Szczerze mówiąc od kiedy przyszedłem do Hogwartu z Atlasem nie miałem aż tyle kontaktów. Możliwe, że to dlatego, że nie byłem ani trochę typem, który wychodzi gdziekolwiek na dwór czy do zwierząt, więc spotykałem go jedynie podczas posiłków czy raz na sto lat na jakichś zebraniach. Nie gadaliśmy jednak zbyt wiele, a poza tym do rozmów w Hogwarcie to miałem głównie Gwen, więc nie szukałem na siłę towarzystwa. Więc nasza znajomość ogarniczała się do tego, że próbowałem przed nim nie ślinić się zbyt mocno i wypowiadać się z sensem. Ale wydawało mi się, że skoro byłem tak podatny na alkohol może po prostu czar wili też łatwo na mnie wpływał. Ostatnie tygodnie byłem biedny jak mysz kościelna i czekałem na nowe projekty, łapiąc je bezustannie. Nic nie mogłem przepuścić, by jakoś wyjść na prostą. A ubieranie pięknego pół-wila, brzmiało jak praca marzenie. Zjawiam się pod drzwiami rancza w nasz wolny dzień i pukam do drzwi. Odchylam ubraną w różowe okulary przeciwsłoneczne głowę ku niebu, by opalić odrobinę swoją piegowatą buzię. Mam na sobie jak zwykle czarodziejską, magiczną szatę. Dziś zwiewną, błękitną, z długim rozcięciem z boku oraz głębokim dekoltem. W gorące dni, głównie tak się ubierałem. Kiedy ktoś otwiera mi drzwi uśmiecham się radośnie i macham ręką do Atlasa. Oczywiście on był jedną z tych osób przy których mogę zapomnieć o tym, ze założę wyższy obcas i będę nie będę czuł się jak karzeł. Rosa miał prawie dwa metry i musiałem zadzierać głowę jak tylko z nim gadałem. - Jestem! Co tam u ciebie? Wielkie masz to ranczo. Moje mieszkanie jest pewnie jak twój jeden pokój, a nadal nie mogę go spłacić do końca... Wiedziałeś, że pensja nauczyciela jest tak słaba? Dobra, pokaż mi gdzie masz ubrania! Zazwyczaj ubierasz się skromnie i w jasne kolory, prawda? - zaczynam od barwnego słowotoku, beztrosko rozglądając się po bardzo roślinnym wnętrzu. - Jezus, ile tu trzeba podlewać... - zauważam wręcz przerażony ogromem pracy, który tu musiał być włożony.
Atlas lubił modę. Lubił ubierać się w rzeczy ekstrawaganckie i ekscentryczne, czego trudno się po nim spodziewać, kiedy we flaneli albo kombinezonie ze smoczej skóry zasuwa po ranczo za swoimi zwierzątkami, lub w profesjonalnej szacie nauczycielskiej krąży po szkolnych korytarzach. W wolnym czasie lubił luźne koszule, wąskie spodnie i eleganckie buty, ale jak długo można trzymać się jednego stylu. Odkąd wrócił z Irlandii nie mógł się odnaleźć w niczym, także w swojej szafie. Estetyka, która zazwyczaj przychodziła mu naturalnie - teraz go frustrowała. Nie mógł się ogarnąć, swoich pomysłów, a już w ogóle tego co zrobić, żeby nie być takim pomieszanym. Mały glow-up, według jego siostry, miał mu pomóc w relaksie, a że Issy Rain był jego kolegą z pracy, w końcu zebrał się w sobie, by napisać mu kolejny list (po tym, jak złamał pióro, pisząc pierwszy) i ostatecznie uznany fashionista-artysta pojawił się na progu jego domu. Ogórek, który od jakiegoś czasu szukał na nowo inspiracji na siebie, znów zaczynał z rymowaniem i byciem hip-hopowcem, czego Atlas nie umiał mu zabronić, więc kiedy tylko gość wszedł do środka, zapytał, pstrykając w rytm palcami: - Kawka czy herbatka, dla pana bratka? Może być sałatka albo wiśni siatka! - co miało być zapytaniem, czy Issy życzy sobie czegoś do picia, jedzenia, czy może trochę owoców z drzewek owocowych za domem. Rosa westchnął bezgłośnie, posyłając Rainowi porozumiewawcze, nieco przepraszające spojrzenie i zaprosił gestem, by ten podążył za nim na pięterko. Może to niekulturalne tak przy pierwszym poznaniu zapraszać gościa do sypialni, ale jeśli Rain miał mu pomóc z odświeżeniem garderoby, musiał zapoznać się z tym, co już się w niej znajdowało, a było tego wcale nie mało. - Mam na nim wielu lokatorów, to nie może być małe. - przyznał z uśmiechem - Zawsze jestem skromny. Nie tylko w ubraniach. - figlarna iskierka zatańczyła mu w oku, kiedy puszczał go przodem do sypialni. Garderoba znajdowała się za jednym z dużych obrazów, wiszących naprzeciw okna - Ach tak. W dzień podlewania nie robię nic innego, tylko podlewam. Są takie magiczne konewki, ale lubię to robić, nie chcę wyręczać się magią... - wszedł przez ramę obrazu do garderoby i zatlił w niej kilka magicznych kul światła, które powoli rozżarzyły się, prezentując całą skromną i w jasnych barwach kolekcję półwila.
