Ta droga nie ma żadnej nazwy, jest znana po prostu, jako droga do lasu i nie ma co się dziwić. Prowadzi od środka wioski prosto to linii drzew, od których zaczyna się las. Widać na niej często wędrujących w poszukiwaniu grzybów, ziół, czy nawet zwierzyny, a także zwykłych miłośników natury. Oczywiście, ścieżek prowadzących do otaczającego wioskę lasu jest więcej, ale to jest Droga do lasu. Być może kiedyś miała ważniejsze znaczenie dla mieszkańców, jednak teraz nawet najstarsi nie pamiętają, dlaczego ta jedna jest tak ważna.
Ze względu na możliwość zakupu, ale i adopcji przeuroczych mleczuch, a także przekonania do siebie dzielnych i groźnych syczuch, Atlas, po konsultacji z lokalnymi opiekunami zwierząt, zaproponował dorosłym uczestnikom wyjazdu szkolenie z pracy na farmie. Czasem serce nie sługa i nie daje wyboru, kiedy człowiek bez pamięci zakocha się w wielkich oczach mleczuchy, a gęś obronna, cóż, szczery podziw odwadze kogoś, kto pogardziłby jej przywiązaniem. Na polanie znajdującej się przy drodze do lasu, na czas warsztatów, przygotowano tymczasowe zagrody, w których można było spotkać różne lokalne zwierzęta. Każde z nich wymagało różnego podejścia, ale wszystkie, jak to zwierzęta, zasługiwały na dobrą opiekę i troskę.
Po zapisaniu się na szkolenie, przybywający są przydzieleni do różnych zagród, gdzie Rosa, ale też i lokalni farmerzy z pomocą tłumaczek, udzielają instrukcji, dotyczących tego co będzie wymagane podczas szkolenia. Uczestnicy mają bowiem za zadanie nie tylko zadbać o komfort i wygodę swojego przydzielonego podopiecznego, ale też przygotować mu odpowiednią paszę i nią go nakarmić.
Szkolenia z opieki nad zwierzętami
Szkolenie składa się z dwóch etapów i wymaga napisania minimum dwóch postów. W ramach przypomnienia: w szkoleniach mogą brać udział tylko postacie dorosłe.
Wybór zwierzaka Zagród jest kilka, można w nich spotkać różne z lokalnych zwierząt. Rzuć k6, by poznać, jaką osobowość ma przydzielony Ci podopieczny (rasę podopiecznego możesz wybrać sam/a).
Etap I Dobór karmy i karmienie Każdy zwierzak ma swoje potrzeby, różne stworzenia w zależności od swojego stanu zdrowia i trybu życia potrzebują różnego rodzaju mieszanek. Stajesz przed jutowymi workami pełnymi różnego rodzaju zbóż, masz też dostęp do suszonych ziół i kilku pojemników z nasionami. Twoim zadaniem jest przygotować najlepszą kombinację dla Twojego podopiecznego. Rzuć kością literową oraz k100, by dowiedzieć się jak Ci idzie.
Scenariusze:
Samogłoska - dobierasz karmę idealnie do potrzeb Twojego zwierzaka. Słuchałeś, jak farmer opowiadał Ci o ziołach i nasionach, które warto dosypać jednym gatunkom, ale które są absolutnie niewskazane innym, więc teraz, kiedy masz za zadanie skomponować danie samodzielnie, robisz to jak mistrz! Do k100 dodaj 20.
B - czy ktoś powiedział truskawki? Na ich widok i nieziemski zapach przestajesz myśleć racjonalnie, to muszą być jakieś bajeczne truskawki, zaczynasz jak szalony/a dodawać je do swojej paszy, bo szkoda, by zwierzak się nimi nie nacieszył! Jeśli Twoim zwierzakiem jest Śpioch dorzuć k6 gdzie parzysta - zwierze pozostaje niewzruszone, nieparzysta - zapach Twojej ziołowo-truskawkowej mieszanki jest tak cudowny, że obudził nawet Śpiocha (dodaj 10 do k100). C - zielona, zielona zielonka. Wszystko wygląda jak pasza dla zwierząt, ale ta soczysta zieleń przykuwa twoją uwagę niepodzielnie. Niestety - jeśli Twoim podopiecznym jest agresor, na niego działa jak płachta na byka! Rzuć k6 na to, czy agresor rozwala Twoją paszę po całym wybiegu, gdzie 1 i 6 to absolutna decymacja wiaderka. Jeśli wybrałeś sobie na zwierze kwaczuszkę bądź syczuchę, możesz przerzucić kość na reakcję. D - śruta sojowa brzmi dziwnie niebezpiecznie, a jednak farmer kiwa głową, potwierdzając, że sięgasz po odpowiedni produkt - skoro tak to tak. Mieszasz ją z lucerną i podsuwasz zwierzakowi. Jeśli Twoim zwierzakiem jest chorowitek - dodak 10 pkt do wyniku k100, ponieważ aminokwasy i witaminy z Twojej mieszanki bardzo pomogły na jego stan zdrowia! Gratulacja! F - z tego co opowiadał farmer, włókna w diecie dla przeżuwaczy, jest bardzo ważne dla procesów trawienia i perystaltyki jelit. Jeśli wybrałeś sobie do oporządzenia mleczuchę, możesz przerzucić k100, ale drugi wynik jest ostateczny. G - pamiętasz, że głównym przysmakiem Twojego podopiecznego jest sianokiszonka, więc idziesz do sianokiszonki. Problem w tym, że ona niesamowicie cuchnie! Jeśli Twoim zwierzakiem jest Księżniczka, musisz przerzucić swoją k100 i wybrać gorszy wynik, bo księżniczka kręci nosem i nie chce jeść sianokiszonki, mimo że właściwie bardzo ją lubi. H- kiedy farmer coś mówił o groszku, brzmiało bardzo zabawnie, ale teraz, kiedy stoisz przed workiem, nie pamiętasz czy groszek to był dla Twojego podopiecznego dobry, czy szkodliwy. Dorzuć k6, gdzie parzysta to dobry wybór, a nieparzysta - Twój podopieczny zaczyna puszczać okrutne gazy (odejmij 10 od k100) Możesz przerzucić kość na groszek, jeśli masz zwierzaka Łasucha i wybrać lepszy wynik - bo łasuch ma brzuch zaprawiony w bojach i go groszek nie wzrusza. J - buraczki pastewne, krzywa marchew, kapucha, wszystko takie dorodne, widać, że natura jest tu na pierwszym miejscu. Nie możesz się powstrzymać przed dodaniem warzywek do swojej mieszanki! Jeśli Twoim zwierzakiem jest strachajło - doskonały wybór. Czym innym przekonać do siebie takie płochliwe zwierze, jak nie słodkimi, świeżymi warzywami? Dodaj 10 do k100.
Etap II Rozpoznanie potrzeb i opieka Twoim drugim zadaniem jest obserwacja Twojego podopiecznego i ocena tego, co jest najpilniejszą z jego potrzeb. By to zrobić rzuć k6 na to, co zaobserwowałeś i k100 na to, jak dobrze wyszło Ci wykonanie zadania.
Obserwacje:
1 Twoje zwierze puszczone wolno trzyma się jakoś daleko od grupy. Twoim zadaniem jest próba integracji podopiecznego z pozostałymi przedstawicielami jego gatunku.
