiło irytować. -Zdrówko Lynnette- powiedziała unosząc swoją ognistą w kierunku dzieczyny, po czym upiła łyka. -Jak tak dalej pójdzie, to ktoś Cię będzie stąd wynosił i pewnie padnie na biednego Borisa, który akurat jest pod ręką i ma za dobre serce, żeby Cię tu zostawić.-uśmiechnęła się złośliwie do towarzyszki i widząc jej zdezorientowanie dodała. -No chyba, że u Was sowy rzeczywiście mają sierść, no to przepraszam.-powiedziała unosząc dłonie w obronnym geście. -Ale sowy normalnych czarodziei pokryte są piórami, wiesz?-zapytała uśmiechając się jeszcze złośliwiej niż przed chwilą. Najprawdopodobniej Lynn po prostu się przejęzyczyła, ale Lilou uwielbiała się czepiać. Zwłaszcza szczegółów. Zwłaszcza osób za któymi niespecjalnie przepadała. Powróciła spojrzeniem do chłopaka, a jej twarz znów przybrała normalny wyraz. -Niestety nie posiadam. A co jest z Neapolem? Po za tym, że to niesamowicie piękne miasto?-dobra, skłamała. Posiadała. Kuzynka ojca mieszkała w Neapolu i Lilou była tam kilkakrotnie, jednak nie miała zamiaru chwalić się przed Ślizgonami swoim pochodzeniem. Dobrze wiedziała, jakie mają do tego podejście. Zresztą, Borisowi na pewno chodziło o rodzinę, czy też przyjaciół zorientowanych w magicznym świcie. Nie o mugoli, którzy nie mają o nim zielonego pojęcia. Postanowiła więc nie chwalić się tym faktem. Zaczęła przyglądać się chłopakowi wyczekując odpowiedzi.
— Z jednej strony nie przeszkadza mi to zbytnio, ba, nawet ułatwia wypatrzenie jej przy śniadaniu, ale.. — westchnął ciężko i schował z powrotem fajkę i mieszek — Już kilkukrotnie dostałem list z Ministerstwa na temat jej widoczności, co jest podobno sprzeczne z prawem, i bla, bla, bla..
Machnął dłonią wizualizując swoje poważanie co do owych uwag. Gdyby przejmował się wszystkimi prawami magicznej Brytanii, nie starczyłoby mu czasu i mentalności na pozostałe. Swoją drogą Merihim wyglądał całkiem interesująco w tej żółci. — Natomiast co do Neapolu; doszły mnie wieści, iż kilka tygodni temu dwa rywalizujące ze sobą wampirze rody wmieszały w swą wojnę ludzi. Ja zaś.. mam tam przyjaciółkę, Edvige. — Rzekł postukując nerwowo palcami w blat stołu. — Sowy do niej wracają nie odnalazłszy adresata; jej lokatorka również nie odpowiada. Rodziny się martwią. — Dodał po chwili zaciskając pięść. Brak jakichkolwiek wieści od Edvige był niepokojący; dziewczyna była dość postrzelona i silnie impulsywna, wcale by się nie zdziwił, gdyby w swej dobroduszności bez namysłu skoczyła na pomoc jakiemuś wampirowi.
Słowa blondynki o mało co nie zadziałały na brunetkę niczym zapalnik do bomby zegarowej. Każdy miał prawo się przejęzyczyć, widząc satysfakcję w oczach gryfonki prychnęła lekceważąco. Słysząc jej słowa skierowane do chłopaka przyjrzała się jej uważnie, mowa ciała i mimika twarzy wskazywała że dziewczyna nie mówiła do końca prawdy. Oj nikt jej nie uczył że nie wolno kłamać? Zaraz Cornelia nauczy ją mówić prawdę. - Zakładam że skoro mówisz że jest to piękne miasto musiałaś je odwiedzić, nie raz ani nie dwa. Powiedziała i po raz kolejny upiła łyk ognistej, kiedy odłożyła szklankę na blat stolika roześmiała się. - Maleńka ja nie mam tak słabej główki jak ty. Powiedziała szczerze i z słodkim uśmiechem na ustach,miała już jej dalej dogadać i być może przyłożyć kiedy odezwał się chłopak. Jego słowa ją zaszokowały, od razu skierowała swój czekoladowy wzrok na jego osobę. Zamiast skupić się na jego twarzy jej wzrok bardziej przyciągnęła dłoń, która zacisnęła się w pieść. Z tego gestu Thomspon wywnioskowała że owa dziewczyna była bardzo ważna dla ślizgona. - Nie zastanawiałeś się nad tym żeby tam do niej pojechać? Zapytała prosto z mostu, nie chciała mu mówić zwykłych tandetnych a przede wszystkim przereklamowanych słów w stylu 'nie martw się' lub 'wszystko będzie dobrze'. Lynn nie była zbyt dobra w pocieszaniu czy podnoszeniu na duchu. Zaraz potem doszły do niej jej własne słowa, no jasne za pewne chłopak się nad tym zastanawiał ale dlaczego nie pojechał? Cóż może jej powie. Podniosła szklankę do ust, upiła kolejnego łyka tym samym opróżniając szklankę. Postawiła ją na blat i zaczęła się nią delikatnie bawić, alkohol jaki błądził po jej ciele jakąś ją uspokajał. Wampiry...dziewczyna słyszała o nich ale nigdy nie widziała żadnego, po mimo tego nie bała się ich. Zawsze lubiła poznawać nowe stworzenia, nawet te niebezpieczne bo tylko z nimi jest najlepsza zabawa. Ale wracając do Borisa i jego problemu. - Chyba nie myślisz że... Kiedy ten scenariusz przewinął się jej przez umysł spojrzała na chłopaka z czystym przerażeniem w oczach. Nie potrafiła wypowiedzieć ostatniego słowa na głos, nawet samo myślenie o tym przyprawiało ją o ciarki. Przełknęła głośno ślinę i opuściła swój przerażony wzrok zdając sobie sprawę że gryfonka to zobaczyła. Kurde świetnie niech tylko się ona odezwie. Dłonie Thompson nerwowo bawiły się szklanką, jej humor szybko ją opuścił pozostawiając po sobie tylko chłód, zaniepokojenie oraz przerażenie.
