Zdecydowanie jedne z najprzyjemniejszych miejsc (oprócz baru, gdzie jest alkohol). Salon jest bardzo przytulny i urokliwy. Ma bardzo wysoki sufit, pod którym ustawione są różne roślinki. Salon ten jest mieszanką wszystkiego, ogrodu botanicznego, przestronnego salonu, a nawet biblioteczki. Bo jakiś zachłanny na tematy wiedzy Krukon znajdzie tutaj całą ścianę w różnych ciekawych książkach naprawdę KAŻDEJ tematyki. Dodatkowo obok książek, żeby zrelaksować się po chwilach nauki, stoi uroczy barek. Oczywiście tylko dla osób pełnoletnich. Oprócz tego w kącie pokoju stoją jakieś dawno nieużywane sztalugi, spore pianino. Są też oczywiście głośniki, z których leci czilowa muzyczka, by każdy mógł odpocząć w tym uroczym miejscu.
Widząc że paniczny płacz się skończył Simon odetchnął w duchu. Nie znosił gdy ktoś płakał, nawet mu obcy, a ktoś bliski to tragedia. To nie tka ze Simon nie kochał Morgna. Kochał, no może to za duże słowo, na Morgan mu bardzo zależało i czuł taki dziwny ucisk w okolicy pępka gdy ją dotykał. Ale Namidę kochał bardziej, w inny sposób… -No ja myślę- uśmiechnął się delikatnie- Dużo lepiej wyglądasz jak nie płaczesz-wytarł kciukiem lekko rozmazany tusz z pod oka dziewczyny
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Podziękowała za pomoc z makijażem przez skinienie główką i dzięki promiennemu uśmiechowi. Zaczęła się w dość dziwny sposób się śmiać. Nagle skleiła wszystkie fakty. - Łamacz serc z Ciebie jest - Potrzęsnęła głową bo to dziwnie zabrzmiało, zrobiła to tak jakby chciała cofnąć to co powiedziała - Chodzi mi o to, że jest z Ciebie prawdziwy muzyk. Stałeś się właśnie stu procentowym muzykiem. - Znowu się zaśmiała. Tak ironicznie. Bo w końcu trafiło na nią. Jednak to co teraz mówiła, czuła nie mierzyło się z tym o czym marzyła, pragnęła.. Zawsze Simon teraz od zawsze stanie się dla niej takim idealnym marzeniem do nie zdobycia. Będzie chciała jego bliskości..
Łamacz serc? No bez przesad! Simon na pewno nie był łamaczem serc! No dobrze, może parę dziewczyn przez niego płakało...No ale naprawdę bez przesady! Dalszej części wypowiedzi przyjaciółki w ogóle nie mógł skleić ze sobą. Co ma piernik do wiatraka? I niby po czym ocenia że stałem się "stu procentowym muzykiem"? Student naprawdę chciał to wszystko ze sobą posklejać! Ale zrozumieć pokrętne myśli kobiet to było za dużo! Nawet miał już powiedzieć że nie rozumie,ale odpuścił sobie. Znając życie Morg zaplatałaby to jeszcze bardziej,że absolutnie nic by nie zrozumiał!!! Simon już miał zacząć jakiś przyjemniejszy temat,gdy poczuł cholerny ból w nodze,nadal gdzieś tam leżącej. Na twarzy wyrysował mu się ból, całe ciało szybko podniosła się do góry i usiadło na pobliskiej kanapie masując odrętwiała nogę....
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Widząc to jak chłopak cierpiał, zerwała się na równe nogi. Wzięła różdżkę z torby i nachyliła się nad Simonem. - Jak myślisz złamana? Jeśli tak to czary w niczym nie pomogą. Mam tylko przy osbie eliksir energii.. - Rozwinęłaby się bardziej, ale po prostu wzieła różdżkę do góry - Ferula! - Tak oto noga Simona została opatrzona. Wzdrygała się. -Na brode Merlina.. Na pewno to jest złamanie! - Wrzasnęła w myślach. Podrapała się po policzku i uznała, że włada jeszcze dwoma zaklęciami jakie mogą pomóc. -Vulnintio! Jeśli masz jakąś no nie wiem.. Wewnętrzną ranę.. To by to pomogło, a jeśli jednak złamanie to jedynie mogę pomóc na kilka minut.. Ryzykować? Taaak.. - Odpowiedziała sobie sama, a później użyła zaklęcia Adunaros. Jak dobrze, że Morg była pilną uczennicą i znała wszystkie przydatne zaklęcia.
