Czy czułeś się kiedyś inaczej niż inni? Wszyscy patrzą na Ciebie jak na jakieś dziwadło tylko przez jedną rzecz, która stała się w twoim życiu. Zazwyczaj później o tym zapominają, skupiają się na innym skandalu, który miał miejsce. Twoja inność przemija, ty znów stajesz się taki, jak dawniej. Ja niestety nie miałam tej przyjemności.
Od kiedy tylko przyszłam na świat, byłam inna. Dopiero dużo później dowiedziałam się, że niewielu jest takich odmieńców. Moja zdolność metamorfomagii ukazała się już kilka godzin po moich narodzinach. Kolor mojej skóry zaczął się zmieniać ze wściekle różowego, na zielony a następnie na naturalny. Kiedy moja mama to zobaczyła, była w głębokim szoku. Co gorsze, mój brat bliźniak miał bardzo podobne symptomy do mnie, więc nasza mama była tym faktem jeszcze bardziej przerażona. Dopytywała uzdrowicieli, co jest z nami nie tak, co to za choroba? Natomiast tata niekoniecznie wydawał się tym wszystkim przejęty. Wcześniej nie widział sensu, aby mówić o tym swojej małżonce, że jego rodzony brat miał te same zdolności, z którymi my się urodziliśmy. No ale skoro wyszło na to, że ja również jestem metamorfomagiem, wypadałoby się w końcu przyznać.
Nikt nigdy nie potrafił precyzyjnie ustalić, w jaki sposób metamorfomagia była dziedziczona w naszej rodzicie. Nie było żadnego schematu, którym można by było podążyć. Ja urodziłam się z tym darem, mój brat bliźniak również posiadał tę zdolność, natomiast nasze dwie siostry nie. Prócz brata mojego ojca, ciężko było wyśledzić kolejnego metamorfomaga w rodzinie. Dopiero po wielu latach udało się odkryć, że był ktoś jeszcze, nasza prababka. I tutaj jakikolwiek ślad się kończył, bo nikt nie pamiętał, aby ktokolwiek wcześniej posiadał zdolność dowolnego zmieniania swojego wyglądu.
Nie ma co ukrywać, że dzieciństwo nie było dla mnie oraz bliźniaka łatwe. Kompletnie nie potrafiliśmy zapanować nad tym, co się działo z naszymi małymi ciałkami. Włosy nagle nam się wydłużały, nosy się zmniejszały, stopy rosły a uszy stawały się szpiczaste. Dla nas to było coś kompletnie normalnego, jednak dla naszej matki coś, co spędzało jej sen z powiek. Bo mieć jednego metamorfomaga w rodzinie, to jeszcze nie było tak straszne, natomiast dowiedzieć się, że dwoje spośród czwórki Twoich pociech mają problem z kontrolowaniem swojego wyglądu... jakby ta kobieta nie dość dużo miała zmartwień w swoim życiu. Rodzice zupełnie nie wiedzieli, w jaki sposób mogliby nam pomóc, bo przecież nie mieli pojęcia, co konkretnie wywoływało nagłe zmiany wyglądu oraz jak nad tym zapanować. W końcu tata odnowił kontakt ze swoim bratem, aby wyjaśnić mu, kim razem z bratem byliśmy. I tak oto w naszym życiu pojawił się wujek, który zaczął nas szkolić.
Dotarcie do tak małych dzieci, jak my, było zadaniem wręcz niemożliwym do zrealizowania. Mając 4 lata, nie byłam w stanie zrozumieć swoich uczuć, a co dopiero na nimi zapanować. Bo to właśnie one powodowały przede wszystkim bezwarunkowe przemiany. Praca ze mną i z moim bratem była o tyle utrudniona, że generalnie nie byliśmy łatwymi dziećmi we współpracy, a jeśli dodać do tego kombo w postaci bliźniaków… oj nie raz miałam wrażenie, że wujek za chwile wyrzuci nas przez okno w salonie.
Kiedy byliśmy nieco starsi i jeszcze bardziej krnąbrni, nauczanie nas kontroli nad metamorfomagią było zdecydowanie przyjemniejszym procederem zarówno dla nas, jak i dla naszego wujka. Nagłe napady złości i wywołane tym zmiany w wyglądzie zdarzały się rzadziej choć i tak średnio po kilka razy w tygodniu. Niemniej, ja byłam z siebie dumna, kiedy wiedziałam, że to był ten moment, gdy zdołałam opanować swoje wewnętrzne „ja” na tyle, aby nie popłynąć w tym samym kierunku co zawsze. Do momentu, kiedy mieliśmy udać się do Hogwartu, zarówno ja jak i brat opanowaliśmy tę zdolność na tyle, że całkiem nieźle udawało nam się pohamować niekontrolowane zmiany. Oczywiści wszystko szlag jasny trafił, kiedy znalazłam się w Hogwarcie.
