Po kapitalnym remoncie i wielu niewesołych perypetiach z instalacją kanalizacyjno-elektryczną, piwnica w końcu stała się miejscem, w którym nie wstyd przyjmować gości. Dalej estetyka pozostaje kwestią dyskusyjną, ale jest barek, jest wentylacja i nawet rozkminione jak sprawić, żeby rzutnik zza kanapy wyświetlał na ścianę na przeciwko.
Ostatnio zmieniony przez Lockie I. Swansea dnia Pon Paź 14 2024, 18:01, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
On Venetię pamiętał akurat bardzo dobrze. To tam po raz pierwszy w końcu udało mu się wyczarować patronusa, a to nie są rzeczy, o których tak po prostu się zapomina. Był to też dla niego dość ciężki prywatnie czas, ale ostatecznie udało mu się jakoś ruszyć do przodu, dzięki wsparciu kilku bliskich mu osób. -Czemu nie. Chętnie bym jeszcze raz zajrzał do tego laboratorium alchemicznego. - Przyznał, dodając w głowie Venetię do długiej listy ich zaplanowanych podróży. Jeszcze trochę i będą musieli wziąć roczny urlop, by się ze wszystkim bez problemu wyrobić. Nie przejmował się tym, ile miał na głowie, zawsze chętnie dokładając sobie kolejnych obowiązków, a szczególnie wtedy, kiedy czuł się źle. Pierwszą turę wygrał zjawiskową trójką i już rozdawał kolejny raz karty, gdy Lockie zgłosił się do niego z prośbą. -Towar odpada. - Rzucił krótko, popijając z butelki. Miał nadzieję, że jasno dał do zrozumienia, że poza tym jednym warunkiem, na resztę przystawał bez problemu. Szczególnie, że jeszcze miał na tym co nieco zarobić, bo mimo wszystko był też przecież przedsiębiorcą. O ile na dragach też mógł kosić ładny hajs, tak jednak postawił tam granicę. -Mówiłeś, że dostałeś tłumaczenie. Coś wyszło z tych ślaczków? - Mimo wcześniejszych własnych słów, postanowił jednak poruszyć ten temat, bo był dla niego ciekawy tak samo, jak sama figura Pani Tłumacz, o której zdecydowanie chciał usłyszeć więcej niż te kilka zdawkowych zdań, które kumpel napisał mu na wizzie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Skinął głową. Nawet lepiej. Nie chciał Maxa namawiać na te Venetie, ale czuł, że Solberg lepiej ogarnia tamte okolice i szybciej się odnajdą po tych winiarniach. On za chuja nie pamiętał, kto tam co hodował i w czym się specjalizował. Westchnął, widząc, jak tragicznie idą mu rozdania i spojrzał zbolałym wzrokiem na bruneta: - Terry chce mi zacząć ćpać jakieś gówno po kątach. - wyjaśnił - Z jakimiś niedojebanymi kolegami. To już wole, żeby spróbował czegoś czystego i kiedy będę mógł go pilnować. A ja niestety nawet nie wiem, gdzie tu czegoś szukać. - nie było tajemnicą, że on to wolał palić i gdyby miał coś znaleźć na swoich terenach, to by znalazł, ale z tego co oferowała Anglia, nie korzystał we własnym zakresie, poza okazjonalnymi imprezami, a i wtedy był konsumentem towarzyszącym, a nie zapewniającym rozrywki. Rozumiał jednak, jak wielką awersją były używki dla Solberga i nie zamierzał naciskać. - Cztery języki. Kumasz to? - parsknął, zgarniając karty i tym razem samemu je tasując, jakby to mogło mu pomóc na jego tragiczne rozdania. No ale zmiana zawsze mogła przynieść jakąś nadzieję - Poczekaj, aż usłyszysz jakie, to się zesrasz. - odchrząknął - Ndyuka, tok pisin, armeński i głagolica. Czaisz? Zapomniany język kreolski, język jakichś buszmenów z Suriname, kurwa armeński i archaiczne, zapomniane pismo słowiańskie. - sięgnął po wino i aż sobie przepłukał usta - Jak się dowiedziałem, to uznałem, że mi ten szaman uprażył jednak kurwa mózg, bo skąd ja niby znam jakiś język buszmeński. No ale jak już wiem co to, to mam prostą linię do tłumaczeń. W telegraficznym skrócie: tłumaczy się. Trzeba czekać. - rozdał karty, ale uśmiechnął się pod nosem - No i zostaje kwestia pani tłumacz. Nawet nie wiem, czy chce, żeby je za szybko przetłumaczyła. - kiwnął brwiami.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Venetia, Sahara, czy dziura w norze na zadupiu Rumunii, nie robiły mu różnicy. Miał wrażenie, że potrzebował po prostu wyrwać się z tego pierdolonego kraju. Prawdopodobnie po raz kolejny próbował uciec od problemów, które powoli wybudzały się w jego duszy i wpływały na jego codzienne funkcjonowanie. To, co stało się na lekcji mugoloznastwa było dla niego wielkim nieporozumieniem. Ufał, ze Rowle nie wpakowałaby go na coś takiego specjalnie, ale to znaczyło, że kadra nie wspomniała jej o wypadku dobrze wiedząc, że nie potrafi do dziś zachować w pełni spokoju, gdy pewne wspomnienia zostawały w nim wywołane. Musiał spierdolić i choć Inverness było bardzo złym wyborem, to na szczęście resztki rozumu zachował, na noc wybierając lokum przyjaciela. -Tym bardziej, kurwa, nie. Co on na chuja upadł? - Ożywił się nieco, bo puchona nie tylko znał, ale i nawet lubił i zdecydowanie nie chciał go pakować w to gówno, jakim były dragi. -Miej na niego oko, dobra? - Poprosił Lockiego, bo owszem, nie miał wpływu na to, czy Terry nie poleci ćpać z kim innym, ale Swansea bardzo dobrze wiedział, jak poznawać niepokojące sygnały, czego Max, jako ofiara uzależnienia, niekoniecznie zawsze był świadom. Miał więc nadzieję, że jeśli puchon za bardzo poleci z imprezą, będą w stanie mu pomóc, ni mniej, ni więcej. Solberg obawiał się, szczególnie tu i teraz, że jakikolwiek kontakt z używkami będzie teraz jego gwożdziem o trumny tak, samo jak nawet nakierowanie Andersona na swoich dostawców, bo przecież musiałby ich poinformować, że młody jest od niego, dla bezpieczeństwa, a otwierając usta może się coś przypadkiem wyślizgnąć. Nie, zdecydowanie potrzebował kompletnie się od tego odizolować. -Ile, kurwa? - Zamrugał aż z niedowierzenia. Dla niego tam nawet nie było jednego języka, a co dopiero cztery. Słuchał, jak Lockie wymienia te wszystkie dziwne nazwy, które nic mu nie mówiły i miał wrażenie, że jest bardziej najebany niż powinien i po prostu dopadły go jakieś omamy słuchowe. -Czyli jest nadzieja, o to chodzi. - Ucieszył się na to zwięzłe podsumowanie, bo tego mu było w tym całym bełkocie potrzeba. -Mówiłem Ci, że z tym szamanem jest coś nie halo. - Zaznaczył, celując w kumpla papierosem, którym zaraz zaciągnął się po raz ostatni i zgasił peta w popielniczce. -Wiesz, zawsze możemy Ci znaleźć jeszcze jakieś tajemnicze teksty. Mogę Ci nawet na dupie jakiś wyryć, jak trzeba będzie. - Wyszczerzył się, widząc po minie kumpla, że ta tłumaczka to