Ach góry! Któż ich nie uwielbia! Wysokie szczyty, kręte ścieżki, pot spływający po karku, zadyszka towarzysząca każdemu korkowi. Żyć nie umierać! W Nowej Zelandii jest mnóstwo gór! Szlaki są bardzo dobrze oznaczone na różne kolorki. Lepiej nie wychodzić poza te szalone ścieżki, bo chyba nikt nie chce być zjedzony przez niedźwiedzia, szamana, niedźwiedziego szamana czy tam cholera wie co mieszka w tych górach. Co jakiś czas na ścieżce stoją sobie urocze ławeczki z pniaków, żeby odpocząć. Jeśli zajdzie się trochę dalej można zobaczyć dziwne odnogi od ścieżki. Jeśli jesteś na tyle nierozważny i nimi pójdziesz natkniesz się na dziwne miejsca, kręgi i znaki. Z pewnością jakieś tajemne rytuały były tu odprawiane. A jeśli przyjdzie ktoś w złym momencie, może sam stać się ofiarą tamtejszych seksualnych tortur tubylców.
Diana nie miałą co za sobą zrobić, więc wrócila do pokoju i wzięła rzeczy potrzebne do wyprawy w góry. Już po półtorej godzinie szła sobie spokojnie szlakiem na szczyt jednej z niższych gór. I wtedy coś strzeliło pod jej prawym ramieniem, a placak zaczął gwałtownie zsówać się z jej ramienia. Ciężar był jednak tak wielki, ze nie byla go w stanie utrzymać na jednaj ręce, więc pozwoliła mu opaść bezwładnie na ziemię. Rozejrzała się do okoła i zobaczyła złamany pniak drzewa leżący przy drodze. Dotargała tam swój plecach i obejrzała ustrakę. No tak... pęła linka przytrzymująca. Znów rozejrzałą się do okoła i upewniwszy się, ze jest sama, wyciagnęla różdżkę. -Reparo.- mruknęła celując kijkiem w uszkodzaną linkę. Siedziałą tak przez dłuższą chwilę, dopuki nie poczuła, że w brzuchu jej burczy. Wyciagnęła więc z plecaka kanapke i zaczęła ja konsumować w ciszy i spokoju...
Piotr wybrał się na małą przechadzkę, lubił zdobywać szczyty, a teraz miał ku temu wiele okazji, jedyne co ze sobą miał to mały plecaczek, pogoda była cudowna, choć czasem marzyło mu się by piekące go słońce zakryła jakaś chmura. Podczas drogi na szczyt zobaczył Dianę, podszedł do niej szybkim krokiem i powiedział z entuzjazmem: -"Diana! Dobrze cię widzieć, co robisz na szlaku?" Popatrzył się przez chwilę na dziewczynę, no tak nie dokończyli przecież poprzedniej rozmowy, dlatego też dodał szybko, już nieco mniej pewnym głosem: -"Pewnie masz dużo pytań, proszę mów, postaram się na wszystkie odpowiedzieć."
W ciszy i spokoju... I ktoś jej nagle ten spokuj popsół. Popatrzyła w odpowiednim kierunku i zobaczyła Piotra. -O! cześć!- zawołałą i uśmiechnęła sie na jego pytanie -A jak myślisz? co ja tu moge robić? Na plazę nie idę...- zażartowała. Wtedy kuzynek przypomniał o ich ostatniej rozmowie. -No tak... trochę ich jest.- przyznałą, choc w rzeczywistości nawet o tym nie myślała. Wzięła głęboki wdech i zastanowiła się nad pierwszym. -Ostatnio wspominałeś mi cos o Pelerynie niewidce... I że rodzina nie chciała, byś komuś o tym mówił... To dlaczego mi powiedziałeś?- spytała na począdku an niego nie patrząc. Zerknęła dopiero, gdy skonczyła mowić.
