Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Dom rodzinny Collinsów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptySro Paź 23 2024, 16:33;


Dom rodziny Collinsów



Front


Dom jest ogrodzony wysokim żywopłotem.

Dwupiętrowy dom. Ma aż osiem pomieszczeń, wszystkie o niewielkim metrażu (największy jest salon i kuchnia). Oznaczone są dwa pokoje Tristana i Trevora lecz docelowo znajdują się też zamknięte pokoje pozostałych braci (niektóre mają piętrowe łóżka), jak i zamknięte na cztery spusty sypialnie Edmunda i Andrew.

Zamieszkuje tu: Edmund Collins (50 letni ojciec), Andrew Collins (74 letni dziadek) + często wpadają tu dorośli synowie z żonami i dziećmi. Organizowane są tu też spotkania Miłośników Pieszych Wycieczek lub Kółka Wędkarskiego organizowane przez aktywnego emerytowanego Edmunda. Ewidentnie brakuje tu damskiej ręki - podwórko domaga się posprzątania i remontu. Sam dom jest pełen magii. Często kręcą się tu synowie Edmunda.




Przedpokój


Niezliczona jest ilość drobnych zniszczeń i zużycia wyposażenia wszak pięcioro Collinsów rozbijało sobie tutaj głowy, zjeżdżając po schodach na sankach. Na ścianie jest oznaczony imieniem i datą wzrost wszystkich chłopców - od kilkulatka do czternastolatka. Nie brakuje tu przeróżnych zabawnych zdjęć rodzinnych, a także portretu... zmarłej matki, Anabelle Collins.



Salon


Salon z meblami sprzed dobrych trzydziestu laty. Metrażowo jest tak dużym pomieszczeniem jak kuchnia. Panuje tu porządek choć kurz lubi wirować sobie w powietrzu. Po drugiej stronie salonu jest niewielki kominek, który pożera mnóstwo opału aby ogrzać chociaż część starego domu.



Kuchnia


Po drugiej stronie kuchni znajduje się przymocowany do podłogi (nie pytajcie czemu) stół z dziesięcioma krzesłami. Najcieplejsze pomieszczenie w całym domu.



Stary pokój Tristana


Sypialnia, w której panuje artystyczny nieład; ubrania rozrzucone luzem na podłodze, biurku czy w kącie. Książki, dziesiątki książek, które ułożone są alfabetycznie, lecz to nie one przyciągają największą uwagę, a jeden samotny kwiatek, który stoi obok gitary.



Stary pokój Trevora


Za czasów kiedy Trevor tu sypiał regularnie nie było tu ani jednej rośliny. Na ścianie wywieszone są obrazy w stylu abstrakcyjnym lub plakaty zespołu "Billy the walkers". Wszędzie widać akcent jego osobowości - nie brakuje zdjęć rodzinnych, z przyjaciółmi, na zabawkowej miotle, na starym motocyklu czy uwięzionego w wielkiej bańce mydlanej. Uwagę zwraca worek bokserski oparty o ścianę, kolekcja zepsutych figurek smoków i pamiątki.



Łazienka


Bardzo mała łazienka. Dużym minusem jest bardzo zimna podłoga i popękane lustro, które mimo mnóstwa napraw jest wciąż w kiepskim stanie.



Ogród


Ogród jest dosyć duży choć czasy świetności ma za sobą. Jest całkowicie odcięty od widoku otoczenia i co więcej, pokryty zaklęciami ochronnymi. Znajduje się tu czyste oczko wodne, które kiedyś było domem dla rybek a obecnie jest po prostu funkcją dekoracyjną. W ogrodzie znajdują się również stare zabawki dorosłych już dzieci, ławki, krzesła, antałek z miodem pitnym, stary parasol, grill, gramofon a nawet ukryty pod plandeką niedziałający magiczny motocykl.

Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyCzw Paź 24 2024, 15:09;

wątek z 17.10.

Od rana każdy z nich kręcił się w swoich sprawach. Kilka godzin temu Ced zabrał Żądlibusa a Holly dała mu jakieś trzy uściski i pojedyncze, wymowne spojrzenie, które tylko oni zrozumieli - nie powtarzać tego, co działo się w zeszłym miesiącu. Od tamtej pory nie potrafił znaleźć sobie zajęcia na dłużej niż kilkanaście minut. Dokończył referat z transmutacji choć zanim się to stało to rzucił w ścianę około siedem zwiniętych w kulkę pergaminów. Próbował naprawić zardzewiały manekin treningowo-pojedynkowy ojca ale nie było co ratować więc ostatecznie z niemą satysfakcją rozczłonkował go do śrubek i blaszanych części licząc, że na święta kupią nowy model. Odprowadził dziadka do cioci Cassi i wziął niej górę jedzenia, która została wciśnięta Tristanowi do rąk bo sam Trevor tego dnia nie miał apetytu. Po piętnastej usiadł na dupie w salonie i zanurzył się w wizzengerze, pisząc raz z przyjaciółmi a raz Benjaminem. Kaptur wcisnął na głowę, zakopał się głęboko w skórzanym fotelu i mamrotał pod nosem litanię standardowego psioczenia na efekty księżyca i trucia się akonitem, który smakował jak rzygi. Od paru minut zaczęła toczyć go gorączka bo zmierzch miał nastąpić za dwie i pół godziny. Wypieki na twarzy, blada cera, spojrzenie pełne frustracji... standardowy widok w dniu pełni. Nie chciało mu się zbijać temperatury czy to zimną kąpielą czy okładami bo wiedział, że to pomoże tylko na chwilę. Ubranie go uwierało, wydawało mu się, że powietrze szczypie po twarzy, a grawitacja usilnie próbuje sprowadzić do parteru. Słuchał kroków przemieszczającego się po domu Tristana, czasami zdawkowo mu odpowiadał lecz w większości milczał na tyle głęboko, że roztaczał wokół siebie aurę gęstości. Przy bracie nie musiał udawać, że jest okej więc pozwalał sobie na kiepski wyraz twarzy i udręczenie. Przewracał kartki wizzengera i czasami coś odpisywał na wiadomości.
- A, ziom, Benjamin zaraz przyjdzie. Nie wiem czy zostanie na całą noc czy tylko kawałek ale no, ma być ile będzie chciał. Zapomniałem ci powiedzieć. - co było połowiczną prawdą bo mógł go uprzedzić już wczoraj, gdy byli w mugolskiej restauracji. Podniósł głowę zza zeszytu i popatrzył na facjatę brata aby sprawdzić jego poziom wkurwienia. Mieli dom dla siebie, ojciec był na trzydniowej wycieczce ze swoimi kumplami, dziadek został odtransportowany do mamy Ceda a reszta ferajny z Collinsów miała swoje sprawy.
- Stwierdziłem, że skoro Ced i Holly poznali mnie z tego "gorszego profilu" i nie oszaleli to kto jak kto, Ben też powinien. Postaram się tego nie zjebać więc nie strasz go niepotrzebnie. To nie Tim. - nie mówił jeszcze bratu o poziomie swojej zażyłości z Benjaminem. Nie ukrywał tego faktu lecz nie miał obecnie w sobie sił do wprowadzania go w meandry tej relacji. Prawdopodobnie dowie się niedługo.
Siedział na tyłku nie z powodu pogarszającego się samopoczucia ale też po to, aby sam siebie uspokoić na myśl o tym, że Ben zobaczy najgorszą jego odsłonę. Stresował się, było to widać w sposobie zaciskania żuchwy czy palców na zeszycie wizzengera. Benjamin był trzecią i prawdopodobnie ostatnią osobą "z zewnątrz", która miała zostać wprowadzona w obserwacje wilkołaka "w domowych warunkach". Nie był chętny na szersze grono bo jednak przeobrażanie się było procesem między innymi obrzydliwym i wstydliwym. Drgnął, słysząc z oddali zgrzyt furtki.
- Chyba już jest. - ale nie ruszył się z miejsca, zerkając na Tristana i wierząc, że ten ruszy tyłek do drzwi. Potrzebował jeszcze paru chwil aby spróbować ubrać twarz w coś lepszego niż grymas frustracji i zniecierpliwienia.

@Benjamin O. Bazory
@Tristan Collins
Powrót do góry Go down


Tristan Collins
Tristan Collins

Nieokreślony
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188
C. szczególne : Mnóstwo tatuaży, rozmierzwione włosy, czarne ciuchy - raczej typ oldschoolowy, aniżeli ten "na czasie"; umówmy się, moda lat 90 jest niepowtarzalna
Galeony : 54
  Liczba postów : 112
https://www.czarodzieje.org/t23383-tristan-collins
https://www.czarodzieje.org/t23386-tristan-collins-kuferek#802259
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyCzw Paź 24 2024, 20:03;

Był przyzwyczajony do tych momentów, które były dla Trevora trudne i ciężkie, a mimo to - nie umiał w pewien sposób pogodzić się z myślą, że na tamtym cholernym biwaku został zaatakowany przez wilkołaka. Było to dla niego przykre i zmuszało do powrotu myślami do dni, które choć pełne beztroski, zdawały się przenikać do granic możliwości czymś bolesnym. 
Może przypominał sobie odwieczną walkę o to, że utracił niemal w s z y s t k o, ulegając złudzeniu o utopijnym upadku i bólu, który nigdy nie miał dobiec końca.
Cieszył się, że w domu nie było nikogo poza nimi, dlatego siedział w salonie, brzdąkając niezrozumiałe melodie i poddając się w pełni temu, co miało mu przynieść wyraźną ulgę. Słowa układały się same, a im dalej był w ich odkrywaniu, tym więcej rozumiał, co również zdawało się niezwykle irracjonalne. Zdecydował się jednak o niczym nie mówić, dusząc w głębi serca najmniejszy objaw rozpaczy, która tliła się za błękitem spojrzenia. Nie potrzebował rozmowy, tak sądziła i w to wierzył, bo Tristan w głębi duszy był niezwykle skryty, bardziej przejmując się tymi, którzy byli dla niego ważni, a nie tymi, których mijał wyłącznie na korytarzu.
Wstał wreszcie i podszedł do barku, decydując się na nalanie odrobiny whisky na odwagę. Nie palił dzisiaj zioła, chcąc zachować resztki trzeźwości na wypadek, gdyby to było niezbędne, wszak nie przypuszczał, że nie będę sami.
Zakrztusił się alkoholem na słowa brata. 
- Co cię właściwie łączy z Bazorym? Nie jestem ciekawski, po prostu nie sądziłem, że jesteście... Blisko - stwierdził bez namysłu, bo przecież do głowy nie przyszłoby mu, że ich zażyłość nie była spowodowana wyłącznie eliksirami czy zaklęciami. Ba!, nigdy nie rozmawiali o dziewczynach czy faceta, ale Tristan z pewnego rodzaju rozbawieniem oczekiwał odpowiedzi, która być może pozwoliłaby mu lepiej zrozumieć rzeczywistość go otaczającą. 
Wrócił do dokończenia drinka, po czym zbliżył się nieznacznie do Trevora.
- Dlaczego masz mnie za takiego chuja? - wyrzucił na jednym wydechu pytanie, wywracając przy tym oczami. Martwił go stan Treva, bo równie dobrze mogły być to wilkołacze omamy czy urojenia, wszak starszy z Collinsów nie zamierzał nikogo straszyć. Nawet gdyby chciał, to nie miał na to cholernej siły. - Poza tym, czemu chcesz pokazać Benowi tę drugą stronę? - spytał z ciekawością. Był blisko odkrycia prawdy i starał się wesprzeć krukona w swoich wyborach i decyzjach, ale ten ewidentnie nie ułatwiał mu sprawy, dlatego niedoszły muzyk jedynie pokręcił z rezygnacją głową. 
Skinął ze zrozumieniem głową, po czym znalazł się przy drzwiach frontowych. Odgarnął nieco rozmierzwione włosy, poprawił koszulę, aż wreszcie przybrał na twarz ten firmowy uśmiech, z którym otworzył wrota do bram wilczego świata. 
- Gdybym wcześniej wiedział, że się zjawisz, to mógłbym ubrać nawet smoking - zażartował, wpuszczając kumpla do środka. - Trevor jest w salonie - dodał, ruszając w wyznaczonym przez siebie kierunku, a następnie spojrzał na zegarek. 
- To co... Zdychasz na tyle, że mam ci dać już spokój czy uda nam się wypić jedną kolejkę za to niezwykłe spotkanie? 