naprawdę musi być grzechu warta, skoro tak rozbudziła ślizgona. Max dawno nie widział, by Lockie był tak zainteresowany kimkolwiek chyba. Zamiast dopytywać, liczył że kumpel sam rozwinie temat i podejrzał rozdane mu karty. Było chujowo, ale istniała jakaś szansa na to, że Swansea może mieć jednak coś gorszego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Swansea westchnął, po on przechodził przez to samo zdenerwowanie, ale zaraz spojrzał na Maxa wymownie: - Słuchaj, ja w jego wieku robiłem dokładnie to samo. - uniósł znacząco brwi - To już wole, żeby ćpał pod kontrolą, niż znaleźć go za rok wykręconego bebechami do góry po złej stronie Nokturnu. - pokręcił głową. Tym bardziej czuł się odpowiedzialny, że w pewnym stopniu sam zaszczepił w nim chęć spróbowania narkotyków po tym, jak ledwie go wyciągnął z pierdolniętych halucynacji po wróżkowym pyle. Jednocześnie być może przez te długie lata obserwowania stanów swojej matki, umiejętności rozróżniania jednych stukotów w nocy od innych, umiejętności rozpoznawania zwykłego drżenia rąk od drżenia rak przed atakiem paniki, Swansea miał wysokie wyczulenie i intuicyjnie wyłapywał ryzykowne sytuacje. Wolał mieć Terry'ego pod ręką, szczególnie wiedząc o tym, jak autodestrukcyjny puchon się stawał i jak się kaleczył w napadach paniki. - Jasna sprawa. - wzruszył lekko jednym ramieniem, pociągając jeszcze ze dwa sążniste łyki wina. Było to dla niego oczywiste. Zaczął się śmiać na reakcje Maxa, próbując mu gestem pokazać, że on tak samo, kiwając głową, zareagował. - No cztery i to zewsząd. To nawet się logicznie nie łączy ani geograficznie, ani na osi czasu, ani kulturowo. Cztery, zupełnie różne, zupełnie niepowiązane języki. Trudno się dziwić, że chodziłem niedospany. - jak jego mózg tak pracował we śnie, to nawet mając snu godzin dwanaście, przecież nie szło odpocząć. Wyszczerzył zęby w kolejnym uśmiechu, kręcąc głową na boki - Powiem Ci, że dałbym wyryć. Gdyby tam było jeszcze miejsce na jakieś historie. Tylko obawiam się, że Twojego odręcznego pisma żadna tłumaczka, nawet najlepsza, nie rozgryzie, choćby było spisane na takim wspaniałym pośladzie. - westchnął, markując zawód, aple parsknął - Wiesz co, jest w niej coś takiego... - zamyślił się, biorąc wdech i wyciągając peta z paczki - Smutnego. Ale czasami błyska jej w oku coś, jakby... Jakby spała od bardzo dawna i mój niewątpliwy i niezaprzeczalny... - tu wycelował w Maxa trzymanym szlugiem - nawet nie próbuj zaprzeczyć - i odpalił peta - ...urok osobisty ją czasem budził. Bardzo ciekawa sprawa. - Swansea przez większość życia nie interesował się szczególnie nikim konkretnym. Dopiero odkąd dostał przedłużenie wyroku w maju, świat okazał się mieć do zaoferowania emocje głębsze niż łyżeczka do herbaty, a i on sam wydawał się być skłonniejszy je eksplorować. Skoro nie wisiała nad nim gilotyna prawdopodobieństwa śmierci, to może, kto wie, warto się nawet czasem wysilić? Pomysł zupełnie abstrakcyjny dla Loka sprzed roku.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Plejada emocji przewinęła się przez twarz Maxa, który przepił to wszystko porządnym łykiem Ognistej, krzywiąc się, gdy gardło zaczęło go palić od właściwości alkoholu. Potrzebował kilku sekund, by ułożyć słowa, które następnie wypowiedział, choć nie było to wcale dla niego łatwe. -Słuchaj stary, ja wiem i Cię rozumiem, ale nie uważam, że to dobry pomysł. Anderson nie wygląda mi na kogoś, kto by to dobrze dźwignął. Jak chcesz w to iść, to wiesz przecież, gdzie szukać poza mną. Tylko omijaj Nokturn, tam od dłuższego czasu leci jakieś naprawdę brudne ścierwo. - Owszem, to on miał najszersze kontakty w półświatku, ze znajomych Lockiego, ale przez lata ich znajomości, Swansea miał okazję poznać kilka twarzy, u których Max regularnie ubijał interesy i choć odcinał się od używek, to eliksirowar nadal miał informacje, które organicznie do niego dochodziły. Dziwił się wielokrotnie, że inni są na te znaki ślepi, bo Hogwart gościł w swoich murach dość ciekawą liczbę studentów, uwikłanych w ten czy inny sposób w używki. Na całe szczęście Max nie miał pojęcia o atakach Terry`ego bo wtedy jego narracja byłaby zupełnie mniej neutralna. On widział w puchonie fajnego dzieciaka, może nie tak grzecznego jak inni, ale nadal kogoś, kto raczej miał w sobie więcej ciepła i wrażliwości niż spierdolenia. Ślizgon skinął tylko głową w niemym podziękowaniu i skupił się na kartach oraz temacie tłumaczenia tych dziwnych inskrypcji, jakie Lockie próbował odszyfrować od maja. -Ja to jestem pod wrażeniem, że ktoś te języki w ogóle zna. - Przyznał szczerze. Teraz to było jasne, że nie mogli się dokopać do żadnego sensu. Ktokolwiek nie rozszyfrowałby tej zagadki powinien dostać Order Merlina w jego głowie. Zaraz też roześmiał się i pacnął go w ramię, za ten tekst o koślawym piśmie. Nie żeby Lockie się mylił, bo odczytać pismo Maxa potrafił tylko Max i ci, którzy nie mieli absolutnie innego wyjścia, choć czasem zastanawiał się, czy przypadkiem jego prac domowych nie muszą wspólnymi siłami rozszyfrowywać wszyscy nauczyciele w pierdolniku zwanym Hogwartem. -Bardzo śmieszne. Musiałaby więcej czasu poświęcić na te Twoje dupsko. Nic nie doceniasz mojego poświęcenia. - Nawet nie próbował udawać obrażonego. Whisky robiło swoje i wprawiało go dzisiaj w dobry nastrój, z każdym łykiem, pozwalając mu coraz bardziej zapomnieć o wcześniejszych nieprzyjemnościach tego dnia. Zamknął mordę, gdy Lockie zaczął rozwijać wypowiedź o tajemniczej pani tłumacz. Widać było, że się chłop jakoś w nią wkręcił, a że Max życzył mu tego, to nie miał serca naśmiewać się z tej postawy kumpla. Uniósł ręce w obronnym geście, bo i owszem, mógłby powiedzieć coś o naturalnym uroku Swansea. -Brzmi jakby była warta zachodu, ale też jakby wymagała trochę pracy. Ten smutek w oczach nigdy nie zwiastuje niczego dobrego. - Nie chciał zniechęcać kumpla pod żadnym pozorem, ale czy Lockie sam nie przyznawał, że nie przepada za zbytnim męczeniem się w kwestiach damsko-męskich? Wolał się upewnić, co o tym wszystkim myśli w obecnej sytuacji. -Patrząc po tym, jak Ci chujowo idzie, chyba w relacjach los się do Ciebie uśmiechnie. - Skomentował, gdy po raz kolejny wyciągnął z kart lepszą kombinację, nie wiedząc jeszcze, że następne rozdanie będzie dla niego samego mocniejsze, niż miało prawo być.