Uwaga! Jest to miejsce przed którym uczniowie i studenci byli przestrzegani, przychodząc tu - łamiecie prawo i możecie mieć przypał!
Aby dostać się na wieżę która jest położona na środku wyspie macie dwie opcje - Teleportacja, jeśli jesteście pewni siebie, że wylądujecie na mało znanym terenie, który ledwo widzicie lub przepłynięcie łódką. Na obydwie opcje - musicie rzucić kostką.
Wyprawa na wyspę:
Teleportacja (normalna lub łączna) rzucacie k100 65+ to powodzenie. Przy niepowodzeniu - wpadacie do jeziora, inna postać lub jakaś okoliczny chłop was ratuje, a wy możecie spróbować rzucić ponownie dopiero jutro (nie musicie pisać posta). Cecha Pojawiam się i znikam zwalnia z rzucania kostką, zaś cecha Mocno Zmaterializowany zmienia kostki: 90+ oznacza powodzenie. Łódka - ponieważ w tym jeziorze jest morski potwór musicie rzucić literkę Samogłoska - nie pozwala wam odpłynąć z brzegu, musicie spróbować jutro, Spółgłoska - spokojnie odpływacie. Do tego rzucamy k6 na to ile wam to zajmuje i ile postów w łódce musicie napisać. 1,2 - jeden pościk, 3,4 - dwa, 5,6 - 3.
Kiedy już docieracie na wieżę możecie nacieszyć się jej niesamowicie smutną aurą, klątwą ogarniająca te tereny i najfajniejszym miejscem - wieża pełna szczurów! Jeśli postanawiacie i tak do niej wejść, super. Możecie rzucić k100. 1- 50 - sprawdzacie wynik z kostki nr 1, 51- 100 sprawdzacie wynik z kostki nr 6.
Jeśli jednak próbujecie rozwiązać zagadki z tego eventu, rozpatrujecie wszystkie poniższe kostki.
1. - Wchodzicie do wieży weseli jak wiosna, idziecie szukać bóg wie czego, ledwo docieracie do drewnianych schodów - pojawia się stado szczurów, wybiegających prosto z piwnicy oraz z góry! Opasłe, magiczne szczurzyska praktycznie nie dają wam przejść. Trudno wam choćby otworzyć drzwi! Mają jakąś wielką imprezę, bo praktycznie nie da się niczego dziś nigdzie poszukać. To co dostajecie do pogryzione kostki i może jakąś świetną chorobę na resztę wakacji! Rzucacie k100 na ogrom obrażeń, 65+ do konieczność pójście fabularnie do dowolnego uzdrowiciela, wasze kostki będą opuchnięte przez tydzień, macie dziwne zakażenie, z ugryzień sączy się ropa i w ogóle jest dość obrzydliwie. Jeśli przyszliście rozwiązywać zagadkę, możecie ponownie rzucić k6, jednak razem z nią k100 przy każdym poście w którym szukacie czegoś w wieży, jeśli będziecie mieć więcej niż 250 - wtedy będziecie musieli leżeć dwa tygodnie i ktoś musi was stąd dosłownie wynieść. 1,2,3,4,5 - Szczury są w miarę spokojne i możecie iść zwiedzać co tylko chcecie. Sami wybieracie gdzie się kierujecie. Wieża jest dość duża, więc co dwa posty możecie zmienić lokalizację, bez konieczności rzucania kostką. Możecie odwidzieć maksymalnie 3 pokoje podczas lokacji, bo inaczej przytłoczą was szczury.
Piwnica:
Czeka was tutaj głęboka ciemność i całe mnóstwo szczurów. Wygląda na to, że szczury wyżarły wszystko co się dało, każde schowane tu zapasy, a także ludzkie szczątki. Piękny widok.
Szczyt wieży:
Wchodzicie do najbardziej schowanego pokoju w tym okropnym miejscu. Rozglądacie się dookoła i widzicie, że jest to czyjś dawny pokój. Podrapane ściany, jedynie niewielkie okno, przez które nie sposób się przecisnąć, porozwalane przedmioty wokół. Szczątki leżące na ziemi. Ewidentnie ktoś tu mieszkał, próbował się wydostać, ale nie udało mu się. Jeśli napiszecie tutaj jednego posta otrzymujecie wskazówkę: Naszyjnik Katarzyny, jeśli dwa posty: Naszyjnik Katarzyny oraz Notatki Katarzyny. Jednak przez to, że spędzacie tu zbyt dużo czasu, musicie przejść do kostki nr 6.
Kuchnia:
Wszystko zostało pożarte już przez szczury, nawet resztki szczątek i kości. Wygląda na to, że nastąpiła tu duża bójka. Jeśli zostaniesz tu dwa posty i rzucisz odpowiednie zaklęcia, które pomogą ci rozszyfrować co tu się wydarzyło (rzuć do tego k6 - tylko 1, 6 oznacza niepowodzenie, ktoś inny musi spróbować), dostajesz wskazówkę: losy Popka.
