W wiosce znajdziecie piękną, niesamowitą choinkę, która ugina się pod ciężarem śniegu. Bije od niej magia, taka sama, jak od wszystkiego, co możecie tutaj znaleźć. Zewsząd otaczają was stare zabudowania i strzeliste drzewa, jednak żadne z nich nie dorównuje świątecznemu drzewku, które zdaje się ukoronowaniem tego, co was otacza. Gdy się rozejrzycie, dostrzeżecie płot otaczający wioskę, dostrzeżecie również inne, czarowne miejsca, które zdają się umykać waszym spojrzeniom.
Na samym środku wioski rośnie olbrzymia choinka. Sprawia wrażenie, jakby od lat wspomagana była czarami, jej gałęzie są nie tylko potężne i długie, ale również całe pokryte igliwiem. Dookoła iglaka roztacza się wspaniały, niepowtarzalny zapach, który każdemu może skojarzyć się z lasem, z dziczą, z czymś zapomnianym lub wręcz przeciwnie, z czymś, co kocha, co przypomina mu rodzinę i świąteczną atmosferę. Igły strzelistego drzewa zdają się lśnić delikatnym blaskiem, jakby same z siebie błyszczały, jakby pełne były światła, które pragną rozdzielić dookoła, które pragną oddać każdemu, kto się do nich zbliży.
Dookoła niej pełno jest śniegu, widać tutaj również wózki, na których znajdują się dostarczone ozdoby i różnego rodzaju smakołyki. Czuć także zapach świeżo zaparzonej kawy, mieszający się z herbatą, kakao i nutką alkoholu. Ta ostatnia jest jednak niesamowicie subtelna i zdecydowanie tutaj nie góruje. Śnieg trzeszczy cicho pod butami, gałęzie choinki poruszane przez zbliżające się do niej osoby wydzielają niepowtarzalną woń żywicy, mieszając się z zapachem palonego drewna. Panuje tutaj niezwykle ciepła atmosfera i nawet jeśli ktoś nie jest wielkim przyjacielem świąt, czuje się tutaj zadziwiająco przyjemnie, niezwykle wręcz komfortowo, zupełnie, jakby został opatulony miękkim, ciepłym kocem.
Bałwanki i śnieżna bitwa
Dookoła choinki pełno jest odgarniętego na boki śniegu. Tworzy wysokie zaspy, w sam raz do tego, by się za nimi skryć albo wykorzystać je do stworzenia wspaniałego, niezwykle atrakcyjnego dzieła. To miejsce, w którym zdecydowanie można psocić, które napawa człowieka wielkim optymizmem, które przypomina mu o beztroskich, dziecięcych czasach, gdy można było łapać śnieg na język albo tarzać się w nim bez opamiętania i zastanowienia. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim znajdują się pierwsze bałwany, niezbyt duże, raczej skromne, ale z całą pewnością stanowiące wspaniałych strażników równie niezwykłej choinki.
W jednej ze skrzyń, która została tutaj wcześniej przyniesiona, znajdują się węgielki i drewno, jakieś patyczki i połamane, iglaste gałązki, gotowe do wykorzystania. Jeśli uważnie rozejrzycie się dookoła, dostrzeżecie również inne elementy, którymi można by przyozdobić bałwana, w końcu choinka z całą pewnością nie obrazi się, jeśli podkradniecie kilka ozdób przeznaczonych do jej udekorowania. Jej wierni strażnicy również powinni mieć coś z tych świąt! Muszą tylko bardzo uważać, bo jest to również doskonałe miejsce na wspaniałą bitwę na śnieżki, jakiej nikt, ale to dosłownie nikt, nie może sobie odmówić!
Bitwa na śnieżki W wiosce znajduje się tyle puszystego, wspaniałego śniegu, z którego można ulepić zastępy śnieżek, że aż żal z tego nie skorzystać. Nie dopatrzycie się tutaj z całą pewnością lodowych brył, którymi moglibyście zrobić krzywdę swoim przeciwnikom, już Papa Świąt o to zadbał, jednak trafienie prawdziwą, doskonale skrojoną śnieżką, również niekoniecznie musi być miłe. Ale ile niesie ze sobą frajdy! Nie ma zatem na co czekać, to najwyższa pora na to, by brać się do walki i bronić swojej osoby!
Mechanika:
W bitwie na śnieżki można napisać maksymalnie sześć postów, co da wam aż 30 punktów uratowania świąt. Każdy post, w którym bierzecie udział w tym śnieżnym pojedynku, wyceniany jest bowiem na 5 punktów uratowania świąt. By wziąć udział w bitwie, rzucacie dwiema kośćmi k100, gdzie pierwsza odpowiada za siłę waszego ataku, a druga za siłę waszej obrony. W każdym swoim poście oznaczacie, w kogo celujecie, jeśli jego kość obrony będzie wyższa, niż wasza kość ataku, pudłujecie! Nie musicie czekać, aż osoba, którą atakujecie, odpisze, możecie biec dalej i celować w kolejnych oponentów. W końcu bitwa na śnieżki jest z reguły szalona i mocno chaotyczna.
Bałwanki Zwały śniegu, które otaczają choinkę, zdają się wręcz prowokować do tego, by po nie sięgnąć, by stworzyć z nich coś wielkiego, a może wręcz przeciwnie, coś małego, coś niezwykłego, coś typowego albo coś abstrakcyjnego. Nie ma tutaj żadnych reguł ani żadnych zasad, nie ma tutaj tak naprawdę niczego, na czym należałoby się jakoś wyjątkowo mocno koncentrować. Właściwie należy popuścić tutaj wodze fantazji i pozwolić na to, by pragnienia poniosły czarodzieja tak daleko, jak tylko mogą. Choć, oczywiście, lepiej nie robić sobie niemądrych żartów, bo nie wiadomo, jak zareaguje na to Papa Świąt!
Mechanika:
Każdy, kto zamierza stworzyć bałwanka, rzuca jedną kość k100, która określa, jak idzie mu ta praca. Im wyższy wynik, tym lepiej! Możecie dodać do niego wszystkie swoje punkty z działalności artystycznej, a jeśli towarzyszący wam lisek jest pasjonatem sztuki, przysługuje wam dodatkowe 10 punktów do wyniku kości k100. Możecie wykonać maksymalnie trzy bałwanki i na każdego z nich rzucacie odrębną kość k100 - macie możliwość opisania tego w jednym poście albo trzech odrębnych, ale pamiętajcie, że opis lepienia każdego z bałwanków powinien zająć wam co najmniej 1 000 znaków! Za każdego ulepionego bałwanka, nieważne, jak okropnie by wyglądał, przysługuje wam 10 punktów uratowania świąt, więc możecie zdobyć ich tutaj łącznie 30. Ten, kto ulepi najładniejszego bałwanka, może liczyć na nagrodę w wysokości 50g!
Pozostałe aktywności
Dookoła choinki znajduje się całkiem sporo wózków i pudeł, na których dostrzegasz różnego rodzaju ozdoby, które donoszone są nieustannie z pracowni. Jedne są ładniejsze, inne nieco mniej, jednak każda z nich tchnie duchem świąt. Podobnie, jak śpiewniki, które leżą z boku, na jednej ze skrzyń, przygotowane dla chętnych, którzy chcieliby uświetnić ten wieczór swoim śpiewem. Kolędy mogą w końcu nieść się ku niebu, barwiąc je tajemniczymi kolorami, których nie da się tak łatwo dostrzec. Żeby nie zachrypnąć i nie zmarznąć, można sięgnąć po kubek rozgrzewającego napoju i wszystko wskazuje na to, że każdy może przyrządzić go sobie zgodnie z własnymi, niepowtarzalnymi preferencjami.
Uwaga: każda z poniższych atrakcji powinna zostać opisana w odrębnym poście. Oznacza to, że jeśli chcecie wziąć udział we wszystkich trzech, musicie rozbić to na trzy osobne posty.
Kolędy Żeby zdobyć 5 punktów uratowania świąt, przynajmniej w jednym poście musisz wspomnieć o tym, że faktycznie śpiewasz. Podkreśl tę aktywność, by była dobrze widoczna. Możesz skorzystać ze śpiewników, które zostały rozłożone dookoła choinki, możesz zaśpiewać coś innego, nawet wymyślonego, byle tylko była w tym prawdziwa magia świąt, na które czekasz. Nie ma znaczenia, czy potrafisz śpiewać, czy masz głos godny zardzewiałego wiadra, tutaj liczą się chęci!
Ozdoby Żeby zdobyć 5 punktów uratowania świąt, przynajmniej w jednym poście musisz wspomnieć o tym, że zawieszasz na choince przygotowane wcześniej ozdoby. Podkreśl tę aktywność, by była dobrze widoczna. Wykorzystaj przyniesione z pracowni ozdoby, które leżą na wózkach dookoła choinki. Możesz zawieszać je własnoręcznie, możesz wykorzystać do tego zaklęcia, nie ma znaczenia, w jaki sposób to zrobisz, ważne, żeby świąteczne drzewko wyglądało naprawdę pięknie.
Napoje Żeby zdobyć 5 punktów uratowania świąt, przynajmniej w jednym poście musisz wspomnieć o tym, że przygotowujesz sobie coś ciepłego do picia. Podkreśl tę aktywność, by była dobrze widoczna. Na wózkach dookoła choinki rozłożono kawy, syropy, herbaty, kakao i czekoladę, znajdziesz tutaj również różnego rodzaju posypki, bitą śmietanę, mleko i czego dusza zapragnie. Jeśli jesteś pełnoletni, widzisz również butelki z alkoholem, który możesz wykorzystać, ale ten magicznie wyparuje, jeśli użyjesz go więcej, niż ćwierć kubka. Masz się bawić, a nie upijać!