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Obserwował mimikę Maxa z uwagą. Wiedział, że to nie jest temat, który łatwo było poruszać, wiedział, że Solberg zrobił ogromne postępy odnośnie swojego nałogu, wiedział, że nie zamierzał nigdy i nigdy nie będzie planował chodzić wokół niego na paluszkach, traktując go jak skorupkę jajka, ale też nie chciał zrobić o krok za daleko. Jakaś część jego głowy, w absurdalny sposób czuła ulgę, że Max raz po raz odmówił i zaprzeczył, jakaś część w nim pomyślała, że to zajebiście. - To zjebany pomysł. - przyznał mu w pełni - Ale nie zostawię go z takimi pomysłami samego. - wziął karty w rękę i spojrzał na swój wynik. Obstawienie Maxa było wysokie, a gdy obaj odkryli karty, Swansea parsknął - Kurwa, ruchasz mnie w tego barona bez litości i lubrykantu. Byś chociaż buzi dał. - pokręcił głową, zgarniając i tasując talię. Uśmiechnął się, bo taka była prawda - dla niego było abstrakcją po pierwsze, skąd i w jaki sposób szaman zasadził mu te myśli w głowie - jasne, miał wspomnienie matki Gai całującej go w głowę, ale łatwiej było mu zwalić wspomnienie tej wizji na narkomański trip, niż uwierzyć, że jakaś kurwa bogini natury i życia mu przekazała swoją wiedzę, kiedy rzygał naćpany gdzieś w kolumbijskiej dżungli. Po drugie, co te wszystkie zapiski miały wspólnego z jego matką, jej wizjami i tym, co mu nawypisywała na ciele. Jak to miało mu pomóc. Czego właściwie szukali. Składników na eliksir? Wskazówek do znalezienia artefaktu? Łamigłówki, której rozwiązaniem będzie cytat mówiony głosem szamana, śmiejącego się z nich, że są debilami i czas zdychać? - Może lepiej nie, jak się baby za bardzo przyglądają, to potem szybko uciekają i tyle było zabawy. - przyznał, unosząc brwi i rozdając im kolejny pass. Trudno powiedzieć, czemu się Lockie w nią wkręcił. Dla rozgrzewki? Rozrywki? Żeby popróbować rzeczy, których nie próbował? Parsknął na słowa Maxa i spojrzał na niego wymownie: - Ja wiem, że Ty mi życzysz najlepiej, ale chuj wie, czy jest warta zachodu. Z moimi doświadczeniami to się nie nastawiam, wiesz, że mam magnes na jebnięte. - zaciągnął się - Ale powiem Ci, że te jej garsonki kurwa.... - pokręcił głową. Miał w sobie coś takiego, że im dłuższy był ten habit, tym bardziej go grzał - No zobaczymy, ja pierdole, przecież się nie oświadczam. Może ją przyprowadzę do Luxa kiedyś, to sam popatrzysz. - strzepnął peta do popielnicy i podniósł swoje karty, wypuszczając dym nosem - Jak sie nie ma szczęścia w kartach to się ma szczęście w miłości, mówisz? - uniósł brwi - To moje szczęście nie dostało memo, bo i w jednym i w drugim jest w pizdę chujowo. - zaśmiał się, aż mój popiół spadł na gołą klatę i zezując, otrzepał się z niego.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cieszył się, że Lockie nie traktował tego tematu jak jakieś dziwne tabu, choć ciężko było mu o tym rozmawiać uwzględniając własne uczucia i doświadczenia. Jeśli mógł, trzymał się neutralnych stwierdzeń, a im bardziej ciągnęło go znów w objęcia prochów, tym ciężej cokolwiek przechodziło mu przez gardło. Czuł, że same słowa mogą wywołać ten jeden impuls, którego nie będzie już w stanie powstrzymać i choć normalnie powroty były chujowe, tak po tym, co wydarzyło się ostatnio obawiał się, że kolejne mogą być już drogą bez odwrotu. Tego jednak Lockie nie mógł wiedzieć, bo szczegóły wydarzeń tamtego maja znał tylko Max, pozostawiając pewne sprawy nawet poza wiedzą swojego partnera. -Wiem i dobrze. Będzie potrzebował kogoś, kto w razie co go ogarnie. - Kącik jego ust dość smutno i na krótko podążył ku górze. Max sięgnął po kolejnego papierosa czując, że sama butelka już nie wystarcza mu do kontroli tych wszystkich kotłujących się w nim myśli i uczuć. -Na buziaka trzeba sobie zasłużyć. Albo odpowiednio dopłacić. - Dodał już nieco weselej, choć jego oczy jeszcze nie do końca harmonizowały z mimiką i tonem głosu ślizgona, co zaraz uległo zmianie, gdy weszli na tematy dotyczące halucynacji, ślaczków i pani tłumacz oczywiście. Fakt, że Max nie widział tego, co Lockie nie pomagał im tej zagadki rozwiązać. Ciężko mu było coś doradzić, choć oczywiście się starał, bo to ważna sprawa była, żeby jego kumpel nie zlazł z tego świata tak szybko. Na szczęście znalazł się ktoś, kto choć trochę mógł im rozjaśnić tę mgłę, w której od prawie pół roku już się poruszali. -Może czas zadbać o to dupsko, a nie liczyć, że samo zacznie przyciągać inne dupeczki. - Zaproponował, bo co jak co, ale niestety czasami też trzeba się było postarać, żeby coś się zadziało. Niestety, takie już było życie i Max bardzo szybko się tego musiał nauczyć. Za szybko nawet. -Nie ze wszystkiego ślub musi wyjść, ale przydałaby Ci się trochę zmiana klimatu. Skoro już nie ma aż takiego ryzyka, że kogoś zarzygasz w trakcie, to ja bym pokorzystał na Twoim miejscu. - Oczywiście, że nie uważał, by to od razu miała być jakaś wielka miłość. Co to to absolutnie nie, ale zabawa? Zmiana? Cokolwiek? Coś na pewno. Jak na gust Solberga, to Lockie za długo odbierał sobie wszelkie przyjemności. Ale Max też miał spaczone poglądy na te sprawy, więc możliwe, że nie był najlepszym doradcą. -Wiesz, co sądzę o jebniętych. Warte grzechu. - Mruknął, między jednym łykiem a drugim. Akurat w tym temacie mogli sobie podać ręce, bo albo na świecie nie było normalnych, albo oni mieli wyjątkowy talent do unikania takich osób. -Dam Ci znać, jak będę planował jakieś Happy Hour, żebyś na niej nie zbańczył. - Zapewnił, dobrze wiedząc, jak Lockie nie lubi rozstawać się z pieniędzmi pomimo tego, że czasem było to warte zachodu. -Moje nic nie dostało tego memo, ale tak mówią. - Wzruszył ramionami, bo u niego to się nie sprawdzało w żadną stronę. Może był to ten moment, kiedy w końcu karty miały mieć rację? Miał szczerą nadzieję, że nie, bo w tym roku naprawdę mu się z Salem względnie układało.