Namiś stał już przy drzwiach do salonu dłuższą chwilę, przysłuchując się... Właściwie, to nie to, że chciał podsłuchiwać! Szukał Simona, żeby zaciągnąć go na imprezę, przeszedł cały dom, aż trafił tutaj, i już miał wkroczyć z krzykiem, jak tylko go zobaczył, ale... zobaczył też w jego ramionach tę dziewczynę i... I tak jakoś dziwnie się poczuł. Schował się szybko za ścianą, żeby go nie widzieli, i co rusz podglądał, przysłuchując sie dokładnie rozmowie... Nie trudno było wysunąć wnioski; Simon ją kochał... W czasie przeszłym, ale teraz też na pewno coś do niej czuł. Kiedy huknęło, Namida natychmiast wychylił się, widząc teraz "zakochanych" na podłodze... Miał nadzieje, że Simon natychmiast wstanie i powie coś, co rozładuje napięcie, ale... ale on nadal tak sobie tam leżał... Namida nie miał mu tego za złe... To niby nie była zdrada, ale... rozmawiali o miłości w taki sposób, jakby naprawdę to do siebie czuli i... i chociaż serce mu pękało, sam przed sobą musiał się przyznać, że też nie był przecież taki w stu procentach szczery. Nie zdradził, oczywiście, ale miał tyle okazji, które >prawie< wykorzystał, że... Jak Simon mógł nie zrozumieć aluzji? Jasnym jest, że muzycy, najczęściej gwiazdy rocka są wielkimi łamaczami serc. Cóż, jak tak na siebie patrzył i na swoją przeszłość, to było w tym stereotypie nieco racji. Tej rudej laski też nie rozumiał... Od razu wymyślała jakieś złamania i inne bzdety. Niby przyjaciółka, a nie wie, że Simonowi cierpną nogi, kiedy jest za długo w jednej pozycji...? A może po prostu nigdy nie wylegiwała się z nim w taki sposób... Ciężko stwierdzić. Wszedł mocnym, pewnym krokiem do salonu, z szerokim uśmiechem na ustach. Cóż, był lepszym muzykiem, niż aktorem, ale to nie było ważne. - Simooon! - krzyknął, zanim dziewczyna zaczęła rzucać zaklęciami. Jeszcze mogła mu nimi krzywdę zrobić, skoro nic mu nie było. Przechylił się przez oparcie kanapy, na której siedział chłopak i objął go za szyje - Szukałem Cię wszędzie! Oczy Namidy wystrzeliły w stronę Morgane, taksując ją badawczo. Wcześniej nie miał możliwości dokładnie się jej przyjrzeć. Była... całkiem ładna... i miała ładny kolor włosów... Wyprostował się, wyciągając w jej stronę dłoń. - Cześć. To skandal, że nie zostaliśmy jeszcze sobie przedstawieni. Namida Kirei. Miło mi Cię poznać.
