Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Wróg publiczny nr 1

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Isolde Bloodworth
Isolde Bloodworth

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Galeony : 5979
  Liczba postów : 2103
http://czarodzieje.org/t5500-isolde-bloodworth#159733
http://czarodzieje.org/t5520-isolde-bloodworth
http://czarodzieje.org/t7230-isolde-bloodworth#204739
Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8




Gracz




Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 EmptyWto 20 Lut - 19:27;


Retrospekcje

Osoby: Benjamin Auster, Isolde Bloodworth
Miejsce rozgrywki: Hogwart
Rok rozgrywki: Jakiś... 2010? Isolde jest na VI roku, Ben na VII
Okoliczności:
 Isolde jako wzorowa pani prefekt patroluje nocą korytarze, kiedy trafia na kogoś, kto robi bardzo, bardzo złe rzeczy.



Isolde nie lubiła nocnego patrolowania korytarzy. Nie chodziło o to, że się bała - z natury była odważna (jak to gryfonka i przyszła pani auror), ale atmosfera zamku nocą dziwnie ją przygnębiała. Czasem ucinała sobie krótkie pogawędki z niektórymi portretami, ale zwykle pogrążała się we własnych myślach - zwłaszcza jeśli z jakiegoś powodu nie towarzyszył jej drugi prefekt. Właśnie tak było dzisiaj i Bloodworth zajęła się niemal równolegle rozdrapywaniem starych ran i powtarzaniem w myślach składników potrzebnych do stworzenia jednego z eliksirów. Nienawidziła ponurych, zimnych lochów i sarkastycznego nauczyciela i jeśli istniał przedmiot, do jakiego ta bystra dziewczyna miała prawdziwy antytalent, to były nim właśnie eliksiry. 
Ubrała się ciepło - był styczeń i właściwie każde pomieszczenie nie będące dormitorium albo pokojem wspólnym przypominało cholerny biegun północny. Zwykle znosiła zimno bardzo dobrze, ale patrolując korytarze zawsze marzła, jakby samotność i ponura atmosfera wgryzały się w jej kości. 
Pozwoliła, by schody przeniosły ją w okolice biblioteki, mimo że nie spodziewała się tam nikogo zastać. Ostatnio w ogóle rzadko zdarzało się jej kogoś przyłapać, jakby cały zamek pogrążył się w zimowym śnie i łamanie regulaminu było ostatnią rzeczą, na jaką uczniowie mieli ochotę. Trzeba przyznać, że nocne schadzki na zimnych korytarzach nie wydawały się zbyt kuszącą perspektywą. Isolde już miała zawracać i powoli kierować się do swojej wieży, marząc tylko o ciepłym łóżku, kiedy jej uwagę zwróciły jakieś dziwne odgłosy, dobiegające z wnęki. Wzięła głęboki wdech, mając nadzieję, że to kawalarze, młodociani pijacy albo hazardziści - wszystko tylko nie roznamiętnione pary. Tych nie znosiła szczególnie, z tego prostego powodu, że ją po prostu zawstydzali. A jednak - w bladym świetle różdżki dostrzegła dwa splecione ze sobą ciała, choć nie mogła określić stopnia ich... zażyłości. 
- Gratuluję wyboru miejsca i pory - odezwała się sarkastycznie, próbując zimną miną pokryć własne zażenowanie i nie oświetlać ich za bardzo - naprawdę nie chciała znać szczegółów anatomicznych ich relacji. Napięta jak struna czekała, aż roznamiętniona dwójka odwróci twarze w jej kierunku, bo byli tak skupieni na sobie, że nie miała szansy ich rozpoznać, a co za tym idzie - ukarać.
Powrót do góry Go down


Benjamin Auster
Benjamin Auster

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Galeony : 1263
  Liczba postów : 575
https://www.czarodzieje.org/t22014-benjamin-auster
https://www.czarodzieje.org/t22020-skrzynka-bena
https://www.czarodzieje.org/t22013-benjamin-auster#720723
https://www.czarodzieje.org/t22025-benjamin-auster-dziennik#7211
Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8




Gracz




Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Re: Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 EmptyWto 20 Lut - 21:36;

Kurwa mać.
To było pierwsze, co pomyślał, gdy kątem oka spostrzegł światło różdżki.
Ostatnio miał dziwny czas, bo znowu zerwał z Pats (szok i niedowierzanie) i na chwilę zawiesił oko na kimś innym. Tak się jednak złożyło, że jego nowa sympatia była ciągle obecnie zajęta, toteż na ten wieczór załatwił sobie inne towarzystwo. Był bardzo nim zajęty, gdy nagle niesubtelnie im przerwano. Nie było to jednak coś, co speszyłoby Bena. Już prędzej po prostu się zdenerwował.
Wciąż obejmował w talii Laurę, ale oderwał już od niej usta i uwagę skierował na intruza. Prawie syknął, gdy zobaczył, z kim ma do czynienia.
- Bloodworth – mruknął, teraz całkowicie odsuwając się od dziewczyny. Zerknął raz jeszcze tęsknie na jej usta, chociaż poczuł już, że niedawna ekscytacja opadła. Podniósł się na nogi, włożył ręce do kieszeni spodni i spojrzał na Isolde ze źle skrywaną pogardą. - Gratuluję wtykania nosa nie w swoje sprawy. Po raz kolejny udowadniasz, że zasłużyłaś sobie na tę odznakę.
Prychnął bez krztyny szacunku w głosie, ale za to z jaką ironią.
Jego stosunek do prefektów był dobrze znany. Jak i aurorów, miał ich za utrapienie tego świata, może dlatego, że tak często karali go za złe sprawowanie. Gardził kapusiami i nic nie mógł na to poradzić. Całe szczęście nikt nie złapał go jeszcze za rękę, gdy wychylał swoją piersiówkę. To by mogło mu narobić sporo smrodu.
- Niech zgadnę, minus trzysta dla Slytherinu i szlaban. – Wywrócił oczami, nie kryjąc rozgoryczenia. Musiała przerywać mu taki piękny wieczór. - Jej… – Wskazał na Laurę, ale ta korzystając z chwili zniknęła niczym kamfora. - W to nie mieszaj.
No pięknie Ben, znowu zostałeś sam. Ciszę przerwało jego siarczyste przekleństwo.
- Musiałaś, prawda? Nie mogłaś chociaż raz przejść obojętnie? – Pretensje skierował w jej stronę, a głos miał zimny jak lód. Ewidentnie nie żałował swoich decyzji i nie zamierzał się przed nią kajać.