Tam nie było już wujka, który był gotów poświęcać nam naprawdę wiele swojego czasu. Tam nie było nikogo, kto mógłby powiedzieć, co robiłam źle. Oczywiście w natłoku codziennych obowiązków zapomniałam wiele spośród jego nauk, co odbijało się na mojej metamorfomagii. Często miałam problemy z powrotem do swojej pierwotnej postaci. Kiedyś nawet przez tydzień miałam za duże uszy, przez co nabawiłam się bardzo przykrego przezwiska „gumochłon”. Cóż, dzieciaki potrafią być bardzo wredne. Dopiero ówczesny nauczyciel transmutacji wyjaśnił mi dokładnie, że zmiany mojego ciała, to tak naprawdę transmutacja i że zrozumienie podstaw transmutacji na pewno pomoże mi w zapanowaniu nad moją genetyczną zdolnością. Dlatego zaczęłam bardzo mocno uczyć się tego przedmiotu. Skupiałam się przede wszystkim na tym i muszę przyznać, że w ten sposób nauczyłam się lepiej kontrolować swoje ciało i jego przemiany. Ćwiczenie spokojnego podejścia do życia również pomagało w tej kwestii, choć z moją temperamentną głową, ta część zadania, jakie postawiło przede mną życie, była zdecydowanie trudniejsza.
Przez lata nauki w szkole, było wiele sytuacji, kiedy to nie wiedziałam, dlaczego wyglądam tak, jak wyglądam. Nie potrafiłam wytłumaczyć, co spowodowało zmianę i czasami dopiero po kilku godzinach lub dniach, byłam w stanie ponownie zmienić swój wygląd na tyle, by choć przypominać moje wcześniejsze „ja”. Nie raz i nie dwa nienawidziłam samej siebie dlatego, że nie kontrolowałam tych zmian. Zastanawiałam się, co jest ze mną nie w porządku, że mój brat rozumiał to i dawał sobie z tym radę. Czułam się gorsza od niego choć nigdy nie dał mi powodu do tego, abym faktycznie mogła tak na swój temat myśleć. Jednak kiedy masz bliźniaka, ciągłe porównywanie jednego do drugiego jest nieuniknione, co mocno odbiło się na moim spojrzeniu na własną osobę.
Im byłam starsza, tym łatwiej żyło się z metamorfomagią. W pewnym momencie zaczęłam ją nawet doceniać. Przecież to była zmiana wyglądu na żądanie! Mogłam być kimkolwiek tylko zapragnęłam! Mogłam zniwelować wszystkie niedoskonałości mojego ciała i stać się dokładnie taka, jaka chciałam być. Niemniej potrzebowałam wielu lat, aby zacząć postrzegać to jako dar, nie jako przekleństwo. Oczywiście nie było to łatwe, choć z czasem nauczyłam się kontrolować swoje przemiany na tyle, aby umieć je utrzymać na dłuższy okres czasu. Wypadki wciąż się zdarzały, szczególnie wtedy, gdy targały mną silne emocje, choć i tak nie były one tak częste jak za czasów mojego dzieciństwa. Śmiało mogę powiedzieć, że wciąż bardzo daleko mi do doskonałości i pewnie jeszcze przez wiele lat będzie, jednak całkiem nieźle radzę sobie z tym, czym obdarzył mnie los. Drobne zmiany w wyglądzie nie stanowią dla mnie większego problemu, jednak jakieś większe wymagają bardzo dużej koncentracji i nie zawsze są dokładnie takie, jak sobie to wyobrażałam. Szczególnie problematyczne staje się utrzymanie swojego ciała w ryzach, kiedy wypiję alkohol. Nie mam pojęcia, jak niektórzy metamorfomadzy to robią, że nawet tedy zatrzymują swój wygląd takim, jakim chcą! Dla mnie to wiedza tajemna, choć może kiedyś to zrozumiem i się tego nauczę? Na razie cieszę się faktem, że niekontrolowane przemiany zdarzają mi się coraz rzadziej. Może kiedyś dotrę ze swoim talentem do perfekcji? |