Issy Rain
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : piegi, septum, rude loki, pachnie masłem shea, chodzi w kolorowych szatach czarodziejskich;
Kiedy rozglądam się po domu za plecami Atlasa pojawia się skrzat domowy, który... śpiewa? Rapuje? Nie jestem pewien i na chwile mnie to wytrąca z równowagi. Zerkam na Atlasa, który rzuca mi spojrzenie, wskazujące na to że to raczej po prostu zachowanie skrzata, a nie jakieś powracające pyłki czy nagła choroba. - Może wodę z cytryną? - proszę, bo kawa i herbata nie szły w parze do obecnego upału. Kiedy ten znika, ja podążam prędko za Rosą jego jeden krok to były dwa moje, więc można powiedzieć, że wbiegłem na to pięterko. Kiwam też pośpiesznie głową na jego wyjaśnienie, a jak puszczał mnie w drzwiach i powiedział coś co było ewidentnie jakieś filuteryjne, robię się czerwony jak burak, chichocze niezręcznie i nie wiem co mam odpowiedzieć, ledwo żywy przez jego urok. - Ależ gorąco - stwierdzam pod nosem, wachlując się dłonią. - Ty podlewasz? Nie twój skrzat? - pytam bardzo zdziwiony. Gdybym ja miał takiego pomocnika... Ach, ile rzeczy miałbym czas robić! Patrzę jak Atlas wchodzi nagle za ramę obrazu i prowadzi mnie do garderoby. Rozglądam się po pomieszczeniu i stwierdzam, że jest tu zbyt ciemno i nie ma naturalnego światła. - Możemy być w sypialni? - pytam i natychmiast wracam do środka, po krórkim zastanowieniu ściągam buty, żeby mu tu nie brudzić jednak, bez krępacji, jakbym bym u siebie wskakuję na jego łóżko i wyciągam różdżkę z szaty. Macham nią, a większość ubrań z garderoby wychodzi z szafy i zaczyna krążyć po całym pokoju. Ja zaś karzę im się prezentować i dzielę na kategorie. Kiedy tylko widzę coś co wpada mi w oko, mruczę och, jakie piękne; to jest super; o to jest fajne. I powtarzałem to naprawdę wiele razy. - Lubisz spodnie z wysokim stanem? Masz naprawdę piękne ciuszki, mogę ci porobić kilka w podobnym stylu, chyba że chcesz kompletnie zmienić stylówkę? O mam podobną - mówię, bo zauważam aksamitną szatę podobną trochę do kilku moich. Mniej więcej zapoznając się z tym co lubi Atlas jeszcze chwilę przeglądam tańczące po pokoju ubrania, aż w końcu posyłam większość z nich z powrotem do szafy, pozostawiając tylko w sypialni kilka stylów ciuszków, które się powtarzały. - Muszę cię pomierzyć - oznajmiam i zgrabnie zeskakuję z jego łóżka.