2 Widzisz, że czarnioska ma trudności z dziobaniem ziaren. Prawidłowo oceniasz, że ma krzywy, odrobinę przerośnięty dziób, który pewnie jej się ukruszył i teraz źle rośnie. Twoim zadaniem jest go przypiłować nie robiąc jej krzywdy. Jeśli Twoim zwierzakiem nie jest kura - przerzuć kość.
3 Twój zwierzak ma zaczerwienione oczy. Słusznie oceniasz, że może to być podrażnienie. Prosisz któregoś farmera o dostarczenie odpowiedniego roztworu od szeptuchy i niebawem Twoim zadaniem jest przemycie oczu zwierzaka.
4 Zauważasz, że Twój zwierzak kuleje! Musisz dobrze obejrzeć jego raciczki (lub kopytka). Twoim zadaniem jest oczyścić je, opiłować i w razie konieczności nałożyć specjalną maść! Jeśli Twój podopieczny nie ma racic ani kopytek (np. jest kaczką) przerzuć tę kość.
5 Sierść Twojego zwierzaka jest jakaś matowa, a grzywka czy ogon jakieś poplątane. Decyzja jest prosta - kąpiel. Twoim zadaniem jest wyczesanie zwierzaka i wykąpanie go tak, by prezentował się bajecznie.
6 Twój zwierzak wydaje się jakiś zestresowany, niemal płochliwy bez powodu. Musisz rozejrzeć się wokół, co może go tak stresować. Dostrzegasz w krzakach liska chytruska! Czas przegonić gagatka, by Twój podopieczny mógł się w pełni zrelaksować.
Modyfikatory: Za cechę świetne zewnętrzne oko możesz przerzucić kość na charakter zwierzaka i wybrać wynik, który wolisz. Za cechę powab wili: ręka do zwierząt możesz przerzucić dowolną kostkę w dowolnym etapie. Za specjalizacje kuferkową z ONMS przysługuje +20 pkt do końcowego wyniku. Za wadę drzemie we mnie zwierzę: podejście do zwierząt, od końcowego wyniku musisz odjąć 10 pkt.
Za ukończenie szkolenia uczestnicy zdobędą: - 2 pkt z ONMS
Za osiągnięcie wyniku powyżej 60 pkt łącznie z obu etapów, zdobędą również: - możliwość jednokrotnego przerzucenia kości na przygody w lokacji z mleczuchami - możliwość jednokrotnego przerzucenia jednej k6 na syczuchowym moście
Szkolenia kończy się we wtorek 30 lipca.
Rozliczać będę na bieżąco, ale otagujcie mnie w swoim poście z zt, żebym nie przegapiła.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Kiedy Atlas wspominał o tym, że zamierza zrobić podobne szkolenie, Christopher nie spodziewał się, że nastąpi to tak szybko. Było to jednak wyraźnie coś, co go ciekawiło, coś, co powodowało, że drugi profesor nie mógł usiedzieć w miejscu, więc właściwie nie było powodu, żeby dziwić się jego entuzjazmowi. Gdy więc wieść o tym szkoleniu do nich dotarła, Chris z uśmiechem uznał, że muszą pójść na te zajęcia razem z Joshem. Nie tylko dlatego, że to obiecał, ale również z uwagi na to, że spodziewał się, że jego mąż faktycznie zechce sprowadzić do Anglii kilka okolicznych gatunków zwierząt. Nie wspominając o syczuchach, które obecnie okupywały niewielkie poletko przed ich przyczepą, najwyraźniej uznając ich za swoich nowych kompanów. Na razie były bezimienne, bo Chris nie spodziewał się, że postanowią im towarzyszyć, jednak najwyraźniej musiał ten pogląd zrewidować. Tym bardziej że gęś, która postanowiła się do niego przyczepić, była wciąż wielce oburzona na to, co wydarzyło się w lesie i jak potraktowały go bandurki. Chris również był tym oburzony, bo siniaki dalej utrzymywały się na jego ciele, chociaż na szczęście był w stanie poradzić sobie z niektórymi z problemów dzięki prostej magii leczniczej. Prezentował się jednak chwilowo, cóż, raczej okropnie. - Atlas - przywitał się, wiedząc, że jemu nie musiał tłumaczyć, co się stało, skoro przez bandurki biegali po lesie wspólnie. - Nie spodziewałem się, że tak prędko weźmiesz się do działania. Poznałeś już wszystkie okoliczne gatunki? - zapytał z uśmiechem @Atlas Rosa, zerkając jednocześnie kątem oka na @Joshua Walsh, chcąc się przekonać, czy jego mąż przypadkiem nie ma problemu w zdecydowaniu, jakim zwierzęciem powinien się zająć, czy może raczej, jakie zwierzę powinien zwinąć pod pachę. Chris uznał, kiedy tylko dostrzegli zagrody, że skoncentruje się na kwaczuchach, bo były ciekawymi okazami i miał już przyjemność obserwować je podczas, cóż, pracy.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Rosa uśmiechnął się na widok @Christopher Walsh i podniósł rękę, z daleka już się z nim witając. Sam niemalże nie mógł się oderwać od byklawców, które skradły jego serce i o których chciał dowiedzieć się tylko więcej i więcej od lokalnych farmerów. Zaśmiał się cicho, widząc towarzyszącą mu syczuchę, bo jego kompanka z przygody na moście również, niczym pies stróżujący, stała niemal na baczność przy wejściu do zagrody byklawców i obserwowała czarnego byklawca, którego czesał Rosa takim spojrzeniem, jakby rzeczywiście mogła go pokonać w walce jeden na jeden, gdyby zaistniała taka potrzeba. - Chris! - ucieszył się, odkładając narzędzia pracy i przełażąc przez płot, okalający tymczasowy wybieg byklawców, by podejść i się przywitać - Myślę, że dzięki uprzejmości Borzywoja, Jarogniewa i Cieszymira - prawie połamał język, wymawiając imiona farmerów, których wskazał Zielarzowi ręką, a którzy w odpowiedzi pomachali do niego - Miałem szansę poznać i popracować przynajmniej z tymi, które można spotkać w grodzie i okolicach. Okazuje się jednak, że tutejsze dzikie gaje skrywają wiele więcej gatunków, których lokalni jednak nie radzą zaczepiać. - powiedział takim tonem, jakby było mu bardzo z tego powodu żal, bo planował to zrobić tak czy inaczej. - Mnie uwiodły byklawce. - przyznał, patrząc jak wraz z małżonkiem wybierają kwaczuchy - Cieszymir jednak jest bardzo odporny na moje starania i nie chce mi pozwolić jednego adoptować do Anglii. - zaśmiał się pięknie. Oczywiście nie próbował zawilować farmera, po prostu negocjował z nim, opowiadając mu o swoim ranczo i latających kozach z Himalajów. Cieszymir był jednak (póki co) nieugięty...
