Przez podziemia ciągnie się długi korytarz oświetlony nielicznymi pochodniami. Podłoga jest wykonana z czarnego kamienia co wcale nie ułatwia utrzymywania ciepła w tym miejscu. Wyraźnie czuć wilgoć, jako że cześć drogi prowadzi pod jeziorem.
***
Usłyszala wołanie Lily. Postanowiła odpowiedzieć, co jej szkodziło. - Tak, Lily, idę do dormitorium. Chce mi się już spać - powiedziała i jak na zawołanie ziewnęła przeciągle. - Zresztą, sama widzisz - dodała.
(Juliette Joan Parker) Lubiła ten korytarz. Ciemno, mrocznie - takie klimaty jak najbardziej jej odpowiadały. Wsunęła ręce do kieszeni i brnęła do przodu, patrząc przed siebie.
Badał wierzchem dłoni przestarzałe ,lecz wciąż niesamowicie stabilne ściany. Okazyjne ,stereotypowe i niekonwencjonalne ,wręcz perfekcyjne wzory zdobiące korytarz ,zachwycały jego złote tęczówki. Rozwarł szeroko usta z których wydobył się niekontrolowany skowyt, po czym zamrugawszy gwałtownie - nieco się opanował. Doszły go odgłosy czyichś obcasów i całkowicie wytrącony z równowagi ,osunął się na ścianę. Jeszcze bardziej speszony ,odsunął się od ściany i rozwarł szeroko usta ,ponieważ obraz na który wpadł ,a konkretnie GRUSZKA ,zachichotał. Rozwarł szeroko usta po raz drugi w ciągu ostatnich trzydziestu sekund ,a obraz osunął się ze ściany ,jakby zapadając się pod ziemię ,pozostawiając na widoku małe ,skromne drzwi ,które wyglądały wyjątkowo żałośnie wśród tak abstrakcyjnych wyżłobień skalnych z jeszcze żałośniejszym napisem "kuchnia". Zanim jednak zdążył w jakikolwiek sposób zareagować ,obcasy ,które wcześniej zwróciły jego uwagę ,a które teraz zupełnie wypadły mu z głowy stanęły na przeciw niego. Z za zakrętu pojawiła się dziewczyna o pociągających kształtach i ponętnych krągłościach. Jego twarz zakwitła rumieńcem ,co starał się ukryć odwracając się wstydliwie do drzwi jak gdyby nigdy nic. Nie przyjrzał się zaś zbyt dobrze ,ów doskonałej piękności i bojąc się ,że więcej jej już nie zobaczy odwrócił się do niej z wątpliwym uśmiechem. Ku jego konsternacji ,kroki ucichły a dziewczyna uśmiechając się zagadała do niego. - Hmm... W tej kwestii nie pozostaniemy sporni. Przyznam ,że ja Ciebie również. Stwierdził bez zająknięcia ,po czym bojąc się ,że jego marzenie zaraz uleci ,krępującą ciszą jaka wśród nich narastała ,nie zważając na podejrzane drzwi ,które już zupełnie wyleciały mu z głowy dodał. - Jestem tu od niedawna. Przyznał ,po czym wyszczerzył zęby ,ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. - Nathaniel. Nathaniel Flynn. A... Ty ,mademoiselle? Spytał szelmowsko ,uśmiechając się rozbrajająco.
- Po prostu Blaise - odparła swym zimnym, a jednocześnie delikatnym głosem. Dziewczyna od razu zauważyła imponujący kolor oczu Nathaniela. Były tak niesamowicie złote, że trudno było oderwać od nich wzrok. Poprawiła dłonią swe piękne blond włosy, które kaskadą opadły na smukłe blade ramiona. - Od niedawna? - uniosła brew, po czym rozglądnęła się. Wtem zorientowała się, iż chłopak był czymś wcześniej zajęty. Nie chcąc wyjść na niewychowaną, spojrzała na niego leciutko speszona, po czym spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma. - Nie przeszkodziłam ci w niczym? - zapytała, zagryzając krwistoczerwoną wargę. - To znaczy, jeśli chcesz być sam to mogę sobie pójść... - dodała szybko.
- Pójść? Szczerze przeraził się takim rozwiązaniem ,więc co za sobę niesie; zaczął ją gorąco zapewniać ,że nie jest to konieczne. Może ,aż za gorąco. Nie potrafił zaś zapanować nad swoimi emocjami. Co tak śliczna dziewczyna robiła sam na sam ,z nim... na opustoszałym ciemnym korytarzu ,oświetlonym zaledwie dwoma lub trzema pochodniami na jeden zakręt. - Szczerze mówiac ,sam nie wiem co tutaj robię. Przyznał ,gdy nieco ochłonął. - Rozkoszowałem się samotnością ,próbując przebić jakoś rutynę i prozę. Wzruszył ramionami ,popisując się barwnym językiem ,którego nigdy mu nie brakowało w razie potrzeby. Czuł przemożne pragnienie zainponowania ślicznej dziewczynie. - Hmm... Jeżeli masz ochotę trochę zaryzykować ,możemy skorzystać z tych drzwi. Przyznał ,unosząc wyzywająco brew. Uznał ,że dziewczyna mimo trochę zimnego obchodu ,jest całkiem w porządku. Nie dość ,że idealna pod względem fizycznym ,to ... ,co przyznał z przyjemnością ,pod względem psychicznym.
Zaśmiała się cicho, wpatrując się w niego bezczelnie. - W takim razie chętnie ci potowarzyszę - uśmiechnęła się. - Jeśli nie masz nic przeciwko oczywiście - powiedziała bawiąc się włosami. Nie cierpiała tego okropnego nawyku. Zawsze, gdy z kimś rozmawiała bawiła się włosami, czego nie potrafiła powstrzymać. Podeszła bliżej chłopaka, po czym spojrzała uważnie na drzwi. - Jak jest tam niebezpiecznie to przynajmniej oberwiemy razem - roześmiała się perliście, pokazując białe jak śnieg zęby. Uśmiechnęła się do niego łobuzersko. - Idziemy? A może się boisz? - uniosła brew, wciąż zachwycając się spojrzeniem jego złotych oczu.