@Trevor Collins @Benjamin O. Bazory
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyPią Paź 25 2024, 09:17;

Poranne obowiązki ograniczył do absolutnego minimum, zajmując się w pierwszej kolejności wyznaczonymi przez profesora O'Malleya zadaniami. Miał tego całkiem sporo i jeśli chciałby, bez trudu mogłoby to zostać jedyną czynnością, którą zajmowałby się tego dnia. Plany jednak wyglądały inaczej. Wrócił na chwilę do rodzinnego domu by dokładnie zmyć z siebie zapach alchemicznych oparów i mieć pewność, że pod paznokciami nie została nawet drobinka wilczych jagód, którymi mógłby uczulić Trevora. Może był przewrażliwiony, na pewno odrobinę przesadzał, ale nie chciał mu tego dnia dokładać problemów. Każdy zainteresowany wiedział, że to i tak nie będzie łatwy wieczór.
Przed wyjściem naskrobał kilka zdań na wizzegerze, po czym teleportował się do centrum Doliny Godryka, by stamtąd znaleźć drogę pod adres, który niedawno otrzymał. To, że wcześniej nie był u Trevora, Tristana lub kogokolwiek z rodziny Collinsów, nie dziwiło go, ale pokazywało jak kruche i nieszczególne były zawierane przez niego relacje przed wyjazdem. Stając przed furtką, widząc nieco zaniedbany czerwony dom, lepiej mógł zrozumieć zdziwienie i zainteresowanie, jakim obdarzał Trevor jego skromne progi, gdy spotkali się na granie w durnia. Jedno szarpnięcie metalowej bramki i kilka kroków dalej, był już niemalże wewnątrz drewnianego domu. Wystarczyło jedynie zapukać do drzwi i wyczekiwać rozwoju zdarzeń.
Od progu przywitał go Tristan i choć widział go nie tak dawno, wciąż nie nawykł do spoglądania na jego niezamglone oblicze. Rozumiał, że tej nocy była potrzebna pewna jasność umysłu, a niewielkiej ilości rozsądku nawet jemu nie zamierzał odmawiać, dlatego taki obraz nie wywołał w nim zdziwienia. Nietypowe przywitanie jedynie lekko podniosło jego samopoczucie, które od pewnego czasu i tak najgorsze nie było.
- Wystarczyło się rozebrać, zaoszczędziłbyś nam czasu. - kontynuował żart, który od powrotu mężczyzny, pojawiał się między nimi niepokojąco często. Na razie nie zamierzał tego komentować, zwłaszcza nie w obecności Trevora, jedynie bawiąc się wypowiedziami. To na ile miały one sprawić, że przy świątecznym stole ciotka Cassie nie będzie wiedziała przy którym Collinsie mu nakryć, wolał zostawiać na późniejsze rozważania.
Określenie salon w kontekście tego domu absolutnie nic mu nie mówiło, jednak Tristan najwyraźniej zamierzał mu to ułatwić, samemu kierując się w głąb domu. Bliska, domowa atmosfera, którą widział w rodzinnych zdjęciach, nieco go przytłaczała, przypominając o tym, że w życiu większości ludzi te relacje nie kończą się na chłodnym przywitaniu w progu. Nie zamierzał tego komentować, jednak z uczucia dyskomfortu, wzrok kierował niżej, bardziej na buty, które przecież niczym nie mogły go zaskoczyć.
Przekroczenie progu salonu miało to zmienić. Siedział w nim on, cały rozgorączkowany, co miał już okazje wcześniej widzieć. Nie wiedział jak się zachować, podszedł więc jedynie bliżej, zostawiając decyzje o sposobie przywitania Trevorowi. Cokolwiek zdecydował, dostosował się do tego, po czym lekko obrócił sylwetkę w stronę Tristana, wygłaszającego już propozycje zakropienia spotkania.
- Gdybym wiedział, przyniósłbym Jägermeister'a. - rzucił do niego, spodziewając się, że po pewnym czasie w Europie, będzie doskonale wiedział czym on jest. Wybór był nieprzypadkowy, nawiązujący do ziołowej trucizny, która już krążyła w organizmie Trevora.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyPią Paź 25 2024, 09:57;

Pobrzękiwanie na gitarze nie było tak irytujące jak mógłby przypuszczać. Doceniał, że w tym domu było słychać cokolwiek poza skrzypieniem niewyremontowanych okien czy trzeszczenia schodów gdy ktoś postanowił z nich skorzystać. Zamknął wizzengera widząc, że dalsze rozmowy pisane nie mają sensu skoro Benjamin jest niedaleko. Podniósł wzrok na brata, który zarzucił go pytaniami. Ich obecność była oczywista lecz potencjalne odpowiedzi były zbyt rozbudowane aby mieć zamknąć je w jednym zdaniu.
- Kiedy ty jeździłeś po świecie ja rozbudowywałem sobie grono znajomych. - odpowiedział nieco wymijająco bo gdyby miał go tutaj wprowadzać w szczegóły to nie starczyłoby im czasu.
- Ty wiesz co to poczucie humoru czy fajki przyćmiły ci mózg? - odparł czysto retorycznie bowiem ostrzeżenie "nie strasz go!" miało być dogryzieniem, niegroźną szpileczką, beznadziejną próbą rozładowania atmosfery, którą zagęszczał. Łatwo było zauważyć, że Trevor w mniejszym gronie stawał się bardziej cięty i oschły. W czasach, gdy ten salon roił się od braci to dało się spostrzec, że śmiał się więcej ale też gwałtowniej reagował, gdy nadchodził zmierzch. Teraz ograniczał się do komentarzy bo gorączka odbierała mu moc do podtrzymania resztek dobrego nastroju. Gardło miał ściśnięte kiedy usłyszał głos Benjamina. Stał już o własnych nogach, gdy Tristan szedł w kierunku barku, proponując przy tym alkohol, a wzrok Trevora od razu opadł na przybyłego Krukona. Wiedział, że powinien skomentować ich wymianę zdań dotyczącą ubierania i rozbierania bo absolutnie mu się ona nie podobała. Chciał wniknąć co to u diaska ma znaczyć ale wzrok Benjamina go rozproszył.
- Jeśli to będzie tylko jedna kolejka to spoko. - podszedł do Krukona i położył gorącą dłoń najpierw na jego ramieniu a chwilę później na granicy szyi i linii żuchwy. Szukał w tym orzechowym odcieniu oczu czegoś, co go uspokoi. Sama jego obecność poprawiła mu humor i nieznacznie się rozluźnił pod wpływem jego krótkiej uwagi.
- To co, dzisiaj zaczynamy już Halloween? Mam zajebiste przebranie. - uśmiechnął się i przez chwilę zapomniał, że sposób w jaki patrzy, mówi i dotyka Benjamina mógł być cokolwiek wymowny. Westchnął i opuścił dłoń, wskazując chłopakowi kanapę, do której sam skierował swoje kroki aby usiąść ciężko acz wygodnie. Sądząc po spojrzeniu jakie posłał Benowi, nie planował go nagabywać aby nie niszczyć psychiki Tristana kolejnym szokiem. Nie planował też udawać, że go nie ciągnie do ich nietuzinkowego gościa. A propos rozbierania... ściągnął bluzę przez głowę, bo było mu już zbyt gorąco aby wysiedzieć w takim cieple.
- Wyobrażacie sobie jak chujowo będzie w zimę? Zmierzch po piętnastej i świt o czwartej nad ranem? - zagadywał choć wolałby zamilknąć i dalej burczeć pod nosem. Wysilał się aby gadać tak, jak zazwyczaj to robił choć dzisiaj kosztowało go to więcej sił.
Powrót do góry Go down


Tristan Collins
Tristan Collins

Nieokreślony
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188
C. szczególne : Mnóstwo tatuaży, rozmierzwione włosy, czarne ciuchy - raczej typ oldschoolowy, aniżeli ten "na czasie"; umówmy się, moda lat 90 jest niepowtarzalna
Galeony : 54
  Liczba postów : 112
https://www.czarodzieje.org/t23383-tristan-collins
https://www.czarodzieje.org/t23386-tristan-collins-kuferek#802259
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptySob Paź 26 2024, 22:56;

Chciał dobrze dla brata, bez względu na cenę. Nie liczyło się dla nic ponad ich relację, bo choć wielokrotnie przekraczali swoje granice, kłócąc się przy tym, używając przykrych słów i będąc okropnymi, ale... Tristan był lojalny i nie zamierzał przedkładać złości, która mogła tlić się w tunelach żył Trevora z powodu jego zniknięcia, by nie być z nim w tym szczególnym dniu. Zależało mu przecież na pewności, że chłopak jest bezpieczny i nic mu nie zagrażało.
- Jestem dzisiaj kompletnie czysty i trzeźwy, choć możesz w to nie wierzyć - zaprotestował, nim dotarł do drzwi, przy których zjawić miał się Benjamin. Najstarszy z krukonów szybko łączył fakty i wiele podejrzewał, ale póki nie padło to stwierdzenie wprost, jakby było nierozerwalne dla całej trójki, nie chciał nikogo o nic oskarżać, ani podejrzewać. Łudził się, że kiedyś pozna prawdę, bo ta ułatwiłaby wiele, a już na pewno... Zmusiłaby muzyczną część rodziny Collinsów do znalezienia kogoś innego, kto mógłby przyrządzać mu eliksiry i prowadzać na Nokturn.
Odpowiedź Bazorego sprawiła jednak, że Tristan parsknął pod nosem, wywracając teatralnie oczami. Złapał się za serce w geście pełnym ironii, bo naprawdę nie sądził, że nikt nie mógł docenić jego starań w wybitnym outficie pełnym czerni i subtelnych zdobień na palcach w postaci dwóch sygnetów, zaś na nadgarstku rzemykowej bransoletki.
- Musimy z tym poczekać, Trev potrzebuje wsparcia - zażartował, po czym wycofał się zgodnie z obietnicą rozlewając do trzech ozdobnych szklanic niewielką ilość whisky. Znał termin odpowiedzialności. Wiedział, co należało robić, dlatego naiwnie wierzył, że młody to doceni, bo choć w innych okolicznościach siedziałby w piwnicy Lyry, sącząc kolejne piwo, to dzisiaj naprawdę pragnął być względnie trzeźwy. Nie okazywał tego często, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że najmłodszy Collins potrzebował tej prozaicznej opieki, mimo iż żaden na głos nie byłby w stanie tego powiedzieć.
- Obiecuję - zapewnił, po czym podał zainteresowanym napój bogów i fatalnej zguby. Zanim Tris upił łyk, usłyszał żart Bazorego, posyłając mu wymowne spojrzenie. - Mugole mogliby docenić twoją propozycję - stwierdził bez namysłu, bo faktycznie był to jeden z lepszych leków na żołądek, gdy ten niemiłosiernie bolał i jeszcze lepszy, gdy chciało się szybko upić.
- Mogłeś nas uprzedzić z tymi przebraniami, choć z drugiej strony - ja go nawet nie potrzebuję - wzruszył ramionami, pociągając raz jeszcze whisky. Collins uważał się za kompletnego idiotę, który marnował sobie życie, ale jednocześnie nie umiał znaleźć światełka w tunelu, ani stanąć na nogi. Lawirował pomiędzy nicością i niepewnością, która tłamsiła go bezgranicznie i zmuszała do tego, by porzucić maskę kompletnego ignoranta. Trudno, życie nie było kolorowe, a konsekwencje za własne decyzje trzeba było ponosić, dlatego ponownie rozsiadł się na sofie, przypatrując obu krukonom, jakby chciał cokolwiek wyczytać z ich mowy ciała.
Pech chciał, że kompletnie nie potrafił tego robić.
- Najważniejsze, to żebyś wtedy z domu nie spierdalał, bo nie mam ostatnio kondycji - skwitował z zamiarem sięgnięcia po fajkę, a zaraz potem wycofał się z tego pomysłu. Ojciec mógłby nie być pocieszony jego impertynencją.