______________________

Miałem skrawek sumienia
Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia
Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia
Wartości się jak olej w aucie wymienia


~


Powrót do góry Go down


Isolde Bloodworth
Isolde Bloodworth

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Galeony : 5979
  Liczba postów : 2103
http://czarodzieje.org/t5500-isolde-bloodworth#159733
http://czarodzieje.org/t5520-isolde-bloodworth
http://czarodzieje.org/t7230-isolde-bloodworth#204739
Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8




Gracz




Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Re: Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 EmptyWto 20 Lut - 23:29;

Isolde lekko pobladła, widząc, z kim ma do czynienia. Odwzajemniała niechęć Austera, o Merlinie, jak bardzo ją odwzajemniała! Od dawna próbowała wyperswadować Marceline znajomość z tym aroganckim typem, ale jej starania odniosły jedynie taki skutek, że niewiele brakowało by się pokłóciły. Dlatego Isolde dała sobie spokój z przestrogami i po prostu czekała na katastrofę, która chyba właśnie nadeszła, mimo że wyobrażała ją sobie nieco inaczej.
- Auster - warknęła, nie ruszając się z miejsca i szybko próbując ocenić sytuację. Fakt, że nocni kochankowie byli ubrani, dodał jej pewności siebie, ale pojawił się kolejny czynnik, który komplikował sprawę - jej rola prefekta splotła się z rolą przyjaciółki zdradzanej dziewczyny, tworząc prawdziwy węzeł gordyjski. Isolde nie lubiła ślizgonów (z małymi wyjątkami, które przecież potwierdzają regułę), ale starała się być sprawiedliwa i nie karać ich surowiej niż przedstawicieli innych domów, tylko dlatego że sama była gryfonką. Jednak Auster budził w niej taką antypatię, że istniała spora szansa, że złamie swoje zasady. - Fascynujące, jak to, co w twoim pojęciu ma mnie obrazić, zupełnie mnie nie wzrusza, ty zdradziecki draniu - odparła lodowato, patrząc mu prosto w oczy i ani myśląc ustąpić.
Uniosła lekko brew, zaskoczona jego... cóż, nie prośbą, bardziej żądaniem, które jednak było przejawem troski o inną istotę ludzką. Dziwne. Podejrzane. Zupełnie do niego niepodobne.
- Cóż za rycerskość. Szkoda, że nie zdobyłeś się na nią wobec Marceline, która podobno jest twoją dziewczyną - odparła równie jadowicie, nie zaprzątając sobie jednak głowy jego towarzyszką, która faktycznie wyparowała, wykazując się dużą przytomnością umysłu.
Wzruszyła ramionami, czując niską, niegodną satysfakcję na myśl, że zdołała mu dopiec i popsuć wieczór. Prawda była taka, że Is czasem odpuszczała zakochanym... no właśnie - zakochanym. Jednak w tej relacji nie dostrzegała niczego romantycznego, a co więcej Benjamin zdradzał jej przyjaciółkę, która była w niego wpatrzona jak w obrazek - nawet jeśli ostatnio rzeczywiście miała dla niego mniej czasu.
- Owszem, musiałam. Ale gdybyś nie był taką arogancką gnidą, może bym ci odpuściła. Jak to jest? Tak bardzo się nie liczyć z cudzymi uczuciami? - zapytała zimno, tonem towarzyskie pogawędki, równocześnie zastanawiając się, jak najlepiej go ukarać. Nigdy nie zależało jej na władzy i zwykle starała się nie pakować innych uczniów w tarapaty, ale dla Austera mogła się przecież postarać.
Powrót do góry Go down


Benjamin Auster
Benjamin Auster

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Galeony : 1263
  Liczba postów : 575
https://www.czarodzieje.org/t22014-benjamin-auster
https://www.czarodzieje.org/t22020-skrzynka-bena
https://www.czarodzieje.org/t22013-benjamin-auster#720723
https://www.czarodzieje.org/t22025-benjamin-auster-dziennik#7211
Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8




Gracz




Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Re: Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 EmptySro 21 Lut - 22:27;

Gdy warknęła jego imię, po prostu się uśmiechnął. Nie było w jego mniemaniu większej pochwały niż wzbudzanie emocji, nawet tych skrajnych.
- I na tym właśnie polega twój problem. Widzisz, moja droga. Mamy trochę inne spojrzenie na świat. Lubisz o sobie myśleć, jaka to nie jesteś sprawiedliwa. A ja po prostu nauczyłem się już akceptować ludzką naturę. – Spojrzał na nią bez cienia lęku, również nie mając zamiaru ustąpić. Myślała, że jest o tyle lepsza od niego, a prawda była taka, że nawet tak krystalicznie czyste persony jak Isolde Bloodworth w decydujących chwilach okażą się… no cóż, ludźmi. I żadna lśniąca odznaka na piersi nie będzie w stanie tego zmienić.
Spostrzegł, jak unosi brew, ale tego nie skomentował. Doprawdy, nie wiedział co było w tym takiego dziwnego. Wychowali się przecież w kulturze, która nakazywała mężczyznom bronić swojej niewiasty własną piersią. Nawet jeśli społeczny konsensus akceptował, a skrajnych przypadkach nawet pochwalał, uprzedmiotawianie kobiet.
- Wątpię. Jak mniemam, nie omieszkasz jej powiedzieć. Przekaż przy okazji, żeby się dobrze zastanowiła, gdy następnym razem będzie musiała wybierać pomiędzy randką a nauką. – Niezbyt obchodził go ten związek, dla niego liczyła się przecież tylko Patricia i chęć wzbudzenia jej zazdrości. Ach, no i chwilowe chociaż zaspokojenie jego zupełnie naturalnych potrzeb. Jeśli myślała, że jej jadowity ton zrobił na nim jakiekolwiek wrażenie, nie mogła się bardziej pomylić.
Bardzo dobrze pokazała swój brak zrozumienia wobec jego fenomenu, skoro posądzała go o jakiekolwiek skrupuły. I uczucia, które albo wypierał, albo całkowicie się im pochłaniał. Wobec Marceline, niestety, nie czuł zupełnie nic – może przyjdzie jednak taki czas, że dziewczyna uświadomi sobie, że trafiła tym samym los na loterii. W końcu to niezbyt przyjemne wiązać swoją przyszłość z takim gnidą, jak on.
- Urocze. Daj takiej odznakę, trochę więcej praw i poczucie, że ma jakiekolwiek przywileje. Sodówa gwarantowana – prychnął, nie za bardzo mogąc się przecież obronić przed tym drugim. Ale nie byłby sobą, gdyby chociaż nie spróbował. - Byłem na każde jej zawołanie. Nie moja wina, że ma inne priorytety. Poza tym, czy jeśli złapałabyś mnie tu z właśnie z nią, dalej byłabyś taka nieprzyjemna? Czy zabrakłoby ci na to odwagi?