Zerknął za siebie ,nie chcąc tracić dziewczyny z oczu. A jak już jej więcej nie znajdzie? Poczuł się trochę dziwnie przekładając spotkanie z dziewczyną ,nad życie skrzata i gdy zaczął trzeźwo myśleć ,nacisnął na klamkę i otworzywszy drzwi ;wbiegł do ów ciemnego pokoju ,przez który wcześniej dotarli do kuchni. Biegł na oślep ,ciągnąc za sobą niewidzialne latające nosze i kuchennego skrzata. Parę razy potknął się o jakiś przedmiot ,lecz raz wyciągnął się na podłogę jak cień ,napotykając na drodze przewrócone krzesło. Ciekaw był jak radzi sobie dziewczyna ...i poczuł ukłucie wyrzutów sumienia ,że nie może jej w tej chwili pomóc. Zachował się nie po męsku ,ale czy przecież nie ratuje teraz życia ,myślącej postaci? - Blaise?! Wydarł się w ciemność ,mając nadzieję ,że nic się jej nie stało. Nie było jednak czasu na tak bezsensowne zapewnienia ,musiał się dowiedzieć ,gdzie to cholerne skrzydło szpitalne się znajduje. - Gdzie to jest?! No ,ten szkolny szpital?! Ryknął zaniepokojony milczeniem dziewczyny. Ponownie otworzył drzwi ,wkraczając na korytarz. Wtem z za rogu jak na zawołanie dobiegł ich głos nauczyciela... Czy zobaczył ,że byli w kuchni? Nie mógł ryzykować ,musiał uciekać. Przecież teraz liczą się chociażby najdrobniejsze sekundy. Nie patrząc przed siebie ,pobiegł na oślep ,rozmyślając płaczliwie gdzie może się schować. Usłyszał ,że parę osób pobiegło za nim ... Miał głęboką nadzieję ,że to tylko jedna postać ,ale odgłosy mówiły same za siebie. To nie tylko dziewczyna ,rozjuszony nauczyciel śmigał za nimi pędem.
Siostra była dla niego wszystkim. Gdy mieszkał w Londynie ,przez pewien czas w dzieciństwie ,rodzice zabronili mu wychodzić z domu. Kazali siedzieć w domu ,grożąc domem wariatów na każdym kroku. Często podczas uroczystych przyjęć w domu Katehetycznym ,gdzie gospodarzami byli jego rodzice ,przypadkowo robił różne dziwne rzeczy; zmieniał wodę w rum ,raz nawet złoszcząc się na wrednego diakona ,za jego pośrednictwem znikły mu wszelkie ubrania ,wraz z bielizną ,co zbudziło ogromny haos i wzburzenie wśród dorosłych. Miał biedny chłopak później przesrane... Rodzice oczywista - nic nikomu nie mówiąc ,wiedzieli ,że to on. Karali go i zamykali ,lecz to nie uchroniło go przed przeznaczeniem. - Nie. - Stwierdził szczerze - ale chcę odpocząć. Chcę odpocząć przy kimś ,lecz jednocześnie samotnie. Jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji staje się cisza. Wywrócił ramionami ,mierząc oczyma koniuszki swoich butów. - Tak. Chcę na chwilę o wszystkim zapomnieć ,chcę... ech. Mruknął kopiąc bezmyślnie ,niewinny kamień znajdujący się w zasięgu jego stopy. Gdy złapała go pod rękę uśmiechnął się smutno ,patrząc dziewczynie w oczy. Wydawała się tak przyjacielska i dobra... a jednocześnie niedostępna i tajemnicza. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego. Może po prostu nie spotkał kogoś tak niesamowitego? - Wiem to. Uśmiechnął się delikatnie ,spojrzawszy dziewczynie w oczy. Omiotło go nagle silne uczucie ,a ciepłota wydobywająca się spod ramienia dziewczyny stała się jakby żywą materią. Poczuł się silniejszy i żywszy.
Rozumiał dlaczego mogło mu być przykro. Ona sama pamiętała, jak bardzo kochała swojego brata Josha nim wyrzekł się ich całej rodziny. Pamiętała, jak krył ją gdy w coś się wpakowała, jak pomagał w każdym, choćby najtrudniejszym problemie. Zawsze ją wspierał. Tak bardzo go za to kochała. A wtedy gdy przyszedł do niego ten pieprzony list z Hogwartu, szczerze nienawidziła ów szkoły magii. Wtedy Josh powiedział, iż nie chce tu iść, zaś matka zrobiła mu ogromną aferę, że jeśli nie chce musi się wyrzec rodziny. I wyrzekł się. Odszedł. Po prostu, zostawił ją z podłą matką, a teraz odzywał się raz na rok. Zasmuciła się przypominając sobie to wszystko. Rozumiała co miał na myśli mówiąc o odpoczynku. Absolutnie go rozumiała. - Chodź, posiedzimy gdzieś, tak po prostu - wzruszyła ramionami, patrząc na niego. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, starając się dodać tym uśmiechem otuchy. Wiedziała, iż jej obecność w niczym nie pomoże, ale czasami fakt, że nie jest się samotnym w trudnej chwili potrafił pomóc. Nie próbowała na siłę zapewniać go, że wszystko będzie w porządku, to było najgorsze co można byłoby zrobić. Nie cierpiała sprawiać innym złudnych nadziei. Lepiej już było posiedzieć, nic nie mówić, po prostu być. - Idziemy stąd? - spytała, uśmiechając się do niego.