@Trevor Collins @Benjamin O. Bazory
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyWto Paź 29 2024, 20:38;

Usiadł na wskazanym przez Trevora miejscu, przyjmując to nieco niezrozumiałe dla niego powitanie, tylko po to by po sugerującym mu dystans spojrzeniu, Trevor zdjął bluzę, którą wcześniej na sobie nosił. Serca nie miał? Jeśli nie chciał skupiać całej uwagi Benjamina sobą to swoim zachowaniem całkowicie tego nie ułatwiał. Bazory był opanowany, potrafił nie pożerać go spojrzeniem, ale nie chcąc być rozkojarzonym przez resztę rozmowy, skierował wzrok na Tristana podającego mu właśnie alkohol. Był wdzięczny, że mógł zająć czymś innym ręce i umysł.
Rozmowa skierowała się na temat nadchodzącego Halloween i choć terminy goniły, był w stanie sobie wyobrazić spotkanie kostiumowe, które jeśli nie w Hogwarcie, to w Hogsmeade mogłoby mieć miejsce. Takie wydarzenia w miasteczku wcześniej się już odbywały i Benjamin nie spodziewał się by mieszkańcy wioski zrezygnowali z tak intratnego interesu jak wyciąganie galeonów od uczniów i studentów rządnych zabawy. Jednak... Do tego miały jeszcze minąć dwa tygodnie, a Trevor ewidentnie przebranie przygotował na obecną chwilę.
- Nudysty? - rzucił pytanie do Trevora, tylko lekko odwracając się w jego stronę, a spojrzenie kierując na szklankę z której zdecydowanie potrzebował upić jeśli miał czuć się swobodnie w zaistniałej sytuacji. Alkohol rozlał się po jego podniebieniu, mrowieniem przypominając, że niedługo powinien zacząć działać.
- Gdybyś ubrał smoking, miałbyś. - wiercił się, zwracając się między nimi, choć pewnie doskonale i bez tego wiedzieliby do którego kierowane są dane słowa.
Uśmiechnął się ironicznie, wyobrażając sobie Tevora uciekającego z domu przed Tristanem w środku zimy, nie w formie wilkołaczej, choć zapewne taką najstarszy z nich miał na myśli. Takie skojarzanie może nie były najinteligentniejszą częścią jego osobowości, ale sprawiły, że trochę lepiej poczuł. Widząc, że dodatkowo Tristan również postanowił usiąść na sofie, usunął się z niej, kierując się na jeden ze skórzanych foteli. W tym położeniu miał ich obu na widoku jednocześnie, co sprawiało, że nie mógł już wyglądać na zapatrzonego w nagi tors Trevora, prawda?
- To kiedyś miałeś? - nie ukrywał lekkiej kpiny z mężczyzny. Spodziewał się, że ich możliwości pod względem biegania mogły być podobne, choć Ben palił więcej dopiero od kilku miesięcy. Wizja możliwości sprawdzenia tego w trakcie "wyścigu" wewnętrznie jeszcze mocniej go rozbawiała. Oczyma wyobraźni widział ich już całkowicie upalonych, potykających się o własne nogi, odbijających od ścian, kończących zmagania jeden na suficie, drugi na zasłonie. To było możliwe rozwiązanie, był tego niemalże pewien.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyWto Paź 29 2024, 22:16;

Najgorsze było czekanie. Nie potrafił skupić myśli dłużej niż kilka słów w jednym zdaniu. Po chwili jego wzrok przeskakiwał między chłopakami a trzymaną w dłoni szklanką z błyszczącym płynem. Skrzywił się gdy przeszył go dreszcz wywołany ostrym smakiem alkoholu, który mógłby na spokojnie wyżerać dziurę w przełyku. Ton głosu brata mówił mu więcej niż same słowa - on też był poddenerwowany choć trudno stwierdzić czy nadchodzącą nocą czy własnymi demonami. Co wzrok padał na Benjamina, kącik jego ust drżał od prób uśmiechu. Za każdym razem serce biło odrobinę mocniej niż zazwyczaj. Głęboko westchnął słysząc wymianę zdań chłopaków i dostrzegając ewidentne przepłoszenie Bena na fotel. Ech.
- Poniekąd nudysta. Tylko bardzo włochaty. - parsknął do szklanki, która została szybko opróżniona i odstawiona na stolik - nieco zbyt głośno niż powinna lecz niecelowo.
- Ze względu na obecność Bena, spróbuję usiedzieć na dupie i nie wychodzić poza żywopłot. Nie dogonisz mnie, Trist. Kiedy ostatnio byłeś? Rok temu? Tim zarejestrował, że w najsilniejszym okresie dojrzewania urosłem jako wilkołak o całe dziesięć centymetrów więc... przekroczyłem już pułap trzech metrów. - zagadywał i czuł, że już teraz zaczyna coś go palić od środka i to nie była ani namiętność ani tym bardziej alkohol. Wilkołacza krew.
- Dobra, to szybka przypominajka. - podniósł się z tej sofy i w trakcie mówienia krążył po odcinku dwóch i pół metra wyznaczanych przez granice leżącego na podłodze starego dywanu, a dokładniej ujmując jego poplątanych frędzelków. Nie spoglądał na żadnego z chłopaków bo po prostu skupiał się na tym, co mówi.
- Żadnych, kuźwa zaklęć kiedy jestem w pobliżu dwóch metrów bo to działa na mnie jak płachta na tebo. No chyba, że to absolutnie niezbędne to chociaż dajcie wcześniej znać, dobra? - pokonał już ten odcinek czwarty raz, przy tym przygryzając czubek kciuka. Szukał w myślach co jeszcze mógłby powiedzieć... coś, co mogłoby Benowi rozjaśnić w głowie? Nie był pewien czego się spodziewa. Na moment zwolnił kroku i podniósł na niego wzrok, Dopiero gdy to zrobił to przyszło mu na myśl parę spraw.
- W trakcie przeobrażenia nie podchodzić, choćby kurwa, dom płonął, nie podchodzić do mnie pod żadnym pozorem. Moje nerwy wtedy rzygają płynem mózgowym więc nie bardzo orientuję się gdy walnę ręką w drzewo czy w czyjąś głowę. Najlepiej poczekać aż sam się zwlokę do pionu. Pieprzony księżyc. - te ostatnie wypluł z siebie jakby zjadł coś obrzydliwego. Potrząsnął głową i kontynuował swoją wędrówkę, która znacząco ułatwiała mu myślenie.
- Nie każdy warkot znaczy, że jestem wkurwiony. Czasami same mi się wydostają z gardła zanim pomyślę. Trist będzie przekładać, jeśli jeszcze pamięta co i jak. - ręce zaczęły mu drżeć a za oknem światło dnia powoli traciło na sile. Przeszedł go dreszcz od którego wzdrygnął się. Miał ochotę położyć się, zamknąć oczy i zasnąć lecz wiedział, że gdy tylko usiądzie do gotująca się krew popchnie go do ruchu. Wbił paznokcie do wewnętrznej stroni dłoni i czuł, że chłopaki na niego patrzą. Mimo, że Tristana nie było dawno przy nim w trakcie pełni to z góry zakładał, że ten pamięta jak odróżnić znudzonego, zirytowanego, rozbawionego, czujnego i wściekłego wilkołaka. Jakby nie patrzeć, komunikacja była dosyć utrudniona.
-Dobra, trzeba się czymś zająć. - wyciągnął z szuflady spory zapas rzutek. Położył część na stoliku, dając chłopakom możliwość dołączenia do gry i zajął się celowaniem nimi prosto do tarczy, utkwionej na przeciwległej ścianie, tuż pod zegarem. Nie był pewien co chłopaki robili przez ten czas lecz sam zajął się rzutami do celu. Każde łupnięcie zdradzało, że włożył w to za dużo siły, zaś niektóre rzutki utkwiły dosyć mocno w ścianie, robiąc tam kolejne dziury. Nie przestawał, po prostu je wyciągał, wiedząc, że ojciec będzie wściekły jeśli nad ranem tego nie naprawi. Z drugiej strony - ile razy był już o to wkurzony, a mimo tego Trevor to kontynuował? Nie miał tutaj worka treningowego aby móc się na nim wyżyć więc zajmował się pożytkowaniem uwagi i energii na czymś normalnym. A fakt, że przy tym ucierpiała ściana to niewielka cena w alternatywie cudzych nosów.
Gdy zachód pomalował niebo na pomarańczowy kolor, przestał trafiać do tarczy. Ba, rzutki spadały na podłogę już w połowie lotu, a sam Trevor oddychał głębiej jakby przebiegł maraton. Dłonie i palce miał zesztywniałe od rzucania. Niedbale odłożył wszystkie rzutki do szuflady, nie trafiając wszystkimi do środka, gdy nagle zakręciło mu się w głowie. Oparł dłoń o ścianę i wciskał palec wskazujący i kciuk w kąciki oczu na tyle mocno, aż go zabolały. Nie było nawet jednego miejsca na jego ciele aby nie był napięty jak struna. Nie musiał patrzeć na zegar aby orientować się która jest godzina. Co miesiąc dokładnie to samo, ta słabość w sercu na myśl, że niewiele może zrobić aby przejść ten obrzydliwy proces z minimalną godnością. Głos lub kroki któregoś z chłopaków wyrwało go z tego mentalnego amoku. Oczy miał przekrwione i podkrążone, nieustannie atakowały go mikro dreszcze i można było przypuszczać, że jest mu zimno... a to tylko organizm zawczasu panikował wobec miesięcznej dawki bólu. Starał się nie zwracać na to uwagi ani swojej ani chłopaków właśnie po to, aby nie użalać się nad sobą. Gdy do zachodu słońca zostało dwadzieścia minut jego skóra nabrała bledszego odcienia, zaczął się pocić, a żyły pod skórą stały się bardziej widoczne. W milczeniu podszedł do karafki z alkoholem i nalał sobie do szklanki jeszcze sto mililitrów alkoholu. Przez chwilę patrzył na złocisty płyn i zastanawiał się w milczeniu... a gdy doszedł do tylko sobie znanych wniosków, odłożył szklankę, nie wypijając nawet łyka. Znieczulenie się tym byłoby zbyt proste, a i łatwo popadłby w alkoholizm.
- Dobra, na mnie już czas. - mruknął posępnie a wzrok miał ponury. - Jeśli są jakieś pytania to jest na to ostatni dzwonek. - wydusił z siebie i podniósł na nich wzrok, najpierw patrząc na Tristana spojrzeniem mówiącym, że to teraz w jego rękach jest cała rola tłumacza, gaduły i żartownisia. A gdy popatrzył na Bena, uśmiechnął się bez cienia radości, jakby próbując mu tym powiedzieć, że wszystko jest w porządku, to normalne, nic nadzwyczajnego. Próbował powrócić myślami do ich rozmowy na biwaku na temat dzisiejszego spotkania lecz jego mózg opierał się, nie chciał tego analizować i przypominać sobie o tamtym silnym poróżnieniu. Jeśli przetrwają tę noc...
Westchnął głęboko z bezradności i jeśli musiał udzielić jakiś odpowiedzi, zrobił to i niechętnie ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. Zostanie się jedynie rozebrać, aby oszczędzić ciuchy i potem próbować zachować godność.
Powrót do góry Go down


Tristan Collins
Tristan Collins

Nieokreślony
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188
C. szczególne : Mnóstwo tatuaży, rozmierzwione włosy, czarne ciuchy - raczej typ oldschoolowy, aniżeli ten "na czasie"; umówmy się, moda lat 90 jest niepowtarzalna
Galeony : 54
  Liczba postów : 112
https://www.czarodzieje.org/t23383-tristan-collins
https://www.czarodzieje.org/t23386-tristan-collins-kuferek#802259
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptySob Lis 02 2024, 18:22;

Wydawać się mogło, że Tristan Collins był podłym bratem o okropnych zamiarach.
Wydawać się mogło również, że nic go nie obchodzi, bo przecież zniknął i nie myślał o powrocie.
Obie z tych rzeczy były kłamstwem; okrutnym, ale kłamstwem. Myślał wielokrotnie o młodszym krukonie, gdy trzeźwiał na kilka godzin, potem przypominając sobie, jak wiele spraw nie miało najmniejszego sensu. Ucieczka z Londynu, a potem podróże po Berlinie, Amsterdamie, Paryżu czy Barcelonie. Lawirował na pograniczu rzeczywistości, rozpadając się na milion kawałków za każdym razem, gdy przypominał powód swojego zniknięcia i choć wielu oczekiwało, że stanie na nogi - on wcale tego nie chciał. Nie t e r a z; było tak wcześnie i taki ogrom czasu pozostał, by narobić głupot, których ten cholerny muzyk pragnął, nawet jeśli miał ponieść za to najwyższą cenę.
- Smoking to ja założę, kurwa - zaakcentował silnie to jedno przekleństwo, pozostające tym ulubionym, gdy posłał wymowne spojrzenie Bazoremu. - Jak mnie pochowacie - wzruszył ramionami, bo choć jego myśli ciągle gnały w stronę końca, tak w tym jednym krótkim momencie odnalazł dziwną dozę spokoju. Był wśród osób, którym na nim zależało i nie musiał ponownie chować głowy w piasek przed odpowiedzialnością, do której ewidentnie nie dorósł.
A może dorósł, tylko nie potrafił tego dostrzec? Sam już nie był niczego pewien.
Westchnął niedługo później, gdy Trev tak skutecznie wypomniał mu nieobecność podczas pełni. Bywał rzadko, a mimo to zawsze bał się o młodego, mając wrażenie, że każda kolejna mogła go zabić. Oczywiście - ten scenariusz wydawał się być nad wyraz niedorzeczny, a mimo to w sercu Tristana drżała obawa, która nie odstępowała go nawet na krok.
- Może i kondycja nie ta, ale różdżki nadal potrafię używać, więc nie martw się o mnie - zawyrokował zupełnie poważnie, po czym przechylił swoją szklankę z alkoholem, wypijając cały trunek bez zawahania. Uśmiechnął się nawet półgębkiem, czując większą ulgę, gdy procenty szumiały w jego głowie, dzięki czemu nie musiał już o niczym innym myśleć, bo przemiana Trevora w wilkołaka zawsze była dość spektakularnym przedstawieniem.
Pozwolił wszystko wytłumaczyć, krok po kroku, a starszy z Collinsów kiwał jedynie z uznaniem głową dla tak szczegółowego streszczenia. Nadal ciekawiło go, czemu Bazory chciał przy tym być, bo choć doskonale podejrzewał, że w grę wchodziły wyższe uczucia, to wolał zostawić ten temat na później, aniżeli teraz próbować zrozumieć pokrętne zachowanie obu młodych mężczyzn.
Wstał jednak z miejsca i podszedł do rzutek. Myślał o tym, jak to teraz przebiega, na ile mogło się zmienić. Nie był na nic gotowy, działając zawsze po omacku, tak jak i w tym momencie, gdy jedna z ostrych mikro-strzał wylądowała na tablicy. Nie miało to żadnego znaczenia, ani tym bardziej wartościowości, bo niedługo po tym, przedmiot upadł z łoskotem na ziemię.
- Cóż, nadal jestem w tym beznadziejny - stwierdził z rozbawieniem, podejmując się kolejnej próby. Kątem oka spojrzał na Trevora, szukając w nim potwierdzenia, że jeszcze wszystko miał pod kontrolą, bo faktycznie nie wiedział, jak poradziłby sobie z potencjalnym atakiem na kogokolwiek, a już na pewno nie na Benjamina, którego w takiej sytuacji wypchnąłby na ogród przez okno, a w przypływie adrenaliny - kto wie, czy ten nie skończyłby w studni.
Kpina zatańczyła na męskich wargach, kiedy usłyszał ostatnie słowa brata.
- Jak postanowisz mnie zapierdolić, to dasz wcześniej znać? - cóż, ta perspektywa też wydawała się kusząca.

