Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Come on, skinny love, what happened here?

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Veronica H. Seaver
Veronica H. Seaver

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160 cm
Dodatkowo : prefekt
Galeony : 268
  Liczba postów : 762
https://www.czarodzieje.org/t22481-veronica-h-seaver#746026
https://www.czarodzieje.org/t22491-poczta-verki#746343
https://www.czarodzieje.org/t22482-veronica-h-seaver#746035
https://www.czarodzieje.org/t22781-veronica-h-seaver-dziennik
Come on, skinny love, what happened here? QzgSDG8




Gracz




Come on, skinny love, what happened here? Empty


PisanieCome on, skinny love, what happened here? Empty Come on, skinny love, what happened here?  Come on, skinny love, what happened here? EmptyCzw 10 Paź 2024 - 21:47;


Retrospekcje

Osoby: @Ricky McGill, Veronica H. Seaver
Miejsce rozgrywki: Hogsmeade
Rok rozgrywki: początek października 2024
Okoliczności:  Minęło pół roku. Czy to wystarczająco długi czas, by z nosa zsunęły się różowe okulary? Ten dzień nie odstawał wcale od reszty, choć w pewnym momencie było jasne, że to się stanie. Panie i panowie, oto historia zerwania Veronici i Ryszarda.


Z tygodnia na tydzień było coraz to gorzej.
Uświadomiła sobie to dobitnie, drżąc z zimna na wietrze. Wmawiała sobie, że prawdziwym powodem jej złego samopoczucia nie był szkolny mundurek – ta głupia spódniczka i cienki sweterek, niby skryte pod szatą, ale wciąż dość przewiewne – a to, że znowu się spóźniał. Fuknęła ze złością i potarła ręce o siebie, myśląc sobie z przekąsem, że chwilach takich jak ta, chętnie sięgnęłaby po papierosa.
Zresztą ostatnio miewała takie myśli i to wcale nierzadko. Powrót do szkoły, nowa rola prefekta, to feralne tango, które wciąż miała na sumieniu... to i wiele innych kwestii, tak jak fakt, że od czterech miesięcy nie miał pracy, studiów i generalnie siedział na dupie, potwornie ją irytował. Westchnęła, przymykając oczy. Kiedy tak właściwie to się stało? W którym momencie spowszedniali?
To nie tak, że go nie kochała, wręcz przeciwnie. Po prostu po tej pierwszej fazie dość mocnego zauroczenia (totalny eufemizm, tak jej przecież uderzyło do głowy, że prawie z nim wpadła) mieli małą bessę w postaci kłótni o Ceda i wróżkowych perypetii. A potem? Przyszły wakacje – najpierw podróż do Włoch, potem do Dublina i wreszcie do Polski. W każdym z tych miejsc było im razem cudownie. Wielka szkoda, że życie to nie jest jeden wielki urlop. Że przyszedł wrzesień i czas, który było im dane razem spędzać drastycznie zmalał.
Problemy pojawiły się wraz z powrotem do domu. Z tym, że Verka wciąż chodziła na uczelnie, oprócz tego pracowała no i była prefektem. Cały czas starała się wykończyć swój pokój na poddaszu, bo to był już jakiś żart, że wciąż parę rzeczy brakowało. Miała bardzo ograniczony wolny czas i w całości przeznaczała go dla Ryszarda. Naprawdę jej na nim zależało, ale jednocześnie miała poczucie, że choćby stawała na rzęsach nie przeżyje za niego życia.
Westchnęła, otulając się szczelniej tą cholerną szatą i patrzyła bezwiednie w czubki butów. Była smutna, zła i bardzo zmęczona. Nie tylko obowiązkami, ale i tym, że ta cisza która pomiędzy nimi narastała stawała się coraz bardziej znacząca. Jego spojrzeniami, swoimi niemymi pretensjami. Słowami, które powinny pomiędzy nimi paść, a wcale nie padały. Czuła, że coś co gryzło. Doskonale wiedziała, co jej leży na wątrobie.
Tylko jak mu to wszystko powiedzieć?

______________________

I told you that we could fly
'Cause we all have wings
But some of us don't know why


Powrót do góry Go down


Ricky McGill
Ricky McGill

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Galeony : -172
  Liczba postów : 552
https://www.czarodzieje.org/t21890-ricky-mcgill#717434
https://www.czarodzieje.org/t21892-ricky
https://www.czarodzieje.org/t21889-ricky-mcgill
Come on, skinny love, what happened here? QzgSDG8




Gracz




Come on, skinny love, what happened here? Empty


PisanieCome on, skinny love, what happened here? Empty Re: Come on, skinny love, what happened here?  Come on, skinny love, what happened here? EmptyPią 11 Paź 2024 - 12:16;