Piotr westchną, było to pytanie, którego się obawiał i jednocześnie chciał aby dziewczyna je zadała, oparł się plecami o drzewo, spojrzał przed siebie i westchnął, po krótkiej chwili milczenia wykrztusił: -"Bo, bo ..." Gwałtownie odwrócił głowę w kierunku dziewczyny, spojrzał jej w oczy i powiedział już całkowicie pewnym głosem: -"Bo jestem buntownikiem, musisz zrozumieć, że wielokrotnie sprzeczałem się ze swoją rodziną, a pelerynę dziadek chciał mi dać właśnie za zaciętość w boju i stanie przy swoim. Mój ród zawsze patrzył na swój zysk, ja sam często tak postępuje, ale stwierdziłem, że chociaż raz zrobię coś uczciwie, w zgodzie ze mną i zrozumiałem, że poznać kuzynkę i dzielić z nią swoje życie jest ważniejsze niż peleryna." Piotr zorientował się teraz, że podczas mówienia strasznie gestykulował rękami, jego oczy zabłysły, otworzył się przed Dianą i miał nadzieję, że ona to zrozumiała, jego podniecenie opadło, uśmiechnął się i dodał: -"Jeśli moja rodzina się nie dowie, że wiesz o pelerynie dostanę ją i zamierzam się nią z tobą podzielić, to znaczy będziemy jej używać na zmianę." Chłopak usiadł po drzewem na ziemi i czekał na reakcję Diany, oraz jej dalsze pytania.
Dienę po raz kolejny zatkało. Rozumiała, co chciał jej powiedzieć, ale dalej nie rozumiałą, dlaczego akurat ona? Przeciez jest jeszcze resta... Lisa, Linda, Angela, Anthoni i Jakob... No i paru ich kuzynow... A Piotr na stówe miał jeszcze jakiś kuzynów. -Ale... Dlaczego akurat ja? Wiesz, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że mam 5 rodzeństwa. Co prawda Jakob jest ode mnie starszy o piętnaście lat, ale to moze i lepiej.- powiedziała na prawdę tego nie rozumiejąc.- A ty na pewno też masz jeszcze jakiś innych kuzynów...- dodała po chwili.
Piotr posmutniał na myśl o kuzynach i powiedział poważnym powolnym tonem: -"Jestem jedynakiem, miałem 3 kuzynów, ale powybijali się w walce o spadek, została mi jeszcze kuzynka, ale ona wyjechała i nie utrzymuje kontaktów z rodziną." Chłopak przybrał grymas, który miał udawać uśmiech i dodał, już nieco pogodniejszym tonem: -"Pytasz się, czemu akurat ty? Tak się złożyło, jesteś jedyną krewną, o której udało mi się dowiedzieć i nawet jeśli masz rodzeństwo to niewygodnie byłoby się dzielić Peleryną w więcej osób, niech to będzie nasza tajemnica, chociaż chciałbym poznać resztę moich krewniaków, jeśli mogłabyś mnie z nimi zapoznać byłbym wdzięczny." Piotr uśmiechną się do dziewczyny i popatrzył na nią ciepłym spojrzeniem, chciał aby naprawdę poczuli się jak kuzynostwo.
Zrobiło jej się troche głupio, jak Piotr powiedział co przydażyło się jego rodzinie. -Przykro mi...- szepnęła cichutko patrząc na swoje dlonie. Gdy chłopak powiedział, ze chciaby poznać jej rodzeństwo oczy jej rozbłysły. -Nie ma sprawy... Musze tylko pomyślec jakby to zorganizowac.- powiedzial i zachichotaakl krótko. Przypomniała jej sie akcja sprzed roku, jak Mark poznał jej rodzinę. I to wszystko w szpitalu... i ta uzdrowicielka, Daisy... Z trudem chamowała śmiech.
Piotr, popatrzył na nią dziwnie, nie wiedział co ją tak rozbawiło, więc po krótkiej chwili myślenia zapytał: -"Czemu się śmiejesz?" Kucnął przed nią, również trochę się śmiał, sam nie wiedział czemu , po chwili rozbawienia spojrzał dziewczynie w oczy i powiedział spokojnym głosem: -"Myślę, że dużo kwestii zostało wyjaśnionych, co byś powiedziała na dalszą rozmowę podczas marszu na szczyt?" Chłopak uśmiechnął się promiennie, na myśl o wspinaczce i czekał spokojnie na reakcję Diany.