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Machnął lekko ręką, chcąc dać znać, że nie ma co drążyć tematu. Będzie trzeba Andersona przypilnować. Swansea gryzł się chwilę ze sobą, bo nie podobały mu się siniaki, jakie puchon ukrywał przed światem, ale z drugiej strony rozbił wszystko, co mógł, żeby to w nim zmienić. Zastanawiał się też, jak zmusić Gaela do pójścia na lap-dance do Luxa, ale to będzie problem Lokiego z przyszłości, Loki z teraźniejszości właśnie przechodził najbardziej ośmieszającą turę w Krwawego Barona w swoim życiu. - Bezczelny, nieładnie tak. - pokręcił głową, bo Max znów go zdeklasował. Zebrał karty i podał je na powrót Solbergowi. Jego ojciec-hazardzista zawsze mówił, że najlepsze talie powinny przechodzić przez jak najwięcej rąk. Żeby się rozchodzić. Rozhulać. Czy cokolwiek innego. A że było ich dwóch to cóż. Musieli się tą dziewicą podzielić razem. Westchnął ciężko, bo z jednej strony chciał się poczuć oburzony, że mu Solberg zarzuca, że on o to dupsko nie dba, ale z drugiej strony było w tym trochę racji. Nie dbał. Ciało, które miał było jak wadliwy garnitur dla jego duszy, który miał się zaraz rozpaść i sprawiał wyłącznie problemy. Teraz zaczynali szukać krawca, który naniesie poprawki na te wady, a same funkcjonalności przestały póki co szwankować. Może warto byłoby jakiś tiuning, obróbkę, blacharkę, nowe siedzenia... - Sugerujesz, że mi czegoś brakuje? - uniósł brwi, udając wielką pretensję in zaśmiał się - Fakt, sukcesem jest, że przynajmniej znów mi staje. -uniósł brwi, bo pół roku temu nie miał takiego luksusu - I szansa wykrwawienia się jej na cycki jest bardzo mała. - tych pamiętnych niezliczoną ilość razy, kiedy klęczał na jego wycieraczce, krwawiąc z każdego dostępnego w ciele otworu. Nie tęsknił. Zarechotał jak idiota i pokiwał palcem, kręcąc głową. No taki przyjaciel to więcej niż skarb. Znał go na wylot, a i jeszcze pomagał zaoszczędzić galeona czy dwa. - No przyda się. Dobrze, że nie obstawiamy pieniędzy, bo byś mnie oskubał do łysego, że by mi na papier toaletowy nie starczyło. - co ciekawe, zawsze lubił hazard i zazwyczaj miał do niego niezłą rękę. Chociaż bardziej niż wygrywanie, lubił sam fakt grania, emocji z tym związanych. Bo zawsze były jakieś emocje, nawet jeśli to mała radość. I jeśli zaprosił tu Maxa, żeby go odciągnąć od upiorów, które pognały go do Inverness, to wiedział, że nawet takie małe emocje się na coś zdadzą. Dopił resztę wina i podniósł się: - Rozdawaj, idę po drugą butelkę. - wyjaśnił, choć zrobił to, by zdążyć złapać równowagę, podpierając się o kanapę. Tropem nieślubnego dziecka węża i baletnicy dotarł do drewnianego barku i wziął jeszcze jedną butelkę- Ty jeszcze masz? - upewnił się, bo był gościnny przecież.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gadka to jedno, ale dawać się tak robić to faktycznie musiało być bolesne. Max nie miał pojęcia, czemu nagle świat postanowił mu tak pięknie pomagać w hazardzie szczególnie, że grali o wszystko i nic tak naprawdę, bo przecież wyzwanie mogli sobie wybrać jakiekolwiek. Chłopak nie myślał jednak o nagrodzie. Tak naprawdę, to myślał coraz mniej, coraz bardziej zamroczony wlewanymi w siebie procentami, które dodały się dość szybko z tymi, które zdążył spożyć już wcześniej. Przejął talię i zaczął znów tasować. Uwielbiał tę czynność, może była to kwestia jej powtarzalności, a może czegoś innego, ale mógłby to robić godzinami. Niestety, szczególnie dla Swansea, trzeba było w końcu znów rozdać. Max podejrzał swoje karty i już się domyślał, że szanse na to, że przejebie tę rundę są mniejsze niż większe. Max dobrze wiedział, jakie jego kumpel miał podejście do siebie i do wszystkiego, ale Kolumbia odmieniła wiele rzeczy i Lockie powinien w oczach eliksirowara, zmienić też w pewien sposób swoje nastawienie, by jednak nie zmarnować tego dodatkowego czasu na tej planecie, który udało mu się dostać. -Wręcz przeciwnie, ale byś mógł podkreślić co nieco. Masz się czym chwalić, co będziesz ukrywał swoje walory. - Czy to mówił alkohol, czy była to szczera opinia Maxa? Prawdopodobnie jedno z drugim połączone. Nie było tajemnicą, że najebany mówił więcej i to ze zdecydowanie mniejszą ironią czy żartem, niż normalnie. -Ja bym korzystał stary. Pamiętasz jeszcze w ogóle, jak to jest spuścić się na kogoś? - Pokiwał sam do siebie na tę myśl. Nie potrafiłby chyba przejść na celibat ani teraz, ani nigdy wcześniej, od kiedy po raz pierwszy zasmakował w cielesnych rozrywkach. Wyjątkiem był ostatni rok, kiedy to jednak psychika dominowała, a każde dotknięcie przez partnera jego poranionego ciała, wywoływało falę nieprzyjemnych wspomnień, które skutecznie wszystko psuły. Oczywiście, że go znał. Kilka ładnych lat razem już na tym świecie egzystowali i psuli krwi wszystkim wokół. Na szczęście ze sobą dogadywali się jak łyse konie, bo to był mocny fundament tej niezaprzeczalnie męskiej przyjaźni. -A tam. Najwyżej byś mi lizał buty przez miesiąc i czyścił dupsko żeby się wypłacić. - Pieniądze pieniędzmi, ale nie można było tak mieć długu u kolegi. Nie, jeśli można było ten fakt jakoś wykorzystać, a Solberg na pewno by to wykorzystał w jakiś durny sposób. Nie wiedział jeszcze w jaki, ale to był tylko szczegół. Już miał dawać, gdy przyszła nowa propozycja. Max spojrzał na butelkę, a widząc w niej resztę trunku, przyssał się do szkła i wypił duszkiem to, co tam jeszcze zostało. -Już nie. - Wyszczerzył się, bo skoro było więcej, to nie widział powodu, żeby teraz kończyć. -Zaraz dam, idę się wyszczać. - Zakomunikował, podnosząc się z kanapy. Wtedy dopiero poczuł, że faktycznie jest już porobiony. Zachwiał się i aż oparł o mebel, żeby nie wylądować na mordzie. Przez chwilę szukał równowagi, a gdy ją znalazł, ruszył powoli na górę, by podlać kumplowi kwiatki, czy tam trafić do kibelka. Jeden chuj. Chwilę go nie było, bo jednak misja na trzeźwo była o wiele łatwiejsza, ale ostatecznie udało mu się wrócić i nawet nie spaść ze schodów w drodze powrotnej. -To co lecimy? Przypomnij mi, jak tam wygląda tablica? - Zapytał cały uradowany, tasując karty i rozdając po raz kolejny. Los coś zbyt mocno się dziś do niego uśmiechał...