- Tak po prostu. Powtórzył po dziewczynie siadając pod ścianą i patrząc się przed siebie zbłąkanymi oczyma. - Zostańmy tutaj. Tutaj nie ma nikogo ,tutaj rzadko kto w ogóle schodzi. Idealnie dla nas... a najwyżej nakryje nas jakiś nauczyciel. Wzruszył ramionami. - należy się nam porządny szlaban. Uśmiechnął się lekko ,wychylając głowę do tyłu i przymykając powieki. Już do nich nie napisze. Nigdy! - Też masz taką rodzinę? Rodzinę... złudnie kochających potworów ,tylko na pokaz. Dostrzegł ,że stworek ,którego wcześniej uratował właśnie wraca do kuchni. - przynieś nam wódkę. Dużo wódki. Ale proszę ,przynieś mi ją dlatego ,że chcesz... ,a nie dlatego ,że musisz. Posłał skrzatu stanowcze ,ale przesycone bólem spojrzenie. - albo w ogóle nie przychodź. Stwierdził sucho ,po czym zwrócił się do dziewczyny. - jak myślisz? Upicie domowego skrzata - co mam w planach... Jest grzechem? Spytał po czym uśmiechnął się kącikiem ust.
- Dokładnie, najwyżej dostaniemy opieprz albo karę - wzruszyła ramionami i westchnęła. Oparła się i przymknęła oczy. - Czy mam taką rodzinę? - zaśmiała się. - Mój ojciec nie żyje, bo wolał poświęcić się robocie niż być z rodziną, matka jest tak zimna, że nie interesuje ją nic poza wystawnymi bankietami, a brat się nas wyrzekł - powiedziała cicho. - Kochana rodzinka - dodała ironicznie. Spojrzała na skrzata, który patrzył na nich dużymi oczami. Mimowolnie uśmiechnęła się. - Nie, to nie jest grzech - odpowiedziała Nathanielowi uśmiechając się. - Stanowczo nie jest to grzech - stwierdziła, patrząc jak skrzat idzie po wódkę dla nich. - Chcesz się upić? - spytała z nutką zainteresowania w głosie.
- przecież nas nie zabiją Dodał wykorzystując resztki z zasobów powietrza. Uśmiechnął się do dziewczyny wymuszenie ,po czym oparł się o ścianę ,naśladując ją. - Wiesz ,to jeszcze nie jest najgorzej. Zaczął ,uśmiechając się złowieszczo. Nigdy nie pomyślał ,że będzie się z kimkolwiek wykłucał ,kto ma gorszą rodzinę i wprawiło go to nie tyle w zakłopotanie co w uśmiech i rozbawienie. - Również miałaś ojca ,który udając świętoszka ,zdradza Twoją mamę w ich małżeńskim łóżku? Ojca ,który wpierw wygłasza kazania na temat wierności małżeńskiej ,a później sam totalnie hipokrycko przeczy wszelkim słową? Matkę ,która by Cię "chronić" taji przed Tobą wszystko ,byleby mały dziubuszek nie przestał się uśmiechać. Matkę ,która mimo ,iż nazywa Cię kochanym Natusiem ,karze mu sypiać w garniturze ,sikać w garniturze i śmiała się z Ciebie gdy jej powiedziałeś ,że idziesz do szkoły magii i czarodziejstwa. Pytał retorycznie ,nie oczekując odpowiedzi. Potrzebował takiego chwilowego użalania się nad sobą. Nie pozwalał sobie ,by górowały nad nim uczucia ,a nie rozsądek. W tej chwili czuł ,że może wszystko ,że nikt nie zabierze mu zabawki. - Nie chcę się upić - stwierdził dobitnie ,marszcząc nos - chcę zapomnieć. Chcę śpiewać całą noc biesiady ,a żeby rano dopadł mnie kac. By z bólu zapomnieć o wszystkim. By z bólu zwinąć nogi za pas i kołysać się jak dziecko.
Słuchając jego historię zasępiła się. Przy tym jej rodzina była idealna. Przynajmniej nie zawracali jej głowy swoją "miłością". - Nie - odparła tylko. - Moja matka chce tylko, żebym nie niszczyła jej opinii, a tak to nawet nie interesuje się co się ze mną dzieje. Podobnie jak ojciec - wzruszyła ramionami. - Też bym chciała zapomnieć. Chwilami mam ochotę pieprznąć wszystko i uciec gdzieś daleko, żeby nie musieć grać przed wszystkimi zimnej, wrednej suki - oznajmiła. Nigdy nikomu nie mówiła o tak głęboko skrywanych uczuciach, ale teraz po prostu potrzebowała tego. - A tak się nie da. Nie da się zostawić wszystkiego i usunąć się w cień. Spojrzała na chłopaka smutno, po czym przysunęła się do niego i oparła mu głowę na ramieniu wzdychając jednocześnie. - Życie chwilami jest do dupy - stwierdziła, przymykając lekko oczy.
Zasępił się na korytarz ,nie mogąc wierzyć własnym uszom. On użalał się nad sobą ,a dziewczyna przeżywa takie katusze. Chciał jednak by nic go to nie obchodziło. Teraz tylko ON ,ma swoją zabawkę ,może zrobić z nią co chce. Nikt nie pozwoli ,by mu ją zabrano. Brakowało mu tego. - Może nie da się uciec ,ale można się schować. Stwierdził tajemniczo ,patrząc na dziewczynę i uśmiechając półgłębek
- Schować się? - uniosła brew uśmiechając się delikatnie. - Co masz na myśli? Spojrzała na niego z zainteresowaniem. Wpadła w jakiś melancholijny nastrój. Nie lubiła tego, gdy zaczynała użalać się nad sobą. Nie miała nic przeciw, kiedy ktoś to robił, jednak jeśli ona zaczynała było to jakieś dziwnie nienaturalne. Zawsze starała się nie otwierać ze swoimi uczuciami na innych, a tymczasem robiła to nadzwyczaj często. Westchnęła i ponownie przymknęła oczy, rozluźniając się całkowicie.