W końcu jakoś udało jej sie opanowac śmiech. -Przepraszam, po prostu coś mi sie przypomniało.- odpowiedziała i znów zachichotała. Pomysł dalszej wędrówki, tym razem w toważystwie swojego kuzyna był wręcz rewelacjny. -Świetny pomysł. Mam tylko nadzieję, że wytrzymasz wedrowkę, bo nie zapowiada się, zeby był to zwykły spacerek.- powiedziała zezując na drogę. Wyglądałą niepozornie, ale z doświadczenia wiedziałą, ze niekoniecznie tak jest.
Piotr wstał zaczął iść obok Diany, obydwaj wspinali się w górę, zaczął rozmyślać, sam nie mógł uwierzyć w to, że ma kuzynkę i do tego nie jest ona jedynaczką, a to daje mu kolejnych krewniaków, zawsze myślał, że jedyną żyjącą kuzynką jest ta, która nie utrzymuje z nim kontaktów. Był szczęśliwy i chciał teraz każdą chwilę, którą mógł dzielić z Dianą, była jedyną osobą z rodziny, która go rozumiała i czuł , że może na niej polegać, po długich chwilach milczenia chłopak spojrzał na towarzyszkę marszu uśmiechnął się i powiedział: -"Cieszę się, że cię znalazłem."
Również wstała z pniaka i razem pomaszerowali w góre. Po dłuższej chwili ciszy w końcu odezwał się piotr, a jego wypowiedź wydała się Dianie conajmniej dwuznaczna. -W jakim sęsie znalazłeś/ Tutaj, czy ogólnie?- spytała uważając, zeby nie potknąc się o jakiś ruchomy kamień czy coś. -A tak w ogóle, to skoro nasze rodziny nic nam o sobie nie wspominały, to skad wiedziałes o moim istnieniu?- spytała zaciekawiona. No właśnie, skąd? To ją chyba teraz ciekawiło najbardziej. Spod nog przeniosła wzrok na kuzyna, czekając na jego reakcję.
Piotr trochę się zmieszał zastanowił nad pytaniami Diany i monotonnym głosem zaczął wyjaśniać patrząc tym razem w niebo: -"Znalazłem w sensie ogólnym, mówię, że cieszę się, że cię poznałem, a co do tego z kąd dowiedziałem się o tobie, to trochę zawiłe, najpierw skontaktowałem, się z kuzynką, która wyjechała, było trudno, bo nie chciała mieć ze swoją rodziną, żadnego kontaktu, ale w końcu mi odpisała. Po kilku listach dowiedziałem się od niej, że nasza rodzina posiada coś takiego jak księgę wieczystą, opisuje ona losy moich przodków , zapragnąłem do niej zajrzeć, więc podczas przerwy świątecznej, wkradłem się do starożytnego działu biblioteki mego rodu. Rodzina się zdenerwowała, bo mnie nakryli, nie zdołałem zajrzeć do księgi, pojechałem z powrotem do Hogwartu i po jakimś miesiącu nadleciała sowa z wiadomością od Dziadka. Chciał on nagrodzić moją ciekawość co do księgi i chciał abym wiedział, że mam kuzynkę, zacząłem z nim pisać i już po kilku listach znałem dosyć sporą historię mego rodu, dowiedziałem się o moi prapradziadku i dzięki temu o tobie. W ostatnim liście, dziadek napisał mi, że znajdujesz się w szkole i, że to na pewno ty jesteś moją kuzynką, powiedział mi dużo, ale zabronił mówić ci o pelerynie. Dzięki temu co w tedy wiedziałem bardzo łatwo było odnaleźć w szkole Dianę Potter, na koniec dziadek kazał mi nikomu z rodziny nie mówić, że mi o tobie powiedział." Piotr uśmiechnął się promiennie i popatrzył na dziewczynę, zmęczył się tłumaczeniem, było dosyć pokręcone, miał nadzieję, że Diana coś z tego zrozumie.