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Gdyby grał z kimkolwiek innym, to by mu było z tym pewnie trochę źle. No, może bardziej niż trochę - to wstyd nawet, tak się uwalić na każdym rozdaniu. Ale to Max, z nim nie czuł ani potrzeby udowadniania tego, że jest w czymś dobry, ani potrzeby udowadniania, że ma w czymś szczęście, ani popisywania się swą mocarnością, czymkolwiek by ta nie miała być. - Chcesz mi zrobić rewolucje w garderobie? - wyszczerzył zęby. Mógł się zgrywać, ale prawda była taka, że przez to, że miał całe życie raczej wiarę w to, że szybko się skończy, to i nieszczególnie dbał ani o styl, ani wyjątkowość swoich dresów i swetrów. Golfików miał całą kolekcje, ale czy to wystarczy - Mów, jakie to walory i czego brakuje, żeby podkreślić, a ja pewnie jutro zapomnę, ale jak nie zapomnę, to się do tego przyłożę. - kiwnął głową. Kolejne pytanie jednak należało do tych trudnych i to nawet nie dlatego, że Swansea dawno uprawiał seks, a też z powodu tego, że podczas samej czynności nieszczególnie myślał o tym co robi. Było to podyktowane samą chwilą, tym, jak zachowywało się ciało kochanki w odpowiedzi na jego ruchy, tym jak sam się w takim czy innym układzie czuł, czy odnajdował. - Możliwe, że dawno to było, ale coś mi świta. - zaśmiał się, po czym wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem- Jeszcze dodaj, że w kusej spódniczce. - puścił mu oko, jak już ma pucować buty i dbać o jego dupcię, to czemu by nie w pełnym rynsztunku. Pokiwał głową, odprowadzając go do schodów. Pomyślał, że może powinien go ostrzec, o brakach ciepłej wody jak Stachu się zdenerwuje, że go nie zaprosili na partyjkę barona, ale Solberg po chwili wrócił, nie wyglądając na zmarzniętego. W międzyczasie Lockiemu udało się zlokalizować dwie butelki, ale nie ruszył się z miejsca o cal, bo mu świat wirował na wysokich obrotach. - Lecimy. - przyznał, podejmując się karkołomnej próby przemieszczenia z baru na powrót do kanapy, rozkładając ramiona jak samolot, w jednym trzymając winko, w drugim butelkę łyżki - Znowu mnie upijesz i będę miał kaca. Nie mamy jutro transmy z rana, co? - parsknął kiedy ni to usiadł, ni to się wyjebał na kanapę, takim tonem, jakby nie był już napierdolony jak szpadel w kretowisku. Oddał Maxowi jedną z butelek, nie tę, co trzeba, więc zaraz mu ją zabrał i oddał drugą - Tablica, tablica... - podrapał się po głowie - Jakieś dwadzieścia zero dla Ciebie. - tak. Matematyka to jego mocna strona.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max w hazardzie najbardziej lubił ten element ryzyka. Owszem, nie grali obecnie o nic wartościowego i była to tylko rozrywka dla zabicia czasu, ale bawił się świetnie, a fakt, że wygrywał, nie miał aż takiego znaczenia. -Tylko tam jeszcze tego nie zrobiłem. - Zaśmiał się, bo choć zdarzało się, że chodzili w swoich ubraniach, gdy akurat ktoś własne zarzygał czy zakrwawił, to jednak nie można było tego nazwać przemeblowaniem garderoby. Praktycznie od początku znajomości dorównywali sobie wzrostem i głupotą, a był to potencjał, który można było wykorzystać na wiele sposobów. Na przykład na pożyczenie koszulki, gdy czyjaś aktualnie śmierdziała wczorajszą zbyt mocną imprezą, a za godzinę miało się randkę. -Słuchaj, ja to wiesz, mam swoje spojrzenie, ale jakbyś dał się zabrać do Em na strzyżenie, to ona by Ci powiedziała co i jak. Uwielbia mi męczyć o to dupę, jestem pewien, że będzie szczęśliwa, że może pogadać do kogoś, kto może jej posłucha. - Zaproponował całkiem szczerze. Jego przybrana siostra miała gust i nie mógł jej tego odmówić, a to, że wbrew jej jękom zwykle chodził i tak w czerni albo ślizgońskiej zieleni przyklejonej o zwykłej bluzy, to już inna sprawa. Gdyby miał się oddać w czyjeś ręce, to byłyby to właśnie te dłonie, które i tak potrzebował spotkać, bo włosy coraz mocniej właziły mu na oczy, a chaos na głowie był o wiele większy niż normalnie. Podejście Maxa do seksu było sprawą o wiele bardziej skomplikowaną. Owszem, gdy robił to dla siebie to też jechał na instynktach, nie myśląc kompletnie o niczym oprócz reakcji ich ciał, ale w wielu wypadkach musiał podchodzić bardziej metodycznie. Wiele błędów w życiu popełnił i żałował tych nocy spędzonych na dawaniu przyjemności innym w zamian za dobry haj, ale musiał też przyznać, że wiele go to nauczyło. Szczególnie, gdy chodziło o intymność z mężczyznami, bo w wypadku kobiet miał świetną nauczycielkę. -Czyli nie jest z Tobą jeszcze aż tak źle. - Zawtórował mu śmiechem. Nie żeby podejrzewał, że kumpel zapomniał czegoś takiego. Według Maxa to było jak jazda na rowerze i owszem, czasem trzeba było pozdzierać sobie kolana, ale podstawy wcale nie uciekały tak po prostu z pamięci. -W sutannie. - Puścił mu oczko, nawiązując do ich wspólnej nocy w Luxie, którą później po stokroć odchorowali. Nawet gdyby woda przypominała temperaturą serce Pattola, to Max był już tak rozgrzany alkoholem, że było mu wszystko jedno. Liczyło się to, że trafił znów do piwnicy i mógł przyssać się znowu do butelki. Owszem, chciał protestować, gdy dostał nie to, co trzeba, ale na szczęście Lockie zreflektował się pierwszy i zamienił trunki. -Ja Ciebie? Ależ mój drogi przyjacielu, nie musisz wcale się alkoholizować ze mną. - Przyłożył dłoń w okolicę serca, jakby ubodły go te straszne oskarżenia, choć oboje wiedzieli, że nie ma chlania solo jeśli obok siedzi współpałker ślizgonów. -Nie mam pojęcia. Planowałem jutro odpuścić sobie tę całą...edukację. - Pokazał w powietrzu cudzysłów, podkreślając swoje uczucia na temat szkolnej placówki. Jeśli kolejny nauczyciel miał mu psuć humor, to on wolał tu rzygać pod siebie, albo najlepiej buszować po barku kumpla. -To co, do trzydziestu i rozstrzygamy? Może choć raz Ci się przyfarci. - Wyszczerzył się i rozdał znów karty. Widział nawet szansę dla Lockiego, bo nie miał za dobrego układu, ale los miał zadecydować, czy to wystarczy, czy nie tym razem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Patrzył na niego trochę, jakby ten mówił w innym języku, choć rozumiał słowa, jakie wypadały mu z ust. Poczochrał włosy i pomacał się po mordzie z jakąś biedną miną, wskazującą na to, że rozważa, czy naprawdę jest z nim aż tak źle, bo w jakimś drobnym procencie miał nadzieję, że Max powie ależ nie potrzebujesz żadnych rewolucji, jesteś najpiękniejszy. Przy czym należy brać poprawkę na jego najebanie. - No to chyba musisz mje z nią umówić. - zafalował brwiami. Oczywiście, że musiała pojawić się w ich rozmowie sutanna, na wspomnienie której Lokiemu przyszły do głowy sceny odprawiania w Luxie sakramentu rozgrzeszenia i spoważniał na chwilę, wykonując w powietrzu znak krzyża.