Simonowi często drętwiała noga. Było to nie odłączne, jeśli chodzi o leżenie. Każdego ranka budził się ze zdrętwiała nogą, za każdym razem gdy leżał nie ruszając z nią zbytnio, drętwiała. Już miał upewnić przyjaciółkę że nic mu nie jest, że to tylko zdrętwienie ,że to normalne, ale nie zdążył., bo Morg już mu „opatrzył” nogę. Chłopak westchnął i spojrzał na dziewczynę mówiąc cicho jak do czterolatki: -Morgan to nie potrzebne…-nie zdążył dokończyć bo nagle pojawił się Namida. jego oczy spocznę na nim,a na ustach wykwitł uśmiech. Teraz już nią miał wątpliwości kogo kocha, nie musiał się wahać. To Namida był najważniejszy, o! Już miał dać mu krótkiego buziaka, gdy ten się wyprostował, a jego dłoń wystrzeliła w stronę Morg. Uśmiechnął się i stanął nieco z boku patrząc na te dwójkę.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Chciała poznać wybranka serca swojego przyjaciela. Podała rękę. - Morgane Charpentier. Mi też równie miło ciebie poznać. Wiesz.. My chyba już się poznaliśmy w Salonie Wspólnym. Jeśli pamiętasz to byłam z taką druga rudą dziewczyną Elliott. Wpadłam na ścianę.. Rozlałam colę wokół. - Zaczęła się śmiać opisując to wszystko. Puściła jego rękę. Krótko uśmiechnęła się do Simona po czym zwróciła się do nich. - Wiecie co.. Wy musicie być bardzo szczęśliwi razem. - Oznajmiła. Jedną rękę trzymała tak lekko kurczowo. Nie była w pełni szczęśliwa. W końcu dobrze umie udać szczęśliwą. Rozejrzała się po pokoju. - Czy wy mieliście aby przypadkiem wyjść na jakiś spacer? Tutaj jest idealne miejsce na takie romantyczne coś.. - Chciała w łagodniejszej wersji przekazać to, że się ulotni na jakiś czas. //Wybaczcie za zapłon. Jakoś tak nie miałam czasu//
Namiś przyjrzał sie uważnie Morgane jeszcze raz, gdy opowiadała historię z pokoju wspólnego... cóż, to możliwe... Niestety, Ślizgon miał baaaardzo krótką pamięć. - Tak, oczywiście.. - powiedział za to, uśmiechając się grzecznie. Cóż, starał się być grzeczny, w końcu to przyjaciółka... Nie miał jednak zamiaru poddawać się, jeśli chodziło o serce chłopaka, nawet, jeśli już było jego. - Jesteśmy. - odpowiedział od razu, jednocześnie okrążając kanapę i siadając obok Simona, zakładając nogę na nogę. No bo przecież byli szczęśliwi! - Mieliśmy... ale przecież możemy zostać tutaj, w trójkę. To nie jest problem. - zaśmiał się, chyba przeczuwając, że Morgane chce dać im trocę ,,prywatności'' ... Ale to nie było konieczne. - Poza tym, mam coś dla Ciebie. Namida sięgnął do kieszeni, wyjmując z niej małe pudełeczko. Cóż, nie ukrywał, ze liczył na wymyślone przez Alexe oświadczyny Simona, jednak... Może to jednak ciut za wcześnie. - Wszystkiego najlepszego... życzenia urodzinowe nieco spóźnione, ale jak najbardziej szczere. - dodał, śmiejąc się cicho. Gdyby nie fakt, że był w domu i mama mu nie przypomniała, zapomniałby nawet o urodzinach Simona! ... ah, cenna mama... Gdy Simon otworzył pudełeczko, zobaczył kolczyk, naprawdę drobny, srebrny kolczyk w kształcie węża z drobnymi, ledwo widocznymi diamentami w kolorze zielonym. Był... naprawdę Ślizgoński i nie był pewien, czy Simonowi się spodoba ale... zaryzykował.
kolczyk to coś w tym guście, tylko taki, jak opisałam, i jeden xD
Simon posadził swój zadek na miękkiej kanapie wcielając się w rolę obserwatora. Naturalnie pamiętał jak Morgan rozlała na siebie colę, ale to wspomnienie pochodziło jakby z kompletnie innego życia. Teraz jego życie przybrało kompletnie innych kolorków. Słuchał tej zbyt grzecznej i mało naturalnej wymiany zdań. Coś mu mówiło ze Nami nie koniecznie lubi jego rudowłosą przyjaciółkę. Chciał się przyłączyć do zapewnień Namidy ale… nie zdążył. Jego chłopak ciskał mu do łapki jakieś zgrabne pudełko, wraz z życzeniami urodzinowymi. Simon zapomniał ze miał całkiem nie dawno osiemnaste urodziny,. W końcu to całe zamieszeni z mamą, chyba nawet tego dnia go wyzywała i kazała sobie iść. No ale wróćmy do chwili obecnej. Chłopak od razu otworzył pudełeczko i… nieco go zamurowało. Kolczyk. Wąż. Jako ze był kompletnie zielony w tej kwestii nie wiedział czy kolczyk jest do uch, czy do języka czygdzietamjeszczemożnamiećkawałekmetalu. Ale ozdóbka mu się podobała. Nawet bardzo choć była nieco ślizgonowata. -Cudowny-powiedział nieco przyciszonym głosem- czyżby to była aluzja żebym i ja sobie coś przekuł?- uniósł nieco brew uśmiechając się szeroko, po czym nawet nie pozwalając Namidzie dojść do słowa złożył na jego ustach czuły, nie za długi, pocałunek.