Obserwował Izydora z wielkim zainteresowaniem, praktycznie jak zawsze każdego, ale nowo-poznawanych ludzi szczególnie intensywnie. Nie przegapił rumieńca, palącego mu policzki, ani pospiesznej ucieczki spojrzeniem. Atlas miłował się w ludziach, w ich mikroekspresjach, drobnych reakcjach, nad którymi nie da się zapanować. Usta drgnęły mu w uśmiechu, kiedy - choć starał się z artystą nie drażnić - poległ, podpuszczając go: - Gorąco? Nie czuję... - zmrużył oczy w lekkim rozbawieniu, opierając się barkiem o framugę i splatając dłonie na piersi. Nie postał jednak w tej pozie zbyt długo, bo i zaraz wyszli, w towarzystwie korowodu wieszaków i wirujących pod sufitem bucików. Rosa dawał projektantowi wolną rękę do czegokolwiek ten potrzebował. Nie należał też do ludzi szczególnie spętanych konwenansami, więc ani bose stópki, ani gramolenie się na łóżko nie wpłynęło na ciekawość i jakąś sympatię, z jaką przyglądał się procesowi mężczyzny. Kiedy ten przeglądał ubrania, blondyn pozwalał sobie co jakiś czas wtrącić, skąd ma akurat ten fraczek czy tamte spodnie, albo akurat inny piękny szlafrok to pamiątka z Venetii. Wprawdzie przechorował cały wyjazd, ale pamiątek się obkupił jak nienormalny. - Lubię. - przyznał - Komfortowo mi w tym stylu, ale nie jestem mocno konserwatywny. Chętnie zobacze, w czym Ty byś mnie widział. - podszedł bliżej łóżka i skinął głową - Powinienem się rozebrać, czy... - uśmiechnął się lekko - po prostu się nie ruszać. W międzyczasie przybiegł Pickles, który nawet kroki stawiał w jakimś sobie tylko znanym rytmie, niosąc na wyprostowanych rękach nad głową tacę, z lemoniadą lawendową i dzbankiem wody z cytryną. Była też miseczka różnych drobnych owoców, malin i jeżyn, zebranych z ogródka, o które Ogórek szalenie bardzo dbał. - Są i na-poje, dla dżentelmenów ...dwoje! Bardzo dobre picie, które daje życie, i owoce smaczne niesamo-wicie! - robił, co mógł, ale nie był najlepszym wierszokletą. - Dziękuję, Pickles. - westchnął Atlas, odprowadzając podwładnego wzrokiem - Miej proszę wyrozumiałość. Mam bardzo miękkie serce do skrzata, szczególnie po traumie, jaką ten przeżył w Avalonie. Była wielka. I trudna. - powiedział, gwoli wyjaśnienia, w razie, gdyby Rain się zmieszał tym popisem.
Issy Rain
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : piegi, septum, rude loki, pachnie masłem shea, chodzi w kolorowych szatach czarodziejskich;
Tylko dzięki temu, że coraz rozglądałem się po całym wnętrzu i oddziałowała na mnie masa bodźców, nie zauważyłem na początku jak Atlas z uwagą mi się przygląda. Dopiero kiedy na chwilę tracę zdolność myślenia i mówienia, a ten się ze mną droczy, orientuję się że coraz sprawdza jak reaguję na wszystko wokół. Jeszcze bardziej się peszę i czerwienie w związku z tym. Nie wiem też co powiedzieć kiedy luzacko przygląda się mojej zawystydzonej osobie i tylko chrząkam niezręcznie jakby to miało pomóc. Całe szczęście pół-wil odpuszcza mi w końcu i pozwala zająć się swoimi ubraniami. Na szczęście dobrze oceniłem Rosę, że nie przejmie się moim procesem twórczym. Kompletnie niewzruszony opowiadał o swojej kolekcji, a ja co raz podpytywałem go skąd co ma, jak tylko znajdywałem coś czego nigdy nie widziałem. Aż byłem zdumiony, że to wszystko normalnie kupił, a nie robił wszystko na zamówienie. Nie mogło być łatwo zgromadzić takiej kolekcji. - Rozumiem. Szczerze mówiąc nawet jakbyś założył siatkę na zakupy wyglądałbyś dobrze, więc cokolwiek nie uszyję, będziesz prezentować się idealnie. Pasują ci te spodnie uszyję ci podobne ale dodam wzory, może które lekko się poruszają. Zrobię też koszule podobne do tych, ale może z przyjemniejszych na lato materiałów - paplam wskazując na jedno z ubrań, które pozostało z szafy, a wydawało się że miał ich całkiem dużo. Podrywam głowę kiedy ten pyta czy powinien się rozebrać. W teorii nie do końca musiał to robić. - Jeśli ci to nie przeszkadza - oznajmiam z uroczym uśmiechem, skrzętnie wykorzystując okazję. Przerywa nam Pickles, który wchodzi znowu marnie rymując i stawiając wypełnioną po brzegi tackę na stolik obok łóżka. Patrzę na niego z zainteresowaniem, dziękuję za przyniesienie rzeczy i siadam na chwilę na brzegu łóżka, żeby napić się parę łyków wody oraz zdjąć okulary przeciwsłoneczne i w końcu odłożyć je, by mi nie przeszkadzały. - Rozumiem. Powiedz żeby napisał mi kilka rymów, bo jest w tym świetny, a ja dam je na lekcji, by uczniowie je wyrecytowali - mówię całkiem serio, uśmiechając się na ten doski pomysł. Ponownie sięgam po różdżką, a obok mnie pojawia się kartka z piórem oraz miarka. Oczekująco macham rzęsami, przedłużonymi zaklęciem, a dzięki temu że zdjąłem oksy, teraz idealnie widać moje niebieskie, długie kreski na powiekach.