Finalnie każdy z nich dostał swoją butelkę, jak dwa niemowlaki swoje mleka i mogli znów odmóżdżać się, gadać o niczym i skupić na jakiejś nawet głupiej rozrywce. Dla Swansea to były rzadkie momenty, kiedy nie rozkminiał niczego. Nie zastanawiał się nad tym co robi, jak mówi, czy coś widać, czy coś słychać, czy ktoś czegoś nie oczekuje. Przebywanie z Solbergiem było jak przerwa na papierosa w dzień zajebany robotą. - Może i ja nie muszę, ale Ty musisz ze mną. -m wyszczerzył zęby, szturchając go stopą - Bo ja po alkoholu... - wetknął butelkę stabilnie między uda, by nie rozlać, a potem złapał się za głowę w geście "olaboga!". Westchnął na słowa Maxa i pokiwał ze zrozumieniem łbem - Czasami myślę, że bym sobie odpuścił, już tak wiesz, permanentnie, ale to już ostatnia prosta... - podłubał palcem w oku, podnosząc butelkę do buzi. Patrzył jak Solbi rozdaje karty i miał wrażenie, że mu się mieszają przed oczami: - Do trzydziestu to ja Ci będę musiał syna posadzić, drzewo zbudować i dom spłodzić... - zachwiał się, ale capnął swoje karty. Chwilę analizował ich układ, przekładając je kilkukrotnie w ręku, by zaraz wytrzeszczyć oczy i zaśmiać się idiotycznie: - Pa na to.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Mógłby mu tak powiedzieć, ale wybrał inną opcję. Może bardziej poważną, a może po prostu inną, chuj to wiedział w tym momencie. Wizyta u Emmy była jednak dobrym pomysłem dla nich obu i dobrze to wiedział nawet, jeśli odkładał mocno tę decyzję w czasie. -Jutro do niej zadzwonię. Ucieszy się w chuj. - Zapewnił kumpla. Mógłby zrobić to teraz, ale nawet na bombie wiedział, że siostra zajebałaby go żywcem i przez telefon, gdyby obudził jej dzieciaki o tej godzinie. Którakolwiek by nie była, bo tak szczerze, to nie był już nawet tego pewien. Dodał jeszcze znamienne "amen" i mogli uznać wszystkie umowy za przyklepane.
Max też uwielbiał te chwile. Owszem, pewnie lepiej by było, gdyby nie zalewali mord, ale i tak cenił te momenty, kiedy mógł po prostu zwolnić i być sobą. Wszystkie zmartwienia i obowiązki odchodziły na dalszy plan, a on w pewien sposób odpoczywał. Może nie fizycznie, ale mentalnie na pewno pozwalało mu to nieco odetchnąć. Nie miał pojęcia, czy przetrwałby te ostatnie miesiące, gdyby nie właśnie możliwość podobnych spotkań z Lockiem. -Z Tobą zawsze. - Uśmiechnął się do niego szeroko, po czym lekko mu się odbiło. Przytaknął zaraz, że owszem wie jak to jest ze Swansea i alkoholem, ale zaraz się roześmiał. Wcale lepszy nie był i tak jak na trzeźwo bywał wybuchowy, tak po chlaniu zachowywał się kompletnie irracjonalnie i zmieniał nastroje częściej niż brał oddech, gdy miał gorszy dzień. -Mam to samo. Ty to chociaż kończysz w czerwcu. Ja to kurwa nie wiem, czy do czerwca dotrwam. Od samego początku roku wszystko się pierdoli. - Westchnął ciężko, zapijając kolejne słowa, bo nie można było pozwolić, żeby mu alkohol wywietrzał nawet, jeśli mieli pod ręką zakrętkę. Dla Maxa zbędny wysiłek. Jak już coś zaczynał, trzeba było to przecież skończyć. Chyba że wcześniej skończyłby się. -Kurwa jak dożyjemy, to Ci to przypomnę. Obiecuję jak chuj! - Posadzenie syna komukolwiek z nich mogło być ryzykowne, ale spłodzenie domu? No to to już chciał zobaczyć i nie obchodziło go, że mogła być to wizja średnio możliwa do spełnienia. Skoro Lockie kazał mu patrzeć, to spojrzał i wręcz oniemiał. -No nie wierzę. W końcu zaczynasz grać! - Pokiwał z uznaniem głową, przyjmując swoją porażkę w tym rozdaniu. -Już się odkochałeś w pani tłumacz? - Zapytał żartobliwie, nawiązując do wcześniejszego powiedzonka, w które żadne z nich za bardzo nie wierzyło.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Trochę już nie siedział, tylko leżał, czując, jak wszystkie mięśnie poddają się truciźnie alkoholu, no ale dawno już nie próbował przed Maxem wyglądać konkretnie, więc poza potrąconego oposa na skraju drogi, wspartego o poduchy ni to barkiem ni głową, akurat teraz wydawała się najbardziej komfortowa. - Ten rok jest taki z klątwą. - uśmiechnął się słabo - W sensie wiesz, mi zabrało klątwy, to musiało zesrać sie gdzieś indziej, nie? Nie ma w życiu tak, że jest po prostu dobrze. - wziął karty i z każdą kolejną robiły mu się coraz większe oczy, by przy ostatniej wydać werbalnie oznaki niezadowolenia stęknięciem i jęknięciem - No kurwa. Mać. - pierdolnął swoim niedorobionym krwawym baronem o blat i opadł głową w tył na oparcie kanapy, jęcząc - Chyba pisany mi ślub, z tego co karty opowiadająąą... - odbił żart o szczęściu w miłości, bo ewidentnie takie rozdania wskazywać musiały, że on jest jakimś amantem pierdolonym na skalę krajową co najmniej. - Czy ja mogę mieć w życiu do CZEGOKOLWIEK szczęście. - westchnął dramatycznie. Do jednej rzeczy chociaż. Jednej. W całym życiu. - Tasuj pan, wstydu oszczędź. - przysłonił przedramieniem twarz, w zażenowaniu swoją tragiczną passą. Podrapał się po brzuchu, zezując na kumpla i próbując sobie przypomnieć, co ten miał mu przypomnieć, bo on to już nie pamiętał, o czym pierdolił cztery minuty temu, ale pokiwał głową z mądrą miną, licząc na to, że jeśli to rzeczywiście coś ważnego, to Max będzie pamiętał i w odpowiedniej chwili przypomni. - Mówiłem Ci kiedyś o Stachu..? - zapytał, dłubiąc palcem w oku - Bo ja znalazłem ghula na poddaszu... - nie był pewien, czy zapoznawał Maxa z akurat tym lore swojego domu, a zdawało mu się, że im dalej w las, tym więcej spotykał NPCów tej historii.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max siedział jeszcze chyba tylko dlatego, że tak mu łatwiej było pić, ale kołysał się lekko od czasu do czasu, jakby jakiś magiczny wiatr owiewał tę piwnicę. Zdecydowanie zbliżał się do poziomu upojenia, jakiego dzisiaj szukał i to, że mógł to osiągnąć u boku kumpla było niezwykle pocieszające dla niego. -To już wolę tak. Chociaż to ja bym to wiesz, wypierdolił. Całościowo. Ani Tobie klątwy, ani mi klątwy kurwa, ani wcale klątwy. Chcę mieć jebany spokój.... - Wyrzucił z siebie z niezwykłym żalem, ale zaraz pokręcił tylko głową, napił się i już było mu troszkę lepiej. Szczególnie, gdy spojrzał na kolejną przegraną Lockiego. Przynajmniej karty mu się układały, kiedy życie nie chciało. -Mam szykować garniak? Mogę oddać Andrzeja do niesienia obrączek. - Wyszczerzył się, wyobrażając sobie kumpla na ślubnym kobiercu. Problem był tylko taki, że w tej wizji Swansea stał tam sam, bo Max nadal nie wiedział nic o tajemniczej Pani Tłumacz. -Masz szczęście do kumpla i to Ci powinno wystarczyć. Mi wystarcza. - Znowu zmienił ton, co nie było niczym nowym, gdy był napierdolony. Poczochrał Locka