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Kiedy tylko usłyszała o organizowanym przez profesora Rosę szkoleniu z zakresu opieki nad zwierzętami, wiedziała, że nie ma opcji, by przeszła obok tego obojętnie. Wakacje były przecież idealnym momentem na udział w takich wydarzeniach - mnóstwo wolnego czasu, głowa wolna od zmartwień i pracy, a więc i gotowa do przyswojenia nowej wiedzy. A tej, jak wiadomo, nigdy za dużo. Zapisała sobie czym prędzej w kalendarzu mocnym, czerwonym kolorem datę i godzinę, aby mieć pewność, że nigdzie jej to nie zginie i pozostawało jej jedynie wyczekiwać tego dnia. A kiedy on nadszedł, z ogromnym rozczarowaniem musiała przyznać przed samą sobą, że nie czuje się tak dobrze, jakby sobie tego życzyła. Uczucie bycia na kacu jeszcze nie minęło, choć przecież alkoholu nie tknęła od Merlin wie jak długiego czasu. Siniaki dalej były widoczne na niemalże całym ciele, co postarała się zakryć za pomocą magii, ale nie była najlepsza w zaklęciach transmutacyjnych, więc i efekt pozostawiał wiele do życzenia. Cóż, właściwie efektu praktycznie nie było i wyglądała jak ofiara przemocy domowej, ale wiedziała, że nie może włożyć na siebie długich ubrań, zwłaszcza zwiewnych, bo będą jej one tylko przeszkadzały przy pracy. Nie miała siły na użeranie się z plączącymi się rękawami od bluzki. Z ciekawością rozejrzała się po polanie i przygotowanych zagrodach, a następnie wysłuchała wszelkich instrukcji udzielonych im przez farmerów. Została przydzielona do czarniosek, a tam jej uwagę od razu przykuła jedna, która ewidentnie nie czuła się dobrze. - Piąteczka, mordko - rzuciła pod nosem i uniosła jeden z kącików ust w coś na podobieństwo krzywego uśmiechu. Och, co by dała, żeby być w pełni formy! Przez chwilę jedynie obserwowała swoją małą podopieczną, zanim podeszła do jutowych worków, aby sporządzić dla niej mieszankę. Nie spieszyła się, nie czuła takiej potrzeby i zwyczajnie nie była w stanie. Poza tym nie chciała się pomylić, choć była niemal pewna, że mimo pewnego zamroczenia doskonale słyszała wcześniejsze zalecenia padające z ust lokalnych farmerów i Atlasa. Już prawie kończyła przygotowywać karmę, kiedy tuż koło niej jeden z uczestników wydał tak przeraźliwy pisk, że aż podskoczyła i odruchowo się skuliła, rozsypując przy tym nieco ziaren, które miała nabrane na szufelkę. Nie mogła znieść dzisiaj takich wrzasków, myślała, że głowa jej od tego eksploduje. Spiorunowała wzrokiem wrzaskuna i dosypawszy ziaren do swojej mieszanki, odeszła do Chorowitki.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde wiedziała, że jej praca i tryb życia nie pozwolą jej na przygarnięcie żadnego stworzenia, mimo że od dzieciństwa była blisko natury i miała rękę do zwierząt. ONMS było zawsze jednym z jej ulubionych przedmiotów i pewnie gdyby nie wybrała zawodu aurora, zdecydowałaby się na coś związanego ze zwierzętami. Sama nie wiedziała, dlaczego zdecydowała się na to szkolenie - może od dawna nie robiła niczego dla samej przyjemności, nie uczyła się rzeczy, które nie były przydatne w pracy i zwyczajnie potrzebowała odmiany. Urocze mleczuchy natychmiast podbiły jej serce, dlatego nie miała wątpliwości, jakim zwierzęciem chciałaby się zaopiekować - nawet jeśli tylko przez chwilę, na potrzeby tych warsztatów. Zjawiła się na polanie sama (jeśli nie liczyć chochołka, który nadal za nią łaził, przedrzeźniał ją i mimo że nieszkodliwy był cholernie męczący, podkradając jej różne rzeczy i przekładając w najdziwniejsze miejsca w ramach niewinnego psikusa), ubrana w lniane spodnie i błękitną zwiewną koszulę, która podkreślała smukłość jej kształtów, mimo że właściwie nic nie odsłaniała, bo Isolde źle znosiła słońce i starała się unikać palących promieni. Uśmiechnęła się lekko, widząc wysoką sylwetkę znanego jej z opowieści Louise Atlasa. Wiedziała, że jest półwilem i z tego powodu miała do niego pewien dystans (cóż, prawdę mówiąc Isolde ze swej natury była raczej ostrożna), ale wiedziała też, ile dobrego zrobił dla Lou, dlatego była nastawiona dość przychylnie. Zresztą była tu po to, żeby dowiedzieć się, jak zajmować się mleczuchą, a nie przyjaźnić z Atlasem Rosą. - Cześć. Atlas, prawda? Jestem Isolde, przyjaźnię się z Louise - zagadnęła miło, ale bez wylewności, posyłając mu jeden ze swoich łagodnych uśmiechów, a przy tym lustrując go czujnie błękitnymi oczami. Siła przyzwyczajenia. Nie miała pojęcia, że przyczyną lekkiego dyskomfortu, który odczuwała od pewnego czasu, były isetki, które zagnieździły się pod jej pachami, w zamian otulając ją swoją magią - efekt był taki, jakby wykąpała się w amortencji, ale nie zdawała sobie z tego sprawy. - Chciałabym nauczyć się czegoś o mleczuchach - dodała, zerkając z uśmiechem w stronę zagrody z tymi uroczymi stworzeniami i na chwilę opuszczając gardę. Zwierzęta zawsze miały na nią taki wpływ. Wydawało się, że mleczuchy są z natury łagodne, jednak ta, która została przydzielona Isolde, zdecydowanie miała swoje humorki i próbowała boleśnie szturchnąć ją rogami w biodro. Gdyby nie to, że pani auror miała niezły refleks i zdążyła się odsunąć, pewnie skończyłoby się to paskudnym sińcem. - A to za co? - zapytała Is z łagodnym wyrzutem, zwracając się do mleczuchy i czując się nieco głupio ze świadomością, że Atlas się przygląda jej niefortunnym początkom znajomości ze stworzeniem. Zaraz jednak skupiła się na krótkim wykładzie dotyczącym potrzeb żywieniowych mleczuch, dochodząc do wniosku, że przez żołądek do serca i może jeśli zdoła stworzyć paszę idealną, to nadąsana magiczna krówka zacznie ją bardziej poważać. Pamiętała więc o włóknach, które były istotne dla prawidłowego trawienia mleczuch, ale informacji było tak dużo, że pasza, mimo że dość poprawna, wcale nie była wybitna. Isolde spojrzała na Atlasa z nieco bezradnym uśmiechem. - To pewnie wymaga więcej czasu i doświadczenia... - mruknęła, jakby na swoje usprawiedliwienie.