Biblioteka:
Pomieszczenie pełne starych, zakurzonych książek. Niektóre z nich mogą zawierać cenne informacje. Możecie przeszukać półki, rzucając k6. Jeśli wynik to 5 lub 6, znajdujecie starą księgę zawierającą tajemne zaklęcia, dotyczące więzów krwi. Dostajecie wtedy wskazówkę: zaklęcie krwi
Schowek:
Pomieszczenie pełne starych zapasów i przedmiotów codziennego użytku. Możecie przeszukać je, rzucając k6. Wynik 1-2 oznacza, że nic wartościowego nie znajdujecie. Wynik 3-4 ,atakuje was szczur, jeśli macie cechę Gibki jak lunaballa nic się nie dzieje, jeśli nie macie, szczur gryzie wasz palec, który będziecie mieć powiększony do bardzo dużych rozmiarów w kolejnym wątku, 5 - 6 znajdujecie eliksir, wylosujcie w losowaniach jaki
Komnata alchemiczki:
Pokój wypełniony dziwnymi narzędziami i substancjami alchemicznymi. Możecie przeszukać komnatę, rzucając k6. Wynik 1-2 oznacza, że przypadkowo mieszacie ze sobą niebezpieczne składniki, powodując wybuch. Wynik 3-6 pozwala wam znaleźć dziwny eliksir, który prawdopodobnie ktoś wcześniej badał. Jeśli macie co najmniej 20 punktów z eliksirów - widzicie, że nie jest wam znany, więc musi być to coś związanego z tutejszą "przyrodą". Jeśli nie macie, możecie wziąć go ze sobą i pokazać komuś kto ma tyle punktów, jeśli macie - sami możecie go zbadać. W obu przypadkach otrzymacie wtedy wskazówkę: Starożytny napar
6. - Napada na was północnica! Musicie jakoś się przed nią obronić! Rzućcie kostką k6 na to czy w trafiacie zaklęciem, oraz k6 czy udaje wam się obronić przed atakiem północnicy. Parzysta to powodzenie, nieparzysta to niepowodzenie. Rzucacie, dopóki nie będziecie mieć dwóch ataków z powodzeniem. Jeśli mieliście jedną lub dwie obrony nieudane - północnica was atakuje, czujecie przejmujący chłód, który będzie wam towarzyszył tydzień, trzy lub cztery nieudane obrony to ciężkie przeziębienie na dwa tygodnie i konieczność odwiedzenia uzdrowiciela czy chatki szeptuchy. Przy więcej, prosimy o zgłoszenie do dowolnego MG w odpowiednim temacie podczas sesji.
Modyfikatory:
Za każde 10 punktów z zaklęć/transmutacji/czarnej magii macie dodatkowy przerzut dowolnej kostki. Za dwie lewe różdżki LUB połamanego gumochłona macie od razu pierwszą obronę nieudaną. Za słaba cecha (wrażliwy) pierwszą kostkę rzucasz bez ataku. Za silną psychę (opanowanie) lub gibki jak lunaballa, macie dodatkowy przerzut na obronę. Ze specjalizację: Zaklęcia i OPCM defensywne - macie przerzut do obrony, ofensywne - do ataku.
______________________
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Nie czekał, w stronę wieży podążył od razu, wykorzystując to, że miał dziś dużo wolnego czasu. Wybrał spokojny spacer do celu, poświęcając drogę na spalenie kilku papierosów. Był przygotowany, a w każdym razie zabrał ze sobą trochę jedzenia, mapę Raju, tłumaczki i dwie porcje eliksiru wiggenowego. Ręce obwiesił pierścieniami, bo poza rodowym sygnetem założył na nie również pochłaniacz magii oraz starego dobrego przyjaciela: pierścień Hannibala. Nie wiedział, na co się szykuje, ani czy przypadkiem nie przesadza, ale doświadczenie w pracy przemytnika podpowiadało mu, że lepiej spakować plecak i być przygotowanym, niż głupio pakować się w sytuacje, w których trzeba było lepić z gówna bat. Gdyby miał ze sobą motocykl lub miotłę, sprawa byłaby prosta. Kiedy jednak dotarł do brzegu jeziora, okazało się, że wspomniana wieża rzeczywiście zgodnie ze słowami Pani Gieni stała na samym środku wyspy położonej na samym środku jeziora. Widział ją, ale niezbyt dobrze. Widział też łódkę, ale pomny żyjących w jeziorze utopców, nie miał najmniejszej chęci do niej wsiadać. Najgorszy poranek w ostatnim czasie. Chciałby powiedzieć, że na przestrzeni życia. Stojąc na brzegu, spalił jeszcze jednego błękitnego gryfa, by w spokoju zastanowić się nad planem działania. Ze zmrużonymi oczyma wpatrywał się w majaczącą w oddali wieżę, szacując swoje szanse. Dawał sobie jakieś 50/50, czuł się w teleportacji całkiem pewnie, miał w końcu lata doświadczenia, ale z drugiej strony teren był dla niego kompletnie nowy i nie miał pojęcia, jakimi zaklęciami może być obłożony budynek. W końcu postanowił zaryzykować. Przezornie się przygotował, rzucając na plecak zaklęcie odpychające wodę, poprawiając pierścienie na palcach i mocno zaciskając w dłoni różdżkę. Cel, wola namysł i... Przestrzelił. A raczej nie dostrzelił. Prawie na pewno z ust wyrwało mu się pojedyncze „kurwa” tuż przed tym, jak wpadł do wody, a raczej rąbnął do niej z impetem, bo wyjebało go całkiem wysoko.
1. "...na następny wątek zyskujesz wyjątkową pewność siebie. Możliwe też, że będziesz przez jakiś czas odczuwał nieco większą chęć odsłaniania swojego ciała, ale bez przesady." 2. "...zarówno Twoje stopy, jak i miejsca, które pokryło błoto, zmieniły kolor na brudnozielony. Nie da się tego zmyć, ale spokojnie, samo zniknie po następnym wątku."