Zatrzymała na chwilę spojrzenie na Lynn próbując odgadnąć co miała na celu wypowiadając to zdanie. -Tak i owszem, byłam w Neapolu.-odpowiedziała z lekkim uśmiechem na wspomnienie o tych wizytach. Uwielbiała tam wracać. Ale co w tym dziwnego, że była w tym mieście? W sumie Lilou jak na swój młody wiek, widziała już kawałek świata, więc to nie powinno nikogo dziwić, że i w Neapolu była. A przynajmniej Lilou miała nadzieję, że ich nie będzie. -Wybacz, nie wiedziałam, że mam do czynienia z zawodowcem.-odpowiedziała z uśmiechem. Jakoś Lilou nie narzekała na swoją słabą głowę. Przynajmniej nie musiała dużo wydawać. Zresztą, znała swoje granice i ich pilnowała. Upiła spory łyk alkoholu co sprawiło, że szklanka była pusta, więc odłożyła ją na stół i powróciła wzrokiem do chłopaka. Przeszły ją ciarki, kiedy usłyszała o czym mówi Boris. Nie słyszała o tym, nie wiedziała. Nie miała pojęcia co z jej rodziną. Postanowiła, że jak tylko wróci wyśle sowę do mamy, może ona coś wie. A póki co, starała się wyglądać normalnie i całkiem dobrze jej to szło. Mimo, że myśli biegały po jej głowie jak szalone, postanowiła nie zasypywać chłopaka gradem pytań. Nie przybierała też panicznego wyrazu twarzy. Neapol nie jest takim małym miastem, pewnie wszystko z nimi w porządku. -Przecież to głupstwo, jeśli się coś stało i tak jej nie znajdzie. -powiedziała w kierunku dziewczyny. Jeśli rzeczywiście jego przyjaciółka została wplątana w tą wojnę to albo już nie żyje, albo się gdzieś ukrywa. Co jeden czarodziej mógł zrobić sam? Chyba jedynie bohaterska śmierć. Nie chciała być okrutna, może i powinna się ugryźć w język, ale to nigdy nie wychodziło jej za dobrze. Zawsze mówiła to co myśli i choć tak bardzo starała się przy tym nie ranić innych, bardzo często jej to nie wychodziło. - Zresztą, na pewno nic jej nie jest.-powiedziała pewnym głosem patrząc chłopakowi głęboko w oczy. Nie wiem kogo bardziej chciała przekonać. Jego, że z Edvige jest wszystko w porządku, czy samą siebie, że jej rodzinie nic nie grozi.
— Nie, nie.. — Odparł bardziej do siebie, niż do towarzyszek. — Na pewno nic jej nie jest. Pewnie gdzieś zabalowała. — Pewnie tak.. — Rozluźnił dłoń i kiwnął na barmana wskazując na szklankę Lynnette; po chwili kręcąca się w pobliżu kelnerka postawiła na stole pustą szklankę i butelkę Ognistej. Siedzenie nieopodal baru miało jednak swoje plusy.
Dziękując w myślach wszystkim bogom, którzy raczyli obdarzyć barmana spostrzegawczością nalał do szklanki odrobinę alkoholu, który wypił jednym haustem. Przyjemne ciepło rozbiegło się po jego ciele wspomagając autooptymizm. Edvige nie była przecież taka głupia, na pewno nic jej nie jest. — Na pewno. — Powtórzył już na głos ponownie napełniając szklankę. — Zresztą, wojny wampirów - o ile można je tak nazwać - są równie gwałtowne co "słomiane". Wygasają w przeciągu kilku miesięcy. Nie lubią partyzantki i podchodów, wolą bawić się w politykę. To wszystko przez tą ich narwaną młodzież..
Westchnął cierpiętniczo kołysząc szklanką na boki obserwując rozbijający się o ścianki bursztynowy płyn. — To nawet zabawne; wielkie wampiry trzęsą podziemiami a ich podstawy podgryzają najmłodsi. Lecz no nic; drogie panie, wybaczcie popsucie atmosfery. — Rzucił uśmiechając się wymuszenie. — Niekiedy nie nadaję się do jej podtrzymywania.
Lynn jak na dzień dzisiejszy miała dość alkoholu a w szczególności ognistej, która jej nie smakowała ale piła bo...chciała. Tak to jest kiedy nie zabiera się ze sobą swoich kochanych butelek burbona. Ale mniejsza o to. - Eeee tam nie przejmuj się atmosferą. Powiedziała dość zamyślona z lekkim uśmiechem namalowanym na ustach patrząc swojemu koledze w oczy. Nad czym ta dziewucha się zamyśliła? Nadal w głowie siedzą jej wampiry, była ciekawa tego gatunku istot i z chęcią chciała by je zobaczyć, no ale jaki głupi czarodziej chce sam udać się gdzieś tam gdzie są te wampiry? No tak Lynnette była takim głupim człekiem, który z chęcią wybrał by się w taką podróż. No ale marzyć to ona sobie może, ze szkoły przecież nie zwieje...a może to był by dobry pomysł? Nie, dobra pora wracać do tych dwojga. Cornelia oparła łokcia o blat stolika a brodę na otwartej dłoni. Patrzyła uważnie na dwójkę osób przed sobą, lekko zmrużyła oczy. Dopiero teraz przypomniało się jej sam początek ich spotkania. 'Oni się przecież umówili!' Ahh ten jej mózg działa tak wolno, lagi ma takie duże że masakra. - Boris masz świadomość tego że jeśli wypijesz sam tą butelkę to będziesz się czołgał do szkoły ? Zapytała tak jakoś od niechcenia i spojrzała najpierw na jego szklankę a potem na butelkę trunku. - Nie jestem tam jakimś siłaczem czy czymś ale bohaterkę czy tam siostrę supermena mogę specjalnie dla ciebie poudawać i bezpiecznie doprowadzić cię do zamku. Powiedziała rozbawiona i uśmiechnęła się jakoś tak...słodko. Przeniosła swój wzrok na gryfonką. - Spokojnie nie jestem aż taką zołzą i dziś mam dzień dobroci dla zwierząt i innego pokroju stworków że dla ciebie też mogę zostać siostrą supermana. Ahh ta złośliwość w głosie Thomspon była taka czysta że aż zabawna. Puściła oczko blondynce i plecami oparła się o oparcie krzesła i rozejrzała się dookoła.
Od jak dawna nie wychodził poza mury zamku...? Stanowczo zbyt długo. Ale miał przecież tyle na głowie! Uczył się pilnie, choć nie chodził na żadne zajęcia. Uważał je za nudne i bezwartościowe. Przecież sam mógł przeczytać te pięćdziesiąt stron z podręcznika, nie potrzebował, aby cytował mu je nauczyciel. Od jak dawna nie był pubie? Stanowczo zbyt długo. Ale miał przecież tyle na głowie! Próbował ratować swój związek, już przecież prawie małżeństwo. Czuł się podle z każdym kolejnym dniem, kiedy Simon się od niego odsuwał. I co raz częściej, na przekór sobie, myślał, czy to nadal ma sens. Czy może nie lepiej byłoby dać sobie spokój, nie walczyć, kiedy wszyscy żołnierze polegli już wieki temu. Może faktycznie Namida nie zasługiwał na zaufanie. Od jak dawna nie widział się ze swym przyjacielem? Już staaaanowczo zbyt długo. I nie było teraz na to żadnej wymówki. Dlatego też nie interesowało go, czy Furis aktualnie ma jakieś zajęcie. Po prostu wysłał do niego sowę, że czeka w trzech miotłach i że ma się zjawić. I już. Ponieważ minęło sporo czasu, odkąd ostatnio pił cokolwiek, co zawierało alkohol, postanowił zacząć od piwa. Z sokiem malinowym, co by sobie nieco osłodzić życie. Czekał, i miał tylko nadzieje, że jednak drugi Ślizgon nie miał żadnych zajęć ciekawszych niż spotkanie z nim, bo ostatnimi czasy zrobił się bardzo niecierpliwy.