@Benjamin O. Bazory @Trevor Collins
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyNie Lis 03 2024, 12:53;

Granie w strzałki nie było tym, co spodziewał się robić tego popołudnia, ale skoro mieli do zajęcia czymś jeszcze dwie godziny, należało przynajmniej spróbować. Miał w tym czasie moment by przyswoić wcześniejsze wskazówki Trevora związane z przemianą. Bez zaklęć, bez podchodzenia w trakcie przemiany... Wydawało mu się to zrozumiałe. Myślał o warczeniu, co w zasadzie miał na myśli mówiąc o nim. Z jednej strony nie widział powodu by Trevor miał na niego warczeć, z drugiej wydawało się to naturalnym, że skoro nie będzie mógł mówić, to w jakiś inny sposób będzie komunikował się z rzeczywistością. Tristan miał tłumaczyć, więc teoretycznie jeśli nie poradziłby sobie z odczytaniem intencji likantropa to zostanie upomniany lub wsparty, prawda? Bazory obserwował jak Collinsowie wymieniając strzałka za strzałką, coraz intensywniej nie będąc pewnym czy przy jego problemach z rozumieniem innych osób, będzie w stanie odpowiednio zachować się w sytuacji. Podchodził do wspólnego zajęcia tylko od czasu do czasu, gdy już nie dało pominąć się jego kolejki w grze, rzucając strzałkami z małym zaangażowaniem i jeszcze niższym wyczuciem. Podejrzewał, że nikt nie będzie miał mu za złe braku zaangażowania, skoro niedługo miało wydarzyć się coś, gdzie będzie musiał być w pełni skupiony, obecny i spostrzegawczy.
Obserwował jak Trevor podchodzi do karafki, nalewa alkohol, po czym po chwili wyraźnie z niego rezygnuje. Nie wydawało mu się to logiczne, zwłaszcza w perspektywie wcześniejszego wspomnienia o tylko jednej kolejce. Bazory nie czuł się zaniepokojony jego zachowaniem, ale widział w nim pewną destrukcyjność podobną do tej którą miał w sobie z Tristanem.
Końcowo słuchał wymiany zdań między mężczyznami, a uśmiech skierowany w jego stronę nie sprawił, że było mu prościej. Wiedział, że to nie działa jak animagia, całe zdarzenie będzie trudne dla każdej z obecnych osób. Nawet jeśli miałoby wydarzyć się po raz setny, zawsze istniała pewna niezerowa szansa, że coś może pójść nie po myśli mężczyzn. Nie zamierzał artykułować swoich myśli, jedynie gestami zaprzeczając by miał jakiekolwiek pytania, po czym opierając się ramieniem o ścianę w oczekiwaniu na to co przyniesie najbliższa przyszłość.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyNie Lis 03 2024, 13:57;

Te wszystkie komentarze Tristana dzisiaj go drażniły lecz taktownie hamował swój język. O ile sam zdawał sobie sprawę, że w takim dniu jest bardziej zdekoncentrowany i rozdrażniony, tak nie był pewien czy chłopaki byliby wyrozumiali. Nie oczekiwał współczucia ani chuchania na niego jakby był ze szkła. To niewiele da a naprawdę miał dzisiaj być pozbawiony godności i to było samo w sobie przytłaczające. Próbował jeszcze coś odpowiedzieć lecz nie starczało mu na to energii ani przestrzeni w umyśle. Cały drżał przed tym, co ma nadejść a zabawa rzutkami była próbą przetrwania tej katorgi.
- Ten żart jest teraz nie na miejscu, Trist. - warknął... a przecież nie zamierzał dokładać negatywnej energii w tym pomieszczeniu. Wykrzywił się i wzdrygnął gdy przeszył go nieprzyjemny dreszcz. Zdjął ze stóp buty.
- Nie po to truję się akonitem aby rozpierdalać co popadnie. - odepchnął się od ściany i otworzył drzwi wyjściowe, wpuszczając do domu zimne wieczorne powietrze. Przeszyła go fala zimna przez co zaczął mimowolnie dygotać i szczękać zębami.
- Zapalcie sobie ś-światła czy coś. - mruknął a każdy jego kolejny krok sprawiał mu więcej trudności. Nie miał pojęcia ile jest stopni lecz spacerując sobie półnagi po ogrodzie nie wyglądał niczym młody bóg a raczej połamana osika.
- Ej, Trist, możesz liczyć ile...? - lecz zanim miał dokończyć pytanie albo się chociaż do nich odwrócić to blask słońca schował się za horyzontem a księżyc uderzył w niego pełną mocą. To była nagła fala bólu, którego nie mógł ani uniknąć ani tym bardziej się na to przygotować. Całkowicie pozbawiło go to tchu. Z jego gardła wydobył się głęboki oraz bardzo tłumiony jęk rozdzierającego bólu, który trwał cały czas, bez przerwy nawet na oddech, choć starał się zamilknąć, trzymać to w sobie. Ból rozsuwających się kręgów kręgosłupa w jednej chwili powalił go na kolana. Oparł się rękoma o ziemię i zaciskał oczy, jak zawsze modląc się o utratę przytomności tak, jak było to podczas pierwszej pełni. Nie było jednak miejsca na litość w trawiącej go klątwie. Blask księżyca palił jego skórę niczym woda święcona wampiry. Nie potrafił przed tym uciec. Trudno stwierdzić czy to dźwięki były bardziej niepokojące czy ten widok napinającej się nienaturalnie skóry, wygiętego w łuk nagiego torsu, który wyglądał jakby miał zaraz pęknąć. Stawy wygięły mu się w nienaturalny sposób, rozrastały się w swojej wielkości, a im większy był, tym dżinsowe spodnie, których nie zdążył zdjąć, zaczęły pękać w szwach. Porastał gęstym futrem, jednocześnie w kilku miejscach. Gdzieś w międzyczasie wyrósł ogon, zwinięty w końcówce w wyrazie stresu. Dyszał nie jak człowiek a jak umęczone zwierzę. Nie klęczał już na kolanach a na łapach. Ewidentnie było widać, że mimo tego jak bardzo się trząsł to próbował utrzymać oparcie na rękach aby nie wić się na ziemi. Z każdą sekundą coraz mniej przypominał siebie. Rósł w oczach, jego ręce transmutowały się w łapy z ostro zwieńczonymi pazurami, szyja była okolona grubą warstwą sierści a ludzkie uszy wniknęły w czaszkę, a zamiast nich wyrosły wilcze. Zakręciło mu się w głowie, serce ledwo dawało radę wytrzymać ten wysiłek, z jego gardła wydostało się skomlenie gdy żuchwa wydłużyła się, tworząc dosyć duży wilkołaczy pysk. Zewnętrzna przemiana była bolesna lecz prawdziwy szok zawsze toczył się wewnątrz jego głowy. Stopniowo zaczął słyszeć wyraźniej przyspieszone bicia serca, czuł zapach alkoholu od Tristana i coś innego, przyjemnego, co jeszcze nie potrafił określić płynącego od Benjamina. Ledwie jego imię wybrzmiało w jego głowie i zdekoncentrował się, łapa się pod nim ugięła w łokciu i tylko drugą podtrzymywał się przed całkowitym upadkiem. O ironio, ból stopniowo przemijał gdy organy wewnętrzne kończyły swój bolesny marsz. W jego głowie pojawiły się dzikie myśli: jeść, polować, niszczyć, gryźć, miażdżyć, skakać. Potrząsnął łbem i dyszał, dzięki czemu już nie skomlał jak zbity pies. Mimo, że ból ciała przeminął, potrzebował kilku dłuższych chwil aby oswoić się z bólem myśli, świadomości swojego wizerunku i faktu, że to nigdy się nie skończy. Wyprostował łokieć i oparł się łapą o ziemię. Otworzył żółte ślepia o nieco mniejszych niż wilki źrenicach i popatrzył na ziemię przed sobą ubraną w szaro-czarną barwę. Nie czuł już szoku odbierając otoczenie w niebieskich i żółtych barwach. Pamiętając o tym, że jest tu Benjamin, nie podnosił się ani gwałtownie ani też nie warczał - a miał ochotę skoczyć wysoko i wydrapać pazurami pieprzoną taflę księżyca. Wkurwiał się na to, raz za razem. Mimowolnie spiął mięśnie, co zapewne było widać, i wbił pazury w ziemię. Gdyby tylko sięgnął...
Czas jednak powrócić do ponurej rzeczywistości. Zignorował silną potrzebę polowania i wgryzienia zębów w coś zawierającego gorącą świeżą krew i pachnące przyjemnie mięso. Minęły dwie minuty zanim podniósł łeb i obrócił go w stronę chłopaków. Nie podnosił się do pionu - nic z tych rzeczy, jeszcze nie teraz. Westchnął, co w jego mniemaniu było po prostu chwilowym wywaleniem jęzora na bok. Poruszył barkami czując w nich dziwną ociężałość, zupełnie jakby księżyc się dzisiaj miał popsuć. Palił swoim blaskiem nawet teraz i wzburzał płynącą w nim krew. Wyprostował kark i uniósł nieco łeb, zbierając z okolicy wszelkie zapachy, nasłuchując tym samym czy aby wszystko w okolicy jest w porządku i nie będzie niespodziewanych gości. Usłyszał uciekające ptactwo i zdenerwowane pohukiwanie okolicznych sów, które postanowiły wybrać się na łowy jak najdalej od drapieżnika. Kwintesencja zapachów nieco go przytłoczyła. Potarł łapą pysk, próbując pozbyć się tej warstwy z wilczego nosa. Usiadł na dupie, podparł się łokciami i popatrzył dłużej na chłopaków. Teraz można było śmiało zauważyć, że gdyby został w salonie to chłopaki musieliby siedzieć na ścianie lub parapecie. Jak był wielki i ciężki, tak samo nieporęczny w miejscu, gdzie wymagana była zręczność. Wydał z siebie dźwięk, będący mieszanką warkotu i wycia, co zabawnie zabrzmiało niczym "wrrau". Typowy dla niego sygnał, że jest tu w tej głowie, wszystko jest w porządku, w okolicy jest spokój a przeznaczone to było dla Tristana, którego obserwował przez chwilę z jednym uniesionym polikiem, będącym znowuż upiorną wersją uśmieszku. To, że było przy tym widać przez chwilę jego zębiska to już inna bajka. Położył łapę na łapie, niczym kulturalny i dobrze wychowany wilkołak i przeniósł wzrok żółtych ślepi na Benjamina. Nie robił w jego stronę nawet jednego ruchu, dając mu czas aby odnalazł się w nowej sytuacji. Raz na jakiś czas jego ogon przesuwał się po ugniecionej trawie, co było wyraźnym znakiem, że czeka... choć żaden z nich nie mógł słyszeć jak bardzo szybko bije mu serce i jak bardzo trzyma się w ryzach, aby nawet nie drgnąć, gdy dotrze do niego wyraźniejszy zapach chłopaków. Musieliby przynieść tu swoje zadki bo on nie zamierzał wchodzić do domu. Musieliby wybić dla niego okno lub zrobić solidną dziurę w ścianie.
Powrót do góry Go down


Tristan Collins
Tristan Collins

Nieokreślony
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188
C. szczególne : Mnóstwo tatuaży, rozmierzwione włosy, czarne ciuchy - raczej typ oldschoolowy, aniżeli ten "na czasie"; umówmy się, moda lat 90 jest niepowtarzalna
Galeony : 54
  Liczba postów : 112
https://www.czarodzieje.org/t23383-tristan-collins
https://www.czarodzieje.org/t23386-tristan-collins-kuferek#802259
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyNie Lis 10 2024, 21:59;