Coś rzeczywiście było nie tak, skoro nawet z natury ślepy na wszelakie przeciwności losu i wyspecjalizowany w ignorowaniu problemów Ryszard zaczął ostatnimi czasy dostrzegać pewne zgrzyty w swojej jeszcze nie tak dawno kwitnącej w szaleńczym tempie relacji z Werką. Nawet nie do końca się zorientował, w którym konkretnie momencie przestał biegać jej na spotkanie dzikim pędem, gotów staranować wszystkich po drodze, byle tylko jak najszybciej ją zobaczyć, kiedy przestał w ogóle patrzeć na zegarek, starym zwyczajem zjawiając się pięć, dziesięć, dwadzieścia minut za późno, w zależności od tego jak pochłonięty był akurat czymś innym. A zajęć miał mnóstwo, wbrew temu co najwyraźniej wydawało się Weronice: chodził na imprezki do pubu, chodził na imprezki do znajomych, zapraszał ludzi na imprezki do siebie, a oprócz tego miał na głowie całe mnóstwo innych spraw. Na przykład rozpracowanie tego jak August to robi że zawsze ogrywa go w karty, scrollowanie memów na wizie, intensywna nauka puszczania kółek z dymu i doglądanie świeżo zasianego, zdobiącego kuchenny parapet majeranku. Podsumowując, odkąd wyrzucili go z warsztatu, nie robił absolutnie nic ważnego, ale wcale nie narzekał na taki stan rzeczy. Kilka porażek poniesionych po drodze, gdy bezskutecznie próbował postarać się o jakieś ambitniejsze zajęcie, skuteczne ostudziło dosyć słomiany zapał i utwierdziło go w przekonaniu, że tak żyje mu się najlepiej. We własnym tempie, bez planów sięgających dalej niż na wieczór, bez obowiązków i ograniczeń.
I nie mógł się pozbyć wrażenia, że burzowe spojrzenia, jakimi coraz częściej obdarzała go Werka, gdy był po prostu sobą, nieco mu tej wolności i beztroski odbierają. Snuł się ulicą, dopalając pospiesznie peta (bo obiecał jej, że rzuci, co w jego interpretacji znaczyło że nie będzie tego robił przy niej, skoro tak jej przeszkadza) i po raz kolejny w tym tygodniu przyłapał się na tym że tęskni za Werką, ale nie tą która towarzyszyła mu na codzień, tylko tą z celtyckiej nocy, tą z fortu na poddaszu, tą z szalonych wakacyjnych wojaży. Gdzie teraz była? Na pewno nie przed nim, chociaż gdy podszedł bliżej, chowając do kieszeni transmitowany w kamyczek niedopałek, i tak szeroko się uśmiechnął. Było źle, ale dobra mina do złej gry to jego specjalność.
- Hej, jestem! Ojej, zmarzłaś? Długo czekasz? - teraz dopiero się tym przejął, chwytając zimną jak lód dłoń Werki w swoją, niewiele cieplejszą, bo mimo dwudziestu jeden przeżytych lat nadal się nie nauczył dobierać odzieży do temperatury i paradował w T-shircie. A może zgubił kurtkę w barze z którego dopiero wyszedł? Mogło być i tak, nie był pewny. - Co tam, jak w szkole? Czekaj, ee, gdzie właściwie idziemy?
Powrót do góry Go down


Veronica H. Seaver
Veronica H. Seaver

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160 cm
Dodatkowo : prefekt
Galeony : 268
  Liczba postów : 762
https://www.czarodzieje.org/t22481-veronica-h-seaver#746026
https://www.czarodzieje.org/t22491-poczta-verki#746343
https://www.czarodzieje.org/t22482-veronica-h-seaver#746035
https://www.czarodzieje.org/t22781-veronica-h-seaver-dziennik
Come on, skinny love, what happened here? QzgSDG8




Gracz




Come on, skinny love, what happened here? Empty


PisanieCome on, skinny love, what happened here? Empty Re: Come on, skinny love, what happened here?  Come on, skinny love, what happened here? EmptyPią 11 Paź 2024 - 13:25;