Kod
Każdy post w tym temacie powinien zostać opatrzony poniższym kodem. W ostatnim zawieracie informacje o wszystkich zdobytych w tej lokacji punktach uratowania świąt, a następnie podlinkowujecie go w temacie o rozliczeniach świątecznego eventu, kiedy uznacie, że zakończyliście swoją przygodę w wiosce Papy Świąt. Pamiętajcie, że wszystko, co zdobyliście, zostanie przyznane wam po zakończeniu zabawy na podstawie waszych zgłoszeń właśnie w tym temacie!
Kod:
<zgss>Bitwa na śnieżki:</zgss> x/6 postów napisanych; podaj wynik 2k100 oraz kogo atakujesz <zgss>Bałwanki:</zgss> x/3 ulepionych bałwanów; podaj wynik k100 + modyfikatory <zgss>Pozostałe aktywności:</zgss> wpisz, które i dodaj za każdą z nich 5 punktów uratowania świąt <zgss>Suma punktów uratowania świąt:</zgss>
______________________
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Bitwa na śnieżki: 0/6 Bałwanki: 0/3 Pozostałe aktywności: Suma punktów uratowania świąt: Lisek:Toto
- No, to musisz przyznać, że to jest naprawdę niesamowite, chociaż wiesz, trochę się przestraszyłam, jak się okazało, że siedział na mnie Toto. Znaczy właściwie to mam wrażenie, że wcale nie siedział, tylko się chował, no zobacz na niego, chyba będę musiała go do siebie przywiązać, bo inaczej będzie chował się wszędzie, gdzie to możliwe - stwierdziła, kiedy już razem z Lizzie wylądowały w świątecznej wiosce, odnosząc wrażenie, że to była jakaś szalona, niesamowicie zwariowana przygoda, która miała przed nimi otworzyć cały, ale to dosłownie cały, świat. Może tak zresztą było, biorąc pod uwagę, że właśnie wylądowały w domostwie samego władcy świąt, który, o ile Carly się nie myliła, mógł dosłownie wszystko. A przynajmniej tak słyszała od swoich dziadków, którym oczywiście, nie mogła dawać całej wiary świata, ale jednocześnie nie mogła również negować tego, co jej opowiadali. I jak widać, właśnie te ich historie spełniały się na jej oczach. - O, Lizzie, ta choinka jest taka wielka, że jakbyś stanęła mi na ramionach, a później jakoś ja na twoich i tak w nieskończoność, to chyba byśmy nie sięgnęły czubka. Ja nie wiem, jak zawiesić na tym ozdoby, a zobacz, pełno ich tu... AAA! - krzyknęła, kiedy nieoczekiwanie dostała śnieżką w plecy i okręciła się jak fryga, starając się zlokalizować żartownisia, który w ten sposób postanowił ją przywitać w tym miejscu, jednak żadnego nie dostrzegła. Wszyscy się gdzieś spieszyli, przemieszczali, bawili, a ona nie była w stanie wyśledzić tego, który postanowił ją tak brutalnie i nieoczekiwanie zaatakować. - Też mi coś! Za chwilę go znajdę, zobaczysz, i natrę śniegiem. Toto! Nie widziałeś tego łobuza? Och, daj spokój, już się tak nie chowaj, proszę cię! - zwróciła się do ducha polarnego lisa, który ukrywał się wyraźnie przed jej spojrzeniem, sprawiając wrażenie, jakby zaraz miał się zarumienić. - No masz Merlinie placek!
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Bitwa na śnieżki: 0/6 Bałwanki: 0/3 Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: LisekYoga
Zbliżały się święta i powoli Huang zastanawiał się nad prezentami, obiadem, czy zapraszać Maxa do rodzinnego domu, czy może wykręcić się z kolacji i zostać z nim w mieszkaniu. Świąteczne plany przepływały gdzieś w tle pozostałych myśli i trosk, aż nagle zostały całkowicie usunięte, kiedy obudziło go coś, co wskoczyło na niego i Maxa, gdy leżeli w łóżku. Podejrzewał, że świnks postanowił akurat w środku nocy chcieć się z nimi bawić, więc przez chwilę nie potrafił zrozumieć, dlaczego ma przed sobą lisa, a właściwie dwa, gdyż drugi zdawał się czekać na reakcję Gryfona. Sięgnął po list, który wprowadzał tylko więcej zaskoczenia, nie odpowiadając na nic, choć jednocześnie wskazywał, gdzie należy się udać aby zdobyć odpowiedzi. Longwei wiedział, że nie było konieczne namawianie Maxa, żeby ubrali się cieplej i skorzystali ze świstoklików, aby udać się do Merfox Village. Nie wiedząc czego mogli się spodziewać, nie potrafił ukryć zaskoczenia na widok świątecznego placu i pięknej choinki. Ilość śniegu również była zachwycająca, nawet jeśli nie było się pierwszą osoba, która rzucała się do zabawy nim. Longwei uśmiechnął się lekko, rozglądając się wokół, aż w końcu spojrzał na Maxa, przechylając lekko głowę, nim schylił się po odrobinę śniegu. - Tym razem mogłeś zabrać szalik - powiedział z uśmiechem, rzucając puch w stronę Gryfona, po chwili dostrzegając, że Yoga, jego lis nagle zwróciła uwagę na to, co zrobił i zdawała się na coś czekać. Poprawił więc rękawiczki i ulepił właściwą śnieżkę, aby rzucić ją przed siebie, obserwując jak duch zdaje się ją aportować. - Wioska... Babcia czytała nam kiedyś bajkę o niej, ale wiesz... To zawsze były bajki. Zabawne, że otaczając się magią, nie wierzyłem w istnienie magicznej krainy - powiedział cicho, obserwując jak Yoga wraca ze śnieżką, ale wyraźnie nie zamierza jej oddawać. Wszystko wydawało się snem, jakby nagle wpadli do baśni dla dzieci i mieli możliwość chwilę się zabawić. Oczywiście, pamiętał, że w liście było wspomniane o konieczności uratowania świąt, ale także o przygodzie i nadziei. Z tego powodu uśmiechnął się nieco szerzej, kiedy brał w dłonie kolejną porcję śniegu, aby zaraz rzucić nim w Maxa. - Sprawię, że nauczysz się nosić szalik i resztę zimowego zestawu - zagroził, a jego ciemne spojrzenie błyszczało radością. Cokolwiek mieli robić, mogło chwilę poczekać, aż na moment zatracą się w zabawie, a tym rzutem podejrzewał, że mógł rozpocząć wojnę na śnieżki.