______________________

Miałem skrawek sumienia
Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia
Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia
Wartości się jak olej w aucie wymienia


~


Powrót do góry Go down


Isolde Bloodworth
Isolde Bloodworth

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Galeony : 5979
  Liczba postów : 2103
http://czarodzieje.org/t5500-isolde-bloodworth#159733
http://czarodzieje.org/t5520-isolde-bloodworth
http://czarodzieje.org/t7230-isolde-bloodworth#204739
Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8




Gracz




Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Re: Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 EmptyCzw 22 Lut - 15:51;

Isolde parsknęła gniewnie i spojrzała na niego z pobłażaniem.
- Ach, dziękuję, że tak jasno mi wyłożyłeś, co myślę na własny temat. Wpadłeś kiedyś na pomysł, że można akceptować ludzką naturę, jednocześnie dążąc do kształtowania jej i zmiany na lepsze? Gdyby nie zasady, ludzie by się wymordowali - zauważyła z irytacją, patrząc na tę jego arogancką twarz. Nie rozumiała, jak ktokolwiek mógł uważać go za atrakcyjnego, ale, ku jej zdumieniu, takich osób nie brakowało. Nawet wśród jej przyjaciół, którzy powinni mieć nieco więcej oleju w głowie.
Nigdy dotąd nie widziała, by wykazał się choć odrobiną przyzwoitości czy choćby poszanowania dla jakichkolwiek zasad, stąd to zdziwienie. Może jednak tliła się w nim choć iskierka dobra, ale Isolde na pewno nie miała zamiaru się nad jej hipotetycznym istnieniem rozczulać.
Jego złośliwa uwaga uświadomiła jej, że będzie musiała podjąć trudną decyzję. Informowanie Marceline o niewierności Benjamina było ostatnią rzeczą, na jaką Isolde miała ochotę, jednak zatajenie tego nie tylko było moralnie niewłaściwe, ale też mogło tylko pogorszyć sprawę i sprawić, że przyjaciółka straci do niej zaufanie. A wszystko przez cholernego Austera, przed którym zawsze ją ostrzegała.
- Sam jej o tym powiesz - powiedziała krótko, mierząc go lodowatym spojrzeniem. Sam nawarzył tego piwa i nie było opcji, żeby to ona miała samotnie dźwigać gniew i żal Marceline. Zresztą jej przyjaciółka zasługiwała chyba chociaż na rozstanie twarzą w twarz, prawda?
- Och, błagam. "Na jej każde zawołanie". Jakie to wzruszające - parsknęła pogardliwie, marszcząc brwi. - Nie odwracaj kota ogonem, Auster. Nie będę się z tobą bawiła w "co by było gdyby", bo to tylko ślizgońska sztuczka. Złapałam cię tu z dziewczyną - którą nie była Marceline. Drugie nie pomaga, ale pierwsze w ogóle nie powinno się zdarzyć. Jak chcesz pogadać o odwadze, to zapraszam na pojedynek magiczny - rzuciła, nie wiedząc, co ją napadło. Możliwe, że była rozzłoszczona i zmęczona, a ten typ wytrącał ją z równowagi bardziej niż chciałaby to przyznać.
Powrót do góry Go down


Benjamin Auster
Benjamin Auster

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Galeony : 1263
  Liczba postów : 575
https://www.czarodzieje.org/t22014-benjamin-auster
https://www.czarodzieje.org/t22020-skrzynka-bena
https://www.czarodzieje.org/t22013-benjamin-auster#720723
https://www.czarodzieje.org/t22025-benjamin-auster-dziennik#7211
Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8




Gracz




Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Re: Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 EmptySob 24 Lut - 12:14;

- Proszę bardzo, wiem, że sama byś się nie domyśliła. – W jego głosie również słychać było pobłażanie, a może nawet i litość. - Tak się składa, że ludzie mordują się i tak, wbrew zasadom. Nie wierzę w to, że można się zmienić. Nie ma powodu, by się starać i męczyć, żyć wbrew sobie. Po co, skoro nie ma na tym świecie sprawiedliwości?
Gdyby była, jego matka nie zostawiłaby go sam na sam z bezdusznym ojcem. Gdyby była, Pats i on nie skakaliby sobie nieustannie do gardeł. I wreszcie – gdyby była Marcelina wybrałaby lepiej. Albo chociaż on nie zwodziłby jej na manowce, co zapewne skończy się dla niego i tak szczęśliwie. Zrani ją, ale z tego rozstania z pewnością wyjdzie obronną ręką. Zawsze spadał na cztery łapy, pomagały mu w tym spryt i charyzma.
- W porządku. Powiem jej również, że wiedziałaś. – Nie miał litości, nie było w jego sercu skrupułów. Jej lodowate spojrzenie nie zrobiło na nim wrażenia, tak często widział ogniki nienawiści w oczach Paula, że po prostu już się do tego przyzwyczaił. - Życzę powodzenia. Pewnie ci tego nie wybaczy.
Dodał jeszcze, po raz kolejny myśląc sobie, że utrata przyjaźni boli bardziej niż złamane serce. Nie potrafił sobie wyobrazić, co byłoby gdyby Fred odwrócił się od niego plecami. Znał każdy jego serket, stanowił opokę i dobrze spędzało im się czas. Bez jego towarzystwa to nędzne życie byłoby bardziej niż tylko puste.
- Żeby się wzruszyć, trzeba mieć najpierw serce – zauważył rezolutnie, nie podejrzewając Isolde o choćby iskierkę namiętności. Była zimna i śliska jak jej błyszcząca odznaka, którą prezentowała dumnie na piersi. - Oho, jaka wyszczekana. To wam, prefektom, wolno się w ogóle bić? Myślałem, że jesteście tylko pieskami na zawołanie nauczycieli.
Nie bał się ewentualnej konfrontacji, choć trudno stwierdzić, czy miałby jakiekolwiek szanse. Spojrzał na nią rozbawiony jej postawą, tym, że tak łatwo traciła przy nim nad sobą kontrolę. Nie sposób stwierdzić, dlaczego tak często działał tak na ludzi. Nierzadko dostawał za to w bęcki, ale to bawiło go jeszcze bardziej. Nie dość, że byli na tyle głupi, by dać się sprowokować, to jeszcze zazwyczaj oni dostawali za to szlabany. Jak mówię, Ben zawsze spadał na cztery łapy.
- Jak jesteś taka odważna, to pokaż na co cię stać. Czekam – zachęcał, kusił, podpowiadał złe pomysły. Nawet nie sposób stwierdzić, kiedy dokładnie w jego rękach pojawiła się różdżka.