- Siedzieć i nic nie robić. Nic nie pamiętać ,oddalić się od rzeczywistości. Bawić się bez konsekwencji. Wszystkim darować o dwa uśmiechy za dużo... burzyć domek z kart. Gdy tak wymieniał ,czuł ,że płoną mu policzki. Dawno nie czuł się tak jak w tej chwili... A przyzna szczerze- właśnie po raz pierwszy w życiu poczuł się szczęśliwy. - Lubię pomagać i słuchać użalań innych. Głupio mi się robi gdy to wspominam ,chociażby w myślach ,ale nie ma co się oszukiwać. Płacz innych ,podnosi mnie na duchu. Czy to czyni ze mnie prawdziwego gryfona? Zawsze byłem dumny ,że noszę na piersi herb Godryka Gryffindora... ,ale właśnie zdałem sobie sprawę ,że nie jestem tego godny. Nie tylko obecność dziewczyny sprawiała ,że czuł się tak dobrze. Perspektywa całonocnych użalań i szczerości ,czego dawno nie zaznał ,wprawiała go w niemal upojony stan. - Gdzie ten skrzat. Mruknął zirytowany.
- Tak, też bym chciała tak oddalić się od wszystkiego i obserwować wszystko z innej perspektywy - wyznała szczerze, wciąż mając zamknięte oczy. Odgarnęła włosy z czoła. Czuła się okropnie rozluźniona, a jednocześnie szczęśliwa i smutna. To użalanie przywołało z jej pamięci bolesne wspomnienia. - Rozumiem - zaczęła. - Ja też czuję się lepiej gdy innym robi się gorzej - powiedziała szczerze. - I nie jest to dobra cecha. W ogóle mam niewiele pozytywnych cech - stwierdziła. - I wcale nie dziwię się, iż jestem w Slytherinie. Jestem wredna, rzadko kiedy szanuję innych, zresztą długo by wymieniać - zaśmiała się pod nosem. Nagle z naprzeciwka podbiegł skrzat, akurat w tym samym momencie, gdy Nathaniel zapytał o niego. - Oto i skrzat - powiedziała otwierając oczy i podniosła się, by odebrać od niego wódkę.
- Po to i tutaj się błąkamy. Uśmiechnął się do dziewczyny. Teraz zapewne będą się nawzajem żalili ,ale nie miał zamiaru jej pocieszać. Chciał dać jej szansę się poużalać i miał nadzieję ,że i ona mu ją podaruje. Zaczesał palcami kasztanową czuprynę do tyłu i podarował Blaise rozbrajający uśmiech. Bardzo ją polubił i miał nadzieję ,że gdy już rano kac im minie ,nie zapomną tych chwil... I po co tak bardzo chciał o wszystkim zapomnieć? Chciał zapomnieć te chwile wolności słowa i niechlujstwa? Cóż ,może nawet to dobrze ,że niczego nie będzie pamiętał. Przynajmniej nigdy już tych scen przedstawiania słabości nie powtórzy. Ale po co z drugiej strony miał się zachowywać ,jak dorosły - którym na dobrą sprawę nie jest?! Obiecał sobie ,że da jej się wyżalić i nie będzie pocieszał, ale nie wytrzymałby. A jak przez niego dziewczyna popadnie w kompleksy? Jak tylko i wyłącznie z jego samolubnych pobódek zniknie jej pewność siebie ,którą tak bardzo cenił? Nie pozwoli na to ,by kolejna osoba ucierpiała z jego powodu. Skoro już jest gryfonem ,zrobi wszystko co w jego mocy ,by być tego godnym. - Masz wiele pozytywnych cech. Stwierdził stanowczo ,lecz nie zdążył dodać nic więcej ,bo dziewczyna podniosła się ,by odebrać od skrzata alkochol. - Napijesz się z nami ,mały? Spytał skrzata ,uśmiechając się łobuzersko do dziewczyny. S; Felek nie wie ,sir. Felek nie może ,sir. skrzat głośno przełknął ślinę. - a jeżeli pan Ci rozkarze? Uniósł bezlitośnie brew.
- Pozytywne cechy - zaśmiała się pod nosem. - Mój jedyny atut to uroda - spojrzała na niego unosząc brew. Nie miała jednak ochoty ciągle użalać się nad sobą. Nie chciała ujawniać swoich słabości. Słabości... tylko że na co dzień traktowała je jak swoje najbardziej pozytywne cechy. Egoizm, podłość, mściwość? Zalety? Czasami owszem, bardzo się to przydawało, jednakże czuła jakiś niesmak patrząc w tył, przypominając sobie wszystkie te momenty, kiedy bezwzględnie raniła ludzi nie zwracając uwagi jak bardzo jej niewinne, tak niezwykle cieszące czyny bolą innych. A ona po prostu śmiała się z ich łez. I nie mogła zaprzeczyć. Lubiła zgrywać zimną i bezczelną. Bo taka w końcu była... Blaise roześmiała się cicho widząc niezdecydowanie skrzata. - Przykro mi, musisz się z nami napić - szturchnęła lekko Nathaniela w bok. - Prawda N? Musi? Nie czekając na odpowiedź otworzyła wódkę. - O nie - jęknęła. - Nie mamy kieliszków - wywróciła oczami. - Będziemy pić z gwinta - zaśmiała się krótko. Wzięła duży łyk, odrobinę za duży, bo przy końcu skrzywiła się lekko. - Fuj, nie cierpię czystej - podała butelkę Nathanielowi. Ponownie wygodnie ułożyła się na ramieniu chłopaka.