Lubił swobodę artystów. Było w nich coś bardzo pierwotnego, jak gdyby podążanie za swoją pasją i artystycznym wyrazem, pozwalało człowiekowi dotknąć w głębi siebie jakichś pokładów szczerego wyrazu, naturalnej i nieskalanej społecznymi konwenansami, najprawdziwszej wersji siebie. Powinien był się już oduczyć podpuszczanie ludzi, dostał po łapach nie raz i nie pięć razy, ale coś w rumieńcach było niestety takiego, co na półwila działało tak, jak półwil na ludzi. - Piękne komplementy, mając jednak do wyboru siatkę na zakupy wolałbym już chyba nagość. - przyznał z rozbawieniem, wielki esteta. Można go było spotkać jak remontował dom w porwanym crop-topie z ACDC, ale do ludzi wychodził w czymś pięknym . Jego próżna natura wymagała tego, jak kapryśna bogini składanych ofiar. Kiwał głową, słuchając słów rudzielca, a kiedy i ten pozwolił sobie na drobną igraszkę, którą zdradzały pojawiające się ku górze kąciki ust, uśmiechnął się czarująco, podnosząc dłonie do guzików koszuli. - Nie przeszkadza. - nigdy nie miał szczególnych problemów z nagością. Wprost przeciwnie, w wieku młodzieńczym nawet jego garderoba odkrywała więcej niż zakrywała, podobnie do odzieżowych preferencji Raina, może dlatego tak lekko złapał jego poczucie stylu? Rozpiął powoli złociste guziki, patrząc chwilę w kierunku drzwi za swoim skrzatem, po czym przeniósł wzrok gdzieś w przestrzeń w stronę okna. - Zapytam, czy coś dla Ciebie skomponuje, ale skrzacia wena jest kapryśną kochanką... - powiedział, przymykając z powagą powieki, po czym zdjął koszule i przerzucił swobodnie przez stojący nieopodal fotel. Kątem oka dostrzegł rdzawą plamę na podłodze, przy jednej z jego nóżek, przypominającej o tragicznym wydarzeniu, mającym miejsce właśnie w tej sypialni raptem kilka miesięcy temu. - Przyjmę oczywiście wszystko, co zaproponujesz. - zaczął z namysłem, rozpinając skórzany pasek spodni - Potrzebuję jednak też w tym zestawie mieć coś w ciemniejszych kolorach. Stonowanego, poważnego. - coś miał w planach, co nie pozwalało mu na kreacje pełne bajecznej ekspresji Raina, choć widać było, że wcale go to nie cieszy.
