Urocza zatoczka, pełna wodnych lilii, kusi swoim wyglądem, aby zatrzymać się i podziwiać jej piękno. Mieszkańcy tutejszej wioski są jednak zdania, że miejsce to należy omijać z daleka z uwagi na utopce. Nie jeden dzielny czarodziej, właśnie w tym miejscu zaginął z głośnym pluskiem.
Lokacja zabroniona dla uczniów! Wejście tutaj grozi większymi konsekwencjami
Walka z utopcem - można do niej podejść tylko raz w tej lokacji Wokół panuje niczym niezmącona, wręcz nienaturalna cisza. Kwiaty delikatnie unoszą się na wodzie, poruszając się na niej łagodnie. Wszystko wydaje się, jakby czas się zatrzymał, aż nagle wybrzmiewa złowieszczy, acz cichy śmiech…
Etap I - uniknąć ataku Utopiec wynurza się z wody, próbując złapać cię i wciągnąć pod wodę. Zwykle w takiej chwili człowiek wie, że za moment skończy swój żywot, ale wciąż jest szansa na walkę. Rzuć k6, gdzie: parzysta oznacza, że zaskakujesz utopca swoją spostrzegawczością i zdobywasz przewagę odskakując od niego - masz +20 do k100 nieparzysta oznacza, że utopiec, nawet jeśli zauważony, był szybszy i już trzyma cię w swoich oślizgłych ramionach - masz -10 do k100
Etap II - pokonać utopca Utopiec ze śmiechem na ustach ciągnie cię w dół, wody, podtapia, ale przecież nie poddasz się bez walki! Rzuć k100 na atak, gdzie wynik: 1-50 - nie zdołałeś go pokonać, utopiec dopada do ciebie i zatapia zęby w twoim ciele. Czujesz gwałtowny spadek sił i potrzebujesz pomocy, żeby wyjść z opresji cało - jeśli jesteś tutaj z kimś, twój towarzysz może ci pomóc (rzuca wówczas k6, gdzie wynik 2-5 oznacza sukces), jeśli jesteś sam, albo towarzysz nie zdołał ci pomóc, mdlejesz, a po ocknięciu się w domu szeptuchy dowiadujesz się, że znaleźli cię mieszkańcy ledwie żywego. Jesteś zarażony wodnymlicem. 51-70 - idzie ci całkiem dobrze, co prawda udaje ci się przegonić utopca, ale odkrywasz, że zdołał cię dotkliwie ranić — jeśli nie masz 20 pkt w uzdrawianiu konieczna jest jednopostówka u szeptuchy 71 i więcej - nic cię nie zaskoczy, pokonujesz utopca i jesteś pewien, że możesz ponownie przyjść w to miejsce, nie martwiąc się o żaden atak ze strony stworzenia, które ucieka ranne i przerażone przed tobą.
Modyfikatory * Do wyniku k100 można dodać punkty z zaklęć i opcm, jednak nie więcej niż 40. * Jeśli posiadasz cechę świetne zewnętrzne oko albo silny jak buchorożec - możesz przerzucić k6
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Ostatnio zmieniony przez Joshua Walsh dnia Sro 10 Lip - 21:07, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Jenn czuła się niepokonana. Mimo że z poprzedniej potyczki z utopcem uciekła gdzie pieprz rośnie, po ochłonięciu zdała sobie sprawę, że przecież wygrała ze stworem i nic jej nie było! Co prawda serce waliło jej jak szalone, ale to nic. Wygrała i to się liczyło. A ponieważ oczy miała szeroko otwarte, a uszy wyłapywały wszystkie podszepty lokalsów, szybko dowiedziała się o kolejnym miejscu, w którym można napatoczyć się na utopca. Liliowa zatoczka była prześlicznym miejscem, ale panna Hastings nie zamierzała korzystać z jego uroków. Przyszła tu gotowa na bójkę, dlatego wypatrywała obecnie wszelkich oznak życia, o ile życiem można było nazwać marną egzystencję utopca. Wypatrzyła go dość szybko, czającego się w szuwarach, ale nie dawała tego po sobie poznać. Czekała, aż zaatakuje i dopiero wtedy odskoczyła, zbijając go z pantałyku. Miotała zaklęciami raz za razem, czując się panią świata i czerpiąc przyjemność z tego, że jest czarownicą. Właściwie to utopiec był biedny, bo dziewczynka wpakowała w niego całą nagromadzoną złość, serwując mu cały arsenał ofensywnych czarów. Kiedy walka dobiegła końca, dziewczynka stała na brzegu, dysząc ciężko po walce. O właśnie tego jej było trzeba. Adrenaliny, wysiłku i wyładowania frustracji na niebezpiecznym przeciwniku.