Tristan naiwnie wierzył, że jakoś sobie poradzą. Sam nie był pewien, ile pamiętał z tych cholernych pełni i jak mógł pomóc Trevorowi, choć powoli docierało do niego, że wcale tej pomocy nie potrzebował. Dorastał, zmieniał się, a ich drogi coraz częściej zdawały się rozmijać, toteż krukon nie skomentował odpowiedzi brata, powoli kiwając głową na znak zrozumienia, by się zamknął. Tak było lepiej dla wszystkich, szczególnie że to właśnie starszy z Collinsów musiał w tej chwili zachować trzeźwość i rozsądek, byle nie dopuścić do krzywdy Benjamina, a i tu nie był pewien, czego ten się spodziewał.
Muzyk doprawdy niewiele wiedział, a jednocześnie tak bardzo pragnął odpowiedzieć na wszelkie wątpliwości, jakie targały całą trójką. Niby na horyzoncie tlił się dwudziesty czwarty rok, ale rzeczywistość była nader brutalna, przez co lawirował na pograniczu niepewności i własnego zwątpienia, kiedy świat raz za razem przypominał irracjonalną breję absurdu.
- Mogliśmy chociaż otoczyć teren jakąś rozgrzewającą kopułą, to jutro może nie byłby chory - stwierdził do Bazorego, zanim Trevor faktycznie opuścił dom. Ruszył mimowolnie za nim, ale coś zatrzymało go w pół kroku. Dziwnego rodzaju strach i niepokój, które niemal zatrzęsły męskim ciałem, zmuszając serce do gwałtowniejszych uderzeń.
Szukał rozwiązań, a jego myśli przypominały rozpędzone aetonany, które właśnie w tej jednej chwili o siebie uderzały. Wypuścił powietrze ze świstem, po czym przeniósł jasne spojrzenie na twarz przyjaciela najmłodszego Collinsa, nie chcąc jeszcze go osadzać w roli partnera, bo... Nie wiedział tego. Nie był świadomy ich relacji, tak jak powinien.
- Dajmy mu jeszcze chwilę i wyjdziemy do niego - zaproponował, układając sprytny plan. Był on jednak absurdalny, bo im bardziej zbliżał się do granicy swojej pomysłowości, w męskim umyśle pojawiały się kolejne wizje. Absurdalne i jeszcze bardziej niebezpieczne, choć niewątpliwym było, że Tristan szukał tak po prostu adrenaliny, dzięki której był w stanie zrzucić z siebie ciężar minionych wydarzeń.
Skinął głową na Benjamina, po czym znalazł się na zewnątrz. Obserwował brata w wilczej postaci, nieprzerwanie zaciskając dłoń na różdżce, gdyby ten postanowił ich zaatakować. Mierzyli się ślepiami uparcie, choć w postawie starszego z chłopaków nie było za grosz braku szacunku czy pogardy. Tliła się jedynie troska i współczucie, że akurat jego to spotkało.
Gdyby trafiło na Tima, to... Pomógłby mu jeszcze zaginąć w lesie, wszak nie znosił skurwiela, jak mało kogo.
- I jak ci się podoba? - zażartował pod nosem w kierunku Bena, spoglądając na niego kątem oka. - Mam nadzieję, że nie rozczarował się swoją włochatą formą... - spytał bez wyraźnego przekonania, wypuszczając powietrze z płuc z wyraźnym świstem, kiery zrobił krok w kierunku likantropa. - Nie wiem, co mu strzeli do głowy, ale wierzę, że nie spierdoli nam z tego ogródka... Weź lepiej złap za różdżkę - zaproponował, nie chcąc się przyznać, że chodziło o strach przed brakiem w pełni trzeźwego umysłu.
Cóż, może po tym wieczorze postanowi skorzystać z grupy wsparcia lub... Sięgnąć po butelkę czystej whisky.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyPon Lis 11 2024, 18:52;

Spojrzał na mężczyznę, komentującego pogodę za oknem, samemu będąc zdania, że wilkołacza gorączka miotająca Trevorem, całkowicie niwelowała konsekwencje temperatury poza domem. Jeśli Tristan nie planował paradować w samym gaciach, z tych chudymi nóżkami na wierzchu, mogli być spokojni, że żadne z nich nie wyjdzie z tego spotkania chorym.
Mimo to przytaknął skinieniem głowy starszemu Collinsowi, nie chcąc wdawać się w dyskusje o przypadłości chłopaka, w temacie której nie był przecież specjalistą. Nie wiedział czy takie rozwiązania w przeciągu ostatnich lat przemian, były przez nich wdrażane. Był przekonany, że zdecydowanie odpowiedniejsze będzie zostawienie sobie swojej opinii, niż dokładanie nią, dobrze chcącemu, Trisowi.
Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co miało się wydarzyć. Nie jeden dzień czytał, rozmawiał z Trevorem w bibliotece, analizował. Raz za razem w głowie odtwarzał obrazy z Komnaty Wspomnień, podczas których widział wilczą postać Collinsa. Choć miał pełną świadomość, że z ich trojga miał najmniejsze pojęcie o zdarzeniu, które miało mieć miejsce, to nie obezwładniało go to. Cokolwiek miało się wydarzyć, nie mógł być na to lepiej przygotowany i ta myśl dodawała mu pewnej odwagi, której na co dzień próżno było u niego szukać.
Obserwował przez okno przemianę, która chciała rozerwać młodego Krukona od środka. Nieme cierpienie rozpościerające się na twarzy likantropa było niczym przy anatomicznych zmianach, jakie zachodziły z każdą sekundą trwania tej udręki. Benjamin obserwował ruch mięśni o których istnieniu zapewne tylko nikle zdawał sobie sprawę do tej pory, by te obrazy mogły zaniknąć pod grubą warstwą szybko wyrastającej brązowej sierści. Nie poruszał się, pamiętają przestrogę Trevora by w tym najtrudniejszym czasie nie zbliżać się do niego. W domu Collinsów, za czterema ścianami nie czuł się wcale bezpieczniej niż gdyby stał obok, bo z pewnym trudnym do określenia niepokojem, coraz mocniej zdawał sobie sprawę jak wilkołacze oblicze Trevora wywołuje w nim fascynacje, zamiast leku, który w zaistniałych okolicznościach wydawałaby się zdecydowanie bardziej na miejscy. Bazorego myśli błądziły, skupiając się zarówno na niepodważalnych mękach likantropa, jak i tym, kto wyłonił się spod nich po pewnym czasie. Starał się zachować neutralne, chłodne oblicze, niepasujące do gonitwy myśli i emocji, przetaczającej się przez jego umysł. Dopiero kolejne słowa Tristana, sprawiły, że oderwał wzrok od tego, co było tak pochłaniające za oknem. Benjaminowi wydawało się, że dostrzegał niepokój na twarzy ciemnowłosego mężczyzny, to jednak nie alarmowało jego wewnętrznej, przesadnej ostrożności. Zdarzenie za oknem było straszne, nie dało się zaprzeczyć, ale takie właśnie miało być i w tym całym szaleństwie nie wydarzyło się nic nieplanowanego, więc nie uginał się pod naporem myśli, które budziły w nim te zdarzenia.
- Jasne. - odpowiedział krótko, nie spiesząc się by wyjść przed dom. Z jednej strony nie chciał by Trevor odebrał te powolność w działaniach jako niechęć, z drugiej pewne wyjście by stanąć twarzą w twarz z nim, również byłoby niepokojące. Benjamin miał w sobie pewien ciężar związany z widmem oceny każdego jego zachowania, które ponownie zaczęło w nim narastać, jak podczas rozmowy w altanie przed podjęciem decyzji o dołączeniu do dzisiejszego spotkania. Wtedy jeszcze nie podejrzewał, że drugą osobą, która równie czujnie będzie obserwować i oceniać każde jego posunięcie, będzie Tristan, co w całościowym rozrachunku tylko dokładało mu mentalnego balastu. Udał się za starszym Collinsem przed dom, pewien, że następne kilkanaście minut będzie zdecydowanie trudniejsze niż obserwowanie bólów przemiany.
Orzechowe teczówki uważnie przyglądały się wilkołakowi, spokojnie czekającemu na nich. Już wcześniej wiedział co zobaczy, a jednak widok żółtych ślepi, ogromnych zębów i lekko powiewającej sierści na wietrze, na nowo budził w nim przerażający zachwyt, tak dobrze znany z wizyty w komnacie. Nie sprawiało to, że czuł się swobodnie w otoczeniu tak niebezpiecznej istoty, ale niwelowało drżenie mięśni, chcących uciec przed potencjalnym zagrożeniem. Bazorego oddech pogłębił się, wibrując pod wpływem reakcji organizmu. Słyszał Tristana, zaczepiającego go lekko. Podejrzewał, że pytania kierowane w jego stronę nie były aktem życzliwości, jak zawsze, gdy ktoś chciał znać jego opinie na dany temat.
- Swoich braci również o to pytasz czy tylko mnie kopnął ten zaszczyt? - odbił pytanie, wyraźnie niechętnie nastawiony do tej rozmowy. Na pytanie "Jak ci się podoba?" w odczuciu Bena nie było dobrej odpowiedzi. Przyznając, że likantrop jest imponujący wyszedłby na nieostrożnego dziwaka ekscentryka. Zaprzeczając, mógłby zranić Trevora, który ich rozmowie się przysłuchiwał. Sądził, że Tristan doskonale o tym wiedział, zadając tak sformułowane pytanie.
Słysząc o różdżce, prychnął pod nosem, nie widząc powodu by po nią sięgać. Wyciągnięciem różdżki, pokazałby pewną nieufność względem likantropa. Nie chciał tego. Był zdecydowany ponieść konsekwencje tej decyzji niż sięgnięciem do kieszeni, wzbudzić negatywne emocje w młodszym Collinsie.
- Nie. - odpowiedział pewnie, decydując się zrobić kilka opanowanych kroków w stronę czekającego wilkołaka. - Poczekaj tam. - zaznaczył, by Tristanowi nie przyszło do głowy zatrzymywanie go.
Patrzył czujnie na Trevora, podchodząc bliżej. Nie znalazł w sobie tyle odwagi by podejść na wyciągnięcie ręki, ale znaczące zmniejszenie odległości miało dać do zrozumienia Trevorowi, że choć zdawał sobie sprawę z zagrożenia jakim likantrop był, to świadomie podjął to ryzyko i nie wybierał się nigdzie indziej z jego powodu.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyPon Lis 11 2024, 21:25;

W trakcie przeobrażania się nie słyszał ich wymiany zdań, zbyt zajęty powstrzymywaniem się przed popadnięciem w obłęd gdy wszystkie kostki, kosteczki, stawy, mięśnie, żebra zmieniały swój rozmiar i układ. To nie były wygodne warunki do nasłuchiwania rozmów toczących się za ścianą. Sekunda po sekundzie wracała mu przytomność umysłu. Nie czuł szoku związanego z dzikimi pragnieniami łowów i zatapiania zębów w ludzkim ciele. To była nieodłączna część tej nocy a zachowane świadomości było jasnym dowodem, że trucie się akonitem przynosi oczekiwany efekt. Nie drżał już z zimna bo był pokryty grubą warstwą futra - dzisiaj odnosił wrażenie, że ma go na sobie więcej niż zazwyczaj… choć nie był tego pewien bo musiałby obejrzeć się w pełnej krasie. Oswojenie się z nowym sposobem odbierania świata zajęło mu około minuty. Mentalny skowyt udręki i zmęczenia psychicznego odkładał na poranek, który był jego prywatnym okresem gdzie twarz mogła wyrażać wszystko to, co sądzi o comiesięcznym zwłochaceniu - nie było wówczas miejsca na żarty czy udawanie, że wszystko jest okej. Skupiał się teraz na docierających do uszu ostatnich zdaniach chłopaków. Słuch miał wyśmienity więc bez problemu rozróżniał szumiące słowa, które z każdą chwilą zbliżały swoje źródło, gdy wyszli na zewnątrz, niosąc za sobą zapachy i ciepło płynące z mieszkania. Słysząc słowa swojego brata, sugerującego zaopatrzenie się w różdżki, jak i przypuszczenia odnośnie rozpierdalania czy spieprzania z ogródka skomentował gardłowym warknięciem. Czuł się pomijany w rozmowie, mimo że nie mógł odpowiedzieć słowami. Wyczuwał zapach Tristana i czuł w tych odmętach aromatów… stres, zmartwienie, niepewność… nie był pewien czy dotyczyło to tej nocy czy ogólnie powrotu do domu. Nie ukrywał się ze zbieraniem informacji z powietrza. To też sprawiło, że postanowił mu nieco odpuścić i zaprzestać barwnego “komentowania” niektórych jego wypowiedzi. W gardle i pod ślepiami czuł swędzenie zwiastujące potrzebę solidnego ziewnięcia. Zacisnął zębiska aby nie demonstrować ich chłopakom bo wątpił aby mieli ochotę zapoznawać się z układem jego kłów. Zamrugał gdy Benjamin nakazał Tristanowi siedzieć na dupie… znaczy nie użył takich słów lecz wydźwięk był chyba ten sam. Włochate trójkątne uszy wilkołaka poruszyły się a brązowy ogon pojedynczo i powoli poruszał się od lewej do prawej… gdy Benjamin zmniejszał dystans. W jego oczach miał niebieskie włosy, srebrną skórę z lekkimi żółtymi poblaskami w zgięciach ubrań. Wyraźnie słyszał jego puls i widział lekko napiętą żyłkę na skroni. Zawiał wiatr i przyniósł w jego stronę powiew zapachu. Przechylił lekko łeb na znak, że odbiera przesłanie i nie zamierza się gwałtownie zrywać… choć pozycja leżenia była nudna dla stworzenia przeznaczonego do szaleńczego ruchu. Nie był pewien co od niego tak dokładnie wyczuwa. Nie potrafił rozpoznać wyraźnego zapachu strachu bo ten był stłumiony, jakby ukryty głęboko pod warstwą ubrań. Przeniósł wzrok na jego buty, które zatrzymały się dosyć daleko, jakby trafiły na niewidzialną barierę. Nim się powstrzymał, z jego gardła wydostał się ni to warkot ni to skomlenie. Coś na kształt stłumionej krzyżówki obu dźwięków, co w jego przypadku musiało oznaczać zniecierpliwienie. Nie był pewien jednak czy zostanie to dobrze odebrane więc zamilkł. Odczekał minutę zanim wyprostował łapę w stawie, opierając jej wnętrze o ziemię, lekko zatapiając się tam krańcami pazurów, jakby ubita ziemia była roztopionym masłem. Po chwili zrobił to samo z drugą, cały czas nie spuszczając z oka Benjamina. O Tristana się nie martwił, przecież znał zasady. Kolejne kilkanaście sekund zwlekania zanim podwinął tylną łapę i powoli podniósł się do klęczka, opierając staw łokciowy o kolano. Był wysoki i szeroki, nawet teraz, gdy jeszcze nie podniósł się do pełnego pionu. Słyszał bicie serca chłopaków ale też i własne, szybsze, głębsze. Pochylił łeb niżej, tak do wysokości mostka Benjamina, czekając aż ten zrobi ten śmielszy krok. Samodzielnie nie zbliżał się do niego aby zapach strachu nie zaczął w nim dominować… choć gdyby pozwolono mu na wszystko to zapewne zataczałby siódme kółko wokół jego sylwetki albo pokazywał mu Dolinę Godryka z najwyższej gałęzi dębu. Oddychał głośno a dźwięk ten przypominał zwierzęce sapanie. Wystarczyło podejść bliżej aby wyczuć od tej postaci Trevora wyrazisty zapach piżma, który wydawał się wydzielać spomiędzy każdej wolnej przestrzeni między kłębami brązowego futra. Jak na swoje dotychczasowe pełnie to dzisiaj nad wyraz mocno się pilnował nawet z najdrobniejszymi odruchami. Wymagało to sporo skupienia więc nie było opcji aby tej nocy miał się rozluźnić.
Powrót do góry Go down