Issy Rain
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : piegi, septum, rude loki, pachnie masłem shea, chodzi w kolorowych szatach czarodziejskich;
- No to pewnie nikt nie miałby nic przeciwko - mruczę pod nosem kiedy ten wybiera chodzenie nago, a po chwili pochłania mnie opowiadanie o tym jakie ciuszki mogę mu zrobić. Z każdym moim słowem, w głowie rodzi mi się kolejne kilkanaście pomysłów, więc całe szczęście że przerwał nam skrzat. A tak uśmiechamy się do siebie obydwoje czarująco, obydwoje pozwalający sobie na chwilę frywolności. To prawda, ja też lubiłem kiedy w ubraniach odkrywało się więcej ciała. Zarówno tego doskonałego jak atlasowego, jak każdego innego. Lubiłem nieoczywiste rozwiązania na każdej sylwetce. Tak sobie myślę, że to jest dopiero niesamowita praca, kiedy tak siedzę sobie na łóżku w jakiejś bajecznej, roślinnej sypialni, zamieniam wodę na przedziwną, lawendową lemoniadę i obserwuję jak pół wil ściąga z ciebie ciuszek po ciuszku. - Rozumiem, niemniej przekaż mu, że byłem zachwycony - dodaję w kwestii skrzata, uważnie przyglądając się sylwetce Atlasa. W końcu wstaję z miejsca i staję na łóżku, by zacząć mierzyć górne partie ciała Rosy, do których nie dosięgnąłbym nawet na palcach. Delikatnie muskam go miarką, na głos zaś wypowiadam po kolei perfekcyjne wymiary mężczyzny, a unoszące się nad nami pióro zapisuje wszystko na pergaminie. - Coś poważnego ciemnego czy seksi prześwitująco ciemnego. Czy to i to - upewniam się, zerkając przelotnie na twarz Atlasa. Skoro już sobie siedzimy i gadamy, uznaję że to idealny moment na plotkowanie. - Mamy nowego nauczyciela astronomii, widziałeś? Ma korzenie... algierskie, więc obok niego wyglądać będziemy jeszcze bladziej niż zwykle. Chyba jakoś w naszym wieku. Moim zdaniem jest przystojny - zaczynam i bardzo sprytnie wplatam w to swoją szczerą opinię, mając nadzieję że wybadam też preferencje Rosy, taki ze mnie super spryciarz. Co jakiś czas sam sobie przerywam kiedy mówię do kartki kolejny wymiar, tym razem z nadgarstka Atlasa.
Zaśmiał się perliście jak syrenka, bo co tu dużo mówić, jak psa kiełbaską, Atlasa najłatwiej było kupić komplementami. Nawet tymi niewyszukanymi. Półwil nie ma jak ukryć, że jest potomkiem wili, ale też nie każdy nacechowany tym genem żyje na przekór światu, nienawidząc swojej natury. Jasna skóra Rosy, odkryta spod tych kilku warstw tkanin, dzięki eliksirom Williamsa na chwilę obecną nie nosiła nawet najdrobniejszych śladów blizn, pozostałych po ataku bystroduchów. Skinął głową, zgadzając się i planując rzeczywiście poprosić skrzata o jakąś niesamowitą piosenkę dedykowaną Rainowi. Pickles nie potrzebował wiele, by obdarowywać gości Rancza wielką adoracją, pewien więc był, że prędzej czy później, Issy, tak samo jak każdy inny gość, doczeka się kawałka na swoją cześć. - Hmm... - zamyślił się na chwilę, bo to ważne pytanie. Planowana okoliczność miała być poważna, ale nigdy nie wiadomo kiedy i czy nie stanie się seksi.- A możesz to połączyć? Wiesz, coś poważnego, ale kryjącego nutę seksapilu. - zastanawiał się na głos. Rozłożył ramiona, pozwalając, by centymetr krawiecki objął jego klatkę piersiową, obwód pasa i bioder, obserwował jak wstążka, pod wpływem wprawnych ruchów projektanta ślizga się po jego barkach i ramionach. Fascynujące, drobne elementy procesu twórczego wciągnęły go tak, że niemal puścił mimo uszu słodkie ploteczki artysty. - Nie miałem okazji poznać. - przyznał, z całą szczerością. Jednego śniadego wróżbitę już przechorował, prawdopodobnie drugi raz się nie da na to złapać, możliwe, że podświadomie (i oczywiście wspaniałomyślnie) zignorował istnienie nowego astronoma, nawet, jeśli ten pojawił się na jego drodze. - Może bladziej - uśmiechnął się przez ramię do Raina - ale w aspekcie modowym na pewno Cię nie zdeklasuje. - był w końcu zdolny do komplementów, a nie tylko na nie łasy- Ale jeśli mówisz że jest taki przystojny, to zwrócę na niego szczególną uwagę... - mruknął z przewrotnym uśmieszkiem. Był ciekaw, co Issy na to?[/b]