zt
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Nakir zmarszczył brwi, słysząc słowa przyjaciela, zastanawiając się mimowolnie skąd ktoś miał wiedzieć, czy nadawał się do związków. To nie było coś, czego uczyli na zajęciach z transmutacji, czy zaklęć, a już na pewno nie sprzedawano nigdzie poradników. Oczywiście, pamiętał, że niektóre dziewczyny czytywały Czarownicę, ale nie sądził, żeby Max potrzebował podobnych porad. - Powiedz mi kto się do tego nadaje i skąd ma to wiedzieć… I dlatego ja nie mam nikogo stałego, tylko przygody – podał swoją radę, uśmiechając się nieco niepewnie, wiedząc, że w tej chwili jego przygoda była względnie stała, więc z pewnością nie powinien czegoś podobnego mówić, ale ostatecznie Max nie musiał o tym wiedzieć. Faktem było, że nie wiązał się z nikim poważnie, nie miał nikogo na stałe i też nie wiedział, jak miałby inaczej wyjaśnić to, o co mu chodziło – jeśli Max naprawdę chciał być z Huangiem, powinien z nim być i jakoś naprawiać wszystko, ale jeśli czuł się tym przytłoczony, powinien odejść. Tego jednak nie zamierzał mówić, skoro nie był wielkim autorytetem w dziedzinie związków. Zaraz też odetchnął ciężej. - Tak, masz być psem wystawowym – przyznał krzywiąc się przy tym, a w jasnym spojrzeniu błyszczała wściekłość na podobne zachowania rodziny. – Każdy z członków naszego rodu ma być idealny. Na tobie już jest skaza przez mugolską krew, ale z jakiegoś powodu to tobie przypadł w udziale dar, jaki jest rzadkością. Jesteś… nieoszlifowanym diamentem, którym każdy chce się chwalić i dopasować do swojej korony. Do tego jesteś wybitnym uzdrowicielem, którego lubi ordynator, więc posiadanie ciebie jako swoją maskotkę jest pożądane przez moją gałąź rodu jak i gałąź Cama – mówił powoli, cicho, jednak z każdym słowem dało się wyczuć złość, jaką pałał wobec podobnego traktowania ludzi, w tym jego przyjaciela. Kuzyna. Nie dziwił się, że Max nie mógł tego zrozumieć, bo nawet jemu nie mieściło się to w głowie, ale dostatecznie długo plątał się w tych rodzinnych intrygach, żeby wiedzieć, jak się w tym poruszać. - Z ostatnim szarpałem się i zostałem ostatecznie ranny. Ale jak lubisz podobną zabawę to droga wolna – odpowiedział w końcu z lekkim uśmiechem, gestem wskazując na zatoczkę, czując, że nie byli sami, choć nie był jeszcze pewien, z której strony nadejdzie atak.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max wzruszył lekko ramionami, nie umiejąc odpowiedzieć na to pytanie, mając jednocześnie wrażenie, że Nakir nie do końca był z nim szczery, ale nie zamierzał o tym dyskutować. Sam również był kiedyś przekonany, że nie znajdzie nikogo, z kim naprawdę chciałby spędzić czas, może nie od razu resztę życia, ale jednak kogoś, kto zajmie jego uwagę na dłużej, niż kilka chwil. To jednak nie był ani czas, ani dobry moment na to, żeby gadać o podobnych rzeczach, nic by to nie zmieniło, nie było inaczej i na pewno nie spowodowałoby, żeby zaczął inaczej patrzeć na świat, tym bardziej że przeszli do kwestii związanych z jego nową rodziną, na które aż parsknął, z rozbawieniem. - Szkoda tylko, że obie strony stosują do tego wszystkiego kij, a ja bardzo lubię gryźć - stwierdził, wzruszając ramionami. Nie zamierzał się tym jakoś szczególnie mocno przejmować, nie zamierzał się bać, płakać i cierpieć, nie zamierzał uciekać, skoro mleko już i tak się rozlało i wszystko dookoła niego klasycznie się spierdoliło. Nie chciał uciekać od tego, kim był, bo chciał wiedzieć, kim jest, ale jednocześnie był ostatnią osobą, jaka pozwoliłaby sobie wejść na łeb, co do tego nie było najmniejszych nawet wątpliwości. - Jak coś będą ode mnie chcieli, to najpierw muszą mnie przekonać, że mi nie rozpierdolą całego życia - dodał jeszcze, zbliżając się do zatoczki, w której miały kryć się utopce. I pewnie tutaj siedziały, ale prawdę mówiąc, ani trochę się tym nie martwił, bo podobne rzeczy ani trochę go nie denerwowały, ani trochę nie wprawiały go w niepewność i inne tego typu przyjemności. - To nie do końca kwestia tego, czy lubię, czy nie lubię, ale zdecydowanie łatwiej czemuś przypierdolić, niż rzucać na to jakieś wymyślne zaklęcia bojowe - dodał, wyjaśniając swoje stanowisko, jednocześnie ujawniając raz jeszcze, jak czuł się pośród magii, do której trafił wyrwany z zupełnie innego środowiska.