Tristan Collins
Tristan Collins

Nieokreślony
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188
C. szczególne : Mnóstwo tatuaży, rozmierzwione włosy, czarne ciuchy - raczej typ oldschoolowy, aniżeli ten "na czasie"; umówmy się, moda lat 90 jest niepowtarzalna
Galeony : 54
  Liczba postów : 112
https://www.czarodzieje.org/t23383-tristan-collins
https://www.czarodzieje.org/t23386-tristan-collins-kuferek#802259
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptySro Lis 13 2024, 21:07;

Tristan nie dawał się poznać, nie tak jak mogli oczekiwać tego ludzie, bo uciekał od nich. Wolał  błąkać się po bezkresie kolejnych zakamarków świata, zamiast ofiarować komukolwiek namiastkę siebie. O, ironio - nie był w tym wszystkim introwertykiem. Kochał ludzi i ich obecność, a jednocześnie wariował od jej natłoku, dlatego zapijał alkoholem każdą silniejszą emocję, tak jak i lęk przed przywiązaniem, bo dopóki nie poznał Elsie, każdy aspekt rzeczywistości wydawał się prostszy.
Imprezy. Dziewczyny. Nawet ta pieprzona nauka, która otwierała mu drzwi do przyszłości, ale on tęsknił za beztroską, swobodą i prozaicznym szczęściem, które złośliwy los wyrwał mu spomiędzy palców.
Pamiętał też tamten wyjazd, gdy Trevor został ranny, a on nie mógł zrobić już nic, co ułatwiłoby bratu życie i funkcjonowanie pod postacią bestii, bo przecież tym dla Ministerstwa byli likantropi. Przeklinał się w myślach za każdym razem, ale też nie potrafił ukryć złośliwej natury względem młodszego brata, wszak to przychodziło naturalnie, tak jak i brak myślenia o konsekwencjach, czy mógł go jakkolwiek zranić. Wierzył, że nie, choć najmłodsza latorośl Collinsów raczej nie okazywałaby mu tego, lecz czy aby na pewno?
- Moi bracia wiedzą jak wygląda - wywróciła teatralnie oczami, nie zdając sobie sprawy, jakie myśli mogły towarzyszyć Benjaminowi.  Frazesy, które uleciały spomiędzy ust muzyka nie były niczym zdrożnym i nieodpowiednim. Nie podszywał ich typową ciekawością, a jedynie próbował mu uświadomić, że pewne rzeczy nie są tak łatwe i oczywiste. Może jednak pomylił się w ocenie Bazorego, jakoby ten zamarzył o ucieczce?
Serce zakołowało w piersi młodego mężczyzny, gdy raz za razem przyglądał się bratu. Stał w bezruchu, nie chcąc na razie się zbliżać, bowiem ryzyko było duże, a nie zamierzał stawać się powodem, dla którego Trev postanowi ukryć się przed całym świata, bo swojego ukochanego brata wysłałby do samego diabła. Krukon z dystansem stawiał kolejne kroki, mając niemą nadzieję, że to wszystko zaraz dobiegnie końca, lecz na to się nie zanosiło, stąd strach szarpnął nieco mocniej smukłym ciałem bruneta, a wiatr zatańczył pod jego koszulką, tworząc na skórze wyraźny zarys chłodu.
Nie zdążył zareagować, gdy Ben postanowił zadziałać po swojemu. Zaklął siarczyści - szczycąc się refleksem leniwca, bo nie zdążył złapać jego nadgarstka, by zatrzymać ten szaleńczy pomysł. Mimowolnie schował różdżkę za paskiem spodnie, po czym podniósł dłonie w geście kapitulacji, gdyby właśnie w tym momencie do głowy wilkołaka strzelił szaleńczy pomysł przypomnienia - kto tu rządził. W obecnej chwili odpowiedź była tylko jedna.
Nie poruszył się. Tkwił w jednym miejscu, uważnie przypatrując się całej sytuacji, dlatego kiedy nie działo się nic, co mogłoby zagrażać jednemu i drugiemu, zbliżył się o krok, ale nie zrobił nic więcej. Jego mięsień w klatce piersiowej nadal pulsował, jakby właśnie ukończył maraton, a tak naprawdę zmagał się z ironią własnego strachu, który przypomniał mu o przeszłości, jaką skrupulatnie starał się pogrzebać.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyCzw Lis 14 2024, 17:50;

Spodziewał się nie otrzymania kolejnego dnia tytułu "Najlepszego towarzysza pełni" od któregokolwiek w Collinsów, będąc z perspektywy jednego nierozważnym, a dla drugiego zbyt mało śmiałym w swoich działaniach. Odczuwał ogromny dysonans panujący między ostrożnym do granic możliwości Tristanem i wilkołaczą formą Trevora, która warknięciami przypominała Benjaminowi o tym, że powinien dać z siebie więcej. Czy potrafił? Nie był do końca pewien.
Zignorował dalszą rozmowę o przyglądaniu się Trevorowi, choć miał już z tyłu języka niemiły komentarz o tym, że we wsobnych rodzinach to zapewne nazywa się "wtorek". Musiał z nim poczekać. W tamtym momencie był na najgorszej pozycji do ubliżania komukolwiek, zwłaszcza w tak delikatnych tematach jak więzy rodzinne. W gruncie rzeczy nie szukał sobie nowego wroga, a zgryźliwość byłaby jedynie pokazaniem tego jak trudno było mu odnaleźć się w zaistniałej sytuacji, w której oboje patrzyli na niego wilkiem.
Zrobienie kilku kroków w stronę likantropa nie sprawiło, że poczuł się bardziej pewnym. Wyraźniej odczuwał obecność jego majestatu, zwłaszcza, gdy on zaczął się podnosić. W groźnym na pozór pysku dostrzegał emocje, których obecność nie była dla niego zrozumiała. Nie wiedział czy to czujne obserwowanie go było poganiające, mówiące "no miejmy już to za sobą, potrzebuje pobiegać", czy jedynie chcące zachęcić go do zrobienia kolejnych kroków w jego stronę. Nie był behawiorystą, nie był nawet bliski chęci poznawania innych stworzeń niż ludzie... Choć za nimi też nie przepadał. Zostanie w połowie drogi nie wchodziło w grę. Jedną z opcji, którą miał w głowie, dało się sprawdzić, druga - nie była zależała od niego. Jeśli po kolejnym kroku lub dwóch, Trevor odwróciłby się na pięcie by pobiec gdzieś w dal, nie miałby do niego żalu. Benjamin musiał zacisnąć zęby, decydując się na śmielsze działania, by później nie mógł zarzucić sobie, że zrobił za mało, obawiając się najgorszego.
Serce waliło w trzewiach jak oszalałe, choć Benjaminowi zdawało się, że jedynie uwiera go ono gdzieś w klatce piersiowej. Czuł suchość w ustach, które z powodu stresu zapomniały jak powinny funkcjonować. Czuł jak włosy jeżą mu się na głowie, choć zapewne nie zmieniły swojego ułożenia nawet o milimetr. Jesienne zimno, które wcześniej mogło mu jeszcze doskwierać, teraz umykało jego zmysłom, przysłonięte szybszym krążeniem krwi i tym, że z każdym krokiem czuł bijącą od likantropa wyższą temperaturę. W rytm ciężkich oddechów Trevora, stawiał kolejne kroki. Benjamina dłonie lekko drżały, nie z przerażenia, a z przejęcia tym, jaki gest zamierzał wykonać. Niecierpliwe dźwięki słyszane w tle, omijały jego głowę, nie przyjmowane do świadomości przez zdominowaną odczuciami głowę. Ostatecznie stanął oko w oko z ogromnymi ślepiami za którymi kryła się osoba Trevora Collinsa.
Z zapartym tchem wyciągnął przed siebie dłoń, bladą, dygoczącą i niepewną.  Przesunął ją nienachalnie w stronę grzbietu pyska Trevora, ostatecznie opierając jej wewnętrzną część powyżej nosa. Futro drażniło końcówki nerwowe, ciepły oddech likantropa wyraźnie wyczuwał na nadgarstku, a chwila choć krótka, była dla Bazorego wyjątkowo obciążająca. Walczył z każdym odruchem chcącym wycofać się przed potencjalnym zagrożeniem, w myślach i sercu odwołując się do tego jak ogromnie zależało mu na Trevorze. Nie było to łatwe, ale z każdą kolejną myślą dawało lepsze rezultaty niż racjonalizowanie postaci likantropa wcześniej zdobytą wiedzą. Z zapamiętaną czułością przesunął dłonią po grzbiecie włochatego pyska. Choć miał świadomość, że powinien znaleźć w sobie jakieś mądre słowa, którymi da znać Trevorowi i Tristanowi, że wszystko było w porządku, nie potrafił. Przytłoczony chwilą, liczył na to, że to któryś z Collinsów zrobi kolejny ruch, mający jakoś zniwelować istniejący między braćmi dysonans.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyCzw Lis 14 2024, 21:11;

Przekleństwo Tristana zagłuszyło na moment coraz szybsze bicia ich serc. O ironio, jego własne zaczęło się uspokajać gdy uzmysłowił sobie, że nie ma nawet najmniejszej opcji aby wydostał się z niego jakikolwiek nieplanowany ruch. Wspiął się na wyżyny władzy nad swoim ciałem. Skupiał się na każdym detalu wilkołaczego ciała, rozpychając w sobie maksimum człowieczeństwa a dzikość zamykając na cztery spusty na dnie umysłu. Czuł w sobie te wszystkie silne pragnienia aby skoczyć, zawyć, polować i łowić… ale nie miały znaczenia w chwili gdy Benjamin wyciągnął w jego stronę dłoń. Zamknął paszczę, nieumyślnie sapiąc jak dziki i uciszył swój oddech, pokazując, że potrafi się uspokoić. Każdy detal ciała był spięty i kontrolowany - nawet ogon znieruchomiał w kształcie wyjątkowego zaintrygowania daną sytuacją. Odnalazł w sobie mnóstwo samozaparcia i siły, których nie podejrzewał, że mógłby posiadać. Tak bardzo zakochany był w Benjaminie, że jego osoba i obecność motywowały go aby dać z siebie maksimum. Dudnienie serca chłopaka zdradzało to, czego nie mówiły czarne oczy. Drżąca ręka pachniała obawami. Dotyk na pysku wywołał zamknięcie ślepi i dosyć szybko następujący gardłowy pomruk aprobaty. Jego głos wibrował w gardzieli a tłumiony przez zamknięty szczelnie pysk nabierał rzadkiego wydźwięku - takiego jakiego nawet Tristan nigdy nie mógł usłyszeć z jego osoby. Z największą delikatnością i powolnością obniżył nieco pysk, w powietrzu obracając go lekko na bok, wabiąc dłoń Benjamina bliżej czoła porośniętego gęstym zimowym futrem. Teraz rozumiał niepewność chłopaka. Ben poznawał wszak ludzi poprzez obserwację a tutaj… mógł czuć się niczym ślepiec. Nie miał niestety sposobności aby przypomnieć Tristanowi, że miał “tłumaczyć” wilkołaczą postawę. Tak bardzo skoncentrowany był na cieple bijącym z Benjamina, że nie otworzył nawet jednego ślepia by łypnąć nim na brata. Napawał się nieruchomo obecnością ludzkiej dłoni tak blisko jego paskudnej odsłony. Wsłuchiwał się w szum krwi chłopaków, który teraz tworzył ciekawy dźwięk. Otworzył powoli powieki aby popatrzeć z bliska na twarz Bena. Nie potrafił poprawić swojej mimiki, tak bardzo ograniczonej ostrym uzębieniem i kolorem tęczówek. Próbował więc wpatrywać się weń łagodnie, jakby nie był trzymetrowym wilkołakiem o żółtym spojrzeniu. Czasem trójkątne uszy obracały się, wyłapując dźwięki otoczenia lecz większość uwagi była tutaj, między nimi. Kończyny drętwiały od pochylonej nieruchomej postawy lecz był w stanie jeszcze trochę wytrzymać. Oparł oba łapska o ziemię, aby stabilniej się podeprzeć. To też pokazywało, że pełny księżyc gotował jego krew i skłaniał do sporadycznych zmian pozycji.
Powrót do góry Go down