______________________

Miałem skrawek sumienia
Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia
Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia
Wartości się jak olej w aucie wymienia


~


Powrót do góry Go down


Isolde Bloodworth
Isolde Bloodworth

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Galeony : 5979
  Liczba postów : 2103
http://czarodzieje.org/t5500-isolde-bloodworth#159733
http://czarodzieje.org/t5520-isolde-bloodworth
http://czarodzieje.org/t7230-isolde-bloodworth#204739
Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8




Gracz




Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Re: Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 EmptyWto 27 Lut - 12:25;

Możliwe że w tych gorzkich, cynicznych słowach Isolde po raz pierwszy dostrzegła kogoś, kto został boleśnie skrzywdzony i zupełnie stracił wiarę w dobro. Nie miała czasu, żeby głębiej się nad tym zastanowić, ale to wrażenie dziwnie zapadło jej w pamięć - choć gdyby rozgrzeszać każdego złego człowieka, tylko dlatego że miał nieszczęśliwe dzieciństwo, to trudno byłoby komukolwiek wymierzać karę, a Azkaban świeciłby pustkami.
- Skoro uważasz, że nie ma sprawiedliwości, to tym bardziej należałoby o nią walczyć. Żeby było jej choć trochę - stwierdziła Isolde z głębokim przekonaniem. Nie była na tyle naiwna by twierdzić, że świat jest dobry i sprawiedliwy, ale, w przeciwieństwie do Austera, zamierzała dołożyć starań, żeby zmienić go choć odrobinę na lepsze. Pewnie była to walka z wiatrakami, ale Isolde wolała pozornie bezsensowną walkę od poddania się i zaakceptowania całej nędzy otaczającego ich, zepsutego świata. Może właśnie na tym polegała podstawowa różnica między Bloodworth i Austerem - ona walczyła, on pozwalał, żeby cały mrok świata go pochłonął, choć biorąc pod uwagę jego historię, trudno go za to winić.
- Bardzo ślizgońskie. Nie martw się - pójdziemy do niej razem. Nie ufam ci na tyle, żeby pozwolić ci sączyć jad bez nadzoru - prychnęła, kręcąc głową. Jej spojrzenie stwardniało na jego ostatnią uwagę. - Bardzo możliwe. Ale z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia, prawda? - stwierdziła rzeczowo, bo wbrew temu, co Benjamin mógł o niej sądzić, nie była tak naiwna i idealistyczna, jak się zdawało. Domyślała się, że jej przyjaźń z Marceline wisi na włosku - i za to nie cierpiała go jeszcze bardziej. Perspektywa utrata Marceline bolała i sprawiła, że Isolde zrobiło się zimno, ale wiedziała, że nie może nic zrobić. Że nawet gdyby tchórzliwie proponowała Austerowi jakiś pakt, ugodę czy cokolwiek innego, nie miała żadnej gwarancji, że dotrzymałby swojej części umowy. Sytuacja była całkowicie beznadziejna.
- Coś wiesz na temat posiadania serca i wzruszeń? Zdumiewasz mnie, Auster - rzuciła drwiąco, mimo że cała ta sytuacja zaczynała przyprawiać ją o ból głowy. - A ty, jak widzę, jesteś tylko mocny w gębie. Zresztą, jeśli mnie pamięć nie myli, nie do końca wiesz, do czego służy różdżka, więc chyba ta rozmowa jest bezprzedmiotowa - odcięła się.
Roześmiała się cicho, niemal pobłażliwie, patrząc mu w oczy. Jej różdżka nadal oświetlała ich twarze, przez co ta rozmowa, mimo że pełna jadu, była niemal intymna.
- Nie jestem pewna, czy sam jesteś głupi, czy tylko mnie uważasz za zupełną idiotkę, Auster. Nie dam ci się sprowokować. Dość mam przez ciebie kłopotów - poinformowała go, po czym niby od niechcenia mruknęła Expelliarmus, patrząc mu głęboko w oczy.
Powrót do góry Go down


Benjamin Auster
Benjamin Auster

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Galeony : 1263
  Liczba postów : 575
https://www.czarodzieje.org/t22014-benjamin-auster
https://www.czarodzieje.org/t22020-skrzynka-bena
https://www.czarodzieje.org/t22013-benjamin-auster#720723
https://www.czarodzieje.org/t22025-benjamin-auster-dziennik#7211
Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8




Gracz




Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Re: Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 EmptyNie 3 Mar - 21:17;