-W atmosferze dobre jest to, że łatwo można ją zmienić.-uśmiechnęła się do chłopaka. Wystarczyło dobre towarzystwo, aby nawet najbardziej ponurą zamienić w najlepszą. A dobre towarzystwo mieli, czyż nie? Może nie do końca dopasowane, ale to jedynie sprawiało, że mogło być jeszcze ciekawiej. Zamówiła sobie kolejną ognistą, mimo, że już czuła skutki alkoholu, który wymieszał się z jej krwią. Wiedziała, że jest w stanie wypić jeszcze jedną ognistą, bez skutków ubocznych. Nie była jeszcze pijana, raczej lekko podpita, co wprawiało ją w dobry nastrój. Zaśmiała się słysząc o dobroduszności Lynn. -Bohaterska Ślizgonka, niebywałe.-powiedziała poważnym tonem. -Nie martw się, jestem zwierzakiem, który doskonale potrafi zadbać o sobie- puściła oczko do dziewczyny. Lilka należała do osób, które zawsze sobie radziły. A znajdowała się już nie raz w o wiele gorszych sytuacjach. Zresztą wolałaby spać pod stołem w Trzech Miotłach niż oddać się w ręce Ślizgonki. Jakoś nie do końca wierzyła w jej dobre serce. -Dzięki-uśmiechnęła się do kelnera, który przyniósł jej trunek.
(przeepraszam, że tak długo mi to zajeło, i że byłam w stanie spłodzić tylko tyle, ale czuje się jakby ta sesja wszystko ze mnie wypompowała ;x )
Elliott dostał list od swojego braciszka, a raczej napisany przez swojego braciszka, a przyniesiony przez sowę, aby "przywlókł się do trzech mioteł", toteż wiele nie myśląc zrobił to. Nie miał nic innego w zanadrzu do roboty, więc ubrawszy się w pierwszą lepszą koszulę w kratę, udał się w umówione miejsce. Ceda i Drejka jeszcze nie było, więc zastanawiając się, co by tu zamówić, nie zamówił w końcu nic. Poczeka na nich, tak, to będzie dobry pomysł! W każdym bądź razie uroił sobie, że byłoby super, gdyby wszystko było za darmo. Tak już miał, że cierpiał na niedobór galeonów, które ostatnimi czasy wydawał wyjątkowo szybko, choć sam nie wiedział nawet, na co. Tymczasem obserwował bacznie ludzi, wyobrażając sobie, jacy mogą oni być. Ta czarownica ma tak przerażająco ciemne włosy, pewnie ze Śmiertelnego Nokturnu się urwała, o! A ten tak dziwnie się śmieje, może ma nieczyste zamiary wobec swojej współtowarzyszki? Jednak koło nich siedzi jakiś typek, który co rusz na nich spogląda ostrzegawczym wzrokiem, może w razie czego uratuje niewiastę z opresji? Oczywiście jeśli będzie w stanie oderwać się od tej gazety, tak bardzo jest w niej zaczytany... Stop, Elliott, stop! Koniec na dziś, nie możesz być oderwany od rzeczywistości, kiedy przyjdą twoi bracia.
Cedric raźnym krokiem wyszedł z zamku, kierując się w umówione miejsce. Miał nadzieję, że Drake zajął się poinformowaniem Elliotta, bo najstarszy Bennett miał wielką ochotę spędzić trochę czasu w towarzystwie kogoś ogarniętego, dwójki swoich braci przykładowo. Bo ostatnio z tym rozgarniętym towarzystwem... to było kiepsko. Na przykład taki Shiver, bleeeh. Cała notka Obserwatora jakoś nie szczególnie obeszła Cedrica, może zaśmiał się parę razy, szczególnie przy fragmencie o braniu w dormitorium i o tym, że posądzano Chrisa o bycie gejem, któremu z chęcią jeszcze raz obiłby ten pysk i zafundował taką ładną śliweczkę, jaką miał teraz na oczku niebieski Bennett. Wszedł do baru, mrużąc oczy. Na szczęście nie było szczególnie tłoczno, więc już za chwilę siedział przy swoim najmłodszym bracie, który chyba się już trochę zaczynał nudzić! - Siemka młody, Drake ten-nie-ogarnięty-brat mówił, kiedy przyjdzie? - takim zabawnym tekstem poleciał, błyskając białymi ząbkami do tej ciemnowłosej czarownicy, którą Elliott posądził o interesy na Nokturnie.
Drake nie spodziewał się, że przyjdzie ostatni. Szczerze mówiąc, to tak naprawdę on był tym najrozsądniejszym i najsztywniejszym z braci, dlatego spodziewał się raczej nikogo nie zastać. Elliott pewnie by się spóźnił, żyjąc w swoim wyimaginowanym świecie i zapominając o rzeczywistości, a Cedric zapewne przyszedłby ostatni, bo jego olewczy stosunek do wszystkiego, co tylko możliwe, był widoczny aż nazbyt. Oczywiście puchon kochał swoich braci bardzo bardzo, ale akurat spóźnień nie lubił! Jakie więc go ogarnęło zdziwienie, kiedy przemierzając uliczki Hogsmeade i pchając drzwi do Trzech Mioteł dostrzegł dwójkę swego rodzeństwa przy jednym ze stolików. Uniósł ze dziwieniem brwi, wlepiając w nich swoje brązowe tęczówki. Zaczął w drodze do nich ściągać kurtkę, rozglądając się wokół. Cóż, niektórzy z tych ludzi wyglądali jak spod ciemnej gwiazdy, no ale postanowił, że postara się ich ignorować. - Cześć - zarzucił do nich, uśmiechając się dosyć szeroko. Rzucił swoje odzienie wierzchnie na oparcie na krzesło, na którym po chwili usiadł. - Ten nieogarnięty brat już jest - poinformował znacząco krukona, wyginając kąciki ust intensywniej. Tak, zdążył usłyszeć, co ten Cedric tam mamrocze pod nosem. - Co pijecie? Ja stawiam - dodał, pełen zadowolenia. On oczywiście zadowoli się sokiem dyniowym. I już, już miał coś mówić, kiedy podniósł głowę i przyjrzał się dokładnie najstarszemu z braci. Czy on miał limo pod okiem? - Co ci się stało? - zapytał więc, a mina wyraźnie mu zrzedła. Kto śmiał bić jego ukochanego brata?! Och, niechże się smaży w piekle. O ile istnieje.