po głowie, jakby chciał pocieszyć jakieś dziecko, czy chuj wie co i zgodnie z prośbą wziął się za dalsze tasowanie kart, co szło mu coraz mniej sprawnie i co jakiś czas kilka wypadało mu z rąk, powodując konieczność powtórzenia tej czynności. -Stachu? - Zdziwił się, próbując przypomnieć sobie jakikolwiek fakt związany z tym imieniem, ale niewiele go teraz olśniło. -Tym od imprezy co się poznaliśmy? - Zapytał, kompletnie nie trafiając ani w cel ani w imię. Zaraz dostał jednak rozwiązanie zagadki, na chwilę odsuwając swoją uwagę od kart, by zamrugać kilka razy w stronę kumpla, próbując przetworzyć to, co usłyszał. -Ghul? Taki prawdziwy? - Miał więcej pytań niż odpowiedzi. Nigdy nie spotkał podobnej kreatury i w tym momencie czuł, że jest to tylko jakaś postać z bajki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Magiczny halny był bardzo zagadkową anomalią atmosferyczną, bowiem wiał nawet w szczelnie zamkniętych pomieszczeniach. Kto wie, ten wie, a ta dwójka meteorologów, wiedziała wybitnie dobrze. Szczególnie w swoim towarzystwie. - AMEN. - powiedział, po czym zaśmiał się idiotycznie, że tym razem to on wypowiedział sławetne Solbergowe amen, śmiejąc się tak, że aż poleciały mu łzy. No najebaniec, to cieszy dupę ze wszystkiego, co tu dużo mówić. Westchnął, uspokajając się na wspomnienie garnituru: - Lepiej nie, bo jak przyjdziesz w tym swoim gajerze, to nie wiem, kto pierwszy ucieknie w Twe ramiona ja czy narzeczona. - uśmiechnął się jak pies, bo Max w garniturze wyglądał jak milion dolarów. Swansea chyba nawet nie miał garnituru. Co śmieszne, znalazłby w szafie jakąś sukienkę - ale gajer? Nie ma szans. Uśmiechnął się tym bardziej, kiedy poza poczochraniem Max powiedział prawdę i pokiwał głową, gibiąc się na boki, bo cóż, mówił fakty. - Nie zamieniłbym tego szczęścia na jakieś inne szczęście. - powiedział i chciał położyć dłoń na piersi, ale tylko chlasnął się zwiędłą łapą w gołą klatę. Pociągnął kilka łyków wina, bo przecież był zbyt najebany, żeby zabolało. - Stachu. - pokiwał powoli głową- Tak go nazwałem i nawet czasem reaguje. - pokiwał znów głową. Nazwał go Stachu, bo go znalazł na strychu i uznał, oczywiście, ameba mentalna, że to przezabawny żart - No ghul jak się patrzy. Znaczy, normalnie to one takie obdartusy, ale Stachu na strychu mieszkał w szafie z jakimiś frakami poprzedniego lokatora - albo dziadka poprzedniego lokatorra - i sie tak odjebał w apaszki, że wygląda jak fashionista z żurnala. - zaśmiał się i popił wino - Mieszka za bojlerem, chcesz poznać? - ożywił sie nieco, choć kiedy otrzymał swoje karty, zajęczał znowu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skoro padło Amen, to musiał się przeżegnać, jak na grzecznego chłopczyka przystało. Co prawda chyba nie trafił dobrze z tymi wszystkimi punktami, ale w tym stanie to już wszystko jedno było. Liczyły się chęci, a te najwidoczniej mieli do dalszej zabawy. -Dobrze wiemy, że jak to będzie ona, to ucieknie z krzykiem równie szybko co przybiegła. - Prychnął lekko rozbawiony, ale jednak trochę nie. Nie był materiałem na partnera, a tym bardziej męża i choć starał się być dla Paco najlepszy, to wciąż bywały dni, kiedy po prostu się potykał. Choć nie myślał o tym za często, to jednak w głębi duszy czuł, że nie jest w stanie dać nikomu prawdziwego szczęścia na dłużej. Szczególnie z tak poniszczonym ciałem, jakie obecnie posiadał. Zamiast rozmyślać o problemach sercowych, skupił się na siedzącym obok kumplu. Może alkohol pomagał mu otwierać mordę i serce, ale te słowa były jak najbardziej prawdziwe. Doceniał to, że miał kogoś takiego i starał się za wszelką cenę jakoś dawać Swansea tyle samo, co od niego otrzymywał. -Nikt i tak nie przyjmie tej wymiany. Jesteśmy na siebie skazani. - Ponownie się zaśmiał, kasując kolejny punkt na swoje konto. Karty widocznie chciały mu coś dzisiaj przekazać, ale Max nigdy specjalnie nie próbował się ich słuchać. Historia Stacha była niewiarygodna dla młodszego ślizgona. Brzmiało to jak coś pojebanego na tyle, że mogło przydarzyć się tylko Lockiemu. -Ghul model? No chyba Cię pojebało jak myślisz, że nie chcę go poznać. Tylko nie wiem, czy wlezę teraz na strych. - Przyznał szczerze, choć wizja spotkania tej istoty ciągnęła go niesamowicie. Pamiętał jednak problemy z tymi kilkom schodkami, które musiał pokonać, by się odlać. Wyprawa na strych mogła go poważnie połamać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Zaraz mu się przypomniało, jak rozprawiali o jego ewentualnym wstąpieniu do kleru i o tym, jak Solberg gorliwie zapewniał, że chętnie klęka do spowiedzi. Potrząsnął głową, w celu wytrząśnięcia tej myśli, ale było to błędem, bo potrząsanie najebaną głową czyni same szkody. Zajęczał, bo mu taak zawirowało, że jak wziął swoje karty to mu się piątki w oczach troiły. - Baby nie wiedzą, co dobre po prostu. - wymamrotał - Tacy piękni i mądrzy i rezolutni kawalerowie jak my powinni mieć fancluby. - pokiwał głową. Butelka wina wypadła mu z mizernego uścisku między kolanami, ale nawet stuknięcie szkła o podłogę nie zwróciło jego uwagi na to wydarzenie. Zaśmiał się jak debil, bo to były fakty. Trafili na siebie jak w korcu maku i nie było żadnych wątpliwości, że gdyby było inaczej, gdyby się te dwie szare komórki nie zetknęły, to by żyli w cierpieniu i samotności, udając przed światem, że wcale tak nie jest do końca swoich dni. Pociągnął nosem, znów kiwając głową z przymkniętymi oczami, jakby potwierdzał święte słowa, które powiedział, a Max powtórzył: - Dokładnie tak. - położył swoje karty i uniósł brwi, kiedy okazało się, że zremisowali, bo już trochę przywykł do przegrywania z Solbergiem na wielu płaszczyznach, w tym w kartach - Ten dom... - wykonał niejasny gest ręką, mający chyba oznaczać wszystko dookoła - ...ma tyle pierdolniętych sekretów, że czasem mam wątpliwości co do słuszności zakupu. Ale Stachu równy chłop. Znaczy ghul. No i trochę garbaty. Ale równy wciąż. - klepnął się w udo - Na szczęście nie mieszka na strychu już, bo tam tylko dziada z babą brak i robił tyle rabanu, że nie szło spać. - spojrzał na Maxa - Mieszka za bojlerem w kanciapie przy kuchni. - przeniósł wzrok na schody, bo może nie na strych, ale do kuchni również trzeba było je pokonać, a choć na co dzień wydawały się całkowicie normalnymi schodami, tak teraz wyglądały, jak schody górę Niesen w Szwajcarii.