Ależ on ją irytował. Czy to w ogóle możliwe - kochać kogoś, kto na co dzień tak się wkurza? Patrzyła, jak się do niej zbliża, z sercem podskakującym jej do gardła. Zauważyła, że grzebie po kieszeniach, a potem poczuła zapach papierosów osiadły na jego letnim t-shircie. Znowu palił, ale nie chciało się jej już tego komentować. Ile można? Miała wrażenie, że mówi po prostu do ściany.
- Cześć - przywitała się z nim niby to naturalnie, ale jednak krzyżując ręce na piersi. Nie z zimna, o nie, po prostu na sam jego widok pewność siebie dziwnym sposobem się z niej ulataniała. Być może widziała, że nie patrzy na nią już z takim błyskiem w oku jak kiedyś. Możliwe również, że to tylko się jej wydawało.
Ciężkie westchnienie wyrwało się z jej piersi, gdy zdusiła w sobie kolejną pretensję. On tymczasem wziął ją za rękę - jego dłoń była równie zimna co jej - i zadał jej banalne pytanie, na które oboje doskonale znali odpowiedź.
- Nie - skłamała bezmyślnie, bo chciała go przecież chronić. Nie sposób powiedzieć czy przed sobą samym, mogła naiwnie wciąż myśleć, że jak Ricky się dowie, że Verka marznie tu od trzydziestu siedmu minut, to poczuje się głupio i zrobi mu się przykro. Wtedy dotarło do niej, że ich relacja była już w tak opłakanym stanie, że nie mówią sobie wszystkiego. Lub konkretniej - czegokolwiek, co mogłoby być punktem zapalnym jakiejś kłótni. A tychże tematów było coraz to więcej. - To znaczy, tak. Znowu się spóźniłeś.
Odparła po chwili, bo szybko doszła do wniosku, że ona tak nie chce. Nie powinna go okłamywać, pogrywać z nim w typowe dla siebie kobiece gierki, wszystko spychać do sfery domysłów i przemilczanych wyrzutów. Spojrzała na niego z dziwnym smutkiem w oczach i posłała mu zmartwiony uśmiech. A potem znowu zabrała głos, choć tym razem jej troska była surowa.
- Gdzie ty masz kurtkę? - spytała, kręcąc głową z dezaprobatą. Z żalem wyślizgnęła swoją dłoń z jego, marząc o tym, żeby wszystko odwołać, aportować się na poddasze, zwyczajnie się do niego przytulić, zamknąć oczy i wsłuchiwać w odgłos kropel bębniących w sufit. Żeby przyznać na głos, że nie ma siły być silna za ich dwoje. Ale nie mogła, mieli dzisiaj tak wiele do zrobienia.
- W porządku - Jej lakoniczna odpowiedź odnośnie do uczelnianych spraw była przemyślana. Nie zamierzała mu opowiadać zbyt wiele, bo od czasu ich kłótni dotyczącej tanga uświadomiła sobie, że Ryszard może być zazdrosny. O Ceda, Benjamina i każdego, kogo mijała na szkolnych korytarzach. Co więcej - ćwiczenia i wykłady nie wyróżniały się niczym szczególnym. Były tak samo chaotyczne jak dawniej, co pewnie złamałoby mu serce, bo przecież Ricky uwielbiał, jak w jego życiu wiele się działo.
- Idziemy do sklepu. Miałeś mi pomóc wybrać meble, nie pamiętasz? - mruknęła, nabierając podejrzeń i spojrzała na niego ostro. - Ty nie piłeś, prawda?
Tak bardzo chciała, żeby powiedział, że się myli. I dobrze wiedziała, że znowu ma rację.

______________________

I told you that we could fly
'Cause we all have wings
But some of us don't know why


Powrót do góry Go down


Ricky McGill
Ricky McGill

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Galeony : -172
  Liczba postów : 552
https://www.czarodzieje.org/t21890-ricky-mcgill#717434
https://www.czarodzieje.org/t21892-ricky
https://www.czarodzieje.org/t21889-ricky-mcgill
Come on, skinny love, what happened here? QzgSDG8




Gracz




Come on, skinny love, what happened here? Empty


PisanieCome on, skinny love, what happened here? Empty Re: Come on, skinny love, what happened here?  Come on, skinny love, what happened here? EmptyPią 11 Paź 2024 - 19:29;