Ostatnio zmieniony przez Isolde Bloodworth dnia Pią Sie 30 2024, 22:50, w całości zmieniany 1 raz
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Być może, w innych okolicznościach, Josh udawałby obrażonego przez to, że Chris zabiera go na warsztaty z opieki nad hodowlanymi magicznymi stworzeniami, ale sam chciał wziąć w nich udział, gdy tylko o nich usłyszał. Jednocześnie cieszył się, że mógł mieć w tym czasie oko na męża, na którym siniaki wyrastały niczym grzyby po deszczu i tym razem to właśnie miotlarz zastanawiał się, czy nie związał się z dużym dzieckiem. Takim, które musi wszędzie wejść, wszystko zobaczyć, wszystkiego dotknąć, nie bacząc na konsekwencje. Dopóki jednak były to tylko siniaki, a Chris wracał do przyczepy cały i względnie zdrowy, Josh nie narzekał, nie przypominał o dawnych ustaleniach i po prostu cieszył się wakacjami. Kiedy dotarli na miejsce warsztatów, prowadząc za sobą syczuchy, co było w pewnym sensie komiczne, że gęsi nie chciały wrócić do swojego stada, Josh nie próbował ukryć entuzjazmu w swoim spojrzeniu. Wpatrywał się radośnie w każde ze zwierząt, mając ochotę krzyknąć z zadowolenia, kiedy zobaczył mleczuchy. Myślał, czy nie podejść do nich, ale Chris skierował się ku kwaczuchom i cóż… Byłyby dobrym towarzystwem do kaczek-dziwaczek, jakie mieli z Avalonu. Gdyby była możliwość ich adopcji, ale nie słyszał o niczym podobnym. Jednak bez ociągania się, stanął przy mężu, decydując się zająć także jedną z kwaczuch, ale oczywiście, nie mógł trafić na równie spokojnego osobnika, tylko od razu na agresywnego. - Ja zamierzam podpytać później o mleczuchy, bo podobno można je zabrać ze sobą… – wtrącił się w rozmowę Atlasa i Chrisa, uśmiechając się do nich szeroko. – Wyobraźcie sobie mieć codziennie świeże mleko, które jeszcze dostosowuje się do waszych preferencji smakowych. Byłbym gotów pić kawę z mlekiem dla samego doznania – powiedział jeszcze, nim farmer zaczął opowiadać o właściwej karmie dla konkretnych zwierząt. Jednak trudno było powiedzieć, żeby miotlarz słuchał, kiedy próbował rozdzielić Syka (syczuchę, której nadał jakże oryginalne imię) z kwaczuchą, która reagowała na niego agresywnie, ilekroć próbował spokojnie wyciągnąć do niej rękę.
Wyjazd do Polski nie był czymś, co specjalnie było Irv po drodze. Upatrzyła jednak okazję, zmiany lokacji, co w jej sytuacji było mądrym posunięciem i przy okazji skontaktowała się z dawnymi sojusznikami ze wschodu, by dobić kilka interesów. Zakwaterowanie było zdecydowanie poniżej godności i standardów kobiety, która już myślała, jak tu się wyrwać z tej zapchlonej dziury. Jedynym plusem była wszechogarniająca ją natura, którą zamierzała poznać i fakt, że dzieliła przyczepę z Victorią. Więcej pozytywów nie była jakoś w stanie zauważyć. Słysząc, że Atlas organizuje warsztaty, nie wahała się by wziąć w nich udział. Nie była pewna, czego może się spodziewać, ale ceniła sobie naukę pod okiem czarodzieja. Poza tym, skłamałaby mówiąc, że nie myślała o jakiejś obronnej istocie na własnej posesji. Ostrożności nigdy za wiele. -Bonjur. - Przywitała się z @Atlas Rosa oraz @Christopher Walsh , posyłając im lekki uśmiech. Nie rozgadywała się za bardzo, bo w humorze była kiepskim. Zamiast tego skupiła całą swoją uwagę na pochłanianiu wiedzy, a gdy przypadła jej do opieki Księżniczka, w duchu nawet lekko się zaśmiała, uznając to za odpowiednie dopasowanie. Nie miała pojęcia, czym dokładnie powinna nakarmić mleczuchę, więc chwila minęła nim zdecydowała się na dość ryzykowny, choć ostatecznie poprawny krok. Dużo ciężej było jej jednak nakłonić zwierzę do spożycia tego pokarmu. Księżniczka zdawała się być równie niezadowolona z posiłku, co Irvette ze swoich obecnych warunków mieszkaniowych, co po części wytworzyło między nimi jakąś nić porozumienia, choć zwierzę tylko skubnęło swojego dania, odmawiając spożycia reszty.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Pokiwał entuzjastycznie głową na słowa @Joshua Walsh. - Idealne, prawda? I takie urocze. - nie łatwo ulegał temu poczuciu, że stworzenie jest słodkie. Każde zwierze miało swój urok, niektóre bardziej, inne mniej ukryty, jednak małe, kudłate krówki domagające się ciągłych pieszczot były zdolne skraść komplementy nawet tak twardego w swojej neutralności względem zwierzaków specjalisty jak Atlas. Uśmiechnął się na widok @Aleksandra Krawczyk, bo przecież swoich najwybitniejszych uczniów nigdy nie zapomina, a jej młodszy brat wciąż solidnie dokazywał na lekcjach, nie dając nazwisku Krawczyk wylecieć z pamięci i zachęcił ją, kiwnięciem głowy, żeby wybrała sobie towarzysza dzisiejszych zajęć. - Gdyby coś było niejasne, to śmiało mów, wszystko opowiem. - zachęcił, wyciągając palec do czarnioski i głaszcząc jej klapnięty na boczek grzebyk- Czarne kury są w tych stronach uważane za zły omen, a jednak czarnioski można spotkać w prawie każdym obejściu. - zauważył, nieco rozbawiony zawsze tymi przesądami, jakby zwierzęta same w sobie rzeczywiście mogły kumulować jakieś nieopisane zło, czyhające na dobrostan domowników. Podniósł wzrok, marszcząc brwi, bo poczuł zapach, który był chyba ostatnim, jakiego by się spodziewał na wsi. Zapach apteki, środków leczniczych, zmieszany z drzewem sandałowym i charakterystyczną nutą zjednoczonych wil. Zamknął na chwilę oczy, odtrącając od siebie to skojarzenie, ale nie mógł powstrzymać błogiego uczucia, jakie ten aromat rozlewał po jego piersi. Odwrócił się, w poszukiwaniu jego źródła i słysząc swoje imię, rozkleił usta w pięknym uśmiechu. - Atlas. - skinął głową, podchodząc bliżej @Isolde Bloodworth - Obiło mi się o uszy. - przyznał, z czarującym uśmiechem. Rosa i Finley ostatnimi czasy, przed wyjazdem na Podlaską wieś, spędzili stanowczo zbyt wiele popołudni na piciu wina i plotkach.- To idealne do tego miejsce. - zauważył z rozbawieniem, zachęcając gestem, żeby zapoznała się z tymi kilkoma mleczuchami na ogrodzonym terenie- Wybrałaś całkiem charakterną, oby się nie rozrosła. Zdenerwowane robią się cztery razy większe. - zauważył z wesołym rozbawieniem, opierając się przedramionami o płotek i obserwując jej poczynania z krówką - To bardzo wdzięczne stworzenia. Dobrze zaopiekowane oddają swojemu właścicielowi ze zdwojoną mocą. Wiesz, że dają mleko o smaku dopasowanym do Twoich preferencji? - obserwował ją z uwagą, niepodzielną, jak wobec każdego swojego rozmówcy, niemniej zapach, jaki ją otaczał, sprawiał, że ciężko mu było sprecyzować, jakie właściwie ma intencje. To mu się nie zdarzało, szczególnie w profesjonalnym otoczeniu, kiedy prowadził zajęcia czy warsztaty- Jakbyś miała problem, to mnie zawołaj, tak? - uśmiechnął się ciepło i rozejrzał, szukając chyba wymówki, by opanować to dziwne w sobie uczucie. Słysząc znajomy głos @Irvette De Guise skłonił się jej lekko głową: - Salut, mon ami. - uśmiechnął się do niej - Jaka mała dama. - zauważył, patrząc na krówkę, która kręciła nosem na mieszankę z lucerną i zaśmiał się cicho - Zdradzę Ci w sekrecie, że bardzo lubią pieszczoty. Może spróbuj ją do siebie przekonać głaskaniem? - puścił dziewczynie oko.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Działania:1 (integracja mleczuchy z resztą stada) Powodzenie:12