______________________
I won't let it go down in flames
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Bitwa na śnieżki: 1/6 postów napisanych; 86 || 2, broń się @Longwei Huang Bałwanki: x/3 ulepionych bałwanów; Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: Lisek:Mable
Zimowe szaleństwo to było coś, co z pewnością towarzyszyło Huang już od jakiegoś czasu, a wizyta przyjaznego liska polarnego sprawiła jedynie, że Mulan zyskała cudownego towarzysza zabaw. Marble była zwierzaczkiem, który idealnie do niej pasował. Nieustraszona lisiczka, która lgnęła do innych stworzeń bez względu na ich gatunek. Po cichu liczyła na to, że nigdy nie będzie musiała się rozstać ze swoją nową przyjaciółką, której zbudowałaby uroczą budę przy domu jeśli tylko chciałaby aktywnie wędrować po okolicy. Marble wesoło podskakiwała wokół Gryfonki, która wybrała się na spacer po lisiej wiosce. Można było powiedzieć, że szukała w pewnym sensie zaczepki, bo naprawdę potrzebowała jakiejś rozrywki, a ta zdawała się przyjść do niej w zasadzie sama. Uśmiechnęła się, gdy tylko dostrzegła sylwetkę brata oraz Maxa w zasięgu wzroku. Spojrzała jeszcze porozumiewawczo na swoją lisiczkę jakby chciała się upewnić, że ta na pewno nie zdradzi ich obecności, a następnie uformowała w dłoniach zgrabną śnieżkę, którą posłała wprost w niczego nie spodziewającego się Longweia. - Broń się, gege! - zawołała jeszcze, a znajdujący się obok niej futrzak podskoczył kilka razy, krążąc wokół nóg Gryfonki i wydając z siebie dźwięki niesamowicie podobne do złośliwego śmiechu.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Bitwa na śnieżki: 1/6 → atak 74@Longwei Huang i 58 obrona Bałwanki: 0/3 Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: 5 LisekLulu
Max nie do końca wiedział, jak ma podchodzić do tego wszystkiego, co się dookoła niego działo od samego rana. Czuł się dziwnie, wrzucony w świat, który znowu był mu całkowicie obcy, jednocześnie mając wrażenie, że było to coś, co mu odpowiadało, coś, co go ciekawiło, coś, co go pociągało. Oczywiście, znał tradycje świąteczne, ale z różnych powodów, o których mimo wszystko nie chciał mówić, nie skupiał się na nich, nie zapadał się w nich, nie poświęcał im nazbyt wiele czasu. Niemniej jednak lisi duch, który cały czas mu się przypatrywał, machając ogonem, jakby nie był w stanie się przed tym powstrzymać, rozsiewając dookoła siebie śnieg, był niesamowicie ciekawy. Kryło się w nim coś, co go bawiło, a jednocześnie budziło jakieś dawno temu uśpione nadzieje, o których zwyczajnie zdążył już całkiem zapomnieć. Albo na jakich w ogóle się nie koncentrował, nie chcąc robić sobie nadziei tam, gdzie były całkowicie i absolutnie niepotrzebne. Teraz jednak, z Weiem u boku, postanowił dostać się do tej całej wioski, przy okazji wywracając oczami, jakby to była jakaś skończona głupota, a później uśmiechnął się kącikiem ust, gdy znaleźli się na miejscu, nie do końca wiedząc, gdzie właściwie byli i czego powinien się tutaj spodziewać. Bo wyglądało mu na to, że dosłownie, ale to dosłownie, wszystkiego. Tym bardziej że miało być tu jakieś niebezpieczeństwo, którego na razie zwyczajnie nie dostrzegał i nie wiedział, czy było to czymś dobrym, czy czymś złym. - Niby po co? - zapytał, nie do końca przytomnie, przyglądając się temu, co ich otaczało, zastanawiając się jednocześnie, czy było to coś, co mu się podobało, czy wręcz przeciwnie. Nie wiedział, jaka była właściwa odpowiedź, nie wiedział, czego powinien się spodziewać i w pewnym sensie, czuł się w tym wszystkim zagubiony. A jednocześnie nie widział nic złego w tym, co go otaczało, chociaż na dnie jego serca czaiły się uczucia i wspomnienia, jakich wolałby nie wyciągać na światło dnia, a przynajmniej nie w tej właśnie chwili. Nie chciał ostatecznie psuć nastroju, jaki tutaj panował, nie chciał psuć zabawy, jaka mogła tutaj mieć miejsce, nie chciał okazać się kimś, kto zostałby uznany za tego całego niszczyciela świąt. Przynajmniej zamierzał się w chuj mocno postarać, żeby naprawdę nie jebnąć czymś, co okazałoby się ostatecznie skrajnie nieodpowiedzialne. - Musisz się bardzo postarać - stwierdził ubawiony, kiedy zobaczył, co robi Wei i zaraz zgarnął śnieg, którym zwyczajnie rzucił mu w twarz, niczym się nie przejmując, śmiejąc się, gdy Lulu szczeknęła z zadowoleniem, a jej ogon zaczął latać na wszystkie możliwe strony, sypiąc dookoła białym puchem. Wyglądało na to, że była zachwycona tym, co się działo i zamierzała dołączyć do zabawy, dostarczając swojemu towarzyszowi świeżej broni, co było zdecydowanie komiczne. Tak samo, jak to, że znikąd pojawiła się Mulan, która postanowiła włączyć się do tej gry i zwyczajnie uznała, że zaatakowanie własnego brata będzie najlepszą komedią na świecie. I właśnie tym, zdaniem Maxa, było to, co się działo, ale właśnie to naprawdę go bawiło.
Bitwa na śnieżki: 1/6 postów napisanych; atak - 10, obrona - 83, atakuję @Scarlett Norwood Bałwanki: 0/3 ulepionych bałwanów Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: 5 Lisek:Sashka
- To jest totalnie odlotowe! Spodziewałaś się czegoś takiego?? To znaczy tak, ja na początku też się trochę wystraszyłam, bo jednak śpi sobie człowiek spokojnie, budzi się rano i widzi... no, liskowego ducha, ale kiedy tylko się okazało, że jest całkowicie niegroźny, to wszystkie obawy zniknęły. Moja zresztą wcale przy mnie nie leżała, wiesz? Wyszła gdzieś zza kufra i najpierw tam stała przez jakiś czas, a potem wróciła do zwiedzania pokoju - mówiła radośnie, spoglądając to na Carly, to na liski, to znowu na całą wioskę Papy Świąt, do której trafiły. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że to wszystko to tylko bardzo długi sen, z którego nie mogła się wybudzić, i z którego w ogóle nie chciała się budzić. Było pięknie, było zimowo, było magicznie i świątecznie - a przecież dopiero co zaczynała stawiać pierwsze kroki w tej bajkowej krainie! - Wiesz, mam wrażenie, że nasze liski się doskonale dogadają i nie musisz się obawiać, że twój Toto się będzie chował. Sashka na pewno go wyciągnie z każdego ukrycia, patrz tylko na nią, już leci do tej wielkiej choinki... No i nie, na pewno byśmy nie dosięgnęły czubka, nie ma nawet takiej opcji - zaśmiała się, spoglądając w górę, by dostrzec najwyższe gałęzie świątecznego drzewka. Robiło wrażenie, to bez wątpienia. - A tobie co? - spytała, marszcząc brwi i w momencie zwracając głowę z powrotem do przyjaciółki, kiedy ta wydała z siebie dziki okrzyk. Nie potrzebowała dużo czasu, aby dodać dwa do dwóch - śnieg i rozglądanie się mogły oznaczać tylko jedno. Na jej ustach powoli zaczął pojawiać się uśmiech, z każdą sekundą coraz szerszy. - Aleś ty groźna, o mamo. Powinnam się bać? - spytała, niby to podchodząc do wózka wypełnionego po brzegi ozdobami gotowymi do powieszenia na choinie, ale schylając się za nisko, aby sięgnąć po jedną z nich. Nabrała bowiem w ręce okryte rękawicami śnieg i uformowała z niego coś na podobieństwo kuli - zależało jej tylko na tym, żeby się trzymało. - Orient! - wykrzyknęła, odwracając się do Carly i rzucając w nią śnieżką, a następnie ze śmiechem odbiegając kilka kroków. Aż żal było nie skorzystać z okazji, skoro uwaga dziewczyny była skierowana na jej liska.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Bitwa na śnieżki: 1/6 postów napisanych; 77 atak i 70 obrona@Elizabeth Brandon Bałwanki: 0/3 ulepionych bałwanów Pozostałe aktywności: Suma punktów uratowania świąt: 5
- Myślę, że wy się świetnie ze sobą dogadacie, wiesz? Takie poszukiwanie skarbów i sprawdzanie, co się tutaj w ogóle znajduje, to musi być dopiero coś. Bo ja to mam wrażenie, Lizzie, że tutaj jest dosłownie wszystko i nic, zobacz choćby tutaj, jakieś ozdoby, a tam masz coś do picia i chyba widziałam węgiel. Myślisz, że za chwilę okaże się, że mamy napalić w piecu? - odpowiedziała właściwie od razu, patrząc dookoła roziskrzonymi oczami, mając wrażenie, że trafiły w jakieś niesamowite magiczne miejsce, które aż trudno było nazwać oraz opisać, jednocześnie mając ochotę wszystkiego dotknąć, polizać i zrobić milion innych, podobnych rzeczy. Nie było to ani właściwe, ani mądre, ani cokolwiek podobnego, ale taka już Carly była i zwyczajnie paliła się do tego, do czego nie powinna. Poza tym wszystko wskazywało na to, że jej przyjaciółka również nie zamierzała tym razem próżnować. - Ha, myślisz? No jestem bardzo ciekawa, czy przekona go do działania! Toto to chyba się nawet boi tej choinki, ja nie wiem, kurczę, mam nadzieję, że za chwilę nie postanowi się gdzieś schować, bo nie o to tutaj chodzi - perorowała dalej, nim nie została trafiona śnieżką, po czym odstawiła swoje małe przedstawienie, zachowując się, jak najeżony kot. Podskakiwała, śmiała się, rozglądała, jakby szukała zbrodniarza, który doprowadził ją do takiego stanu, jednocześnie nie umiejąc usiedzieć na miejscu. Parsknęła również słysząc słowa Lizzie, pokazała jej język, wydając z siebie głośne: ha!, a potem pisnęła, gdy śnieżka poszybowała w jej stronę, robiąc jakiś szalony unik, by złapać śnieg w ręce i rzucić nim w stronę drugiej Puchonki. - Toto, kryj się, kryj! Jesteśmy pod ostrzałem! - zakomunikowała, śmiejąc się w najlepsze.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Bitwa na śnieżki: 1/6 - obrona 56, atak 16 w @Mulan Huang Bałwanki: 0/3 Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: Lisek Yoga
Miał ochotę zacząć kolejny raz tłumaczyć Maxowi, że dbanie o siebie wtedy, kiedy jest zimno na dworze było czymś ważnym, ale doskonale wiedział, że jego argumenty w żaden sposób nie trafią do Gryfona. Mógł więc jedynie dyskretnie wznieść oczy ku niebu, zastanawiając się, czy naprawdę porządne przemarznięcie mogłoby w tym jakkolwiek pomóc. Mieli ku temu najlepszą z możliwych okazji, szczególnie gdy tylko Wei dostrzegł zachwyt Yogi, gdy zaczął rzucać śniegiem. Zupełnie, jakby liskowi marzyła się śnieżna bitwa i nawet Huang chciał zapytać Maxa, czy miałby coś przeciwko, ale odpowiedź otrzymał o wiele szybciej, niż mógł podejrzewać i owszem, mógł za to winić tylko siebie, skoro pierwszy rzucił śniegiem w Gryfona. Sam nie wiedział, co było pierwsze – krzyk siostry, ostrzegawcze jakby szczeknięcie Yogi, czy może nagły chłód z tyłu głowy, kiedy uderzyła w niego śnieżka. W ten dość chaotyczny sposób dowiedział się, że do ich walki dołączyła jeszcze Mulan, ku której spojrzał zaskoczony, od razu ciskając w nią śnieżką. - Pożałujesz pierwszego ciosu - odpowiedział śmiechem, zaraz spoglądając na liska. - Dalej Yoga, pokonamy ich! - dodał, zachęcając ducha, żeby atakował śniegiem zarówno Mulan, jak i Maxa, od którego także oberwał śnieżką. To na niego szykował kolejną, próbując uniknąć lecących kulek, nie mając ochoty wytrzepywać spod płaszcza śniegu. Miał nadzieję, że jego lisi towarzysz, który rzucił się w stronę Mulan, aby ogonem sypnąć w nią śniegiem, będzie świetny w zasypywaniu ich chwilowych wrogów. Spróbował jeszcze odbiec kawałek dalej, aby móc się schronić przed śnieżkami za stojącą na placu choinką. - Meimei! Powinnaś ze mną atakować Maxa, co to za pozbywanie się rodziny? - krzyknął jeszcze do siostry, nie kryjąc rozbawienia.