Może tylko jej się wydawało, że Ryszard patrzy na nią inaczej, bo doszukiwała się wszelakich negatywów, a może w jego spojrzeniu rzeczywiście brakowało tego błysku. Ciężko wykrzesać taki niepohamowany entuzjazm w obecności osoby, która na jego widok coraz częściej i częściej reagowała tak, jakby miała ochotę się teleportować zupełnie gdzie indziej. Starał się jednak, może trochę desperacko, bo w odpowiedzi na jego powitalny uśmiech Vera tylko skrzyżowała ramiona na piersi, co wydało mu się gestem analogicznym do zatrzaśnięcia komuś przed nosem drzwi po ujrzeniu go w progu. Postanowił jednak nie brać tego do siebie - tak samo jak wszystkich jej westchnięć, przewróceń oczami i innych oznak złego humoru, towarzyszących w ostatnich dniach, może już trochę do tego przyzwyczajony? - i zamiast tego wziął ją za rękę, co na niewiele się zdało, jak się zaraz miało okazać. Gdyby miał ze sobą kurtkę, to by jej oddał, żeby już nie marzła, chociaż jednocześnie nie był pewny, czy to cokolwiek by pomogło. Ręce może by się jej rozgrzały, ale rozczarowane jego postawą serduszko pewnie nie. Do tego trzeba było czegoś więcej niż ciepłego materiału, choć nie był pewny czego. Zmiany o sto osiemdziesiąt stopni? Nie sądził, by to było możliwe, w końcu Marla wiele razy mu tłukła do głowy motto nie byłabym sobą gdy byłabym inna.
Od razu wiedział, że jej "nie" wcale nie znaczyło "nie", bo w ciągu ostatniego pół roku nauczył się je interpretować w zależności od tonu głosu; rozważał właśnie, na ile ma ochotę drążyć jej odpowiedź, gdy Werka sama to zrobiła. Wytknęła.
Zerknął na zegarek, to znaczy na miejsce na ręce, na którym powinien być - a zamiast tarczy zobaczył tylko własny kościsty nadgarstek, w żaden sposób nie pomocny w kwestii oszacowania czasu - i rzucił jej pełne skruchy spojrzenie. - Możliwe że trochę się zagadałem, bo wiesz, wpadłem na takiego starego ziomka co kiedyś był u nas na wymianie i... - z Manuelem mieli wiele pięknych wspomnień (oraz planów, ale o tym później), jak na przykład to, gdy całe półrocze próbowali wyhodować peruwiańskie zioło na skraju zakazanego lasu, a jak wreszcie coś wyrosło to wszystkie sadzonki zjadły hodowane przez gajowego hipogryfy i potem latały tyłem, ale coś w spojrzeniu Wery podpowiedziało mu, że jej się ani trochę nie chce tego słuchać. -...no, w każdym razie, zjebałem. Przepraszam. Następnym razem będę na czas - obiecał z ręką na sercu, ale czy to cokolwiek znaczyło? Czy nie mówił tak za każdym razem, zapominając o prośbach o wybaczenie już parę minut po przewinieniu? Czy miał na sobie kurtkę, jak wychodził? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
- A, biegłem w takim pośpiechu do ciebie, że nie wziąłem - stwierdził niefrasobliwie, w duchu obstawiając, że prawdopodobnie jednak zgubił albo ktoś mu zajebał. Zajęty śledzeniem w myślach losów zaginionego ubrania, nie zwrócił większej uwagi na lakoniczną opowieść Werki o szkole; może to i lepiej, bo biorąc pod uwagę różne przygody, jakie jego dziewczyna tam miewała, to może faktycznie wolał nie znać szczegółów. Ostatnie, na co miałby teraz ochotę to relacja z kolejnej lekcji tańca czy innego hulańca. Mruknął tylko coś niezrozumiałego w ramach elokwentnej odpowiedzi, a słysząc jej rzucone z pretensją pytanie, aż przystanął. Słowa przecięły powietrze jak Diffindo, a ostre spojrzenie w budzący grozę sposób przypomniało mu postać wkurwionej Fiadh.
- Prawda - fuknął w odpowiedzi, kompletnie mijając się z prawdą; kiedyś pewnie ochoczo by Werce zrelacjonował jakie doskie nowe driny mają w Felix Felicis, ale mógłby to zrobić w czasach, gdy nie przeszkadzało jej to jak często Ryszard bywa nie-całkiem-trzeźwy. A on, na Merlina, tylko dobrze się bawił. Przecież stał na dwóch nogach i kontaktował z grubsza. I po co ta afera?
- Meble. Pamiętam. Pewnie, że pamiętam, zajebałem się w akcji trochę, no! - dodał, usiłując zamaskować jakoś tamto nieprzyjemne fuknięcie, a potem w końcu ruszył do przodu i zaczął kminić: - Chociaż... wiesz co... tak se myślę, nie wiem co z tymi meblami, no bo jest taki pomysł, słuchaj... Słuchasz?