Na tym polegała różnica, która stanowiła o przepaści braku wzajemnego zrozumienia. Otchłani tak ciemnej, głębokiej i wielkiej, że nie istniał sposób, aby powstał jakikolwiek most pomiędzy nimi – nawet taki sznurowany, a przecież ludzie najwyższych gór świata zawsze potrafili odnaleźć przejście do upragnionego celu. Jednak ani Isolde, ani Benjaminowi nie zależało nawet na chwilowym sojuszu i nie sposób sobie wyobrazić sytuacji, która mogłaby ich skłonić do współpracy. Ona widziała świat jako czarnobiały – dobro i zło, ja i ty, zbrodnia i kara. Lub precyzyjniej – to właśnie w taki sposób oceniał ją Ben. Z kolei on uwielbiał spoglądać na wszystkie odcienie szarości, znajdując ukojenie w tym jak światło łączy się z mrokiem. Tłumacząc swoje grzechy wrodzonym, pierwotnym złem i egoizmem, które jątrzyło jego duszę od kiedy pamiętał. Dlatego gdy naiwnie stwierdziła, że powinien poświęcać swój czas walce o lepsze jutro, po prostu parsknął śmiechem. Pokręcił głową z niedowierzeniem i spojrzał na nią, jakby właśnie oznajmiła mu, że pewnego dnia dosięgnie go zła karmą, którą pozostawiał w tyle.
- Jeśli naprawdę wierzysz w to co mówisz, to jesteś po prostu głupia. Nikt nigdy niczego dla mnie nie zrobił. Dlaczego miałbym walczyć w imię sprawiedliwości, skoro nikt nie kiwnął palcem w mojej obronie? – Wzruszył ramionami, a na jego twarzy zawitał kpiący uśmiech. Choć oczy – zimne, zielone oczy patrzyły na nią nie tyle z niewzruszonym przekonaniem o swojej racji, a raczej ze smutkiem. Pragnieniem, by dała mu jakikolwiek sensowny powód, by zechciał zrobić cokolwiek dla kogoś innego.
- Mylisz się. Sprytniej i wygodniej byłoby powiedzieć jej to za twoimi plecami. Jeśli tak na to spojrzeć, zachowałem się bardzo ładnie. Widzisz, nie jestem taki zupełnie pozbawiony honoru, czasami i ze mnie można czytać jak z otwartej księgi – mruknął, patrząc wprost w jej oczy. Nie umknęło jego uwadze to, jak hardo na niego spojrzała. Kimkolwiek była dla niej Marceline, zależało jej na tej relacji. A miłość, przywiązanie i sympatia do drugiego człowieka to słabość, którą tak łatwo przecież wykorzystać
Nie wiedział, jak wygląda ich relacja – nie przysłuchiwał się swojej jeszcze ówczesnej dziewczynie, gdy ta skarżyła się na swoje problemy. Niemniej wiedział, że przypadkiem wpakowała się w sytuację bez wyjścia. Powiedzieć jej samej? Źle – może pomyśleć, że to kant. Pozwolić, by powiedział on? No nie mogło być gorszej opcji. Iść tam we dwoje – też niekorzystnie, bo w gruncie rzeczy to wciąż słowo przeciwko słowu.
- Nie – zamruczał, patrząc jej bezczelnie w oczy. - Nie ma dobrego wyjścia. Ty wykonujesz swoje obowiązki, przyłapujesz mnie na świeżym uczynku, chcesz postąpić fair. A i tak ryzykujesz, że oberwiesz rykoszetem. Niesprawiedliwe – przekręcił głowę, patrząc na nią jak na jakieś głupie, nic nie rozumiejące dziecko.
- Wbrew pozorom ja wiem całkiem sporo. To twój błąd, nie doceniasz mnie, nigdy tego nie robiłaś i śmiem twierdzisz, że nigdy nie będziesz. A jeśli sądzisz, że nie tylko nic nie potrafię, ale i nie potrafisz sobie przypomnieć, na to mnie stać. No cóż, twój błąd. – Pogardliwy uśmiech przemknął przez jego twarz, nie skomentował również jej (jak założył) nerwowego śmiechu. Gdyby mógł usłyszeć jej myśli, przyznałby jej jednak w jednym rację. To była intymna rozmowa, wymiana zdań bardziej treściwa we wnioski niż cały czas, jakie było wcześniej im dane razem spędzić.
Isolde swoim zachowaniem jedynie utwierdziła Bena w przekonaniu, że racja jest po jego stronie. Z jednej strony twierdziła, że nie tak łatwo ją manipulować, zaś z drugiej sama wystosowała zaklęcie jako pierwsza. Auster podążył wzrokiem za różdżką, która szybko zniknęła w półmroku – jedynie usłyszał, jak drewno uderza o marmur. Milczał przez chwilę, pozwalając by echo wybrzmiało w pełni na pustym korytarzu. A potem spojrzał na nią, teatralnie chwycił się za organ odpowiedzialny za pompowanie serca i powiedział nad wyraz oburzony.
- Bloodworth, jesteś pewna, że tiara się nie pomyliła? Zanim ktokolwiek rzuci zaklęcie, należy się sobie pokłonić. Policzyć do trzech, wiesz, każdy musi mieć równe szanse. Ale widzę, że nie grasz według zasad. Muszę przyznać, że tego się po tobie nie spodziewałem. Szacun, może jednak nie jesteś taka nawiwna, jak sądziłem. Albo… – mruknął, kucając i zaczął po omacku szukać berberysowej różdżki. - Ty nie jesteś nawet w połowie tak uczciwa, jak ci się wydaje. Widzisz, mówiłem ci przecież jaka jest nasza natura. Będzie ci łatwiej przyjąć do wiadomości, że w gruncie rzeczy ulepiono cię z tej samej gliny co mnie.

______________________

Miałem skrawek sumienia
Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia
Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia
Wartości się jak olej w aucie wymienia


~


Powrót do góry Go down


Isolde Bloodworth
Isolde Bloodworth

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Galeony : 5979
  Liczba postów : 2103
http://czarodzieje.org/t5500-isolde-bloodworth#159733
http://czarodzieje.org/t5520-isolde-bloodworth
http://czarodzieje.org/t7230-isolde-bloodworth#204739
Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8




Gracz




Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Re: Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 EmptyPon 4 Mar - 13:30;