______________________
I won't let it go down in flames
Marcus Deverill
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Bitwa na śnieżki: 0/6 postów napisanych; Bałwanki: 0/3 ulepionych bałwanów; Pozostałe aktywności: napoje Suma punktów uratowania świąt: 5 pkt
Głód. Głód doskwierał mu już od jakiegoś czasu, ale najbardziej ubolewał nad brakiem alkoholu, który powoli uchodził z niego niczym powietrze z przebitego igłą balonu. Nie podobało mu się to. Czuł chłód, nawet jeśli miał na sobie ciepły płaszcz. Ręce lekko mu drżały, a on nie miał, ani fajek, ani procentów. Nie chciał dostać tu ataku delirium, dlatego zastanawiał się jak się stąd wydostać. Ten świstoklik od Papy, który dostał, gdzieś wyparował. Teleportacja w takim stanie to bardzo chujowy pomysł, dlatego po prostu chodząc po śniegu i tej cholernej wiosce na biegunie północnym, szukał czegoś, co ukoi jego duszę, a raczej pragnienie. Ciężko było nie zobaczyć ślicznej choinki na środku placu, roztaczającej klimat czegoś niesamowitego i uspokajającego. Lekko oszołomiony niczym w majakach Marcus skierował się w stronę świątecznego drzewka. Od razu wyczuł zapach kawy, herbaty, kakao... a także mógł przysiąść na zad polarnej kozy, że gdzieś tu czaił się alkohol w tych sosnowych igłach. Przysiadł na jednych z sań, poszukując czegoś do picia, nie od razu znalazł, to czego szukał, tak więc zabrał się za przygotowanie sobie mocnej kawy, z syropem, bitą śmietaną i posypkami. Postawi go na nogi jak nic, ale najpierw przysiągł Papie Świąt w myślach, że jeśli się nie porzyga, to zaśpiewa kolędę ‐ amen. Już miał to wypić, kiedy w oczy rzuciła mu się butelka czegoś mocniejszego. — Alleluja! - Zakrzyknął, od dziś wierząc w magie świąt, ale kiedy wypił ćwierć kubka i zamierzał sobie dolać więcej, prezent świąteczny wyparował. — Na klątwę lisołaka, mam tu zdechnąć? Świąteczny w dupę kopany odwyk? - Gadał do choinki, jakby to ona była sprawcą jego nieszczęść. Siedział tak ukojony ciepłą atmosferą tego miejsca, po czym sięgnął po mix swojej własnoręcznie zrobionej słodkiej kawy, upił kolejny łyk, zostawiając sobie wąsy z bitej śmietany.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Bitwa na śnieżki: 2/6 postów napisanych; 68 || 54, broń się @Maximilian Brewer Bałwanki: x/3 ulepionych bałwanów; Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: Lisek:Mable
Chyba po prostu miała nadzwyczajne wyczucie czasu. W zasadzie należało po prostu współczuć Longweiowi ze względu na to, że musiał użerać się aktywnie z tą dwójką. W końcu powszechnie wiadomym było, że te dwie niecnoty to kłopoty, a siostrzanym obowiązkiem Mulan było dokuczanie bratu, gdy tylko mogła. Poza tym i tak była dla niego bardzo dobrą siostrą, na którą nie mógł i nie powinien narzekać! Iście dziecięcy uśmiech zaistniał na jej ustach, gdy tylko spostrzegła, że jej rzut sięgnął celu i trafiła idealnie w głowę brata. Chyba jednak naprawdę miała cela, a dodatkowo starszy kompletnie nie spodziewał się tego ataku od partyzanta. Szkoda tylko, że sama stała na otwartej przestrzeni zupełnie jakby nie przypuszczała nawet, że Wei może zechcieć się jej zrewanżować za ten jakże wstrętny występek. Nic dziwnego też, że oberwała prosto w klatkę piersiową. - No wiesz co? Marble! Do ataku! - zakomenderowała z powagą, wskazując lisowi cel. Lisiczka wydała z siebie radosny dźwięk pomiędzy piśnięciem, a szczeknięciem i ruszyła naprzód, aby skoczyć na Yogę w zaczepnej zabawie. W końcu zwierzaki również mogły dołączyć do ich bitwy i wykazać się męstwem w boju, a fakt, że nie posiadały kciuków z pewnością nie stał im na drodze. - Mogę bez problemu atakować was obu! - odpowiedziała i jako potwierdzenie swych słów tym razem obrała Brewera za swój cel. Nie byli drużyną. Tu była rywalizacja, istne battle royale, gdzie każdy ruszał na każdego. Przynajmniej tak to się przedstawiało w wypadku Huang, która nie chciała nikomu składać ślubów lojalności. Niech każdy oberwie po równo.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Bitwa na śnieżki: 2/6 → atak 8@Mulan Huang i obrona 32 Bałwanki: 0/3 Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: 10 LisekLulu
Wei mógł próbować go nawracać i prostować, ale pod pewnymi względami Max był zwyczajnie niereformowalny i zwyczajnie uważał, że było ciepło. Nawet kiedy okazało się, że za chwilę przyjdzie im babrać się w śniegu, co z całą pewnością nie było zbyt mądre, ale jego to obchodziło tyle, co i nic. Miał to głęboko w dupie, po prostu zwyczajnie dobrze się bawiąc, mając świadomość, że nie zawsze mogli się tak wydurniać, zachowując się, jak dzieciaki. Nawet jeśli to wszystko budziło niezbyt przyjemne, uśpione dawno temu wspomnienia, nie miał nic przeciwko, bo teraz zdecydowanie było inaczej, było lepiej, było zdecydowanie lepiej. Nic zatem dziwnego, że zaśmiał się głośno, kiedy Mulan zaczęła sprzeczać się z bratem, uznając, że to najwyższa pora, żeby wszystkim dokopać. - To ja nie jestem rodziną? – zapytał, robiąc smutną minę, poczuwszy chwilowe, idiotyczne ukłucie, która musiał zaraz zignorować, gdy dostał śnieżką prosto w twarz i aż zakrztusił się śniegiem, nieco się zataczając i przyklęknął, kręcąc przy tej okazji głową. Widać był mimo wszystko rozproszony tym, co się tutaj działo, a może uwagą, jaka przed chwilą padła, zbijając go nieznacznie z tropu. - Żryjcie śnieg – mruknął, próbując trafić Mulan, ale oczywiście nic mu z tego nie wyszło, bo widać oberwał tak poważnie, że stracił cela, a może myślenie przychodziło mu z większym trudem. – Lulu, nie damy się, przetrwamy do samego końca i pogrzebiemy ich pod śniegiem – dodał poważnie w stronę lisicy, która w odpowiedzi zaczęła nie tylko szczekać, ale machać energicznie ogonem, rozrzucając dookoła tyle śniegu, że nie tylko trudniej było go zobaczyć, ale również on mógł przygotować sobie zdecydowanie więcej ścieżek, którymi mógł rozłożyć na łopatki rodzeństwo. I wcale nie zamierzał się w tym wahać, sięgając faktycznie po biały puch, wychodząc z założenia, że skoro walczyli, to nie było sensu się zatrzymywać. Nawet na chwilę.