Ostatnio zmieniony przez Ricky McGill dnia Pon 14 Paź 2024 - 19:54, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Veronica H. Seaver
Veronica H. Seaver

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160 cm
Dodatkowo : prefekt
Galeony : 268
  Liczba postów : 762
https://www.czarodzieje.org/t22481-veronica-h-seaver#746026
https://www.czarodzieje.org/t22491-poczta-verki#746343
https://www.czarodzieje.org/t22482-veronica-h-seaver#746035
https://www.czarodzieje.org/t22781-veronica-h-seaver-dziennik
Come on, skinny love, what happened here? QzgSDG8




Gracz




Come on, skinny love, what happened here? Empty


PisanieCome on, skinny love, what happened here? Empty Re: Come on, skinny love, what happened here?  Come on, skinny love, what happened here? EmptyPią 11 Paź 2024 - 21:42;

Jego spojrzenie pełne skruchy ujęło ją za serce. Wbrew pozorom jej intencją nie było wcale wytykanie mu czegokolwiek, a jedyne swobodne kultywowanie trendu, który dopiero przy nim stał się możliwy. Szczera komunikacja – czyż nie to była jej achillesowa pięta?
Veronica była skryta, nieczęsto mówiła jak naprawdę się czuje. Kłamstwa były prostsze, bardziej komfortowe i mniej skomplikowane. Ale przy nim starała się ich unikać, być lepszą wersją siebie, kimś… trochę innym. Nie zawsze się jej to udawało i to, co kiedyś przychodziło naturalnie i z prostotą teraz okupywała wstydem oraz smutkiem. Czuła zawód nie tylko z powodu tego, co robił (i czego nie robił) Ricky, bo była również zawiedziona sobą samą. Myślała, że jak spotka odpowiednią osobę, to nie będzie się już przy niej strofować.
W  to, że Ryszard nią był, nigdy nie zwątpiła. Pomimo wielu problemów wciąż był chłopakiem, który podarował jej noc niepodobną do innych. I wiele takich dni, i wieczorów, i poranków, i wspólną podróż do Włoch, i do samiusieńkiego gąszczu dzikiej Polski, i do rodzinnego miasta, gdzie w parkach chodzą sarny. Albo jelenie? Już nie pamiętała, w każdym razie – Ricky był dla niej wyjątkowy, był czuły, dobry, zabawny, opiekuńczy i spontaniczny. Tylko że, jak się okazało po czasie – nie tylko. Oprócz wielu zalet miał również szereg wad, a ciągoty do używek były największą z nich. Martwiła się, bo doskonale wiedziała, że ona też je ma. Nie była przyzwyczajona do tego, że musi ogarniać. I to jeszcze za dwoje.
W pewnym kwestiach byli do siebie tak podobni, podczas gdy w innych diametralnie się różnili. Ale głęboko wierzyła w to, że cokolwiek nie stanie na ich drodze dadzą sobie z tym radę. Razem. Bo pomimo wielu sprzeczek i nieprzyjemnej atmosfery, która ostatnio zdarzała się coraz częściej, jednocześnie czuła z nim braterstwo dusz. Po prostu miał gorszy czas, to wszystko. Każdemu może się zdarzyć.
- Spoko, rozumiem – naprawdę chciała zrozumieć, nawet się uśmiechnęła do niego, myśląc sobie, że może za surowo go traktuje. W sumie to była ciekawa co to za ziomek z wymiany, bo na pewno wiązała się z tym niejedna ciekawa historia. Ale wyraz jej twarzy jasno dał mu zrozumienia, że może innym razem. Było jej zimno, chciała już ruszać w dalszą drogę. Przechyliła głowę, jej loki powiewały delikatnie na wietrze, gdy spojrzała na niego z miną pod tytułem „jesteś niemożliwy”. Ale tym razem w jej oczach nie było widać niechęci. - Po prostu następnym razem bądź. Nie gniewam się – mruknęła, łapiąc do pod rękę. Nigdy nie umiała zbyt długo chować do niego urazy. Przynajmniej tej pierdołowatej i powierzchownej, bo powoli nawarstwiały się w niej problemy, z którymi wiedziała, że na pewno sobie nie poradzi jeśli z nim o tym nie pogada.
Tylko – no właśnie. To właśnie w tym nie była specjalnie dobra. Wywijała pałeczkami jak mało kto. Potrafiła kręcić piruety i znała podstawowe akordy. Ale r o z m o w a? Spojrzała na niego przelotnie, gryząc się po raz kolejny w język. Dobrze wiedział, że teraz to on kłamał. Gdyby się spieszył, na pewno by się nie spóźnił. Kiedyś to nie stanowiło przecież problemu. Dalej rozmowa toczyła się swoim torem i miała delikatne wrażenie, że Ricky wcale się na niej nie skupia. Dopiero jej pytanie drastycznie zmieniło atmosferę.
Momentalnie puściła jego rękę i spojrzała mu prosto w oczy. Nawet gdyby nie znała go jak zły szeląg, dobrze wiedziałaby, że ją okłamuje.
Kurwa, pomyślała. Nic nie odpowiedziała na tę bezczelność, ale wszystko było widoczne w jej spojrzeniu. Przegryzła wargę, odwróciła po chwili wzrok. Westchnęła, czując, jak udaje jej się utemperować gniew. Okej, wrócą do tego w swoim czasie. Nie dzisiaj, nie teraz.
Ryszard przyjął podobną taktykę – udawał, że nic się nie stało. Poszli więc dalej i żadne z nich chyba nie przeczuwało tego, jak kolejne słowa, które wybrzmią w tej gęstej atmosferze zmienią ich życie na zawsze.
- Słucham cię, Ricky – odpowiedziała, nagle żywo się interesując. Co to był za pomysł, coś związanego z nową pracą?

______________________

I told you that we could fly
'Cause we all have wings
But some of us don't know why


Powrót do góry Go down


Ricky McGill
Ricky McGill

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Galeony : -172
  Liczba postów : 552
https://www.czarodzieje.org/t21890-ricky-mcgill#717434
https://www.czarodzieje.org/t21892-ricky
https://www.czarodzieje.org/t21889-ricky-mcgill
Come on, skinny love, what happened here? QzgSDG8




Gracz




Come on, skinny love, what happened here? Empty


PisanieCome on, skinny love, what happened here? Empty Re: Come on, skinny love, what happened here?  Come on, skinny love, what happened here? EmptyPon 14 Paź 2024 - 20:36;