Isolde zarumieniła się mimowolnie, kiedy posłał jej tak zniewalający uśmiech, jednak wzięła się w garść, przypominając sobie, że to przecież półwil i w jego naturze leży roztaczanie uroku. Nie miała pojęcia, że ona sama również ma na niego magiczny wpływ za sprawą maleńkich biesów i że w pewnym sensie są kwita. - Mam nadzieję, że Lou przedstawiła mnie w dobrym świetle? - zażartowała Isolde, czując się jakoś głupio, jakby nie była do końca sobą. - Och, no tak. Trudno, może jakoś się dogadamy - uśmiechnęła się nieco niepewnie, starając się jakoś ułagodzić mleczuchę. Pasza chyba trochę poprawiła jej humor, bo nie rozrosła się szczególnie, a nawet pozwoliła Isolde podrapać się za uchem, choć nie mogło być mowy o wielkiej zażyłości. - Tak, słyszałam o tym... Są przemiłe, a ich mleko bardzo mi smakowało - przyznała, po czym pokiwała głową, również czując lekką ulgę, że zostanie sam na sam z mleczuchą i niezaprzeczalny wdzięk wila nie będzie mącił jej w głowie. Jeden z farmerów wyjaśnił jej, że drugą częścią jej zadania będzie ustalenie, jakie są potrzeby mleczuchy i poradzenie sobie z tym problemem. Isolde bez trudu zauważyła, że jej nadąsana i lekko poirytowana krówka trzyma się z daleka od swoich towarzyszek. Próbowała ją przekonać, żeby zbliżyła się chociaż trochę do reszty stada, nęcąc ją jakimś przysmakiem, pokazując, że pozostałe mleczuchy jedzą go z zadowoleniem, a wreszcie przemawiając kojąco, ale jej podopieczna była odporna na jej starania, a nawet zaczęła rosnąć i opuszczać głowę, grożąc rogami każdemu, kto spróbowałby zakłócić jej spokój, dlatego Isolde poddała się z poczuciem klęski. - Chyba to wybitna indywidualistka i ani myśli integrować się z kimkolwiek - mruknęła z rezygnacją, zwracając się do @Atlas Rosa , kiedy ten znów pojawił się niedaleko niej. Czuła się trochę głupio, zwłaszcza że zawsze miała rękę do zwierząt, ale akurat ta mleczucha wydawała się zupełnie odporna na jej wdzięk. Zaczynała się nawet zastanawiać, czy to nie sprawka chochołka, ten jednak kręcił się w pewnym oddaleniu, strojąc co prawda głupie miny, ale raczej nie próbując naprzykrzać się krówce. Kiedy Isolde spojrzała w jego stronę, wywalił głupio jęzor i zrobił zeza.
Ostatnio zmieniony przez Isolde Bloodworth dnia Pią Sie 30 2024, 22:53, w całości zmieniany 1 raz
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Był poobijany, jak dziecko, ale to nie była jego wina, że bandurki postanowiły zawlec go do lasu i zabawić się jego kosztem. Nie było również jego winą to, że ciągnęły do niego inne biesy, które z jakiegoś powodu najwyraźniej uznały, że jest niesamowicie atrakcyjnym obiektem do obserwacji. I obijania, jak się okazało, ale przynajmniej tę sprawę mieli wyjaśnioną i Josh nie robił krzywych min. Chris nie pchał się w niebezpieczne miejsca, nie próbował brać udziału w czymś, w czym nie umiałby wziąć udziału, ani w niczym, co rodziłoby choćby pozornie jakieś trudności. I właśnie dlatego był, powiedzmy, cały i zdrowy. - Spotkałeś też inne stworzenia? Wszystkie są niesamowicie fascynujące, ale przyznam szczerze, że muszę poszukać tutejszych gruszek. Słyszałem jakieś plotki o gruszkach rosnących na wierzbach, ale to brzmi nieprawdopodobnie. I jeszcze te ich ziemniaki... - odpowiedział @Atlas Rosa, kiedy tylko się do nich zbliżył, a później uniósł rękę w geście pozdrowienia, kiedy @Irvette de Guise również się przywitała, by zaraz spojrzeć na Josha, śmiejąc się cicho. - Rozumiem, że wracamy z krowami? - zapytał, jakby w domyśle zamierzał dodać pytanie, czy dwie wielkie gęsi nie były wystarczającym dodatkiem do życia. Ponieważ obaj dobrze wiedzieli, że nie, Chris postanowił skoncentrować się na kwaczusze, a także na tym, co mówiono o karmie, bardzo szybko załapując, jakie zioła i frykasy mogły smakować temu konkretnemu gatunkowi, więc bez problemu je przygotował. Wiedział, że dieta dla takich stworzeń była bardzo istotna, zresztą, jak dla każdego, toteż starał się nie podać jej niczego, co okazałoby się niewskazane. Odpowiednio wszystko odmierzał i sprawdzał, uzyskując ostatecznie właściwy wynik, który go satysfakcjonował. Nie tylko jego zresztą, bo kwaczucha najwyraźniej była zachwycona tym, co od niego otrzymała i chociaż była śpiochem, któremu musiał podsunąć jedzenie pod nos, zabrała się do niego dość ochoczo, choć Chris miał wrażenie, że jeszcze chwila i... - Ziewnęła. Wygląda na to, że bardziej niż jedzenie, ceni sobie sen - stwierdził, obserwując ją z zaciekawieniem.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Uśmiechnął się szeroko do @Atlas Rosa, gdy tylko ten wyraził swoje zdanie o mleczuchach. - Idealne. Małe, dają mleko, kochają pieszczoty, więc mogą być niemal domowymi pupilkami, a jak ma się trochę miejsca wokół domu, to raczej ma się wszystko, czego im potrzeba - powiedział, zaraz spoglądając na Chrisa z uniesionymi w górę lekko dłońmi. - Oczywiście wpierw się upewnię, że rzeczywiście tak jest, zamiast brać krowy bez zastanowienia - dodał, pamiętając już kiedyś ich rozmowę na temat zbierania zwierząt, jak pamiątki z wyjazdów. A jednak nie mógł powiedzieć, żeby nie podobało mu się takie wspominanie każdych wakacji, czy ferii. Nie traktował zwierząt, jak przedmioty, ale o wiele więcej dawały radości, niż kołatka do drzwi w kształcie karnawałowej maski, choć musiał przyznać, że była wręcz cudownym dodatkiem do Nieśmiałkowa. Spojrzał na męża, gdy mówił o roślinach, które brzmiały komicznie. Gruszki na wierzbach? Brzmiało tak nieprawdopodobnie, że teraz sam miał ochotę ruszyć na ich poszukiwanie i sprawdzenie, czy być może byłaby opcja zdobyć sadzonki. - Kochanie, zdecydowanie wracamy z dwiema, bo jednej będzie smutno. No i zabieramy Syka i jego kompana, skoro już się do nas przyczepiły… I lepiej mnie trzymaj, bo jeszcze znajdę stworzenie, które zabierzemy do ogrodu i na boisko, gdzie miały być kulingi - odpowiedział Chrisowi, spoglądając na niego z szerokim uśmiechem, żartobliwym tonem, choć obaj wiedzieli, że mówił całkowicie szczerze. Chciał mieć na pastwisku kulingi, ale mleczuchy biły je na głowę. Nie potrzebował pegazów, choć nie wzgardziłby hipogryfem, jednak prawdą było, że ostatnio mniej latał, a więcej czasu spędzał na ziemi i to właśnie na niej potrzebował towarzystwa. Pupili, którzy umilaliby wieczory, dawali dodatkowe zajęcie i odprężali po dni pracy z dzieciakami. Zaraz też próbował dobrać odpowiednią karmę dla kwaczuchy, która spoglądała na niego wrogo i próbowala ugryźć za każdym razem, gdy zbliżał do niej rękę. Syk nie była z tego powodu zadowolona, więc syczała na kwaczuchę, rozkładając szeroko skrzydła, robiąc raban wokół siebie, ale Josh zamiast ją zbesztać, jedynie dopingował, chwaląc za to, że go broniła. Ostatecznie powinien to doceniać, prawda? Z tego wszystkiego nie słyszał, jak farmer mówił o paszy i jedyne, co zapamiętał, to że kwaczuchy lubią podobno sianokiszonkę. Ruszył więc po nią, ale musiał z całej siły panować nad oddechem, aby przypadkowo nie zwymiotować od zapachu. Podsunął ją kaczce, a ta, choć jeszcze na niego syczała i próbowała przegonić, rozkładając skrzydła, zabrała się za jedzenie. - A ta docenia gest pokoju w postaci pokarmu - zauważył cicho Josh, spoglądając na męża i jego poczynania ze śpiącą kwaczuchą.