Namiś zamruczał cicho, czując te delikatne usta na swoich własnych. Uwielbiał takie spontaniczne pocałunki, były chyba najlepszą rzeczą na świecie! Kiedy Simon się odsunął, Namida spojrzał na Morgane... Cóż, nie chciał wyjść na nie miłego, ale uśmiechnął się cwaniacko, kącikiem ust. Cóż, Simon na pewno był jego. - Cieszę się, że wyłapałeś tą delikatną aluzję. - zaśmiał się, po czym dodał nieco ciszej. - Chciałbym, żebyś był pierwszą osobą, której zrobię kolczyk... Tylko w uchu, nie będzie bolało, obiecuję! Mam wszystko, igłę, wodę do przemycia, kolczyk też jest... Proooszę. - oczy kota ze Shreka... Namiś miał opanowane do perfekcji, mowy nie było, żeby Simon się nie zgodził!
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Przyglądała się w lekkim tyle tym zdarzeniom. Miała dość poważną minę. A jeszcze większą ochotą było powiedzenie, że ma kota, bo ma, ale kuguchara.. I ten zwierz jest głody, a jej obowiązkiem jest nakarmienie go. Pobladła. - Na brodę Merlina! Zapomniałam, że masz urodziny ! - krzyknęła - Najlepszego. - Powiedziała już cichutko. Popatrzyła na Namidę. - Masz gust. Simon musisz się zgodzić na kolczykowanie - Zaśmiała się. Udawała, że się dobrze bawi. Najchętniej zakopała by się po ziemię.
Simon bał się okolczykowania. Igły, dziury w jego uchu. Ale nie potrafił się oprzeć temu spojrzeniu, tych wielkich brązowych oczek. -Niech będzie-powiedział uśmiechając się delikatnie. Słysząc życzenia przyjaciółki spojrzał na nią. Przez chwile nawet zapomniał ze tu z nim jest: -Dzięki za pamięć Morg-puścił do niej oczko uśmiechając się lekko. Oczywiście zauważył że rudowłosa zachowuje się nieco sztucznie, a największym jej marzeniem jest się ulotnić.... Ponownie wrócił swoim szarymi tęczówkami na Ślizgona i zapytał z autentycznej ciekawości: -Chyba jeszcze coś od mnie chciałeś prawda?
- Super! - krzyknał uszczęśliwiony. Strasznie sie cieszył, że Simonowi podoba się prezent, i że zgodził się być pierwszą osobą, której zrobi kolczyk. To wiele dla niego znaczyło, bo w końcu piercing był zaraz druga w kolejne jego pasją po muzyce! Właściwie, to trzecią... Był Simon, muzyka, piercing na trzecim miejscu, o. - Mam jeszcze jedyną prośbę. - powiedział z uśmiechem, szerokim i baaaardzo pewnym siebie. Trzeba było pójść za ciosem, nie wycofywać się. Namida wyciągnął z kieszeni zapakowaną w sterylne opakowanie igłę, nieco grubszą niż zwykłe do szczepionek, po czym wpakował sie Simonowi na kolana, siadając na nich okrakiem, chcąc go unieruchomić, gdyby chciał uciec - Zdecyduj, w którym uchu wolisz.