Bitwa na śnieżki: 2/6 postów napisanych; obrona (z poprzedniego posta) - 83, atak - 42, obrona (na kolejny post) - 66; atakuję @Scarlett Norwood Bałwanki: 0/3 ulepionych bałwanów Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: 10 Lisek:Sashka
Była przekonana, że świetnie dogada się ze swoim liskiem, podobnie jak Carly ze swoim i wygna z niego całą tą strachliwość. Nie było opcji, żeby w jej towarzystwie Toto chował się po kątach, to się po prostu nie zgadzało. Musiała jednak przyznać, że było to doprawdy zabawne połączenie - Carly, która gotowa była podbić świat i Toto, który najchętniej wskoczyłby do jakiejś ciemnej dziury i stamtąd podziwiał jej poczynania. - O tak, tu naprawdę jest wszystko, a ja nie mogę się doczekać, kiedy skosztujemy jakichś tutejszych słodkości, bo przecież muszą jakieś być! Aaa po co ci węgiel? - spytała ze zmarszczonymi brwiami, wyraźnie wybita z rytmu. Tu sobie gawędzą o atrakcjach i innych przyjemnościach, a nagle panna Norwood wyjeżdża z tematem węgla i palenia w piecu. W ogóle to w jakim piecu? Z jeszcze większym niezrozumieniem wymalowanym na twarzy przeniosła wzrok z przyjaciółki na okolicę, starając się wypatrzeć coś, co mogłoby jej dać jakąś podpowiedź. - Oj na pewno nawet jeśli się schowa, to prędzej czy później wyjdzie z ukrycia. Zauważyłam, że one nie odstępują człowieka nawet na krok, także spokojnie, nie zgubi się - wyszczerzyła się do Carly, pewna swoich słów. Zdążyła już faktycznie dojść do wniosku, że liski nie odchodziły daleko od "swoich" ludzi, tak jakby w jakimś sensie się nimi opiekowały i cały czas miały na oku. Zresztą może i nawet lepiej, że Toto akurat odszedł, bo przynajmniej nie został ofiarą brandonowej śnieżki. Sama zresztą szybko musiała wziąć nogi za pas i przestawić się już całkiem na tryb wojenny, bo Carly nie pozostała jej dłużna i również rzuciła w nią kulką śniegu. - Nie pokazuj języka - zaczęła, schylając się przed atakiem i przy okazji nabierając w dłonie trochę puchu, z którego zaczęła formować niezgrabną kulę - bo ci krowa nasika! - zakończyła i w tym samym czasie posłała kolejny pocisk w przyjaciółkę. Nie oglądając się za siebie, zaczęła zwiewać za choinkę, chcąc choć trochę zyskać na czasie a może i nawet wziąć dziewczynę z zaskoczenia następnym atakiem od tyłu.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Bitwa na śnieżki: 2/6 postów napisanych; 76 atak i 5 obrona@Elizabeth Brandon Bałwanki: 0/3 ulepionych bałwanów Pozostałe aktywności: Suma punktów uratowania świąt: 10
Można było uznać, że Carly dostała wyzwanie i tym wyzwaniem nie było wcale uratowanie świąt, a uratowanie Toto przed nim samym. Przed tym, żeby przestał bać się własnego cienia albo robił coś podobnego. Na razie jednak nie wiedziała, jak miałaby się za to zabrać, więc przystępowała do tego niesamowicie wręcz powoli, chłonąc to, co ją otaczało, starając się zrozumieć, co się tutaj działo i dlaczego tak, a nie inaczej. A przy okazji nawijała makaron na uszy, gadając po prostu jak najęta, co wcale nie powinno dziwić, jeśli ktoś ją dobrze znał. - O no co ty, na pewno coś tu jest. Patrz, tam w ogóle jest chyba coś do picia, to może się znajdzie czekolada, taka niesamowicie smaczna, bo jaka by inna była, co nie? A węgiel to do bałwanków, bo do czego innego? Znaczy, może być i do pieca, bo tutaj na pewno jakoś się grzeją, no nie powiesz mi chyba, że jedyne, co tutaj robią, to czarują, chociaż pewnie muszą, bo inaczej nie byłoby tu takiej choinki - powiedziała, mieszając ze sobą oczywiście wszystkie możliwe wątki, robiąc z tego, a jakże, niezły gulasz, ale znowu, nie przejęła się tym ani trochę, po prostu doskonale się tą całą sprawą bawiąc. Zaraz też rozchyliła lekko usta na kolejne słowa Lizzie, by rozejrzeć się za Toto, a następnie podrapała się po brodzie. - Hm, to znaczy, że jest na mnie skazany i po prostu w którymś momencie będzie musiał ośmielić się do mnie podejść, jak już przestanie się chować. Już ja mu pokażę, co to znaczy ratować święta! Bo to trzeba być odważnym Puchonem - zakomunikowała, nim ni z gruszki ni z pietruszki wdały się z Lizzie w wielką wojnę śniegową, ani trochę nie przejmując się tym, czy to było poważne, mądre albo czy prowadziło do słusznych rozwiązań. Zabawa, cóż, była zabawą. - Nie nasikała! - zakomunikowała, jakimś cudem unikając śnieżki rzuconej przez przyjaciółkę i wzięła zamach, by miotnąć w jej stronę śniegiem, nawet jakoś dobrze go nie formując, bo zwyczajnie nie miała na to czasu, ale aż się z tego wszystkiego potknęła, by skończyć na robieniu aniołków w śniegu, co mogło być rozpraszające dla Lizzie. Oberwać mogła, ale dzięki temu, a jakże, mogła ją zaskoczyć i to planowała zrobić, wyraźnie zgarniając śnieg...
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
– MAAAAAX – wydarła się do przyjaciela, gdy tylko ujrzała jego sylwetkę przy wejściu Merfox Village, a lisek, który jej towarzyszył, zamerdał wesoło ogonkiem. – O jak się cieszę, że znalazłeś czas – przytuliła go mocno, kiedy już uporała się z ośnieżoną ścieżką i znalazła się u boku kumpla. Kochała święta równie mocno co transmutację, irlandzkie piwo i niedzielne poranki spędzone na malutkiej kanapie w mieszkaniu w towarzystwie najbliższych i ukochanych zwierzaków. Dlatego starała się celebrować ten czas i gdy tylko znajdowała w grafiku chwilę, porywała znajomych w kierunku świątecznych atrakcji. – Dużo masz rezerwacji na sylwestra? Podejrzewam, że pół Londynu bije się o wejściówki do Pure Lux – zamajtała brwiami, przekonana, że do klubu Maxa wszyscy próbują się dostać drzwiami i oknami. I słusznie, bo znając Solbiego, już dawno zaplanował masę atrakcji. – Liczę, że znajdę tu inspirację na prezenty, bo brakuje mi jeszcze kilku i.. – przerwał jej dźwięk jingle bells śpiewany przez małą dziewczynkę, który dobiegał spod puchowej kurtki Gryfonki. Przewróciła oczami roześmiana, po czym zaprezentowała Solbergowi winowajcę owych odgłosów w postaci najbardziej tandetnego i kiczowatego świątecznego swetra. – Dostałam go od Fiadh, która dziergała go, jak twierdzi, prawie cały rok, a skoro tak to muszę w nim chodzić non stop. I tak, to mój głos. Gdybym wiedziała, że moje dziecięce występy będą jakimś cudem nagrywane, a potem wykorzystywane przeciwko mnie to nigdy bym żadnego recitalu nie robiła. A tak? Będziemy słuchać moich jęków z czasów, gdy miałam siedem lat – streściła przyjacielowi historię swetra, w międzyczasie idąc do centrum wioski aż natknęli się na ogromną, przepiękną choinkę. – O do chuja! – krzyknęła elokwentnie. – Jak tu P I Ę K N I E. Od czego zaczynamy??
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Bitwa na śnieżki:- Bałwanki:- Pozostałe aktywności: kolędowanie Suma punktów uratowania świąt: 5pkt. Lisek: Meatball
Oczywiście, że ostatecznie skontaktował się z Marleną, która już na spotkaniu Labmedu marudziła mu o świąteczne trunki. Co prawda tych alkoholowych, Max nie miał przy sobie, choć od czasu lekcji gotowania, znów telepało go by tylko skoczyć do baru. Na ten moment zachowywał jednak tę słabość dla siebie, wierząc w to, że jakoś sobie poradzi. -Dla Ciebie zawsze. - Uśmiechnął się na widok przyjaciółki, którą od razu wziął w ramiona na świątecznego przytulaska. -Widzę, Ty też masz futro u ogona. Mój jest jakiś, kurwa nadpobudliwy, ale gentleman jakich mało. No patrz, tego. - Meatball już siadał i wyciągał do Marli łapkę, w geście powitania, na co Solberg przewrócił rozbawiony oczami. Wciąż wolałby nie mieć zwierzaka przy sobie, ale skoro już się kręcił pod nogami, to trzeba było znaleźć jakiś pozytyw całej sytuacji. -A weź. Ostatnio miałem problem z dostawą, tuż przed firmówką wigilijną, a teraz kalkuluję, czy wynająć Luxa na Sylwestra jednemu zahukanemu krawaciarzowi, czy zostawić klub otwarty dla wszystkich. Kasa byłaby ładna, ale nie wiem czy zniosę sztywniaków przez kolejny dzień. Lux stawia mnie przed dylematami, których nigdy nie spodziewałem się mieć. - Westchnął, po czym wyciągnął paczkę szlugów i poczęstował gryfonkę, po czym sam odpalił jednego, zaciągając się nikotyną. Aż nie mógł uwierzyć w to, że przez rok jego klub zaczął tak zarabiać i faktycznie stał się miejscem na mapie magicznego Londynu. Cieszyło go to ogromnie, choć praktycznie co dzień wkurwiał się ilością obowiązków, jakie musiał ze sobą pogodzić. Już myślał, że historii swetra Marli nie zrozumie, ale dziewczyna postanowiła mu ją jednak opowiedzieć. Jej słodki, dziecięcy głosik niesamowicie go bawił i nawet nie próbował tego ukryć. -Ciesz się, że to tylko sweter, który zawsze możesz odłożyć. My mamy debilną tradycję robienia Talent Show w Wigilię. Co roku trzeba robić z siebie debila i co roku młody wkurwia się, że używam magii i oszukuję. Według niego, oczywiście. - Prychnął, widząc już oczami wyobraźni kolejnego focha, jakiego w tym roku strzeli jego przybrany brat. Nie ma to jak świąteczna atmosfera. -Słuchanie Twoich jęków, to czysta przyjemność, nie wiem o co Ci chodzi. - Skomentował dwuznacznie, dodając do tego odpowiednią mimikę. Nie mógł nie wykorzystać okazji, którą sama mu podłożyła. Musiał jej przyznać, że miejsce naprawdę robiło wrażenie. Śnieg, choinka i reszta świątecznego klimatu zawsze chwytały Maxiowe serduszko w pozytywny sposób, choć krył się za tym pewien smutek oraz strach. Nie pozwalał jednak, by te negatywne emocje jakkolwiek przyćmiły dzisiejszy dzień. -Skoro już rozpoczęłaś festiwal fałszu, to proponuję kolędy! - Zauważył pudło ze śpiewnikami i chwycił jeden, by następnie odchrząknąć i samemu zacząć intonować Auld Lang Syne. Szkocka pieśń zawsze go jakoś bawiła, choć dziadek, którego pożegnał niedawno Max, brał melodię śmiertelnie poważnie.