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris obserwował @Joshua Walsh kątem oka, kiedy ten paplał jak najęty o krowach, chcąc się przekonać, czy aby na pewno poszedł już po rozum do głowy, bo czasami odnosił wrażenie, że jego mąż faktycznie był gotowy skakać na głęboką wodę, ale wcale się nie zastanawiał, co się w niej znajdowało i co z tego tak naprawdę wynikało. Nie można było powiedzieć, żeby to było coś mądrego, ale z drugiej strony zielarz to rozumiał, bo sam również czasami tak postępował. Po ich rozmowie na temat zwierząt spodziewał się jednak czegoś zupełnie innego i nie zawiódł się, uśmiechając się lekko do Josha, gdy zdał sobie sprawę z tego, że ten faktycznie pewne kwestie przemyślał i z całą pewnością najpierw pójdzie do odpowiednich osób, nim zacznie próbować omamić biedne mleczuchy. - Na całe szczęście nie wszystkie można stąd zabrać, więc pewnie co najwyżej mogą przyczepić się do ciebie płamęta - stwierdził, przypominając mu o małych wersjach jego samego, których Josh nie był w stanie w żaden sposób odgonić. Chris był pewien, że biesy nie będą za nimi wędrowały, ale mógł się oczywiście mylić, mógł zabrać któregoś w plecaku i nawet o tym nie wiedzieć, jednak to było coś, co nie było aż tak ważne. Nie w tej chwili, bo do końca wyjazdu było jeszcze wiele, wiele wspaniałych dni, jakie zielarz zamierzał wykorzystać. Na razie jednak próbował odpowiednio zająć się kwaczuchą, która po tym, jak ziewnęła, oddaliła się od pozostałych pobratymców, trzymając się z boku. Chris zmarszczył brwi, zastanawiając się, z czego dokładnie to wynikało i po pewnym czasie, widząc zachowanie reszty stada, doszedł do wniosku, że jego podopieczna miała problemy z socjalizacją. Nie do końca wiedział, jak na to wpłynąć, bo zwyczajnie nie znał najlepiej kwaczuch, ale starał się ze wszystkich sił, jakoś jej pomóc, jednocześnie kiwając głową na uwagę Josha, ale wyraźnie go w tej chwili nie słuchał. Jego wysiłki niestety nie przynosiły zbyt pożądanych efektów, więc ostatecznie odstąpił od prób połączenia swojej podopiecznej z pozostałymi kwaczuchami, wycofując się, by nie doprowadzić do jakiegoś niepotrzebnego starcia. - To bardzo ciekawe stworzenia - zwrócił się do @Atlas Rosa, kiwając lekko głową. - Chociaż wydaje mi się, że wymagają naprawdę wiele czasu i poświęcenia, by się nimi zająć - dodał, czując, że robi mu się coraz cieplej. Potrzebowali chwili przerwy po tych warsztatach, więc zwrócił się z tym do Josha, gdy ten również skończył pracę, proponując mu, by wybrali się na spacer po lesie, powoli wycofując się z tego miejsca, żegnając się z Atlasem i pozostałymi, gdy tylko zajęcia dobiegły końca.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Po karkołomnych próbach pracy z mleczuchami, odnosząc wstydliwą porażkę w banalnym zadaniu, jakim jest czesanie krowy, umiejscowiła ten kłopot gdzieś po środku swojej listy priorytetów rzeczy do zmiany. Nie miała ambicji być władcą zwierząt, nie pretendowała nawet do tego, by zbliżyć się choć trochę do poziomu znajomości i umiejętności pracy z nimi swoich braci - chciałaby jednak mieć jakiekolwiek pojęcie. Szczawik miał się dobrze, więc wszystko wskazywało na to, że przyjdzie w końcu dzień, w którym będzie musiała podjąć próbę posiadania zwierzęcia. Może niekoniecznie krowy, ale jeśli opanuje pracę z krowami, to jak trudny potem będzie pufek czy kot? Dowiedziawszy się o organizowanym szkoleniu przyszła gotowa na najgorsze - okazało się jednak, że znów obchodzenia się ze zwierzętami miał ją uczyć półwil i cóż, skłamałaby, mówiąc, że jakoś jej to szczególnie mocno przeszkadzało. Podeszła do wybiegu mleczuch i wybrała spojrzeniem tę, która wydawała się zachowywać najbardziej logicznie. Czuli najmniej ekspresyjnie. Przysłuchiwała się z uwagą wskazówkom farmera, po czym, wdzięczną będąc swojej doskonałej pamięci, skupiła się na przygotowywaniu mieszanki jedzenia i karmieniu Księżniczki, która może nie z jakimś ogromnym entuzjazmem, ale chętnie zjadła to, co jej zaoferowała.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Uśmiechnęła się wdzięcznie do Atlasa, kiedy ten do niej podszedł i poświęcił chwilę, co było szalenie miłe. Doceniała takie gesty, tym bardziej że przecież nie było tak łatwo dopilnować porządku, zagaić do każdego uczestnika warsztatów i jeszcze dodatkowo tłumaczyć co i jak, kiedy zachodziła taka potrzeba. Nie wdała się z nim jednak w dłuższą pogawędkę, po pierwsze dlatego, że na temat przesądów długo by można rozmawiać, a po drugie - zwyczajnie nie czuła się najlepiej i utrzymanie uwagi na zadaniu pochłaniało niemal całą jej energię. Oczywiście nie połączyła tego z obecnością bandurków poprzedniego dnia, bo kto by na to w ogóle wpadł... Po sporządzeniu odpowiedniej mieszanki i podaniu jej czarniosce przystanęła przy wybiegu, opierając się o ogrodzenie. Zamieniła się w obserwatora, próbując dostrzec, jak jeszcze mogłaby ulepszyć życie swojej małej podopiecznej, a jednocześnie wróciła myślami do tego, co powiedział Atlas. Mieszkańcy Polski wierzyli w wiele przesądów i choć sama podzielała sporą ich część, to jednak ten wydawał jej się zawsze niedorzeczny, bo doprawdy, czarna kura niosąca nieszczęście? Jakby to od niej zależało, jakie miała upierzenie. Prychnęła na samą myśl. Powoli odeszła też od odgrodzenia, gotowa do dalszej pracy. Wiedziała, co powinna zrobić - zwierzę ewidentnie potrzebowało kąpieli, choć nie była pewna, jak na nią zareaguje. Starała się być jak najdelikatniejsza, a zarazem jak najdokładniejsza, nie chcąc pozostawić na skrzydłach czarnioski grudek zastygłego błota. Musiała przecież wyglądać jak prawdziwa kurza księżniczka! Może szło jej to nieco wolno, ale ostatecznie efekt był całkiem zadowalający, a ona, nie chcąc dłużej męczyć biednego stworzenia, wypuściła je z powrotem na wolność, aby zaraz znów się ubrudziło. Normalna sprawa, krąg się zamykał. Poświęciła resztę czasu na obserwację innych czarniosek i uczestników, którzy się nimi zajmowali, a potem, kiedy już szkolenie dobiegło końca, podziękowała za możliwość uczestnictwa i wyszła, udając się w stronę swojej przyczepy.