Nawet Cedrica to zdziwiło - bo cóż, trzeba przyznać, że on mistrzem punktualności niestety nie był. Ale starał się, naprawdę! Przecież nie było jego winą, że przed wyjściem gdzieś miał zwykle tyle ciekawych rzeczy do zrobienia - a te ciekawe rzeczy nie mogły czekać, w przeciwieństwie do osób, z którymi Cedric się umówił, hihi. Podsumowując, swoich braci stawiał nawet nad te rzeczy, dlatego pojawił się dzisiaj w pubie jako drugi! - Ooo siemka - rzucił z entuzjazmem do Drake'a - Właśnie widzę! - odwzajemnił szeroki uśmiech. Chyba nie trzeba dodawać, że nie zrobiło mu się głupio z tego powodu, że Drake usłyszał uwagę o nieogarnięciu. - Ja...hmm...eee - no dobra, tutaj to udawał, że się zastanawia - Piwo kremowe! - poza tym, nie był pewien, czy pub podtrzemamiotłami oferuje coś innego. No i nie oponował, kiedy Drake zaoferował się do płacenia... w końcu są braćmi, W RODZINIE MOŻNA. - Hmm, bo wiesz... - nachylił się do Drake'a, nieco nawet konspiracyjnie - Stoczyłem zażartą walkę z trollem górskim! - zaśmiał się z następnego swojego żarciku z kategorii tych niesamowicie zabawnych i wyprostował się, nagle trochę poważniejąc. - Pamiętasz tego kretyna, o którym ci pisałem? Tak więc zaczął on się dobierać do Dahlii! Wiesz, on z takich co poruchają i zostawią, a to przecież Dahlia. Też byś zareagował, prawda? - uniósł brwi - No i on mi obił mordę, ja mu, w sumie nie ważne kto zaczął - taaakie tam szczegóły, KTO BY SIĘ PRZEJMOWAŁ. - Ważne, że jest na moim roku, więc albo on się wyniesie i gówno mnie obchodzi gdzie, albo ja idę do was. - zakończył, wzruszając ramionami, jak gdyby nigdy nic. A żeby braciszkowie się nie kłócili, Cedric może jedną noc spać u jednego, a w drugą już u drugiego, hihi. - No, ale mniejsza z tym! Co tam u ciebie i ekhm, Ellie? - zapytał Drake'a, ale to Elliottowi posłał znaczące spojrzenie. Doprawdy, on nie wiedział czemu jego ukochany brat tak latał za tą dziewczyną. Nie żeby coś, ale Ellie wydawała się Cedricowi... bezbarwna. Jakaś taka bez życia! I coś w tym musiało być, bo Elliott też za nią nie przepadał. Ced i Hemingway nawet jako dzieci nie byli w jakiś dobrych stosunkach, więc...
Siedział spokojnie, choć ewidentnie powoli zaczynał się denerwować. Objawiało się to podpieraniem głowy na łokciu, z niewyraźną miną, oraz stukaniem palców drugiej ręki o blat stołu. Nie podobało mu się to, iż Cedric wdaje się w jakieś bójki. O zgrozo, zupełnie nie przewidywał co tu się stanie, ale to nic, nie wyprzedzajmy faktów. W każdym razie słuchał uważnie tego co mówił starszy z braci, patrząc na niego niezbyt zadowolonym wzrokiem. Dahlia? A, coś tam mu świtało. Jakaś dziewczyna z wrodzonym ADHD chyba. Bardzo się przyjaźnili z Cedem i Drake wielokrotnie zastanawiał się nad tą ich dziwną znajomością, ale ostatecznie nigdy nic mądrego nie wymyślił. Nie powinien się wtrącać w znajomości swoich braci. Przynajmniej dopóki ich nie krzywdzą. A ta raczej taka nie była. Wysłuchał go do końca, by wtedy unieść w niemym zdziwieniu brwi i wybałuszyć nieco oczy. No spoko, jak dla niego może spać u puchonów! - A któż to taki? - Biedny Bennett, nie posiadał czegoś takiego jak wizzbook i był do tyłu ze wszystkimi ploteczkami, jaka szkoda. - Nie wiem czy zrobiłbym to samo. Zależy od wielu czynników - dodał, wzruszając ramionami. Chociaż jego rodzeństwo akurat wiedziało o jego dziwnej przypadłości objawiającej się niekontrolowanymi atakami złości, więc różnie mogli to sobie teraz wyobrażać w swoich główkach. I może nie denerwowałby się tak bardzo, gdyby krukon nie zaczął... cóż, dosyć grząskiego tematu. Drake doskonale zdawał sobie sprawę z niechęci, jaką jego bracia darzyli Ellie. I swoją drogą tego totalnie nie rozumiał. To znaczące spojrzenie w stronę Elliotta, które nie mogło zostać niezauważone, tylko dodatkowo podjudzało puchona do irytacji. - Wszystko dobrze - uciął więc krótko, podnosząc głowę i prostując się na krześle. Nie zwiastowało to niczego dobrego. Swoją drogą to nie miał pojęcia, jak było, ale przed tak jawnym atakiem ze strony starszego Bennetta musiał się bronić!
Cedric zauważył, że dobry humor brata jakby się ulotnił. Ten jego niezadowolony wzrok nie spodobał się krukonowi jeszcze bardziej. Wiadomo chyba już było, że Drake jakoś szczególnie nie jest przychylny jego akcji ratowania bezbronnej dziewicy, chociaż jak śmiał podejrzewać najstarszy Bennett, puchon zareagowałby tak samo! Wszakże w ich żyłach płynęła ta sama krew, krew Bennettów! No i faktycznie Drake umiał się zezłościć, już Ced o tym wiedział. I dzisiaj pewnie jeszcze zgłębi tę wiedzę, ups. - Christian Shiver... - wymruczał pod nosem, lekceważąco wywracając oczami. Ugh, samo wymawianie tego zakazanego imienia i nazwiska bolało, niemalże fizycznie! Ale spokojnie, już teraz wiedział, że to nie koniec, on się z nim jeszcze policzy, we dwójkę najlepiej. Żeby już żaden Dahlia-man już im nie przeszkodził! - Dobrze? - uniósł brwi, nie mógł nie zauważyć tego, że Drake spiął się jeszcze bardziej. Nie, on naprawdę nie chciał wkurzać brata. Elliott i Drake byli na czele listy ludzi, których Cedric absolutnie nie chciał celowo zirytować, przynajmniej nie, jeśli nie chodziło o braterskie zaczepki. Tyle, że tu chodziło o coś więcej, no! W przeciwieństwie do brata, Cedric miał wizzboka i nawet często z niego korzystał - śledził też profil Obserwatora, który tak niepochlebnie się ostatnio o Drake'u wyraził. Co z tego, że Ced znał brata na tyle dobrze, aby od razu stwierdzić, że to wszystko są informacje wyssane z palca, po prostu... martwił się, bo po szkole chodziły różne ploty, wiadomo. Przecież i Elliott wspominał, że ostatnimi czasy Drake wyglądał i zachowywał się jak widmo. Znaczy, dzisiaj prezentował się okej, ale to nie zmieniało tego, że Cedric miał za złe bratu, że ten mu nie powiedział o co chodziło. Oczywiście, gdzieś tam jakiś cichy głosik podpowiadał, że się wcale nie dziwi, biorąc pod uwagę jawną niechęć pozostałych braci do Ellie, no ale! - Szczerze mówiąc, słyszałem coś innego... - znów znaczące spojrzenie skierowane do Elliotta - Nie zrozum mnie źle Drake, ale czym ty się przejmujesz? Wyglądasz jakbyś połknął kij! - pozdrawiamy braterską bezpośredniość - A ja po prostu mówię, że to jest niewarte... znaczy Ellie, nie warta twoich nerwów, bro. Tego kwiatu jest pół światu, a z nią wystarczająco długo się męczysz, żeby no, dać sobie spokój. - wzruszył ramionami. Być może cały czas coś opacznie rozumiał, ale jedno wiedział na pewno - gdyby nie było Ellie, życie Drake'a byłoby prostsze! Więc po co się męczyć? Chciał dla swojego brata jak najlepiej, bardzo zależało mu na jego szczęściu, więc czasem musiał zmienić się w ciocię brata dobrą radę i pokierować we właściwym kierunku! - Już pomijając fakt, że wzdychasz do niej tak długo i jesteś tak zaślepiony, że może nie widzisz faktów? Bo wiesz, normalny człowiek chyba by się połapał w tym, że się komuś tak podoba, prawda? No sorka, chyba, że ona ma jeszcze jakieś sadystyczne zapędy. - zakończył niesamowicie zgrabnie, mając nadzieję, że to da Drake'owi do myślenia.