Aoife nie przejmowała się plamami, które zafundował jej na ciele upadek w błoto na łące. Ba, uważała je za interesujące i warte eksponowania. I chociaż buty założyła wysoko wiązane (ot, taką stylistykę lubiła), to większość prawej nogi, przedramiona i dekolt miała usiane brudnozielonymi kleksami, które ładnie komponowały się z lekką, brązową sukienką. Cierpiała na nudę i dokuczające upały, więc ułożyła się wygodnie w cieniu za jakimś krzakiem opierając się o przyjemnie chłodną, kamienną podmurówkę pobliskiego domu. Liście cicho szumiały, a wietrzyk dawał odrobinę ulgi. Obok przepięknie śpiewał kos i wszystko wskazywało na to, że panienka Dear wkrótce zaśnie. Ocuciła ją rozmowa mająca miejsce bardzo niedaleko, bo tuż za rogiem domu, pod którym spała. W pierwszej chwili wydawało jej się to nudne, ale potem wyłapała kilka słów, które przyciągnęły jej uwagę. Opuszczona wieża? Tajemnicze historie? O nie, nie mogła tego odpuścić. Wsłuchiwała się uważnie we wskazówki kobiety, a potem wycofała się cicho, by co sił w nogach pobiec do pokoju i zgarnąć kilka fantów, które mogły ułatwić jej wyprawę. Wrzuciła je do torby, ale zanim wyszła, po krótkim wahaniu owinęła taśmę obłudy wokół ręki i zakryła ją bransoletką ze świeżo uplecionych kwiatów polnych. Kto wie kiedy mogła się przydać! Nad jezioro dotarła z innej strony niż Nathaniel i po jakimś czasie znalazła starą łódkę, które wyglądała na wystarczająco stabilną, by dowieźć ją na drugi brzeg. Zamarła na moment, widząc wodnego stwora, który przyglądał się jej chwilę, ale najwyraźniej przez bure plamy uznał ją za swoją i pozwolił płynąć bez przeszkód. Tak też zrobiła. Odbiła od brzegu, sprawnie sterując różdżką, bo przecież jako czarownica nie zamierzała się bawić w wiosła. I kiedy tak mijała kolejne dziwne wysepki oraz kępy trzciny, zdarzyło się coś, czego po prostu nie mogła przewidzieć - gdzieś nad nią teleportował się Nate, by runąć prosto do wody tuż przy jej łódce. Pierwszej "kurwie" zawtórowała druga, kiedy dziewuszka dała nura na dno łódki, nie wiedząc, czego się spodziewać. Dopiero potem przypomniała sobie, że w wodzie był jakiś stwór, o czym teleportujący się do niej czarodziej nie musiał wiedzieć. - Levicorpus! - niesiona adrenaliną rzuciła pierwsze zaklęcie, które jej przyszło do głowy, a kiedy mężczyzna już wisiał bezpiecznie nad wodą, przetransportowała go nad łódkę. - Liberacorpus. W wodzie pływa potwór, mógł cię zeżreć. Prawie dodała, że jak się nie umie teleportować, to się pływa łódką, ale w porę ugryzła się w język. Pewnie i tak będzie musiała się tłumaczyć, co tu robi. Nie trzeba było przyspieszać dyskusji, której wcale nie była chętna. W ogóle towarzystwo jej nie pasowało, zwłaszcza jeśli typ zamierzał się czepiać. A nie powinien! W końcu uratowała mu życie! Tak jakby.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Kąpiel w zimnej wodzie jeziora była nieplanowana, ale nie do końca nieprzyjemna, biorąc pod uwagę nawiedzające Polskę upały. Mimo to wolałby jednak tego uniknąć, zwłaszcza że przeniosło go równie daleko od brzegu, co od wyspy. O potworze nie wiedział, choć można było się domyślać, że żyją tu nie tylko utopce, zwłaszcza jeśli wieża rzeczywiście miała do zaoferowania coś ciekawego. Sytuacja była kiepska, po wypłynięciu na powierzchnię zaczął gorączkowo myśleć jak z niej wybrnąć… i wtedy coś szarpnęło go za nogę, zawieszając w powietrzu. Kolejna „kurwa” wykwitła mu na ustach, kiedy wisiał tak przekonany, że trafił na któregoś z tutejszych, który bronił sekretów Podlasia zaciekłej niż stara kobiecina. Nie nadeszła jednak ani kara, ani żadne słowa, a zamiast tego opuszczono go do łódki. Zerwał się do pozycji pionowej i przesunął w przeciwny koniec łódki tak szybko jak to możliwe, z różdżką nie wycelowaną w żadną stronę, a jednak w niekwestionowanej gotowości. — Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na „ty”. Nie spodziewał się, że naprzeciwko zobaczy… uczennicę. Niepozorną, wątłą wręcz i zdecydowanie niepełnoletnią. Zaledwie dziecko. Nie brzmiał na wdzięcznego, nawet mimo wzmianki o potworze. Zamiast podziękować, splunął za łódkę, pozbywając się z ust posmaku jeziora. — To nie miejsce dla uczniów. Nawet najlepsze wytłumaczenie nie uchroni Pani przed szlabanem, panno…? — zatrzymał na niej ponure spojrzenie, czekając aż grzecznie poda swoje nazwisko. — Ale sugeruję, żeby spróbowała Pani jakieś znaleźć. Skontrolował stan swoich sygnetów, zajrzał do plecaka czy nic z niego nie ubyło i zaczął osuszać się zaklęciem.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