Spojrzała na @Atlas Rosa z mieszanką politowania, zdziwienia i rozbawienia na twarzy. -Masz rację, brakowało mi jeszcze głaskania krów. - Odpowiedziała żartobliwie, choć absolutnie jej do śmiechu nie było. Rozumiała przebywanie na łonie natury i to kochała, ale czemu w takich warunkach? Cóż, następnym razem będzie musiała o hotel zadbać sama. A może wschodni dygnitarz udostępni jej swoje kwatery na krótki urlop? Zabrała się jednak do Księżniczki z bardziej przyjaznym podejściem. Widząc, w jakim stanie znajduje się krowa, bez zastanowienia postanowiła doprowadzić ją do ładu poprzez małe spa, a raczej prowizoryczną kąpiel. Zwierzę wyglądało się zadowolone z pomysłu, ale już z wykonaniem szło o wiele gorzej. Krowa uciekała od wody, a gdy Irv domyśliła się, że może chodzić o temperaturę, próbowała wprowadzić zmiany. Niestety na darmo. Księżniczka co chwilę albo stawała jak uparta i nie dawała się za nic w świecie ruszyć, albo wierciła się tak, że ostatecznie to de Guise była bardziej wykąpana niż jej podopieczna. -Veau têtu. - Mruknęła pod nosem, łypiąc na krowę, ale ta jakby nie robiła sobie z tego za wiele. Rudowłosa musiała przyznać, że została pokonana przez kopytne zwierzę i pogodzić się z porażką.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Krówka wydawała się ukontentowana z tego spotkania, co Berta przyjęła z ulgą. Czy to mogła być zasługa tego, że miała z nią wcześniejszą styczność? Może nie z tym konkretnym egzemplarzem, ale nie paraliżowała już jej myśl o dotykaniu zwierzęcia, bo dzięki Norwoodowi już wiedziała, czego się spodziewać. Oczywiście, tlił się w niej lęk, że krowa znowu spuchnie, rozgniewa się i ją tym razem stratuje, ale farmerzy tak jak i organizator spotkania, podchodzili do tematu w sposób na tyle spokojny i profesjonalny, że nie odczuwała aż takiego lęku. Chyba. Po karmieniu krowy okazało się, że to nie koniec wyzwania. Miała ocenić stan jego potrzeb i jako lekarz natychmiast zauważyła zaczerwienienie spojówek. To nie była poważna infekcja, ale oczy łzawiły, a z chrap zwierzaka już trochę ciekło. Oszacowała, jaki trzeba zrobić roztwór do przemywania i otrzymawszy lokalne składniki, przygotowała krople, którymi skrupulatnie przemyła zwierzęciu oczy i zakropiła środek leczniczy. Co ciekawe, kiedy zajmowanie się zwierzakiem przestało być aktywnością robioną z kaprysu, a było związane z jej zawodem, było pracą, było opieką lekarza nad pacjentem - wszelkie jej obiekcje i zdystansowanie zbladły na rzecz chęci niesienia pomocy. Podziękowała za udział w szkoleniu i poszła, cóż, się umyć.
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Kiedy Atlas powiedział mi o tym, że będzie robił warsztaty, oczywiście postanowiłem przyjść, mimo tego że specjalnej ręki do zwierząt nie miałem. No oprócz pappara w moim domu oraz wszystkich stworzeń potrzebnych do składników eliksirów... co jest bardziej dramatyczne niż bliskie ONMS. Zakładam jakąś rozchełstaną, kolorową koszule w biegające po nich buchorożce i krótkie spodenki i wyruszam na miejsce gdzie mają się odbyć warsztaty. Pożyczam też jakiś słomkowy kapelusz Atlasa, który zostawił w przyczepie, a ja nie mogłem znaleźć nic swojego w bałaganie, który powoli zaczynałem tam robić niechcący, mimo usilnych prób współlokatorów nad zapobiegnięciem całkowitego zagracenia miejsca. Kiedy docieram na miejsce macham wesoło do Atlasan a przywitanie, ale póki co idę do jakiejś uroczej kury. W końcu należy mierzyć siły na zamiary, a kura to prawie jak papuga, więc to coś nad czym mogę w miarę popracować. Podchodzę do ich pasz i wybieram coś co będzie pasowało dla mojej kurki. Odrobinę biorę wiedzę ze swojego eliksirowarstwa, a trochę od pomagających nam farmerów. - Nazwę cię... Mariusz - oznajmiam czarnioszcze, nie zważając na jej płeć, bo usłyszałem takie imię gdzieś na wsi i kto wie - może jest też dla kobiet. Moja kurka wydaje się być bardzo mało aktywna i mam wrażenie, ze coś jej dolega. Więc dobrze że trafiła do uzdrowiciela! Jest na tyle spolegliwa, że nawet mogę ją podnieść. Idę więc z nią do @Atlas Rosa. - Z Mariuszem coś jest nie tak - stwierdzam z dramatycznym westchnieniem, lekko kiwając głową na przywitanie do kobiety z mleczuchą obok której stał Atlas.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Zwrócił swoją uwagę na powrót w stronę Isolde uśmiechając się do niej, pomimo tego, że otulał ją zapach jak najbardziej rozbieżny z otaczającą ich naturą. Starał się zachowywać profesjonalizm, w końcu prowadził tu warsztaty i rozkojarzenie przy zwierzętach nigdy nie było dobrym doradcą, ale nie było to łatwe. - Oczywiście. - zapewnił, choć przecież nawet jeśli nie byłaby to prawda, to przecież by się nie przyznał. Przywitał się z Irvette, śmiejąc na jej słowa: - Między nami... - nachylił się lekko w stronę jej rudych włosów - Nie zapominaj, że widziałem, jaka z Ciebie ranczerka i wiem, że sobie świetnie poradzisz.- puścił jej oko, nawiązując do tego, że zasadniczo pomimo powściągliwego charakteru, bawiła się świetnie na imprezie zarówno w stajni jak i na pastwiskach. Zaśmiał się cicho, widząc, że mleczucha, z którą pracowała, miała bardzo wysublimowany gust i preferencje i nie mógł odeprzeć od siebie myśli, że dobrały się jak w korcu maku. Obserwował chwilę, jak sobie radziła @Isolde Bloodworth, by w razie czego móc posłużyć radą, ale bardzo trudno było mu skupić się na tym, co ona właściwie robi i jak jej właściwie pomóc. Uśmiechnął się, widząc jej próby przekonania krówki, by dołączyła do reszty stada, ta jednak była dość uparta, by za każdym razem odwracać się do koleżanek zadkiem. - Myślę, że tak może być. Każde zwierze, nawet wiejskie, ma swój charakter. - wyciągnął rękę do krnąbrnej mleczuchy, by ugłaskać jej złość i iskrzące się w oczach ogniki - Naszym szczęściem jest móc je poznać, wtedy znacznie łatwiej jest nawiązać wspólny język. - może to takie puste gadanie opiekuna