Prawdę powiedziawszy, Elliott nie miał zamiaru wcinać się w konwersację braci. Kiedy Drake zapytał, co chciałby zamówić, zaczął zastanawiać się nad tym tak intensywnie, że dialogu między braćmi zaczął słuchać dopiero gdzieś w połowie, a z tego co usłyszał, chodzi o sprawy sercowe. No tak, podobno ostatnio nie było zbyt dobrze z tą całą Ellie, ale dlaczego gdzieś w przelocie była mowa o niejakim Christianie Shiverze? Ej, czekajcie! Przecież Elliott go kojarzył, to ten krukon! Ześwirowany pesymista i nic więcej - szczerze mówiąc, nie cierpiał go, podobnie jak Ced. Móżdżek najmłodszego z Bennettów pracował na najwyższych obrotach i wywnioskował, że mogą być dwie opcje! Christian chciał odbić Ellie Drejkowi albo ta zdradziła go ze Shiverem! Elliott wyłapał porozumiewawcze spojrzenia Ceda, utwierdzając się w tym przekonaniu, nie wiedząc także, że jest ono błędne. Nono! Pięknie się ta Hemingway bawi... Biedny Drejkuś, to dlatego miał ostatnio tak ciężkie dni. Jednak z pewnością mu się powiedzie lepiej w najbliższym czasie, przecież najstarszy z trójcy dobrze mówi: tego kwiatu jest pół światu! Dziś jest źle, więc jutro będzie super. Poza tym nie można wyobrazić sobie, że tego wszystkiego nie było? Albo najlepiej zapomnieć! Dla Elliotta było to dziecinnie proste, zaczął więc kołysać się na krześle, przysłuchując się dalszej rozmowie, a raczej monologowi, który właśnie wygłosił Cedric. Na miejscu Drejka wcale by się nie martwił, miałby więcej czasu dla siebie i w ogóle podszedłby do tej sprawy inaczej, o! Jak dziewczyna go zdradzała, to nie jest warta tego, aby chodzić z nim. Chciał nawet powiedzieć o tym na głos, ale coś podpowiadało mu, że jeszcze nie powinien. Jeszcze nie teraz, przecież jego puchoński brat musi być roztrzęsiony taką sytuacją, jeśli oczywiście jest tego stuprocentowo pewien. Niezłe ziółko z tej Ellie. Niby taka niewinna i grzeczniutka, a tu proszę! Teraz chyba nie będzie lubił jej jeszcze bardziej... - Wiecie co? Oboje macie rację! - oczywiście poparłby Ceda, przecież Hemingway is Hemingway, ale jako iż preferował pokojowe rozwiązania, a już zwłaszcza wśród swoich braci, postanowił być bezstronny. Nie, czekajcie, przecież skoro przyznał rację obojgu, to jest raczej obustronny... Istnieje w ogóle takie wyrażenie? No nieważne, w każdym bądź razie wydawało mu się, że jest rozjemcą i wszyscy doskonale zrozumieją, co właśnie chciał powiedzieć!
Cóż, być może tak by zareagował, ale nie mógł przecież mówić o tym na głos. Musiał być tym rozsądniejszym z braci i ich nie demoralizować! Choć według młodszego Bennetta to Cedric był już wystarczająco zdemoralizowany. Albo po prostu za bardzo olewczy i swobodny, krukon zdecydowanie najbardziej z nich wszystkich przypominał matkę. Elliott w zasadzie też miał wiele z Nelly, zaś Drake to zdecydowanie większość charakteru odziedziczył po ich ojcu. Może dlatego czasem średnio szło im dogadywania się? Nie no, dobra, kochali się bardzo, ale po prostu były takie tematy, przez które się kłócili, bo każdy wszak wiedział lepiej. Typowe dla rodziny Bennett. Jak dobrze, że nie znał myśli Elliotta, bo chyba złapałby się za głowę, walnął nią w stolik i umarłby z przerażenia. Na szczęście zostało mu to oszczędzone, dlatego kiedy najmłodszy z rodzeństwa wciąż był niezdecydowany co do napoju, zamówił ostatecznie u przechodzącej kelnerki dwa piwa kremowe i sok dyniowy. Nie mogą się przecież decydować w nieskończoność, bo zaraz ich wyrzucą z powodu tego, że niczego nie zamówili! - Christian? - spytał nieco nieprzytomnie. No cóż, zdziwił się, że jego kumpel był do tego zdolny. Zresztą, znów uwypuklała się różnica między nim a pozostałymi braćmi - on tam lubił Shivera, wiele razy mu pomógł, kiedy akurat jego rodzina nie mogła tego zrobić. - Naprawdę? Przecież on zazwyczaj jest spokojny - dodał po chwili, już trochę bardziej ogarnięty. Cóż, Drake miał na to swoje teorie - albo to Ced zaczął, albo sprowokował drugiego krukona do tego. Nie da się ukryć, iż znał starszego Bennetta i doskonale wiedział, jak to mogło potencjalnie wyglądać. Postanowił jednak nie drążyć tego tematu dla obopólnego dobra. I to był generalnie błąd, bo krukon ewidentnie nie zamierzał się przejmować sferą uczuciową środkowego z braci. Bowiem zaczął swój monolog, który puchon doskonale znał, ale nie przeszkadzało to w tym, aby zaczął się wkurzać. On rozumie, że rodzina się o niego martwi i tak dalej, ale teraz Drake miał ewidentnie poczucie, że Cedric za daleko wszedł z buciorami w życie emocjonalne swojego młodszego rodzeństwa. Nikogo więc nie powinno zdziwić, jak nagle walnął pięścią w stół. - Może posłuchałbyś mnie, a nie jakichś durnych plotek? - spytał, niby spokojnie, ale słychać było w tonie wypowiedzi, że no cóż, zachwycony słowami studenta to on nie był. - Poza tym daruj sobie, ja wiem, że ty wolisz puszczalskie i niewymagające myślenia czy też starania dziewczyny, ale widzisz, mój gust nieco odbiega od twojego - rzucił, przyznaję, nieco chamsko. Ale to wszystko przez to, że starał się nie walnąć swojego brata w ryj, a to wymaga niejakich poświęceń. Z dwojga złego chyba lepsze wredne uwagi. A przynajmniej takie zdanie miał puchon. Ach, nie ma to jak sielska, rodzinna atmosfera! Brakuje jeszcze rozgadanej mamusi, która twierdziłaby, że w ogóle po co ograniczać się do jednej dziewczyny, bo przecież jej synkowie są tacy młodziutcy, że powinni się wyszaleć zawczasu i szerzyć swą miłość na wszystkie strony! A wtedy przyszedłby tatuś, który by się kłócił z mamusią, że jaki ona daje przykład swoim dzieciom, które powinny darzyć siebie i innych szacunkiem i wybuchłaby kolejna afera. Rozkosznie!