Wbrew temu, co sądził na jej temat Auster, Isolde była bardzo inteligenta, ale rzeczywiście w pewien sposób naiwna, czy może po prostu wychowana w idealizmie i miłości, które sprawiały, że postrzegała świat zupełnie inaczej niż on. Na swój sposób to fascynujące i może gdyby byli trochę starsi i mniej uprzedzeni do siebie wzajemnie, doszukaliby się tego, co tak bardzo ich dzieli. Ale w gruncie rzeczy chyba żadne z nich tego nie chciało, a już na pewno nie w tej chwili, nie tej nocy, kiedy jak idioci sprzeczali się jednocześnie o kwestie zasadnicze, światopoglądowe, jak i o tę konkretną sytuację i jej następstwa. Szkoda że nie potrafili spojrzeć na siebie z boku ani że nikt nie mógł się przysłuchiwać ich wymianie zdań - było to fascynujące studium psychologiczne, starcie dwóch skrajnie różnych osobowości, które nie zamierzały ustąpić.
Pod wpływem jego słów twarz Isolde nagle zmieniła wyraz. Zniknęła z niej pogarda i zaciętość, a może tylko przybladły, bo w jej oczach pojawiło się coś nowego - współczucie. Zamiast zacząć go znowu pouczać albo zrewanżować się obraźliwym słowem, zamilkła na kilka chwil, jakby bijąc się z jakąś myślą.
- Przykro mi, Auster, że wszyscy cię zawiedli. Nie daje ci to prawa do bycia... takim, ale wyjaśnia twój cynizm. Przykro mi - powiedziała spokojnie i zdumiewająco szczerze, patrząc mu w oczy. Nie, nie zamierzała go nawracać, naprawiać ani wyciągać pomocnej dłoni - na to było za późno. Ktoś wykrzywił go wewnętrznie tak bardzo, że Auster kompletnie stracił wiarę w dobro - a może po prostu nigdy jej w nim nie wykształcono.
- Może ładnie, a może po prostu popełniłeś błąd - odparła krótko, starając się nie roztrząsać faktu, że tak czy inaczej jej przyjaźń z Marceline prawdopodobnie dobiegnie końca. A może nie? Czy złość skieruje przeciwko Austerowi czy samej Isolde?
Widziała, że ślizgon rozkoszuje się jej trudnym, być może nawet beznadziejnym, położeniem i wszystko w niej kipiało, mimo że potrafiła to nieźle kontrolować. Był podły i delektował się tą cechą, pielęgnował ją i rozwijał, dokonując kolejnych spustoszeń.
- Nie mówiłam, że życie jest sprawiedliwe. Mówiłam, że do tej sprawiedliwości należy dążyć - powiedziała zimno, mocniej zaciskając palce na swojej różdżce. Chyba nie znała nikogo, kto tak by ją wyprowadzał z równowagi. Żałowała, że zniżyła się do jego poziomu, że go obrażała w tak mało wyszukany sposób. Wyzwalał w niej rzeczy, których istnienia nie była świadoma i bardzo się jej to nie podobało. Zignorowała jego wywód na temat jej błędów i tego, jak bardzo jej nie docenia.
Uniosła lekko brew, nadal napięta i zła. Z jednej strony nie była zadowolona z tego, że nakłonił ją do użycia zaklęcia, ale z drugiej nie ufała mu na tyle, by pozwolić mu trzymać różdżkę - bez świadków, w środku nocy i podczas tak ostrej wymiany zdań. Mogła być idealistką, ale nie była idiotką.
- Uwielbiasz brzmienie swojego głosu, prawda, Auster? A cały twój wywód można sprowadzić do jednej, prostej zasady, która nie ma nic wspólnego z klubem pojedynków. Ta zasada brzmi: jeśli widzisz różdżkę w ręku osoby, której nie ufasz, lepiej ją rozbrój. A co do gliny - owszem, wszyscy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Tylko inaczej ukształtowani i wypaleni w innych warunkach - powiedziała spokojnie, czujnie go obserwując.
Powrót do góry Go down


Benjamin Auster
Benjamin Auster

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Galeony : 1263
  Liczba postów : 575
https://www.czarodzieje.org/t22014-benjamin-auster
https://www.czarodzieje.org/t22020-skrzynka-bena
https://www.czarodzieje.org/t22013-benjamin-auster#720723
https://www.czarodzieje.org/t22025-benjamin-auster-dziennik#7211
Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8




Gracz




Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Re: Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 EmptyCzw 7 Mar - 10:03;