Diana słuchała uważnie Piotra powoli kiwając głową. Księga, dziadek, listy, peleryna, nic nie mówić rodzince... Super! Co prawda nie od razu zaczaiła, o co dokładnie chodzi, ale po chwili wszystko do niej dotarło. -Hmm... fajnie... Jestem tylko ciekawa jak wielki będzie szał taty jak się dowie, ze zakumplowałam się ze Ślizgonem. I że ten Ślizgon jest naszym kuzynem...- wyobraziła sobie minę ojca i aż się wzdrgnęła.
Piotr spojrzał na Dianę był przyzwyczajony do nie tolerancji, więc wziął to co powiedziała jako normę, jednak nie mógł zostać bez słowa dlatego odparł powolnym głosem: -"Szał? Tak samo będzie z mojej strony rodziny, moi rodzice twierdzą, że trzeba się trzymać czystości krwi, nie tolerują, mugoli, ludzi pół krwi, czarodziejów nazywanych szlamami, a tym bardziej kuzynek, które mogą wpłynąć na podział skarbów rodzinnych, ale ja jestem inny." Piotr uśmiechnął się, znowu spojrzał w niebo i czekał na reakcję Diany.
Diana też się uśmiechnęła. -U mnie to wygląda trochę inaczej... Widzisz mój ojciec jest przewrażliwiony na punkcie domów w Hogwarcie. Widzisz, mój ojciec, tak jak cała moja rodzina uczyła się w Gryffindorze. I wszyscy myśleli, ze ja również tam trafię. Dla niego każdy inny dom to ścierwo i zdrada. Jak się dowiedział, ze jestem Puchonką, a nie Gryfonką, praktycznie przestał ze mną normalnie rozmawiać. Co prawda mama jakoś go tam doprowadza momentami do porządku, ale nie zawsze jej to wychodzi.- Spojrzała przed siebie na drogę. Zaczynała być coraz bardziej stroma i kamienista. Zaczęła dziękować Bogu, ze rodzice wcisnęli jej te trapery... W trampkach by się chyba zabiła. -Ale nie myśl sobie, ze mam wyrodnego Ojca. W gruncie rzeczy jest wspaniały. Tylko nie można przy nim wspominać o moim domu.- dodała z uśmiechem.
Piotr słysząc taką odpowiedź nie zdziwił się, u niego w domu tak samo slytherin i tylko slytherin, jak to dobrze, że się w nim znalazł inaczej rodzina nie dała by mu żyć, spojrzał na Dianę i powiedział: -"Ciesz się, że ojciec i matka z tobą rozmawiają, moi rodzice zawsze są w rozjazdach służbowych, prowadzą tu i tam jakieś pakty szlacheckie, a w wolnych chwilach imprezują, już od dziecka zajmował się mną dziadek." Chłopak spojrzał przed siebie, jego pierścień zaczynał się żarzyć, droga stawała się coraz bardziej stroma, przez chwilę jeszcze się zastanawiał i w końcu przesunął rękę z rodowym pierścieniem przed twarz Diany i zapytał: -"Wiesz czemu pierścień się świeci?"
-Uuu... współczuję.- powiedziała słysząc o jego rodzinie. No tak... w porównaniu z nim to ona chyba miała całkiem znośnie. Zajmował się nim dziadek... ale dziadek teraz nie żył... musi mu być ciężko... Dianę ogarnęła ogromna ochota na pocieszenie kuzyna. Ale nie miała zielonego pojęcia jak. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić Piotr podetknął jej pod nos rękę z żarzącym się pierścieniem. -Nie... Oświecisz mnie?- spytała nie odrywając wzroku od pierścienia. No i to był błąd, bo przed to nie patrzyła pod nogi i się wywróciła. -A! Auć!- jęknęła tylko i zaczęła się śmiać dalej siedząc na ziemi.