- Nie tylko uroda - stwierdził ,po czym uśmiechnął się złowieszczo - jeszcze skromność. - puścił jej perskie oko ,po czym parsknął śmiechem. - Nie ,no. Jesteś szczera ,uparta ,delikatna i ... cóż ,masz jedną bardzo rzadko spotykaną zaletę u kobiet dwudziestego pierwszego wieku. - wyszczerzył zęby - potrafisz złożyć razem do kupy dwa zdania i można z tobą porozmawiać , jak człowiek ,z człowiekiem. Poczuł ,że dziewczyna traci chęć siedzenia w miejscu. Czyż nie lubi się nad sobą użalać? Też kiedyś nie lubił... ,ale kiedyś nigdy nie zgodziłby się chociażby łyknąć czystą. Przez chwilę ,po głowie przeleciała mu myśl ,że może zepsuł się tak pod wpływem dziewczyny ,ale gdy pomyślał ,jak głupio brzmi ta myśl niemal się uśmiechnął. O ,tak. Tego typu obwinianie innych ,o jego głupoty ,które nie były winą nikogo innego ,niż jego samego... przybiło go teraz ze zdwojoną siłą. Dostrzegł ,że dziewczyna roześmiała się i zaczął szukać przyczyny i tuż po chwili dostrzegł jaką niewinną minkę stroi skrzat i również wybuchnął śmiechem. - Musisz ,sir. W tej chwili ,sir. Powiedział stanowczo ,a zarazem władczo ,naśladując skrzata. Nie wiedział czy takie znęcanie się nad skrzatem ,nie jest bezduszne ,ale w tej chwili nic go nie ugryzie. Żadne sumienie ,nie przebije się znad twardej tafli szczęścia i bezinteresowności. Nie czekając na odpowiedź otworzyła wódkę. - Straszne ,sir ,nie? Spytał skrzata ,a ten walczył ze sobą ponieważ z natury skrzat MUSI być posłuszny panu ,ale nie chciał. Skrzat zachowywał resztki moralności ,co jeszcze wzburzyło chłopaka. Jakiś tam Felek ,nie będzie pouczać go jak ma się zachowywać. Wzięła duży łyk, odrobinę za duży, bo przy końcu skrzywiła się lekko. - Ja taż ,ale ciekawe czy skrzat lubi. Wyszeptał mściwie ,biorąc od niej butelkę i połykając w całości wielkie łyki. Smak palił mu gardło. - teraz ty mały. Przechylił głowę na bok ,opierając się o włosy dziewczyny ,których zapach właśnie uderzył mu w nozdrza. Rozkoszował się nim ,patrząc na zmagania skrzata...
- Skromność - roześmiała się. - No przecież jestem skromna - rozłożyła ręce bezradnie. Westchnęła i upiła łyk wódki, po czym położyła ją na ziemię. - Jeśli chcesz przez to powiedzieć, że fajnie ci się ze mną gada, to wiedz, że mi z tobą też - uśmiechnęła się delikatnie. Gdy spostrzegła jak żałośnie wygląda skrzat ledwo powstrzymała się przed wybuchem śmiechu. O tak, zachowywali się okropnie w stosunku do małego stworzonka, ale cóż poradzić, skoro właśnie to im się podobało. - Jesteśmy podli - szepnęła do Nathaniela, tak by Felek ich nie usłyszał. - Totalnie podli - pokręciła głową i zaśmiała się cicho, widząc ja skrzat niepewnie podnosi butelkę z wódką. Nagle wziął niewielki łyk i zaczął prychać, kaszleć i otrzepywać się. Blaise odwróciła twarz w stronę chłopaka, chowając ją w jego ramieniu, tak by Felek nie zauważył, jak bezczelnie się z niego śmieje. Nie mogła się jednak powstrzymać, wyglądało to doprawdy komicznie. - N, patrz co on robi - powiedziała niemal niedosłyszalnie, powstrzymując wyrywający się z jej ust śmiech. Skrzat ciągle otrzepywał się, owszem, kazanie mu spożywać alkohol było okropne, ale tak bardzo komicznie wyglądało, że nie potrafiła nakazać mu przestać.
- Oczywiście! Tak przecież powiedziałem. Roześmiał się ,a niesforna kasztanowa czupryna opadła mu na oczy. Spojrzał na nią i nachylił się. - buuu.! Wydał z siebie dziwny odgłos ,jakby chciał ją wystraszyć ,ale nie było to jego celem. Po prostu dostał do głowy głupawką. Położył się koło niej nie wiedząc co ze sobą zrobić i czując się nagle taki wyrośnięty w porównaniu do wyłożonej dziewczyny i malutkiego niewinnego skrzata. Uśmiechał się nieprzytomnie i zaczął robić orły po powierzchni kurzu i błota ,którą przynieśli tutaj z dziedzińca. - Nie jesteśmy podli Powiedział akcentując ostatnie słowo. - Jesteśmy czarodziejami i tylko podkreślamy naszą wysższość. Usprawiedliwił się chłopak patrząc na skrzata spodełba. - Co mały? Brzydzisz się?! Pomóc Ci? Spytał przesadnie słodkim głosikiem i już wstawał by mu pomóc, a ten zanurzył usta w butelce ,a jego wzrok stopniowo tracił ostrość. - po co się kryjesz? -Spytał dziewczynę ,nie odrywając bezlitosnego wzroku od skrzata - Pokaż temu nędznemu stworzeniu ,to ,co od dawna pokazywano nam. Pokaż ,że jest najgorszy i nic nie znaczący. Nagle skrzat zaczął wrzeszczeć i spazmatycznie miotać rękoma we wszystkie strony. Latał wte i wewtę okładając się wszystkim co napotkał na drodze ,po czym uciekł zanosząc się płaczem schodami do góry. - Wracaj ,debilu!!! Krzyknął chłopak.
Blaise roześmiała się widząc co robi chłopak i ukryła w twarz dłoniach, zanosząc się śmiechem. Wzięła łyk wódki. - Masz rację, nie jesteśmy podli - kiwnęła głową z szerokim uśmiechem. - Jesteśmy po prostu... lepsi - rozłożyła bezradnie ręce. - I nic na to nie poradzimy. Blaise spojrzała na skrzata i wydęła słodko usta, po czym uśmiechnęła się niewinnie. - Ale spójrz jaki on jest słodki - powiedziała przesłodzonym głosikiem, hamując śmiech. - Chociaż właściwie masz rację. Tyle czasu wmawiano nam, iż mamy traktować ich z góry, nie szanować, więc co nam właściwie szkodzi? Nie możemy przecież być słabi, musimy pokazywać, że jesteśmy najlepsi - zaśmiała się pod nosem. Nagle skrzat rzucił się biegiem w stronę schodów. - On chyba przesadza - stwierdziła Blaise opanowanym głosem i skrzywiła się. - Powinniśmy dać mu nauczkę, z tym że wątpię, iż ty też masz ochotę za nim biegać. Zaśmiała się, widząc jak skrzat zanosi się płaczem odbiegając coraz dalej.