Z początku Cedric ze spokojem słuchał brata, wszakże już odbywali podobne rozmowy i zwykle kończyło się to sojuszem, bo żadna ze stron nie chciała dalej brnąć w te grząskie tematy. Tym razem było inaczej i Cedric prawie, że z premedytacją prowokował Drake'a - ale to dlatego, że sprawa wydawała się już na tyle poważna, że w końcu trzeba było zareagować i przywrócić brata do porządku. Musiał dać mu do myślenia, bo najstarszy Bennett absolutnie nie miał ochoty patrzeć na to, jak jego młodszy brat jebie sobie życie przez jedną dziewczynę. - Wyobraź sobie, że cie słucham, ale oprócz tego, mam jeszcze rozsądek i on z kolei mi mówi, że to się źle skończy. - przestrzegł go raz jeszcze, powoli również zaczynał się denerwować. Szczególnie irytowała go ta postawa Drake'a, no nic mu nie powiesz, nie przemówisz do rozumu, no na Rowenę! Za to następną wypowiedź brata nie zareagował już ze spokojem, wręcz przeciwnie. Wstał, odsuwając krzesło z głośnym łoskotem. Czuł jak wszystko zaczyna się w nim gotować. Tak, to był ten moment w którym ludzie zaczynają się im przyglądać, ale nikt oczywiście nie reaguje, bo takie ciekawe widowisko! - Co proszę? - zapytał raczej ze zdziwienia i z narastającej w nim wściekłości, niż z rzeczywistej potrzeby powtórzenia zasłyszanych słów. Okrążył stolik i podszedł do Drake'a, bo czym brutalnie pociągnął go w górę za koszulkę. - Posłuchaj mnie uważnie. - niemalże wycedził. Oczywiście w dalszym ciągu to wszystko było tylko i wyłącznie dla dobra Drake'a, nono, wiadomka. Ktoś musiał wziąć sprawy w swoje ręce, doskonała okazja! - Udam, że tego nie słyszałem, a sam jeszcze raz powtórzę. - prawdę mówiąc wszystko się w nim gotowało i ratował się resztkami swojej szczerze mówiąc niezbyt silnej woli, żeby tylko puchonowi nie przywalić. Gdyby to nie z jednym ze swoich braci właśnie mierzył się wzrokiem, już by się nie powstrzymywał i w o wiele mniej dyplomatyczny sposób dałby upust swojej wściekłości. - Przejrzyj na oczy, bo za chwilę będzie płacz o złamane serduszko i bynajmniej nie będzie należało ono do Ellie, tylko do ciebie. - warknął i wziął głęboki oddech, próbując chociaż trochę się uspokoić. Cóż, nie pomogło, a następne zdanie po prostu wypłynęło z niego, zanim chociażby zdążył pomyśleć nad jego sensem. - Z dwojga złego wolę puszczalskie, niż cnotki niewydymki. - ups. Doprawdy, atmosfera zrobiła się wręcz wybitnie rodzinna.
Źle skończy? O czym on w ogóle gadał! Ellie była cudowna i teraz wszystko zmierzało ku lepszemu i... och, on w ogóle nie wie, co mówi. Ta ślepa niechęć do Hemingway przesłoniła mu cały świat i w tym cały szkopuł. Może był na tyle głupi, że sądził, że taka osoba w rodzinie zepsuje jego reputację? A cholera go wie! Jakikolwiek był powód - Drake tego nie pochwalał. Wręcz coraz bardziej się irytował. - Wiesz co? Ty lepiej nie myśl za dużo - prychnął, jeszcze zanim starszy Bennett go wyciągnął za fraki z krzesła. Czasem się zastanawiał czy tiara w jego przypadku nie popełniła jakiegoś błędu. Ale szybko mu przechodziło, uznając, że to przecież jego kochany brat, więc nie może o nim tak źle myśleć. Szczerze się zdziwił, kiedy krukon wstał tak energicznie i pociągnął go za koszulkę. Odbiło mu czy jak? No cóż, Bennettowie zawsze byli porywczy! Powinien się do tego przyzwyczaić, ale chyba za bardzo był teraz skupiony na tym, aby dogryźć bratu, niż analizowaniu sytuacji. Klatka piersiowa puchona poruszała się corasz szybciej, a pięści mimowolnie zaciskały się mocniej. Aż skóra mu pobielała, bo naprawdę musiał się strasznie powstrzymywać przed przywaleniem Cedowi w ten jego wszystko-wiedzący ryj. I już, już miał go odepchnąć, wydrzeć się na niego i "spokojnie" usiąść ponownie przy stoliku, będąc pewien swoich przekonań i mając w dupie "złote rady" najstarszego z braci, ale... powiedział coś takiego, co podziałało na niego niczym płachta na byka. Sam również chwycił studenta za koszulę, by pchnąć go na tyle mocno ku ziemi, aż obydwaj upadli. A potem to już wiadomo, jak to się potoczyło - Drake się zamachnął i przywalił swojemu braciszkowi w mordeczkę. Och, Ellie będzie dumna. Nie wspominając już o rodzicach. Mhm, tak, na pewno. A ludzie coraz zawzięciej przyglądali się tej rozkosznej scence. Ciekawe, czy ktoś ich stąd wywali?