Ryszard też, mimo wzlotów i upadków - a ostatnio tylko upadków - w ich relacji ani przez chwilę nie zwątpił w to, że Werka jest tą właściwą osobą, z którą mógłby spędzić życie i chociaż był jeszcze bardzo młody i bardzo głupi, a do tego nie lubił planować niczego z wyprzedzeniem, to jednak wielokrotnie snuł w głowie wizje o tym, jak się razem starzeją i wychowują praprawnuki, bo oczywiście będą żyli po tysiąc lat, wiecznie młodzi duchem, beztroscy i zajebiście szczęśliwi. Był w Veronice szaleńczo zakochany, zapatrzony jak w obrazek i przekonany, że ten związek jest najlepszym, co mu się w życiu przytrafiło - nie potrafił jednak zinterpretować nawarstwiających się zgrzytów jako motywacji do zmiany swoich nawyków, nie widział problemu w sobie, mimowolnie doszukiwał się go w dziewczynie. Z każdym jej wycedzonym gniewnie słowem czy pełnym irytacji spojrzeniem coraz mocniej powracała do niego obawa, że nawet jeśli ona jest miłością jego życia, to niekoniecznie działa w drugą stronę. Ta myśl była tak tragiczna, że tylko napędzała spiralę problemów, bo o im więcej rzeczy Wera miała pretensje - w jego odbiorze, bo przecież tak naprawdę tylko sygnalizowała problemy, na które on był ślepy - tym więcej kłamał, czasem skuteczniej, czasem mniej, nadszarpując jej zaufanie za każdym razem nieco bardziej. To były drobnostki, jak "będę za pięć minut", które oznaczało czterdzieści pięć, albo "to tylko jedno piwo", gdy było ich sześć, czy "mam dziś dwie rozmowy o pracę" będące zerem. Drobnostki, ale kropla drąży skałę, tak samo jak każda mała uwaga Very, każde pytanie które mu się nie spodobało, drążyło jego poczucie, że dziewczyna ma go zwyczajnie dość.
Tymczasem ulżyło mu, kiedy się wreszcie uśmiechnęła, najwyraźniej udobruchana jego przeprosinami. - Będę. Przykleję sobie zegarek zaklęciem, o, albo lepiej, wytatuuję sobie o tutaj taką tarczę tylko że zamiast cyfr na każdej godzinie będzie napisane WERA, bo cały mój czas jest tylko twój - zadeklarował szumnie, zachęcony jej spojrzeniem, które wreszcie przez moment było takie jak kiedys i stanowiło jedno małe zwycięstwo tego wieczoru. Tylko czy to wystarczy? Na razie wystarczyło - Wera złapała go pod rękę, Ryszard w odpowiedzi pochylił się żeby cmoknąć ją czule w czubek rudej głowy i przez moment wyglądało na to, że napięta atmosfera została zażegnana.
Do czasu. Spięcie powróciło jak bumerang, kiedy poruszyli, to znaczy ona poruszyła, drażliwy temat. Doskonale wiedział, że bezczelne kłamstwo wcale nie przeszło i milczenie dziewczyny jest spowodowane tylko i wyłącznie tym, że nie ma już na to siły, a nie tym że mu uwierzyła i wszystko w porządku, ale postanowił udawać, że nic złego się nie dzieje. Zmienił temat, jeszcze nie wiedząc, że to właśnie on miał wkrótce zmienić wszystko w ich życiach. Niekoniecznie na lepsze.
- Ten kolega, co z nim gadałem, Manuel, on mieszka w Meksyku, no i w sumie mnie... no, czyli nas, bo tam mu opowiadałem o tobie, zaprosił do siebie. Znaczy, nie do domu, bo on jakby w sumie mieszka kątem u znajomych, ALE jego stary jest super dziany i ma chatę z basenem, tylko że go wyjebał z domu, no ale Manuel zna zaklęcie zabezpieczające więc totalnie byśmy mogli tam wbijać jak będzie wolne, a ten stary to dużo pracuje, bo kieruje przemytem raptuśnika do Stanów, także jego to tam prawie nie ma, no, tylko musielibyśmy sobie ogarnąć jakiś nocleg tak ogólnie, i ja pomyślałem, zamieszkalibyśmy w vanie, co nie, i wtedy byśmy nie musieli wcale zostawać tylko w Meksyku, jak Manuel zacznie nas wkurwiać, bo na pewno zacznie, to jest złoty ziomek ale strasznie dużo jara i głupoty potem pierdoli, no, to moglibyśmy jeździć po całej Ameryce Południowej i Północnej też, i wszędzie, Wera, pomyśl tylko jak zajebiście by było, jak we Włoszech, tylko bezterminowo - wyrzucił na jednym oddechu, tak przejęty doskonałym planem rzucenia wszystkiego i wyjechania w pizdu, że kompletnie nie rejestrował reakcji dziewczyny na tą dziką propozycję. Na koniec podsumował: - Więc jakbyśmy pojechali, to po chuj ci meble, możemy sobie je odpuścić, to będziemy mieć więcej kasy do wydania tam! Co myślisz?
Powrót do góry Go down


Veronica H. Seaver
Veronica H. Seaver

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160 cm
Dodatkowo : prefekt
Galeony : 268
  Liczba postów : 762
https://www.czarodzieje.org/t22481-veronica-h-seaver#746026
https://www.czarodzieje.org/t22491-poczta-verki#746343
https://www.czarodzieje.org/t22482-veronica-h-seaver#746035
https://www.czarodzieje.org/t22781-veronica-h-seaver-dziennik
Come on, skinny love, what happened here? QzgSDG8




Gracz




Come on, skinny love, what happened here? Empty


PisanieCome on, skinny love, what happened here? Empty Re: Come on, skinny love, what happened here?  Come on, skinny love, what happened here? EmptyPon 14 Paź 2024 - 21:32;