Max miał w sobie charakterystyczny urok zawadiaki, który momentalnie poprawiał humor, a jego ciepła postawa wobec niej niezmiennie rozczulała ją od lat. Po powitalnym uścisku, wyciągnęła jeszcze dłoń, aby zmierzwić mu włosy i czujnie, acz krótko i nienachalnie, zerknąć na twarz przyjaciela i sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Z szerokim uśmiechem obserwowała poczynania maxowego liska, totalnie zauroczona ich dzisiejszymi towarzyszami. – Cały ty – zaśmiała się, bo w zasadzie tak w ogromnym skrócie można byłoby opisać Solbiego, a następnie pogłaskała Klopsika po łapce. – Są przeurocze i gdyby mój psidwak nie był egoistą, który ledwo w łóżku toleruje mnie to bym tego piernika słodkiego przemyciła do siebie – rozanielona wpatrywała się w bawiące się razem lisiątka, a potem skupiła się już na Maxiofelku, w międzyczasie podbierając od niego papierosa. – Tym bardziej cieszę się, że podobne dylematy póki co mi nie grożą. Ale myślisz, że z imprezy otwartej dla wszystkich nie zarobisz podobnie? Pytanie tylko czy chcesz użerać się ze sztywniakami czy zbytnio wyluzowanymi ludźmi – skróciła jego kalkulacje do prostszej, w jej mniemaniu, decyzji, której i tak za chuja nie potrafiłaby podjąć. I pewnie właśnie dlatego nie miała swojego ekskluzywnego klubu. Wypuściła dym i rzuciła Maxowi spojrzenie pełne dumny, gdy po raz kolejny dotarło do niej jak sobie świetnie radzi z tym wszystkim. – Cieszę się, że tak ci się to rozwinęło, wiem ile pracy w to włożyłeś – poklepała go po ramieniu, ale czułości przerwał im jej nieszczęsny sweter. Oczy aż jej rozbłysły na wieść, że co roku mają rodzinne, wigilijne show. – Co za wspaniała tradycja, adoptuj mnie!!! Plus masz doświadczenie w byciu debilem, więc pewnie za każdym razem wygrywasz – pokazała mu język, nie mogąc sobie darować drobnej, przyjacielskiej uszczypliwości. – Jestem w szoku, że moja mama na to nigdy nie wpadła, jak jej powiem to tak na dziewięćdziesiąt dziewięć procent bądź pewny, że będzie wypisywać do ciebie na wizzie o szczegóły. Przewróciła oczami na niewybredny komentarz Maxa, ale musiała przyznać, że sama go do tego nieświadomie sprowokowała. – W i e p r z – odparła tylko, śmiejąc się pod nosem. Klasnęła w ręce z uciechy, gdy padła propozycja zaśpiewania kolęd. Również złapała pierwszy z brzegu śpiewnik i po chwili dołączyła do przyjaciela, próbując wbić się w dobry rytm przy szkockiej pieśni, którą kojarzyła jako tako. Choć zdarzyło jej się fałszować, nic sobie z tego nie robiła i śpiewała dalej z uśmiechem na ustach. – Pamiętam jak kiedyś w pubie jeden taki typ zaczął to śpiewać i zrobiła się burda stulecia, bo wiadomo, Irlandia dla Irlandczyków, Szkoci wypierdalać dmuchać w dudy itp. Miałam wtedy swój pierwszy chrzest, to znaczy zostałam oblana piwem i przysięgam, nigdy nie widziałam Fiadh tak wkurwionej. Wbrew pozorom to był jeden ze spokojniejszych wigilijnych wieczorów, bo tak ich wszystkich ustawiła, że siedzieli potem potulni jak aniołki. A ja cuchnęłam jak żul i chyba tylko świąteczny cud sprawił, że czaropieka społeczna nie zainteresowała się sprawą – sprzedała kumplowi kolejną anegdotkę ze swojego dzieciństwa, pokazując mu palcem na stoisko z napojami. – Gorąca czekolada brzmi jak doski plan!
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Bitwa na śnieżki: 2/6 - atak 39; obrona 77 - atakuję dalej @Mulan Huang Bałwanki: 0/3 Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: 10 Lisek Yoga
Uśmiechnął się łagodnie, widząc, że trafił w siostrę, a Yoga zdecydowanie dobrze się bawiła, atakując śniegiem lisa od Mulan. Max nic nie robił sobie z zimna, jakie panowało wokół, jakie pozwalało, aby biały puch był w idealnym stanie do podobnych wygłupów. Innymi slowy, było idealnie, jakkolwiek spojrzało się na to, co się działo i Huang czuł się zwyczajnie dobrze. Na tyle, żeby bawić się dalej, żeby schylić się po kolejną śnieżkę, korzystając, że pozostała dwójka zamierzała atakować siebie wzajemnie. - Ona jest rodziną z krwi, a ty z wyboru - odpowiedział w stronę Brewera, a jego ciemne spojrzenie błysnęło zaczepnie, gdy uformowawszy kulkę, rzucił ją w stronę siostry. - Więc ciebie będę bronić… Choć wolałbym, żeby natarła cię śniegiem, ucząc nosić cieplejsze ubrania - dodał ciszej, kiedy próbował cwanie ukryć się za Gryfonem przez ewentualnym atakiem siostry i jakby dla potwierdzenia swoich słów, spróbował wsypać odrobinę śniegu za kołnierz Maxa. Widział, że jego własna śnieżka nie trafiła wcześniej w Mulan, więc w żaden sposób nie zdołał jej zdezorientować, a teraz zdecydowanie był za blisko Maxa, aby uciec przed jego atakiem i choć mimowolnie kalkulował, kogo powinien za chwilę zaatakować, bawił się wyśmienicie. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, a z tego co widział, nie byli jedynymi, którzy postanowili wziąć udział w zabawie i atakowali się wzajemnie śniegiem. Właściwie nie mógł się dziwić, skoro w Anglii trudno było o taką ilość czystego puchu, a świąteczna atmosfera zdawała się przenikać to miejsce w każdym calu. - Yoga, nie daj się! Zrobimy z nich bałwany - zakrzyknął do lisiczki, widząc, że próbuje zasypać śniegiem Mable, zdecydowanie wyglądając przy tym na szczęśliwą. Jak każde z nich.
______________________
I won't let it go down in flames
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Bitwa na śnieżki: 3/6 postów napisanych; 3 || 39, broń się @Longwei Huang Bałwanki: x/3 ulepionych bałwanów; Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: Lisek:Mable
Można było pokusić się o stwierdzenie, że było to zwyczajne wyjście rodzinne, gdzie mogli do woli się wyszaleć i nacieszyć wzajemnie swoim towarzystwem. Na pewno przydałoby im się nieco luzu po tak intensywnych i często nieprzyjemnych doświadczeniach tego roku. Mogła się oszukiwać, że 2024 będzie o wiele lepszy i to będzie jej rok, ale coś czuła, że i w nim uda jej się wplątać z różnorodne kłopoty. Liski wesoło harcowały w śniegu, którym również się obrzucały w jakiś magiczny sposób, a Mulan wplątała się w dzikie śnieżkowe battle royal ze swoim bratem i szwagrem. - Chyba przez to, że sam go wybrałeś to oczekiwał większej lojalności! - odkrzyknęła i chciała już zaatakować brata, ale poszło jej to niezwykle kiepsko przez to, że musiała uskoczyć przez śnieżką, którą posłał w jej stronę. Musiała być naprawdę uważna z tymi dwoma, którzy atakowali ją jak tylko mogli. Gdyby jeszcze tylko miała jakieś wsparcie w Marble, ale ta o wiele bardziej wolała po prostu bawić się ze swoimi lisimi towarzyszami. Musiała zatem jakoś radzić sobie sama i szykować się do niezwykle intensywnej walki.