Issy Rain
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : piegi, septum, rude loki, pachnie masłem shea, chodzi w kolorowych szatach czarodziejskich;
Na chwilę zawieszam się po tym perlistym śmiechu Rosy. Nie jestem do końca przyzwyczajony do unoszącej się wokół wilowej magii. Co prawda w świecie mody część projektantów zawsze brała modeli i modelki, którzy mieli w sobie chociaż kroplę krwi wil, ale osobiście uważałem że to zbytnio odciągało uwagę od projektów i bardzo rzadko takich zatrudniałem. Tylko bym myślał co zrobić, by nakłonić ich do pójścia ze mną na zaplecze czy coś. Na chwilę skupiam się na swojej robocie, bo muszę zmierzyć krzywiznę jego barków i równocześnie sprawdzić czy nie wystąpił jakiś błąd na moim magicznym pergaminie. Zerkam więc na niego, by upewnić się że każdy pomiar był skrupulatnie i dokładnie zapisywany. Kiedy okazuje się że tak uśmiecham się radośnie i powracam do Atlasa. - Poważnego z nutą seksapilu. Jasne, da się zrobić - mówię i uważnie przyglądam się mężczyźnie, który najwyraźniej miał jakąś specjalną okazję. Otwieram usta by go o to zapytać, ale sam nie wiem czy to czysta ciekawość czy ułatwienie sobie pracy. Nie chcę wyjść na zbyt dociekliwą osobę, więc jednak nic nie mówię, przenosząc się na niewinne ploteczki. - Dopiero co przyjechał - mówię wcale się nie dziwiąc, że Atlas jeszcze na niego się nie natknął. - A dziękuję! Racja, styl ma dość zwyczajny, może też bym mu coś sprawił - mówię pod nosem, równocześnie zeskakując już z łóżka, by teraz kontynuować mierzenie dolnych partii ciała Atlasa, przez co musiałem kontynuować rozmowę ze znacznie niższego poziomu, co mimo wszystko mi nie przeszkadzało. - Tak całkiem... Chwila, co? - pytam nagle przerywając pomiar, bo nawet nie pamiętałem jaką liczbę miałem powtórzyć. - Wolisz bardziej egzotyczny wygląd? - dopytuję, bo czy to szczera odpowiedź czy jakaś próba droczenia się ze mną. Aż z westchnieniem patrzę na swoje blade, piegowate dłonie. - Lepiej nie zwracaj na niego uwagi, nie jest aż taki ładny - dodaję pośpiesznie cofając swoje poprzednie słowa, by odwrócić jego uwagę. Równocześnie powoli kończę pomiary i teraz oplatam miarką biodra, a następnie talię Atlasa. - Masz jakiś typ? Z kadry bardziej próbowałbyś iść w koperczaki z Walshami czy... nie wiem, uroczą Noreen. Wszyscy w szkole wzdychali do mojego brata - mówię, przypominając sobie czasy szkolne, kiedy z pewnością nie byłem bardziej interesującym z rodzeństwa. I nie mogę się powstrzymać od wypytywania pięknego Atlasa o jego gust.
Pokiwał głową, na chwilę uciekając myślami do swoich pięknych, wielkich planów, wymagających wdzianka poważnego, z nutą seksapilu. Śledził wzrokiem poczynania fashionisty, fakt faktem, nigdy nie miał ubrań szytych na miarę, co najwyżej dopasowywał u krawca zwężanie bioder czy wydłużanie nogawek, które notorycznie były za krótkie, ale do tego wystarczyły dwa zaklęcia, których osłuchał się już tak bardzo, że sam sobie robił takie drobne poprawki. Nighdy nie widział procesu tworzenia, nie wiedział, jak to się dzieje, jak wyobraźnia staje się rzeczywistością. Czy Izydor będzie tu coś rysował? Czy rysował tylko w zakamarkach swojego domku. Czy będzie szył? Mierzył wszystko bardzo skrupulatnie, od samej góry do samego dołu, dobrze, że Rosa nie miał łaskotek, bo by podskakiwał jak dziewica od tego łaskotania centymetrem krawieckim. - Nie będę na niego zwracał uwagi, jeśli