- Nie przypominam sobie, żebym usłyszała "dziękuję" - odgryzła się Ifka, która nie zamierzała dać się stłamsić, kiedy czuła się górą w tej sytuacji. Tym bardziej, że napędzała ją wyjątkowa pewność siebie i świadomość, że ostatecznie to ona wyłowiła tego dziada, a nie on ją. - Ale w porządku. Jak szanownemu panu nie podoba się w mojej łódce, to jezioro nigdzie nie uciekło. Wciąż można do niego wskakiwać. Splunięcie, ponure spojrzenie i urocze wprost zachowanie sprawiły, że mężczyzna przypadł jej do gustu. Ale wcale to nie oznaczało, że zamierzała mu odpuścić. A już tym bardziej nie zamierzała ułatwiać mu wpakowania jej w szlaban. - Z nas dwojga to nie ja powinnam przedstawić się pierwsza. Ale domyślam się, że dla kogoś, kto nie umie się skutecznie teleportować na drugi brzeg takie niuanse etykiety tym bardziej będą obce. Czy prowokowanie było mądre? Nie. Ale Aoife to nie przeszkadzało. Można też powiedzieć, że taśma obłudy ukryta pod plecionymi kwiatkami dawała jej poczucie bezkarności, nawet jeśli było ono bezzasadne. - Oczywiście, już wyjaśniam. Zobaczyłam, że jakiś osioł topi się w jeziorze. Pchana heroizmem rzuciłam mu się na ratunek, świadoma, że w obliczu ratowania życia zakazy schodzą na dalszy plan. Poza tym dostałam jednoznaczną zgodę na przebywanie w tym miejscu i sprawdzenie opuszczonej wież... Bo jej zagadki są panu znane, prawda? A skoro pogaduszki mamy za sobą, pan pozwoli, że popłyniemy do brzegu, zanim ta potwora z jeziora zeżre nas razem z łódką. I rzuciła zaklęcie, które pchnęło łódź w stronę brzegu. Oczywiście nie tego, z którego ruszyli, tylko tego, na który oboje się wybierali. W końcu nie zamierzali przebywać na jeziorze dłużej, niż to konieczne.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
— Proszę zatem głębiej sięgnąć w odmęty pamięci, bo tylko tam jest Pani w stanie podobne słowo. Bloodworth nie dziękował, nie prosił i przede wszystkim nie przepraszał. Nie robił tego nawet w towarzystwie osób, które dla odmiany nie były pyskatymi smarkulami, którym los pozwolił wierzyć, że w danej sytuacji mają coś do powiedzenia. Dziewczyna denerwowała go, ale na swój sposób nawet bawiła. Jeśli miał z kimś wylądować w łódce pośrodku jeziora i musiała to być nieznana mu uczennica, to zdecydowanie preferował, by jednak potrafiła się odgryźć i przynajmniej dostarczyła mu tym rozrywki. — Niuanse etykiety? — powtórzył po niej z rozbawieniem, kierując strumień powietrza z różdżki na jedną z nogawek spodni — Ach, rozumiem, pomyślała Pani, że będziemy się teraz bawić we wzajemne ukłony. Nic bardziej mylnego. Wymagam odpowiedniego podejścia, bo jestem Pani przełożonym i gwarantuję, że dalsze próby podważenia tej kwestii tylko podziałają na Pani niekorzyść. Choć oczywiście od głupoty mogę Panią tylko odwodzić, gdyby dało się do tego zmusić, świat byłby znacznie piękniejszym miejscem. Poświęcił jej i tak więcej uwagi i słów, niż miał to w planach, dosuszył się więc do końca i, słuchając jej opowieści, wygrzebał z plecaka srebrną papierośnicę, a z niej błękitnego gryfa, którego zapalił, rozsiewając wokół zapach mięty i tytoniu. W takich chwilach przypominał sobie, dlaczego porzucenie posady w Hogwarcie było dobrą decyzją. Było w jej opowieści coś dziwnego, choć nie do końca umiał orzec, co na tę dziwność się składało. W niektórych momentach czuł jakby delikatny niepokój na granicy świadomości, ale miał wszak do czynienia ze smarkulą, zignorował to więc, tak czy inaczej nie potrafiąc powiązać tego odczucia z niczym konkretnym. Równie dobrze mogła to być magiczna aura tego miejsca. W każdym razie uwierzył jej słowom, bo brzmiały niezwykle przekonująco, a absurdalne decyzje szkolnej kadry nie były czymś tak dziwnym, by z góry brać je za niemożliwe. Paląc szluga, jeszcze przez moment wpatrywał się w nią z lekko przymrużonymi powiekami, jakby próbując wyciągnąć z samego jej wyglądu coś, czego nie przekazywała słowami. Ostatecznie ani nie skomentował zgrabnej historyjki, ani nie poinformował jej o skali szlabanu, wychodząc z założenia, że nie ma to sensu, dopóki nie znajdą się w sytuacji, w której będą mogli rozejść się każde w swoją stronę. Do tego czasu kara mogła znacznie ulec zmianie. Coś mówiło mu, że nie było siły, która była w stanie odesłać ją do obozu – miała wszak pozwolenie, a i on nie miał chęci tracić teraz całego czasu na dotarcie do wieży tylko na to, żeby odstawić dziewuszysko w bezpieczne miejsce. Postanowił, że bez względu na to czy mu się to podoba, a już tym bardziej