Tristan Collins
Tristan Collins

Nieokreślony
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188
C. szczególne : Mnóstwo tatuaży, rozmierzwione włosy, czarne ciuchy - raczej typ oldschoolowy, aniżeli ten "na czasie"; umówmy się, moda lat 90 jest niepowtarzalna
Galeony : 54
  Liczba postów : 112
https://www.czarodzieje.org/t23383-tristan-collins
https://www.czarodzieje.org/t23386-tristan-collins-kuferek#802259
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyPią Lis 15 2024, 22:09;

Tristan był kompletnie zagubiony.
Nie pamiętał wielu rzeczy, tracąc kontrolę nad samym sobą i swoimi emocjami. Chciał dla obu chłopaków dobrze, ale czuł, że kompletnie ich zawodził, bo dla niego spotkanie z likantropem zawsze było pewnego rodzaju przeżyciem, pełnym nieufności i emocji tak sprzecznych, że nie był w stanie ich nazwać w sposób racjonalny.
Towarzyszyło mu nieodparte wrażenie, że zawodził Trevora, dlatego drgnął nagle, gdy dostrzegł jak Ben coraz bardziej się zbliża do jego brata. Brata, który aktualnie był wilkołakiem, dlatego mimowolnie zrobił kilka kroków w ich stronę, nie dowierzając irracjonalności zachowania krukona, bo ponoć cała trójka należała do grona rozsądnych, ale czy aby na pewno? Nie był już niczego pewien.
- Jesteś pewien, że wiesz co robisz? Pytam, wszak może tamte szoty za mocno ci uderzyły do głowy i pozbawiły zdrowego rozsądku? - szepnął w kierunku Bena, nie brzmiąc na rozdrażnionego czy przerażonego. Była w nim troska, której nie potrafił na co dzień okazywać, domyślając się, że oboje zinterpretują to źle, dlatego pospiesznie wyprostował się, próbując zapanować nad szybko bijącym sercem i płytkim oddechem. - Eliksir tojadowy działa, ale zawsze coś może pójść nie tak - wzruszył ramionami, wzdychając nieco ciężko, a następnie schował różdżkę za paskiem czarnych spodni.
Wolnym krokiem ruszył w kierunku drewnianego stołu, na którym przysiadł i wyciągnął papierosy. Musiał poczuć nikotynę w płucach, dając sobie czas na przemyślenie wszystkiego, a także ofiarowując przestrzeń im, której ewidentnie potrzebowali. Zrozumiał, z jakiego powodu i nie był pewien, czy należało teraz przeszkadzać. Trevor otworzył się i pokazał drugie oblicze, które choć starszy Collins znał, to nie wiedział - co mógł myśleć Bazory. Dla nich to miało większą wartość, szczególnie jeśli faktycznie zrodziło się między nimi uczucie. Oczywiście, krukon nie mógł ukryć zaskoczenia, ale cieszył się szczęściem młodszego brata, który zasługiwał na wszystko co najlepsze. Chociaż jeden.
- Kurwa, no ciekawy obrót spraw... - mruknął jeszcze do siebie, zaciągając się papierosem, nie do końca będąc świadomym, że te słowa faktycznie uleciały w eter. - Jak to się już skończy, będziemy musieli mu trochę pomóc - dodał nieco głośniej, po kilku chwilach zupełnie zamierając w bezruchu, przyglądając się całej scenie, która niemało go zaskakiwała.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyPią Lis 15 2024, 23:29;

Czy był odważny? Nieszczególnie. Gdyby tak było, zapewne jego szaty nosiły by się kolorami czerwieni i złota. Taki powinien być właśnie na tym spotkaniu, gdy to jego każdy ruch był tak bacznie obserwowany przez likantropa. Na co dzień wewnętrznie kpiąc ze śmiałości dzieci domu Godryka Gryffindora, teraz w jakiś sposób żałował, że nie jest jednym z nich. Takim niekoniecznie inteligentnym chłopakiem, który widząc zagrożenie, bez zawahania stawał mu na przeciw W Benjamina mniemaniu to właśnie by sprawiło, że wszystko potoczyłoby się dobrze, nawet jeśli obecny stan rzeczy, był również nie najgorszy.
Stał przez Trevorem, którym pod jego dotykiem wyraźniej się zmieniał. Wydawał z siebie dźwięki, których nie potrafił zinterpretować, dopuszczając do siebie tylko niektóre z nich. Obracał wielki pysk, pokazując gdzie, nieco już pewniejsza, dłoń powinna się znajdować. Bazory przesuwał ją wedle życzenia likantropa, a z każdą minutą również nieco bardziej oswajał się z sytuacją w której właśnie się znajdował. Wyczuwał każdy swój oddech, który wcześniej wstrzymany, teraz był płytszy niż powinien. Do jego głowy zaczęły dochodzić emocje, które wcześniej tłumione obawami, teraz miały przestrzeń by rozgościć się w jego głowie. Przede wszystkim zaczęło docierać do Bazorego jak wyjątkowa była chwila, którą właśnie przeżywali. Nie dlatego, że niewielu mogłoby pochwalić się tak bliski spotkaniem z wilkołakiem niezakończonym śmiercią. Czuł ciepło rozchodzące się po jego policzkach, którego nie spodziewał się doświadczyć w tak specyficznych warunkach. Serce wciąż biło jak oszalałe, ale nie sądził by ocenie działo się to za sprawą głęboko skrywanego strachu. Nie potrafiąc samemu zinterpretować tych informacji z ciała, więc sądził, że Trevorowi również one niewiele powiedzą. Trwał w tamtej chwili dłużej, przynajmniej do momentu w którym nie doszedł go głos Tristana, zadającego pytanie, które nie było nieuzasadnione. Odwrócił głowę na chwilę wypowiedzi w stronę zmartwionego starszego z braci.
- Tak, wszystko pod kontrolą. - mówił, choć jego wcześniejsza ostrożność wcale przecież na to nie wskazywała. Przychodząc na spotkanie nie przewidywał takiego rozwoju spraw, ale skoro komunikacja miedzy braćmi w jakimś stopniu zawiodła, musiał radzić sobie z tym co wiedział i czuł, tak by ostatecznie nie zawieść Trevora.
Wracając spojrzeniem do żółtych ślepi, miał już nieco jaśniejszy umysł. To pozwoliło mu baczniej przyjrzeć się liknatropowi. Skompresowanie prawie trzymetrowego cielska tak by głowa wilkołaka znajdowała się na odpowiedniej do dotyku wysokości, wyglądało nawet dla kogoś tak nieobeznanego jak Bazory, nienaturalnie. Brak ruchów ogona, spięta sylwetka, wstrzymywany oddech był jasnym dowodem, że Trevor równie mocno walczył z odruchami. Budziło to pewien wewnętrzny sprzeciw w brunecie. To nie powinno tak wyglądać, skoro miał poznać te naturę wilkołaka. Zrobił krok do tyłu, decydując się zabrać dłoń z włochatego pyska.
- Wyprostujesz się? - spytał niezbyt jasno precyzując to, co nim kierowało. Przez myśl mu przeszło, że gdyby nie jego obecność pewnie teraz Trevor wspinałby się po klifach albo biegał po dzikich fragmentach rezerwatu. Był w ruchu, przeżywał przygodę, która jakoś rekompensowałaby mu trudy przemiany. Nie mógł z tym konkurować. Miał jednak nadzieje, że po pewnym czasie likantrop sam dojdzie do wniosku, że tkwienie w ogródku nie jest dla niego najlepszą formą spędzania tego czasu.
Czując znajomy zapach tytoniu, nie musiał patrzeć w stronę Tristana by wiedzieć co działo się za jego plecami. Gdyby miał możliwość, teraz pewnie samemu paliłby szluga za szlugiem, zatapiając w dymie każdy niechciany przez siebie odruch. Miał jednak teorię, że w tej postaci mogłoby to rozdrażnić Trevora, czego za wszelką cenę wolał uniknąć, dlatego nie zabrał nawet jednego z sobą.
- Wiem. Masz wszystko przyszykowane? - myślał oczywiście o jakiś ubraniach, eliksirach czy płynach, które będą im za kilka godzin potrzebne. Skoro Bazoremu nie zostały one przekazane, wydawało mu się logiczne, że Tristan będzie wiedział gdzie dokładnie się znajdowały. Był jeszcze na to czas, tak samo jak na rozpalenie ogniska, o którym wcześnie w wiadomościach został poinformowany.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptySob Lis 16 2024, 00:24;

Teoretycznie mógłby narzekać w chwili obecnej na bezpodstawną nadmierną ostrożność Tristana lecz w gruncie rzeczy wiedział, że jest ona konieczna. Nie daj Merlinie, gdyby była zaniechana w najgorszym momencie, czyli w chwili gdy eliksir tojadowy od O’Malleya miał dostatecznie mocno nie zadziałać. Nie chciał teraz zaprzątać sobie tym głowy bo nie daj Merlinie, musiałby przyznawać na głos bratu rację… a że komunikacja nieco kulała to nie zamierzał teraz zgadzać się z jego słowami. Zrobi to jutro, gdy odzyska swój normalny głos. Cieszyło go, że Benjamin uznał, że wszystko jest pod kontrolą bo to znaczyło, że nie planował uciekać gdzie pieprz rośnie. Nie czuł stricte ciepła płynącego z jego dłoni wszak gęste futro robiło swoje lecz sam zapach i wsłuchiwanie się w przyspieszone bicie serca było fascynujące. Głos Bena był spokojny a przecież jeszcze trochę drżała jego dłoń, jeszcze wstrzymywał oddech, spinał się… to mu podpowiadało, że chłopak kontroluje mimikę i głos bardziej niż mógł sobie to dotychczas wyobrażać. Chcąc nie chcąc zaczęło go drapać w nosie od intensywnego zapachu papierosów, które czuł jakby Tristan dmuchał mu prosto w pysk. Dlatego więc, gdy tylko Benjamin się cofnął, podniósł łapę i potarł pysk pazurami aby zetrzeć sprzed nosa ten zapach. Jeszcze parę lat temu, gdy był piętnastoletnim podlotkiem poranił sobie w ten sposób pazurem twarz z powodu kiepskiego wyczucia siły. Na szczęście dziś obyło się bez szkód bo wtedy Tristan padłby chyba na zawał. Na moment wywalił jęzor na bok aby tym samym odzyskać trochę swobodnego oddechu, który formą dyszenia czy sapania mógł być odpychający… nie wspominając, że zapach z gardzieli nie był przybliżony do aromatu fiołków. Nie rozumiał dlaczego Benjamin chce zobaczyć go spionizowanego lecz zesztywniałe stawy błagały go o ruch. Musiał się z nim zgodzić. Cofnął się jeszcze o dwa metry i dopiero wtedy ciężkim krokiem podniósł się na dwóch łapach, prostując przy tym szeroki tułów - z przodu odrobinę mniej włochaty niż na grzbiecie. Wydawało się jakby zaczął wypełniać dużą część ogródka. Zdążył odwrócić pysk na bok i dopiero wtedy uległ potężnemu ziewnięciu zwieńczonemu głośniejszym zamknięciem szczęki. Nie spieszyło mu się pokazywać chłopakom swój zgryz. Nabierając odwagi pozwolił sobie przejść na dwóch nogach bliżej Tristana i poruszał przy tym ogonem, co musiało wystarczyć jako uśmiech. Kilkoma tłumionymi językiem warknięciami i gestami łap pokazywał mu nieczynną i zabudowaną od wielu lat studnię. Irytowało go, że musi prosić o pomoc bo wolałby poradzić sobie sam. Obiecał sobie (a może im?) że nie wyjdzie poza ogródek więc musiał bazować na tym, co znajdował w okolicy. Podszedł do tej studni i stał tam jak kretyn, z jęzorem ułożonym na boku pyska, dysząc przy tym wymownie jakby próbując wytłumaczyć bratu o co mu chodzi. Przeniósł ślepia na Benjamina i gdy tylko to zrobił, zamknął paszczę jakby wstydząc się swojego uzębienia. Ba, znów uspokoił oddech i opuścił górne łapy wzdłuż tułowia. Bardzo pragnął położyć się obok Benjamina, pokazać mu, że naprawdę nie ma czego się obawiać lecz potrzeba rozprostowania kości była zbyt silna i dopiero gdy Tristan zrozumie przesłanie, będzie mógł wrócić blisko Bena aby sycić się jego zapachem i obecnością. Póki co dawał mu przestrzeń aby oswoić się z poruszającą się po ogródku i komunikującą trzymetrową bestią. Poganiał niegłośnym warknięciem drugiego Collinsa i przestąpił z nogi na nogę. Gdyby chciał to raz dwa odkopałby studnię lecz nie o to mu wszak chodziło. Czas sprawdzić ile Tristan pamiętał z odczytywania mowy ciała.
Powrót do góry Go down