ALE ŻE TAK OD RAZU?! Tylko to teraz biegło po głowie Simona. Chciał się przygotować psychicznie, fizycznie i jak tam jeszcze można było. No ale przecież nie okaże teraz słabości! Przygryzł równymi ząbkami dolną wargę, cały czas patrząc na Namidę,można by rzec że gdzieś w jego oczach błąkało się błaganie. Na serio się bał,lecz starał się tego nie okazywać. W końcu się zgodził tka czy nie? Nie ładnie jest nie dotrzymywać słowa,o: -Lewe-powiedział krótko, bojąc się że głos zacznie mu się trząść. Mimowolnie zacisnął ręce w pięści,i ściągnął palce u stóp. Próbował się pocieszać myślą że małe mugolskie dziewczynki mają przekuwane uszy pięć miesięcy po urodzeniu,a on mam mieć tylko jeden.
To było takie... słooodkie, no! Simon naprawdę wyglądał na przestraszonego! ... Niby Namiś nie chciał robić mu krzywdy przecież, ani sprawiać bólu... ale to przecież wcale nie boli! - Oh, Kochanie! - Namida przytulił go mocno, zarzucając mu ręce na szyje, jednocześnie odpakowując igłę. - Nie masz się czego obawiać, byłem przekłuwany tyle razy, że Tobie nie zrobię krzywdy! Zresztą, tatuowanie boli bardziej, bo jest dłuższe, tu będzie tylko jedno, małe ukłucie. Namiś chwycił twarz Simona w dłonie, cmokając go szybko w usta, po czym przekręcił jego głowę, by mieć lepszy dostęp do lewego ucha. Pochylił się, muskając delikatnie ustami jego płatek (swego rodzaju znieczulenie), po czym chwycił je w palce. - O nic się nie martw. Pomyśl o czymś przyjemnym. - polecił, uśmiechając się, po czym jednym, szybki ruchem przebił igłę przez płatek jego ucha od tyłu. Od razu sięgnął po kolczyk, nasuwając go na igłę, którą wyciągnął, a na jej miejscu został kolczyk, który Namida zakręcił od tyłu. Wszystko trwało dosłownie 10 sekund. - Już! ... Żyjesz?
Simon zamknął oczy szykując się na nieuniknione. Niby zapowiedź że boli mniej niż tatuowanie powinna pomoc...no ale cóż. Poczuł usta swojego chłopaka muskające jego ucho i uśmiechnął się delikatnie. Stosując się do zaleceń Namidy, nadal z zamkniętymi oczkami zaczął myśleć o ich wspólnym pocałunku. W sumie nie było ta strasznie gdy igła przebiła ucho,a zaraz w dziurce znalazł się zimny kolczyk. Szczerze powiedziawszy Simon myślał że będzie duuuużo gorzej. -Żyje,żyje-otworzył oczy patrząc wprost w czekoladowe Namidy i uśmiechając się absolutnie szczerze.-Dzięki, to chyba najfajniejszy prezent urodzinowy jaki dostałem.
Namiś poczuł się taki rozczulony, jakby miał ze trzynaście lat, był dziewczynką o włoskach blond i kochał kolor różowy! - A to chyba najsłodsze podziękowania, jakie kiedykolwiek słyszałem. - przytulił go mocno, uśmiechając się. Naprawdę był szczęśliwy, że ma kogoś takiego, jak Simon. - Jeszcze tylko to... - Namiś odłożył igłę i sięgnął z kieszeni malutki flakonik i waciki. Wylał nieco przeźroczystego płynu na wacik, przysuwając do ucha i lekko przyciskając. - Może trochę szczypać... To wyczyści ranę i sprawi, że szybciej się zagoi.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Morgane bała się igieł jak ognia. Jak zobaczyła igłę zamknęła oczy. Troszkę też przejmowała się Simonem. Gdy było po wszystkim zerknęła na substancję jaką miał Namida. Wiedziała co to jest. - Czy to mugolska woda utleniana? Bądź spirytus? - Zapytała się z zaciekawieniem. Czuła, że wolała nic nie mówić, ale jak już się odezwała.. Zaczęła bawić się kłykciami swoich palców, a na koniec bawiła się już tylko kciukami ciągle robiąc kółka. Może miała ten ruch po kimś z rodziny.. Nie mogła się tego dowiedzieć. Westchnęła. - Wiecie co.. Ja Wam nie będę przeszkadzać tego dnia. Sami wiecie.. Jesteście szczęśliwi, jesteście razem, a ja tak.. Nie powinno mnie tu być. Spędźcie ten dzień razem - Uśmiechnęła się jakoś tak już szczerze - Do zobaczenia - Szepnęła i odwróciła się na pięcie i wyszła. Tak po prostu. Specjalnie zostawiła im wino.. Uznała to za dobry uczynek.