______________________
Never love
a wild thing
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Nakir nie był gotów rozmawiać o tym, co się działo u niego, kiedy sam nie wiedział, jak miałby to wszystko nazwać. Z pewnością każdy jeden dzień upewniał go w przekonaniu, że znalazł kogoś niezwykłego, kto był niczym żywy skarb i nie wiedział, co będzie się działo później, kiedy wakacje się skończą. Nie wiedział, jak miałby to nazwać, więc nie chciał o tym rozmawiać, a przez to nie był w stanie dać odpowiednich rad przyjacielowi. Nie kłamał jednak, że szukał przygód... Jedynie teraz znalazł taką, która była dostatecznie wciągająca, żeby nie wypatrywał jej końca. Inaczej sprawa przedstawiała się w temacie rodziny, co Whitelight musiał przyznać przed samym sobą z niemałym zawodem. Widział, że Max niewiele z tego rozumiał i tak naprawdę nie mógł mu się dziwić. Jednocześnie naprawdę nie wiedział, jak miał mu wytłumaczyć, aż westchnął ciężko, gdy tylko Max wspomniał o mieszaniu w jego życiu. - Wiesz, mogą nie tylko w twoim próbować mieszać, ale wpływać na tych, na których ci zależy, żeby wywrzeć na tobie nacisk. Dlatego Camael tak uważa na swoją córkę. Nieczyste zagrania są czymś normalnym - dodał, nim westchnął ciężko, mając świadomość, że na sucho wiele nie wyjaśni. Max musiał podjąć sam decyzje, które w przyszłości miały dopiero przynieść konsekwencje. Teraz podobne gdybanie niewiele mogło przynieść, a Nakir był zdania, że zdołał na tyle wyjaśnić wszystko przyjacielowi, kuzynowi, żeby mógł się przygotować na dosłownie wszystko. Podobnie było z szykowaniem się do walki z utopcami. Słysząc odpowiedź Maxa co do szybkości uderzenia wręcz, przewagi nad walką zaklęciami, nie mógł się nie zaśmiać. Było w tym trochę prawdy, sam czasem korzystał z siłowych rozwiązań, ale nie wyobrażał sobie z magicznymi stworzeniami walczyć wręcz. - No dobrze, to szykuj pięści, bo jestem pewien, że nie jesteśmy tu sami – powiedział i nim jeszcze jego głos zamilkł, z wody rzuciły się w ich stronę utopce. Auror nie zdołał odskoczyć dostatecznie i poczuł zimne, nieprzyjemne w dotyku ramiona obejmujące go z zamiarem wciągnięcia do wody. – Zapomnij o tym – warknął w stronę utopca, przekręcając różdżkę w dłoni tak, żeby wycelować w bok stworzenia, rzucając relashio, dzięki któremu zdołał wyrwać się z jego uścisku.