Gdyby tylko w chociaż najmniejszym stopniu zdawała sobie sprawę z tego, jak on to wszystko postrzega. Być może gdyby w ciągu swojego krótkiego, aczkolwiek barwnego życia nauczyła się prawdziwej komunikacji, to nie miałoby w ogóle miejsca. Przecież jeśli tylko dowiedziałaby się, że Ryszard podejrzewa, że go nie kocha albo ma go dość, pękłoby jej serce. Tym bardziej, że ostatnimi czasy musiała szczerze przyznać, że owszem, działał jej na nerwy. Nie zmieniało to jednak faktu, że miłość jest cierpliwa. Nawet, gdy się w niej cierpi, potrafi się wiele przebaczyć, przemilczeć, zaakceptować. Bo za każdą tą złą chwilą kryło się milion dobrych – chwil, uczuć, słów i gestów. To prawda, ostatnio owe chwile to były głównie wspomnienia. Ale na tamtym etapie głęboko wierzyła w to, że czeka ich jeszcze niejeden dzień, noc i wieczór na tworzenie nowych wspomnień.
Czy naprawdę wtedy się myliła?
Uśmiechnęła się promiennie, gdy tylko usłyszała o prototypie nowego zegarka. Nawet zachichotała, rozbawiona tą myślą, gasząc gdzieś w sobie przeczucie, że mówi to tylko i wyłącznie po to, by ją udobruchać. Ćśśś, nieważne. W tej chwili nie liczy się to, że jego czas wcale nie jest jej i wcale nie ma znaczenia to, że ona nie może powiedzieć mu tego samego, skoro dzieli minuty, godziny i dni na szkołę, pracę, dom i związek. Teraz było przyjemnie i romantycznie.
- Czaruś – mruknęła lubieżnie, zatrzymując ich na chwilę. On pocałował ją w czółko, to zrozumiałe przy ich różnicy wzrostu, ale ona chciała więcej. Przyciągnęła go do siebie za tę cienką koszulę i złożyła na jego ustach długi, przeciągły pocałunek, w którym skryła całe pragnienie tego, by było im tak dobrze jak kiedyś. Całą miłość i cały ten strach, bo tak bardzo bała się, że go straci. Gdy otworzyła oczy i na niego spojrzała, przez krótką chwilę pomyślała, że będzie jeszcze dobrze, jeszcze będzie normalnie. Ignorując przy tym smak piwa i zapach papierosów.

Słuchała jego rewelacji z mocno bijącym sercem. Najpierw powiedział o koledze, potem, że opowiadał mu o nich i to było całkiem słodkie. A potem popłynął już całkowicie. Przez chwilę nie rozumiała, myślała z niedowierzaniem, że to zaproszenie dla jednej osoby. Wkurzyła się, spięła, zarejestrowała, że mówi coś o ziole, włamach do domu, mieszkaniu w vanie gdzieś pośrodku niczego w dalekim i obcym Meksyku. Bez planu, pieniędzy i bez sensu. Żyć z dnia na dzień, marnować swój czas na cielesne rozkosze – tequilę, blanty i papieroski. Wkurzyła się niemiłosiernie, a potem dotarło do niej jeszcze coś. On zapraszał również ją. W wieczną podróż w nieznane, bez mapy i biletu powrotnego. Przez krótką chwilę się ucieszyła, ale potem….
Potem uświadomiła sobie, że ona już tak nie może.
- Ricky… – zaczęła, mając tak przepotworny mętlik w głowie, że trudno było jej skupić myśli. Ujęła go za policzek i spojrzała na niego, doskonale przeczuwając, co zwiastują kolejne słowa, które opuszczą jej usta. - Nie.
Nie powiedziała mu tego słowa nigdy wcześniej. Na każdy głupi pomysł – kąpanie się w stawie znanego z tego, że grasują utopce. Mieszaniu whisky, wódki i wina o trzeciej nad ranem. Na całodzienną wycieczkę, która zaczynała się o świcie. Zawsze mówiła „tak”, ale tym razem poczuła, że ich związek za bardzo przypomina jej blask reflektorów na scenie. Pożądany, przyjemny i w sumie to jej przeznaczony. Ale w tym świetle było też coś inwazyjnego, coś, co sprawiało, że musiała ciągle mrużyć oczy. Nic tak nie widziała poza nim, była zmęczona i była… chyba po prostu nieszczęśliwa. Chciał jej dać wszystko, czego pragnęła przez całe życie, odbierając tym samym ogrom rzeczy, na które pracowała latami. To niesprawiedliwe. Ona nie była wolna od zobowiązań, nie mogła tak wszystkiego po prostu zostawić.
- To nie jest dobry pomysł. Brzmi cudownie, naprawdę, ale to nie jest dobry czas. – Zaczęła spokojnie, ale im dalej w las, tym bardziej docierało do niej to całe kuriozum. Kochała go, zależało mu na niej i poczuła, że nie może dalej biernie się temu przyglądać. - Palisz, pijesz, robisz coś poza tym? Nie masz pieniędzy i pracy. Nie masz planu. Naprawdę sądzisz, że ucieczka to dobre wyjście z tej sytuacji? A co ze mną? Co z moimi studiami? Z moją pracą? Masz to wszystko gdzieś, mam to rzucić, bo tak mówi twój kumpel Manuel. Czy mam z tego zrezygnować, bo takie masz widzimisię?
W końcu to z siebie wyrzuciła. Dyszała, a serce jej biło jak szalone. Bała się, tak bardzo się bała, że… tym razem nie wytrwają. Że ten sztorm rozwali łajbę i sprawi, że oboje podryfują w przeciwne strony.