zwierząt. Zresztą, Rosa był półwilem i trudno było nie założyć, że zwierzęta reagują na niego inaczej, niż na zwykłych ludzi. Szczególnie widząc, jak ten śmiało wyciągał dłonie nawet do największych złośnic. - Myślę, że poszło Ci bardzo dobrze, nie zrażaj się. - przechylił głowę, uśmiechając się pięknie do aurorki- Sam fakt, że weszła w interakcje z Tobą, jest już naszym małym sukcesem, prawda? - mrugnął do niej. Zapach Zjednoczonych Wil się nasilił, na co Rosa zmarszczył lekko brwi. Dostrzegł maszerującego ku niemu @Huxley Williams i uśmiechnął się do niego. - O nie, to nie brzmi dobrze. - przejął się, z poważną miną, choć w kącikach oczu igrały mu wesołe iskierki- Mariuszu, co Ci dolega. - sięgnął po czarnioskę i zajrzał jej w oczy, pomacał skrzydełka - Rzeczywiście jest słabowita. Musisz być bardzo ostrożny. - przekazał podopiecznego Huxowi, ale uśmiechnął się, bo pewien był przecież, że kto jak kto, ale Uzdrowiciel z chorowitą kurką poradzi sobie wyśmienicie.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
- I tyle? Żadnych rad co powinienem z nią zrobić? Masz za duże pokłady wiary w moje zdolności uzdrowicielskie w związku ze zwierzętami - stwierdzam kiedy mój kompan nie pomaga mi w niczym oprócz stwierdzenia oczywistości z którą przyszedłem. - Chodź Mariusz, bo to zero pomocy, ja zaraz wszystko ogarnę - oznajmiam z westchniem kurze i odchodzmy odrobinę. Sprawdzam różnymi zaklęciami stan zdrowia Mariuszka, ale ku mojemu zdziwieniu okazuje się, że chyba wszystko jest w porządku. Więc albo moja wiedza na temat leczenia zwierząt jest niewystarczająca, albo nie w tym jest problem. Za to kiedy go wypuszczam łazi sobie sam, kompletnie ignorując swoich ptasi kumpli. Dlatego postanawiam zastosować proces integracji z resztą czarniosek. Czyli może jednak moje niesamowite zdolności nauczycielskie bardziej się tutaj przydają, bo okazuje się że Mariusz dzięki moim namowom czy paru wskazówkom wyjątkowo szybko odnajduje się w towarzystwie. Już po chwili siedzi z innymi kurami i od razu wygląda jakoś żwawiej. Moje zadanie jest spełnione. - A mogliśmy być najlepszymi ziomkami na zawsze... żegnaj Mariusz - oznajamiam ze smutkiem i macham na pożegnanie kurze. Mariusz zapomina szybko o mnie i zaczyna dogadywać się z resztą czarniosek, więc moja uwaga przenosi się z powrotem do Atlasa. Teraz z kolei do niego macham z większej odległości, by zwrócić jego uwagę. - Poczekać aż skończyć i idziemy coś zjeść? - pytam krzycząc sobie do @Atlas Rosa i wskazując mu na miejsce gdzie jak coś będę sobie czekał.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Działania:2 przerzucone bo nie mam kury na 6 Powodzenie:24
Oczywiście, że był gotów po prostu zabierać ze sobą zwierzęta, ale starał się teraz kłaść większy nacisk na to, aby dowiedzieć się czegoś na ich temat, zanim zaczynał proces adopcyjny. O ile z kotem, czy psem nie miałby większego problemu, tak był pewien, że przy krowach pracy było o wiele więcej. Skoro zaś chciał oddać je w opiekę Mędrce i Świergotce, musiał sam posiadać odpowiednią wiedzę, aby je poinstruować co należy z nimi robić. Dlatego miał zamiar wybrać się na pastwiska i wpierw porozmawiać z właścicielem, a dopiero później dopytać o możliwości przygarnięcia dwóch mleczuch. W końcu jednej byłoby smutno.
- Uważaj, bo je zabiorę ze sobą, aby obserwować wieczną walkę skrzatek z biesem – powiedział groźnym tonem do Chrisa, jednocześnie śmiejąc się w duchu z wyobrażenia Mędrki i Świergotki biegających za biesem z miotłą.
Kiedy już zdołał wybrać odpowiednie, acz niezwykle śmierdzące jedzenie dla kwaczuchy i podać jej, zaczął ją zwyczajnie obserwować. Trudno jednak obserwowało się stworzenie, które reagowało agresywnie, ilekroć krzyżowało z nim spojrzenie. Nawet sianokiszonka nie łagodziła nastawienia kwaczuchy, która syczała groźnie i machała skrzydłami, prowokując do podobnego zachowania Syka, którego Josh musiał parę razy złapać za długą szyję i przytrzymać w miejscu, grożąc założeniem obroży.
Jednak im dłużej Josh obserwował kwaczuchę, tym większej pewności nabierał, że ta się czegoś zwyczajnie bała. Rozejrzał się wokół a dostrzegłszy lisa, sięgnął po różdżkę, aby przegonić szkodnika. Tylko tego brakowałoby, aby zaatakował czarnioski, czy inne stworzenia w trakcie warsztatów. Jednak to niewiele pomogło i obserwacje Walsha były raczej marne. Kiedy zobaczył, że Chris się wycofał, sam zrobił to samo, stając obok męża, po chwili ochoczo przystając na propozycję wspólnego spaceru. Warsztaty dobiegły końca, więc mogli wykorzystać jeszcze wolną chwilę na omówienie planu działa z przygarnianiem kolejnych zwierząt.
Patrząc na obruszonego Williamsa, uśmiechnął się nieco. - Jaka by to była lekcja, gdybym podyktował Ci, co zrobić? - gdyby to były prywatne okoliczności, byłby bardziej skory do rozdawania wskazówek, teraz jednak, kiedy uczestnicy już zapoznali się ze swoimi podopiecznymi, zależało mu, by na drugim etapie byli w stanie sami oszacować ich potrzeby i wywnioskować jak można im pomóc. Obserwował chwilę, jak radzi sobie Hux ze swoim Mariusze i pokiwał głową, chyba sam do siebie. Cały Williams, bicie piany o pomoc, a jak przychodzi co do czego to świetnie sobie radzi i bez niej. - Zaraz przyjdę! - odpowiedział i rozejrzał się po pozostałych uczestnikach warsztatów.
Rosa podziękował wszystkim i każdemu z osobna za udział, chwaląc ich mocne strony i podkreślając, nad czym mogli popracować, jeśli zdecydują się na adopcję któregoś ze zwierząt. Zachęcił, by próbowali swoich sił w interakcji ze zwierzakami w grodzie, bo sam już miał przyjemność spędzić pośród nich trochę czasu i wiele się przy tym nauczył. A po zamknięciu szkolenia, kto chciał, mógł zostać przy zagrodach na kubek kwaśnego mleka i pajdkę świeżego chleba razem z farmerami, szykującymi się do zganiania zwierząt.
zt dla wszystkich i dziękuję za udział - zapraszam na kolejne warsztaty już wkrótce!