czy podoba się to jej, będzie trzymał się na tyle blisko, by być w stanie zareagować, gdyby kryło się tam niebezpieczeństwo. Wciąż pozostawał za nią odpowiedzialny. Wyszedł z łódki pierwszy i przytrzymał ją, by i ona mogła z niej wysiąść, a potem machnął różdżką, cumując ją solidnie. Machnął znacząco ręką w stronę wieży, każąc jej iść pierwszą i ruszył zaraz za nią. Wolał mieć ją z przodu, nie ufał jej na tyle, by pozwolić jej stać za swoimi plecami. Wnętrze wieży było raczej paskudne i właściwie dokładnie tak, jak można się było spodziewać. Brudne, zniszczone i pełne szczurów. Na swój sposób fascynujące. Wszystko wskazywało na to, że znalezienie tu czegoś wartościowego nie będzie wcale proste. Idąc, zaglądał przez niektóre z uchylonych drzwi, nie widząc za nimi niczego ciekawego. Pierwszą interesującą komnatą wydała się ta, której drzwi nie tylko były zamknięte, ale i znacznie mniej zniszczone. Machnął różdżką i otworzył je, ukazując ich oczom przestarzałą i niewątpliwie fascynującą aparaturę alchemiczną oraz całe regały słoiczek i fiolek wypełnionych to jakimiś substancjami, to starymi składnikami. Oczy zabłysły mu na ten widok, a nieco przygasły w nim, ale wciąż obecny zmysł eliksirowara nie pozwolił mu przejść obok tego obojętnie. — Sprawdźmy tę komnatę. Poinstruował dziewczynę, by przypadkiem nie ominęła go, gdyby miała taki zamiar. Choć nie wyglądała mu na głupią.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
- Przełożonym? Ależ skąd. Jest pan niańką, która ma dbać, żeby dzieci na tej wycieczce nie zrobiły sobie krzywdy. Na szczęście ja dzieckiem nie jestem. Jestem pełnoletnia i umiem o siebie zadbać. I jak widać, również o pana. Co mógł jej zrobić? Mógł jej pogrozić palcem i postraszyć, a ona w razie czego miała tatusia, który poruszy niebo i ziemię, żeby Ministerstwo zrobiło z jegomościem porządek. Jegomościem, który nadal się nie przedstawił. Dlatego ona również nie zamierzała tego zrobić. Skoro jednak udało im się dotrzeć do brzegu w jednym kawałku, to znaczy, że albo przekonała mężczyznę do swojej racji, albo że dał sobie spokój. Obie opcje odpowiadały ślizgonce, bo dzięki temu mogła się rozglądać po wieży. Nie protestowała, kiedy on prowadził. W końcu nie było potrzeby testowania granic jeszcze bardziej, a drzwi otworzone przez czarodzieja pokazały dokładnie to, czego Aoife by sobie życzyła. Świat alchemiczny. Weszła do środka, uważając na to, by nie zaczepić o nic, a zwłaszcza o żadną fiolkę. Obce, prywatne laboratorium nie gwarantowało prawidłowości opisów mikstur i składników, nie gwarantowało też, że jakiekolwiek opisy się pojawią. Za to udało jej się znaleźć coś dziwnego, czego nie potrafiła zidentyfikować po kolorze ani innych właściwościach. Nie miała pojęcia, co to jest. Ojciec by wiedział. - Ktoś przy tym musiał niedawno pracować - rzuciła do Nejta, odruchowo ściszając głos. Niby nie byli tu nielegalnie (no, prawie), ale kto wie, co kryło się w tej dziwnej wieży? I kto jeszcze poza nimi mógł tu być.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Był za stary na to, by wchodzić w dyskusję z pyskatą małolatą, ba, by w ogóle jej słuchać. Nie słuchał więc, pobłażliwie uśmiechając się tylko kącikiem ust, kiedy w myślach układał plan na jej szlaban. Mówiła, że jest pełnoletnia i coś w niej kazało mu w tym uwierzyć, ale przyglądał jej się podejrzliwie, bo zupełnie nie wyglądała na siedemnaście lat. Gdyby miał możliwość, rzuciłby jej na zachętę do milczenia jakąś brzydką klątwę, ale sprawa w Wizengamocie kompletnie mu się nie kalkulowała, kiedy na drugiej szali znajdowała się krótka i mało ważna chwila satysfakcji. Zwiedzanie wieży, choć paskudnej i pełnej szczurów, było lepsze od Wizengamotu i nawet lepsze od działania na nerwy niegrzecznym dziewczynkom, choć o tym drugim przekonał się dopiero w chwili, gdy odkrył alchemiczną pracownię. Wtedy nic już nie było istotne; nic poza tajemnicami, jakie mogły skrywać te fiolki. Przyglądał im się z żywym zainteresowaniem, ale i pewną nabożną ostrożnością, jak zawsze, gdy miał do czynienia z cudzymi miksturami. Eliksiry były niegdyś całym jego życiem, całą przyszłością… i to właśnie one to życie zniszczyły. — Ostrożnie — mruknął, gdy zbliżyła się odrobinę zbyt blisko stanowiska. Nie mogli mieć pojęcia, co się tu kryło, a więc dla własnego bezpieczeństwa konieczne było wzięcie pod uwagę najgorszego scenariusza – że wszystko chce ich tutaj zabić. — Nie jestem pewien, czy tak niedawno… — dodał, zbliżając się do niesprzątniętego kociołka i fiolek