______________________

I told you that we could fly
'Cause we all have wings
But some of us don't know why


Powrót do góry Go down


Ricky McGill
Ricky McGill

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Galeony : -172
  Liczba postów : 552
https://www.czarodzieje.org/t21890-ricky-mcgill#717434
https://www.czarodzieje.org/t21892-ricky
https://www.czarodzieje.org/t21889-ricky-mcgill
Come on, skinny love, what happened here? QzgSDG8




Gracz




Come on, skinny love, what happened here? Empty


PisanieCome on, skinny love, what happened here? Empty Re: Come on, skinny love, what happened here?  Come on, skinny love, what happened here? EmptyWto 15 Paź 2024 - 18:22;

Przez chwilę zrobiło się naprawdę słodko, ale trwała ona zdecydowanie za krótko. Gdyby w momencie w którym Werka przyciągała go do siebie Ryszard wiedział, że to będzie ich ostatni pocałunek, postarałby się przeciągnąć ten moment w nieskończoność i nigdy nie dopuścił do tego, by nastąpiło to, co miało miejsce gdy wrócili do rozmowy.
Początkowo to był raczej monolog, bo Vera milczała, a on nie wpadł na to, by choć na sekundę zaczerpnąć powietrza, przerwać słowotok i dać jej się wypowiedzieć zanim już doszedł do samego końca pomysłu, ktory zakładał że wyjazd może być bezterminowy, jeśli tylko tak sobie wymyślą - i to był błąd. Wielokrotnie później analizował w myślach to spotkanie, wyrzucając sobie wszystkie te momenty, w których mógłby zrobić coś inaczej i być może nie doprowadzić do katastrofy. Być może, bo pewności nie miał, czasem pojawiały się też podejrzenia, że czegokolwiek by wtedy nie powiedział i nie zrobił, Veronica znalazłaby jakiś punkt zaczepienia żeby się od niego uwolnić.
Najpierw powiedziała "nie" - i to była dla niego nowość, dotychczas przyzwyczaiła go do mniej lub bardziej entuzjastycznego "tak", bez względu na to jak idiotyczny, ryzykowny czy bezsensowny był prezentowany plan. Po stanowczej odmowie uśmiech spełzł z twarzy Ryszarda, który spuścił wzrok na chodnik, chcąc w pierwszym odruchu zamaskować rozczarowanie jej decyzją. I już miał wzruszyć ramionami, spojrzeć na to z pozytywnej strony, stwierdzić że okej, nie to nie, zacząć kombinować nad tym jak wypracować jakiś kompromis - może wyjazd na krócej, może nie do Manuela, który, co stwierdził po przemyśleniu, faktycznie mógł nie brzmieć dla Very jak godny zaufania kolega, a może w ogóle wymyślą coś jeszcze innego, byle tylko przywrócić tę iskrę, która zdecydowanie przygasła w ich życiu - ale nie zdążył, bo dziewczyna powiedziała coś jeszcze. Coś, co chyba siedziało w niej od jakiegoś czasu, bo choć zaczęła spokojnie, to później coraz bardziej już sprawiała wrażenie jakby nie mogła zatrzymać cisnących się na usta słów, jakby dusiła je w sobie zbyt długo. Częściowo powiedziała prawdę. Palił, pił, trwonił pieniądze, których i tak nigdy nie miał, tak samo jak pracy, rozumu, godności i najwyraźniej żadnej innej zalety. Częściowo się myliła, bo wcale nie miał jej gdzieś. I sam nie wiedział które z powyższych zabolało go bardziej.
Milczał dłuższą chwilę, zupełnie jak nie on, dziwnie bezradny wobec tego wszystkiego co właśnie usłyszał. Jakby dostał w mordę i nie był fizycznie zdolny do tego, żeby oddać.
- Nie - odpowiedział wreszcie hurtem na wszystkie jej pytania - Myślałem, że będziesz chciała z tego zrezygnować, bo masz ochotę przeżyć coś ciekawszego niż tylko latanie od szkoły do pracy i z powrotem - zauważył początkowo równie spokojnie co ona, chociaż prędko przekonał się, że na tym jednym zdaniu nie poprzestanie, bo i jemu zaczęły się ulewać pretensje. -Kiedyś tak mówiłaś. Kiedyś ci nie przeszkadzało, że mój plan to brak planu, kiedyś cię nie interesowało ile mam kasy, kiedyś bawiłaś się świetnie razem ze mną i naprawdę, Werka, nie rozumiem, dlaczego nagle przestałaś. Znudziłem ci się? Zmęczyłaś się mną? Może to nie jest dobry czas nie tylko na wspólne wyjazdy, wiesz? - ten tragiczny wniosek nasuwał się sam i opuścił ryszardowe usta zanim ten w ogóle zdążył przemyśleć na poważnie, czy na pewno chce wypowiadać go na głos - Może to nie jest dobry czas dla nas w ogóle. - wyrzucił z siebie, w pewnym momencie się orientując, że już od jakiegoś czasu maltretuje wyjętą bezwiednie z kieszeni paczkę papierosów. Wcale nie ukoiło to jego nerwów, chyba nic nie było w stanie tego teraz zrobić.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Come on, skinny love, what happened here? QzgSDG8








Come on, skinny love, what happened here? Empty


PisanieCome on, skinny love, what happened here? Empty Re: Come on, skinny love, what happened here?  Come on, skinny love, what happened here? Empty;

Powrót do góry Go down
 

Come on, skinny love, what happened here?

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Come on, skinny love, what happened here? QCuY7ok :: 
retrospekcje
-