Dzielił z nią tę ciszę, której kompletnie się nie spodziewał. Spojrzał na jej oczy, które jeszcze chwilę temu ciskały w jego stronę piorunami. I dostrzegł w nich to, czego naprawdę nie chciał widzieć. Współczucie. Spojrzał więc na chwilę gdzieś w bok, jakby w ciemności kryła się odpowiedź na pytanie, dlaczego był aż taki żałosny, by zawsze wyciągać z rękawa akurat tę kartę. Prawda była taka, że nie potrzebował sympatyzowania z jego cierpieniem. Doskonale radził sobie sam i nie oczekiwał od nikogo pomocnej dłoni. Nie wymagał jej nawet od Pats, swojej cudownej byłej i przyszłej dziewczyny. Dlatego w chwili, gdy Isolde patrzyła na niego z mieszanką niechęci i współczucia, poczuł jak w kamiennym sercu wzbiera się gniew. Przymknął oczy, policzył do trzech i obiecał sobie, że nie dopuści po raz kolejny to takiej sytuacji.
Gdy ponownie nawiązał kontakt wzrokowy, nie mogła dostrzec w jego tęczówkach wdzięczności. Nie pozwalał sobie na ten luksus, po prostu patrzył przed siebie otępiałym spojrzeniem, dusząc w zarodku jakiekolwiek przejawy sympatii względem stojącej naprzeciw dziewczyny. Nie mógł zapominać, że była jego rywalką i założył, że z pewnością zamierza wykorzystać przejaw jego słabości. Nie potrzebował zrozumienia, lepiej odnajdywał się w sytuacjach, gdzie przyszło mierzyć mu się ze złością.
- Twoje współczucie nic nie jest już w stanie zmienić – odpowiedział wreszcie, długo szukając odpowiednich słów. Doceniał mimo wszystko jej szczerość, dostrzeżenie w nim skrzywdzonego człowieka musiało ją wiele kosztować. - Prędzej czy później… jestem przekonany, że… Ktoś kiedyś skrzywdzi ciebie i wtedy dopiero w pełni zrozumiesz, co mam na myśli.
Nie wiedział, jaka czeka ja przyszłość, ale jednego mógł być pewien. W życiu pewne są trzy rzeczy: śmierć, podatki i to, że ludzie zawiodą twoje zaufanie. Czuł jednak, że ta rozmowa zeszła na niebezpiecznie intymnie tory i z ulgą przyjął zmianę tematu.
- Błąd? – mruknął, dusząc w sobie nieprzyjemny śmiech. Nawet gdyby tak faktycznie było, nie dałby po sobie tego poznać. W rozumieniu Austera był przecież bezbłędny, a niepowodzenia to małe, szczęśliwe wypadki, które zawsze dało się naprostować.
- W takim razie z całego serca życzę ci szczęścia w tej walce z wiatrakami. Jak widzisz, startujesz z przegranej pozycji, a najgorsze w twojej sytuacji jest to, jak oślepiają cię kłamstwa i ideały. Nawet trochę mi ciebie szkoda. – Miała rację, uwielbiał brzmienie swojego głosu, dobieranie słów ostrych i krzywdzących jak małe, kłujące igiełki, to jak reaguje na jego prowokacje. Lubował się w skrajnościach i manipulowaniu ludźmi, bo tak było mu łatwiej niż nawiązać z kimkolwiek relacją na podwalinach szczerości.
- Brzmisz jak zasrany auror – warknął, bo jej słowa przypomniały mu nieliczne wywody jego ojca. Stała czujność, nikomu nie ufaj, nie odwracał się od ludzi plecami. To niesamowite, że jak na kogoś, kto tak mocno go nienawidził, tak ochoczo przyswoił (oczywiście po niewielkich modyfikacjach) credo Paula Austera. Równie ciekawe było to, jak łatwo stracił panowanie nad swoim głosem, choć przez dłuższy czas zdawało mu się, że to on ciągnie za sznurki w tej rozmowie. - Sądzisz, że jesteś inna, lepsza, prawda? Taka krystaliczna, dobra i sprawiedliwa. Nie widzisz przy tym, jak niewiele trzeba, by cię skruszyć. Skoro nie poznałaś jeszcze prawdziwego bólu, skąd miałabyś wiedzieć, kim jesteś?
Gdzieś po drodze znalazł już różdżkę, którą schował za pasem. Wyprostował się, cedząc ostatnie zdanie z taką zapalczywością i agresją w głosie, że można by go posądzić o to, że od słów przejdzie do czynów. Postawa jego ciała jednak na to nie wskazywała, bo choć za kilka lat miał bić się po mordzie w niejednym pubie, na tamtym etapie swojego życia Ben krzywdził ludzi przede wszystkim psychicznie. Stał więc nieruchomo jak marmurowy posąg, trzymając ręce w kieszeni. Gdyby nie to, już dawno by nimi gestykulował, próbując udowodnić Isolde do kogo należy racja. Czemu aż tak bardzo mu na tym zależało? Jak widać chciał coś komuś udowodnić. Pytanie brzmi - komu? Sobie czy jej?

______________________

Miałem skrawek sumienia
Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia
Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia
Wartości się jak olej w aucie wymienia


~


Powrót do góry Go down


Isolde Bloodworth
Isolde Bloodworth

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Galeony : 5979
  Liczba postów : 2103
http://czarodzieje.org/t5500-isolde-bloodworth#159733
http://czarodzieje.org/t5520-isolde-bloodworth
http://czarodzieje.org/t7230-isolde-bloodworth#204739
Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8




Gracz




Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Re: Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 EmptyCzw 7 Mar - 18:46;

Nie spodziewała się niczego innego, jak tylko kolejnych ostrych słów, wymierzonych w nią precyzyjnie i bezlitośnie, bo na współczucie wroga nie mógł przecież zareagować inaczej. Widziała kłębiące się w nim emocje, wiedząc, że dotknęła jego serca (nawet jeśli przewrotnie wątpiła w jego istnienie). Chyba pierwszy raz wydał się jej tak bardzo ludzki i, ku własnej irytacji, stwierdziła, że nie jest w stanie go nienawidzić. Isolde ze swej natury nie była skłonna do nienawiści, ale Auster potrafił sprawić, że zbliżała się do tej krawędzi, za którą czaiły się mrok i bezwzględność. A Benjamin właśnie sprawił, że zawróciła z tej drogi - i była mu za to w jakiś sposób wdzięczna, bo przypomniał jej, że niemal każdy zły człowiek (z wyjątkiem może psychopatów) został skrzywdzony i pozbawiony wewnętrznego światła przez swoich rodziców albo kogoś innego, kto głęboko go zranił i okaleczył mu duszę. Jego słowa nie zrobiły na niej wrażenia, podobnie jak zimne spojrzenie. Widziała, jak się miota, jak rozpaczliwie próbuje odzyskać kontrolę - i było jej go prawie żal. Prawie.
- Nie, na to już za późno - przyznała spokojnie, a w jej oczach błysnęło coś na kształt smutku. On był już stracony. - A skąd wiesz, że nikt mnie nigdy nie skrzywdził, Auster? Nie da się przejść przez życie, nie doświadczając zła na własnej skórze. Po prostu dobra było więcej - odparła bez gniewu. Ciekawe, że nie życzył jej źle, a tylko przepowiadał, że doświadczy cierpienia, a z tym nie mogła polemizować.
Teraz, gdy zrozumiała źródło jego cynizmu i hedonizmu, jego słowa nie dotykały jej, nie budziły silniejszych emocji. Przypominał jej węża złapanego za ogon i wijącego się w powietrzu, który rozpaczliwie próbuje ukąsić swojego przeciwnika, mimo że jest na straconej pozycji. Uśmiechnęła się prawie pobłażliwie, widząc tę jego szamotaninę, jego bezsilny gniew. Teraz to on tracił kontrolę, a ona nawet nie musiała nic mówić - wystarczyło obserwować, jak wściekle się wije i pluje jadem.
- To twój punkt widzenia, Auster. Mój jest inny. I bardzo mnie cieszy ta różnica poglądów, wiesz? Twoim zdaniem to ja mam wypaczony obraz świata, podczas gdy ja uważam, że to twoje założenia są z gruntu błędne. Gdyby nic za nimi nie szło, uznałabym tę rozmowę za interesujące ćwiczenie filozoficzne - odparła ze niezachwianym spokojem. I naprawdę tak uważała. To było zdecydowanie ciekawsze niż większość rozmów, które prowadziła ze swoimi rówieśnikami. Nie miała zamiaru mu mówić, że dotknął sedna sprawy - ona zamierzała zostać aurorem, a jego komentarz sprawił jej przyjemność, mimo mało eleganckiej formy i faktu, że zdecydowanie zamierzał ją nim obrazić. Pokręciła powoli głową, patrząc na niego łagodnie. - Nie. Ja się po prostu staram być lepsza niż jestem. Naprawdę sądzisz, że doświadczenie bólu to jedyne, co odkrywa przed nami naszą tożsamość? I o jakim rodzaju bólu mówimy? - zapytała, nie próbując go powstrzymać, kiedy podnosił różdżkę z podłogi. Czuła, że jej nie zaatakuje, zresztą własną cały czas trzymała w pogotowiu. Miała poczucie, że to ona jest górą, choć początkowo nic na to nie wskazywało. Nie czuła nawet triumfu czy choćby satysfakcji. Tylko spokój.
Powrót do góry Go down