Zanim jednak Lucas dołączył do towarzystwa słychać było cztery "Jeb". Jak wszedł po schodach można było się domyśleć że spadł z nich dosyć mocno. No włoski potargane,lekki grymas na twarzy i jeszcze pogniecione ciuszki. Oparł się o ścianę trzymając się lewego nadgarstka. Spojrzał na towarzystwo i nagle dostrzegł Simona. Uśmiechnął się na jego widok a następnie spojrzał na tą inną osobę. Gdy spojrzał na jakiegoś nieznanego mu chłopaka od razu można było dostrzec "banana" na jego twarzy. Luc otrzepał się z kurzu i gdy chciał podejść do niego i zagadać to tym razem dość mocno rąbnął o podłogę podnosząc lekki kurz. Leżał dokładnie przed nim więc podniósł głowę i powiedział. - Lucas jestem jakbyś mnie nie znał. Ten próbując wstać lekko się zachwiał i następnie powiedział. - A ty jesteś? Widząc że nic się nie odezwał poszedł dalej.
Taki mały kolczyka tyle radości sprawia. Faktycznie troszkę za szczypało ,ale Simonowa fobia kolczykowa znikła bez śladu. Chłopak nie słuchał Morgan. Dopiero gdy ruda postać mignęła obok kanapy, zorientował się że wyszła. Nawet mu się zrobiło trochę głupio, jednak zaraz odgonił to uczucie. W końcu to nie jego winna że nie skorzystała z okazji jak miała tyle sposobności. Już otwierał usta żeby zapewne powiedzieć coś mądrego, gdy 'jep' coś przed nimi wylądowało. Simon przyjrzał się dokładnie kompletnie nie kojarząc gościa. Gdy ten odszedł wybuchnął głośnym śmiechem z całej zaistniałej sytuacji.
Z początku chciał powstrzymać Morgane, co by ją jeszcze po torturować widokiem jego i Simona, razem, jakże pięknie zakochanych, ale właściwie było mu wszystko jedno. Simon był zadowolony z prezentu chyba tak samo bardzo, jak Namida, kiedy go kupował. Korzystając ze sposobności, że w salonie byli sami, już chciał rozpocząć małą grę wstępną, co by zachęcić Simona do powrotu do sypialni, kiedy usłyszał huk... później jakiś chłopak... swoją drogą, niezłe ciacho! pomyślał od razu, przedstawił mu się,... to znaczy, chyba jemu... i nawet nie zdążył odpowiedzieć, a tego już nie było... Namiś, nadal na kolanach Simona, spojrzał to na niego, teraz śmiejącego się głośno, to na drzwi w których przed chwilką zniknął ów chłopak. - Co... co to było? - spytał, samemu na granicy śmiechu i wybuchu swego rodzaju złości. Tak się nie traktuję Namidy Kirei! No bez przesady, toż to kompletny brak szacunku! Namida mógł być pewien, że to jakiś głupi gryfiak albo puchon!
Sytuacja naprawdę była strasznie komiczna. Chłopak który wpadł do Salonu chyba nazywał się Lucas…Ale gdzie go Simon poznał-szczerze nie pamiętał. Gdy udało mu się opanować powiedział: -Naprawdę dobre pytanie, mój drogi. Ale jest miejsce gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał gdy będę chciał podziękować za prezent- uśmiechną się nieco łobuzerko i obdarzając Namidę namiętnym pocałunkiem wstał i co chwila go całując pociągnął w stronę drzwi skąd prosto na poddasze do ich sypialni...