Piotr zatrzymał się, spojrzał na pierścień i powiedział: -"Nie radzę ci siedzieć na ziemi, jeśli pierścień się żarzy znaczy to, że coś co żyje i jest niebezpieczne, jest bliżej niż się nam wydaje, fajny przedmiot ostrzega, zawsze przed niebezpiecznymi stworzeniami" Chłopak uśmiechnął się, spojrzał na Dianę i wyciągnął do niej rękę dodając: -"Wstawaj, musimy zobaczyć co kryje się na dalszej drodze."
Chwyciła jego rękę i podciągnęła się. Otrzepała spodnie i spojrzała na niego. -No to chodź. Spojrzała znowu na pierścień. Tak... Fajna zabawka. A ona miała swój wisiorek i też się cieszyła. -A ja mam taki wisiorek.- powiedziała wyciągając go spod bluzki. Otworzyła zawieszkę i pokazała mu. Na pierwszy rzut oka w środku było zwykłe lusterko.- Pokaż mi Lisę.- szepnęła, a w lusterku pojawiła się jej siostra.
Piotr spojrzał w lusterko zaczął się trochę zastanawiać i po chwili ciszy powiedział zamyślonym głosem: -"Fajne lusterko, jak działa?" Zbliżali się właśnie do zakrętu pierścień zaczynał go już parzyć, dało się słyszeć dziki ryk, chłopak szybko wyciągnął różdżkę i szepnął: -"Szybko! Wyciągnij swoją."
-To proste...- zaczęła, ale nie było jej dane skończyć, bo nagle coś ryknęło za zakrętem. Diana poszła za ragą Piotra i wyciągnęła swoją różdżkę celując nią przed siebie. -Co jest grane?- spytała lekko przestraszonym głosem. Serce tak jej waliło, ze prawie jej z piersi wyskoczyło. A miała to być zwykła wycieczka w góry... no właśnie. "Miała być." Dobrze powiedziane...
Audrey nie znała co prawda wszystkich, ale to nic, będą mieli czas, aby to nadrobić! W ogóle to Elliott była genialna, że wzięła sherry! Aud na to nie wpadła i zapewne gdyby wiedziała, co kryje Gryfonka w swoich rzeczach, liczyłaby na to, że zostanie poczęstowana! Oczywiście ja nic nie sugeruję, gdzieżby tam. Wyruszyli wreszcie jakimś cudem. Grupka zrobiła się całkiem spora, widocznie dużo osób lubiło ogniska! I przy okazji dodawali panience Primrose otuchy, w takiej grupie raczej nie będzie bała się spać pod gołym niebem w górach. Choć na ogół była odważna (Gryffindor robi swoje!), dlatego nawet z Twanem jakoś by sobie poradzili. Ale ale mieli grupkę i prowadzili ją na pole biwakowe, z tego, co wiedziała. Namiotów powinno wystarczyć, prowiantu chyba też, więc wszystko w porządku. Nie miał ich kto pilnować, ale raczej nikt z obecnych nie przejmował się tym za bardzo. Bo było czym? E tam, bez opiekuna poradzą sobie znakomicie, nawet lepiej niż z nim! - Waaa, ale będzie fajnie!