Tristan Collins
Tristan Collins

Nieokreślony
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188
C. szczególne : Mnóstwo tatuaży, rozmierzwione włosy, czarne ciuchy - raczej typ oldschoolowy, aniżeli ten "na czasie"; umówmy się, moda lat 90 jest niepowtarzalna
Galeony : 54
  Liczba postów : 112
https://www.czarodzieje.org/t23383-tristan-collins
https://www.czarodzieje.org/t23386-tristan-collins-kuferek#802259
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyNie Lis 17 2024, 21:25;

Stan umysłowy Tristana wskazywał raczej na głębokie zmęczenie i zerową świadomość terenu, a także problemów, które mogły wynikać z nieuwagi. Lawirował bezgranicznie pomiędzy światem żywych i martwych, jakby nie do końca będąc świadomym tego, co można było oczekiwać od innych, bo od siebie - miał wrażenie - nie dawał kompletnie nic. Był bezsprzecznie zagubiony i czuł to coraz intensywniej, gdy spoglądał na swojego brata, we wspomnieniach odnajdując tamten przeklęty wyjazd, który tak wiele zmienił. Niedługo później pojawiła się także wizja Tima; łajdaka, do którego żywił jeszcze więcej żalu niż do ojca, ale jednocześnie najbardziej żywił urazę do siebie, że zniknął - nie widząc innej perspektywy na poukładanie spraw, które połamały doszczętnie jego serce.
Wierzył wszak w dziwnego rodzaju powracające dobro. Sądził, że nic złego nie zdoła go spotkać, a mimo to zderzył się z kompletną ścianą i z trudem przyjął fakt, że breja emocjonalności pochłaniała go bez reszty, zalewając płuca - odbierając świadomość i trzeźwość umysłu. Wyzbył się resztek godności przed kilkoma tygodniami, gdy nos piekł od kolejnego proszku, a w żyłach krążył alkohol. Przelewał się on przez niego raz za razem, dając ukojenie, jakiego pragnął, bo nikt nie wiedział, ale i nie wierzył, że kogokolwiek mogło obejść to, jak bardzo potarganą posiadał duszę,
łaknąc dozy obecności, o którą nie umiał prosić.
Spoglądał więc teraz na Trevora i Benjamina, w pełni skupiając swe bystre spojrzenie na przyjacielu i młodszym bracie. Analizował każdy aspekt, zaciągając się raz za razem papierosem, aż wreszcie odrzucił od siebie niedopałek. Słowa Bazorego wcale go nie uspokoiły, a przynajmniej nie tak, jak mógł tego wymagać.
Wszystko pod kontrola - brzmiało dość irracjonalnie, lecz Tristan spróbował wziąć to za pewnik, odpuszczając dalsze dywagacje. Wierzył, że tak będzie łatwiej i lepiej dla każdego, bowiem im dalej brnął w niepewność, tym więcej wątpliwości zatrudniało jego serce, które już i tak biło w znacznie spowolnionym rytmie.
- Accio - przywołał do siebie koc, który leżał na sofie, a następnie przygryzł nerwowo policzek. - Tak, eliksiry wzmacniające są na szafce przy łóżku Trevora, jedzenie też jest zrobione, a... Najważniejsze jest, żeby nie dopuścić do tego, by się wyziębił po w s z y s t k i m - dodał niemrawo, spoglądając na to co robił likantrop.
Starszy Collins miał ochotę uderzyć głową w mur, gdy dotarło do niego, że najmłodsza latorośl ich rodziny była spragniona.
Zsunął się z niezbyt wygodnego siedziska, podchodząc do studni i czujnie obserwując wilkołaczą postać. Ciekawiło go, czy przez myśl mu przeszło, żeby wepchnąć młodego mężczyznę do środka, gdzie usłyszeliby tylko plusk, ale skoro nie stało się to przez ostatnich kilka sekund, gdy ten wyciągał w drewnianym wiadrze wodę, zapewne nie miało nadejść po ulżeniu mu i jego pragnieniu.
- Robiliśmy to tyle razy, a zawsze czuję się, jakby nie wiedział - z czym się zmagam - przyznał przed samym sobą, wyciągając przedmiot z wewnątrz z rezerwuaru wodnego, po czym położył go przed Trevorem. Uniósł na niego wzrok, odsuwając się nieznacznie, bo niezgrabność wilczego wcielenia zdawała się czasami nie tyle urokliwa, co nieco niefortunna, a przecież musieli pozostać tutaj jeszcze przez jakiś czas.
Nie wiedział jednak, czy aby na pewno spełnił prośbę brata, tym samym pogrążając się nadal w rozmyślaniach na temat tego - czy przyjął nowy przydomek debila, czy nadal pozostawał tylko idiotą.
Powrót do góry Go down


Benjamin O. Bazory
Benjamin O. Bazory

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
C. szczególne : wolisz nie wiedzieć
Galeony : 391
  Liczba postów : 843
https://www.czarodzieje.org/t23206-benjamin-o-bazory#788335
https://www.czarodzieje.org/t23208-b-o-b#788340
https://www.czarodzieje.org/t23207-benjamin-o-bazory#788293
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyPon Lis 18 2024, 20:34;

Przyglądał się jak Trevor idzie w stronę studni, po czym krótkim warknięciem zwraca na siebie uwagę brata. Nie sądził by był im przy studni potrzebny, widząc, że Tristan wie jak pomóc swojemu młodszemu bratu. Nareszcie mógł odetchnąć, nie będąc w centrum zdarzeń. Jego tętno powoli wracało do normy, tak samo jak oddech, przez którego niedobór lekko kręciło mu się w głowie. Przesunął dłoń po twarzy, jakby w ten sposób mógł zdjąć z niej zmęczenie, które momentalnie dało o sobie znać. Musiał czymś zająć ręce, jeśli miał potowarzyszyć im dłużej niż do północy.
- Jasne. - odpowiedział krótko Tristanowi, który wystarczająco odpowiedział na jego pytanie by nie musiał nim dalej zaprzątać sobie głowy.
Wybór padł na wciąż nierozpalone ognisko z którym spodziewał się sobie poradzić. Brzozowe gałązki ułożone w najzwyklejsze stożkowe ognisko, jasno sugerowały, że są gotowe do rozpalenia. Sięgnął po różdżkę, zerkając odruchowo w stronę wilkołaka, który jasno określił by nie rzucać przy nim zaklęć. Westchnął, nie wiedząc, czy tyczyło się to również ogniska. Chwilę zajęło mu by przypomnieć sobie, że na dnie torby miał zwykłe, mugolskie zapałki, które zręcznie "Accio" szybko do niego przywołało. Pozostało mu jedynie za pomocą jednej, podpalić leżące wśród gałęzi, kawałki kory.
Przyjemne ciepło uwolniło się spomiędzy drewna, a niewielkie stróżki światła jasno pokazywały, że mógł nie martwić się o ogień, przynajmniej przez jakiś czas. Usiadł niedaleko, przyglądając się jak Tristan, tymi swoimi patykowatymi rączkami, wyciąga wiadro ze studni.
Powrót do góry Go down


Trevor Collins
Trevor Collins

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 396
  Liczba postów : 733
https://www.czarodzieje.org/t23177-trevor-collins
https://www.czarodzieje.org/t23187-poczta-t-c#787337
https://www.czarodzieje.org/t23179-trevor-collins-kuferek#787058
Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8




Gracz




Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów EmptyPon Lis 18 2024, 21:19;

Mimo wyczulonego słuchu nie przysłuchiwał się ich wymianie zdań “co zrobić nad ranem” tylko zajął się wyłapywaniem dźwięków z okolicy. Dopiero kroki Tristana, jak i syk ocierającej się o draskę zapałki przerwały nasłuchiwanie. Wyszczerzył zęby do Tristana, który doskonale wiedział o co chodzi… choć liczył bardziej na świeże Aquamenti niż na zatęchłą wodę z nieużywanej i połowicznie zawalonej studni. Lekko trącił ramię Tristana grzbietem łapy, tak zaczepnie, a w jego ślepiach błysnęło rozbawienie. Zupełnie jakby chciał powiedzieć “no co, fajnie jest!”. Być może wyglądał przy tym groźnie lecz … nie ma szans aby kiedykolwiek załagodził swoją aparycję. Zawsze będzie tak wyglądać, zawsze będzie tak suszyć zęby, powarkiwać, przemieszczać się na lekko ugiętych nogach jakby gotowy do przeskoczenia żywopłotu. Nie było sensu udawać na siłę, że może być inaczej. Oswajał na nowo Tristana ze sobą aby pokazać mu, że wszystko jest okej, w środku tego cielska cały czas jest jego młodszy brat.
Sięgnął pazurami po wiadro z wodą, oczywiście przy tym nieco naruszając budowę przedmiotu poprzez wgniecenie z jednej strony i uniósł bliżej pyska. Nie napił się, nie zdążył bo coś na niego wyskoczyło… niewielkie to było, w liczbie mnogiej, cuchnęło szlamem i miało ostre zęby bo wbiło się na wysokości pyska w trzech miejscach, dwa jeszcze próbowały dostać się do szyi - nadaremnie wszak miał tam grube futro - a trzy inne na klatce piersiowej. Warkot jaki wydostał się z jego gardzieli brzmiał niemalże jak sławetne “ja pierdolę”. Chwycił robactwo z pyska i siłą oderwał je od siebie, miażdżąc je przy tym w pazurach. O dziwo, odrywanie całkiem solidnie bolało bo robal nie odrywał paszczęki od skóry tylko wraz ze skórą i wszystkim tym, co udało mu się ugryźć. Poczuł na nosie i pysku swoją krew, której smak był niczym zastrzyk adrenaliny w trakcie łowów. Oderwał drugiego robaka i cisnął nim w ziemię, obok zwłok pierwszego. To samo z kolejnym, który zostawił mu na pysku kolejną rankę. Nie mogło być to duże ale upierdliwie bolesne i piekące. Wiedział, że ten zastrzyk adrenaliny nie powinien dziś mieć miejsca więc zlekceważył trzy pozostałe ostronogi wgryzione w klatkę piersiową i przeszedł na drugą stronę studni. Z całą swoją siłą - a miał jej sporo - walnął barkiem w drewniany stelaż podtrzymujący zadaszenie. Ten pękł po drugim ciosie, wzbił się kurz gdy daszek runął. Nie zrobił tego dla kaprysu ale też otwarcie klapy studni uzmysłowiło mu, że te brzęczenie, które wcześniej słyszał to nie były trzminorki a te paskudztwa wewnątrz studni. To jasny znak, że założyły sobie tam kolonię a to oznaczało, że woda jest niezdatna do picia. Nie niszczył studni w szale. W większości był milczący, a jedynie obnażał kły co zdradzało jak mu się to nie podobało. Po paru chwilach, gdy upewnił się, że chłopaki utylizują robale wychodzace z wiadra, wyczaił w murze najbardziej ukruszone miejsce i kopnął je tylną łapą z całej siły, pokazując tym samym ile jej miał. Wystarczyły dwa kopnięcia aby studnia zapadła się w sobie. Upchnął łapami do środka więcej gruzu, piachu, wszystkiego co znalazł jednak wiedział, że to chłopaki będą musieli trwale zasypać ją czarami. Gdy uznał, że narazie wystarczy przeszedł bliżej ogniska i zasłonił policzkami zęby aby nie stresować niepotrzebnie Benjamina. Cóż. Przymierzał się do równie przyjemnego odrywania trzech pozostałych ostronogów… w bardzo prosty acz niezbyt higieniczny i nieszkodliwy sposób.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Dom rodzinny Collinsów QzgSDG8








Dom rodzinny Collinsów Empty


PisanieDom rodzinny Collinsów Empty Re: Dom rodzinny Collinsów  Dom rodzinny Collinsów Empty;

Powrót do góry Go down
 

Dom rodzinny Collinsów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Dom rodzinny Collinsów JHTDsR7 :: 
Dolina Godryka
 :: 
Domy i mieszkania
-