obiecasz, że Ty nie będziesz mu sprawiał lepszej garderoby. - uśmiechnął się z góry do kucającego przy jego biodrach rudzielca. Skoro mają sobie stawiać granice, to byłoby całkowicie niesprawiedliwe, jakby były one tylko w jedną stronę! - W zasadzie wygląd nie robi mi szczególnie wielkiej różnicy. - przyznał, opuszczając w końcu ramiona i podając Rainowi rękę, by pomóc mu wstać- Egzotyczny, pospolity, wysoki, niski... ludzie są - spojrzał gdzieś w przestrzeń i uśmiechnął się do siebie- fascynujący tak czy inaczej. - może to jakaś kwestia genów wili, że nie patrzył na wygląd. W końcu chyba trudno byłoby mu spotkać kogoś piękniejszego od siebie, i choć dzielnie walczył z takimi egocentrycznymi przemyśleniami, to gdzieś tam one były w jego głowie. - Dla mnie wygląd nie ma większego znaczenia, może dlatego, że mnie często - zawsze - ludzie adorują ze względu na wygląd i wiem, jak to jest. - uśmiechnął się do niego. A miał przecież do zaoferowania tak bardzo więcej, niż piękny ryj. Klapnął sobie na łóżko i podparł się z tyłu, wyciągając nogi daleko przed siebie. Zmarszczył lekko brwi, bo mu świtało w głowie, że tych Rainów w szkole było więcej, ale na chwilę obecną nie był w stanie przywołać żadnej z ich twarzy. Oczywiście poza tą piegowatą tuż przed nim. - Bałbym się wchodzić między Walshy, nie potrzebują trzeciego koła w tym rowerze. - zaśmiał się wesoło - Ale Noreen jest rzeczywiście bardzo urocza. Tak jak Persephone, Morris, Vicario. Pytasz, bo chcesz wiedzieć, jaki mam gust, czy - przechylił głowę z uśmieszkiem - czy Ty mi się podobasz.
Issy Rain
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : piegi, septum, rude loki, pachnie masłem shea, chodzi w kolorowych szatach czarodziejskich;
Naprawdę nadużywałbym gościnności Atlasa gdybym postanowił tutaj zarówno tworzyć wstępne szkice jak i uszyć część z nich. Może i jego dom bym znacznie przestronniejszy niż moje ciasne mieszkanko, ale nie znaczy że to byłoby wygodniejsze. Wkrótce zasiądę w swoim ciasnym salonie, przywołam moje materiały, które będę miał tuż pod ręką i pobawię się w najróżniejsze łącznie kształtów i wzorów, z daleka od Rosy. Czułbym tylko jakąś niepotrzebną presję! Chociaż może ze skrzatem byłoby znacznie szybciej? Kiedyś nie przepadałem za wysługiwaniem się nimi nawet w najprostszych, szyciowych rzeczach, ale przy biedzie, człowiek bardzo szybko potrafi porzucić swoje ideały. - Teraz to specjalnie największe barachło mu uszyję - przysięgam, kładąc dłoń na piersi, bo ostatnie na co miałbym ochotę to rywalizacja o kogoś z Atlasem. Oczywiście to takie tam czcze gadanie, nie miałem żadnych planów i byłem kompletnie wolnym atomem latającym tu i tam, po prostu nie lubię mieć problemów, by wcisnąć się przez jakieś drzwi. Przyjmuję dłoń Atlasa by podnieść się do pionu i sięgam po wirujący w powietrzu pergamin oraz pióro. Pośpiesznie zapisuję jeszcze to co usłyszałem dziś od Rosy, bo boję się że zaraz zapomnę w przypływie inwencji twórczej i zrobię mu wszystko tak jak mnie najdzie, a nie jak miałem wszystko wykonać. W międzyczasie też słucham jego spostrzeżeń, które już w trakcie jego przemowy uznaję, że wynikają z jego idealnego wyglądu i jakichś problemów w tych kwestiach. - No tak, jak coś zawsze możesz być piękny za drugą osobę... Swoją drogą wśród modeli było sporo ludzi z krwią wili i dość ironicznie praktycznie nigdy nie szukali swojej drugiej połówki między sobą - zauważam z lekkim zaskoczeniem dla samego siebie. - Chciałem powiedzieć, że może nikt nie chce chodzić z kimś podobnym do siebie, ale mam dziecko z bardzo rudą, piegowatą kobietą, wiec to byłaby hipokryzja... - paplam sobie bezmyślnie, podpiegając jeszcze do jednej z koszuli, które zostawiłem w