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max odnosił wrażenie, że całkiem niespodziewanie jego życie skręciło w stronę opery mydlanej, z czym w ogóle sobie nie radził i nie do końca wiedział, co się do kurwy odwalało. Problemy zaczęły się pojawiać zanim jeszcze wpadł na dziadka Nakira, ale wyglądało na to, że tak naprawdę nie mógł tak łatwo się od nich opędzić, nie mógł machnąć na nie ręką, nie mógł udawać, że nie ma o nich pojęcia. Musiał jednak przyznać, że uwagi na temat manipulowania osobami z jego otoczenia, były dla niego dość zabawne i jednocześnie skończenie idiotyczne. Biorąc pod uwagę, jacy ludzie go otaczali, to jego tak zwana rodzina mogła pocałować się w dupę, bo naprawdę nic nie mogliby tutaj ugrać. Zastraszenie zaś skończyłoby się tak, że Max każdemu po kolei wyjebałby w ryj i miałby to wszystko w dupie, dając jasno do zrozumienia dosłownie każdemu, że może zwyczajnie zamknąć dupę i przestać się wymądrzać. - Ciekawe, jak sobie z nimi poradzą z obitą mordą - podsumował jedynie jego uwagi, dając mu jasno do zrozumienia, że mogli próbować, ale on był ostatnią osobą, z jaką mogli sobie w ten sposób grać. Może był ich krwią, ale nie został wśród nich wychowany, a wychowała go tak naprawdę ulica, złość i takie zniszczenia, że nic nie było w stanie go już złamać i poprowadzić ku jakiejś rozpaczy, nad jaką nie byłby w stanie zapanować. Pod tym względem był mimo wszystko twardy, dlatego też opowieści Nakira nie do końca robiły na nim wrażenie, może błędnie, ale naprawdę miał za sobą dosłownie wszystko, co mogło człowieka złamać i zniechęcić. - Mniej gadaj - mruknął tylko w stronę drugiego Gryfona, by ostatecznie faktycznie z fasonem jebnąć pięścią w twarz utopca, który się do niego zbliżył, odsuwając go tym samym od siebie w sposób, jaki na pewno nie był konwencjonalny, ale nie to się w tej chwili liczyło. Najważniejsze było osiągnięcie przewagi, jakiej potrzebował, żeby zamienić przeciwnika w spetryfikowany kawałek ciała, o jakim mógłby dosłownie za chwilę zapomnieć. Dzięki temu był w stanie zapanować nad sytuacją i nie interesowało go to, że jako czarodziej powinien to, czy tamto.
______________________
Never love
a wild thing
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Nakir widział, że jego przyjaciel w żaden sposób nie przejmował się tym, co się działo wokół niego, a przynajmniej nie w stopniu, w jakim auror uważał, że ten powinien. ZUpełnie jakby zakłądał, że naprawdę swoją złością i uporem może sobie poradzić ze starymi manipulantami. Faktem było, że tego Nakir nie próbował, ale też od małego wychowywał się w przekonaniu, że to nic nie przyniesie. Niektórych problemów pozbywano się, zanim jeszcze zaczęły być widoczne i żaden opór nie miał tutaj znaczenia. Nie było to przyjemne, a w zderzeniu z nastawieniem Maxa wręcz niepokojące, ale Whitelight widział, że nie przekona kuzyna w żaden sposób do tego, aby jednak... Przejął się tym wszystkim. Nie był również w stanie w bardziej jednoznaczny sposób przedstawić tego, jak mogą się wszyscy zachować, samemu nie wiedząc, na ile jego ojciec i siostra mogli sobie pozwolić w Mungu. Owszem, mogli rozpuszczać plotki, ale był pewien, że te na Maxa nie zadziałają. Obawiał się tylko tego, że spróbują jakoś namieszać w jego życiu, wykorzystując jego bliski, ale po chwili jedynie uśmiechał się, słysząc słowa Maxa. - Ciekawie będzie się oglądało ten pojedynek siły woli - stwierdził jedynie, kiwając lekko, wiedząc, że temat własciwie był już zamknięty. Nie było takiej siły, która sprawiłaby, żeby Max zrezygnował z tego, co postanowił, a przynajmniej tak postrzegał go Nakir, a teraz... Teraz mieli inne sprawy na głowie, jak utopce, które w końcu się pojawiły. Na komentarz uzdrowiciela, że powinien mniej gadać. jedynie zaśmiał się, odrzucając od siebie stworzenie. Zaraz też posłał w jego stronę mało przyjemne zaklęcie, obserwując, jak wyczarowane ostrza wbijają się w ciało utopca, który po chwili zniknął pod wodą i Whitelight był pewien, że nie zobaczy go już do końca wyjazdu. Widział, że jeśli stworzenia nie zdobyły przewagi w trakcie ataku, nie miały możliwości przetrwać walki z czarodziejem, a to prowadziło do prostego pytania - dlaczego w takim razie wciąż wszystkich atakowały? - No dobra, przyznaję, że pięści też mogą być dobrą bronią... Musiałbym wrócić do zwykłych treningów - powiedział, kiedy mieli już obaj chwilę spokoju i uśmiechnął się szeroko do przyjaciela, niemo pytając o wspólny trening. Ostatecznie czy nie lepiej trenowało się we dwójkę, mając mały sparing, niż w pojedynkę uderzając w worek?