z miksturą, która z pewnością była w nim przyrządzona. Szukał jakichś pozostałości składników, czegoś, co naprowadziłoby go na odpowiedni trop. W końcu zaklęciem uniósł i przyciągnął bliżej siebie fiolkę, i również za pomocą różdżki wyciągnął z niej korek. Potem powachlował powietrze, kierując zapach mikstury w swoją stronę i ostrożnie się z nim zapoznał, marszcząc przy tym nos. — Nie wiem, czy siarka jest składnikiem, czy ten zapach wynika z połączenia innych, ale śmierdzi okrutnie — podzielił się z nią spostrzeżeniem, głównie dlatego, że na głos łatwiej było mu teraz zebrać myśli — ale czuć też jakieś zioła, pewnie tutejsze. Wsadził korek na swoje miejsce, na powrót zamykając fiolkę i powstrzymując miksturę nie tylko przed wylaniem, ale i nieplanowanym działaniem, gdyby postanowiła jakieś ujawnić. — Nawet w Wielkiej Brytanii trudno byłoby jednoznacznie stwierdzić, co to za mikstura, jeśli ktoś po prostu eksperymentował, więc tutaj nawet nie zamierzam próbować. W każdej kulturze eliksiry przyrządza się w trochę inny sposób, bo korzysta się z tego, co od wieków jest dostępne w danym miejscu. Zorientował się, że zaczął do niej mówić dopiero w momencie, gdy był już daleko w swoim wywodzie. Przewrócił oczyma i zamknął fiolkę w garści. — Nieistotne — rzucił takim tonem, że nie musiał nawet dodawać, żadnego „szkoda sobie strzępić ryja”. Podejrzewał, że miała jego słowa w głębokim poważaniu, a i on nie zamierzał robić za darmową encyklopedię. — Chodzi o to, że to może być cokolwiek. Więc mogło być i tropem. Nie dodał tego, zamiast tego wsadził fiolkę do małej wewnętrznej kieszeni plecaka, tak żeby była możliwie najbezpieczniejsza. — Idziemy. Rozejrzał się jeszcze wokół, szukając czegoś, co przykułoby jego wzrok. Gdyby nie miał przed sobą celu w postaci rozwiązania zagadki, mógłby zostać tu i cały dzień. Teraz też miał na to chęć, ale nie z nią… i nie z tymi szczurami, które coraz częściej przewijały się to tu, to tam. Machnął różdżkę, wyrzucając jednego z nich z przejścia.
O dziwo panna Dear-Aasveig nie wywróciła oczami, tylko zrobiła nieduży krok w tył, trzymając się na zdrowy dystans od mikstury. Słuchała Nathaniela uważnie, szczerze zainteresowana tym, co miał do powiedzenia. Wstrzymała oddech, kiedy zaklęcie uniosło fiolkę, ciekawa, co się wydarzy. A wydarzyło się całe nic. - To bezpieczne? - spytała cicho, kiedy mężczyzna schował fiolkę za pazuchę. - Niektóre eliksiry reagują na wstrząsy. Wiedziała co mówi, w końcu jej ojciec był wysokiej klasy specjalistą i pracował nad eliksirami w departamencie tajemnic. Rzuciła jeszcze okiem na gabinet, a potem stwierdziła, że niczego więcej raczej tu nie znajdą. - Może są tu jakieś notatki, albo jakiś księgozbiór z recepturą - zasugerowała i wyszła, szukając kolejnej interesujacej sali. I tak trafiła na bibliotekę. Chodziła wszędzie, przeglądała księgę za księgą, ale potężnie się zawiodła. - Wszystko po polsku - rzuciła z irytacją, sięgając po kolejny tom.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Zawiesił na niej zieleń spojrzenia, może nie do końca pełen uznania, ale mile zaskoczony. Nie była to wiedza tajemna, ale zawsze była to jakaś wiedza i nie spodziewał się, że miałaby ją posiadać. Dla własnego spokoju spodziewał się po ludziach… cóż, niczego się po nich nie spodziewał, tak właściwie. — Nie — odparł, unosząc kącik ust w lekkim półuśmiechu — ale nic z tym teraz nie zrobię, a szkoda go tu zostawić. Proszę więc pomodlić się do jakiegoś boga, żeby nie reagował, przynajmniej zamknięty. Komuś chyba wracał humor. A już zdawałoby się, że został w mętnej wodzie jeziora. Dziewczyna drażniła go mniej, niż się spodziewał. Nie była ani planowanym, ani chcianym towarzystwem, ale nie była przynajmniej głupia i nie przeszkadzała. A myśl, że w jakimś innym miejscu mogłyby znajdować się notatki, była nawet godna pochwały, której ani myślał jej udzielić. Biblioteka była raczej jedną z tych skromniejszych. Eliksiry interesowały go bardziej niż stare zakurzone księgi, choć i tak z zainteresowaniem przebiegł wzrokiem po nieznanych mu, polskich literach. Odnajdywał spory paradoks w tym, że będąc tłumaczem, to właśnie obcy język stanął mu na drodze. Zastanawiał się przez moment, czy nie warto byłoby wziąć czegoś na chybił-trafił, ale szkoda byłoby niepotrzebnie się obciążać. — Strata czasu. Lepiej Wejdźmy na szczyt, zanim zjedzą nas te szczury.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