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdecydowanie energiczne ruszanie czymkolwiek nie było w tej chwili dobrym pomysłem. To, że Max nie zapamięta połowy tego wieczoru było bardziej niż pewne biorąc pod uwagę, jak szybko opróżniał kolejną butelkę. Przytomny pozostawał, ale bardziej ciałem niż umysłem, który kierował nim powoli mocno na autopilocie. -I co mi po takim fanclubie? Chyba, że tak nazywasz harem, to jeszcze mogę przemyśleć. - Uśmiechnął się leniwie, wyobrażając sobie podobny scenariusz. Był jednak pewien, że nie udźwignąłby takiego zobowiązania. On ledwo dźwigał jakiekolwiek zobowiązania. Życie w cierpieniu i samotności było im widać pisane, choć na różne sposoby, ale mieli przynajmniej siebie i mogli zawsze pomarudzić, czy też znaleźć swoiste wsparcie w obecności tego drugiego dryblasa ze Slytherinu. Fizycznie różnili się dość mocno, ale mentalnie mieli równie wielki bałagan, którego nikt poukładany nie był w stanie zrozumieć. -Może odkryjesz jakieś złoża złota i będziesz najbogatszym właścicielem ghula w okolicy. - Zauważył, bo sekrety miały to do siebie, że były różne i nie można było wykluczyć też takiej opcji. -A winko będzie dla nas. Duuuuuuuuuuuużo winka. - Ziewnął przeciągle, bo powoli to i oczy zaczynały mu się kleić, ale mieli grać do trzydziestu, a jego matematyka mówiła, że było dopiero jakieś dwadzieścia trzy i pół do jednego. -Teraz nie wali w bojler? Nie ma nic gorszego niż dziad nie pozwalający spać. - Zgodził się, nie ruszając się z kanapy. Chciał bardzo Stacha poznać, ale jednak jego nogi wolały nie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Wpatrywał się w swoje karty w takim skupieniu, jakby ich wynik zapisany był starym futhrakiem i próbował rozszyfrować, jakie mają wartości. Mrugał powoli, marszcząc brwi coraz mocniej, aż mu się praktycznie zetknęły nad nosem w karykaturalny sposób, po czym z pewną dozą niepewności pokazał je Solbergowi: - Ja nie wiem o chuj chodzi, ale... - żachnął się z wyraźnym rozżaleniem, bo pierwszych dwa, pięć, siedem razy to może było śmieszne, ale jeszcze nie zdarzyło mu się tracić kolejkę za koleją i to nieprzerwanie cały czas. - Zboża ze złota? - przekrzywił głowę, bo stan upojenia już mu się rzucał na uszy - Kurwa no by się opylało... kupie mu wtedy nowy frak, ale będzie gwiazdor... Może zabierzemy go do tej Twojej... tej... - wpatrywał się w kolano Maxa, jakby tam mógł wyczytać, jak miała na imię ta siostra, która miała zrobić Lokiemu metamorfozę. Nie wyczytał jednak, więc jedynie wzruszył ramionami, podciągając nogi na kanapę. - Weź nie wróż może lepiej. Póki co tylko nauczył się zakręcać ciepłą wodę, jak jestem pod prysznicem, ale jak głośno wrzasnę, ton odkręca... - przyznał. Perypetie ze Stachem wprowadzały nutę nowej energii i jakiegoś życia w ten dom, który w innych okolicznościach był wciąż trochę pusty, zimny i ponury.- Jak się nauczy, że bojler to bęben to dopiero będzie przejebane. Będę musiał mu zrobić jego własny pokój... - podłubał palcem woku i westchnął- Rozdawaj, to już chyba trzydziesta. Jak wygram... to idziemy spać. A jak Ty wygrasz, to... - zamrugał - Tez idziemy. - oto jest zwycięstwo godne królów.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dobrze, że to nie była jedna z tych talii z ruchomymi ikonami, bo inaczej już dawno by się porzygał patrząc na nie, a tak był jeszcze w stanie rozszyfrować co i jak. Gorzej już było z tablicą wyników, ale nie grali o nic wielkiego, więc na szczęście nie miało to aż tak znaczenia. Szczególnie dla Solberga, który po prostu wiedział, że jakimś cudem rozkurwia. -Mówię Ci, to to szczęście w miłości się budzi. - Wskazał kumpla chwiejnym paluchem, uśmiechając się leniwie. Nie miał pojęcia, co go tak wzięło na ten temat, ale widocznie się go mocno uczepił. -Do Malkin. - Dokończył równie sensownie, bo i on pogubił gdzieś wątki. Wyobraził sobie ghula we fraku i prawie co nie popluł się Ognistą, ale w ostatniej chwili udało mu się powstrzymać tak cudny napój przed zmarnowaniem. -Piciu się kończy... - Zauważył ze smutkiem, potrząsając butelką, żeby pokazać Lockiemu, że nie kłamie i faktycznie niewiele już tam alkoholu zostało. -Zimne prysznice są dobre dla zdrowia, dba o Ciebie. - Zaśmiał się, chociaż sam to by się pewnie wkurwił, jakby mu ktoś tak temperaturą manipulował, jak akurat próbuje się umyć. Na szczęście w Hogwarcie za łóżkiem żaden ghul nie spał. W łazienkach chyba raczej też nie. -Próbowałeś wyciszyć bojlerownię od wewnątrz? - Zapytał zadziwiająco trzeźwo, po czym zgodził się na ostatnie rozdanie. Sen zdecydowanie mocno już naciskał na jego powieki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Jakoś za każdym razem, jak Max używał tego słowa na M, Swansea czuł, jak coś mu się przewraca w brzuchu i choć aktualnie zwalał to na ilość wypitego wina, tak faktem było, że to nie o wino szło. Lockie na tym etapie miał fizyczną reakcję alergiczną na wszelkie pierdolenie o kochaniu i był coraz szczerzej utwierdzony w myśli, że wybiera życie mnicha, jak tamten z filmu o Robinie z Sherwood, który robił wino, jeździł wozem z osiołkiem i miał wyjebane. Machnął więc na te przepowiednie szczęścia w miłości, co to je Solberg uparcie odprawiał cały wieczór i zawiesił się na chwilę, wyobrażając sobie, jaka byłaby reakcja Malkin, jakby wszedł do jej lokalu ze Stachem. Parsknął sam do siebie, trochę opluwając karty, więc wytarł je o spodnie i zaraz mu mina zrzedła, bo oto po raz kolejny przegrał o milimetr. - Trzydzieści. -rzucił kartami o stół i pierdolnął się na plecy na kanapę- To co się umawialiśmy, że wygrany wygrywa, no to to wygrałeś, ale nie pamiętam co. - powiedział ciężko. Z zamkniętymi oczyma świat wirował jeszcze bardziej, ale nie na tyle, żeby się nie uśmiechnąć na myśl o zimnym prysznicu, bo w sumie nawet teraz by takim nie pogardził - ale prysznic był za daleko. Wymacał różdżkę gdzieś na szafce, posłał stolik w pizdu pod ścianę, kolejnym zaklęciem rozłożył drugą część kanapki i przywołał im ciepły kocyk. - Zrobie mu studio nagraniowe. - mruknął, kokosząc się na kanapie z Maxem jak kurka na grzędzie - Jeśli masz jakieś obiekcje do warunków spania, to zażalenia przyjmuje jutro. - powiedział, choć oczki miał już zamknięte i zaraz całkiem odpadł w spanko, tak jak i Solbi.