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max był uparty. Był niczym osioł i chociaż w wielu przypadkach mu to nie pomogło, od kiedy dorósł, skończył studia i odciął się od rodziny, coś podobnego prowadziło go nieustannie do celu, do miejsca, jakiego nie był w stanie zostawić za sobą. Rozumiał coraz więcej, coraz lepiej dostrzegał to, co się dookoła niego działo, a do tego wszystkiego musiał przyznać, że był zaprawiony w bojach. Odrzucenie i niechęć były czymś, co towarzyszyło mu właściwie ciągle, przez niemalże całe życie, było czymś, co za nim pełzało, trzymało się go, przypominało mu o sobie, ale ostatnio zaczął dostrzegać, że to nie miało dla niego znaczenia, więc tak naprawdę jego wujkowie mogli skrzywdzić go tylko w jeden sposób. Problem polegał na tym, że wtedy tracili go bezpowrotnie, a na to zapewne nie mogli sobie pozwolić, co powodowało, że wszyscy znajdowali się w kręgu, jakiego przerwać się nie dało, ani jakiego przerywać nie należało. - Ciekawie, to patrzyłoby się, jak kulturalnie każesz dziadkowi spierdalać - zauważył spokojnie, dając mu do zrozumienia, że nie musiał tańczyć, jak mu grali, tym bardziej że nie był już dzieckiem, a skoro nawet Camael znajdował jakieś drogi do buntu i w nim trwał, to oznaczało, że pozostali członkowie rodu również mogli sobie jakoś z tym poradzić. Były różne rozwiązania, w różnych miejscach i właściwie trzeba było przyznać, że właśnie w tej chwili Max to udowodnił. Walka była, jaka była, użycie brutalnej siły pewnie nie było najmądrzejsze na świecie, ale jednak przyniosło zamierzony efekt i pozwoliło mu na wykorzystanie prostego zaklęcia do tego, żeby pozbyć się kolejnego przeciwnika, jaki co najmniej go wkurwiał. A rany, jakie powstały w tym idiotycznym pojedynku - bo po jakiego chuja utopce nieustannie próbowały, skoro ludzie nieustannie wpierdalali je do wody? - zostały przez niego prędko wyleczone, bez mrugnięcia okiem, zupełnie, jakby to było dla niego tak banalnie proste, że nie musiał się tym nawet jakoś szczególnie mocno przejmować. - Dotrzymasz mi kroku? - zapytał zaczepnie, uśmiechając się krzywo. - Bo coś mi się wydaje, że ostatnio nie masz czasu na coś podobnego - dodał, unosząc lekko brwi, jakby chciał mu powiedzieć, że coś wiedział.