- Jeśli bogowie istnieją, to mają raczej czarne poczucie humoru - prychnęła panna Dear-Aasveig, która ze względu na imię Valkyrie sama uważała się trochę za boginię. Poza tym była młoda, piękna, zdolna i w ogóle dziw bierze, że świat jeszcze nie padł jej do stóp (co i tak było wyłącznie kwestią czasu). - Ale racja. Nic tu nie ma. Machnęła ręką i rozpychając zaklęciem szczury weszła na schody, by odwiedzić wyższe piętra. Było stromo i nieprzyjemnie, a na szczyt prowadziła dziwna klapa. Aoife zakrztusiła się kurzem, kiedy weszła do pomieszczenia, które się za nią kryło. - No tu od dawna nikt nie mieszka - powiedziała z lekkim wstrętem. Nie była miłośniczką zakurzonych klitek, ale też nie obawiała się wchodzić do nich pierwsza. Po chwili jednak wzrok jej się przyzwyczaił do półmroku i zaczęła dostrzegać dziwne rzeczy. - Jak myślisz, kto podrapał te...? Urwała, bo jej wzrok padł na szczątki leżące na podłodze. Może i były już w bardzo zaawansowanym stadium rozkładu i niewiele z nich zostało, ale trup to trup. A to był pierwszy, którego Ifka widziała na własne oczy. Miała na szyi jakąś biżuterię, która nieszczególnie zainteresowała dziewczynę. Za to jej wzrok przykuły stare, dość pogniecione papiery, które niegdyś musiały spoczywać w ręku nieboszczki. - Patrz, notatki! - szepnęła z zachwytem i dopadła do papierów może ciut za szybko. Na szczęście potem już zachowywała się ostrożnie, tak by nie zniszczyć ręcznie zapisanych dokumentów, które interesowały ich oboje.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Chodzenie za dziewczyną zamiast przed nią miało spore plusy i funkcja zgarniania kurzu była jednym z nich. Prychnął cicho pod nosem z rozbawieniem, kiedy się zakrztusiła, podczas gdy jemu jedynie trochę kurzu, pyłu i przemielonego przez korniki drewna opadło na czuprynę. Choć różdżkę w tym miejscu miał bez przerwy w gotowości, to jednak przez wspięciem się po drabince poprawił chwyt palców i upewnił się, że choćby coś tam na nich czyhało, był w stanie rzucić zaklęcie w mgnieniu oka. To, co na nich czyhało, nie sprawiało już zagrożenia. Kiedy to zauważył, zerknął na dziewczynę, by po pierwsze upewnić się, że nie przestraszy się i nie zrobi nic głupiego, a po drugie z ciekawości, by przekonać się, jaką będzie miała wtedy minę. Jego własna nie wskazywała absolutnie na nic, zupełnie jakby popijał właśnie kawę przy lekturze porannej gazety. Uniósł jedynie brew, gdy po zaledwie chwili ciszy rzuciła się, by wyrywać z ręki umarlaka notatki, które mogły, ale nie musiały mieć wartość. Nie pouczał jej, nie prosił o ostrożność, w gruncie rzeczy miał wyjebane. Był gotowy do reakcji, więc prawdopodobnie byłby jej w stanie bronić, gdyby zaszła taka potrzeba... a gdyby coś napędziło jej stracha, to tylko lepiej. Sam wpierw przyjrzał się pomieszczeniu, ale tylko pobieżnie... a kiedy blondyna zajęła się przeglądaniem swojej zdobyczy, przykucnął przy zwłokach i końcówką różdżki podniósł łańcuszek, oglądając wiszący na nim amulet. Nie zdziwiłby się, gdyby miał na sobie jakąś paskudną klątwę, tak to już bywało, ale gdyby go zbadać, mógł okazać się całkiem cenny. Nie miał pojęcia, czy to o tym chciała mu powiedzieć kobiecina z Podlasia, ale był zadowolony. Przyszedł po znalezisko, które można by spieniężyć i dokładnie takie znalazł. Sięgnąwszy do plecaka, wyciągnął z niego mapę i prostym zaklęciem zmienił ją w dużą materiałową chusteczkę. To przez materiał złapał za amulet i pociągnął, zrywając go z szyi dawnej właścicielki... a raczej zrywając szyję z łańcuszka, bo właśnie zdecydowanie naruszył skomplikowaną konstrukcję jej karku. — Teleportuję nas. W drugą stronę będzie łatwiej. — Spodziewał się jakiegoś komentarza na temat jego zdolności teleportacji, ale miał to w głębokim poważaniu. Nie udało mu się, bo nie znał tego terenu, teraz powinien bez problemu przenieść ich choćby do samego obozu... gdzie nie omieszka rzucić jej na pożarcie opiekunowi domu.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Kiedy mężczyzna powiedział o teleportacji, Aoife podniosła na niego rozbawione spojrzenie i już zamierzała rzucić czymś złośliwym, kiedy w ułamku sekundy usmiech spełzł z jej twarzy, źrenice rozszerzyły się, mimo padającego prosto na nie światła, a różdżka wystrzeliła, zanim Aoife zdążyła się dobrze podnieść. - ICALIUS! - krzyknęła, a pnącza, które wystrzeliły z podłogi oplotły postać północnicy. A w każdym razie próbowały, bo przecież upiorzyca nie była do końca cielesna. A może po prostu jej ciało działało inaczej, niż się Ifce zdawało? W każdym razie ściągnęła na siebie uwagę stwora i zaraz musiała odskoczyć, tak że szpony potwora minęły ją o włos. Nie kłopotała się ucieczką. Wychodziła z założenia, że najlepszą obroną jest atak i nie zamierzała cofać się jeszcze bardziej. - EVERTE...! Nie dokończyła. Północnica okazała się szybsza, niż się dziewczynie zdawało. Zaatakowała ją, nim inkantacja dobiegła końca i nagle ból przeszył cały lewy bok Aoife, posyłając ją na ziemię. Właściwie... Nie, to nie ból. A może jego specyficzny rodzaj? Tak czy inaczej ciało dziewczyny ogarnął tak gwałtowny, niespodziewany chłód, że dziewczyna aż zwinęła się w kulkę, trzęsąc się z zimna, ogłuszona mroźnym atakiem.