Uśmiechnął się łobuzersko. - jeżeli ktokolwiek będzie sądził ,że brak Ci skromności... wkrótce zabraknie mu zębów. Spojrzał na dziewczynę rozmarzonym wzrokiem. Zatapiał się w jej kuszących ustach, obramowanych soczystą krwistoczerwoną szminką niczym w maśle - niestety tylko wzrokiem. Już od dłuższego czasu przestał dostrzegać różnicę wieku między B i sobą. Ciekaw był, czy i ona przestała o niej myśleć. - Jesteśmy przecież wyjątkowi. Mugole ,to tylko robaki w stosunku do naszych różdżek. Może i mają swoje żałosne bombusie atomusie ,ale wyniszczają tylko nimi po prostu swoich. Nigdy nie tkną czarodziejów... wystarczy nam ten niesforny patyczek i już kłaniają się przed nami. Czemu w ogóle żyjemy w cieniu!? Widziałaś przecież tę rzeźbę w ministerstwie magii. Wywrócił ramionami w teatralnym geście ,po czym zrobił kolejny porządny łyk. - Niech ucieka. Bądźmy litościwi wobec niżego gatunku. Roześmiał się ,a nie był to bynajmniej śmiech wesoły i dobroduszny. Po chwili na korytarzu rozległy się kroki i wpadł zapłakany skrzat ,cały w drgawkach. U jego boku szła osoba wyższa i smuklejsza w czarnej szacie, która podrygiwała synchronicznie wobec jej kroków.
Blaise zaśmiała się do Nathaniela. Całkowicie zgadzała się z jego tokiem rozumowania. To oni byli wielcy, reszta się nie liczyła. - Oczywiście, że jesteśmy najlepsi - uśmiechnęła się niewinnie. - Mugole się nie liczą - machnęła ręką. - Mogą sobie myśleć, iż są lepsi, ale tak naprawdę są tylko nic nie znaczącymi pionkami - wzruszyła ramionami, śmiejąc się. - I owszem, powinniśmy się zacząć ujawniać. To bez sensu. Marnujemy się - stwierdziła z pewnym siebie uśmiechem. I naprawdę tak myślała. To była prawda, dlaczego oni, czarodzieje musieli żyć w cieniu, kiedy mogliby mieć dla siebie cały świat? Przecież to prawda, byli lepsi, silniejsi, czemu kryli się przed zwykłymi ludźmi? - Tak niech ucieka, w końcu wróci - stwierdziła śmiejąc się podle. Wzięła łyk wódki czując lekkie zawroty głowy. W tym samym momencie z naprzeciwka nadszedł nieszczęsny skrzat wraz z jednym z profesorów. - O nie - jęknęła. - Znów będziemy uciekać? - westchnęła ciężko. Nie miała siły teraz wstawać. Wolałaby już, aby złapano ich, dano im kary, chociaż właściwie nie robili nic złego.
Uśmiechnął się do dziewczyny z satysfakcją. Kim chce zostać w przyszłości? Odpowiedź sama nawinęła mu się na język. - To na co czekamy? Zaproszę Cię do siebie ,do Anglii. Obowiązkowo. Pod warunkiem zaś ,że... ałć. Jęknął. - Przecież nie wolno nam używać magii poza szkołą.. ,a takie otwierałoby to przed nami możliwości. - Nie ,nie będziemy uciekać. Mruknął niechętnie ,sam również nie miał siły. Alkohol dawał się w znaki ,a teraz z resztą i tak nic go nie obchodziło. Wreszcie mógł zrobić wszystko co chciał. Wódka pieszczotliwie omotała jego umysł ,dusząc rozsądek i dając się wyszaleć bezinteresowności. Profesor kucił się o coś zawzięcie ze skrzatem ,a gdy ujrzał dwóch pozbawionych rozsądku uczniów w dodatku przeciwności; gryfona i ślizgona ,niemal wypluł swoją sztuczną szczękę. - Skoro i tak skończę w piekle... To mogę po drodze zaszaleć. Powiedział na tyle głośno ,że usłyszał go i zszokowany nauczyciel. Wyciągnął różdżkę z kieszeni ,po czym zatoczywszy koło nadgarstkiem wyszeptał ledwo słyszalnie. - Densauego. Przednie zęby skrzata urosły o nie lada metr ,okrywając jego profil szczelniej ,niźli robiły to nędzne ubrania. - Zostajemy i czekamy aż on się odszołomi ,czy idziemy? Zapytał dziewczynę ,patrząc z kpiną na zanoszącego się płaczem skrzata.
Klasnęła w dłonie uradowana. - Tak, pojedziemy do Anglii i będziemy łamać wszystkie zakazy, a później do Francji i też będziemy łamać zakazy - roześmiała się. Wzruszyła ramionami. - To że nam nie wolno, nie znaczy że nie mamy takiej możliwości - zachichotała pod nosem. Nie wolno im też było znęcać się nad skrzatem i upijać na korytarzu. Kiedy dostrzegła minę nauczyciela roześmiała się głośno patrząc mu prosto w oczy. Pieprzyć profesorów. Pieprzyć reguły. Pieprzyć wszystko. Teraz czuła się dobrze i nie zamierzała tego zmieniać. - Trudno, Nathaniel - rozłożyła bezradnie ręce. - Oboje wylądujemy w piekle, będziesz się ze mną jeszcze dłuuuugo męczył - stwierdziła, ignorując zszokowanego nauczyciela. Gdy N rzucił zaklęcie na skrzata, któremu ogromnie urosły zęby ponownie się roześmiała. - Zostajemy! Proszę! Zostańmy - spojrzała na chłopaka dużymi oczyma i uśmiechnęła się słodko. - Musimy to zobaczyć! Skrzat biegał tam i z powrotem tuż przed nogami profesora i płakał wniebogłosy. Ale Blaise nie było go żal. Bardzo dobrze się bawiła, więc uśmiechnęła się szeroko do Nathaniela. - No ciekawe co na to profesor - zaśmiała się unosząc brew i czekając na reakcję nauczyciela.