Cedric był po prostu przekonany, że Ellie będzie wodzić Drake'a za nos do usranej śmierci i oczywiście w jego interesie leżało, żeby uświadomić o tym fakcie swojego braciszka. Nie patrzył na to z tej strony, że może chłopak nie życzy sobie, aby Cedric aż do tego stopnia wtrącał się w jego sprawy, mówiąc mu przy tym w jaki sposób ma żyć. Jak widać, szczera troska o brata przerodziła się w NASTĘPNĄ bójkę, ech! Naprawdę, krukona nie obchodziło w jaki sposób myślą inni ludzie, co robią, jakimi zasadami się kierują, zaś jeśli rzecz dotyczyła osób mu tak bliskich, był po prostu gotowy narzucić im swoją wolę. Chciał sprawić, aby obrali drogę według Bennetta najwłaściwszą. I tak też niestety było tym razem... po tym względem Cedric był niesamowicie apodyktyczny. A jaka była sytuacja z Dahlią? Nawet nie dopuścił do siebie myśli, że Chris może mieć czyste intencje, że naprawdę może coś do dziewczyny czuć. Uznał, że jest tak, a nie inaczej i do teraz tak sądzi, ignorując wszelkie głosy rozsądku z zewnątrz. Ale wracając! Cedric oczywiście nie pozostał bratu dłużnym, zaraz również się zamachnął, wymierzając cios w twarz Drake'a. Czuł, że z nosa zaczyna wypływać mu krew, ale czy ktokolwiek przejąłby się tak nieistotnym szczegółem w takiej sytuacji? No cóż, przynajmniej dla Ceda ewentualne obrażenia były jak na razie nie ważne - później będzie tak jak ze śliweczką, wciąż utrzymującą się na prawym oku, będzie klął na samego siebie, że dał się tak zrobić! Jak jeszcze Drake podbije mu lewe oko, to w ogóle będzie wyglądał jak rasowy kibol Goblinów z Grodziska! - Drake, kur... - niestety nie zdążył dokończyć tej ambitnej wypowiedzi, bo musiał się skupić na przewaleniu brata pod siebie, to przecież trudne zadanie było. Ale jak mama się będzie pytała, to Drake zaczął, o! Ludzie wokół chyba nie zamierzali zareagować, wręcz przeciwnie bym powiedziała! Ta czarnulka do której na początku Cedric błyskał ząbkami pokazywała palcem na braci swojemu koledze ze stolika, tam paru typków rechotało, nawet barman przestał wycierać kufle, które chyba i tak nigdy nie będą do końca czyste... ale nie, nikt nie miał zamiaru zareagować i rozdzielić tarzających się po podłodze Bennettów!
Och, w takim razie widać było, że jej nie znał! On był najlepszym przyjacielem od lat i znał ją jak nikt inny i wiedział, że nie będzie go zwodzić za nos. To, że Cedric obracał się wśród takich dziewczyn, nie znaczy to, iż każda taka była! I to zapewne by wiedział, gdyby krukon zadał sobie trud, aby lepiej poznać Hemingway. Ale oczywiście lepiej było rzucać bezpodstawnymi oskarżeniami, aby to jego było na wierzchu. Sprytne, ale Drake go przejrzał! I nie zamierzał ustępować, nawet, jeżeli to miało rzekomo na celu dobro brata. Mógłby więc porozmawiać z nim jak człowiek, bez bzdurnych oskarżeń, sugestii, pożal się boże rad. Takie było stanowisko puchona. Oczywiście doceniał pomoc najstarszego z rodzeństwa, ale to był akurat temat-mina, który niezatrzymany w odpowiednim momencie wybucha. Tak było i tym razem, choć jeszcze nigdy wcześniej nie doszło między nimi do rękoczynów aż tak zaawansowanych. Mimo wszystko wcale nie poczuł się lepiej, kiedy przywalił Cedrikowi w mordę, aż go zabolała ręka. Gniew wciąż w nim zbierał, adrenalina podnosiła swój poziom, a wszystko brnęło w bardzo niebezpiecznym kierunku. Szczególnie, że Najstarszy Bennett nie próbował go powstrzymać, a raczej przyłączył się do bójki. Drake poczuł nagle silne uderzenie w twarz oraz metaliczny posmak w ustach. Nie trudno się domyślić, że poleciała krew. Ale to go nie uspokoiło, wręcz przeciwnie. Nagle dostał małpiej siły i ponownie przerwócił brata, by po raz kolejny zadać mu mocny cios. Na oślep, mogła to być twarz, a mogło to być oko. Nieistotne. Puchon nie myślł wtedy racjonalnie. Zresztą, w ogóle wtedy nie myślał. Obudziły się w nim jakieś dzikie intynkty i chęć, aby zapłacił za to, co mówi o Ellie. Nie pozwoli jej nikomu obrażać! Nawet swojej własnej rodzinie.
Och, tak właśnie się niestety działo, Cedric nie znał Ellie, ale absolutnie nie przeszkadzało mu to w wydawaniu osądów na jej temat. Aleale największym paradoksem tego wszystkiego jednak i tak było to, że krukon chciał narzucić Drake'owi swoje zdanie i nie mógł znieść myśli, że ten może je odrzucić, ale gdyby to właśnie jego młodszy brat spróbowałby go do czegoś przekonać, przykładowo do takiej Ellie - Cedric broniłby się rękami i nogami, wmawiając wszystkim, że Drake chce mu coś narzucić. Gdzie tu logika? Ech, Cedric! Czasem potrafił zadziwić bystrością umysłu, zabłysnąć przed nauczycielami, bądź kolegami, a czasem właśnie zachowywał się jak gówniarz, z którym nie da się na żaden temat dyskutować. Czasem polemizowanie z nim wydawało się wręcz bezsensowne, cóż za ból. Gdyby jednak ktoś zwróciłby mu na to wszystko uwagę, on pewnie i tak wzruszyłby tylko ramionami, mówiąc, że mu to nie przeszkadza, więc tym samym dla niego nie stanowi problemu. Ech, no nie dojdziesz do porozumienia. No i niestety Drake trafił go w oko, tym samym sprawiając, że w następnym czasie Cedric będzie przypominał misia pandę. Uhuhuhu, limo do kolekcji! Na szczęście nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, wszakże miał już kogoś, kto z chęcią przejmie na swoje barki ciężar opieki nad biednym Cedriczkiem, HEHE. Oczywiście chłopak nie pozostał studentowi dłużny, zaraz znów mu przywalił, mając nadzieję, że zada mu taki sam ból, jaki przed chwilą Drake mu sprawił - nie tylko puchonowi puściły hamulce, Cedric, może nawet trochę bezwiednie, również nie miał oporów w okładaniu brata, w dużej mierze na oślep. Bez przesady, krew jeszcze nie zalewała mu całej twarzy, więc coś tam widział, ale sama wściekłość i prawie, że buchające emocje po prostu robiły swoje. I chociaż w rzeczywistości nie chciał skrzywdzić brata, to cedrikowy mechanizm obronny kazał mu oddać. A w takich chwilach Cedric słuchał instynktu, który wydawał wołać się o wiele głośniej, niż rozum. Później pewnie będzie się zmagał z wyrzutami sumienia, ale to później, nie wyprzedzajmy zdarzeń.