Bitwa na śnieżki: 3/6 postów napisanych; atak - 24; obrona - 60; atakuję @Scarlett Norwood Bałwanki: 0/3 ulepionych bałwanów Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: 15 Lisek:Sashka
Węgiel do bałwanków, no tak, to oczywiście miało sens! Nawet nie wiedziała, dlaczego wcześniej sama na to nie wpadła, ale w tamtej chwili nie było to dla niej takie oczywiste, ta przysłowiowa żaróweczka wisząca nad głową w jej przypadku nie świeciła, a trybiki obracały się z zawrotną prędkością. Uwielbiała to, że we dwie nadawały na takich samych falach i żadnej z nich nie przeszkadzała paplanina tej drugiej, dzięki czemu ich rozmowy były naprawdę smerfastyczne, przynajmniej jej skromnym zdaniem. - Ośmieli się, spokojna głowa. Chyba że zmienisz się nagle w starą, garbatą, okropnie paskudną czarownicę, w co szczerze wątpię - zachichotała, oczami wyobraźni już widząc przyjaciółkę z wielkim zakrzywionym nochalem, tak jak to zwykle przedstawiało się złe wiedźmy w bajkach. - Nie mów hop, bo zaraz jakaś przyleci i będziesz miała - odparła, śmiejąc się już na całego. I ruch Carly oczywiście zadziałał, bo Brandonówna skuszona perspektywą łatwego trafienia przyjaciółki podeszła do niej, jakoś nie zauważając, że tamta nabiera śniegu. No i dostała za swoje. Chwilę później musiała się uchylić w bok, żeby uniknąć trafienia prosto w twarz, ale na tyle źle oceniła tor lotu śnieżki, że ta rozbiła się prosto na środku jej klatki piersiowej. Dramatycznie uniosła dłoń do tego miejsca, wielkimi oczami patrząc na pannę Norwood. - Trafiona! Och, a całe życie miałam przed sobą. Żegnaj, świecie. Wszystkie moje rośliny zostawiam w spadku mojej drogiej przyjaciółce, Scarlett Norwood, która... - przerwała na chwilę, aby paść prosto w jedną z zasp i naprędce zgarnąć w okrytą rękawiczką dłoń trochę śniegu. - ...padnie tu razem ze mną! - dokończyła z piskiem i rzuciła w przyjaciółkę puchem, bo tego nawet nie można było nazwać śnieżką. Po czym zaczęła znowu się śmiać, jakby jutra miało nie być. - Och, Carly, jak mi brakowało takich chwil! Ostatnio ciągle tylko nauka i nauka, lekcje, prace domowe, bla, bla, bla, a przecież my nadal mamy po naście lat! Nie można tak tracić tych podobno najpiękniejszych lat życia!
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Bitwa na śnieżki: 3/6 → atak 94@Longwei Huang i obrona 100 Bałwanki: 0/3 Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: 15 LisekLulu
Max był nieco rozproszony tym, o czym mówiło rodzeństwo, chociaż jednocześnie odnosił wrażenie, że nie powinien dawać się w to wciągać, kiedy zwyczajnie się wygłupiali. Dlatego też jedynie parsknął, robiąc smutną minę, świadczącą o tym, że faktycznie takie podejście do sprawy ani trochę mu się nie podobało. Wiedział, że to wszystko było oczywiście durnym gadaniem, a nie czymś więcej, ale jednocześnie odnosił wrażenie, że zawędrowali w tym wszystkim już gdzieś bardzo daleko. Gdzieś podświadomie pomyślał o tym, że zbliżały się święta, które nie były jego ulubionym okresem w roku, a później zgubił się w tym, co się działo, wyłapując jedynie poszczególne słowa i uwagi, nie orientując się nawet do końca, co się dookoła niego działo. - Wolałbym tę lojalność – stwierdził, parsknąwszy, i jakby chciał pokazać Weiowi, że takie gadanie się go nie ima, rzucił w niego śniegiem, zaś towarzyszący mu lisi duch, wyraźnie mu zawtórował, nacierając na towarzyszy rodzeństwa. Śnieg zdawał się wzbijać dookoła gęstą chmurą, zza której nic nie było widać, powodując, że bitwa stawała się coraz trudniejsza, a co za tym szło, poważniejsza. To jednak dawało więcej przyjemności, zwyczajnej, niezbyt mądrej, ale zdaje się, że właśnie tego obecnie potrzebowali. - Dobij go! – rzucił do Mulan, gdy minął ją, starając się mimo wszystko znaleźć odpowiednie schronienie, wiedząc doskonale, że za chwilę powinien spodziewać się odwetu. Nie liczył nawet na to, że dadzą mu spokój.
______________________
Never love
a wild thing
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Bitwa na śnieżki: - Bałwanki: 1/3 ulepionych bałwanów; 5 2/3 9 i 3/3 10 Pozostałe aktywności: wieszamy bombki, Suma punktów uratowania świąt: 35
Lockie stanął na świątecznym placu, gdzie panowała radosna atmosfera. Sisi goniła już w stronę choinki, by zawiesić swoją bombkę, więc i on podążył za nią. Podniósł lisiczkę by mogła umiejscowić swoją ozdóbkę tam, gdzie miała ochotę, po czym zaraz obok powiesił też i swoją. Miał złudną nadzieję, że to już czas do domu, ale Sissi chyba miała być jego duchem świąt teraźniejszych i ani jej się widziało ruszyć. Zadarła ogonek i pomaszerowała w stronę okolicy, w której lepiło się bałwana. Lockie westchnął ciężko. Nienawidził lepienia bałwanów, bo kojarzyły mu się z dzieciństwem, a to było zbyt cieopłe, zbyt radosne i szczęśliwe, by chciał o nim pamiętać. Pełen złości zabrał się za kulanie pierwszej kuli śniegowej. Świąteczne dekoracje, śpiewający choinki i zapach pieczonych ciastek tworzyły niesamowity nastrój, jednak Swansea podszedł do tematu bardzo zadaniowo. Bałwany były popularną atrakcją, więc miał nadzieję, że jak tragicznie mu nie wyjdzie to ukryje swoje maszkarony pomiędzy innymi bałwankami. Zaczął od tego, co wydawało się najważniejsze – wybierania odpowiedniej ilości śniegu i formowania go w kulę. Chwycił zimny, mokry śnieg w ręce i zaczął go delikatnie ubijać, by nadać mu odpowiednią konsystencję. Musiał uważać, aby śnieg nie był zbyt mokry ani zbyt suchy. Trzeba było znaleźć właściwy balans. Toczył kulę za kulą, z nadzieją, że pójdzie mu to szybko, więc niespecjalnie się starał, choć zgrywał przed swoją lisicą, że próbuje najlepiej jak może. Sissy nie wydawaa się zadowolona, ale zaczynał czuć, że ona po prostu nigdy nie była zadowolona. Po utoczeniu pierwszej kuli, zabrał się za drugą, nieco mniej koślawą, po czym zlepił ją z pierwszą i wcisnął palcem dwie dziury w tej na górze, by bałwan miał oczy i mógł patrzeć na cierpienia tego beznadziejnego świata. Dołożył mu też smutną łypkę i kilka łezek z kamieni znalezionych pod butem. Był pewien, że to wystarczy, ale Sisi zaczęła na niego warczeć niczym wprawiony właściciel niewolników, więc zabrał się za lepienie kolejnego maszkarona, z nadzieją, że się małej futrzastej księżniczce drugi spodoba bardziej. Kiedy śnieg osiągnął odpowiednią konsystencję, Lockie zaczął formować kolejne kule. Wykonał to ostrożnie, uważając, aby bałwan nie był zbyt duży ani zbyt mały - w końcu już raz Sisi go ujebała, nie chciał powtarzać tej sytuacji. Starał się nadać mu okrągły kształt, choć trudno było to zrobić precyzyjnie tylko rękoma, - nie miał rękawiczek i czuł, że zaraz odpadną mu palce, ale czy to obchodziło zamordystkę lisice? Absolutnie nie. Wykopała dołeczek, by udostępnić mu więcej kamieni, a kiedy próbował znów ugrać numer ze smutną miną, capnęła go za nogawkę, zmuszając, by ten maszkaron był uśmiechnięty. A z czego tu się cieszyć? - Pasuje?! - zapytał lisa tonem niekryjącym pretensji, ten jednak podszedł do bałwanków z namysłem, obszedł je do okoła, po czym usadził dupę wyczekująco i pokręcił głową. - Słowo daje, jesteś gorsza niż moja matka. - mruknął niepocieszony. Zabrał się za trzeci zestaw śnieżnych kul, a gdy były ustawione przyszedł czas na tworzenie detali. Lockie wziął tym razem w ręce gałązki jako ramiona bałwana i delikatnie wciskał je w boki. Były one nieco nierówne, ale nadawały bałwanowi charakter - przynajmniej w jego opinii. Na wierzchu postanowił użyć dwóch węgielków jako oczu i małego kawałka marchewki, który Sisi chyba komuś ukradła na nos. To sprawiło, że bałwan nabrał trochę uroku, choć dalej wyglądał jak przez okno. Lockie nie zapomniał również o szaliku i kapeluszu. Przywdział bałwanowi mały kawałek materiału w kolorze czerwonym na szyję i nad głową, co sprawiło, że bałwan wyglądał na bardziej świątecznego. Trzeci bałwan może też nie był dziełem sztuki, ale Lockie cieszył się, że Sisi uznała go za godnego. To było wspaniałe uczucie, ta nadzieja, że lisica da mu święty spokój. Choć bałwan nie był idealny, był jego własnym dziełem i choć nie wyglądał dokładnie jak te inne na placu, był jedyny w swoim rodzaju. Tak jak Sisi którą miał nadzieję szybko gdzieś zgubuić…
Zt
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Bitwa na śnieżki: 3/6 - atak 90; obrona 8 - atakuję dalej @Mulan Huang Bałwanki: 0/3 Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: 15 Lisek Yoga
- W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone? Chyba tak brzmi jedno z powiedzeń, prawda? - odpowiedział im, rozkładając ręce na boki, kiedy został nagle zaatakowany przez pozostałą dwójkę. Właściwie mógł się tego spodziewać, ale nie był w stanie uniknąć obu śnieżek. O ile zdołał na spokojnie odskoczyć przed śnieżką rzuconą przez Mulan, tak już ta rzucona przez Gryfona trafiła go, wywołując śmiech opiekuna smoków. Pokręcił głową i rozejrzał się za swoją lisią towarzyszką. - Yoga! Atakuj ich! Niech staną się bałwanami - zawołał, zaraz uśmiechając się szerzej, kiedy lisiczka zaszczekała radośnie, chwytając podaną jej kulkę ze śniegu ostrożnie w zęby i skoczyła w stronę pozostałej dwójki, próbując zrzucić na nich ten śnieg. Zaraz też lisiczka ogonem próbowała zasypać to Maxa i Mulan, to ich lisich towarzyszy. W tym czasie Wei skleił nową śnieżkę i rzucił mocno w stronę siostry, zastanawiając się wciąż, czy zdołałby po prostu wrzucić ich w jakąś śnieżną zaspę. Nie myślał o tym, czy będą chorzy, wierząc, że zwyczajnie zdołają się rozgrzać. Nie zastanawiał się również nad słowami, jakie do tej pory padły, wiedząc, że większość z nich była zwyczajnie elementem zabawy, słowną zaczepką i odwróceniem uwagi. Wierzył, że Max jest świadom tego, jak ważny dla niego był, że miał w pamięci niezbyt zgrabne wyznanie, którego Wei liczył, że nie będzie musiał powtarzać. Tak jak wiedział, że Mulan na pewno nie miałaby mu za złe całkowice odwrócenie się od niej w trakcie śnieżnej bitwy, przynajmniej dopóki była między nimi, a nie kontra leśne trolle, czy inne groźniejsze stworzenia. Ostatecznie, skoro coś próbowało zniszczyć święta, być może powinni spodziewać się wszystkiego. Jednak póki co, Huang skupiał się tylko na Gryfonach i szczęśliwej Yodze, która wyglądała, jakby właśnie spełniało się jej marzenie i kto wie, może rzeczywiście tak było.