Benjamin Auster
Benjamin Auster

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Galeony : 1263
  Liczba postów : 575
https://www.czarodzieje.org/t22014-benjamin-auster
https://www.czarodzieje.org/t22020-skrzynka-bena
https://www.czarodzieje.org/t22013-benjamin-auster#720723
https://www.czarodzieje.org/t22025-benjamin-auster-dziennik#7211
Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8




Gracz




Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Re: Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 EmptyPon 11 Mar - 15:43;

To prawda, wielu rzeczy nie wiedział i drugie tyle zakładał. Całe szczęście miał bardzo bujną wyobraźnię i resztę tego, do czego się nie przyznała, mógł sobie wymyślić. W swojej głowie Isolde pochodziła z dobrze usytuowanej, kochającej rodziny. Mieszkała w wiktoriańskim domu z ogrodem, w którym rosną antonówki, a jej rodzice poświęcali jej każdą wolną chwilę. Tacy ludzie jak ona - z niezachwianym poczuciem obowiązku, mocnym kręgosłupem moralnym i upierdliwym credo nie rodzą się jak on, w emocjonalnym rynsztoku. Najsmutniejsze w tej całej sytuacji było to, że na podstawie tego, co sobie o niej wymyślił miał święte prawo czuć do niej nienawiść. A jednak nie potrafił się na to zdobyć, po prostu był zwyczajnie zazdrosny jej wewnętrznego światła. Dobra, którego nie będzie miał nigdy okazji poznać w pełnej krasie.
Kiwnął więc głową w odpowiedzi na jej słowa. Stare dalekowschodnie wyobrażenie jin i jang podpowiadało mu, że w każdym dobrym człowieku jest trochę zła i w każdym złym odrobinę dobra. Isolde i Benjamin stanowili idealne odzwierciedlenie tej metafory, bo i nawet w tamtej chwili okazało się, że nie jest aż takim skurwysynem, za jakiego początkowo go miała.
- Nie wiem tego, Bloodworth - warknął, bo nie lubił, gdy ktoś wytykał mu jego błędu. Miała świętą rację, z pewnością napotkała na swojej drodze jakąś krzywdę. Ale z drugiej strony czy mogła się mierzyć w tragedią jego dzieciństwa? Dramatyczne odejście matki, ciche lata z surowym, wymagającym ojcem. A potem Hogwart i zderzenie z rzeczywistością. Nieczęsto poświęcał się tym myślom, które podsumowywały jego dotychczasowe życie jako niezwykle chujowe.
Wkurwił go jej uśmiech. Była bezczelna, a to jego zagranie, toteż spojrzenie z chłodnego stało się lodowate.
- Zgódźmy się więc na brak zgody - mruknął, unosząc brew gdy tylko usłyszał, że rozmowa z nim zdała się jej interesujące ćwiczenie filozoficzne. Oho, to ciekawe. Mimo całej niesprzyjającej sytuacji - perspektywy minusowych punktów, za które oberwie mu się w pokoju wspólnym, totalnie rozwalonym związku i niechybnemu szlabanowi,  pozwolił sobie na uśmiech. Wciąż był zły, ale w tym grymasie kryło się coś, co mogło jej zasugerować, że dla niego również ta wymiana zdań okazała się bardziej przyjemna niż na początku zakładał. Nie owocna, a po prostu… intelektualnie pobudzająca.
- Pamiętaj, Isolde. Będę zawsze do twoich usług - pozwolił sobie na jeszcze jedną uszczypliwość. Być może miał to naprawdę na myśli albo zwyczajnie czuł satysfakcję, za każdym razem, gdy mącił jej niezachwiany spokój.
Gdy rozmowa zeszła na te bardziej bolesne tory, nie był już taki rozchwiany. Nie był również zupełnie stabilny. Otarł w zamyśleniu usta spierzchnięte od pocałunków i przechylił powoli głowę.
- Tak, tak mi się wydaje - odpowiedział, patrząc śmiało w jej oczu. Potem po jego twarzy przemknął pstoliwy uśmiech, jakby pomyślał o czymś zabawnym. - Fizyczny, psychiczny. Każdy ból nas zmienia. W decydującej chwili, stojąc przed jego obliczem okazuje się, kim tak naprawdę jesteśmy. Nie każdy jest jednak bezwarunkowo zły. Istnieje także ból przyjemny - mruknął, zahaczając może o ułamek sekundy za długo spojrzeniem w okolicach jej biodra. Kto by się spodziewał po Austerze, jeszcze takim, w którym buzują hormony, czegoś więcej?
- Ale jak bardzo nie sprawia mi radości nasza mała pogawędka, chyba czas na wymierzenie kary. Chodźmy do Marceline. Miejmy to już za sobą - dodał, ostrożnie odstępując krok w tył. Zabawa zabawą, ale trzeba pamiętać, z kim ma się do czynienia. Był pewien, że prefektka będzie chciała go mieć na oku. A on ją, choć pewnie ze zgoła innych powodów.

Zt x 2
+

______________________

Miałem skrawek sumienia
Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia
Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia
Wartości się jak olej w aucie wymienia


~


Powrót do góry Go down


Sponsored content

Wróg publiczny nr 1 QzgSDG8








Wróg publiczny nr 1 Empty


PisanieWróg publiczny nr 1 Empty Re: Wróg publiczny nr 1  Wróg publiczny nr 1 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Wróg publiczny nr 1

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Wróg publiczny nr 1 QCuY7ok :: 
retrospekcje
-