To wszystko zaszło za daleko. Co prawda jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mu, że tutaj wcale nie chodzi o zdradę, jednak Elliott nie miał żadnej innej sensownej teorii. Postanowił trzymać się tego, co ustalił na początku, a na niepasujące komentarze braci miał jedno proste wytłumaczenie: zamyślił się i przegapił coś istotnego! Przecież tak właśnie było, niemniej jednak najmłodszy z Bennettów zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że pierwotnie Drake i Cedric gadali o dwóch różnych sprawach, które wkrótce przerodziły się w kłótnię. Elliott był częściowo wykluczony z rozmowy, ale zrobił to na własne życzenie - nie odzywał się, a jedynie przysłuchiwał i układał w głowię straszny scenariusz złożony z usłyszanych słów. Ach, więc Drake uważa, że ta cała afera jest plotką? W gruncie rzeczy sam nie był pewien, czy Hemingway rzeczywiście byłaby zdolna do czegoś takiego, ale chyba dlatego właśnie średni z braci był ostatnio taki bez życia. Widocznie czuł się skołowany, zaskoczony i rozczarowany... No cóż, on również nie spodziewałby się czegoś takiego. Wkrótce zdał sobie sprawę, że w kawiarni zaległa dziwna cisza i przestał wpatrywać się w blat stolika ze zmarszczonymi brwiami, nakręcając sobie kosmyk włosów na palec w typowy dla niego sposób. No co? Takie dziwne przyzwyczajenie z dzieciństwa! Spostrzegł, że oczy wszystkich zwrócone są ku niemu, a raczej ku jego braciom, którzy krótko mówiąc... bili się na jego oczach?! Ups! Chyba faktycznie jest za bardzo oderwany od rzeczywistości. Narastające w nim uczucie zdenerwowania kazało mu wstać z miejsca. Spojrzał na nich z góry, jak wyjątkowo srogi i surowy rodzic. - Przestańcie! - prawie wrzasnął. Nono, nie podejrzewał siebie o taki silny głos. - Jesteście starsi ode mnie, a zachowujecie się jak dzieciaki! Potem będzie tylko narzekanie, że znów się biliście i inne pierdoły! Elliott rozjemca, ewidentnie. Doprawdy, nie mogli rozwiązać tego problemu w pokojowy sposób? Może próbowali, nieważne, w każdym bądź razie należała im się solidna dezaprobata, jaką właśnie wzrokowo zafundował im najmłodszy Bennett. - O co wy się w ogóle kłócicie? O to, że Ellie zdradziła Drake'a z Christianem Shiverem?! Pewnie jakieś nieporozumienie, może to faktycznie plotki, ale czy nie lepiej pogadać z samą nią, zamiast polemizować bezsensownie, wywołując bójki? Myślcie tymi głowami, bo ja chciałem tutaj się z wami spotkać, a nie obserwować, jak walicie sobie po głowach! - ostatnie zdanie zabrzmiało nieco oskarżycielsko, ale może chociaż to przemówi im do rozsądku. Poza tym ludzie się na nich gapią, a on nie lubił, kiedy ludzie się na niego gapili.
Drake również oberwał w oko, z tym, że wcześniej dostał w szczękę, więc nie będzie wyglądał jak miś panda. Oczywiście jeżeli nikt nie postanowi zmienić tego stanu rzeczy. Szczególnie, że teraz walka się jeszcze nie zakończyła. Bo ewidentnie żaden z nich nie zamierzał odpuszczać. Tak, to było typowe dla tej rodziny! Trwać przy swoim do samego końca. Banda upartych osłów. Ale cóż zrobić? To akurat mają po tatusiu i nie da się tego wyplenić. Już, już ponownie go przewrócił i już robił zamachnięcie, kiedy nagle... nie, nie sprawiła to gadka Elliotta, która jeszcze nie dotarła do drugiego puchona, tylko w końcu podbiegł barman, który postanowił zakończyć przedstawienie i rozdzielić smarkaczy, zanim reszta klientów by się wkurzyła i miałby mniejszy dochód z tego powodu. Środkowy z braci Bennett poczuł nagle, jak ktoś go odciąga. Stanął na równe nogi i próbował się wyszarpać, jednak na próżno - całkiem nieźle napakowany mężczyzna był od niego silniejszy, pomimo tego, iż chłopak działał w furii. Dyszał ciężko, patrząc z chęcią mordu na krukona. Nie, jeszcze się nie uspokoił. Choć teoretycznie powinien, ale to u niego trwa zazwyczaj dłużej. Jeden z klientów również się zaoferował do pomocy, bowiem pomógł wstać Cedrikowi, gotów w razie czego go jeszcze przytrzymać, gdyby chciał doskakiwać do swojego brata i ponownie mu przywalić. Także póki co wszystko zmierzało w kierunku zakończenia tej katastrofalnej rozróby w pubie pomiędzy rodzeństwem. O rany! Drake'owi dopiero kiedy tak stał wyryły się w świadomości słowa najmłodszego Bennetta. CO? ELLIE Z SHIVEREM? Ale o czym on do diabła mówił?! Spojrzał na niego zaskoczony, zły i otępiały jednocześnie. Fascynująca mieszanka, mówię wam! - Elliott, co ty pieprzysz? Jakie Ellie z Chrisem? - wychrypiał, splunąwszy krwią gdzieś w bok. Totalny mindfuck. Bo teraz domyśl się, że puchon po prostu źle usłyszał, a nie, że takie krążyły plotki, które postanowił mu wyjawić. Student zamrugał gwałtownie i spróbował jeszcze raz się wyszarpnąć, jednak na próżno. Zresztą, to nie było teraz istotne. Istotne było to, aby młodszy brat mu to wszystko wyjaśnił do cholery!
Ostatnio zmieniony przez Drake Bennett dnia Sro Kwi 03 2013, 07:25, w całości zmieniany 1 raz
Cedric z dziką chęcią kontynuowałby bójkę, dając Drake'owi w swoim mniemaniu jeszcze większą nauczkę, ale niestety zaraz zostali od siebie odciągnięci. Cóż za rozpacz! I jeszcze raz się najstarszy Bennett zamachnął, ale jak się można było spodziewać, jego cios przeciął tylko powietrze. Tak jak brat, również próbował się wyszarpnąć osobie, która go podniosła z ziemi i kontynuować tę męską i dojrzałą grę, ale ten jakiś tam czarodziej, który trzymał Ceda, miał nie mniej rozwinięte muły niż barman, ech. Idąc za przykładem braciszka, także splunął krwią, wciąż nie spuszczając z Drake'a oczu. Gdyby ten facet go nie trzymał, zaraz by do puchona doskoczył i jeszcze bardziej obił mu tę mordeczkę, może by mu to rozum przywróciło! Na razie nie zapowiadało się na to, aby chłopak nieco się uspokoił, zupełnie jak brat, dyszał ciężko, co chwilę próbując się wyrwać temu natrętowi, którego ręce czuł na swoich ramionach. Znowu był w takiej dziwnej sytuacji, no na Rowenę! Hohoho, a w ogóle o czym to Elliott mówił? No proszę, proszę, wyszło szydło z worka, tak sobie ta Ellie pogrywa, patrzcie państwo! No nie podejrzewałby... cicha woda brzegi rwie, jak to mugole mówią! - Uuuuuu, Drake, czy to już ten moment w którym mogę powiedzieć A NIE MÓWIŁEM? - wydarł się, jeszcze raz próbując doskoczyć do brata i dobitnie dać mu do zrozumienia, jak ten się co do tej całej Ellie mylił. I do głowy mu nie przyszło, że to o czym powiedział Elliott jest wynikiem tego, że nie do końca ogarnął całą rozmowę swoich starszych braci.