Jennifer: Jennifer akurat zmierzała do swojego gabinetu mieszczącego się w podziemiach kiedy usłyszała z oddali dosyć dziwne dźwięki. W tym jednego z tych starszych nauczycieli, którzy nie byli w stanie poradzić sobie z uczniami. Przez chwilę zawahała się. Iść czy nie? Przecież mogłaby udać, ze niczego nie słyszała i iść spokojnie do swoich komnat. Chwilę później zmierzała w stronę z której dochodziły owe dźwięki. A mianowicie w stronę korytarza w podziemiach. Już gdy się zbliżała, słyszała kpiący śmiech jednego z uczniów wyraźnie skierowany do profesora. A krótki czas później ujrzała skrzata z wielce nieszczęśliwą miną. I jego dosyć… dziwne zęby. - Co tu się dzieje? – warknęła chłodno w stronę roześmianych uczniów. Podeszła do pierwszaka. Od razu dało się wyczuć silną woń alkoholu. - A więc pijemy sobie tak?! I myślimy, ze wszystko nam wolno? – wygięła wargi w kpiącym uśmiechu. Jej oczy błyszczały irytacją. I to jeszcze dzieciak z jej domu! Ciekawe czy w ogóle ją rozpoznaje. Tak, z tymi dzieciakami trzeba coś zrobić. Przecież szkoła nie jest dla wszystkich.
Blaise: B spojrzała na nauczycielkę i roześmiała się głośno. - Ups, mamy kłopoty - zrobiła smutną minkę i spojrzała na Nathaniela. Głos Blaise wydawał się być bardzo smutny, jednakże ona sama wyglądała na niewzruszoną. - To zamknięta impreza - odpowiedziała nauczycielce z aroganckim uśmiechem na pięknej twarzy. Westchnęła teatralnie patrząc na N i hamując śmiech. - Jestem taaaaaaka zepsuta.
Jennifer: Uniosła brwi na słowa dzieciaka. To takie żałosne. Jak dobrze, że te lata popisywania się przed rówieśnikami dla niej już minęły. Tyle, z eona nie robiła z siebie aż takiej idiotki. - Jesteś ze Slytherinu, prawda skarbie? A więc – 20 punktów dla twojego domu za arogancję w stosunku do nauczyciela oraz, – 20 punktów za spożywanie alkoholu na terenie szkoły. Oczywiście co do alkoholu zaraz rozmówię się z dyrektorem. Na razie dostajesz miesięczny szlaban u mnie. Możesz jutro stawić się u mnie w gabinecie ok. dwunastej. – powiedziała. Nawet nie miała ochoty patrzeć na tą dziewczynę. Kolejna, myśląca, że jest jakaś wyjątkowa dziewczyna. Jej spojrzenie od dłuższej chwili tkwiło na zębach skrzata. Finite. Wypowiedziała to zaklęcie w myślach. Uwielbiała zaklecia niewerbalne. Oni nie muszą wiedzieć, czego użyła. Zęby skrzata wróciły do normalnych rozmiarów. On sam również znacznie sie uspokoił. - A więc, które z was to zrobiło? – zapytała. Raczej wątpiła by którekolwiek z nich się przyznało.
Blaise: Blaise uniosła idealnie wyregulowaną brew i zaśmiała się pod nosem. - Owszem ze Slytherinu - wzruszyła ramionami, po czym teatralnym gestem przyłożyła dłoń do ust, udając zmartwioną. - Oh, to aż 40? - klasnęła w dłonie. - A to pech. Uwielbiała takie sytuacje. Co prawda miesięczny szlaban jej nie odpowiadał, jednakże kto by go przestrzegał? Była mistrzynią jeśli chodziło o opuszczanie szlabanów. Popatrzyła na skrzata, który przestał płakać i wracał już do pierwotnego kształtu. Zachichotała cicho, nawet nie próbując ukryć śmiechu. - Ja to zrobiłam - stwierdziła obojętnym tonem. - Jestem rozpieszczona i zepsuta, a patrzenie na czyjąś krzywdę sprawia mi radość - przewróciła oczami. - Poza tym zawsze mnie uczono, że skrzaty to stworzenia gorsze. Wy mnie tak uczyliście - powiedziała wyzywająco i uśmiechnęła się bezczelnie do Nathaniela.
Alkohol koił jego zmysły. Nie musiał myśleć ,nie musiał się martwić. Gdy niczym się nie przejmował ,wszystko było wiele prostsze. Gdyby mógł wybrać ;siedzieć teraz grzeczniutko w gryffindorze ,czy zapomnieć o swoich troskach na korytarzu - bez wątpienia wybrałby drugą opcję. Od zawsze rodzice uświadamiali mu ,że jest najgorszy. Czemu on ma być dojrzalszy od wiele starszych ludzi? Może i ma ojca - pastora ,ale czy mimo wszystko ojciec był godny kiedykolwiek tego tytułu? Zdradzając żonę w ich małżeńskim łożu ,a później wychwalając w najlepsze przed ludźmi wierność małżeńśką? Beznadziejny hipokryta. Czuł się... brudny ,gdy myślał ,że płynie w nim jego krew. Blaise pomogła mu wyjść na prostą ,odzyskać pewność siebie. Wyżalał się jej ,a godność uleciała wraz z kolejnymi słowami. Mimo jej powierzchowności ,dawno nie spotkał kogoś tak wyjątkowego jak Blaire. Wredna dla wszystkich ,ale czuła i wierna wobec przyjaciół. Czuł ,że zrobiłby dla niej wszystko. Poszedłby za nią w ogień... - Blaire ,przestań. Mruknął zirytowany. - Nie baw się w bohatera. Ja to zrobiłem. Stwierdził ,po czym powstał próbując stanąć prosto na dwóch nogach ,lecz alkochol uniemożliwił mu to. Patrzył pokornie na nauczycielkę ,zamglonym wzrokiem. - Czemu nie wolno nam nękać... zwierząt? Spytał patrząc na skrzata spode łba. Dotąd traktował magiczne stworzenia jak równy z równym ,ale nie nauczył się tylko jednego tej nocy. - Dlaczego rodzice mogą znęcać się nad dziećmi? Niszczyć ich poczucie własnej wartości? Zamykać na klucz ,by nie przyniosły im wstydu? Gdzie tu sprawiedliwość? Proszę się nie bawić w boga ,pani profesor. Mruknął ,po czym rzucił tęskne spojrzenie Blaire i upadł na podłogę niczym wypruta marionetka. Nie przejmował się już śmiercią siostry ,nie przejmował się już niesprawiedliwością. Był wolny.