______________________
Never love
a wild thing
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
- Pewnie byłoby ciekawie, ale z drugiej strony pokazałoby im, że jestem inny, niż myślą, a chyba... Tak chyba jest wygodnie. Nawet jeśli mają mnie za niedojdę - odpowiedział Nakir całkowicie szczerze, przeciągając dłonią po włosach. Owszem, źle słuchało się ciągłej krytyki, wiedział, że tak naprawdę wciąż czekał na słowa uznania ze strony najbliższej rodziny, ale jednocześnie dzięki takiemu podejściu do niego miał spokój. Mógł robić więcej, ponieważ nie oczekiwali od niego szczytów, jak od jego siostry. Kiedyś chciał się wykazać, ale został niemal stłamszony. Zdołał odbić się od tego, ale rodzina nie musiała o tym wiedzieć, szczególnie że wciąż przed nimi grał rolę wystraszonego dzieciaka, który potulnie kuli ogon. Dokładnie jak w dniu, gdy dziadek spotkał się z Maxem, jak przytrzymał Brewera, żeby nic nie powiedział, żeby nie zareagował. Tak było wygodnie, ograniczało problemy do minimum. Do tej pory Nakir nie widział powodu, dla którego miałby się stawiać, miałby pokazywać, że był kimś więcej, niż sądzili i dokładnie to pokazywał jego uśmiech. Kiedy skończyli szarpać się z utopcami, co nie było tak satysfakcjonujące, jak auror sobie życzył, mogli ruszyć dalej, czy to w poszukiwaniu kolejnych atrakcji, czy alkoholu albo jedzenia. Na to ostatnie Nakir zdecydowanie nie narzekałby, choć jednocześnie miał ochotę kogoś innego porwać ze sobą. Jednak jego myśli zaprzątał jeszcze dodatkowy trening siłowy, jakiego zdecydowanie potrzebował, co widział nie tylko po tym, jak Max sobie poradził, ale też tym, jak sam miał problem wyszarpać się z uścisku utopca. - Nie dowiemy się, póki nie spróbujemy, choć... Na wakacjach może być ciężko - odpowiedział, uśmiechając się nieco szerzej, a jasne tęczówki błysnęły zadowoleniem. Zaraz też cień rumieńca rozlał się na jego policzkach, kiedy dotarło do niego, że przyjaciel zwyczajnie wiedział więcej, niż być może powinien i auror wbił w niego spojrzenie. - Trwa przygoda od ferii, ale dla ciebie też zawsze znajdę czas, szczególnie przy obietnicy porządnego wysiłku - zapewnił, próbując jednocześnie odpowiedzieć na niezadane pytanie, jak i zapewnić, że nie zmieniało to niczego.
______________________
Like an oak, I must be stand firm
Like bamboo I'll bend in the wind
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max uniósł lekko brwi, jakby chciał go zapytać, czy o to chodziło mu w życiu, żeby było wygodniej, ale właściwie nie wiedział, czy znajdował się na pozycji, jaka mu na to pozwalała. Ostatecznie bowiem wychodził z założenia, że życie miało być jak najlepsze, jak najwygodniejsze, ale nie sądził, żeby granie niedojdy było najwłaściwsze. Mruknął jedynie coś na ten temat, stwierdzając, że lepiej byłoby, gdyby Nakirowi taka postawa po prostu nie weszła w krew. Ciemne spojrzenie na moment stwardniało, bo zdecydowanie uzdrowiciel nie życzył swojemu kuzynowi całkowitego zapomnienia, ale też widać było, że sam należał do osób, które faktycznie nie zamierzały dawać dmuchać sobie w kaszę i tak, jak wspomniał wcześniej, nie miał najmniejszej ochoty na to, żeby rodzina dyktowała mu warunki życia, czy próbowała go poniżać. Na to ostatnie było zresztą już zdecydowanie za późno, ostatecznie Max spotykał się z terapeutą, naprawił kilka spraw z własnej przeszłości i zwyczajnie wiedział, jak wiele zmienił, jak wiele osiągnął i miał w dupie to, że ktoś próbowałby go poniżyć z powodu pochodzenia, wybranej ścieżki rozwoju albo czegokolwiek takiego. - O, naprawdę? – zapytał, uśmiechając się do niego krzywo, jednocześnie unosząc brew, jakby chciał mu powiedzieć, że ani trochę w to nie wierzył. Wiedział, jak to było, kiedy w coś się wciągałeś, kiedy dawałeś się temu porwać, wiedział, że to nie było takie łatwe, by od tego uciec. – Poza tym, obawiam się, że to gdzie indziej masz obietnicę porządnego wysiłku – dodał, śmiejąc się jak zawsze, zupełnie ignorując to, w jakiej sam znajdował się sytuacji, częściowo pozorując, że było dobrze, częściowo zaś czując się dokładnie tak, jak dawniej, jakby w końcu to, co go męczyło, odchodziło w zapomnienie. To nie było takie proste, ale mógł się teraz skoncentrować na drażnieniu Nakira, a to już było odpowiednio zabawne i dawało mu zwyczajnie chwilę wytchnienia, jakiej potrzebował.