Ciężko byłoby stwierdzić, że życie Lotty było nudne, bo choć może osiągnęła względny poziom stabilizacji jeśli chodzi o stałość obecnego związku i na nowo powzięte macierzyństwo, praca przy smokach na pewno dostarczała jej ogromu atrakcji. Bridget po dziś dzień zastanawiała się, jakim cudem siostrze udawało się godzić wszystkie te rzeczy (przede wszystkim wychodzić do pracy z myślą, że do południa miała zająć się stadem rogogonów węgierskich, a popołudniu wrócić do Tilly i nakarmić ją makaronem z sosem pomidorowym na obiad), ale jedno było pewne - podziwiała jej zapał i oddanie. Nie ulegało wątpliwościom, że smoki były jej pasją i dziewczyna bardzo cieszyła się z faktu, że było jej dane rozwijać się w tym temacie. Kto wie, może niedługo będzie najmłodszą w historii szefową biura wyszukiwania i oswajania smoków?
Zawtórowała jej śmiechem, obserwując odbiegającą Tilly i dyndającą na jej głowie zawiniętą gumkę do włosów, która prawdopodobnie spadnie z jej kosmyków jak tylko dziecko klapnie na ziemi.
Gdy podniosła się z kucek, nie omieszkała się należycie rozgościć. Tak prędko, jak jej torebka wylądowała na blacie, jej buty zostały zrzucone daleko hen w przedpokoju, ona sama oparła się łokciami obok porzuconego bagażu.
-
Może kawy? Z mlekiem - rzuciła, rozglądając się po pomieszczeniu, jakby sprawdzając, czy od jej ostatniej wizyty coś się w nim zmieniło. Nowy obraz, nowy mebel, nowa rysa na ścianie? Może dwulatka postanowiła namalować gdzieś kolejnego motylka przy pomocy magicznych kredek? -
Teraz musisz wprowadzić mnie w szczegóły - wleciała na miotełce w półkę ze szklankami, czy używała jej jak pałki? - zapytała półgłosem, chichocząc. Uwielbiała słuchać o wybrykach małej Matildy, osiągała wtedy silne uczucie nostalgii, bo przypominała sobie dzieciństwo, gdy Clara rozbrajała absolutnie wszystkie domowe zabezpieczenia.
Informacje, które nosiła w środku, bardzo pragnęły ujścia i widać było, że aż świerzbiło ją do wyznań, więc gdy tylko zaopatrzyły się w kawę i przekąski, wspólnymi siłami przeniosły rzeczy z części salonowej w część kuchenną, Bridget zajęła miejsce na kanapie. Podkasała pod siebie jedną nogę, drugą zgięła w kolanie, obejmując je kurczowo, jakby siła tego objęcia miała powstrzymać chcący się wylać z jej ust potok słów.
-
No więc... - zaczęła, cedząc słowa, nagle niepewna od czego w ogóle miałaby zacząć. Wrócić do pierwszego spotkania z Wally'm, czy może wspomnieć o imprezie u Atlasa? A może przejść od razu do
najważniejszej rzeczy? -
Pamiętasz, jak Ci wspominałam jakiś czas temu, że spotkałam w Dolinie tego pisarza, Waltera Shercliffe'a? - Jego imię i nazwisko nagle dziwnie leżało jej w ustach, bo od kilku tygodni był dla niej "misiem" i "kochaniem". -
Tak jakby... Jesteśmy razem - wyznała w końcu, wybierając ostatnią z opcji, czyli przejście prosto do meritum. Ukryła na moment twarz w dłoniach, nie umiejąc powstrzymać cisnącego się na usta szerokiego uśmiechu. Patrzyła na Lottę z niecierpliwym wyczekiwaniem jej reakcji.
@Lotta Hudson