Blaise uśmiechała się pewnie i mierzyła nauczycielkę obojętnym wzrokiem. Co może jej zrobić? Nic nie będzie nowością. W życiu odbyła tyle kar, że nic nie byłoby dla niej nowe. Wszystko przerobiła. Gdy Nathaniel powiedział, iż on to zrobił roześmiała się głośno. - Oh przestań, N, przecież dobrze wiemy, że to ja - przewróciła oczami, po czym przeniosła wzrok na profesorkę. - Więc jaka będzie moja kara? - spytała i w tym samym momencie chłopak upadł na ziemię. Najpierw myślała, że udaje, jednak po chwili spostrzegła, iż nie są to żarty. Przyklękła podenerwowana i nachyliła się. - N! - powiedziała płaczliwie, potrząsając nim. - N, co ci się dzieje? - patrzyła na jego nieprzytomną twarz, obwiniając się o wszystko. Jak mogła? To była po części jej wina... Przesadziła. Gdyby nie ona chłopakowi nic by się nie stało a tymczasem... Po jej policzku popłynęła pojedyńcza łza. Nie jej wina, że zawsze dawała upust emocjom. - N, odezwij się - jęknęła, pochylając się.
Jennifer: A więc jeśli Blaise myśląc, że Shields nic jej zrobić nie może była w dużym błędzie. Ot, naiwność uczniów. Szlabany i odjęcie punktów to akurat jedna z mniejszych kar. Jest jeszcze dużo innych. Za to słowa młodego gryfona ją nieco… zdziwiły. Czyżby alkohol zsyłał na niego refleksje? - A któż powiedział, że rodzice mogą się znęcać nad dziećmi? Nikt. Tak samo jak nikt nie powiedział, że uczniowie mogą chodzić pijani po szkole, pyskować do nauczycieli i bawić się kosztem skrzatów. A skoro tak bardzo obchodzą Cię losy świata, to czemu pozwalasz robić krzywdę temu stworzeniu? Zresztą komu ja to tłumaczę. – sama zdziwiła się, że wciąż ciągnęła tą bezsensowną dyskusję. Zamiast ich ukarać i wrócić do swoich zajęć to ona dyskutuje z uczniami. Ha! Chwilę później gryfon leżał na ziemi. A ślizgonka klęczała przy nim. Teraz przeklinała siebie w duchu za to, że tu przyszła. Spojrzała na nauczyciela, który stał jak wmurowany. - Wstawaj, ślicznotko. Skoro odbywałaś już wszystkie kary i jest tak bardzo doświadczoną chuliganką to pódziesz ze mną. - oznajmiła. Spojrzała znów znacząco na nauczyciela. Ten wyprostował się i szepnął: Mobilicorpus, co spwoodował, że Nate znalazł się w powietrzu. Starszy nauczyciel wraz z chłopcem zniknęli po chwili.
Blaise: Blaise przewróciła oczami. Ciekawe co nauczycielka jej wymyśli... I znowu dostanie jakąś beznadziejną karę, będzie się nudzić, uciekać, dostawać kolejną karę i tak w kółką. Deja vu? - Nie pyskuję do nauczycieli tylko wyrażam własne zdanie - zaśmiała się słodko. - Przecież w każdych szkołach uczą, iż należy szanować poglądy innych, a moje są właśnie takie. Spojrzała na zapłakane oczy skrzata i zmierzyła go obojętnym wzrokiem. Nie dość, że mu pomogli to on tak im się odwdzięczył. Prychnęła lekceważąco i popatrzyła na Shields. - Owszem, mam za sobą miliony kar - stwierdziła z podłym uśmieszkiem. - Ale stanowczo wolałabym pójść z przyjacielem - warknęła.
Jennifer: Przez chwilę stała tyłem do dziewczyny szepcząc coś na ucho skrzatowi. Ten w mig zniknął z niezwykle zadowoloną miną. Dopiero, gdy usłyszała jej śmiech obróciła się. - Mówiłaś coś? Zresztą, nie ważne. - powiedziała już z lekkim znużeniem. Po co ona tak paplała bez sensu? Naprawdę myślała, że zrobi tym na Shields wrażenie? Nie pierwszy i nie ostatni uczeń jej się taki trafił. Słuchała przez chwilę przechwałek o tym, jakie to ona już kary przeszła. - Po pierwsze z przyjacielem nie pójdziesz, bo jakbyś nie zauważyła nie ma go tutaj. Po drugie, to że masz za sobą takie bogate doświadczenia dotyczące Twojego zachowania, to nawet dobrze. Dyrektor na pewno zainteresuje się tym, że po tylu upomnieniach, szlabanach i odjętych punktach wciąż łamiesz regulamin. Nawet nie będę Ci teraz odejmowała punktów. I z łaski swojej nie mów tyle, bo mnie już od Twojego paplania boli głowa. - powiedziała szorstko po czym wzięła ją pod ramię i skierowała się w stronę najwyższego piętra.
Blaise: Blaise rozejrzała się. Rzeczywiście, Nathaniela już nie było. Przewróciła oczami i wyjęła czerwoną szminkę, po czym przejechała nią po swych wydatnych ustach. Wzruszyła ramionami. I co jej się może stać... nie takie próbowały ją zbesztać za zachowanie. - Sama pójdę - stwierdziła i wyrwała się z jej uścisku. Ruszyła na najwyższe piętro głośno stukając obcasami po pustym korytarzu. Zaśmiała się do siebie słodko.