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Właściwie gdyby uznała za stosowne skomentować jego umiejętności z zakresu teleportacji, to nie musiał jej zmuszać do tego, by z nich skorzystała. Równie dobrze mogła poradzić sobie sama. Tak w każdym razie chciałby myśleć, ale ponieważ przez... większość czasu bywał raczej rozsądną osobą, przynajmniej w ostatnim czasie, to domyślał się, że gdyby coś ją tutaj zeżarło, to on miałby w związku z tym problemy. Ostatecznie nie musiał nad tym rozważać, bo mina dziewczyny z bardzo z siebie zadowolonej zmieniła się w zaskoczoną i zrozumiał, że coś musiało pojawić się poza polem jego widzenia. Odwrócił się natychmiast, od razu wyciągając przed siebie różdżkę i rzucając niewerbalne enaito, gdy tylko namierzył cel wzrokiem. Nawet się nie zastanawiał, z czym walczy, ktokolwiek zaszedłby ich tak bez ostrzeżenia, zasługiwał na to, żeby dostać nożem między żebra. A kiedy okazało się, że to jakaś tutejsza mara, tym bardziej nie miał żadnych skrupułów. Ostrza trafiły, ale niestety nie tak celnie i silnie, by od razu pokonać potworzycę. Właściwie trafiło tylko jedno z nich, a ta rozwścieczona ruszyła prosto na dziewczynę. Nie taki był plan. Próbował rzucić protego i uchronić ją przed atakiem, ale okazało się, że nie było to takie proste, kiedy jakaś jej część zdecydowanie była niematerialna i po prostu przeniknęła przez tarczę. A może rzucił ją niewystarczająco dobrze? — Kurwa — mruknął, gdy bezimienna skuliła się na ziemi — no chodź tu, szmato — zawołał głośniej do potwora i zacmokał na nią jak na psa. Rzucił w nią też wiekową szczotką do włosów, pierwszą z brzegu rzeczą, która nadawała się do tego, by nią cisnąć. Denerwowała go ograniczona przestrzeń w wieży, wiele zaklęć nie nadawało się do użycia, jeśli nie chciał, by oberwała i jego towarzyszka. To dlatego zwabił ją do siebie, cofając się prawie pod samą ścianę, a kiedy znalazła się wystarczająco daleko od dziewczyny... — Toninentia — dla pewności wybrał pełną inkantację, nie chcąc ryzykować, że niewerbalne zaklęcie okaże się zbyt słabe. Znikąd pojawił się piorun, który pierdolnął w upiorzycę, a on utrzymywał go jeszcze przez kilka chwil dla pewności, że na pewno to „odczuje”. Mając go wciąż pod kontrolą, przesunął się w stronę leżącej na ziemi dziewczyny i złapał ją za rękę. Dopiero wtedy przerwał zaklęcie a zamiast tego skupił się na tym, by poprawnie teleportować ich w bezpieczne miejsce.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Telepało ją z zimna. W środku upalnego lata dosłownie szczękała zębami, jakby w tej sukience wyszła na śnieg w środku norweskiej nocy polarnej. I chociaż było to zaskakujące, nieprzyjemne uczucie, to Aoife jako córka fiordów była do tego przyzwyczajona i w miarę szybko oswoiła się z nowymi warunkami. Skostniałymi rękami oparła się o podłogę i zaczęła się podnosić, akurat w momencie, w którym Nathaniel cisnął w północnicę najpotężniejszą klątwą, jakiej Aoife kiedykolwiek była świadkiem. I to sprawiło, że zamarła. Ale nie ze strachu. Wstrzymała oddech z zachwytu, nie mogąc wyjść z podziwu, pełna szacunku i respektu dla zdolności czarodzieja. Nagle zaklęcie się skończyło, a upiorzyca otworzyła paszczę, wydając ogłuszający krzyk, który niemal znowu posłał Aoife na ziemię. Ale nie tym razem! Chociaż się trzęsła od przepełniającego ją chłodu, podniosła różdżkę i ośmielona czarami swojego towarzysza miotnęła w przeciwniczkę jedyną klątwą, którą miała doskonale opanowaną. - Oscausi! - wysyczała z mściwą satysfakcją, obserwując, jak usta północnicy zamieniają się w jednolitą tkankę. Na chwilę, tylko tyle, by ją uciszyć, bo przecież ciało upiora działało inaczej i zaklęcie nie mogło trwać długo. Ale wystarczająco, by Aoife bez mrugnięcia okiem stała, wpatrując się butnie w upiorzycę. Uśmiechała się nawet w chwili, gdy szponiaste łapsko mknęło w jej kierunku, by trafić na pustkę, gdy Nathaniel teleportował ich oboje.