Hmm... Właściwie Hera nagle zgarnięta po drodze przez Elliott nie miała ze sobą żadnych, ZUPEŁNIE ŻADNYCH, rzeczy oprócz tych, które miała na sobie. Ale spokojnie, poradzimy sobie... Jakoś. Najwyżej będzie latała jak ją Pan Bóg stworzył, albo pożyczy od kogoś ciuchy. Jak ona uwielbia nieprzemyślane wycieczki. Inna sprawa, że teraz inni pomyślą, że jest jeszcze większą sierotą, że nic nie wzięła, ale to tam.. szczegóły, na które nawet nie zwróci uwagi. Grzecznie, może nawet ze zbyt wielką radością, przywitała się z przedstawianą koleżanką Ell. I, o Zgrozo, ona jest piękna. W ogóle czemu otaczają ją tak piękne osoby? Robicie to specjalnie, by zaniżyć jej samoocenę, czy co? Chyba powinna bardziej skupić się na kolegowaniu z brzydkimi osobami, wtedy przynajmniej samoocenka skoczy jej w górę. Na razie była zbyt zdezorientowana, by gadać, ale poczekajcie chwilę... Hera jak już się rozkręci, to tak łatwo nie da się jej zamknąć. Rozejrzała się po raz kolejny po zebranych, straszliwie mało chłopaków, no... Znaczy ona to tam zadowoli się też dziewczynami pod tym kontem, ale jeśli jakaś dziewczyna jej się podoba, to jest naprawdę wyjątkowa. Nie wiadomo czemu dziewczyny zawsze bierze bardziej poważnie, a facetów ma albo do zabawy, albo do łamania jej serca. No cóż... Hera jest mistrzynią w zakochiwaniu się w nieodpowiednich osobach. Andrzej ma Kasię Ogrodnika i jest jej wierny, aż po grób, Ian'a widziała w ciekawej pozycji z pewną dziewczyną, więc teraz nie wie czy Gryfon jest wolny. Gilbert nie liczy się z jej uczuciami, no i można byłoby wymienić jeszcze kilku, ale trzeba jeszcze poczekać na rozwój wydarzeń.
Ostatnio zmieniony przez Haerowen Trowsent dnia Pią Lip 22 2011, 09:41, w całości zmieniany 1 raz
Pan Jared Charles usłyszał coś o ognichu od kuzynki. No pięknie! Już wiedzieli z Gab, bo będą robić. Co prawda i tak znaleźliby sobie jakieś godne zajęcie na wieczór, hyhy, w to nie wątpimy! Była to bardzo zaradna parka. Oczywiście co to za ognicho bez gitary akustycznej? Tak się złożyło, że Krukon (jeszcze Krukon! Rok szkolny się nie zaczął) taką miał i nawet na niej grał, a jak miał i grał, to ją ze sobą zabrał. Namiot też się znalazł. Pożyczył go od Brissy, którą szybko znalazł w ośrodku, ona zawsze brała takie rzeczy na wakacje, a on nie pomyślał, że mógłby spędzić noc poza ośrodkiem. Tak więc miał gitarę i namiot, oraz pod żadnym pozorem nie pozwolił Gab tego dźwigać i kazał (no prosił) jej iść do innych, a on dołączy ze wszystkim. Skoczył jeszcze po kiełbaski do kuchni. Musiał stoczyć walkę z kucharzami, ale jakoś się udało i już szedł za grupą, a nawet dosyć szybko ich dogonił. Miał nadzieję, że droga nie będzie dłużyła się w nieskończoność. - Mam wszystko - wyszczerzył się do Gabrielle.
Łojezu, jak oni szybko szli. Oczywiście to tylko zdaje się Quentinie, bo przecież dziewczyna niosła ze sobą z kilogram KIEŁBACHY, 3 pajda chleba i herbatę. Cóż, szczerze można powiedzieć, że Q była ostro przygotowana na biwak (a, zapomniałam jeszcze wspomnieć o namiocie). Mało tego! Ona była przygotowana, jakby szła na jakąś wojnę czycośwtymstylu. Ale pomijając szczegóły. Szła pod górkę i szła, aż si biedaczka zmęczyła. No z resztą nie dziwię się jej. Żeby nieść taki PROWIANT. W ogóle głupia była, że nie użyła zaklęcia tego....wiecie może jakiego. Spojrzała na dziewczynę i od razu uśmiechnęła się od niej. Na sam widok sprawiała miłe wrażenie. Oj już nie przesadzajmy, że Quenia jest taka ładna. No ale trza coś powiedzieć. -No heeeeej - przywitała się z dziewczyną po czym zrobiła taką jakby skwaszoną minę. Czyżby coś się w Herze nie spodobało?! Otóż nie! Trochę KIEŁBASA jej przeszkadzała, no bo była przecież ciężka. -Eeeee, Eli, znasz to zaklęcie, że torba robi się bardziej pojemna w środku? - zapytała Elliottka. Bądź co bądź, ale trzeba się kogoś o takie banały zapytać. Kij z tyn, że była od niej młodsza.