sypialni, by musnąć jej materiał. - Oj uznajemy, że nie ma żadnych rowerów - mówię zdegustowany, że Atlas nie umie bawić się w brutalne rozbijanie związków. - Czyli wygląd się nie liczy, ale wybrałeś samych typowych przystojniaków i piękne kobiety - stwierdzam z udawanym oburzeniem na tak prosty wybór Atlasa i wskazuję na niego oskarżycielsko piórem. Zaś na jego pytanie parskam wesołym śmiechem. - No dobra masz mnie, próbowałem wyłowić komplement od pół wila - mówię beztrosko, mrugam sobie zalotnie i przywołuję zaklęciem buty, które gdzieś tam porzuciłem, by sobie pośpiesznie założyć. - Ale nie sądzę że jesteśmy zbyt kompatybilni - dodaję jeszcze zerkając za okno na wielkie ranczo. Podnoszę moje różowe okularki, by założyć je z powrotem na nos. - W sensie jestem niesamowity w wielu rzeczach, a ty wyglądasz jak grecki bóg, więc nie mówię o takich kwestiach; ale przyroda, zwierzęta, to nie jest dla mnie - oznajmiam najpierw bezczelnie i zalotnie mrugając, a potem myślami błądząc po niezbadanych terenach za oknem. - Dobra to wszystko. Napiszę ci w przeciągu tygodnia jak mi idzie i dogadamy się co do kwoty; dłużej mi potrwa jeśli złapię też pracę w teatrze, bo taki ze mnie pracuś. Więc wystarczy że złapiemy się niedługo przy wspólnym hogwarckim obiadku - streszczam mu mój bardzo nieszczegółowy plan działania.
I znów się zaśmiał. Bardzo pocieszny był ten Rain, trącając w duszy półwila te niebezpieczne struny z czasów, kiedy młodszy Atlas uwielbiający ludzi, praktycznie ich sobie kolekcjonował. Zawsze zafascynowany najbardziej tymi pełnymi pasji, kolorowymi, uwielbiał artystów, rzemieślników. Zrobił poważną minę, kiwając głową i przyjmując tę obietnicę, choć w jego oczach kryło się coś zagadkowego, kiedy artysta kontynuował swój wywód o preferencjach. - A może, tylko może, ludzie z krwią wili zdają sobie sprawę, lepiej niż inni, jak powierzchowne i małostkowe jest patrzenie na innych przez pryzmat urody. Dlatego szukając drugiej połówki nie robili tego między sobą, ani między żadnymi innymi, konkretnymi grupami ludzi. Pozwalając, by to, co zachwyca, zachwyciło ich niezależnie od tego, czy będzie to czarujący baryton woźnego, mopującego halę po godzinach, czy mimiczne zmarszczki wokół oczu rozbawionej ekspedientki w piekarni na rogu. - przyglądał mu się, mrużąc lekko oczy. Zastanawiał się, co takiego próbuje ukryć pod tymi wszystkimi falbankami, kolorami, pod tym zwiewnym tiulem i paplaniną. Bardzo łatwo dać się oszołomić uwadze, uśmiechom i nadmiarowi bodźców, jakie Issy generował wokół swojej osoby, co było idealnymi okolicznościami do generowania sytuacji, w których traci się uwagę i pozwala na zbyt wiele. Rozciągnął wargi w szerokim uśmiechu: - Dobre spostrzeżenie, wszyscy są bardzo urodziwi. - pochwalił go, za wyłapanie tego słownego mirażu - Trzeba trochę więcej niż chwila szczebiotliwych plotek, żeby wyciągnąć ze mnie takie sekrety, jak to, kto właściwie jest w moim typie i czy lubię, czy nie lubię jeździć na rowerach. - przechylił głowę - Komplement mówisz... - zamyślił się, marszcząc lekko brwi i wstając z łóżka, chwycił część swojej garderoby, ubierając się powoli i w zamyśleniu, na odchodne chcąc podarować Rainowi to, czego chciał. - Jesteś bardzo uroczy, Issy. Masz dobre oko. Do kolorów, form, ale i do ludzi. - zaczął, podchodząc bliżej - Obawiam się tylko, że Twój bystry umysł może być w niektórych okolicznościach Twoim wrogiem. Byłbyś urokliwszy, gdybyś był głupszy. - obnażył zęby w szerokim uśmiechu- Będę Cię wypatrywać na obiadku. - pokiwał głową i pożegnał się z nim, kiedy ten zebrał się do wyjścia, pozwalając Picklesowi odstawić rajskiego ptaka do drzwi czy gdzie tam potrzebował eskorty przez przerażający dom na ranczo.