______________________
I won't let it go down in flames
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Bitwa na śnieżki: 2/6 postów napisanych Bałwanki: 0/3 ulepionych bałwanów Pozostałe aktywności: Napoje! Suma punktów uratowania świąt: 15
Paplały w najlepsze, a żeby było ciekawiej, to w ogóle nie miało sensu. Takiego najmniejszego, a jednak one doskonale się w tym odnajdywały, po prostu płynąc przed siebie, wędrując w sposób, którego nie dało się łatwo opisać, żeby nie powiedzieć, że w ogóle nie było to możliwe. Robiły wszystko po swojemu i to właśnie było teraz doskonale widać, kiedy zachowywały się, jakby wypiły za dużo soku z gumijagód. Były niczym oszalałe piłeczki, jakich nie dało się zbyt łatwo zatrzymać, latały z miejsca w miejsce i zachowywały się, jakby miały lat może maksymalnie pięć, a nie więcej. Papużki nierozłączki o kurzych móżdżkach, chociaż żadna z nich nie była głupia. - Ha! Chyba jak mnie postanowią przekląć, żebym nie wyrywała wszystkich pięknych chłopców w szkole – zakomunikowała oburzona, jednocześnie potwierdzając swoją niezwykłą pewność siebie, jaka wręcz w niej buzowała, powodując, że była, jaka była. Spojrzała więc w stronę Toto, dochodząc do wniosku, że on również był bardzo przystojnym chłopcem, o cudownie słodkich łapkach i aż parsknęła na tę myśl. Zaraz jednak się jej pozbyła, bo oto była świadkiem jednego z najbardziej niesamowitych przedstawień, które wciągnęło ją do tego stopnia, że zwyczajnie nie była w stanie się od niego oderwać. Zaraz też sama zaczęła się zachowywać, jak głupek, ulegając temu, co robiła Lizzie. Przyłożyła dłonie do serca, niemalże uroniła łzę, a potem zaczęła już tylko parskać, gdy śnieg pomknął w jej stronę, by po chwili uderzyć w śmiech tak bardzo, że aż zaczęła się krztusić zimnym powietrzem. - Jeszcze trochę i te moje nastoletnie lata się skończą – oznajmiła, charcząc z przejęcia, a potem sapnęła, nabrała powietrza i raz jeszcze się zaśmiała. – Ale jeszcze nie teraz! Nie ze mną te numery, naprawdę, ani trochę! Trzeba się bawić, a jak się bawić, no to się bawić. Chodź, napijemy się czegoś, a później ulepmy bałwany. Mówię ci, będzie zabawa – stwierdziła, sapiąc ciężko, jakby nie wiadomo co robiła i pociągnęła Lizzie za sobą w stronę skrzyń, gdzie znajdowało się masę różnych ciekawostek do picia. Z wielkim zadowoleniem przygotowała sobie gęstą, gorzką czekoladę, na mleku oczywiście, zakropioną kropelką rumu, jaki dostrzegła, z bitą śmietaną i piankami, a nawet posypką, którą dostrzegła dość nieoczekiwanie. Wyglądało to pięknie i jej zdaniem było wręcz zachwycające, zaś po bitwie, jaką odbyły, niezbędnie konieczne! - Ah, cudowne! To ja może ulepię ze śniegu wielką tabliczkę czekolady? I pewnie byłaby się za to od razu zabrała, gdyby nie to, że do jej uszu doleciało jakieś szczekanie, zawodzenie, piszczenie, czy co to było. Brzmiało, jakby ktoś bardzo, ale to bardzo nieumiejętnie próbował śpiewać. Aż uszy od tego więdły, naprawdę! Cóż to była za fałszywa nuta!
Bitwa na śnieżki: 0/6 postów napisanych Bałwanki: 0/3 ulepionych bałwanów Pozostałe aktywności: Suma punktów uratowania świąt:
Właściwie powinien był zadać sobie poważne pytanie na temat tego, co tutaj robił. Oczywiście, miał świadomość, że lis przyniósł mu prezent oraz list, ale jakoś nie chciało mu się wierzyć w to wszystko, co opowiadali inni ludzie. Czytał, rzecz jasna, Proroka, widział artykuły traktujące o Merfox Village, ale był coraz bardziej pewien, że była to jakaś zbiorowa halucynacja. Musiał jednak przyznać, że jakaś jego część chciała to zwyczajnie udowodnić, chociaż tak naprawdę nie wiedział nawet dlaczego. Ciągnęło go do tego, fascynowało go to, aż w końcu sięgnął po przyniesiony prezent i tym oto sposobem znalazł się na głównym placu wioski, zastanawiając się, co on właściwie tutaj robił. Pełno było tutaj ludzi, którzy obrzucali się śnieżkami, którzy lepili bałwany, śpiewali, pili i wieszali ozdoby na choince. Niektórzy kierowali się do sań zaprzężonych w kozły, inni znowu wchodzili do różnych zabudowań, jakby tam miało na nich czekać coś niezwykłego. I może tak było, choć Frederick jakoś nie miał co do tego przekonania. Jazgot jednak był szczęśliwy. Szalony, ale szczęśliwy, machał ogonem i śpiewał swoje pieśni, które Frederickowi działały na nerwy, bo zdawał sobie sprawę z tego, co lis chciał mu przekazać. - Głowa mnie już boli od tych twoich piosenek – stwierdził, patrząc na Jazgota, mając ochotę poruszyć lisimi uszami, czy ogonem, ale na razie trzymał się w ryzach, nie chcąc sobie pozwolić na to, by przyjąć ni z gruszki ni z pietruszki swoją zwierzęcą formę. To nie był na razie czas, ani miejsce na coś podobnego i Frederick po prostu próbował skoncentrować się na tym, co się dookoła niego działo, nie do końca rozumiejąc, co miał tutaj robić. Bo po coś został tutaj wezwany, a chwilowo stał jak słup soli na środku wioski, przyglądając się różnym rzeczom. - I w czym ja mam tutaj pomagać? Zdaje się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. To wygląda na naprawdę szczęśliwe święta – zauważył jeszcze, jakby to cokolwiek wyjaśniało i miało powiedzieć Jazgotowi, co teraz mają zrobić. Bo wyglądało na to, że równie dobrze mógł po prostu wrócić do domu i zająć się innymi sprawami, niż jakieś świąteczne kłopoty.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Bitwa na śnieżki: 4/6 postów napisanych; 45 || 2, broń się @Longwei Huang Bałwanki: x/3 ulepionych bałwanów; Pozostałe aktywności: - Suma punktów uratowania świąt: Lisek:Mable
Nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy tylko słyszała jak ta dwójka się przekomarza. Uwielbiała takie momenty, gdzie mogli po prostu beztrosko się bawić i działać sobie na nerwy. W końcu jak lepiej mieliby sobie okazywać miłość niż podobnym dokazywaniem, które jednak ustępowało trosce i faktycznemu wsparciu, gdy tylko druga osoba tego potrzebowała. Bo bitwa na śnieżki bitwą na śnieżki, ale w normalnych okolicznościach nie sądziłaby, aby którekolwiek z nich mogło postawić któreś z pozostałych ponad inne równie bliskie im osoby. W tej chwili doszło do połączenia sił na Froncie Gryfońskim, który przypuścił zmasowany atak na osamotnionego Puchona. Nawet liski zdawały się wejść w jakąś tajemniczą zmowę przeciwko Yodze. Mogła oczywiście dopuścić się zdrady domu i przywalić śnieżką w Maxa, ale zamiast tego postanowiła zamachnąć się na brata. Krew z krwi. Chociaż było to nie do końca przemyślane działanie, które musiała okupić oberwaniem śnieżką rzuconą przez Weia. Nie było mowy o tym, aby mogła uniknąć tak celnego ataku w momencie, gdy sama była skupiona na tym, aby faktycznie dobić brata mocnym rzutem, który mimo wszystko nie wyszedł tak jak sobie tego życzyła.